Witam
Rozpoczynam ten wątek, gdyż w wielu już wątkach pojawiają się różne definicje rozwoju duchowego i jego związku z podejściem do świata, z działaniami, czynami, czy też z rozwojem zdolności "paranormalnych". Przez taką "mieszankę" poglądów i sprzeczności często w tych wątkach trudno dojść do jakiejś konkretnej konkluzji. Dlatego też ten temat poświęcony będzie rozważaniom, CZYM jest rozwój duchowy, i jak się ma do postępowania w życiu, czy też do podejścia do świata.
Jako że zaczynam temat, więc wypadałoby przedstawić jakich ogólny mój pogląd na tą sprawę. Oczywiście, jest to jedynie wizja, więc wszelka krytyka czy rozwiązania alternatywne mile widziane
Pierwszym pytaniem, jakie warto sobie postawić jest: "Czym w istocie jest duchowy rozwój?" Moja definicja może być nieco enigmatyczna, aczkolwiek myślę, że po przeczytaniu będzie jasna. Mianowicie uważam, że rozwój duchowy jest odkrywaniem "mechaniki działania" Wszechświata, łącznie z funkcją, rolą i znaczeniem poszczególnych jednostek. Jest on stopniowym, zarówno umysłowym, jak i duchowym zrozumieniem odpowiedzi na pytania: Kim jestem? Jaka jest moja "rola" we Wszechświecie? (nie w rozumieniu predestynacji, a bardziej "kółka zębatego w mechanizmie") Jak, na jakich poziomach i w jaki sposób łączę się z innymi "kółkami zębatymi", i jak one łączą się wzajemnie?
Ktoś może powiedzieć, że jest to jedynie zdobywanie pewnej wiedzy. Otóż nie do końca. Wiedza ta bowiem sprawia, że zaczynamy żyć świadomie, że wszystko, co nas otacza, a także to, co jest w nas, staje się sensowne, jesteśmy świadomi swoich wyborów i ich konsekwencji, świadomi sensu i celu rzeczywistości (tak tej widzialnej, materialnej, jak i niewidzialnej). Dzięki temu przekuwamy chaos w harmonię, życie dla życia w życie dla celu.
Tu dochodzimy do kwestii zdolności paranormalnych. Wielu ludzi oddziela je od rozwoju duchowego. Moim zdaniem jest to zasadniczy błąd. Dlaczego? Gdyż świadome, pewne i skuteczne zastosowanie tych zdolności jest wynikiem właśnie zrozumienia "mechanizmu" działania świata. W pewien sposób, poznając ten mechanizm, możemy wyjść poza niego, lub też, jak kto woli, świadomie go wykorzystywać, by obracał się wedle naszej woli. To nieco jak z energią elektryczną. Kiedyś pioruny były czymś niezrozumiałym, budziły jedynie lęk lub zaciekawienie, były czymś "obcym". Gdy człowiek zrozumiał zasadę ich działania, zasadę działania elektryczności, sprawił, że ta siła zaczęła działać wedle jego woli, wedle intencji. Nie zmieniał natury, a pojmując ją, dostosował do własnych oczekiwań. Podobnie, moim zdaniem, działają zdolności paranormalne - są funkcją głębokiego zrozumienia zasad otaczającego nas świata, tego materialnego i niematerialnego, i wykorzystaniem ich wedle woli.
Pojawia się pytanie - czy ktoś nierozwinięty duchowo może korzystać z tych zdolności? Tak, może. Jednak będzie to korzystanie chaotyczne, na zasadzie prób i błędów - podobnie jak kiedyś było z ogniem.
Tu dochodzimy do najważniejszego pytania: Jak się ma rozwój duchowy do podejścia do świata, działań człowieka, takich spraw jak miłość, poszanowanie etc? Wiele już na tym forum wyczytałem postów, w których łączono rozwój duchowy z miłością. Uznawano miłość za konieczny warunek rozwoju duchowego.
Moim zdaniem nie jest to prawdą. Gdyby było, świat nie byłby harmonią, a wielką dysproporcją. Uważam, że dobro/neutralność/zło są jedynie "profilem" ścieżki, nie zaś odpowiednikami rozwoju/stagnacji/upadku (oczywiście pojęć "dobro", "zło" czy "neutralność" używam tu metaforycznie, nie należy ich rozumieć dosłownie, a raczej jako pewne kryteria, grupy pojęciowe).
Ktoś teraz może się oburzyć i powiedzieć, że przecież, skoro wszyscy jesteśmy połączeni w Jedni, w Absolucie, to działanie na szkodę drugiego, bez miłości, jest działaniem na własną szkodę. Otóż nie do końca. Niestety, większość ludzi np nienawiść (jako przeciwieństwo miłości, nie jako uczucie) utożsamia z bezmyślną destrukcją, a neutralność - z brakiem działania. Ja tu przedstawię alternatywne spojrzenie, na metaforze grup, które mają wykonać pewne (jakieś, jakiekolwiek) zadanie.
Wyobraźmy sobie, że jest pewna grupa, której jesteśmy częścią. Grupa ma za zadanie zaprojektować pewną maszynę, do wykonywania bardzo złożonych prac, wspomagających i odciążających człowieka. Jaką postawę możemy przyjmować w tej grupie, w zależności od ścieżki, którą kroczymy? Odwołamy się do metafor miłości, nienawiści i neutralności:
1. "MIŁOŚĆ"
Aktywnie uczestniczymy w grupie, w burzach mózgu, planowaniu etc. Wyrażamy własne zdanie, dajemy wyrażać je też innym, życzliwie wskazujemy pomyłki, jak i przyjmujemy równie życzliwie krytykę. Stawiamy na wspólną pracę, widząc siłę w połączonych, równych siłach każdego z uczestników.
2. "NIENAWIŚĆ"
Stajemy na pozycji lidera grupy. Dajemy innym mówić, wyrażać pomysły, ale to my decydujemy, co robić, a czego nie. My wyznaczamy cele, my akceptujemy lub odrzucamy pomysły, i to nasza wizja ogólna ma być wykreowana. Myśli członków grupy są jedynie "narzędziami" do zbudowania i wcielenia w życia naszej wizji.
3. "NEUTRALNOŚĆ"
Stajemy z boku, i analizujemy. Nie mówimy wiele, ale uważnie analizujemy, co kto mówi, jakie rozwiązania są akceptowane, jakie odrzucane. Wtrącamy się jedynie wtedy, gdy zaakceptowane zostaje coś, co ewidentnie jest błędem, albo odrzucona naprawdę wspaniała możliwość. Nie akcentujemy swojego udziału, pełnimy raczej funkcję dobrego nadzorcy, trzymającego grupę na torze rozwoju, jednak nie ingerujemy bezpośrednio w kształt ich myśli.
Zaraz ktoś może zacząć wartościować, mówiąc, że np pierwsza opcja jest najlepsza, bo w trzeciej się lenimy, a w drugiej jesteśmy zaślepieni własną wizją. Jednak przyglądając się bliżej temu porównaniu, można zdać sobie sprawę z jednego: Kształt ostatecznego projektu, jego sukces, nie zależy tyle od tego, jaki "profil" będzie miała ta grupa, jaką rolę przyjmiemy, a jak dobrze będziemy ROZUMIEĆ cel, i jak skutecznie działać. Grupa 1, mając nieudolnych członków, mimo wzajemnej sympatii, szacunku i zrozumienia, może w efekcie stworzyć bardzo marny projekt, podczas gdy np grupa 2, mimo despotyzmu, jeśli przywódca dobrze rozumie swoją rolę i cel działania, może uzyskać wspaniałe efekty.
Innymi słowy, nie istotny jest sam profil, a zrozumienie mechaniki, zrozumienie procesu. Podobnie jest z rozwojem duchowym. Nie tak istotna jest ścieżka (dobro/zło/neutralność), którą kroczymy, czy zasady, które przyjmujemy, co głębokie zrozumienie działania tego wszystkiego, zrozumienie skutków, przyczyn i możliwości naszych działań.
Konkludując: Najgorszy tyran może poprowadzić ludzi do wspaniałego rozwoju i korzyści dla wszystkich, kierując się egoizmem, a i najlepszy demokrata, kierujący się altruizmem i poszanowaniem, ale nie do końca rozumiejący zasady działania tego wszystkiego, może doprowadzić ludzi na skraj ruiny.
Podsumowując - uważam, że rozwój duchowy nie ma nic wspólnego z samą ŚCIEŻKĄ tego rozwoju.
No cóż, i to by było na tyle. Zapraszam do dyskusji