Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Maj 05, 2024, 16:57:32


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: 1 2 [3] 4 5 6 7 8 9 10 |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Relacje męsko-damskie  (Przeczytany 98398 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
east
Gość
« Odpowiedz #50 : Listopad 30, 2010, 20:24:29 »

Kiaro , ale ja nie pisałem o tym, co Ci się w głowie roi , czyli
Cytuj
Wiesz east w taki sam sposob mozna rozwazac bicie zony z milosci przez czlowieka tak rozumiejacego jej okazywanie.
No i dalej co..... "Czy taka postawa może być krzywdząca ?
Gdzie nakreślilibyście jej granice ?

Miłość to miłość, a bicie to bicie.  Pisałem o tym, że miłość do kogoś powinna liczyć się z bezwarunkową akceptacją sytuacji życiowej tej osoby , bo na przykład jest ona uwikłana w stary układ.
Stąd wynikały moje pytania, czy istnieją granice wyrażania własnej miłości do takiej osoby i na ile jednak powinniśmy się samoograniczać w jej wyrażaniu biorąc ( albo i nie ) pod uwagę osoby trzecie. Cały czas piszę o "trójkątach" ( wielokątach hehe) , a nie o prymitywnym przykładzie, który Kiaro podałaś. Trochę empatii proszę Mrugnięcie
To nie są takie same rozważania. Wyczuwasz chyba czym się różnią ?
Zapisane
purattu
Gość
« Odpowiedz #51 : Listopad 30, 2010, 20:29:32 »

dla oko-ucho/ucho-oko

so now what?
so now what?  Cool


<a href="http://www.youtube.com/v/iDqkgR-JX60?fs=1&amp;amp;hl=pl_PL&amp;amp;color1=0x3a3a3a&amp;amp;color2=0x999999&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;param name=&quot;allowFullScreen&quot; value=&quot;true&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;param name=&quot;allowscriptaccess&quot; value=&quot;always&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;embed src=&quot;http://www.youtube.com/v/iDqkgR-JX60?fs=1&amp;amp;hl=pl_PL&amp;amp;color1=0x3a3a3a&amp;amp;color2=0x999999&quot; type=&quot;application/x-shockwave-flash&quot; allowscriptaccess=&quot;always&quot; allowfullscreen=&quot;true&quot; width=&quot;640&quot; height=&quot;505&quot;&gt;&lt;/embed&gt;&lt;/object&gt;" target="_blank">http://www.youtube.com/v/iDqkgR-JX60?fs=1&amp;amp;hl=pl_PL&amp;amp;color1=0x3a3a3a&amp;amp;color2=0x999999&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;param name=&quot;allowFullScreen&quot; value=&quot;true&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;param name=&quot;allowscriptaccess&quot; value=&quot;always&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;embed src=&quot;http://www.youtube.com/v/iDqkgR-JX60?fs=1&amp;amp;hl=pl_PL&amp;amp;color1=0x3a3a3a&amp;amp;color2=0x999999&quot; type=&quot;application/x-shockwave-flash&quot; allowscriptaccess=&quot;always&quot; allowfullscreen=&quot;true&quot; width=&quot;640&quot; height=&quot;505&quot;&gt;&lt;/embed&gt;&lt;/object&gt;</a>


Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #52 : Listopad 30, 2010, 23:16:16 »

Kiaro , ale ja nie pisałem o tym, co Ci się w głowie roi , czyli
Cytuj
Wiesz east w taki sam sposob mozna rozwazac bicie zony z milosci przez czlowieka tak rozumiejacego jej okazywanie.
No i dalej co..... "Czy taka postawa może być krzywdząca ?
Gdzie nakreślilibyście jej granice ?

Miłość to miłość, a bicie to bicie.  Pisałem o tym, że miłość do kogoś powinna liczyć się z bezwarunkową akceptacją sytuacji życiowej tej osoby , bo na przykład jest ona uwikłana w stary układ.
Stąd wynikały moje pytania, czy istnieją granice wyrażania własnej miłości do takiej osoby i na ile jednak powinniśmy się samoograniczać w jej wyrażaniu biorąc ( albo i nie ) pod uwagę osoby trzecie. Cały czas piszę o "trójkątach" ( wielokątach hehe) , a nie o prymitywnym przykładzie, który Kiaro podałaś. Trochę empatii proszę Mrugnięcie
To nie są takie same rozważania. Wyczuwasz chyba czym się różnią ?


Krzywdzenie to krzywdzenie ... jakie? Fizyczne czy psychiczne? Ktory bol moze byc wiekszy? Czy istnieje jakas gradacja?

W imie czego? Dobra? Czyjego dobra? Gdzie sa granice dobra i zla? Kto i w imie jakich kryteriow jest upowazniony ustanawiac dobro drugiego czlowieka?

Czy mozna kochac kogos kto jest w innym zwiazku? Pewnie ze mozna , milosc nie musi miec zadnych granic.
Mozna kochac i kochac sie w kazdym czlowieku. Bez znaczenia jest to czy on/ona sa w zwiazku i ile maja lat.
Bo milosc nigdy nikogo nie krzywdzi.

Ale .. realizowac swoje fizyczne zamysly w imie milosci wiedzac ze sie krzywdzi inna osobe nieswiadoma niczego.
Nawet w imie wlasnych uczuc , to moim zdaniem z moim systemem wartosci jest niemozliwe.

Bo to ze ktos czegos nie wie swiadomie to i tak i tak na polach energetycznych ta informacja dochodzi do niego.
Jak?

Otoz jest maz z zona polaczony ( i to bardzo) spleciony zwiazkiem uczuciowym , przysiegami i wspolnym zyciem. Dopuki swiadomie obydwie strony nie rozlacza tych wiezow one trwaja.
Ta jednia ( nie myslcie ze nie sa jednia) posiada wspolne pola informacyjne z ktorych korzystaja obydwoje.

Czy zatem nieswiadomosc ktoregos z partnerow naprawde jest nieswiadomoscia? Czy zapis zachowan drugiego jest niedostepny pierwszemu?
Jest dostepny , tylko nie zawsze odczytywany , nie zawsze chciany swiadomie.

Czy zatem zwiazki pozamalzenskie sa dobrem dla zdradzanego partnera?  Czy sa budujace i upekszajace nasza osobowosc?

Nie rozwazm zadnego konkretnego przypadku , bo nie mam prawa i woli nikogo osadzac.
Dyskutujemy nad sytuacjom teoretyczna.

Jest tylko jedna opcja powiedzmy prawidlowa na istnienie trojkatow.
A jest nia swiadoma zgoda partnera , zony/meza i nic wiecej.


Kiara Uśmiech Uśmiech


ps. Gdyby wasze udawadniania prawidlowosci istnienia takich ukrytych milosci poza malzenskich byly dobre piekne i prawidlowe to zdradzane zony nie wnosily by z tego powodu pozwow do sadu. nie uzyskiwaly by rozwodow z orzeczeniem winy partnera ktory zdradza.

Chyba wszyscy sedziowie nie maja poplatania z pomieszaniem i nie potrafia docenic piekna milosci w "skoku w bok"?
Wydaja ochydne wyroki nie ceniac "dobra" jakie czyni zdradzajacy partner kryjacy swoja zdrade przed malzonkiem?

Milosc jest piekna , kazdy niezaleznie od wieku i sytuacji zyciowej ma do niej prawo, ale nalezy zachowac godnos wlasna i uszanowac godnosc bylego partnera przed wejsciem w kolejny zwiazek. A nie oburzac sie ze nieetyczne zachowanie oparte na milosci nie budzi aplauzow.

U mnie nie.

Ale zycze kazdemu zakochanemu mozliwosci urzeczywistnienia swoich uczuc w pelnej godnosci osobistej. Z wielkim szacunkiem dla bylego , lub prawie bylego partnera.
« Ostatnia zmiana: Listopad 30, 2010, 23:29:25 wysłane przez Kiara » Zapisane
purattu
Gość
« Odpowiedz #53 : Listopad 30, 2010, 23:31:41 »

Kiara jakie ty poematy piszesz... Szok
kiedy masz czas na...M..?..  Cool
Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #54 : Listopad 30, 2010, 23:38:22 »

Kiara jakie ty poematy piszesz... Szok
kiedy masz czas na...M..?..  Cool


Cale moje zycie jest M.... Tak wiec nie brakuje mi czasu.


Kiara Uśmiech Uśmiech
« Ostatnia zmiana: Listopad 30, 2010, 23:38:48 wysłane przez Kiara » Zapisane
koliberek33
Gość
« Odpowiedz #55 : Grudzień 01, 2010, 00:02:08 »

Cytat: east
Można sobie wyobrazić sytuację, w której osoba w pełni Świadoma narzuca sobie samoograniczenie wobec ukochanej/ukochanego , aby nie skrzywdzić osoby trzeciej - tej nieświadomej -  ale czy to będzie działanie oparte na miłości ? Tym bardziej bezwarunkowej ?

Właśnie. Cały czas pytam, czy rezygnacja z miłości, gdy ona już zaistniała, jest działaniem słusznym i ze wszech miar etycznym? Oczywiście mając na względzie „dobro” osoby nieświadomej tego faktu.
A co z dobrem własnym i dobrem tego, który kocha, lecz nie osobę, z którą mieszka?
Czy rezygnacja w takiej sytuacji z uczucia nie naraża dwoje kochających się ludzi na szwank?
Przecież zasada nie czyń komuś, co Tobie nie miłe w tym wypadku uderza w dwie osoby, na korzyść trzeciej. Tej, która już nie kocha i nie jest kochana, a mimo to, jej byt materialny i wszelkie inne potrzeby są przez partnera zabezpieczane.

Czy można mieć monopol na uczucia kogokolwiek?
Jedyna nieprawidłowość wg mnie, to brak poinformowania dotychczasowego partnera o zaistniałym uczuciu.


Jeśli istnieje rzeczywista miłość ( choć, cóż to za określenie i czego tak naprawdę???), ale pozwólmy sobie już na tę umowność; otóż, jeśli jest to właściwe zespolenie, odnalezienie się tych połówek, to rezygnacja, albo nierezygnacja nijak się ma do tego faktu. Tzn. nie traci się nigdy takiej osoby, bo to uczucie zawsze jest. Niezniszczalne.

Wówczas bierze się inne priorytety pod uwagę. Bo, to co jest, to jest i nic tego nie jest w stanie zmienić...Zatem bez najmniejszych obaw należy  rozejrzeć się, czy inni są gotowi przyjąć to za fakt i czy mają siłę uporać się z taką nagłą zamianą miejsc, zwłaszcza jeśli dzieci są brane pod uwagę, jakoże przysparzanie świadome cierpienia innym nie przyniesie dobrych owoców!

W obliczu powyższych faktów rezygnacja jest tylko transformacją naszego uczucia, jego sublimacją i umocnieniem, wzniesieniem na nieogarniony i święty piedestał... czyli  w takie "rejony" gdzie sami do siebie czujemy o wiele większy szacunek, a i nasza połówka także! A to dlatego, że nic co piękne i prawdziwe w przyrodzie nie ginie, jeśli już, to się jedynie tylko umacnia. 

Czyli najprościej ujmując, rezygnacja w takiej sytuacji jest pozorna (no, bo z czego, z tego co niezaprzeczalnie istnieje?) i jest znakomitym akceleratorem. Jest próbą wielkiej miary i testem na szlachetność. Nagroda za to jest olbrzymia. Skąd to wiem? Ano dane mi było doświadczyć.... Wtedy dopiero zaczyna się tzw. prawdziwa miłość, ( acha, i nie muszą to być zaraz połówki, wystarczy, że ćwiartki... Chichot) jeśli oczywiście nie była wcześniej mirażem, bądź wirtualnym zwidem. Nie ma zatem lepszej możliwości, aniżeli przekonać się na własnej skórze. Gdybaniem nie dojdziemy prawdy i nie uzyskamy odpowiedzi, ale doświadczaniem tak.

Przed chwilą w TVP Kultura skończył się przeznakomity spektakl oparty na Czechowie, który poruszał kwestie nad którymi debatujemy. Był tak poruszający i odpowiadał na zawarte tutaj pytania. Wczoraj z kolei film, który także niemniej boleśnie dojmująco i wyraziście poruszał ten temat. Wystarczy mieć oczy i uszy otwarte, zwłaszcza wtedy, jeśli jeszcze się nie wie, czy nie czuje najbardziej oczywistych kwestii, a dotyczących zasady: "kochaj bliźniego swego jak siebie samego".  Wiem, w praktyce z reguły jest najtrudniejsze, to co najprostsze, a zatem  prośmy (o rozwiązanie...), a będzie nam dane!



Z serdecznym dobranoc. Uśmiech
« Ostatnia zmiana: Grudzień 01, 2010, 13:38:46 wysłane przez koliberek33 » Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #56 : Grudzień 03, 2010, 22:37:36 »

a zapowiadał się temat ciekawie...

Niestety i tutaj także go rozmyto przy pomocy górnolotnych stwierdzeń, pouczeń i obdarto z... prozy życia. Dyskusja w większości tematów po jakimś czasie sprowadza się do tego samego - tak, takie określenie ciśnie mi się na usta - bełkotu o miłości, wolności, dualizmach, jednościach, niby-doskonałości.
Kolejny raz czuję się jakbym czytał - pomimo użytych określeń i słów - suche, beznamiętne wypowiedzi, teorię z książek, za grosz życia... Jakby słowa wypowiadały zjawy, program komputerowy, a nie ludzie z krwi i kości.

Sporo postów - szczególnie Kiary - mógłbym wkleić do większości z tematów i nikt nie zauważyłby różnicy...
Zapisane
krzysiek
Gość
« Odpowiedz #57 : Grudzień 03, 2010, 23:45:32 »

Masz rację artqu. Bo przecież Miłość, to śpiew skowronka nad łanem pszenicy falującym złociście w powiewach orzeźwiającego wiatru. To ciepło słońca ogrzewającego nasze kości i zmysły. To także wspomnienie wspaniałych wakacji u boku tej Jedynej. To energia, której nie muszę rozumieć i analizować w kontekście praw rządzących Wszechświatem. Muszę i chcę ją czuć i przeżywać, póki każda moja komórka i tkanka tego pragnie.

To przez Miłość piszę wiersze i niestraszna mi żadna choroba, bo ona mnie uleczy i da nadzieję na lepsze jutro. Nie potrzebuję i nie chcę żadnych definicji tego szczególnego stanu mojego jestestwa. Wystarczy radosne bicie serca...
Zapisane
Betti
Gość
« Odpowiedz #58 : Grudzień 03, 2010, 23:59:04 »

Mala mentalita
Pewien facet powiedział: "Wystarczyłoby mi zmienić się w kobietę, chociaż na jeden dzień, aby poprawić w sposób znaczący swój byt materialny".

To zaskakujące wyznanie daje wiele do myślenia. Czyżby mężczyźni byli aż tak dwulicowi? Swoje partnerki nękają zazdrością, a sami, gdyby im tylko stworzyć warunki, korzystaliby z kobiecych atutów w iście wyrafinowany sposób. Szokujące? Tylko początkowo. Takie podejście wynika z biologiczno-fizycznych uwarunkowań, a zaborczość nie jest tyko naleciałością wychowania, lecz wrodzonym odruchem dominacji otoczenia. Zauważmy przecież, że w świecie zwierząt odruchy kopulacyjne u samców bardzo często nie mają związku z seksualnością. Odruch kopulacyjny jest potrzebą zdominowania otoczenia, wrodzoną potrzebą bycia Alfą.

Jak pisze John Fischer w swojej książce "Okiem psa": "Osobnik Alfa ma prawo do najlepszych kąsków i je pierwszy. Reszta stada zadowolić się musi tym, co Alfa pozostawi, a i to do czasu, gdy nie zdecyduje się zjeść coś jeszcze". Właśnie, dlatego homoseksualizm w wydaniu męskim jest społecznie nie do przyjęcia. Dominować można tylko kobiety, gdyż one wewnętrznym instynktem się temu podporządkowują i jest to całkiem naturalny odruch.

Kobieta jest przecież "stroną przyjmującą". Równouprawnienie, pod tym względem, jest zatem całkowicie niewykonalne i pozostanie jedynie w sferze nieuzasadnionych, feministycznych marzeń. Nieuzasadnionych, gdyż będących wbrew naturze, która stworzyła kobietę dla konkretnego celu. Niestety kultura i wychowanie ową rolę wypacza, przez co owa staje się li tylko dla kobiety cierpieniem.

Czemu ten mężczyzna zabawiałby się beztrosko swoim kobiecym ciałem?

Można by błędnie pomyśleć, że takie podejście inicjuje wrodzona pogarda do kobiet, która zdominowała męską część populacji. Byłoby to jednak stwierdzenie tendencyjne i niesprawiedliwe.

Mężczyźni, biologicznie rzecz ujmując, mają swoje narządy seksualne "na zewnątrz", stąd też ich lekkie podejście do nich. Kobiety mają narządy seksualne "wewnątrz", dlatego ich seksualność przeżywana jest na innym, wewnętrznym poziomie. Zauważmy, że jeżeli mężczyzna "klepnie" kobietę w pośladki to jest to naruszenie jej sfery osobistej. Jeżeli podobną czynność wykona kobieta wobec mężczyzn, nie nazwiemy tego naruszeniem czegokolwiek. Gotów byłby jeszcze zdjąć spodnie i krzyczeć w zachęcie: klep mnie, klep kochanie, byłem dzisiaj niegrzeczny. No chyba, że owa klepiąca będzie wyjątkowo odrażająca, oczywiście.

Dokładnie podobnie rzecz się ma z męskim podejściem do ciała. Używanie go nie stanowi w tym wypadku dla panów żadnych problemów. Gdyby, więc mieli możliwość zmienić się czasowo w kobiety, najstarszy zawód świata byłby bardzo aktywną profesją. Oczywiście pod warunkiem, że nie zmieniliby się mentalnie, czyli ich stosunek do ciała pozostałby nadal "męski".

Skąd ta zaborczość?

Cóż, kobieta dla mężczyzny zawsze pozostanie swoistym trofeum a przecież trofeum, którym się trzeba dzielić do niczego się nie przydaje. Trofeum musi być osobiste, niemalże opatentowane. Tu znowu nasuwa się skojarzenie ze światem zwierząt. Kiedy suka ma cieczkę, włóczy się za nią cały szpaler potencjalnych tatusiów. Nie dopuszcza ich bynajmniej do siebie. Czeka na najbardziej wytrzymałego.

U ludzi jest podobnie, tyle że okres czekania jest krótszy. Przedstawicielki naszego gatunku są zdecydowanie bardziej "elastyczne". Jak jednak traktowane są panie, co to i tu i tam lubią? Nie cieszą się zbyt pochlebną opinią. Czemu? Odpowiedz jest prosta, żadne z nich trofea.

Kobiety kreują rzeczywistość

Na całym świecie są miejsca, gdzie kobiety są wyjątkowo poniżane. Są sprzedawane, wykorzystywane, gwałcone, poddawane obrzezaniu, ale kto tak naprawdę za tym stoi? Czy za ten tragiczny stan rzeczy należy obwiniać panów. Nie koniecznie. Mężczyźni pomimo wszystko są bardziej podatni na zmiany. Mężczyźni mają też w sobie więcej współczucia. Kobiety potrafią sobie z tym uczuciem doskonale radzić, gdyż są odporniejsze psychicznie, a co za tym idzie mają niesamowitą wręcz zdolność "duszenia" w sobie emocji.

Ów mechanizm został ciekawie ukazany w filmie "Pan i pani Smith". Główna bohaterka jest gotowa walczyć niemalże na śmierć. Jej partner wręcz przeciwnie, walczy do momentu, kiedy racjonalizm daje o sobie znać. Kobiety potrafią być zawistne i mściwe. Nauczyły się walczyć podstępem. Mężczyźni z reguły walczą wprost, głównie dla zaznaczenia swojego terytorium. Dają sobie wtedy "po pysku", ustalają granice, a następnie idą na piwo. Kobiety zupełnie nie rozumieją tego mechanizmu. Nie jest rzadkością widok mamuś rozdzielających walczących o prawo do piaskownicy przedszkolaków.

Chłopcy tak mają i to jest zdrowe, ale u przedstawicielek płci pięknej takie sytuacje zawsze będą budziły lęk. Dla nich walka to zapowiedź tragedii, nie rozumieją bowiem jej mechanizmów. Ich walka (kobiet) nie zna przecież granic, bo w przeciwieństwie do mężczyzn, ich walka nie ma z reguły sensu. Kobiety do walki, szczególnie wobec siebie, motywuje zazdrość. Rywalka staje się wtedy wrogiem numer jeden, którego należy bezwzględnie zniszczyć, a nie mu dorównać. Wręcz nieprawdopodobnym byłoby pójście z nią na kawę, do kosmetyczki czy do solarium.

Kobiety walcząc, walczą do upadłego. Pomijam tu sytuacje walki o życie potomstwa. Walczą wtedy jak przysłowiowe lwice, są to jednak zachowania instynktowne. Szkoda, że i one zostały mocno zmienione przez tzw. cywilizowaną kulturę.

Muzułmanki cierpią i są poniżane

Ich katami są mężczyźni? Mężczyźni, wychowani przez swoje matki, w duchu bycia kimś lepszym. Celem życiowym muzułmanki nie jest zmiana stanu rzeczy. Jej celem jest wyjście za mąż i urodzenie jak największej ilości synów. Rodzenie dziewczynek jest przekleństwem. Kobieta, która rodzi chłopców ma zapewnioną starość i ważne stanowisko w rodzinie. Teściowa w rodzinie muzułmańskiej liczy się najbardziej. Teściowa potrafi wyrzucić z domu nieproduktywną (bezpłodną lub rodzącą same dziewczynki) synową, wiedząc jednocześnie, że skazuje ją tym na śmierć.

Jedna z najbardziej przejmujących scen, to scena z filmu "Kwiat pustyni", w którym stara kobieta dokonuje w makabryczny sposób obrzezania, wycięcia genitaliów, małej, niespełna trzy letniej dziewczynce i na boga, jest to film oparty na faktach. Codziennie tysiące dziewcząt, w imię zwyczaju, tradycji czy kultury, zostaje poddanych temu zabiegowi, a wykonawcami owego rytuału są właśnie kobiety. Być może znalazłby się i męski wykonawca tej procedury, myślę jednak, że byłyby to wyjątki. Dla mężczyzn już samo oglądanie porodu, że tak powiem "od dupy strony", jest nie lada przeżyciem, więc cóż tu mówić o obrzezaniu.

Bohaterce filmu, notabene znanej dziś modelce, udaje się uciec zarówno fizycznie jak i mentalnie z tego chorego systemu. Jej szczęście polega na tym, że dość wcześnie zostaje odcięta od wpływu matki. To bolesne doświadczenie jest niczym odcięcie pępowiny, przez którą przedostaje się cały ten mentalny balast zwany kulturą czy wychowaniem.

"Europejskie obrzezanie"

To przygnębiające, ale ową procedurę obrzezania dokonuje również kultura europejska, gdzie ponad 70% kobiet nie doświadcza przyjemności seksualnej lub przeżywa tylko jej namiastkę. Czy nie jest to mentalne wycięcie tej części nas, która odpowiada za doznawanie rozkoszy?

Przykłady wpływu mentalności na życie kobiet można mnożyć w nieskończoność. We Włoszech, jeszcze dwadzieścia lat temu żona musiała uzyskać zgodę męża, aby wyjechać za granicę. W Polsce, nie kto inny jak właśnie kobiety podtrzymują system patriarchalny. System, który poniża kobiecość na każdym kroku, a jednocześnie utrzymuje się z rent i emerytur tysiąca Polek! Nie trudno zauważyć, że na zgromadzeniach religijnych (mszach, procesjach, pielgrzymkach) jedynymi facetami okazują się często tylko ci w sutannach i habitach. Reszta do damskie zaplecze. Cóż, tak zwana moralność, zwyczaj czy kultura nadal tkwi w rękach kobiet, które jak na złość, nic nie chcą znowelizować.

Jedna z włoskich pisarek Dacia Maraini pisze: "Kobiety z pokoleń mojej matki czy babki nawet nie pomyślałyby o tym, żeby odejść. One uważały, że małżeństwo jest rodzajem przeznaczenia, czymś na całe życie".

To kobiety wychowują głupich mężczyzn

Same ubolewają, że im nikt nie pomaga, ale jak synkowi trafi się "babka z jajami" to siekierą gotowe by ją zarżnąć. Matki wychowują swoje dzieci ukazując im ich miejsce i rolę w życiu. Troskliwie umacniają i prostują poglądy swych pociech tak, by w dorosłym życiu odpowiedzialnie pełniły swoje (matek) przeznaczenie.

Synek powinien być mężczyzną, córka kobietą, wszyscy wg wizji kobiety-matki. Zakorzenia się to w kulturze i trwa przez kolejne pokolenia. Pokolenia "dominujących" mężczyzn i "uległych" kobiet. Okazuje się, że mimo, iż to mężczyźni wypełniają karty historii, to jednak kobiety kreują rzeczywistość, w jakiej przychodzi wszystkim żyć. To kobiety dają wzór fałszywej moralności, gnębiąc wszelki przejaw emancypacji. To kobiety mogłyby zmienić świat, ale wolą przemoc i niewolę. Nadal, nawet w najbardziej cywilizowanym kraju, mężczyzna jest nadrzędnym celem w życiu kobiety.

Czy to jakaś bliżej niezidentyfikowana siła rządzi nami, kobietami? Myślę, że swoistej identyfikacji owej siły dokonał Lars von Trier w swoim dziele "Antychryst". Ukazał w nim całą tragedię, jaką niesie za sobą mentalność. Młoda kobieta pisze książkę o naturze kobiet. Stara się dociec, dlaczego kobiety w średniowieczu pomawiano o współpracę z diabłem, nazywano czarownicami i palono na stosach? Niestety, jako kobieta nie potrafi się sama zdystansować do tego, co pisze i ulega owym chorym treściom. Zaczyna wierzyć w zło tkwiące w kobietach i w niej samej. Kolejnym etapem jest udowodnienie, że tak naprawdę jest, aż w końcu dochodzi do samoukarania. Po drodze reżyser nie zapomniał ukazać jak rodzi się nieuzasadniona nienawiść do męskiej populacji. Samoukaranie polega na wycięciu tego, co stanowi naszą, kobiecą seksualność. Czyż nie te same argumenty, a mianowicie zło tkwiące w naturze kobiet, stoją za obowiązkiem obrzezania kobiet w Somalii?

Cechą, którą szczerze podziwiam u mężczyzn, jest ich swoista zdolność dystansowanie się. Jak dzieci potrafią bawić się życiem, przez co są de facto zyskują wolność. Kobiety przywiązują się i angażują, tworząc tym samym kierat dla samych siebie. Jeden z moich ulubionych cytatów pochodzi z filmu "Gorączka". Neil Mc Cauley, w rolę którego wcielił się Robert De Niro, zwykł był mawiać: "Nie wolno przywiązywać się do czegoś, czego (…) nie porzucisz w ciągu 30 sekund".

Pytanie wbrew pozorom nie brzmi: czy potrafisz to zrobić? Pytanie brzmi: czy chcesz to zrobić? Pozycja kobiet wynika z ich nieumiejętności czy z braku chęci?

* (j. wł) zła mentalność
http://interia360.pl/artykul/mala-mentalita,41291
Zapisane
koliberek33
Gość
« Odpowiedz #59 : Grudzień 04, 2010, 17:44:00 »

Artqu, oj nie lubisz Ty Kiary nie lubisz! Jakoś nie po chrześcijańsku to!. Można się z kimś nie zgadzać częściowo a nawet we wszystkim, ale żeby zaraz aż tak? Tyle czasu upłynęło, a konflikt dalej trwa. Chodzi o to jak TY z nią rozmawiasz, gdyż co jest na drugim planie. Liczy się bowiem ton wypowiedzi.

Widzę, że kreujesz się na speca, że my bez praktyki, bujamy w obłokach, że to dla Ciebie górnolotne. Ano, widzisz, tylko Ci ludzie, którzy mnóstwo wycierpieli i dostali mocno w kość od życia, od jego prozy, mogą dojść do takich górnolotności. Inaczej się nie da! Jak nie poczujesz najpierw smaku łez, nie poczujesz i smaku szczęścia w całej jego okazałości. Zapewniam.

Przynajmniej w moim przypadku. Wszystko co tutaj piszę, wynika z moich doświadczeń. Bardzo głębokich doświadczeń. Nie pozazdrościłbyś mi takiej prozy życia, o nie! I obawiam się, że mało kto tutaj...Napisz do mnie prywatnie, a naświetlę Ci przynajmniej tło moich doświadczeń, jeśli chodzi o relacje. Zapewniam Cię, że skóra Ci się zjeży. Dlatego wiem, co znaczy cierpienie, porzucenie na rzecz sekty, choroba, w tym też poważne kalectwo, zdrada i wybaczanie, rzeczywiste poświęcenie, wreszcie też i  śmierć,  rezygnacja dla drugiej osoby ( nie chodzi tu o trójkąt, gdyż na to nie pozwalałem sobie nigdy) i dzięki temu znam też smak piękna, świadomej pracy w związku i mnóstwa też takich codziennych, małych rezygnacji,  nie mówiąc o rzuceniu na szalę wielkiej kariery....etc... I na tej właśnie podstawie mogę pisać, tak jak piszę i na tej też podstawie mogę pisać o kreacji w związku, (o jego świętości, czyli czystości też!), jak też i o Kreacji w ogóle.



A artykuł jest nieco tendecyjny. Napisała go bowiem  osoba, mająca szczere chęci, ale widać że nie nadąża jeszcze owa treść za  rzeczywistym doświadczeniem autorki.



koliberek33
« Ostatnia zmiana: Grudzień 04, 2010, 18:11:32 wysłane przez koliberek33 » Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #60 : Grudzień 04, 2010, 18:31:55 »

Alez koliberku 33 nie ma co sie unosic. Widac nasz arteq moze z tych  z tych ?  Co to z jednej strony dom rodzina zona dzieci i kosciolek w niedziele ,  a z drugiej ukryta kochanka i wolna milosc. Moze to dla niego jest norma? Moze, nie wiem?

Duzo facetow posiada takie dwie twarze , zatem jak kobiety osmiela sie krytykowac takie postawy , nastepuje natychmiast swiete oburzenie i atak.

No bo dlaczego skoro to milosc dajaca im tyle przyjemnosci i rozkoszy? Przeciez to normalne prawo samcow i samic ....

Tylko .... , tylko czy nadal mezczyzna  i kobieta  sa  tylko  samica i samcem? Czy jeszcze nie stali  sie  Ludzmi  panujacym nad swoimi emocjami?

A niby kosciol w naukach przedmalzenskich uczy.. , a niby arteq te zasady gloryfikuje. A niby ludzie rozwinieci duchowo to wiedza No tak , niby.... a gdy zycie stawia sprawdzian przed Czlowiekiem wowczas wiekszosc zostaje w tej nibylandii.

Nie nalezy rozpaczac , to nic tragicznego i nie w nieskonczonosc. Kiedys nastapi przejscie z  dania mozliwosci niesienia  przez emocje ( ktore tez sa uczuciami milosci , jest to milosc emocjonalna)  nad panowaniem nad nimi. Zycie piekna glebia MILOSCI.

Wowczas Czlowiek zrozumie sens tej dyskusji i usmieje sie serdecznie z tak drapieznego stanowiska zajmowanego wczesniej.

Kiara Uśmiech