Val Dee
Gość
|
|
« Odpowiedz #131 : Wrzesień 09, 2009, 17:51:23 » |
|
jeszcze jeden popularnonaukowy artykuł:
Nikt nimi nie dyryguje. Nie mają prezesa, zarządu ani nawet kompletu wszystkowiedzących menedżerów. Owszem, czasem trafia się królowa. Ale jaka to królowa?! To już Elżbieta II ma więcej władzy w Wielkiej Brytanii niż królowa w mrowisku albo ulu. Owadzie władczynie tak naprawdę zajmują się głównie składaniem jajek. Prawdziwe decyzje podejmuje kto inny. Kto? No jak to kto?! Wspólnota. Czyli stado. Spójrzmy choćby na ławicę ryb – zwykłych śledzi, sardynek bądź płaszczek. Wszystkie płyną elegancko w jednym kierunku. Nie zderzają się ze sobą, nie przepychają. Gdy napadnie je wróg, to choć ogarnia je strach, nadal trzymają się równo, zgodnie skręcają, wspólnie robią zwroty i uniki. Nie ma bezładnej „pływaniny” i chaosu paniki. Albo karibu. – Trudno to opisać słowami, ale kiedy stado było w ruchu, wyglądało jak cień chmury przemykający nad krajobrazem lub masa kostek domina przewracających się w tym samym czasie i zmieniających kierunek – opowiadał magazynowi „National Geographic” biolog Karsten Heuer. – To było tak, jakby każde zwierzę wiedziało, co zamierza zrobić jego sąsiad, sąsiad sąsiada i sąsiad sąsiada sąsiada. Nie było żadnego przewidywania ani reakcji. Żadnej przyczyny i skutku. Po prostu było. Kiedy do stada karibu podszedł wilk, uwaga zwierząt wzrosła. – Każde zwierzę po prostu się zatrzymało, w pełni czujne i wpatrzone – mówił Heuer. – Gdy wilk podszedł bliżej, najbliższe mu karibu odwróciło się i pobiegło. A ta odpowiedź przeszła jak fala przez całe stado aż do chwili, gdy wszystkie zwierzęta zaczęły biec. Manewry stada wykazywały nie panikę, lecz precyzję. W jeszcze większe zdumienie wprawiają naukowców mrówki. Doktor Iain Couzin, biolog matematyczny z uniwersytetów Princeton i Oksford, wyprawił się aż do Panamy, by je obserwować. Jego szczególną uwagę zwróciły mrówki ogniowe. Kiedy podróżują i natrafią na trudny do ominięcia dół, budują most. – Tworzą go ze swych żywych ciał – opowiadał reporterowi „The New York Times”. – Budują go, gdy jest potrzebny, i rozbierają, gdy nie jest używany. Być może ta sprawność wspólnoty wynika z tego, że ewolucja ich kolonii trwała dość długo. – My nie wyewoluowaliśmy w społeczeństwach, w których obecnie żyjemy – tłumaczy problemy naszego gatunku doktor Couzin. Uczony zajął się odcyfrowaniem zasad rządzących zgodną wspólnotą zwierząt. Liczył na to, że kiedy je poznamy, zastosujemy w naszym życiu.
(Mrówki uczą oszczędności) Na pierwszy ogień poszły jednak nie mrówki, tylko szarańcza. Zazwyczaj te owady żyją samotnie i nie kwapią się do życia w stadzie. Niekiedy jednak tworzą gigantyczne chmary, które lecą razem i zżerają wszystko, co stanie na ich drodze. Dlaczego ta sytuacja wymyka się czasem spod kontroli? – zastanawiał się Couzin. W 2006 roku jego zespół opublikował w „Science-” raport, który wyjaśnia te reguły. Szarańcza reaguje jedynie na tych sąsiadów, którzy znajdują się bardzo blisko. W normalnych warunkach owady żyją w wystarczająco dużym rozproszeniu, by nie wpływać na siebie nawzajem. Każdy osobnik porusza się więc po swojemu. Jeśli jednak zagęszczenie przekracza pewien poziom, sąsiedzi przybliżają się i automatycznie zaczynają synchronizować swoje ruchy. Wtedy tworzą chmary. Bardziej praktyczne znaczenie miało odkrycie reguł, którymi kierują się mrówki, kiedy decydują, ile osobników wysłać do źródła pożywienia. Arizońskie żniwiarki z gatunku Pogonomyrmex barbatus zastanawiają się nad tym rano. Pierwsze ruszają zwiadowczynie. Gdy wracają, dotykają czułkami czekających w gnieździe zbieraczek. – Dla nich jest to stymulacja do wyjścia – wyjaśniała „National Geographic” Deborah Gordon, która badała zwyczaje tych mrówek. – Zbieraczka potrzebuje jednak kilkunastu kontaktów w odstępie nie dłuższym niż 10 sekund, żeby opuścić mrowisko. Jeżeli na zewnątrz gniazda czyha jakieś niebezpieczeństwo, liczba powracających zwiadowców będzie mniejsza. Zbieraczki wówczas nie wyjdą. Jeśli wszystko jest w porządku, robotnica rusza po pokarm. I znów nikt nimi nie rządzi, a decyzje są słuszne. – Zbieraczka nie wróci, jeśli nie znajdzie czegoś do jedzenia – tłumaczy dalej Gordon. Następne robotnice ruszą, dopiero gdy te pierwsze coś przyniosą. – Im mniej jest pokarmu, tym więcej czasu zabiera im znalezienie go i powrót do mrowiska. Im więcej jedzenia, tym szybciej robotnice pojawią się w gnieździe i tym więcej mrówek rusza śladem pierwszych zbieraczek. – A zatem nikt nie podejmuje decyzji, że to jest dobry czas na zbieranie pożywienia – dodaje Deborah Gordon. – To działanie wspólne, a nie jakiejś pojedynczej mrówki. Mrówki z gatunku Linepithema humile przyjęły jeszcze inną strategię. Gdy robotnica przynosi pokarm do mrowiska, zostawia ślad chemiczny. Im więcej i częściej podróżują tą ścieżką inne mrówki, tym sygnał jest mocniejszy i przyciąga kolejne zbieraczki. To pomaga im optymalnie wykorzystywać najlepsze źródła pożywienia. I właśnie ta metoda została zaadaptowana przez człowieka. Przyjęła ją firma American Air Liquid, która zajmuje się produkcją rozmaitych gazów i dowożeniem ich do blisko sześciu tysięcy miejsc w USA. Wykorzystuje w tym celu rurociągi oraz setki ciężarówek i pociągów. Jednak w wyniku deregulacji rynku energetycznego cena prądu zmienia się niekiedy co kwadrans. Firma skonstruowała więc model komputerowy zainspirowany zachowaniem mrówek Linepithema humile. Wysyła on miliardy „mrówek”, czyli elementów programu, które gromadzą informacje na temat aktualnych cen energii lub potrzeb klientów. Model zbiera od nich informacje, sprawdzając, ile z nich wybiera daną drogę. Potem komputer rozważa każdy możliwy wariant decyzji: skąd, dokąd i jak zawieźć gaz. Pracuje całą noc, analizując miliony możliwych decyzji, lecz już o szóstej rano pokazuje najtańsze z możliwych rozwiązań. Początkowo kierowcy dziwili się, że zamiast dostarczać gaz z fabryki położonej najbliżej klienta, muszą brać go stamtąd, gdzie cena dostawy jest najniższa. Choć było to wbrew intuicji, sprawdziło się w praktyce. Koszty firmy znacząco spadły.
(Roboty chcą być jak karibu) Doktora Couzina zastanowiło z kolei, jak przepływa informacja o drapieżniku w grupie zwierząt. Bo w to, że istnieje coś takiego jak zasady stada, już nie wątpił. Problem polegał na tym, że jedynie nieliczni członkowie grupy otrzymują informacje o grożącym niebezpieczeństwie. Jak mogą przekonać resztę towarzyszy do zmiany zachowania? Grupa Couzina zbudowała model matematyczny, który ma to wytłumaczyć. Naukowcy założyli, że tylko kilka osobników potrafi poprowadzić stado we właściwym kierunku. Inne zwierzęta mogą mieć błędne informacje. A grupa musi wybrać, kogo posłuchać. – Kiedy zwiększaliśmy różnorodność opinii między najlepiej poinformowanymi osobnikami, stado spontanicznie dochodziło do kompromisu i ruszało w kierunku wybranym przez większość – mówi biolog. – Decyzję podejmowało bez matematyki, bez konsultowania się i nawet bez wiedzy, że decyzja została podjęta. Badacz sprawdził swój model na zwierzętach i ludziach. Wybrał grupę ochotników i każdego z nich poinstruował, według jakich reguł ma się zachowywać. Inni nie znali jednak zasad, którym byli posłuszni pozostali członkowie „stada”. W pierwszej wersji eksperymentu Couzin nakazał ludziom po prostu trwać w grupie. Tak jak przewidywał model, grupa utworzyła rodzaj pierścienia. W kolejnym doświadczeniu kilka osób dostało zadanie dotarcia do miejsca, lecz każdy lider do innego. Ludzkie stado – tak jak przewidywał model – podjęło szybką, nieświadomą decyzję, w którą stronę podążać. Uczestnicy eksperymentu szli zawsze za największą grupą liderów, nawet jeśli w jej skład wchodziła tylko jedna dodatkowa osoba. Dzięki takim zasadom na przykład stado karibu posłucha się tych osobników, które zobaczyły wilka, i posłusznie pobiegnie w wyznaczonym kierunku. A ryby, które zobaczą rekina, „namówią” resztę ławicy do ucieczki. Takie reguły próbuje się też zastosować w pracy z robotami. Zgodne stada maszyn przecież lepiej poradzą sobie ze zbieraniem informacji w niebezpiecznych miejscach niż pojedyncze roboty. – Zaczynają się poruszać i rea-gować w taki sposób, jaki obserwujemy w przyrodzie – opowiadał „The New York Times” doktor Naomi Leonard, inżynier z Uniwersytetu Princeton, który współpracuje z doktorem Couzinem. – Jeśli wyłączysz jednego osobnika, algorytm wciąż działa. Grupa nadal porusza się normalnie-. Naukowcy badający inteligencję stada podkreślają, że warto by jej zasady wdrożyć w naszych wielkich społeczeństwach. Jednocześnie jednak ostrzegają: te reguły sprawdzają się tylko wówczas, gdy każdy członek grupy indywidualnie zachowuje się odpowiedzialnie i sam podejmuje decyzje. Stado nie będzie mądre, kiedy poszczególne osobniki będą biernie czekać, aż ktoś im powie, co robić, albo gdy zaczną niewolniczo naśladować innych. Zniszczyć mądrość grupy mogą też ci, którzy dojdą do wniosku, że ich wpływ jest zbyt mały, by warto było podejmować wysiłek. Jak widać, warto się uczyć od zwierząt.
Wojciech Mikołuszko „Przekrój” 30/2008
|