no nie moglam sobie odmowic tego artykulu zamieszczam caly
Sęp w tramwaju
Stworzenie rysopisu tej grupy to zadanie absolutnie awykonalne, bo nie wyróżniają się z tłumu przeciętnych staruszków. Jedyne znaki względnie rozpoznawcze: mają więcej niż sześćdziesiąt lat i twarz pooraną zmarszczkami. Sekret tkwi w bezbronnym spojrzeniu, które na pierwszy rzut oka nie zdradza ich prawdziwej natury drapieżcy.
Miejcie się jednak na baczności: znajdują się wśród nas i czyhają na wszystkich wygodnie rozpartych na swoich siedzeniach. Na linii ognia są najczęściej młodzi, którzy nie ustępują miejsca, a w tym celu starają się udawać, że ich nie ma: są wyłączeni zupełnie z rzeczywistości przy pomocy otwartej książki lub włączonego Ipoda.
Jednak takie zachowanie nic nie daje, bo dla sępa stanowi to tylko jeszcze jeden pretekst do ataku. Ofiara musi się poddać, a jeśli, nie daj Boże, przechodzi do samoobrony, sęp działa jak w amoku. Rzadko ów sęp zjednuje sobie milczące poparcie otoczenia, jeśli już, to swoich rówieśników.
Nikt by się nie domyślił, że w wyścigu o wolne miejsce te biedne niewiniątka są pierwsze. Podeptają, stratują, a na koniec zmiażdżą wulgarnym słowem, byle osiągnąć swój cel. Lepiej usunąć się im z drogi, rozpłynąć się we mgle. Lepiej ulotnić się jak kamfora, by mogli po walce rozkoszować się w pełni smakiem zwycięstwa. To lubią.
Jak przyjdzie co do czego, okazuje się, że są schorowani, spędzają połowę życia w kolejce do lekarza i generalnie, należy im współczuć. A przecież nikt by nie podejrzewał, że drzemią w nich pokłady niespożytej energii i siły fizycznej. Przeciętny użytkownik MPK nie zdaje sobie sprawy z tego, że za jego plecami czai się stado dzikich bestii gotowych rozszarpać go na kawałki.
Nawet najcudowniejszy dzień nabiera zupełnie innego znaczenia w środkach komunikacji publicznej. Tam nie ma miejsca na uśmiech i miłe słowo. Walka o miejsca rozpoczyna się już na przystanku.
Nie wchodzą, tylko wbiegają do tramwaju, gnali jak na skrzydłach pragnieniem wyłowienia potencjalnej, nieświadomej zagrożenia ofiary. Ślina cieknie im z pyska, wzrok nerwowo przebiega po miejscach, by wreszcie zatrzymać się na wybrańcu, który nawet nie wie, że właśnie rozgrywa się największy koszmar jego życia.
Jakby nie wystarczyło grzecznie się odezwać, ale w ich słowniku nie istnieje „proszę” czy „przepraszam”. Są starsi, więc nie mają już nic do stracenia. Jakże się mylą! Nie przechodzi im przez myśl fakt, że swoim zachowaniem pracują na wizerunek wszystkich starszych ludzi.
Pewnego dnia przyszła kolej na mnie. Siedziałam zatopiona w lekturze jednego z bezpłatnych dzienników, kiedy pojawił się On. Zupełnie przeciętny staruszek, może wyróżniający się jedynie laską, kurczowo trzymaną przy boku. Nic nie zapowiadało, że nasza interakcja zakończy się bolesnym nokautem. Popatrzył, podszedł i od razu przystąpił do działania, abym zdała sobie sprawę, że nie żartuje.
Sprytnie przewidując, że słowo nie musi wywołać pożądanego efektu, zaatakował mnie swoją laską. Na taki argument nie pozostałam obojętna. Zdenerwowana stałam, napominając, by przestał wymachiwać mi przed nosem tym symbolem swego wieku i dobrym powodem do ustąpienia miejsca. Posłusznie ruszyłam się z miejsca, wspominając coś o dobrych manierach, które chyba zostawił w domu.
Następnym razem już postawiłam na swoim. Babci, która chciała zmusić mnie do ustąpienia miejsca, nie poszło ze mną tak łatwo. Gdy ona wskazywała mi znaczacym gestem biało-czerwoną naklejkę na szybie, ja pokazałam jej inne wolne miejsca za mną. Babcia była uparta, chciała za wszelką cenę postawić na swoim, mało brakowało, a zaczęłaby wymachiwać mi przed nosem legitymacją inwalidzką. Odporna na jej argumenty, pozostałam na swoim miejscu. Moja cierpliwość miała nieposzerzalne granice. Do diabła, czy nie chodziło jej o wolne miejsce? Więc czemu zawraca mi głowę jakimś znaczkiem na szybie? Gdyby inne były zajęte… ale sęk w tym, że nie były.
Innym razem byłam świadkiem psychologicznej wojny na przetrzymanie ze strony dwóch pań. Ta, która stanęła sępowi na drodze, musiała ucierpieć – została brutalnie odepchnięta z całą siłą, jaką posiadała w sobie ta krucha i delikatna postać.
„Potwór!” – skwitowała poszkodowana kobieta. W myślach przyznałam jej rację; popatrzyłam porozumiewawczo i uśmiechnęłam się z politowaniem patrząc na najczystsze wcielenie sępa, które jeszcze z zajmowanego miejsca wydzielało niezrozumiały charkot. – Jeszcze pewnie słucha Radia Maryja – nie zdziwiłabym się, tyle w niej jadu, który raz na jakiś czas znajduje ujście, bo inaczej chyba by ją zabił.
Najlepiej wraz z biletem zakupić odpowiednią ilość cierpliwości. Nigdy nie wiadomo, kogo spotkamy na swojej drodze. A nuż trafi się taki sęp, którego ujarzmianie może być zajęciem dla miłośników mocnych wrażeń. Jeśli mam się przyznać, lata praktyki sprawiły, że wyhodowałam w sobie alter ego, które już nie pozwala mi na subtelną ilość ironii i pełny dystans. Już nie mam ambicji ich wychowywać na ludzi. Teraz walczę ich bronią.
Nie wiem, co będzie za kilkadziesiąt lat. Czy i mnie nikt nie ustąpi miejsca? Wolę myśleć, że wtedy już będzie mnie stać na własny samochód i usługi MPK będą tylko nieprzyjemnym wspomnieniem.
http://wiadomosci.onet.pl/waszymzdaniem/28546,sep_w_tramwaju,artykul.html