Mozliwe ze coś w tym jest i gdyby byo dostepne, to pewnie wylądowałabym w seminarium zeby nawracać 'niewiernych' ale w sumie ciesze sie ze tak sie nie stało przynajmniej mam czytsty umysł, wolny od naleciałości poglądów 'myslicieli'
Nie uwazam, żeby to właśnie był cel wyświęania jedynie mężczyzn... Kobieta ma takie samo prawo "do ogłupienia", jak to nazywasz.
roblem w tym, że Bóg tego nie chce, na co daje niezliczone przykłady
Oczywiście znowu przekręcasz - nie widac tutaj wcale kontekstu mojej wypowiedzi, który pokazuje jasno, o jak rozumiane "poznanie" Boga mi chodzi - o poznanie "do końca", poznanie istoty, wyczerpanie przymiotów poznawalnych. Bóg oczywiście daje poznać człowiekowi swoje energie, wychodzi do niego na przeciw w Jezusie Chrystusie - nie oznacza to jednak, że człowiek sam, bez udziału łaski, może cokolwiek powiedzieć o Bogu, a już na pewno nie może powiedzieć wszystkiego. Jestem zwolennikiem teologii negatywnej, i za Dionizym powtarzam - o Bogu nie sposób powiedzieć czegoś pewnego, gdyż jest Wszechmocny i niedefiiowalyny z samej definicji. Idąc tym tropem ujrzymy ateistów jko kapłanow tej "manifestacji" Boga, który nie istnieje.
Koncepcja Boga zakłada niepoznawalność. Oczywiście można zalożyć, że On na to pozwoli...
Bog mógłby oczywiście dopuścic nas do wszystkiego - ale to tylko działanie jego łaski, nie nasza prywatna inicjatywna. Zrobił już zresztą wiele dając Jezusa, który jest jedyną "drogą do Ojca" - nie wnioskuj z tego tylko, że ten kto Go nie zna, nie otrzyma zbawienia. Pozna i zrozumie w swoim czasie.
'Bóg Ojciec i Bóg Syn to są dwie różne osoby'
Tłumaczyłem to, jak chrześcijanie rozumieją pojęcie "osoby", prawda? Już na pewno wspomniałem o różnicy "istoty" i "osoby" czy hipostazy - na tym opiera się teologia trynitarna - na jednej istocie Boga i trzech jego hipostazach. Więc to jeden Bóg w trzech osobach. Trudne do zrozumienia? Cóż, logika arystotelesowska nie znajduje zastosowania w sprawach boskich.
Cytat który prubujesz zamotać, dotyczył Ciebie i twoich poglądów, a nie wspólnoty społeczności, rasy - prosze wiec nie zalewaj sedna sprawy potokiem niedopasowanych słów.
Wiesz doskonale, że to nieprawda. Próbujesz wymigać się od odpowiedzi... "Czlowiek" znaczył u Ciebie ludzkość i jej poglądy, to byl człowiek abstrakcyjny, przedstawiciel gatunku. I ja Twojej wizji "rasowej" przedstawiłem swoją wizję "jednostkową". Czy coś jest w istocie niedopasowane?
nie znam dokładnie apokatastazy, ale zgadzam sie ze wolna wola jest elementem który 'wcześniej czy później' zaprowadzi nas do Boga. Jednych wczesniej, innych później
Nie trzeba znac dokładnie, aby chwytać ideę. I tutaj znowu podkreślę, że kluczowy jest szacunek Boga dla ludzkiej wolnej woli. Predzej czy później każdy pozna i doceni Chrystusa poprzez współdziałanie łaski darmo danej i woli.
Nie, ale dostojnikom zdaje sie ze wystarczy słowo 'przepraszam' i mozemy zapomnieć o tym balaście. Otóż po drodze powinna być jeszcze pokuta, zadośćuczynienie, żal i postanowienie poprawy. Czy chrzescijaństwo spełniło te warunki zadośćuczynienia ofiarom?
Oko za oko ząb za ząb? To zresztą podwalina metampsychozy - każdy odpowiada za swoje zło w pełni i zawsze, więc faktycznie, podażając za tym legislatywnym i "wschodnim" jednocześnie rozumowaniem konieczna jest całkowita ekspiacja. Problem pojawia się wraz z etyką chrześcijańską, która rzuca na sprawy zupełnie unikatowe w dziejach etyki i wiary dotychczasowych i późniejszych czasów nowe światło. Tak naprawdę ta rzymska triada "wyznanie, żal, zadośćuczynienie" wynika z pewnej patoogiznacji nauki Chrystusa, któremu w istocie chodziło o to, by dac człowiekowi darmową łaskę, na którą oczywiście nigdy nie zasłuzyl. Właściwie konieczny jest tylko zal, ktory musi isc w parze z zaufaniem, że Bóg nam wybaczy - 77-kroć i wiele więcej. Całe chrześcijaństwo jest właśnie tak zbudowane - na darmo danej łasce, która jest wyjściem z "koła wcieleń", wyciągnięta ręką Boga - tak jak na ikonie Zmartwychwstania. Oczywiście, to chrześcijanie powinni dawac pryklad, wybaczac i prosic o wybaczenie - tak, to prawda, po stokroc prawda. Tylko widzisz, nie ma odpowiedzialności zbiorowej, chrześcijanstwo jest personalistyczne. Narody nie nosa na sobie pietno zbiorowej odpowiedzialnosci i nie nosi kosciol. Jesli pojawia sie ze strony autorytetu, przywodcy, struktury slowo "ubolewamy" a takze gesty zblizenia jest doskonale, jest wlasnie chrzescijansko. Coz wiec, ze ludzie sa ulomni, że tego nie robią? Są ułomni we wszystkim co robią - i będą zawsze - a kapłani są także tylko ludzmi. Właśnie dlatego potrzebna nam łaska!
Czy chrzescijaństwo spełniło te warunki zadośćuczynienia ofiarom?
Pojęcie zadośćuczynienia wiąże sie z pojęciem odkupienia i całą teologią krzyża w kościele zachodnim. Zyjecie tymi aksjomatami i nie możecie się od nich oderwac, a tu została zatracona istota chrześcijaństwa! Chrystus nie "zapłacił za nas Ojcu", a my nie musimy płacić za swoje grzechy (z tej koncepcji wziął sie czyściec), przeciwnie, u Boga łaska wybaczenia dana jest darmo. Jeśli umierający z ostatnim tchnieniem wyzna "wybacz", On wybaczy. Nawet jeśli nie kiwnie palcem, żeby uczynić coś dla naprawy wyrządzonego zła (oczywiście, jest idealnie, kiedy do tego dązy). I podobnie my, chrzescijanie, jestesmy wzywani do wybaczania braciom, chocby w nieskonczonosc, i proszenia o wybaczenie w nadziei na otrzymanie Go od bliznich i w pewnosci otrzymania Go od Boga! (przestrzegam przed budowaniem na tym tezy, że chrześcijaństwo to "róbta co chceta", bo wystarczy dodać, że prawdziwy żal zawiera to "postanowienie poprawy" - wcale nie trzeba tego wyszczególniać). Znasz przypowiesc, w ktorej do pracy przychodzą kolejno robotnicy, a kazdy wynagrodzony jest tą samą zapłatą, denerem, choć jeden pracował 12 godzin, a drugi choćby i 10min, prawda? I te o Synu marnotrawnym? One tłumaczą istotę chrześcijaństwa. I, kwestionując to, nie mogłabyś kwestionować kapłanów czy religii, a samego Jezusa (którego nauki zdaje się jednak, przynamniej wypowiadane w pierwszej osobie, cenisz).
Marcin Luter postanowił przetumaczyć biblie w ok XV w na jez ojczysty (wcześniej obowiązywała łacina) aby lud mógł indywidualnie zapoznac sie ze słowami Ewangelii.
To kwestia lokalna, bowiem przeciez na wschodzie juz w IX w. istniały lokalne tłumaczenia, a w kręgu CYWILIZACJI bizantyjskiej lud był przynajmniej piśmienny. Zmaganie zachodu to zmaganie z barbarzyństwem.
Tak rozpoczoł sie renesans po kilku wiekach średnowiecza (prawosławia to nie dotyczy?)
Nie!
Zalezy jakie sobie cegiełki wybierzesz. Nie jest to prawdą, ze robimy dokładnie to samo toczyłam również dyskusje na stronach Wiara.pl, a rozmówcy (bardzo wierzący) byli wymagający i inteligentni.
Można być wymagającym i inteligentnym, tak, nawet to zalecane, ale nie zmianiony pozostaje fakt, że do budowy światopoglądu istnieje policzalny zbiór elementów, koncepcji, które się powtarzają, mieszają, albo powstają przez negację.
Stąd wiem jaka retoryka jest stosowana: głównie są to cytaty wyrwane z kontekstu
Ja zawsze zaczynam od okreslenia kontekstu, jeśli posługuje sie cytatem - to częściej zwolennicy "alternatywnych" wizji lubią coś wyrywać, np. wersety z Genesis o Nephilim...
ciekwa jestem jednak 'prawosawnego' podejscia, jesli zechciałbyś sie wypowiedziec
Przede wszystkim kwestie obyczajowe są drugorzędne i NIESTAŁE, wiazą się nierozerwalnie z ludzkim sumieniem. To plon zachodniego postrzegania kościoła - mówię więc - KOSCIOL NIE JEST OD ZAKAZÓW I NAKAZÓW, a tak często pojmuje się go i w teologi i praktyce KRK. To niestety ma swoje glębokie konsekwencje... Stosunek przerywany, onanizm... jakie to ma realne znaczenie? Pewien nurt powie oczywiście, że masturbacja to grzech śmiertelny (głupie zachodnie rozroznienie, sa smiertelne i niesmiertelne?), a stosunek przedmalzenski czy homoseksualizm to już w ogóle wyrok na dnie piekła... Tak, powiedzą tak należac do polifonii Kosciola. Ja powiem dokładnie przeciwnie. Nie są to kwetie decydujące o wierze czy jakości moralnej człowieka, prawda? Kłotnie o te sprawy sprowadzają na głowy wszystkich chrześcijan straszne ciosy, a cierpimy tylko przez pewnych krzykaczy, którzy nie moga dostrzec przesłania ewangelii - nie, tego nie udowodnisz cytatem, chodzi o PRZESŁANIE. O dopatrywanie się wszędzie ewangelii. Polecam książke P. Gomes'a "Scandalous Gospel".
Albo tez wogole nie słuchają, bo moze ich to nieinteresować
ZAKŁADAMY, że to ich interesuje. Przypominam o wadze aksjomatów!
Przecież obecny papiez według listy Malachiasza jest przedostatnim.
A czy papiez, do cholery jasnej, to chrzescijanstwo? Ja w ogóle go nie uznaje za więcej niż biskupa rzymu, więc doprawdy Watykan mógłby zapaść się pod ziemie (może dobrze, paskudne to jest) i nic w moim życiu nie uległoby zmianie. Taki scenariusz to raczj oczyszczenie, nie oslabienie chrześcijanstwa...
Tyle ze wierzący mają paskudna własciwosć podważania ich z czasem i znów teolodzy wpadają w pułapke, jak wyjaśnić założenia skoro są one zalezne od tylu czynników...
Ty też nie wyjasnisz i nie umotywujesz swoich poglądów. Na czym? Na swojej intuicji? - subiektywna. Na Machabharacie? - interpretowalna. Na Piśmie? - interpretowalne. Na channelingu? - no nie musze tłumaczyć. Na obajwieniach Boga? - podwazalne. Nie ma rzeczy pewnej w wierze, musisz coś zalozyc. Wiec rownie dobrze mozesz zalozyc, ze Duch dziala w Kosciele i wszystko ma swoj sens, prawda?
Przypadek który opisujesz nalezy kulturowo do Indii i wiąże sie ściśle z systemem kastowym - w jakim stanie sie urodziłeś w takim masz żyć (sudra, ksatryai, bramin itp) tam nikt sie specjalnie biedotą nie przejmuje i dlatego ona trwa od wieków - to nie jest elementem buddyzmu, reinkarnacja obejmuje 'wcielenie' a nie życie na społecznej drabinie.
Oczywiście, że to nie obejmuje buddyzmu, ale nie to sie liczy - ważna jest idea reinkarnacji i jej wykorzystanie. Ja po prostu odwróciłem na chwilkę mechanizm - oskarzasz chrzescijanstwo o to, ze ogranicza człowieka, że zamyka mu drogi rozwoju, że przez zabobon go krzywdzi. A reinkarnacja jest do tego jeszcze lepszym narzędziem, bowiem można - i czyni sie to - usprawiedliwić nią każde nieszczęście, utrwalić każdy społeczny podział. Kasty są nierozerwalnie związane z kolejnymi inkarnacjami - powiesz może ze to wypaczenie. A ja powiem, że krucjaty to wypaczenie!
Budda kiedy spojrzał na nieszcześcia ludzkości, uronił łze widzac w jak fatalnym jesteśmy położeniu. I daltego pozostawił nam nauke jak wybrnąć z koła cierpienia
Tak, Budda zamist - daje 0. Chrześcijanie widzą jednak jeszcze opcję "+". Tak, Budda był doskonałym epikurejczykiem! (nawet, jeśli Epikura antycypował).
bo cierpeinie ma byc elementem zbawienia - oto cała kość niezgody
Dlatego właśnie za nas wycierpiał Jezus, mu, by doznać przebóstwienia, cierpieć NIE MUSIMY. Oczywiście, świat jest aki jaki jest i nic na to poradzimy... a czy buddysta, ten, który unika cierpienia, uniknie go w życiu? Nie, on chce sie wyrwać, ale go doświadcza.
przeciez jego cierpienie ostatecznie go zbawi? Ale dobrze wiesz ze ten argument jest naciągany - tak jak i twój.
Cierpienie samo w sobie wcale nie zbawia. Gdyby tak było, gdzie byłoby miejsce na piekło, w którym cierpi się ciągle? (ja w nie nie wierze, ale to jednak dosc czesto pojawiajaca sie koncepcja) Nie, cierpienie nie zbawia - może, nie musi, uszlachetniac. Ale automatycznie nie zbawia. Natomiast mój argument był zgoła inny - ok, buddysta, wedle ZASAD SWOJEGO SYSTEMU powinien odczuwac wspolczucie. Tylko reinkarnacja prowadzi łatwo do róznych wypaczen, podobnie jak pewne elementy chrześcijaństwa.
A że z tym ida tortury, wieloletnie wiezienia, przymusowe aborcje, konfiskata ziemi bo nowi czysci i wyedukowani przez partie chińscy osadnicy muszą dostać coś na zachete aby sie tam przeprowadzić. Szacuje sie ze liczba chińczyków przewyższyła juz liczbe rodzimych mieszkańców. Tak, mają nową kolej (dla szybszego dowozu osadników) i cywilizacje, tylko ze ten lud ginie i jeśli Loukasie uwazasz to za światło pokoju, to przypomnij sobie jak komuna potraktowała naszą elitę po roku 45. Nowy lepszy swiat spłynął jak zwykle krwia niewinnych ofiar. Pytam czy nie lepiej byłoby zostawić tych ludzi aby mogli zyć jak dawniej? Cyz nam na umór potrzebna jest cywilizacja z rzeką kłamst w tv i chemikaliami w zywności?
Tutaj sie zdecydowanie zgodzić nie mogę. W porowaniu do "dawnego ustroju" jest tybetanczykom nieskonczenie lepiej i widac, ze sami chyba tez tak to postrzegają, skoro wtedy witali Chinczykow, a teraz jakos z nimi specjalnie nie walcza (mnisi to inna sprawa). Komunizm chinski nie jest idealny, przeciwnie, ale mimo wszystko daje tym ludziom wiecej swobody - takze do szukania wlasnego spelnienia - niz mnisi. A tortury? Kazdy jest nimi w Chinach zagrozony, Tybetanczycy nie sa jakimś wyjatkiem. Więc jednak Chiny przyniosły pochodnię, bowiem dały wybór. I szpitale - po zywnosc moze ma dodatki chemiczne (co z resztą nie jest chemią?), ale kiedy ktoś rozbije głowe to mu ją zszyją w znieczuleniu.