Ekspertów kwalifikujących leki na listę refundacyjną często sponsorują firmy farmaceutyczne - alarmuje "Rzeczpospolita". Zdecydowana większość tych lekarzy jeździ na organizowane przez nie szkolenia. A te są organizowane nie byle gdzie - bo na przykład w Dubaju czy Nowym Orleanie.
Chodzi o 12 członków Rady Konsultacyjnej przy Prezesie Agencji Oceny Technologii Medycznych (AOTM), których powołuje minister zdrowia, oraz o ekspertów Zespołu do spraw Gospodarki Lekami. Zgodnie z regulaminem AOTM członkowie rady muszą stwierdzić konflikt interesów i wyłączyć się z procedowania nad lekiem, jeśli w ciągu roku produkująca go firma sfinansowała ich wykład lub badania. Żadna instytucja nie weryfikuje tego, czy rzeczywiście lekarze wyłączają się wówczas z opiniowania.
Faktycznie można różnie patrzeć na takie wyjazdy, ale przecież ludzie, którzy są ekspertami, powinni się szkolić, a nie ma możliwości robienia tego za pieniądze z zakładu pracy - tłumaczy prof. Ryszard Kurzawa, szef Kliniki Alergologii i Pneumonologii Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Rabce-Zdroju, członek Rady Konsultacyjnej AOTM. Sam w ciągu roku był na dziesięciu sponsorowanych wyjazdach, w tym do Dubaju i Nowego Orleanu.http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-firmy-farmaceutyczne-czesto-sponsoruja-lekarzy-ktorzy,nId,426297Konflikt lekarzy z rządem pokazuje de facto jak silna jest pozycja koncernów farmaceutycznych. Pacjent ma zaufanie do lekarza, bo to naturalne , skoro powierzamy mu swoje zdrowie- inaczej trudno w ogóle mówić o leczeniu - lecz ten sam lekarz ordynuje to, co mu sponsor zaleci.
Nieświadomi pacjenci bronią opinii lekarzy ponieważ chcą wierzyć, że ci walczą w trosce o ich zdrowie. Nawet, jeśli ktoś ma podejrzenia, że jest inaczej to nie widzi żadnej alternatywy, a ostatecznie każdy liczy się z groszem i lepiej jest mieć białą refundowaną śmierć niż drogą.
To też jest kwestia świadomości lub jej ograniczenia.
W Polsce tylko mówi się o profilaktyce nie robiąc w tym kierunku zbyt wiele. Samo życie jest dość stresogenne ,aby spowodować zaburzenia zdrowotne i to już w podstawówkach w których coraz więcej się wymaga od dzieci.
Taka dygresja - nauczyciel pracuje 8 godzin płatnych i trochę po godzinach za darmo, a uczeń zwykle 8 godzin w szkole i jeszcze co najmniej 4 godziny w domu pod presją obowiązku (coraz bardziej wymagające programy nauczania), ale bez żadnego wynagrodzenia. Dodatkowo dzieci wiedzą, że w życiu szkoła to tylko papier, który może pomóc, lecz nie musi. Płacą za to nerwami.
Chodzi mi o to, że wymuszony ,permanentny stres już od najmłodszych lat powoduje odkładanie się blokad w organiźmie. Ten system jest chory od samych korzeni.
Z radością powitam jego upadek wraz z nastaniem złotego wieku świadomości. W sposób naturalny miliony ludzi odwróci się od tego bagna jak tylko dotrze do nich sycący promień światła wolności.
To musi nastąpić, pomimo zaciskającej się pętli niewolnictwa.