Niezależne Forum Projektu Cheops

Rozwój duchowy => Bóg i religie => Wątek zaczęty przez: Rafaela Czerwiec 26, 2011, 22:41:35



Tytuł: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Czerwiec 26, 2011, 22:41:35
 
Szok! Zobacz ile zarabia kapelan!

2011-06-20 (09:23)
Źródło: PAP
Będzie przemeblowanie w ordynariacie polowym - ujawnia "Gazeta Wyborcza". Na emeryturę już odchodzą najstarsi stopniem i stażem kapelani, a parafie wojskowe - tam, gdzie nie ma armii - przejdą do cywilnych diecezji lub będą musiały same się utrzymywać.

Zmiany są konieczne, bo ordynariat nie nadąża za reformą całego wojska. Po kurczącej się armii zostały parafie, w których od kilku lat nie ma żołnierzy, za to wciąż są księża na etatach oficerów - w stopniach pułkowników, podpułkowników, majorów. MON nie tylko płaci im pensje (od 5 do 7 tys. zł), ale też utrzymuje kościoły, płaci za prąd, ogrzewanie, remonty, etat organisty. Tak jest m.in. w Gdańsku, Żarach, Sopocie, Jeleniej Górze, Olsztynie czy Łodzi.

Ile to kosztuje?
Moda na zwiadowców i testerówDostaną dofinansowanie do zatrudnieniaOsoba po licencjacie jest gorszym pracownikiem?Dlaczego pracujemy pomimo choroby?


MON wydaje ok. 25 mln zł rocznie na utrzymanie ordynariatu polowego z administracją i wojskowym Caritasem. To pieniądze porównywalne z utrzymaniem wojskowego sądownictwa czy kultury. Dzięki temu w stutysięcznej armii służy dziś ok. 150 kapelanów w 96 parafiach. Jak się dowiedziała "GW", MON chciałby mieć jeden etat kapelana na 10 tys. żołnierzy. "Zmiany się rozpoczęły" - potwierdza gazecie bp Józef Guzdek. "Ale to wciąż etap szukania najlepszych rozwiązań, nie chcę mówić o szczegółach" - dodaje ordynariusz polowy. O tej sprawie więcej na łamach "Gazety Wyborczej".

-----------------------------------------------------------------------------------------------

Ostra reakcja MSZ na wypowiedzi o. Rydzyka
PAP | aktualizacja 2011-06-25 (17:03)

Nota dyplomatyczna w sprawie wypowiedzi ojca Tadeusza Rydzyka w Parlamencie Europejskim została przekazana do Watykanu - poinformował rzecznik MSZ Marcin Bosacki.

Rząd polski protestuje przeciwko tego typu osłabianiu i szkodzeniu wizerunkowi Polski za granicą i prosi Stolicę Apostolską, której podlegają zakony w Kościele Katolickim, o podjęcie działań, które zapobiegną tego typu działaniom w przyszłościMarcin Bosacki
- Dzisiaj ambasador Hanna Suchocka przekazała notę dyplomatyczną Sekretariatowi Stanu Stolicy Apostolskiej. W nocie tej rząd polski protestuje przeciwko tego typu osłabianiu i szkodzeniu wizerunkowi Polski za granicą i prosi Stolicę Apostolską, której podlegają zakony w Kościele Katolickim, o podjęcie działań, które zapobiegną tego typu działaniom w przyszłości - powiedział Bosacki.

Jak wyjaśnił, chodzi o słowa, wypowiedziane przez o. Rydzyka w Parlamencie Europejskim. - Powiedział, że po pierwsze Polska jest krajem niecywilizowanym i totalitarnym i po drugie, że Polską nie rządzą Polacy - podkreślił rzecznik MSZ.

- O tej sprawie rozmawiał również minister Radosław Sikorski z prymasem arcybiskupem Józefem Kowalczykiem oraz z nuncjuszem apostolskim arcybiskupem Celestino Migliore - dodał.

Kilka dni temu podczas seminarium poświęconemu energii odnawialnej i geotermalnej w Brukseli redemptorysta z Torunia - jak relacjonowały PAP osoby uczestniczące w spotkaniu - skrytykował decyzję obecnego rządu o rozwiązaniu w 2007 roku umowy podpisanej przez rząd PiS z fundacją Lux Veritatis o przyznaniu dotacji państwowych na odwierty geotermalne w Toruniu. Skarżył się też na dyskryminację w Polsce. - To skandal, czujemy się wykluczani, jesteśmy dyskryminowani, to jest totalitaryzm - mówił.

Bosacki, odnosząc się do sobotnich wypowiedzi europosłów PiS, którzy krytykują reakcję rządu na wypowiedzi o. Rydzyka i poziom demokracji i swobody wypowiedzi w Polsce, powiedział, że rząd reaguje za każdym razem, kiedy "ktoś wypowiada tak obraźliwe wobec Polski stwierdzenia, zwłaszcza na takim forum - 10 dni przed prezydencją w Parlamencie Europejskim".

- My byśmy oczekiwali, tak jak to wielokrotnie miało miejsce, że nastąpi wsparcie wszystkich sił politycznych wówczas, gdy rząd polski występuje przeciwko szkalowaniu Polski za granicą. Takie wsparcie czuliśmy w wielu wypadkach, wówczas gdy rząd polski (...) protestuje przeciwko sformułowaniu: "polskie obozy koncentracyjne". Takie wsparcie również czuliśmy w niektórych momentach, gdy protestowaliśmy przeciwko nienajlepszemu traktowaniu np. Polaków na Litwie i oczekujemy że w tej sprawie również ze strony wszystkich sił politycznych polski rząd dostanie wsparcie - podkreślił.

(tw, aka)
TAGI: o. rydzyk, tadeusz rydzyk, wypowiedź, polska, pe, reakcja, msz, włochy, marcin bosacki, hanna suchocka

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Ostra-reakcja-MSZ-na-wypowiedzi-o-Rydzyka,wid,13540801,wiadomosc.html


scalilem posty
acentaur  :)


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Czerwiec 27, 2011, 22:57:32
Jest odpowiedź Watykanu ws. wypowiedzi o. Rydzyka
IVONA Webreader.

Rzecznik Watykanu ksiądz Federico Lombardi powiedział, że "jakiekolwiek oświadczenie ks. Tadeusza Rydzyka nie angażuje Stolicy Apostolskiej ani polskiego Kościoła". Tak rzecznik skomentował wiadomość o nocie polskiego MSZ do Watykanu.

Ksiądz Lombardi podkreślił, że dyrektor Radia Maryja "przemawia we własnym imieniu". Watykański rzecznik nie poinformował, jaki bieg zostanie nadany nocie polskiego MSZ do Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej w reakcji na przemówienie duchownego w Parlamencie Europejskim ani czy Watykan odpowie na nią.

Zasadą jest, że Watykan nie informuje o procedurach, jakie podejmuje we wszelkiego rodzaju głośnych czy kontrowersyjnych przypadkach, które są kierowane za Spiżową Bramę, by zainteresować nimi instytucje Stolicy Apostolskiej.


To skandal, czujemy się wykluczani, jesteśmy dyskryminowani, to jest totalitaryzmO. Tadeusz Rydzyk
Nie wiadomo zatem, czy Sekretariat Stanu przekaże notę polskiego MSZ dotyczącą księdza Rydzyka do watykańskiej Kongregacji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, której redemptorysta podlega. Kongregacją tą kieruje arcybiskup z Brazylii Joao Braz de Aviz. Sekretarzem kongregacji, a więc "numerem dwa" jest zaś arcybiskup Joseph William Tobin, były przełożony generalny zakonu redemptorystów, któremu bardzo dobrze znane są od dawna kontrowersje wokół ks. Rydzyka.

To ten amerykański duchowny jako jego przełożony zajmował się kilka lat temu sprawą działalności Radia Maryja i jego dyrektora. Nie podjął wówczas decyzji o żadnych krokach dyscyplinarnych czy innych wobec ks. Rydzyka. Kilka miesięcy po wizytacji delegatów zakonu w polskiej prowincji redemptorystów ksiądz Rydzyk spotkał się z papieżem Benedyktem XVI w Castel Gandolfo.

Rzecznik MSZ Marcin Bosacki poinformował, że nota dyplomatyczna w sprawie wypowiedzi ojca Rydzyka w PE została w sobotę przekazana do Watykanu. - Powiedział, że - po pierwsze - Polska jest krajem niecywilizowanym i totalitarnym i - po drugie - że Polską nie rządzą Polacy - tłumaczył Bosacki.

W ubiegłym tygodniu w czasie seminarium poświęconemu energii odnawialnej i geotermalnej w Brukseli redemptorysta z Torunia - jak relacjonowały osoby uczestniczące w spotkaniu - skrytykował decyzję obecnego rządu o rozwiązaniu w 2007 roku umowy podpisanej przez rząd PiS z fundacją Lux Veritatis o przyznaniu dotacji państwowych na odwierty geotermalne w Toruniu. Skarżył się też na dyskryminację w Polsce. -To skandal, czujemy się wykluczani, jesteśmy dyskryminowani, to jest totalitaryzm - mówił.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Jest-odpowiedz-Watykanu-ws-wypowiedzi-o-Rydzyka,wid,13544436,wiadomosc.html#czytajdalej

Wiecej na temat o.Rydzyka:
wiadomości

    Ostra reakcja MSZ na wypowiedzi o. Rydzyka
    Sikorski: spodziewaliśmy się takiej odpowiedzi
    Tusk wyjawił, jak będzie traktował o. Rydzyka
    "Słowa o. Rydzyka były skandaliczne i niedopuszczalne"
    Słowa o. Rydzyka wywołały burzę w europarlamencie

-----------------------------------------------------------------------------------------------


Rydzyk: to skandal, czujemy się dyskryminowani.

O. Tadeusz Rydzyk na seminarium poświęconym klimatowi, zrównoważonemu rozwojowi i odnawialnej energii - w tym energii geotermalnej - namawiał w brukselskiej siedzibie Parlamentu Europejskiego do korzystania z tego rodzaju źródeł. - Trzeba zobaczyć i uczyć się od innych, proszę zobaczyć, co dzieje się w UE, proszę zobaczyć np. Niemców. Jestem zachwycony tym, co robią właśnie w polityce ochrony środowiska, odnawialnych źródeł - mówił. Ale, jak podaje TVN24, o. Rydzyk skarżył się zgromadzonym na seminarium europosłom na dyskryminację ze strony polskiego rządu.

Celem seminarium było zachęcenie do szerszej debaty "nie tylko w UE, ale też w naszym kraju, w którym energia ta jest w znacznym stopniu deprecjonowana" - mówił podczas spotkania, z udziałem ok. 30 osób, jego organizator, europoseł Marek J. Gróbarczyk z PiS.

Ojciec Rydzyk, który odpowiadając na zaproszenie organizatorów seminarium po raz pierwszy odwiedził instytucje unijne w Brukseli, gorąco namawiał do korzystania z odnawialnych źródeł energii, podając przykład Niemiec. Wraz z o. Janem Królem prezentował projekt powstających w Toruniu term.
Jak podkreślił, Polska ma "o wiele większe możliwości naturalne" niż Niemcy. - Około 80% Polski leży na gorących źródłach, a Niemiec około 20%. I proszę zobaczyć, ile robi się w Niemczech, a ile w Polsce - powiedział o. Rydzyk. Założona przez niego fundacja Lux Veritatis realizuje w Toruniu projekt wierceń geotermalnych.

Komitet świeckich współpracowników o. Rydzyka wystąpił do MSWiA o zgodę na przeprowadzenie publicznej zbiórki pieniędzy, której celem miało być m.in. sfinansowanie inwestycji geotermalnej. Resort nie wyraził jednak zgody - wskazując, że pieniądze miały być przeznaczone także na inne cele i rozliczenie zbiórki byłoby niemożliwe. Rydzyk zbiórkę jednak przeprowadził - na antenie Radia Maryja - za co został przez sąd ukarany grzywną w wysokości 3,5 tys. zł. Redemptorysta wniósł apelację, kilka dni temu sąd II instancji podtrzymał jednak wyrok. Orzeczenie jest prawomocne, o kasację może wnieść tylko Prokurator Generalny lub Rzecznik Praw Obywatelskich.

I w tej sprawie o. Rydzyk poskarżył się zgromadzonym na seminarium: - Nie wiem gdzie ja żyję, bo w czasach komunizmu nie mieliśmy takich problemów jak teraz. To jest skandal i my czujemy się dyskryminowani. Jesteśmy wykluczani, dyskryminowani, to jest totalitaryzm - mówił.

W seminarium udział wzięli m.in. Jan Szyszko oraz Mariusz Orion-Jędrysek, odpowiednio były minister środowiska i główny geolog kraju w czasie rządów PiS, a także naukowcy z Ukrainy i Estonii.

Wiceszef frakcji konserwatystów w PE (EKR) Brytyjczyk Timothy Kirkhope skrytykował wtorkową wizytę w PE o.Tadeusza Rydzyka na zaproszenie PiS. Podczas seminarium o energii o. Rydzyk skarżył się na obcięcie dofinansowania jego inwestycji przez rząd Polski i Danutę Huebner.

- Nie znam osobiście ojca Rydzyka, ale znam niektóre z jego bardzo kontrowersyjnych wypowiedzi - powiedział w oświadczeniu Kirkhope. - PE nie może być miejscem, żeby promować interesy ludzi o poglądach ksenofobicznych i homofobicznych, jakie głosi ojciec Rydzyk - dodał.

Wiceszef frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (do której należą europosłowie PiS i PJN) zapewnił też, że nie został powiadomiony o przyjeździe ojca Tadeusza Rydzyka na seminarium poświecone energii odnawialnej i geotermalnej.

Jak podkreślił, Polska ma "o wiele większe możliwości naturalne" niż Niemcy. - Około 80% Polski leży na gorących źródłach, a Niemiec około 20%. I proszę zobaczyć, ile robi się w Niemczech, a ile w Polsce - powiedział o. Rydzyk. Założona przez niego fundacja Lux Veritatis realizuje w Toruniu projekt wierceń geotermalnych.

Komitet świeckich współpracowników o. Rydzyka wystąpił do MSWiA o zgodę na przeprowadzenie publicznej zbiórki pieniędzy, której celem miało być m.in. sfinansowanie inwestycji geotermalnej. Resort nie wyraził jednak zgody - wskazując, że pieniądze miały być przeznaczone także na inne cele i rozliczenie zbiórki byłoby niemożliwe. Rydzyk zbiórkę jednak przeprowadził - na antenie Radia Maryja - za co został przez sąd ukarany grzywną w wysokości 3,5 tys. zł. Redemptorysta wniósł apelację, kilka dni temu sąd II instancji podtrzymał jednak wyrok. Orzeczenie jest prawomocne, o kasację może wnieść tylko Prokurator Generalny lub Rzecznik Praw Obywatelskich.

I w tej sprawie o. Rydzyk poskarżył się zgromadzonym na seminarium: - Nie wiem gdzie ja żyję, bo w czasach komunizmu nie mieliśmy takich problemów jak teraz. To jest skandal i my czujemy się dyskryminowani. Jesteśmy wykluczani, dyskryminowani, to jest totalitaryzm - mówił.

W seminarium udział wzięli m.in. Jan Szyszko oraz Mariusz Orion-Jędrysek, odpowiednio były minister środowiska i główny geolog kraju w czasie rządów PiS, a także naukowcy z Ukrainy i Estonii.

Wiceszef frakcji konserwatystów w PE (EKR) Brytyjczyk Timothy Kirkhope skrytykował wtorkową wizytę w PE o.Tadeusza Rydzyka na zaproszenie PiS. Podczas seminarium o energii o. Rydzyk skarżył się na obcięcie dofinansowania jego inwestycji przez rząd Polski i Danutę Huebner.

- Nie znam osobiście ojca Rydzyka, ale znam niektóre z jego bardzo kontrowersyjnych wypowiedzi - powiedział w oświadczeniu Kirkhope. - PE nie może być miejscem, żeby promować interesy ludzi o poglądach ksenofobicznych i homofobicznych, jakie głosi ojciec Rydzyk - dodał.

Wiceszef frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (do której należą europosłowie PiS i PJN) zapewnił też, że nie został powiadomiony o przyjeździe ojca Tadeusza Rydzyka na seminarium poświecone energii odnawialnej i geotermalnej.


Rydzyk: wszystko, co robię, robię dla ludzi.

O. Tadeusz Rydzyk wyjaśnił sytuację, która zaszła po jego wystąpieniu w Brukseli. Przeprosił także za swoje słowa. - W Parlamencie Europejskim nie mówiłem, że w Polsce mamy system totalitarny. Jeżeli ktoś mnie źle zrozumiał, to przepraszam - powiedział w wywiadzie dla "Naszego Dziennika" o. Tadeusz Rydzyk, dyrektor Radia Maryja.

- Nikogo nie chciałem dotknąć swoimi słowami, a zwłaszcza rodaków. Nie powiedziałem niczego przeciw Ojczyźnie, bo ją kocham. Pracuję dla Pana Boga, Kościoła, ludzi i Ojczyzny. Chciałbym kochać Polskę jak ks. Prymas Stefan Wyszyński, który mówił, że Ojczyznę kocha bardziej niż własne serce. Jak wszyscy tak ją będziemy kochać, to w Polsce zapanuje ład. Chcę się uczyć tej miłości - dodał redemptorysta.

-
Jako duchowni nie chcemy nic dla siebie. Ja mam w pokoju proste łóżko, biurko, szafę i krzesło. Wszystko, co robię, robię dla ludzi. Bogu i ludziom służymy - to jest istota kapłaństwa.O. Tadeusz Rydzyk
Jako duchowni nie chcemy nic dla siebie. Ja mam w pokoju proste łóżko, biurko, szafę i krzesło. Wszystko, co robię, robię dla ludzi. Bogu i ludziom służymy - to jest istota kapłaństwa. - Jednocześnie mam nadzieję, że w końcu skończy się ta dyskryminacja Radia Maryja, dzieł przy nim wyrosłych i ludzi, którzy są pogardzani i określani "moherami".

Podkreślił, że jego wizyta w Brukseli związana była z konferencją o energii, ze szczególnym uwzględnieniem energii geotermalnej. Źródła geotermalne są olbrzymią szansą dla Polski, a w projekt ich wykorzystania zaangażowało się wielu obywateli.

- W tym kontekście stwierdziłem, że jesteśmy wykluczani i dyskryminowani przez obecne władze. Powiedziałem: to jest totalitaryzm. Nie twierdziłem, że Polska jest państwem totalitarnym. Polska była państwem totalitarnym. Miałem na myśli mechanizmy i metody działania obecnych władz, które przypominają tamte metody - powiedział o. Rydzyk.

- Jesteśmy dyskryminowani na różne sposoby - od ciągania po sądach po kontrole przeprowadzane wbrew przepisom. Możemy w każdej chwili udokumentować to, o czym mówię. Bardzo boli mnie dyskryminacja uczelni, bo przecież "takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie" - dodał redemptorysta.

« Ostatnia zmiana: Czerwiec 28, 2011, 12:54:25 wysłane przez Rafaela »    


scalilem posty
acentaur












     




   




Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 06, 2011, 09:56:06
Pilnie strzeże swojej tajemnicy - kim jest Tadeusz Rydzy
Super Express  wp.pl, Super Express | dodane 2011-07-01 (08:20 

Ostatnio głośno o nim za sprawą wypowiedzi w Parlamencie Europejskim, gdzie nazwał Polskę krajem totalitarnym i niecywilizowanym. Uważany za jedną z najpotężniejszych i najbardziej kontrowersyjnych osób w Polsce, pilnie strzeże dostępu do tajemnicy swego sukcesu - czytamy w "Super Expressie".

Tadeusz Rydzyk urodził się w 1945 roku w Olkuszu. Jego rodzice żyli bez ślubu. W młodości myślał, by zostać lekarzem lub inżynierem. Miał jednak problemy z matematyką. Z tego powodu, że był nieślubnym dzieckiem, miał problemy w seminarium. Okazał się świetnym organizatorem.

Rydzyk w Niemczec.

W 1986 roku wyjechał na pielgrzymkę do Rzymu. Nie wrócił jednak z niej do Polski, tylko pojechał do Niemiec. Jego pobyt w Niemczech to największa tajemnica Rydzyka. Przez rok nie wiadomo było, co się z nim działo. Z tego powodu zakon nawet myślał o zawieszeniu Rydzyka w czynnościach kapłańskich. Później okazało się jednak, że zaczął pracować w parafii Obestaufen.

Podobno w tamtym okresie sprowadzał do Polski niemieckie samochody zwolnione z opłat celnych i nawiązał kontakt z ksenofobiczną rozgłośnią Radio Maria International. Radio zamknął niemiecki Kościół Katolicki, a jego nazwa została zmieniona na Radio Horeb. Podobno występował na jej falach. Tam zapoznał się z funkcjonowaniem mediów mających w swoim przesłaniu działalność religijną.

Radio Maryja

To na nim wzorował o. Rydzyk organizację i sposób finansowania swojego "Radia Maryja", które założył w Toruniu po powrocie do Polski w 1991 r. Wiadomo, że pomoc zaproponował mu włoski dyplomata pracujący w Niemczech Ivano Pietrobelli i wyposażenie stacji zostało kupione z funduszy zagranicznych. O ich pochodzeniu o. Rydzyk mówi bardzo ogólnikowo. Samochód Audi 80 kupili mu podobno biedni Niemcy, bo jeździł starym rowerem.

Radio było początkiem imperium medialnego toruńskiego redemptorysty. Rydzyk został jednoosobowym organem nadzorczym, jednoosobowym organem zarządzającym i jednoosobowym organem kontrolnym swojego radia.

Kontrowersyjna akcja Rydzyka

Nie wiadomo, kto finansuje rozgłośnię, bo podobno nie prowadzi ona księgowości. Częściowo zasilana jest ze składek słuchaczy. Do dziś ogromne kontrowersje budzi akcja o. Rydzyka z 1997 roku, gdy ogłosił zbiórkę pieniędzy na ratowanie Stoczni Gdańskiej. Rydzyk zebrał w latach 1997-98, jak szacują związkowcy stoczni, prawdopodobnie kilkadziesiąt milionów złotych. Stocznia nigdy jednak nie zobaczyła z nich ani złotówki. Rydzyk też nigdy się z tego nie rozliczył.

Początek imperium

Tadeusz Rydzyk rozszerza mocno swoją działalność. Powstają: fundacja "Lux Veritatis", gazeta "Nasz Dziennik", Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej oraz Telewizja Trwam.

Skromny zakonnik z Torunia odgrywa w naszym życiu publicznym rolę daleko wykraczającą poza sferę religii. Trudno ogarnąć wszystko, co dziś posiada ojciec Rydzyk - nieformalnie. Jako zakonnik bowiem, Tadeusz Rydzyk może posiadać tylko rzeczy osobiste.

W praktyce większość majątku należy do instytucji poza kościelnych. Głównie do trzech fundacji stworzonych przez ojca dyrektora i jego współpracowników.

                             WP.TV: Z Wiejskiej: PJN a Radio Maryja

http://wiadomosci.wp.tv/i,Z-Wiejskiej-PJN-a-Radio-Maryja,mid,781074,index.html#m781074

===================================

"Co łaska" czyli ile? Porównywarka cen usług kościelnych
 

    Do tej pory w internecie mogliśmy porównać ceny tosterów czy kuchenek mikrofalowych. Teraz będziemy mogli sprawdzić ile kosztuje ślub i gdzie dać na mszę, żeby było najtaniej. Ruszyła pierwsza w Polsce internetowa porównywarka cen usług kościelnych, której dane mają być zbierane i aktualizowane przy pomocy internautów. "Tego jeszcze nie było" - napisał jeden z użytkowników serwisu Kontakt 24.
    ~Internauta
    "W internecie powstała porównywarka cen usług kościelnych. Można sprawdzić opłaty za chrzty, śluby lub pogrzeby. Tego jeszcze nie było" - napisał internauta.
    Redakcja

    Jak twierdzi twórca serwisu ( który chce pozostać anonimowy), pomysł na tego typu portal internetowy podsunęło samo życie i gorące dyskusje, które wywołuje  temat księży i kościoła. Przygotowywanie portalu, który zaistniał w sieci dwa tygodnie temu, trwało kilka miesięcy. Przez ten czas zbierane były dane z ponad 10 tysięcy polskich parafii. Dane te w dużej mierze pochodzą z internetu, ale także bezpośrednio ze źródła, czyli parafii, w których twórca serwisu osobiście się pojawiał.

    Ceny na tacy. "Uśrednione"

    Zwyczajowe "co łaska" niejednokrotnie spędzało sen z powiek przyszłym małżonkom czy rodzicom, chcącym ochrzcić swojego malucha. Teraz nabiera konkretnych wartości, które dodatkowo możemy porównać. Internauci zwracają uwagę na praktyczność takiego rozwiązania, które pozwala odpowiednio przygotować się przed wizytą w parafialnej zakrystii.

    Zamierzeniem autora serwisu colaska.pl jest stworzenie bazy danych o cenach usług we wszystkich parafiach w całej Polsce. Aktualne dane w serwisie są na bieżąco aktualizowane i uzupełniane dzięki informacjom, jakie napływają od internautów z całego kraju. Ceny, które widzimy na stronie są nieoficjalne - to uśrednione kwoty, wyliczone na podstawie informacji pochodzących z różnych źródeł.

    Ślub w Babicach, chrzest w Gdańsku

    Na stronie znajduje się też ranking cenowy poszczególnych usług. Dzięki niemu możemy się zorientować, jakie są różnice w cenach chrztów czy ślubów w poszczególnych parafiach. A te, jak w przypadku pogrzebu, mogą sięgać nawet kilku tysięcy.

    Za najtańszą wyróżnioną w serwisie usługę uznano wydanie zaświadczenia w parafii św. Józefa Robotnika w Kielcach. Zapłacimy za nie tylko 2 złote. Najdroższą z usług będzie pogrzeb w parafii św. Karola Boromeusza w Gdyni - bliscy zmarłego będą musieli zapłacić aż 4 tysiące złotych.

     
    ad//ja

A co mowia wierni?

"W internecie powstała porównywarka cen usług kościelnych. Można sprawdzić opłaty za chrzty, śluby lub pogrzeby. Tego jeszcze nie było" - napisał internauta.

http://kontakt24.tvn.pl/temat,-quot-co-laska-quot-czyli-ile-porownywarka-cen-uslug-koscielnych,118767.html


Wiem, że niektórzy księża mają "cenniki" i zdzierają równo, ale my, gdy braliśmy ślub, trafiliśmy na takiego, który zaprzecza wszelkim obiegowym opiniom na temat zachłanności księży. Gdy przyszło do płacenia (sami z tym wyszliśmy, ksiądz nie wspomniał ani słowem) i spytaliśmy ile mniej więcej należy dać, ksiądz powiedział, że on wie, że na pewno musimy się liczyć z groszem, więc jak cośtam nam zostanie, to możemy dać jak chcemy, a jak nie, to też się kościół nie zawali. Tak więc nie wszyscy księża są sępami, są też tacy, dla których jest to prawdziwe powołanie i zgodnie z nim postępują.

A co powiecie na ABONAMENT na kościół????? W okolicach Słupska KWAKOWO woj. Pomorskie. Na początek na 3 lata, 100 zł rocznie. Co ciekawe nawet lista została wywieszona w gablocie kto był tym niedobrym, nieuczciwym i nie zapłacił daniny. TO JEST DOPIERO ŚREDNIOWIECZE.

Karola, jeśli jest to ich normalna praca niech wystawią fakturę, z Vatem niech odprowadzą podatki i niech usługi czy to w Gdyni czy w Pcimiu kosztują jednakowo! U nas ksiądz co roku rozlicza się z kasy, ale liczy ile na co wydał, ale zapomina podawać ile zebrał od wiernych. Tak nowy sposób na ksiegowść kościelną.

Może i niektóre parafie przesadzają, ale warto mieć też na uwadze, że te pieniądze nie tylko idą do kieszeni księdza. Ktoś musi zapłacić pani z kancelarii, kościelnemu, organiście itp to jest ich normalna praca i nie robią tego charytatywnie...
Właśnie wróciłem z kościoła.Jak wszystkim wiadomo po mszy zbierane są datki .Ludzie, za posługę księdza, do której przygotowuje się przez parę godzin przed mszą,potem całą godzinę sprawia im radość bycia z Bogiem,rzucają na tacę monety jednozłotowe.Za co księża mają się utrzymać,za co remontować kościoły,za co mają nam dawać wiarę w dobrze utrzymanych kościołach?Za co,za co,za co?Za złotówkę?Ludzie .Nie księdza kochacie,a Boga.

od kiedy to ksiądz remontuje kościól za swoje pieniądze.Budynek kościoła,plebanię i całe obejscie utrzymują parafianie.Ksiądz tylko ogłasza ile i co trzeba zrobic.Gwożdzia nie wb ije.trawnika nie skosi-wszystko parafianie muszą zorganizowac.W ogłoszeniach owieczki dowiadują się czego proboszcz sobie zażyczł i ilu ludzi z jakiej ulicy bądz wioski ma przybyć do pracy-za darmo oczywiscie!

jakby księża mieli tak biednie z kasa to nie zmieniali by tak często samochodów.Po drugie nie maja chya pojecia ile wydaje sie na zycie skoro domagaja sie od ludzi wszelkich składek a jak za mało im dasz to cie na czarna liste wpisza.Zreszta teraz to księża zajmuja sie biznesem, polityka a nie tym co powinni. powołanie to oni maja ale do czego innego....

Jaka nagonka na kosciol? To jest najprawdziwsza prawda. Trzy lata temu zmarla moja tesciowa. Parafia Sw.Michala na Mokotowie. Proboszcz zarzadal tylko 600 zl bez organisty za msze bez pochowku itd. O czym rozmawiamy? O 20 minutach uroczystosci????

rozmawiamy o 600pln od ktorego tak jak kazdy inny podatnik ,czarny nie odprowadzil nic dla Panstwa. A nastepnie po raz kolejny wyciaga lape po panstwowe pieniądz na mocy konkordatu, ponial czy za trudne???

Może i niektóre parafie przesadzają, ale warto mieć też na uwadze, że te pieniądze nie tylko idą do kieszeni księdza. Ktoś musi zapłacić pani z kancelarii, kościelnemu, organiście itp to jest ich normalna praca i nie robią tego charytatywnie...

a w Bogdancu k/Gorzowa Wlkp. pobrał 200 zł i zapomniał o pogrzebie dziecka.

Cennik usług kościelnych. Za pogrzeb zapłacimy najwięcej

    A
    A
    A

dodano: 13 marca 2009, 14:15 Autor: Tygodnik Powszedni

tagi:cennik kościół pogrzeb usługi
Najwięcej kosztuje pogrzeb - nawet 2 tysiące.

Najwięcej kosztuje pogrzeb - nawet 2 tysiące. (fot. Fot. archiwum)
Przeczytaj więcej

    Znany słupski ksiądz domaga się zwrotu domu. Siostry zakonne mogą pójść na bruk

    Seks przed ślubem? Czystość przedmałżeńska czy wolna miłość?

    Proboszcz z końca świata

Najwięcej kosztuje pogrzeb - nawet 2 tysiące. Najgorzej jest po wsiach, bo tam ślub, pogrzeb, chrzciny to imprezy o charakterze prestiżowym. Należy się pokazać, by uniknąć opłotkowego sądu: dziadostwo - pisze Tygodnik Powszechny.

"Tygodnik Powszechny" sprawdził, ile w praktyce kosztują różne usługi religijne, które w teorii mają być darmowe. Ale nie są. Są za to półoficjalne cenniki, których Kościół się wypiera.

Podobno krocie kosztuje pogrzeb: nawet 2 tysiące. Najgorzej jest po wsiach, bo tam ślub, pogrzeb, chrzciny to imprezy o charakterze prestiżowym. Należy się pokazać, by uniknąć opłotkowego sądu: dziadostwo.

Gregorianka, czyli cykl 30 pośmiertnych mszy za duszę jest to wydatek rzędu 800-1000 zł.

Najgłośniej jest wokół ofiar z okazji ślubów. Na każdym forum internetowym dotyczącym ślubu uparcie powtarza się pytanie: jaki jest cennik?

Kinga Nowakowska prowadzi firmę organizującą uroczystości ślubne i często słyszy to pytanie. - W Krakowie pary dają zwykle 300-400 zł za sam ślub, 50 zł dla kościelnego, 120-150 zł dla organisty, choć są też drożsi. Do tego "co łaska" za spisanie protokołu, zwykle 50 zł. I drugie tyle "co łaska" za zapowiedzi, które mogą być w innej parafii - mówi. W najpopularniejszych wśród nowożeńców świątyniach usłyszy się czasem, jak ksiądz pyta parę, ot w żartach, czy wiedzą, że to drogi kościół. - W takich przypadkach doradzamy zwykle tyle samo: 300-400 zł - mówi Nowakowska.

Inni księża podkreślają, że jeśli stać kogoś na wesele, to stać i na ofiarę.

Na stronie internetowej gdańskich dominikanów czytamy: "Od pary biorącej ślub w naszym kościele pobieramy opłatę 500 zł. Opłata jest stała. Zawiera wynagrodzenie organisty. Nie ma żadnych dodatkowych opłat. Jeśli suma ta jest dla Was zbyt wysoka, nie bójcie się o tym powiedzieć".

W pobliskiej wsi z XVI-wiecznym modrzewiowym kościołem parafianie opowiadają, jak to nowy proboszcz stwierdził, że plebania wymaga remontu, i wziął kredyt. Potem poinformował, że co niedziela będzie wyczytywał kolejne numery domów, których mieszkańcy mają dawać na tacę po 50-100 zł. Ludzie się zbuntowali, a wtedy ksiądz zagroził im informowaniem z ambony, kto ile dał.

W tamtych przypadkach mogło zabraknąć owej wrażliwości. Ale historia pani B. pokazuje, jak niejasne zasady mogą prowadzić do poważniejszych nadużyć. Chodzi o jeden z najważniejszych polskich cmentarzy. Pani B. chciała pochować ojca tam, gdzie leży reszta rodziny. Przed pogrzebem proboszcz i zarazem dyrektor cmentarza o statusie parafialnego, polecił jej w ciągu trzech dni przynieść 16 tys. zł w gotówce.

Na 3573,80 zł kobieta dostała fakturę za "usługi pogrzebowe i pokrewne". Na pozostałe 12,5 tys. zł - odręcznie wypisane pokwitowanie z pieczęcią parafii o treści: "dzierżawa wieczysta (tu numer działki), ofiara 12,5 tys. zł". Ma jeszcze zaświadczenie dzierżawy z adnotacją, że opłata została dokonana w całości. Bez podanej sumy.

- Po pogrzebie postanowiłam wrócić i poprosić proboszcza o fakturę na tę sumę, myślałam o odliczeniu jej od podatku - opowiada pani B. - Usłyszałam, że mogę dostać fakturę, ale wtedy... muszę dopłacić 22 proc.

Cały artykuł znajduje się na stronie Tygodnika Powszechnego.

======================================================

Księża mają cennik usług kościelnych?
2009-05-27 | Ostatnia aktualizacja: 00:55 | Komentarze: 0
Pogrzeb - 300 złotych, komunia i wesele - 500 złotych, a msza święta - 150 złotych. Taki cennik posług kapłańskich pojawił się w kilku miejscach w Nowej Soli.
Rekomenduj artykuł| Dodaj do:
Zobacz także:

    Zobacz, ile zarabia ksiądz
    Komunia będzie kosztować fortunę
    Polski Kościół o pedofilach w sutannach
    Ksiądz-pedofil krzywdził, a kary nie dostał
    "Tym, co było na tacy można się podcierać"
    Przez księdza wyszli z pogrzebu z płaczem
    Nagonka prezydenta na krakowski Kościół?
    Cejrowski: Księża, nie siedźcie na tyłkach
    Studiował teologię i gwałcił chłopców
    Księża lekceważą wiernych
    Prokurator zbada kościelne kartoteki
    Tłumy zobaczyły egzekucję w kościele
    Flota 3 lotniskowców zbliża się do naszych granic! Mogą nie mieć pokojowych zamiarów >> Zagraj teraz



Ulotki z cennikiem nie pojawiły się w parafii św. Antoniego w Nowej Soli, a w centrum miasta. "Ulotki pojawiły się w nocy, ale my nie mamy z tym nic wspólnego. To oszczerstwo i pomówienie" - powiedział DZIENNIKOWI ksiądz z parafii św. Antoniego.

>>>Zobacz kontrowersyjne ulotki w Nowej Soli

Ksiądz twierdzi, że zakonnicy nie mają cennika na swe usługi. "Przyjmujemy jedynie ofiarę <co łaska>, każdy więc daje tyle pieniędzy, na ile go stać" - mówi ksiądz.

Zdaniem księdza ulotki rozwiesił ktoś, kto chciał zrobić przykrość zakonnikom z parafii św. Antoniego. "Ewentualnie sprawcą jest ktoś, kogo spotkała przykrość ze strony parafii. Ale na pewno nie naszej parafii” - mówi DZIENNIKOWI duchowny. "Nic na to nie poradzimy, ludzie są różni” - dodaje. Zakonnik zapewnia, że nikt z parafii św. Antoniego z Nowej Soli nie zamierza ścigać osób rozwieszających ulotki mimo, że ich treść jest dla księży przykra.


http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/150683,ksieza-maja-cennik-uslug-koscielnych.html

       Czytajac te informacje, bardzo smutno robi sie na duszy. Polska jest krajem katolickim. Kosciol ma swoja polityke, chyba nigdy nie wiodlo sie tak dobrze kosciolowi jak obecnie, a moze sie myle?
Pozdrawiam serdecznie. Rafaela

Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 08, 2011, 12:23:42
                           
                                   ROZPOCZAL SIE CZAS PIELGRZYMEK W POLSCE.


                                                       Poradnik pielgrzyma.

Nieodpowiednia reklama? Zgłoś!

Każda pielgrzymka w Polsce ma swoje zwyczaje, przekazuje w specjalnych poradnikach informacje istotne dla jej pielgrzymów.
W poniższym tekście zebraliśmy szereg najistotniejszych naszym zdaniem rad.
Co należy wziąć na pielgrzymkę:

Jako pielgrzym będziesz na szlaku poruszać się jedynie z lekkim bagażem podręcznym, rzeczy przydatne na noclegach pojadą ciężarówką.

    weź dwa plecaki: jeden do ciężarówki drugi na czas wędrówki – powinien być wygodny i w miarę możliwości wodoodporny,
    wygodne buty – turystyczne nad kostkę (zakładane na grube skarpety) oraz sandały (w nich stopy odpoczną podczas noclegu),
    bieliznę, skarpety, podkoszulki,
    krótkie (do kolan) i długie spodnie,
    przybory do mycia (dziewczęta powinny pamiętać o podpaskach),
    pidżamę,
    ciepły sweter lub polar,
    kurtkę,
    namiot – umów się z grupą znajomych abyście wzajemnie zapewnili sobie miejsca w namiocie,
    śpiwór i karimatę.

Co należy zabierać do bagażu podręcznego?

Pierwsza zasada brzmi „jak najmniej”. Niestety poniższa lista „najpotrzebniejszych rzeczy” pokazuje jak trudno jest to zrealizować.

    czapkę lub kapelusz przeciwko słońcu,
    dokumenty, pieniądze, śpiewnik pielgrzymkowy, Różaniec,
    kubek/menażkę, łyżkę, scyzoryk,
    chleb i „coś do chleba”, aby przygotować jedzenie na postoju,
    wodę (niestety dużo waży, ale jest niezbędna),
    dwa bandaże elastyczne – na twardym podłożu takim jak asfalt często „wysiadają” kolana, calcium, wodę utlenioną oraz sterylne igły do strzykawki do przebijania pęcherzy na stopach,
    ceratowy płaszcz przeciw deszczowy (pielgrzymka nie zatrzymuje się nigdy aby się schować przed deszczem), najlepiej mieć drugi w bagażu głównym na wypadek zniszczenia,
    wielu pielgrzymów zabiera karimatę aby móc położyć się podczas postoju.

Jak przygotować się do pielgrzymki?
Pod względem fizycznym:

    Oczekując na pielgrzymkę chodź jak najczęściej na wycieczki za miasto (min. 20 km), będzie to odpowiednia zaprawa, przy okazji masz szansę rozchodzić buty.
    Jeśli masz kłopoty ze zdrowiem skonsultuj swoje wyjście na pielgrzymkę z lekarzem.
    Jeśli regularnie zażywać leki weź ze sobą ich zapas (na trasie może nie być apteki), poinformuj służbę medyczną ze swojej grupy, gdyby coś się Ci działo będą wiedzieć o co chodzi.

Pod względem duchowym:

    Przed pielgrzymką przystąp do Sakramentu Pokuty - podczas marszu na pewno będzie można się wyspowiadać, ale zapewne kolejka będzie długa... nie powiększaj jej.
    Przed wyruszeniem przemyśl intencję w jakiej zamierzasz się modlić.

Jak wygląda dzień pielgrzyma?
(w skrócie, z małym przymrużeniem oka)

    pielgrzym wstaje o 4 lub 5 rano,
    pielgrzym radośnie opuszcza swój namiot, bo spanie na karimacie jest bardzo niewygodne :-),
    pielgrzym, ponieważ rano jest zimno, zakłada na siebie mnóstwo ubrań, nie jest świadom, że kiedy wzejdzie słońce będzie to wszystko musiał włożyć do małego podręcznego plecaczka i nieść :-),
    pielgrzym je śniadanie w marszu lub na pierwszym postoju, herbatę czerpie kubkiem z garnków ustawionych przy drodze przez gospodarzy,
    pielgrzym śpiewa najgłośniej jak może, nawet jeśli mu słoń nadepnął na ucho :-),
    pielgrzym na postoju leży i udaje, że nie śpi :-),
    pielgrzym pomaga innym braciom, niesie za nich bagaż, przyjmuje pod swój parasol,
    pielgrzym codziennie uczestniczy w Mszy Świętej i nosi radość w sercu z przyjęcia Pana Jezusa,
    pielgrzym na koniec dnia ustawia się w kolejce do służby medycznej w celu opatrzenia ran na stopach (zwłaszcza jeśli całodzienny marsz zweryfikował pogląd pt. "Mam wygodne buty"),
    pielgrzym chętnie kładzie się spać, bo nawet najtwardsza karimata sprawia, że nie trzeba już znajdować się w pozycji wertykalnej :-).

Mimo trudności pielgrzymka jest wspaniałym i niezapomnianym przeżyciem, w którym warto choć raz uczestniczyć. A Ci którzy poszli pierwszy raz... będą chcieli wrócić na pątniczy szlak!
Artykuły powiązane

14. Łowicka Piesza Pielgrzymka Młodzieżowa na Jasną Górę 2009Promienista Grupa Rowerowa Akcji Katolickiej Diecezji Kaliskiej 2009Trasa 29. Pieszej Pielgrzymki Kaszubskiej na Jasną GóręKaliska Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę65. Piesza Rybnicka Pielgrzymka na Jasną Górę i Pielgrzymka Archidiecezji Katowickiej 2010Pielgrzymka Rybnicka na Jasnej GórzePiesza Pielgrzymka Ziemi Sandomierskiej na Jasną Górę 2009Pielgrzymka Ziemi Świętokrzyskiej z Ostrowca Świętokrzyskiego na Jasną Górę 2009


Opoka / e-Pielgrzymka / Poradnik pielgrzyma
 Informacje
Strona główna Wirtualna Mapa Pielgrzymek Galeria zdjęć z pielgrzymki Mikroblog Lista pielgrzymek Poradnik pielgrzyma Komórkowy Savoir-vivre Aktualności pielgrzymkowe Wiem gdzie jesteś Patronat medialny Info dla mediów Pomoc Konkurs Sanktuaria i zabytki

dar.opoka.org.pl
Pielgrzymki

    Białostocka
    Bielsko-Żywiecka
    Brodnicka Franciszkańska
    Bydgoska
    Bydgoska "Promienista"
    Drohiczyńska
    Elbląska
    Gdańska
    Gdyńska
    Gliwicka
    Głogowska
    Gnieźnieńska
    Gorzowska
    Grudziądzka
    Kaliska
    Kaliska Rowerowa
    Kaszubska (z Helu)
    Kielecka
    Koluszki
    Koszalińsko-Kołobrzeska
    Krakowska
    Legnicka
    Lubelska
    Łomżyńska
    Łowicka
    Łódzka
    Opolska
    Oświęcimska
    Pelplińska
    Piotrkowska
    Płocka
    Podlaska
    Poznańska
    Przemyska
    Radomska
    Rybnicka
    Rzeszowska
    Sandomierska
    Solec Kujawski
    Sosnowiecka
    Stalowa Wola
    Szczecińska
    Świętokrzyska (z Ostrowca)
    Tarnowska
    Toruńska
    Tomaszowska
    Warmińska
    Warszawska
    Warszawska 17-stki
    Warszawska Akademicka
    Warszawska na Rolkach
    Warszawska Niepełnosprawnych
    Warszawska Praska Rodzin
    Warszawska Praska PMK
    Włocławska
    Wojskowa
    Wrocławska
    Zamojska
    Zielonogórska

Dołączyli pielgrzymi
Dodaj użytkownika
Informacje o pielgrzymie
Elka
Informacje o pielgrzymie
teri53
Informacje o pielgrzymie
Piotrek93
Informacje o pielgrzymie
truskawka
Informacje o pielgrzymie
maxikas4
Informacje o pielgrzymie
Anetka27
Poradnik pielgrzyma

Nieodpowiednia reklama? Zgłoś!

Każda pielgrzymka w Polsce ma swoje zwyczaje, przekazuje w specjalnych poradnikach informacje istotne dla jej pielgrzymów.
W poniższym tekście zebraliśmy szereg najistotniejszych naszym zdaniem rad.
Co należy wziąć na pielgrzymkę:

Jako pielgrzym będziesz na szlaku poruszać się jedynie z lekkim bagażem podręcznym, rzeczy przydatne na noclegach pojadą ciężarówką.

    weź dwa plecaki: jeden do ciężarówki drugi na czas wędrówki – powinien być wygodny i w miarę możliwości wodoodporny,
    wygodne buty – turystyczne nad kostkę (zakładane na grube skarpety) oraz sandały (w nich stopy odpoczną podczas noclegu),
    bieliznę, skarpety, podkoszulki,
    krótkie (do kolan) i długie spodnie,
    przybory do mycia (dziewczęta powinny pamiętać o podpaskach),
    pidżamę,
    ciepły sweter lub polar,
    kurtkę,
    namiot – umów się z grupą znajomych abyście wzajemnie zapewnili sobie miejsca w namiocie,
    śpiwór i karimatę.

Co należy zabierać do bagażu podręcznego?

Pierwsza zasada brzmi „jak najmniej”. Niestety poniższa lista „najpotrzebniejszych rzeczy” pokazuje jak trudno jest to zrealizować.

    czapkę lub kapelusz przeciwko słońcu,
    dokumenty, pieniądze, śpiewnik pielgrzymkowy, Różaniec,
    kubek/menażkę, łyżkę, scyzoryk,
    chleb i „coś do chleba”, aby przygotować jedzenie na postoju,
    wodę (niestety dużo waży, ale jest niezbędna),
    dwa bandaże elastyczne – na twardym podłożu takim jak asfalt często „wysiadają” kolana, calcium, wodę utlenioną oraz sterylne igły do strzykawki do przebijania pęcherzy na stopach,
    ceratowy płaszcz przeciw deszczowy (pielgrzymka nie zatrzymuje się nigdy aby się schować przed deszczem), najlepiej mieć drugi w bagażu głównym na wypadek zniszczenia,
    wielu pielgrzymów zabiera karimatę aby móc położyć się podczas postoju.

Jak przygotować się do pielgrzymki?
Pod względem fizycznym:

    Oczekując na pielgrzymkę chodź jak najczęściej na wycieczki za miasto (min. 20 km), będzie to odpowiednia zaprawa, przy okazji masz szansę rozchodzić buty.
    Jeśli masz kłopoty ze zdrowiem skonsultuj swoje wyjście na pielgrzymkę z lekarzem.
    Jeśli regularnie zażywać leki weź ze sobą ich zapas (na trasie może nie być apteki), poinformuj służbę medyczną ze swojej grupy, gdyby coś się Ci działo będą wiedzieć o co chodzi.

Pod względem duchowym:

    Przed pielgrzymką przystąp do Sakramentu Pokuty - podczas marszu na pewno będzie można się wyspowiadać, ale zapewne kolejka będzie długa... nie powiększaj jej.
    Przed wyruszeniem przemyśl intencję w jakiej zamierzasz się modlić.

Jak wygląda dzień pielgrzyma?
(w skrócie, z małym przymrużeniem oka)

    pielgrzym wstaje o 4 lub 5 rano,
    pielgrzym radośnie opuszcza swój namiot, bo spanie na karimacie jest bardzo niewygodne :-),
    pielgrzym, ponieważ rano jest zimno, zakłada na siebie mnóstwo ubrań, nie jest świadom, że kiedy wzejdzie słońce będzie to wszystko musiał włożyć do małego podręcznego plecaczka i nieść :-),
    pielgrzym je śniadanie w marszu lub na pierwszym postoju, herbatę czerpie kubkiem z garnków ustawionych przy drodze przez gospodarzy,
    pielgrzym śpiewa najgłośniej jak może, nawet jeśli mu słoń nadepnął na ucho :-),
    pielgrzym na postoju leży i udaje, że nie śpi :-),
    pielgrzym pomaga innym braciom, niesie za nich bagaż, przyjmuje pod swój parasol,
    pielgrzym codziennie uczestniczy w Mszy Świętej i nosi radość w sercu z przyjęcia Pana Jezusa,
    pielgrzym na koniec dnia ustawia się w kolejce do służby medycznej w celu opatrzenia ran na stopach (zwłaszcza jeśli całodzienny marsz zweryfikował pogląd pt. "Mam wygodne buty"),
    pielgrzym chętnie kładzie się spać, bo nawet najtwardsza karimata sprawia, że nie trzeba już znajdować się w pozycji wertykalnej :-).

Mimo trudności pielgrzymka jest wspaniałym i niezapomnianym przeżyciem, w którym warto choć raz uczestniczyć. A Ci którzy poszli pierwszy raz... będą chcieli wrócić na pątniczy szlak!
Artykuły powiązane

14. Łowicka Piesza Pielgrzymka Młodzieżowa na Jasną Górę 2009Promienista Grupa Rowerowa Akcji Katolickiej Diecezji Kaliskiej 2009Trasa 29. Pieszej Pielgrzymki Kaszubskiej na Jasną GóręKaliska Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę65. Piesza Rybnicka Pielgrzymka na Jasną Górę i Pielgrzymka Archidiecezji Katowickiej 2010Pielgrzymka Rybnicka na Jasnej GórzePiesza Pielgrzymka Ziemi Sandomierskiej na Jasną Górę 2009Pielgrzymka Ziemi Świętokrzyskiej z Ostrowca Świętokrzyskiego na Jasną Górę 2009






Ile jeszcze do Częstochowy?

Dzięki Wirtualnej Mapie Pielgrzymek zobaczymy, w jakim tempie pielgrzymki z Warszawy, Krakowa, Gdańska, Tarnowa i innych miejscowości przesuwają się w kierunku Jasnej Góry. Jak to możliwe? Komórka w kieszeni jednego z pielgrzymów będzie lokalizowana dzięki tzw. triangulacji. Dzięki sygnałowi odbieranemu przez trzy stacje nadawcze, z dużą dokładnością będzie można określić, gdzie znajduje się określona pielgrzymka w danej chwili. Kolorowe linie na Wirtualnej Mapie Pielgrzymek wskażą, w którym miejscu są poszczególne grupy.
Wszyscy cię usłyszą i zobaczą

"Padła" ci komórka i nie możesz zadzwonić do domu? Mocy doda ci Służba elektryczna - w namiocie podłączyć się możesz do agregatu prądotwórczego i rozgałęźnika. Zabierz tylko zasilacz! Na czterach pielgrzymkach - krakowskiej, tarnowskiej, podlaskiej i radomskiej - każdy będzie mógł podładować akumulatorek telefonu. Nie tylko z Plusa, który wraz z "Opoką" wymyślił wakacyjną akcję. Chcesz, by w domu zobaczyli cię na trasie? Nic prostszego - poleć im pielgrzymkową galerię! Znajdą się na niej reporterskie zdjęcia wydarzeń, zabytków oraz portrety mijanych ludzi i pielgrzymów. To właśnie MMS-y przybliżą atmosferę szlaków do Częstochowy.
Dla tych, którzy iść nie mogą... pielgrzymkowy mikroblog

Jeszcze w latach 90., gdy któraś z rozgłośni radiowych chciała przygotować reportaż z trasy pielgrzymkowej, taśmy magnetofonowe z nagraniami woziło się samochodami zaopatrzenia, np. z piekarni. Komórki były rzadkością, a pokrycie Polski sygnałem danej sieci - niewielkie. Często, gęsto reporter radiowy, nadając relację na żywo, musiał wchodzić na dach samochodu, by "złapać pole". Dziś dość trudno znaleźć miejsce, gdzie telefon komórkowy nie ma zasięgu, a wachlarz możliwych zastosowań znacznie się rozrósł. Przez komórkę transmitować można na żywo do studia wszelkie wydarzenia pielgrzymkowe, wywiady i relacje. Korzystając z bezprzewodowego Internetu, można uzupełniać pielgrzymkową stronę www, a dziennikarze towarzyszący danej grupie prześlą artykuły i wiadomości do redakcji. Dzięki tej samej usłudze z trasy można też wysyłać sms-ami teksty, a mms-ami fotografie i krótkie nagrania audio.
Pielgrzymka z... komórką

Nietrudno było namówić poszczególne grupy pielgrzymkowe do współpracy. Wszelkie służby porządkowe, o głównych przewodnikach nie wspominając, muszą się ze sobą kontaktować i to stale. Już kilkusetosobowa grupa na drodze to spore wyzwanie, a co dopiero pielgrzymka składająca się z kilkunastu tysięcy osób? Poza tym każdy chce wiedzieć, co dzieje się w domu, zwłaszcza gdy zostawił kogoś chorego lub samotnego. Dziś świat zmalał dzięki komórkom i nawet na pielgrzymce nikogo one nie dziwią, choć nie mogą być używane zawsze i wszędzie, o czym stanowi regulamin poszczególnych grup. Słowem - nowoczesne technologie na pielgrzymce? Czemu nie?! Choć - z umiarem...


http://pielgrzymki.opoka.org.pl/poradnik/592.1,Poradnik_pielgrzyma.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 12, 2011, 11:52:10
Wojna Platformy z arcybiskupem Głódziem



    Radni odebrali prezydentowi Gdańska prawo przekazywania gruntów Kościołom
    Jak arcybiskup z miastem handluje

Wszystko zmieniło się po konwencji PO w Sopocie 11 czerwca. Premier Donald Tusk powiedział: - Nie będziemy klęczeli przed księdzem, bo do klęczenia jest kościół.

Trzy tygodnie temu. Boże Ciało w bazylice Mariackiej w Gdańsku. Jak zwykle na ważnych nabożeństwach dwie pierwsze ławki były zarezerwowane dla VIP-ów. - Wchodzę, a tam pusto, nawet myślałem, że godziny pomyliłem - mówi Andrzej Jaworski, poseł PiS. - Usiadłem sam. Zwykli ludzie zajęli wolne miejsca. Nie przyszedł żaden radny, nikt z władz miasta, województwa, żaden poseł PO. A jeszcze kilka tygodni wcześniej przychodzili tłumnie na wszystkie uroczystości celebrowane przez arcybiskupa Głódzia.

"Przecież nie przyszli"

Na końcu proboszcz dziękował "przedstawicielom władz za przybycie". - Nie ma komu, przecież nie przyszli - wtrącił arcybiskup. - A po co mamy chodzić do niego, jak na nas krzyczy? - pyta Jerzy Borowczak, poseł PO. - Chcę chodzić do kościoła się modlić, a nie słuchać jego wystąpień parapolitycznych. Po co mi wysłuchiwać, jaki mamy nieludzki rząd? Nieraz czuliśmy się osaczeni, siedząc w ławkach, jak wygłaszał kazania - mówi Borowczak. I twierdzi, że arcybiskup nie kryje swoich bliskich związków z PiS.

Więcej o konflikcie Platformy z biskupem w "Gazecie Wyborczej"

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,9930362,Wojna_Platformy_z_arcybiskupem_Glodziem.html


Jak arcybiskup z miastem handluje
Krzysztof Katka
03.07.2011 aktualizacja: 2011-07-04 08:42

Arcybiskup Sławoj Głódź nie zapłaci ani grosza za działkę wartą 450 tys. zł. To Gdańsk dopłaci arcybiskupowi.
ABP SŁAWOJ LESZEK GŁÓDŹ - metropolita gdański, 64 lata. Uchylił ks. Henrykowi Jankowskiemu znanemu z antysemickich ekscesów zakaz wygłaszania kazań nałożony przez abp. Gocłowskiego. Pobłażliwy wobec Radia Maryja
Fot. Waldemar Kompała / AG
ABP SŁAWOJ LESZEK GŁÓDŹ - metropolita gdański, 64 lata. Uchylił ks. Henrykowi Jankowskiemu znanemu z antysemickich ekscesów zakaz wygłaszania kazań nałożony przez abp. Gocłowskiego. Pobłażliwy wobec Radia Maryja
ZOBACZ TAKŻE

    PO nie klęka w Gdańsku
    Platforma nie chce dawać działek arcybiskupowi
    Miasto przekazuje kurii ziemię na Oruni za 1 proc.
    Obchody 3 Maja. Abp Głódź: "Konstytucja to modlitwa"
    Jak arcybiskup dostał od Gdańska działkę wartą 2,8 mln 
    Spełnili marzenie abp. Głódzia. Został sołtysem [wideo]
    Arcybiskup Głódź opuścił Oliwę. Mieszka na Oruni
    Nowy pomnik abp. Głódzia. Konserwator mówi nie
    Zdaniem Górlikowskiego: Żałoba też służy pojednaniu
    Głódź: Media zrobiły "szakaladzio" na ks. Jankowskim
    Arcybiskup Sławoj Leszek Głódź uhonorowany
    Arcybiskup Głódź dostanie honoris causa od AWFiS
    Abp. Głódź wprowadza indeksy dla uczniów religii
    Abp Głódź: Wola parafian najważniejsza

O tym, że prezydent Gdańska postanowił przekazać parafii św. Ignacego Loyoli na Oruni działkę o powierzchni 3300 m kw. pisaliśmy przed miesiącem. Nieruchomość wartą 457 tys. zł odda bez przetargu za jeden procent wartości - czyli 4573 zł - "na cele działalności sakralnej, z przeznaczeniem do łącznego zagospodarowania z obecnym terenem parafii". Działka powiększy ogród arcybiskupa Głódzia przy jego nowej rezydencji przy ul. Brzegi.

Teraz okazuje się, że gmina nie otrzyma nawet tych 4573 złotych, ponieważ kuria naliczyła większą opłatę za umożliwienie publicznego dojścia do cmentarza przy parafii Loyoli. Służebność przejścia została wyceniona na 5175 zł i tu arcybiskup nie był tak wspaniałomyślny, jak władze miasta, i żadnej bonifikaty nie naliczył. W efekcie kuria dostanie jeszcze z miejskiej kasy 602 zł.

Przez dziesiątki lat dojście przez kościelną działkę do cmentarza przy oruńskiej parafii nie było dla nikogo problemem. Zresztą trudno sobie wyobrazić, żeby kuria zagrodziła wjazd na cmentarz.

Skąd zatem pomysł na taką "kompensację"? Już wcześniej wiceprezydent Gdańska Wiesław Bielawski przekonywał, że przekazanie działki, która powiększy rezydencję metropolity gdańskiego, to część większej umowy. - Zapisane w niej zostanie, że ksiądz arcybiskup zrzeknie się wszelkich roszczeń do części parku Oliwskiego - przekonywał wiceprezydent.

Wicedyrektor Płonka potwierdza: - Jest wola obu stron, aby rozstrzygnąć i zamknąć kwestię parku Oliwskiego, tylko że treść nie została jeszcze domówiona. Zrzeczenie się roszczeń zostałoby zapisane w pakiecie umów.

Porozumienie nie jest jednak jeszcze przesądzone. - Wierzę, że się dogadamy, jestem gotowy roszczeń do parku się zrzec - powiedział "Gazecie" abp. Sławoj Leszek Głódź. - Należy jednak uszanować własność, jak w państwie prawa przystoi, i ja się o moją [kurii - red.] własność upomnę. Ja z miarką nie chodziłem i gruntów nie mierzyłem, więc nie wiem, czy akurat w takiej formie to porozumienie zostanie zawarte, czy będziemy szukali innych sposobów. Ta transakcja była politycznie kosztowna dla Adamowicza. W czwartek Rada Miasta Gdańska odebrała mu kompetencję do przekazywania Kościołom nieruchomości z 99-procentową bonifikatą. Powodem tej decyzji były ujawnione przez media dwie ostatnie transakcje - oddanie 12 tys. m kw. na kościół przy Wielkopolskiej (za działkę wartą 2,8 mln zł kuria zapłaci 28 tys. zł) oraz wspomniane wyżej przekazanie gruntu na Oruni.

- Tu nie chodzi o brak zaufania do prezydenta, lecz o to, że o tych sprawach dowiadywaliśmy się z mediów - wyjaśnia Piotr Skiba, radny PO. Oficjalne uzasadnienie zmian jest takie, że "nie zachodzą okoliczności, które uzasadniałyby wyłączenie radnych z procesu podejmowania decyzji".

Zgodnie z nowym prawem prezydent Paweł Adamowicz nie mógłby już podpisać takiej umowy, ale zmienione przepisy jeszcze nie obowiązują - wejdą w życie za ok. dwa miesiące.

Ale urzędnicy nie mają zamiaru zwlekać z oddaniem gruntu, gdy nowe prawo zacznie obowiązywać.

- Akt notarialny zostanie podpisany niebawem, myślę, że jeszcze w lipcu - mówi Halina Płonka.

Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto




14 tysięcy mieszkańców i cztery włosy Jana Pawła II
Jowita Kiwnik, Sławomir Sowula
22.05.2011 aktualizacja: 2011-05-20 17:53

Papieskie włosy są cztery. - Oglądałem je pod lupą, mają może ze dwa milimetry - mówi Andrzej Galiński, proboszcz parafii w kaszubskim Luzinie
SERWISY

    Śledź te strony

Proboszcz Galiński jest szczęściarzem. Jego poprzednia parafia na gdańskiej Zaspie - ta sama, gdzie się odbywała się słynna papieska msza podczas pielgrzymki w 1987 r. - dopiero wysłała do Rzymu prośbę o relikwie. Ale już zdążyła sobie zafundować wart kilkadziesiąt tysięcy złotych relikwiarz. Część pieniędzy dołożył państwowy koncern Energa.

Relikwiarz z parafii Matki Bożej Różańcowej w Luzinie kosztował 3,3 tys. zł: - Żadne tam szlachetne kamienie i złoto, jak pisały niektóre gazety. Tylko czerwone szkiełka. Skromny, żeby nie przytłaczał tego, co jest w środku. I to nieprawda, że za ucałowanie relikwii można dostać odpust i że czynią cuda - mówi proboszcz z Luzina.

Więcej... http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35636,9638151,14_tysiecy_mieszkancow_i_cztery_wlosy_Jana_Pawla_II.html#ixzz1Rt79SWNn





Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: chanell Lipiec 12, 2011, 23:56:51
Rafaelo ......ech ..szkoda słów,wszędzie tylko kasa kasa,kasa .


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: arteq Lipiec 13, 2011, 00:05:30
Nie mówię tego pod Twoim adresem Chanell, ale chciałbym się podzielić pewnymi spostrzeżeniami. Niestety dosyć często, za często pojawia się w KK wyciągnięta przez kler ręka po pieniądze. Zauważyłem jednak, że 99% osób narzeka za plecami, a gdy sami znajdują się w takiej sytuacji to... pogłębiają to co krytykują. Z jednej strony mówią "ależ oni biorą" a sami... dają więcej niż byłoby można zaakceptować. Szczere wypowiedzenie swojej opinii w takiej sytuacji daje często duże i pozytywne efekty. Gdyby chociaż 10% osób powiedziało "tak się nie godzi" bądź "ksiądz przesadza" problem zniknąłby. Ja tam nie mam skrupułów i efekty też są. Trzeba mieć jednak trochę odwagi...


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 13, 2011, 11:38:35
    Wydarzenia lokalne
    Warszawa

    Strona główna
    Wiadomości
    Kraj
    Słuchacz Radia Maryja uderzył reporterkę Polsatu News! Zobacz awanturę

dodatki
Słuchacz Radia Maryja uderzył reporterkę Polsatu News! Zobacz awanturę
2011-07-11 | Ostatnia aktualizacja: 09:58 | Komentarze: 445
Tagi: Polsat News, Radio Maryja, rydzyk
Słuchacz Radia Maryja uderzył reporterkę Polsatu! Zobacz awanturę

Słuchacz Radia Maryja uderzył reporterkę Polsatu! Zobacz awanturę / YouTube
Na Jasnej Górze w niedzielę zakończyła się 19. Pielgrzymka Rodziny Radia Maryja. Metropolita lwowski w kazaniu mówił o szacunku dla człowieka. Ale nie wszyscy pielgrzymi wzięli sobie jego słowa do serca. Dziennikarkę Polsatu News brutalnie zaatakował starszy mężczyzna. Zobacz relację!
W czasie mszy do dziennikarki Polsat News Ewy Żarskiej podszedł rozjuszony starszy mężczyzna z flagą. Zaczął się awanturować, wyrwał jej mikrofon i w końcu uderzył ją w twarz. W obronie reporterki Polsatu stanął operator kamery, ale ekipę telewizji szybko otoczyli inni słuchacze Radia Maryja, którzy zaczęli niszczyć ich sprzęt.

Mężczyznę aresztowano. Ale na tym afera się nie skończyła. Pielgrzymi zaatakowali policjantów, a potem zebrali się przed komisariatem w Częstochowie, gdzie głośno i agresywnie domagali się uwolnienia aresztowanego.

W niedzielę na Jasnej Górze metropolita lwowski w homilii podkreślił, że szacunek dla człowieka nie może zależeć od rodzaju beretu, jaki nosi. Nawiązał w ten sposób do określenia "moherowe berety", odnoszącego się do słuchaczy Radia Maryja.

"Mnie nie uczono w domu, że szacunek okazywany człowiekowi ma zależeć od jego pozycji społecznej, wpływów albo zamożności. Mama moja uczyła mnie szanować każdego (...). Dlatego nie rozumiem, że szacunek dla człowieka może być uzależniony od rodzaju beretu, jaki nosi" - powiedział abp Mieczysław Mokrzycki.

Dyrektor Radia Maryja o. Tadeusz Rydzyk mówił natomiast m.in., że marzy o rozwoju Radia Maryja i Telewizji Trwam, a także o jak najszybszej budowie "świątyni - wotum wdzięczności za Ojca Świętego Jana Pawła II". Zastrzegł, że nie ogłasza w ten sposób składki. "Nie ogłaszam żadnej zbiórki, bo znowuż będzie sąd (..), ale mówię wam, że chcemy to zrobić. Chcecie czy nie? I wybudujemy" - zapowiedział.


http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/345159,sluchacz-radia-maryja-uderzyl-reporterke-polsatu-news-zobacz-awanture.html


Duzo interesujacych wiadomosci TU."Wydarzenia" Polsatu/ SLD chce uderzyć w Radio Mary
http://www.dziennik.pl/wideo/344753,.html

============================================

O. Rydzyk na Jasnej Górze: Nie pozwalajmy poniewierać kapłanów
2011-07-10 | Ostatnia aktualizacja: 08:43 | Komentarze: 144
Tagi: Jasna Góra, Pielgrzymka Rodziny Radia Maryja, bruksela, rydzyk
O. Rydzyk na Jasnej Górze: Nie pozwalajmy poniewierać kapłanów

O. Rydzyk na Jasnej Górze: Nie pozwalajmy poniewierać kapłanów Fot. Maciej UrbanowskiAPP / Newspix
Nie pozwalajmy poniewierać kapłanów - apelował w sobotę o.Tadeusz Rydzyk na Jasnej Górze do uczestników 19. Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja. Nawiązał przy tym m.in. do protestów po swojej niedawnej wypowiedzi w Brukseli
21 czerwca podczas seminarium nt. energii odnawialnej w Brukseli toruński redemptorysta skarżył się, że obecny rząd rozwiązał w 2007 r. umowę przyznającą jego fundacji dotację na odwierty geotermalne w Toruniu. "Jesteśmy tutaj w Brukseli, ja nie wiem, co na to ta Bruksela, bo jesteśmy wykluczani, dyskryminowani. To jest totalitaryzm. Ja nie żartuję. To jest totalitaryzm" - mówił wówczas. W reakcji na te słowa MSZ wysłało do Watykanu notę dyplomatyczną.

W sobotę wieczorem na Jasnej Górze, po rozpoczynającej pielgrzymkę Rodziny Radia Maryja mszy, w przemówieniu do wiernych o. Rydzyk zaapelował m.in., by nie pozwalali na "poniewieranie pasterzy w Polsce". "Gdzie jak gdzie, ale w kraju błogosławionego Jana Pawła II szanujmy kapłanów" - wzywał redemptorysta.

Przypomniał, że papieżowi zależało, by Polska poniosła ewangelię do Europy. "Mówili nam jak mieliśmy wejść do tej Unii Europejskiej, mówili nam, że będziemy ewangelizować, Kościół będzie miał takie szanse. Ale jak jeden ksiądz pojechał do Brukseli nie w swojej sprawie, to go chcieli zatłuc od razu, jak powiedział trochę prawdy - bardzo krótko, oczywiście na skróty, bo nie było można dużo" - relacjonował o. Rydzyk.

"Widzicie, ja też myślałem, że to będzie taka ewangelizacja, otwarte oczy, ręce, serce, a tu nic. Co mamy? Pośmiać się, pobłogosławić i do roboty, do ewangelizacji. Nigdy nie kamieniujmy księży, nigdy. Gdybyśmy tak mogli napisać białą księgę, to myślę, że każdy biskup miałby taką białą księgę prześladowań - w Polsce, w naszych czasach - i przez media odbieranie dobrego imienia" - mówił redemptorysta.

"Zatłuką żywcem, tak jak ks. abp. (Stanisława - PAP) Wielgusa. () Nikt nie ma prawa drugiego człowieka obmawiać, mówić na niego w mediach, gdzie indziej, po sądach włóczyć, jeżeli on nie ma prawa się bronić, jeżeli mu się usta zamknie. () To nie jest demokracja - to się kłania ten stary system, ale może jeszcze ulepszony, w białych rękawiczkach" - ocenił o. Rydzyk.



Kościół idzie do sądu! Pierwsza taka sprawa o odszkodowanie
2011-07-11 | Ostatnia aktualizacja: 07:38 | Komentarze: 25
Tagi: kościół, sprawa, sąd
Kościół idzie do sądu! Pierwsza taka sprawa o odszkodowanie

Kościół idzie do sądu! Pierwsza taka sprawa o odszkodowanie / Shutterstock
Poznańska parafia domaga się w sądzie 7 mln zł odszkodowania za odebrane w PRL działki. Po rozwiązaniu Komisji Majątkowej w całym kraju może być ponad 200 takich pozwów - informuje "Gazeta Wyborcza".

Pozew jest pierwszą z takich spraw - potwierdza Krzysztof Jastrzębski z Prokuratorii Generalnej, która reprezentuje w sądach skarb państwa.

Gdy na początku marca tego roku zlikwidowano Komisję Majątkową do rozpatrzenia pozostawało jeszcze 216 spraw, podobno tych najtrudniejszych. I właśnie w takich przypadkach instytucje kościelne mogą dochodzić roszczeń przed sądem

http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/345134,kosciol-idzie-do-sadu-pierwsza-taka-sprawa-o-odszkodowanie.html


Kaczyński: dziś próbuje się wypychać patriotów z życia
2011-07-10 | Ostatnia aktualizacja: 16:04 | Komentarze: 291
Tagi: Jasna Góra, Radio Maryja, Smoleńsk, kaczyński, katastrofa, pielgrzymka, pis
Jarosław Kaczyński na telebimie podczas pielgrzymki Radia Maryja

Jarosław Kaczyński na telebimie podczas pielgrzymki Radia Maryja Fot. Andrzej Grygiel / Polska Agencja Prasowa
Na pielgrzymce Radia Maryja na Jasną Górę Jarosław Kaczyński zaapelował o pamięć o polskiej historii, m.in. o katastrofie smoleńskiej. Jak mówił, prezydent Lech Kaczyński wiedział, jak zabiegać o Polskę - i za to go nienawidzono.

Prezes PiS uczestniczył tego dnia we mszy będącej głównym punktem tegorocznej 19. Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę. Jednym z punktów uroczystości było przekazanie do jasnogórskiego sanktuarium tablicy upamiętniającej ofiary katastrofy smoleńskiej, którą Rosjanie usunęli z miejsca tragedii w przeddzień pierwszej rocznicy tego wydarzenia

Po zakończeniu mszy Jarosław Kaczyński z murów Jasnej Góry dziękował za - jak mówił - ostatnie 15 miesięcy wsparcia przez Radio Maryja, Telewizję Trwam i Nasz Dziennik. "Bez tego wsparcia ci, którzy chcieli zabić prawdę pewnie by zwyciężyli, przynajmniej doraźnie by zwyciężyli. Nie dalibyśmy rady skutecznie tej prawdy bronić" - powiedział.

"Ten zamysł się nie udał w wielkiej mierze dzięki niezawodnemu ojcu dyrektorowi (), wszystkim, którzy pracują w Radiu Maryja, wszystkim wolontariuszom i dzięki wam, członkom tej wielkiej i pięknej rodziny" - dodał.

Prezes PiS stwierdził, że ludzie złej woli mówią, że przyjeżdża często na Jasną Górę ze względów politycznych. "Nie o politykę tu chodzi. Jestem tu dlatego, że spotyka się tu () wielka, ważna, czynna część polskiego Kościoła i chcę być razem z nią, bo nie ma takiego drugiego spotkania w ciągu całego roku" - zaznaczył.

"Jestem tutaj z wami, bo spotykają się tutaj ludzie, którzy kochają Polskę, polscy patrioci. I to też jest powód, dla którego chcę z wami być. Chcę was, korzystając z tej niezwykłej okazji, prosić - nie dajcie się wypchnąć z naszego życia, nie dajcie się wypchnąć jako polscy patrioci, bo dziś patriotów próbuje się z tego życia wypychać" - powiedział Kaczyński.

"To jest coś bardzo ważnego dla was, ale coś jeszcze ważniejszego dla Polski - dla naszej teraźniejszości, dla przyszłości, o której przede wszystkim musimy myśleć. Musimy myśleć o niej i wiedzieć, że aby ta przyszłość była wielka, to trzeba ocalić pamięć o naszej historii, o tym wszystkim, co było w niej wielkie, a także tym strasznym wydarzeniu, które miało miejsce dokładnie 15 miesięcy temu" - mówił.

http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/345092,kaczynski-dzis-probuje-sie-wypychac-patriotow-z-zycia.html


W Watykanie msza w intencji polskiej prezydencji


W bazylice Św. Piotra odprawiono mszę w intencji polskiej prezydencji / Shutterstock
Szef watykańskiej dyplomacji, arcybiskup Dominique Mamberti, odprawił we wtorek w bazylice św. Piotra mszę w intencji polskiego przewodnictwa w Radzie UE. Mszę zakończyła modlitwa przy grobie Jana Pawła II.
 
Na mszę w Kaplicy Chóru, zorganizowaną z inicjatywy ambasady RP przy Stolicy Apostolskiej, przybyli przedstawiciele korpusu dyplomatycznego akredytowanego przy Watykanie, wśród nich ambasadorowie USA, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Hiszpanii, Portugalii i Grecji.

Arcybiskup Mamberti rozpoczął kazanie od przypomnienia intencji mszy i podkreślił, że odbywa się ona dzień po uroczystości świętego Benedykta, patrona Europy. Szef watykańskiej dyplomacji podkreślił: "Tak jak Europa czasów Benedykta, także teraz przeżywa ona epokowe zmiany, lecz w przeciwieństwie do tamtego okresu, aktualny kontekst europejski posiada mocne korzenie, z który może czerpać i na które koniecznie trzeba patrzeć".

Arcybiskup Mamberti podkreślił, że o tych chrześcijańskich korzeniach nie można zapominać. "Wszyscy musimy się nawrócić. Wszyscy potrzebujemy nawrócenia, bo nikt nie jest bez grzechu" - mówił.

Następnie watykański hierarcha stwierdził: "Nawrócenie to stały proces, który ma różne stopnie: od niedowierzania do wiary, od wiary niedoskonałej i przemieszanej z błędami do wiary czystej i pełnej, od życia nieuporządkowanego do uporządkowanego, od zwykłego przestrzegania przykazań do życia zgodne z Ewangelią, od życia przeciętnego do życia w doskonałości".

Zaznaczył również: "Dzisiaj ludzie, oślepieni przez postęp i dobrobyt, kierują często swój wzrok tylko na ziemię wybierając styl życia, służący wyłącznie realiom tego świata, nie troszcząc się o Boga i jego wolę, zapominając o Bogu albo przynajmniej żyjąc tak, jakby go nie było. Kiedy człowiek wierzy w to, że może się spełnić tylko dzięki własnym siłom, zaczyna karmić się iluzjami, czcić ziemską rzeczywistość, co na końcu go rozczarowuje".

"Patrząc na historię Europy konstatujemy, ilu łask doznaliśmy i ilu środków zbawienia, ile darów wciąż otrzymujemy, ile znaków miłości Boga do nas i do naszych krajów, do naszego kontynentu. Wśród zgliszcz Imperium Rzymskiego, patron Europy poszukując przede wszystkim Królestwa Bożego, zasiał ziarno nowej cywilizacji europejskiej, która rozwinęła się łącząc wartości chrześcijańskie z klasycznym dziedzictwem z jednej strony oraz kulturą germańską i słowiańską z drugiej" - oświadczył arcybiskup z Francji.

Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: arteq Lipiec 13, 2011, 19:56:45
wstyd mi za osobę która uderzyła dziennikarkę...


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 14, 2011, 09:13:44
     

Polska | portal promocyjny » Poznaj Polskę » Poznaj Polskę » Instytucje społeczne » Kościoły i życie religijne w Polsce


                                                   KOSCIOLY I ZYCIE RELIGIJNE W POLSCE


W Polsce obecnie funkcjonuje sto trzydzieści osiem oficjalnie zarejestrowanych Kościołów i związków wyznaniowych.

Najwięcej wiernych gromadzi Kościół katolicki, do którego przynależy około 95 % wierzącej części społeczeństwa. Spośród czterech obrządków, bizantyjsko-ukraińskiego, neounickiego, ormiańskiego i łacińskiego, najliczebniejszy jest ten ostatni - w 1998 r. skupiał ponad 35 milionów wiernych (9990 parafii, i około 28 tysięcy duchownych).

Na mocy bulli ogłoszonej przez papieża Jana Pawła II Polska została podzielona w 1992 r. na 40 diecezji i 13 metropolii łacińskich oraz jedną bizantyjsko-ukraińską. Władzę kościelną w diecezjach sprawują biskupi, tworzący Episkopat. Przewodniczącym Konferencji Episkopatu jest arcybiskup Józef Michalik. Na terenie całego kraju, a także poza jego granicami prowadzą działalność różne organizacje oraz instytucje duszpasterskie (np. Polskie Misje Katolickie działające głównie w krajach Trzeciego Świata) i katechetyczne (zajmujące się m.in. nauczaniem religii w szkołach) oraz kilkadziesiąt zakonów, zarówno męskich, jak i żeńskich (m.in. Franciszkanie, Jezuici, Dominikanie, Michalici, Salezjanie, Redemptoryści, Elżbietanki, Urszulanki i Szarytki).

Oprócz Kościoła katolickiego działa w Polsce kilka dużych kościołów chrześcijańskich i kilkadziesiąt mniejszych kościołów i grup religijnych.

Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny jest drugim co do wielkości oficjalnym związkiem wyznaniowym. Liczy około 550 tysięcy wiernych i 320 duchownych. Jego wyznawcy to głównie przedstawiciele mniejszości białoruskiej, mieszkający na terenie wschodnich województw.

Trzecim co do liczebności wyznaniem chrześcijańskim w Polsce, dzielącym się na kilka odłamów, jest protestantyzm. Kościół Ewangelicko-Augsburski liczy ponad 85 tysięcy wiernych, Wspólnota Zielonoświątkowa - około 17 tysięcy, Kościół Adwentystów Dnia Siódmego - 10 tysięcy. Pozostałe protestanckie związki wyznaniowe skupiają nie więcej niż po około 5-6 tysięcy wiernych.

W Polsce działają też tzw. kościoły starokatolickie (niezwiązane z kościołem rzymskokatolickim): Starokatolicki Mariawitów, Polskokatolicki i Katolicki Mariawitów. Wszystkie gromadzą blisko ponad 88 tys. wiernych.

Związek Wyznania Świadków Jehowy skupia ok. 130 tysięcy wiernych.

Ponadto w Polsce działa kilka innych grup religijnych, m.in. Muzułmański Związek Religijny (islam), Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich (wyznanie mojżeszowe), Karaimski Związek Religijny (religia powstała z połączenia judaizmu i islamu, wyznają ją przedstawiciele mniejszości etnicznej pochodzenia tureckiego) oraz dość liczna grupa organizacji nawiązujących do religii wschodnich, np. Międzynarodowe Towarzystwo Świadomości Kriszny i Stowarzyszenie Buddyjskie.

* * *

Cechą charakterystyczną polskiej religijności jest przywiązanie do tradycyjnych praktyk i obrzędów chrześcijańskich takich jak: pielgrzymki do miejsc świętych, procesje liturgiczne (np. w Święto Bożego Ciała), rekolekcje adwentowe i wielkopostne, odpusty parafialne. Szczególną rolę pełni kult Matki Bożej, czczonej zwłaszcza w Obrazie Jasnogórskiej Czarnej Madonny czy Matki Bożej Bolesnej w Licheniu, a także w licznych, mniejszych sanktuariach maryjnych rozsianych po całym kraju.

Polska religijność nabrała zupełnie nowego wymiaru po wyborze Karola Wojtyły, Arcybiskupa Krakowa na Stolicę Piotrową w roku 1978. Polski Papież, który przybrał imię Jana Pawła II dokonał w Kościele Katolickim wielkiej rewolucji, otwierając go na problemy nowoczesnego świata. W Polsce osobę Jana Pawła II postrzega się zupełnie wyjątkowo, łącząc jego działalność z wielkimi przemianami społeczno-politycznymi, jakie dokonały się w latach osiemdziesiątych XX wieku. Papież Jan Paweł II pozostaje niekwestionowanym autorytetem moralnym i to nie tylko dla wierzącej części polskiego społeczeństwa.

Kościół katolicki w Polsce jest instytucją trwale związaną z pojęciem polskiej państwowości. Pierwszą ważną datą w historii państwa polskiego było przyjęcie chrześcijaństwa przez księcia Polan, Mieszka I, w roku 966. Budowa struktur państwowych powiązana została z krzewieniem chrześcijaństwa i utworzeniem na ziemiach polskich administracji kościelnej. Od tamtych czasów Kościół wspierał jedność państwa polskiego i jego niezawisłość, co stało się szczególnie ważne w okresie zaborów (1795 - 1918), II wojny światowej i komunistycznej dominacji.

http://www.poland.gov.pl/Koscioly,i,zycie,religijne,w,Polsce,126.html

===================================================

 ZABYTKOWE KLASZTORY KATOLICKIE W POLSCE

B

    Bazylika na Świętej Górze
    Klasztor Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego w Białymstoku
    Kościół i klasztor franciszkański w Bieczu
    Dwór Lipnicki w Bielsku-Białej
    Klasztor Franciszkanów w Bytomiu

C

    Klasztor Franciszkanów w Choczu
    Kościół i klasztor Dominikanów w Choroszczy
    Klasztor w Czernej

G

    Gościkowo

I

    Klasztor Norbertanek w Imbramowicach

J

    Kościół Trójcy Przenajświętszej w Jarosławiu
    Klasztor ss. Niepokalanek w Jarosławiu
    Kościół św. Mikołaja i Stanisława biskupa w Jarosławiu
    Zespół klasztorny Sióstr Boromeuszek i kościół NSPJ w Jastrzębiu-Zdroju
    Archiopactwo Cystersów w Jędrzejowie

K

    Zespół klasztorny Franciszkanów w Kadynach
    Kalwaria Pakoska
    Klasztor Franciszkanów w Panewnikach
    Klasztor Albertynek na Kalatówkach
    Klasztor benedyktynek w Bysławku
    Klasztor Bernardynów w Radomiu
    Klasztor Franciszkanów w Woźnikach
    Kościół Najświętszej Maryi Panny i św. Jacka w Klimontowie
    Klasztor Franciszkanów w Kobylinie
    Kościół i klasztor Reformatów w Koninie
    Kościół św. Floriana w Koprzywnicy
    Opactwo cystersów w Kołbaczu

   
K cd.

    Kościół Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny i klasztor bernardynów w Kole
    Bazylika Świętej Trójcy w Krakowie
    Kościół Matki Boskiej Śnieżnej w Krakowie
    Kościół św. Augustyna i św. Jana Chrzciciela w Krakowie
    Kościół św. Kazimierza Królewicza w Krakowie
    Kościół św. Franciszka z Asyżu w Krakowie
    Opactwo Cysterskie w Krzeszowie
    Klasztor Franciszkanów w Kętach

L

    Dawny kościół i klasztor benedyktynek w Legnicy
    Opactwo cystersów w Lubiążu
    Lubiń (powiat kościański)
    Opactwo cystersów w Lądzie

M

    Klasztor Franciszkanów w Miejskiej Górce
    Klasztor Benedyktynów w Mogilnie
    Opactwo cystersów w Mogile

O

    Opactwo cystersów w Oliwie
    Opactwo Cystersów w Wąchocku
    Klasztor Bernardynów w Opatowie
    Klasztor Franciszkanów w Opolu
    Klasztor Franciszkanów w Osiecznej
    Kościół św. Antoniego w Ostrołęce
    Kaplica św. Jacka w Oświęcimiu
    Kościół Matki Bożej Bolesnej w Oświęcimiu

P

    Klasztor franciszkanów w Pakości
    Klasztor filipinów w Poznaniu
    Kościół Bożego Ciała w Poznaniu
    Kościół św. Antoniego Padewskiego i klasztor franciszkanów konwentualnych w Poznaniu

   
P cd.

    Kościół św. Józefa i klasztor karmelitów bosych w Poznaniu
    Zespół klasztorny Sióstr Pasterek od Opatrzności Bożej w Poznaniu
    Klasztor Karmelitów Bosych w Przemyślu

R

    Pocysterski Zespół Klasztorno-Pałacowy w Rudach

S

    Kościół św. Jakuba w Sandomierzu
    Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej Łaskawej w Janowie Lubelskim
    Staniątki
    Klasztor sercanów w Stopnicy
    Opactwo Cystersów w Sulejowie
    Opactwo Cystersów w Szczyrzycu
    Klasztor Sióstr Niepokalanek w Szymanowie

T

    Klasztor sióstr dominikanek w Tarnobrzegu
    Sanktuarium Matki Bożej Dzikowskiej w Tarnobrzegu
    Sanktuarium św. Jadwigi w Trzebnicy
    Zespół Klasztorny Bernardynów w Tykocinie
    Klasztor Benedyktynów w Tyńcu

W

    Sanktuarium św. Józefa oraz Klasztor Karmelitów Bosych w Wadowicach
    Klasztor Dominikanów w Warszawie (Służew)
    Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Krakowie
    Zespół klasztorny Franciszkanów w Wodzisławiu Śląskim
    Klasztor Franciszkanów we Wronkach
    Klasztor Franciszkanów we Wschowie

Z

    Klasztor Karmelitów Bosych w Zagórzu
    Zakład św. Łazarza w Poznaniu
    Klasztor i szpital Bonifratrów w Zebrzydowicach
    Zespół Kościelno-Klasztorny oo. Franciszkanów-Reformatów w Wieliczce

Ł

    Klasztor Franciszkanów w Łodzi (Łagiewniki)

   
Kategorie: Klasztory katolickie • Zabytki Polski • Klasztory Polski- 81 pozycji

Tę stronę ostatnio zmodyfikowano 12:55, 30 maj 2011.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:Zabytkowe_klasztory_katolickie_w_Polsce


                 ŻYCIE MNICHA W KLASZTORACH BUDDYJSKICH I CHRZEŚCIJAŃSKICH. STUDIUM PORÓWNAWCZE

bardzo ciekawy temat, jesli kogos interesuje ten temat to podaje adres gdzie mozna dowiedziec sie wiecej.Zycze ciekawej
lektury :
http://www.obta.uw.edu.pl/~zoja/Woloszmnich.pdf

Scaliłem posty
Darek

 












Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Enigma Lipiec 15, 2011, 19:06:45
Najwięcej wiernych gromadzi Kościół katolicki, do którego przynależy około 95 % wierzącej części społeczeństwa. Spośród czterech obrządków, bizantyjsko-ukraińskiego, neounickiego, ormiańskiego i łacińskiego, najliczebniejszy jest ten ostatni - w 1998 r. skupiał ponad 35 milionów wiernych (9990 parafii, i około 28 tysięcy duchownych).

Dane te są fałszywe, istnieje różnica pomiędzy '95 % wierząca część społeczeństwa' a '35 milionów wiernych'. Jeśli bowiem przyjąć że naprawdę 'wierząca cześć społeczeństwa' to niewielki % (przyjmijmy że 30) to nawet 95% z tej liczby, stanowić będzie ok jedną trzecią ludności państwa. Wiadome jest że w nabożeństwach nie uczestniczy 95% ludności Polski, natomiast liczbe wiernych podaje sie na hop siup 35 mln.
 
Według danych GUS (http://pl.wikipedia.org/wiki/Ludno%C5%9B%C4%87_Polski) ludność kraju w 2010r wynosiła 38mln osób. Jeśli wiec przyjąć za 100% wiernych całą ludność Polski, to owe 35 mln wiernych stanowi ok 92% - liczba równie naciągana.

Zapewne i moją osobę wciąga sie w ową kreatywna księgowość, ponieważ zostałam przymusowo ochrzczona w wieku niemowlęcym, kiedy człek nie umiał jeszcze wyrzec słowa 'tak lub nie', nie wspominając o czynieniu w tym akcie znaku krzyża (symbolu solarnego) na czole. A dziś nie bardzo mam czas ani ciśnienia na apostazje (http://apostazja.pl/). Tym niemniej przykre jest, że takie statystyki dorabia sie celowo (dokładnie znając liczbę praktykujących - wierni w kościołach sa przecież liczeni).

Taka statystykę dorabia sie pewnie aby mieć dodatkowy argument nacisku na państwo w wielu kwestiach na których zalezy kapłanom, liczba ich 28 tys to jakby nie przeliczać w naszym państwie 0,08% społeczeństwa, no ale korzyści z finansowania ida juz w grubsze liczby.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 15, 2011, 21:49:39
Dziekuje Ci bardzo Enigmo ze zabralas glos na ten temat. Uwazam ze masz racje. Mysle ze ogromna ilosc wyznawcow
podziela Twoje zdanie. Przyszedl czas i mozliwosci rozmawiac na glos o takich tematach.
Serdecznie pozdrawiam Rafaela.

======================================

Radio Maryja pod ostrzałem.

 
 
Na naszych oczach partia miłości zdobywa ostatnie przyczółki krytyki, podbija wroga dokonując jego przejęcia. Po odkupieniu większościowego pakietu w dzienniku „Rzeczpospolita ” i tygodniku „Uważam ze” przyszła kolej na niepokorny ośrodek toruński. Mieliśmy już list (ostrzegawczy) Jana Dworaka skierowany na ręce o. Tadeusza Rydzyka, później ogromną medialno-rządową kampanię przeciwko szefowi Radia Maryja za wypowiedzi w europarlamencie, a dzisiaj Sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu, której przewodzi pani Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO) próbowała przeforsować swój projekt opinii na temat rzekomego incydentu, jaki zaistniał 9 lipca na Jasnej Górze podczas pielgrzymki rodziny Radia Maryja.
 
Osoby, które nie mają pojęcia, o co chodzi odsyłam do artykułu w wtorkowym „Naszym Dzienniku” pt "Prowokacja Polsatu". W skrócie dziennikarze Polsat News bez wymaganej akredytacji weszli w tłum pielgrzymów szukając sensacji, podczas gdy ludzie w skupieniu i zadumie modlili się. Dodatkowo wcześniej stojąc z boku wyśmiewali się z homilii i szydzili z wystąpień zaproszonych gości. Doszło także do incydentu, w którym jeden z pielgrzymów wyrwał reporterce Polsatu Ewie Żarskiej mikrofon. Sama poszkodowana w początkowych relacjach twierdziła, iż została uderzona w twarz, jednak pytani policjanci zaprzeczyli rewelacjom dziennikarki. W początkowych relacjach telewizji z słonecznym logiem uszkodzony miał zostać sprzed firmy, a jej pracowniczy wcześniej niby wystąpili o akredytacje, ale jej nie otrzymali. Również i te przekazy z biegiem czasu zdementowali organizatorzy spotkania religijnego.
   
Obecnie do kolejnego aktu dramatu włączyli się energiczniej posłowie Platformy, a wszystko na wniosek KRRiT (szef Jan Dworak były członek PO) oraz MSWiA („szczególny niesmak budzi fakt, że do zdarzenia doszło w miejscu i okolicznościach, które powinny być wolne od jakiejkolwiek przemocy i politykierstwa, także w obecności osób, które nie wahają się oskarżać państwa polskiego i jego władz - także na forum europejskim - o stosowanie praktyk totalitarnych i ograniczanie wolności wypowiedzi”) i wymyślili oświadczenie, w którym to zażądano od władz Radia Maryja i Telewizji Trwam oraz „współpracującego z nimi ugrupowania politycznego przestrzegania obowiązującego w Polsce prawa i wyciszania emocji budujących atmosferę nienawiści”. Dodatkowo opinia komisji miała zobligować MSWiA do „egzekwowania od organizatorów wszelkich publicznych zgromadzeń gwarancji zapewnienia dziennikarzom swobody wykonywania zawodu". Posłanka PO przyznała, iż działa w obronie poszkodowanych dziennikarzy, którzy to właśnie jej poskarżyli się na niesfornych pełnych agresji pielgrzymów powiązanych z toruńską rozgłośnią.  Dzisiaj KRRiT wydała dodatkowo oświadczenie, w którym to wyraża kolejną dezaprobatę dla działań RM: „Niedopuszczalne jest dzielenie mediów na dobre i złe, i decydowanie, komu wolno, a komu nie wolno wydarzeń takich relacjonować. Zastosowanie siły wobec dziennikarzy i tym samym uniemożliwianie wykonywania przez nich swojej pracy jest nie do pogodzenia z obowiązującymi w Polsce standardami" podpis pod dokumentem złożył Jan Dworak przewodniczący KRRiT.
 
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, iż jaśnie nam panujący uznali za niemożliwe dokonanie wchłonięcia „imperium” redemptorystów, w związku z tym obecnie starają się je zlikwidować, a ziemie po min wypalić ogniem. Trwa niszczenie wizerunku, przypinanie gęby antysemitów, ksenofobów, agresywnych, nienawistnych ośrodków, które w imię interesu publicznego i jakiegoś dobra wspólnego wszystkich Polaków koniecznie należałoby zamknąć.
 
Sprawę oświadczenia przełożono na dzień 26 lipca!

http://kanap.salon24.pl/324517,radio-maryja-pod-ostrzalem       
 
Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 17, 2011, 23:39:49
Mocne słowa o. Rydzyka: Polsce potrzebny jest egzorcyzm

IAR | dodane 2011-07-16 (07:08)


O. Tadeusz Rydzyk
O. Tadeusz Rydzyk (fot. PAP / Andrzej Grygiel)
Wiadomości dnia

 
- To, co się dzieje w naszym kraju jest skutkiem ogromnego kłamstwa, któremu, niestety, duża część narodu się nie sprzeciwia - powiedział ojciec Tadeusz Rydzyk w wywiadzie dla "Naszego Dziennika". - A doskonale wiemy, że ojcem kłamstwa jest szatan. Dlatego Polsce potrzebny jest egzorcyzm. Potrzeba naprawdę potężnej modlitwy i odżegnania się od wszystkiego, czego źródłem jest szatan, zarówno w życiu osobistym, jak i społeczno-politycznym - stwierdził dyrektor Radia Maryja.

Zdaniem ojca Tadeusza Rydzyka, to co dzieje się w Polsce, to "wielkie odejście od życia w prawdzie. Według niego, jest to jakaś pozostałość komunizmu. - To widać w różnych sferach życia społecznego, politycznego. Wielu woli słodkie kłamstwo niż gorzką prawdę, woli jakieś złudzenia, którymi karmią ich ludzie od PR, czyli propagandy. Ten PR to życie w złudzeniach - mówił ojciec Rydzyk.

Dyrektor Radia Maryja dodał, że Jezus nie powiedział, że złudzenia nas wyzwolą, ale że prawda nas wyzwoli. - Ten PR to nic innego, jak kłamliwa gra. Pierwszy PR robił szatan w raju i Ewa mu uwierzyła. Tak samo teraz dzieje się w Polsce. To jest złe, to jest wręcz obrzydliwe. Cały czas widzę kłamstwo, którym próbuje się karmić Polaków - podkreślił Tadeusz Rydzyk.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,111994,title,Mocne-slowa-o-Rydzyka-Polsce-potrzebny-jest-egzorcyzm,wid,13602873,wiadomosc.html

=============================================

18.07.2011 20:23 32
opublikowana w: Dla Warszawiaków, Uważam Rze

Semka: Zachód nie uczy sie religii. A jak my się uczymy?


 Dwa ciekawe teksty w najnowszym „Uważam Rze” sprowokowały mnie, by porozmawiać o tym, jak dziś  uczy się, jak powinno uczyć się religii w szkołach. Teksty z tygodnika  są badaniach, jakie nad życiem Jezusa Chrystusa prowadzą rozmaici naukowcy i pseudonaukowcy.

Piotr Zychowicz z pisze o odkryciach archeologicznych związanych z życiem  z Jezusa.  O tym, jak wielkie wywołuje to emocje.

Piotr Semka z kolei przypomina  rozmaite pseudonaukowe odkrycia związane z życiem Jezusa. Pisze o  popularności książek Dona Browna, czy i rzekomo wielkich wydarzeniach jak „Ewangelia Judasza”.

Kończy tak: „W społeczeństwach Zachodu coraz rzadsze jest uczęszczani na lekcje religii w szkołach. A bez takiej choćby podstawowej wiedzy o Biblii i jej symbolice łatwo przyjąć niekiedy bardzo efektowne tezy pseudonaukowych negacjonistów boskiego zbawienia. Co więcej współczesna kultura coraz bardziej zachęca, by zaakceptować happy end o małżeństwie Chrystusa z Marią Magdaleną, zamiast wgłębiać się w niełatwa prawdę o męce Pańskiej i odkupieniu ludzkości. Z kolei teksty typu Ewangelia Judasza wpisują się w coraz mocniejszy trend rozgrzeszania ludzi Zachodu z jakichkolwiek słabości ducha”.

Tezy Semki są moim zdaniem prawdziwe. Coraz mniej wiemy, coraz mniej  się uczymy, coraz częściej  szukamy  intrygujących rozwiązań dających łatwiejsze odpowiedzi. Rozmaite pociągające tezy stawiane przez zachodnich pseudonaukowców, chętnie kolportowane przez show-biznes na pewno mają duży wpływ na myślenie społeczeństw zachodnich. Ale także co raz bardziej i naszego.

Czy u nas jest dużo lepiej? Czy coraz bardziej popularnie opowiadana religia w szkołach, coraz bardziej kiczowate obrazki w sklepach z dewocjonaliami, gigantyczne  pomniki, cudaczne miejsca kultu, do których jeździ się oglądając prezentację garnków  nie powodują, że coraz więcej ludzi myśli o religii jako o czymś magicznym?

Ja sam mam bardzo dobre doświadczenia z nauką religii. W szkole, do której chodzą moje dzieci jest wspaniała, mądra i wrażliwa pani katechetka. Przygotowała naszych chłopców do Pierwszej Komunii Świętej znakomicie. Wiedzieli, po co podchodzą do ołtarza.  Jestem Jej za to wdzięczny.

Ale obserwowałem różne uroczystości. Słyszę od znajomych, że maja bardzo różne doświadczenia w szkołąch.  Jakie są Wasze doświadczenia z lekcji religii w szkołach, do których chodzą Wasze dzieci? Czy katecheci uczą ich tego, co jest istotą religii, czy skupiają się na barwnych historyjkach pomijając ich głębszy sens?

Czy nie jest tak, że sam Kościół i jego członkowie też przyczyniają się do tego, że Don Brown sprzedaje się u nas tak świetnie?

http://jankepost.salon24.pl/325295,semka-zachod-nie-uczy-sie-religii-a-jak-my-sie-uczymy

Scaliłem posty
Darek



Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: ptak Lipiec 18, 2011, 22:03:01
Kazanie Ks. Piotra Natanka 17 lipca 2011 roku

Pojawiło się u mnie dziś w skrzynce pocztowej z dopiskiem:
Cyt.” To kazanie MUSI usłyszeć każdy Polak.Ks. Piotr mówi bez ogródek o masonerii, o konsekwencjach świadomego
niszczenia Polski przez masonerię w Rządzie i Kościele.Kazanie jest wygłoszone według orędzi Matki Bożej z 16 lipca 2011 r."

Zaczęłam oglądać, zaciekawiło… oglądam dalej…  :)

http://www.gloria.tv/media/176256/embed/true


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Lipiec 18, 2011, 22:37:36
I jakie konkluzje Ci się nasuwają?  ;D


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: ptak Lipiec 18, 2011, 22:55:28
I jakie konkluzje Ci się nasuwają?  ;D

Pomijając aspekt religijny, to jednak wielki patriota i w tym względzie robi dobrą robotę budząc naród z uśpienia
i wskazując na polskie korzenie.
No i jaka ekspresja! Najlepiej samemu obejrzeć/wysłuchać…  ;D


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: sza Lipiec 18, 2011, 23:39:18
Ptaszku miły...obejrzałam i wysłuchałam, nawet mnie wciągnęło, ale...to jakaś masakra!
I dlaczego tak krzyczy?
Pamiętam z historii jednego, co tak krzyczał...i nie wyszło to nam na dobre   >:D
Zamiast krzyków, chyba lepsza jest spokojna konstruktywna argumentacja, która przynajmniej świadczy o równowadze emocjonalnej. Ciekawe, czy po tym wystąpieniu pozwolą mu dalej wygłaszać kazania  ???

Pozdro  ;D


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 19, 2011, 09:00:53
Bez kometarza.

Pozdrawiam wszystkich . Rafaela


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: ptak Lipiec 19, 2011, 10:36:27
Witaj sza,
Masakra, nie masakra, ale widać, że księdzu temu leży na wątrobie nasz kraj.  ;) Całkowicie pomijam aspekt religijny,
skupiłam się raczej na jego interpretacji rzeczywistości i niestety, przyznać muszę, że ma on wiele racji w tym, co głosi.
Nasz rząd gubi Polskę, a Polacy, jak te chochoły tańczą zgubny dla siebie taniec. To akurat moje słowa,  ;D ks Natanek
używał innych, bardziej dosadnych, by nie powiedzieć z piekła rodem.  :D
Czasami jego argumentacja była wręcz komiczna, ale sądzę, że do owieczek w jakiś sposób trafiająca.
Chociaż, kto wie, czy w ogóle coś trafia, patrząc na skutki ludzkich zachowań.
Bo w końcu, to my, każdy naród daje przyzwolenie władzy na jej władzę nad nami.

A krzyk księdza?  Uznaję to raczej za ekspresję jego wyrażania, zaangażowanie emocjonalne.
Wg ezoteryki emocje nadają energię myśli, jednak czy myśl staje się przez to bardziej lotna? Chociaż patrząc na historię,
to krzyczący osiągali swój cel, pomijam już odleglejsze zakończenia w czasie, gdy w efekcie przeważał skumulowany
krzyk krzywdzonych. Zawsze jednak pojawia się efekt. Krzyk, to naprawdę silna fala uderzeniowa. 

Co do pozwolenia na wygłaszanie kazań, to już ponoć dawno ks. Natanek został zbanowany
przez władze kościelne i kazania głosi jedynie w swojej parafii, nagłaśniając je przez Internet.
Czyli mamy kolejnego nieposłusznego.  ;D

A tak w ogóle, to księża (mądrzy) mogą odegrać sporą rolę w budzeniu świadomości politycznej narodu.
I nie raz ją odgrywali.



Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Kahuna Lipiec 19, 2011, 18:00:05
SZA,w/g mnie ksiadz Natanek ,to jeden z tych odwaznych
co wystapili przed szereg i lezy mu na sercu zarowno
dobro i odnowa KrK w Polsce jak rowniez dobro i przyszlosc
Polski.Stety,odnajduje w jego plomiennym kazaniu wiele racji
i troski o przyszlosc panstwa i jego mieszkancow.I nie jest
on jakims krzyczacym dla poklasku i reklamy przyglupem,bo
dobrze wie o czym mowi i dlaczego.Ma rowniez stopien doktora
filozofii,a to tez o czyms swiadczy.Oby wiecej takich "masakr"
i takich "krzykaczy".
Pozdrawiam.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 19, 2011, 18:14:22
Tu mozna wiecej sie dowiedziec na tem ks.Natanka i jego wypowiedzi oraz co mysla inni w kraju.
http://www.polskawalczaca.com/viewtopic.php?f=7&p=30575&sid=9f332436ea167594e07d494b12628b78


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: sza Lipiec 19, 2011, 18:45:04
Kahuna zgadzam się z Tobą, że ksiądz Natanek należy do odważnych. I na pewno musi wierzyć w to co głosi, bo najprawdopodobniej położył na szali swoją (jakby to nazwać) "karierę duszpasterską?" (to chyba złe słowo, ale wiecie o co chodzi  ;). Niewielu na to stać i dlatego oddaje mu pełen SZACUN. Ale jeżeli chodzi o metody, to już inna historia...

Pozdro  ;)


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Enigma Lipiec 19, 2011, 19:49:23
Tak, Natanek rulez (http://www.miejski.pl/slowo-Rulez)

Posłuchałam tak ok do połowy, az mnie zmęczyło. Ale najlepszy motyw o biskupie Życińskim, który wyje w piekle obok Mahometa, przywiązany łańcuchem aż go w niebie słychac. Poszperałam troszke i znalazło sie jeszcze kilka ciekawyh fragmentów:

7:41
...takie zachowania artysty, że on sobie weźmie matce Bożej połozy maskę na głowe, no wy mówicie artysta. Jaki artysta? Trzeba mu głowe uciąć! Dotknoł świetości narodu, on już nie powinien w Polsce być. A wy wszyscy "przecież on chce sie wyartystować"

8:06 Za darmo dzisiaj oddajecie dzieci 3-4 letnie, do Po-wskich przeddszkoli, żłóbków aby oni indokrtynowali swoimi hasłami. I oto z naszych szkół nie wychodza Polacy, wychodza europejczycy, kosmopolici...


O długu gospodarczym

8:38 ...Sprzedaliscie wszystko, nagadano wam, jak sprzedamy to bedzie sie później interes kręcił. Dziś mówią nam oficjalnie, że mamy 800 miliardów długów! A dochód państwa jest 280 miliardów, to razy trzy rozumiecie? A w nieoficjalnych środkach mówi sie że nasz dług publiczny w Polsce, wynosi moi drodzy 3 biliony złotych. To jest 3 tysiące miliardów złotych. Jak myslicie, czy wy wiecie że, nie wiem czy na minute, czy na sekunde dług nasz rosnie o 6 tysięcy złotych? Kapujecie?  Wiecie, my tylko siedzmy a oni doją!

09:40 ...dzis już nie ma na ziemi polskiej partii, są to partie zakładane albo przez masonów, albo przez wywiady obce. Wszystkie kierunki narodowe, jakie rosły na ziemi polskiej były wybijane: ZChR - na czele stał mason, Rop - na czele stał mason. Później szły inne partie prawicowe, to samo zrobiono, wybito nas. A tych co zostawino mówia że to są prawicowe partie, Jakie? Liberalne, masońskie na ziemi polskiej. Dlatego Matka Boża mówi prosto: 'moje królestwo jest całe pokryte mgłą'

11:47 Po drugiej wojnie światwej,  w pakiecie miłości i uścisku Stain dał nam sto tysięcy chazarów  http://pl.wikipedia.org/wiki/Chazarowie tak zwanych żydów z państwa zydowskiego na Krymie. To nie są zydzi to sa mongołowie, dani na ziemie Polske w daże o których mówi Apokalipsa: 'Posyłam ci ludzi z synagogi szatana' - to nie są zydzi! I dziś oni nami rzadzą!


Prawdziwa statystyka, ilu mamy katolików ;)

14:51 Mówie wam o lawinie rujnującego sie ducha katolickiego Polski. 50 polaków juz nie ma nic doczynienia z kościołem. A z tych pięćdziesieciu, tylko 10 sie jeszcze trzyma koscioła, czyli 5% polaków! A reszta wsztstko z koninktury. Zachowuje sie jak motylek z kwiatka, na kwiatka by zachowac swój lud i nieskazitelne piórka,  by medialnie pięknie wypaść przy biskupie, czy na jakiejś mszy świetej.

16:20 Czy mam wam przeczytac, jak wyglądało rozliczenie śp Józefa Życińskiego arcybiskupa? Dziś z piekła słychac jego głos w niebie, tak wyje! Jest razem obok Mahometa, przywiązany najgrubszym łańcuchem.


Eh, cóż za ekspresja.
W moim sennym widziadełku piekło wyglądało odrobine inaczej, no ale ja zyje w jakimś innym świecie :(

22:50 
...i będą głupimi darmowymi niewolnikami. I Poslko stałaś sie niewolnicą Europy. Mowiłem wam, kiedy zamknieto granice wschodnią Rzeczpospolitej, koło zamkneło sie na Bugu (...) i oto teraz ty na zachodzie sprzątasz mieszkania, tyłki podcierasz. Wykonujesz największe niewolnicze prace polaku. Przyglądnij sie, nie awansujesz nigdzie. Zostały tobie tylko funkcje bytowe, pomocnicze (...) jesteście darmowym łupem, wykształconym, inteligentnym, zdrowym jeszcze mającym nienajgorszy kręgosłup.(...)Więc im sie wszystkim opłaca zatrudniać Polaka. Witam na ziemi europejskiej, białego murzyna, któremu na imię Polak.


 ;D cool
Reszta w czasie najbliższym, bo ciężko cofać i pisać na raz.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 19, 2011, 20:46:43
Dzisiaj przez caly dzien  ks. Natanek chodzi mi po glowie. Ciekawe to, jakie  super uklady ma on z Matka Boza. Krzyczy na narod nieposluszny  ze mu sie chce to i owo, ale przeciesz KK zyje jak masoni. Oplywaja w dobrze, ziemi i pieniadzach.
Jezdza najlepszymi autami, zyja jak lordy tylko w kosciolach placza jak to nie maja na nic pieniedzy. Ich torba jest ciagle pusta, niech by sie polak zarobil na smierc pracujac w Niemczech przy podcieraniu pup starym niemcom, to niestety ale tych
koscielnych toreb nigdy nie napelni. Nie wspominajac o sprawiedliwosciach. Ten prawdziwy Polak krzyczy tak przez cale zycie. Przed dwudziestu pare laty, w kosciele Polskim widzialam jego wystep. Bylo to w wielka sobote. Ponad 30 dzieci bylo przygotowywane do pierwszek komuni sw. Ksiac ktory przygotowywal te dzieci, zaprosil na odpowiednia godzine do kosciola, gdzie mialo sie odbyc poswiecenie jajek w koszyczkach i wtedy wystapil ks. Natanek. Krzyczal jak opetany o kobietach trumnach, kurestwie i usuwaniu ciazy. Zadnego slowa na temat nadchodzacych swiat Wielkanocnych. Moja coreczka przestraszona pytala mnie, co to jest ta kobieta trumna. Kosciol przezyl niesamowite chwile, wyprowadzilismy nasze dzieci z tego kosciola i to byly pierwsze swieta bez swiecomnki. Dzisiaj, kiedy sluchalam tego prawdziwego Polaka, uslyszalam znowu o kobietach trumnach -tak , to byl ten sam ktorego poznalam w Franfurcie w Polskim kosciele.
Nie wiem czym on tak zachwyca tu niektorych. Jego wyksztalcenie nie ma apsolutnie zadnego wplywu na jego zachowanie, szkoda tylko ze kraj, jego ojczyzna zaplacila za jego studia, bo sludiowal niestety w czasach ze to nie kosztowalo. Takich swietych jak on tu przedstawia ja nie chce. Jest to czlowiek ktory produkuje STRACH. STRACH- OZNACZA - mysle ze wiecie co oznacza strach i jakie sa jego skutki.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Lipiec 19, 2011, 21:41:08
Cytat: ptak
... skupiłam się raczej na jego interpretacji rzeczywistości i niestety, przyznać muszę, że ma on wiele racji w tym, co głosi. ...[]/quote]

 ;D
Tak ... jak to było?
Malowanie paznokci - to szatan
jakaś tam muzyka - to szatan

Było tego jeszcze trochę.  ::) - dla Natanka i jego "wiernych", rzecz jasna.  ;) ;D


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: ptak Lipiec 19, 2011, 22:01:00
Cytat: Dariusz
  ;D
Tak ... jak to było?
Malowanie paznokci - to szatan
jakaś tam muzyka - to szatan

Było tego jeszcze trochę.   ::) - dla Natanka i jego "wiernych", rzecz jasna.   ;) ;D

Ej, Darku, odniosłam się do ostatniego kazania, tego politycznego.
A Ty wyciągasz starocie…  ;D


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Lipiec 19, 2011, 22:26:45
 ::)
Tagem jakoś pamiętliwy, ale obiecuję poprawę.  ;D
Tę przywarę spalę w "ogniu piekielnym". >:D


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: acentaur Lipiec 19, 2011, 22:47:15
Ja rownież nie mogłem wysłuchać do końca kazania ks.Natanka. Chyba mu się gorąco koło tyłka zrobiło. Trochę krzyczał i machał rękami. Zauwazył zło i nazwał je.. to masoneria. Recepta na zło jakoś
nie wiązała się z instytucją, która dała mu pracę. Nie, ksiądz wykrzykiwał całkiem prywatnie.
I to tylko jako komentator przedstawiciela niebios ze specjalną słabością dla Polski.
W sumie załosne przedstawienie, ale dobrze ukazujące paraliż umysłowy sporej części społeczeństwa.
Za ten paraliż tak samo odpowiedzialny jest krk. Więc jak zwykle dużo krzyku o nic, bo jak był zamęt
przed kazaniem tak i pozostał. Zero zrozumienia.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: chanell Lipiec 20, 2011, 07:53:28
Nie byłam w stanie dotrwać do końca kazania,ale może jeszcze do niego wrócę  ;D Moim zdaniem ksiądz jest wyraźnie źle nastawiony do innych nacji,ale ma rację co do UE .
Ace a słuchałes jego innych kazań? bo ja tak i uważam go za osobę delikatnie mówiąc nawiedzoną.Chwilami jego kazania są płomienne ,ale zmienia się w "demona " kiedy wchodzi na temat polityki.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 20, 2011, 07:56:28
Moim zdaniem pograzyl sie w tym blocie jeszcze wiecej, glebiej. Wymieszal wszystko bez wyjatku w odchodach.
Polska jest pieknym krajem i ma wsanialych obywateli. Oczywiscie jak w kazdym kraju sa tez ludzie ktorzy nie zasluguja na dobre slowo. Zadluzenia ciagle towazysza Polsce, kraj sie odbudowuje i pieknieje. Ludzie zyja na innym poziomie jak sprzed
trzydziestu laty, powinni to widziec. Nie mozna wszystkiego posiadac. Nie tylko Polska jest w dlugach w Europie.
Ludzie maja strach przed straceniem pracy, technika idzie szybkim krokiem do przodu i zabiera ludziom prace. Mysle ze powinno sie walczyc w innym kierunku, o sprawiedliwy podzial i inna organizacje zycia, tak teraz nadszedl czas bo dalej
nie mozna tego problemu zwalac na najslabszych, chorych, starych i bez szkoly. Jest to problem dla glow politycznych w calym swiecie, ktory powinni zaczac opracowywac.

======================================================

Celibat to przeżytek? Co dziesiąty ksiądz ma dziecko

Ponad połowa księży chce mieć żonę i dziecko, a co najmniej 10% z nich już doczekało się potomstwa - wynika z badań, o których pisze "Przekrój".

- Celibat oznacza pozostawanie w stanie bezżennym, a to nie to samo co czystość seksualna. Dlatego można powiedzieć, że księża, którzy współżyją z kobietami, nie łamią przysięgi danej Kościołowi - ironizuje profesor Józef Baniak, socjolog religii z Wydziału Nauk Społecznych poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.

Z badań prof. Baniaka wynika, że ponad połowa księży chce mieć żonę i dziecko. Co trzeci z ośmiuset ankietowanych kapłanów przyznał się do podejmowania kontaktów seksualnych i utrzymywania luźnych związków z kobietami.

12% księży wyznało, że ma kochankę. Z badań wynika także, że od 10 do 15% księży może już mieć dziecko. Jak podaje prof. Baniak, kapłani romansują nawet z kilkunastoletnimi dziewczętami.

Naukowiec od lat usiłuje zdobyć kościelne statystyki dotyczące tego, ilu księży rezygnuje z kapłaństwa dla kobiety. Władze duchowne twierdzą, że nie prowadzą takich statystyk, ale prof. Baniak przypuszcza, że po prostu pilnie ich strzegą.

Biskup Tadeusz Pieronek przekonuje, że Kościół nie prowadzi ogólnokrajowych statystyk na temat księży, którzy porzucają kapłaństwo. Nie ma też systemowych rozwiązań, które rozstrzygnęłyby problem, kto dokłada do wychowania potomstwa księży. - Takie rzeczy leżą w gestii poszczególnych diecezji. I myślę, że niektóre z nich mają w tym celu stworzone specjalne fundusze alimentacyjne. Czasem księżom-ojcom pomagają też proboszczowie parafii, w których pracują - wyjaśnia biskup Pieronek.

Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: chanell Lipiec 20, 2011, 11:02:36
Z tego wynika że czas najwyzszy odstąpić od celibatu ,albo dać przyszłym księżom prawo wyboru ,najlepiej przy składaniu święceń kapłańskich.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: acentaur Lipiec 20, 2011, 11:22:10
chanell,
Cytuj
Ace a słuchałes jego innych kazań? bo ja tak i uważam go za osobę delikatnie mówiąc nawiedzoną.
nie, nie słuchalem. To byl pierwszy raz. Wogóle niewiele kazań dane było mi wysłuchac, a z nich bardzo niewiele było składnych i w ładnym polskim języku a jeszcze mniej na poziomie. Natanek jest nawiedzony niewątpliwie przez swoje własne dogmaty, nie pozwalające mu jasne widzenie. On nie tylko nie widzi sprzeczności na własnym podwórku ale także nie dostrzega prawdziwych przyczyn problemów jakie ma Polska, EU czy Europa... On jest maszynką do mielenia dogmatów. Polska w jego wydaniu
nie jest żadną alternatywą.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: chanell Lipiec 20, 2011, 11:36:21
Cytuj
On jest maszynką do mielenia dogmatów. Polska w jego wydaniu
nie jest żadną alternatywą
Otóż to !  Po za tym wypowiada się na tematy o których nie ma wiedzy,myli pojęcia i nazwy ech....co ja tu bede duzo pisać.Więcej dowiesz się tu :
http://www.cheops.darmowefora.pl/index.php?topic=6866.0

ps.spadam do pracy pozdrawiam pa pa wszystkim  :-*


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: ptak Lipiec 20, 2011, 12:00:59
chanell,
Cytuj
Ace a słuchałes jego innych kazań? bo ja tak i uważam go za osobę delikatnie mówiąc nawiedzoną.
nie, nie słuchalem. To byl pierwszy raz. Wogóle niewiele kazań dane było mi wysłuchac, a z nich bardzo niewiele było składnych i w ładnym polskim języku a jeszcze mniej na poziomie. Natanek jest nawiedzony niewątpliwie przez swoje własne dogmaty, nie pozwalające mu jasne widzenie. On nie tylko nie widzi sprzeczności na własnym podwórku ale także nie dostrzega prawdziwych przyczyn problemów jakie ma Polska, EU czy Europa... On jest maszynką do mielenia dogmatów. Polska w jego wydaniu
nie jest żadną alternatywą.

Pierwszy raz i taki zawód!   ;) A poważniej, to chyba każdy z nas jest nawiedzony przez swoje dogmaty (czytaj: przekonania, wierzenia).
Popatrz ace, ilu to oryginałów po naszym forum zasuwa, ilu po innych grasuje? I czy sądzisz, że w realu inaczej?

Każdy sobie się nawiedza wedle wolnej woli, czasami na przymus zostaje nawiedzony z góry zaświatowej.
Tak energetycznie i miłościwie, bezwarunkowo. Cały świat, to jedno wielkie NAWIEDZENIE.
Plątanina wszelkich wszelkości. A wszystko odnosimy do własnego kłębuszka, epicentrum rozumienia...  :D

Tak więc należałoby zachować zdrowy dystans do cudzego, gdy swojego nie potrafimy rozsupłać.
Jakoś to kwantowo się nazywa. Ale masz rację, Natanek, to super wiedźmin! No i ważne, że nasz, polski.   ;D
A mi się on podoba, chociaż Ty bardziej.  ;D


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: acentaur Lipiec 20, 2011, 13:37:19
ptak,
Cytuj
Pierwszy raz i taki zawód!
rzeczywiscie zawód, bo juz myślalem, że jednak się jakiś odważny ksiądz znalazł i wygarnął publicznie co leży mu na sercu.
Cytuj
A poważniej, to chyba każdy z nas jest nawiedzony przez swoje dogmaty (czytaj: przekonania, wierzenia).
Popatrz ace, ilu to oryginałów po naszym forum zasuwa, ilu po innych grasuje? I czy sądzisz, że w realu inaczej?
normalnie obce dogmaty rządza nami z ukrycia. Ba, my nawet wierzymy , że to nasze własne sądy. Ale niekiedy te dogmaty
zaczynają produkowac różne wizje, chanellingi a nawet przyczyniają się do materializacji. No może nie od razu stygmaty na dłoniach, ale przekrwione oczy.....  ;D
Cytuj
Tak więc należałoby zachować zdrowy dystans do cudzego, gdy swojego nie potrafimy rozsupłać.
normalnie tak, ale my mamy nienormalne sytuacje z różnego rodzaju opętanymi, którzy chcą niby coś uzdrowic ale najlepiej cudzymi rękami. Pokwantowac może nasza pyszna "nauka" pewnie wszystko, łącznie z Bogiem, więc to o czym myślisz pewnie też.  ;D
Cytuj
A mi się on podoba, chociaż Ty bardziej.
a jednak Natanek byl potrzebny dla kontrastu  ;D


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 20, 2011, 13:48:06
PSYCHOTRONICY PISZĄ DO PRYMASA

Do: Ks. Kardynała Józefa Glempa Prymasa Polski
Arcybiskupa Seniora Warszawskiego

ul. Kolegiacka nr 1 
02 - 946 Warszawa   

WASZA EMINENCJO!

Zarząd Polskiego Cechu Psychotronicznego z siedzibą w Łodzi ul. Traugutta 8 zwraca się z wielce uprzejmą prośbą o wnikliwe rozważenie przedstawionego zdarzenia i powstałego problemu a także pilną interwencję. Protestujemy bowiem przeciwko szkalowaniu dobrego imienia bioenergoterapeutów i radiestetów oraz stosowaniu szantażu emocjonalnego wobec wiernych korzystających z usług naturoterapeutów przez niektórych przedstawicieli Kościoła Katolickiego w Polsce.

Poniższy przykład dobrze ilustruje problem, który pragniemy przedstawić : W niedzielę 20 września, o godzinie 9.00, w czasie  Mszy Świętej w Kościele Parafialnym „Najświętszej Marii Panny Wniebowziętej”  w Krynicy Zdroju, ul. Kościelna 2, podczas kazania, które wygłosił ks. Paweł P., była mowa o wybaczaniu, przepraszaniu, życiu w zgodzie z ludźmi i Bogiem, spełnianiu przez Boga naszych próśb o uzdrowienie.
Tak wspaniałe i budujące przesłanie  ks. Paweł P. zrekapitulował jednak  na  koniec w sposób następujący:

„Nie wolno korzystać z usług  medycyny naturalnej, takich jak m.in.: bioenergoterapia, radiestezja, homeopatia. Wszystkie osoby korzystające z tych usług powinny się wyspowiadać, a na bioenergoterapeutów, radiestetów i homeopatów będzie  nałożona przez kościół klątwa do czwartego pokolenia.”

W latach 1992-1995 bioenergoterapeuta Karol Jóźwiak – aktualnie Starszy Polskiego Cechu Psychotronicznego z siedzibą w Łodzi, współpracował m.in. z Parafią „Najświętszej Marii Panny Wniebowziętej” w Krynicy Zdroju, wykonując indywidualne i zbiorowe zabiegi bioenergoterapeutyczne, niosąc pociechę i nadzieję chorym, których jednocześnie zachęcał do stosowania zabiegów i leczenia zapisanego przez lekarzy. Nigdy, przez tak długi okres czasu, nie było żadnych zastrzeżeń ani skarg ze strony wiernych ani też samej Parafii, a wręcz przeciwnie, było wiele podziękowań i wdzięczności z wpisami do księgi pamiątkowej.

Co spowodowało tak radykalną zmianę postawy wobec bioenergoterapeutów?

Żaden z członków Polskiego Cechu Psychotronicznego nie prowadzi przecież żadnej nielegalnej działalności, sprzecznej z prawem. Zarząd Polskiego Cechu Psychotronicznego - organizacji ogólnopolskiej, zrzeszającej rzemieślników w zawodzie radiestety i bioenergoterapeuty, informuje, że zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Socjalnej BIOENERGOTERAPIA i RADIESTEZJA są zakwalifikowane do zawodów rzemieślniczych (Dziennik Ustaw nr 48/95. poz. 253). Po spełnieniu określonych kryteriów Komisje Egzaminacyjne przy Izbach Rzemieślniczych wydają dyplomy mistrzów i czeladników uprawniające do wykonywania zawodu.

W związku z powyższym osoby trudniące się bioenergoterapią oraz radiestezją wykonują zawód,prowadzą  legalną działalność gospodarczą, odprowadzają składki ZUS i podatki. Należy dodać, że zdecydowana większość z nich to osoby głęboko wierzące i praktykujące, a ich naczelnym celem jest niesienie ulgi w cierpieniu bliźnich.
Nie bez znaczenia jest fakt, że do osób zajmujących się radiestezją i bioenergoterapią, które wniosły duży wkład w budowę podwalin i rozwój medycyny naturalnej, należy zaliczyć również polskich księży katolickich.

Polski Cech Psychotroniczny jest organizatorem Ogólnopolskich Zjazdów Naturoterapeutów, akcji charytatywnych, uroczystości świątecznych, podczas których odprawiają się, miedzy innymi, msze święte  z aktywnym udziałem bioenergoterapeutów i radiestetów.                                                Uczestniczymy w mszach wstawienniczych u Ojców Werbistów w Laskowicach Pomorskich, Krynicy Morskiej. Jako przedstawiciele omawianych grup zawodowych, jesteśmy oburzeni agresywną  postawą przedstawicieli Kościoła, niezgodną z duchem miłości i wybaczania, pozbawioną  empatii i zrozumienia.W dobie kryzysu służby zdrowia, bezrobocia, nasilającej się liczby „nieuleczalnych” chorób, taka postawa niektórych przedstawicieli Kościoła katolickiego jest niezrozumiała.
Czujemy się głęboko pokrzywdzeni stawianiem naszych przedstawicieli w jednym rzędzie  z „satanistami”. Nie jest dla nas zrozumiałe, skąd tyle nienawiści i potępienia dla osób świadczących pomoc bliźnim w charakterze bioenergoterapeutów, radiestetów, jeżeli pomoc ta udzielana jest w imię miłości bliźniego, w pełnym poszanowaniu dla jego godności oraz z zastosowaniem praw, zasad i wartości ogólnie przyjętych zarówno przez Kościół, jak i Naukę.

Uważamy, że publikowanie i głoszenie poglądów, o których tu mowa, przez niektórych przedstawicieli Kościoła może być traktowane wyłącznie, jako ich prywatne. Głoszone są jednak, jako oficjalne stanowisko Kościoła, narażając tym samym na szwank Jego niekwestionowany autorytet moralny.
   
Będziemy zatem zobowiązani i wdzięczni za interwencję w tej sprawie a także za wyjaśnienie dotyczące przyczyn i intencji głoszenia przedstawionych poglądów przez niektórych przedstawicieli Kościoła katolickiego.

Z wyrazami najwyższego szacunku i poważania

DYREKTOR CECHU - Robert Grabowski
PREZES ZARZĄDU -  Karol Jóźwiak

Do wiadomości:
Polskiego Związku Rzemiosła Polskiego w Warszawie
Wydawnictwa „AMBROZJA” - Kraków
Miesięcznika „NIEZNANY ŚWIAT”. - Warszawa
Miesięcznika „CZWARTY WYMIAR” - Warszawa

Jest to stary art. lecz ciagle aktualny. Postanowilam go wstawic na forum.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: ptak Lipiec 20, 2011, 14:38:41
Cytat: acentaur
rzeczywiscie zawód, bo juz myślalem, że jednak się jakiś odważny ksiądz znalazł i wygarnął publicznie co leży mu na sercu.
No przecież wygarnął co mu leży na sercu, jego sercu. A że serca różne mają marzenia, to i pieśni różne.  ;)

Cytuj
normalnie obce dogmaty rządza nami z ukrycia. Ba, my nawet wierzymy , że to nasze własne sądy. Ale niekiedy te dogmaty
zaczynają produkowac różne wizje, chanellingi a nawet przyczyniają się do materializacji. No może nie od razu stygmaty na dłoniach, ale przekrwione oczy.....   
Niestety, masz rację. Czasami nawet owo ukrycie jest niby odkryte i nazwane, jednak tym bardziej zapętlające podatne umysły. No bo np. uzyskanie przekazów prosto od „Stwórcy”, to już coś! Doładowanie ega na full. No i cóż wówczas jakiś skromny biorobocik ze swoim ptasim móżdżkiem? Mizerota marna.  :D Ale za to fruwająca tu i tam a nie tylko w rejonach wyznaczonych.
Marionetka nigdy nie pójdzie dalej poza trzymające ją sznurki. Choćby i sznurki od samego stwórcy.  ;D I mimo przekrwionych oczu, nie zobaczy programu.   
A już najbardziej trzyma program NIEBO. Iluż to świętych jest wyświęcanych, dla łapania innych w sieć? We Włoszech nawet ptaszki łapią w sieci by potem jeść ich serduszka. A kto zjada nasze serca? 
Ja na balkonie karmię wróbelki.  :)

Cytuj

normalnie tak, ale my mamy nienormalne sytuacje z różnego rodzaju opętanymi, którzy chcą niby coś uzdrowic ale najlepiej cudzymi rękami. Pokwantowac może nasza pyszna "nauka" pewnie wszystko, łącznie z Bogiem, więc to o czym myślisz pewnie też.
Mi tam obojętnie jak się co przejawia, czy to kwant, czy elektron, czy płynie, czy skacze…
Mi ważny jest skutek i jakie pieśni słyszę wokół. Jakie wschody i zachody słońca oglądam. Czyje serce bije w takt mego. Bo jeśli tylko moje miało by przeżywać te cuda, bez możliwości dzielenia się, to chyba nie chciałabym istnieć. I pewnie dlatego Bóg (ten prawdziwy, a nie chińska podróba) zniknął nam sprzed oczu i zaczął patrzeć naszymi oczyma. I pewnie trwa w permanentnej ekstazie. Obyśmy tylko go nie wykończyli.  ;D

Cytuj
a jednak Natanek byl potrzebny dla kontrastu
Pewnie, że był potrzebny, jak i Ty jesteś potrzebny dla Natanka. Kiedyś Cię dojrzy…  ;)


@ Rafaela
Cytuj
Co spowodowało tak radykalną zmianę postawy wobec bioenergoterapeutów?
Między innymi kazania Natanka.  ;D





Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Lipiec 20, 2011, 14:54:05
Cytuj
I pewnie dlatego Bóg (ten prawdziwy, a nie chińska podróba) zniknął nam sprzed oczu i zaczął patrzeć naszymi oczyma.

o żesz .... zachwycająco napisane , na prawdę "kwantowo" :)
Najwięcej "Stwórcy" jest tam, gdzie go nie widać.

Pozdrawiam Acki (nie ĄCKI ;) ) i Ptaszki


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Lipiec 20, 2011, 19:54:58
Cytuj
I pewnie dlatego Bóg (ten prawdziwy, a nie chińska podróba) zniknął nam sprzed oczu i zaczął patrzeć naszymi oczyma.

o żesz .... zachwycająco napisane , na prawdę "kwantowo" :)
Najwięcej "Stwórcy" jest tam, gdzie go nie widać.

Pozdrawiam Acki (nie ĄCKI ;) ) i Ptaszki

I "kwantowo", i tradycyjnie, czyli religijnie.
Bo zwrot:

Cytat: Ptak
... zniknął nam sprzed oczu ....

może świadczyć o istniejących jeszcze naleciałościach ... . ;);D


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Lipiec 20, 2011, 22:28:56
Zniknął sprzed oczu nam - ludziom. Ale przecież JEST. POMIĘDZY

Podobno sam to powiedział " podnieś kamień - tam mnie znajdziesz, rozłup drzewo a ja tam będę "


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 21, 2011, 12:41:27
14 polskich biskupów jedzie do Madrytu!
Polska, 21.07.2011

Za miesiąc do Madrytu wyjedzie 14 polskich biskupów. Siedmiu wygłosi specjalne katechezy dla młodzieży uczestniczącej w Światowych Dniach Młodzieży.

– Chcę być razem z młodymi – mówi biskup ełcki Jerzy Mazur. W spotkaniu z młodzieżą na Światowych Dniach Młodzieży w Madrycie upatruje okazję, by „nabrać tego entuzjazmu od ludzi młodych, aby móc później też z ludźmi młodymi pracować”. >>> Posłuchaj: Bp Jerzy Mazur

Biskup sandomierski Krzysztof Nitkiewicz podkreśla, że w spotkaniu w Madrycie będzie uczestniczyła młodzież z polskich diecezji. – Jesteśmy za nich odpowiedzialni tu w Polsce, a szczególnie w tak ważnym, doniosłym momencie – wyjaśnia. Dlatego też podjął decyzję, żeby pojechać na Światowe Dni Młodzieży do Madrytu, by być dla młodych duchowym przewodnikiem. >>> Posłuchaj: Bp Krzysztof Nitkiewicz

Biskup Marek Mendyk wspomina pierwszy udział w Światowych Dniach Młodzieży, w Częstochowie w 1991 r. – To było już wtedy wielkie doświadczenie wspólnoty – mówi. Teraz w Światowych Dniach Młodzieży weźmie udział jako biskup. – Wyzwanie ogromne, ale też i radość, że mogę coś zrobić dla młodych ludzi – mówi. >>> Posłuchaj: Bp Marek Mendyk

Do Madrytu na XVI Światowe Dni Młodzieży wybiera się 14 polskich hierarchów, w tym 1 biskup senior, 6 biskupów diecezjalnych i 7 biskupów pomocniczych. Nestorem polskiej delegacji biskupów jest kard. Józef Glemp. Na spotkanie młodych w Hiszpanii pojadą także: metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz, biskup opolski Andrzej Czaja, biskup sandomierski Krzysztof Nitkiewicz, biskup ełcki Jerzy Mazur, biskup łowicki Andrzej Dziuba. Na spotkaniu młodych obecny będzie biskup radomski Henryk Tomasik, z ramienia Episkopatu Polski odpowiadający za Radę ds. Młodzieży i Krajowe Biuro Organizacyjne ŚDM. Spośród biskupów pomocniczych do Madrytu wyjadą: bp Marek Jędraszewski (Poznań), bp Marek Mendyk (Legnica), bp Ireneusz Pękalski (Łódź), bp Andrzej Siemieniewski (Wrocław), bp Edward Białogłowski (Rzeszów), bp Kazimierz Gurda (Kielce) oraz odpowiedzialny za duszpasterstwo polonijne bp Wojciech Polak (Gniezno).

XXVI Światowe Dni Młodzieży odbędą się w Madrycie od 16 do 21 sierpnia 2011 r. Z młodymi spotka się papież Benedykt XVI. Z prawie wszystkich krajów zarejestrowało się do tej pory ponad 400 tys. pielgrzymów, wśród których zapisanych jest ponad 10 tys. młodych Polaków. Wraz z nimi już za kilkanaście dni wyruszy grupa 1200 wolontariuszy z Polski, którzy na miejscu będą pomagać w organizacji.

Hasłem spotkania młodych z całego świata są słowa z listu św. Pawła do Kolosan: „Zakorzenieni i zbudowani na Chrystusie, mocni w wierze”. W ponad 300 miejscach odbywać się będą prowadzone przez biskupów katechezy w grupach językowych i rozmowy biskupów z młodymi na wybrane tematy. Papież przyleci do Madrytu 18 sierpnia. Kulminacyjnym punktem Światowych Dni Młodzieży będzie niedzielna Msza św. pod przewodnictwem Ojca Świętego na lotnisku Cuatro Vientos (Czterech Wiatrów), sprawowana 21 sierpnia. Dopełnieniem programu duchowego będzie trwający przez ten czas Festiwal Młodych. Jest to cykl imprez i inicjatyw, w ramach którego prezentowana jest kultura i sztuka młodzieżowa z wszystkich kontynentów; częścią Festiwalu będzie Expo-Vocation.

Wszelkie informacje na temat Światowych Dni Młodzieży w Madrycie dostępne są na portalu www.madryt2011.pl.

(ŚDM/md © Biuro Prasowe KEP 2011)

Info za www.episkopat.pl

(www.episkopat.pl)



Copyright © by Fundacja Opoka

http://www.opoka.org.pl/aktualnosci/news.php?id=38534&s=opoka


Pomoc dla poszkodowanych przez wichury
Polska, 20.07.2011

Trwa pomoc dla poszkodowanych przez wichury, które w ubiegłym tygodniu przeszły nad południowym Mazowszem i częścią województwa łódzkiego. Burze uszkodziły ponad 1,1 tys. budynków, w tym ponad 500 mieszkalnych, szczególnie na terenie diecezji radomskiej.

Bp Henryk Tomasik podkreślił, że obecna sytuacja jest wezwaniem do potwierdzenia miłości bliźniego. „Współczujemy wszystkim osobom, które ucierpiały, ale można też podziwiać taką gotowość podejmowania trudu. Oczywiście jest to dla nas wszystkich wezwanie, zaproszenie, aby pomóc tym ludziom” – powiedział ordynariusz radomski.

W najbliższą lub następną niedzielę w diecezjach radomskiej, sandomierskiej, siedleckiej, częstochowskiej, warszawskiej i łódzkiej zostaną przeprowadzone zbiórki do puszek. 23 i 24 lipca będzie można wesprzeć poszkodowanych wysyłając na nr 72 052 SMS o treści „Pomagam” (koszt 2,46 PLN z VAT).

R. Łączny, KAI

(rv/XX, © Radio Vaticana 2011)



Copyright © by Fundacja Opoka





Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Enigma Lipiec 21, 2011, 23:44:49
Hm, mysle jednak że pomimo gromów Natanka, warto go wysłuchać do końca, choć to zadanie wymagające wytrwałosći (i lepiej rozłożyc sobie to na dwa podejścia).
Otóż gromy sypia sie na niewolnika polskiego, który nie jest posłuszny Matce Bożej, która to naród Polski sobie upodobała szczególnie. A ponieważ polacy nie słuchaja jej nakazów - wtedy cierpią niewolę Brukselską. Choc zdziwiło mnie że czas niewoli ze strony tzw bloku wschodniego, zdał sie być Natankowi błogosławieństwem (z racji przymusowego zakazu opuszczania granic Polski - o ile dobrze zrozumiałam).
Tak wiec Natanek planuje 'krucjatę różańcową'. Chce razem z wiernymi udac sie na Węgry, aby tam dać wyraz poparcia V Orbanowi (http://pl.wikipedia.org/wiki/Viktor_Orb%C3%A1n) zazwycięstwo prawicy w wyborach.
Zapewne w ten sposób wpisuje sie w polityczne poparcie prawicy, mając na uwadze zmianę prawa aborcyjnego, in vitro, eutanazji. Natanek chwali węgrów za takie właśnie rozwiazania. Maryja ma byc królową Polski, a swego syna krnąbrni Polacy nie chcą koronować na Chrystusa-króla (pomimo okazałego pomnika w Świebodzimie - która to figura jest sprzeczna z Dekalogiem).
Nie powiem, poglądy polityczne Natanka i jego bezkompromisowe wypowiedzi dotyczące gospodarki i zadłuzenia, mogą sie podobać lecz nalezy mieć na uwadze cel, tej sprytnej, odważnej i burzliwej tyrady.
Martwie mnie jednak to co napisałaś Rafaelo, że jego kazanie nie zmieniło sie od lat, a przeciez świat nasz zmienia sie codzień...  :(


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Kiara Lipiec 22, 2011, 09:15:36
Natanek robi bardzo dobrą robotę.... "zagania zagubione owieczki do zagrody" , dla kleru nie ma znaczenia jakimi sposobami to robi.
Liczy się efekt pracy.
Z całą pewnością może czuć się bezpieczny, nikt ze zwierzchników nie zareaguje by go powstrzymać.

Kiara :) :)


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 22, 2011, 10:02:43
Tak Enigmo, to wszystko mi tez traca mmmmm, to byl czas w Polsce ze zadzil PZPR. Sa momenty ze sama nie wiem jak to wszystko posortowac. Taka jest prawda ze ja czuje sie europejka, co tez Natanek bardzo ostro neguje. Mysle sobie ze
polityka  ogolnie biorac jest bardzo ciezka. Jesli Polska sie wyizoluje z ukladow, to zostanie w lesie. Na Wegrzech jest bardzo
zla gospodarka, zostali bardzo w tyle. Ale to sa Wegry i to jest ich podworko. Co kolwiek  by sie zrobilo , to ma sie tylnia czesc ciala zawsze z tylu.

Wypowiedz Twoja Kiaro jest bardzo trafna, doskonala mysl. Boga nigdy nie za duzo. Kosciol Katolicki w Polsce czuje sie
bardzo silny. Chce miec glos wszedzie, i wszystko co jest do zgarniecia , zgarnia do siebie. Nalezy dalej obserwowac, jak
potocza sie sprawy w kraju.

W Niemczech na Bajerach np. Jesli ktos stara sie o prace, musi miec czyste papiery, bo jesli jest rozwodnikiem, to sa ,marne szanse na dostanie pracy w przedszkolach, szkolach tj. pracy z dziecmi i mlodzieza.

Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i zycze slicznego dnia. Rafaela


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Enigma Lipiec 22, 2011, 18:31:37
Natanek robi bardzo dobrą robotę.... "zagania zagubione owieczki do zagrody" , dla kleru nie ma znaczenia jakimi sposobami to robi.
Liczy się efekt pracy.
Z całą pewnością może czuć się bezpieczny, nikt ze zwierzchników nie zareaguje by go powstrzymać.

Faktycznie, sprawa wydaje sie być prosta, to równiez tłumaczy rozhukanie sie o.Rydzyka którego nauczania w radio (sprzeczne z doktryną, słowami JPII) nikt nie potrafi powstrzymać. Zreszta obu kaznodziejom jest niedaleko w poglądach, a szczególnie uwielbieniu Mamy bożej i nienawiści do Uni E.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Lipiec 22, 2011, 23:38:59
Uważam ,że KK celowo toleruje ujadanie o.Rydzyka oraz Natanka , ale nie dlatego, że zgadza się z nimi, tylko dlatego, że - jak słusznie zauważyła Kiara - po pierwsze zaganiają owieczki do zagrody (kasa), a po drugie , co może wydać się paradoksalne , nienawistne szczekanie na UE właśnie przez tych dwóch ortodoksów wywołuje reakcje korzystne dla Watykanu.

Pamiętajmy ,że w tej części świata Europa zawsze miała korzenie chrześcijańskie zatem silna Europa to silny Kościół. Wcale nie dlatego, że KK klaszcze Unii. Zauważcie, że najsilniejsze poparcie  KK w Polsce miał za komuny, gdyż jawił się jako niezależna i jedyna siła, której reżym nie tykał, a jeśli śmiał to zrobić (Popiełuszko) to tylko  wzmacniało KK. "Natanki" właśnie w ten sposób malują ludziom UE, jako nowy, niebezpieczny reżym, tylko w białych rękawiczkach. O ile jednak za komuny w Polsce sprawa była prosta - po jednej stronie zły czerwony, a po drugiej dobry czarny , o tyle teraz wszystko jest bardziej zawiłe. KK oficjalnie czerpie profity z UE , ale z drugiej strony też skrzętnie zbija kapitał ludzki na sprzeciwie wobec UE.  Pokorne ciele dwie matki ssie :)



Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 24, 2011, 13:09:36
24.07.2011 10:52 57

opublikowana w: NOWY PARDON

Naród wielkiego papieża i wielkich inżynierów

Znany gospodarz małorolny, okazyjnie dorabiający jako publicysta, Rafał Ziemkiewicz, à propos przepraszania za Jedwabne pisze: Prawda jest taka, że w naszych dziejach, jak w każdych innych, zdarzało się wszystko. Ale więcej jednak zdarzało się rzeczy chwalebnych. Jesteśmy narodem, który wydał z siebie "Solidarność" i obalił sowieckie imperium, który dał światu wielkiego papieża, który nigdy nie dał się zniewolić i podporządkować szalonym totalitaryzmom, narodem, który demokrację i tolerancję praktykował kilkaset lat wcześniej niż pouczający nas dziś Zachód, narodem który nie znał stosów i wojen religijnych, narodem wielkich naukowców, inżynierów, budowniczych... Długo można wyliczać.
Czyż nie schylimy głów przed historyczną erudycją i logiczną sprawnością dowodzenia Rafała Ziemkiewicza? Co prawda, nieco dziwi w jego ustach oznajmienie, że Polacy obalili sowieckie imperium. Jakże to, przecież owo "obalanie" to proces przewidziany, zadekretowany i kontrolowany przez sowiecką kompartię i KGB; Okragły Stół, czerwcowe wybory i powstanie rządu Mazowieckiego to tylko kolejne elementy polityki Kremla, z udziałem Wałęsy, Kuronia, Michnika, Geremka i Mazowieckiego w roli podwykonawców. O tym tak przekonująco pisał i sam Rafał Ziemkiewicz. A teraz się okazuje, że to było obalanie sowieckiego imperium. Najwidoczniej sowieckie naczalstwo było jak podoficerska wdowa, samo się chłostało, to jest obalało.
Ale o to mniejsza. Przyjmijmy argumentację Rafała Ziemkiewicza: Jedwabne, pogrom kielecki, szmalcownicy, getto ławkowe, pacyfikacje wsi ukraińskich, udział w agresji na Czechosłowację w 1968 (skoro Ziemkiewicz wychwala "politykę historyczną" PRL, to chyba nie uzna tej agresji za czyn obcej, wręcz okupacyjnej władzy, zatem nie obciążający Narodu?), wszystko to, i sporo innych niechwalebnych rzeczy, nie może przesłonić rzeczy chwalebnych, których - co Ziemkiewicz aptekarsko zważył, odmierzył i policzył - było w naszej historii o wiele więcej. Ale czy Niemcy muszą tak wciąż i wciąż kajać się za Hitlera, plany kolonizacji Europy, Holocaust, obozy koncentracyjne? Prawda jest taka, że w dziejach Niemiec, jak w każdych innych, zdarzało się wszystko. Ale więcej jednak zdarzało się rzeczy chwalebnych. Niemcy są narodem, który wydał z siebie reformację i nowoczesny uniwersytet, który przeszczepił do Europy Wschodniej łacińskie pismo, poezję rycerską, zasady organizacji miast i nowe techniki uprawy roli. Niemcy są narodem, który obalił napoleońskie imperium (przynajmniej w takim samym zakresie, w jakim Polacy obalili sowieckie). Daliśmy światu wielkiego papieża...Niemcy dali światu Lutra, Bacha, Händla, Mozarta, Haydna, Beethovena, Schuberta, Schumanna, Brahmsa, Schönberga, Goethego, Schillera, Heinego, Manna, Leibniza, Kanta, Fichtego, Hegla, Marxa, Humboldta, Webera, tylu noblistów...Długo można wyliczać. Das Volk der Denker und Dichter.
Ktoś uzna powyższą wyliczankę za niepoważną i zgodzę się z tym. Wtedy jednak proszę o uznanie śmieszności wyliczanki Rafała Ziemkiewicza. Skoro wielkim papieżem, wielkimi naukowcami, inżynierami etc. można kontrować Jedwabne i inne niechwalebne rzeczy z polskiej historii, to wielkimi synami narodu niemieckiego (a naród ten ma na koncie więcej takich wielkich synów niż my) można kontrować Hitlera i Holocaust. Większych zbrodni Niemcy się dopuścili, ale i więcej wielkich naukowców, inżynierów, muzyków, poetów etc. mieli. A papieży dali światu siedmiu, my tylko jednego.



To, co widzę w Polsce, to wielkie odejście od życia w prawdzie. To jakaś pozostałość komunizmu, systemu nazywanego "kłamstwem kłamstwa". To widać w różnych sferach życia społecznego, politycznego. Wielu woli słodkie kłamstwo niż gorzką prawdę, woli jakieś złudzenia, którymi karmią ich ludzie od PR, czyli propagandy
Polsce potrzeba różańcowej rewolucji
Fot. R. Sobkowicz

Z o. Tadeuszem Rydzykiem CSsR, dyrektorem Radia Maryja, rozmawia Sławomir Jagodziński

Naród węgierski dzięki Krucjacie Różańcowej doprowadził do wielkiego przebudzenia duchowego w swoim kraju, do zmiany lewicowych rządów, uchwalenia nowej konstytucji w duchu chrześcijańskim. Do włączenia się w podobną krucjatę modlitewną wzywa Ojciec wszystkich Polaków, którym zależy na przyszłości naszej Ojczyzny...
- Polacy powinni wziąć przykład z Węgrów, ale nie tylko. Przecież siła modlitwy różańcowej dała o sobie znać choćby w Austrii, w Kolumbii czy na Filipinach, gdzie pokojowe przemiany, które doprowadzały do obalenia dyktatury, nazywa się rewolucją różańcową. Gorliwa i konsekwentna modlitwa tysięcy ludzi ma wielką siłę. To jest oczywiste. Jest tylko jeden ważny warunek - po prostu trzeba wierzyć, gorąco wierzyć całym sobą. Bo wiara góry przenosi. Wiara ma przenikać całe nasze życie, to nie jakaś legenda, obyczaj, folklor czy jedynie emocje. Modlitwa połączona z taką wiarą nigdy nie zawiedzie. Wiara to bycie z Panem Bogiem w każdym momencie życia, trwanie w obecności Bożej, zaufanie Panu Bogu i pójście z Panem Bogiem, a nie z Jego przeciwnikiem.

Co jest najbardziej niepokojące w naszej Ojczyźnie, że potrzeba nam dziś tego szczególnego szturmu do Nieba?
- Przede wszystkim najważniejsza jest prawda, życie w prawdzie. To, co widzę w Polsce, to wielkie odejście od życia w prawdzie. To jakaś pozostałość komunizmu, systemu nazywanego "kłamstwem kłamstwa". To widać w różnych sferach życia społecznego, politycznego. Wielu woli słodkie kłamstwo niż gorzką prawdę, woli jakieś złudzenia, którymi karmią ich ludzie od PR, czyli propagandy. Ten PR to życie w złudzeniach. Pan Jezus nie powiedział, że złudzenia nas wyzwolą, ale że prawda nas wyzwoli. Ten PR to nic innego, jak kłamliwa gra. Pierwszy PR robił szatan w raju i Ewa mu uwierzyła. Tak samo teraz dzieje się w Polsce. To jest złe, to jest wręcz obrzydliwe. Cały czas widzę kłamstwo, którym próbuje się karmić Polaków.
Jak obserwuję, co się dzieje w naszym państwie, to jestem przekonany, że potrzeba nam dziś egzorcyzmu. Bo to, co się dzieje, jest skutkiem ogromnego kłamstwa, któremu, niestety, duża część Narodu się nie sprzeciwia. A doskonale wiemy, że ojcem kłamstwa jest szatan. Dlatego Polsce potrzebny jest egzorcyzm. Potrzeba naprawdę potężnej modlitwy i odżegnania się od wszystkiego, czego źródłem jest szatan, zarówno w życiu osobistym, jak i społeczno-politycznym.
Nasz katolicki Naród wtedy był silny, Polska wtedy był silna, jak trwała przy Chrystusie i Jego Matce. Gdy następował jakiś odwrót od wierności Bogu, gdy w naszych dziejach Bóg nie był stawiany na pierwszym miejscu, pojawiało się zamieszanie. To, co teraz przeżywamy, jest rezultatem tego, że Bóg nie przez wszystkich stawiany jest prawdziwie na pierwszym miejscu, a zwłaszcza nie przez decydentów, władze, które decydują o losach państwa, Narodu. Stąd wiele spraw nie jest na właściwym miejscu.

Węgrzy w nowej konstytucji jasno i bez żadnych słownych wybiegów wprowadzili odniesienie do Pana Boga, stawiając Go niejako na czele całego państwa. U nas mamy problem właśnie z rządzącymi, którzy określają się jako katolicy, a nie są w stanie w swoich działaniach postawić Pana Boga na pierwszym miejscu...
- Dziś poczynania w życiu społecznym, politycznym to w dużej mierze chodzenie na kompromisy ze złem, z kłamstwem. Z takiej postawy kłamstwa rodzi się egoizm, wychodzi chciwość, aby szybko się dorobić kosztem innych, kosztem Narodu. Z egoizmu rodzi się też pycha: jestem kimś znaczącym, mam władzę, to mnie uwielbiajcie. Jestem tym ogromnie rozczarowany, że wielu ludzi, od których można by się spodziewać jakichś szlachetnych postaw, wspaniałych charakterów, wielkich osobowości, przyjmuje postawę: "honory i honoraria". Jeżeli mu kadzą i już coś dadzą, to jest szczęśliwy i zapomina o zasadach, którym powinien być wierny. To jest okropne.
Dlatego potrzeba nam krucjaty modlitewnej. Potrzeba nam głębokiego zastanowienia, refleksji i zdecydowania o tym, czego my jako Naród naprawdę chcemy. Tego brakuje w różnych wymiarach. Za wiele w nas powierzchowności. Zachwyciliśmy się jako Polacy tymi świecidełkami, które daje materializm. Nie myślimy o tym, aby się godniej rozwijać. Zatrzymaliśmy się na tym materializmie. A przecież Bóg przekazał nam ziemię po to, abyśmy idąc przez nią, dotarli do Nieba. Podkreślam to ciągle, że nie wolno stracić z widzenia tego celu - wieczności. Wtedy będzie i porządna rodzina, i będzie szczęśliwy człowiek, i będzie porządny Naród i państwo, i będzie także porządny rząd... Wszyscy razem możemy to uczynić. Po prostu trzeba powiedzieć sobie bardzo jasno, co kocham, co jest najważniejsze w moim życiu osobistym, narodowym i popatrzeć dalekosiężnie, aż w wieczność. Są trzy rzeczy ostateczne człowieka: śmierć, Sąd Boży, piekło albo Niebo. To trzeba mieć przed oczami i bardzo pozytywnie, z chrześcijańską miłością, przemieniać siebie i Ojczyznę.

Tymczasem w naszym życiu społecznym trudno zauważyć tę chrześcijańską miłość, raczej chyba komuś zależy na wzbudzaniu ciągłej agresji...
- Niestety, oprócz kłamstwa, którym zarażone jest w dużej mierze nasze społeczeństwo, tragedią jest też to wielkie skłócenie, jakieś rozdrażnienie ludzi. U nas komunizm bardzo mocno wprowadzał w życie społeczne zasadę "divide et impera", "dziel i rządź". Niestety, czasy minęły, a to zgubne dziedzictwo tamtych czasów trwa. Widać, że nie zmieniły się te stare, totalitarne, marksistowskie postawy, w których gniotło się, niszczyło niewygodnych. Tym samym przecież są działania przeciwko Radiu Maryja. Chcą nas zamknąć. To jest ten sam język, co wtedy, gdy propaganda komunistyczna mówiła o zaplutych karłach reakcji czy kułakach. Tak jak kiedyś była walka klas, podburzano jednych przeciwko drugim, inteligencję przeciwko robotnikom, robotników przeciwko rolnikom, studentów przeciwko starszym, dorosłych przeciwko młodzieży, tak teraz napuszcza się ludzi np. na "moherowe berety" czy "kiboli". Zobaczymy, co będzie dalej...
Do tego napuszczania jednych na drugich przyczyniają się w dużej mierze media i niestety władze. To nie jest przecież przypadek, że do określonych telewizji zapraszani są systematycznie po prostu chore z nienawiści osoby, a może nawet psychopatyczne... Zapraszają ich często dziennikarze z określonym rodowodem, którzy potrafią robić sobie zabawę z poważnych tematów. Dlatego tak bardzo potrzeba nam głębokiej narodowej refleksji i modlitwy.

Podkreśla Ojciec potrzebę refleksji i modlitwy narodowej. Ważne zatem jest, aby w krucjatę modlitewną w intencji Ojczyzny włączył się w jakiś sposób cały Naród, wszystkie stany: oprócz osób indywidualnych i rodzin, chodzi też o przedstawicieli różnych środowisk patriotycznych, stowarzyszeń i organizacji, a także o przedstawicieli władzy, polityków, zarówno szczebla samorządowego, jak i państwowego. Ten aspekt wspólnotowy jest tu chyba bardzo ważny?
- Bardzo ważny, ale najtrudniej ludziom jest uświadomić potrzebę tego szturmu do Nieba. Naród musi zobaczyć potrzebę życia w prawdzie. Tylko prawda wyzwala człowieka, prawda daje radość. Ja sobie nie wyobrażam życia bez prawdy. Lepsza gorzka prawda niż słodkie kłamstwo. Wtedy chodzimy po ziemi, widzimy realia, dajemy sobie radę. Kłamstwo prędzej czy później zabija. Jest wielka szansa, aby w wielką krucjatę modlitewną włączyły się i stowarzyszenia, i samorządy, i politycy. Ale podstawową sprawą jest uświadomienie sobie sytuacji, w jakiej znajduje się Polska, rozeznanie rzeczywistości, osądzenie tego. Wtedy dostrzeżemy, jak bardzo potrzeba nam pomocy z Nieba. Bez modlitwy nie damy rady. Niektórzy myślą, że coś zrobią jakimiś układami... Nie. Trzeba rozmawiać ze sobą, organizować się, ale musi być jednocześnie zawierzenie mocy Bożej. Dlatego trzeba na różne sposoby zachęcać ludzi, aby włączali się w to dzieło modlitwy za Ojczyznę i do tego wzywali swoich bliskich, znajomych.
Krucjata to powinna być potężna modlitwa każdego z nas z osobna i we wspólnocie, w kościołach. Dobrze, że jest coraz więcej Mszy Świętych za Ojczyznę. Nie można na tym poprzestać, każdy musi jeszcze indywidualnie, w swojej rodzinie, parafii podjąć dzieło modlitwy za Polskę. Kościół wskazuje formy tego błagania Boga: Eucharystia, Różaniec, przyjęcie Komunii Świętej, systematyczna spowiedź, życie w łasce uświęcającej, post.

Na ile krucjata modlitewna w intencji Ojczyzny może zmienić obraz naszego życia w Polsce? Jakie może przynieść owoce?
- Modlitwa połączona z silną wiarą czyni cuda. Pan Bóg nas poprowadzi i da nam światło, co mamy czynić, jakie decyzje podejmować, także przed urną wyborczą. Bo rządzić nami muszą ludzie prawego, Bożego sumienia, ludzie światli i ludzie, którzy pragną ofiarnie służyć Narodowi. Owoce modlitwy zobaczymy bardzo wyraźnie i w życiu osobistym, i społecznym, bo Pan Bóg jasno prowadzi tych, którzy Mu ufają. Owocem przede wszystkim będzie chęć, jakiś dynamizm, entuzjazm do tego, aby służyć Panu Bogu i ludziom.
Włączając się w krucjatę w intencji Ojczyzny, trzeba jednak pamiętać o pewnej zasadzie: trzeba się modlić, bardzo mocno się modlić, trzeba wręcz wołać do Boga ze wszystkich sił, z całej duszy, całym swoim jestestwem, tak jakby wszystko zależało tylko od Pana Boga; ale równocześnie myśleć i pracować z taką gorliwością, jakby wszystko zależało tylko ode mnie.

To chyba klucz do sukcesu wszelkich inicjatyw...
- Pan Bóg da siłę, da moc, pobłogosławi, osłoni przed szatanem, wysłucha modlitw, ale z naszej strony musi być otwarcie, wola, formacja i oczywiście działanie. Musi być zaangażowanie, zrobienie wszystkiego, co się da, w służbie Bogu i Ojczyźnie.
Krucjata modlitewna tak jak wiara nie może być obyczajem, czymś doklejonym do codziennego życia. Pan chce być z nami cały czas, chce, abyśmy doświadczali Jego obecności i byśmy byli Mu wierni. Modlitwa, katecheza, Dziesięcioro Przykazań i Ewangelia, a jak coś nie wychodzi, to do spowiedzi... Trzeba się wziąć do pracy nad sobą, trzeba ciągle się nawracać. Kościół przypomina, czego chce od nas Pan Jezus. Nie zmienimy Ojczyzny, jeżeli nie będziemy trwać przy Bogu, cały czas. Bóg nie może być dodatkiem do choinki czy opłatka... Bóg jest wciąż żywy i chce, abyśmy Go kochali każdego dnia i słowem, i czynem.

Dziękuję za rozmowę.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110716&typ=wi&id=wi03.txt      


===========================================

Re: Kazanie Ks. Piotra Natanka 17 lipca 2011 roku

Postprzez krzysiek4 » Pt lip 22, 2011 6:31 pm
Obrazek


Ksiądz dr Piotr Natanek został dziś zawieszony w czynnościach kapłańskich przez kardynała Stanisława Dziwisza.

Wcześniej, setki tysięcy internautów wysłuchało kazania patriotycznego, na miarę bł. ks. Jerzego Popiełuszki, które wygłosił 17 lipca.
Kazanie to na pewno przejdzie do historii, miejmy nadzieję, że jako przełomowe w obudzeniu ducha narodu w przededniu jego możliwej anihilacji.

Treści te nie powinny spowodować jednak zawieszenia księdza w czynnościach, można przypuścić, że przyczyną była ostra krytyka Krakowskiej Kurii:

„Pozwólcie, że dziś powiem mocniejsze słowa. Jestem świadom co mi za to grozi, ale nie mogę sobie pozwolić na to, aby Święty Kościół Katolicki na moich oczach był wybity. NAJPIERW MUSZĄ MNIE ZABIĆ. Nie pozwolę na to, aby Matka nasza ojczysta, Polska, była tak poniżana, tak upokarzana.”
Ksiądz Natanek odczytał Orędzie Matki Bożej z 16 lipca do Polski i Polaków.

„Na naszej polskiej ziemi szerzy się zuchwalstwo świadomych arcypasterzy, kapłanów owiec katolików, którzy wiedzą, że jedyny ratunek jest w Bogu, a oni wszyscy wołają dzisiaj na głos, na ziemi polskiej: Nie tego ale Barabasza! Nie uwolnię Jezusa, ale Barabasza. Daltego dla mieszkańców Przysuchy, łódzkiego, Opoczna, gdzie dwa dni temu przeszła niesamowita trąba, kilka tysięcy domów zniszczonych, dachy powyrywane. Mam ofertę – piszcie do Kurii Krakowskiej o odszkodowanie. (…) Przestrzegam wam, że Bóg będzie zuchwalców karał! Że przyjdzie pomsta z nieba! A oni mówią te śmieszności – niech wyciągają kasę i płacą. Pisać o odszkodowania do Kurii Krakowskiej, bo albo wybiorą Boga, albo dadzą wam kasę. Premier obiecuje kasę, Bruksela obiecuje kasę, dlaczego Kuria Krakowska ma wam nie dać kasy?”.

Ks. Natanek nie ograniczył się do czystej krytyki niektórych kapłanów, poszedł znacznie dalej. Posądził ich o współpracę z masonerią, której jak wiadomo głównym celem jest zniszczenie Kościoła Katolickiego!

„Oni wszyscy mogą wrócić, ale oni mówią, że są niewinni! Należy do masonerii i on mówi, że jest niewinny. Współpracował z esbecją, NKWD, z wszystkimi możliwymi siłami, dziś jest ubrany w największe purpury i on mówi, że jest niewinny! My się mamy nawracać kiedy mówimy o oczyszczeniu sumień? „.

No to dla satanistów ks. dr Piotr Natanek będzie ciężkim orzechem do zgryzienia… Ksiądz najwyraźniej jest inspirowany przez Ducha Świętego.


Kazanie PATRIOTYCZNE ks. Piotra Natanka - 17.07.2011

http://www.youtube.com/watch?feature=pl ... f31TMWdU74


http://monitorpolski.wordpress.com/

http://www.polskawalczaca.com/viewtopic.php?f=7&p=30575&sid=9f332436ea167594e07d494b12628b78



A tak naprawde, ks.Natanek w swoim kazaniu zle wyrazil sie o Machomecie, a to oznacza bardzo niebezpieczna sytuacje.
To nie jest do smiechu , szalonych wyznawcow Machometa nie brakuje.

Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Lipiec 24, 2011, 22:15:55
„Oni wszyscy mogą wrócić, ale oni mówią, że są niewinni! Należy do masonerii i on mówi, że jest niewinny. Współpracował z esbecją, NKWD, z wszystkimi możliwymi siłami, dziś jest ubrany w największe purpury i on mówi, że jest niewinny! My się mamy nawracać kiedy mówimy o oczyszczeniu sumień? „.

Dla Natanka to każdy chyba jest z masonerii, kto się z nim nie zgadza ;)
Potrzebny komuś taki Natanek ? Chyba, żeby odwrócić uwagę od nas samych, od własnego rozwoju. Jeśli komuś po drodze z Natankiem, to niech poluje na "czarownice", aż sam stanie się najczarniejszym z czarnych...


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 25, 2011, 10:18:23
"Otrzymałem od Jezusa możliwość telefonu do Nieba"



Gazeta Wyborcza  PAP/Gazeta Wyborcza | dodane (05:20)


Wiadomości dnia: OTRZYMALEM od Jezusa mozliwosc telefonu do "NIEBA"

                                   

Mimo suspensy nałożonej przez kardynała Stanisława Dziwisza na ks. Piotra Natanka, zbuntowany duchowny odprawił w niedzielę mszę świętą w swojej pustelni - informuje "Gazeta Wyborcza". Podczas homilii zdradził, że otrzymał od Jezusa możliwość telefonu do Nieba.

Nałożenie suspensy przez kardynała Dziwisza oznacza, że ksiądz został zawieszony w swoich prawach. Zatem nie może odprawiać mszy świętej, spowiadać ani udzielać komunii wiernym.

Podczas blisko czterogodzinnej liturgii wygłosił płomienne kazanie, podczas którego wyraził zdumienie, że nie zrozumiano, iż jego słowa "abp Życiński wyje w piekle" były wypowiedziane w języku literackim. - Teraz mówię już dosłownie! Abp Życiński rzeczywiście przykuty jest grubym łańcuchem w piekle! Bo to masoni napisali za niego doktorat, ubrali go w sutannę i wyświęcili! - grzmiał z ambony


Ocenił, że Dziwisz również jest masonem. Wypowiedział też posłuszeństwo kardynałowi. - W czerwcu przyjął nagrodę najwyższej loży masońskiej, kardynała Bea. To niemiecki kardynał, największy rozbójnik na Soborze Watykańskim, i krystaliczny mason najwyższym stopniem - mówił.

Zdradził też, że w sobotni wieczór kontaktował się z Jezusem. - Otrzymałem od Jezusa możliwość telefonu do Nieba, i kiedy nie nabrykam z Panem Bogiem, to mam taki światłowód, że ta linia jest otwarta. - Nie bój się. Żądam twojej ofiary. Podoba się mi twoja ofiara. Nie słuchaj tych, którzy nie mają mojego ducha. Bądź posłuszny Bogu, a nie tym, którym dałem władzę - relacjonował zebranym sobotnią rozmowę z Bogiem.

                                              "KLATWA ZAWSZE WRACA"

CZYLI KSIĄDZ NATANEK I JEGO RELIGIA

Fakty TVN

Mieszka i praktykuje w małopolskiej Grzechyni, ale grzechy widzi głównie wokół siebie - to legendarny w pewnych kręgach ksiądz Piotr Natanek. Duchowny nie przebiera w słowach, oskarża i rzuca klątwy. I choć kuria zabroniła mu wygłaszania kazań i występów w Internecie, ksiądz nic sobie z zakazu nie robi. Praktyk nie zaniechał. Ostatnio ćwiczy nawet karate - na kamerze TVN24.
Skutków obcowania z księdzem Natankiem miał okazję doświadczyć reporter programu "Czarno na białym". Podczas próby nagrania rozmowy duchowny uderzył w kamerę, a w kierunku reportera skierował... klątwę. - Pan z wami. Panie wybacz. Niech przekleństwo Boga zstąpi na was teraz i na wieki wieków amen - recytuje Natanek.

Z klątwą nie ma żartów.

Przesada

Biskupi znów ostrzegają przed ks. Natankiem
Biskupi znów ostrzegają przed ks. Piotrem Natankiem, który chce... czytaj więcej »
O tym co robi ks. Natanek specjaliści wypowiadają się jednoznacznie. - Nie powinno się rzucać klątw na nikogo - przyznaje antropolog kultury dr Jan Witold Suliga. I dodaje, że klątwa wraca do tego, kto ją rzuca.

Ksiądz Natanek jest jednak znany z tego, że o mocach piekielnych wie wiele i potrafi je rozpoznać. Dowodzą tego nagrania z mszy, które duchowny publikuje w internecie. Oto próbka: - Jeżeli u twojego syna na głowie jawi się żel, później irokezy, to już wiedz, że tam się coś bardzo mocno burzy - mówił do wiernych Natanek.

Mieszkańcy Grzechyni przyznają, że ksiądz jest dziwny. - Wcześniej, to te msze miał taki z powołania i od serca. Później zaczął stosować różne rytuały i ludzie nie wiedzieli, co robić - mówi Mirosław Mrowiec. I mimo tego, że kuria zakazała księdzu takich praktyk, on zaprzestać ich nie zamierza.


     Co mozna o tym myslec? Pozdrawiam serdecznie w letni poniedzialek. Rafaela

Ks dr hab Piotr Natanek
Pilna Wiadomość od Jezusa Króla Wszystkich Narodów
wtorek, 21 czerwca 2011 11:34
Drukuj PDF

Jezus Król Wszystkich Narodów dał to Orędzie swojej powierniczce 6 czerwca. Ksiądz teolog zezwolił na jego publikację. Jezus przekazał to Orędzie poprzez wewnętrzny głos, potem przekazał jej cytaty z Pisma Świętego, które je potwierdzają. Jezus ostrzega nas przed Wielką Karą, która ma dosięgnąć ten grzeszny świat żeby "naprostować sumienie całej ludzkości". Ta kara będzie aktem Jego Absolutnej Sprawiedliwości łagodzonej przez Jego Nieskończone Miłosierdzie.

Jezus prosi nas o objęcie Jego daru kultu Jezusa Króla Wszystkich Narodów. Przez praktykowanie tego kultu otrzymamy dary nawrócenia, uzdrowienia i ochrony. Przekaż tą wiadomość Twoim przyjaciołom i rodzinie.

W Chrystusie,
Dan Lynch, dyrektor Kultu Jezusa Króla Wszystkich Narodów
http://jkmi.com

Ważne Orędzie od Jezusa Króla Wszystkich Narodów!

Nasz Pan: "Ponaglam Was Mój Ludu! " Tak mówi Pan Bóg: Oto skinę ręką na pogan i między ludami podniosę mój sztandar. I odniosą twych synów na rękach, a córki twoje na barkach przyniosą. " (Izajasza 49:22) Wielka jest kara przygotowana dla tego grzesznego pokolenia aby naprostować sumienia wszystkich z osobna i całej ludzkości. Moje Przenajświętsze, Królewskie i Święte Serce które płonie żarem Boskiej Miłości do ludzkości wzywa mnie do Miłosierdzia, jednak ciężar grzechów wzywa moją Absolutną Sprawiedliwość do wylania się. " Synu człowieczy, powiedz władcy Tyru: Tak mówi Pan Bóg: Ponieważ serce twoje stało się wyniosłe, powiedziałeś: Ja jestem Bogiem, ja zasiadam na Boskiej stolicy, w sercu mórz - a przecież ty jesteś tylko człowiekiem a nie Bogiem, i rozum swój chciałeś mieć równy rozumowi Bożemu. " (Ezechiel 28:2)

Moja Absolutna Sprawiedliwość jest jednak zawsze miarkowana Moim Nieskończonym Miłosierdziem. Zaprawdę każde wypełnienie Mojej Sprawiedliwości zawsze jest Aktem Miłosierdzia, bo JA JESTEM Samym Miłosierdziem i nie ma żadnej rzeczy w Bogu lub poza Nim, która nie jest nasycona Miłosierdziem ponieważ jest to część Mojej Boskiej Natury. Jest to chwała koronująca wszystkie moje Boskie Atrybuty.
" I uchylali się od posłuszeństwa i nie pamiętali o cudach, któreś dla nich uczynił. Byli twardego karku i uwzięli się, by wrócić do niewoli swej w Egipcie. Lecz Ty jesteś Bogiem przebaczenia, jesteś łaskawy i miłosierny, cierpliwy i wielkiej dobroci; i nie opuściłeś ich. Nawet gdy uczynili sobie cielca odlanego z metalu i powiedzieli: To jest twój bóg, który cię wyprowadził z Egiptu, i gdy popełnili wielkie bluźnierstwa, Ty w wielkim miłosierdziu twoim nie opuściłeś ich na pustyni. Słup obłoku nie odstępował od nich we dnie, aby ich prowadzić drogą; słup ognia nie odstępował w nocy, aby oświetlać im drogę, którą iść mieli. " (Nehemiasza 9:17, 18, 19)

Ci którzy są wypełnieni Moim Duchem Miłości dobrze rozumieją tą Boską naukę, ale ci wypełnieni duchem tego świata, duchem samo-pobłażania i dumnej arogancji nie mogą pojąć jak bardzo miłosierna jest sama Sprawiedliwość Boga.

Napominam Moje dzieci z Miłości do nich. " Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. " (Apokalipsa 3:19) Nie znajduję przyjemności w cierpieniach Moich dzieci. Pragnę obudzić ich ociemniałe sumienia żeby rozpoznali swoją grzeszność i byli nawróceni żeby mogło nastąpić odnowienie serc i umysłów dzięki któremu cały świat będzie mógł się odnowić. " I rzekł Zasiadający na tronie: Oto czynię wszystko nowe. I mówi: Napisz: Słowa te wiarygodne są i prawdziwe. " (Apokalipsa 21:5)
" pokropię was czystą wodą, abyście się stali czystymi, i oczyszczę was od wszelkiej zmazy i od wszystkich waszych bożków.  I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. " (Ezechiel 36:25-26)

Dopóki nie zmieni się serce człowieka, świat nie może i nie zmieni się. Coraz większe będą katastrofy natury, która sama buntuje sie przeciwko grzeszności ludzi. Sama ziemia wije się w przerażeniu pod ciężarem zepsucia i nieczystości jakie dźwiga. Woła o pomstę na jej mieszkańcach.

" Oto Pan pustoszy ziemię, niszczy ją i przewraca jej powierzchnię, a mieszkańców jej rozprasza.... Okropnie spustoszona będzie ziemia i bezgranicznie rozdrapana, bo Pan wydał taki wyrok.  Żałośnie wygląda ziemia, zmarniała; świat opadł z sił, niszczeje, niebo wraz z ziemią się wyczerpały.  Ziemia została splugawiona przez swoich mieszkańców, bo pogwałcili prawa, przestąpili przykazania, złamali wieczyste przymierze.  Dlatego ziemię pochłania przekleństwo, a jej mieszkańcy odpokutowują; dlatego się przerzedzają mieszkańcy ziemi i mało ludzi zostało. " (Izajasza 24:1, 3-6)

" Ziemia rozpadnie się w drobne kawałki, ziemia pękając wybuchnie, ziemia zadrgawszy zakołysze się, ziemia się mocno będzie zataczać jak pijany i jak budka na wietrze będzie się chwiała; grzech jej zaciąży nad nią, tak iż upadnie i już nie powstanie. " (Izajasza 24:19,20)

Przemoc, wojny i nienawiść będą rosły jeszcze bardziej dopóki ludzkość ściągnie na siebie wielki wyrok, potem spadnie kara prosto z Nieba. " Skoro zachowałeś nakaz mojej wytrwałości i Ja cię zachowam od próby, która ma nadejść na cały obszar zamieszkany, by wypróbować mieszkańców ziemi. (11) Przyjdę niebawem: Trzymaj, co masz, by nikt twego wieńca nie zabrał! " (Apokalipsa 3:10,11) Słuchajcie Mojego ostrzeżenia, o ludzie Moi. Odwróćcie się od swoich grzesznych dróg chociaż zanim będzie za późno. " Nawróć się do Pana, porzuć grzechy, błagaj przed obliczem [Jego], umniejsz zgorszenie! Wróć do Najwyższego, a odwróć się od niesprawiedliwości i miej występek w wielkiej nienawiści! .... Jakże wielkie jest miłosierdzie Pana i przebaczenie dla tych, którzy się do Niego nawracają " (Sirach 17:25-26,29)

Obejmijcie Mój kult Jezusa, Króla Wszystkich Narodów bo jest to wielkie Miłosierdzie dane przez waszego Boga na te niebezpieczne czasy. Są w nim zawarte wszelkie klejnoty łaski dane przez wstawiennictwo Mojej Niepokalanej Matki. Łaski przebaczenia, uzdrowienia i odnowienia umysłów i serc. " Albo uznajcie, że drzewo jest dobre, wtedy i jego owoc jest dobry, " (Mateusza 12:33) Dlaczego Mój lud nie korzysta z darów Mojego daru?

Niech tak się stanie. Niech Mój dar zostanie przyjęty z wiarą i wielką ufnością w Moje Królewskie Miłosierdzie i Boską Hojność. " Gdy im udzielasz, zbierają; gdy rękę swą otwierasz, sycą się dobrami. " (Psalm 104:28)

Och gdzież jest wasza wiara Mój ludu? Związujecie Mi ręce przez wasz brak wiary. " Idź do tego ludu i powiedz: Usłyszycie dobrze, ale nie zrozumiecie, i dobrze będziecie widzieć, a nie zobaczycie. Bo otępiało serce tego ludu. Usłyszeli niechętnie i zamknęli oczy, aby przypadkiem nie zobaczyli oczami i uszami nie usłyszeli, i nie zrozumieli sercem, i nie nawrócili się, i abym ich nie uleczył. " (Dzieje Apostolskie 28:26,27)

To jest wasz wybór. Zostawiam wam wolność wyboru zaakceptowania lub odrzucenia zarówno Mojej przestrogi i Mojego daru. " miłosierdzie Pana - nad całą ludzkością: On karci, wychowuje, poucza i zawraca jak pasterz swoją trzodę. Lituje się nad tymi, którzy przyjmują Jego pouczenie i którzy się spieszą do Jego przykazań. " (Mądrość Syracha 18:13,14)

 


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Lipiec 25, 2011, 21:08:29
"Postawa księdza graniczy z chorobą psychiczną"
dzisiaj, 20:59

Metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz nałożył karę suspensy na ks. Piotra Natanka - jednego z głównych propagatorów ruchu dążącego do intronizacji Chrystusa na Króla Polski. Nie może on sprawować żadnych czynności kapłańskich ani udzielać rozgrzeszenia.

...

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/postawa-ksiedza-graniczy-z-choroba-psychiczna,1,4803108,wiadomosc.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: sza Lipiec 25, 2011, 21:12:24
????
Natanek robi bardzo dobrą robotę.... "zagania zagubione owieczki do zagrody" , dla kleru nie ma znaczenia jakimi sposobami to robi.
Liczy się efekt pracy.
Z całą pewnością może czuć się bezpieczny, nikt ze zwierzchników nie zareaguje by go powstrzymać.
????
A jednak ktoś zareagował...


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 25, 2011, 22:14:10
 ZAKONCZCIE WOJNE Z RADIEM MARYJA


Ks. bp Adam Lepa

Sytuacja jest paradoksalna: im bardziej Radio Maryja jest atakowane, tym wyraźniej odsłania swoje walory i znaczenie. Tak było zawsze, ale ostatnio agresja wobec tej rozgłośni osiągnęła szczyt i nosi znamiona akcji zorganizowanej. Odnosi się wrażenie, że tym razem działania są rezultatem "sił połączonych", które często stanowią jeden chór, choć melodia rozpisana jest na różne głosy, a główny dyrygent pozostaje wciąż anonimowy.

Lista ataków na Radio jest długa. Dziś, z perspektywy czasu, one śmieszą i są świadectwem żenującego poziomu polemiki, jeżeli w ogóle takie działania nazwać można czymś więcej niż nieudolnymi chwytami propagandy. Najczęściej są to kalki powielane pracowicie przez różne ośrodki. Są jeszcze jednym dowodem na to, że w Polsce po 1989 r. zmieniają się parlamenty, rządy, koalicje i partie, natomiast w tych samych rękach znajdują się najważniejsze centra opiniotwórcze. Pociesza fakt, że jest bardzo liczna grupa wybitnych dziennikarzy i publicystów, którzy nigdy nie zniżyli się do przypuszczania na Radio Maryja tego rodzaju ataków. Potwierdza się znana zasada, że aby być kimś, trzeba być najpierw sobą.

Gdy brakuje argumentów

Najbardziej niepokoi stosowana wobec Radia Maryja technika propagandy oparta na idei wroga. Wmawia się społeczeństwu, że Radio dzieli Kościół, biskupów i ogół obywateli, zieje nienawiścią i różnymi odmianami ksenofobii. Jest więc "wrogiem społecznym", a skoro tak, powinno się je zlikwidować. Dziś już nietrudno sprawdzić, że ten niebezpieczny chwyt jest rodem z propagandy bolszewickiej. Dlatego można by się nie dziwić, gdy posługuje się nim jakiś agresywny przedstawiciel lewicy postkomunistycznej. Tymczasem sięgają po niego reprezentanci innych ugrupowań, a nawet niektórzy katolicy. Tego nie da się wyjaśnić tylko histerią wywołaną strachem, choć zazwyczaj boją się także ci, którzy chorobliwie straszą innych.
Ostatnio w sposób rozpaczliwy podejmuje się jeszcze jedną próbę, która ma doprowadzić do "ostatecznego rozwiązania problemu Radia Maryja". Teraz ma to nastąpić w majestacie prawa poprzez projekty nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, które już w założeniach są kontrowersyjne i budzą niesmak. Tymczasem nie obchodzi tych panów fakt, że obowiązujące obecnie peerelowskie prawo prasowe kompromituje Polskę nie tylko w krajach Unii Europejskiej, że wciąż brakuje w ustawie medialnej zapisów gwarantujących bezpieczeństwo informacyjne państwa, że nadal funkcjonuje wyjątkowo szkodliwa ustawa o pornografii, że z dotychczasowej ustawy medialnej nie wynika postulat budowy społeczeństwa komunikacji, choć już od dawna wiadomo, że "informować" wcale nie znaczy "komunikować". To wszystko nie ma znaczenia. Najważniejszym celem "reformatorów" jest ugodzenie nowego "wroga ludu", który mimo doznawanej pogardy i polityki wykluczania pogłębia świadomość obywatelską Polaków i kształtuje w nich postawę służby wobec Narodu.

Z myślą o obywatelach

Znaczenie Radia wynika z wagi i zakresu spraw, które podejmuje na swoich falach. Kiedyś odwiedzałem w Lizbonie rozgłośnię katolickiego radia Renascen÷a. Przekonywano mnie, że tajemnica jego niezwykłej popularności na Półwyspie Iberyjskim tkwiła w fakcie, iż zajmowało się wyłącznie problemami, którymi żył na co dzień zwykły Portugalczyk. Wtedy Radia Maryja jeszcze nie było. Gdy powstało, przerosło najśmielsze oczekiwania, również co do podejmowanych tematów. Nie lęka się najbardziej niepopularnych i kontrowersyjnych problemów. Jest pierwszym katolickim radiem, które emituje program drogą satelitarną i dociera do środowisk polonijnych na całym świecie.
Należy podkreślić, że Radio Maryja jest ważne nie tylko dlatego, że się modli i uczy modlitwy; pogłębia wiedzę o Bogu i Kościele; ewangelizuje w sposób najbardziej skuteczny, bo jest miejscem ewangelizacji, a nie tylko jej narzędziem. Jest ono ważne również dlatego, że uczy społeczeństwo merytorycznej dysputy. Przyczynia się do ratowania równowagi medialnej, która jest zachwiana, a tym samym pozytywnie wpływa na ład informacyjny w państwie. Udowadnia, że można dziś w mediach iść pod prąd i nie ulegać poprawności politycznej, która jest przebiegle skrywaną cenzurą, a jednocześnie nie hołdować modzie, której w mediach jest coraz więcej. Dzięki pionierskiej interaktywności kształtuje sztukę dyskutowania i formułowania opinii na ważne tematy, co dziś staje się praktyką bezcenną wobec procesów powstawania "społeczeństwa opinii". Swoim aktywnym zaangażowaniem Radio Maryja przypomina Polsce i światu, że demokratyczny system masowego komunikowania opiera się na takich fundamentalnych właściwościach, jak: wolność wypowiedzi, nieskrępowany rozwój alternatywnych źródeł informacji, obiektywizm wynikający z respektowania prawdy. Swoim głosem przestrzega przed zjawiskiem wykluczania społecznego i politycznego pewnych grup Polaków, budowanego na mechanizmie spirali milczenia przy równoczesnym spadku odwagi cywilnej.
Warto jeszcze zaznaczyć, że rozgłośnie radiowe w Polsce mogłyby uczyć się od Radia Maryja, jak powinno realizować się podstawową misję radia w ujęciu Marshalla McLuhana: misję mobilizowania słuchaczy do wspólnych działań. Do tego jednak niezbędny jest charyzmat, nie wystarczają już profesjonalizm i wartości rynkowe. Przed II wojną światową niemal wszystkie lokalne rozgłośnie w Polsce tworzyły "rodziny radiowe". Rodzina Radia Maryja jest gigantyczną formą ucieleśnienia się tej ważnej i pożytecznej idei.

W trosce o Polskę

Narzuca się pytanie, kiedy wreszcie zakończy się wojna z Radiem Maryja. Ktoś, bagatelizując sprawę, może pocieszać, że to "tylko" wojna na słowa. Wybitni specjaliści przestrzegają przed taką sytuacją i mówią, że słowa wypowiadane publicznie mają szczególną moc, gdyż "mówić, znaczy stwarzać". A zatem nawet bełkot, jeżeli budowany jest na nienawiści, wpływa negatywnie na słuchającą publiczność. Ale jest też druga strona medalu, która najbardziej niepokoi. Walter J. Ong, jezuita amerykański, w oparciu o własne badania nad językiem twierdził, że cała sfera komunikowania się człowieka i jego sposób odzywania się do innych, formułowanie ataków, a w szczególności agresja słowna wpływają na sposób jego myślenia. Powstaje więc mechanizm błędnego koła. Jego pierwszą ofiarą jest agresor, który najczęściej nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie wyciągam dalszych wniosków, żeby kogoś nie dotknąć.
Wojna więc, poza subiektywną iluzją zwycięstwa, nikomu nie przynosi pożytku. Powoduje same straty. Również tzw. wojna polsko-polska. A taka jest wojna z Radiem Maryja.
Należy z wielkim uznaniem podkreślić, że Radio Maryja wiele uwagi poświęca formacji obywatelskiej Polaków, zachęcając ich do aktywnego udziału w życiu publicznym, ucząc myślenia politycznego. W sposób profesjonalny, z pomocą najwybitniejszych specjalistów, kształtuje u słuchaczy postawę patriotyzmu. Czytelnym drogowskazem w tej działalności są dla Radia Maryja słowa, które wygłosił Papież Benedykt XVI w 2005 r. w przemówieniu do biskupów polskich: "Jednym z ważnych zadań, które zrodził proces integracji europejskiej, jest odważna troska o zachowanie tożsamości katolickiej i narodowej Polaków". Radio jest zawsze wierne temu wyzwaniu. Należy mieć nadzieję, że jego głos na ten temat, wypowiadany zwłaszcza w okresie polskiej prezydencji w Unii Europejskiej, nie będzie głosem wołającego na puszczy.

Ksiądz bp Adam Lepa - biskup pomocniczy archidiecezji łódzkiej, w latach 1989-1994 przewodniczący Komisji Episkopatu Polski ds. Środków Społecznego Przekazu, obecnie jej członek. Wybitny medioznawca, prowadzi wykłady z pedagogiki mediów w Instytucie Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego oraz z pedagogiki mediów masowych w Wyższym Seminarium Duchownym w Łodzi. Autor m.in. książek: "Świat propagandy", "Świat manipulacji", "Pedagogika mass mediów", "Telewizja w rodzinie".

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110716&typ=my&id=my03.txt

=======================================================

Ksiadz Natanek przemawia w Czestochowie

http://www.youtube.com/watch?v=155Il-FAmYU&feature=related

ks PIOTR NATANEK I Jego Pustelnia...

http://www.youtube.com/watch?v=8FQ_-bNtGF8&feature=related

ścaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: chanell Lipiec 26, 2011, 10:04:18
Toż ta Pustelnia ,niczym ekskluzywny ośrodek wczasowy  ;D


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 26, 2011, 11:16:08
26 czerwca zalozylam ten temat. Zakladajac go, chcialam przesledzic sytuacje i nastroje jakie panuja w Polsce
Panstwo a KK. Musze przyznac ze zaskoczylo mnie to wszystko, otrzymalam obraz, ktorego sie nie spodziewalam.
Przepychanki na forum "Czy religie przetrwaja" niekiedy mi szly na nerwy. Bylo mowione duzo i nic. Dzisiaj moge sobie
odpowiedziec na rozne pytania. Stwierdzilam ze KK w Polsce zyje wybornie i angazuje sie na wszystkich fronatach  zycia
panstwa.  Nic mnie juz nie zaskakuje i nie chce zadnych sytuacji oceniac, bo nie chce nikogo zle ocenic lub obrazic.
Jedno jest pewne, ze nie wyglada na to ze Kosciol Katolicki w polsce i jego wyznawca beda zyc dlugo i mniej-czy wiecej szczesliwie. Temat bede prowadzila dalej, bo po malu jest to  moj ulubiony  dzial. Pozdrawiam Wszystkich bardzo serdecznie
w pierwsza miesiecznice "Rafaela


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: JACK Lipiec 26, 2011, 11:49:33
26 czerwca zalozylam ten temat. Zakladajac go, chcialam przesledzic sytuacje i nastroje jakie panuja w Polsce
Panstwo a KK. Musze przyznac ze zaskoczylo mnie to wszystko, otrzymalam obraz, ktorego sie nie spodziewalam.
 Temat bede prowadzila dalej, bo po malu jest to  moj ulubiony  dzial. Pozdrawiam Wszystkich bardzo serdecznie
w pierwsza miesiecznice "Rafaela
Ta miesięcznicza to się trochę źle kojarzy.

Wg mnie najciekawszą i być może najważniejszą rzeczą jaka się obecnie dzieje wokół KK  to właśnie ów ruch, chcący ukoronować

Chrystusa na Króla Polski.


Episkopat broni się przed tym rękami i nogami, bo woli po staremu matkę na Królową, święcić nowe armaty, rakiety, walka, obrona itd.
Na odsłonięcie pomnika Jezusa w Świebodzinie wysłali tylko emerytowanego kardynała.

"Młodemu" nie chcą dać korony Polski, bo jak jakiś  naćpany hipis głupoty plutł, o  tym żeby kochać wrogów i nieprzyjaciół, nadstawiać drugi policzek i rozdawać innym co się ma, a Oni tego nie chcą.

Nie chcą, ale COŚ  lub KTOŚ z "GÓRY" może do tego doprowadzić,  bo czas leci -  2000 lat minęło, a jeszcze żaden kraj tych zasad Chrystusa nie wprowadził w życie.


No, a w "Kosmicznych Ogrodnikach"  Dolores Cannon  opisano  organizację  zaawansowanych cywilizacji, opartych na zasadach zbliżonych do nauk Chrystysa,  gdyż na wyższych poziomach  ziemskie prawo dżungli jest nie do zaakceptowania.




Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 27, 2011, 22:23:20
Ks. Natanek suspendowany

dodane 2011-07-22 14:01

www.diecezja.pl |

Dnia 20 lipca 2011 r., Ks. Kardynał Stanisław Dziwisz, Metropolita Krakowski, zgodnie z kanonem kan. 1371, 2º Kodeksu Prawa Kanonicznego nałożył na ks. dra hab. Piotra Natanka karę suspensy za ostentacyjnie okazywane nieposłuszeństwo, mimo decyzji i upomnień, jakie były do niego wielokrotnie kierowane.
Ks. Natanek suspendowany   Roman Koszowski/ Agencja GN Kard. Stanisław Dziwisz

W sprawie sankcji wobec ks. Natanka kard. Dziwisz wydał specjalny komunikat. Publikujemy jego pełną treść:

Zwracam się do Was, drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie, z trudną, ale równocześnie ważną wiadomością. Jako biskup Kościoła Krakowskiego, w poczuciu odpowiedzialności za Jego jedność, jak też za prawdę i wiarygodność przekazywanej w nim Ewangelii Jezusa Chrystusa, zmuszony byłem podjąć zasadnicze decyzje wobec kapłana naszej archidiecezji ks. dr. hab. Piotra Natanka i ukarać go suspensą, zgodnie z przepisem Kodeksu Prawa Kanonicznego (kan. 1371, 2º). Oznacza to, że ks. P. Natanek nie może sprawować żadnych czynności kapłańskich ani wykonywać władzy rządzenia.

Decyzja ta została podjęta po zignorowaniu przez ks. P. Natanka kanonicznych upomnień i dekretów dyscyplinarnych, niewywiązaniu się ze złożonych deklaracji respektowania ich postanowień, jak też wskutek odrzucenia przezeń propozycji rozmów z przełożonymi, do których był wielokrotnie wzywany. Każdy kapłan w dniu święceń przyrzeka cześć i posłuszeństwo swemu biskupowi oraz jego następcom. Ksiądz Natanek temu przyrzeczeniu się sprzeniewierzył.

Podstawą niniejszej decyzji jest ostentacyjnie okazywane przez ks. Piotra Natanka nieposłuszeństwo, polegające na uporczywym głoszeniu przezeń niezgodnych z nauką Kościoła poglądów dotyczących królowania Jezusa Chrystusa, opartych na prywatnych objawieniach oraz inspirowanych obcymi nauce Kościoła doktrynami sekt eschatologicznych. Ksiądz Piotr Natanek przeinacza w ten sposób nie tylko ugruntowaną naukę o skuteczności zbawienia w Kościele, ale nadto swoje specyficzne głoszenie kultu Matki Bożej, aniołów i świętych miesza z magicznie pojmowaną wiarą, co prowadzi do ośmieszania wyznania Kościoła. W swoim przekazie, rozpowszechnianym przez media elektroniczne, publicznie podważa autorytet biskupów i kapłanów, pomawiając ich o niewiarę i współdziałanie z wrogami Kościoła. W odpowiedzi na krytyczne uwagi swoich pasterzy i współbraci kapłanów podejmuje próby tworzenia własnych struktur, do których włącza pozyskanych zwolenników, odwodząc ich tym samym od wspólnoty Kościoła powszechnego i narażając na wielkie szkody duchowe i moralne. Swoją samowolę okazał w czerwcu br., kiedy to dopuścił się nieważnego asystowania przy zawarciu małżeństwa mimo braku uprawnień wymaganych przez prawo kościelne.

Zwracam się także do tych, którzy związali się z ks. Piotrem Natankiem. Niech pomogą mu powrócić do jedności z Kościołem i zgody ze swoim biskupem. Jeśli zaś będą nadal podzielali jego obecne przekonania, staną się współodpowiedzialni za powstające w Kościele zamieszanie i wynikłe stąd szkody w Jego wspólnocie.

Drodzy Bracia i Siostry! Decyzja, którą zgodnie z moją apostolską odpowiedzialnością musiałem podjąć, sprawia tak mnie, jak i całej wspólnocie Kościoła Krakowskiego prawdziwy ojcowski ból. Równocześnie jednak słowa te piszę z nadzieją, że ks. Piotr Natanek, po pozytywnym przyjęciu tej decyzji, powróci do pełnienia owocnej i gorliwej posługi we wspólnocie Kościoła katolickiego. Kara suspensy ma nakłonić winnego do poprawy. Jeśli ksiądz podporządkuje się wydanym poleceniom, podejmie drogę pokuty i naprawy wyrządzonego zła, może prosić o zwolnienie z kary.

Proszę także o nieustanną modlitwę o jedność, zgodę i wierność wszystkich pasterzy i wiernych w Kościele za przyczyną Maryi – Matki Kościoła, naszych świętych patronów, a szczególnie przez orędownictwo bł. Jana Pawła II.

Kraków, dnia 20 lipca 2011 r.

Stanisław kard. Dziwisz
Arcybiskup Metropolita Krakowski

Na kolejnej stronie publikujemy także pełną treść pisma, które przekazano ks. Natankowi.




Ks. Natanek suspendowany

dodane 2011-07-22 14:01

www.diecezja.pl |

Dnia 20 lipca 2011 r., Ks. Kardynał Stanisław Dziwisz, Metropolita Krakowski, zgodnie z kanonem kan. 1371, 2º Kodeksu Prawa Kanonicznego nałożył na ks. dra hab. Piotra Natanka karę suspensy za ostentacyjnie okazywane nieposłuszeństwo, mimo decyzji i upomnień, jakie były do niego wielokrotnie kierowane.
Ks. Natanek suspendowany   Roman Koszowski/ Agencja GN Kard. Stanisław Dziwisz

Kraków, dnia 20 lipca 2011 r.

Ks. dr hab. Piotr Natanek
w Grzechyni

Przekazuję Księdzu do wiadomości, że niniejszym dekretem, zgodnie z kanonem kan. 1371, 2º Kodeksu Prawa Kanonicznego wymierzam Księdzu karę suspensy za ostentacyjnie okazywane nieposłuszeństwo, mimo decyzji i upomnień, jakie były do Księdza kierowane. Oznacza to, że nie może Ksiądz sprawować żadnych czynności kapłańskich jak też i wykonywać władzy rządzenia.

Powyższą karę otrzymuje Ksiądz, ponieważ nie zastosował się do poleceń dyscyplinarnych zawartych w dekretach z dnia 28 stycznia 2010 r. (nr 213/2010 oraz 214/2010), zignorował upomnienia kanoniczne z dnia 25 maja 2007 r. (nr 1519/2007), z dnia 23 lutego 2009 r. (nr 392/2009) oraz z dnia 9 kwietnia 2010 r. (nr 867/2010), nie zareagował na wielokrotne wezwania do rozmowy z przełożonymi, kontynuuje szkodliwe wystąpienia, które zostały Księdzu zakazane, szerzy nieaprobowane przez Kościół poglądy, publicznie podważa autorytet pasterzy Kościoła, mimo zakazu w dalszym ciągu prowadzi działalność duszpasterską w Grzechyni, bezprawnie próbuje organizować nowe struktury kościelne, a ostatnio dopuścił się nieważnego asystowania przy zawarciu małżeństwa mimo braku stosownych uprawnień. Niech Ksiądz ma też na uwadze szkody, jakie swoim działaniem wyrządza gromadzonym wokół siebie wiernym i całej wspólnocie Kościoła.

Kara suspensy ma charakter poprawczy. Jeśli Ksiądz podporządkuje się decyzjom przełożonych kościelnych, podejmie drogę pokuty i naprawy wyrządzonego zła, może prosić o zwolnienie z kary.

Polecam Księdza Miłosierdziu Bożemu

Stanisław kard. Dziwisz
Arcybiskup Metropolita Krakowski

ks. Piotr Majer
Kanclerz Kurii

Ks. Natanek suspendowany

dodane 2011-07-22 14:01

www.diecezja.pl |

Dnia 20 lipca 2011 r., Ks. Kardynał Stanisław Dziwisz, Metropolita Krakowski, zgodnie z kanonem kan. 1371, 2º Kodeksu Prawa Kanonicznego nałożył na ks. dra hab. Piotra Natanka karę suspensy za ostentacyjnie okazywane nieposłuszeństwo, mimo decyzji i upomnień, jakie były do niego wielokrotnie kierowane.
Ks. Natanek suspendowany   Roman Koszowski/ Agencja GN Kard. Stanisław Dziwisz

Kraków, dnia 20 lipca 2011 r.

Ks. dr hab. Piotr Natanek
w Grzechyni

Przekazuję Księdzu do wiadomości, że niniejszym dekretem, zgodnie z kanonem kan. 1371, 2º Kodeksu Prawa Kanonicznego wymierzam Księdzu karę suspensy za ostentacyjnie okazywane nieposłuszeństwo, mimo decyzji i upomnień, jakie były do Księdza kierowane. Oznacza to, że nie może Ksiądz sprawować żadnych czynności kapłańskich jak też i wykonywać władzy rządzenia.

Powyższą karę otrzymuje Ksiądz, ponieważ nie zastosował się do poleceń dyscyplinarnych zawartych w dekretach z dnia 28 stycznia 2010 r. (nr 213/2010 oraz 214/2010), zignorował upomnienia kanoniczne z dnia 25 maja 2007 r. (nr 1519/2007), z dnia 23 lutego 2009 r. (nr 392/2009) oraz z dnia 9 kwietnia 2010 r. (nr 867/2010), nie zareagował na wielokrotne wezwania do rozmowy z przełożonymi, kontynuuje szkodliwe wystąpienia, które zostały Księdzu zakazane, szerzy nieaprobowane przez Kościół poglądy, publicznie podważa autorytet pasterzy Kościoła, mimo zakazu w dalszym ciągu prowadzi działalność duszpasterską w Grzechyni, bezprawnie próbuje organizować nowe struktury kościelne, a ostatnio dopuścił się nieważnego asystowania przy zawarciu małżeństwa mimo braku stosownych uprawnień. Niech Ksiądz ma też na uwadze szkody, jakie swoim działaniem wyrządza gromadzonym wokół siebie wiernym i całej wspólnocie Kościoła.

Kara suspensy ma charakter poprawczy. Jeśli Ksiądz podporządkuje się decyzjom przełożonych kościelnych, podejmie drogę pokuty i naprawy wyrządzonego zła, może prosić o zwolnienie z kary.

Polecam Księdza Miłosierdziu Bożemu

Stanisław kard. Dziwisz
Arcybiskup Metropolita Krakowski

ks. Piotr Majer
Kanclerz Kurii


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Lipiec 28, 2011, 16:52:51
To teraz kolej na medialne imperium Rydzyka. Z tym będzie trudniej bo ma on pokaźne zaplecze, rzesze wiernych, sporo kasy i własną tubę - rozgłośnię. Pewnie dlatego się go biskupi boją.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 28, 2011, 21:38:44
Kaczyński: dziś próbuje się wypychać patriotów z życia
2011-07-10 | Ostatnia aktualizacja: 16:04 | Komentarze: 292
Tagi: Jasna Góra, Radio Maryja, Smoleńsk, kaczyński, katastrofa, pielgrzymka, pis

Jarosław Kaczyński na telebimie podczas pielgrzymki Radia Maryja

Jarosław Kaczyński na telebimie podczas pielgrzymki Radia Maryja Fot. Andrzej Grygiel / Polska Agencja Prasowa
Na pielgrzymce Radia Maryja na Jasną Górę Jarosław Kaczyński zaapelował o pamięć o polskiej historii, m.in. o katastrofie smoleńskiej. Jak mówił, prezydent Lech Kaczyński wiedział, jak zabiegać o Polskę - i za to go nienawidzono.

Prezes PiS uczestniczył tego dnia we mszy będącej głównym punktem tegorocznej 19. Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę. Jednym z punktów uroczystości było przekazanie do jasnogórskiego sanktuarium tablicy upamiętniającej ofiary katastrofy smoleńskiej, którą Rosjanie usunęli z miejsca tragedii w przeddzień pierwszej rocznicy tego wydarzenia

Po zakończeniu mszy Jarosław Kaczyński z murów Jasnej Góry dziękował za - jak mówił - ostatnie 15 miesięcy wsparcia przez Radio Maryja, Telewizję Trwam i Nasz Dziennik. "Bez tego wsparcia ci, którzy chcieli zabić prawdę pewnie by zwyciężyli, przynajmniej doraźnie by zwyciężyli. Nie dalibyśmy rady skutecznie tej prawdy bronić" - powiedział.

"Ten zamysł się nie udał w wielkiej mierze dzięki niezawodnemu ojcu dyrektorowi (), wszystkim, którzy pracują w Radiu Maryja, wszystkim wolontariuszom i dzięki wam, członkom tej wielkiej i pięknej rodziny" - dodał.

Prezes PiS stwierdził, że ludzie złej woli mówią, że przyjeżdża często na Jasną Górę ze względów politycznych. "Nie o politykę tu chodzi. Jestem tu dlatego, że spotyka się tu () wielka, ważna, czynna część polskiego Kościoła i chcę być razem z nią, bo nie ma takiego drugiego spotkania w ciągu całego roku" - zaznaczył.

"Jestem tutaj z wami, bo spotykają się tutaj ludzie, którzy kochają Polskę, polscy patrioci. I to też jest powód, dla którego chcę z wami być. Chcę was, korzystając z tej niezwykłej okazji, prosić - nie dajcie się wypchnąć z naszego życia, nie dajcie się wypchnąć jako polscy patrioci, bo dziś patriotów próbuje się z tego życia wypychać" - powiedział Kaczyński.

"To jest coś bardzo ważnego dla was, ale coś jeszcze ważniejszego dla Polski - dla naszej teraźniejszości, dla przyszłości, o której przede wszystkim musimy myśleć. Musimy myśleć o niej i wiedzieć, że aby ta przyszłość była wielka, to trzeba ocalić pamięć o naszej historii, o tym wszystkim, co było w niej wielkie, a także tym strasznym wydarzeniu, które miało miejsce dokładnie 15 miesięcy temu" - mówił.


"To już wojna domowa, w której część Kościoła wspiera PiS"

2011-07-12 | Ostatnia aktualizacja: 07:08 | Komentarze: 341
Tagi: Mokrzycki, Niesiołowski, Radio Maryja, kaczyński, rydzyk
O. Tadeusz Rydzyk podczas pielgrzymki Radia Maryja na Jasną Górę

O. Tadeusz Rydzyk podczas pielgrzymki Radia Maryja na Jasną Górę Fot. Andrzej Grygiel / Polska Agencja Prasowa
To komentarz jednego z polityków PO do pielgrzymki Radia Maryja na Jasną Górę. "Zawsze to samo: kłamstwo, nienawiść, agresja i głupota" – stwierdził.

W tak ostry sposób niedzielną pielgrzymkę komentował w "Kropce nad i" Stefan Niesiołowski, wicemarszałek Sejmu.

Niesiołowskiemu nie podobało się wystąpienie arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego. W homilii duchowny w ciepłych słowach pochwalił działalność rozgłośni o. Tadeusza Rydzyka – jako medium, które znacznej części społeczeństwa "pozbawionej dotąd możliwości wyrażenia swoich poglądów, nadziei, obaw" dało możliwość zaistnienia.

"Biskup mija się z prawdą. Taki biskup, który popiera zachowanie Rydzyka, jest kompromitacją Kościoła" – ocenił Niesiołowski, "Niech sobie znajdzie inne zajęcie. Po co biskup, który kłamie. Ten biskup jest szkodliwy dla Kościoła" – dodał. Jego zdaniem, Radio Maryja szkodzi Polsce, a niedziela była "smutnym dniem dla Polski".

Jak twierdzi polityk PO, część biskupów popiera Radio Maryja. "W tym sensie kłamią, że nie mówią całej prawdy o tej rozgłośni" – podkreślił Niesiołowski. I nie chodzi o wojnę z Kościołem lecz obronę Kościoła przed Radiem Maryja.

W "wojnie domowej", jaką rozpoczęło PiS, część Kościoła wspiera partię Jarosława Kaczyńskiego – uważa Stefan Niesiołowski. A czegoś takiego jeszcze nie było w polskim życiu politycznym. "Wygrana PiS w wyborach byłaby tragedią i nieszczęściem dla Polski" – podsumował wicemarszałek Sejmu


Gdyby zabrakło Radia Maryja.... Czarne wizje europosła PiS
2011-07-12 | Ostatnia aktualizacja: 11:08 | Komentarze: 114
Tagi: Radio Maryja, Wojciechowski, eruoposeł
O.Tadeusz Rydzyk

O.Tadeusz Rydzyk Fot. Maciej UrbanowskiAPP / Newspix
"Bez Radia Maryja mielibyśmy głowy tak wyprane, jak pewien znany polityk lewicy" - pisze Janusz Wojciechowski na swoim blogu w Onet.pl. Dalej wylicza atuty radia ojca Tadeusza Rydzyka.


"Fenomen Radia Maryja jest prosty – to Radio zwraca się do ludzi wykluczonych, do ludzi odrzuconych i wyszydzanych"- czytamy na blogu europosła

"Gdyby nie było Radia Maryja, byłoby mniej polskie dumy i godności narodowej" - pisze dalej Wojciechowski. Wyjaśnia, że to dzięki Radiu Maryja Polacy nie wstydzą się własnej historii. "Bez Radia Maryja mielibyśmy głowy tak wyprane, jak pewien znany polityk lewicy, który kilka dni temu w przypadkowej rozmowie próbował mnie przekonać, ze Gross napisał w swojej książce za mało, bo naprawdę to większość Polaków za okupacji szmalcowała" - pisze europoseł PiS.

I kontynuuje swoje wywody, pisząc, że bez Radia Maryja "Unii Europejskiej trzeba by się tylko kłaniać", a problemy polskiej wsi znalibyśmy wyłącznie z serialu „Ranczo”.

Zdaniem europosła największymi wrogami Radia są ci, którzy go nigdy nie słuchają. Wojciechowski broni też samego ojca Tadeusza Rydzyka i jego biznesowej działalności.

"Dzieła, które stworzył, są imponujące – radio, telewizja, ogólnopolski dziennik, wyższa uczelnia. Ale biznes to dla nie go żaden, do grobu go nie zabierze ani dzieciom w spadku nie zostawi. To co stworzył, pozostanie własnością Kościoła" - pisze Wojciechowski.

Polityk przyznaje na końcu, że ma szczególny sentyment do mediów Rydzyka - "Tylko tam mogę dziś mówić o sprawach polskiej wsi. (...) Dzięki Bogu, że jest to Radio, a ludzie złej woli niech nie próbują go zagłuszać - pisze na koniec Wojciechowski.


Niemiecka gazeta: Rydzyk powrócił jako grupa szturmowa Kaczyńskiego
2011-07-15 | Ostatnia aktualizacja: 12:33 | Komentarze: 148
Tagi: kościół, niemcy, polityka, polska, rydzyk
O. Tadeusz Rydzyk

O. Tadeusz Rydzyk Fot. Maciej UrbanowskiAPP / Newspix
Założyciel nacjonalistycznej rozgłośni Radio Maryja ojciec Tadeusz Rydzyk znów wprowadza zamieszanie do polskiej polityki - pisze w piątek z Warszawy niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung".

"Ostatnio był spokój wokół nacjonalistycznego Radia Maryja i jego dyrektora założyciela (...). Powołana pod naciskiem Watykanu rada, która miała zapobiec temu, by rozgłośnia znów uderzyła w ksenofobiczne i antysemickie tony, wydawała się dobrze funkcjonować. Jednak teraz Rydzyk i jego zwolennicy znów są na czołówkach gazet. Powrócili bowiem do polityki jako grupa szturmowa przywódcy opozycji Jarosława Kaczyńskiego, który światopoglądowo jest narodowym konserwatystą, ale gdy chodzi o politykę gospodarczą reprezentuje klasycznie socjaldemokratyczne stanowisko" - napisała w piątek "Sueddeutsche Zeitung".

Gazeta pisze o wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego podczas niedawnej pielgrzymki Radia Maryja do Częstochowy, a także o kontrowersjach wokół wypowiedzi ojca Rydzyka w Brukseli. Według korespondenta dziennika rządząca Platforma Obywatelska "wcale nie jest nieszczęśliwa z powodu otwartego mieszania się kłótliwego ojca do polityki". "Wprost przeciwnie. Uważa się, że sojusz Kaczyński-Rydzyk jest bez szans. Ostatnie wybory pokazały bowiem, że sukces odnoszą tylko te ugrupowania, które próbują zagospodarować polityczne centrum. Jeśli Kaczyński znów paktuje z Rydzykiem, oznacza to, że oddala się od centrum" - pisze "SZ".

W ocenie dziennika Rydzyk traktuje Kaczyńskiego niczym "syna marnotrawnego", bo cztery lata temu Kaczyńscy zerwali z Radiem Maryja, po ujawnieniu "tyrady" ojca Rydzyka, wygłoszonej podczas wykładu w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. O. Rydzyk mówił wówczas m.in., że czuje się oszukany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Według tygodnika "Wprost" pod adresem żony prezydenta miały paść słowa: "Ty czarownico! Ja ci dam! Jak zabijać ludzi, to sama się podstaw pierwsza".

Podczas zeszłorocznych wyborów prezydenckich Jarosław Kaczyński próbował obejść się bez Radia Maryja i prezentował się jako umiarkowany polityk, stawiający na kompromis zamiast konfrontacji - pisze "SZ". Jednak po nieznacznej przegranej wyciągnął konsekwencje: "Usunął wszystkich wiodących polityków PiS, którzy chcieli zwrotu w kierunku centrum i powrócił do dawnej wojowniczej retoryki" - dodaje dziennik, zauważając, że według sondaży taktyka ta się nie opłaciła. 


NO I NA KONIEC

Ojciec Rydzyk bierze się za świat mody. I krytykuje dyktatorów
2011-07-21 | Ostatnia aktualizacja: 16:04 | Komentarze: 95
Tagi: Radio Maryja, rydzyk
O. Tadeusz Rydzyk

O. Tadeusz Rydzyk Fot. Maciej UrbanowskiAPP / Newspix
Ojciec Tadeusz Rydzyk skrytykował dyktatorów mody.  Jak stwierdził na spotkaniu Rodziny Radia Maryja w parafii św. Jadwigi pod Radomiem "każą oni kobitom chodzić we wdziankach obcisłych, jak za przeproszeniem, salceson, parówki czy jakieś inne szynki".

Do wygłoszenia takiej opinii dyrektora Radia Maryja "sprowokowała" jedna ze słuchaczek, która przybyła na spotkanie Rodziny Radia Maryja w parafii św. Jadwigi w Odrzywole pod Radomiem. Słuchaczka miała na sobie opoczyński strój. O. Rydzyk wyraził swój podziw, że panie wytrzymują przy tej temperaturze w tak gustownym stroju. Później zaczął krytykować obowiązujące kanony mody.

"To takie bez gustu, jak widzę nieraz - oznajmił Rydzyk. I dodał, że kobiety pierwszy grzech popełniają przeciwko estetyce, żeby tylko ubrać się, jak pokazali w "telewizorni".

Ponadto ojciec Rydzyk stwierdził, że: "Tego lata, aby być trendy, słuchaczki Radia Maryja powinny nosić piękne, kolorowe stroje ludowe z Mazowsza. Może w nich trochę gorąco, ale efekt murowany".



Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 29, 2011, 18:22:30
PODZIAŁ ADMINISTRACYJNY KOŚCIOŁA W POLSCE

W Polsce istnieją 44 diecezje, w tym dwie Kościoła bizantyńsko-ukraińskiego oraz ordynariat polowy, zrównany w prawach z diecezją. Diecezje łączą się w 15 metropolii.

Ostatnie zmiany w strukturze terytorialnej polskiego Kościoła miały miejsce w 2004 r., kiedy to powołano diecezję bydgoską i świdnicką oraz utworzono metropolię łódzką, którą stanowią archidiecezja łódzka i diecezja łowicka.

Zmiana ta stanowiła dopełnienie bulli Jana Pawła II "Totus Tuus Poloniae populus" z 1992 r., na mocy której utworzono 13 nowych diecezji i 8 nowych metropolii. Była to największa w historii Polski reorganizacja administracyjna Kościoła.

Cztery lata później, w 1996 r., utworzono metropolię bizantyńsko-ukraińską, w skład której weszły archieparchia (archidiecezja) przemysko-warszawska i eparchia (diecezja) wrocławsko-gdańska.

Wcześniej, bo w 1972 r., nastąpiła regulacja terytorialna na tzw. ziemiach odzyskanych. Stało się to za sprawą bulli "Episcopatus Poloniae coetus" papieża Pawła VI.

Pierwszą w Polsce porozbiorowej decyzją reorganizacyjną była bulla Piusa XI "Vixdum Poloniae unitas" z 1925 r.

Najmniejszą terytorialnie jednostką administracyjną w Kościele jest parafia. W chwili obecnej w Polsce istnieje 10 114 parafii i około 800 "innych ośrodków duszpasterskich". Parafie (około 10) łączą się w dekanaty, te zaś wchodzą w skład diecezji.
Uaktualniono dnia 1 marca 2010 r.


"Postawa księdza graniczy z chorobą psychiczną"
25 lip, 20:59 NP / "Fakty" TVN

Metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz nałożył karę suspensy na ks. Piotra Natanka - jednego z głównych propagatorów ruchu dążącego do intronizacji Chrystusa na Króla Polski. Nie może on sprawować żadnych czynności kapłańskich ani udzielać rozgrzeszenia.

- Powinien zamilknąć, zniknąć, odbyć pokutę. Wydaje mi się jednak, że w jego przypadku to niemożliwe, ponieważ to co robi, graniczy z chorobą psychiczną – mówi dominikanin o. Józef Puciłowski. Ks. Natanek mimo suspensu odprawia msze, a do Grzechyni pod Makowem Podhalańskim wciąż przybywają pielgrzymi.

       Ostra reakcja zwolenników księdza Natanka
dzisiaj, 12:44 Paulina Korbut / Polska The Times Polska The Times

"Gazeta Krakowska": Ponad 1400 zwolenników ks. Piotra Natanka, zbuntowanego duchownego z Grzechyni (pow. suski), podpisało się już pod listem do arcybiskupa Celestino Migliore, nuncjusza apostolskiego w Polsce. List zamieszczono na stronie internetowej księdza. Jego autorzy nie przebierają w słowach. Jeden z akapitów listu brzmi: "Zagrożeniem dla polskiego Kościoła nie jest ks. Piotr Natanek czy jemu podobni kapłani, ale hierarchia kościelna".

List jest odpowiedzią na suspensę, jaką w ubiegłym tygodniu nałożył na Natanka kard. Stanisław Dziwisz, metropolita krakowski. Jej konsekwencją jest całkowity zakaz odprawiania przez kapłana z Grzechyni mszy św., a także słuchania spowiedzi.

Pod odezwą z imienia i nazwiska podpisują się osoby z różnych części świata. Na długiej liście są zwolennicy ks. Natanka mieszkający w Polsce, ale też w USA, Australii, Szwajcarii czy Włoszech. - To bardzo sprytnie rozegrane posunięcie. List bowiem nie jest napisany w imieniu samego księdza Natanka, ale popierających go osób. Ma to pokazać, że za księdzem stoi konkretna grupa - zauważa Adam Szostkiewicz, dziennikarz "Polityki".

Suspensa dla ks. Piotra Natanka »

Mimo zakazu kardynała ksiądz Natanek w dalszym ciągu odprawia nabożeństwa, na których wygłasza płomienne kazania. W zeszłą niedzielę zarzucał hierarchom kościelnym, w tym samemu kard. Dziwiszowi, związki z masonerią. Stwierdził też, że nieżyjący abp Józef Życiński smaży się w piekle. Co zrobi krakowska kuria? - Nie chcę komentować tej sytuacji. Trzeba czekać na kolejne decyzje kardynała - podkreśla ks. Piotr Majer, kanclerz kurii.

Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, diecezja krakowska daje ks. Natankowi czas na opamiętanie się. Duchowni liczą na to, że suspensa otrzeźwi zbuntowanego kapłana. - Najistotniejsze dla Kościoła jest, że wierni wiedzą o tym, że sprawowana przez księdza Natanka msza święta i udzielana spowiedź jest nieważna - powiedział nam jeden z duchownych z krakowskiej kurii.

Autorzy listu do nucjusza i podpisane pod nim osoby liczą na to, że ich odezwa przyniesie skutek w Watykanie. - Jestem głęboko przekonany, że ten list nie znajdzie żadnego oddźwięku w stolicy apostolskiej. Wszystko dlatego, że Watykan stuprocentowo ufa kardynałowi Dziwiszowi i zupełnie się z nim solidaryzuje w tej sprawie - podkreśla Marcin Przeciszewski, szef Katolickiej Agencji Informacyjnej.

Podobnego zdania jest Adam Szostkiewicz, który uważa, że to właśnie kardynał Dziwisz - na polecenie nucjusza apostolskiego - wyznaczy ostateczną granicę, której przekroczenie będzie dla księdza Natanka końcem posługi. - Ksiądz będzie się musiał wtedy pożegnać ze stanem kapłańskim albo zostanie gdzieś przeniesiony. Jak się domyślam, przenosin odmówi, więc pewnie finałem będzie ekskomunika. To bardzo przykre dla Kościoła - ocenia dziennikarz.

Jak zauważa ks. Adam Boniecki, były redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego", zjawisko zbuntowanych liderów, to w historii Kościoła stale powracający motyw. - Wielokrotnie już się zdarzało, że charyzmatyczni przywódcy poczuwali się do obowiązku reformowania Kościoła katolickiego. Buntowali się przeciwko instytucji - jednak na tym nic trwałego nigdy nie zbudowano - podkreśla Boniecki.

Paulina Korbut, "Gazeta Krakowska"

(MBł)

Nie będzie ksiądz pluł nam w twarz
27 lip, 08:56 Jacek Gądek / Onet.pl
Roman Kotliński, fot. East News
Roman Kotliński, fot. East News

Czy, mówiąc obrazowo, księża plują Polakom w twarz? - Niektórzy plują i to dosłownie. Zwłaszcza księża na wsiach pomiatają ludźmi, mają ich za chamów, a w istocie sami nimi są. Częste są przypadki szantażu: jak nie dacie 1200 zł, to nie pochowam Kowalskiego - mówi były ksiądz, twórca najbardziej antyklerykalnej partii w Polsce.

Były ksiądz to Roman Kotliński. Założona przez niego partia, Racja Polskiej Lewicy, wciąż chce zetrzeć tę ślinę z twarzy Kowalskich. Ale jej nic nie wychodzi.

Dziś "ojciec chrzestny" Racji PL stoi z boku, prowadzi tygodnik "Fakty i Mity" i sprzedaje skandalizujące wspomnienia z plebanii. Partią kieruje ktoś inny - Ryszard Dąbrowski - który od prawie 30 lat prowadzi firmę instalacyjno-budowlaną. Teraz zabrał się za budowanie partii.

Zero przecinek

Ale na pomysł partii wpadł ten pierwszy. - Taką partię już dawno ktoś powinien założyć, bo akcja rodzi reakcję. Pierwszy entuzjazm po założeniu Antyklerykalnej Partii Postępu Racja tego dowiódł, później przyszło rozczarowanie, bo nie dało się od razu odmienić oblicza tej ziemi - mówi Roman Kotliński.

Dotychczasowe wyniki wyborcze Racji PL to porażki. W 2002 r. partia w ogóle nie mogła wystartować pod własnym szyldem przez słowo "antyklerykalna" w nazwie - nie chciał jej zarejestrować sąd. Ale jako komitet wyborczy wyborców antyklerykałowie zgarnęli 0,85 proc.

W kolejnych wyborach Racja PL uzyskiwała wyniki np.: 0,3 proc. (2004), 0,77 proc. wespół z komunistami i zielonymi (2005 r.), samodzielne 0,44 proc., gdy byli w bloku z SLD (2006). Poparcie śladowe, ale historia bogata i barwna. Ale na początku była…

... parafia i kobieta

12 lat był ministrantem, później 6 lat kształcił się w seminarium duchownym, a kolejne 3 już ksiądz Roman Kotliński spędził w trzech różnych kościołach.

Jako młodzian poszedł do seminarium, bo "został wychowany na wiernego katolika". Odszedł, bo "otwarły mu się oczy na rzeczywistość Kościoła". - Księża odchodzą, bo nie potrafią żyć w hipokryzji - co innego mówić wiernym, co innego myśleć, co innego robić. Męczy ich podwójne życie. Ale najczęściej główną decyzją jest spotkana kobieta i miłość lub dodatkowo dziecko. Taka jest prawda - stwierdza Kotliński. I tak było w jego przypadku.

Będąc na parafii w Ozorkowie wikary Kotliński poznał panią Ewę, starszą od siebie o dwa lata. Ona była młodą wdową. On był młodym księdzem. W czerwcu 1996 r. zapytał, czy zostanie jego żoną. "Tak". W sierpniu zrzucił sutannę. Ewa stała się jego żoną. Służbę księdza zamienił na zawód byłego księdza. Zapisał się też do SLD. Ale Sojusz szybko okazał się dla niego za mało antyklerykalny.

Pod pseudonimem Roman Jonasz napisał szybko książkę "Byłem księdzem", która mimo początkowo kiepskiej sprzedaży stała się bestsellerem. Powód? Wywiad z autorem trafił do "Super Expressu", a jej okładka na "jedynkę" tabloidu. Na fali popularności debiutu literackiego były ksiądz napisał kolejne części wspomnień z zakrystii. Efekt: ponad milion sprzedanych egzemplarzy. Sukces. Pieniądze.

Dlaczego wydał książkę pod takim pseudonimem? - Jonasz wzywał mieszkańców Niniwy do nawrócenia. Ja jestem księdzem nawróconym, a poprzez swoją działalność nawracam innych ze złej drogi - wyjaśnia.
Autor: Jacek Gądek Źródła: Onet.pl

     
Tagi: kard. Stanisław Dziwisz, Kościół katolicki, Księż

Ksiądz się buntuje. "Kard. Dziwisz to mason"25 lip, 07:34 RC / Gazeta Wyborcza, PAP

Kard. Stanisław Dziwisz, fot. AFP/Giuseppe Cacace
Kard. Stanisław Dziwisz, fot. AFP/Giuseppe Cacace

"Gazeta Wyborcza": nie kończą się problemy Kościoła ze zbuntowanym księdzem Piotrem Natankiem. Kapłan nie przejął się kardynalską suspensą i w niedzielę odprawił nabożeństwo dla kilkudziesięciu osób, wypowiadając posłuszeństwo kard. Dziwiszowi, który jego zdaniem jest masonem.

W piątek metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz nałożył na kontrowersyjnego kapłana suspensę, co oznacza, że ks. Natanek nie może odprawiać mszy, ani udzielać innych sakramentów.

Duchowny z decyzją kardynała się nie pogodził i w niedzielę odprawił mszę. Podczas nabożeństwa stwierdził, że rozpoczęła się z nim "wojna" i wypowiedział posłuszeństwo kard. Dziwiszowi.

Wyraził zdumienie, że nie zrozumiano, iż jego słowa: "abp Życiński wyje w piekle" były wypowiedziane w języku literackim. - Teraz mówię już dosłownie! Abp Życiński rzeczywiście przykuty jest grubym łańcuchem w piekle! Bo to masoni napisali za niego doktorat, ubrali go w sutannę i wyświęcili! - grzmiał z ambony.

Zdaniem Natanka, także kard. Dziwisz jest masonem.

Więcej w "Gazecie Wyborczej".

(tsz)

======================================

piątek, 29 lipca 2011
Radio Maryja: Szwedzi z Polsatu i moherowi obrońcy Jasnej Góry

Ojciec Rydzyk utrzymuje, że ekipa Polsatu, która usiłowała relacjonować pielgrzymkę Rodziny Radia Maryja do Częstochowy, zachowywała się jak Szwedzi napadający na Jasną Górę. Wtedy orężny czyn grupy moherowych beretów, która przy pomocy parasoli, drzewca biało-czerwonej flagi, łokci i kończyn górnych próbowała powstrzymać najeźdźcę, nie byłby atakiem na dziennikarzy, tylko słusznym przejawem patriotyzmu i wiary.
Problem w tym, że posłowie z komisji kultury inaczej zinterpretowali zajście na jasnogórskich błoniach, uznali, że uniemożliwianie pracy dziennikarzom to przejaw cenzury, potępili incydent i wskazali na odpowiedzialność organizatorów pielgrzymki. Jakby tego było mało, wezwali Radio Maryja i współpracujących ze stacją polityków do stonowania emocji budzących atmosferę nienawiści.

No to ojciec dyrektor pokazał im tonowanie emocji:
- Na Jasną Górę się wdarli! Tak jak Szwedzi! Szwedzi się tam wdzierali! – krzyczał o polsatowcach. - Ale Polacy obronili. A tutaj ten plac modlitewny. Trzeba zapamiętać nazwiska również tych tzw. dziennikarzy, którzy to są. Mówicie jedni drugim. Niech wiedzą sąsiedzi wszyscy, niech wszyscy wiedzą kto to jest. Jak tak można? Jak można bez akredytacji, bez zgody! My mamy prawo zapraszać sobie kogo chcemy. To jest nasze przyjęcie, nasza duchowa uczta, nasze świętowanie. A nie będziemy wszystkich, którzy chcą rozrabiać! Jaka to bezczelność jest, i tej komisji, i tej Krajowej Rady ... To jest bezczelność! ja się tylko dziwię, że to są katolicy!
(RM, 27.07.11, godz. 01.37)



A w ogóle, to nie słuchacze zaatakowali ekipę Polsatu, tylko ta prowokowała, a jak to nic nie dało, rzuciła się na sto tysięcy sympatyków ojca dyrektora:
- Jak można! To zamiast nas przeprosić, tego człowieka, którego kopali przeprosić, tych ludzi, którym przeszkadzali w modlitwie przeprosić – agresorów my mamy przepraszać. No ludzie, gdzie my jesteśmy – oburzał się o. Rydzyk. 
(RM, 27.07.11, godz. 01.31)

Później zakonnik zaapelował do „wszystkich prawdziwych słuchaczy Radia Maryja”, żeby pokazali posłom z komisji kultury, że nie dadzą zniszczyć rozgłośni:
- Musimy się ruszyć i zacząć pisać, będziemy podawali też numery faksu, numery telefonów, ale i chodźcie też do tych posłów. I wiedzcie o tym: wybory się zbliżają. Zapamiętajcie ich, kto robi krzywdę Polsce i kto występuje tak przeciwko Radiu Maryja. To jest do czasu. Zapamiętać i koniecznie iść do wyborów i właściwie zagłosować.
(RM, 27.07.11, godz. 01.40)

Oczywiście nie chodzi o parlamentarzystów PiS-u, bo ci nie wzięli udziału w głosowaniu nad opinią komisji w sprawie zajścia na Jasnej Górze. Nazwiska tych, którzy podpadli ojcu dyrektorowi odczytała na antenie posłanka z Torunia Anna Sobecka. Bo trzeba demaskować zło.

Tymczasem reporterka Polsatu News Ewa Żarska ośmieliła się zdemaskować zło w torunskiej rozgłośni i odpowiedziała ojcu Rydzykowi:
"Szanowny Panie, w odpowiedzi na Pana ostatnie wypowiedzi dotyczące m.in. mojej osoby i wydarzeń na Jasnej Górze 10 lipca 2011 pragnę poinformować Pana, że porównywanie naszej obecności w Częstochowie do oblężenia Jasnej Góry przez wojska szwedzkie z 1655 jest co najmniej niestosowne i zakrawa na braki w wiedzy historycznej (bo mimo wszystko nie chce podejrzewać urojeń). W przeciwieństwie do Szwedów, my w nieco mniejszej jednak liczbie - dwie osoby, przyjechaliśmy wykonywać nasze obowiązki zawodowe w wolnym demokratycznym kraju". 

Oświadczenie wydano w języku polskim, nie szwedzkim. Chociaż kto ich tam wie, może przetłumaczyli.

sobota, 23 lipca 2011
Z archiwum Głosu Rydzyka: Hicior Radia Maryja

Fani ojca Rydzyka mają nowy hymn. Światowa prapremiera kawałka napisanego przez Kapelę znad Baryczy odbyła się na antenie Radia Maryja w sobotę przed południem. Termin jest nieprzpadkowy. Utwór został skomponowany i nagrany specjalnie na XVI pielgrzymkę Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę, która odbyła się 12 i 13 lipca.
Wpadająca w ucho melodia i głęboki tekst gwarantują, że to będzie prawdziwy hicior - do słuchania na dancingach i prywatkach, w Ciechocinku i Chicago.



A refren leci tak:
Dziś tylko Radia Maryja mogę słuchać
i oglądam tylko telewizję Trwam.
Bo tylko ojcu Rydzykowi mogę ufać,
po Janie Pawle tylko on pozostał nam.
Radio Maryja póki my żyjemy
nie zginie nigdy, choć ma złego wroga.
Z ojcem Rydzykiem, rodziną staniemy,
za jego dziełem stoi Matka Boga.

Jesteście gotowi? No to jazda!

Chcecie więcej? Proszę bardzo - pierwsza zwrotka.

wtorek, 19 lipca 2011
Z Archiwum Głosu Rydzyka: CZY 0572 pozdrawia Radio Maryja

W pogodną, wtorkową noc słuchacze Radia Maryja mogli wysłuchać wspomnień z czasów młodości Tadeusza z Czeladzi - dla wtajemniczonych symbol „Ce Zet Igrek 0572”.

Tadeusz, który zatelefonował do toruńskiej rozgłośni wyznał ojcu prowadzącemu audycję, że ma niemal sto lat, a w jego rodzinnym domu w Białej Podlaskiej koło Terespola [w pobliżu Janowa Podlaskiego, gdzie są te konie arabskie (w Łomazach)] na stole zawsze był miesięcznik „Rycerz Niepokalanej”.
Rzecz - jak określił precyzyjnie CZY 0572 -  działa się w latach 40., przy końcu 50.
- Byłem wtedy taki malutki, miałem 12 albo 22 centymetry, nie pamiętam - relacjonował Tadeusz.
W każdym razie mamusia prosiła go, żeby w drodze do szkoły wpłacił pieniądze na wydawnictwo Teresin koło Sochaczewa.
- I także dzisiaj mamy ogromne zobowiązanie żeby wspierać polskie i katolickie media - podchwycił z entuzjazmem prowadzący audycję redemptorysta, który nie podał swojego symbolu.



- Ja wiem o co chodzi, mamusia wiedziała 50 lat temu i będę wdzięczny, jeśli będą wiedzieli o tym moi synowie i wnukowie - zgodził się z nim 0572. I pozdrowił o. Rydzyka i słuchaczy Radia Maryja.
My też wiemy o co chodzi. To tak tylko jakby co ;-)

Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 29, 2011, 22:09:18
TYGODNIK  FAKTY I MITY

Bankierzy Pana Boga

                                    KOSCIOL  UBOGICH

Finanse polskiego kat. Kościoła nie podlegają żadnej kontroli
społecznej bądź państwowej i są najpilniej strzeżoną
tajemnicą. W państwie demokratycznym jest to absolutnie
niedopuszczalne.

http://faktyimity.pl/Portals/1/Files/pliki/poradnik/finanse.pdf


Ps. Postanowilam podac link do tego tematu, mysle ze temat jest bardzo ciekawy.




Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Lipiec 29, 2011, 22:19:09
Cytat: Rafaela
Ps. Postanowilam podac link do tego tematu, mysle ze temat jest bardzo ciekawy.

Tak, temat ciekawy, ale co do linków, to powinnaś je wstawiać do każdego zamieszczonego fragmentu, >Rafaelo<.  :)


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 01, 2011, 09:42:59
                                                                      Homeopatia – uwikłanie w magię

Ks. dr hab. Aleksander Posacki

Za szerzenie pseudonauki odpowiedzialne są zwykle środki masowego przekazu kierujące się sensacją i motywacją komercyjną, a nie miłością prawdy czy uczciwością intelektualną. Szerzenie pseudonauki może być jednak związane ze zwykłą nieświadomością, a nawet z przekonaniem, że chodzi o zupełnie nowe, rewelacyjne odkrycia naukowe.

W tym kontekście ogłoszenie przez Naczelną Radę Lekarską 4 kwietnia 2008 r. tez o nienaukowości homeopatii i wynikających stąd zagrożeniach należy uznać za ważne, a może nawet przełomowe w Polsce wydarzenie, zwłaszcza że chodzi tu o interwencję na wysokim szczeblu, bardzo kompetentnych ludzi, bo przecież profesorów nauk medycznych. Do tej pory ingerowały pojedyncze jednostki, w tym takie osoby, jak prof. zw. dr hab. Andrzej Gregosiewicz, ale to nie było to samo, nawet jeśli z ust tego właśnie profesora medycyny padały poważne, merytoryczne argumenty, oparte na niezbitej logice i podawane z ogromną, pełną pasji demaskatorskiej, determinacją.

Taka interwencja polskich naukowców jest tym bardziej cenna, że wielu wybitych znawców przedmiotu pozostawało i pozostaje biernymi obserwatorami zatrważającej i ogromnie niebezpiecznej ekspansji pseudonauki, i to często w dziedzinie własnej kompetencji. Jedyne zaś, na co potrafią się zdobyć, to wyniosły, ironiczny i niezobowiązujący uśmiech, który nie zakłóca im “świętego” spokoju we własnej wieży z kości słoniowej, zaś krzywdy i krzyki ofiar pseudonauki nie przeszkadzają im spokojnie spać. Za jaką jednak cenę?
Nauka przeciwko homeopatii – od początku aż do dziś

Już na początku XIX w. homeopatia znalazła szeroki rezonans oraz szybko wzrastającą liczbę zwolenników. Proces ten rozwijał się przez cały XIX w. i także dzisiaj homeopatia należy do popularnych alternatywnych metod uzdrawiania, propagowanych również przez ruch New Age. Homeopatia ma faktycznie zadziwiającą historię oddziaływania i rozszerzania się, w związku z czym nie bez racji można mówić o “światowej historii homeopatii” (Dinges, 1996), nawet jeśli jej przyjęcie wśród lekarzy i pacjentów różni się w zależności od kraju. Ponieważ homeopatia klasyczna oddziałuje wyłącznie na podmiot – zarówno w wypróbowywaniu leków, jak i w ich rzekomo uzdrawiającym działaniu, nie potrafi dostarczyć żadnych obiektywnych danych w znaczeniu tradycyjnym, wykracza konsekwentnie poza ramy ugruntowanych nauk przyrodniczych. Od samego początku pojawiało się niemało głosów, które działanie homeopatii wyjaśniały przede wszystkim efektem sugestii, czyli efektem placebo. Na ten aspekt zwrócili uwagę lekarze profesorowie we wspomnianym apelu, choć – jak się wydaje – nie wyczerpuje on “tajemnicy” homeopatii, o czym jeszcze powiemy.

Reakcja polskich profesorów nie jest jednak niczym nowym. Już przed laty prof. Wolfgang Hopff, kierownik katedry w Instytucie Farmakologicznym przy uniwersytecie w Zurychu, rozprawiał się ze sprzecznościami, w których tkwi homeopatia w odniesieniu do ważnych zasad fizyki klasycznej, ale również do wszystkich przekonań i osiągnięć farmakologii (Hopff, 1991). Wspólnie z berlińskim kierownikiem Katedry Medycyny Sądowej o. Prokopem wydał on w 1990 r. oświadczenie na temat homeopatii składające się z dziesięciu punktów i kończące się konkluzją, że stosowanie homeopatii, jej rozpowszechnianie i nauczanie jest niedopuszczalnym nadużyciem (por. Prokop, 1995, 103).

To oświadczenie zostało podpisane przez wielu naukowców. W 1993 r. Uniwersytet w Marburgu opublikował ostatecznie tzw. Oświadczenie Marburgskie, w którym stwierdza się, że specjalizacja w dziedzinie Medycyny Człowieka na uniwersytecie w Marburgu odrzuca homeopatię jako całkowicie błędną pseudonaukę. “Jeśli nasz uniwersytet uległby presji i zaproponował przedmiot dydaktyczny ‘Homeopatia’ w znaczeniu neutralnym, zdradziłby swoją misję i zniszczyłby swoje intelektualne zasady” (tamże, 103-107).

Problem nienaukowości homeopatii nie dotyczy jednak tylko jej samej. Nie chodzi bowiem jedynie o problem specyficznego działania “lekarstw” homeopatycznych, lecz o podstawy nauk przyrodniczych, które dla homeopaty muszą przedstawiać się inaczej niż dla tradycyjnego fizyka. “Spór pomiędzy tzw. medycyną alternatywną a medycyną szkolną nie jest tylko sporem pomiędzy dwoma naukowymi poglądami medycznymi, lecz stawia on pytanie o ważność całej nauki”, twierdzi Martin Lambeck, kierownik Katedry Fizyki Uniwersytetu Technicznego w Berlinie. Przede wszystkim krytykowany jest fakt, że w homeopatii lekceważy się wszystkie trzy zasady termodynamiki oraz inne prawa fizyki i chemii, o czym wspominają polscy naukowcy.

“Homeopatia uważa, że podstawowe prawa natury, które do tej pory uznawano za prawdziwe, nie obowiązują” (Wolf, Windeler, 2000). Takie wnioski mają oczywiście konsekwencje nie tylko dla samej medycyny, ale także dla innych nauk dotyczących człowieka, jak np. psychologia. Ostatecznie posiadają następstwa dla całej kultury i sprzyjają masowemu szerzeniu się pseudonauki. Wszystko to osłabia zasady logiki, metodologii, otwierając drogę zgubnemu irracjonalizmowi, który staje się przez to coraz bardziej tolerowany we wszystkich obszarach kultury. Z powyższych racji sprzyjają też ekspansji ezoteryzmu i – bardziej praktycznego – okultyzmu, które opierają się na pseudonauce i skrzętnie wykorzystują ją w swojej propagandzie.

Krytyka pseudonauki jest słuszna, gdyż pseudonauka silnie wspiera okultyzm i wzajemnie, występując tą drogą przeciwko religii chrześcijańskiej.

Może to doprowadzić w następstwie nie tylko do dezinformacji w sferze umysłu i sumienia (o czym wspominają także polscy lekarze w kontekście “leczenia”), ale przede wszystkim do konkretnych zagrożeń czy zniewoleń duchowych, będących skutkiem przynależności do sekt czy otwarcia się na praktyki okultystyczne, co ściśle łączy się z homeopatią i jej propagandą.
Ezoteryczne i okultystyczne uwikłania homeopatii

Według polskich ekspertów, “stwierdzenie homeopatów, że działania ich leków nie da się wyjaśnić utartymi, obecnymi uniwersyteckimi wyobrażeniami powoduje, że często szukają oni tłumaczenia mechanizmu działania produktów homeopatycznych poprzez tworzenie spekulatywnych koncepcji, odwołujących się do magii”. Jest to stwierdzenie prawdziwe, ale należy je koniecznie uzupełnić.

Otóż homeopatia jest uwikłana w magię, spirytyzm, czyli ezoteryzm i okultyzm od samego początku. Co to oznacza? Powiedzieliśmy, że homeopatia nie spełnia praw natury, a więc jeśli nawet jest ona “skuteczna”, to na innej zasadzie niż zgodnie z naukowo uchwytnymi prawami natury. Jeśli nie są to siły natury, to może jakieś inne? Nie musi to być więc w każdej sytuacji efekt sugestii czy placebo, ale także skutek działania sił magiczno-spirytystycznych, które według chrześcijańskiego obrazu świata mogą istnieć i oddziaływać na człowieka. W obrębie psychologii i psychoterapii to samo dotyczy pseudonaukowej “terapii” Berta Hellingera – przenikającej nachalnie do polskiej psychologii – która otwiera się na szamanizm i spirytyzm.

Podobnie jest z homeopatią. Monachijski psychoterapeuta W. Schmidbauer plasuje homeopatię w pobliżu terapii szamańskich. Dla kuracji tych istotny jest zawsze związek z kosmosem i spirytyzmem. Uzdrowienie bez odniesienia się do kosmosu jest prawie niemożliwe. “Ten związek z kosmosem, to połączenie z obrazowym i jednocześnie metafizycznym systemem zachowało się przede wszystkim w grupach ezoterycznych (jak np. antropozofia), w astrologii i w homeopatii” (Schmidbauer, 2000, 44).

Nie jest więc przypadkiem, że wielu homeopatów to ezoterycy czy praktykujący okultyści. Wiele książek o paramedycznych praktykach alternatywnych łączy te terapie z myślą ezoteryczną (co można zauważyć w polskich księgarniach medycznych, które te ideologie bezprawnie i bezkarnie reklamują). “Tym samym medycyna ezoteryczna, mimo przeciwnych zapewnień niektórych uzdrowicieli, stała się w naszej kulturze ważnym prekursorem nowej religijności” (Bittner, Pfeiffer, 1996, 38).

Ta “religijność” wcale nie jest jednak nowa i jest to w istocie ezoteryzm i okultyzm. Według ks. Clemensa Pilara, który obronił doktorat na temat homeopatii na uniwersytecie w Wiedniu, 90 proc. homeopatów to ezoterycy. Zresztą dr A. Voegeli, słynny lekarz homeopata, potwierdził fakt, iż duży procent homeopatów posługuje się w swojej pracy wahadełkiem. Istnieją grupy, w których poszukiwania odbywają się podczas seansów spirytystycznych, za pośrednictwem mediów, które proszą przywoływane duchy o informacje. Zresztą największe współczesne medium i spirytysta, Edgar Cayce, popierał homeopatię, otrzymując wizję jej zastosowania w doświadczeniu transowym.

Ośrodki homeopatyczne np. w Niemczech czy Francji stale poszukują mediów do wytwarzania homeopatycznych środków. Także w antropozofii, opartej na doświadczeniu mediumicznym i nauczającym takiego sposobu poznania (także dzieci, przygotowywanych do inicjacji antropozoficznej w szkołach i przedszkolach waldorfskich!), występuje gloryfikacja medycyny homeopatycznej. W jednym z dużych i poważnych laboratoriów homeopatycznych we Francji dyrektor, zatrudniając pewną osobę, pytał ją najpierw, pod jakim znakiem astrologicznym się urodziła. Potem zaś chciał się dowiedzieć, czy jest ona medium spirytystycznym, gdyż sekretem praktyk owego przedsiębiorstwa był fakt, że “nowe leki poszukiwane były w trakcie seansów spirytystycznych za pośrednictwem osób obdarzonych siłami okultystycznymi (mediów), zdolnych wypytywać duchy” (H.J. Bopp).
Homeopatia jako tradycja inicjacyjna

Z punktu widzenia historii idei homeopatia oparta przede wszystkim na zasadzie podobieństwa (simila similibus curentur: leczenie podobnego podobnym – odrzucone przez polskich lekarzy jako nienaukowe!) nie jest nowa, i to nie tylko w kręgu kultury europejskiej (Paracelsus, Agrippa, G. Bruno, G. Della Porta), ale “myślenie magiczne” (magia sympatyczna) będące u jej podstaw było powszechnie obecne w tradycji ludów pierwotnych (J.G. Frazer, L. Lévy-Bruhl), a także w europejskich inicjacyjnych bractwach ezoterycznych (różokrzyżowcy, masoneria) oraz w zachodniej tradycji okultystycznej (H. Bławatska, A. Bailey, R. Steiner).

Z tego punku widzenia ideologia twórcy homeopatii S.F. Hahnemanna to odnowienie ezoterycznych wolnomularskich idei, homeopatia zaś nieprzypadkowo jest podstawową praktyką “leczniczą” w New Age. Kontrowersje powstałe obecnie wokół tej koncepcji wynikają także z faktu, że homeopatia należy do tych “terapii”, które czerpią swoją siłę i skuteczność z mocy symboli (C. Pilar). Mogłoby to wskazywać na fakt, że homeopatia to tradycja inicjacyjna (przekazywana przez ludzi i rzeczy-fetysze w formie “leku”), oparta jednocześnie na pseudoreligii i pseudonauce. Parareligijny i “symboliczny” charakter homeopatii udowadnia w swojej pracy doktorskiej ks. C. Pilar (Symbole der Heilung – Symbole des Heils?, Wien 2004).

W tego typu argumentacji bierze się też pod uwagę fakt, iż twórca homeopatii S.F. Hahnemann uwikłany był w tradycję ezoteryczną i inicjacyjną masonerii, mając także do samego Chrystusa stosunek niejasny czy nawet lekceważący. S.F. Hahnemann ponadto kontaktował się z F.A. Mesmerem, twórcą “magnetyzmu zwierzęcego” (prekursorem bionenergoterapii), który także miał panteistyczny obraz świata (związany z wiarą w astrologię), jego teorie zaś również były inspirowane przez tajemne doktryny masońskie (L. Chertok, R. de Sassure).
W rozeznaniu duchowym płynącym z poziomu teologii i wiary nie można nie dostrzec tych faktów, nawet jeśli należy być powściągliwym, gdy chodzi o interpretacje. Należy wszakże zauważyć, że nie chodzi tu przede wszystkim o osobiste relacje Hahnemanna czy Mesmera z masonerią (a także o relacje osobiste tych badaczy między sobą, co też mogłoby być przedmiotem osobnych badań), ale o merytoryczny związek ich teorii z tą właśnie ezoteryczną (inicjacyjną) doktryną. Stąd nieprzypadkowo także dzisiaj w celu znalezienia odpowiedniego leku, np. rośliny do przygotowania tynktury macierzystej (wyjściowej) preparatu homeopatycznego, poszukujący posługują się bardzo często praktykami okultystycznymi oraz sięgają do ideologii ezoterycznych.

Nic więc dziwnego, że stwierdza się występowanie problemów duchowych po używaniu środków homeopatycznych. Z tej racji egzorcyści polscy wspólnie (co zostało uradzone na jednym z ogólnopolskich zjazdów) odradzają używanie homeopatii, dostrzegając jej związek z grzechem bałwochwalstwa, a ponadto ze spirytyzmem pojętym jako działaniem duchów. Jeśli homeopatia jest rzeczywiście dziełem spirytyzmu, to korzystanie z tej “wiedzy” nie pozostanie “bezkarne” (J. Verlinde).

Z tego punktu widzenia homeopatia przekracza kompetencje lekarza (który dotyka w tym przypadku jedynie “wierzchołka góry lodowej”), gdyż jest uwikłana w pewien złożony światopogląd (całościową wizję świata) oraz w kryptoreligijny kult. W ideologii homeopatii występują bowiem idee gnostyckie, hermetyczne oraz orientalne, z dominującą ideą monizmu i panteizmu (światopogląd), gdzie ubóstwia się idolatrycznie (przynajmniej potencjalnie) każdy rodzaj stworzenia (kult).

Stąd też można stwierdzić, że także w tym przypadku (jak w wielu innych przypadkach tzw. medycyny alternatywnej) praktyka “medyczna” wyrasta z określonego systemu światopoglądowo-kultycznego (a nie tylko filozoficznego czy teozoficznego), co powoduje, iż homeopatia rzekomo pomagając w jakimś paśmie, może być niebezpieczna w obszarach znacznie bardziej istotnych, duchowych czy wewnętrznych (zwłaszcza że homeopata ingeruje w życie wewnętrzne człowieka, swoiście je interpretując).

Ks. Aleksander Posacki

http://www.aleksanderposacki.pl/pl/artykuly/ks-aleksander-posacki-sj-o-homeopatii




Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 01, 2011, 09:47:47
Czy wszystkie przeżycia duchowe pochodzą od Ducha Świętego? Wizjonerstwo jako zagrożenie dla wiary

Nadprzyrodzone doznania zwykle nie stanowiły dla Kościoła problemu, jeżeli dotyczyły - jako szczególna łaska życia kontemplacyjnego - indywidualnego rozwoju duchowego. Liczyły się wtedy kryteria subiektywne. Zarówno św. Teresa, jak i św. Katarzyna wskazują na owoce objawienia. Jeśli wizja ostatecznie przynosi pokój i "głód cnoty" - pochodzi od Boga. Jeśli wizjonera z początku opanowuje radość, "która przechodzi w zamęt i ciemność duchową" - to znak, że Bóg nie jest źródłem wizji. Duch Święty jest często "imitowany" przez złego ducha, co dotyczy najczęściej osób pobożnych, ale nie zawsze pokornych. Problem leży więc w pokorze.

Rzeczywistość była jednak bardziej złożona, gdy chodziło o wizje, przedstawiające jakieś nowe orędzia teologiczne. W takiej sytuacji Kościół czuwał nad wizjonerem poprzez kierowników duchowych dobrze znających naukę Kościoła. Istniały też kryteria, które pozwalały określić, czy wizja pochodzi od złego ducha (ewentualnie od samego wizjonera), czy od Boga.
Podstawowym kryterium był stosunek zjawy do instytucji Kościoła. Jeśli zjawa traktowała Kościół hierarchiczny z szacunkiem, tak jak Pan Jezus w wizjach św. Teresy, można było dalej badać, czy treść wizji nie jest sprzeczna z nauką Kościoła. Jeśli natomiast pojawiała się krytyka instytucji Kościoła, hierarchów czy kierowników duchowych, wizję traktowano jako fałszywą, bądź inspirowaną przez diabła. Bóg bowiem nie mógł podważać sensu Kościoła, który sam powołał do istnienia. Nie może burzyć czy niszczyć instytucji odpowiedzialnej za zbawienie wieczne. Problem tkwi więc w posłuszeństwie.
Wydaje się, że to podstawowe kryterium - wbrew ostrzeżeniom św. Faustyny - popadło dzisiaj w niełaskę i wielu wizjonerów za nic ma naukę Kościoła, a zwłaszcza posłuszeństwo.

Ogólne zasady weryfikacji objawień i wizji
Według św. Faustyny, szatan może okrywać się nawet płaszczem pokory, ale płaszcza posłuszeństwa nie może na siebie naciągnąć, i tu się wydaje cała jego robota (Dzienniczek, 939).
Przypomnijmy więc ogólne zasady, które obowiązują każdego katolika. Od strony merytorycznej (treść) podstawowym warunkiem i kryterium autentyczności objawień prywatnych (i uznania ich prawdziwości przez Kościół) jest ich zgodność z treścią Objawienia Bożego i Magisterium Kościoła, a od strony formalnej także sposób (forma) przekazywania przesłania (taki nierozerwalny związek formy z treścią jest zgodny z zasadami rozeznania duchów w tradycji chrześcijańskiej, które także tu winny mieć zastosowanie). Nie stanowią one rozwinięcia Objawienia publicznego (nie uzupełniają go o żadne nowe treści wiary), ale będąc przejawem czy rozwinięciem "charyzmatu proroctwa" mogą pomóc Kościołowi w lepszym rozumieniu i przyjęciu niezmiennych prawd wiary. "'Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie. Wszystko badajcie, a co szlachetne - zachowujcie' (1 Tes 5, 19-21). W każdym czasie dany jest Kościołowi charyzmat proroctwa, który należy badać, ale którego nie można też lekceważyć.
W tym kontekście należy pamiętać, że proroctwo w rozumieniu biblijnym nie oznacza przepowiadania przyszłości, ale wyjaśnianie woli Bożej na chwilę obecną, która wskazuje także właściwą drogę ku przyszłości. (...) W tym sensie można powiązać charyzmat proroctwa z pojęciem 'znaków czasu', na które rzucił nowe światło Sobór Watykański II: 'Umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, a jakże obecnego czasu nie rozpoznajecie?' (Łk 12, 56). W myśl tych słów Jezusa 'znaki czasu' należy rozumieć jako Jego własną drogę, Jego samego. Wyjaśniać znaki czasu w świetle wiary znaczy rozpoznawać obecność Chrystusa w każdym czasie. Taki jest właśnie cel objawień prywatnych uznanych przez Kościół" (Kard. J. Ratzinger, Komentarz teologiczny Kongregacji Nauki Wiary nt. orędzia fatimskiego, 26 VI 2000 r.).
Innymi słowy, chodzi tu głównie o przypomnienie ducha samej Ewangelii w jej prostocie i wezwaniu do nawrócenia (modlitwa, post, pokuta). Prorok głosi wolę Boga: przypomina znaczenie pierwszego przykazania Dekalogu (idolatria), głosząc orędzie o nawróceniu, lecz w horyzoncie alternatywy: nadziei zbawienia i możliwości jego utraty (tak było np. w Fatimie). Ten wyraźny kontekst soteriologiczny - ściśle dotyczący zbawienia, pozwala odróżnić tego rodzaju duchowe "widzenie wewnętrzne" np. od parapsychologicznego "jasnowidzenia", mistykę od mediumizmu, wiarę od gnozy.
W konsekwencji tradycja Kościoła katolickiego jest przekonana, że aby mówić o autentycznych objawieniach prywatnych, od strony "treści" musi zaistnieć: 1. zgodność z tzw. Objawieniem publicznym, czyli Pismem Świętym, które zostało zakończone wraz ze śmiercią ostatniego Apostoła (nie może być więc nic ujęte, zmienione, dodane). Stąd "wiara chrześcijańska nie może przyjąć 'objawień', zmierzających do przekroczenia czy poprawienia Objawienia, którego Chrystus jest wypełnieniem. Chodzi w tym wypadku o pewne religie niechrześcijańskie, a także o pewne ostatnio powstałe sekty, które opierają się na takich 'objawieniach' (KKK 67)"; 2. Zgodność z Tradycją i Magisterium Kościoła (dogmaty), które to Objawienie interpretuje, mając tzw. asystencję Ducha Świętego; 3. Zgodność z decyzjami hierarchii Kościoła (upoważnionej do rozeznania i decyzji w tej sprawie). Kluczowym kryterium - i w pierwszym rzędzie - jest tu posłuszeństwo (wizjonerów, słyszących) władzy Kościoła lokalnego (miejsce objawień), który to Magisterium reprezentuje.
Ten punkt jest najbardziej narażony na nadużycie zwłaszcza ze strony zwolenników objawień, którzy nadużywając ducha profetyzmu objawień, mogą niecierpliwie i tendencyjnie interpretować ostrożność działań rozeznającego Kościoła jako opór wobec nawrócenia, a co gorsza bunt przeciwko Bogu!
Badanie objawień rozpoczyna tylko lokalna i kompetentna władza kościelna (m.in. miejscowy biskup), natomiast ostateczne uznanie objawień za prawdziwe i pozwolenie na ich rozpowszechnianie należy wyłącznie do Stolicy Apostolskiej. Pozytywne orzeczenie władzy kościelnej - co ustalił już Prosper Lambertini (późniejszy Benedykt XIV) - nie jest obowiązujące (stąd wiara np. w liczne objawienia maryjne nie jest konieczna). Jeśli objawienia nie są autentyczne, obowiązuje zakaz ich szerzenia.
Z powyższego wynikają zasady, co do "formy" objawień: 1. Objawienia muszą być nie tylko prawdziwe (według powyższych kryteriów), ale również zasadniczo powściągliwe, a nawet krótkie i zwięzłe (nie powinny być "rozgadane" i zbyt hojne w szafowaniu tajemnicami, jak to jest w spirytyzmie), gdyż ich zadaniem jest tylko profetyczne przypomnienie treści Objawienia "publicznego" (głównie ducha Ewangelii); 2. Treści muszą być podane poważnie (nie mogą być śmieszne, ekstrawaganckie itd.), w sposób moralnie (obyczajowo) i logicznie poprawny oraz racjonalnie uzasadniony, co zakłada też pośrednio, że wizjonerzy powinni być zdrowi psychicznie i odznaczać się przymiotami moralnymi, a nawet cnotami duchowymi; 3. Mogą być jedynie warunkowe (a nie fatalistyczne), czyli zależne od woli (nawrócenia) człowieka i woli Boga (która się może zmienić np. pod wpływem modlitwy i nawrócenia człowieka). Nie powinny być więc zbyt szczegółowymi scenariuszami wydarzeń (co jest cechą wróżbiarstwa); 4. Powinny być zasadniczo potwierdzone wiarygodnymi cudami, rozeznanymi jako nadprzyrodzone, gdyż mogą być również "cuda fałszywe" (tu potrzebne są szczególna czujność i rozeznanie, gdyż objawienia prywatne bywają miejscem zwodzenia demonicznego, o czym się często zapomina); 5. Powinny przynosić "dobre owoce" wzrostu wiary, miłości Boga i bliźniego, szacunku do Kościoła, a nie "złe owoce" zwątpienia, zamętu, rozłamu czy nienawiści; 6. Zgodnie z powyższymi zasadami, a szczególnie z samymi zasadami wiary chrześcijańskiej, powinny być pozbawione przymusu i otwarte na weryfikację.

Posłuszeństwo decyzji Kościoła
Wierni i osoby widzące pozostawiają rozeznanie organom oficjalnym Kościoła, mając obowiązek przyjąć w uległości ich orzeczenie. Ale orzeczenie pozytywne Kościoła jest możliwe dopiero wtedy, gdy objawienia się skończą, ponieważ dopiero wtedy można całościowo i obiektywnie zbadać skutki objawień, wraz z losami wizjonerów (tu pojawia się problem np. z Medjugorie). Orzeczenie pozytywne następuje, kiedy wynik badań Urzędu Kościelnego jest pozytywny (według kard. J Ratzingera, pierwszym urzędem i niezastąpionym jest biskup ordynariusz miejsca).
Ostatnie uznane objawienia stały się takimi dzięki rozeznaniom (sprawa Cudownego Medalika - 1830 r.; La Salette - 1846; Lourdes - 1858; Fatima - 1917). W czasie trwania objawień Kościół nie wydaje oficjalnego rozeznania, zachowując postawę wyczekującą. Orzeczenie pozytywne zawsze następuje w jakiś czas po zakończeniu objawień. Wymienione powyżej objawienia są wielkim darem Bożym, złożone zostały w skarbcu Kościoła, znajdując się w spokojnym jego posiadaniu, i przynoszą ciągle owoce. Stanowią też wielką pomoc dla ludu Bożego w jego pielgrzymce wiary. Jednakże te objawienia, jako prywatne, nie obowiązują do wierzenia, ponieważ nie są dogmatami i prawdami wiary wyznawanymi np. w Credo.
Orzeczenie negatywne nie musi czekać aż seria objawień się skończy. Jeżeli w trakcie objawień wystąpią jednoznaczne negatywne cechy, Urząd Kościoła (Kongregacja Nauki i Wiary jest tu instancją najwyższą, a Urząd to najczęściej osoba biskupa danego miejsca) orzeka negatywnie w celu ostrzeżenia wiernych przed błędem, aby ich uchronić przed duchową szkodą. Przykładem są objawienia w Garabandal (będące według ks. J. Warszawskiego SJ demoniczną imitacją Fatimy) w Hiszpanii (w latach 1961-1965), które po orzeczeniu negatywnym ustały.
Świeższym przykładem są pisma i działalność Vassuli Ryden (popierającej Garabandal), o których orzekła Kongregacja Nauki Wiary w dniu 6 października 1995 r., stwierdzając, że zawierają błędy doktrynalne. Kongregacja wezwała biskupów, aby należycie pouczyli swoich wiernych i nie dopuszczali do szerzenia się jej pism. Kongregacja wezwała wiernych, by nie uznawali objawień i wypowiedzi Vassuli Ryden za nadprzyrodzone. Mimo że został podjęty dialog Watykanu z Vassulą Ryden, Nota Kongregacji Nauki Wiary nie została odwołana.
Oto fragment tego dokumentu zwracającego uwagę na problemy doktrynalne: "Uważna i spokojna analiza całej sprawy, dokonana przez Kongregację w celu 'zbadania duchów, czy są z Boga" (por. l J 4, l), ujawniła - obok aspektów pozytywnych - także cały zespół elementów o zasadniczym znaczeniu, które w świetle doktryny katolickiej należy ocenić negatywnie. Trzeba nie tylko zwrócić uwagę na podejrzany charakter zewnętrznych form, w jakich dokonują się owe rzekome objawienia, ale także podkreślić zawarte w nich pewne błędy doktrynalne [AP]. Mówią one między innymi o Osobach Trójcy Świętej, posługując się tak niejasnym językiem, że prowadzi to do pomieszania właściwych imion i funkcji Boskich Osób. Rzekome objawienia obwieszczają, że wkrótce w Kościele zapanuje Antychryst. W duchu milenarystycznym zapowiadają decydującą i chwalebną interwencję Boga, który ma jakoby ustanowić na ziemi, jeszcze przed ostatecznym przyjściem Chrystusa, erę pokoju i powszechnego dobrobytu. Przewidują też bliskie już powstanie Kościoła, który miałby być swego rodzaju wspólnotą panchrześcijańską, co jest niezgodne z doktryną katolicką. Fakt, że wymienione wyżej błędy nie pojawiają się w późniejszych pismach Vassuli Ryden, jest znakiem, że rzekome 'niebiańskie objawienia' są jedynie owocem prywatnych przemyśleń" (Watykan, 6 października 1995 r. w: L'Osservatore Romano, wyd. pol., 1/1996, s. 66).
Przyjęcie takiego orzeczenia najwyższego Urzędu Kościoła obowiązuje wiernych w sumieniu, a tym bardziej kapłanów i biskupów. Okazywanie sprzeciwu i zachęcanie do niego innych jest grzesznym nieposłuszeństwem i budzi u nich zgorszenie. Sprawa orzeczeń negatywnych jest o tyle poważna, że np. w latach 1933--1989 naliczono w Kościele katolickim 366 objawień przypisywanych Matce Bożej, ponadto pojawiały się krwawiące krzyże i płaczące figury (Syrakuzy 1953 r.), krwawiące obrazy (katedra w Lublinie 1949 r.). Nie mają one pozytywnych orzeczeń, ale wiele zostało odrzuconych jako nieprawdziwe (np. Oława). Inne zaś najpierw zyskały aprobatę i pozwolenie na druk (Imprimatur), ale po bliższym badaniu aprobatę cofnięto (pisma Vassuli czy objawienia w Montechiari - Italia). Trzeba uważnie nasłuchiwać głosu Kościoła - "sentire cum Ecclesia" (św. Ignacy Loyola).

Iluminizm i gnoza jako śmiertelne zagrożenie dla Kościoła
Pomimo że wiele z prywatnych objawień określanych jest jako "znaki czasu", to niejednokrotnie można w związku z nimi dostrzec też zagrożenia dla jedności Kościoła. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, kiedy biskupi nie mogą uznać ich autentyczności. Szczególną troskę budzi liczny napływ pielgrzymów do miejsc, w których Kościół wprawdzie nie zaprzeczył, ale też nie potwierdził autentyczności objawień.
Wizjonerstwo "poza" Kościołem, a nawet "przeciwko" Kościołowi od wieków było cechą gnozy, która w ukrytej pysze i bałwochwalczym ubóstwieniu człowieka głosiła tezy o bezpośredniej relacji z Bogiem, która może się obyć bez osądu teologicznego instytucji Kościoła. Ojcowie Kościoła widzieli w gnozie podstawowe i śmiertelne zagrożenie dla prawdziwej duchowości. Praktyka pokazuje, że pragnienie bezpośredniości poznania Boga - bez żadnych zapośredniczeń i weryfikacji - może być bardzo niebezpieczne, gdyż może być wykorzystane przez "przeciwnika", czyli diabła, który chętnie przemienia się w anioła światłości (2 Kor 11, 14).
W takim właśnie duchu, nieco później doktor mistyczny św. Jan od Krzyża ostrzegał przed każdą formą wizjonerstwa w duchu pseudomistycznego iluminizmu, będącego odmianą gnostyckiego błędu. Pożądanie wizji i objawień, co może stać się rodzajem przywiązania i zniewalającego nałogu, św. Jan nazywa dziełem diabła. Pisze on, że szatan aż dygoce z radości na widok duszy przyjmującej chętnie wizje i objawienia, a może i gotowej je uprzedzać. W taki sposób podsuwa on "truciznę błędu" i odwraca od "życia z wiary", które decyduje o zbawieniu wiecznym. Kto życzy sobie wizji i objawień, na pewno popadnie w ciężkie błędy, ostrzega hiszpański mistyk i doktor Kościoła, gdzie iluminizm łatwo przeciwstawia się posłuszeństwu, zaś gnoza wizjonerstwa niszczy wiarę. Albowiem "pożądanie tych objawień otwiera drogę szatanowi, by mógł duszę oszukiwać innymi widziadłami, które umie on bardzo dobrze naśladować i przedstawiać je duszy jako dobre" (św. Jan od Krzyża, Droga na górę Karmel, Kraków 1995, t. II, s.11).
Wiele grup chrześcijańskich ulega dziś pokusie wizjonerstwa, które przypomina ciekawskie wróżbiarstwo, degradując przez to swoją wiarę. Wizje same w sobie nie mogą dostarczać żadnej pewnej informacji. Raczej niepokoją umysł i odbierają pokój serca, gdy człowiek chce zamienić ciemność (i zasługę) wiary - w duchu gnozy - na iluministyczną jasność, której nigdy nie osiągnie. Zachłanność światła dowodów płynących z wizji jest wprost proporcjonalna do braku wiary. Brak pewności wewnętrznej płynącej z wiary koresponduje ściśle z poszukiwaniem zewnętrznych dowodów w wizjach, co jest ulotne i w istocie nie do zrealizowania.
Pragnienie nadzwyczajnego poznania jest dziś cechą wielu charyzmatyków. Istnieje w tych środowiskach potrzeba ustawicznego rozeznawania duchowego, aby rozpoznać odwieczną pokusę gnozy, zwodniczą propozycję węża. Istnieje demoniczny "dar języków" (K. Koch). "Spoczynek w Duchu" to nie musi być zawsze wydarzenie duchowe, ale może być psychologiczne lub okultystyczne (por. ks. kard. L. Suenens, "Spoczynek w Duchu" kontrowersyjne zjawisko, Kraków 2005 r.). "Dar poznania" - jako forma charyzmatu proroctwa (Ph. Madre) to nie gnoza czy wróżbiarstwo, które zniewala. Zdarzają się jednak takie nadużycia, gdy szuka się poznania w zbyt konkretnych i przyziemnych sprawach.
Dziś "pożądliwość poznawcza" gnozy przybiera formę mediumizmu, obecnego często w radiestezji, bioenergoterapii, a także w różnych formach pseudomedycznych i pseudopsychologicznych terapii czy "mentalnych" treningów "supernauczania". Stosuje się tam często tzw. wizualizacje, nie weryfikując zwodniczych podszeptów wyobraźni, swoiście i zbyt optymistycznie zdefiniowanej. W tym kontekście praktykuje się tu często wizualizacje "przewodników wewnętrznych" (praktyka stosowana od wieków w szamanizmie i w rozmaitych formach spirytyzmu i magii), co może - w całkiem niezamierzony sposób - otwierać na mediumiczny kontakt z duchami, które tylko pozornie są przyjazne (to zagrożenie dotyczy także dzieci).
W kontekście reaktywacji gnostyckiego myślenia należy zwrócić szczególną uwagę na pseudopsychologię podszywającą się pod neutralną psychologię, a stosującą w istocie ukryte założenia pozapsychologiczne. Prezentuje ona możliwości rozwoju umysłu-mózgu jako rzekomo czysto psychologiczne (np. Metoda Silvy czy NLP). Tymczasem owe techniki (nauczane często przez nie-psychologów) umocowane są nie w kontekście psychologii, ale w obszarze - podmieniającej ją - ideologii "gnostyckiej", traktującej człowieka jako "geniusza-boga" (problem grzechu idolatrii). Stąd tego rodzaju "przemiany osobowości", które rozpoczynają się od niewinnych propozycji poprawy umiejętności myślenia czy pamięci, kierowane są ku rozbudzaniu zdolności paranormalnych, traktowanych jako duchowe czy boskie. Powoduje to poważne spustoszenia duchowo-moralne, a nie tylko psychiczne.
Chodzi tu o doświadczenia i zniewolenia medialne. Według świadectw egzorcystów, są one związane nie tylko z satanizmem, ale także z magią, spirytyzmem (dziś także channelingiem czy doświadczeniami UFO). Do tego tematu można zaliczyć doświadczenia z aniołami czy duszami czyśćcowymi, które mogą być czasami prawdziwe. Tu należy włączyć doświadczenia z "pismem automatycznym", które są problematyczne w kontekście mistyki nadzwyczajnej, jak było widoczne w doświadczeniach Vassuli Ryden.
Nie wszyscy jesteśmy więc jednego Ducha, stąd "badajmy duchy czy są z Boga" (l J 4, l). Wizje mogą niszczyć wiarę, a iluminizm - posłuszeństwo, gdzie zerwanie więzi z Kościołem i jego nauką jest także zerwaniem ich z Duchem Świętym, co może być niebezpieczne dla naszego zbawienia. Jak przypomina bowiem Jan Paweł II, "sam Chrystus Pan w trosce o tę wierność dla prawdy Bożej przyobiecał Kościołowi specjalną pomoc Ducha Prawdy, wyposażył w dar nieomylności tych, którym zlecił przekazywanie tej prawdy, jej nauczanie - jak to dokładnie określił Sobór Watykański I, a powtórzył Sobór Watykański II" ("Redemptor hominis" 19).
ks. Aleksander Posacki SJ

Artykuł z: Nasz Dziennik; Sobota-Niedziela, 26-27 maja 2007, Nr 122 (2835)

http://www.aleksanderposacki.pl/pl/artykuly/czy-wszystkie-przezycia-duchowe-pochodza-od-ducha-swietego-wizjonerstwo-jako-zagrozenie-dla-wiary



Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Sierpień 01, 2011, 14:51:39
KrK sam się wykańcza po pierwsze kompromitująco się utożsamiając z interesem Wielkiej Farmacji , a po drugie szantażując Boga w takim zdaniu :
Cytuj
Bóg bowiem nie mógł podważać sensu Kościoła, który sam powołał do istnienia. Nie może burzyć czy niszczyć instytucji odpowiedzialnej za zbawienie wieczne. Problem tkwi więc w posłuszeństwie.

Buta aż wylewa się uszami.Oto ,ustami kościelnego, Bóg NIE MOŻE NISZCZYĆ INSTYTUCJI. Hehehe, a co by było, gdyby jednak Bóg okazał nieposłuszeństwo ?


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Sierpień 01, 2011, 17:54:47
Cytat: east
Hehehe, a co by było, gdyby jednak Bóg okazał nieposłuszeństwo ?

Zapewne coś by wymyślili.  ;D
O, np. jakiś stosik, w tym mają wprawę. Tylko w tym przypadku musieliby pomyśleć o czymś przynajmniej atomowym.  ;)


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Enigma Sierpień 01, 2011, 20:30:01
Myśle ze conajwyżej pogrożono by Bogu palcem 'aby sie nie mieszał do polityki' i skończłoby sie na pouczeniu. Oczywiście pouczeniu narodu, co Bóg myśli, planuje, zamierza itp.




Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 02, 2011, 10:31:41
Źródło: Przewodnik Katolicki
Marek Dziewiecki, Magdalena Guziak-Nowak


  SEKSUALNOSC  CZYSTA  Z  MILOSCI


Czy przed współżyciem małżonkowie powinni się modlić? Dlaczego w sypialni nie ma miejsca na kompromis? I jak antykoncepcja kamienuje współczesne kobiety? Na te i wiele innych pytań odpowiada ks. dr Marek Dziewiecki, psycholog, autor publikacji dotyczących kształtowania dojrzałej postawy wobec poszczególnych sfer ludzkiego życia, wychowania seksualnego, formacji sumienia i dojrzałej religijności. Rozmawia Magdalena Guziak-Nowak.

Sakrament małżeństwa jest jedynym, którego szafarzami są świeccy, a nie ksiądz...

— Fakt ten podkreśla autonomię mężczyzny i kobiety w wyborze małżonka. Nikt nie może im niczego w tym względzie narzucić. Nawet Bóg! Błędne jest przekonanie, że to Bóg zsyła komuś „drugą połówkę”, a zadaniem człowieka jest odnaleźć „tę” osobę. Miłość małżeńska to pomysł Boga, ale Stwórca respektuje wolność człowieka w wyborze żony czy męża. Podpowiada natomiast kryterium wyboru: powinna to być taka osoba, która potrafi kochać na zawsze. Roztropny człowiek konsultuje się z Bogiem, rodzicami, duszpasterzem, ale ostateczna decyzja — i związane z nią ryzyko! — spoczywa na narzeczonych.

Jaka jest rola księdza przy ołtarzu?

— Gdy narzeczeni ślubują sobie nieodwołalną miłość, kapłan jest urzędowym świadkiem tej ich decyzji. Zanim to nastąpi, jest on zobowiązany do solidnej weryfikacji tego, czy ona i on dorośli do wiernej miłości w dobrej i złej doli, na zawsze. Sakrament małżeństwa to nie jedno z praw obywatelskich, z którego każdy może korzystać. To spotkanie Boga z Jego przyjaciółmi, którzy z Jego pomocą ślubują sobie miłość z najwyższym, Bożym znakiem jakości.

W jednym ze swoich tekstów pisze Ksiądz, że dorastanie do miłości, jaką proponuje Bóg, nie jest spontaniczne. Ten brak spontaniczności trochę mi tu nie pasuje...

— Modne obecnie ideologie przeceniają możliwości człowieka i mówią o spontanicznej samorealizacji czy o wychowaniu bez stresów. Po grzechu pierworodnym to, co dobre, prawdziwe i piękne, jest trudne. Spontanicznie można się krzywdzić, ale nie rozwijać. Możliwa jest spontaniczna autodestrukcja, na przykład w postaci narkomanii, alkoholizmu czy egoizmu. Spontanicznie przychodzi nam uczenie się języka ojczystego, jedzenia czy poruszania się. Miłość, odpowiedzialność czy wolność to postawy, które wymagają od człowieka dyscypliny i wysiłku.

Współżycie seksualne jest chyba spontaniczne?

— Tak, ale wyłącznie wtedy, gdy jest przejawem popędu czy pożądania, a nie miłości. Jeśli jest ono wyrazem miłości, to wiąże się z rozwagą, delikatnością, wrażliwością na wrażliwość małżonka, a taka postawa nie jest czymś spontanicznym, lecz przemyślanym. Wymaga bogatego człowieczeństwa. Dla erotomana pójście do prostytutki jest spontaniczne. Jednak współżycie w małżeństwie, które wyraża miłość i czułość, a nie pożądanie, to coś zupełnie innego.

Co Biblia mówi o seksualności człowieka?

— Pierwsze polecenie, jakie Bóg kieruje do mężczyzny i kobiety, brzmi: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się” (Rdz 1, 28). Seksualność małżonków na kartach Pisma Świętego traktowana jest jako symbol bliskości i miłości Boga wobec człowieka. Jednocześnie Biblia tchnie realizmem, gdyż Bóg jest realistą, który nas rozumie, a nie tylko kocha. Właśnie dlatego Pismo Święte ukazuje sytuacje, w których współżycie seksualne staje się przekleństwem. Dzieje się tak wtedy, gdy ktoś redukuje siebie do ciała i popędu, a drugą osobę traktuje jak rzecz.

Wypaczenie seksualności grozi nawet ludziom, którzy osiągnęli wysoki poziom duchowy i religijny. Przykładem jest król Dawid, który służył Bogu szczerze i z radością, ale w godzinie kryzysu stał się cudzołożnikiem i mordercą. Ta sama seksualność, która w małżeństwie jest błogosławieństwem, poza nim może stać się źródłem przemocy, chorób, a nawet śmierci. Nawet świeckie systemy prawne zakazują większości wyobrażalnych zachowań seksualnych, gdyż prowadzą one do dramatycznych krzywd i cierpienia.

Jaki wiek jest lepszy na ślub: bliżej 18 czy bliżej 40 lat?

— Zdecydowanie bliżej 18! Optymalny okres to czas między 21. a 25. rokiem życia. Jeśli ktoś rozwija się prawidłowo, rośnie w łasce i mądrości u Boga i ludzi, to w tym wieku jest już na tyle dojrzały, by zawrzeć szczęśliwy i trwały związek małżeński. Dlaczego nie później? Choćby ze względu na zegar biologiczny: na tym świecie nie żyjemy wiecznie. Młodzi małżonkowie mają największe szanse na to, by tryskać wzajemną miłością z młodzieńczym entuzjazmem.

Zwraca Ksiądz uwagę na to, by w okresie przygotowania do małżeństwa „nie dochodziło do inicjacji seksualnej ani innych form krzywdy”. O jakie krzywdy tu chodzi?

— Krzywdą jest cudzołóstwo, czyli współżycie pozamałżeńskie. Nie istnieje coś takiego jak współżycie przedmałżeńskie, gdyż — jeśli doszło do współżycia przed ślubem — to ona i on nie mają gwarancji, że się pobiorą. Mogą mieć jedynie taką nadzieję, ale żadna ze stron nie jest do tego zobowiązana. Doświadczenie uczy, że po takim współżyciu mężczyzna często oddala się, znika. Większość ludzi chce pobrać się z kimś, kto szanuje samego siebie i kto przygotowuje się do małżeństwa, opierając się na miłości, a nie na seksualności. Również taki mężczyzna, który ma trudności w panowaniu nad popędem, nie chce żony, która współżyła z kimś przed ślubem. Choćby z nim! Jeśli dochodzi do współżycia przed ślubem, to wcześniej czy później ona i on zaczną mieć żal do siebie. Chowają się przed Bogiem, jak Adam. Do końca życia będą mieli wątpliwości, czy ta druga osoba zachowa wierność po ślubie.

Jan Paweł II mówi, że mężczyzna powinien rozwijać relację do kobiety, która jest seksualnie atrakcyjna, ale nie do jej seksualności.

— To bardzo trafna obserwacja! Wziąć dziewczynę za rękę to nie to samo, co wziąć rękę dziewczyny. W pierwszym przypadku chłopak skupia się na osobie, na jej przeżyciach i potrzebach, a w drugim — jedynie na jej ciele oraz na własnej przyjemności. Jeśli mąż poczuje podniecenie, może przytulić się do żony, szeptać jej czułe słowa i dawać znaki bliskości, które ją wzruszą. Ale jeśli zauważy, że żona nie chce dziś współżyć, uszanuje to.

Kilka lat temu jeden ze znajomych Włochów powiedział mi, że bardzo kocha żonę, ale ona od roku unika współżycia. On na razie nie ma odwagi wprost o tym z nią rozmawiać i cierpi, ale pozostaje jej wierny i ją szanuje. To sprawia mu wielką radość. Gdy ktoś twierdzi, że musi współżyć określoną liczbę razy w miesiącu, to jest niezdolny do miłości i pusty duchowo, gdyż duchowość zaczyna się od odkrycia, że nie jestem tylko ciałem.

Mówi się, że małżeństwo to sztuka kompromisów. W sprawach seksualnych też?

— Na kompromisy można godzić się jedynie w sprawach drugorzędnych — w kwestii gustów i smaków czy w kwestiach, które nie odnoszą się do zasad moralnych i sumienia. W miłości i moralności kompromisów być nie może. Rodzic może być tolerancyjny w kwestii tego, jakiego koloru czapkę włoży dziecko zimą: niebieską czy czerwoną, ale czapkę włożyć musi. Na kompromisy można pójść w kwestii spędzania wolnego czasu czy wyjazdu na wakacje. Jeśli natomiast żona czułaby się niekochana, gdyby mąż dążył do współżycia na przykład w sytuacji, w której ona ma poważne zmartwienie lub przeżywa uzasadniony żal do niego, to mąż powinien to respektować. Zmuszanie jej byłoby zaprzeczeniem miłości do niej.

Są tacy duszpasterze, którzy przekonują, że dla dobra małżeństwa żona powinna niemal zawsze ustępować...

— Dlaczego żona, a nie mąż?! Fundamentem małżeństwa jest miłość. Ustępowanie za cenę sumienia czy krzywdy to rezygnacja z miłości i początek kryzysu małżonków. Kochający mąż nigdy nie oczekuje kompromisów w sprawach regulowanych Dekalogiem czy innymi normami moralnymi.

Jeden z katolickich serwisów internetowych promuje gadżety urozmaicające życie seksualne. Myślałam, że Kościół tego nie popiera.

— Z pewnością nie popiera. Ta wiadomość mnie szokuje! Jest to stawianie seksu w centrum uwagi i kosztem miłości! To pośrednie promowanie uzależnień, a nawet patologii. Szukanie akcesoriów seksualnych to przejaw skupiania się na popędzie zamiast na kochanej osobie. Z gadżetów korzystają erotomani, u których stopniowo spada wrażliwość na dotychczasowe bodźce.

W małżeństwie atrakcyjna jest osoba, a nie współżycie. Nawet gdyby mąż miał problemy z erekcją, to najlepszą pomocą jest wtedy klimat bezpieczeństwa, który tworzy kochająca i wrażliwa żona. Współżycie w małżeństwie to nie skutek podniecenia, lecz jeden ze sposobów komunikowania miłości.

Czy Kościół boi się słowa „seks”?

— Nie boi się tego słowa, lecz demaskuje fakt, że odrywa ono seksualność od miłości i płodności. Narzeczeni deklarują, że chcą przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym Bóg ich obdarzy, a nie że będą bawić się „seksem”. Seks interesuje erotomana czy prostytutkę. Małżonków interesuje wzajemna miłość, czułość i płodność.

Zastanawiam się, jakim językiem mówić o „tych sprawach”. W kolorowych pismach mamy wulgaryzmy, na ambonie — „komunię osób” i „oblubieńczy akt małżeński”, które mają głębokie znaczenie teologiczne...

— ... ale są zrozumiałe jedynie dla fachowców. Trzeba unikać obydwu tych skrajności i naśladować Jezusa, który o wszystkim potrafił mówić językiem zwyczajnym, prostym i jednocześnie precyzyjnym.

Co Ksiądz sądzi o pomysłach ludzi młodych, by żyć w białym małżeństwie?

— To dziwny pomysł. Zawieranie małżeństwa z takim nastawieniem byłoby wręcz nieważne. Tym się różni małżeństwo od zwykłej przyjaźni, że małżonkowie cieszą się także fizyczną bliskością i chcą współżyć seksualnie. Idea białego małżeństwa wynika z błędnego przekonania, że seksualność małżonków to „gorszy” rodzaj czystości niż czystość osób, które nie zawierają małżeństw. Takie przekonanie jest sprzeczne z Biblią. Sens ma natomiast powstrzymywanie się od współżycia wtedy, gdy ktoś po rozwodzie żyje w związku cywilnym. Jest to warunek korzystania z sakramentów świętych.

Czy w sypialni jest miejsce na wstyd? W Księdze Rodzaju czytamy, że nie było go przed grzechem.

— Żyjemy po grzechu pierworodnym i zdrowe poczucie wstydu oraz potrzeba intymności są czymś pozytywnym i rozsądnym. Tylko człowiek prymitywny ma wszystko na pokaz.

A co z pornografią? Niektórzy twierdzą, że skoro po ślubie jest miejsce na współżycie, to i na pornografię.

— Jedno nie ma nic wspólnego z drugim! Człowiek, który kocha, nie pomyśli nawet o pornografii. Przeciwnie, cierpi wtedy, gdy widzi tych, którzy się poniżają przez nagrywanie treści pornograficznych albo korzystanie z nich.

Oglądanie pornografii i masturbacja są potrzebne na pewnym etapie rozwoju i nieszkodliwe: to jedna z „prawd” powtarzanych przez „nowoczesnych” seksuologów.

— Niektórzy z tych seksuologów są już skazani za pedofilię czy dziecięcą pornografię. Ich poglądy nie mają nic wspólnego z prawdą, miłością czy psychologią rozwojową, a za to wiele wspólnego z ich życiorysem albo z zaleceniami ich medialnych czy finansowych sponsorów.

Jakie jeszcze kłamstwa są często powtarzane?

— Choćby to, że trzeba się „sprawdzić” przed ślubem. W rzeczywistości przed ślubem trzeba sprawdzić dojrzałość i zdolność do miłości, bo to fundament dopasowania się męża i żony w każdej sferze życia!

Gdzie powinna szukać pomocy para, która ma problemy w dziedzinie seksualnej?

— Najpierw potrzebna jest trafna diagnoza. Zwykle trudności seksualne są objawem poważniejszego kryzysu: miłości, odpowiedzialności, wierności. Najlepszej pomocy udzielają małżonkom ci, którzy uczą kochać, nawracać się, odzyskiwać nadzieję. Trzeba przezwyciężać przyczyny, a nie jedynie symptomy problemu.

W jaki sposób budować dobre małżeństwo „po przejściach”, gdy narzeczeni mają za sobą kontakty z wieloma partnerami seksualnymi? Dużo mówi się w Kościele o zachowaniu czystości przedmałżeńskiej, a mniej o tych, którzy zbłądzili i potrzebują „drugiej szansy”.

— To prawda. Kapłani powinni wszystkim ludziom proponować optymalną drogę życia: w czystości i świętości, ale też pomagać wracać na tę drogę tym, którzy z niej zeszli. Ważne, by taki powrót nie wynikał ze strachu przed chorobami wenerycznymi czy zdradami, ale z miłości do Boga, z troski o samego siebie oraz z szacunku do drugiej osoby.

Na czym polega czystość małżeńska?

— Małżonkowie czyści współżyją wyłącznie wtedy, gdy jest to wyrazem ich wzajemnej miłości, a nie popędu czy potrzeb emocjonalnych. Czystość to nie lęk przed seksualnością, ale postawienie osoby i miłości ponad popędem i seksualnością.

Co najbardziej niszczy fizyczną bliskość między małżonkami?

— Egoizm, wulgarność, brak szacunku i delikatności, skupianie się na technice współżycia, a także oczekiwanie, że seksualność wystarczy komuś do szczęścia.

Jak się spowiadać z grzechów przeciwko VI przykazaniu?

— Szczerze, z prostotą i z miłości. Dojrzały ksiądz pomaga penitentom przez to, że o tych kwestiach mówi rzeczowo i pogodnie w czasie homilii, rekolekcji, w konfesjonale. Także w obliczu kogoś, kto bardzo zgrzeszył, spowiednik powinien pamiętać, że to człowiek, który cierpi i chce się zmienić. Zasługuje na szacunek i pomoc w przemianie życia.

Czy przed współżyciem trzeba się modlić?

— Można, podobnie jak można modlić się przed wspólnym robieniem zakupów czy wspólnym sprzątaniem domu. Współżycie seksualne małżonków to nie jakaś wyizolowana akcja, jak w przypadku prostytucji, lecz jeden z elementów ciągłego wyrażania wzajemnej miłości. Jeśli małżonkowie współżyją wieczorem, to naturalne jest, że wcześniej się modlą. Szczęśliwi małżonkowie każdego wieczoru chętnie modlą się razem!

Czy współżycie jest „usprawiedliwione” tylko wtedy, gdy potencjalnie może prowadzić do poczęcia dziecka?

— Pierwszym sensem współżycia jest komunikowanie miłości. Narzeczeni nie ślubują sobie płodności, lecz miłość. Z woli Stwórcy płodność obejmuje mniej niż jedną trzecią cyklu. Rodzicielstwo powinno być potwierdzeniem wzajemnej miłości małżonków i być ofiarne, gdyż nie istnieje rodzicielstwo wygodne.

A co z antykoncepcją hormonalną?

— To współczesna forma kamienowania kobiet. W Starym Testamencie współżyjących poza małżeństwem kamienowano, a dziś mężczyźni, dla których popęd jest ważniejszy niż człowiek, każą kobietom niszczyć zdrowie fizyczne i psychiczne przez przyjmowanie zbędnych dla organizmu hormonów. Odpowiedzialne rodzicielstwo powinno być osiągnięte odpowiedzialnymi metodami.

Co zrobić, gdy jedno z małżonków chce żyć zgodnie z nauką Kościoła, a drugie chce stosować antykoncepcję?

— Trzeba wtedy wyjaśnić, że antykoncepcja nie chroni przed niechcianą ciążą i że prowadzi do aborcji. Badania wykazują, że ponad 70 proc. kobiet poddających się aborcji, stale stosowało antykoncepcję. Dojrzali małżonkowie mają lepszą alternatywę: poznają cykl płodności i potrafią świadomie kierować seksualnością. Jeśli mimo takiej wiedzy ktoś przymusza do stosowania antykoncepcji, to druga osoba nie powinna godzić się na współżycie.

W jaki sposób rodzice powinni okazywać sobie miłość, aby być dla dzieci dobrym wzorem w „tych sprawach”?

— Czule i dyskretnie! Intymne znaki bliskości powinni rezerwować do kontaktów sam na sam. Dzieci nie potrzebują rodzicielskiego ekshibicjonizmu, lecz pomocy w uczeniu się szacunku dla osób drugiej płci i w komunikowaniu miłości w sposób czysty i taktowny.

Niektórzy pytają: na co możemy sobie pozwolić, by to nie było już grzechem?

— To mentalność przegranych. Ludzie mądrzy pytają Boga i ludzi o to, co jeszcze mogą uczynić, aby kochać bardziej niż dotąd.

opr. mg/mg


Copyright © by Przewodnik Katolicki (15/2011)

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/pk201115-seksualnosc.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 02, 2011, 10:41:54
Jacek Prusak SJ

           NIE  MA  INNEGO  KOSCIOLA

W odróżnieniu od krytyków Soboru, środowisko „Tygodnika” stoi na stanowisku, że Kościół otwarty jest nie tylko aktualny, ale stanowi esencję katolickości. Przy czym dalszej refleksji wymagają kwestie sprawowania władzy w Kościele czy etyki seksualnej, które wyłączono z programu Soboru.

Zarówno zwolennicy Soboru, jak i jego krytycy zgadzają się z tezą historyka Kościoła Johna O'Malleya SJ, iż „nigdy wcześniej w historii katolicyzmu tak wiele i tak gwałtownych zmian nie doczekało się usankcjonowania prawnego i wprowadzenia ich w życie w taki sposób, że natychmiast miały one wpływ na życie wszystkich wierzących” („Tradition and Transition: Historical Perspectives on Vatican II”). Ale już zakres i tempo tych zmian budzą odmienne reakcje.

Tradycjonaliści postrzegają erę po Soborze jako czas odejścia od wiary, podpierając się przy tym różnymi teoriami spiskowymi, w skrajnym przypadku (lefebryści) — dokonaniem schizmy. Zwolennicy progresywnego odczytania Vaticanum II uważają (jak Karl Rahner), że dokonało się na nim „ostateczne zerwanie”, porównywalne jedynie z przejściem od judeochrześcijaństwa do chrześcijaństwa z dominacją dawnych pogan, które nastąpiło na Soborze Jerozolimskim w 49 r.

Obie interpretacje mają, także w Polsce, nadal swoich wyznawców. Prawdą jest, że w następstwie ostatniego Soboru powstało w Kościele wiele zawirowań. Historia Kościoła pokazuje jednak, że „do rzadkości należały sobory, po których nie dochodziłoby do jakiegoś poważniejszego zamętu”. Do takiego wniosku doszedł wyniesiony niedawno na ołtarze kard. John Henry Newman, analizując pięć z sześciu pierwszych soborów ekumenicznych. Z kolei kard. Henri de Lubac podkreślał, że częstym owocem soborów była jakaś jednostronność. Na przykład w wyniku Soboru Watykańskiego I, który położył ostateczny kres „koncyliaryzmowi” (nauce, że sobór stoi ponad papieżem), doszło do „nadużyć kurialnego papizmu”. Natomiast w wyniku odkrycia przez Sobór Watykański II, iż Kościół jest „Ludem Bożym”, pojawił się „integralizm (fałszywej) kolegialności (...) zmierzający w kierunku kolektywizmu demokratycznego”.
Krytycy Kościoła otwartego

Krytyka Kościoła otwartego ma w Polsce dwa oblicza: progresywne i konserwatywne. Oba „obozy” inaczej rozumieją soborowe aggiornamento. Prof. Stanisław Obirek doszedł nawet wniosku, że deklaracja „Dominus Iesus” (z 2000 r.) położyła kres istnieniu Kościoła otwartego, stąd przestał go interesować katolicyzm instytucjonalny i próbuje znaleźć dla siebie miejsce w ramach alternatywnych dyskursów „teologii otwartej”. To prawda, że dokument ten spowodował wiele dyskusji, nie jest on jednak zaprzeczeniem osiągnięć Soboru w dziedzinie ekumenii i dialogu międzyreligijnego, jakby tego chcieli progresywiści.

Inny wydźwięk mają natomiast zarzuty formułowane przez publicystów konserwatywnych. Tu do dobrego tonu należy krytyka Kościoła otwartego — zwłaszcza jeśli ma ona służyć ośmieszeniu środowisk, które budowały własną tożsamość w oparciu o soborowe reformy.

Publikacja książki Romana Graczyka „Cena przetrwania? SB wobec Tygodnika Powszechnego” stała się okazją nie tylko do sporów na temat inwigilacji tego środowiska przez tajne służby PRL, ale też pretekstem do wyrażenia osobistych antypatii wobec osób związanych z „Tygodnikiem”, oraz rozliczenia Soboru i środowisk reprezentujących jego reformy w Polsce za promocję „katolickiego socjalizmu”, a nawet komunizmu i marksizmu. Owi krytycy posługują się kliszami interpretacji konserwatywnych. Ich krytyka jest jednak politycznie zaangażowana, i politycznym celom służy.

Przedstawiciele „Frondy”, „Christianitas”, „Teologii Politycznej” i publicyści „Rzeczpospolitej” deklarują, że Kościół otwarty już się „wypalił”, co — ich zdaniem — uwiarygodnia krytyczny stosunek do Soboru i daje prawo do moralnego tryumfalizmu nad jego „zepsutym dzieckiem”, czyli „katolewicą” — a więc ludźmi, z którymi utożsamiają oni „Tygodnik”, „Znak” i „Więź”. Nie warto wchodzić w polemikę z pozycji argumentu odpowiedzialności zbiorowej, bo lustratorzy „Tygodnika” zapominają, że ma on takie samo zastosowanie do każdego innego środowiska, niewiele wnosząc do merytorycznej dyskusji nad Kościołem otwartym.

Z faktu, iż w historii chrześcijaństwa pojawiali się heretycy i schizmatycy, nie wynika, że Kościół ma się samorozwiązać albo że zdradził swoją misję. O ile krytycy „Tygodnika” zgodziliby się z tą konkluzją, nie potrafią takiego wniosku zaaplikować przy ocenie niektórych osób wyrosłych z krytykowanych środowisk, tylko przyjmują biało-czarne kategorie. Od roli samozwańczych kustoszy pamięci po założycielach „Tygodnika” przechodzą do roli inkwizytorów, rozprawiając się z rzekomą schizmą w redakcji. Ta wizja jest zbyt uproszczona, żeby traktować ją poważnie.

O Kościół otwarty warto jednak kruszyć kopie — trzeba tylko umieć odróżnić socjologiczne i teologiczne znaczenie owej formuły w zastosowaniu do katolickiego liberalizmu i społecznego katolicyzmu, charakteryzujących ludzi środowisk posoborowych.

                        KATOLICKI  LIBERALIZM

Świeckość przestała być utożsamiana z postępem i nowoczesnością, tracąc tym samym zaplecze swej ideowej atrakcyjności — w wymiarze globalnym sekularyzm traci bowiem swoje znaczenie. Pomimo jego postępu na Zachodzie, „na całym świecie żyje obecnie więcej osób o tradycyjnych poglądach religijnych niż kiedykolwiek przedtem — i stanowią oni coraz większy odsetek ludności świata” (P. Norris, R. Inglehart, „Sacrum i profanum: religia i polityka na świecie”). Z drugiej strony, i niejako w konsekwencji, z Kościołów o „nachyleniu liberalnym” odchodzą całe rzesze wyznawców. W Stanach Zjednoczonych należał kiedyś do nich co szósty Amerykanin, obecnie — co trzydziesty.

Dla „konserwatywnych” chrześcijan to argument do buntu przeciw Soborowi w „imię ortodoksji”. Krytycy „Tygodnika” i innych posoborowych środowisk zapominają jednak, że w Polsce nie były i nie są one związane z progresizmem — nawet jeśli przykleja im się taką etykietę — i z socjologicznego punktu widzenia reprezentują znacznie większe środowiska katolików niż „Fronda”, „Christianitas” i „Teologia polityczna” razem wzięte.

W Kościele funkcjonują dwie definicje katolickiego liberalizmu — jego przeciwników i zwolenników. Pierwszą reprezentuje papieski Syllabus Błędów. Drugą, z którą utożsamia się środowisko „Tygodnika”, trafnie sformułował Peter Steinfels: „Liberalny katolicyzm to po prostu nauczanie papieskie o sto lat za wcześnie”. Łączy on w sposób nierozerwalny projekt ewangelizacji społeczeństwa z kwestią wewnętrznej reformy Kościoła. Sprzeciwia się sojuszom tronu i ołtarza, domaga się wolności religijnej. Chodzi mu nie o areligijne (świeckie) społeczeństwo, ale uwolnienie Kościoła spod kurateli państwa i zniewalających reżimów, które utrzymywały władzę siłą, a nie — z poszanowaniem swobód obywatelskich. Zarazem uważa, że Kościół z definicji nie może być postępowy (jak chcą tego progresiści), bo rolą Kościoła nie jest zmienianie siebie poprzez dostosowywanie się do świata, ale zmienianie świata. Siebie zaś Kościół ma reformować.

Gdybyśmy bowiem wprowadzili kategorię postępu do eklezjologii, tak jak rozumiana jest ona w naukach społecznych, sugerowałoby to, że ciągle coś lepszego jest przed Kościołem, a to z ortodoksyjnego punktu widzenia jest nieprawdą, bo najlepsze już się dokonało w zbawczym „wydarzeniu” Jezusa. Kościół ma być postępowy tylko w tym sensie, że staje się zrozumiały ze swoim przekazem dla pokoleń coraz bardziej oddalonych historycznie od czasów Jezusa i Apostołów.

Pociąga to za sobą przyjęcie idei wolności sumienia, historycznego rozwoju dogmatów, a także zmiany treści nauczania Magisterium, pamiętając jednak o tym, że w historii Kościoła istnieje stała ciągłość z „wydarzeniem Jezusa”. Przemianom ulega instytucjonalny wymiar Kościoła, nie jego związek w pochodzeniu i przeznaczeniu z objawioną w wymiarze historycznym działalnością Trójcy Świętej. Zmiany treści nauczania w takich kwestiach, jak np. pogląd na temat doczesnej władzy papieża, odmówienie możliwości zbawienia tym, którzy nie należą do Kościoła katolickiego, kościelna akceptacja praktyki niewolnictwa, usankcjonowana przez orzeczenia czterech soborów, oraz zezwolenie na stosowanie tortur mających doprowadzić do przyznania się do winy; potępienie idei rozdzielenia państwa i Kościoła, odmowa uznania obiektywnego prawa do wolności religijnej czy identyfikowanie wyłącznie Kościoła katolickiego z mistycznym Ciałem Chrystusa oraz prymat sumienia — pokazują, że w teologii i przekazywaniu depozytu wiary możliwy jest rozwój w odczytywaniu przesłania Ewangelii, kto chce, niech nazywa to postępem.

Krytycy „Tygodnika” zapominają, że to, co należy dzisiaj do fundamentów Katolickiej Nauki Społecznej, 150 lat temu potępiane było jako największe zło liberalizmu i sankcjonowane groźbą wykluczenia z Kościoła, a nawet groźbą piekła. Potępiano wtedy poglądy, które dzisiaj są „społeczną twarzą” Kościoła.
Esencja

Kościół otwarty nie jest synonimem Kościoła bez granic czy bez tożsamości. Jego otwartość dotyczy powszechności zbawienia w Jezusie, co dla Kościoła oznacza wyjście do wszystkich ludzi, wszystkich klas społecznych, ras i kultur. W odróżnieniu od progresywnych i konserwatywnych krytyków Soboru, środowisko „Tygodnika” stoi na stanowisku, że Kościół otwarty stanowi samą esencję katolickości. Przy czym istnieją w nim kwestie, które pominięto lub wyłączono z programu sesji Soboru Watykańskiego II, takie jak sprawowanie władzy w Kościele i etyka seksualna, które domagają się dalszej refleksji i duszpasterskich rozwiązań. Zwolennicy Kościoła otwartego nie godzą się jednak na strategie reformy, które pogłębiają wewnętrzną w nim polaryzację, bądź propagują rezygnację z instytucjonalnej przynależności do Kościoła.

Zwolenników katolicyzmu o personalistycznym obliczu, skupionych wokół „Tygodnika”, „Znaku” i „Więzi”, charakteryzuje poszanowanie dla kultury i instytucji demokratycznych, wartości takich jak dialog, mediacja i kompromis, co wynika z doświadczenia związanego z pracą, rodziną i polityką, jaką do Kościoła wnoszą świeccy. Nie można tu nie wspomnieć o dziedzictwie zmagań europejskiego katolicyzmu z wolnością, Oświeceniem, totalitaryzmem i sekularyzmem, które miały wpływ na przebieg, dokumenty i recepcję Vaticanum II.

I to ich różni od „katolickiej lewicy”, która od początku była „rewolucyjna”, ponieważ opierała się na hasłach teologii
wyzwolenia.

   SOBOR  W  ROLI  KOZLA  OFIARNEGO

Ani „Tygodnik”, ani „Znak” i „Więź” nie wiązały się ideowo z teologią wyzwolenia, nie nawoływały do kontestacji Kościoła hierarchicznego, nie stały też w opozycji do nauczania ostatnich papieży. Takie osiągnięcia teologii wyzwolenia jak „opcja na rzecz ubogich” i analizy „strukturalnego grzechu” były akceptowane w Polsce, lecz przedstawiciele tych środowisk odcinali się od politycznych strategii walki zaaplikowanych przez niektórych teologów wyzwolenia. Natomiast w przypadku watykańskich oskarżeń teologii wyzwolenia o stosowanie „marksistowskich” kategorii w analizie sytuacji, jako podstawy do całkowitego jej odrzucenia, stanowiska przedstawicieli Kościoła otwartego były bardziej zniuansowane. Ze względów historycznych w Polsce zbyt pośpiesznie łączy się teologię wyzwolenia z marksizmem, albo „polskie doświadczenia z marksizmem” stawia za jedyne kryterium oceny teologii wyzwolenia.

Osobistych poglądów i stosunku reprezentantów środowisk posoborowych do kardynała Stefana Wyszyńskiego nie można brać za kryterium uległości wobec komunizmu — bo taka perspektywa nie oddaje sprawiedliwości ani jemu, ani jego krytykom wewnątrz Kościoła, natomiast ustawia Sobór w roli „kozła ofiarnego”, a z katolicyzmu społecznego robi niesłusznie „chrześcijański marksizm”. Ani Sobór, ani soborowi papieże nie popierali ateistycznego marksizmu. Szukanie przez środowiska posoborowe miejsca na dialog z marksizmem nie było jego promocją, ale pokazaniem światu podzielonemu na dwa zwalczające się systemy polityczne, że wiara i sprawiedliwość to jedno.

Krytycy „Tygodnika” zbyt dużo chcą wyczytać z książki Graczyka, stąd Sobór, „Tygodnik” i komunizm zlewają im się w jedno. Nie twierdzę, że nad „Tygodnikiem” i jego dziedzictwem nie trzeba dyskutować. Zaangażowanie jego krytyków pokazuje, że było ono i pozostaje wpływowe dla rozumienia powojennego katolicyzmu w Polsce. Róbmy to jednak z rozsądkiem i perspektywą nieograniczoną politycznymi sympatiami i fobiami.
Miejsce na tajemnicę

„Tygodnik” był i pozostanie kontrkulturowy, ponieważ zawsze był krytyczny wobec apoteozy mentalności późnego kapitalizmu. Jeśli wiara i sprawiedliwość nie idą w parze, chrześcijaństwo kuleje. Chrześcijańscy intelektualiści nie mogą być aspołeczni, nie mogą być też bezkrytyczni.

Freud oskarżał kiedyś Kościół o zadawanie tylko takich pytań, na które zna odpowiedzi. Zwolennicy „katolicyzmu przedsoborowego” promują zazwyczaj historie o duchowych zwycięstwach, nigdy o porażkach Kościoła, co tylko pogarsza sytuację tych, którzy stoją u progu świątyni, zmagając się z wątpliwościami. Misją „Tygodnika” od początku była wierność Zacheuszom — chodzi w niej o promocję przemyślanego katolicyzmu oraz wierność przekonaniu, że „łaska, tak jak woda, spływa do miejsc położonych najniżej”. Kościół, który pozostawia miejsce na tajemnicę i nie udaje, że może wyjaśnić to, czego sam Bóg nie wyjaśnił, tworzy klimat bardziej sprzyjający więzi z Nim, bo wielu Zacheuszów ani nie potrafi wierzyć, ani znaleźć zadowolenia w swojej niewierze.

Tak więc nie można przeciwstawiać soborowego otwarcia soborowemu powrotowi do korzeni katolicyzmu w Pismach, u Ojców Kościoła, w liturgii i filozofii. To dwie strony odnowy soborowej przywracającej zapomniane bądź zmarginalizowane dziedzictwo Tradycji oraz umożliwiającej jej przeszczepienie na „nową glebę” społecznej i kościelnej rzeczywistości.

Takiej misji „Tygodnik” był i pozostaje wierny, pomimo słabości i własnych ograniczeń. Dla osiągnięcia tego celu trzeba być trochę liberałem i trochę konserwatystą. Przeciwnicy „Tygodnika” twierdzą, że nie jest to możliwe. Jeśli jednak jest, to mogą to uczynić jedynie ludzie szanujący Sobór, a do takich zawsze należeli redaktorzy i czytelnicy tego pisma. „Kościół otwarty” pozostaje jedyną alternatywą dla tendencji zmierzających do polaryzacji katolicyzmu, której rzecznikami są krytycy „Tygodnika” i innych środowisk soborowych.

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/tp2011-14-prusak.html             

============================================================

11 pielgrzymów potrąconych przez samochód
IVONA Webreader. Wciśnij Enter by rozpocząć odtwarzanie
wp.pl, PAP | aktualizowane 49 minut temu


Jedenastu pielgrzymów zostało nad ranem potrąconych przez samochód osobowy w Dolnej k. Strzelec Opolskich - poinformowała komisarz Marzena Grzegorczyk z opolskiej policji.


Jedenastu pielgrzymów, którzy kierowali się w stronę Jasnej Góry, zostało nad ranem potrąconych przez samochód marki skoda fabia.
Do wypadku doszło, kiedy schodzili z niewielkiego wzniesienia na drodze nr 426 w miejscowości Dolna

- Kierowca skody fabia, 59-letni mężczyzna, zjeżdżając z wzniesienia wjechał w tył maszerującej grupy pielgrzymów. Obrażeń doznało jedenaście osób - powiedziała komisarz Marzena Grzegorczyk z opolskiej policji.

Do wypadku doszło o godz. 6.35. Kierowca był trzeźwy. Dziesięć osób trafiło do szpitala w Strzelcach Opolskich, jedna do Kędzierzyna-Koźla. - Ze wstępnych ustaleń wynika, że trzy osoby, które zostały przetransportowane do Strzelec Opolskich, są ciężko ranne - powiedziała Aleksandra Wnuk z zespołu prasowego opolskiej policji.

Przyczyny wypadku ustalają policja i prokuratura. - To mogła być nadmierna prędkość albo mgła. Trudno w tej chwili to ocenić - dodała Grzegorczyk.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,11-pielgrzymow-potraconych-przez-samochod,wid,13652366,wiadomosc.html

Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 03, 2011, 10:02:17
Religia w szkole to nie parafialna katecheza
Z ks. prof. Bogusławem Milerskim* rozmawia Aleksandra Pezda
2008-01-09, ostatnia aktualizacja 2008-01-09 12:23

Religię wprowadzono do polskich szkół w 1990 r. bez dyskusji o aspektach edukacyjnych. I teraz mamy kłopot: Kościoły określają program nauczania, MEN nie ma na to wpływu. Jak więc zorganizować maturę z religii, która jest w końcu państwowym egzaminem?
Aleksandra Pezda: Czy jesteśmy w Polsce gotowi na egzamin maturalny z religii?

Ks.prof. Bogusław Milerski: Trzeba wypracować nowy model nauczania religii. I nie można go uzasadniać tak jak dotąd - katechizujemy w szkole, bo ok. 90 proc. społeczeństwa to wierzący. Można się przecież spodziewać, że procesy sekularyzacyjne będą postępować, a pozycja polityczna Kościoła słabnąć. Dlatego nauczanie religii trzeba oprzeć na solidnych, edukacyjnych podstawach.

Czyli jakich?

- Argumentowałbym za nauczaniem konfesyjnym, prowadzonym z perspektywy określonego wyznania, ale pod warunkiem pełnego zapoznawania ucznia z różnymi stanowiskami, np. Kościołów, religii czy tradycji humanistycznej. W nauczaniu chodzi o kształtowanie tożsamości człowieka, a to się dokonuje z jednej strony poprzez odniesienie do podstawowych form zakorzenienia ucznia w świecie m.in religii, z drugiej przez konfrontację z tym, co nowe i często obce.

Zarazem jednak ta pierwotna perspektywa, wynikająca z przynależności do danej wspólnoty, nie może być w szkole absolutyzowana, a raczej traktowana jako ważny, ale niejedyny sposób przedstawiania i uzasadniania zjawisk czy poglądów.

Jakie mogą być społeczne korzyści z nauczania religii?

- Skoro istotnym elementem życia społecznego, przynajmniej w Polsce, jest religia, to żywotnym interesem powinno być kształcenie w tym zakresie. Analfabetyzm religijny nie sprzyja budowaniu społeczeństwa demokratycznego. W tym sensie nie tylko Kościołom, ale także państwu powinno na tym zależeć. Zapytam tak: Czy uczniowie, z których większość deklaruje wiarę religijną, mogą stać się dojrzałymi obywatelami bez dojrzałości religijnej? Moim zdaniem nie.

Czy to znaczy, że ateista nie może być dobrym obywatelem?

- Truizmem byłoby stwierdzenie, że dobrym obywatelem, dobrym człowiekiem może być zarówno wierzący, jak i ateista. Chodzi mi bardziej o to, aby w odniesieniu do ludzi deklarujących przynależność kościelną pokazać związek pomiędzy ich dojrzałością religijną a społeczną. Odrębną kwestią jest przygotowanie alternatywnego przedmiotu dla niewierzących. Ważne jest, aby ta możliwość była realna.

Żeby zrozumieć, jak ważna jest dojrzałość religijna, wystarczy przywołać najnowsze konflikty, chociażby bałkański. Wojna wybuchła tam z powodów politycznych, ale przerodziła się w konflikt etniczny, w konsekwencji religijny.

W Niemczech od lat obowiązuje matura z religii. Co sprawdza - wiarę czy wiedzę?

- Jest taka tendencja we współczesnym świecie, żeby wszystko sprowadzać do mierzalnych kategorii. Ale pewnych kwestii, jak np. wrażliwości moralnej czy pytań o sens życia, nie jesteśmy w stanie zmierzyć. W argumentacji na rzecz religii w niemieckiej szkole podkreśla się, że w kształceniu szkolnym powinien istnieć obszar, gdzie uczeń konfrontuje się z pytaniami egzystencjalnymi, na które nie ma jednej doskonałej odpowiedzi. Tego nie weryfikuje się oceną. Ocenia się wiedzę, m.in. ze znajomość podstawowych tematów teologicznych czy etyczno-społecznych. Na maturze w Niemczech religia jest przedmiotem do wyboru. Sprawdzają ją egzaminatorzy tak samo przygotowani i według tych samych zasad jak z innych przedmiotów.

Jako szkolny przedmiot religia jest obowiązkowa?

- Tak i jest to obowiązek wpisany do niemieckiej konstytucji Republiki Weimarskiej z 1919 r., a następnie powtórzony przez prawo zasadnicze RFN z 1949 r. Wyjątkiem są tzw. szkoły neutralne światopoglądowo, tworzone w niewielkiej liczbie przez państwo jako jeden z warunków zachowania owej neutralności. Uczeń może wybrać przedmiot alternatywny, przygotowany dla niewierzących, ale nie może - jak w Polsce - zrezygnować w ogóle z nauczania religii bądź etyki. Jednak, mimo wielości wyznań i faktu, że konstytucja nie przesądza o profilu wyznaniowym nauczania religii, w praktyce lekcje religii w szkole koncentrują się wokół tzw. wyznań historycznych. A więc ewangelickiego, katolickiego, ale również np. religii żydowskiej. Z powodu m.in. wysokich wymogów merytorycznych mniejsze Kościoły i związki wyznaniowe nie podejmują wysiłku organizacyjnego związanego z prowadzeniem nauczania w szkole. Na przykład różne Kościoły protestanckie nie widzą przeszkód, aby ich wyznawcy uczestniczyli w szkole w nauczaniu religii ewangelickiej, skoro odwołuje się do tych samych reformacyjnych korzeni. Takiemu podejściu sprzyja fakt dużej otwartości programów nauczania. Obowiązuje też wysoka poprawność polityczna - np. wydawcy podręczników do religii pilnują, żeby bohaterowie na ilustracjach byli przedstawicielami różnych grup etnicznych.

Jak jest z islamem?

- Państwo stara się, żeby wprowadzić to wyznanie do szkół. Po to, żeby mieć wpływ, żeby z jednej strony nie dopuścić treści fundamentalistycznych, z drugiej - informować o całym spektrum tradycji religijnych. Poparły to Kościoły katolicki i ewangelicki. Państwo stawia jednak warunek - standardy nauczania i przygotowanie nauczycieli muszą być dokładnie takie same jak innych wyznań. To oznacza, że trzeba by i na tych lekcjach przekazywać wiedzę o innych religiach, i to w sposób obiektywny. Bronią się przed tym konserwatywni muzułmanie. Jednak niedawno uruchomiono kształcenie nauczycieli muzułmańskich na uniwersytetach w Münster i Erlandze-Norymberdze.

Jakie są niemieckie lekcje religii? W polskiej szkole często przypominają katechezę.

- Szkoła publiczna w państwie demokratycznym nie może prowadzić katechezy o charakterze parafialnym. Niemiecki model określamy często jako konfesyjno-dialogiczny. Co znaczy, że z jednej strony kształtowana jest tożsamość wyznaniowa ucznia, z drugiej - umiejętność obcowania i rozumienia odmienności. Podam przykład: na katechezie w polskiej szkole, gdy mówimy o dekalogu, zaczynamy od starotestamentowej narracji - czyli analizujemy przekaz biblijny, a następnie przechodzimy do normatywnego znaczenia dekalogu nie tylko dla członków Kościoła, lecz i dla życia społecznego. To spojrzenie w kategoriach ekskluzywnych. Komunikat jest taki: to właśnie chrześcijaństwo dysponuje nadrzędnym katalogiem wartości.

W Niemczech naukę o dekalogu często zaczyna się od np. omówienia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Z tego płynie nauka dla uczniów: takim samym katalogiem, na którym teraz buduje się nowoczesne społeczeństwa, religia chrześcijańska dysponowała znacznie wcześniej.

Na lekcjach religii omawia się zjawiska społeczne, np. fascynację futbolem i wiele rytuałów temu towarzyszących. Uświadamia się uczniom quasi-religijną strukturę zachowań kibiców, którzy - mówiąc obrazowo - modlitwę "Ojcze nasz" zastępują wyznaniem "Piłko nożna nasza". Stąd już krok do poważnej analizy funkcji religii w życiu codziennym człowieka.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Więcej... http://wyborcza.pl/1,87648,4822123.html#ixzz1TxFqXHiS


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 03, 2011, 10:31:55
Nauka religii w szkole – podstawy prawne [1]

W polskich szkołach publicznych lekcje religii nie są obowiązkowe. Kto wymusza uczestnictwo Waszych dzieci w zajęciach katechetycznych czy kościelnych (np. otwarcie roku szkolnego w kościele) łamie prawo.

Zgodnie z Rozporządzeniem Min. Edukacji Narodowej z 14 kwietnia 1992 w sprawie organizowania nauki religii w szkołach publicznych (DzU z 1992 r. nr 36 poz.155) a także zgodnie z art. 12 pkt 1 konkordatu , to rodzice proszą dyrekcję przedszkola czy szkoły o lekcje religii. Po ukończeniu 18 lat z taką prośbą mogą wystąpić uczniowie. KTO NIE JEST ZAINTERESOWANY KATECHEZĄ – NIE MUSI PISAĆ ŻADNYCH OŚWIADCZEŃ. Domaganie się tego ze strony szkoły jest bezprawne tak samo jak umieszczenie kreski na świadectwie w pozycji etyka/religia, gdy w szkole nie ma zajęć z etyki. Takie postępowanie szkoły łamie konstytucyjną zasadę milczenia w sprawie przekonań religijnych (art. 53 pkt. 6 i 7 Konstytucji RP) oraz jest naruszeniem prywatności (art. 8 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności).

Zachęćcie dziecko do nieuczęszczania na religię. Jeżeli dziecko chodziło na religię bez Waszego pisemnego wniosku, można z niej zrezygnować w każdym momencie . Zostawcie jednak decyzję dziecku. Warto traktować dziecko z szacunkiem. Będzie mogło powiedzieć kolegom, że rodzice pozwolili mu podjąć decyzję samodzielnie. Jego prestiż wśród rówieśników wzrośnie, być może będą mu zazdrościć. Nie musicie pisać żadnych oświadczeń. Wystarczy zawiadomić szkołę ustnie. Nie pozwalajcie natomiast na siedzenie dziecka na korytarzu, wymagajcie dostępu do biblioteki albo religii na końcu lub początku zajęć szkolnych.

[Teresa Jakubowska]
Ustawa z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty

Art. 12

1. Publiczne przedszkola, szkoły podstawowe i gimnazja organizują naukę religii na życzenie rodziców, publiczne szkoły ponadgimnazjalne na życzenie bądź rodziców, bądź samych uczniów; po osiągnięciu pełnoletności o pobieraniu nauki religii decydują uczniowie.

2. Minister właściwy do spraw oświaty i wychowania w porozumieniu z władzami Kościoła Katolickiego i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych określa, w drodze rozporządzenia, warunki i sposób wykonywania przez szkoły zadań, o których mowa w ust. 1.
ROZPORZĄDZENIE MINISTRA EDUKACJI NARODOWEJ
z dnia 14 kwietnia 1992 r.
w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii
w publicznych przedszkolach i szkołach

tekst ujednolicony z uwzględnieniem zmian wprowadzonych 25 sierpnia 1993 r.

(Dz. U. 1993 nr 83 poz. 390) oraz 30 czerwca 1999 r. (Dz. U. 1999 nr 67 poz. 753),

wszedł w życie 1 września 2002 r.

Na podstawie art. 12 ust. 2 ustawy z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty (Dz. U. Nr 95, poz. 425 i z 1992 r. Nr 26, poz. 113) zarządza się, co następuje:

§ 1

1. W publicznych przedszkolach organizuje się, w ramach planu zajęć przedszkolnych, naukę religii na życzenie rodziców (opiekunów prawnych). W publicznych szkołach podstawowych, gimnazjach, ponadpodstawowych i ponadgimnazjalnych, zwanych dalej „szkołami”, organizuje się w ramach planu zajęć szkolnych naukę religii i etyki:

1) w szkołach podstawowych i gimnazjach – na życzenie rodziców (opiekunów prawnych),

2) w szkołach ponadpodstawowych i ponadgimnazjalnych – na życzenie bądź rodziców (opiekunów prawnych) bądź samych uczniów; po osiągnięciu pełnoletności o pobieraniu religii i etyki decydują sami uczniowie.

2. Życzenie, o którym mowa w ust. 1, jest wyrażane w najprostszej formie oświadczenia [przykład niżej], które nie musi być ponawiane w kolejnym roku szkolnym, może natomiast zostać zmienione.

3. Uczestniczenie lub nieuczestniczenie w przedszkolnej albo szkolnej nauce religii lub etyki nie może być powodem dyskryminacji przez kogokolwiek i w jakiejkolwiek formie.

§ 2

1. Przedszkole i szkoła mają obowiązek zorganizowania lekcji religii dla grupy nie mniejszej niż siedmiu uczniów danej klasy lub oddziału (wychowanków grupy przedszkolnej). Dla mniejszej liczby uczniów w klasie lub oddziale (wychowanków w grupie) lekcje religii w przedszkolu lub szkole powinny być organizowane w grupie międzyoddziałowej lub międzyklasowej.

2. Jeżeli w przedszkolu lub szkole na naukę religii danego wyznania lub wyznań wspólnie nauczających zgłosi się mniej niż siedmiu uczniów (wychowanków), organ prowadzący przedszkole lub szkołę, w porozumieniu z właściwym kościołem lub związkiem wyznaniowym, organizuje naukę religii w grupie międzyszkolnej lub w pozaszkolnym (pozaprzedszkolnym) punkcie katechetycznym. Liczba uczniów (wychowanków) w grupie lub punkcie katechetycznym nie powinna być mniejsza niż trzy.

3. Jeżeli w grupie międzyszkolnej lub pozaszkolnym (pozaprzedszkolnym) punkcie katechetycznym uczestniczą uczniowie szkół (wychowankowie przedszkoli) prowadzonych przez różne organy, organy te ustalają, w drodze porozumienia, zasady prowadzenia grup lub punktów katechetycznych.

4. W szczególnie uzasadnionych przypadkach organ prowadzący przedszkole lub szkołę, w ramach posiadanych środków, może — na wniosek kościoła lub związku wyznaniowego — zorganizować nauczanie religii danego wyznania w sposób odmienny niż określony w ust. 1—3.

5. Dopuszcza się nieodpłatne udostępnianie sal lekcyjnych na cele katechetyczne, w terminach wolnych od zajęć szkolnych, kościołom i związkom wyznaniowym również nie organizującym nauczania religii w ramach systemu oświatowego.

§3

1. Uczniom, których rodzice lub którzy sami wyrażą takie życzenie (§ 1 ust. 1), szkoła organizuje lekcje etyki w oparciu o programy dopuszczone do użytku szkolnego na zasadach określonych w art. 22 ust. 2 pkt 3 ustawy o systemie oświaty.

2. W zależności od liczby zgłoszonych uczniów zajęcia z etyki mogą być organizowane według zasad podanych w § 2.

3. Szkoła jest obowiązana zapewnić w czasie trwania lekcji religii lub etyki opiekę lub zajęcia wychowawcze uczniom, którzy nie korzystają z nauki religii lub etyki w szkole.

§ 4

Nauczanie religii odbywa się na podstawie programów opracowanych i zatwierdzonych przez właściwe władze kościołów i innych związków wyznaniowych i przedstawionych Ministrowi Edukacji Narodowej do wiadomości. Te same zasady stosuje się wobec podręczników do nauczania religii.

§ 5

1. Przedszkole lub szkoła zatrudnia nauczyciela religii, katechetę przedszkolnego lub szkolnego, zwanego dalej „nauczycielem religii”, wyłącznie na podstawie imiennego pisemnego skierowania do danego przedszkola lub szkoły, wydanego przez:

1) w przypadku Kościoła Katolickiego – właściwego biskupa diecezjalnego,

2) w przypadku pozostałych kościołów oraz innych związków wyznaniowych – właściwe władze zwierzchnie tych kościołów i związków wyznaniowych.

2. Cofnięcie skierowania, o którym mowa w ust. 1, jest równoznaczne z utratą uprawnień do nauczania religii w danym przedszkolu lub szkole. O cofnięciu skierowania właściwe władze kościołów lub innych związków wyznaniowych powiadamiają dyrektora przedszkola lub szkoły, oraz organ prowadzący. Na okres pozostały do końca roku szkolnego kościół lub inny związek wyznaniowy może skierować inną osobę do nauczania religii, z tym że równocześnie pokrywa on koszty z tym związane.

3. Nauczyciel religii prowadzący zajęcia w grupie międzyszkolnej lub pozaszkolnym (pozaprzedszkolnym) punkcie katechetycznym albo uczący na terenie kilku szkół lub przedszkoli jest zatrudniany przez dyrektora szkoły lub przedszkola wskazanego przez organ prowadzący, o którym mowa w § 2 ust. 2 lub przez organ wskazany w porozumieniu, o którym mowa w § 2 ust. 3.

4. Nauczycieli religii zatrudnia się zgodnie z Kartą Nauczyciela.

§ 6

Kwalifikacje zawodowe nauczycieli religii określają odpowiednio Konferencja Episkopatu Polski Kościoła Katolickiego oraz właściwe władze zwierzchnie kościołów lub innych związków wyznaniowych – w porozumieniu w Ministrem Edukacji Narodowej.

§ 7

1. Nauczyciel religii wchodzi w skład rady pedagogicznej szkoły, nie przyjmuje jednak obowiązków wychowawcy klasy.

2. Nauczyciel religii ma prawo do organizowania spotkań z rodzicami swoich uczniów również poza wyznaczonymi przez szkołę lub przedszkole zebraniami ogólnymi, wcześniej ustalając z dyrektorem szkoły lub przedszkola termin i miejsce planowanego spotkania.

3. Nauczyciel religii może prowadzić na terenie szkoły organizacje o charakterze społeczno-religijnym i ekumenicznym na zasadach określonych w art. 56 ustawy o systemie oświaty*. Z tytułu prowadzenia organizacji nie przysługuje mu dodatkowe wynagrodzenie.

4. Nauczyciel religii ma obowiązek wypełniania dziennika szkolnego.

5. Nauczyciel religii uczący w grupie międzyklasowej (międzyoddziałowej), międzyszkolnej oraz w punkcie katechetycznym ma obowiązek prowadzić odrębny dziennik zajęć, zawierający te same zapisy, które zawiera dziennik szkolny.

§ 8

1. Nauka religii w przedszkolach i szkołach publicznych wszystkich typów odbywa się w wymiarze dwóch zajęć przedszkolnych (właściwych dla danego poziomu nauczania) lub dwóch godzin lekcyjnych tygodniowo. Wymiar lekcji religii może być zmniejszony jedynie za zgodą biskupa diecezjalnego Kościoła katolickiego albo władz zwierzchnich pozostałych kościołów i innych związków wyznaniowych.

2. Tygodniowy wymiar godzin etyki ustala dyrektor szkoły.

§ 9

1. Ocena z religii lub etyki umieszczana jest na świadectwie szkolnym bezpośrednio po ocenie ze sprawowania. W celu wyeliminowania ewentualnych przejawów nietolerancji nie należy zamieszczać danych, z których wynikałoby, na zajęcia z jakiej religii (bądź etyki) uczeń uczęszczał.

2. Ocena z religii (etyki) nie ma wpływu na promowanie ucznia do następnej klasy.


Nauka religii w szkole – podstawy prawne [2]

3. Ocena z religii (etyki) jest wystawiana według skali ocen przyjętej w danej klasie.

4. Uczniowie korzystający z nauki religii lub etyki organizowanej przez organy prowadzące szkoły według zasad określonych w § 2 ust. 2-4 otrzymują ocenę z religii/etyki na świadectwie wydawanym przez szkołę, do której uczęszczają, na podstawie świadectwa katechety lub nauczyciela etyki.

§10

1. Uczniowie uczęszczający na naukę religii uzyskują trzy kolejne dni zwolnienia z zajęć szkolnych w celu odbycia rekolekcji wielkopostnych, jeżeli religia lub wyznanie, do którego należą, nakłada na swoich członków tego rodzaju obowiązek. Pieczę nad uczniami w tym czasie zapewniają katecheci. Szczegółowe zasady dotyczące organizacji są przedmiotem odrębnych ustaleń między organizującymi rekolekcje a szkołą.

2. O terminie rekolekcji dyrektor szkoły powinien być powiadomiony co najmniej miesiąc wcześniej.

3. Jeżeli na terenie szkoły prowadzona jest nauka religii więcej niż jednego wyznania, kościoły i związki wyznaniowe powinny dążyć do ustalenia wspólnego terminu rekolekcji wielkopostnych.

§ 11

1. Do wizytowania lekcji religii upoważnieni są odpowiednio wizytatorzy wyznaczeni przez biskupów diecezjalnych Kościoła Katolickiego i właściwe władze zwierzchnie pozostałych kościołów i innych związków wyznaniowych. Lista tych osób jest przekazana do wiadomości organom sprawującym nadzór pedagogiczny.

2. Nadzór pedagogiczny nad nauczaniem religii i etyki, w zakresie metodyki nauczania i zgodności z programem, prowadzą dyrektor szkoły (przedszkola) oraz pracownicy nadzoru pedagogicznego, na zasadach określonych odrębnymi przepisami.

3. W uzasadnionych przypadkach wnioski wynikające ze sprawowania nadzoru pedagogicznego mogą być przekazywane odpowiednio biskupowi diecezjalnemu Kościoła Katolickiego oraz właściwym władzom zwierzchnim pozostałych związków wyznaniowych.

§ 12

W pomieszczeniach szkolnych może być umieszczony krzyż. W szkole można także odmawiać modlitwę przed i po zajęciach. Odmawianie modlitwy w szkole powinno być wyrazem wspólnego dążenia uczniów oraz taktu i delikatności ze strony nauczycieli i wychowawców.
* Art. 56 Ustawy o systemie oświaty

1. W szkole i placówce mogą działać, z wyjątkiem partii i organizacji politycznych, stowarzyszenia i inne organizacje, a w szczególności organizacje harcerskie, których celem statutowym jest działalność wychowawcza albo rozszerzanie i wzbogacanie form działalności dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej szkoły lub placówki.

2. Podjęcie działalności w szkole lub placówce przez stowarzyszenie lub inną organizację, o których mowa w ust. 1, wymaga uzyskania zgody dyrektora szkoły lub placówki, wyrażonej po uprzednim uzgodnieniu warunków tej działalności oraz po uzyskaniu pozytywnej opinii rady szkoły lub placówki i rady rodziców.

3. W szkołach i placówkach, określonych w przepisach wydanych na podstawie art. 53 ust. 6, oraz w szkołach i placówkach, w których nie utworzono rady szkoły lub placówki, nie stosuje się wymogu uzyskania pozytywnej opinii odpowiednio rady szkoły lub placówki i rady rodziców, o których mowa w ust. 2.
O Ś W I A D C Z E N I E

My, opiekunowie prawni naszej córki (naszego syna)

…………………………………………………….

na podstawie art. 1 ust. 1 Rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z dnia 14 kwietnia 1992 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w szkołach publicznych z następnymi zmianami wyrażamy wolę udziału córki/syna w lekcjach religii w obrządku rzymskokatolickim w Państwa szkole do czasu ukończenia pobierania w niej nauki.

………………..…………     ………..……………….

Ojciec (Opiekun prawny)     Matka (Opiekun prawny)

miejscowość i data


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 04, 2011, 09:09:24
                             
                           Czy demokracja jest katolicka ?

Papież Pius IX podjął i niestrudzenie ponawiał i poszerzał potępienia ogłaszane przez swego poprzednika. Papież ten z wielką wytrwałością demaskował Szatana we wszelkich jego przebraniach, mniej lub bardziej pomysłowych, które Szatan kolejno przywdziewał: naturalizm, racjonalizm, indyferentyzm, szerokość poglądów, amerykanizm, libe ralizm we właściwym słowa znaczeniu - były raz po raz demaskowane i piętnowane. Papież ten posunął swą troskę tak dalece, że do encykliki Quanta cura dołączył, dla większej klarowności i dogodności, ów katalog, zwany Syllabusem, w którym wyliczył osiemdziesiąt zdań skażo nych herezją lub poważnymi błędami już wytkniętymi w poprzednich dokumentach papieskich.

A propos naszego tematu przytoczmy tylko jedno zdanie potępione pod numerem 60: "Władza nie jest ni czym innym, jak sumą liczb i sił materialnych". W tym zdaniu potępiono wprost i bezpośrednio suwerenność ludu w jej praktycznym przejawie głosowania powszechnego, tego głosowania, które papież określił jako "kłamstwo powszechne", gdyż ewidentnym jego celem jest ustano wienie i sakralizacja wszechwładzy Liczby.

Suwerenność ludu jest diametralnie sprzeczna z chrześcijańskim pojęciem władzy. Dla udowodnienia słuszności tej tezy wystarczy skonfrontować z sobą pojęcie władzy demo kratyczne i chrześcijańskie, jak to zrobił, na przykład, ks. Charles Maignen w swojej świetnej broszurze, której dał tytuł Suwerenność ludu jest herezją(wykorzystam tu parę jej fragmentów).

Chrześcijaństwo stawia jako pierwszą i absolutną zasadę, wraz ze św. Piotrem i św. Pawłem, że "wszelka władza pochodzi od Boga", a więc aby była prawowitą, powinna być sprawowana zgodnie z prawami objawiony mi lub ustanowionymi; dalej, że wola Boga, jedynie nie zależna, zobowiązuje podporządkowaną wolę ludzi i że żadna decyzja, podjęta przez ich większość lub nawet jed­nomyślnie, nie ma żadnej wartości ani żadnej mocy we wnętrznie wiążącej, jeśli jest sprzeczna z prawami Boga. Tę podstawową zasadę przekazali nam apostołowie, a po nich wielokrotnie papieże: "Trzeba bardziej słuchać Boga, niż ludzi".
Krzysztof z Rumi

http://www.piotrnatanek.pl/czy-demokracja-jest-katolicka-      plus komentarze

-------------------------------
http://de.gloria.tv/?media=145373

marek: Odbijamy Europę-Ks.Natanek-opornik-czyli czyli dlugie rece Kurii Krakowskiej w Padwie

-------------------------------

==================================================

Kard. Dziwisz apeluje o pomoc dla dotkniętej suszą Afryki
There are no translations available.

W związku z katastrofalną suszą panującą w Afryce Wschodniej i w krajach tzw. Rogu Afryki (Somalia, Erytrea, Dżibuti, Etiopia), najpoważniejszą od 60 lat, Benedykt XVI zwrócił się z apelem o pomoc dla 12 mln głodujących. 17 lipca podczas modlitwy „Anioł Pański” powiedział: „Z głębokim zaniepokojeniem śledzę doniesienia nadchodzące z regionu Rogu Afryki, a w szczególności z Somalii, dotkniętej poważną suszą, a następnie, na niektórych obszarach, również obfitymi opadami, które są przyczyną katastrofy humanitarnej. Niezliczone osoby uciekają przed tą straszliwą klęską głodu w poszukiwaniu żywności i pomocy. Wyrażam życzenie, aby nasiliła się międzynarodowa mobilizacja w celu wysłania szybkiej pomocy tym naszym braciom i siostrom, i tak już dotkliwie doświadczonym, wśród których jest wiele dzieci. Niechaj cierpiącym mieszkańcom nie zabraknie naszej solidarności oraz konkretnego wsparcia ze strony wszystkich osób dobrej woli”.

O pomoc w przezwyciężeniu kryzysu humanitarnego zwrócili się również biskupi Wschodniej Afryki. Głód i pragnienie zmuszają tysiące ludzi do rozpaczliwego poszukiwania pomocy, także do ucieczki do sąsiednich krajów. W obozach dla uchodźców panują katastrofalne warunki żywieniowe i higieniczne. Śmiercią głodową zagrożone jest co najmniej pół miliona dzieci. Sytuację utrudniają konflikty zbrojne, spekulacje cenami żywności oraz korupcja.

Przewodniczący Episkopatu Polski abp Józef Michalik w imieniu Komisji ds. Misji i Caritas Polska zwrócił się do wszystkich diecezji polskich z prośbą o przeprowadzenie zbiórki na rzecz głodujących w Południowym Sudanie i Erytrei.

Odpowiadając na apel Ojca św. Benedykta XVI i przewodniczącego Episkopatu Polski, Ks. Kardynał Stanisław Dziwisz polecił, aby w niedzielę 14 sierpnia br. w każdym kościele i kaplicy Archidiecezji Krakowskiej (również w kościołach zakonnych) została przeprowadzona zbiórka do puszek jako pomoc dla głodującej Afryki.

Zebrane ofiary, w ciągu dwóch tygodni od przeprowadzenia zbiórki, należy przekazać na konto Caritas Archidiecezji Krakowskiej lub Kurii Metropolitalnej w Krakowie, z dopiskiem „pomoc dla Afryki”. Następnie pieniądze te zostaną przekazane do Caritas Polska.
 
http://www.diecezja.pl/en/wydarzenia/2681-kard-dziwisz-apeluje-o-pomoc-dla-dotknitej-susz-afryki

....................................

Pożar kościoła Chrystusa Króla w Warszawie
Warszawa, 05.08.2011

Przed południem w płomieniach stanął kościół Chrystusa Króla na Targówku w Warszawie.

W wyniku pożaru zawaliła się wieża świątyni, a ogień opanował także dach. Nie ma informacji, by ktoś został ranny. Na miejscu pracowało ok. 70. strażaków. Na razie nie wiadomo, co było przyczyną pożaru, ale niewykluczone, że ogień zaprószyli robotnicy pracujący na dachu.

Kościół Chrystusa Króla na Targówku to jedna z trzech świątyń obecnej diecezji warszawsko-praskiej, zbudowanych jako wotum wdzięczności za zwycięską bitwę z bolszewikami w 1920 r. Jest on zarazem pomnikiem ku czci poległych w obronie Ojczyzny.

http://www.opoka.org.pl/aktualnosci/news.php?id=38746&s=opoka

.......................

                                                           Ukraińcy odsłonią pomnik polskich ofiar


Kamienny krzyż z orłem i tablice z nazwiskami zostaną odsłonięte w sobotę w miejscu pochówku ponad 300 przedstawicieli polskiej inteligencji ze Stanisławowa zamordowanych przez Niemców w sierpniu 1941 r. na terenie tzw. Czarnego Lasu.

Uroczystość rozpocznie się mszą św. w miejscowym kościele katolickim. Główne uroczystości odbędą się w południe na polanie, na terenie tzw. Czarnego Lasu koło Stanisławowa, gdzie znajdują się masowe groby przedstawicieli inteligencji polskiej zamordowanych przez Niemców podczas II wojny. Zostanie tam poświęcony upamiętniający ofiary duży kamienny krzyż z orłem i z nazwiskami zamordowanych oraz ich zbiorowe mogiły.

- Zależało nam, by upamiętnić te ponad 300 ofiar z imienia i nazwiska. Byli to przedstawiciele polskiej inteligencji ze Stanisławowa i okolic - nauczyciele, lekarze, adwokaci, harcerze. W upamiętnienie tych ofiar zaangażowali się przedstawiciele miejscowej polonii z Towarzystwa Kultury Polskiej "Przyjaźń" w Stanisławowie przy wsparciu władz lokalnych - powiedział Maciej Dancewicz, naczelnik wydziału zagranicznego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, która przygotowała upamiętnienie.

Swój udział w uroczystości zapowiedzieli m.in. sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Kunert, przedstawiciele polskiego konsulatu we Lwowie, członkowie miejscowych władz, byli polscy mieszkańcy Stanisławowa oraz przedstawiciele władz Opola, gdzie przesiedlono wielu Polaków żyjących przed wojną w Stanisławowie.


Autor: GK Źródła: PAP

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/ukraincy-odslonia-pomnik-polskich-ofiar,1,4814537,wiadomosc.html

.................................



« Ostatnia zmiana: Sierpień 05, 2011, 21:16:46 wysłane przez Rafaela »    

Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 05, 2011, 20:39:41
04 sierpnia 2011


J. Kaczyński prawdą gromi "Matoła i jego "dyplomatołków"a konsekwentna prawda O. Rydzyka ich poraża i przeraża
   
Poniższy tekst jest odpowiedzią na artykuł:
   
   Ostre słowa szefa PiS o sytuacji w Polsce

Jarosław Kaczyński podczas konferencji prasowej w Wałbrzychu w ostrych słowach zdiagnozował sytuację polityczną w Polsce. Prezes PiS mówił między innymi o "niesłychanie groźnym fałszowaniu wyborów", korupcji, przeszkadzaniu gospodarce w rozwoju oraz licznych innych "patologiach niszczących demokrację" w naszym kraju.

Dr Jarosław Kaczyński - miłość do Ojczyzny, roztropność, charyzma, prawdomówność

Ogólnopolski chaos we wszystkich dziedzinach życia gospodarczego, ekonomicznego i społeczno - politycznego a rząd Tuska utrwala PRL-kie zdobycze komunizmu metodami totalitarnymi, skopiowanymi z tamtego bolszewickiego systemu, by odwrócić uwagę od afer i nieudolności w sprawowaniu władzy.

Tusk: Koalicja nie jest zagrożona. Z Pawlakiem porozmawiam Nie możemy "skrewić", bo tow. Putin odbierze nam jurgielt, nie mówiąc o komisarzach UE

Obecnie tematami zastępczymi odwracającymi uwagę Polaków stały się wystąpienie O. Rydzyka w PE oraz przebadanie psychiatryczne dr J. Kaczyńskiego na bardzo polityczne polecenie niby niezawisłego sądu, jak też ostatnie bardzo krytyczne w stosunku do pustosłowia Tuska, merytoryczne i rzeczowe przemówienie pana Z. Ziobry.
We wszystkich tych przypadkach dało się zauważyć sprzężenie wszystkich postkomunistycznych sił, które w podjętych działaniach dobitnie wykazują bardzo złą wolę i perfidnie manipulują faktami

Oto przykłady.
Rzecznik MSZ w swych wystąpieniach publicznych nie powinien dezinformować opinii publicznej w Polsce co do treści wystąpienia o. Tadeusza Rydzyka w Brukseli, który nie mówił, że "Polska jest krajem niecywilizowanym i totalitarnym". Mówił jedynie, że konkretna, opisywana przez niego sytuacja administracyjnych utrudnień ze strony władz "jest totalitaryzmem", jest - skoro znamy sens tego słowa - sytuacją eliminowania środkami administracyjno-policyjnymi z życia społecznego, gospodarczego czy kulturalnego.
Nota MSZ do Państwa Watykańskiego jest tylko kolejnym dowodem tego zastraszającego totalitaryzmu. Nota zresztą wyrywała z kontekstu i przeinaczała sens wypowiedzi o. Tadeusza Rydzyka, zmieniając jej istotę w treści szczujące na ich autora i mające go ośmieszyć oraz poniżyć w oczach adresata noty - Ojca Świętego.

Ojciec Tadeusz Rydzyk mówi też, iż "Polską nie rządzą Polacy, bo nie mają polskich serc, i nie o krew tu chodzi, tylko o to, że nie mają polskich serc". Jest to oczywista, zrozumiała przenośnia i tylko przy dużym natężeniu złej woli i po wyjęciu słów z kontekstu można wmawiać innym, iż jest to wypowiedź ksenofobiczna.

Nota w prawie międzynarodowym jest efektem oficjalnego powiadomienia innego państwa o jakimś wydarzeniu czy fakcie, z którym prawo międzynarodowe wiąże określone skutki prawne. Na przykład nota o wystąpieniu z organizacji międzynarodowej, nota o utworzeniu jakiegoś państwa itp.
W omawianym przypadku instytucja noty została nadużyta do prywatnej, wewnątrzpolskiej walki z opozycją.

Szybka odpowiedź rzecznika Stolicy Apostolskiej przywróciła miarę rzeczy i ostudziła rozkręcane nastroje histerii. Rzecznik odpowiedział, iż wypowiedź o. Tadeusza Rydzyka w Brukseli na temat jego problemów z polskimi władzami w sprawach toruńskiej geotermii nie dotyczyła spraw Stolicy Apostolskiej ani polskiego Kościoła.
Rzecz oczywista, ale czy trzeba było notami dyplomatycznymi w tej sprawie "psuć wizerunek Polski"?
Czy polityczny sąd musiał zastosować totalitarną metodę rodem z PRL w stosunku do dr J. Kaczyńskiego?
Czy trzeba było aż tyle pomyj wylać na głowę pana Z. Ziobry za bardzo roztropne wystąpienie w PE ale krytykujące pustosłowie pana Tuska?

Komisja śledcza ds. śmierci Barbary Blidy, fot. PAP/Grzegorz Jakubowski

Czy R. Kalisz jest normalny?

Po "dziwacznym" raporcie pana posła Mirosława Sekuły z komisji hazardowej otrzymaliśmy niedawno kolejny wyjątkowo ohydny paszkwil rozzuchwalonego lewaka posła Ryszarda Kalisza, wpisującego się swoimi propagandowymi kłamstwami w nurt nocnej zmiany, w sprawie śmierci Barbary Blidy, gdzie przed Trybunał Stanu chcą postawić Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobrę. Obydwa raporty są świadectwem tego, że układ magdalenkowy, reprezentowany przez nocną zmianę D. Tuska i W. Pawlaka, obecnie rządzący Polską, nadal istnieje, a teraz dodatkowo przybrał faryzejską i obłudną postawę oskarżycielską.

Wojujący bezbożnicy, wszelkiej maści -iści, skupieni głównie w SLD i PO, czyli seksualnie "wyzwoleni postępowcy sodomici", gorliwi wyznawcy hasła, że "polskość to nienormalność", że "polska racjastanu jest trudna do zdefiniowania", że "Polska to brzydka panna bezposagu" wylewają pomyje obrzucają fekaliami i kamieniami medialnymi Ojcadr Tadeusza Rydzyka za jego charyzmatyczne i niezwykle potrzebne Narodowi Polskiemu dzieła medialne i toruńskie prekursorskie dzieło geotermalne oraz na przywódców PiS za zdecydowaną obronę Ojca Redemptorystę i jego dzieł.

Dlaczego właśnie oni?

Odpowiedź jest banalnie prosta. To całkowicie zburzyło ich porządek odziedziczony po PRL-u i kontynuowany obecnie przez postkomunistyczną nocną zmianę wespół z nową lewicą i PSL-em.

Nie spodziewali się, że dzielny Ojciec Redemptorysta odważy się pójść pod prąd poprawnie politycznym bezbożnym libertynom i lewakom i zdemaskować ich obłudne oblicze.

Czy to jest możliwe w postkomunistycznej Polsce?


Tadeusz Rydzyk

O dr Tadeusz Rydzyk - Piotr Skarga libertyńskich czasów  Polski XXI w.

Okazało się, że taki dodatkowo okazało się również bardzo proste.
Otóż dzielny i charyzmatyczny Redemptorysta Ojciec dr T. Rydzyk, przy pomocy dzieł medialnych o światowym zasięgu, które stworzył,  mówi głośno i zdecydowanie oraz bez żadnego lęku przed wielkimi tego świata -istami to, co myślą milionyPolek i Polaków:

- tych lżonych mianem "bydła" i "moherów",

- tych poniżanych Obrońców Krzyża,

- tych, którzy wyznają i dają jako wzór do naśladowania wątpliwej wartości moralnej autorytety,  wylansowane w "Świątyni AntyPiSa" na Czerskiej czyli plugawych dziadków, wulgarnych staruchów oraz  tych "wyzwolonych" z KC PZPR-u i tych od "ziemi czarnej" z PSL, czy wreszcie "Bolków" czyli wszelkiej maści tajnych współpracowników SB-ecji.

Nie zakrzyczy tej prawdy wrzaskliwe i nieprzyzwoite ujadanie internetowych najemników, że tylko obłudnicy nie oburzają się na słowa charyzmatycznego, toruńskiego duchownego.

Bo jak inaczej nazwać władzę, która bezlitośnie, z pomocą użytecznych jej, podobno "niezawisłych" sądów i chlubiących się wolnością niby demokratycznych mediów, niszczy w sposób demokratyczny wybraną opozycję.


Rydzyk w Parlamencie Europejskim: Od 1939 Polską nie rządzą Polacy

To właśnie O. dr T. Rydzyk jest wielkim demokratą oraz wolnym człowiekiem, który zdecydowanie przeciwstawia się  metodom walki rodem z PRL i dlatego utrwalacze komuny w Polsce chcą za wszelką cenę zamknąć mu usta, posuwając się do niegodnych i haniebnych metod, nic nie mających wspólnego z demokracją i wolnością.

Do tej grupy przyłączyli się również posłowie PJN na czele z jej szefem Michałem Kamińskim, który mimo nieustannego
nagłaśniania medialnego, jest skończonym bankrutem politycznym.

A "Chińczycy trzymają się mocno" i zrobili nieudolny rząd polski w "bambuko".

http://bronbar49.blog.onet.pl/2,ID432708125,index.html










Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 09, 2011, 20:15:23
Po wakacjach – Tydzień Wychowania
There are no translations available.

Decyzją Konferencji Episkopatu Polski we wrześniu będzie obchodzony Tydzień Wychowania. Nowa inicjatywa Kościoła ma podkreślić rolę wychowania, którego celem jest integralny rozwój człowieka.

Szkoła dziś zbyt często tylko kształci, a zapracowani rodzice poświęcają dzieciom zbyt mało czasu, troszcząc się przede wszystkim o zapewnienie potrzeb materialnych. – Jest pilna potrzeba, żeby się zająć sprawami wychowania – mówi bp Marek Mendyk, przewodniczący Komisji Wychowania. W dniach 12-18 września br. po raz pierwszy będzie obchodzony Tydzień Wychowania. Jego hasłem są słowa: „Wszyscy zacznijmy wychowywać”.

W kościołach w pierwszą niedzielę września (4.09) będzie odczytywany list biskupów zapowiadający Tydzień Wychowania. Komisja ds. Wychowania przygotowała materiały liturgiczne, m.in. teksty rozważań i modlitwy wiernych. Zachęca też duszpasterzy i katechetów do zorganizowania w czasie Tygodnia Wychowania spotkań z rodzicami. „Refleksja w czasie takiego spotkania powinna się koncentrować wokół problematyki sensu działalności wychowawczej i jej celu, odpowiedzialności rodziców za kształt wychowania ich dzieci, współpracy środowisk wychowawczych – rodziny, Kościoła i szkoły” – wyjaśniają organizatorzy. Katechezy w Tygodniu Wychowania będą poszukiwaniem przez dzieci odpowiedzi na pytanie, dlaczego być posłusznym, a młodzież będzie zastanawiać się nad samowychowaniem i rozwojem duchowym. W teczce z materiałami na Tydzień Wychowania znajdują się także wybrane teksty nauczania bł. Jana Pawła II o wychowaniu.

Tydzień Wychowania to inicjatywa, która nawiązuje do obchodzonych lokalnie kwartalnych dni modlitw za dzieci, młodzież i wychowawców. Tydzień Wychowania będzie obchodzony zawsze w tygodniu, w którym wypada święto św. Stanisława Kostki, patrona dzieci i młodzieży (przypada ono 18 września).

 .......................http://www.diecezja.pl/

Kard. Dziwisz: "Człowiek potrzebuje sensu i celu swojej ziemskiej wędrówki"
There are no translations available.

6 sierpnia w Święto Przemienienia Pańskiego wyruszyła z Wawelu pod hasłem „W komunii z Bogiem” już po raz 31 Krakowska Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę.

Zainaugurował ją kard. Stanisław Dziwisz, metropolita krakowski Mszą św. odprawioną na wzgórzu wawelskim.

W skład krakowskiej pielgrzymki wchodzi osiem wspólnot, które idą osobnymi szlakami, ale razem wchodzą na Jasną Górę. Tradycyjnie pielgrzymi modlić się będą w intencji papieża Benedykta XVI i Ojczyzny.

Po raz kolejny na trasę pielgrzymki wyruszyła grupa „Franciszkańska3”, skupiająca młodych ludzi wokół portalu społecznościowego Franciszkanska3.pl.

W swojej homilii ks. kardynał Stanisław Dziwisz przypomniał, że „w centrum naszego życia powinien być sam Bóg. To jest sprawa najważniejsza. Wiemy, że prawda ta jest często ignorowana w naszym świecie, w naszych środowiskach”.

Zauważył, że sekularyzm, czyli koncepcja życia jakby Bóg nie istniał, przenika systematycznie do wielu sfer naszego życia osobistego, rodzinnego i społecznego.

„Czy chcemy się z tym pogodzić? Czy chcemy akceptować taką zubożoną wizję życia człowieka, pozbawiającą go najgłębszych korzeni i fundamentów? Czy możemy sensownie żyć, wychowywać odpowiedzialnie nowe pokolenie i budować przyszłość bez Boga, bez Ewangelii, bez Kościoła jako wprawdzie ułomnej, ale przecież niezbędnej i świętej wspólnoty uczniów i uczennic ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Pana?” - pytał.

Odpowiadając na postawione pytania Kardynał powiedział, że „pielgrzymka jest odpowiedzią na te pytania. Jest odpowiedzią poważną, bo nie ogranicza się do słów. Każdy krok, każda godzina marszu, każda kropla waszego potu będzie świadczyć o tym, że nie samym chlebem żyje człowiek, nie samymi igrzyskami, nie samą doczesnością. Człowiek potrzebuje sensu i celu swojej ziemskiej wędrówki, a każda świadomie podjęta pielgrzymka staje się obrazem i syntezą tego, co w naszej chrześcijańskiej egzystencji najważniejsze”.

Tegoroczna pielgrzymka przypada w 30 rocznicę zorganizowania Białego Marszu w dniu 17 maja 1981 r., który dał początek naszemu pielgrzymowaniu i jest dziękczynieniem za beatyfikację Jana Pawła II.

W tym roku na trasie pielgrzymki będą niesione po raz pierwszy relikwie błogosławionego Jana Pawła II.

Metropolita krakowski prosił pielgrzymów, aby podczas drogi, a potem w Częstochowie dziękowali Matce Najświętszej za beatyfikację Jana Pawła II, prosząc równocześnie, by „nieodległy był dzień kanonizacji Pasterza, który ze Wzgórza Wawelskiego przeprowadził się na Wzgórze Watykańskie i którego przez dwadzieścia siedem lat nazywaliśmy Piotrem naszych czasów”.

Na zakończenie homilii kardynał Stanisław Dziwisz zawierzył tegoroczną pielgrzymkę błogosławionemu Janowi Pawłowi II.

„Niech on będzie waszym duchowym przewodnikiem. Niech was inspiruje do ewangelicznego stylu życia i służby. Niech was przekonuje, że świętość nie jest dodatkiem do życia dostępnym dla nielicznych, lecz jest powołaniem każdego prawdziwego ucznia Jezusa".

Zachęcił także pątników, aby w drodze na Jasną Górę zanieśli wszystkie ważne sprawy Archidiecezji Krakowskiej.

„Proście Pana żniwa o nowe i dobre powołania kapłańskie, zakonne i misyjne. Módlcie się za naszych nowych biskupów pomocniczych Grzegorza i Damiana, aby byli pasterzami według Serca Jezusa i Serca Maryi. Niech Jasnogórska Pani czuwa nad wami, byście bezpieczni dotarli przed Jej tron i by wasz trud przyniósł wielokrotny plon” - zakończył.

Inicjatywa pielgrzymowania krakowskiego jest kontynuacją "Białego Marszu", zorganizowanego 17 maja 1981 r., po zamachu na Jana Pawła II. Wówczas studenci Krakowa zorganizowali w duchowej jedności z Ojcem Świętym „Biały Marsz”. Przeszedł on 17 maja 1981 roku z Krakowskich Błoń - miejsca Mszy św. odprawionej przez Jana Pawła II w czasie pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny - do Rynku Głównego, gdzie Metropolita Krakowski ks. kardynał Franciszek Macharski odprawił Mszę św. Kilkaset tysięcy studentów, młodzieży i mieszkańców Krakowa modliło się wówczas w intencji Ojca Świętego. Idea „Białego Marszu” doprowadziła do zorganizowania Pieszej Pielgrzymki z Krakowa do Częstochowy na Jasną Górę.

ks. Robert Pietrzyk

....................

http://www.diecezja.pl/


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 10, 2011, 10:32:28
                                                        Opinia na zlecenie
Fot. M. Borawski


Platforma Obywatelska próbuje wygenerować kolejny sztuczny problem z Radiem Maryja w roli głównej. Pretekstem jest incydent sprowokowany przez ekipę reporterów Polsat News, do którego doszło w trakcie ubiegłotygodniowej pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę. Operator stacji - jak podkreślają świadkowie - kopnął pielgrzyma, sądząc, że wywoła jego agresywną reakcję.

Na tę okoliczność szefowa sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu Iwona Śledzińska-Katarasińska sprokurowała naprędce rojący się od błędów merytorycznych projekt opinii wzywający do potępienia "władz Radia Maryja" i próbowała go przeforsować na zwołanym w trybie nagłym posiedzeniu. W dokumencie posłanka dokonała swego rodzaju inwersji, sytuując w miejscu opresora, jakim byli dziennikarze Polsatu, organizatorów peregrynacji. "Komisja Kultury i Środków Przekazu wyraża zaniepokojenie incydentami wywołanymi 9 lipca br. przez niektórych uczestników Pielgrzymki Radia Maryja na Jasną Górę. Czynna i słowna napaść na dziennikarzy mediów, zarówno elektronicznych, jak i drukowanych, tylko dlatego, że są one niezbyt lubiane w tym środowisku, była klasycznym przykładem ograniczenia możliwości wykonywania obowiązków zawodowych" - czytamy w projekcie opinii komisji w sprawie swobody wykonywania zawodu przez dziennikarzy.
Dalej jest mowa o tym, jak "szczególny niesmak" budzi to, że do zdarzenia doszło w miejscu, które powinno być wolne od przemocy i politykierstwa, oraz że doszło do niego w obecności osób, które "nie wahają się oskarżać państwa polskiego i jego władz - także na forum europejskim - o stosowanie praktyk totalitarnych i ograniczanie wolności wypowiedzi". Dokument podnosi też zarzut, że ze strony organizatorów pielgrzymki nie padły słowa "potępienia i przeprosin". Zgodnie z intencją autorów projekt komisji miałby trafić do MSWiA oraz Krajowej Rady Radiofoni i Telewizji. Tuż po zakończeniu posiedzenia komisji jej przewodnicząca Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO) w rozmowie z dziennikarzami zaznaczyła, że nic by się nie stało, gdyby słowa przeprosin ze strony władz Radia Maryja i Telewizji Trwam padły. Na słowa dziennikarzy, że to przecież nie Telewizja Trwam była organizatorem pielgrzymki, przewodnicząca komisji powiedziała, że jest ona jednak częścią pewnego medialnego koncernu. Odnosząc się do fragmentu tekstu dotyczącego "współpracującego z Radiem Maryja ugrupowania politycznego", Śledzińska-Katarasińska zastrzegła, że do takiej współpracy "nie każdy może się przyznać" i że projekt nie precyzuje, jakoby chodziło tu o Prawo i Sprawiedliwość. - Gdyby się przyznała Platforma Obywatelska, że blisko współpracuje z Telewizją Trwam i Radiem Maryja, to bym też oczekiwała, że Platforma przeprosi - mówiła. Jednocześnie stwierdziła, że "można przypuszczać", iż to PiS jest adresatem tego wezwania, gdyż w pielgrzymce uczestniczył jego prezes Jarosław Kaczyński. Dyskusję nad projektem odłożono do następnego posiedzenia Sejmu. Śledzińska-Katarasińska pytana, czy weźmie pod uwagę dalszy bieg tej sprawy w organach policji, stwierdziła lakonicznie: "Nie jesteśmy od śledztwa. Ja nie zajmuję się przestępstwami. Ja chcę uzyskać efekt wystąpienia w obronie swobody wykonywania zawodu przez dziennikarzy". Zapewniła, że sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu ujmie się za każdym skrzywdzonym żurnalistą. Argument ten, poparty przez jej klubowych kolegów, padał ze strony poseł PO niejednokrotnie podczas wczorajszego posiedzenia komisji. - Dziennikarz powinien posiadać pewien komfort pracy. I o to chodzi w tej opinii, a nie o ocenę określonej sytuacji - zaznaczyła Śledzińska-Katarasińska
- Jest oczywiste, że komisja, która w swojej nazwie ma dobro kultury i dobro środków przekazu, musi i powinna zajmować się sprawami, które temu szkodzą - mówili Andrzej Halicki (PO) i Tadeusz Sławecki (PSL). Halicki to ten sam poseł, który odmówił zajęcia się problemem utrudniania pracy dziennikarzom "Naszego Dziennika" na terenie Federacji Rosyjskiej. Projekt opinii skrytykowali posłowie Prawa i Sprawiedliwości. - Nie widać było tej dbałości z pani strony, kiedy w Moskwie dziennikarzom "Naszego Dziennika" został odebrany sprzęt. Tak samo, kiedy w rocznicę katastrofy smoleńskiej na Krakowskim Przedmieściu dziennikarz "Gazety Polskiej" został pobity przez funkcjonariuszy straży miejskiej. Skąd ta troska teraz? I dlaczego wzywa pani do przeprosin organizatorów pielgrzymki, a nie autorów incydentu? - pytała Anna Sikora. - Czy tamte wydarzenia były mniej ważne od tego, co rzekomo stało się na Jasnej Górze? - dopytywał Jan Dziedziczak. Warto zaznaczyć, że przez blisko pierwszy kwadrans posiedzenia posłowie PiS daremnie starali się uzyskać informację od szefowej komisji, kto właściwie jest autorem projektu. Po wielokrotnych indagacjach przewodnicząca komisji przyznała w końcu, że to ona jest jego autorem. - To nie jest uchwała ani ustawa. To jest opinia, którą komisja przyjmie bądź nie - próbowała się tłumaczyć Śledzińska-Katarasińska. Kiedy z sali padały głosy: "Ale kto przygotował projekt?", posłanka PO nieudolnie ripostowała: - To proszę powołać komisję śledczą, to wtedy będziemy rozmawiać, kto przygotował projekt. Ja zwołałam posiedzenie dla rozpatrzenia tej opinii. Autorem tego tekstu jestem ja. I nie widzę powodu, bym się tego autorstwa wypierała.
Po zakończeniu posiedzenia komisji Elżbieta Kruk (PiS) mówiła, że o terminie dowiedziała się dopiero w czwartek wieczorem, natomiast druk projektu, bez podpisu jego autora, w skrzynkach poselskich znalazł się w piątek rano. - Miałam wrażenie, że przewodnicząca zaskoczyła nawet posłów Platformy - przyznała Kruk. Jak zauważyła, nie dopytywali nawet o autora dokumentu.

Platforma nie wie, o co chodzi

Dokument, który próbowała przeforsować Śledzińska-Katarasińska, nie precyzuje, o jakie wydarzenia krępujące swobodę dziennikarską chodzi. Dopytywana o tę kwestię stwierdziła, że o incydencie, który określiła jako napaść na dziennikarzy Polsatu ze strony uczestników XIX Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę, powiedzieli jej dziennikarze, którzy tam byli i którzy zgłosili się do niej jako szefowej komisji z prośbą o zajęcie się sprawą. - Komisja nie może zajmować się sprawą na zasadzie, że jakaś pani powiedziała innej pani - komentowała Kruk. Powołała się tu na poniedziałkową publikację "Naszego Dziennika", w której rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Częstochowie, podinspektor Joanna Lazar, informowała, iż dziennikarka Polsatu Ewa Żarska podczas niedzielnego przesłuchania nie złożyła wniosku o ściganie za pobicie. - Tego wniosku nie mamy - potwierdziła wczoraj w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" podinspektor Lazar. Do Komendy Miejskiej Policji w Częstochowie wpłynęło natomiast pismo z jednej ze stacji telewizyjnych o wszczęcie postępowania w sprawie o uszkodzenie mienia, tj. elementów kamery telewizyjnej. Wczoraj policjanci z Komisariatu I w Częstochowie wszczęli postępowanie w tej sprawie. - Jest to postępowanie w sprawie, nie przeciwko osobie - zapewnia Lazar.
Warto zaznaczyć, że w trakcie burzliwej dyskusji na temat wnioskodawcy projektu Zbigniew Girzyński złożył wniosek formalny o odroczenie prac nad projektem do czasu uzyskania opinii prawnej biura legislacyjnego. Chodziło o sprawdzenie, czy nie ma kolizji między przedłożonym komisji dokumentem a przepisami konkordatu, a konkretnie zapisami odnoszącymi się do organizacji przedsięwzięć religijnych publicznych. Wniosek został jednak odrzucony głosami posłów PO i PSL. Tak samo jak wniosek Girzyńskiego o odwołanie Śledzińskiej-Katarasińskiej z funkcji przewodniczącej sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. Argumentem, jaki podnosił tu Girzyński, były krytyczne wypowiedzi poseł Platformy co do protestów studenckich w 1968 r. publikowanych w kwietniu 1968 r. na łamach "Dziennika Łódzkiego".

Nie kop pielgrzyma

Wobec wydarzeń na Jasnej Górze stanowisko bazujące na niezweryfikowanych doniesieniach Polsatu News wydał też wczoraj Jan Dworak, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Stwierdza w nim autorytatywnie, choć nie zadał sobie nawet trudu zasięgnięcia opinii pana Andrzeja z Katowic i innych pielgrzymów, świadków zajścia, jakoby "Uczestnicy pielgrzymki siłą uniemożliwili wykonywanie obowiązków dziennikarskiej ekipie jednej ze stacji telewizyjnych".
Dworak sformułował też złotą myśl, że "niedopuszczalne jest dzielenie mediów na dobre i złe, i decydowanie, komu wolno, a komu nie wolno wydarzeń takich relacjonować". I pouczył, że to na organizatorze "imprez o charakterze masowym" ciąży obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa wszystkim na nich obecnym, w tym dziennikarzom. Nie ma zaś ani słowa krytyki ekipy Polsat News, która nie wystąpiła do organizatorów z prośbą o akredytację i według relacji pielgrzymów przeszkadzała w godnym przeżywaniu Liturgii. Zabrakło też choćby ogólnego apelu do pracowników mediów, że nie należy kopać uczestników pielgrzymek, nawet gdyby w niektórych telewizjach uznawano to za metodę pracy.

Anna Ambroziak
........................

Maria Sodoma-Szklarczyk z Godzikowic:

Samego momentu kopania pielgrzyma przez kamerzystę stacji Polsat News nie widziałam, bo na początku siedzieliśmy z mężem na krzesełkch. Kiedy jednak w pobliżu zaczął się robić coraz większy szmer, wstałam i wówczas zobaczyłam tego mężczyznę i stojącego za nim operatora. I widać było, że wcześniej operator silnie pchnął lub kopnął pielgrzyma z flagą, bo ten poleciał z impetem do przodu. Przy czym na pewno nie było to jakieś nieświadome uderzenie. Kopnięty mężczyzna nie mógł też nikogo uderzyć, bo nie dość, że był odwrócony, to jeszcze znajdował się w jakiejś odległości od dziennikarzy, odrzucony siłą wymierzonego mu ciosu. Widziałam również, że koncentrował się wówczas na tym, by nie upaść. Na początku też nie wiedziałam, kim jest ten atakujący. Dowiedziałam się, że jest pracownikiem Polsatu, dopiero gdy podeszłam bliżej. A podeszłam dlatego, że byłam oburzona takim zachowaniem, i to jeszcze w miejscu modlitwy! Chciałam zapytać tego atakującego mężczyznę, dlaczego tak się zachowuje. Od samego początku miałam wrażenie, że jest to jakaś prowokacja. Z całą świadomością mogę powiedzieć, że zarówno operator, jak i dziennikarka stacji Polsat wyglądali tak, jakby byli przygotowani na całą prowokację. Ci ludzie byli bardzo spokojni w działaniu i dobrze do tego przygotowani. Samą bójkę poprzedziło ich skandaliczne wobec modlących się pielgrzymów zachowanie. Bardzo głośno rozmawiali i komentowali wszystko, co działo się przy głównym ołtarzu. Słyszałam, jak pielgrzymi wielokrotnie prosili ich, by się uspokoili i by pozwolili im wysłuchać przemawiających przedstawicieli rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Kiedy pracownicy stacji zaczęli ich bez zgody filmować, ludzie zaczęli zasłaniać rękoma obiektyw. Podobnie musiał zrobić pan Andrzej, po czym chyba otrzymał kopniaki. I jestem gotowa zaświadczyć to, co widziałam, bo jako były ławnik i żona prawnika muszę stać po stronie prawdy. Nie możemy pozwolić, by inni opierali się na wierutnych kłamstwach. Bo powielanie kłamstw, jakoby to pracownicy stacji Polsat zostali zaatakowani i pobici przez pielgrzymów, jest naprawdę oburzające.

not. MBZ

....................
                                     DOPISALI MNIE DO SCENARIUSZA
Ani w słowach, ani w czynach, ani nawet w myślach nie dopuściłem się przemocy wobec zaczepiającej mnie dziennikarki Polsatu News oraz jej operatora
Dopisali mnie do scenariusza
Fot. M. Borawski

Z panem Andrzejem z Katowic (nazwisko do wiadomości redakcji), pielgrzymem pobitym przez operatora stacji Polsat News, rozmawia Marta Ziarnik

W ostatnich dniach stał się Pan "bohaterem mediów", nawet sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu postanowiła poświęcić Panu posiedzenie...
- Pani redaktor, już teraz widać, kto był celem tej prowokacji i kto jest tym "bohaterem mediów". Ja w tych mediach jestem tylko tłem i pionkiem, a na pierwsze strony i na wokandę komisji został wyciągnięty niczemu niewinny ojciec Tadeusz Rydzyk. Właśnie o to mediom cały czas chodziło. Moja osoba była tylko tematem zastępczym, za pomocą którego chciano uderzyć w dyrektora Radia Maryja. Z pewnością rządzący wykorzystają to także w kampanii wyborczej.

Potwierdza to chociażby fakt, że wczoraj - pomimo wielu relacji świadków, że 10 lipca to ekipa stacji Polsat News wywołała incydent i dopuściła się wobec Pana rękoczynów - sejmowa komisja kultury próbowała skarcić nie winnych zajścia, tylko Radio Maryja, Telewizję Trwam oraz klub Prawa i Sprawiedliwości za - jak to ujęto w projekcie stanowiska - "czynną i słowną napaść na dziennikarzy".
- To jedynie potwierdza moje przypuszczenia. Dość szczegółowy opis zajścia wiernie przekazałem podczas mojego przesłuchania na policji w Częstochowie. Tymczasem zarzuty komisji są sprzeczne z prawdą. Podkreślam: ani w słowach, ani w czynach, ani nawet w myślach nie dopuściłem się przemocy wobec zaczepiającej mnie dziennikarki Polsatu oraz towarzyszącego jej operatora. Żadne tego typu oskarżenia nie zostały przez pracowników wspomnianej telewizji wobec mnie złożone - bo nic podobnego nie zrobiłem. Wraz z innymi pielgrzymami prosiliśmy ich jedynie, aby skoro nie mają akredytacji, usunęli się z miejsca pielgrzymki i nie zakłócali uroczystości. Mówiłem, żeby filmowali wszystko ze skraju placu, tak by nam nie przeszkadzać, bo przecież ich profesjonalny sprzęt jest w stanie ująć obraz nawet z bardzo daleka. Przekonywałem, że nie ma sensu, aby wpychali się w modlących się ludzi, przeszkadzając im w skupieniu. Dlatego działanie sejmowej komisji kultury odczytuję jako wciąganie Radia Maryja przez obecne władze w kampanię wyborczą partii rządzącej. Ten kolejny już atak pokazuje ich determinację, aby zniszczyć toruńską rozgłośnię.

Spodziewał się Pan, że posłowie bez żadnych dowodów potraktują Pana jako agresora?
- Nigdy. Ale to jest kłamstwo i można je udowodnić. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że najpoważniejszym "agresorem" politycy PO starają się okrzyknąć dyrektora Radia Maryja, który rzekomo wywołuje "atmosferę nienawiści". Tylko że ja nigdzie nie widziałem, żeby ktoś był w stanie poprzeć te absurdalne zarzuty dowodami. Wyraźnie widzimy, że tu nie chodzi o prawdę, tylko o konkretny cel. Przeraża mnie, że ci, którzy mają totalną władzę w Polsce, sądzą, iż wszystko im wolno. Zamiast od czterech lat rozwiązywać stojące przed Polską problemy, w tym chociażby zażegnać kryzys ekonomiczny, wyprzedawanie mienia i wynarodawianie, całą energię kierują na niszczenie ludzi o odmiennych, katolickich, konserwatywnych poglądach. Trwa kampania przeciw dyrektorowi Radia Maryja i inicjowanym przez tego odważnego duchownego projektom. Niszczono prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a teraz kontynuuje się to w stosunku do prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Doprawdy, ja jestem tylko małym pionkiem w ich nędznych rozgrywkach i zagrywkach wymierzonych w wyżej wymienione osoby.

W świetle tego, co mówią pielgrzymi, komisja kultury powinna się raczej jednoznacznie za Panem ująć...
- Ale śmiem twierdzić, że tej komisji nie chodzi o prawdę, a jedynie o nowy, bardzo medialny temat zastępczy. Na jakiej podstawie jakaś grupa polityków uzurpuje sobie prawo do orzekania, kto jest winny i kto ma przepraszać? Na jakiej podstawie mają oni doraźnie decydować, że dziennikarze zawsze mają prawo wstępu na prywatne zgromadzenia - nawet jeśli wchodzą tam tylko po to, by siać zamieszanie? Nie po to nadstawiałem za komuny swój kark, walcząc o wolną Polskę, by nam teraz te wywalczone prawa mógł wyszarpywać każdy, by można nam było kneblować usta i wsadzać nas za kraty za wierność ideom. Najgorsze jest to, że dziś tzw. standardów demokratycznych czy moralności mają nas uczyć ludzie o zaśmieconych życiorysach...
Jak można bezczelnie kłamać, trąbiąc o "budowaniu atmosfery nienawiści", skoro ekipa Polsatu spokojnie wchodziła i wychodziła z placu i żaden nienawistny, fanatyczny motłoch - jak nas opisywano - nie atakował agresorów? Dlaczego pozwala się, by mój wizerunek pojawiał się bez mojej zgody w mediach i by moja osoba była oczerniana i pomawiana o coś, czego w rzeczywistości nie zrobiłem? Chciałbym też zapytać, czy mnie wolno kopać tylko dlatego, że jestem katolikiem i utożsamiam się z Radiem Maryja, bardzo cenię jego założyciela? Czy w związku z powyższym nie mam już prawa do własnych poglądów, do wolności w wyznawaniu wiary, a także prawa do prywatności i nietykalności? Przecież to ja wraz z modlącymi się na Jasnej Górze pielgrzymami oraz Ojcowie Redemptoryści powinniśmy być przynajmniej przeproszeni przez stację Polsat i jej pracowników. Bo naprawdę mają nas oni za co przepraszać. Jeżeli ktoś kłamie w małej sprawie, skłamie też i w wielkiej.

Dziękuję za rozmowę.
.................................

                                     Kiedy agresor stylizuje się na ofiare

O. dr Tadeusz Rydzyk CSsR, dyrektor Radia Maryja:

To niezwykła przewrotność i bezczelność obca cywilizacji łacińskiej. Od kiedy to ci, którzy są poszkodowani, mają przepraszać? Czy pani przewodnicząca Komisji Kultury i Środków Przekazu kiedykolwiek zapytała o rzetelność dziennikarską w sytuacji, kiedy Radio Maryja było i jest atakowane przez tzw. dziennikarzy? To są rezultaty tego, że ci, którzy mieli władzę w komunizmie, zawładnęli szybko własnością Narodu, zawładnęli mediami. Okazuje się, że nic się nie skończyło, zmieniły się tylko metody walki, które przeniosły się m.in. na media. Jestem tym oburzony. Sądziłem, że w Sejmie są ludzie, którzy przynajmniej stwarzają jakieś pozory. A tu nie stwarza się żadnych pozorów. Rocznie pada przynajmniej trzy tysiące wypowiedzi przeciwko Radiu Maryja i ludziom posługującym w Radiu. Wypowiedzi, które nadają się do sądu. I mówię tu tylko o pismach. A co się dzieje w telewizjach, w stacjach radiowych, co się dzieje w kabaretach, jakie kłamstwa, pomówienia, jakie wyśmiewanie! Dlaczego Komisja Kultury i Środków Przekazu tym się nie zajmie? To samo odnosi się do polityków - jak zachowali się również po tej pielgrzymce, co mówili, czy tam była kultura? Pani przewodnicząca i wielu dziennikarzy to funkcjonariusze dawnego systemu, którzy są zaangażowani w mediach niszczących kulturę polską, szargających dobre imię Kościoła katolickiego. To jest bolszewizm, walka bez pardonu. To, co wydarzyło się w czasie tej pielgrzymki, było kolejnym podeptaniem praw obywatelskich do wolności, do gromadzenia się na modlitwie. Dziennikarze Polsatu nie mieli żadnej akredytacji, wtargnęli i zrobili prowokację. My mamy prawo do gromadzenia się i do modlitwy. I to oni nas powinni co najmniej przeprosić. Za takie zachowanie my możemy wystąpić na drogę prawną, domagając się zadośćuczynienia.

not. Amb

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110716&typ=po&id=po02.txt




Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 11, 2011, 20:47:36
Marek Dziewiecki, Magdalena Guziak-Nowak
                                                             
                                                           Seksualność czysta z miłości


Czy przed współżyciem małżonkowie powinni się modlić? Dlaczego w sypialni nie ma miejsca na kompromis? I jak antykoncepcja kamienuje współczesne kobiety? Na te i wiele innych pytań odpowiada ks. dr Marek Dziewiecki, psycholog, autor publikacji dotyczących kształtowania dojrzałej postawy wobec poszczególnych sfer ludzkiego życia, wychowania seksualnego, formacji sumienia i dojrzałej religijności. Rozmawia Magdalena Guziak-Nowak.

Sakrament małżeństwa jest jedynym, którego szafarzami są świeccy, a nie ksiądz...

— Fakt ten podkreśla autonomię mężczyzny i kobiety w wyborze małżonka. Nikt nie może im niczego w tym względzie narzucić. Nawet Bóg! Błędne jest przekonanie, że to Bóg zsyła komuś „drugą połówkę”, a zadaniem człowieka jest odnaleźć „tę” osobę. Miłość małżeńska to pomysł Boga, ale Stwórca respektuje wolność człowieka w wyborze żony czy męża. Podpowiada natomiast kryterium wyboru: powinna to być taka osoba, która potrafi kochać na zawsze. Roztropny człowiek konsultuje się z Bogiem, rodzicami, duszpasterzem, ale ostateczna decyzja — i związane z nią ryzyko! — spoczywa na narzeczonych.

Jaka jest rola księdza przy ołtarzu?

— Gdy narzeczeni ślubują sobie nieodwołalną miłość, kapłan jest urzędowym świadkiem tej ich decyzji. Zanim to nastąpi, jest on zobowiązany do solidnej weryfikacji tego, czy ona i on dorośli do wiernej miłości w dobrej i złej doli, na zawsze. Sakrament małżeństwa to nie jedno z praw obywatelskich, z którego każdy może korzystać. To spotkanie Boga z Jego przyjaciółmi, którzy z Jego pomocą ślubują sobie miłość z najwyższym, Bożym znakiem jakości.

W jednym ze swoich tekstów pisze Ksiądz, że dorastanie do miłości, jaką proponuje Bóg, nie jest spontaniczne. Ten brak spontaniczności trochę mi tu nie pasuje...

— Modne obecnie ideologie przeceniają możliwości człowieka i mówią o spontanicznej samorealizacji czy o wychowaniu bez stresów. Po grzechu pierworodnym to, co dobre, prawdziwe i piękne, jest trudne. Spontanicznie można się krzywdzić, ale nie rozwijać. Możliwa jest spontaniczna autodestrukcja, na przykład w postaci narkomanii, alkoholizmu czy egoizmu. Spontanicznie przychodzi nam uczenie się języka ojczystego, jedzenia czy poruszania się. Miłość, odpowiedzialność czy wolność to postawy, które wymagają od człowieka dyscypliny i wysiłku.

Współżycie seksualne jest chyba spontaniczne?

— Tak, ale wyłącznie wtedy, gdy jest przejawem popędu czy pożądania, a nie miłości. Jeśli jest ono wyrazem miłości, to wiąże się z rozwagą, delikatnością, wrażliwością na wrażliwość małżonka, a taka postawa nie jest czymś spontanicznym, lecz przemyślanym. Wymaga bogatego człowieczeństwa. Dla erotomana pójście do prostytutki jest spontaniczne. Jednak współżycie w małżeństwie, które wyraża miłość i czułość, a nie pożądanie, to coś zupełnie innego.

Co Biblia mówi o seksualności człowieka?

— Pierwsze polecenie, jakie Bóg kieruje do mężczyzny i kobiety, brzmi: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się” (Rdz 1, 28). Seksualność małżonków na kartach Pisma Świętego traktowana jest jako symbol bliskości i miłości Boga wobec człowieka. Jednocześnie Biblia tchnie realizmem, gdyż Bóg jest realistą, który nas rozumie, a nie tylko kocha. Właśnie dlatego Pismo Święte ukazuje sytuacje, w których współżycie seksualne staje się przekleństwem. Dzieje się tak wtedy, gdy ktoś redukuje siebie do ciała i popędu, a drugą osobę traktuje jak rzecz.

Wypaczenie seksualności grozi nawet ludziom, którzy osiągnęli wysoki poziom duchowy i religijny. Przykładem jest król Dawid, który służył Bogu szczerze i z radością, ale w godzinie kryzysu stał się cudzołożnikiem i mordercą. Ta sama seksualność, która w małżeństwie jest błogosławieństwem, poza nim może stać się źródłem przemocy, chorób, a nawet śmierci. Nawet świeckie systemy prawne zakazują większości wyobrażalnych zachowań seksualnych, gdyż prowadzą one do dramatycznych krzywd i cierpienia.

Jaki wiek jest lepszy na ślub: bliżej 18 czy bliżej 40 lat?

— Zdecydowanie bliżej 18! Optymalny okres to czas między 21. a 25. rokiem życia. Jeśli ktoś rozwija się prawidłowo, rośnie w łasce i mądrości u Boga i ludzi, to w tym wieku jest już na tyle dojrzały, by zawrzeć szczęśliwy i trwały związek małżeński. Dlaczego nie później? Choćby ze względu na zegar biologiczny: na tym świecie nie żyjemy wiecznie. Młodzi małżonkowie mają największe szanse na to, by tryskać wzajemną miłością z młodzieńczym entuzjazmem.

Zwraca Ksiądz uwagę na to, by w okresie przygotowania do małżeństwa „nie dochodziło do inicjacji seksualnej ani innych form krzywdy”. O jakie krzywdy tu chodzi?

— Krzywdą jest cudzołóstwo, czyli współżycie pozamałżeńskie. Nie istnieje coś takiego jak współżycie przedmałżeńskie, gdyż — jeśli doszło do współżycia przed ślubem — to ona i on nie mają gwarancji, że się pobiorą. Mogą mieć jedynie taką nadzieję, ale żadna ze stron nie jest do tego zobowiązana. Doświadczenie uczy, że po takim współżyciu mężczyzna często oddala się, znika. Większość ludzi chce pobrać się z kimś, kto szanuje samego siebie i kto przygotowuje się do małżeństwa, opierając się na miłości, a nie na seksualności. Również taki mężczyzna, który ma trudności w panowaniu nad popędem, nie chce żony, która współżyła z kimś przed ślubem. Choćby z nim! Jeśli dochodzi do współżycia przed ślubem, to wcześniej czy później ona i on zaczną mieć żal do siebie. Chowają się przed Bogiem, jak Adam. Do końca życia będą mieli wątpliwości, czy ta druga osoba zachowa wierność po ślubie.

Jan Paweł II mówi, że mężczyzna powinien rozwijać relację do kobiety, która jest seksualnie atrakcyjna, ale nie do jej seksualności.

— To bardzo trafna obserwacja! Wziąć dziewczynę za rękę to nie to samo, co wziąć rękę dziewczyny. W pierwszym przypadku chłopak skupia się na osobie, na jej przeżyciach i potrzebach, a w drugim — jedynie na jej ciele oraz na własnej przyjemności. Jeśli mąż poczuje podniecenie, może przytulić się do żony, szeptać jej czułe słowa i dawać znaki bliskości, które ją wzruszą. Ale jeśli zauważy, że żona nie chce dziś współżyć, uszanuje to.

Kilka lat temu jeden ze znajomych Włochów powiedział mi, że bardzo kocha żonę, ale ona od roku unika współżycia. On na razie nie ma odwagi wprost o tym z nią rozmawiać i cierpi, ale pozostaje jej wierny i ją szanuje. To sprawia mu wielką radość. Gdy ktoś twierdzi, że musi współżyć określoną liczbę razy w miesiącu, to jest niezdolny do miłości i pusty duchowo, gdyż duchowość zaczyna się od odkrycia, że nie jestem tylko ciałem.

Mówi się, że małżeństwo to sztuka kompromisów. W sprawach seksualnych też?

— Na kompromisy można godzić się jedynie w sprawach drugorzędnych — w kwestii gustów i smaków czy w kwestiach, które nie odnoszą się do zasad moralnych i sumienia. W miłości i moralności kompromisów być nie może. Rodzic może być tolerancyjny w kwestii tego, jakiego koloru czapkę włoży dziecko zimą: niebieską czy czerwoną, ale czapkę włożyć musi. Na kompromisy można pójść w kwestii spędzania wolnego czasu czy wyjazdu na wakacje. Jeśli natomiast żona czułaby się niekochana, gdyby mąż dążył do współżycia na przykład w sytuacji, w której ona ma poważne zmartwienie lub przeżywa uzasadniony żal do niego, to mąż powinien to respektować. Zmuszanie jej byłoby zaprzeczeniem miłości do niej.

Są tacy duszpasterze, którzy przekonują, że dla dobra małżeństwa żona powinna niemal zawsze ustępować...

— Dlaczego żona, a nie mąż?! Fundamentem małżeństwa jest miłość. Ustępowanie za cenę sumienia czy krzywdy to rezygnacja z miłości i początek kryzysu małżonków. Kochający mąż nigdy nie oczekuje kompromisów w sprawach regulowanych Dekalogiem czy innymi normami moralnymi.

Jeden z katolickich serwisów internetowych promuje gadżety urozmaicające życie seksualne. Myślałam, że Kościół tego nie popiera.

— Z pewnością nie popiera. Ta wiadomość mnie szokuje! Jest to stawianie seksu w centrum uwagi i kosztem miłości! To pośrednie promowanie uzależnień, a nawet patologii. Szukanie akcesoriów seksualnych to przejaw skupiania się na popędzie zamiast na kochanej osobie. Z gadżetów korzystają erotomani, u których stopniowo spada wrażliwość na dotychczasowe bodźce.

W małżeństwie atrakcyjna jest osoba, a nie współżycie. Nawet gdyby mąż miał problemy z erekcją, to najlepszą pomocą jest wtedy klimat bezpieczeństwa, który tworzy kochająca i wrażliwa żona. Współżycie w małżeństwie to nie skutek podniecenia, lecz jeden ze sposobów komunikowania miłości.

Czy Kościół boi się słowa „seks”?

— Nie boi się tego słowa, lecz demaskuje fakt, że odrywa ono seksualność od miłości i płodności. Narzeczeni deklarują, że chcą przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym Bóg ich obdarzy, a nie że będą bawić się „seksem”. Seks interesuje erotomana czy prostytutkę. Małżonków interesuje wzajemna miłość, czułość i płodność.

Zastanawiam się, jakim językiem mówić o „tych sprawach”. W kolorowych pismach mamy wulgaryzmy, na ambonie — „komunię osób” i „oblubieńczy akt małżeński”, które mają głębokie znaczenie teologiczne...

— ... ale są zrozumiałe jedynie dla fachowców. Trzeba unikać obydwu tych skrajności i naśladować Jezusa, który o wszystkim potrafił mówić językiem zwyczajnym, prostym i jednocześnie precyzyjnym.

Co Ksiądz sądzi o pomysłach ludzi młodych, by żyć w białym małżeństwie?

— To dziwny pomysł. Zawieranie małżeństwa z takim nastawieniem byłoby wręcz nieważne. Tym się różni małżeństwo od zwykłej przyjaźni, że małżonkowie cieszą się także fizyczną bliskością i chcą współżyć seksualnie. Idea białego małżeństwa wynika z błędnego przekonania, że seksualność małżonków to „gorszy” rodzaj czystości niż czystość osób, które nie zawierają małżeństw. Takie przekonanie jest sprzeczne z Biblią. Sens ma natomiast powstrzymywanie się od współżycia wtedy, gdy ktoś po rozwodzie żyje w związku cywilnym. Jest to warunek korzystania z sakramentów świętych.

Czy w sypialni jest miejsce na wstyd? W Księdze Rodzaju czytamy, że nie było go przed grzechem.

— Żyjemy po grzechu pierworodnym i zdrowe poczucie wstydu oraz potrzeba intymności są czymś pozytywnym i rozsądnym. Tylko człowiek prymitywny ma wszystko na pokaz.

A co z pornografią? Niektórzy twierdzą, że skoro po ślubie jest miejsce na współżycie, to i na pornografię.

— Jedno nie ma nic wspólnego z drugim! Człowiek, który kocha, nie pomyśli nawet o pornografii. Przeciwnie, cierpi wtedy, gdy widzi tych, którzy się poniżają przez nagrywanie treści pornograficznych albo korzystanie z nich.

Oglądanie pornografii i masturbacja są potrzebne na pewnym etapie rozwoju i nieszkodliwe: to jedna z „prawd” powtarzanych przez „nowoczesnych” seksuologów.

— Niektórzy z tych seksuologów są już skazani za pedofilię czy dziecięcą pornografię. Ich poglądy nie mają nic wspólnego z prawdą, miłością czy psychologią rozwojową, a za to wiele wspólnego z ich życiorysem albo z zaleceniami ich medialnych czy finansowych sponsorów.

Jakie jeszcze kłamstwa są często powtarzane?

— Choćby to, że trzeba się „sprawdzić” przed ślubem. W rzeczywistości przed ślubem trzeba sprawdzić dojrzałość i zdolność do miłości, bo to fundament dopasowania się męża i żony w każdej sferze życia!

Gdzie powinna szukać pomocy para, która ma problemy w dziedzinie seksualnej?

— Najpierw potrzebna jest trafna diagnoza. Zwykle trudności seksualne są objawem poważniejszego kryzysu: miłości, odpowiedzialności, wierności. Najlepszej pomocy udzielają małżonkom ci, którzy uczą kochać, nawracać się, odzyskiwać nadzieję. Trzeba przezwyciężać przyczyny, a nie jedynie symptomy problemu.

W jaki sposób budować dobre małżeństwo „po przejściach”, gdy narzeczeni mają za sobą kontakty z wieloma partnerami seksualnymi? Dużo mówi się w Kościele o zachowaniu czystości przedmałżeńskiej, a mniej o tych, którzy zbłądzili i potrzebują „drugiej szansy”.

— To prawda. Kapłani powinni wszystkim ludziom proponować optymalną drogę życia: w czystości i świętości, ale też pomagać wracać na tę drogę tym, którzy z niej zeszli. Ważne, by taki powrót nie wynikał ze strachu przed chorobami wenerycznymi czy zdradami, ale z miłości do Boga, z troski o samego siebie oraz z szacunku do drugiej osoby.

Na czym polega czystość małżeńska?

— Małżonkowie czyści współżyją wyłącznie wtedy, gdy jest to wyrazem ich wzajemnej miłości, a nie popędu czy potrzeb emocjonalnych. Czystość to nie lęk przed seksualnością, ale postawienie osoby i miłości ponad popędem i seksualnością.

Co najbardziej niszczy fizyczną bliskość między małżonkami?

— Egoizm, wulgarność, brak szacunku i delikatności, skupianie się na technice współżycia, a także oczekiwanie, że seksualność wystarczy komuś do szczęścia.

Jak się spowiadać z grzechów przeciwko VI przykazaniu?

— Szczerze, z prostotą i z miłości. Dojrzały ksiądz pomaga penitentom przez to, że o tych kwestiach mówi rzeczowo i pogodnie w czasie homilii, rekolekcji, w konfesjonale. Także w obliczu kogoś, kto bardzo zgrzeszył, spowiednik powinien pamiętać, że to człowiek, który cierpi i chce się zmienić. Zasługuje na szacunek i pomoc w przemianie życia.

Czy przed współżyciem trzeba się modlić?

— Można, podobnie jak można modlić się przed wspólnym robieniem zakupów czy wspólnym sprzątaniem domu. Współżycie seksualne małżonków to nie jakaś wyizolowana akcja, jak w przypadku prostytucji, lecz jeden z elementów ciągłego wyrażania wzajemnej miłości. Jeśli małżonkowie współżyją wieczorem, to naturalne jest, że wcześniej się modlą. Szczęśliwi małżonkowie każdego wieczoru chętnie modlą się razem!

Czy współżycie jest „usprawiedliwione” tylko wtedy, gdy potencjalnie może prowadzić do poczęcia dziecka?

— Pierwszym sensem współżycia jest komunikowanie miłości. Narzeczeni nie ślubują sobie płodności, lecz miłość. Z woli Stwórcy płodność obejmuje mniej niż jedną trzecią cyklu. Rodzicielstwo powinno być potwierdzeniem wzajemnej miłości małżonków i być ofiarne, gdyż nie istnieje rodzicielstwo wygodne.

A co z antykoncepcją hormonalną?

— To współczesna forma kamienowania kobiet. W Starym Testamencie współżyjących poza małżeństwem kamienowano, a dziś mężczyźni, dla których popęd jest ważniejszy niż człowiek, każą kobietom niszczyć zdrowie fizyczne i psychiczne przez przyjmowanie zbędnych dla organizmu hormonów. Odpowiedzialne rodzicielstwo powinno być osiągnięte odpowiedzialnymi metodami.

Co zrobić, gdy jedno z małżonków chce żyć zgodnie z nauką Kościoła, a drugie chce stosować antykoncepcję?

— Trzeba wtedy wyjaśnić, że antykoncepcja nie chroni przed niechcianą ciążą i że prowadzi do aborcji. Badania wykazują, że ponad 70 proc. kobiet poddających się aborcji, stale stosowało antykoncepcję. Dojrzali małżonkowie mają lepszą alternatywę: poznają cykl płodności i potrafią świadomie kierować seksualnością. Jeśli mimo takiej wiedzy ktoś przymusza do stosowania antykoncepcji, to druga osoba nie powinna godzić się na współżycie.

W jaki sposób rodzice powinni okazywać sobie miłość, aby być dla dzieci dobrym wzorem w „tych sprawach”?

— Czule i dyskretnie! Intymne znaki bliskości powinni rezerwować do kontaktów sam na sam. Dzieci nie potrzebują rodzicielskiego ekshibicjonizmu, lecz pomocy w uczeniu się szacunku dla osób drugiej płci i w komunikowaniu miłości w sposób czysty i taktowny.

Niektórzy pytają: na co możemy sobie pozwolić, by to nie było już grzechem?

— To mentalność przegranych. Ludzie mądrzy pytają Boga i ludzi o to, co jeszcze mogą uczynić, aby kochać bardziej niż dotąd.

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/pk201115-seksualnosc.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 12, 2011, 09:47:10
Waszym zdaniem » Dziennikarstwo obywatelskie » Wydarzenia
Heksaemeron czyli jak powstało życie na Ziemi
stand_by1, 10 Sierpnia 2011, 19:36
Nowe pokolenia Polaków, dzieci, nasza pociecha i nadzieja, uczęszczając na lekcje religii, od początku są karmione informacjami, które w miarę poszerzania wiedzy szkolnej, siłą rzeczy muszą ulec weryfikacji. Zderzenie legendy z czysta nauką, niejednemu zamiesza w głowie. Czy dadzą się przekonać? Czy uwierzą, że było inaczej, niż mówił katecheta? Czy zadecydują, kto ma rację i z jakim przekonaniem wejdą w dorosłe życie?

 

Pierwszy opis stworzenia (Księga Rodzaju 1,1-2,4a)

To opowiadanie nazywane jest Heksaemeronem, ponieważ według niego Bóg stworzył świat w ciągu sześciu dni, po których odpoczął w dniu siódmym. Jest opisem kosmologicznym i wyraża ówczesną wiarę w konstrukcję wszechświata. Z czternastu, zachowanych kosmologii starożytnych, Heksaemeron wyróżnia się zasadniczo od innych wiarą w monoteistyczną naturę Boga.

Schemat stworzenia

Dzień pierwszy - Stworzenie światła i oddzielenie go od ciemności.Dzień drugi - Stworzenie sklepienia niebieskiego oddzielającego wody górne od dolnych.

Dzień trzeci - Stworzenie lądu i roślinności.

Dzień czwarty - Stworzenie Słońca, Księżyca i gwiazd.

Dzień piąty - Stworzenie zwierząt wodnych i latających.

Dzień szósty -Stworzenie zwierząt lądowych i człowieka.

 

Dzień siódmy - ten dzień traktuje się wyłącznie jako dzień odpoczynku uznając Dzień szósty jako ostatni. W pozostałych tłumaczeniach opartych na tekstach masoreckich, Dzień siódmy jest dniem ukończenia dzieła stworzenia przez Boga.

 

Prawdopodobnie już na poziomie edukacji w gimnazjum, nauczyciele biologii, geografii, czy fizyki, obalają ten mit, realizując  program dydaktyczny.

 

Dzieci dowiadują się, że według powszechnie przyjętej teorii Wielkiego Wybuchu, Wszechświat powstał 15 mld lat temu na skutek potężnej eksplozji. Słyszą także, że góry powstają w dwojaki sposób: wskutek działalności wulkanicznej albo wskutek fałdowania skorupy ziemskiej, dalej, że, w myśl teorii Darwina, człowiek pochodzi od małpy, że wszystko, co nas otacza, to efekt procesu ewolucji. Słyszą, że Słońce jest gwiazdą drugiej generacji. Oznacza to, że część obłoku molekularnego, z którego powstało Słońce pochodziła z pozostałości po wybuchu gwiazdy supernowej. Dowiadują się również, że musiał istnieć pewien typ organizmu jednokomórkowego, który był wspólnym dla rozwoju roślin i zwierząt. Okazuje się nagle, że burza z piorunami to nie przejaw gniewu bożego, tylko zderzenie ładunków ujemnych i dodatnich w atmosferze, a deszcz po suszy, to nie łaska boska, tylko łączące się kropelki chmury,na tyle duże  na wskutek wzajemnych zderzeń, aby pokonać opór powietrza i spaść na Ziemię. I tak dalej i tak dalej...

Dzieci wrócą ze szkoły i zapytają rodziców, jak to rzeczywiście było
 
Co rodzice im odpowiedzą ?


http://www.katecheza.info/dzieci/5k.html
.....................

Waszym zdaniem » Dziennikarstwo obywatelskie » Wydarzenia
Prymitywizm w polskim katolicyźmie
nudaveritas, 11 Sierpnia 2011, 16:54
Krótko i zwięźle ... o stanie kondycyjnym polskiego katolicyzmu ;

2007rok, uroczysty wjazd biskupa Stanisława Wielgusa do warszawskiej Archikatedry. Sam biskup nie nakłada jednak tiary ! rezygnuje pod pręgierzem oskarżeń o współpracę z SB. Przemawia jednak do zgromadzonych, którzy swoim zachowaniem, krzykami i złorzeczeniami doprowadzają do niemałej awantury - Achikatedra warszawska jako świątynia katolicka zostaje zrównana z jarmarkiem.

2010 rok, sierpień - Przed pałacem Namiestnikowskim w spontanicznym odruchu pamięci postawiono krzyż. Kościół katolicki zawarł porozumienie z instytucją państwa i harcerzami o przeniesienie go do kościoła św. Anny w miejsce godne krzyża, bo na tym miejscu jest on obiektem manipulacji i gier politycznych. Do przeniesienia krzyża niedopuszczają jednak tzw. "obrońcy", którzy porównują wszystkich do komunistów. Pseudoreligijni fanatycy pokonali państwo a także kościół katolicki, który okazał się za słaby, aby przeciwstawić się terrorowi kilkuset sekciarzy.

W rocznicę Powstania Warszawskiego, delegacje skladają kwiaty i wieńce na Powązkach. Jakże ważna to chwila, chwila zadumy, modlitwy na miejscu świętym jakim jest przecież cmentarz na którym to, nie kto inny jak katolik powinien zachowywać się godnie. Niestety - oklaski, gwizdy,krzyki, mruczenie i lżenie - kto tak postepuje ? napewno nie warszawscy powstańcy !

Szanowni polscy katolicy :
nie podnoście już głosu, niech nie usłyszę już z waszych ust kłamst oczywistych, że w tym kraju - w POLSCE, jesteście obrażani, że obrażane są wasze uczucia religijne, że wasze symbole są ośmieszane i niszczone. Niech nie usłyszę już nigdy więcej, że nie macie prawa manifestować swojej wiary i nie chcę słyszeć waszego oburzenia, kiedy inni korzystający z zapisów w polskiej Konstytucji pragną usunięcia symboli religijnych z miejsc publicznych, bo ... kiedy tradycja jak i ten PRAWDZIWY patriotyzm, kultura osobista nakazują umiar i daleko idący szacunek dla drugiego człowieka - nie jesteście w stanie go okazać ! zachowujecie się jak banda plemienna z epoki kamienia łupanego. "Prawdziwi Polacy" -hehehe- na ustach których w jednej chwili wyczytać można takie słowa jak patriotyzm i miłość a w drugiej, obelżywe i niecenzuralne okrzyki rodem z rynsztoka. Zachowują się tak o dziwo nie ateiści, nie antyklerykałowie i nie przeciwnicy roli kościoła w państwie i w życiu publicznym - tymi prymitywami są sami katolicy.

NV

http://nudoblog2.blog.onet.pl/
.................

im, awo / ju. | EKAI | 11 Sierpień 2011 | Komentarze (3)

                                                              Bez urny w kościele?

Msza św. pogrzebowa powinna być sprawowana nad trumną z ciałem a nie nad urną z prochami - mówią wytyczne watykańskie. Praktyka polska rozmija się jednak z wytycznymi Stolicy Apostolskiej sprzed ponad 30 lat.

Fot. Getty Images/FPM
Teraz stopniowo biskupi chcą wprowadzać prawidłowy porządek pochówków osób, które po śmierci zostały poddane kremacji. „Ale bez kategorycznych zakazów wnoszenia urny do kościoła podczas mszy pogrzebowej” – podkreśla ks. prof. Mateusz Matuszewski, liturgista, konsultor Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.

Nauka Kościoła nie zmieniła się co do sposobu grzebania człowieka – przypomina liturgista. - Właściwym sposobem jest sprawowanie obrzędów w obecności ciała zmarłego i pochowanie go do grobu. Jednak Katechizm Kościoła Katolickiego i Kodeks Prawa Kanonicznego dopuszczają kremację zwłok, jeśli nie wynika ona z pobudek przeciwnych Kościołowi.

Dokument regulujący przebieg pogrzebu w przypadku kremacji zmarłego z uzasadnionych powodów, Stolica Apostolska wydała już w 1977 roku. Dokument mówi, że obrzęd powinien przebiegać dwustopniowo – najpierw msza św. z trumną z ciałem zmarłego w kościele, z udziałem całej wspólnoty, następnie – czasem następnego dnia albo nawet kilka dni później - kremacja i obrzędy pogrzebowe w kameralnym gronie najbliższej rodziny w miejscu, gdzie urna zostanie złożona i z udziałem duchownego, który odmówi stosowne modlitwy.

Dołącz do nas na Facebooku

Taki przebieg mają pogrzeby na całym świecie, gdzie kremacja jest bardziej niż u nas rozpowszechniona. Jednak nie w Polsce – tu praktyka skręciła w niewłaściwą z punktu widzenia nauczania Stolicy Apostolskiej stronę i odbywają się pogrzeby, gdzie podczas mszy św. w kościele wystawiana jest urna z prochami zmarłego. – To wynika z kwestii praktycznych, ale i finansowych, pogrzeb już po kremacji jest na pewno tańszy niż dwudniowe obrzędy – podkreśla ks. prof. Matuszewski.

Kilka lat temu polscy biskupi postanowili uregulować kwestię tekstów liturgicznych pogrzebów z urnami – ponieważ zreformowane po Soborze Watykańskim II księgi liturgiczne zawierały jedynie formuły dotyczące obrzędów nad trumną z ciałem. Przy okazji tworzenia przez Komisję ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów dodatku do „Obrzędów pogrzebowych”, Stolica Apostolska poprosiła polski Episkopat, by w Polsce powrócono do właściwej praktyki pogrzebów – czyli mszy św. nad trumną a dopiero potem kremacji.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Dodatek do „Obrzędów pogrzebowych” – po rocznych konsultacjach - został zatwierdzony przez Watykan latem ubiegłego roku i opublikowany jesienią, jednak nie zawiera kategorycznego nakazu odmowy wystawiania urny z prochami zmarłego w kościele podczas mszy św. pogrzebowej. – W dokumencie jest napisane jak powinno być, ale jest jednocześnie powiedziane, że wiernych trzeba wychowywać do właściwej praktyki – podkreśla ks. prof. Matuszewski.

Dlatego Episkopat pracuje nad listem do wiernych, w którym biskupi wytłumaczą jak powinien poprawnie wyglądać pogrzeb z kremacją. By go opracować zasięgnięto szerokich konsultacji z duszpasterzami w całym kraju z parafii przy dużych cmentarzach gdzie są spopielarnie. Listem biskupi zajmą się prawdopodobnie na październikowym zebraniu plenarnym KEP - jak podkreśla bp Stefan Cichy, wieloletni przewodniczący a obecnie członek Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.

- Nie jest tak, jak piszą to dzisiaj media, że proboszczowie zaczną odmawiać wpuszczenia urny do kościoła na mszę – podkreśla ks. prof. Matuszewski. – Zwyczajów nie można zmieniać jednym dekretem. Poza tym będą uzasadnione przypadki – np. gdy ktoś umrze za granicą i do Polski zostaną sprowadzone jego prochy. Wtedy msza św. pogrzebowa będzie sprawowana z urną w kościele – tłumaczy.

W obowiązujących w całym Kościele „Obrzędach pogrzebu” czytamy w punkcie 15., poświęconym „paleniu zwłok”, iż „tym, którzy wybrali spalenie swoich zwłok, należy udzielić pogrzebu chrześcijańskiego, chyba że na pewno wiadomo, iż podjęli oni tę decyzję z motywów przeciwnych zasadom wiary chrześcijańskiej. (...) Obrzędy pogrzebowe należy odprawić w formie przyjętej w danym kraju, tak jednak, by było wiadomo, że Kościół wyżej ceni zwyczaj grzebania zwłok, ponieważ sam Chrystus chciał być pogrzebany. Należy również unikać niebezpieczeństwa zgorszenia lub zdziwienia ze strony wiernych. Gdy z zagranicy przesyła się urnę z prochami zmarłego, można odprawić pogrzeb według pierwszej formy rozpoczynając od mszy pogrzebowej albo według formy drugiej” (czyli pożegnanie zmarłego w kaplicy cmentarnej i przy grobie)" – czytamy w „Obrzędach pogrzebu”.

http://religia.onet.pl/kraj,19/bez-urny-w-kosciele,5037.html
..........................














Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 12, 2011, 21:53:19
Waszym zdaniem » Dziennikarstwo obywatelskie » Wydarzenia
Zupełne rozgrzeszenie - na sprzedaż
nudaveritas, 4 Lipca 2011, 13:29

Polak katolik = dewocja na pokaz i ponadprzeciętne wstecznictwo, uczestnictwo w nabożenstwach, które tak naprawdę są manifestacjami politycznymi nasycone wysoce groźnymi treściami o charakterze nacjonalistycznym. Powtarzanie w nieskończoność słów- Polak to katolik - gdy ten Polak, chrześcijanin z zaciętymi ustami i zmarszczonymi brwiami płonącymi z nienawiści, idąc w procesji, niby to głosząc miłość do bliźniego jedną ręką zdejmuje czapkę, a drugą zaciska pięść grożąć temu co czapki zdjąć nie chce.


Miłość wojująca, nietolerancja, fanatyzm, w końcu totalitaryzm i powrót do średniowiecznego barbarzyństwa. Polski katolicyzm wyróżnia się zabieganiem o karanie wszelkiej ?obrazy uczuć religijnych", co ma być przejawem poszanowania wolności sumienia i wyznania. Wszelkie kwestionowanie zasad katolickich ma dziś status podważania tradycji. Z jakiej to racji, bycie częścią tradycji uprawnia do ekstra ochrony ? Zresztą jakiej tradycji, tej maryjnej, polskiego kultu otaczania się kobietą. Kobietą, którą w 1950r. kilkudziesięciu watykańskich starców, oczywiście - mocą Ducha Świętego, podniosło do najwyższej godności wmnawiając wszystkim, że Matka Boska nie umarła, tylko została zabrana do nieba przez swojego syna -w ciele- ... co wskazuje, że do nieba nie udała się jej dusza, lecz ona razem ze swym ciałem. Tym samym paradoksalnie przyznano, że przynajmniej część nieba musi mieć charakter materialny, bo przecież CIAŁO musi przynajmniej jeść i pić.


Taką polską religijną tradycją są tzw. odpusty, którymi KK napełnia sobie skarbonki utwierdzając tylko takich jak ja w przekonaniu o materialistycznym niebie. Pominę fakt upłynniania przeróżnych atrap broni palnej w postaci pistoletów czy karabinów, którymi nasze pociechy bawią się w wojnę. (Czy to nie przypadkiem część praktyczna nauczania katechezy ?). Na takim przedstawieniu miałem okazję kupić nawet ładny, moim zdaniem różaniec, a w pierwszej chwili urzekł mnie nie sam różaniec, lecz stragan Veritasu, sprzedający dewocjonalia o nadprzyrodzonych właściwościach. Pytam więc, jakie to właściwości ma mieć mój różaniec, a w odpowiedzi słyszę że, -jeszcze żadnych - ! ażeby je nabyć, trzeba się udać po mszy do zakrystii i go poświęcić. Dowiedziałem się także, że istnieją trzy taryfy święceń: w najtańszej taryfie różaniec otrzymuje właściwość stu dni odpustu za każdorazowym jego odmówieniem. Co dawała droższa taryfa nie bardzo pamietam, pamiętam natomiast, że po poświęceniu najdroższą taryfą różaniec stawał się nieograniczoną przepustką do nieba. Otóż w chwili śmierci, posiadacz powinien pocałować krzyżyk różańca i wymówić słowa - O Jezu - aby uzyskać pełne rozgrzeszenie i odpust zupełny ... czyli bez czyścca trafia się prosto do nieba, prawie jak święci. Stojąca obok kobieta ściskając w trzęsących się rękach taki sam różaniec jak mój, patrząc mi prosto w oczy, drżącym głosem oznajmia mi, że ona poświęciła swój, najdroższą taryfą, ażeby to osiągnąć zapożyczyła się u znajomej sąsiadki, bo "zakup" ten był bardzo drogi. Nie chciałem pytać ile kosztował, lecz napewno nie był droższy od kilku wiosek, które kiedyś sprzedawała bogata szlachta , chcąc uzyskać odpust zupełny, osobiście udzielany przez arcybiskupów.

Mówi się, że wiara czyni cuda ... taaak, bo jeżeli popatrzeć na dzisiejszych ludzi, wykształconych a mimo tego wierzących i modlących się, to muszę przyznać - że jest to CUD !

Pozdrawiam zawsze samodzielnie myślących.

http://wiadomosci.onet.pl/waszymzdaniem/65383,zupelne_rozgrzeszenie_-_na_sprzedaz,artykul.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 14, 2011, 21:27:40
                                                             Komu wolno więcej ?
nudaveritas, 22 Lipca 2011, 14:20


Tak sobie czytałem ostatnio wszelakiego rodzaju artykuły na temat pewnego zasłużonego zakonnika toruńskiego i doszedłem do wniosku, że w przysłowiu mówiącym, że wojewodzie wolno zawsze więcej - jest sporo racji. Ojciec Tadeusz dał temu świetny wyraz głośno skomląc na arenie UE przeciw polskiemu totalitaryzmowi i nieludzkiemu traktowaniu biednych zakonników. I dobrze ! bardzo dobrze ojcze Tadeuszu, bo w tym kraju jak się ma nazwisko wyrobione to można wtedy dużo więcej. Jak się jest biznesmenem w przebraniu zakonnika to można jeszcze więcej, można na przykład pluć na Rząd i rządzących, można organizować zbiórki publiczne i się z nich nie rozliczać, bo przecież organy ścigania ludzi zasłużonych obdarzają szczególną troskliwością. Wyjątki chodzą jednak po ludziach (nawet tych z wyrobionymi nazwiskami) i wstrętna prokuratura uweźmie się na takowego, jak w przypadku jakichś tam zniżek przy kupnie samochodu lub co gorsza, nakaże zbadać pod kątem równowagi psychicznej jak tego jednego, który sam wszystkim opowiadał, że prochy łykał. Nie opłacało się jednak, bo jakoś dziwnie szybko jak sędzia tak i prokurator pożegnali się ze sprawą.

Ja jednak wierzę w sprawiedliwość polskiego systemu sądowniczego i zaczynam od zaraz zbiórkę na wyprawkę dla par partnerskich, bo przecież takowe żadnej pomocy ze strony państwa otrzymać nie mogą. Tak sobie myślę, że przez parę miesięcy uzbierałbym kupę kasy, bo cel jakże szczytny. Jednak w tym miejscu nasz parlament robi mi psikusa i uchwala jednak pomoc dla tych par, a ja zostaję z kupą szmalu z której się nie rozliczam. Usłyszałbym dzień dobry już o 4:30 rano z ust funkcjonariuszy ABW nie umiejących się doczekać szóstej.

Nie wiem wprawdzie dlaczego zakonnik toruński zwany jest ojcem, oficjalnie bowiem potomstwa nie posiada. Bogactwo zawdzięcza medialnym usługom na falach swojej rozgłośni i programu telewizyjnego, które udostępnia wszystkim tym, którzy lubują się w opluwaniu przeciwnego obozu politycznego, szkalowaniu demokratycznie wybranego rządu i prezydenta. Za te iście "boskie" posługi każe sobie słono płacić, a majątek firmy stoi poza kontrolą fiskusa i wymiaru sprawiedliwości państwa, którego jest obywatelem i które tak opluwa. Nasz Rząd powinien przyznawać ludziom godnym zaufania zielone papiery, które to pozwalałyby takim osobnikom być instancją samą dla siebie. Posiadacze takich "papierów" upoważnieni byliby do oceniania tego co dobre a co złe tak pod względem moralnym jak i prawnym. Człowiek taki byłby wyrocznią a decyzje jego niepodważalne.

Wiem już teraz, kto byłby odbiorcą zielonej legitymacji o numerze 1 i z zniecierpliwieniem czekam na odpowiednie decyzje i ustawy rządu i parlamentu, bo jak tak dalej pójdzie to NAS ten totalitaryzm od środka zeżre. Póki co, delektuję się wrednością medialną i wypowiedziami gatunkowo pochodzącymi z kierunku rynsztokowego człowieka zwącego się ojcem.   hihihi koń by się uśmiał :-)))

Pozdrowionka od ojca- jam przecie też ojciec :)))

http://wiadomosci.onet.pl/waszymzdaniem/66077,komu_wolno_wiecej_,artykul.html
..........................

Temat: Człowiek a religia

Tagi: apostazja, katolicyzm, kościół, Wrocław
AAA

Zbiorowe wystąpienie z Kościoła

Andrzej Ficowski | Onet.pl | 5 Lipiec 2011 | Komentarze (1972)

Zbiorowe wystąpienie z Kościoła

Fot. Andrzej Ficowski

Być może jest to pierwsze w Polsce zbiorowe wystąpienie z Kościoła katolickiego, które nie stosuje się do procedur apostazji. Kilkanaście osób związanych z wrocławskim środowiskiem kulturalnym na imprezie „Rity Baum”, z okazji ukazania się najnowszego numeru tego pisma, dokonało aktu symbolicznej apostazji.
Organizatorzy zbiorowej apostazji prostych recept nie mieli. Raczej zadawali trudne pytania, nie dając łatwych odpowiedzi. Pytali, czy zgodnie z nauką Jezusa można być chrześcijaninem bez świadomego wyboru? Czy osobę, która ma inną wizję życia i świata niż ta, którą głosi Kościół katolicki, można nadal uznawać za przynależną do tej instytucji?

Marcin Czerwiński, redaktor naczelny „Rity Baum”, jeden z pomysłodawców akcji, zwraca uwagę na rangę gestu symbolicznej apostazji:

- Akcję planowaliśmy długo. Od jakiegoś czasu wiedzieliśmy, że nie zastosujemy się do procedury kościelnej dotyczącej apostazji, ponieważ do Kościoła katolickiego byliśmy wpisywani jak nieświadome tego aktu dzieci. Nie rozumiem, dlaczego miałbym się dalej stosować do procedury tej instytucji, która nagminnie utrudnia ludziom odejście. Czuję się niezależnym człowiekiem, a nie kimś, kim można sterować. Dlatego jest mi obojętne, czy figuruję w parafialnych księgach i rejestrach. Nasza akcja ma również na celu pokazanie innym, że można z wolnej stopy podejmować tego typu decyzje i skoro nie jesteśmy traktowani przez Kościół jak partnerzy, nasza akcja ma również charakter publicznego protestu. Bo przecież, tak naprawdę, tego typu sprzeciw mógłby każdy wykonać we własnym domu, w kameralnym gronie najbliższych. Pragnę dodać, że mój protest wobec patologii dziejących się w polskim Kościele nie oznacza, że sprzeciwiam się całościowo tej instytucji, która spełnia istotną misję w naszym społeczeństwie, jak chociażby jeśli chodzi o jej działalność charytatywną. Podobnie jak nie podważam bardzo istotnej potrzeby posiadania wiary przez współczesnego człowieka.

Dołącz do nas na Facebooku

W Manifeście „Dla dobra wspólnego, Jezusa, Kościoła, ateistów i wolności”, który ukazał się na stronach najnowszego numeru wrocławskiego pisma, autorzy wymieniają budzące ich sprzeciw przejawy działalności Kościoła, takie jak: „nieprzestrzeganie zasad Soboru watykańskiego II, brak tolerancji, homofobia, szerzenie nienawiści politycznej, uprawianie polityki na ambonach i podczas kazań, agresja na antenie Radia Maryja, irracjonalny i antyhumanitarny sprzeciw wobec środków antykoncepcyjnych, feudalna struktura władzy, która stoi w kolizji ze współczesnym, demokratycznym państwem czy narzucanie światopoglądu katolickiego całości społeczeństwa poprzez likwidację świeckiego i neutralnego charakteru państwa, gdy państwowe uroczystości łączone są z nabożeństwami katolickimi”.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/zbiorowe-wystapienie-z-kosciola,392.html   ciag dalszy.





Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: PHIRIOORI Sierpień 15, 2011, 00:18:35
Cytuj
Z zycia KK w Polsce.

Z nieżytu raczej.

Skad wam takie kosnstrukcje przychodza typu "z zycia trupa" ???

..to alogizm jest


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 15, 2011, 08:42:21
PHIRIOORI - prosze podaj cale zdanie gdzie jest umieszczony zwrot "z zycia trupa".

Pozdrawiam Rafaela.

=============================

Po jakiego czorta ?
nudaveritas, 29 Czerwca 2011, 15:37
Na portalu "Katolik" Pan T.Basiura odpiera ataki heretyków w związku z kosztami nauczania religii pisząc:

"Faktem jest, że ok. 31 tys. księży i katechetów ? nauczycieli religii jest wynagradzanych za swoją pracę. Ale czy kwota ok. 500 - 600 mln złotych rocznie może być sumą decydującą o poziomie polskiej edukacji ??




Policzyłem, i 600mln podzieliłem przez 31tys. co dało ok. 20 000 złotych rocznie a więc 1700tys miesięcznie. Trochę zdziwiony zapytałem znajomą katechetkę czy kwota ta może być prawdziwa. Otóż tak, tylko te 1700 zł. jest wynagrodzeniem netto, dodając ZUS i ubezpieczenie zdrowotne, lądujemy przy 3200zł. To koszt wynagrodzeń księży i katechetów a to nie wszystko, bo przecież nauczanie religii to nie tylko nauczyciele, lecz także koszty utrzymania sal, koszty remontów, sprzątaczek itp.




Nie trzeba być wcale matematykiem, prawdziwe koszty można wyliczyć przecież całkiem prosto. I tak na szkolnictwo podstawowe i średnie wydaje się w naszym kraju ok. 35 miliardów złotych na 500tys. nauczycieli. Jeżeli podzielimy 31tys. katechetów przez 500tys nauczycieli to daje to ok. 6%. Te 6% z 35miliardów daje 2 miliardy, czyli dużo więcej niż wyliczone przez pana Basiura 600mln. a dokładnie 4razy więcej ! Należałoby do tego dodać koszt emerytur które nauczycielom i katechetom będą z budżetu państwa wypłacane. Jeżeli oszacujemy średnią życia po przejściu na emeryturę na 10 lat, to obciążenie budżetu sięga 2 miliardów rocznie, a to wcale nie mało.




Zostawmy na razie koszty i skupmy się na tym, co daje nauka religii. Otóż pan Basiura pisze: ?Czy czegoś złego nauczy się młody człowiek, jeśli właściwie zrozumie i będzie się kierował Dekalogiem, w którym tylko trzy Przykazania dotyczą Boga, a pozostałe siedem dotyczą samego człowieka? ?Czcij ojca i matkę swoją?, ?nie zabijaj?, nie cudzołóż?, ?nie kradnij?, ?nie mów fałszywego świadectwa?, ?nie pożądaj...? ? to przecież wartości jak najbardziej pożądane w każdym społeczeństwie, bez względu na religię czy światopogląd. Są niepodważalnym fundamentem ładu rodzinnego i międzyludzkiego.?




Czytając, mam pewne wątpliwości czy autor kiedykolwiek uczęszczał na lekcję religii. Jednakże pozwolę sobie na stwierdzenie, że z wielkim prawdopodobieństwem - uczęszczał, a jeżeli tak, to daje "FAŁSZYWE ŚWIADECTWO" zaniżając bardzo koszty jej nauczania. Nie wiem, czy robi to z pełnym poczuciem świadomości, bo jeśli tak, to czeka na niego ogień piekielny. Oczywiście można założyć, że działanie jego oparte jest na niewiedzy co świadczy dobitnie, że powinien był zamiast religii uczyć się matematyki.




Podobno w Polsce w ostatni weekend zatrzymano 3000 (trzy tysiące) kierowców prowadzących swoje pojazdy pod wpływem alkoholu. Jak wiadomo policja zatrzymuje co setnego, biorąc to pod uwagę wychodzi, że w Polsce jeździ około milion kierowców w stanie tzw. nieważkości ! a przecież minimum 95% z nich uczęszczało na lekcje religii !!! To pytam się, po jakiego czorta mamy My podatnicy płacić za nic ? Polski Rząd, który naszymi podatkami zarządza tym samym finansując nauczanie religii jest jeszcze bezpardonowo opluwany przez przedstawicieli jedynego który z tego finansowania czerpie zyski, czyli Kościoła Katolickiego.




Jeżeli Kościoły i związki wyznaniowe w Polsce są równouprawnione, to dlaczego KK jako jedyny otrzymuje od państwa pieniądze ? Nie przyjmuję w tym miejscu argumentu, że innych kościołów w Polsce jest bardzo mało, bo jeżeli potraktujemy naszą KONSTYTUCJĘ wreszcie POWAŻNIE, to wyznawcy Allacha powinni otrzymywać co najmniej kilkadziesiąt milionów złotych rocznie.




Mam poważne obawy, że podniósłby się niezły rwetes, gdyby za parę lat w polskich szkołach wprowadzono lekcję Koranu zamiast np. historii, dlatego proponuję wszystkim katolikom chwilę zastanowienia się nad własną uczciwością i do zaniechania finansowania lekcji religii z budżetu. Rodzice którzy dla swoich dzieci będą chcieli lekcji religii w szkołach, sami niech za nie zapłacą, tak jak w tej chwili płacą za dodatkowe lekcje np.języków obcych.




Pozdrawiam wszystkich samodzielnie myślących


http://wiadomosci.onet.pl/waszymzdaniem/65254,po_jakiego_czorta_,artykul.html

======================================

agi: kard. Stanisław Dziwisz, Kościół
Rozmiar tekstu: standardowyRozmiar tekstu: średniRozmiar tekstu: duży Drukuj
IVONA Webreader. Wciśnij Enter by rozpocząć odtwarzanie
Spięcia kard. Dziwisza z katolickim publicystą. Poszło o rodzinę
18 minut temu Jacek Gądek / Onet.pl
kard. Stanisław Dziwisz, fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta
kard. Stanisław Dziwisz, fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta

Spięcie kardynała Stanisława Dziwisza i Tomasza Terlikowskiego. Metropolita krakowski tuż przed świętem Wniebowzięcia NMP wystosował oświadczenie, w którym zaatakował dziennikarza. - Niedorzecznością i krzywdzącym posądzeniem są słowa publicysty „Rzeczpospolitej” o upolitycznieniu krakowskiej kurii - stwierdził kard. Dziwisz. Wcześniej Terlikowski napisał o rodzinnych powiązaniach kurii z Platformą. Oświadczeniem kardynała dotknięty poczuł się też - sympatyzujący z PiS - ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

Zaczęło się od tekstu Terlikowskiego w "Rz" pt. "Ks. Natanek: między Lutrem a ojcem Pio". W nim to publicysta nakreślając tło konfliktu Natanek-Dziwisz wskazał na "sytuację w Krakowie, skrajne upolitycznienie tamtejszej kurii, powiązania z PO najbliższych współpracowników i rodziny samego kard. Stanisława Dziwisza".

Choć nie wymienił żadnych nazwisk, to chodziło mu o sekretarza metropolity ks. Dariusza Rasia - młodszego brata Ireneusza, który jest szefem PO w Małopolsce - Andrzeja Dziwisza (PO, wójta Raby Wyżnej, bratanka kardynała) i Barbarę Dziwisz (bratanica kardynała kandyduje do Sejmu z list PO). Terlikowski wypomniał też hierarsze, że ten spotykał się politykami PO tuż przed wyborami.

Słów o "skrajnym upolitycznieniu" kurii kard. Stanisław Dziwisz nie puścił płazem. Szybko wydał oświadczenie: "(…) Kościół nie łączy swej misji z żadną partią polityczną. Taka jest doktryna kościelna, której katolicy powinni być wierni. To, że spotykamy się z racji pełnionych obowiązków z politykami różnych opcji nie może być przedmiotem nadinterpretacji" - napisał.

Były osobisty sekretarz papieża Jana Pawła II ocenił zatem, że słowa publicysty są "niedorzecznością i krzywdzącym posądzeniem". A jemu samemu zarzucił, że posługuje się słowami „głęboko krzywdzącymi i ideologizującymi rolę Kościoła”. Na koniec metropolita wspomniał też o "blogach ludzi, którzy są uprzedzeni, a może nawet niezrównoważeni", a na których miałby się opierać Terlikowski. - To oni chcą narzucić opinii publicznej swoje osobiste i szkodliwe opinie, a jeśli jednocześnie mienią się ludźmi Kościoła to wzywam ich do poważnej refleksji - stwierdził kard. Dziwisz.

Takie oświadczenie metropolity zaskoczyło Terlikowskiego. "(Kardynał - red.) personalnie atakuje mnie osobiście i niewymienionego z nazwiska księdza i autora bloga (trudno nie domyśleć się o kogo chodzi)" - napisał zdziwiony publicysta na swoim portalu Fronda.pl. "Trudno (…) udawać, że rodzeni bracia polityków PO odgrywają ważną role w całej kurii. Tajemnicą poliszynela są także informacje o tym, że pewna część nominacji proboszczowskich miała wprost polityczny charakter" - dodał Terlikowski.

W jego ocenie metropolita "sięgnął po działania, których nigdy wcześniej nie stosował" (oficjalne i osobiste odnoszenie się do kilku zdań z tekstu w prasie), a czyniąc to chcąc użyć "argumentu siły".

Oświadczeniem kard. Dziwisza dotknięty poczuł się też ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Duchowny - jak sam napisał - "przecierał oczy ze zdumienia", gdy tuż przed świętem opublikowane zostało "podszyte ogromnymi emocjami" oświadczenie metropolity. - Sformułowania zawarte w oświadczeniu naruszają godność drugiej osoby, o której to godności tak wiele mówił bł. Jan Paweł II. Można bowiem ze sobą polemizować, ale nie takim językiem, który jest godny Stefana Niesiołowskiego, a nie byłego sekretarza papieskiego - stwierdził duchowny.

Na swoim blogu ks. Isakowicz słowa o "blogach ludzi, którzy są uprzedzeni, a może nawet niezrównoważeni" odniósł do siebie: - Jeżeli ks. kardynał ma o coś pretensje, to powinien rozmawiać osobiście, a nie poprzez media.

Skonfliktowany z kurią ksiądz, nawiązując do określenia „niezrównoważony”, wskazuje, że kiedyś takie niezrównoważenie bezobjawowe już diagnozowano i leczono. Było to w ZSRR, tę nową jednostkę chorobowa stwierdzano u opozycjonistów, by zamykać ich w zakładach psychiatrycznych.

http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/spiecia-kard-dziwisza-z-katolickim-publicysta-posz,1,4821262,wiadomosc.html
.......................


Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 16, 2011, 11:47:55
Temat: Kościół katolicki w Polsce

Tagi: katolicyzm, kościół, spowiedź
AAA

                                                         MIEJSCE  KOBIETY  W  KOSCIELE

Zuzanna Radzik | Tygodnik Powszechny | 15 Lipiec 2011 | Komentarze (4)
 
Dziwne jest miejsce kobiety w Kościele. Centralno-marginalne. Są wszędzie, ale ich nie ma. Ciągle o nich mowa, ale nie mają głosu. Żyjąc w coraz bardziej egalitarnym społeczeństwie, jednocześnie uczestniczą w życiu instytucji zarządzanej w pełni przez mężczyzn.
Statystyki mówią, że w Kościele trwa cichy eksodus. Wiele kobiet zderza się z patiarchalną rzeczywistością, a potem delikatnie dryfuje ku jego granicom. Ten ubytek zauważyli socjologowie: w ciągu 20 lat liczba praktykujących kobiet spadła aż o 26 procent. Może nie w małych miasteczkach i wsiach, jednak w miastach gołym okiem widać to, co liczby potwierdzają.

O nas bez nas

Oczywiście parafie wciąż stoją aktywnością kobiet, a kościoły są pełniejsze ich niż mężczyzn. Kościół jest kobietą, jest pełen kobiet – powtarzają duszpasterze i publicyści. Być może, ale czy dla kobiet jest skrojony?

Dołącz do nas na Facebooku

Mimo że świeccy, w tym kobiety, mogą według nowego Kodeksu Prawa Kanonicznego pełnić rozmaite kościelne funkcje, to w radach i komisjach Episkopatu wśród 250 członków jest ok. 20 kobiet. Jedna rzeczniczka prasowa diecezji, nieliczne pracownice kurii.


Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Wiemy, czego nie możemy chcieć. Zostawiając na boku prezbiterat: w większości parafii w Polsce dziewczynka nie może chcieć służyć przy ołtarzu czy być lektorką, w całym kraju świeckiej kobiecie nie wolno marzyć o byciu nadzwyczajną szafarką. Milcząco przystajemy na kościelne: bo tak!

Jednocześnie kobiety bardzo się zmieniły. Pomimo doświadczania nierówności w życiu społecznym i na rynku pracy, coraz częściej oczekują równego traktowania. Nie mniej wykształcone i kompetentne niż mężczyźni, wiedzą, że należy im się podobne do nich miejsce. Dla wielu praca zawodowa nie wynika tylko z konieczności, ale daje satysfakcję. Czy tak odmienione odnajdą się w Kościele?

Pancerny sufit

Na rynku pracy mówimy o szklanym suficie, dyskretnie blokującym podwyżki i awanse. Tu sufit jest pancerny. Wyższe poziomy decyzji i kościelnej kariery dla jednej płci nie są w ogóle dostępne. „Kariera kościelna” to może paskudne sformułowanie, ale nie udawajmy, że mężczyźni-księża w Kościele nie robią karier – bardzo często świadomie pną się po kolejnych diecezjalnych czy kurialnych szczeblach. Niższe poziomy stanowisk, nawet w pozornie niewymagających święceń kapłańskich instytucjach, też zarezerwowane są dla nich.

Kobiety-teolożki pracujące na kościelnych wydziałach? W kraju jest 27 diecezji, w każdej seminarium i szkoły zakonne, a wykładowczyń zaledwie kilka. Mało kto rozumuje jak pewien biskup z Meksyku, który powtarzał: - Gdybym mógł na wydziale teologii zatrudnić kobietę, płaciłbym jej podwójnie: bo uczy teologii, i bo jej obecność uczy księży, że kobieta może ich czegoś nauczyć.

Bardziej drażliwe tematy lepiej zostawić. Rozmowę na temat prezbiteratu kobiet dwa lata temu, w kazaniu na Wniebowzięcie, kard. Józef Glemp skwitował: - Niejedna pani może być dobrym administratorem, może przemawiać, ale nie może wejść w ten osobisty związek z Chrystusem, Ofiarą na Krzyżu, który dał swoje Ciało i swoją Krew. Na pocieszenie dodał, że kobiety dają ciało i krew w innym porządku: mogą być matkami księży.

Co oni tam wiedzą

Przychodzi kobieta do kościoła i...? Kiedy słowa skierowane są właśnie do niej, słyszy o macierzyństwie, dzieciach, poświęceniu, płodności, antykoncepcji i aborcji. Jakby w ławie kościelnej nie siedziała ona cała, tylko jej macica.

Ciało kobiety jest nieustannie przedmiotem troski kaznodziejów i pryzmatem, przez który jest widziana. Gdy o dzieciach mowa, mówi się do kobiet, a nie mężczyzn. Jakby w świecie kazań ludzie rozmnażali się przez dzieworództwo. Coraz częściej kobiety są tym rozdrażnione. Nie tylko młode, wystarczy wsłuchać się w kobiece rozmowy międzypokoleniowe, by wychwycić wspólny refren: co tam oni o nas wiedzą.

Kaznodzieje fascynują się kobiecą delikatnością i subtelnością, autorzy podkreślają, że kobieta ma specjalną rolę, bo w naturalny sposób jest bliższa Bogu niż mężczyzna – to ona ma mężczyznę do Boga przyprowadzić. Odmieniają papieskie sformułowanie „geniusz kobiety” tak jak im wygodnie. Przekonują, że Kościół broni kobietę przed narzucanymi jej wzorcami nowoczesności, pogoni za tym, by być jak mężczyzna. Kard. Kazimierz Nycz w Piekarach Śląskich w 2009 r. martwił się o to, że świat mówi kobiecie, iż „ma zrezygnować ze swojej delikatności, subtelności, a ponad macierzyństwo postawić pracę zawodową i samorealizację”. Tłumaczył, że Kościół „pozostanie konserwatywny w swoim nauczaniu i w swoim nieustannym przypominaniu o godności kobiety, która bierze się z macierzyństwa i rodzicielstwa, a służy rodzinie i wychowaniu. Wspaniałość i wielkość kobiety ma swój wzór w Maryi, Matce Chrystusa i naszej Matce”. Dodawał też, że zadań w rodzinie nie da się podzielić po 50 procent, bo kobieta jest niezastąpiona w wychowaniu dziecka.


Zadania stawiane przed kobietą bywają doniosłe społecznie, choć zawsze matczyne: „Kobieta nowych czasów, kobieta Trzeciego Tysiąclecia, to strażniczka integralnego rozwoju człowieka i całego społeczeństwa” – mówił w 2010 r. do pielgrzymki dziewcząt i kobiet abp Damian Zimoń.

Gra w pigułki

„W sumie to sama nie wiem, Kościół jest dziwny” – pisze forumowiczka w jednej z tysięcy internetowych rozmów o antykoncepcji, Kościele i spowiedzi. Pisze, zastanawiając się, czemu metody naturalnego planowania rodziny „tak”, a prezerwatywa „nie”. Większość nie rozumie, skąd reguły i czemu służą. Większość też się do nich nie stosuje.

W internetowych dyskusjach, podobnie jak w tych zasłyszanych w kawiarniach, autobusach, od kuzynek i koleżanek, występują „oni” i „my”. „Oni” są rodzaju męskiego, czasem nazywani mężczyznami w koloratkach; decydenci. „My” jest rodzaju żeńskiego. „My” jest żywo zainteresowane sprawą, ale nie rozumie niuansów kościelnych zasad. „Oni” pewnie też ich nie pojmują, bo skargi, że tu rozgrzeszają, a tam nie, słychać często. Ten brak konsekwencji wykorzystują kobiety, przekazując sobie nazwiska księży, którzy rozgrzeszenie dają.

Większość rodzin w katolickiej Polsce ma rozmiar 2+2 nie dlatego, by NPR był powszechnie stosowaną metodą planowania rodziny. Po prostu stosują antykoncepcję. Albo nie spodziewają się dostać rozgrzeszenia i do spowiedzi nie chodzą, albo kombinują. Nie będą ryzykować, czy trafią na księdza, który spojrzy łagodnie, czy na takiego, który będzie grzmiał. Albo nie chcą mieć poczucia, że kombinują, więc rezygnują z prób. Poza wszystkim kobiety mają też opór, by mówić mężczyźnie o intymnych sprawach.

Poruszająco wyznaje użytkowniczka jednego z forów: nie spodziewa się, by jej sytuacja nieprzystępowania do sakramentów, spowodowana stosowaniem antykoncepcji, miała się zmienić i bardzo ją to smuci. Na razie smuci, bo potem może nauczy się być obok, przestanie przychodzić. Albo, jak inni, przestanie szczerze wyznawać na spowiedzi, jakich metod używa planując wielkość swojej rodziny. Czy zatajanie w konfesjonale przyjmowania tabletek dobrze służy życiu duchowemu? Czy wykluczone do menopauzy z życia sakramentalnego, później do niego wrócą? Pewnie nie.

Imagine...

Dziwne jest miejsce kobiety w Kościele. Centralno-marginalne. Są wszędzie, ale ich nie ma. Ciągle o nich mowa, ale nie mają głosu. Żyjąc w coraz bardziej egalitarnym społeczeństwie, jednocześnie uczestniczą w życiu instytucji zarządzanej w pełni przez mężczyzn. Amerykańska teolożka, Elizabeth Schussler Fiorenza rozwiewa mit, że w pierwotnym Kościele było lepiej. O pierwszych chrześcijanach mówi jednak, że kobiety i mężczyźni byli równie marginalizowani. Łączyło ich emancypacyjne zmaganie nowego ruchu religijnego. Gdy religia okrzepła, energia została wytłumiona. Nie ma złotej przeszłości, ale możemy zadbać o przyszłość.

Wyobraźmy sobie inny Kościół, dostępny i przyjazny dla kobiet. Czy byłoby nam w nim źle? Wyobraźmy sobie... to ważne, żeby przekroczyć granice tego, co znamy, i pomyśleć, jak mogłoby być. Czy kobieta nauczająca z ambony jest aż tak nie do pomyślenia? Czy nie można by jej powierzyć administracji i decyzji? Czy nasze siostry i córki nie mogłyby dorastać w poczuciu, że w Kościele mają coś do powiedzenia, a ich miejsce jest też w służbie ołtarza?

Ignorując talenty, zaangażowanie i powołanie ponad połowy wierzących – traci cały Kościół. Niewykorzystany potencjał kobiet to nasz grzech marnotrawstwa. To, co dostały, jest im dane też dla wspólnoty, z którą mogłyby się podzielić. Bylibyśmy wszyscy bogatsi, pełniejsi. Inaczej – oddychamy tylko jednym płucem.

[Wyjście czy bez wyjścia

Przy kolacji rozmawiamy o kobietach w kościele. Gospodynią jest zakonnica po siedemdziesiątce, emerytowana profesorka teologii z Kanady. W końcu stwierdza: - Można tak czekać i czekać, nic się nie zmienia. Trzeba by zrobić strajk, powiedzieć, że jak nic się nie zmieni, przestaniemy przychodzić do tego ICH kościoła!

Zachęta do wyjścia z kościelnych struktur jako opuszczenia niewoli wstrząsnęła mną, gdy pierwszy raz pochłaniałam feministyczną literaturę teologiczną. Uważałam, że postulat jest zbyt mocny. Najlepiej zmieniać Kościół od wewnątrz. Jest jednak w tym wezwaniu jakiś urok radykalnej szczerości: odchodzę, bo nie stwarzacie mi tu godnego miejsca. Nie zagospodarowujecie moich umiejętności, nie bierzecie pod uwagę mojej wrażliwości. Nie jest to jedynie odejście w imię niezaspokojonego ego. To rezygnacja z miejsca, które godzi w godność osoby na równi przez Boga powołanej, tak samo odkupionej.

Same teolozki przeprowadzily  krytykę wezwania do eksodusu, które dominowało przez jakiś czas wśród chrześcijańskich i żydowskich feministek. Zaczęły dostrzegać, że tkwi w nim pewne złudzenie. Pisała o tym Elisabeth Schussler Fiorenza, mówiąc, że łudzimy się, iż przeniesiemy się do feministycznej „ziemi obiecanej”, ale ona nie istnieje, nawet w nas samych jej nie ma. Być może luksus takiej wyprowadzki dostępny byłby uprzywilejowanym kobietom, ale nie większości.

Fiorenza mówi, że nie wyjście, ale wspólne zmaganie jest rozwiązaniem. Jakiś wspólny wysiłek, staranie, by odchodzić nie było trzeba. Najwięcej zależy od samych kobiet. Fiorenza dodaje: tylko kobiety, które zrozumieją siebie jako Kościół i nie będą w nim biernymi obserwatorkami, mogą Kościół dla siebie odzyskać. Muszą zatem pozwolić sobie chcieć więcej. Jeśli zaś zdecydują się odejść – trzasnąć za sobą drzwiami. Tak, koniecznie trzasnąć. Zacznijmy od tego, żeby skończyć z cichymi odejściami.

Zuzanna Radzik (ur. 1983 r.) jest teolożką, członkinią zarządu Forum Dialogu Między Narodami oraz Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. Stale współpracuje z „TP”.

http://religia.onet.pl/tygodnik-powszechny,45/miejsce-kobiety-w-kosciele,431,page1.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 17, 2011, 09:39:20
         Szczęście w nieszczęściu

Magdalena Prokop - Duchnowska | Przewodnik Katolicki | 18 Maj 2011 | Komentarze (2)

O pacjentach zamieniających rany w perły oraz profitach czerpanych z cierpienia z kapelanem Powiatowego Szpitala w Wołominie, ks. Piotrem Krasuskim
Od sześciu lat jest ksiądz kapelanem szpitalnym. Czy to praca na pełen etat?

Staram się być w placówce siedem dni w tygodniu, przez 24 godziny na dobę, w przeciwnym razie nie zdążyłbym z posługą na nagłe wezwania. Nie mogę, jak księża służący w kościołach, prowadzić szkolnej katechezy albo zajmować się kancelarią parafialną. Obchody, wezwania i Msze św. to moje obowiązki. Dysponuję wybudowaną z ofiar darczyńców kaplicą szpitalną, ale księgą chrztów, zgonów i małżeństw, które są w każdej parafii, już nie. W związku z tym, sakramentów udzielam za zgodą proboszcza z pobliskiego kościoła, który wpisuje je do własnej dokumentacji.

Mimo że pacjenci najczęściej korzystają ze spowiedzi i Komunii św., zdarzają się również tacy, którzy na skutek wypadku albo choroby domagają się chrztu czy ślubu. O ten ostatni poprosiła mnie, żyjąca w konkubinacie, para starszych wdowców. „Narzeczony” leżał na OIOM-ie (Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej – przyp. red.) i był nieprzytomny, jednak na czas trwania sakramentu odzyskał świadomość. Z racji tracheotomii nie mógł mówić, ale mrugnięciami i kiwnięciami głowy odpowiadał na pytania. Ślub odbył się rano, a o godz. 15 ten człowiek już nie żył.

Jak pacjenci szpitala znoszą swoje cierpienia?

Każdy inaczej. Jedni buntują się i pytają - Dlaczego właśnie mnie to spotkało?, a inni krok po kroku oswajają się z dolegliwościami.

Nigdy nie zapomnę pacjentki z neurologii, która chorowała na nowotwór głowy. Można sobie wyobrazić, jakie katusze przeżywała, gdy pielęgniarki – dla złagodzenia bólu, przyklejały jej plastry z potężną dawką morfiny. Kiedy wyznała mi, że chyba jeszcze niedostatecznie cierpi, osłupiałem z wrażenia. - Jest przykuta do łóżka, z bólu nie może się ruszać, zasnąć, i to ma być za mało? – pomyślałem.

Okazało się, że ta kobieta dostrzegała w cierpieniu pewną naprawczą moc. Odkąd trafiła do szpitala, jej dwaj bracia alkoholicy weszli na dobrą drogę, skończyli z piciem i wrócili do żon. Odwiedzali ją na oddziale, widzieli, jak się męczy, aż w końcu zrozumieli, że życie jest kruche i nie warto marnować czasu na awantury i nałogi. - Gdyby Pan Bóg dołożył mi jeszcze trochę cierpienia, to może i trzeci by się nawrócił... – wyznała mi w tamtej rozmowie. Przyznam, że kiedy to usłyszałem, miałem ochotę przed nią klęknąć.

Skąd ta schorowana kobieta czerpała siłę?

Z sakramentów. Ilekroć ją odwiedzałem cieszyła się, że może przyjąć Komunię św., wyspowiadać się czy skorzystać z namaszczenia chorych. Wiara jest nieocenionym wsparciem w cierpieniu. Oczywiście katolicy podobnie jak ateiści buntują się na wieść o chorobie czy nadchodzącej śmierci, z tą różnicą, że w końcu dostrzegają w tych trudnościach jakiś głęboki sens. Ich ból nie idzie na marne, bo mogą, podobnie jak pacjentka z rakiem głowy, ofiarować go w intencji bliskiej osoby. Zauważyłem, że wierzący ludzie nie tylko szybciej godzą się z cierpieniem, ale i mają w sobie większą nadzieję na wyzdrowienie. Z reguły, mimo przykucia do łóżka i skrajnego wycieńczenia, zachowują uśmiech i pogodę ducha.
Psycholog Anselm Grün zachęca, żeby zamieniać rany w perły. Czy możliwe jest przeobrażenie choroby, czy innej dolegliwości w dobro – coś cennego i wartościowego? Czy był ksiądz świadkiem takiej przemiany?

Często dzieje się tak w przypadku osób, którym śmierć zajrzała w oczy, np. ocalały z tragicznego wypadku. Był taki mężczyzna, który z potężnej stłuczki wyszedł z połamanymi rękami i nogami. Lekarze mówili, że cudem jest to, że w ogóle przeżył, że nie ma zmasakrowanego kręgosłupa i pękniętej głowy. On sam opowiadał, że cudowne ocalenie zawdzięcza medalikowi Matki Boskiej, który na samochodowym lusterku zawiesiła mu kiedyś matka.

Z podobnym przypadkiem spotkałem się na chirurgii, gdzie leżał człowiek po tragicznej kolizji samochodowej. Niesamowite! – nie mógł nadziwić się swojemu szczęściu – jednemu i drugiemu dziecku nic się nie stało, mnie tylko łeb rozcięło, a z samochodu kupa złomu została. Chwilę później poprosił mnie o pierwszą od wielu lat spowiedź.

Innym razem śmierć matki otworzyła oczy jej synowi. Mężczyzna, który był informatykiem w prężnej firmie i zarabiał spore pieniądze, doszedł nagle do wniosku, że zmarnował ostatnie trzy lata życia. Zdawało mu się, że zapewnił matce wszystko, czego w tamtym czasie potrzebowała: zakupy, opiekunkę oraz całodobową opiekę lekarza i pielęgniarki. Dopiero po śmierci zrozumiał, że nie dał jej tego, co najwartościowsze – siebie samego. Nie miał czasu podzielić się z nią opłatkiem w Wigilię, wyznać miłości, pożegnać się. Pod wpływem tej śmierci przewartościował swoje życie.

Czy choroba może zmienić nastawienie cierpiącego do życia albo pogodzić jego skłóconą rodzinę?

Widziałem jak dzięki leżącej na OIOM-ie umierającej kobiecie, jej skłócone od lat córki postanowiły się pojednać. Niesamowite było to, że matka odeszła dopiero w momencie, kiedy pogodzone już siostry przytuliły się i chwyciły ją – jedna za prawą, druga za lewą rękę. Co do spojrzenia na życie, myślę, że jeśli ktoś jest chory, to zaczyna doceniać każdy dzień. Często dochodzący do zdrowia ludzie cieszą się z rzeczy, które w przeszłości nie sprawiały im radości. Mało tego, zdarza się, że poważna choroba dodaje skrzydeł i to nawet tym pozornie słabym. Fizycznie są wątli i schorowani, ale widać w nich ogromną wolę walki. Bywają pacjenci, którzy przykuci do łóżek, dokonują niesamowitych rzeczy. Leżał u nas sparaliżowany mężczyzna, który mógł ruszać jedynie ręką i ustami, a oprócz tego, że opiekował się upośledzonym bratem i chorą na alzheimera matką, pisał wiersze oraz udzielał się społecznie i charytatywnie. Kiedy 30 lat temu lekarze postawili diagnozę, załamał się. Dziś ten tragiczny wypadek, który tak bardzo go odmienił, traktuje jak prezent, a nie przekleństwo.
A jaki wpływ na księdza miało doświadczenie choroby i związane z nią fizyczne cierpienie?

Dzięki chorobie miałem okazję spojrzeć na życie z perspektywy szpitalnego łóżka. Ból i niepewność, które wtedy odczuwałem, pomogły mi bardziej zrozumieć chorych, z którymi dziś współpracuję. Dla kapelana szpitalnego takie cechy jak wrażliwość i otwartość na drugiego człowieka są na wagę złota. Zdarza się, że podczas spowiedzi ludzie wymiotują, załatwiają się, plują do ucha. Trudno jest znieść swąd spalonego czy zgniłego ciała, ale jeśli pacjent wyczuje, że się go boję albo brzydzę, nie złapię z nim kontaktu.

W Biblii czytamy: „Kogo Bóg darzy wielką miłością, w kim pokłada nadzieje, na tego zsyła wielkie cierpienie, doświadcza go nieszczęściem”. Jak rozumieć to kontrowersyjne zdanie?

Na pewno nie dosłownie. Bóg nie zsyła cierpień, co najwyżej czasami je dopuszcza. I chociaż trudno w to uwierzyć, robi to z miłości. Jeśli zmagam się bólem, fizycznym lub psychicznym, tzn. że Bóg mi zaufał. Uznał, że mam w sobie siłę, by znieść taki ciężar. Jednak konkretniejszą odpowiedź na pytanie - Dlaczego człowiek cierpi? - znajdziemy dopiero po śmierci.

Tymczasem starajmy się zaakceptować krzyż i uwierzyć w jego głęboki sens. W przeciwnym razie tylko podwoimy swoje cierpienie, a w efekcie załamiemy się albo, co gorsza, stracimy ochotę do życia. Pamiętajmy też, by zarówno małe, jak i duże bolączki za pośrednictwem modlitwy składać w „banku cierpień”. Tam Bóg zamieniając je w dobro, spożytkuje do swoich zbawczych celów.

Świat traktuje cierpiących jak piąte koło u wozu, Kościół przeciwnie, nazywa ich skarbem. Co takiego dają nam ubodzy, załamani, upośledzeni czy niedołężni, czego nie może zaoferować nam zdrowy, silny człowiek?

Bez chorych i potrzebujących bylibyśmy okropnymi samolubami. Przez pochylanie się nad cierpiącym człowiekiem pokonujemy egoizm, a więc podnosimy jakość naszego człowieczeństwa. Od niedołężnych uczymy się też wdzięczności. Kiedy moja choroba postąpiła, zacząłem mieć trudności z chodzeniem i musiałem przejść operację. Narzekałem wtedy na ból i na to, że w tak młodym wieku mogę wylądować na wózku. Dopiero gdy rozejrzałem się wokół i zobaczyłem, że można cierpieć o wiele bardziej, doceniłam to, co mam. Okazało się bowiem, że w porównaniu z niektórymi pacjentami jestem okazem zdrowia.

Cierpienie jest nieodłączną częścią życia. Czy tego chcemy, czy nie, spotyka każdego z nas, bo wiąże się nie tylko z chorobą i szpitalem, ale w ogóle z codziennością. Każde pokonanie lenistwa czy egoizmu sprawia, że człowiek przekracza siebie, czyli robi coś wbrew swoim zachciankom. Czym skutkuje podejmowanie codziennych trudności, czym zaś uciekanie przed nimi w imię wygody i przyjemności?

Nasze życie składa się zarówno z wesel w Kanie Galilejskiej, jak i z dróg na Golgotę. Bez względu na to, czy ktoś jest katolikiem czy ateistą, nie zdoła uciec przed cierpieniem. Jeśli ominie jedną przeszkodę, i tak pojawi się kolejna. Współczesny człowiek stawia na rozrywkę – dogadza sobie, jednocześnie unikając wyzwań i trudności, licząc, że tym sposobem uczyni życie łatwiejszym, a siebie szczęśliwszym. Problem w tym, że nagminne unikanie cierpienia prowadzi do niezadowolenia z życia i pogardy wobec siebie, czyli tak naprawdę wcale nie do radości, tylko do smutku i frustracji.

Paradoksalnie, to właśnie walka ze sobą daje wewnętrzne poczucie szczęścia i satysfakcji. Najlepszym na to dowodem są pielęgniarki z mojego szpitala. Mimo że po dyżurze są wycieńczone, jeszcze nie słyszałem, żeby którakolwiek chciała zmienić pracę. A to dlatego, że ciężar psychiczny i zmęczenie rekompensują im radość i satysfakcja z wykonywanego zajęcia. Widzą, że to, co robią, ma sens, że ich wysiłek nie idzie na marne. Kiedy człowiek zrozumie, że każda trudność wiąże się również ze szczęściem, rzeczy, które do tej pory wydawały mu się nie do udźwignięcia, powoli tracą na wadze.

Cierpienie jest przepustką do prawdziwego życia. Możesz być nieszczęśliwym, tchórzliwym człowiekiem, który tylko je, pije, oddycha, a cierpienie i zranienia omija szerokim łukiem, ale możesz być również kimś kto stara się „oddychać pełną piersią”, tj. z takim samym zapałem jasną, jak i ciemną stroną swojego życia.

Z ks. Piotrem Krasuskim rozmawiała Magdalena Prokop-Duchnowska

http://www.tezeusz.pl/cms/tz/index.php?id=6496


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Sierpień 17, 2011, 10:50:09
Cytuj
Pamiętajmy też, by zarówno małe, jak i duże bolączki za pośrednictwem modlitwy składać w „banku cierpień”. Tam Bóg zamieniając je w dobro, spożytkuje do swoich zbawczych celów.

No tak, mamy tu już nawet "bank cierpień" i depozyty, które ..hmhm, bóg, z pewnością spożytkuje dla swoich celów. Energia ludzka to bardzo cenna waluta. Zwłaszcza, kiedy wierny całym sobą jest przekonany, że "Cierpienie jest przepustką do prawdziwego życia" . No i interes bangsterski się kręci już z powodzeniem od 2tys lat..


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: songo1970 Sierpień 17, 2011, 13:05:46
Cytuj
bank cierpień
brzmi zachęcająco  >:D


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: arteq Sierpień 17, 2011, 21:28:50
No tak, mamy tu już nawet "bank cierpień" i depozyty, które [...]
East, nie rozumiem skąd taka krytyka, toż to nic innego niż "Wasza" ezoteryczna karma... a w KK wierzy się, że można częściowo ponieść ją w imię dobra/sprostowania innych (nie mylić z całkowitym "wyreklamowaniem")


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 17, 2011, 21:36:49
To jest prawda co mowi Arteg. Tylko ja pamietam z czasow kiedy bylam malym dzieckiem, ze w taki sposob ludzie przejmowali na siebie cierpienie majac na celu pomodz komus innemu np.synowi. Teraz jakos juz tego sie nie praktykuje, a moze tak- sporadycznie.

============================================

Między płcią a płciową tożsamością

Ks. Dariusz Madejczyk

Redaktor Naczelny

 „Uważam, że przemoc wobec osób homoseksualnych jest nie do przyjęcia i powinna być odrzucona, chociaż nie oznacza to wcale poparcia dla ich zachowania” – stwierdził w wywiadzie dla amerykańskiej stacji katolickiej EWTN abp Silvano Tomasi, przedstawiciel Stolicy Apostolskiej przy biurach ONZ w Genewie.

 Kontekst tej wypowiedzi stanowi niedawna (17 czerwca br.) rezolucja Rady Praw Człowieka ONZ dotycząca praw człowieka w odniesieniu do orientacji seksualnej i tożsamości płciowej (dokument nosi tytuł: Human rights, sexual orientation and gender identity). Abp Tomasi zauważył, że wyznaczony przez ONZ program działań prowadzi w bardzo niebezpiecznym kierunku. Przez włączenie w problematykę praw człowieka kwestii specjalnych praw dla homoseksualistów próbuje się wprowadzić zupełnie nową normę, która będzie prowadzić nie tylko do ograniczenia wolności Kościoła katolickiego, ale w ogóle wolności słowa tych wspólnot religijnych oraz ludzi, którzy mówią o grzeszności czynów homoseksualnych lub zwyczajnie odrzucają ten styl życia jako niezgodny z ludzką naturą.

 Konsekwencją możliwych praw, które wynikałyby z realizacji tego programu ONZ, byłoby rażące naruszenie wolności słowa, wyznawania religii i osobistych przekonań, a także zakwestionowanie prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z wyznawanymi przez nich wartościami. W wypadku odmowy celebrowania „ślubów” osób tej samej płci państwa oraz wspólnoty religijne mogłyby zostać oskarżone o naruszanie praw człowieka, a kapłani lub urzędnicy mogliby nawet otrzymywać nakazy asystowania w tego typu ceremoniach.

 

LGTB kontra rodzina

 

Jak widać, tęczowa propaganda, czyli zabiegi środowisk LGTB (lesbijki, geje, transseksualiści, biseksualiści), by zmieniać prawo i sposób myślenia o dewiacjach seksualnych, zatacza coraz szersze i coraz to nowe kręgi. To właśnie jest ten symboliczny dwupak, o którym w poprzednim wydaniu „Przewodnika Katolickiego” mówił socjolog dr Tomasz Żukowski. Pod płaszczykiem równości próbuje się przemycać specjalne prawa dla wybranych środowisk – tych, które głośniej krzyczą lub ekstrawagancko się ubierają – nie tworzy się natomiast programów realnego, a przede wszystkim skutecznego wsparcia dla rodzin.

 Nie widać w międzynarodowych instytucjach wielkiej determinacji, gdy idzie o wsparcie dla rodzin w najuboższych krajach, bo nie ma lobby, które byłoby tym zainteresowane. Gros pomocy trafia w najuboższe rejony świata przez organizacje charytatywne oraz dzięki działalności wspólnot kościelnych różnych wyznań. ONZ upomina się o przywileje dla środowisk LGTB, które na swoje „inne” życie wydają ogromne pieniądze i wspierają w ten sposób wielki seksbiznes, nie upomina się natomiast o prawa dla zwykłych rodzin, które nie oczekują niczego szczególnego – chcą pracy, godziwego wynagrodzenia, dobrego kształcenia dzieci i młodzieży oraz odpowiedniego wsparcia, gdy rodzina jest wielodzietna lub przeżywa jakieś trudności.

 Zbliżające się wybory ponownie uruchomiły w Polsce dyskusje, których już nieraz byliśmy świadkami – związki partnerskie, aborcja, antykoncepcja, in vitro. Ciekawe, że żadna z partii (może poza ugrupowaniem Polska Jest Najważniejsza, które w tych dniach przedstawiło swój raport na temat demografii) nie wykazała się tak samo wielką determinacją w zabieganiu o rodzinę… Rodzinę, od której zależy przecież nasza przyszłość. W zamian za to znaczna część posłów oraz mediów wspierających ruchy gejów i lesbijek robi co się da, by doprowadzić do degradacji rodziny. Kolorowe opowieści o szczęśliwych homoparach serwowane przez „Gazetę Wyborczą” i telewizyjne występy dyżurnych promotorów prawnego usankcjonowania związków osób tej samej płci nie zmienią faktów.

 

Próba zrównania związku dwóch mężczyzn lub dwóch kobiet z małżeństwem mężczyzny i kobiety jest nie czym innym jak zamachem na porządek wynikający z ludzkiej natury. Tak samo zresztą jak przejmowanie opieki nad dziećmi przez pary jednopłciowe zamiast troski o naturalną relację: mama–tata–dziecko. Adopcja dzieci przez pary homoseksualne jest wyrywaniem dzieci z naturalnego środowiska, w którym powinny wzrastać i dojrzewać do właściwych międzyludzkich relacji opartych na przynależących im z natury wzorcach matki i ojca.

 

Celowo nie odwołuję się w tym miejscu do fundamentów religijnych. Porządek natury powinien być jasny dla każdego. Także dla człowieka niewierzącego. Można nie wierzyć w sakrament małżeństwa. Jednak małżeństwo jako takie ma swoje fundamenty już w samej psychofizycznej konstrukcji człowieka. Dziecko natomiast, które jest owocem miłości i małżeńskich relacji mężczyzny i kobiety – zgodnie z naturą – musi mieć jako rodziców matkę-kobietę i ojca-mężczyznę.

                                                        Językowy przekręt

 Wspomniana rezolucja Rady Praw Człowieka ONZ dotyczy praw człowieka w odniesieniu do orientacji seksualnej (sexual orientation) i tożsamości płciowej (gender identity). Warto zauważyć, na co zwracał też uwagę abp Tomasi, że ten oficjalny dokument jednej z agend ONZ wprowadza pojęcia, które nie są w żaden sposób ujęte w prawie międzynarodowym, ale dla niektórych osób stanowią pewien kod słowny, przez który odnoszą się one do konkretnych działań i zachowań. „Zamiast mówić o gender (kulturowej tożsamości płciowej), powinniśmy mówić o płci – powszechnym terminie prawa naturalnego odnoszącym się do kobiety i mężczyzny” – podkreśla abp Tomasi.

 Łatwo zauważyć, że zabieg językowy, którym jest mówienie o tożsamości płciowej (czyli o pewnych subiektywnych odczuciach konkretnej osoby) zamiast o płci, jest jedną z dróg do wprowadzania nowych uregulowań prawnych, a wcześniej jeszcze do kształtowania postaw przenikniętych akceptacją dla zachowań homoseksualnych. Zastąpienie „płci” określeniem „tożsamość płciowa” wprowadza przez zabieg językowy nową, subiektywną kategorię, która w ramach dalszego procedowania służyć będzie przekształcaniu prawa oraz odbieraniu wolności słowa i swobody prezentowania własnych przekonań w odniesieniu do pewnych zachowań seksualnych.

 Jak to może wyglądać w praktyce, widzimy dziś w tych krajach, gdzie dzieci nie słyszą już w szkołach o mamie i tacie, a jedynie o opiekunach; czytają też od najmłodszych lat historyjki o sympatycznych pingwinach homoseksualistach, żeby przypadkiem nie odkryły, że związek dwóch kobiet lub dwóch mężczyzn jest czymś nienormalnym.

                               Prawo, czyli usprawiedliwienie

 Rozmywanie pojęcia rodziny, określony sposób przedstawiania życia ludzi żyjących w związkach jednopłciowych, nadawania im pewnego kolorytu – malowanie szczęśliwego życia w tęczowych kolorach – ma na celu zmianę postaw w społeczeństwie. Dotyczy to zwłaszcza ludzi, którzy na co dzień bezpośrednio nie stykają się z osobami, które wykazują zachowania homoseksualne lub żyją w związkach jednopłciowych. Ta zmiana nastawienia jest bardzo potrzebna wszystkim tym, którzy nie tylko żyją niemoralnie i trwają w grzesznych związkach, ale również ludziom związanym z seksbiznesem, dla których degradacja człowieka jest źródłem niekończących się zysków. Jej społeczna i prawna akceptacja będzie ich fortunę jeszcze pomnażać.

 Przyzwolenie społeczne dla negatywnych zachowań seksualnych oraz określone regulacje prawne powodują również stopniowe wyciszanie ocen moralnych w odniesieniu do sfery seksualnej. Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że ludzie, którzy są religijnie słabo uformowani, z łatwością sami ulegają postawom czy myśleniu, które są prezentowane jako coś powszechnego i powszechnienie akceptowanego. „Skoro wszyscy tak robią, dlaczego nie ja?”.

 Dodatkowa norma prawna, sankcjonująca postawy sprzeczne z Bożymi przykazaniami, w wypadku osób o płytkiej religijności jest sposobem na wyłączenie ich sumienia i pogrążanie się w bagnie niemoralności. Widzimy to chociażby na przykładzie debaty o zabijaniu dzieci nienarodzonych. Przykazanie „Nie zabijaj” jest wprawdzie powszechnie akceptowane jako norma, ale określone oddziaływanie na społeczeństwo i wzbudzanie określonych emocji (np. związanych z gwałtem na kobiecie) prowadzi do tego, że w konkretnych sytuacjach część ludzi jednak na zabijanie się zgadza. Nazywając je oczywiście aborcją lub usunięciem płodu (patrz wyżej: językowy przekręt).

Przez ostatnie tygodnie zwracaliśmy uwagę na zjawisko „tęczowej propagandy”, która obecna jest w niektórych mediach. Nie da się ukryć, że prym wiedzie w tej dziedzinie „Gazeta Wyborcza”, która w ostatnich miesiącach z wielkim zaangażowaniem prezentowała uroki gejowskiego życia.

 Zabrakło niestety tych tragicznych historii (w każdym razie ja ich jakoś nie zauważyłem), z którymi jako ksiądz niekiedy się spotykam. Nikt nie pisał o moralnych dylematach młodych ludzi, którzy weszli w grzeszne związki; o tym, że ci, którzy wchodzą w homoseksualne relacje, mają głęboką świadomość, że jest z nimi „coś nie w porządku”. Ile jest tragedii związanych z tym, że ktoś – w swojej niedojrzałości lub naiwności – spodziewał się głębokiej relacji, przyjacielskiej więzi, a doświadczył seksualnego wykorzystania i upokorzenia. Nie wspomnę już o tych, którzy sprzedawali się za pieniądze i nie mają sił albo nie wiedzą, jak wyzwolić się z sideł uzależnienia od homoseksualnych zachowań.

 Krótko mówiąc: nie dajmy się oszukać. Nie ulegajmy „tęczowej propagandzie”. Przyszłość jest w rodzinie i to jej należą się przywileje. Wszystkie inne związki, także te tzw. partnerskie, jak podkreślają prawnicy, są w Polsce legalne i nie potrzebują dodatkowego usankcjonowania, zwłaszcza takiego, które miałoby być imitacją rodziny.

 

Ks. Dariusz Madejczyk

Redaktor Naczelny

 
Źródło: Tygodnika „Przewodnik Katolicki”(Nr. 30. 2011)

http://www.tezeusz.pl/cms/tz/index.php?id=6692

=================================================

Złoty "cielec" arystokratycznego Kościoła
nudaveritas, 27 Maja 2011, 10:14
Bronbar2 pisze w swoim artykule pod Tytułem "ARYSTOKRACJA DUCHA CZY PIENIĄDZA?"

Cytat on:
"Całe szczęście, bowiem człowiek, który stawia pieniądze jako cel w życiu, zatraca swoje człowieczeństwo, bo pieniądz staje się złotym cielcem czyli bożkiem, któremu poświęca swoje wszystkie siły witaln

Klerykalizm to nic innego jak sprawowanie totalnej władzy nad społeczeństwem przez instytucję jaką jest kościół. Mniej "twarda" teza klerykalizmu to zapewnienie kościołowi maksymalnych wpływów politycznych, kulturowych i ekonomicznych w społeczeństwie.

Wszystkie instytucje działające w społeczeństwie dążą do uzyskania jak największych wpływów na to społeczeństwo, kosciół robi to także, robi to aż nadto dobrze wręcz nachalnie. Paradoksalnie jednak im bardziej staje się instytucją, tym bardziej traci to co najcenniejsze - religijność.

I tak nasz duchowny kler głosi nam: My wiemy najlepiej co dla was wiernych dobre. My jesteśmy namaszczeni przez Chrystusa i nam władza przez Boga dana i będziemy nią rozporzadzać przekazując wam to co uznajemy za stosowne bez prawa sprzeciwu, ale z klauzulą bezwarunkowego podporządkowania się. Co może wierny przekazać klerowi ? ano, tylko informację o swoich błędach czyli grzechach bogobojnie i w głębokim poczuciu winy. Klerykalizm duchowny przejawia się także zabiegami o dobra doczesne które to często są manipulacjami na granicy prawa i przyzwoitości jak słynna komisja majątkowa ! a przecież nie kto inny, jak cytowany wszędzie Jan Paweł II powiedział :

"Bogatym nie jest ten kto posiada, lecz ten co daje"

Kto jak kto, ale KK w Polsce słowa swojego czcigodnego Ojca Papieża powinien brać poważnie, czyż nie ?


Ależ taaaak !  kosciół daje przecież hmmmm, co daje kościół ?  ach tak, my jako wierni otrzymujemy jakże wygodną postawę życiową. Kupujemy gotowy już światopogląd, nie musimy się wysilać intelektualnie, nie potrzebujemy samodzielnie myśleć i brać odpowiedzialności za religię i kościół, bo kupujemy swoistą polisę ubezpieczeniową od tych którzy są fachowcami w dziedzinie zasad życia doczesnego a także tego pozagrobowego. Tak oto wszystko to co zwiemy naszą religijnością i duchowością to nic innego jak korzystanie z usług urzędu lub instytucji jakim jest kościół, to tak jak pójscie do hipermarketu.
Wierni uciekają w ten sposób od wolności a także odpowiedzialności a Duchowieństwo ucieka przed Bogiem i człowiekiem w rytualizm i urzędniczy funkcjonalizm.

KK w Polsce to klerykalizm na najwyższym stopniu, razem ze swoją wielką tubą Radio Maryja a także absurdalnie ekstremalnych ludziach w sutannach, należących raczej intelektualnie do średniowiecza jak oto to, bardzo żałosne indywiduum.


http://www.youtube.com/watch?v=akNs5JOhPVU


Wbrew bogobojnym krzykaczom twierdzę, że największym wrogiem KK nie jest antyklerykalizm czy też ateizm lecz wewnętrzne postawy kleru gotowe na wszystko do zdobycia jak największych wpływów w społeczeństwie poprzez omamianie swoich wiernych, sprowadzając tym samym religię tylko do kultu obrazków,kadzideł,kropideł, wszelakich pomników i tym podobnych zabobonów i ....  WŁAŚNIE     !

Stawianie pieniądza jako cel w życiu swoim (czt.Kościoła). Pieniądz to bowiem stał się kościelnym ZŁOTYM CIELCEM a bożkami wszelakie jego relikwie sprzedawane gdzie popadnie.

http://wiadomosci.onet.pl/waszymzdaniem/63881,zloty_cielec_arystokratycznego_kosciola,artykul.html



Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 19, 2011, 10:31:15
                                                                   Popełnili zło, ale my widzimy człowieka
Ks.Pawel Wojtas

Pracujemy z ludźmi, którzy popełnili zło, ale chcą, byśmy dostrzegli w nich człowieka. Bardziej otwarci na współpracę są „25-latkowie” niż więźniowie o krótkich wyrokach – mówi w rozmowie z KAI ksiądz dr Paweł Wojtas, naczelny kapelan więziennictwa i od listopada 2010 r. przewodniczący Europejskiej Rady Naczelnych Kapelanów Więziennictwa.

Ks. Paweł Wojtas. Fot. Wojciech Surdziel / Agencja Gazeta
Był Ksiądz jednym z pierwszych kapelanów więziennych po 1989 r.

– Zacząłem pracę w 1989 r. jako kapelan Aresztu Śledczego w Grójcu pod Warszawą, będąc jeszcze wikariuszem w parafii. Dwa lata później zostałem skierowany przez kard. Józefa Glempa, ówczesnego arcybiskupa warszawskiego, do pracy jako kapelan największego w Polsce Aresztu Śledczego Warszawa-Białołęka. Zostałem pierwszym pełnoetatowym kapelanem więziennym w kraju, zatrudnionym przez Centralny Zarząd Służby Więziennej. Etatu nie miał wówczas nawet naczelny duszpasterz więziennictwa ks. prałat Jan Sikorski.

Bycie kapelanem na Białołęce było wyzwaniem?

– Z pewnością. Jeszcze w Grójcu podjąłem pracę, której nikt wcześniej nie wykonywał. Zacząłem przede wszystkim odbywać regularne rozmowy z więźniami. Dyrektor więzienia nie wyobrażał sobie, że uda mi się dotrzeć do osadzonych, wysłuchiwać ich, chodzić po celach po kolędzie. W tamtym czasie na kontakty kapelanów z tymczasowo aresztowanymi potrzebna była zgoda miejscowego sądu, nie istniały jeszcze odpowiednie regulacje prawne. Wszyscy zgadzali się jedynie, że mimo braku przepisów praca duszpasterska jest potrzebna, to nieco ułatwiało sytuację.

Pewnie spotykał się Ksiądz z nieufnością więźniów...

– Odpowiem historią z początków mojej pracy. Byłem świadkiem wypadku drogowego, kierowca ciężko potrącił dziewczynę. Pijany sprawca wypadku, nastolatek, cudem uniknął samosądu miejscowych. Byłem jednym z rozdzielających wzburzonych gapiów. Tydzień później odprawiałem Mszę św. w grójeckim areszcie. Podszedł do mnie ten chłopak i spytał, czy go poznaję. Poprosił o rozmowę, opowiedział o swojej rodzinie: matka prostytutka, ojciec nieznany. Matka sprowadzała klientów do tego samego pokoju, w którym spał chłopak. Któregoś dnia nie wytrzymał, uciekł, wsiadł w samochód i spowodował wypadek.

Pojechałem potem do rodzinnego miasta tego chłopaka, rozmawiałem z matką. Przekonałem się, że jego czyny mają źródło w sytuacji rodziny, a w zasadzie braku normalnej rodziny. Zrozumiałem, że łatwo takiego człowieka potępić za spowodowanie wypadku, ale nie można nie zauważyć tego, co się przyczyniło do jego zachowania. Uświadomiłem sobie, że z takimi ludźmi trzeba pracować, a to co się stało w dużym stopniu jest winą sytuacji, w jakiej wzrastali.

Ta historia czegoś Księdza nauczyła?

– Po 20 latach pracy z więźniami wiem jedno: kluczowy moment, w którym człowiek może otrzeć się o świat przestępczy, zaczyna się w zniszczonym dzieciństwie i okresie dojrzewania. Jeśli małemu człowiekowi brakuje więzi z rodzicami i nie może on liczyć na prawidłowe wprowadzenie w dorosłe życie, a zamiast tego w domu była agresja, odtrącenie lub obojętność, jest to droga do zagubienia się w życiu.

Co najważniejszego zmieniło się przez 20 lat istnienia duszpasterstwa więziennego?

– Na początku brakowało kapelanów, dziś ma go każda jednostka penitencjarna w kraju. Zmieniły się też przepisy prawne. Kiedy zaczynałem pracę, każdy więzień chcący uczestniczyć w praktykach religijnych musiał mieć na to zgodę sędziego. Dziś dotyczy to tylko więźniów niebezpiecznych, przebywających w izolatkach, ale i do nich kapelan ma dostęp. Obecnie więzień może uzyskać urlop okolicznościowy, by uczestniczyć np. w pogrzebie bliskiej osoby.

Powstają nowe inicjatywy duszpasterskie, w których księżom pomagają członkowie Bractwa Więziennego lub Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Organizujemy dla nich specjalne szkolenia oraz rekolekcje. Co roku od 7 lat, pod auspicjami biskupa warszawsko-praskiego, organizujemy m.in. konferencje penitencjarne, w których bierze udział 200 dyrektorów instytucji wychowawczych. Dyskutujemy, jak pomagać zwłaszcza nieletnim, by nie wchodzili w świat przestępczy.

Ważny i coraz liczniejszy jest udział więźniów w pielgrzymce osób niepełnosprawnych. Pracują też oni jako wolontariusze w hospicjach. Jeśli z prawnego punktu widzenia jest to możliwe, pracę tę proponujemy osobom z wyrokami za zabójstwo. Wcześniej to życie niszczyli, a teraz dajemy im szansę pracy z człowiekiem, którego życie dobiega końca.

Czego więźniowie oczekują od kapelanów?

– Oczekują przede wszystkim zrozumienia, że mimo popełnienia przestępstwa też są ludźmi. Chcą też, by w to ich człowieczeństwo wprowadzać stopniowo zasad życia religijnego. Nie oczekują natomiast powielania przez nas postawy właściwej funkcjonariuszom więziennym. Nie chcą też, byśmy byli ich „kumplami” i zaczęli mówić ich językiem.

Są więźniowie, którzy notorycznie odmawiają współpracy?

– Tego się nie da uniknąć. Jeszcze nigdy się nie zdarzyło, bym zakładał, że wszyscy zechcą ze mną rozmawiać i zrobią to, o co poproszę. Postawy, które reprezentują, są często efektem wieloletnich zaniedbań. Potrzeba więc stopniowego budowania zaufania między więźniem a duszpasterzem tak, by osadzony przestał podejrzewać, że chcę go do czegoś namówić. Nie, ja przed nim staję szczerze, jako ksiądz, ale przede wszystkim jako człowiek wierzący.

Są też więźniowie „wędrujący” od religii do religii. Każdy zarejestrowany w Polsce Kościół czy związek religijny, który ma swoich wiernych, ma prawo wstępu do pracy z więźniami, a ci niekiedy to wykorzystują – tu dostaną kartę na telefon, tam paczkę świąteczną.

Kapelani mają doświadczenie pracy w oparciu o dokonane zło, czyli przestępstwo. To doświadczenie jest potrzebne osobom pracującym w takich instytucjach jak ośrodki szkolno-wychowawcze czy sądy dla nieletnich. Chcemy im pomóc, bo pracują z człowiekiem, który często jeszcze nie popełnił przestępstwa. Dlatego współpraca między nami jest bardzo potrzebna.


Praca z osadzonymi jest inna niż z więźniami o dużych wyrokach?

– Więzień z dużym wyrokiem wie, że będzie długo przebywał w więzieniu. Jego nastawienie na życie pozbawione wolności jest więc inne niż osadzonego na krótko. Wie, że musi sobie to życie za kratkami jakoś poukładać, jest więc bardziej otwarty na współpracę z kapelanem. Może sobie też nie radzić z pobytem w więzieniu, zdradzać chęci samobójcze – rzeczywiste lub fałszywe, by zainteresować swoją osobą psychologa czy kapelana.

Więźniowie trafiający do aresztu na kilka miesięcy, rok lub dwa lata, zamykają się w sobie, chcą przetrwać ten czas i odmawiają współpracy. Różnice między dwoma rodzajami więźniów najlepiej widać w ich udziale w pielgrzymce osób niepełnosprawnych na Jasną Górę. Ci o małych wyrokach szli od niechcenia, a więźniowie np. z 25-letnią odsiadką, czyli po zabójstwie, oddają się bardziej pracy na rzecz innych.

To zmienia więźniów?

– Bardzo zmienia. Wielu rozpoczyna nowy rozdział w swoim życiu. Gdy podczas pielgrzymki pchają wózek z osobą sparaliżowaną, uświadamiają sobie wartość każdego życia i zaczynają dziękować Bogu za swoje, choć było grzeszne i wcześniej nigdy tego nie uczynili.

Do więzień trafiają także kobiety. Oczekują opieki duszpasterskiej tak samo jak mężczyźni?

– O kobiety i mężczyzn troszczymy się tak samo. Jednak kobieta będąca w izolacji więziennej jest priorytetem w pracy duszpasterskiej. Zazwyczaj bowiem to ona była najpierw ofiarą przemocy ze strony mężczyzny, a dopiero potem sama stała się przestępczynią. Więźniarki są więc w podwójnie złej sytuacji: z jednej strony przeżywają trudy izolacji, z drugiej strony już uczestniczyły w przestępstwie. Nie możemy też zapominać o wzroście przestępczości wśród nieletnich dziewcząt, niejednokrotnie bardziej agresywnych i wulgarnych niż chłopcy. Praca z dziewczyną, która od kilku już lat wchodzi w konflikt z prawem, jest o wiele trudniejsza.

Przed świętami Bożego Narodzenia więźniowie częściej proszą o rozmowę z kapelanem?

– To najbardziej szczególny okres pracy duszpasterzy, atmosfera wśród więźniów jest wówczas bardzo emocjonalna. To właśnie w Wigilię dawniej odnotowywano najwięcej prób samobójczych w celach. Pamiętam, że któregoś wieczoru wigilijnego pogotowie przyjeżdżało na Białołękę nawet 30-40 razy. Prosiłem naczelnika więzienia, by móc częściej chodzić po konkretnych celach, także w godzinach nocnych, choć przepisy na to nie pozwalały. To pomogło, dziś prób samobójczych jest o wiele mniej.

W więzieniach organizowane są rekolekcje i spotkania wigilijne, więźniowie dostają też paczki. Rozumiem, że kogoś może to oburzyć, ale chodzi o uczenie skazanych normalności, do której kiedyś wrócą.

Więźniowie po wyjściu na wolność utrzymują kontakt z duszpasterstwem?

– Nie wykluczamy tego, zalecamy jednak, by kontynuowali zaangażowanie w swoich parafiach, tam z pewnością działają konkretne ruchy i stowarzyszenia katolickie. Nie zawsze jest to możliwe, gdyż właśnie w rodzinnych miejscowościach weszli w konflikt z prawem. Są jednak osoby, które nalegają, by nadal brać udział w pielgrzymce na Jasną Górę. Pokazują w ten sposób, że właśnie w tym środowisku rozpoczęli nowe życie.

W listopadzie br. został Ksiądz przewodniczącym Europejskiej Rady Naczelnych Kapelanów Więziennictwa. Czym się ona zajmuje?

– Będę tymczasowo przewodniczył Radzie do przyszłego roku, gdy na światowym zjeździe w Kamerunie wybierze ona nowego szefa. Do moich obowiązków należy koordynacja pracy krajowych duszpasterstw więziennych w państwach Europy Środkowo-Wschodniej, Europą Zachodnią zajmuje się duszpasterz z Francji. Istnieją bowiem duże różnice w funkcjonowaniu duszpasterstw. W Wielkiej Brytanii czy Francji jest słaba współpraca kapelanów ze strukturami państwowymi, choć praca samych duchownych oceniana jest wysoko. To właśnie od kapelanów anglikańskich uczyliśmy się zasad pracy na początku lat 90. Z kolei zwłaszcza w byłych republikach radzieckich często do dziś nie ma struktur duszpasterskich. Polska na tym tle ma bardzo dobrą opinię, bardzo szybko po upadku komunizmu powstały u nas odpowiednie regulacje prawne, kapelani mają wsparcie struktur Służby Więziennej.


Rozmawiał: Łukasz Kasper

http://religia.onet.pl/wywiady,8/popelnili-zlo-ale-my-widzimy-czlowieka,64,page2.html
........................

Prymas „działa” w niebie

Milena Kindziuk | Niedziela | 8 Lipiec 2011 | Komentarze (0)

Niewiele się mówi o łaskach, jakich ludzie doznają za wstawiennictwem kard. Wyszyńskiego. Ale one istnieją. I są ich tysiące
Mieszkanka Łodzi zachorowała na nowotwór złośliwy narządów wewnętrznych. Lekarze wprost mówili, że nie ma dla niej ratunku. Diagnoza brzmiała jak wyrok. – I wtedy zaczęłam prosić o pomoc Prymasa Wyszyńskiego, o jego wstawiennictwo za mną u Boga – wyznaje kobieta. W szpitalu miałam ze sobą obrazek z kard. Wyszyńskim. Patrząc na niego, dostrzegłam w pewnym momencie, jakby wyszły z niego promienie, które objęły mnie całą. Wszystko to trwało ok. minuty. Miałam wrażenie, jakby ze mnie coś spływało, i od razu poczułam się lepiej na duchu.

Tydzień później lekarze orzekli, że nowotwór się wchłonął. Byli zdumieni, gdyż z medycznego punktu widzenia stan zdrowia nie miał prawa się polepszyć. Kobieta ta ma dziś 45 lat. Jest przekonana, że żyje dzięki wstawiennictwu kard. Wyszyńskiego.
Inny przypadek: ksiądz z archidiecezji częstochowskiej zachorował na raka prostaty. Po operacji lekarz uznał, że choroba jest nieuleczalna. Ból się wzmagał, leki nie przynosiły poprawy. Wtedy wiele środowisk zaczęło się modlić o zdrowie chorego – za wstawiennictwem Księdza Prymasa. Sam kapłan natomiast pewnej nocy udał się na Jasną Górę i długo modlił się przed Cudownym Obrazem – także za przyczyną kard. Wyszyńskiego. Nagle usłyszał wewnętrzny głos: „Zostań w domu!”. – Następnego dnia miałem jechać do Katowic na kolejną operację – wyznaje. – Nagle zostałem olśniony łaską zdrowia. Odczułem natychmiastowe, cudowne uzdrowienie. Organizm zaczął normalnie funkcjonować, a ból całkowicie ustąpił – wspomina kapłan. Lekarz powiedział mu wtedy: „Jeżeli ksiądz przeżyje jeden tydzień, uznam to za cud”. Po upływie tygodnia ten sam lekarz stwierdził: „Uważam ten przypadek za cud Miłosierdzia Bożego”. A duchowny jest przekonany, że uratował go Ksiądz Prymas.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Wbrew prawom natury

Okazuje się, że kard. Wyszyński „działa” w niebie na wiele sposobów. I w różnych sprawach. Zdarzają się również uzdrowienia duchowe za jego przyczyną, nawrócenia, powroty do wiary i do Kościoła.

Jedno z takich zdarzeń miało miejsce w 2000 r. Mieszkanka Ząbek udała się do grobu Prymasa Wyszyńskiego i tam modliła się o łaskę spowiedzi dla kogoś znajomego. – W końcu ten znajomy przystąpił do spowiedzi. W ramach pokuty ksiądz polecił mu, aby... poszedł na grób kard. Wyszyńskiego i pomodlił się o jego szybką beatyfikację – opowiada kobieta. – Byłam zaskoczona zarówno samym faktem spowiedzi, jak i formą pokuty, którą uważam za znak.

Ciag dalszy na :  http://religia.onet.pl/publicystyka,6/prymas-dziala-w-niebie,405.html
 ......................


                                                  ONI NIE WSTYDZA SIE JEZUSA : a Ty

Michał Bondyra | Przewodnik Katolicki | 18 Sierpień 2011 |

Oni nie wstydzą się Jezusa, a ty?
Michał Bondyra | Przewodnik Katolicki | 18 Sierpień 2011 |
Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta

Co łączy znanego dziennikarza Przemysława Babiarza, najlepszą polską tenisistkę Agnieszkę Radwańską, Jadwigę i Dariusza Basińskich z kabaretu Mumio czy lidera Prawicy RP Marka Jurka? Odpowiedź prosta, acz zaskakująca: wszyscy oni nie wstydzą się Jezusa.
Do powyższej listy warto dodać jeszcze znakomitego niegdyś piłkarza Marka Citkę, dziennikarza Krzysztofa Ziemca, muzyków: Roberta „Litzę” Friedricha i jego zespół „Arka Noego” oraz Magdę Anioł i Adama Szewczyka, czy znanego z legendarnego już kabaretu „Elita” Jerzego Skoczylasa. To oni są „twarzami” trwającej od lutego kampanii, w której ludzie wierzący odważnie manifestują swój katolicyzm i przywiązanie do wartości.

Dołącz do nas na Facebooku

Kiedyś w liceum, teraz na Facebooku
W akcję możemy się włączyć i my, wpisując adres strony www.mt1033.pl. i zamawiając darmowy brelok z krzyżem i słowami: „Nie wstydzę się Jezusa”. Sama nazwa domeny nie jest zresztą przypadkowa. Pod ewangelicznymi faksymile kryją się bowiem mocne i bezkompromisowe słowa samego Jezusa: „Kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem”. Podobnie radykalny był powód rozpoczęcia akcji. – Dzisiaj coraz częściej odwaga i brak kompromisu są tym, czego potrzebujemy najbardziej. Taka postawa zdecydowała o miażdżącym zwycięstwie obrońców krzyża w XIV LO we Wrocławiu. W grudniu 2009 r. trójka uczniów wspierana przez „Gazetę Wyborczą” domagała się usunięcia krzyży z klas lekcyjnych. Rozprowadziliśmy wtedy wśród licealistów breloki z napisem: „Kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem” – mówi koordynator akcji, Grzegorz Pabijan. – Kiedy doszło do debaty, wypełniona po brzegi aula stanęła murem za broniącymi krzyża. Pomyśleliśmy, że to, czego nam trzeba, to właśnie brelok z tym samym, radykalnym cytatem z Ewangelii wg św. Mateusza. I zaczęło się, ale tym razem w całej Polsce – wraca do początków.
Dziś darmowe breloki powędrowały już do ponad 450 tys. osób. A chętnych wciąż przybywa. – Przez naszą akcję chcemy skończyć z kłamstwem, że katolicyzm to świat ludzi starszych. To właśnie młodzi, rzekomo wątpiący w Boga i sceptyczni wobec Kościoła, najczęściej proszą o brelok – zapewnia Pabijan. Na potwierdzenie jego słów zaglądam na Facebooka. Tam Jezusa nie wstydzi się już blisko 10 tys. użytkowników, sądząc po zdjęciach – głównie ludzi młodych lub bardzo młodych.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Obudzić katolickiego olbrzyma
Akcja skierowana jest jednak nie tylko do nich. Jak przekonuje jej koordynator, adresatem są wszyscy ochrzczeni. – Polska to katolicki olbrzym. Wielki, ale śpiący. Tego olbrzyma trzeba obudzić! Wyrwać z letargu samozadowolenia. To, co sprawia, że my, katolicy, zapominamy kim jesteśmy, to bardzo często zwyczajny wstyd. Stłamszeni przez medialny mainstream – tak daleki od tego, co jest nam, katolikom, drogie – nosimy głowę spuszczoną nisko, a kiedy ktoś zapyta, kim jesteśmy, wolimy nie pamiętać. I po to właśnie jest nasz brelok – z jednej strony krzyż i napis: „Nie wstydzę się Jezusa”, z drugiej zaś surowe słowa naszego Mistrza: „Kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem”. Ten niby niepozorny kawałek metalu to w rzeczywistości nasza „pierwsza linia obrony” – tłumaczy koordynator akcji, dodając, że „zanim ktoś zechce nas wyśmiać lub poniżyć, musi zmierzyć się z bardzo mocnymi słowami Jezusa, które autentycznie bronią tego, kto nosi brelok w widocznym miejscu”. – Słowa te przypominają, że nie można zaprzeć się Jezusa przed ludźmi, pod groźbą Jego zaparcia się nas przed Bogiem Ojcem. One stawiają naszego przeciwnika w bardzo trudnej sytuacji, bo niemalże przed obliczem Sprawiedliwego Sędziego, który za dobre wynagradza... ale za złe karze – uzmysławia.

Ciag dalszy  :http://religia.onet.pl/publicystyka,6/oni-nie-wstydza-sie-jezusa-a-ty,5067.html
..........................

TSz | PAP | 22 Czerwiec 2011 |

Kościół da rodzicom wolną ręk

Małżeństwa mieszane wyznaniowo będą same decydować, w jakiej wierze wychowywać dzieci – informuje "Dziennik Polski".
Teraz zawierając ślub przed ołtarzem, małżonkowie muszą się m.in. zobowiązać, iż będą wychowywać dzieci w wierze katolickiej. Niebawem ma się to zmienić. Jednym z punktów obrad Episkopatu Polski, który zbiera się 24 czerwca w Licheniu, będzie głosowanie nad dokumentem o związkach mieszanych, w którym uwzględniono postulat wiernych, aby to małżonkowie, a nie odgórnie Kościół, decydowali, w jakiej wierze będą wychowywać swoje pociechy.

Dołącz do nas na Facebooku

Gdy nowe zasady wejdą w życie, małżonkowie sami decydowaliby o tym, w jakiej wierze będą wychowywać swoje pociechy. Dotychczas Kościół zgadzał się na zawieranie małżeństw mieszanych wyznaniowo pod warunkiem złożenia przez stronę katolicką tzw. oświadczeń i przyrzeczeń, że zrobi ona wszystko, aby w tym związku "nie osłabić swej wiary i że dzieci będzie się starać wychować po katolicku".

Dokument z nowymi zasadami powstawał 12 lat. Pracowali nad nim reprezentanci Kościoła katolickiego i Kościołów zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej. Dokument jest wzorowany na podobnej deklaracji włoskiej, zatwierdzonej przez Stolicę Apostolską.

http://religia.onet.pl/kraj,19/kosciol-da-rodzicom-wolna-reke,360.html
....................



Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 19, 2011, 10:48:26
Zaskakująca decyzja Kościoła w sprawie komunii

MBł | PAP/Onet.pl | 24 Czerwiec 2011 | Komentarze (11)

                                                     Zaskakująca decyzja Kościoła w sprawie komunii

"Metro": Kościół katolicki idzie wbrew rządowej reformie edukacji. Przesuwa pierwszą komunię do trzeciej klasy, aby dzieci przystępowały do niej w tym samym wieku co dziś - pisze gazeta.

Fot. Artur Kubasik / Agencja Gazeta
Zaczyna archidiecezja poznańska. Wprowadzi nowy program nauczania i podręczniki, zaś do pierwszej komunii dzieci pójdą w trzeciej klasie, ale ich wiek się nie zmieni.

Tym samym, w 2013 r. nie będzie w ogóle pierwszych komunii w Poznaniu. Z kolei w Warszawie nowy program będzie wdrażany stopniowo od 2012 r. przez trzy lata. Zaczną od w liceum i gimnazjum, a skończą na podstawówce.

Dołącz do nas na Facebooku

Dla rodziców i ich dzieci oznacza to wielki bałagan. Tegoroczni pierwszoklasiści – sześciolatkowie przystąpią do sakramentu w wieku siedmiu lat. Ale może się zdarzyć, że do pierwszej komunii przystępować będą także dziewięcioletnie dzieci.

Rodzice mogą negocjować w diecezji, kiedy dzieci przystąpią do po raz pierwszy do sakramentu komunii św.

Więcej w "Metrze".
http://religia.onet.pl/kraj,19/zaskakujaca-decyzja-kosciola-w-sprawie-komunii,362.html
............................

Chrystus potrzebuje kapłanów ubogich

led (KAI) | EKAI | 21 Kwiecień 2011 | Komentarze (11)

                                                          Chrystus potrzebuje kapłanów ubogich

Kardynał Stanisław Dziwisz. Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta

„Chrystus nas potrzebuje i liczy na naszą hojną odpowiedź. On potrzebuje kapłanów ubogich, którzy nie czują się samowystarczalni, dla których jedynym bogactwem jest On sam” – powiedział kard. Dziwisz podczas Mszy Krzyżma.
W Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach zgromadzili się kapłani z całej archidiecezji krakowskiej oraz młodzież, dla której Msza św. Krzyżma to najważniejszy punkt corocznej pielgrzymki służby liturgicznej ołtarza i Ruchu Światło-Życie.

W homilii kard. Dziwisz zwrócił uwagę, że od dwóch tysięcy lat kolejne pokolenia uczniów Jezusa przyjmują od Niego dar wolności i nowego życia. „Nie jest to łatwy dar, bo łączy się również z zadaniem, o którym mówił kardynał Karol Wojtyła, komentując dzisiejszą Ewangelię na Kongresie Eucharystycznym w Filadelfii w odległym już 1976 roku” – podkreślił hierarcha. Przypomniał słowa papieża: „Wolność jest człowiekowi dana i zadana zarazem. Wolność jest prawem człowieka: człowiek ma prawo do wolności, do stanowienia o sobie, do wyboru swej życiowej drogi, do działania według swoich przekonań. Wolność została dana człowiekowi przez Stwórcę w tym celu, aby jej dobrze używał – mówił hierarcha, przytaczając słowa Jana Pawła II.

Kardynał podkreślił, że był dzień, w którym również do nich zwrócił się Jezus. „Zostawiliśmy nasze łodzie i sieci, nasze środowiska i być może inne plany na sensowne życie. Oddaliśmy Jezusowi do dyspozycji to, co w nas najlepsze. Przyrzekliśmy Mu wierność” – powiedział kard. Dziwisz. I dodał, że Jezus ją przyjął, umocnił i posłał nas do swoich braci i sióstr, byśmy im głosili Jego słowo życia i dar Jego nieskończonej miłości do człowieka.

Kardynał pytał: może czujemy się utrudzeni tą niezwykłą posługą? Może zatraciliśmy pierwotny entuzjazm i zafascynowanie naszą misją? Może pojawiło się zwątpienie, czy rzeczywiście jesteśmy potrzebni? Może pojawiło się przygnębienie z powodu nagłaśnianych niewłaściwych postaw niektórych współbraci, którzy się zagubili? I powiedział, że dziś, doświadczając na nowo miłości i bliskości Jezusa i odnawiając przyrzeczenia kapłańskie, chcą powtórzyć za Piotrem: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego”. „(…) Ty jesteś dla nas Życiem, które się nie kończy, a jego piękno i sens odkrywamy, czyniąc z naszego życia dar dla Boga i dla innych, do których jesteśmy posłani” – mówił hierarcha.

„Chrystus nas potrzebuje i liczy na naszą hojną odpowiedź. On potrzebuje kapłanów ubogich, którzy nie czują się samowystarczalni, dla których jedynym bogactwem jest On sam” – zwrócił uwagę kardynał. „Tacy kapłani mogą przemówić do ludzi biednych duchowo i materialnie, do odtrąconych, pozbawionych nadziei” – dodał.

Zdaniem metropolity, Chrystus potrzebuje kapłanów o czystych i przejrzystych sercach, zdolnych świadczyć o bezinteresownej miłości Boga do człowieka. Chrystus potrzebuje również kapłanów posłusznych, dyspozycyjnych, gotowych uczestniczyć ofiarnie i do końca w Jego wielkiej misji zbawienia świata.

Kard. Dziwisz zwrócił się także do młodzieży licznie zgromadzonej w łagiewnickiej bazylice. „Drodzy młodzi przyjaciele, jesteście naszą nadzieją, również na was liczy Jezus Chrystus, również i wy jesteście wezwani, aby pójść za Nim i Jemu powierzyć swój los i swoją przyszłość” – zaznaczył metropolita krakowski. Dodał, że dla większości pójście za Jezusem będzie oznaczało wejście na drogę miłości małżeńskiej i założenie chrześcijańskiej rodziny. „Chrystus i Kościół potrzebują takich ludzi, takich chrześcijan, takich projektów życia, takiego świadectwa” – powiedział.

Hierarcha zaapelował ponadto do młodych, aby nie zagłuszali głosu Jezusa, gdy On zaproponuje im pójście za Nim na drodze życia kapłańskiego czy zakonnego. „Starajcie się uważnie rozpoznać, także przy pomocy rodziców, kapłanów i katechetów, gdzie możecie przeżyć najpiękniej przygodę z Jezusem” – mówił. I zapewnił, że Jezus może odpowiedzieć do końca na wszystkie pragnienia ludzkiego serca. „Niech wam pozostanie w pamięci obraz odnawiającego się dzisiaj Kościoła” – podkreślił kardynał.

Kardynał przywołał postać Karola Wojtyły, który – jak powiedział - zaczynał jak każda i każdy z nas. Zwrócił uwagę, że papież miał swoje ideały, ale w pewnym momencie odkrył, że najpełniej zrealizuje je z Chrystusem. „Znamy dojrzały owoc jego kolejnych decyzji i widzimy, ile Jan Paweł II dokonał dla Boga i dla człowieka” – powiedział kard. Dziwisz.

Dodał też, że papież mierzył wysoko. „Osiągnął świętość uznaną i proponowaną jako wzór dla nas, żyjących przecież w tym samym, co on niespokojnym świecie, często pozornie dalekim od Boga, ale przecież szukającym motywów życia i nadziei” – podkreślił hierarcha.

Podczas Mszy Krzyżma kilkuset kapłanów archidiecezji krakowskiej odnowiło swoje przyrzeczenia. Wielkoczwartkowa pielgrzymka służby liturgicznej ołtarza i Ruchu Światło-Życie to zwyczaj wprowadzony w archidiecezji krakowskiej przez kard. Wojtyłę.

http://religia.onet.pl/kraj,19/chrystus-potrzebuje-kaplanow-ubogich,48.html
...............................
Przesłanie Powstania wciąż aktualne

kos / ms | EKAI | 1 Sierpień 2011 |

                                                            Przesłanie Powstania wciąż aktualne

Biskup polowy WP Józef Guzdek podczas mszy św. odprawionej w intencji poległych powstańców w Katedrze Polowej Wojska Polskiego, 31.08.2011 Fot. PAP/Grzegorz Jakubowski

W katedrze polowej Wojska Polskiego odprawiona została Msza św. z okazji 67. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Liturgii z asystą wojskową przewodniczył i homilię wygłosił biskup polowy WP Józef Guzdek.
W homilii bp Guzdek podkreślił, że przesłanie walczącej Warszawy jest nadal aktualne. Wezwał do wzajemnego przebaczenia, jedności i współpracy na rzecz dobra Ojczyzny.

Dołącz do nas na Facebooku

W Eucharystii uczestniczyli powstańcy, przedstawiciele władz miejskich i państwowych na czele z prezydentem RP Bronisławem Komorowskim i prezydent Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz oraz mieszkańcy stolicy. Licznie obecne były poczty sztandarowe organizacji kombatanckich i oddziałów powstańczych.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Mszę św. koncelebrowali prymas senior kard. Józef Glemp, kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski, abp Henryk Hoser, ordynariusz diecezji warszawsko-praskiej, biskupi pomocniczy archidiecezji warszawskiej Tadeusz Pikus i Marian Duś. Obecni byli ordynariusze wojskowi: bp Jerzy Pańkowski, prawosławny biskup polowy oraz ks. ppłk Mirosław Wola, naczelny Kapelan ewangelickiego duszpasterstwa wojskowego.

– Dziś, kiedy wspominamy 67. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, wracamy pamięcią do bohaterów tamtych wydarzeń i obejmujemy ich modlitwą – mówił w homilii bp Guzdek. Podkreślił, że z opowieści powstańców wyłania się obraz Warszawy, „w której pięknie było żyć, i za którą warto było umierać”. – Latem 1944 r. Warszawa była dla Was domem. Pragnęliście, aby ten dom był wolny. Aby go można było urządzać według własnych zamysłów – podkreślił.

Biskup polowy zwrócił uwagę, że „walka z przeważającymi siłami okupanta i skuteczny opór stały się możliwe dzięki niezwykłej umiejętności współdziałania”. – W pamiętnych sierpniowych dniach wszyscy stanowili jedną wielką rodzinę. Można powiedzieć, że realizowali Chrystusowy testament z Wieczernika: „Ojcze, spraw, aby byli jedno" – powiedział. Dodał, że zwłaszcza dziś należy podkreślać ten „geniusz harmonijnej współpracy i współdziałania duchownych i świeckich, ludności cywilnej i wojska, młodzieży i dorosłych, harcerzy i harcerek”.

Biskup polowy przypomniał, że w trakcie Powstania Warszawskiego wielką pomoc walczącym nieśli kapelani. – W ten sposób podtrzymywali i umacniali w powstańcach wiarę w braterstwo i w ostateczne zwycięstwo dobra nad złem. Potwierdzali przekonanie powstańców, że godność i honor warte są najwyższej ceny, utraty zdrowia i ofiary życia – podkreślił.

Przywołał postać kardynała Stefana Wyszyńskiego, kapelana Grupy Kampinos i jego wspomnienie związane z Powstaniem Warszawskim. – Prymas Tysiąclecia, w tym czasie, kiedy okupant systematycznie palił i burzył walczącą Warszawę, znalazł w lesie przyniesioną przez wiatr stertę niedopalonych kartek. Na jednej z nich pozostał tylko napis: „Będziesz miłował”. Zaniósł ją do kaplicy w Zakładzie dla Niewidomych w podwarszawskich Laskach, pokazał siostrom i powiedział: „Nic droższego nie mogła przysłać ginąca stolica. To najświętszy apel walczącej Warszawy, do nas i całego świata. Apel i testament: „Będziesz miłował”.

– Niech więc Boże wezwanie do miłości i braterstwa, które stało się apelem i testamentem walczącej Warszawy zostanie podjęte przez każdego z nas. „Będziesz miłował” – zakończył bp Guzdek.

Po liturgii rozpoczął się Apel Poległych, a później koncert-oratorium „63 dni gniewu”, w reżyserii Jarosława Minkowicza, opisującego losy trójki uczestników Powstania, pokazany w konwencji tragedii greckiej.

http://religia.onet.pl/kraj,19/przeslanie-powstania-wciaz-aktualne,475.html
.............................
Kościół nie zawsze potępia samobójców

ks. Jan Glapiak / ju. | EKAI | 8 Sierpień 2011 | Komentarze (24)

                                                                   Kościół nie zawsze potępia samobójców

Kościół podkreśla, że ciężkie zaburzenia psychiczne, strach lub poważna obawa przed próbą, cierpieniem lub torturami mogą zmniejszyć odpowiedzialność samobójcy.

Fot. Getty Images/FPM
Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza, że samobójstwo pozostaje w głębokiej sprzeczności ze sprawiedliwością, nadzieją i miłością i jest zakazane przez piąte przykazanie Boże: „Nie zabijaj” (por. n. 2325).

Dołącz do nas na Facebooku

Wypływa stąd zmiana w ostatnich latach jego stosunku do tej tragedii, jaką w każdym przypadku jest śmierć samobójcza. W związku z tragiczną śmiercią Andrzeja Leppera przypominamy wypowiedź ks. Jana Glapiaka, doktora prawa kanonicznego, zamieszczoną w „Przewodniku Katolickim” 28/2008.

Kościół uwzględnia dość powszechne zdanie psychiatrów, że samobójcy nie są w pełni odpowiedzialni za swój czyn, stąd nie odmawia się im pogrzebu katolickiego ani też nie czyni różnicy w samej celebracji pogrzebu, jeżeli w ciągu życia okazywali przywiązanie do wiary i Kościoła. Chodzi tutaj o osoby, które zanim odebrały sobie życie, należały do grona praktykujących katolików. W takiej sytuacji uczestników pogrzebu uświadamia się - podczas homilii czy w innym stosownym czasie - że osoba ta była praktykująca, a fakt odebrania sobie życia był podyktowany brakiem pełnej świadomości lub stanem chorobowym o podłożu psychicznym.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Jednak samobójcę, który przed zamachem na własne życie publicznie odstępował od wiary, Kościół traktuje jako jawnogrzesznika. W takiej sytuacji - zgodnie z kan. 1184 § 1 KPK - kapłan odmawia pogrzebu katolickiego lub przynajmniej ogranicza uroczyste sprawowanie ceremonii pogrzebowej. Czyni tak nie dlatego, że dana osoba popełniła samobójstwo, ale dlatego, że jej życie było przeciwne duchowi chrześcijańskiemu i że jej oddalenie od Kościoła trwało aż do śmierci.

Pozbawienie jawnogrzesznika pogrzebu katolickiego zawiera w sobie także odmowę odprawienia Mszy Świętej pogrzebowej (kan. 1185 KPK). Nie oznacza to jednak, że za tego zmarłego nie wolno odprawiać Mszy Świętej w ogóle.

Odmowa pogrzebu katolickiego nie wiąże się z odmową miejsca pochówku na cmentarzu w miejscowości, gdzie istnieje tylko katolicki cmentarz parafialny. W takiej sytuacji zarządca katolickiego cmentarza parafialnego nie może zabronić pogrzebu na tym cmentarzu według innych obrzędów religijnych lub świeckich.
http://religia.onet.pl/kraj,19/kosciol-nie-zawsze-potepia-samobojcow,4984.html
..................................

Z tej samej gliny

Rozmawiała Ewa Biedroń / ms | EKAI | 26 Kwiecień 2011 | Komentarze (3)

Z tej samej gliny

Problemy psychologicznych księży i sióstr są takie same jak te występujące w całej populacji: nerwice, kryzysy, depresje, uzależnienia, wypalenie zawodowe, syndrom DDA, psychozy – zauważa w rozmowie z KAI ksiądz Andrzej Sułek, dyrektor Diecezjalnego Ośrodka Pomocy Psychologicznej w Tarnowie.

Fot. Getty Images/FPM
Z jakimi problemami ludzie zgłaszają się najczęściej?

– Problematyka jest zróżnicowana. Są to konflikty międzyludzkie zwłaszcza małżeńskie, kryzysy, nerwice, depresje, psychozy. W ostatnim czasie zastanawia mnie stosunkowo duża ilość osób z depresją i małżeństw w sytuacjach kryzysowych i rozwodowych.

Z czego te problemy wynikają?

– Nie zawsze można jednoznacznie wskazać przyczyny, nieraz nawet wnikliwa analiza psychologiczna nie da wyczerpującej odpowiedzi, skąd wzięła się psychoza czy depresja. W splocie przyczyn różnych trudności wiążą się ze sobą zarówno czynniki wrodzone jak i historia życia ze zranieniami z przeszłości, błędami wychowawczymi, zwłaszcza niemożnością wyrażania własnych emocji i przeżyć, alkoholizm w rodzinie, przemoc, oraz doświadczenia teraźniejszości.

Czy dziś duchowni i siostry zakonne bardziej niż w przeszłości narażeni są na różne frustracje czy jakiekolwiek cierpienia psychiczne?

– Gdy chodzi o kapłanów to do głównych stresorów naszych czasów zaliczyłbym coraz większe wymagania i oczekiwania stawiane kapłanom przez wiernych oraz niemożność sprostania im wszystkim. Dla wielu katechizujących dużym obciążeniem jest coraz trudniejsza praca z dziećmi i młodzieżą w szkole. Czynnikiem sprzyjającym rozwijaniu się trudności u sióstr zakonnych bywa nienormowany czas pracy oraz niedostatek relaksu, sportu i odpoczynku.

Czy bardziej dotyczy to sióstr i księży pracujący wśród ludzi czy też tych, którzy żyją w klasztorach zamkniętych?

– Obydwa te style życia mają swoje zagrożenia. Wydaje się jednak, że więcej sytuacji stresogennych przynosi praca wśród ludzi.

Czy – choćby ogólnie – mógłby ksiądz powiedzieć jakie najczęściej problemy miewają księża, jakie zaś siostry zakonne?

– Jesteśmy z tej samej gliny co inni ludzie. Także księży i sióstr zakonnych nie omijają zawały serca, wrzody żołądka, „korzonki”, grypa i inne choroby. Warto zobaczyć, że ksiądz i siostra zakonna są ludźmi, także i ich może więc spotkać trudność natury psychicznej. Trudno chyba wskazać problemy natury psychologicznej specyficzne dla księży i sióstr. Są one takie same jak i u innych osób: nerwice, kryzysy, depresje, uzależnienia, wypalenie zawodowe, syndrom DDA, psychozy. Nie posiadam adekwatnych statystyk, ale wydaje się, że częstość ich występowania jest bardzo zbliżona do całej populacji.

Czy zdarzają się przypadki depresji?

– Również takie cierpienie w postaci depresji zagląda pod dach plebanii czy klasztoru.

Co ksiądz wtedy radzi w takim wypadku?

– W depresji nieodzowna jest pomoc farmakologiczna, dlatego pytam, czy osoba ta jest w kontakcie z lekarzem. Jeśli nie, to staram się tę osobę przekonać, żeby skorzystała z pomocy medycznej. Najczęściej jednak osoby zgłaszające się do mnie są już po wizycie u lekarza i zażywają leki przeciwdepresyjne. Dodatkowo szukają pomocy psychologicznej, która w terapii depresji okazuje się bardzo przydatna, a nieraz wręcz konieczna.

Jak sobie radzono z problemami psychicznymi księży i sióstr zakonnych powiedzmy 30 lat temu, a jak to wygląda dziś? Czy dokonały się jakieś zmiany?

– Znaczące zmiany zaszły w farmakologii, leki są skuteczniejsze i dają zdecydowanie mniej skutków ubocznych. Psychoterapeuci uczą się coraz bardziej efektywnych metod pomagania. Również dużo zmienia się w naszej polskiej mentalności, jest większa odwaga mówienia o problemach sióstr i księży. Decyzja księdza biskupa o powołaniu ośrodka, który ma służyć pomocą psychologiczną osobom duchownym i konsekrowanym jest czytelnym znakiem takiej odwagi. Ale tak jak 30 lat temu tak i dziś księża i siostry zakonne mają możliwość korzystania z ogólnie dostępnych form pomocy psychologicznej w poradniach czy w ramach praktyki prywatnej.

Dla duchownych problemem może być prośba o poradę u swojego kolegi – księdza. Może tutaj też szukać przyczyn tego, że mało kapłanów odwiedza ośrodek?

– Biorę pod uwagę sytuację skrępowania księdza, który ma zwracać się o pomoc psychologiczną do swojego kolegi. Dlatego kwestią otwartą i bardzo oczekiwaną są analogiczne ośrodki w innych diecezjach, gdzie nasi księża bez skrępowania mogliby korzystać z pomocy, tak jak nasz Ośrodek jest otwarty na pomoc księżom spoza diecezji.

Rozmawiała Ewa Biedroń
http://religia.onet.pl/wywiady,8/z-tej-samej-gliny,67.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Sierpień 19, 2011, 13:14:58
Cytuj
„Chrystus nas potrzebuje i liczy na naszą hojną odpowiedź. On potrzebuje kapłanów ubogich,(..) Chrystus potrzebuje również kapłanów posłusznych, dyspozycyjnych, gotowych uczestniczyć ofiarnie i do końca w Jego wielkiej misji zbawienia świata.

Szanuję Metropolitę i Jego zapewne czyste intencje  wypowiedzi. Mam jednak dziwne wrażenie, że niektórzy urzędnicy zinterpretują wybiórczo to kazanie.  Kościół poszukuje oszczędności ? Chce oszczędzać ile się da na kapłanach ? A jednocześnie mają być jak bioroboty - wykonywać rozkazy.

Cytuj
– Również takie cierpienie w postaci depresji zagląda pod dach plebanii czy klasztoru.
Co ksiądz wtedy radzi w takim wypadku?
– W depresji nieodzowna jest pomoc farmakologiczna, dlatego pytam, czy osoba ta jest w kontakcie z lekarzem. Jeśli nie, to staram się tę osobę przekonać, żeby skorzystała z pomocy medycznej.

Duszpasterski biznes wspiera Big Pharmę ? Taki mariaż to wręcz kartel ;)


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 19, 2011, 20:53:15

Marek Zając | Tygodnik Powszechny | 17 Sierpień 2011 | Komentarze (0)

                                                                                  Katolik nad urną

Ściana urnowa cmentarza centralnego w Szczecinie, fot. Cezary Aszkielowicz, Agencja Gazeta

Kościół nie walczy z kremacją, niczego nie narzuca, nie postradał też zdrowego rozsądku i nie lekceważy potrzeb wiernych – tyle trzeba wyjaśnić po medialnej gorączce ubiegłego tygodnia.
W minioną środę „Gazeta Wyborcza” opublikowała elektryzujący materiał. Na pierwszą stronę trafił tytuł: „Nie będzie mszy nad urną”. I już pierwszy akapit nie pozostawia wątpliwości: „Jeżeli msza pogrzebowa, to ciało ma być w trumnie. Kremować można dopiero potem. Od października zwyczaje pogrzebowe w Polsce muszą się zmienić”. Taką informację podczas ogłoszeń parafialnych miał wiernym przekazać kapłan z częstochowskiego kościoła pod wezwaniem św. Franciszka z Asyżu.

Wątpliwości

Od razu w mediach ruszyła lawina komentarzy; przede wszystkim pojawiły się obawy i krytyka, że Kościół zamierza skomplikować coraz popularniejszą w Polsce praktykę kremacji. W wielu przypadkach między Mszą pogrzebową przy zwłokach, ich spopieleniem a złożeniem urny na cmentarzu upłynęłoby przecież kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt godzin. Pogrzeb rozciągnąłby się na dwa dni. Niektórzy żałobnicy przyszliby na liturgię, inni woleliby wziąć udział w uroczystościach przy grobie albo kolumbarium. To oznaczałoby także większe wydatki, a nieraz – po prostu dodatkowe kłopoty dla ludzi i tak już dość dotkniętych przez los.

Dołącz do nas na Facebooku

Do redakcji „Tygodnika” dotarł na przykład list od zaniepokojonego czytelnika, który ostrzega przed rozbiciem obrzędów pogrzebowych na raty, gdyby kremacja odbyła się daleko od cmentarza. Ale zwraca też uwagę na inny aspekt: „Czy Panu Bogu nie wszystko jedno, czy modlitwy są przy zwłokach skremowanych, czy nie? Gdy mój przyjaciel, dziś Sługa Boży Jerzy Ciesielski utonął w Nilu, biskup krakowski, późniejszy błogosławiony (a dla mnie święty) Karol Wojtyła odprawiał nabożeństwo (pewnie Mszę świętą; mam prawo dziś nie pamiętać) przy skremowanych zwłokach”. Czytelnik sugeruje, że „byłoby sensownie zalecać – jeśli to możliwe – nabożeństwo (Mszę) przy zwłokach nieskremowanych, ale dopuścić je przy zwłokach skremowanych”.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Słusznie, zaprawdę słusznie – na dodatek w stu procentach zgodnie z... wytycznymi Konferencji Episkopatu Polski. Oczywiście czytelnik ma święte prawo nie znać tych przepisów – pozostaje jedynie pogratulować intuicji, za którą kryć się muszą życiowe doświadczenie i głęboka wiara. Jednak od dziennikarzy i księży musimy wymagać, by innych nie wprowadzali w błąd. Zwłaszcza gdy dotarcie do faktów wiąże się z minimalnymi kosztami i wysiłkiem. Wystarczy odwiedzić katolicką księgarnię, za trzy złote i pięćdziesiąt groszy kupić „Dodatek do Obrzędów pogrzebu. Obrzędy pogrzebu związane z kremacją zwłok. Obrzęd złożenia urny w grobie”, a potem ze zrozumieniem przeczytać dwie i pół strony wprowadzenia. By zaś rozwiać wszelkie wątpliwości, można jeszcze zadzwonić do biura prasowego episkopatu i uważnie wysłuchać kilku wyjaśnień (stawka według taryfy operatora).

Trzy wytyczne

A zatem – od początku i ad rem. W lipcu zeszłego roku watykańska Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów potwierdziła polski przekład wspomnianego „Dodatku do Obrzędów pogrzebu”. Powstał, by przy urnie nie wypowiadać formuł odnoszących się do ciała, które w obliczu prochów brzmią – powiedzmy – nieadekwatnie. „Dodatek” poprzedza wprowadzenie złożone z pięciu krótkich punktów. W oparciu o Kodeks Prawa Kanonicznego przypomina się, że „Kościół usilnie zaleca zachowanie dotychczasowego zwyczaju grzebania ciał zmarłych, dopuszcza jednak kremację zwłok, jeśli nie została dokonana z pobudek przeciwnych nauce chrześcijańskiej, a zwłaszcza jeśli nie podważa wiary w zmartwychwstanie ciała”. Trzy kolejne punkty wyjaśniają, dlaczego Kościół naucza o pierwszeństwie inhumacji nad kremacją, co samo w sobie stanowi temat na inny artykuł. Ostatni zaś punkt zawiera wytyczne duszpastersko-liturgiczne.

Wytyczna pierwsza: „Obrzędy pogrzebowe z ostatnim pożegnaniem włącznie, z udziałem rodziny i wspólnoty parafialnej, zasadniczo należy odprawić przed kremacją ciała zmarłego, zgodnie z podanymi w rytuale formami i odpowiednio dobranymi stacjami. Do takiej praktyki należy wychowywać wiernych”. Aby wyjaśnić, co kryje się za tym wskazaniem, trzeba cofnąć się do stycznia 1977 roku – czasów już posoborowych, gdy Kościół począł się wycofywać z kategorycznego zakazu spopielania zwłok. Kongregacja ds. Sakramentów i Kultu Bożego wydała wtedy zalecenie, które profesor prawa kanonicznego, o. Zbigniew Suchecki, streszcza następująco: „Kongregacja nie chce potępiać kremacji jako formy obrzędu pogrzebowego przewidzianego przez Kościół, ale przestrzega, że nie uważa za właściwe stosowanie i celebrowanie obrzędu przewidzianego dla nabożeństwa w obecności zwłok zmarłego nad jego prochami. Prochy nie wyrażają tak dobrze jak całe zwłoki bogactwa symboliki przewidzianej przez liturgię, aby podkreślić paschalny charakter pochówku”.

Tymczasem w Polsce do dziś występuje inna praktyka – cały obrzęd, łącznie z Mszą pogrzebową w kościele, odbywa się już przy urnie. Dlatego Episkopat postuluje powrót do norm wyznaczonych przez Stolicę Apostolską. Nie ma jednak mowy o żadnych ostrych zakazach. W języku kościelnych dokumentów przepaść dzieli stwierdzenie, że dany obrzęd należy zasadniczo odprawić, od jego nakazania. Jeżeli ksiądz kategorycznie odmówiłby dopuszczenia urny na Mszę w kościele, wykazałby się jedynie bezsensowną nadgorliwością i kompletnym brakiem duszpasterskiego wyczucia. Biskupi wiedzą bowiem, że na powrót do właściwszych praktyk potrzeba czasu na pracę u podstaw, cierpliwą edukację. Jak w rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną zauważył liturgista, ks. prof. Mateusz Matuszewski: „Zwyczajów nie można zmieniać jednym dekretem”.

Jeżeli jednak obrzędy pogrzebowe odprawi się nad ciałem, czyli przed kremacją, wtedy urnę z prochami składa się w grobie lub kolumbarium jedynie z udziałem najbliższych, przy zastosowaniu formuł i modlitw „Dodatku do Obrzędów pogrzebu” – głosi wytyczna druga, przywołująca dalszą część norm zalecanych przez Stolicę Apostolską. To logiczne, skoro główne obrzędy pożegnania odbyły się już nad ciałem.

I jeszcze wytyczna trzecia: „W uzasadnionych przypadkach, np. po sprowadzeniu urny z prochami z zagranicy, obrzędy pogrzebowe, podane w rytuale, można sprawować nad samą urną, którą stawia się przed prezbiterium na odpowiednim podwyższeniu, obok zapalonego paschału”.

Czyli jak czesto dotychczas. I wszystko jest jasne: Kościół niczego nie narzuca, z kremacją nie walczy, nie postradał zdrowego rozsądku i nie lekceważy potrzeb wiernych, ale krok po kroku zamierza przekonywać wiernych do wyboru praktyk, które z perspektywy Ewangelii, teologii i liturgii uważa za stosowniejsze.

A jesienią...

Do wyjaśnienia pozostała nam jeszcze jedna drobna informacja, jakoby rewolucja w kwestiach związanych z kremacją miała nastąpić w październiku. Otóż w październiku odbędzie się plenarne posiedzenie Episkopatu.

– Biskupi zajmą się właśnie tym problemem, jak zamienić w życie nowe wytyczne, by nie wylać dziecka z kąpielą. Będą też pracować nad listem do wiernych. Nie jest wykluczone, że pewne decyzje będzie mógł w poszczególnych wypadkach podejmować biskup diecezji – podkreśla ks. Józef Kloch, rzecznik Episkopatu. I dodaje: – Kościół zdaje sobie sprawę, jak ludzie cierpią po stracie bliskich i jak wiele spraw muszą ogarnąć, gdy muszą organizować pogrzeb. Ale jednocześnie chcemy podążać w takim kierunku, by sens znaków liturgicznych, obrzędów pogrzebowych był czytelny. Proszę mi wierzyć, jesienią nie będzie rewolucji.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/katolik-nad-urna,5060,page2.html
.........................
Alina Petrowa-Wasilewicz | EKAI | 9 Maj 2011 |

                                                                          Porzucenie sutanny

Fot. Getty Images/FPM

- Kościół sprawdza się zwłaszcza w służbie ubogim, a także w rezygnacji z przywilejów. Dziś nie chodzi już o to, by ksiądz był pierwszym we wsi, kimś ważnym społecznie, politycznie. Konieczna jest rezygnacja duchownych z żądzy władzy, z przywilejów społecznych. Jeżeli my ich sami nie oddamy, zabiorą je nam siłą i będzie to upokorzenie - mówi znany duszpasterz o. Józef Augustyn.
Dziś dużo mówi się o kryzysie w Kościele, jednak gdy przeczyta się listy św. Jana do Kościołów, jest oczywiste, że kryzys w Kościele był zawsze. Czy obecna sytuacja jest wyjątkowa?

O. Józef Augustyn SJ: Popularne dziś pojęcia „kryzysu” najczęściej kojarzy nam się z obszarem ekonomii, polityki, socjologii i psychologii. Pojęcie to przeniesione dosłownie na grunt rozważań o Kościele nie bardzo przystaje do jego rzeczywistości. Trzeba więc wróci do jego duchowych korzeni. Termin „kryzys” pochodzi z greckiego krisis i oznacza rozeznanie, wybór, decydowanie, zmaganie się, wewnętrzną walkę. Kościół założony został, aby Boga chwalił, oddawał cześć Synowi Bożemu, prowadził ludzi do Pana. Kryzys w Kościele ma więc przede wszystkim charakter duchowy, mistyczny; kryzys to nieustanne dokonywanie rozeznania i wyboru między tym, czego Bóg pragnie od nas, a do czego popycha nas nasza zraniona natura. Kościół jest więc w stanie permanentnego kryzysu, to jego naturalny stan.

Bieda w Kościele zaczyna się nie wtedy, gdy mniej ludzi przychodzi na Msze św. niedzielne. (Ci, którzy dziś nie przychodzą, kiedyś przychodzili być może przede wszystkim z powodów społecznych czy konwencjonalnych). Problem jest wtedy, gdy Kościół zajmuje się jedynie sobą i nie oddaje chwały Bogu; gdy zapiera się Ewangelii; kiedy bogaci się materialnie i przestaje wychodzić do ubogich. To wówczas jest wielki kryzys – by użyć tego pojęcia. Aby zmierzyć kryzys w Kościele, potrzebne są inne kryteria niż te stosowane w ekonomii, socjologii czy też w psychologii.

Rezygnacja z pełnienia funkcji kapłańskiej pewnych księży to też nie jest miara kryzysu w Kościele. Czasami dobrze się dzieje, że pewni duchowni odchodzą, gdyż większą szkodę ponosiłaby wspólnota Kościoła, gdyby dalej uprawiali swoją podwójną grę. Porzucenie sutanny jest zawsze bardzo bolesne, ale nie jest ono największą tragedią. Tragedią jest podwójne, nieuczciwe życie. Aby stwierdzić kryzys we wspólnocie Kościoła, konieczny staje się rachunek sumienia z rzeczywistego życia Ewangelią. Biorąc pod uwagę wymienione kryteria, nie odważyłbym się powiedzieć, że mamy kryzys w Kościele – w znaczeniu używanym przez media, gdyż takie stwierdzenie nie może być oparte na indywidualnym rozeznaniu. Konieczne jest szersze odwołanie się do „zmysłu wiary” wiernych.

Intymne pytania w konfesjonale

Nieraz słyszy się opinię: Kościół wyprowadził ludzi z komuny, ale w nowej rzeczywistości nie pomaga wiernym w odnalezieniu się.

Upajaliśmy się zwycięstwem nad komuną. Po ludzku rzecz biorąc, mieliśmy do tego prawo. Byliśmy zbyt zmęczeni arogancją systemu, bezczelnością władzy, podwójną miarą, którą nam narzucono, zakłamaniem ideologicznym. Teczki IPN pokazują, że nasze zwycięstwo było w wielu wypadkach pyrrusowe. W Polce to trudniej dostrzec, ponieważ społeczna struktura Kościoła (silnie powiązana z narodem, w dużym stopniu także z polityką) była bardzo mocna. To był dla komunistów twardy orzech do zgryzienia. De facto nie rozgryźli go. Połamali sobie zęby. Ale udało się to w Czechach, w NRD, na Węgrzech pozwolili sobie zmiażdżyć kardynała Mindszenty’ego, gdyż stało za nim niewielu. U nas nie odważyli się, ponieważ za Kościołem stał naród.

Sytuacja Kościoła prześladowanego za komuny była klarowna. Wiadomo było, kto przyjaciel, a kto wróg. Cel był jasny. Wymagania wobec ludzi Kościoła były wysokie, ale też skuteczność oporu przeciw jednoznacznemu złu była ewidentna, widoczna gołym okiem. Natomiast dziś nie stawia się tak wysokich standardów i wymagań, więc skuteczność też wydaje się skromniejsza. Bo z kim tu dzisiaj walczyć? Kto lub co nam tak naprawdę zagraża? Jaki jest nasz cel? Nie ma tutaj już jednoznacznej odpowiedzi. Tylko sportowcy, którzy wiedzą, o co walczą, potrafią zmobilizować się maksymalnie. Natomiast człowiek, który chodzi sobie spokojnie po ulicach, często nie ma jasno określonego celu, nie będzie biegł jak szalony, bo i po co? Mobilizacja za komuny była ważna, ale jej źródła miały nie tylko religijne i duchowe korzenie. Gdy teatry, uniwersytety, instytucje państwowe po 1989 roku stały się wolne, wielu twórców, aktorów, opozycjonistów z ulgą opuściło kościoły, salki katechetyczne i zakrystie. Nie idealizowałbym wygranej nad komuną, ale też nie demonizowałbym „przegrywanej” dzisiaj.

Obecnie zło jest pojęciem nieostrym i nie jest już tylko u „onych”.

Tamto zło było jednoznacznie zdefiniowane: struktury polityczne były brutalne, stosowały przemoc. I to do samego końca. Morderstwo ks. Popiełuszki zdemaskowało w drobnej części metody, jakimi kierowało się państwo i partia od 1944 roku. To był przecież jeden i ten sam diabeł. Komunistyczne bezprawie – w naszym uproszczonym postrzeganiu tamtego świata – miało odpowiadać za wszystkie nasze nieszczęścia. Wszystkiemu winni byli komuniści. Taki płaski obraz przedstawialiśmy nieraz na ambonach. Kiedy komuniści w końcu zostali wyrzuceni (oni sami przecież nie odeszli), zaczął się problem. Więcej nawet, komuniści swoją działalnością kryli nieraz nasze grzechy, na przykład chronili swoich obywateli przed pornografią, tak jak dziś rodzice chronią przed nią swoje dzieci. Nie ma czarno-białych klisz. Dzisiaj natomiast szerzy się arogancja w atakowaniu religii, podstawowych ludzkich wartości, np. małżeństwa i rodziny, cynizm moralny.

Jednym z największych zagrożeń moralnych dla młodych ludzi dzisiaj jest – w moim odczuciu – anonimowość, jaką posługują się w Internecie. Nastolatek zakłada kominiarkę – to znaczy chowa się za pseudonimem, i uzurpuje sobie prawo, aby poniżać innych, wyzywać, upokarzać, bluźnić. To jest czyste zło. Jest w tym coś demonicznego. Nie bierze się żadnej odpowiedzialności za słowo. Zapomina się o prostym fakcie, że nie jest to gra komputerowa, ponieważ na „drugim końcu kabla” jest żywa istota – człowiek. I to, co młodzi wypisują w Internecie, także nie jest wirtualne. To są konkretne ludzkie dążenia, myśli, słowa, które mają swoją destrukcyjną moc oddziaływania.

Jak Kościół odnalazł się w tych nowych, „nieostrych” warunkach?

Struktury kościelne w Polsce, które w przeszłości podtrzymywały społeczeństwo, naród, są dzisiaj również bardzo silne. W mojej rodzinnej parafii w diecezji tarnowskiej pięćdziesiąt lat temu do kościoła chodziło 99 procent mieszkańców, dziś chodzi 85 procent, więc ta struktura powoli słabnie, także na Podkarpaciu. Zaprzyjaźniony proboszcz pewnej parafii mówił mi, że gdy pada deszcz, w kościele jest mniej ludzi. Widać to gołym okiem. Co robić? – Budować większą osobistą świadomość każdego wierzącego, ponieważ dziś jest mniej zewnętrznych punktów oparcia. Trzeba powrócić do gorliwej codziennej modlitwy, do duchowości, do radykalizmu ewangelicznego, do bezinteresownej służby ubogim.

Ciag dalszy :  http://religia.onet.pl/wywiady,8/porzucenie-sutanny,259,page2.html



Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 20, 2011, 11:09:26
Główny grzech Kościoła

MW | Washington Post | 24 Maj 2011 | Komentarze (96)

                                                                          Główny grzech Kościoła

Okazuje się, że ideologia lat 60. i 70., nacechowana wolnością seksualną, narkotykami i ogromnym wzrostem przestępczości znacząco wpłynęła na amerykański kler. Do tego duża liczba słabo wyszkolonych seminarzystów, lekceważenie problemu przez biskupów i mamy mieszankę wybuchową. W USA, właśnie opublikowano raport na temat pedofilii w Kościele.

Fot. Getty Images/FPM
Obowiązek zachowania celibatu nie czyni duchownych przestępcami seksualnymi – mówi amerykański raport. Opracowali go badacze, których zatrudnił episkopat USA, by doszli do źródeł kryzysu seksualnego, wśród amerykańskiego kleru. Odrzucono wszystkie dotychczasowe przypuszczenia.

Analiza przygotowana przez John Jay College of Criminal Justice była ostatnią z trzech zamówionych przez konferencję episkopatu USA w roku 2002, kiedy w diecezji bostońskiej wybuchł skandal zakończony – jak to określili biskupi – najpoważniejszym kryzysem amerykańskiego katolicyzmu.

Wyniki raportu zawierają zarówno dobre, jak i złe wiadomości dla hierarchii kościelnej, która przez lata była potępiana. Biskupi chcieli się dowiedzieć, jak diecezje mogłyby wykrywać molestujących księży, zanim ci kogokolwiek skrzywdzą. Badacze jednak nie znaleźli żadnej pojedynczej przyczyny molestowania. Twierdzą też, że generalnie molestujący nie specjalizowali się w ofiarach konkretnej płci lub wieku.

Autorzy stwierdzili, że amerykańscy biskupi zaczęli reagować na przypadki molestowania dopiero w latach 80, kiedy zdali sobie sprawę z rozmiarów problemu. Jednak jeszcze do niedawna, dopóki ofiary nie zaczęły kampanii antykościelenej, liderzy Kościoła byli bardziej zainteresowani rehabilitacją księży, niż pomaganiem ofiarom.

Część osób, które doświadczyły molestowania ze strony księży odrzuca raport, bo jak twierdzą, większość wynoszących 1,8 mln dolarów kosztów badania pokrył episkopat do spółki z katolickimi fundacjami i osobami prywatnymi, a także grant od amerykańskiego departamentu sprawiedliwości. Karen Terry upiera się jednak, że raport przygotowano w sposób niezależny. Badacze rozmawiali z ofiarami i ich przedstawicielami, prowadzili badania ankietowe wśród biskupów i diecezjalnych funkcjonariuszy pracujących z ofiarami, a także przejrzeli tysiące dokumentów. Było również wśród nich, przeprowadzone w latach 70 studium dotyczące psychologii księży, a także ponad tysiąc teczek z trzech ośrodków terapeutycznych, gdzie leczono molestujących duchownych. Ponadto naukowcy z John Jay College , a także inni badacze zbierali od biskupów dane na temat liczby oskarżeń o molestowanie i liczby ofiar już od lat 50. – To my pisaliśmy raport – mówi Terry. – Żaden biskup nie miał wpływu na wyniki badań.

Dołącz do nas na Facebooku

Autorzy nie odkryli żadnych „cech psychicznych”, ani „historii rozwojowych”, które wyróżniałyby księży-sprawców od tych, którzy nie dopuścili się karygodnej czynności. Większość molestujących nie specjalizowała się w ofiarach konkretnej płci, wieku, czy wyróżniających się ze względu na inną cechę. Jako przykład, Terry podaje założyciela Legionu Chrystusa, nieżyjącego już Marciala Maciela, który jak niedawno ujawniono, napastował seksualnie młodych seminarzystów, a przy okazji był też ojcem trójki dzieci.

Tylko niewielki odsetek oskarżonych księży – poniżej 5 proc. – można zdefiniować jako pedofilów, czyli dorosłych odczuwających pierwotny, intensywny pociąg do dzieci przed pokwitaniem. Większość ofiar miała od 11 do 14 lat. Ta konstatacja została skrytykowana przez ofiary oraz opinię publiczną jako lekceważenie problemu, ponieważ Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatrów definiuje pedofilię jako pociąg do dzieci 13-letnich lub młodszych.

David Finkelhor, szef Centrum Badań nad Przestępstwami przeciwko Dzieciom na Uniwersytecie New Hampshire uważa, że nie ma sensu dzielić włosa na czworo w kwestii kryteriów, ponieważ jest jasne, że ogromna większość winnych księży to nie pedofile. Połowa ofiar miała 13 lub więcej lat w chwili molestowania. – Nawet niektórzy przestępcy molestujący dzieci przed okresem dojrzewania, to nie pedofile – mówi Finkelhor.

Ok. 80 proc. z ponad 15 700 osób, które zgłaszały przypadki molestowania po roku 1950, to mężczyźni i chłopcy. Katolicy, niechętni obecności homoseksualistów w amerykańskich seminariach, właśnie ich obwiniali o skandal. Jednak naukowcy z John Jay College mówią, że napastnicy atakowali chłopców głównie dlatego, że duchowni mają do nich większy dostęp. – Przypatrywaliśmy się zachowaniom mężczyzn zanim wstąpili do seminarium, podczas studiów i po wyświęceniu – mówi Terry. – Ci, którzy angażowali się w zachowania homoseksualne, nie napastowali dzieci znacząco częściej, niż mężczyźni nieprzejawiający takich skłonności.

Biskupi poinformowali, że wykorzystają wyniki badania podczas ewentualnej rewizji tegorocznego planu ochrony dzieci, nazwanego „Kartą Ochrony Dzieci i Młodzieży”. Karta zabrania wiarygodnie oskarżonym wykonywania jakichkolwiek zadań publicznych w Kościele, jednak nie zawiera żadnych sankcji wobec biskupów, którzy zachowają takich księży przy pracy. W lutym, filadelfijska ława przysięgłych orzekła, że tamtejsza archidiecezja nie odsunęła od obowiązków niektórych z oskarżonych księży. Kardynał Filadelfii Justin Rigali w odpowiedzi zawiesił dwudziestu kilku duchownych i zatrudnił prokuratora do zbadania ich przypadków. Biskup Blase Cupich, głowa komitetu ds. ochrony dzieci w amerykańskim episkopacie, określił Filadelfię jako „anomalię”.

Badacze uznali kryzys za „należący do przeszłości”. Ustalili, że szczyt oskarżeń przypadł na lata 70. Ich liczba zaczęła ostro spadać w roku 1985, kiedy biskupi i ogół społeczeństwa stali się świadomi wagi molestowania, oraz jego wpływu na dzieci. Większość z setek pojawiających się dziś oskarżeń dotyczy przypadków sprzed dziesięcioleci – stawiane są przez obecnych dorosłych, którzy dopiero teraz postanowili je ujawnić.

David O'Brien, historyk amerykańskiego katolicyzmu z Uniwersytetu w Dayton mówi, że raport jest niebezpieczny, bo rozgrzesza biskupów. Według badaczy, biskupi wysyłający oskarżonych księży na terapię, a następnie przywracający ich do posługi kapłańskiej, przez dziesięciolecia działali zgodnie z najlepszą dostępną im wówczas wiedzą. – To przypomina nagłówek z brukowca pochodzący z przedbostońskiego etapu tego kryzysu: „Biskupi oskarżają społeczeństwo” – mówi O'Brien, rzecznik większego zaangażowania świeckich w życie Kościoła.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/glowny-grzech-kosciola,295,page2.html
...................

Pierwsze Zakupy Święte

Piotr Kozanecki | Onet.pl | 13 Maj 2011 | Komentarze (102)

                                                                    Pierwsze Zakupy Święte

Przyjęcie na kilkadziesiąt osób, wizyty u fryzjera, kosmetyczki i w solarium. Drogie menu, sukienka albo garnitur i eleganckie buciki. Fotograf i kamerzysta. I stosy absurdalnie drogich prezentów. Czy pierwsza komunia jest jeszcze czymś poza tym? Czy da się to jeszcze zmienić? I czy jest taka potrzeba?

Czy Pierwsza Komunia musi być jednocześnie Pierwszymi Zakupami? Fot. GettyImages/FPM
"Chrzestnym zostałeś? Gratulacje, zacznij zbierać na komunię". Ten ponury żart doskonale oddaje charakter tego, czym jest dziś pierwsza komunia. Kolejnym pretekstem, żeby wydać masę pieniędzy. Napiszcie, czy takie są też Wasze odczucia? Jakie prezenty kupiliście z tej okazji swoim bliskim? Jak wyglądało przyjęcie? Jak można z klasą wybrnąć z sytuacji, gdy nie chcemy ukochanej chrześnicy kupować netbooka albo quada? Czy rodzic może powiedzieć: proszę nie kupować mojemu dziecku drogich prezentów? Jak wtedy wytłumaczyć ośmiolatkowi, że nie o przedmioty podczas tej uroczystości chodzi? I czy w ogóle warto narażać dziecko na poczucie izolacji wśród przechwalających się podarunkami rówieśników? A co mają w maju zrobić niewierzący rodzice ośmiolatków? Zagryźć zęby i dla spokoju dziecka ulec większości? Czy jednak spróbować wyjaśnić młodemu człowiekowi jego „inność”?
Piszcie artykuły na Waszym Zdaniem. Jak zachować wyjątkowość Pierwszej Komunii Świętej, nie zmieniając jej w Pierwsze Zakupy Święte.

http://religia.onet.pl/waszym-zdaniem,9/pierwsze-zakupy-swiete,271.html
........................

Kto pyta nie błądzi
Najpopularniejsze | Najnowsze
Zadaj pytanie
Kto pyta nie błądzi

    dlaczego ksiądz katolicki żyje wbrew naturze, czyli w celibacie?

    7

    odpowiedzi
    Kto i kiedy dał Papieżom prawo ogłaszania ludzi po ich śmierci świętymi lub błogosławionymi?

    3

    odpowiedzi
    Dlaczego mój syn po rozwodzie nie może iść do spowiedzi i komunii św.

    4

    odpowiedzi
    Jan Paweł II nakłada ekskomunikę na założyciela Bractwa Św.Piusa X, Benedykt XVI cofa, który Papież jest nieomylny.

    3

    odpowiedzi
    Czy Bóg mnie kocha?

    3

    odpowiedzi
    Czy jestem Katolikiem jeśli ochrzczono mnie jako nieświadome dziecko, a do bierzmowania zostałem zmuszony?

    3

    odpowiedzi
    Jestem z mężczyzną który jest po rozwodzie cywilnym ale nie ma unieważnienia sakramentu. Czy mogę iść do komunii?

    3

    odpowiedzi
    Czy dziecko leworęczne może żegnać się lewą ręka?

    2

    odpowiedzi
    Czy (z braku męskiego kandydata) chrzestnymi mogą być dwie kobiety?

    2

    odpowiedzi
    Skąd kościół katolicki wziął ideę czyśca?

    1

    odpowiedzi
    Jesli 6-latek pójdzie do pierwszej klasy to w której klasie pójdzie do I Komunii?

    1

    odpowiedzi
    Jak wygląda sytuacja rozwiedzionej kobiety na tle kościoła?

    1

    odpowiedzi
    gdzie szukać dokładnych danych aby iść na pielgrzymkę do św Jakuba w Hiszpanii -bardzo proszę

    1

    odpowiedzi
    Jak się przygotować do bierzmowania dla dorosłych? Jakie dokumenty są potrzebne? Czy Parafia organizuje spotkania?

    1

    odpowiedzi
    Dlaczego Jezus został ochrzczony?

    1

    odpowiedzi
    czy wstąpienie do zakonu po 40 jest możliwe?

    1

    odpowiedzi

                                               Zycze milej lektury. Rafaela

http://religia.onet.pl/qa/


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 20, 2011, 16:41:26
Powołanie

Artur Czepiel / MW | Archidiecezja Krakowska/Onet.pl | 29 Kwiecień 2011 | Komentarze (28)

                                                             Powołanie
Wstąpienie do Seminarium Duchownego jest poważnym wyborem w życiu mężczyzny który chce służyć Bogu, należąc do stanu kapłańskiego. Kandydat musi odznaczać się kilkoma cechami, aby wypełniać posługę w należyty sposób.
Kandydat

Powinien odznaczać się między innymi takimi przymiotami:

1)odpowiednią zdatnością duchową (miłością Boga i bliźniego, dążnością do braterstwa i zaparcia się siebie, doświadczoną czystością, zmysłem kościelnym, gorliwością apostolską i misyjną),

2) zdatnością moralną (szczerością ducha, dojrzałością uczuciową, wyrobieniem towarzyskim, umiejętnością dochowania wierności obietnicom, ciągłą troską o sprawiedliwość, duchem przyjaźni i słusznej wolności, odpowiedzialnością, pracowitością, chęcią współpracy z innymi),

3)zdatnością intelektualną (umiejętnością stosowania słusznej i zdrowej oceny, uzdolnieniami wystarczającymi do odbycia studiów kościelnych),

4)zdrowiem fizycznym i psychicznym,

5)dobrą intencją, czyli gotowością podjęcia zadań kapłańskich z pobudek religijnych

6) dobrowolnością podjętego wyboru.

Dni otwarte

Często w seminariach duchownych organizuje się tzw. dni otwarte, skierowane szczególnie do ludzi młodych. Zazwyczaj po Eucharystii odbywa się spotkanie przy kawie. W czasie jego trwania osoby zainteresowane mają możliwość zadawania pytań klerykom, mogą również porozmawiać z księżmi przełożonymi oraz ojcem duchownym. Przedstawiane im jest życie codzienne w seminarium, warunki rekrutacji, podejmowane praktyki.

Początki

Przed przyjściem do Seminarium, jak również początkowe miesiące pobytu w gronie kandydatów powinny przynieść każdemu zasadnicze rozstrzygnięcie: czy rzeczywiście Bóg powołuje mnie do służby w kapłaństwie i zarazem do życia samotnego. Jest to okres kiedy mężczyźni ostatecznie dokonują wyboru między życiem w stanie kapłańskim, a służeniem bliźnim w innym wymiarze.

http://religia.onet.pl/porady,7/powolanie,166.html
.............................
Stanisław Zasada | Tygodnik Powszechny | 3 Sierpień 2011 | Komentarze (1)
 
                                                                   Poplamiona dusza

Odsetek pijących nałogowo księży jest taki sam, jak lekarzy czy nauczycieli. Ale kapłaństwo nie jest powodem niczyjego alkoholizmu.

W parafii św. Bartłomieja Apostoła w Kowalewie w diecezji kaliskiej proboszczem jest alkoholik. Księża alkoholicy z całej Polski głoszą w tutejszym kościele kazania i spowiadają.

– Moi parafianie nie są tym zgorszeni. Doceniają, że pokazujemy innym, jak wyjść z nałogu i normalnie żyć – mówi prałat Wiesław Kondratowicz, proboszcz i założyciel Diecezjalnego Ośrodka Duszpasterstwa Trzeźwości w Kowalewie. Na terapię przyjeżdżają tam duchowni z różnych zakątków kraju. Oprócz uczestnictwa w zajęciach terapeutycznych, pełnią posługę w parafii.

Dołącz do nas na Facebooku

Maleńki Kowalew koło Pleszewa to wyjątek. Prałat Kondratowicz ubolewa, iż w Polsce wielu ludziom w głowie się nie mieści, że ksiądz może też nałogowo pić. – Jakby nie wiedzieli, że alkoholizm to choroba – mówi. – A nie wada moralna.

Zawód podwyższonego ryzyka

W Polsce jest prawie trzydzieści tysięcy księży diecezjalnych i zakonnych. Szacuje się, że około dziesięciu procent ma problemy z alkoholem. Dlaczego księża sięgają po alkohol? Terapeuci tłumaczą, że to żadna sensacja, bo kapłan to zawód podwyższonego ryzyka – podobnie jak nauczyciel, lekarz czy prawnik. Można usłyszeć, że ksiądz pije, bo: pracuje w stresie, cały czas znajduje się na świeczniku, bierze na siebie problemy innych ludzi, żyje w samotności, nie znajduje zrozumienia u przełożonych.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Prałat Kondratowicz nie uznaje takich argumentów. – Tłumaczenie: musiałem się napić, bo biskup mnie zlekceważył albo dał mi nie taką parafię, to wymówka – mówi. – Są księża, którzy przeżywają podobne problemy i nie piją – przekonuje. Na pytanie, dlaczego alkoholik pije, odpowiada krótko: – Bo jest alkoholikiem.

– Kapłaństwo nie jest powodem niczyjego alkoholizmu – wtóruje mu ksiądz Piotr Brząkalik. Sam też pił kilka lat nałogowo, od kilkunastu żyje w trzeźwości. Jest proboszczem katowickiej parafii i diecezjalnym duszpasterzem trzeźwości. Jeden z autorytetów w sprawie alkoholizmu duchownych. – Alkoholizm kapłana tkwi w jego osobowości – uważa ksiądz Brząkalik.

Kieliszek

Ksiądz pierwszy: – Pierwsze sześć lat kapłaństwa to etap zjazdowy mojego picia. Piłem ciągami: tydzień, czasem dziesięć dni, a czasem kilkanaście.
Zacząłem pić towarzysko, jak każdy. Potem alkoholu było w moim życiu coraz więcej. Ludzie też lubili częstować. Na kolędzie niektórzy specjalnie dla księdza trzymali francuski koniak – w tamtych czasach, czyli przeszło trzydzieści lat temu, prawdziwy rarytas. Po kolędzie odwiedzało się codziennie po dwadzieścia, trzydzieści mieszkań. Prawie w każdym gospodarze chcieli przyjąć księdza jak najlepiej – to znaczy poczęstować czymś mocniejszym.

Ksiądz drugi: – Lubiłem wypić jeszcze w liceum. W czasach seminaryjnych wyjeżdżałem w wakacje z kolegami-klerykami na żagle i tam ostro popijaliśmy. Chętnie jeździło się też na odpusty i inne uroczystości do parafii, gdzie wiadomo było, że proboszcz czymś poczęstuje. Jak zostałem księdzem, upijałem się już regularnie. Często z moimi parafianami.

Ksiądz trzeci: – Przekroczyłem trzydziestkę, jak zacząłem sięgać po kieliszek; wcześniej alkohol zupełnie mnie nie pociągał. Byłem już po rzymskich studiach i doktoracie – uważałem, że dojrzałemu księdzu lampka wina albo koniaku przystoi. Po dwóch latach kulturalne picie w towarzystwie już mi nie wystarczało. Zacząłem dopijać w domu: piwo, wino, wódkę. Upijałem się w samotności.

Ksiądz czwarty: – Rozpiłem się w kapłaństwie. Wybierałem zawsze takie towarzystwo, gdzie wiedziałem, że lubią wypić. Dobrze czułem się na weselach i na rybach, gdzie popijałem z innymi wędkarzami. Oni wiedzieli, że jestem księdzem, i żartowali ze mnie, że czysta wódka duszy nie plami, jakby chcieli usprawiedliwić to, że ksiądz pije.

Ksiądz piąty: – Zacząłem pić wcześnie, jeszcze przed wstąpieniem do zgromadzenia. W czasie, gdy po zawodówce robiłem zaocznie technikum, pracowałem. Po każdej wypłacie normalne było, że trzeba było ostro popić. Zgubiła mnie mocna głowa. Inni już zdrowo mieli w czubie, a ja dopiero zaczynałem się dobrze bawić. Do pół litra nigdy we dwójkę nie siadałem. Musiał być litr.

Ksiądz szósty: – Popijać lubiłem od początku kapłaństwa, z przerwami na dłuższe okresy trzeźwienia. Najdłużej wytrzymałem siedem lat. Zostałem wtedy proboszczem w biednej parafii. Zabrałem się za remonty kościoła i plebanii. Klepałem straszną biedę, bo wszystko szło na remonty. Bywało, że nie mogłem doczekać się niedzieli, żeby za pieniądze z tacy kupić coś do jedzenia. A tu wzywa mnie biskup i ma pretensje, że nie płacę co miesiąc składek do kurii. Nie mogłem się pogodzić z tym, że żyłem jak pustelnik, czasami głodowałem, a oni domagali się jeszcze pieniędzy.

Innym razem, po dłuższym okresie trzeźwości, zgubiła mnie kobieta. Zakochała się we mnie. Nie umiałem sobie z tym poradzić. No i zapiłem.
Ksiądz siódmy: – Siedziałem na plebanii sam jak palec. Moja niedziela wyglądała tak: wstawałem o piątej, żeby przygotować kazanie, poranna Msza, potem suma. W międzyczasie papieros za papierosem i kawa, bez jedzenia. Po sumie drzemka. Wieczorami ze szklaneczką w ręku siedziałem przed telewizorem. Potem nie mogłem się doczekać wieczora, żeby móc się napić. Nie zdawałem sobie sprawy, że to uzależnienie.

Wstyd

Podobno księdzu trudniej przyznać się do alkoholizmu niż komukolwiek innemu. – Przecież zwykle to ksiądz innym radzi, jak żyć, aby dostać się do nieba. A kiedy sam znajdzie się w kłopotach, trudno mu uznać, że sam sobie nie potrafi pomóc – mówi ksiądz Brząkalik. Dlatego nie dziwi go, że księża tak się wstydzą swojej choroby.

– Chcielibyśmy widzieć księży bez wad i słabości. A to niemożliwe – potwierdza ks. Paweł Rogowski, który prowadzi grupę rozwoju duchowego w Ośrodku Terapii Uzależnień w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.

Ksiądz ósmy: – Poszedłem znów do sklepu po wódkę, a sprzedawca złośliwie: „Co, już zabrakło?”. Zrobiło mi się głupio. Potem jeździłem po alkohol do innych miejscowości, gdzie mnie nie znali. W kościele najbardziej bałem się trzęsących rąk. Że nie będę mógł utrzymać kielicha albo rozdać komunii.

Ksiądz dziewiąty: – Szedłem pijany ulicą w swoim rodzinnym miasteczku. Wszyscy już wiedzieli, że jestem alkoholikiem. Spotkała mnie sąsiadka, starsza kobieta. Złożyła ręce i powiedziała: „Coś ty ze sobą zrobił?”. Myślałem, że się pod ziemię zapadnę.

Raz odprawiałem podpity. Plątał mi się język. Zobaczyłem, że ludzie w ławkach szepczą sobie coś na ucho. Pomyślałem, że o mnie gadają. Chciałem, żeby Msza się jak najszybciej skończyła.

Ksiądz dziesiąty: – Był pogrzeb mojego świeckiego sąsiada – zmarł młodo na serce. Nie byłem pijany, ale strasznie leciało ode mnie wódą. Ludzie potem szemrali, że po pijaku prowadziłem pogrzeb. Byłem zaprzyjaźniony z rodziną zmarłego. Do dziś nie mogę się z tego otrząsnąć.

Gdy nie ma już radości

Z książki „Anonimowi Alkoholicy”: „Dla większości ludzi normalnych picie oznacza radość, wiąże się z życiem towarzyskim i pobudza barwną wyobraźnię. Rodzi beztroskę, przyjacielską zażyłość i uczucie, że życie jest piękne. Nie dla nas! Nie takie stany towarzyszą nam w ostatnich dniach intensywnego picia”.
Ksiądz, który wpada w nałóg, dźwiga dodatkowy ciężar: miał prowadzić ludzi do Boga, być ich nauczycielem w wierze, autorytetem moralnym. A tymczasem czuje, że zawiódł wiernych i samego Boga, że sprzeniewierzył się swojemu powołaniu.

– Jeśli ktoś myśli, że to spływa po nas jak woda po kaczce, to się myli – tłumaczy ksiądz Brząkalik. – Niejeden ksiądz z powodu alkoholizmu rzucił sutannę, bo czuł się niegodny bycia kapłanem.

Piekło

Ksiądz pierwszy: – Czasem nocą szedłem do pustego kościoła. Kładłem się krzyżem na zimnej posadzce i modliłem się, żeby Bóg wyzwolił mnie z nałogu. Kiedy umierałem na kacu, pytałem z trwogą: „Boże, co ja teraz zrobię, jak stanę przed Tobą?”. Bałem się, że nie zostanę zbawiony. Dziwiłem się, że modlę się, błagam, a Bóg nie chce mi pomóc. Przecież nie chciałem się upijać.

Ksiądz piąty: – Czułem się coraz gorzej. Przestałem prawie jeść, męczyły mnie rozwolnienia, wymioty. Miałem jakieś zwidy. Bałem się przejść na drugą stronę ulicy. To było piekło. Miałem gdzieś jechać i nie umiałem kupić biletu. Zatraciłem kompletnie umiejętność praktycznego życia.

Zrobiłbym wszystko, żeby to się skończyło. Nawet wyznanie bym zmienił. Kiedy byłem u skraju wytrzymałości, myślałem nawet o samobójstwie. Nie odważyłem się, żeby nie skazać się na wieczne potępienie.

Ksiądz ósmy: – Mieszkałem na plebanii z rodzicami, ale pojechali na Boże Narodzenie do mojej siostry. Cieszyłem się, że będę mógł swobodnie pić. Piłem całe święta i po świętach. Chciałem przestać i nie mogłem. Bałem się, że zapiję się na śmierć. Modliłem się, żeby coś się stało. Na szczęście stało się – wezwał mnie biskup.

Ksiądz dziewiąty: – To nie jest tak, że się nie staram. Chciałbym przestać pić, ale nie mogę. Zapijam przeważnie co pół roku. Raz kupiłem pół litra, ale w domu się rozmyśliłem i nie otworzyłem. Wstawiłem butelkę do lodówki. Trzy dni się męczyłem. Myślałem już, że dam radę. Znowu przegrałem.

Dlaczego ja?

Bohdan Tadeusz Woronowicz w książce „Bez tajemnic – o uzależnieniach i ich leczeniu”: „Dotychczas nie znaleziono jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, dlaczego jedni ludzie piją mniej, a inni więcej, dlaczego jedni stają się alkoholikami, a inni nie, pomimo że piją w podobny sposób”.

Ciag dalszy  :http://religia.onet.pl/tygodnik-powszechny,45/poplamiona-dusza,486,page5.html



Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 24, 2011, 20:20:10
Wakacje w klasztorze

Martyna Wnęk | Onet.pl | 23 Sierpień 2011 | Komentarze (2)

                         WAKACJE  W  KLASZTORZE

Jak wyglądają wakacje idealne? Słońce, plaża, drinki z palemką, impreza do białego rana... A może dobrym pomysłem jest poddanie się dyscyplinie i rygor w klasztorze?
Coraz częściej zabiegani, wybieramy na wakacje miejsca, gdzie odpoczniemy od zgiełku codziennego życia. Może warto wybrać się do klasztoru? Wyciszymy się, skupimy na sobie i swoich problemach, nic nie będzie nas rozpraszać. Tylko, że to kosztuje... I to nie mało.

Czy kiedykolwiek byliście na wakacjach w klasztorze? Czy jest to dobry pomysł na wypoczynek, a może to jedynie moda i lansowany przez gwiazdy trend? Piszcie artykuły na Waszym Zdaniem.
 
http://religia.onet.pl/publicystyka,6/wakacje-w-klasztorze,5088.html


                 Na zachodzie juz od wielu lat jest praktykowane pojscie do klasztoru na okreslony czas.
Nie tylko urlopy sa spedzane w taki sposob, tez w czsie zaloby po najblizszych osobach, albo ludzie ktorzy sa po ciezkiej chorobie lub jakims tragicznym zdazeniu. Nie znam kosztow takiego pobytu. Wiem, ze ludzie ktorzy choc jeden raz to zrobili, z wielka checia ida w mury klasztorne aby wzmocnic sie duchowo. Pozdrawiam serdecznie Rafaela
.......................

Tomasz Ponikło | Tygodnik Powszechny | 24 Sierpień 2011 | Komentarze (1)

                                 PROROCY  I  SEKCIARZE

Już od Nowego Testamentu podstawą jest rozeznanie. Wspólnota nie powinna się podporządkować na ślepo prorokowi. Duch Święty nawet proroków poddaje odpowiedzialności pasterzy. Także w pierwotnej strukturze większą wagę niż prorocy mieli stabilni pasterze. Proroctwo na zgromadzeniu jest dopuszczone o tyle, o ile jest budujące, czyli najpierw podlega rozeznaniu. Duch Święty nie jest dany „prywatnie” jednej osobie, jest dany Kościołowi.

Fot. Getty Images/FPM
Tomasz Ponikło: Chrześcijanie szybko stanęli wobec wewnętrznych problemów, skoro już w Liście do Koryntian mamy wykaz trudności z fundamentami wiary...

Ks. Grzegorz Strzelczyk: Na ile apostołowie rozumieli Jezusa za czasów Jego nauczania? Spójrzmy na synów Zebedeusza, którzy chcieli się ustawić jako przyboczni Chrystusa, albo na sprzeczkę apostołów o to, kto z nich jest największy. Już pierwsi uczniowie mieli problemy z rozumieniem Jezusa. Możemy się tylko domyślać, jakie były między nimi napięcia. W Nowym Testamencie zostały tylko ślady, np. zdanie Pawła, że musiał się przeciwstawić Piotrowi, który zaczął udawać przed Żydami, że przejmuje się Prawem.

Dołącz do nas na Facebooku

Widać, że niektórzy apostołowie zakładali polityczną wizję mesjanizmu, której Jezus wcale nie przyniósł. Jezus przerastał judaizm, co dla uczniów oznaczało rewolucję wobec tradycji, w której wyrośli. Rodziło się pytanie: czy przestrzeganie prawa zbawia? O tym są listy św. Pawła. Kościół doświadcza, że zbawia Jezus, co oznacza całkowity przewrót teologiczny.

Pierwszy spór wewnętrzny, który mamy dobrze udokumentowany, dotyczy postępowania wobec nawracających się Greków. Pierwotnie chrześcijanie do rozwiązywania takich problemów mieli wyłącznie Ducha Świętego, pamięć i zdrowy rozsądek. Musiało dochodzić do tarć, musiały iść iskry – choćby na tzw. soborze jerozolimskim. Dzieje Apostolskie opisują jego przebieg jako łagodny, ale z późniejszych przykładów wiemy, że wczesnochrześcijańskie spory były nad wyraz żywe.

Czy te spory – jeżeli nie mieli jeszcze punktu odniesienia, jakim jest Nowy Testament, a tak gorąco dyskutowali – wpłynęły na kształt Ewangelii?

W pewnych elementach taki wpływ widać, np. powracająca w słowach Jezusa polemika z judaizmem. Jan na konflikcie Jezusa z Żydami buduje napięcie, które narasta aż do śmierci Chrystusa. Widać też w listach Jana pierwsze polemiki z gnozą.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Trzeba pamiętać, że wczesna dyskusja toczy się jeszcze w łonie judaizmu. Świat helleński w I w. właściwie chrześcijaństwa nie zauważa, traktuje je jako sektę żydowską: Klaudiusz wygna Żydów z Rzymu, bo spierali się z powodu jakiegoś Chrestosa... Później chrześcijaństwo zacznie być lepiej rozpoznawane, co doprowadzi do dalszych konfrontacji: z filozofią grecką i jej różnorakimi nurtami, z kulturą helleńską, także w ówczesnej wersji „pop”, z mitologią...

Ludzie oderwali się od swojej tradycji, w nowych wspólnotach toczyli spory o podstawy wiary, w których często zapewne mało kto wiedział, po czyjej stronie się opowiedzieć, do tego doszły problemy zewnętrzne: spory z Żydami, kulturą grecką, potem jeszcze prześladowania... Jak ta religia przetrwała?

Pomijając czynnik nadprzyrodzony, możemy zauważyć, że chrześcijaństwo wnosi Dobrą Nowinę, która ostatecznie jest nauką o zbawieniu. Głosi odpuszczenie grzechów w Chrystusie: Bóg ci przebacza i daje dostęp do życia wiecznego, co pokazał przez zmartwychwstanie Jezusa. Jeśli oddasz mu siebie, masz szansę na uczestniczenie w tym nowym życiu, czyli na zbawienie. A chrzest jest tego rytualnym początkiem – włącza w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Opisuje to Paweł (Rz 6), czyli w połowie I w. ta teologia była już dobrze sformułowana.

Poza tym chrześcijaństwo mówi, że świat jest dobry, co w kontekście poglądów dualistycznych było obroną świata materialnego. Chrześcijaństwo powiedziało ludziom, że ich codzienność, praca, rodzenie dzieci, ma znaczenie, ale głównie w perspektywie ostatecznej. To podziałało i na osoby pochłonięte codziennością, i na tych, którzy już nie chcieli żyć w tym świecie, doświadczając trudu i ucisku – wszyscy otrzymywali pozytywną perspektywę zbawienia.

Paradoksalnie jednak te same czynniki, które ułatwiały przyjęcie się chrześcijaństwa, były utrudnieniem w jego głoszeniu. Widać to, kiedy na areopagu Paweł usiłuje być filozofem. I zostaje wyśmiany w momencie, kiedy mówi o zmartwychwstaniu ciała. Słuchali go zapewne platonicy, dla których powrót do ciała po wyzwoleniu duszy w śmierci był absurdem.

Skoro głoszenie Ewangelii było tak trudne, kim wśród pierwszych chrześcijan był prorok?

We wczesnym chrześcijaństwie istniały prawdopodobnie dwie praktyki prorockie. Jedna, stricte charyzmatyczna, wiązała się z nauczaniem pod bezpośrednim natchnieniem Ducha Świętego. Nauczanie mogło dotyczyć czegokolwiek: funkcjonowania wspólnoty lub wyjaśnienia tekstu biblijnego. Druga praktyka to wędrowni prorocy-nauczyciele: chodzili od jednej wspólnoty do drugiej, spełniając funkcję wędrownych kaznodziejów, nauczając niejako niezależnie od przełożonych wspólnot. Ale już Nowy Testament zauważa, że ta praktyka niesie nadużycia, bo niektórzy po prostu objadają wspólnoty, więc trzeba to poddać regulacji. Instytucja ta zaniknie już w II w.

Inaczej będzie z proroctwem charyzmatycznym, choć i ono w III-IV w. znajdzie się w zaniku w głównym nurcie chrześcijaństwa. Niektórzy Ojcowie Kościoła mówili w IV i V wieku o końcu charyzmatów – myląc się przy tym kapitalnie. Rzeczywistość charyzmatyczna po prostu „przeniosła się” do życia zakonnego i pustelniczego. I Kościół nie stracił jej z oczu: choćby Tomasz z Akwinu w XIII w. w „Summie” omawia charyzmat proroctwa.
 
http://religia.onet.pl/wywiady,8/prorocy-i-sekciarze,5093,page1.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Sierpień 25, 2011, 16:34:55
Ten księżulo mnie ujął swoją historią

Cytuj
Ksiądz szósty: – Popijać lubiłem od początku kapłaństwa, z przerwami na dłuższe okresy trzeźwienia. Najdłużej wytrzymałem siedem lat. Zostałem wtedy proboszczem w biednej parafii. Zabrałem się za remonty kościoła i plebanii. Klepałem straszną biedę, bo wszystko szło na remonty. Bywało, że nie mogłem doczekać się niedzieli, żeby za pieniądze z tacy kupić coś do jedzenia. A tu wzywa mnie biskup i ma pretensje, że nie płacę co miesiąc składek do kurii. Nie mogłem się pogodzić z tym, że żyłem jak pustelnik, czasami głodowałem, a oni domagali się jeszcze pieniędzy.

Innym razem, po dłuższym okresie trzeźwości, zgubiła mnie kobieta. Zakochała się we mnie. Nie umiałem sobie z tym poradzić. No i zapiłem.

Straszliwe jest to, że ludzie którzy składają przysięgi w dobrej wierze potem są pozostawieni sami sobie z ich problemami. Wyciska się ich jak cytrynki i nawet nie wolno im się zakochać.  Gdyby nie było wymogu celibatu ten ksiądz moze byłby dziś najszczęśliwszym abstynentem w parafii, a tak to zapił sprawę ;)

Tak powstaje pośrednictwo :
Cytuj
Duch Święty nie jest dany „prywatnie” jednej osobie, jest dany Kościołowi.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 25, 2011, 20:02:34
East- ta sytuacja z ksiedzem przypomina mi branie slubu koscielnego. Przed oltarzem stoi dwoje mlodziutkich ludzi i musza sobie przyzec milos i wiernosc do grobowej deski. W tym momecie caly swiat jest piekny prosty i rozowy. Jednak zycie pisze inny scenariusz, a ci mlodzi nie maja pojecia co sobie przyzekaja tak naprawde.Szybko ta rozowa milosc zamienia sie w dzien powszedni, ktory niestety ale przynosi niespodzianki roznego rodzaju ktore czesto sa wiadrem zimnej wody na glowe.

Pozdrawiam serdecznie.Rafaela
..................



Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 26, 2011, 21:24:15
                              KOMUNIKAT  BISKUPOW

BPKEP / ju., Częstochowa, 2011-08-26

„Duszpasterze, biskupi i kapłani, a zwłaszcza katolicy świeccy mają prawo, a nawet obowiązek uczestniczenia w życiu społecznym i politycznym, gdyż są częścią tego społeczeństwa” - brzmi komunikat z sesji Rady Biskupów Diecezjalnych na Jasnej Górze.

Wśród tematów czwartkowego (25 sierpnia) spotkania znalazło się m.in. omówienie Światowego Dnia Młodzieży w Madrycie, kwestie administrowania majątkiem kościelnym i zagadnienia dotyczące błędnego rozumienia kultu Chrystusa Króla Wszechświata.

W dokumencie biskupi przypominają też o przypadającej 26 sierpnia uroczystości Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej.

Poniżej pełny tekst komunikatu:

KOMUNIKAT Z SESJI RADY BISKUPÓW DIECEZJALNYCH ORAZ UROCZYSTOŚCI NA JASNEJ GÓRZE

Dnia 25 sierpnia, w przeddzień Uroczystości Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej, odbyło się na Jasnej Górze zebranie Rady Biskupów Diecezjalnych. Obradami kierował Przewodniczący Konferencji, abp Józef Michalik. W sesji wziął udział także Nuncjusz Apostolski w Polsce, abp Celestino Migliore.

1. Od beatyfikacji Ojca Świętego Jana Pawła II w dniu 1 maja 2011 roku cały Kościół trwa w dziękczynieniu za nowego Błogosławionego i za dzieło jego wielkiego pontyfikatu. Także Kościół w Polsce, we wszystkich parafiach i wspólnotach, dziękuje oraz przeżywa na nowo nauczanie Błogosławionego.

Po Krakowie i Warszawie, także na Jasnej Górze, w uroczystość Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej, miało miejsce ogólnopolskie dziękczynienie za beatyfikację Wielkiego Papieża. Było ono poprzedzone dwoma tygodniami modlitwy pielgrzymów, którzy ze wszystkich diecezji polskich i z zagranicy przychodzili do tronu Jasnogórskiej Królowej Polski. Biskupi dziękują wszystkim za trud pielgrzymowania oraz za modlitwę w intencji Kościoła i Ojczyzny.

2. Dwudziesty szósty Światowy Dzień Młodzieży, przeżywany w dniach od 16 do 21 sierpnia w Madrycie, był wielkim świętem wiary. Był też dla młodzieży wspaniałym doświadczeniem tajemnicy Kościoła Powszechnego. Ojciec Święty Benedykt XVI kontynuuje dzieło spotkań z młodzieżą, zapoczątkowane przez bł. Jana Pawła II. Biskupi dziękują rodzicom, duszpasterzom, katechetom oraz osobom pracującym w Krajowym Biurze Organizacyjnym Światowych Dni Młodzieży za przygotowanie młodych Polaków do udziału w tym wielkim wydarzeniu. W spotkaniu tym uczestniczyło ok. 20 tys. pielgrzymów z kraju i zagranicy. Naszej młodzieży towarzyszyło 15 biskupów, w tym 3 kardynałów – oraz 700 księży.

Piękna postawa młodzieży uczestniczącej w spotkaniach modlitewnych i katechezach jest znakiem wiary młodego pokolenia. Szczególne wyrazy uznania składamy ponad tysiącu polskich wolontariuszy, którzy w trudnych warunkach ofiarnie pracowali dla dobra uczestników spotkania w Madrycie. Trzeba też podziękować Telewizji „Trwam” oraz rozgłośniom katolickim za bogatą obsługę medialną spotkań młodzieży z Ojcem Świętym.

3. Tematem wiodącym spotkania biskupów diecezjalnych były sprawy administrowania majątkiem kościelnym. Biskupi analizowali wymagania prawa kościelnego i cywilnego dotyczące zarządu dobrami materialnymi. Skonfrontowali tę wiedzę z różnorodną praktyką istniejącą w poszczególnych diecezjach i rejonach Polski. Uznali za celowe opracowanie aneksu do dokumentów II Polskiego Synodu Plenarnego, w którym zostaną ujednolicone zasady postępowania we wszystkich diecezjach w Polsce.

4. Biskupi diecezjalni przypominają najważniejsze zasady dotyczące relacji Kościoła do sfery życia publicznego. Jest to przypomnienie szczególnie ważne w przededniu wyborów parlamentarnych. Oczekiwanie, że Kościół stanie się „wielkim milczącym” na czas kampanii nie ma uzasadnienia w nauce społecznej Kościoła. Zarówno duszpasterze, biskupi i kapłani, a zwłaszcza katolicy świeccy mają prawo, a nawet obowiązek uczestniczenia w życiu społecznym i politycznym, gdyż są częścią tego społeczeństwa. Kościół nie identyfikuje się z żadną konkretną partią, albowiem jego przesłanie jest skierowane do wszystkich, niezależnie od przekonań politycznych. Obowiązkiem katolika jest jednak wybieranie ludzi i środowisk, którzy gwarantują obronę godności człowieka i życia od poczęcia do naturalnej śmierci; wybieranie osób, które będą prowadzić sprawy Państwa tak, by troska o rodziny była na pierwszym miejscu; głosowanie na ludzi zdolnych podjąć trudne sprawy i reformy, konieczne dla dobra Ojczyzny. Polska potrzebuje ludzi sumienia, sprawdzonych i gotowych jej służyć, zarówno w trosce o jej historię, o jej dziś, a szczególnie o jej przyszłość.

W tym kontekście biskupi apelują do wszystkich wierzących i ludzi dobrej woli o odpowiedzialność i roztropną troskę o Polskę i o dobro wspólne. Najważniejszy wkład Kościoła w życie społeczne, nigdy nie do przecenienia, to formowane ludzi i ich sumień, w kierunku zaangażowania się dla innych w duchu powołania chrześcijańskiego, rodzinnego i społecznego.

5. Wśród ważnych propozycji troski o Kościół i o Polskę oraz jej przyszłość są i takie, które budzą uzasadniony niepokój. Biskupi doceniają znaczenie uroczystości Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata, ustanowionej w 1925 r. przez papieża Piusa XI. Od tego momentu wszyscy mamy wspaniałe możliwości ofiarowania swojego życia, życia polskich rodzin oraz całej naszej Ojczyzny Chrystusowi, Królowi Wszechświata. Czynimy to co roku, szczególnie w przededniu Adwentu. Nie ma więc potrzeby szukania nowych, niezgodnych z zamysłem Kościoła, form nabożeństw do Chrystusa Króla. Niepokojące są działania podejmowane poza Kościołem diecezjalnym i wbrew biskupowi miejsca. Posłuszeństwo Kościołowi i troska o Jego jedność są głównymi kryteriami oceny wiarygodności religijnych inicjatyw. Każdy, kto uporczywie uczestniczy w takich pozakościelnych ruchach i grupach, traci jedność ze wspólnotą Kościoła. Biskupi solidaryzują się z Metropolitą Krakowskim i podjętymi przez niego działaniami.

6. Zachęcają też wszystkich do modlitwy w intencji naszej Ojczyzny i jej godnego miejsca w rodzinie krajów europejskich. Polska prezydencja jest dobrą okazją do spojrzenia na sprawy naszego kraju i Europy w ich wzajemnym powiązaniu. Wyrazem tego było spotkanie przedstawicieli Kościołów i wspólnot chrześcijańskich w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w Warszawie. Szczególną okazją do modlitwy w intencji Polski i Europy będzie także Msza św. celebrowana w Warszawie pod przewodnictwem Prymasa Polski, abpa Józefa Kowalczyka 25 września, w dniu patrona Stolicy, bł. Władysława z Gielniowa.

Z Jasnej Góry biskupi diecezjalni błogosławią wszystkim Rodakom w kraju i za granicą. Swoim błogosławieństwem obejmują szczególnie nauczycieli, wychowawców, dzieci i młodzież rozpoczynającą nowy rok szkolny.

Podpisali: Biskupi diecezjalni zgromadzeni na Jasnej Górze

Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej, 26.08.2011 r.
.............................

                         Konieczne jest promowanie kobiety

ksas / ju., Piekary Śląskie, 2011-08-21

Konieczne jest promowanie w Kościele i w świecie kobiety – powiedział abp Damian Zimoń 21 sierpnia do kobiet i dziewcząt, które przybyły do Piekar Śląskich w pielgrzymce stanowej.

Tradycyjnie odbywa się ona w sanktuarium Maryi Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej w pierwszą niedzielę po uroczystości Wniebowzięcia NMP. „Jednakowa jest godność kobiety i mężczyzny, ponieważ oboje zostali stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Każde z nich zostało wyposażone we właściwe sobie, specyficzne dary” – mówił metropolita katowicki.

Abp Zimoń nawiązał do trwających w Madrycie z udziałem Benedykta XVI Światowych Dniach Młodzieży. Przypomniał, że krzyż ŚDM był również w Piekarach Śl. Zwrócił uwagę, że papież przypomina Europie o jej chrześcijańskich korzeniach i wzywa do szlachetniejszego rozumienia demokracji. Wskazuje na coraz większy związek religii z życiem społecznym. Wzywa nas wszystkich do nowej ewangelizacji. Oferuje Europie coś, co może być jej ostatnią szansą.

„My, tu zgromadzeni, przyszliśmy po nowe światło, nową moc na nasze dni, ponieważ jesteśmy wystawiani na pokusę gaszenia nadziei” – powiedział abp Zimoń. Wskazał, że czasy, w których żyjemy wydają się okresem zagubienia, wielu ludzi sprawia wrażenie, że są zdezorientowani, niepewni, pozbawieni nadziei. Stan ducha wielu chrześcijan jest podobny. „Obojętność religijna wywołuje u wielu Europejczyków wrażenie, że żyją bez duchowego zaplecza” – dodał, nawiązując do niedawnych wydarzeń w Anglii, Norwegii i innych miejscach świata. „Z utratą chrześcijańskiej pamięci wiąże się lęk przed przyszłością. Obraz jutra często bywa bezbarwny i niepewny. Bardziej się boimy przyszłości, niż jej pragniemy” – zauważył abp Zimoń, podkreślając jako przejawy tego stanu m.in. wewnętrzną pustkę dręczącą wielu ludzi i utratę sensu życia, dramatyczny spadek liczby urodzeń, kryzys małżeństwa i rodziny, zmniejszenie liczby powołań do życia kapłańskiego i zakonnego.

„Wciąż zbyt wiele rodzin dotyka bieda. A jednocześnie brakuje długofalowej polityki prorodzinnej, także w Polsce” – mówił dalej metropolita katowicki. „Nakłady na rodzinę stawiają Polskę na ostatnim miejscu w Unii Europejskiej” – podkreślił. Przypomniał, że dziecko jest dobrem całego społeczeństwa i dlatego jak najwięcej środków na jego wychowanie powinno zostać w rodzinie.

Abp Zimoń z naciskiem podkreślił, że oprócz tych wszystkich trosk i wyzwań, obejmujących m.in. braki w służbie zdrowia czy utratę mieszkań przez mieszkańców Bytomia, są też oznaki nadziei. „Nikt nie może żyć bez perspektyw na przyszłość. Tyle jest znaków wpływu Chrystusowej Ewangelii na Kościół, na życie społeczeństwa” – powiedział metropolita katowicki.

Zaznaczył, że specyficzny wkład w służbę Ewangelii nadziei wnoszą kobiety. „Trzeba przypomnieć, jak wiele czynią one często w milczeniu i ukryciu – przyjmując i przekazując dar Boży, zarówno przez fizyczne, jak i duchowe macierzyństwo. Wychowanie, katecheza, dzieła miłosierdzia, życie modlitwy i kontemplacji – w tym wszystkim nikt nie zastąpi pobożnej, dobrej kobiety” - dodał.

Jego zdaniem, dziś konieczne jest promowanie w Kościele i w świecie kobiety. "Jednakowa jest godność kobiety i mężczyzny, ponieważ oboje zostali stworzeni na obraz i podobieństwo. Każde z nich zostało wyposażone we właściwe sobie, specyficzne dary. Kościół nieustannie zabiera głos, by potępiać niesprawiedliwość i przemoc wobec kobiet. Mamy tu jeszcze wiele do zrobienia” – stwierdził abp Zimoń.

Przypominając postać Prymasa Polski kard. Augusta Hlonda, którego 130. rocznica urodzin przypada w tym roku, abp Zimoń przytoczył w całości jego list do matki, skierowany tuż po nominacji kardynalskiej.

Przypomniał też słowa, które kard. Hlond wypowiedział na łożu śmierci: „Zwycięstwo, gdy przyjdzie, przyjdzie przez Maryję”. Przytoczył też słowa Prymasa Tysiąclecia, kard. Stefana Wyszyńskiego, który stwierdził: „Bogate życie Prymasa Polski Kardynała Augusta Hlonda należy odsłonić przed obliczem Narodu, by uczcić należycie Syna Ziemi Śląskiej na Stolicy Prymasowskiej, Przewodnika Ludu Bożego przez morze udręk wojennych, Budziciela Nadziei Świętej w sprawiedliwość Bożą i gorącego Czciciela Bogurodzicy Dziewicy”.

Zwrócił uwagę, że prymas Hlond i prymas Wyszyński utorowali drogę na Stolicę Piotrową kard. Karolowi Wojtyle. Bez ich zawierzenia Matce Bożej nie byłby możliwy wybór w 1978 roku Polaka na papieża. „Dwudziestosiedmioletni pontyfikat bł. Jana Pawła II to wielkie dzieło Ducha Świętego. Nikt nie spodziewał się tak intensywnej ingerencji Bożej. Musimy wracać do tamtych dni, szukając w nich znaków nadziei na przyszłość i nowych wyzwań, których nie brakuje” – mówił abp Zimoń. Apelował również do dziewcząt, aby „nie bały się stroju zakonnego”.

Metropolita katowicki zapowiedział koronację repliki pierwotnego obrazu piekarskiego, która będzie miała miejsce 12 września w Katowicach.

http://ekai.pl/wydarzenia/polska/x45076/konieczne-jest-promowanie-kobiety/

..............
                                                CIAGLE  SPADA

W ciągu ostatnich 30 lat systematycznie i stopniowo obserwowany jest spadek liczby osób uczestniczących w niedzielnej Mszy św. – wynika z badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego.

Z badania przeprowadzonego jesienią 2010 roku wynika, że średni procent osób, które przychodzą do kościoła względem tych, które są do tego zobowiązane (dominicantes) wynosi 41 proc. Zaś procent communicantes – czyli osób przystępujących do komunii św. w odniesieniu do osób, które powinny przyjść w niedzielę na Mszę wzrasta i wynosi 16,4 proc.

W poprzednich latach było to odpowiednio: dla dominicantes w latach 1980-1990 ok. 50 proc. (w 1987 r. 55,3 proc.), w latach 1991-2007 43-46 proc., w 2008 r. Odsetek spadł do 40,4 proc, w 2009 wynosił 41,5 proc. A w ubiegłym roku 41 proc.

Dla communicantes: w latach 1980-1990 - 7,8-10,7 proc.; 1991-2007 - 10,8-17,6 proc.; w latach 2008-2010 – 15,3-16,4 proc.

Wyniki badań z jesieni ub.r. zaprezentowano podczas konferencji prasowej w siedzibie Sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski 7 czerwca w Warszawie.

Zdaniem prezentującego wyniki ks. Wojciecha Sadłonia z ISKK, przyczyn takiego stanu rzeczy należy szukać w zmianach społecznych, migracji ludności, wzroście dobrobytu i nietrwałości rodzin. Zwrócił on też uwagę, że wzrost communicantes paradoksalnie może być oznaką sekularyzacji społeczeństwa. Argumentował, że w diecezjach, gdzie odsetek dominicantes jest wysoki, mniej ludzi przystępuje do Komunii św. w porównaniu z diecezjami, gdzie frekwencja w niedzielę jest niska.

Ks. Sadłoń zwrócił też uwagę na proces zrywania więzi z parafią, czego jednym z symptomów jest tzw. churching, czyli wybieranie sobie kościołów wg własnych kryteriów – ze względu na księdza, atmosferę, wystrój czy samą zabytkową świątynię lub sanktuarium.

Wyraźnie widoczna jest też feminizacja niedzielnych Mszy św. Na 10 kobiet przychodzących do kościoła jest zaledwie 6 mężczyzn, na 10 kobiet przystępujących do Komunii św. jest 4 mężczyzn. – W Polsce kobiety praktykują prawie dwa razy częściej niż mężczyźni – podkreślił ks. Sadłoń. Jego zdaniem jest to wielkie wyzwanie dla duszpasterzy, by Msza św. stała się „atrakcyjna” również dla mężczyzn.

Zdaniem ks. prof. Witolda Zdaniewicza z ISKK, widoczny spadek dominicantes nie oznacza spadku religijności czy spadku wiary w ogóle. W poszczególnych diecezjach sprawa wygląda różnie, np. w diecezji tarnowskiej dominicantes wynosi 70,5 proc., communicantes 23,1, zaś w szczecińsko-kamieńskiej dominicantes 25,4 proc i 10,6 proc. communicantes.

W Polsce są obecnie 10 163 parafie.

Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego prowadzi badania nt. religijności od 1972 roku, badania niedzielnych praktyk religijnych od 1979 roku.

http://ekai.pl/wydarzenia/religijnosc/x42739/ciagle-spada/


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 27, 2011, 19:54:37
                                       Świadectwo Stoczka

Milena Kindziuk | Niedziela | 18 Maj 2011 | Komentarze (0)

W Stoczku Warmińskim zachowało się świadectwo mężczyzny, który przygotowywał klasztor na więzienie dla Prymasa Wyszyńskiego. Dziś syn tego człowieka jest księdzem
Rok 2011 jest rokiem rocznic kard. Stefana Wyszyńskiego, prymasa Polski w latach 1948-81. 28 maja przypada 30. rocznica jego śmierci, 3 sierpnia zaś – 110. rocznica urodzin. Pragniemy przybliżyć jego sylwetkę, ukazać dzieje kard. Wyszyńskiego na tle historii Kościoła i historii Polski oraz odpowiedzieć na pytanie, w czym przejawia się świętość Prymasa Tysiąclecia – kandydata na ołtarze.

Kard. Stefan Wyszyński został aresztowany przez władze komunistyczne w nocy z 25 na 26 września 1953 r. Podczas trzyletniego okresu odosobnienia przebywał kolejno w czterech miejscach internowania: Rywałdzie, Stoczku, Prudniku Śląskim i Komańczy. W wyniku wypadków październikowych 1956 r. powrócił do Warszawy na prośbę przedstawicieli rządu i 26 października – po uprzednim przyrzeczeniu ze strony władz państwowych przywrócenia Kościołowi głównych praw i naprawienia krzywd – objął ponownie wszystkie swoje funkcje w Kościele. Cennym dokumentem okresu odosobnienia Prymasa Polski są „Zapiski więzienne”. Obok kroniki życia codziennego obejmują również takie teksty, jak notatnik duchowy, listy, memoriały do władz oraz obszerne wypowiedzi będące osobistą refleksją nad sytuacją Kościoła w Polsce.

Stoczek Warmiński na północnym wschodzie Polski. Kompletne odludzie. Do granicy z Rosją – niecałe trzydzieści kilometrów. Po obu stronach szosy rozciągają się lasy. Droga wydaje się bezkresna, prowadząca nie wiadomo dokąd. Tędy właśnie przewożono nocą pod eskortą więźnia Prymasa Wyszyńskiego. Powtarzała się scena znana z III części „Dziadów” Mickiewicza: „...coraz ku dzikszej krainie/Leci kibitka jako wiatr w pustynie …/Oko nie spotka ni miasta, ni góry,/Żadnych pomników ludzi ni natury;/Ziemia tak pusta, tak nie zaludniona...”. Jedynie widoczne z daleka wieże barokowego kościoła wskazują, że to tutaj znajduje się klasztor, w którym w latach 1952-53 był więziony za drutami kolczastymi prymas Polski Stefan kardynał Wyszyński.

Cela została do dziś

Dzisiaj klasztor jest otoczony tym samym masywnym, wysokim murem. Teraz jednak na bramie widnieje wskazówka: „Do celi Prymasa Wyszyńskiego”. Trzeba przejść długie, zabytkowe krużganki, aby dostać się do domofonu na furcie. Dopiero po wciśnięciu dzwonka okazuje się, że ktoś tu mieszka.
– Można zwiedzić nie tylko celę, ale także Muzeum Prymasa Wyszyńskiego – mówi ks. Piotr Sroka, miejscowy proboszcz. I zaprasza najpierw do muzeum na parterze. To przestronna sala, w której zwracają uwagę szklane gabloty z rękopisami byłego więźnia i fragmentami „Zapisków więziennych”. Także z pamiątkami z pobytu Kardynała. Wśród nich jest urządzenie znalezione niedawno podczas remontu w futrynie drzwi klasztornych, za którymi przebywał Prymas Wyszyński. Sygnalizowało każde jego wyjście do ogrodu.
Prosto z muzeum schodami wchodzi się na piętro, gdzie znajdowała się cela kard. Wyszyńskiego. W celi – łóżko, dzbanek, miednica i jedno drewniane krzesło z napisem na kartce naklejonej niedawno: „Na tym krześle siedział Prymas Wyszyński”. Tu więzień dostawał twardą szkołę życia. Twardą, bo takie były warunki, w jakich przebywał. Budynek był nieogrzewany, ściany pokrywał biały szron i mróz, przy drzwiach leżały sterty lodu. Z powodu zimna Prymas miał popuchnięte ręce i oczy. Bolały go nerki. Dokuczliwy był też brak wody. Na skargi czynione komendantowi słyszał, iż sam jest sobie winien, że tu się znalazł. Mimo to zanotował w „Zapiskach”: „Nie czuję uczuć... nieprzyjaznych do nikogo z tych ludzi. Nie umiałbym zrobić im najmniejszej nawet przykrości. Wydaje mi się, że jestem w pełnej prawdzie, że nadal jestem w miłości, że jestem chrześcijaninem i dzieckiem mojego Kościoła, który nauczył mnie miłować ludzi, i nawet tych, którzy chcą uważać mnie za swego nieprzyjaciela”.

Ta sama jodła

Klasztoru w Stoczku w dzień i w nocy strzegło około 30 funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Wyszyński miał ograniczony zakres poruszania się: z celi mógł jedynie zejść na dół i przejść do ogrodu. Tego samego, co jest tu dziś. Tylko na drzewach i na ogrodzeniu nie ma teraz drutów kolczastych, które wówczas zewsząd otaczały klasztor. Tuż za oknem celi pozostała nawet ta sama jodła, na którą Wyszyński codziennie spoglądał i o której pisał filozoficznie: „Siadła wrona na czole wyniosłej jodły. Spojrzała władczo wokół i wydała okrzyk zwycięstwa. Jodła ani drgnie; zda się nie dostrzegać wrony. Znosi spokojnie wrzaskliwego gościa. Wszak tyle chmur już przeszło nad jej czołem, tyle ptaków przelotnych tu się zatrzymało. Poszły, jak ty pójdziesz. Nie twoje to miejsce. Cóż zdołasz krzykiem zdziałać? Ja pozostanę, by trwać w skupieniu, by budować swoją cierpliwością, by przetrwać wichry i naloty, by spokojnie piąć się wzwyż. Słońca mi nie przesłonisz, sobą nie zachwycisz, celu mej wspinaczki nie zmienisz. Był las, nie było was – i nie będzie was, będzie las. Bajka? Nie bajka!”.
Widać, że w duszy więźnia bezsilność ustępowała miejsca akceptacji. A „kraty” powoli stawały się jakby niewidoczne. Zaczynał prowadzić „normalne” życie. Na tyle, na ile mógł. Za swoim przewodnikiem duchowym, ks. Korniłowiczem, Prymas Wyszyński powiedział sobie, że „zadanie życia sprowadza się do chwili obecnej”. Zatem najpierw ustalił sobie program dnia, którego pieczołowicie przestrzegał. Dzień zaczynał o świcie. Godzina 5 – pobudka. 5.45 – modlitwy poranne i rozmyślanie. O 7 odprawiał Mszę św. (w małym bocznym pomieszczeniu urządził kaplicę). Potem jadł śniadanie, a zaraz po nim, niezależnie od pogody, szedł na spacer. Potem odmawiał cząstkę Różańca i pracował – dużo czytał, pisał także artykuły i książki. Uczył się również języków obcych. Po obiedzie znów szedł na spacer do ogrodu i odmawiał kolejną cząstkę Różańca. I ponownie praca własna. Wieczór wypełniała modlitwa. W celi, gdyż drzwi do pobliskiego kościoła, który dzisiaj stanowi sanktuarium Matki Bożej Królowej Pokoju, były wtedy zamurowane. O tym, że miejsce odosobnienia sąsiaduje z kościołem, utwierdziły Wyszyńskiego dochodzące do niego zza muru słowa śpiewanej kolędy i dźwięk dzwonka wzywający na Mszę św. Przez cały okres uwięzienia nigdy nie mógł tam pójść.

Prymas Wyszyński ułożył też w Stoczku akt osobistego oddania się Matce Najświętszej. Uczynił to 8 grudnia, w święto Niepokalanego Poczęcia Maryi, przed obrazem Świętej Rodziny, który do dziś tutaj się zachował. Szybko okazało się, jak Opatrzność Boża przygotowywała go do większego dzieła. Jego osobisty akt oddania się Matce Bożej stał się fundamentem dla późniejszych Ślubów Jasnogórskich i Milenijnego Aktu na Tysiąclecie Chrztu Polski w 1966 r.

Zadanie specjalne

W Stoczku zachowało się świadectwo mężczyzny, który przygotowywał klasztor na więzienie dla Prymasa Wyszyńskiego. – Skojarzyłem to sobie po przeczytaniu książki „Zapiski więzienne” – wyznaje pan Józef. W 1953 r. służył w wojsku w Ośrodku Szkoleniowym Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Szczytnie. Pod koniec września cała kompania została wywieziona do Stoczka, aby wykonać „zadanie specjalne”. Nie powiedziano żołnierzom jakie.

– Mieszkaliśmy niedaleko klasztoru. W klasztorze wykonywaliśmy prace porządkowe, jak: wynoszenie mebli, figur, książek, które składaliśmy na korytarzu przy kościele. W jednym z pokojów była biblioteka pełna książek. Na drzwiach do pokojów były wypisane imiona mieszkających tam kiedyś zakonników. Wszystko to zostało zamalowane, również ściany i podłogi. Pracowaliśmy w dzień, natomiast w nocy pracowali jacyś cywile, którzy zakładali różne instalacje elektryczne. Prądu tam nie było, przy wejściu od strony podwórza stał agregat prądotwórczy. Podczas malowania podłogi jeden z żołnierzy zauważył w otworze po wykruszonym sęku w listwie przypodłogowej coś błyszczącego, podobnego do sitka, oderwał listwę i wyciągnął mikrofon. Zameldował o odkryciu oficerowi, no i się zaczęło. Przerwano pracę, a następnego dnia wyjaśniono nam, że to, co tu wykonujemy, jest ściśle tajne, że tu, w tych pomieszczeniach, będą mieszkali i szkolili się polscy szpiedzy, że służby specjalne muszą o nich wszystko wiedzieć, nawet to, co mówią przez sen, stąd te podsłuchy – relacjonuje pan Józef.
W ogrodzie, razem z innymi żołnierzami, wycinał drzewa, stawiał parkany, a na strychu budynku gospodarczego budował stanowisko obserwacyjne i miejsce na karabin maszynowy. Dziś pan Józef żałuje jednego: że nie powiedział o tym wszystkim Prymasowi. Gdy przeczytał „Zapiski więzienne” i zorientował się w całej sytuacji, Prymas już nie żył. Dzisiaj najstarszy syn pana Józefa jest księdzem.

Bez wyroku, bez aktu oskarżenia

W więzieniu władze państwowe pozbawiły Wyszyńskiego wszelkich praw. Został on uwięziony, nie wiadomo na jak długo, bez przysługujących mu praw więźnia, bez wyroku, bez aktu oskarżenia. „Zostałem skazany na śmierć cywilną i sprowadzony do poziomu «liszeńca». Z takim stanowiskiem, wydaje mi się, nie powinienem się tak łatwo pogodzić i muszę czynić wszystko, by doszło do wymiany poglądów” – pisał Wyszyński. Ale zwodzono go przez cały czas. Na wszelkie skargi, iż jest bez podstaw prawnych pozbawiony wolności, słyszał z ust komendanta, że nie jest więźniem, lecz osobą, która „przebywa w klasztorze”, a to jest zasadnicza różnica… Tymczasem zgodę na uwięzienie Prymasa Polski wyrazili przedstawiciele najwyższych władz państwowych: prezydent Bolesław Bierut, premier Józef Cyrankiewicz, Franciszek Mazur, Edward Ochab i marszałek Konstanty Rokossowski. Po tym, jak w nocy z 25 na 26 września 1953 r. esbecy wtargnęli do rezydencji przy Miodowej i jak skazańca wyprowadzili Prymasa do samochodu, nikt nie wiedział, jakie są jego losy. Miejsca pobytu Wyszyńskiego komunistyczne władze nie chciały ujawnić nawet jego najbliższej rodzinie. Kiedy jedna z jego sióstr udała się do premiera, licząc, że uzyska jakieś informacje na temat brata, najpierw długo czekała w kolejce interesantów, a gdy dostała się na rozmowę, premier zapytał ją: „Pani w jakiej sprawie?”. – Jestem siostrą kard. Wyszyńskiego. My wszyscy, cała rodzina, stary ojciec, czekamy i prosimy o kontakt… Czy tak musiało być?
Premier odparł zdenerwowany: – On nam tak przeszkadzał…, już nam tak przeszkadzał!
W końcu do opinii publicznej dotarł lakoniczny oficjalny komunikat rządowy, stwierdzający, że „zakazano arcybiskupowi Stefanowi Wyszyńskiemu wykonywania funkcji związanych z dotychczasowymi jego stanowiskami kościelnymi”.

A tak się kiedyś bał młody ksiądz Stefan Wyszyński, że „nie dostąpi zaszczytu, którego doznali wszyscy koledzy z ławy seminaryjnej. Wszyscy oni przeszli przez obozy koncentracyjne i więzienia…”. Gdy w 1956 r. został uwolniony, stwierdził, że nigdy nie wyrzekłby się tych trzech lat. „Lepiej, że upłynęły one w więzieniu, niżby miały upłynąć na Miodowej. Lepiej dla chwały Bożej, dla pozycji Kościoła powszechnego w świecie – jako stróża prawdy i wolności sumień; lepiej dla Kościoła w Polsce i lepiej dla pozycji mojego Narodu. A już na pewno lepiej dla dobra mej duszy. Ten wniosek zamykam dziś, w godzinie mego aresztowania, swoim Te Deum i Magnificat”. – Pobyt w więzieniu wyraźnie pokazuje, jak Prymas dorastał do świętości – ocenia ks. dr Andrzej Gałka, sędzia w procesie beatyfikacyjnym kard. Wyszyńskiego. – Był to dla niego czas bliskiej przyjaźni z Panem Jezusem i z Matką Bożą. Umiał zaufać Bożej Opatrzności, dostrzec wolę Bożą w swoim życiu. Dlatego wyszedł z więzienia jako zupełnie inny człowiek.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/swiadectwo-stoczka,284,page1.html
.........................

                          Wciąż zielona wyspa

Maciej Müller | Tygodnik Powszechny | 7 Czerwiec 2011 | Komentarze (5)

Coraz mniej polskich katolików przychodzi do kościoła, ale spośród tych, co przyjdą, coraz więcej przystępuje do Komunii św. - wynika z raportu przedstawionego przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego.
W przedostatnią niedzielę października 2010 r. polscy katolicy mogli się czuć szczególnie obserwowani. Grupki wolontariuszy notowały ich wejście na Msze św. i liczyły, jak wielu przystąpi do Komunii św. – Wygląda na to, że badanie wpisało się na trwałe w rok pastoralny Kościoła w Polsce – żartował wtedy ks. prof. Witold Zdaniewicz, szef Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, który od trzech dekad sprawdza poziom praktyk religijnych polskich wiernych.

Wskaźniki są dwa: kościelni statystycy obliczają odsetek katolików uczestniczących w niedzielnej Eucharystii w odniesieniu do liczby wiernych do tego zobowiązanych (którą określa się na 82 proc.; odlicza się dzieci do 7 lat, chorych i starszych). To tzw. dominicantes. Po drugie sprawdzają, w analogiczny sposób, jak wielu przystąpiło do Komunii św. (tzw. communicantes). Badania mają imponującą skalę: wolontariusze zbierają dane z ponad 10 tys. parafii, a te opracowują socjolodzy z ISKK.

Dołącz do nas na Facebooku

Według najnowszych badań, w zeszłym roku do kościoła przyszło 41 proc. zobowiązanych, 16,4 proc. przyjęło Komunię św. To bardzo nieznaczny spadek względem wyników z 2009 r. (odpowiednio 41,5 proc. i 16,7 proc.).

Kiedy popatrzyć na wyniki w długiej perspektywie, widać dwa przeciwstawne trendy: wskaźnik dominicantes od 30 lat sukcesywnie maleje (51 proc. w 1981 r., 47,6 proc. w 1991 r.), ­communicantes natomiast powoli rośnie (odpowiednio 7,8 proc. i 10,8 proc.). Innymi słowy: coraz mniej katolików chodzi do kościoła, ale z tych, co przyjdą, coraz większa część przystępuje do Komunii św. Dlaczego polskie kościoły powoli pustoszeją? – Podstawową przyczyną jest osłabienie religijności, jej sprywatyzowanie, przeżywanie po swojemu, a nie w sposób oparty na przykazaniach i zobowiązaniach, jakie nakłada Kościół – wyjaśnia ks. Wojciech Sadłoń, socjolog z ISKK.
Badacze w tym roku obliczyli jeszcze trzeci wskaźnik: stosunek tych, którzy przystępują do Komunii, do tych, którzy są na Mszy. Okazało się, że w diecezjach, gdzie wskaźnik dominicantes jest najwyższy (czyli w domyśle: ludzie najbardziej religijni), odsetek osób idących do komunii wcale najwyższy nie jest. Prowadzi to do ciekawych wniosków. – Możliwe, że głęboka wiara połączona z tradycyjnie pojmowaną religijnością wiąże się z pewną barierą wobec przyjmowania Komunii św. – mówi ks. Sadłoń.

Kiedy wyniki badań przełożymy na mapę, zaobserwujemy, po pierwsze, czerwony pas obejmujący pięć diecezji południowej Polski: tam mieszkają katoliccy przodownicy. Po drugie – żółtą plamę ogarniającą ścianę zachodnią. Dla porównania: w diecezji tarnowskiej do kościoła przyszło w zeszłym roku prawie 70 proc. wiernych, w szczecińsko-kamieńskiej mniej niż 30 proc. – To zjawisko ma korzenie społeczne: rozluźniają się więzi lokalne – tłumaczy ks. Sadłoń.

Na Ziemiach Odzyskanych mieszkają ludzie przesiedleni po wojnie z Kresów Wschodnich. Wykształcone przez pokolenia więzi społeczne zostały zniszczone, zanikła tzw. kontrola społeczna, co niekorzystnie wpływa m.in. na wierność praktykom religijnym. Na południu kraju parafie w o wiele większym stopniu wpisują się w środowisko lokalne.

Nie ma co jednak popadać w przedwczesny pesymizm. Według danych z Europejskiego Sondażu Społecznego, zaprezentowanych przez ISKK na konferencji 7 czerwca, Polacy przodują w praktykach religijnych wśród narodów Starego Świata: aż 52,4 proc. deklaruje, że przynajmniej raz w tygodniu uczestniczy w nabożeństwie. Następni są Irlandczycy (44,1 proc.) i Słowacy (36,9 proc.) – a na drugim biegunie Estończycy (2,7 proc.), Duńczycy (3,6 proc.) i Norwegowie (4,3 proc.).
W Europie nasz kraj to wciąż zielona wyspa. Może nie finansowa, ale na pewno religijna.
http://religia.onet.pl/kraj,19/wciaz-zielona-wyspa,334,page2.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 27, 2011, 20:22:04
                 JAK  POLSKA  CHRZEST  PRZYJMOWALA

Jerzy Wacławski | Niedziela | 7 Czerwiec 2011 | Komentarze (0)

W sobotę 4 czerwca 2011 r. – już po raz 15. – ludzie Lednicy z o. Janem Górą OP organizują pierwszym polskim baptysterium doroczne święto chrztu Polski i początków państwa polskiego. Nad Jeziorem Lednickim, gdzie Mieszko I w imieniu narodu przyjął chrzest, modlą się, wybierają Chrystusa jako swojego przewodnika i przechodzą przez Bramę Rybę. A jak Polska chrzest przyjmowała – o tym pisze Jerzy Wacławski.
O jednym z najważniejszych wydarzeń w historii Polski najczęściej niewiele wiemy, a to, co wiemy, opieramy głównie na zapiskach Galla Anonima, benedyktyńskiego mnicha, pochodzącego prawdopodobnie z francuskiej Prowansji (kraj Gallów – Francja). Równie hipotetyczna, aczkolwiek wielce prawdopodobna, jest dokładna data przyjęcia chrztu przez księcia Mieszka I i jego najbliższe otoczenie. Zgodnie bowiem z obowiązującymi wówczas zwyczajami, wydarzenie to mogło mieć miejsce w Wielką Sobotę, która w 966 r. przypadała 14 kwietnia.

Jak wyglądał sam obrzęd przyjęcia chrztu przez piastowskiego księcia i jego dwór, możemy sobie wyobrazić na podstawie przekazów dotyczących ówczesnych zwyczajów chrzcielnych, dokonujących się przez trzykrotne zanurzenie całego ciała w wodzie. Miejscem chrztu Mieszka mógł być Ostrów Lednicki – siedziba pierwszych Piastów nad Jeziorem Lednickim, niedaleko Gniezna. I choć niewiele dziś mamy historycznych informacji na temat samej uroczystości chrzcielnej księcia Polan, to jednak niepodważalny jest fakt, że właśnie ten moment chrześcijańskiej inicjacji stoi u korzeni tworzenia zrębów naszej państwowości. Chrzest Mieszka – zwany też zwyczajowo chrztem Polski – uznaje się za początek istnienia państwa polskiego. Z pewnością niełatwy proces chrystianizacji wszystkich stanów ówczesnego społeczeństwa, zamieszkującego początkowo tereny dzisiejszej Wielkopolski, trwał jeszcze przez wiele dziesiątków, a nawet setek lat od pamiętnego wydarzenia 966 r. – nie dokonał się on bowiem automatycznie, a poddani nie porzucili swych pogańskich wierzeń z dnia na dzień –jednak niezaprzeczalnie Polska od ponad tysiąca czterdziestu lat jest krajem chrześcijańskim.

Bezpieczeństwo państwa

Książę Mieszko, ten pierwszy, historycznie udokumentowany władca Polski, za główny cel swojego panowania obrał zjednoczenie podległych mu plemion i utworzenie jednego, mocnego, suwerennego i szanowanego przez sąsiadów państwa. Jako sprawny polityk i niewątpliwie człowiek o wielkim poczuciu swoich przywódczych możliwości dostrzegał wyraźnie niebezpieczeństwo grożące księstwu ze strony chrześcijańskich już wówczas Niemiec. Otton I szerząc ideę chrystianizacyjną, dążył do uzależnienia ziem polskich. Mieszko – chcąc uniknąć politycznej i kościelnej zależności od potężniejszego, a także lepiej zorganizowanego sąsiada zza Odry i Nysy Łużyckiej, i niejako ubiegając ewentualny bieg wydarzeń –
zwrócił się w stronę chrześcijańskich już wówczas Czech z inicjatywą zawarcia polsko-czeskiego sojuszu. Przypieczętowaniem układu miało być jego małżeństwo z córką Bolesława I Okrutnego Dobrawą Przemyślidką, zwaną też Dąbrówką.
Kolejnym krokiem Mieszka było przyjęcie chrztu, które dokonało się za pośrednictwem czeskim, choć nie z całkowitym pominięciem Niemiec. Czesi bowiem nie posiadali jeszcze (do 973 r.) własnej organizacji kościelnej i podlegali niemieckiej diecezji ratyzbońskiej. Stąd powszechnie wnioskuje się, że Mieszko przyjął chrzest tzw. drogą prasko-ratyzbońską, tzn. Praga była niejako pośrednikiem w przyjęciu chrztu przez księcia Polan, choć samo źródło misji chrystianizacyjnej tkwiło w Ratyzbonie.

Słusznie – jak dowiodła historia – rozumował Mieszko, że przyjęcie chrześcijaństwa, zarówno przez niego samego, jak i przez jego poddanych, zrówna jego państwo z innymi, mocniejszymi, wyżej stojącymi już w hierarchii rozwoju i liczącymi się od dawna państwami ówczesnej Europy. Tym samym dołączył do grona chrześcijańskich władców, którzy tworzyli europejską politykę – papieża i cesarza, będąc już teraz równorzędnym dla nich partnerem. Wstępując do rodziny państw chrześcijańskich i stając w jednym szeregu z innymi władcami, Mieszko zyskiwał automatycznie prawo do zawierania sojuszy, gwarantujących bezpieczeństwo młodemu, dopiero tworzącemu się terytorialnie i organizacyjnie, chrześcijańskiemu państwu. W razie ewentualnego konfliktu z pogańskimi narodami mógł też liczyć na pomoc i wsparcie ze strony papiestwa i cesarstwa, a i sam, w ramach misji chrystianizacyjnej, powiększać terytorium swojego księstwa.

Dostęp do łacińskiej cywilizacji i kultury

Samą akcję misyjną na ziemiach polskich można podzielić na dwa etapy. Pierwszy z nich opierał się przede wszystkim na krzewieniu nowej wiary wśród wyższych warstw tak niejednolitego jeszcze społeczeństwa. Schrystianizowanie prostego ludu natomiast zostało odłożone na dalszy czas, gdyż ówczesne wsie stanowiły szczególnie silne ogniska oporu i mocnego trwania przy starej, pogańskiej wierze. Tam też najdłużej kultywowano stare, tradycyjne obrządki i najdłużej zaznaczały się wpływy pogańskich kapłanów. Przyjęcie chrześcijaństwa dawało możliwość likwidacji odrębnych, zakorzenionych od pradziada kultów pogańskich, które były też jedną z przyczyn różnic tkwiących między poszczególnymi plemionami, stanowiąc w sposób istotny przeszkodę w utrwalaniu jedności ziem polskich i budowaniu ponadplemiennego, zjednoczonego państwa.

Proces chrystianizacji, oprócz politycznego znaczenia, niósł ze sobą niebywałe zmiany społeczno-kulturalne. To mocą chrztu Polska weszła w krąg cywilizacji zachodniej i śródziemnomorskiej, która do dziś stanowi o naszej kulturowej tożsamości.

W tamtym okresie dziejów jedynie ludzie Kościoła mieli niejako monopol na oświatę i kulturę, toteż tylko oni mogli zapewnić państwu Mieszka nawiązanie więzi z szeroko pojętym kręgiem cywilizacji europejskiej i jej ówczesnymi osiągnięciami.
Na dwór księcia zaczęli przybywać pierwsi wykształceni doradcy (zazwyczaj duchowni), którzy jako jedyni posługujący się łaciną – językiem dyplomacji – prowadzili książęcą kancelarię, kontrolowali skarb, pełnili rolę posłów na obcych dworach, co mogło znacznie usprawnić początki rodzącej się administracji państwowej. Pojawiający się coraz liczniej na ziemiach polskich księża i zakonnicy zapoczątkowali rozwój nowej kultury i oświaty. Oni też głównie prowadzili naukę pisania i czytania. Mnisi natomiast przynieśli ze sobą nową kulturę rolną, a ich klasztory stały się ośrodkami nie tylko oświaty, ale i rzemiosła.

Na ziemiach Polan zaczęła się tworzyć nowa organizacja kościelna. Powstało pierwsze biskupstwo, podległe bezpośrednio Rzymowi, co wyraźnie podkreślało odrębność i niezależność państwa Mieszka. Budowano kościoły, a przy nich zakładane były pierwsze szkoły, otwierające drzwi do łacińskiej cywilizacji i kultury, którą duchowni przekazywali wraz z szerzeniem prawd wiary. Przez pierwsze dziesięciolecia kształtującej się nowej religii lud modlił się w słowiańskim, rodzimym języku. Z czasem jednak liturgię opanowała kościelna łacina. Kiedy większość Słowian przyjmowała cyrylicę za swój alfabet i bizantyjski obrządek liturgiczny, Polacy, będąc już pod silnym wpływem kultury łacińskiej, oparli się tej tendencji.

Naturalnym biegiem wydarzeń wzrosło też zapotrzebowanie na rodzimą sztukę, która miała wypełnić nowo powstające świątynie chrześcijańskie.

Nowa religia, a wraz z nią tworząca się jednolita organizacja kościelna powodowały powolne, acz systematyczne zacieranie się różnic i stopniowe kształtowanie się jednolitego, skonsolidowanego społeczeństwa. Spajały i wzmacniały organizm państwa, osłabiając jednocześnie wszelkie dążenia zmierzające do utrzymania wciąż jeszcze istniejących odrębności plemiennych.

Integracji społecznej i politycznej służyła też sieć regularnie rozmieszczonych grodów, będących nie tylko miejscami obronnymi, lecz także ośrodkami administracyjnymi państwa polskiego, powiększonego z czasem o Kujawy, Mazowsze, Śląsk i część Pomorza. Tak więc dawny związek plemienny dzięki otwarciu jego władcy na nowe wartości, jakie niosło ze sobą chrześcijaństwo, dał początek dzisiejszej chrześcijańskiej Polsce, której nazwa zrodziła się z ówczesnych rdzennych ziem Polan.
Można też rzec, iż zwieńczeniem łączności państwa Mieszka I z religią chrześcijańską był dokonany przez niego w 992 r. akt oddania księstwa pod opiekę ówczesnego papieża Jana XV, potwierdzony dokumentem „Dagome iudex”, co w zamiarze polskiego władcy miało stanowić osłabienie wpływów cesarstwa niemieckiego w Polsce i być gwarantem niezależności państwa.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/jak-polska-chrzest-przyjmowala,332,page1.html
..............................

                             Szkoły katolickie w Polsce

awo / ms | EKAI | 23 Sierpień 2011 | Komentarze (0)

Szkoły katolickie w Polsce

Fot. Rafał Michałowski / Agencja Gazeta

W Polsce działa 530 katolickich szkół: podstawowych, gimnazjów i liceów, a od nowego roku szkolnego rozpocznie pracę 10 nowych.
Bezpieczeństwo i wysoki poziom nauczania to atuty szkół katolickich, które sprawiają, że z roku na rok wzrasta zainteresowanie nimi.

Zdaniem ekspertów rodzice chętnie posyłają dzieci do szkół katolickich, ponieważ mają poczucie, że szkoły te są bezpieczne i cenią to, że obok edukacji typowo szkolnej, placówki te przywiązują ogromną wagę do wychowania opartego na zasadach moralnych i religijnych.

Dołącz do nas na Facebooku

W ubiegłym roku szkolnym w szkołach katolickich kształciło się w sumie ok. 57 tys. dzieci i młodzieży. Ile ich będzie w tym roku – dowiemy się dopiero po rozpoczęciu roku szkolnego 2011/2012. Z dotychczasowych, zebranych przez Radę Szkół Katolickich wynika, iż mimo niżu demograficznego liczba uczniów szkół katolickich utrzymuje się na tym samym poziomie co w poprzednich latach. Niewielki wzrost odnotowywany jest w szkołach podstawowych na terenie całego kraju. Minimalnie mniej niż w poprzednich latach było uczniów gimnazjów.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

W roku szkolnym 2010/2011 w szkołach katolickich kształciło się: ponad 19 tys. uczniów w szkołach podstawowych, 21,5 tys. w gimnazjach, ponad 14,2 tys. w liceach ogólnokształcących oraz 1,2 tys. uczniów w szkołach kształcących w zawodzie. Ponadto ok. 900 uczniów kształciło się w szkołach specjalnych ze względu na swój rozwój umysłowy lub w placówkach dla dzieci i młodzieży z trudnościami wychowawczymi.

Większość (2/3) szkół katolickich w Polsce prowadzą tzw. kościelne osoby prawne czyli diecezje, parafie lub zgromadzenia zakonne, natomiast pozostałą 1/3 – inne podmioty np. stowarzyszenia, fundacje lub nawet osoby fizyczne.

http://religia.onet.pl/kraj,19/szkoly-katolickie-w-polsce,5082.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Sierpień 28, 2011, 09:35:51
Cytuj
Książę Mieszko, ten pierwszy, historycznie udokumentowany władca Polski, za główny cel swojego panowania obrał zjednoczenie podległych mu plemion i utworzenie jednego, mocnego, suwerennego i szanowanego przez sąsiadów państwa. Jako sprawny polityk i niewątpliwie człowiek o wielkim poczuciu swoich przywódczych możliwości dostrzegał wyraźnie niebezpieczeństwo grożące księstwu ze strony chrześcijańskich już wówczas Niemiec. Otton I szerząc ideę chrystianizacyjną, dążył do uzależnienia ziem polskich. Mieszko – chcąc uniknąć politycznej i kościelnej zależności od potężniejszego, a także lepiej zorganizowanego sąsiada zza Odry i Nysy Łużyckiej, i niejako ubiegając ewentualny bieg wydarzeń –
zwrócił się w stronę chrześcijańskich już wówczas Czech z inicjatywą zawarcia polsko-czeskiego sojuszu. Przypieczętowaniem układu miało być jego małżeństwo z córką Bolesława I Okrutnego Dobrawą Przemyślidką, zwaną też Dąbrówką.
Kolejnym krokiem Mieszka było przyjęcie chrztu, które dokonało się za pośrednictwem czeskim, choć nie z całkowitym pominięciem Niemiec

Czyli, że chrześcijaństwo w Polsce to była pragmatyczna decyzja władcy, a nie akt spontanicznej wiary. Warto o tym pamiętać. Szkoda, że nie wiemy w co tak na prawdę wierzył Mieszko I szy. Wprawdzie z historycznego punktu widzenia nie ma to znaczenia, bo to zwycięzcy piszą historię, tym niemniej byłoby to interesujące. Tak czy inaczej zwyciężył pragmatyzm.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: songo1970 Sierpień 28, 2011, 09:43:14
pragmatyzm w miłości- to też nic nowego ;)

"W 1899 Piłsudski ożenił się z Marią z Koplewskich Juszkiewiczową, działaczką PPS, nazywaną przez członków partii Piękną Panią. Juszkiewiczowa należała do Kościoła ewangelicko-augsburskiego[11], toteż w celu zawarcia małżeństwa Piłsudski zmienił wyznanie. Przeszedł na luteranizm 24 maja w Łomży, a ślub odbył się 15 lipca 1899 w kościele we wsi Paproć Duża[12]."
http://pl.wikipedia.org/wiki/Józef_Piłsudski


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: acentaur Sierpień 28, 2011, 19:01:33
east,
Cytuj
Czyli, że chrześcijaństwo w Polsce to była pragmatyczna decyzja władcy, a nie akt spontanicznej wiary.
to oczywiście wynika z "dokumentów" tych , którzy w dobroci swojej przynieśli z gołąbkiem w ręku nowa wiarę. Ten Mieszko to taki sam fantom jakich wielu w najnowszej historii. Oczywiscie fantom nie zapomniał odwdzięczyć się za pokropienie wodą swięconą i na wsze czasy oddał nasz kraj papiestwu.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 28, 2011, 19:44:09
                                       Zmowa przeciwników życia


ks. Marek Dziewiecki
Liberalne media, lewicowi politycy
i lekarze, którzy zabijają zamiast leczyć,
tworzą koalicję przeciw człowiekowi.

Gdyby kilkadziesiąt lat temu ktoś w Europie nawoływał do zabijania niewinnych ludzi, zostałby potraktowany jak chory psychicznie albo jak przestępca. Tymczasem obecnie niektóre partie polityczne i dominujące media, a nawet niektórzy lekarze nawołują do legalizacji aborcji czy eutanazji, czyli do zabijania niewinnych ludzi i jest to uznawane za wyraz ... postępu oraz praw człowieka! Tego typu diametralna przemiana postaw w kierunku barbarzyństwa nie byłaby możliwa bez stworzenia koalicji przeciwników ludzkiego życia, która posługuje się manipulacją i negowaniem oczywistych faktów po to, by wypaczać świadomość oraz zagłuszać sumienia całych grup społecznych.

Podstawą działania koalicji przeciw życiu jest kłamstwo. Przeciwnicy życia dopuszczają się najgroźniejszego z możliwych kłamstw, czyli kłamstwa antropologicznego. Polega ono na uznawaniu za człowieka tylko niektórych ludzi i na odmawianiu statusu człowieka wszystkim innym. Przeciwnicy życia twierdzą, że w niektórych fazach rozwoju człowiek nie jest... człowiekiem! Takie kłamstwo to nie tylko negowanie zdrowego rozsądku, ale także naukowego dorobku współczesnej medycyny oraz psychologii rozwojowej. Obie te nauki jednoznacznie ukazują ciągłość rozwoju człowieka — od poczęcia i fazy prenatalnej poprzez wszystkie kolejne fazy istnienia. Każdy student medycyny wie, że od momentu połączenia plemnika z komórką jajową mamy do czynienia z żywym, rozwijającym się, oddzielnym organizmem człowieka, który ma niepowtarzalne DNA oraz własną grupę krwi. Mimo to przeciwnicy życia twierdzą, że w niektórych fazach rozwoju człowiek nie jest człowiekiem czy że w pierwszych tygodniach istnienia jest jedynie „zlepkiem komórek”. Tego typu termin w ogóle nie istnieje w biologii ani medycynie. Gdyby obrońcy życia głosili powyższe niedorzeczności, natychmiast zostaliby poddani miażdżącej krytyce ze strony profesorów wyższych uczelni, lekarzy i mediów, które przecież deklarują, że nie stoją po stronie żadnej ideologii lecz że opisują rzeczywistość i uznają ustalenia nauki. Gdy jednak powyższe absurdy głoszą ci, którzy walczą z życiem, milkną zarówno naukowcy, jak i dominujące media.

Istotnym elementem koalicji przeciw życiu są kłamstwa związane z seksualnością i antykoncepcją. Celem manipulacji w tej dziedzinie jest odrywanie współżycia seksualnego od miłości i płodności po to, by kobieta i mężczyzna nie marzyli o potomstwie oraz by tworzyli pary bezpłodne. Kłamstwo w tej dziedzinie przybiera tak absurdalne rozmiary, że niektórzy lekarze twierdzą, iż przejawem zdrowia reprodukcyjnego jest... pozbawianie się płodności. „Zapominają” o tym, że niepłodność znajduje się na liście chorób WHO. Przejawem manipulacji, a także rezygnacji z państwa prawa jest fakt, że ani policja, ani prokuratorzy nie ścigają tych lekarzy, którzy wypisują recepty na środki wczesnoporonne, ani farmaceutów, którzy takie środki sprzedają. Jest to przecież współudział w aborcji na życzenie, a ta jest w Polsce zakazana prawem! Kolejne kłamstwo to twierdzenie, że antykoncepcja hormonalna nie niszczy zdrowia kobiet, mimo że o niszczących skutkach piszą w dołączonych ulotkach sami producenci tych zbędnych dla organizmu hormonów. Równie absurdalne kłamstwo to twierdzenie, że środki antykoncepcyjne są... lekiem. Takie twierdzenie byłoby uzasadnione wtedy, gdyby płodność była chorobą. Pierwszymi ofiarami zmowy przeciw życiu nie są dzieci, lecz kobiety, które stosują antykoncepcję i które płacą za to własnym zdrowiem.

Zmowa przeciw życiu obejmuje również kłamstwa na temat aborcji. Nie chodzi tylko o wspomniane już kłamstwo, jakoby w fazie rozwoju prenatalnego dziecko nie było jeszcze człowiekiem. Takie kłamstwo przestaje być obecnie potrzebne, gdyż są już takie państwa, które dopuszczają aborcję poprzez poród, czyli w sytuacji, w której nie da się kłamać, że to nie człowiek. Pojawiają się kolejne kłamstwa aborcyjne, na przykład twierdzenie, iż jest to „prawo” kobiety oraz „bezpieczny” dla jej zdrowia zabieg. Tymczasem nikt nie ma prawa do zabijania niewinnych ludzi. Zdrowym procesem jest poród, a nie chirurgiczne odrywanie dziecka od organizmu matki. Zwolennicy aborcji ukrywają nie tylko psychiczne, moralne i społeczne skutki aborcji, ale nawet skutki zdrowotne dla matki zabijanego dziecka. Ukrywają też fakt, że najczęściej na aborcję decydują się te kobiety, które stosują antykoncepcję, a nie te, które dążą do odpowiedzialnego rodzicielstwa w oparciu o znajomość naturalnego cyklu płodności i panowanie nad popędem.

Szczególnie okrutnym kłamstwem aborcyjnym jest twierdzenie, że za życie poczętego dziecka odpowiada wyłącznie matka. W rzeczywistości w równym stopniu za los dziecka odpowiedzialny jest ojciec. Nawet gdyby matka zgłosiła się do lekarza, który dokonuje aborcji i poleciła mu zabić jej dziecko, to ojciec tegoż dziecka powinien być przy niej i wyjaśnić lekarzowi, że żaden sąd nie pozbawił go praw rodzicielskich i że nie pozwoli zrobić krzywdy swemu synowi czy córce. Jeśli pomimo tego lekarz podejmie czynności prowadzące do zabicia dziecka, to — po wyczerpaniu innych możliwości — ojciec ma prawo do obrony koniecznej dziecka aż do zabicia napastnika włącznie. Przeciwnicy życia udają, że nie istnieje ktoś taki, jak ojciec dziecka.

Kolejna grupa kłamstw przeciwników życia związana jest z ukrywaniem prawdy o procedurze in vitro. Ta procedura oznacza, że lekarz przypisuje sobie władzę decydowania o tym, którym z poczętych dzieci da szansę na rozwój, a które skaże na zamrożenie i prawdopodobną śmierć. W przypadku doprowadzenia pacjentki do ciąży mnogiej, w wielu przypadkach lekarz przypisuje sobie prawo do dokonania selektywnej aborcji w obliczu ciąży mnogiej, którą sam sprowokował i która może zagrażać życiu matki i poczętych dzieci. Przeciwnicy życia usiłują za wszelką cenę ukryć fakt, że in vitro to technika, która polega na przekazywaniu życia niewielu dzieciom za cenę zabijania wielu innych. A także za cenę upokarzania rodziców i hormonalnej hiperstymulacji kobiety, ze wszystkimi negatywnymi — dla zdrowia i dla psychiki — konsekwencjami przyjmowania zbędnych dla organizmu hormonów.

Radykalnym krokiem w szerzeniu cywilizacji śmierci jest eutanazja. W tym przypadku przeciwnicy życia nie są już w stanie ukryć, że chodzi o zabijanie niewinnego człowieka. Ich manipulacje polegają na wmawianiu ludziom młodym i zdrowym, że choroba albo podeszły wiek ich rodziców czy innych bliskich należy traktować jak winę, za którą można człowieka legalnie skazać na śmierć. Nawoływanie do eutanazji nie wynika ze współczucia wobec cierpiących czy starszych, lecz jest konsekwencją nawoływania do aborcji. Im mniej rodzi się dzieci, tym mniej osób chorych czy starszych społeczeństwo jest w stanie otoczyć opieką i wypłacać im emerytury.

Przewrotność przeciwników życia przejawia się w ich oburzeniu na dręczenie zwierząt, przy jednoczesnym kpieniu sobie z tych, którzy sprzeciwiają się śmiertelnemu dręczeniu ludzi. Koalicjanci na rzecz śmierci oburzają się na tych, którzy nie szanują życia zwierząt, ale nasyłają „nieznanych sprawców” po to, by niszczyli wystawy uwrażliwiające społeczeństwo na dręczenie dzieci w fazie rozwoju prenatalnego. Uczenie wybiórczej wrażliwości — większej w odniesieniu do zwierząt niż do ludzi! — to przejaw wyjątkowej podłości przeciwników życia. Dominują w tym ateistyczni humaniści oraz partie lewicowe, które od dziesięcioleci mają w swoich programach pozwolenie na legalne zabijanie jakiejś grupy obywateli. Przejawem cywilizacji śmierci jest to, że prawo chroni bardziej katów niż ich ofiary. Gdyby Unia Europejska uznała dzieci w fazie rozwoju prenatalnego za morderców, to by zakazała aborcji, a gdyby uznała je za aktywistów gejowskich, to by im przyznała przywileje. W Unii Europejskiej nie wolno bowiem zabijać tych, którzy zabijają innych, a największe przywileje otrzymują ci, którzy tworzą pary niepłodne i nie przekazują życia.

Koalicja wielu środowisk przeciw życiu nie jest zjawiskiem przypadkowym. To konsekwencja demoralizacji, hedonizmu i konsumpcjonizmu. Człowiek, który nie kocha, staje się śmiertelnym zagrożeniem dla siebie i innych ludzi. Kłamstwo wiąże się z egoizmem. Koalicję przeciw życiu tworzą kłamcy i demoralizatorzy, którzy mają w tym swój doraźny interes: finansowy i/lub polityczny. W koalicji na rzecz zabijania niewinnych ludzi są producenci i sprzedawcy antykoncepcji, którzy na truciznach zarabiają więcej niż przemysł farmakologiczny zarabia na lekach. W koalicji tej są ci lekarze, którzy zarabiają na aborcji czy na in vitro, a także ich medialni sprzymierzeńcy. Przedstawicielami cywilizacji śmierci są egoiści, którzy szukają wygody życia nawet za cenę zabicia własnych, nienarodzonych dzieci czy własnych, potrzebujących opieki rodziców. Egoiści dostosowują myślenie do postępowania i manipulują własną świadomością. Obecnie oszukiwanie samego siebie jest łatwiejsze niż kiedykolwiek przedtem, gdyż w ponowoczesności myślenie nie ma już funkcji poznawczej i racjonalnej, lecz jedynie funkcję estetyczną i emocjonalną: ma być „poprawne” politycznie i poprawiać nastrój.

Życia człowieka nie ochroni ani medycyna, ani demokracja, ani tolerancja. Nie ochroni go nic poza miłością. Walka z życiem najsłabszych - do katastrofy demograficznej włącznie - będzie trwała dopóty, dopóki znowu nie zaczniemy wychowywać kobiet i mężczyzn podobnych do Maryi i św. Jozefa, czyli takich, którzy w każdej sytuacji z miłością przyjmą i z miłości ochronią swoje dzieci: przed przemysłem antykoncepcyjnym, przed zbrodniczymi lekarzami, przed politykami, którzy pozwalają na legalne zabijanie bezbronnych obywateli. Na początku historii Bóg powiedział: „Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście” (Pwt 30,15). Kto nie broni życia, ten nie idzie drogą błogosławieństwa, gdyż błogosławieństwo i życie są ze sobą tak nierozerwalnie związane, jak miłość i prawda.

Tekst, otrzymany od Autora, ukazał się w: Głos dla Życia, nr 3/2011, s. 16-17
.................................


                                Odpust na Jasnej Górze - homilia abp. Michalika
Jasna Góra, 28.08.2011

O potrzebie odważnych i odpowiedzialnych chrześcijan uczestniczących we wszystkich sferach życia publicznego Czytaj i słuchaj więcej w mówił na Jasnej Górze abp Józef Michalik. Z udziałem ponad 50 tys. wiernych w sanktuarium odbyły się główne uroczystości ku czci Matki Bożej Częstochowskiej. Tegoroczne święto jest ogólnopolskim dziękczynieniem za beatyfikację Jana Pawła II.

Przewodniczący episkopatu Polski podczas sumy odpustowej porównał Kościół do domu, w którym każdy, nawet marnotrawny syn, ma swoje miejsce, ale o który każdy domownik ma obowiązek dbać i który każdy musi aktywnie budować. Przypomniał, że Kościół to każdy ochrzczony. Zdaniem abp. Michalika tym, co najbardziej zagraża Kościołowi i Polsce, jest dziś bierność i podział wewnętrzny: „Potrzeba odważnych i odpowiedzialnych chrześcijan uczestniczących we wszystkich sektorach życia społecznego i narodowego, nie lękających się przeszkód i przeciwności. Trzeba chrześcijan, którzy od razu zwrócą uwagę na sprofanowaną Biblię dartą na jakimś festiwalu”.

Posłuchaj homilii abp. Józefa Michalika na Jasnej Górze


Abp Michalik podkreślił, że aktywność dotyczy wszystkich, a oczekiwania, że Kościół na czas kampanii wyborczej stanie się „wielkim milczącym” są nieuzasadnione, bo niezgodne z jego nauką społeczną: „Prawdziwe, twórcze działanie Kościoła, to jest odwaga chrześcijańskiego myślenia i stawiania tych wymagań tym, których obdarzymy zaufaniem oraz rozliczania ich potem i jednocześnie pomagania dobrym”.

Kaznodzieja przypomniał, że miłość do Kościoła i Polski mierzy się nie słowem, ale czynem.

Pielgrzymi wraz z episkopatem dziękują dziś za „brylant polskiej ziemi” – Jana Pawła II, jasnogórskiego pielgrzyma, Papieża zawierzenia. Uroczystości potrwają do późnego wieczora.

I. Tyras, Jasna Góra

(Serwis informacyjny Przewodniczącego KEP)

Copyright © by Fundacja Opoka

http://www.opoka.org.pl/aktualnosci/news.php?id=39058&s=opoka





Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Sierpień 29, 2011, 09:24:09
Cytuj
Nawet gdyby matka zgłosiła się do lekarza, który dokonuje aborcji i poleciła mu zabić jej dziecko, to ojciec tegoż dziecka powinien być przy niej i wyjaśnić lekarzowi, że żaden sąd nie pozbawił go praw rodzicielskich i że nie pozwoli zrobić krzywdy swemu synowi czy córce. Jeśli pomimo tego lekarz podejmie czynności prowadzące do zabicia dziecka, to — po wyczerpaniu innych możliwości — ojciec ma prawo do obrony koniecznej dziecka aż do zabicia napastnika włącznie.
Zbicia lekarza ? Oraz matki ? a co z dzieckiem nie narodzonym ? Bo to raczej trudno byłoby zrobić - zabić matkę, nie zabijając dziecka w jej łonie. No, ale to katolicka logika, a u nich cuda są możliwe. Wystarczy zresztą potraktować kobietę jak worek na ciążę, niech urodzi, a wyrok wykonać zaraz po.
Miłujący nienarodzone  życie są zdolni do zabijania życia narodzonego.

Nie polemizuję z argumentami na obronę życia poczętego, które mają tu jakieś swoje emocjonalne i ludzkie uzasadnienie i w sumie też jestem za ochroną życia, ale to, do czego posuwają się radykalni obrońcy swoich idei jest jakąś karykaturą. To myślenie w stylu wypraw krzyżowych, taka dziwna, katolicka mentalność.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 29, 2011, 20:38:20

Alina Petrowa-Wasilewicz | EKAI | 29 Sierpień 2011 | Komentarze (2)

                          Nadgorliwość ks. Natanka

Gdyby więcej księży angażowało się w pracę kapłańską tak gorliwie, jak ks. Natanek, wiele naszych parafii wyglądałoby inaczej. Sedno problemu polega jednak na tym, że stawia się ponad władzą kościelną i samowolnie przywłaszcza sobie coś, do czego nie ma prawa.
Stwierdza w rozmowie z KAI jezuita o. Józef Augustyn. W wywiadzie mówi on o wnioskach, jakie powinni wyciągnąć z tego zdarzenia wszyscy katolicy, a szczególnie ich duszpasterze.

Alina Petrowa-Wasilewicz: Od kilku miesięcy wokół ks. Piotra Natanka, suspendowanego księdza, gromadzi się grupa zwolenników. To zjawisko jest wyzwaniem dla całej wspólnoty wiernych, ujawnia też nasze braki, grzechy i deficyty.

Dołącz do nas na Facebooku

O. Józef Augustyn SJ: Pojedyncze sytuacje nie tyle ujawniają, ile raczej dają okazję do refleksji nad stylem kapłańskiego posługiwania. Jak Kościół nie należy do papieża, a diecezja do biskupa, tak wierni nie należą do księdza, którym on posługuje. Ks. Natanek zawłaszcza ludzi, którzy mu zaufali. Sam mianuje się ich pasterzem. Naszym kapłańskim grzechem bywa właśnie swoiste zawłaszczanie: kościelnych posług, rzeczy, pieniędzy, a nawet ludzi i traktowanie ich jakby byli naszą własnością. Szukamy nierzadko dla siebie lepszych funkcji, miejsc, czy stanowisk.

Kard. Carlo Martini powiedział kiedyś nieco prowokacyjnie, że w Kościele istnieje tylko jedna droga: droga awansu. Kapłaństwo nie może być miejscem autokracji i samorealizacji. Benedykt XVI zauważył, że jeżeli kapłaństwo jest wywyższeniem, jest to wywyższenie na krzyż. Kiedy funkcja kapłańska jest ważniejsza od prostej ludzkiej uczciwości czy też więzi z Chrystusem, mamy do czynienia ze swoistą idolatrią i nadużyciem.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Jakie potrzeby zaspakaja tego typu „charyzmatyczny” duszpasterz? Ma łagodzić strach (w jego przekazie są mocne akcenty związane z końcem świata), jest odwołaniem się do emocji, budowaniem tożsamości grupy dzięki symbolom - używania określonych obrazów, zwolennicy nakładają czerwone płaszcze i powołują na objawienia prywatne, itd.

Nie robiłbym ks. Natankowi zarzutów z wymienionych w pytaniu spraw. Każdą z nich można jakoś obronić. Powiedziałbym nawet więcej, że doskonale wykorzystuje on pewne braki duszpasterskiego posługiwania wielu księży. Zbiera niektóre „popularne tematy” i podaje je ludziom. Oni widzą, że na czymś mu zależy, że jest bardzo zaangażowany. Z jednej strony wiele od ludzi wymaga w zakresie moralnych postaw, ale z drugiej dostosowuje się też do nich. Gdy chcą słuchać o końcu świata, to im o nim mówi. Jezus też mówił przecież o końcu świata. Kazania ks. Natanka są bardzo emocjonalne, bo to ludzi dotyka, porusza. A ponieważ wierni lubią uroczyste liturgie, więc posługuje się bogatymi symbolami. Gesty, obrazy, stroje liturgiczne, są przecież ważne. Nawet powoływanie się na prywatne objawienia też można uratować. Lourdes, Fatima, La Salette są przecież oparte na prywatnych objawieniach.

Proszę nie gorszyć się tym, co powiem: gdyby więcej księży angażowało się w pracę kapłańską tak gorliwie, jak ks. Natanek, wiele naszych parafii wyglądałoby inaczej. Sedno całego problemu polega jednak na tym, że sam stawia się ponad władzą kościelną i samowolnie przywłaszcza sobie coś, do czego nie ma prawa. Biblia mówi, że lepsze jest posłuszeństwo od ofiary, a uległość od tłuszczu baranów (por. 1 Sm 15, 22). Osobista gorliwość duszpasterska nie usprawiedliwi przecież buntu przeciw swemu biskupowi.

Przyznam się, że niektóre wypowiedzi ks. Natanka wręcz mnie przerażają. Po suspensie biskupa ludziom otwarcie powiedział, że to, co robi, jest z punktu widzenia kanonicznego niegodziwe. Mówi też, że nie on jeden jednak tak się zachowuje. Wielu innych księży sprawuje swoje funkcje niegodziwie, w grzechu, jak na przykład ci, którzy żyją w konkubinacie. Uprzedzał przy tym ludzi, by – jeżeli sobie tego nie życzą – nie przyjmowali komunii z jego ręki i nie łamali swoich sumień. Ile w postawie ks. Natanka zagubienia psychicznego, a ile moralnego uporu i grzechu – to może rozsądzić tylko sam Pan Bóg. Nie nasza to sprawa. A ponieważ przyrzekał posłuszeństwo biskupowi, ten ma prawo go upominać i wzywać do zmiany postawy.

Jaki deficyt w formacji katolików ujawnia się w osobach gromadzących się wokół suspendowanego? Dla nich nie ma znaczenia, że został on suspendowany, że nie jest w łączności z biskupem, czyli z Kościołem, że jest nieposłuszny. Umyka im podstawowy, „kościołotwórczy” warunek. Brak wiedzy, lekceważenie autorytetów, skrajny subiektywizm?

U ludzi, którzy idą za ks. Natankiem, nie dopatrywałbym się złej woli czy nawet lekceważenia Kościoła. Gdy powstaje ostry konflikt w parafii pomiędzy proboszczem a wikarym, ludzie też się dzielą. Kiedy kilka miesięcy temu w mediach mówiło się o podziałach w Kościele polskim, wielu krzyczało, że nie ma żadnych podziałów. A dlaczego miałaby istnieć idealna jedność i harmonia w polskim Kościele, skoro już w Kościele pierwotnym istniały podziały między Apostołami: Piotrem a Pawłem, Pawłem a Barnabą, by przywołać najbardziej znane. Cóż w tym dziwnego, że istnieją między nami jakieś podziały? Pytanie, czy w naszych podziałach zachowujemy się uczciwie i z szacunkiem do ludzi patrzących inaczej.

W przypadku wiernych idących za ks. Natankiem niewiedza i subiektywizm mogą odgrywać bardzo ważną rolę. Ludzie, jak się zdaje, nie są do końca świadomi powagi sytuacji, jakie stwarza „ich duszpasterz”. Mogą problem nieco lekceważyć: cóż, że ksiądz pokłócił się z biskupem? Mało to mamy kłótni. Ale to nie jest zwyczajna kłótnia, podział; to może być początek rozłamu. Mimo wszystko może niepokoić nas fakt, że ks. Natanek porównuje się do ekskomunikowanego abpa Marcela Lefebvre’a oraz wyświęconych przez niego biskupów. Czyżby świadomie dążył do schizmy?

Nie oskarżałbym jednak ludzi, ale usiłował ich zrozumieć. Trzeba by też z nimi rozmawiać, aby móc coś powiedzieć o ich motywacji. Tym większa więc odpowiedzialność i wina księży, kiedy tę niewiedzę ludzi wykorzystują mącąc im w głowach.
Ks. Natanek mówi masę nielogicznych, sprzecznych z katechizmem rzeczy i nikogo to nie niepokoi. Co dzieje się z naszą formacją katolicką?

W wypadku ks. Natanka mamy najpierw – jak sądzę – opór wobec kościelnej władzy, a potem dopiero „niepoprawności teologiczne”. Może i niejeden ksiądz mówi rzeczy sprzeczne z katechizmem. Kiedy ksiądz zdradza swoje sympatie polityczne na ambonie, czy nie mówi rzeczy sprzecznych z nauczaniem Kościoła? Jestem pełen podziwu dla wiernych, którzy tak cierpliwie słuchają nieraz naszych – jakże niedoskonałych – kazań. To wyraz ich wiary. A jeżeli ktoś, odchodząc od konfesjonału, czuje się upokorzony, to czy usłyszał tam dobrą nowinę? Brak wyczucia i delikatności w konfesjonale to jeden z większych naszych grzechów. Co jest z naszą formacją katolicką? – pyta pani. To ważne pytanie. Ale nie potrzeba skandalu wywołanego przez ks. Natanka, by je sobie postawić. W całej posłudze i nauczaniu ks. Natanka zaczyna dominować jakaś samowola.

Czy widzi Ojciec jakieś analogie lub podobieństwa z innymi zjawiskami z przeszłości Kościoła?

Historyk Kościoła, który dobrze zna analogiczne sytuacje z przeszłości oraz sprawę ks. Natanka, pewnie mógłby dopatrzyć się podobieństw. Byłbym bardzo ostrożny w prognozowaniu przyszłości tego, co dzieje się wokół niego. Kierując się bardziej intuicją niż szczegółową analizą sytuacji, byłbym skłonny twierdzić, że cały ruch wokół ks. Natanka wygaśnie z czasem w sposób naturalny. Kto dziś pamięta o „objawieniach” w Oławie i o co tam chodziło? A przecież zjeżdżali tam ludzie z całej Polski. Sądzę, że gdyby nie internet, ks. Natanek by nie zaistniał. W jednym kazaniu chwali się wiernym, że danego dnia miał dziesięć tysięcy wejść na swoją stronę internetową. Było to w dniach największego nagłośnienia jego wypowiedzenia posłuszeństwa biskupowi. Cóż to jest w internecie dziesięć tysięcy?

Jak powinni na to zjawisko reagować świeccy oraz duszpasterze? Czy przez taki „dopust” Pan Bóg coś chce nam powiedzieć, czy jest to wyzwanie dla świeckich i duszpasterzy?

Winniśmy reagować bardzo pokornie, w duchu prawdy, z wiarą, z szacunkiem, miłością i współczuciem dla ks. Natanka i ludzi, którzy zostali przy nim. Nie wiem, co Pan Bóg chce nam powiedzieć, ale z pewnością winniśmy potraktować tę sytuację jako wyzwanie. Dlaczego ludzie idą za zbuntowanym księdzem? To jest – w moim odczuciu – bardzo ważne pytanie dla nas, księży. Z kim my ich najpierw wiążemy: z sobą, z hierarchią, ze strukturami kościelnymi czy też z Jezusem? Wszystko, co nie prowadzi w Kościele do Jezusa, zwodzi ludzi, okłamuje ich i staje się przeszkodą w ich zbawieniu. W Kościele wszystko i wszyscy mają służyć wyłącznie Jezusowi. Inne ważne pytanie: o co nam chodzi, osobiście, gdy pracujemy z ludźmi i dla ludzi? Czego my oczekujemy od ludzi? Jaka jest bezinteresowność naszej posługi?

Sprawę ks. Natanka trzeba też potraktować z najwyższym spokojem i cierpliwością. Im więcej będzie krytyki, rozdzierania szat, potępiania, tym sprawa może dłużej się ciągnąć. Za buntem ks. Natanka przeciw jego biskupowi jest też jego osobisty dramat, jego cierpienie. W swojej nieco ekshibicjonistycznej szczerości wcale tego nie ukrywa. Po ogłoszeniu suspensy skarżył się do ludzi: „Zabrano mi wszystko”. Rzecz w tym, że w Kościele my nie mamy nic na własność. I tak, gdy przychodzi wiek emerytalny, władza kościelna pozbawia funkcji i stanowisk nie tylko księży, ale i biskupów, choć niejeden byłby w stanie jeszcze długo posługiwać. I choć zachowanie ks. Natanka nas dotyka, to jednak nie daje nam prawa do jakiegokolwiek lekceważenia jego bólu. A kiedy ks. Natanek wypomina nam nasze kościelne grzechy i słabości, nie należy z tym polemizować, ale brać sobie to do serca.

http://religia.onet.pl/wywiady,8/nadgorliwosc-ks-natanka,5108,page1.html
.........................

Cassandra Spratling | Los Angeles Times | 29 Sierpień 2011 | Komentarze (2)
 
                                  Wiara czyni cuda

Jeszcze niedawno medycynę i religię oddzielała wyraźna granica. Lekarz leczył ciało, a duchowny zajmował się duszą. Dziś mamy coraz więcej dowodów na to, że wiara i duchowość wspomagają proces powrotu do zdrowia.
Co środę ponad 250 osób uczestniczy w mszy świętej w intencji chorych w Solanus Casey Center w Detroit. Modlą się o uzdrowienie siebie lub kogoś ze swoich bliskich. Ostatnio wśród wiernych zgromadzonych w ośrodku była 28-letnia Katie Valenti z Plymouth w stanie Michigan. W styczniu u Valenti zdiagnozowano drugie stadium raka piersi. Przeszła już dwie operacje i osiem cykli chemioterapii, a w sierpniu czeka ją jeszcze radioterapia. Wiara zawsze była ważna dla rodziny Valenti, ale nowotwór dał im jeszcze jeden powód, by się modlić.

Dzięki coraz szerszym badaniom i rosnącej liczbie lekarzy, dla których wiara jest integralną częścią praktyki, religia i medycyna wyciągają do siebie ręce nie tylko w szpitalnej kaplicy. – Istnieje wiele dowodów naukowych potwierdzających, że modlitwa, wiara i ogólnie duchowość pozytywnie wpływają na proces powrotu do zdrowia – mówi dr Michael Seidman, dyrektor medyczny ośrodka Center for Complementary and Integrative Medicine. – Nie ma znaczenia w co wierzysz, ważne, że w ogóle wierzysz.

Dołącz do nas na Facebooku

Seidman, który jest też chirurgiem dodaje, że nie raz po uzyskaniu zgody rodziny modlił się z pacjentami przed operacją. – Zawsze pytam, czy mogę dołączyć – mówi. – Jestem z nimi, by dodawać im otuchy, by nawiązać więź. Pokazuję, że ja też wierzę i że religia jest dla mnie ważna. To na pewno nie szkodzi, a jeśli ludzie wierzą, że im pomoże, to taka wiara wspomaga proces powrotu do zdrowia.

– Modlitwa daje odwagę do walki – twierdzi Katie Valenti. – Gdy usłyszałam diagnozę, przeżywałam trudne chwile. Mama namawiała mnie: „Podziel się z Nim swoimi niepokojami, strachem, zmartwieniami, bólem i powiedz: Dziś nie umiem sobie z tym poradzić, ale wiem, że Ty możesz”. Robiłam jak radziła i czułam się lepiej, jakoś przeżywałam każdy kolejny dzień. Dziś modlę się i dziękuję Bogu za to, że jeszcze tu jestem.

Nie tylko wiara wchodzi do szpitali, ale i szpitale zaczynają zaglądać do domów modlitwy. W 2009 roku system opieki zdrowotnej Henry Ford Health System rozpoczął wdrażanie programu, którego celem było zredukowanie dysproporcji w dostępie do opieki medycznej wśród społeczności afroamerykańskiej. W czterech kościołach otwarto punkty informacyjne, gdzie parafianie mogą uzyskać odpowiedzi i wskazówki związane z rozmaitymi problemami zdrowotnymi: jak otyłość, cukrzyca, wysokie ciśnienie, choroby serca, czy HIV. Do końca roku w Detroit powstanie jeszcze sześć takich punktów.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Autorem programu jest Wilma Ruffin, menadżer programów badawczych w Henry Ford Health System, która otwarcie przyznaje, że swoje życie zawdzięcza modlitwie. Krewni mówili jej, że gdy się urodziła, nie oddychała. Lekarz od razu stwierdził zgon i zakrył jej ciało. Gdy ciotka, babka i położna zaczęły się modlić, Ruffin nagle odzyskała oddech. Lekarz ostrzegł wówczas rodziców, że dziecko będzie mieć uszkodzenie mózgu. A jednak nie miała. – Uratowała mnie modlitwa – przekonuje 60-letnia Ruffin.
Z badania przeprowadzonego w tym roku przez Uniwersytet Stanowy w Wayne wynika, że u pacjentów z urazowym uszkodzeniem mózgu, którzy czują bliskość i opiekę istoty wyższej, rehabilitacja przynosi lepsze efekty. Wyniki obserwacji 88 pacjentów Instytutu Rehabilitacji w Detroit opublikowano w lutowym numerze czasopisma „Rehabilitation Psychology”.

– Poczucie łączności z istotą wyższą ma pozytywny wpływ na samopoczucie pacjentów i ich funkcje życiowe. Chorzy nie tylko czuli się lepiej, badanie dowiodło, że lepiej funkcjonowali i lepiej radzili sobie z codziennymi czynnościami – mówi neuropsycholog Brigid Waldron-Perrine, która kierowała badaniami.

Za pomocą odpowiednich kwestionariuszy zespół badaczy oszacował poziom zaangażowania w praktyki duchowe, wierzenia, a także samopoczucie fizyczne i psychiczne pacjentów. Uczestnicy eksperymentu i ich bliscy udzielili też informacji o tym, jak pacjenci radzą sobie z codziennymi obowiązkami w rodzaju zarządzania własnym budżetem czy życiem społecznym. – Poczucie łączności z siłą wyższą zwykle wiązało się z pozytywnym efektem rehabilitacji – mówi Waldron-Perrine.

Dzięki grantowi uzyskanemu od Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorób, Jane Teas z Uniwersytetu Południowej Karoliny mogła przeprowadzić wywiad lekarski ze 135 osobami wierzącymi, że zostały uzdrowione przez Boga. Wyniki badań, które opublikowała w ubiegłym roku, ukazały się też w formie książki „Faith Heals: Stories of God's Love”.

"Te historie to świadectwo wyższej obecności i mocy Boga, ale nie jako biernej siły czy istoty siedzącej samotnie na tronie niebieskim. Bóg z tych opowieści to istota aktywna, dzięki której rany i choroby przemieniają się w zdrowie, dobre samopoczucie, radość; ten Bóg zsyła wizje, sny, szepcze do serc" - pisze we wstępie autorka.

– Nie namawiamy, by pacjenci wyrzucali leki – zapewniała Teas w wywiadzie. – Mówimy tylko, że wierze towarzyszy jakaś moc. Nie mogę powiedzieć, że to coś nierealnego. W naszym świecie jest siła, o której wiemy zbyt mało, by ją odrzucić.

67-letni Greg Jonesku z Novi w stanie Michigan jest w okresie remisji po dwóch atakach raka prostaty, cierpi też na chorobę serca. Około pięć lat temu zaczął się udzielać w swoim kościele. Jonesku twierdzi, że dzięki wierze i modlitwie odzyskał przynajmniej zdrowie emocjonalne. – Mam lepsze podejście do życia – mówi. – Jestem bardziej zrelaksowany, pogodzony. Nie denerwuję się jak dawniej. To chyba efekt tego, że uświadomiłem sobie, iż tak naprawdę nie mam kontroli nad moim życiem, ale istnieje ktoś, kto je kontroluje. Chcę być blisko tego kogoś.

Wielu wierzących nie potrzebuje żadnych zapewnień naukowych czy medycznych, by wierzyć. – Gdyby można to udowodnić, nie byłaby to wiara – mówi wielebny Larry Webber z Solanus Casey Center w Detroit, który raz w tygodniu odprawia mszę w intencji chorych. Duchowny zapewnia, że mogą w niej uczestniczyć wyznawcy wszystkich religii, którzy potrzebują takiej pomocy.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/wiara-czyni-cuda,5106,page1.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Sierpień 30, 2011, 13:34:13
Cytuj
Jestem bardziej zrelaksowany, pogodzony. Nie denerwuję się jak dawniej. To chyba efekt tego, że uświadomiłem sobie, iż tak naprawdę nie mam kontroli nad moim życiem, ale istnieje ktoś, kto je kontroluje. Chcę być blisko tego kogoś.
HA, a jeśli tym kimś kto kontroluje życie jest świadomość jako Wyższe Ja ? Bo tak to wygląda z mojego punktu widzenia
Czyli tak na prawdę to też my, już bliżej się nie da być z "tym kimś" ;)

Cytuj
Wielu wierzących nie potrzebuje żadnych zapewnień naukowych czy medycznych, by wierzyć. – Gdyby można to udowodnić, nie byłaby to wiara – mówi wielebny Larry Webber z Solanus Casey Center w Detroit, który raz w tygodniu odprawia mszę w intencji chorych

Tak, wtedy byłaby to wiedza. Do czegóż byłby zatem potrzebny wielebny ?
Zagadką dla mnie jest to, czemu ludzie odrzucają wiedzę na rzecz wiary?


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Kiara Sierpień 30, 2011, 13:47:34
"
Zagadką dla mnie jest to, czemu ludzie odrzucają wiedzę na rzecz wiary?"

east.

Bo przez wieki uczono ich nie wierzyć sobie a innym , którzy wiedzą więcej i lepiej od nas samych.

Przez długie wieki blokowano nam w nas zaufanie do własnych odczuć na rzecz cudzych zdań na ten temat.
Efekt to współczesny człowiek , który wierzy tylko w słowo napisane i powiedziane przez innych, siebie swoją wiedzę degraduje.


Kiara :) :)


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: songo1970 Sierpień 30, 2011, 13:55:52

Zagadką dla mnie jest to, czemu ludzie odrzucają wiedzę na rzecz wiary?

a jeśli wiedza naukowców- to tylko wiara w swoje poglądy..?

"Odkodowywanie świata

 Kategorie: Astrologia, Astronomia, Broń, EZOTERYKA, KOSMOS, NAUKA, technologie
Tagi: astrologia, fizyka, grawitacja, Majowie, Maurice Cotterell, phaser gun, plamy na Słońcu, Star Trek, technologie

W 1989 r. naukowiec Maurice Cotterell, znalazł sposób na obliczenie czasu trwania przebiegunowania magnetycznego na Słońcu. Odkrycie to miało olbrzymie konsekwencje, bo pomogło złamać kod do zrozumienia starożytnych cywilizacji, w których centralną rolę pełniło Słońce. Odkrycie to pozwoliło mu zajrzeć nie tylko w naszą przeszłość, ale także i przyszłość. Maurice Cotterell napisał właśnie swoją najnowszą książkę pt. „Future Science” („Nauka przyszłości”), w której łączy ze sobą naukę z wierzeniami religijnymi udowadniając, że obie te domeny mogą funkcjonować obok siebie nie wykluczając się nawzajem.

Maurice Cotterell rozpoczął swoją edukację od Szkoły Morskiej, gdzie zdobył zawód radionawigatora. Pracował na statkach handlowych i podczas wykonywania czynności nawigacyjnych rozmyślał o rozmaitych dziedzinach życia, w których Słońce pełniło doniosłą rolę. Rozważał zasadność i doniosłość astrologii a także rolę, jaką odgrywają plamy na Słońcu, w jaki sposób się pojawiają, dlaczego starożytne cywilizacje jak np. Majów czy Egipcjan, oddawały cześć Słońcu itd.

Ok. 1986 r. pojął on znaczenie astrologii i zrozumiał w jaki sposób położenie planet wpływa na życie każdego człowieka. To zainspirowało go do dalszych badań. Przyszło mu to tym łatwiej, że funkcję radionawigatora na statku przejęły satelity i Cotterell stanął w obliczu zmiany zawodu. Skończył szkołę handlową i zarządzał finansami jednego z brytyjskich uniwersytetów. Mając do dyspozycji uniwersyteckie komputery postanowił obliczyć rachunek prawdopodobieństwa pojawiania się plam na Słońcu, dzięki czemu udało mu się stwierdzić, jakim cyklom są one podporządkowane.

Długotrwałe obliczenia wykazały, że cykl słoneczny trwa 187 lat i jest częścią dłuższego cyklu trwającego 18139 lat. Te dwa cykle okazały się być rezultatem krótszych cyklów trwających 11.49 roku. Plamy na Słońcu były obserwowane przez wszystkie starożytne cywilizacje.
Cykl powtarzający się co 11.49 roku mieszał się z innym cyklem, które połączone razem tworzyły cykl 187 letni a ten z kolei tworzył ten najdłuższy, ponad 18 tys. letni. Wnioskiem z tych obliczeń było to, że każdy z tych cyklów można było podzielić na podcykle trwające po 3742 lata czyli 1366040 dni. Liczba ta wkrótce okazała się być niezwykle ważna, gdy po wizycie w jednej z bibliotek, w książce na temat astronomii Majów, Cotterell odkrył, że w systemie religijnym tej cywilizacji dokładnie tą liczbę uznawano za liczbę świętą. Oczywiście wciąż czekało na odpowiedź pytanie w jaki sposób Majowie doszli do tej liczby bez użycia supernowoczesnych komputerów, które obliczały tą liczbę dla Cotterella przez wiele tygodni. To zdumiewające odkrycie spowodowało, że Cotterell postanowił przyjrzeć się bliżej kulturze Majów i wyjechał do Meksyku.

Rozumienie świata i praw nim rządzących prezentowane dziś przez Cotterella z pewnością nie zjednuje mu przyjaciół w środowisku naukowym. Akademicy nie są w stanie zaakceptować jego podejścia do nauki. Nadmiar odkryć i znalezienie odpowiedzi na wszystkie (!) pytania, jakie zadaje współczesna fizyka wprawiło świat naukowy w osłupienie. Cotterell zdefiniował jak działa grawitacja, pole magnetyczne, elektryczność na poziomie atomowym i wiele innych zagadnień naukowych. Typowy, ortodoksyjny fizyk, który całe swoje życie spędził na uczelni i nie był w stanie nawet zbliżyć się do odpowiedzi choćby na jedno z tych pytań z pewnością nie będzie traktował przyjaźnie osoby, która otwarcie mówi, że wszystkie te lata spędzone na uczelni i uzyskane na niej tytuły naukowe są oparte w całości na kolosalnym błędzie (!).

Cotterell jest też w stanie wykazać, w którym momencie współczesna nauka skręciła w ślepą uliczkę. Wszystko zaczęło się wraz ze złą interpretacją zjawisk fizycznych w latach 20-30 zeszłego wieku. Jednak aby naprawić ten błąd, nauka musiałaby przyznać się do błędu i cofnąć do momentu gdzie go popełniła, bo wszystko wskazuje na to, że błądzi ona już przez co najmniej 80 lat.

Trudno jednak wyobrazić sobie takie dobrowolne posunięcie ze strony naukowców, bo to wykazałoby, że ich „wiedza” z takim trudem zdobyta – jest niepotrzebna. Byłaby to także kompromitacją nauki, która brnąc w zaślepieniu przed siebie, nie zdołała odkryć jak bardzo błądzi. Zaślepienie nauki wynika z ignorowania dorobku człowieka z przeszłości i Cotterell był w stanie docenić to badając kultury Majów, Inków czy Egipcjan. Niczego sam nie odkrył a jedynie rozszyfrował to, co od dawna było odkryte.

Dla akademików jest to pułapka, bo gdyby nagle zechcieli zmienić swoje podejście do wiedzy szybko staliby się bezrobotni, bo ustałoby finansowanie uniwersytetów, gdyby okazało się, że wszystkie odpowiedzi na ważne pytania są znane i nie ma już czego odkrywać.

Pracując nad nową teorią grawitacji Cotterel znalazł także sposób w jaki można stworzyć fale grawitacyjne a także fale antygrawitacyjne. Zdał sobie wówczas sprawę, że fale antygrawitacyjne spowodują molekularną dezintegrację materii. Aby pojąć ten problem, należy zrozumieć w jaki sposób atomy łączą się ze sobą. Cotterell zauważył, że istnieją trzy rodzaje takich połączeń z czego dwa konwencjonalne i akceptowalne przez akademicką fizykę. Pierwsze z nich jest wiązaniem jonowym w którym dwa jony – pozytywny i negatywny przyciągają się nawzajem. Drugie jest wiązaniem kowalencyjnym w którym atomy posiadają wspólne elektrony. Trzecim wiązaniem jest wiązanie wodorowe, którego nikt tak naprawdę nie rozumie, bo jeśli atomy wodoru mają wspólny elektron, to nie będzie w wiązaniu innych elektronów, bo każdy atom wodoru ma tylko jeden elektron. Atom wodoru jest bardzo prostym atomem. Jest zbudowany z jednego ładunku pozytywnego i jednego negatywnego, nie może więc dzielić ze sobą elektronu bez rozbicia się na dwie części.


 Przez jakiś czas panowało w nauce przeświadczenie, że atomy wodoru łączą się ze sobą w jakiś inny sposób. Wg. Cotterela jest to pole grawitacyjne, które umożliwia połączenie się ze sobą atomów wodoru. Tak więc jeśli użyjemy antygrawitacji załamiemy molekularną strukturę w tych połączeniach. Jeśli użyjemy antygawitacji oświetlając nią wodę, molekularne połączenia, które trzymają atomy tlenu i wodoru razem ze sobą – po prostu się rozpadną. Woda zniknie i na jej miejscu powstanie wielka ilość tlenu i wodoru. W praktyce oznacza to możliwość nieograniczonej produkcji wodoru potrzebnego do napędu samochodów i produkcji energii a także jako produkt uboczny tlen, który doskonale wzbogaci naszą atmosferę. Jeśli jednak w tej wodzie będzie pływać ryba czy człowiek to także i on ulegnie dezintegracji. Taka reakcja może być wykorzystana do stworzenia broni znanej z filmów Star Trek.

Cotterell podejrzewa, że zaakceptowanie jego teorii wiązałoby się z powstaniem takiej broni i Rosjanie czy Chińczycy z pewnością nie mieliby oporów aby jej użyć. I jest to jedyny powód który w jakiś sposób tłumaczy niechęć nauki do tak oczywistych odkryć."
http://nowaatlantyda.com/2011/05/10/odkodowywanie-swiata/


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Sierpień 30, 2011, 14:11:22
@Kiara

Cytuj
Bo przez wieki uczono ich nie wierzyć sobie a innym , którzy wiedzą więcej i lepiej od nas samych.

Może i wiedzą więcej, ale o tym, jaka wiedza do mnie trafia a jaka nie przemawia to wiem ja sam najlepiej. I właśnie dlatego wiara bywa taka zwodnicza. Wierzy się tym, którzy mają lepszy marketing ;)

A serio, to modlitwa jest aktem wiedzy, nie wiary i dlatego pomaga.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 30, 2011, 21:11:04
                                Bogu niech będą dzięki

Jarosław Stróżyk | Przegląd Katolicki | 7 Czerwiec 2011 | Komentarze (0)

W niedzielę 5 czerwca obchodzony będzie już czwarty Dzień Dziękczynienia. To okazja, by przypomnieć sobie, jak wielkie znaczenie ma proste słowo „dziękuję”.
Budowa Świątyni Opatrzności Bożej, która powstaje na polach wilanowskich pod Warszawą, jest często w mediach przedstawiana jako niepotrzebna inwestycja, przykład megalomanii polskiego Kościoła. Krytykuje się ją za rozmach, z jakim została zaprojektowana, i olbrzymie koszty. W tej całej krytyce umyka gdzieś cel jej budowy i fakt, że stała się ona okazją do przypomnienia, jak ważne jest dziękowanie Bogu za wszystko, co mamy. – Ta budowa rzeczywiście nie miałaby sensu, gdyby nie wypełniała jej głęboka treść – mówi kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski. – Tą treścią jest dziękczynienie Bogu za naszą ojczyznę, za Kościół i za każde dobro, które nas spotyka – podkreśla.

Niewypełnione zobowiązanie

Skąd w ogóle wziął się pomysł postawienia takiej świątyni? Idea jej budowy sięga czasów króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Wzniesienie Świątyni Opatrzności Bożej uchwalili w 1791 r. posłowie Sejmu Czteroletniego jako wyraz wdzięczności za uchwalenie Konstytucji 3 maja. Na przeszkodzie powstania świątyni stanęła wojna z Rosją, a później rozbiory. Pomysł jednak nigdy nie umarł. Po odzyskaniu po ponad 120 latach niepodległości powrócono do idei budowy. Świątynia miała zostać wotum wdzięczności za odzyskanie wolności. Wybuch II wojny światowej, okupacja hitlerowska oraz dyktatura komunistyczna uniemożliwiły realizację budowy przez następne kilkadziesiąt lat. Z inicjatywą kolejnego powrotu do idei wzniesienia świątyni wystąpił prymas Polski Józef Glemp, który przypomniał o niewypełnionym zobowiązaniu narodu polskiego. W uchwale powziętej z okazji 200-lecia Konstytucji 3 maja Komisja Konstytucyjna Senatu RP potwierdziła aktualność złożonego niegdyś ślubu. 13 czerwca 1999 r. Ojciec Święty Jan Paweł II poświęcił kamień węgielny pod budowę świątyni. Budowa rozpoczęła się w 2003 r. Mimo różnych przeciwności losu prace na budowie postępowały. Efekt można oglądać dziś w Wilanowie. Świątynia stoi w stanie surowym. W lutym na jej kopule zamontowano krzyż. – Mam nadzieję, że na przełomie 2012 i 2013 r. świątynia w stanie półsurowym zostanie poświęcona. Na jej ostateczny wygląd przyjdzie nam zapewne poczekać jeszcze wiele lat, ale ważne, że kościół zacznie służyć wiernym – mówi kard. Nycz.

Nie tylko mury

Z jego inicjatywy powołano do życia Centrum Opatrzności Bożej. W ramach centrum powstaje nie tylko sama świątynia, ale też wiele innych instytucji. Już w tej chwili przy centrum działa Instytut Papieża Jana Pawła II, który gromadzi i kataloguje pamiątki związane z naszym wielkim rodakiem. W przyszłości powstanie także centrum wolontariatu oraz hospicjum. Biorąc pod uwagę, że sąsiadujące ze świątynią tereny są najszybciej w stolicy rozwijającą się dzielnicą mieszkaniową, w planach jest także otwarcie katolickiego przedszkola.

Centrum ma być także wielkim miejscem pamięci o tym, co w historii naszej ojczyzny ważne. W podziemiach świątyni został usytuowany Panteon Wielkich Polaków, czyli miejsce pochówku osób szczególnie zasłużonych w historii Polski i Kościoła. Do tej pory spoczęli tam m.in. znany poeta ks. Jan Twardowski, wieloletni kapelan Rodzin Katyńskich ks. prałat Zdzisław Peszkowski, pierwszy minister spraw zagranicznych III RP Krzysztof Skubiszewski oraz ostatni polski prezydent na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Niezwykle ważnym elementem centrum będzie też powstające muzeum dwóch wielkich Polaków: Jana Pawła II i prymasa Stefana Wyszyńskiego.

Dziękuje nie kłuje

Z Centrum Bożej Opatrzności związane jest także nowe święto ustanowione w polskim Kościele. To Dzień Dziękczynienia, który jest obchodzony zawsze w pierwszą niedzielę czerwca. Został ustanowiony w 2008 r. z inicjatywy kard. Nycza. – Mamy tyle spraw, za które powinniśmy dziękować, a tego nie robimy. Ten dzień jest po to, by o tym przypomnieć – mówił wówczas.
Pierwszy Dzień Dziękczynienia przeżywaliśmy 1 czerwca 2008 r. pod hasłem: „Dziękuje nie kłuje”. Główne obchody odbyły się na polach wilanowskich, gdzie przez cały dzień występowały różne zespoły i bawiły się całe rodziny. II Dzień Dziękczynienia obchodzono pod hasłem: „Dziękujemy za wolność”. Chodziło głównie o upamiętnienie rocznic trzech wydarzeń: 30. rocznicy pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny, 20. rocznicy pierwszych częściowo wolnych wyborów z 4 czerwca 1989 r. oraz 10. rocznicy wizyty Jana Pawła II w polskim parlamencie. Na placu Piłsudskiego w Warszawie postawiono krzyż w miejscu, w którym stał on w 1979 r., kiedy Jan Paweł II wypowiadał słynne słowa: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”.
Z kolei w ubiegłym roku Dzień Dziękczynienia połączony był z beatyfikacją ks. Jerzego Popiełuszki. Z tej okazji w sposób szczególny dziękowaliśmy za osobę nowego błogosławionego.
Tegoroczny Dzień Dziękczynienia obchodzony będzie 5 czerwca. – W tym roku, w sposób szczególny, będziemy dziękować Panu Bogu za dwóch największych Polaków XX w.: Ojca Świętego Jana Pawła II i Prymasa Tysiąclecia kard. Stefana Wyszyńskiego. Wyjątkową okazją ku temu stało się wyniesienie na ołtarze pierwszego papieża z rodu Polaków, którego dokonał Benedykt XVI w dniu 1 maja – podkreśla kard. Nycz. Metropolita warszawski zaznacza, że równie ważnym powodem do dziękczynienia i modlitwy jest 30. rocznica śmierci Prymasa Tysiąclecia, a także 110. rocznica jego urodzin. – Dziękując za piękne i święte życie kard. Stefana Wyszyńskiego oraz dokonane przez niego dla Kościoła i Polski wielkie dzieła, będziemy prosić Boga o jego rychłą beatyfikację – zwraca uwagę metropolita warszawski.
Jak poinformował prezes Centrum Opatrzności Bożej Piotr Gaweł, jednym z elementów obchodów Święta Dziękczynienia będzie procesja z relikwiami bł. Jana Pawła II. W niedzielę 5 czerwca rano, po krótkim nabożeństwie na placu Piłsudskiego, Traktem Królewskim do Świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie wyruszy dziękczynna procesja. Na jej poszczególnych odcinkach relikwie będą nieśli przedstawiciele różnych środowisk i grup, m.in. wspólnota akademicka i neokatechumenalna oraz Ruch Światło-Życie. Na ostatnim odcinku, przy parafii św. Antoniego Marii Zaccarii przy ul. Sobieskiego, do procesji włączą się prezydenci, burmistrzowie i przedstawiciele miast papieskich z całej Polski. W samo południe przed Świątynią Opatrzności Bożej odprawiona zostanie ogólnonarodowa Msza św. dziękczynna za beatyfikację Jana Pawła II, której przewodniczyć będzie nuncjusz apostolski w Polsce abp Celestino Migliore, a homilię wygłosi przewodniczący Episkopatu Polski abp Józef Michalik. Po Eucharystii relikwie bł. Jana Pawła II zostaną uroczyście przeniesione do Panteonu Wielkich Polaków w podziemiach świątyni. Tego dnia we wszystkich parafiach w Polsce odbędzie się zbiórka pieniędzy na budowę Świątyni Opatrzności Bożej.

Dziękuje.pl

– Nie będzie wdzięczności człowieka dla Boga, jeżeli nie będzie wdzięczności człowieka dla człowieka – tłumaczy Piotr Gaweł. To właśnie główna idea, która przyświeca nie tylko Dniu Dziękczynienia, ale całemu przedsięwzięciu, jakim jest budowa Centrum Opatrzności Bożej. Kiedy będziemy uczyć się mówić słowo „dziękuję” i uświadomimy sobie, że oprócz problemów dnia codziennego, które nas otaczają, jest też Pan Bóg, któremu warto dziękować, wtedy właśnie będziemy mogli powiedzieć o sukcesie naszego przedsięwzięcia.
W celu popularyzowania idei Dnia Dziękczynienia stworzony został serwis społecznościowy dziekuje.pl. Jest on miejscem spotkania tych, którzy czują i chcą wyrazić swoją wdzięczność. Pozwala na publikowanie podziękowań, kierowanych zarówno do najbliższych, znajomych i nieznajomych, jak i do Pana Boga. Ideą strony jest aktywizowanie ludzi wokół idei dziękczynienia za „dobro powszednie”, ale i za cudowne, szczęśliwe zdarzenia w naszym życiu, które zawdzięczamy Opatrzności Bożej. – Jeśli na co dzień będziemy potrafili lepiej pamiętać o słowie „dziękuję”, będziemy żyli w kraju bardziej uśmiechniętych i szczęśliwych ludzi, a mury kompleksu świątynnego napełnią się dziękczynieniem Polaków – przekonują przedstawiciele Centrum Bożej Opatrzności.

Dziękujemy Opatrzności – to tytuł książki autorstwa kard. Kazimierza Nycza, którą metropolita warszawski wydał, aby wesprzeć budowę świątyni Opatrzności Bożej. Dlatego też tematem publikacji jest wdzięczność i dziękczynienie. Kard. Nycz wspomina swoje dzieciństwo i początki kapłaństwa, dziękując za wszelkie dobro i wsparcie, jakiego doświadczył.

- Jestem wdzięczny Bogu za mądrego ojca i matkę, dobrą matkę. Za codzienną domową katechezę, na którą składało się nasze życie: wspólne posiłki, praca, niedzielne msze św., wszystkie rodzinne wigilie, uroczystości, a przede wszystkim modlitwa moich rodziców – pisze hierarcha.

Dziennikarka Milena Kindziuk, która redagowała książkę, podkreśla, że to pierwsza pozycja, w której kard. Nycz opowiada o sobie. – Ksiądz kardynał opowiada nam o swoim dzieciństwie. Pisze o smaku pomarańczy i uwagach w szkolnym dzienniczku – mówi Kindziuk. Autor wiele uwagi poświęca też wyjaśnieniu samego pojęcia Opatrzności. Nawiązuje do słów Jana Pawła II, który podkreślał, że Opatrzność ma „najwyższą władzę nad światem” i jest „pełna troski o wszystkie stworzenia, a szczególnie o człowieka”.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/bogu-niech-beda-dzieki,330,page3.html
.....................................

                         Czarna lista programów niekatolickich

ws / ju./mw | EKAI | 8 Lipiec 2011 | Komentarze (1)

Forum Michała Archanioła podejmie pracę nad opracowywaniem oraz analizowaniem na bieżąco audycji radiowych, programów telewizyjnych, artykułów prasowych pod względem zgodności z wartościami chrześcijańskimi.
Monitoring prasy oraz tworzenie „czarnej listy” tytułów będzie służyło - według przedstawicieli forum - klarowaniu przekazu informacyjnego. Informacja lepsza bowiem, zgodnie z prezentowanym na Forum przez prof. Józefa Oleńskiego fundamentalnym prawem informacji, jest wypierana przez gorszą.

Zdaniem uczestników Forum najważniejszym z punktu widzenia przyszłości katolicyzmu w Polsce jest „zagospodarowanie” grupy tzw. biernych katolików. Są to ludzie, którzy choć są wierzący, a nawet często praktykujący, bardzo łatwo przyjmują opinie oraz przekonania zawarte w przekazach debaty publicznej.

Dołącz do nas na Facebooku

W tym celu jednym z podstawowych wyzwań duszpasterskich jest zaktywizowanie biernych katolików poprzez mobilizowane ich do zaangażowania w różnego rodzaju wspólnotach, w parafiach, w organizacjach wolontariackich. „Odciągnijmy ludzi od telewizji i pomóżmy im odkryć wartość działania dla drugiego człowieka”.

Kolejnym problemem, którym będzie się zajmować Forum jest obecność księdza w przestrzeni publicznej. Czy nie istnieje w Polsce stereotyp „złego księdza”? Dlaczego statystyczny Polak nie dowiaduje się o tym, co dobrego robią polscy księża?

Ponadto istnieje potrzeba ożywienia debaty na temat poziomu katechezy w szkole, tworzenia zespołów zadaniowych księży – dla młodzieży, dla dzieci, rekolekcjonistów, szukania metod dotarcia do ludzi indywidualnie, nauki modlitwy w parafiach.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Forum Społeczne Michała Archanioła ma przede wszystkim na celu pobudzać dyskusję na temat ważnych problemów życia Polaków w nurcie katolickiej nauki społecznej oraz wspomagać twórczą i aktywną rolę religii w polskim społeczeństwie.

Za podstawowe wartości Forum uznaje: rodzinę, wolność religijną, moralną ekonomię, społeczeństwo obywatelskie, religijny kapitał społeczny, solidarność, wspólnotę, kulturę oraz wychowanie.

http://religia.onet.pl/kraj,19/czarna-lista-programow-niekatolickich,409.html








Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Sierpień 31, 2011, 19:43:28
                                 
                                     KRYZYS KOSCIOLA.
Ojca Leona slow kilka

Z każdej strony otaczają nas jakieś, większe i mniejsze, kryzysy – finansowe, gospodarcze, rodzinne, trudno więc dziwić się, że mówi się o kryzysie Kościoła. Nie jest to wcale wymysł współczesności, gdyż, jak się okazuje, kryzys w Kościele trwa od początku jego istnienia, związany min. ze skłonnością ludzi do grzechów czy prześladowaniami, które uniemożliwiają swobodne funkcjonowanie. Mówi się też, że Kościół psują pieniądze. Jak jest naprawdę? Kościół, jak każda instytucja, potrzebuje pieniędzy do normalnego funkcjonowania. Gdzie więc zaczyna się zepsucie? Ojciec Leon jest w tej kwestii bardzo stanowczy. Wiele jest osób, które twierdzą, że Kościół nie przetrwa kryzysu i zniknie, przestanie istnieć. Jak będzie naprawdę? Trzeba pamiętać, że Kościół to nie tylko biskupi i hierarchowie, ale każdy z nas. Wszyscy powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy moja wiara jest stała i prawdziwa? Czy daję świadectwo innym, przyciągam ich, czy raczej zniechęcam? (mp)

http://religia.onet.pl/video/details/kryzys-koscioa-ojca-leona-sow-kilka,11293/

...........................

RV / ms, ju. | EKAI | 4 Lipiec 2011 | Komentarze (0)

                                 Moda na katolicką książkę

Włochy przeżywają boom książek o tematyce religijnej. Już dziś stanowią one 13 proc. rynku wydawniczego, wypuszczając do obiegu 4,5 tys. nowości rocznie. Wartość sprzedanych publikacji w ciągu roku to 260 mln euro.
Dystrybucja dokonuje się przede wszystkim za pośrednictwem księgarni katolickich, których jest ponad 400, ale nie tylko. Choć przez wiele lat publikacje katolickie padały ofiarą swoistego ostracyzmu i w najlepszym wypadku były zaliczane do ezoteryki i okultyzmu, dziś również wydawnictwa i księgarnie świeckie odkryły w tych książkach nowe źródło zysków.

Dołącz do nas na Facebooku

Przełom wprowadził Jan Paweł II. Jako pierwszy z papieży adresował on swe teksty do szerokiego odbiorcy, również do niewierzących i jako taki był sprzedawany poza obiegiem katolickim. Benedykt XVI podtrzymał tę dobrą tradycję. Obok Karola Wojtyły polskim autorem bestsellerów na tutejszym rynku wydawniczym jest s. Faustyna Kowalska ze swym „Dzienniczkiem”.

Zjawiskiem typowo włoskim są bestsellerowi purpuraci: kard. Carlo Maria Martini, którego wznowiono ostatnio 44-krotnie w 12 wydawnictwach, oraz kard. Gianfranco Ravasi, który w ubiegłym roku miał 27 nowości i wznowień w 13 wydawnictwach.

Do katolickich bestsellerów zaliczane są także religijne zwierzenia popularnych postaci show-biznesu. Przykładem Paolo Brosio, znany komentator sportowy, który opisał historię swych upadków i nawrócenia w Medjugorje. Jego książka „O krok od przepaści” sprzedała się w 200 tys. egzemplarzy. Nie gorsze osiągnięcia ma też piłkarz Nicola Legrottaglie. Jak sam wyznaje, jego dwie książki są spełnieniem obietnicy danej w dzieciństwie Jezusowi: - Jeśli zostanę piłkarzem pierwszej ligi, stanę się Twoim misjonarzem – powiedział kiedyś w modlitwie mały Mikołaj. I dlatego jego pierwsza książka o wierze nosi tytuł: „Dałem słowo”.

Ważnym czynnikiem sukcesu wydawnictw katolickich jest wzrost liczby czytelników, o 10 proc. w ciągu ostatnich trzech lat. Co ważne, znajdują się wśród nich ludzie młodzi oraz niewierzący. - Również ateiści czują potrzebę dialogu z wierzącymi, aby odkryć wartości, które mogą posłużyć za pomost do nowego humanizmu – podkreśla ks. Rosino Gibellini, dyrektor wydawnictwa Queriniana. Wypromowane przez niego bestsellery to tytuły autorstwa kard. Waltera Kaspera – 40 tys. egzemplarzy, Anselma Grüna – 100 tys. oraz Henriego Nouwena – 150 tys.
http://religia.onet.pl/swiat,18/moda-na-katolicka-ksiazke,388.html
.............................

                             Uzależnienia leczą w Licheniu

Robert Adamczyk / ms/mw | EKAI | 19 Lipiec 2011 | Komentarze (20)

Setki osób uzależnionych od alkoholu, papierosów, jedzenia, seksu czy internetu każdego roku przyjeżdża do Centrum Pomocy Rodzinie i Osobom Uzależnionym, które działa przy słynnym sanktuarium Matki Bożej Licheńskiej.
Psycholodzy, terapeuci, ksiądz duszpasterz oraz wolontariusze są dyspozycji wszystkich tych, którzy czują, że sami nie są w stanie uporać się ze swoimi problemami, a chcą odzyskać utraconą nadzieję i zmienić swoje życie.

Codzienna praca

W pierwszych latach istnienia Centrum działało wyłącznie sezonowo. Ze względu na duże zainteresowanie mityngami trzeźwościowymi, zapadła decyzja o wydłużeniu działalności placówki. Stałą formą pracy stał się codzienny dyżur terapeuty, duszpasterza i pracownika pierwszego kontaktu. Tylko w pierwszym roku funkcjonowania (2001) w Centrum przeprowadzono 3391 konsultacji.

Dołącz do nas na Facebooku

Osób będących w różnego rodzaju kryzysach, potrzebujących pomocy zgłasza się z roku na rok coraz więcej. Najczęściej szukają wsparcia członkowie rodzin osób uzależnionych. Wśród uzależnień dominuje alkoholizm. Mniejsze, choć nieznacznie, są problemy z narkomanią, nikotynizmem, erotomanią, uzależnieniem od internetu, a także z innymi zjawiskami, jak przemoc w rodzinie, zaburzenia psychiczne, anoreksja, bulimia.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Uzależnieniom ulegają też coraz to młodsze osoby. Aby mieć z nimi lepszy i łatwiejszy kontakt pracownicy Centrum udzielają porad także przez internet. Stronę internetową odwiedza kilkadziesiąt tysięcy osób rocznie. Prowadzone są również rozmowy przez skype’a, informacje i porady udzielane są coraz częściej za pomocą poczty elektronicznej.

Przepowiednie z Lichenia

W ramach Centrum działa także Poradnia Odnowy Rodziny. Prowadzone są rozmowy i szkolenia na temat naturalnego planowania rodziny, dialogi małżeńskie, pomoc małżeństwom zagrożonym rozbiciem i przeżywającym różnego rodzaju trudności i kryzysy małżeńskie czy też doświadczającym problemów wychowawczych. Poradnia prowadzi także kursy przedmałżeńskie.

Mityng pod gwiazdami

Stałym wydarzeniem w Licheniu stały się Ogólnopolskie Spotkania Trzeźwościowe, których tradycyjnym terminem jest ostatnia sobota i niedziela lipca. Pierwsze z nich odbyło się w 1993 roku z inicjatywy grupy AA „Jedność” z Konina, ks. Stanisława Kowalskiego z Koła oraz Apostolstwa Trzeźwości i zgromadziło około 300 uczestników. Odtąd z roku na rok „Mityngi pod gwiazdami” gromadziły coraz liczniejsze rzesze przedstawicieli tych środowisk z całej Polski. W jubileuszowym, X Spotkaniu wzięło udział 15 tys. osób.

................................
                               Uzależnienia leczą w Licheniu

Robert Adamczyk / ms/mw | EKAI | 19 Lipiec 2011 | Komentarze (20)

Od wielu lat członkowie wspólnot samopomocowych przybywają do Lichenia, aby modlić się o łaskę trzeźwego życia i szczęścia rodzinnego. W programie „Mityngu pod gwiazdami” znajdują się spotkania z psychologami i terapeutami, wspólna Msza św., całonocne mityngi wspólnot AA, Al-Anon, Al-Ateen, DDA, AN – Anonimowych Narkomanów, AE - Anonimowych Erotomanów, AH – Anonimowych Hazardzistów, AP – Anonimowych Palaczy oraz koncert muzyki religijnej.

2010 rok w liczbach

W 2010 r. pracujący w Licheńskim Centrum psycholodzy, terapeuci i wolontariusze przeprowadzili 1996 rozmów indywidualnych. Rozmowy dotyczyły problemów z zakresu uzależnienia od alkoholu, narkotyków, nikotyny, seksu, gier hazardowych, internetu, zakupów, anoreksji, bulimii, przemocy w rodzinie. Omawiano też problemy małżeńskie, rodzinne, wychowawcze, związane z naturalnym planowaniem rodziny, przygotowaniem do małżeństwa, a także związków niesakramentalnych, rozwodów, separacji, problemów religijnych.

Tradycyjnie już w ostatni weekend lipca przy współpracy z miejscową grupą AA zorganizowano XVIII Licheńskie Ogólnopolskie Spotkania Trzeźwościowe. Udział w nich wzięło około 20 tys. wiernych, a ponad 200 osób skorzystało w tym czasie z indywidualnych rozmów z psychologami, terapeutami i wolontariuszami.

W związku z Ogólnopolskimi Spotkaniami Trzeźwościowymi wydawany jest periodyk „Mityng pod gwiazdami”, zawierający świadectwa osób dotkniętych rożnymi uzależnieniami, a które wyszły z nałogu przy większym lub mniejszym udziale Centrum.

Zorganizowano również po raz pierwszy (wspólnie z Duszpasterstwem Trzeźwości Diecezji Włocławskiej) „Diecezjalny Dzień Oświaty Trzeźwościwej”, który skupił kilkuset wiernych zainteresowanych problematyką uzależnień. Kolejnym przedsięwzięciem Centrum są Licheńskie Spotkania Rodzin pod nazwą „Piknik z mamą i tatą w Licheniu”. W imprezie zorganizowanej już po raz drugi uczestniczyło kilka tysięcy dzieci i dorosłych.

Obietnica dana papieżowi

Powstanie Centrum związane jest z wizytą papieża Jana Pawła II w licheńskim sanktuarium w dniach 7-8 czerwca 1999 roku. Wtedy właśnie projekt centrum i postanowienie realizacji złożono na ręce papieża jako wotum dziękczynne Zgromadzenia Księży Marianów za jego przyjazd do Lichenia. Papież otrzymał od zakonników obietnicę utworzenia w Licheniu zespołu poradni zajmujących się „nowymi ubogimi” współczesnego Kościoła i świata – osobami uzależnionymi i ich rodzinami. We wrześniu 2000 r., zaledwie 10 miesięcy od poświęcenia placu budowy, powstał budynek Centrum.

Autorem projektu, jego głównym realizatorem oraz pierwszym dyrektorem został ks. Dariusz Kwiatkowski. Jeszcze przed wstąpieniem do Zgromadzenia Księży Marianów pracował w ośrodkach resocjalizacyjnych. Od 1990 roku związany z ruchem trzeźwościowym, grupami samopomocowymi AA i Al-Anon. Od 1992 roku uczestniczył w dyżurach Apostolstwa Trzeźwości w Licheniu.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/uzaleznienia-lecza-w-licheniu,441,page2.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Sierpień 31, 2011, 20:51:50

to jest dobre :
Cytuj
Mniejsze, choć nieznacznie, są problemy z narkomanią, nikotynizmem, erotomanią, uzależnieniem od internetu, ..
(..)  Aby mieć z nimi lepszy i łatwiejszy kontakt pracownicy Centrum udzielają porad także przez internet. Stronę internetową odwiedza kilkadziesiąt tysięcy osób rocznie. Prowadzone są również rozmowy przez skype’a, informacje i porady udzielane są coraz częściej za pomocą poczty elektronicznej.

Leczenie uzależnienia od internetu przez internet to jak leczenie alkoholizmu wódką ;)

Ciekawe czy leczą tam uzależnienie od religii ? ;)


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: arteq Sierpień 31, 2011, 21:33:55
Oczywistym jest - przynajmniej dla mnie - że pomocy, porad i sugestii szukają również bliscy osoby uzależnionej, bo chcą jej pomóc... Tak jak np. moja kuzynka gdy szukała specjalisty dla uzależnionego od netu syna...

Tak, East leczą - uzależnienie od religii zwykło się nazywać mianem fanatyzmu, odmianą pewnego uzależnienia jest również dewocja, w jej pejoratywnej odmianie.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: zodiakus71 Wrzesień 01, 2011, 06:04:49
East może to Ci się wydać dziwne ale jedną z dawniej stosowanych metod leczenia alkoholika było podawanie mu alkoholu . Kiedyś stosowano to w szpitalach psyhiatrycznych przy leczeniu alkoholików nie wiem jak to teraz wygląda . Z relacji osób po kuracji podobno piło się około 150 ml ale bardzo małą łyżeczką . Nie wiem co chcieli tym osiągnąć ale takie były podobno pierwsze dni na odwyku.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Wrzesień 01, 2011, 08:10:29
Na uzależnienie od internetu jest pewna skuteczna rada -sport,  pasja , hobby , zainteresowania , nie związane z komputerem, albo zakochanie :)


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 03, 2011, 19:32:08

Alina Petrowa-Wasilewicz | EKAI | 29 Sierpień 2011 | Komentarze (321)

                                                                 Nadgorliwość ks. Natanka

Gdyby więcej księży angażowało się w pracę kapłańską tak gorliwie, jak ks. Natanek, wiele naszych parafii wyglądałoby inaczej. Sedno problemu polega jednak na tym, że stawia się ponad władzą kościelną i samowolnie przywłaszcza sobie coś, do czego nie ma prawa.
Stwierdza w rozmowie z KAI jezuita o. Józef Augustyn. W wywiadzie mówi on o wnioskach, jakie powinni wyciągnąć z tego zdarzenia wszyscy katolicy, a szczególnie ich duszpasterze.

Alina Petrowa-Wasilewicz: Od kilku miesięcy wokół ks. Piotra Natanka, suspendowanego księdza, gromadzi się grupa zwolenników. To zjawisko jest wyzwaniem dla całej wspólnoty wiernych, ujawnia też nasze braki, grzechy i deficyty.

Dołącz do nas na Facebooku

O. Józef Augustyn SJ: Pojedyncze sytuacje nie tyle ujawniają, ile raczej dają okazję do refleksji nad stylem kapłańskiego posługiwania. Jak Kościół nie należy do papieża, a diecezja do biskupa, tak wierni nie należą do księdza, którym on posługuje. Ks. Natanek zawłaszcza ludzi, którzy mu zaufali. Sam mianuje się ich pasterzem. Naszym kapłańskim grzechem bywa właśnie swoiste zawłaszczanie: kościelnych posług, rzeczy, pieniędzy, a nawet ludzi i traktowanie ich jakby byli naszą własnością. Szukamy nierzadko dla siebie lepszych funkcji, miejsc, czy stanowisk.

Kard. Carlo Martini powiedział kiedyś nieco prowokacyjnie, że w Kościele istnieje tylko jedna droga: droga awansu. Kapłaństwo nie może być miejscem autokracji i samorealizacji. Benedykt XVI zauważył, że jeżeli kapłaństwo jest wywyższeniem, jest to wywyższenie na krzyż. Kiedy funkcja kapłańska jest ważniejsza od prostej ludzkiej uczciwości czy też więzi z Chrystusem, mamy do czynienia ze swoistą idolatrią i nadużyciem.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Jakie potrzeby zaspakaja tego typu „charyzmatyczny” duszpasterz? Ma łagodzić strach (w jego przekazie są mocne akcenty związane z końcem świata), jest odwołaniem się do emocji, budowaniem tożsamości grupy dzięki symbolom - używania określonych obrazów, zwolennicy nakładają czerwone płaszcze i powołują na objawienia prywatne, itd.

Nie robiłbym ks. Natankowi zarzutów z wymienionych w pytaniu spraw. Każdą z nich można jakoś obronić. Powiedziałbym nawet więcej, że doskonale wykorzystuje on pewne braki duszpasterskiego posługiwania wielu księży. Zbiera niektóre „popularne tematy” i podaje je ludziom. Oni widzą, że na czymś mu zależy, że jest bardzo zaangażowany. Z jednej strony wiele od ludzi wymaga w zakresie moralnych postaw, ale z drugiej dostosowuje się też do nich. Gdy chcą słuchać o końcu świata, to im o nim mówi. Jezus też mówił przecież o końcu świata. Kazania ks. Natanka są bardzo emocjonalne, bo to ludzi dotyka, porusza. A ponieważ wierni lubią uroczyste liturgie, więc posługuje się bogatymi symbolami. Gesty, obrazy, stroje liturgiczne, są przecież ważne. Nawet powoływanie się na prywatne objawienia też można uratować. Lourdes, Fatima, La Salette są przecież oparte na prywatnych objawieniach.

Ksiądz Natanek Superstar!
Proszę nie gorszyć się tym, co powiem: gdyby więcej księży angażowało się w pracę kapłańską tak gorliwie, jak ks. Natanek, wiele naszych parafii wyglądałoby inaczej. Sedno całego problemu polega jednak na tym, że sam stawia się ponad władzą kościelną i samowolnie przywłaszcza sobie coś, do czego nie ma prawa. Biblia mówi, że lepsze jest posłuszeństwo od ofiary, a uległość od tłuszczu baranów (por. 1 Sm 15, 22). Osobista gorliwość duszpasterska nie usprawiedliwi przecież buntu przeciw swemu biskupowi.

Przyznam się, że niektóre wypowiedzi ks. Natanka wręcz mnie przerażają. Po suspensie biskupa ludziom otwarcie powiedział, że to, co robi, jest z punktu widzenia kanonicznego niegodziwe. Mówi też, że nie on jeden jednak tak się zachowuje. Wielu innych księży sprawuje swoje funkcje niegodziwie, w grzechu, jak na przykład ci, którzy żyją w konkubinacie. Uprzedzał przy tym ludzi, by – jeżeli sobie tego nie życzą – nie przyjmowali komunii z jego ręki i nie łamali swoich sumień. Ile w postawie ks. Natanka zagubienia psychicznego, a ile moralnego uporu i grzechu – to może rozsądzić tylko sam Pan Bóg. Nie nasza to sprawa. A ponieważ przyrzekał posłuszeństwo biskupowi, ten ma prawo go upominać i wzywać do zmiany postawy.

Jaki deficyt w formacji katolików ujawnia się w osobach gromadzących się wokół suspendowanego? Dla nich nie ma znaczenia, że został on suspendowany, że nie jest w łączności z biskupem, czyli z Kościołem, że jest nieposłuszny. Umyka im podstawowy, „kościołotwórczy” warunek. Brak wiedzy, lekceważenie autorytetów, skrajny subiektywizm?

U ludzi, którzy idą za ks. Natankiem, nie dopatrywałbym się złej woli czy nawet lekceważenia Kościoła. Gdy powstaje ostry konflikt w parafii pomiędzy proboszczem a wikarym, ludzie też się dzielą. Kiedy kilka miesięcy temu w mediach mówiło się o podziałach w Kościele polskim, wielu krzyczało, że nie ma żadnych podziałów. A dlaczego miałaby istnieć idealna jedność i harmonia w polskim Kościele, skoro już w Kościele pierwotnym istniały podziały między Apostołami: Piotrem a Pawłem, Pawłem a Barnabą, by przywołać najbardziej znane. Cóż w tym dziwnego, że istnieją między nami jakieś podziały? Pytanie, czy w naszych podziałach zachowujemy się uczciwie i z szacunkiem do ludzi patrzących inaczej.

W przypadku wiernych idących za ks. Natankiem niewiedza i subiektywizm mogą odgrywać bardzo ważną rolę. Ludzie, jak się zdaje, nie są do końca świadomi powagi sytuacji, jakie stwarza „ich duszpasterz”. Mogą problem nieco lekceważyć: cóż, że ksiądz pokłócił się z biskupem? Mało to mamy kłótni. Ale to nie jest zwyczajna kłótnia, podział; to może być początek rozłamu. Mimo wszystko może niepokoić nas fakt, że ks. Natanek porównuje się do ekskomunikowanego abpa Marcela Lefebvre’a oraz wyświęconych przez niego biskupów. Czyżby świadomie dążył do schizmy?

Nie oskarżałbym jednak ludzi, ale usiłował ich zrozumieć. Trzeba by też z nimi rozmawiać, aby móc coś powiedzieć o ich motywacji. Tym większa więc odpowiedzialność i wina księży, kiedy tę niewiedzę ludzi wykorzystują mącąc im w głowach.
Ks. Natanek mówi masę nielogicznych, sprzecznych z katechizmem rzeczy i nikogo to nie niepokoi. Co dzieje się z naszą formacją katolicką?

W wypadku ks. Natanka mamy najpierw – jak sądzę – opór wobec kościelnej władzy, a potem dopiero „niepoprawności teologiczne”. Może i niejeden ksiądz mówi rzeczy sprzeczne z katechizmem. Kiedy ksiądz zdradza swoje sympatie polityczne na ambonie, czy nie mówi rzeczy sprzecznych z nauczaniem Kościoła? Jestem pełen podziwu dla wiernych, którzy tak cierpliwie słuchają nieraz naszych – jakże niedoskonałych – kazań. To wyraz ich wiary. A jeżeli ktoś, odchodząc od konfesjonału, czuje się upokorzony, to czy usłyszał tam dobrą nowinę? Brak wyczucia i delikatności w konfesjonale to jeden z większych naszych grzechów. Co jest z naszą formacją katolicką? – pyta pani. To ważne pytanie. Ale nie potrzeba skandalu wywołanego przez ks. Natanka, by je sobie postawić. W całej posłudze i nauczaniu ks. Natanka zaczyna dominować jakaś samowola.

Czy widzi Ojciec jakieś analogie lub podobieństwa z innymi zjawiskami z przeszłości Kościoła?

Historyk Kościoła, który dobrze zna analogiczne sytuacje z przeszłości oraz sprawę ks. Natanka, pewnie mógłby dopatrzyć się podobieństw. Byłbym bardzo ostrożny w prognozowaniu przyszłości tego, co dzieje się wokół niego. Kierując się bardziej intuicją niż szczegółową analizą sytuacji, byłbym skłonny twierdzić, że cały ruch wokół ks. Natanka wygaśnie z czasem w sposób naturalny. Kto dziś pamięta o „objawieniach” w Oławie i o co tam chodziło? A przecież zjeżdżali tam ludzie z całej Polski. Sądzę, że gdyby nie internet, ks. Natanek by nie zaistniał. W jednym kazaniu chwali się wiernym, że danego dnia miał dziesięć tysięcy wejść na swoją stronę internetową. Było to w dniach największego nagłośnienia jego wypowiedzenia posłuszeństwa biskupowi. Cóż to jest w internecie dziesięć tysięcy?

Jak powinni na to zjawisko reagować świeccy oraz duszpasterze? Czy przez taki „dopust” Pan Bóg coś chce nam powiedzieć, czy jest to wyzwanie dla świeckich i duszpasterzy?

Winniśmy reagować bardzo pokornie, w duchu prawdy, z wiarą, z szacunkiem, miłością i współczuciem dla ks. Natanka i ludzi, którzy zostali przy nim. Nie wiem, co Pan Bóg chce nam powiedzieć, ale z pewnością winniśmy potraktować tę sytuację jako wyzwanie. Dlaczego ludzie idą za zbuntowanym księdzem? To jest – w moim odczuciu – bardzo ważne pytanie dla nas, księży. Z kim my ich najpierw wiążemy: z sobą, z hierarchią, ze strukturami kościelnymi czy też z Jezusem? Wszystko, co nie prowadzi w Kościele do Jezusa, zwodzi ludzi, okłamuje ich i staje się przeszkodą w ich zbawieniu. W Kościele wszystko i wszyscy mają służyć wyłącznie Jezusowi. Inne ważne pytanie: o co nam chodzi, osobiście, gdy pracujemy z ludźmi i dla ludzi? Czego my oczekujemy od ludzi? Jaka jest bezinteresowność naszej posługi?

Sprawę ks. Natanka trzeba też potraktować z najwyższym spokojem i cierpliwością. Im więcej będzie krytyki, rozdzierania szat, potępiania, tym sprawa może dłużej się ciągnąć. Za buntem ks. Natanka przeciw jego biskupowi jest też jego osobisty dramat, jego cierpienie. W swojej nieco ekshibicjonistycznej szczerości wcale tego nie ukrywa. Po ogłoszeniu suspensy skarżył się do ludzi: „Zabrano mi wszystko”. Rzecz w tym, że w Kościele my nie mamy nic na własność. I tak, gdy przychodzi wiek emerytalny, władza kościelna pozbawia funkcji i stanowisk nie tylko księży, ale i biskupów, choć niejeden byłby w stanie jeszcze długo posługiwać. I choć zachowanie ks. Natanka nas dotyka, to jednak nie daje nam prawa do jakiegokolwiek lekceważenia jego bólu. A kiedy ks. Natanek wypomina nam nasze kościelne grzechy i słabości, nie należy z tym polemizować, ale brać sobie to do serca.

http://religia.onet.pl/wywiady,8/nadgorliwosc-ks-natanka,5108,page1.html
..................................

                                                                                 Pobożność czy dewocja?

Ewelina Drela | PSPO | 2 Wrzesień 2011 | Komentarze (5)

Kim dla przeciętnego „zjadacza chleba” jest osoba wierząca? Najczęściej kojarzy się z typem naiwniaczka, który pozwoli sobą pomiatać i wystawi „drugi policzek”, ofiarą losu w powyciąganym swetrze, a w najgorszym wypadku wielbicielem pewnej dość kontrowersyjnej stacji radiowej.
Poruszanie tematu pobożności, czy dewocji, zawsze jest dość niebezpieczne. Robiąc to, narażamy się na krytykę, być może nawet agresję zarówno ze strony osób niewierzących, jak też „wierzących za bardzo”. Czy zatem lepiej przemilczeć pewne kwestie? Nie wypowiadać się, udając, że ich nie ma? Bynajmniej.

Blog Ojca Leona

Katolicy bardzo często spotykają się z dość pogardliwym podejściem, ironicznym uśmiechem na widok łańcuszka na szyi, czasami wręcz poleceniem zdjęcia go. Kim dla przeciętnego „zjadacza chleba” jest osoba wierząca? Najczęściej kojarzy się z typem naiwniaczka, który pozwoli sobą pomiatać i wystawi „drugi policzek”, ofiarą losu w powyciąganym swetrze, a w najgorszym wypadku wielbicielem pewnej dość kontrowersyjnej stacji radiowej, pełnym agresji emerytem, bezmyślnie klepiącym formułki wyczytane w modlitewniku, ślepo wierzącym w każdą teorię spisku. Czy to jednak prawdziwy obraz katolika? Gdzie jest ta granica, pomiędzy dewocją, a czystą, prawdziwą wiarą płynącą z głębi serca? Kiedy prawdziwa modlitwa, rozmowa z Bogiem jest tylko „klepaniem paciorków”?

Dołącz do nas na Facebooku

Niektórym wydaje się, że idealnym, pobożnym katolikiem można się stać, kiedy człowiek dużo się modli. Jednak to nie tak. Wiara katolicka to nie tylko modlitwa, to pewna postawa. Ogromne zobowiązanie, wyrzeczenia. W jednej z książek problem ten poruszyli o. Leon Knabit i o. Joachim Badeni. Zapytani o przesadną pobożność tak powiedzieli:
„Jeśli ktoś się dużo modli i dzięki temu dobrze czyni, to dzięki Ci Boże. Papież wciąż się modlił, miał różaniec w kieszeni i często go odmawiał. Nikt mu nie mógł nic zarzucić, bo u niego Bóg i człowiek byli na jednej linii. Ale jeżeli ktoś się modli tak, że zapomina o człowieku, to tylko klepie paciorki. To jest dewocja! Pana Boga wciąż ma na ustach, ale nie zawsze w sercu.”

Wydaje się, że to jest właśnie sedno sprawy., odpowiedź na większość dylematów i problemów dzisiejszego świata. Wiara katolicka to nie wmawianie sobie, że my jesteśmy lepsi, mądrzejsi, inni nawet się do nas nie umywają. To nie potępianie drugiego człowieka za jego poglądy, postawę, czyny. Jest wyraźnie powiedziane: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.” (Łk 6,37).

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników
Czy zatem możemy akceptować agresywne zachowania osób, które podają się za katolików? Czy dopuszczalne jest to, że ludzie po wyjściu z Kościoła wzajemnie się opluwają, pogardzają sobą, wzajemnie się atakują, podsycając nienawiść? Czy tak być powinno? Odpowiedź jest oczywista, to nie są zachowania, które powinny być akceptowane i tolerowane. Jedna z ostatnich nauk Pana Jezusa, w zasadzie jedna z najważniejszych, mówi wyraźnie: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali.” (J 13,34-35). A więc nie nienawiść, nie wzajemne oskarżenia, nie potępienie, ale wzajemna miłość, przebaczenie, zrozumienie, umiejętność pochylenia się nad drugim człowiekiem.

Powstaje pytanie, skąd bierze się dewocja, źle pojęta wiara? Oczywiście, można obwiniać Kościół, kryzys wartości w dzisiejszym świecie. Jest w tym trochę racji. Wystarczy przyjrzeć się sposobowi, w jaki w wielu kościołach odprawiana jest msza święta. Ksiądz z niepokojem patrzy na zegarek, bo za pół godziny trzeba kończyć. Homilia – oczywiście przeczytana z kartki, ściągnięta z Internetu. Brak jakiegokolwiek zaangażowania, brak głębi. Wszystkie modlitwy w tym czasie odklepane, byle szybciej, bo przecież obiad czeka, bo trzeba coś załatwić, gdzieś pójść. Wierni uczą się bylejakości, sami w końcu tę bylejakość przejmują. Bez znaczenia stają się słowa. Tak trzeba, tak się odmawia. Któż dzisiaj w czasie nabożeństwa zastanawia się co oznaczają słowa wyznania wiary, „wierzę w Stworzyciela nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych”? Niewiele osób. Kto zastanawia się nad znakami, symbolami liturgii mszy św.? Kiedyś pewien zakonnik zapytał mnie czy wiem, dlaczego kapłan w czasie mszy św. odłamuje kawałek Eucharystii i wrzuca go do kielicha. Nie miałam pojęcia, że w ogóle coś takiego się dzieje. Większość z nas w ogóle nie rozumie tego, co dzieje się podczas nabożeństwa. Jak więc mówić o pełnej wierze, skoro co niedzielę idziemy na coś, co powinno być przeżyciem, świętem, a jest jedynie spełnieniem należnego obowiązku?

Kolejnym problemem jest brak znajomości Pisma Świętego. Nie ma czasu, za trudne, niezrozumiałe. Katolicy w większości „boją się” Pisma Świętego. Z obawy przed tym, że nie zrozumieją, w ogóle nie próbują. Nie są w stanie znaleźć czasu w ciągu dnia na codzienną praktykę. Jednak codzienny serial w telewizji jest świętością. Protestanci, ewangelicy, prawosławni, świadkowie Jehowy, oni znają Pismo Święte. W naszych domach często leży gdzieś w szufladzie. Przykurzone, czytane czasem w Wigilię Bożego Narodzenia. Portal „Poważne sprawy, poważne odpowiedzi” na początku lipca zorganizował internetowy kurs czytania Pisma Świętego. Materiały są wciąż dostępne na stronie, zawsze można po nie sięgnąć. Czy znajdziemy czas, żeby chociaż zajrzeć? Czy wolimy „odklepać swoje”, stwierdzić, że to za trudne, że nie ma czasu? A na co mamy czas? Zastanówmy się, ile go marnujemy w ciągu doby, ile dobrego moglibyśmy zrobić…dla drugiego człowieka, dla innych.
Rozmawiałam kiedyś o pobożności z o. Włodzimierzem Zatorskim, benedyktynem z Tyńca. Bardzo wyraźnie odesłał mnie do Listu do Galatów. Cały piąty rozdział tego Listu poświęcony jest właściwemu pojmowaniu wiary, chrześcijańskiemu podejściu do świata i ludzi: „Oto, czego uczę: postępujcie według ducha, a nie spełnicie pożądania ciała. Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Nie szukajmy próżnej chwały, jedni drugich drażniąc i wzajemnie sobie zazdroszcząc.” (Ga 5, 16-24).

Zatem „po owocach ich poznacie”. Trzeba nam czynić to, co przynosi dobre owoce. Nie zapamiętywać się w złości, zazdrości, nienawiści, ale we wszystkim, co robimy, szukać owoców ducha.

Jakże to inne od tego, co często spotykamy wśród ludzi wierzących. Obserwując sceny agresji, ataków, obrzucania się błotem, wzajemnej nienawiści, przychodzi mi na myśl fraszka Ignacego Kracickiego pt. "Dewotka":

„Dewotce służebnica w czymsiś przewiniła
Właśnie natenczas, kiedy pacierze kończyła.
Obróciwszy się przeto z gniewem do dziewczyny,
Mówiąc właśnie te słowa: "... i odpuść nam winy,
Jako my odpuszczamy" - biła bez litości.
Uchowaj, Panie Boże, takiej pobożności.”

Jednak nie sposób jedynie narzekać. Trzeba spróbować zauważyć również pozytywne aspekty. Są takie miejsca, gdzie celebruje się liturgię, gdzie ksiądz nie spieszy się z homilią, a wręcz niedopuszczalnym jest czytanie jej z kartki. Są takie miejsca, gdzie można zobaczyć prawdziwą, czystą wiarę, nie zabarwioną fałszem. Jest mnóstwo ludzi, którzy świadomie i głęboko przeżywają swoją wiarę, którzy wciąż doskonalą się w modlitwie, medytacji chrześcijańskiej, którzy czytają Pismo Święte. Dla których modlitwa to nie regułki, ale rozmowa z Bogiem. Nie ma w nich zazdrości, nienawiści, złości, zawiści. Jest dobroć, bijąca z twarzy, jakiś wewnętrzny blask, spokój, uśmiech, szacunek. Często trzeba dobrze obserwować, żeby ich zobaczyć, ale oni są. Wtapiają się w tłum, ale łatwo ich poznać właśnie „po owocach”.

http://religia.onet.pl/benedyktyni-tynieccy,38/poboznosc-czy-dewocja,5157,page1.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 03, 2011, 19:52:09

iJoanna Soćko | Tygodnik Powszechny | 21 Czerwiec 2011 | Komentarze (9)
 

                                                                         Kościół szuka ludzi

Kaplica przy największym na Śląsku centrum handlowym przynosi mu reklamę. Dzięki niej można uznać, że Silesia City Center zaspokaja wszystkie ludzkie potrzeby...
W niedzielne popołudnie katowicki rynek zamiera. Banki i firmy pozamykane, kawiarni jest niewiele. Nie słabnie za to ruch na tzw. „trasie średnicowej”. Mieszkańcy Katowic mówią, że centrum przeniosło się na północ – do wybudowanego na pokopalnianych nieużytkach kompleksu handlowego Silesia City Center. Stworzony przez międzynarodową korporację deweloperską TriGranit, SCC zdaje się być wcieleniem idei postępu, innowacyjnym połączeniem handlu, rozrywki, kultury i... religii.

30 hektarów zajmuje budynek, którego pasaże stanowią siatkę ulic, na ulicach – kawiarnie. Nazwy alej nawiązują do śląskich miast. Katowicka, Chorzowska i Mysłowicka przecinają się w centrum kompleksu, wyznaczając wirtualne centrum Śląska. Obok budynku głównego stawiane są Silesia Towers – dwa olbrzymie biurowce; za tylnym parkingiem wybudowano osiedle mieszkaniowe „Dębowe Tarasy”. Na placu przed głównym wejściem pozostał szyb górniczy oraz przylegająca do niego maszynownia.

Dołącz do nas na Facebooku

- "A co chcecie zrobić z tym budynkiem? - zapytał Sándor Demján, właściciel TriGranitu" – wspomina Janusz Olesiński, katowicki przedstawiciel dewelopera. – Demján zauważył, że skoro Silesia City Center ma być jak polskie miasteczko, to powinien tu oprócz sklepów i restauracji znaleźć się także kościół.
Pomysł ochoczo podchwycił ks. Józef Majwald, proboszcz podzielonej „średnicówką” parafii w Dębie. - Nie obyło się bez kontrowersji – wspomina – tym bardziej że kaplicę otwarto, gdy episkopat wystosował list krytykujący niedzielny handel. Ale kto tu był, zmieniał zdanie. Kaplica nie jest w samym centrum handlowym, to osobny budynek. W niejednym mieście mniejsza jest odległość kościoła od sklepów. Chętnie zgodził się na kaplicę abp Damian Zimoń, przekonując: „Kościół musi iść tam, gdzie są ludzie”. Zresztą kaplice często powstawały w zakładach pracy. Szyb, przy którym stoi kaplica, nazywa się „Jerzy”, na cześć wrocławskiego biskupa, który ustanowił parafię w Dębie. W kaplicy znajduje się obraz św. Barbary, chroniący wcześniej górników.

Te nawiązania odpowiadają węgierskiemu inwestorowi, który z atrybutów górnictwa uczynił wizytówkę SCC. Kaplica dodatkowo przynosi kompleksowi reklamę: jest to jedyne w Polsce centrum handlowe mające na swoim terenie budynek sakralny, przyczyniający się do postrzegania SCC jako projektu obejmującego ludzkie życie całościowo, nieograniczającego się do zaspokajania potrzeb konsumpcyjnych.

- Z myślą o pracownikach organizujemy niedzielne Msze o 8.30 – mówi ks. Majwald – ale większość uczestników to nasi parafianie, mieszkający po drugiej stronie »średnicówki«”. Parafianom kaplica się podoba, nie muszą chodzić daleko, a i komfort modlitwy większy. Olesiński: - Jedna starsza pani bardzo często dziękuje za kaplicę, szczególnie chwali sobie ogrzewanie podłogowe. "To takie dobre dla moich kolan", mówi. Kaplica jest surowa: niewiele w niej figurek i obrazków, którymi często upstrzone są kościoły.

Odbywają się tu śluby, był też chrzest, ale życie parafialne toczy się niezależnie od towarzyskiego, kwitnącego wokół SCC. Osiedla zamieszkują w większości pracownicy firm, wielu z nich często wyjeżdża. Ks. Majwald: - Trudno tam pójść z kolędą, to zamknięte osiedle. Ponoć wykupiono 400 mieszkań, ale nie ma tam tylu ludzi. Robimy zapisy, zgłasza się ok. 50 osób.
- Do zamieszkania na Dębowych Tarasach skłoniła mnie dobra lokalizacja, poczucie bezpieczeństwa i prestiż, jakim osiedle cieszy się wśród znajomych. Wszystko jest czyste, trawa równiutka; wiedziałam, że dopłacam do komfortu. Niekomfortowa jest jednak konieczność meldowania się ochroniarzowi, który zapisuje wszystkich wkraczających na osiedle – mówi Magda, lokatorka. – Zaczęłam szukać kamer, poczułam się jak w reality show. Wszystko jest nierzeczywiste, sztuczne. O kaplicy dowiedziała się niedawno, ale tam nie była. - Kościół i komercja do siebie nie pasują i nie powinny. Magda czuje, że w tym wieloaspektowym projekcie deweloper ma wpływ na sposób spędzania czasu: - To jakby ktoś organizował ci całe życie, teraz naprawdę można tu spędzać weekendy. Można nawet pójść do Kościoła w niedzielę.

Codziennie kompleks jest odwiedzany przez kilkadziesiąt tysięcy osób. Pan Marian, wieloletni mieszkaniec Dębu, zapytany o SCC kręci nosem. - Przedtem bardziej mi się tu podobało – mówi. Przecież wcześniej niczego tu nie było – zauważam zdziwiona. - Ale relacje międzyludzkie były inne – odpowiada.

http://religia.onet.pl/tygodnik-powszechny,45/kosciol-szuka-ludzi,358,page1.html
...............................



Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: greta Wrzesień 05, 2011, 19:52:53
Żydomasońska rewolucja w Kościele Katolickim: Magiczno – syjonistyczna czapa Benedykta XVI
5 Wrzesień 2011 Dodaj komentarz Przeskoczenie do uwag

http://mauricepinay.blogspot.com/2009/12/benedicts-magick-hat.html

Tłum. z jęz. ang. GREGORIUS

W czasie kanonizacji pięciu świętych dnia 11.10.2010 r. Benedykt nosił mitrę z umieszczonymi na niej heksagramami i jedenastoma szlachetnymi kamieniami po każdej stronie. Od XVI w. heksagram11 i 22 są wybitnie ważne w luriańskiej kabale. Nie mają żadnego znaczenia w symbolice katolickiej, przynajmniej mnie nic o tym nie wiadomo. Także jego paliusz nosi sześć krzyży templariuszowskich.

To samo w sobie jest dla mnie bardzo interesujące. Gdyby Benedykt był ortodoksyjnym papieżem, mógłbym zignorować tę podejrzaną mieszankę symboli. Ale spójrzmy na owoce (działalności) Benedykta. To on dopilnował aby słusznie potępione dziedzictwo Templariuszy- niepohamowanego zgromadzenia syjonistyczno-międzynarodowych bankierów, praktykującego okultystyczną religię, było zrehabilitowane. Benedykt był głównym motorem w rehabilitacji słusznie potępionego wizerunku syjonistycznego państwa, krótko po zgotowanym przez niego nikczemnym, dwudziestodwudniowym piekle w Gazie. Benedykt jest, trzeba to uczciwie powiedzieć, nieugiętym zwolennikiem tzw.”dialogu”, rodzaju kabalistycznego czarnoksięstwa absolutnie obcego katolicyzmowi, który to “dialog” jest także promowany przez takich kabalistów jak rabin Abraham Heschel i Martin Buber. Benedykt posunął się tak daleko w “dialogu” ze “starszymi braćmi”że uczynił z tego konieczność. Jego akty aprobaty kabalistycznych rabinów i ich tradycji są zbyt liczne, żeby je tutaj wymieniać. Posunął się nawet do tego, że podarował dzieło napisane przez kabalistę Jacoba ben Ashera pt. “Baal ha-Turim”(Mistrz filarów) w czasie swej wizyty w nowojorskiej synagodze w wigilię Paschy. Te i wiele,wiele innych paskudnych owoców Benedykta XVI dużo bardziej mnie niepokoi niż symbole na jego szatach. Ale fakt, że czyni takie rzeczy a także obnosi się z takimi symbolami jest raczej, według mnie, bezczelnością. Najwyraźniej usiłuje uświęcić te symbole umieszczając je na tak wybitnie eksponowanym miejscu jak mitra papieska w czasie kanonizacyjnej liturgii.

Benedykt XVI w synagodze, z naczelnym rabinem Rzymu

Ps. Spis artykułów chronologicznie od najstarszego do najnowszego – 1, Gregoriusa. Polecamy także film nt. żydomasońskiej rewolucji w Kościele Katolickim pt: „Oto co straciliśmy… i droga do odzyskanie tego z powrotem”:

http://www.pl.gloria.tv/?media=47774

    Kto zabił Jezusa?
    Hutton Gibson, tradycjonalistyczny pisarz katolicki oskarża Benedykta – Ratzingera o homoseksualizm
    Masoni w brazylijskiej katedrze katolickiej
    ŚDM – czy to już marsz w kierunku sakralnego burdelu?
    Francuski biskup bierze udział w masońskiej konferencji
    B’nai B’rith składa hołd Bendedyktowi XVI
    Heavy metalowy mnich odchodzi
    Same niebiosa grzmotnęły Benedykta-Ratzingera na jego „Katolickim Woodstocku”
    A „Katolicki” Woodstock rozkwita
    Meksykańska żydomasoneria opłakuje śmierć „Jana XXIII”
    BENEDYKT ODDAJE CZEŚĆ ŻYDOWSKIM „ŚWIĘTYM” KSIĘGOM
    „PAPIEŻ WOJTYŁA NAGRODZONY PRZEZ ŻYDOMASONERIĘ”
    RATZINGER – HEROLD JUDAIZMU
    Tęczowe ornaty
    PRZEDSTAWICIELE RÓŻNYCH CHRZEŚCIJAŃSKICH KONFESJI KOŃCZĄ KURS JUDAIZMU
    Chłoptasie Benedykta
    GROZA I PRZERAŻENIE
    SAM SIĘ WYBRAŁ?
    RATZINGER – ŻYD WEDŁUG RELIGIJNEGO PRAWA ŻYDOWSKIEGO
    ŻYDOWSKI RODOWÓD RATZINGERA

==========================================================

Objawienia, których bał się Kościół
10 maja, 10:11 Piotr Cielebiaś / Onet.pl Onet.pl
Objawienia, których bał się Kościół

Spośród kilkudziesięciu objawień maryjnych, które miały miejsce w wieku XX Kościół pozytywnie rozpatrzył zaledwie garstkę. Inne, niezwykle intrygujące i ciekawe, stanowczo potępił lub umieścił na długiej liście oczekiwania na oficjalną aprobatę Stolicy Apostolskiej. Dlaczego nie uznano niektórych z objawień, mimo iż swą skalą byłyby one w stanie przekonać niejednego ateistę o ingerencji boskich sił? Czy Kościół bał się zawartych w nich „demonicznych” treści, które inspirowane były przez kręgi piekielne?

Szatan w świętej skórze

Pewnego dnia w 1947 roku Madonna z sercem przebitym nożem ukazała się małej Annie Federici we wsi Gimigliano na południu Włoch. Rok później ludzie gromadzący się wokół dziewczynki, która jako jedyna rozmawiała z Maryją zaobserwowali rzekomy „cud wstającego słońca”, który był wynagrodzeniem za ich całonocną modlitwę. Kościół jednak potępił te objawienia.

REKLAMA

Jeszcze dziwniejsza rzecz miała miejsce w 1949 roku w bawarskim Heroldsbach, gdzie siedem młodych wizjonerek ujrzało widniejący nad drzewem napis „IHS”, po którym ukazała się modląca Matka Boska. Oprócz niej na świętej górze, gdzie dochodziło do objawień, ukazywały się rzesze aniołów i świętych, a zebrani ludzie obserwowali cud słoneczny przypominający ten znany z Fatimy. Kościół z niewiadomych powodów postanowił jednak zatuszować cała sprawę, a gdy rodzice dziewcząt uparcie trwali na stanowisku, iż ich dzieci mówią prawdę, obłożono ich ekskomuniką. Tylko dlaczego?

Lista nierozstrzygniętych lub potępionych objawień maryjnych jest niezwykle długa. W samym XX wieku doszło do co najmniej kilkudziesięciu przypadków, w których Kościół wstrzymał się od oficjalnych komentarzy lub otwarcie potępił wizjonerów. Wśród nich znajdują się także jedne z najbardziej znanych cudów ostatniego wieku, jak Garabandal czy Medjugorje, które nadal czekają na oficjalny werdykt. Inne, po negatywnym ustosunkowaniu się władz kościelnych, zostały całkowicie zapomniane.

Dlaczego Kościół był tak sceptyczny w stosunku do objawień, które miały tak spektakularny charakter i mogły stać się równie sławne, co Fatima i Lourdes? W 1978 roku Kongregacja Nauki i Wiary wydała specjalne rozporządzenie dotyczące akceptacji cudów, które wymienia specjalne kryteria kwalifikacyjne. Zwykle z gruntu potępiane są objawienia, których treść przeczy nauce Kościoła albo takie, w których wizjoner popełnia grzechy śmiertelne, jest osobą niezrównoważoną psychicznie albo czerpie ze swych objawień zyski. W rzeczywistości jednak hierarchowie, od których zależy akceptacja objawień podchodzą niezwykle ostrożnie nawet do przypadków, w których interwencja sił nadprzyrodzonych zdawała się nie budzić wątpliwości…

Problematyczni biskupi i inne sprawy

Wśród XX-wiecznych objawień maryjnych znajdują się także takie przypadki, o których dziś już mało kto pamięta, choć swą skalą i zakresem manifestacji cudownych zjawisk dorównywały one słynnym wydarzeniom fatimskim z 1917 roku. Najsłynniejsze z nich miało miejsce w hiszpańskiej wiosce Garabandal i obejmowało szereg wizji czterech dziewczynek, które w czasie pierwszego spotkania z Maryją w 1960 roku… kradły jabłka. Ponieważ był to grzech, wielu hierarchów zdecydowało się zaprzeczyć prawdziwości cudu. Pojawiło się także wiele krytycznych uwag i komentarzy, stwierdzających m.in. że dzieci przedstawiały widziane postaci w karykaturalny sposób, podając też niekiedy sprzeczne relacje. Niektórzy kapłani orzekali, że domniemany cud, który swym przebiegiem przypominał nieco wydarzenia z Fatimy, był diabelską próbą jej skopiowania. Niemniej jednak historia Garabandal wypełniona była różnego rodzaju cudownymi wydarzeniami, z których najbardziej znana jest materializacja hostii na języku jednej z wizjonerek (co udało się uchwycić na fotografii). Watykan nie potępił tych wydarzeń, ale również oficjalnie ich nie skomentował, powołując specjalną komisję do zbadania zjawiska dopiero w 2010 roku.

Istnieje jednak cała masa innych przypadków, w których nie udało się dojść do określonych wniosków. Najbardziej dziwaczny i problematyczny charakter miała fala objawień maryjnych, która przetaczała się przez Afrykę w latach 80. i 90. W 1987 r. tłum ludzi miał widzieć Maryję we wsi Mulevala w Mozambiku. Negatywnie rozpatrzono przypadek, który miał miejsce rok wcześniej, w kameruńskiej wsi Nsimalen. Według relacji, w rocznicę pierwszego objawienia fatimskiego nad miejscową kaplicą ukazać miała się jasna zjawa Matki Boskiej, czego świadkami było siedmioro dzieci spotykających domniemaną Maryję przez 9 dni. Choć w Nsimalen doszło do dwóch rzekomo cudownych uzdrowień, Kościół nie dał się przekonać co do ich wartości. Na przełomie maja i kwietnia 2011 roku donoszono z kolei o cudzie, którego świadkiem był tłum ludzi w Abidżanie – byłej stolicy Wybrzeża Kości Słoniowej. Według umieszczonych w Internecie relacji, pojawienie się świetlistej postaci udało się zarejestrować przy pomocy kamer z telefonów komórkowych.

Fatima, Medjugorie, Garabandal - czytaj w Strefie Tajemnic
Autor: Piotr Cielebiaś Źródło: Onet.pl

Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 08, 2011, 20:01:45

it / ms | EKAI | 15 Lipiec 2011 | Komentarze (1)

                                                   Egzorcyści debatują na Jasnej Górze


Na Jasnej Górze trwa europejskie spotkanie egzorcystów i osób ich wspierających, pełniących posługę uwalniania. Celem Konferencji jest wymiana doświadczeń i poznawanie nowych wyzwań. Wśród tematów znalazły się zagadnienia dotyczące współczesnej mody na wampiryzm, schizofrenii i zaburzeń psychicznych, okultyzmu i spirytyzmu. W spotkaniu udział bierze ok. 300 osób.
- Posługa egzorcystów w Kościele powinna być normą duszpasterską – powiedział o. prof. Aleksander Posacki, demonolog, przedstawiciel Międzynarodowego Stowarzyszenia ds. Uwalniania.

Dołącz do nas na Facebooku

Zdaniem ks. Rufusa Pereiry z Indii, przewodniczącego Międzynarodowego Stowarzyszenia ds. Uwalniania, w dzisiejszym świecie przybywa zagrożeń i ataków złego ducha, który szuka różnych sposobów zniewalania ludzi. - Diabeł krąży jak lew ryczący, patrząc kogo, by pożreć – przywołał słowa św. Piotra. Zależy mu na zniszczeniu każdej osoby. Mamy tylko jednego wroga, to nie jest ani Hitler, ani Stalin, jest nim szatan” – podkreślił ks. Pereira.

Egzorcysta przypomina, że diabeł wykorzysta wszystkie metody i przywołuje kilka z nich: doprowadza do uzależnienia człowieka, żeby przejąć kontrolę nad jego wolą, zdobywa umysł poprzez fałszywe ruchy religijne, posługuje się emocjami by wejść w daną osobę, może posłużyć się też chorobami ciała, żeby jej zaszkodzić. Zauważył, że dziś szczególnie chce zniszczyć relacje małżeńskie i rodzinne, zależy mu na tym, „by doprowadzać do zjawiska pojedynczego rodzica i wykorzystywania seksualnego dzieci”.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Kapłan podkreśla, że opętanie czy zniewolenie przez złego ducha jest diagnozowalne wtedy, gdy „lekarze mówią albo: nie wiemy, co ci jest", albo „nie możemy cię z tego wyleczyć”. Najczęściej dana osoba trafia najpierw do psychologa czy psychiatry (chrześcijańskiego), który dokonuje wstępnego rozpoznania, czy chodzi tu o działanie „złego” czy może o jakąś chorobę psychiczną.

O. Posacki zauważył, że dziś obserwujemy rozwój współpracy lekarzy z kapłanami. – Ta współpraca jest konieczna, bo pewne zaburzenia są z pogranicza medycyny i sfery ducha. Dopiero współpracując możemy uzyskać pełny obraz spraw człowieka, jego problemów – podkreślił jezuita. Przypomniał, że mieliśmy już w Polsce okres, kiedy „zjawiska tego typu zostały zredukowane do zjawisk materialnych, np. w psychiatrii eliminowany był wymiar duchowy, teraz wracamy do tej syntezy, uczymy się od siebie nawzajem, my od lekarzy, a oni od nas”.

O. Posacki powiedział, że w skali świata widać jak wielu ludzi potrzebuje dziś pomocy egzorcysty. - Widać, że więcej osób zgłasza się do nas i będzie jeszcze gorzej. Widać dziś pewną fascynację złem, więc problem będzie narastał – ocenia egzorcysta.

Podkreśla, że sporym utrudnieniem jest brak egzorcystów w krajach np. Europy Zachodniej – Niemczech czy Francji, choć wrasta zainteresowanie tą formą posługi. – Niektórzy przybywają do Polski i tu szukają pomocy, bo u nas każda diecezja ma egzorcystę, a w niektórych jest ich nawet kilku – powiedział jezuita.

Europejska Konferencja Międzynarodowego Stowarzyszenia ds. Uwalniania potrwa na Jasnej Górze do jutra. Tego typu spotkania odbywają się co dwa lata i gromadzą przedstawicieli różnych krajów przede wszystkim Starego Kontynentu, w tym roku są również goście z Indii, Korei i Afryki.

Międzynarodowe Stowarzyszenie ds. Uwalniania powstało w 1995 r. w San Giovanni Rotondo we Włoszech. Jego celem jest pomoc egzorcystom i osobom ich wspierających w tej posłudze duszpasterskiej Kościoła.

Egzorcyści obradują na Jasnej Górze

it / ms | EKAI | 12 Lipiec 2011 | Komentarze (6)

Egzorcyści obradują na Jasnej Górze

Egzorcyzmy, 1956 r. Włochy. Fot. Getty Images/FPM

Trwa spotkanie egzorcystów na Jasnej Górze. Tym razem oprócz specjalistów z Europy obecni są również goście z Indii i Afryki. W ściśle zamkniętym, czterodniowym spotkaniu udział bierze ok. 300 osób.
Konferencje odbywają się co dwa lata i gromadzą przedstawicieli różnych krajów, przede wszystkim Starego Kontynentu. Celem Europejskiej Konferencji Międzynarodowego Stowarzyszenia ds. Uwalniania jest wymiana doświadczeń i poznawanie nowych wyzwań. Wśród tematów są zagadnienia dotyczące współczesnej mody na wampiryzm, schizofrenii i zaburzeń psychicznych, okultyzmu czy spirytyzmu.

Dołącz do nas na Facebooku

Jak powiedział ks. Andrzej Grefkowicz, egzorcysta z archidiecezji warszawskiej, choć w Polsce raczej ustabilizowała się liczba osób potrzebujących pomocy kapłana wypędzającego złego ducha, to zagrożeń przybywa. Wśród nich dominują działania związane z leczeniem ludzi. - Chodzi o takie leczenie, które już nie jest leczeniem, tylko szkodzeniem opartym na działaniu złego ducha. Mam na myśli różne formy bioenergoterapii – podkreśla kapłan. Dodaje, że dziś trzeba także mówić o dużej czujności wobec psychologii i psychoterapii, „bo tu się wkradają też różne formy seansów, które już nie są terapeutycznymi, ale wprost okultystycznymi”.

Ks. Grefkowicz przestrzega przed różnymi nowymi propozycjami i modami, jak Halloween, które choć same w sobie nie mają złego ducha, to jednak stwarzają grunt dla rozwoju grup ewidentnie związanych z szatanem. Egzorcysta przestrzega też przed wschodnimi sztukami walki, popularnymi zwłaszcza wśród młodych, które mogą być formą propagowania elementów kultowych, związanych z religiami Wschodu. – Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak powoli zaczynamy oddalać się od chrześcijaństwa. To jest już apostazja, zwracanie się w innym kierunku – zauważa egzorcysta. Podkreśla, że najlepszą profilaktyką jest bliska więź z Bogiem, ale i zdobywanie informacji, krytyczne myślenie, wielka czujność i po prostu zdrowy rozsądek.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

W spotkaniu uczestniczą księża i świeccy, którzy współpracują z egzorcystami albo podejmują posługę uwalniania, która nie zawsze jest ścisłym egzorcyzmem. Posługa uwalniania to modlitwa w sytuacjach, gdy nie ma opętania, lecz dręczenie przez złego ducha.

Ks. Grefkowicz zauważa, że grono osób, które towarzyszą egzorcystom, powiększa się, za to stabilizuje się liczba osób, które potrzebują pomocy.
Egzorcyzmy mają na celu wypędzenie złych duchów lub uwolnienie od ich demonicznego wpływu, mocą duchowej władzy, jaką Jezus powierzył Kościołowi. - Egzorcyzm jest zwróceniem się wprost do złego ducha w imieniu Jezusa Chrystusa, by ustąpił – podkreśla warszawski kapłan.

Jeśli złego stanu człowieka, nie da się wytłumaczyć skłonnościami, obciążeniami genetycznymi, uwarunkowaniami biologicznymi i nie ma poprawy po specjalistycznych działaniach czy zabiegach medycznych, a poprawa następuje dzięki działaniu egzorcysty i modlitwie, uznaje się je za skutek działania złego ducha.

Tzw. sytuacje zniewolenia duchowego są zawsze sytuacjami z pogranicza nauki i obszaru działalności egzorcystów. Dlatego dzisiejsi egzorcyści ściśle współpracują z psychiatrami i psychologami, by rozróżnić, u kogo występuje choroba, a u kogo chodzi o wpływ złych duchów.

Sygnałem mówiącym o potrzebie działania egzorcysty może być niewytłumaczalna niechęć zniewolonej osoby do wszelkiego sacrum. Ktoś taki nie chce wymówić imienia Jezusa i Maryi, nie przechodzi mu przez usta formuła, że wyrzeka się szatana, nie chce wejść do świątyni, odrzuca święconą wodę. Symptomem może być np. jasnowidzenie, nadzwyczajne siły i znajomość języków nieuczonych.

Europejska Konferencja Międzynarodowego Stowarzyszenia ds. Uwalniania potrwa do czwartku 14 lipca. Wtedy też zaplanowano konferencję prasową.

http://religia.onet.pl/kraj,19/egzorcysci-obraduja-na-jasnej-gorze,416,page1.html
.............................................

Małgorzata Szewczyk | Przewodnik Katolicki | 21 Lipiec 2011 | Komentarze (29)

                                Ze św. Krzysztofem za kierownicą

Podobno był bardzo brzydki, odznaczał się wysokim wzrostem, potężną posturą i niekształtną głową przypominającą głowę psa. Z tego powodu rodzice dali mu imię Reprobus – Odrażający. Mowa o świętym Krzysztofie - patronie kierowców.
Na nic ABS-y, poduszki bezpieczeństwa, system wspomagania kierownicy, programy stabilizujące ESP, tempomaty. Na nic komputery pokładowe, immobilisery, halogeny ani GPS-y.

Polscy kierowcy, półleżący w kubikowych fotelach i trzymający kierownicę „na pizzę”, sieją powszechny strach. Polskie szosy natomiast przypominają bardziej wielkie wykopalisko archeologiczne niż drogi ekspresowe i autostrady rodem z XXI w. Pod tym względem bliżej nam do epoki Flinstonów.

Dołącz do nas na Facebooku

Współczesny samochód naszpikowany jest elektroniką i wszelkiego rodzaju gadżetami upiększającymi jego wnętrze lub ułatwiającymi trudną sztukę poruszania się, a może lepiej, przebijania przez miejskie i podmiejskie korki. Dzisiaj królują na desce rozdzielczej: wazoniki na kwiatki, poruszające się pod wpływem promieni słonecznych plastikowe pamperki, podwieszane pod lusterkiem płyty lub pluszaki, zapachowe choinki czy flakoniki z pachnącą cieczą, uchwyty na okulary...

Persona non grata?

Kiedyś na kółku obok kluczyka każdego szanującego się kierowcy wisiał breloczek ze św. Krzysztofem dźwigającym dziecko na ramieniu albo patron ten, o mniej lub bardziej udanej fizjonomii, pozłacany albo posrebrzany, sąsiadował z prymitywnym samochodowym nawiewem. A obecnie?

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Owszem, wizerunków opiekuna kierowców nie brakuje, zresztą nadal należy on do najpopularniejszych świętych, co do których nie mamy wątpliwości, komu patronują. Co roku przecież 25 lipca księża błogosławią pojazdy, ale czy wsiadając do samochodu, przyzywamy jego opieki?

W średniowieczu św. Krzysztof zaliczany był do grona 14 wspomożycieli, czyli do grupy szczególnych patronów. Opiekuje się podróżnymi, pielgrzymami, przewodnikami, flisakami i marynarzami. Współcześnie uważany jest za patrona kierowców, ruchu i komunikacji. Wzywany jest także w przypadku niespodziewanej śmierci, zarazy i dżumy, zagrożenia ogniem, wodą, suszą, niepogodą, w przypadku chorób oczu, bólu zębów i ran. Ludzie nękani przez różne choroby, zarazy i wojny bali się śmierci, a ze św. Krzysztofem wiązali nadzieję, że pomoże im on pokonać spotykające ich trudności. Krzysztof szczególną opieką otacza Wilno, które w swoim herbie umieściło właśnie jego wizerunek.
O życiu tego, którego imię w języku greckim oznacza „niosący Chrystusa”, nie ma wielu wiadomości. Miał się urodzić pod koniec II w. w Kanaanie (być może w Licji – dziś Turcja), w rodzinie pogańskiej, a ok. 250 r. poniósł śmierć męczeńską za panowania cesarza Decjusza. Wobec braku szczegółowych informacji jego historia obrosła w legendę. Podobno był bardzo brzydki, odznaczał się wysokim wzrostem, potężną posturą i niekształtną głową przypominającą głowę psa. Z tego powodu rodzice dali mu imię Reprobus – Odrażający.

Odznaczał się również ponadludzką siłą, którą postanowił wykorzystać. Zaciągnął się na służbę u władcy swojej krainy, który – jak się okazało – bardzo bał się szatana. Potem okazało się, że szatan boi się Chrystusa. Reprobus zainteresował się więc Mistrzem z Nazaretu, poznał Jego naukę i przyjął chrzest. Osiedlił się nad Jordanem i w ramach pokuty postanowił wykorzystać swoją niespotykaną siłę i służyć ludziom, przenosząc ich na swoich ramionach przez rzekę. Pewnej nocy usłyszał dziecięcy głos proszący go o tę przysługę. Wziął więc dziecko na ramiona i zaczął nieść. Dziecko stawało się coraz cięższe, tak że Reprobus stracił równowagę i groziło mu utonięcie. Gdy dotarł na drugi brzeg, zapytał, kim ono jest. Usłyszał: „Jam jest Jezus, twój Zbawiciel. Dźwigając Mnie, dźwigasz cały świat”. Na pamiątkę tego wydarzenia Reprobus otrzymał greckie imię Christophoros, co oznacza „niosący Chrystusa”, i został mu przywrócony normalny wygląd.

W średniowieczu wizerunek św. Krzysztofa zdobił wiele kościołów, malowano go na wieżach obronnych, na bramach miejskich, feretronach i sztandarach, a także na wielu kamienicach przy ruchliwych ulicach – takie kamienice nazywano Krzysztoforami. Spojrzenie na ten wizerunek miało chronić od niebezpieczeństw w ciągu dnia.
W ikonografii przedstawiany jest jako młodzieniec niosący na barkach Dzieciątko Jezus.
Mało kto wie, że jednym z jego atrybutów jest... ryba.

Szukam ryby... na bagażniku

„Czy może mi ktoś wytłumaczyć, co oznacza symbol ryby na samochodzie...”. Na taką prośbę natknęłam się na kilku forach internetowych.

Ryba to jeden z najstarszych symboli chrześcijaństwa. Dla pierwszych wierzących w Chrystusa była symbolem Założyciela Kościoła. Ichthýs (gr. ryba) to jeden z najsłynniejszych akronimów, czyli słów, z których liter można utworzyć ukryte w nich hasło – greckie: Iesous Christos Theu (H) Yios Soter – Jezus Chrystus Syn Boży Zbawiciel.
Ryba wyobrażała Chrystusa na niezliczonych ubiorach, wazach, rzeźbach, ornamentach, nagrobkach, zwłaszcza od początku II w. do połowy IV w.
O tym chrześcijańskim symbolu wspomina też Henryk Sienkiewicz w Quo vadis. Grecki filozof Chilon Chilonides w rozmowie z Winicjuszem i Petroniuszem nazywa ją „godłem chrześcijan”.

Obecnie taki symbol-naklejkę można kupić bodaj w każdej wielkości i w każdym kolorze. Jeśli ktoś ma ten znak umieszczony na samochodzie, to najprawdopodobniej jest chrześcijaninem i można się po nim spodziewać takich zachowań. Pokazuje tym samym, że jest osobą kierującą się zasadami wiary w życiu. Zwyczaj naklejania rybki na bagażniku samochodu przywędrował do nas z Zachodu, chociaż ostatnio coraz rzadziej jest on praktykowany.

Całość tekstu - czytaj w Przewodniku Katolickim
http://religia.onet.pl/publicystyka,6/ze-sw-krzysztofem-za-kierownica,446,page1.html

   


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 08, 2011, 20:10:10

 Rachel Saslow | Washington Post | 16 Czerwiec 2011 | Komentarze (38)

                                                                     Ekologiczne pogrzeby

Coraz więcej zwolenników hybrydowych samochodów, recyklingu i wegetariańskiej diety chce opuścić ten świat w sposób równie przyjazny środowisku, według zasady: żyj w zgodzie z naturą i umieraj ekologicznie. To dla nich wymyślono „zielone” pochówki.
– Przedstawiciele pokolenia powojennego, którzy określają siebie jako obrońcy środowiska, nie chcą, aby ten ostatni akt wiązał się z zanieczyszczeniem przyrody – mówi Joe Sehee, dyrektor Green Burial Council. – Dla wielu ludzi świadomość, że wrócą do ziemi w sposób naturalny, jest kojąca – dodaje.

Istnieją różne formy pochówku, które uznaje się za ekologiczne. Można zrezygnować z balsamowania zwłok albo zażądać użycia nietoksycznych środków. Można także kupić biodegradowalną trumnę z ekologicznej wierzby, wikliny czy bambusa, czy nawet zamówić zwykły całun. Pogrzeb może się odbyć na „naturalnym” cmentarzu, na terenie rezerwatu przyrody. Jedna z amerykańskich firm pogrzebowych umieszcza skremowane prochy w sztucznych rafach, które stają się naturalnym środowiskiem dla ryb i roślinności morskiej.

Dołącz do nas na Facebooku

Carol Fox z Mount Airy w stanie Maryland wybrała zielony pochówek w morzu dla swojego syna Jamiego, który zmarł w wieku 21 lat. Jamie studiował ekologię i oceanografię na Uniwersytecie w Salisbury. W 2002 roku utonął w oceanie. – Uwielbiał nurkowanie. Należał do tych osób, które chodząc po plaży, zawsze podnoszą śmieci – wspomina matka.

Jak oddać grób do reklamacji?

Carol chciała znaleźć na prochy syna urnę z motywem delfina. W trakcie tych poszukiwań natknęła się na stronę internetową firmy Eternal Reefs. – Pomyślałam: „Mój Boże, to jest dokładnie to, czego by chciał Jamie” – opowiada Carol.

W 2004 roku Jamie został pierwszym mieszkańcem Marylandu pochowanym w sztucznej rafie. Spoczął w wodach przy Ocean City – miejscowości, w której mieszkał i którą uwielbiał.
Ekologiczne pogrzeby

Rachel Saslow | Washington Post | 16 Czerwiec 2011 | Komentarze (38)

Ekologiczne pogrzeby

Fot. Eternal Reefs

Aby stworzyć sztuczną rafę, skremowane zwłoki miesza się z betonem. Następnie formuje się z tego „perłę” wielkości piłki do koszykówki, ważącą około 30 kilogramów. Perła zostaje umieszczona w betonowej rafie w kształcie ula. W podmorskim grobowcu, który kosztuje od czterech do siedmiu tysięcy dolarów, mogą się znaleźć prochy czterech członków rodziny. Istnieją także rafy przeznaczone dla całych wspólnot. Pogrzeb w takiej zbiorowej mogile kosztuje trzy tysiące dolarów za osobę. Firma Eternal Reefs umieściła już w Zatoce Chesapeake około 60 sztucznych raf.

Carol Fox zamierza zanurkować do grobu Jamiego w lipcu, w dniu jego 30 urodzin. Kobieta ma nadzieję, że miejsce pochówku jej syna będzie tętniło życiem.

– Osiemdziesiąt procent osób zainteresowanych zielonym pochówkiem początkowo planowało kremację – mówi Sehee. Wprawdzie palenie zwłok wiąże się z przedostawaniem się do atmosfery szkodliwych substancji, takich jak podtlenek azotu czy rtęć z plomb w zębach, jednak – jak twierdzi Sehee – zagrożenie związane z tymi toksynami bywa wyolbrzymiane.

Wśród szkodliwych dla środowiska aspektów chowania zmarłych na tradycyjnym cmentarzu wymienia się między innymi wykorzystanie wody i pestycydów oraz kosiarek do trawy, które zanieczyszczają środowisko. Ponadto – jak wynika z badań Narodowego Instytutu Raka – częsty kontakt z formaldehydem zawartym w środkach do balsamowania zwłok naraża personel zakładów pogrzebowych na podwyższone ryzyko białaczki szpikowej.

Do tego dochodzi zajmowanie na wieki skrawka ziemi, której zmarły raczej nie wzbogaca. Sehee szacuje, że Amerykanie każdego roku grzebią w trumnach około miliona ton stali. Taka ilość wystarczyłaby na wybudowanie drugiego mostu Golden Gate. Ilość betonu wykorzystywanego do budowy grobowców pozwoliłaby z kolei na zbudowanie dwupasmowej drogi z Nowego Jorku do Detroit. Trumny często wytwarzane są za granicą i przywożone do Ameryki, co dodatkowo powiększa ślad węglowy zmarłego.

Przeciętny amerykański pogrzeb kosztował w 2009 roku 6560 dolarów. Pochówki należą do tych nielicznych usług, na których można zaoszczędzić, wybierając opcję ekologiczną. Zielony pogrzeb to wydatek o połowę mniejszy niż tradycyjna uroczystość. Rodziny nie muszą bowiem płacić za balsamowanie i przygotowanie zwłok, płytę nagrobkową czy drogą trumnę.

– Wiele tradycyjnych praktyk pogrzebowych to sposób na to, by ochronić ciało przed czynnikami zewnętrznymi, zamiast sprawić, by stało się ono częścią natury. Zielone pochówki odwracają ten sposób myślenia – przekonuje Sehee

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/ekologiczne-pogrzeby,347,page1.html
............................
                                                                          Historia Bożego Ciała

jz, kg, tk, mkc//po | EKAI | 22 Czerwiec 2011 | Komentarze (387)

Procesja w święto Bożega Ciała, Kraków 2010 r. Fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta

23 czerwca przypada uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa - Boże Ciało. To jedno z głównych świąt obchodzonych w Kościele katolickim.
Choć świadomość niezwykłego cudu przemiany konsekrowanego chleba i wina w rzeczywiste Ciało i Krew Chrystusa towarzyszyła wiernym od początku chrześcijaństwa, jednak trzeba było czekać aż dziesięć stuleci zanim zewnętrzne przejawy tego kultu powstały i zadomowiły się w Kościele katolickim.

Dołącz do nas na Facebooku

Uroczystość, która wyrosła na podłożu adoracyjnego kierunku pobożności eucharystycznej rozwijającej się na Zachodzie od przełomu XI i XII w., przeżywana jest obecnie w czwartek po uroczystości Trójcy Świętej. Bezpośrednią przyczyną ustanowienia uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa były objawienia bł. Julianny z Cornillon. Pod ich wpływem bp Robert ustanowił w 1246 r. święto Bożego Ciała, początkowo dla diecezji Liege.

W 1252 r. legat papieski rozszerzył obchodzenie tego święta na Germanię, natomiast papież Urban IV bullą "Transiturus" z 1264 r. ustanowił Boże Ciało świętem obowiązującym w całym Kościele jako "zadośćuczynienie za znieważanie Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, błędy heretyków oraz uczczenie pamiątki ustanowienia Najświętszego Sakramentu".
Śmierć Urbana IV przeszkodziła ogłoszeniu bulli. Dokonał tego papież Jan XXII (w 1334 r.), natomiast papież Bonifacy IX polecił w 1391 r. wprowadzić święto Bożego Ciała wszędzie tam, gdzie jeszcze nie było ono obchodzone.

W Polsce jako pierwszy wprowadził to święto bp Nankier w 1320 r. w diecezji krakowskiej, natomiast w Kościele unickim - synod zamojski w 1720 r. W Kościele katolickim w Polsce pod koniec XIV w. święto Bożego Ciała było obchodzone już we wszystkich diecezjach. Było ono zawsze zaliczane do świąt głównych. Od końca XV w. przy okazji tego święta udzielano błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem.

Prawdziwa obecność Chrystusa w Eucharystii

Kościół od samego początku głosił wiarę w realną obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Chrystus ustanowił Najświętszy Sakrament przy Ostatniej Wieczerzy. Opisali to trzej Ewangeliści: Mateusz, Marek i Łukasz oraz i św. Paweł Apostoł. Prawdziwa i rzeczywista obecność Jezusa Chrystusa pod postaciami chleba i wina opiera się według nauki Kościoła na słowie Jezusa: "To jest Ciało moje ... To jest krew moja" (Mk 14,22.24).

Nowy Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, iż "sposób obecności Chrystusa pod postaciami eucharystycznymi jest wyjątkowy... W Najświętszym Sakramencie Eucharystii są zawarte prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie Ciało i Krew wraz z duszą i Bóstwem Pana naszego Jezusa Chrystusa, a więc cały Chrystus." (KKK 1374).

Kult Najświętszego Sakramentu

Od XVI w. przyjęła się w Kościele praktyka 40-godzinnej adoracji Najświętszego Sakramentu. Praktykę tę wprowadził do Mediolanu św. Karol Boromeusz w 1520 r. Dzisiaj praktyka ta jest obecna w całym Kościele. Zostały założone nawet specjalne zakony, których głównym celem jest nieustanna adoracja Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. W Polsce istnieją trzy zakony od wieczystej adoracji: benedyktynki-sakramentki, franciszkanki od Najświętszego Sakramentu i eucharystki.
Procesje

Procesje eucharystyczne w dniu Bożego Ciała wprowadzono później niż samo święto. Pierwszym śladem ich istnienia jest wzmianka o uroczystej procesji przed sumą w Kolonii w latach 1265-75. Podczas procesji niesiono krzyż z Najświętszym Sakramentem. W ten sposób nawiązywano do dawnego zwyczaju zabierania w podróż Eucharystii dla ochrony przed niebezpieczeństwami.

W XV w. procesje eucharystyczne odprawiano w całych Niemczech, Anglii, Francji, północnych Włoszech i Polsce. W Niemczech procesję w uroczystość Bożego Ciała łączono z procesją błagalną o odwrócenie nieszczęść i dobrą pogodę, dlatego przy czterech ołtarzach śpiewano początkowe teksty Ewangelii i udzielano uroczystego błogosławieństwa. W Polsce zwyczaj ten wszedł do "Rytuału piotrkowskiego" z 1631 r. Rzymskie przepisy procesji zawarte w "Caeremoniale episcoporum" (1600 r.) i "Rituale romanum" (1614 r.) przewidywały jedynie przejście z Najświętszym Sakramentem bez zatrzymywania się i błogosławieństwo eucharystyczne na zakończenie.

Procesję odprawiano z wielkim przepychem od początku jej wprowadzenia. Od czasu zakwestionowania tych praktyk przez reformację, udział w procesji traktowano jako publiczne wyznanie wiary.

W Polsce od czasów rozbiorów z udziałem w procesji łączyła się w świadomości wiernych manifestacja przynależności narodowej. Po II wojnie światowej procesje w czasie Bożego Ciała były znakiem jedności narodu i wiary. Z tej racji ateistyczne władze państwowe niejednokrotnie zakazywały procesji urządzanych ulicami miast.

Konferencja Episkopatu Polski zmodyfikowała 17 lutego 1967 r. obrzędy procesji Bożego Ciała, wprowadzając w całej Polsce nowe modlitwy przy każdym ołtarzu oraz czytania ewangelii tematycznie związane z Eucharystią.

Po 1989 r. w centralnej procesji Bożego Ciała w Warszawie prowadzonej przez prymasa Polski Kard. Józefa Glempa brali udział przedstawiciele władz państwowych i samorządowych.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/historia-bozego-ciala,361,page1.html
..................................


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 08, 2011, 20:13:40
                                                                                  (Nie) warto rozmawiać

Tomasz Ponikło | Tygodnik Powszechny | 7 Wrzesień 2011 | Komentarze (1)
 

Prof. Irena Borowik, socjolog: Żeby społeczeństwo trwało w swojej funkcjonalnej strukturze, świętych musi być mało. Wybieramy to, co jest łatwe do zaakceptowania.
Tomasz Ponikło: W kraju, gdzie większość z nas jest ochrzczona, przyznaje się do religii, regularnie praktykuje – nie rozmawiamy o sprawach wiary. Ani w rodzinie, ani z przyjaciółmi, ani w kontekście towarzyskim. Dlaczego?

Prof. Irena Borowik: Jest tak, jak gdyby rytuał nie wymagał wiary. Przekazywanie wiary w rodzinie i we wspólnotach kościelnych następuje poprzez praktykowanie, pilnowanie, a nawet kontrolę uczestnictwa w rytuałach. Zobaczyłam to w wywiadach biograficznych z młodzieżą: w domu nie ma rozmowy o wierze, jest wprowadzanie w formy religijności typu: „masz iść na Mszę”. W efekcie rodzi to rozdźwięk między rzeczywistymi przekonaniami a tym, jakie powinny one być, by pozostać w zgodzie z wyznawaną religią. To zaś, że „czyni się”, a nie mówi, na przekór stanowi i siłę, i słabość. Siłę, bo to model religijności praktykowanej, ale bezrefleksyjnej, ze słabym powiązaniem sfer codzienności, moralności i wiary. Ale daje poczucie stabilizacji i stanowi motor przekazu religijnego.

Dołącz do nas na Facebooku

Wypełniając formę docieramy do treści?

Nie wiem, czy za praktyką stoi potrzeba docierania do treści. Dla wielu uczestniczenie we Mszy, wykonywanie gestów, np. znaku krzyża czy pojednania – samo w sobie ma charakter uświęcający. Nie treść, ale działanie, jego powtarzalność są ważniejsze, przez nie uobecnia się sacrum.

Wiara staje się rytuałem, a rytuał jest zamknięty w przestrzeni kościoła?

Niekoniecznie, bo jest też modlitwa indywidualna. Dzieci są jej uczone, ale jako formy do wypowiadania. Nawet przy tej okazji nie zdarzają się rozmowy o treściach wiary. Młodzi przyznają, że o tym się milczy. Wiara jako temat dyskusji pojawiała się w opowieściach badanych przeze mnie osób wyłącznie w przypadkach szczególnie pogłębionej religijnej formacji i – konwersji. Bo wówczas uzasadnić trzeba nie to, co jest, ale to, co się zmieniło. Tymczasem to, co jest – oczywistość tego, że jest się katolikiem, poza siłą, stanowi też słabość. Bo o tej sile decyduje masowość...

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Ta siła wygasa?

Religijność bezrefleksyjna dobrze realizuje się w społeczeństwie, które zmienia się powoli i gdzie religię się dziedziczy. Dziś w miejsce powtarzalności mamy nieustanne zmiany.

Np. po upływie dwóch dekad wyższe wykształcenie posiada już nie 8, ale 30 proc. ogółu Polaków. Wielu emigruje, po kilku latach wracają, będąc innymi ludźmi po konfrontacji z obcym społeczeństwem. Wzrasta napięcie między wiarą bezrefleksyjną i tą, która wymaga aktywnego myślenia o własnym życiu.
Wiara jest w tym życiu punktem odniesienia?

Wyobraźmy sobie szeroką drogę, która po bokach ma dwa chodniki. W Polsce jest ok. 3 proc. niewierzących, nieco mniej członków mniejszości wyznaniowych, a ok. 95 proc. to zadeklarowani katolicy. Spośród nich jednym chodnikiem idą ludzie indyferentni religijnie, drugim – mocno zaangażowani. Pośrodku szerokim traktem sunie religijność kulturowa, 60-70 proc. wierzących. To osoby przywiązane do rytuałów, które kultywują na zasadzie oczywistości. Nie dręczy ich ani niepewność wiary, ani nie przeżywają ekscytacji nią. Nie mają też potrzeby zastanawiania się, dlaczego właściwie jest tak, jak jest.

Wiara jest żywą wartością dla 15-20 proc., którzy intensywnie nią żyją – to naprawdę bardzo dużo. Ich wiara jest spójna (w przeciwieństwie do pozostałych), są skłonni jej bronić, zdarza się, że cierpią z powodu swoich przekonań, bo na ich podstawie podejmują niepopularne decyzje. W tej grupie ok. 4-5 proc. należy do grup, w których sporo się dyskutuje, czyta Pismo św., stawia problemy.

Trzecia grupa to ludzie zdystansowani do religii, ale kulturowo identyfikujący się z katolicyzmem i okazjonalnie praktykujący, którzy np. mimo niechęci do nauk przedmałżeńskich i niezgody na katolicką etykę seksualną przystępują do kościelnego ślubu.

I dokąd nas ta droga prowadzi?

Nie wiadomo, bo to szeroki trakt, a chodniki się rozchodzą. W polskiej specyfice istotna jest nie intensywność, ale ciągłość zjawisk. Powoli, ale systematycznie spadają praktyki religijne. W młodym pokoleniu (19-29 lat) następuje to szybciej. Najważniejsze jest zaś to, że upodabnia się model religijności dziewcząt i chłopców – zawsze to kobiety były bardziej religijne i częściej praktykujące niż mężczyźni. To może nieść daleko idące zmiany w modelu przekazywania wiary, za który wciąż najbardziej odpowiedzialne są kobiety. Ale nie zobaczymy żadnego spektakularnego załamania religijności, jak to miało miejsce w Hiszpanii czy Irlandii. Szeroki trakt utrzyma się, stopniowo tracąc nieco z tej szerokości na rzecz osób indyferentnych. W Polsce Kościół przez wieki pełnił istotne funkcje zastępcze dla społeczeństwa – kulturowe, polityczne. Był gwarantem równowagi, mediatorem, mobilizatorem społeczeństwa obywatelskiego. I teraz, w warunkach traumy transformacyjnej, jest tak samo funkcjonalny, jak był w przeszłości. A więc żadne zmiany nie nastąpią z dnia na dzień.

Czy jednak dla młodych ludzi, sunących szerokim traktem, wiara nie jest „obciachowa”?

Takie poczucie mają młode osoby zaangażowane religijnie, ludzie po konwersji i z mniejszości wyznaniowych. W pewnym sensie społeczeństwo nie chce, jak mówił Weber, wirtuozów religijnych. Tak samo jak w każdej dziedzinie życia społecznego, najbardziej pożądane jest religijne przeciętniactwo. Religie rutynizują się i uspołeczniają. Wyobraźmy sobie, że po Krakowie chodzi tuzin mesjaszów, a na każdym rogu inny prorok wieszczy bliski koniec świata – gdyby choć część z nas im uwierzyła, życie społeczne byłoby zdezintegrowane, np. ludzie nie chcieliby chodzić do pracy, bo czekaliby na rzeczy ostateczne. Dlatego społecznie bezpieczna jest letnia religijność; żarliwość niesie zagrożenie.
W północno-wschodniej Polsce, mieszkając z wyznawcami różnych religii, badałam wpływ wiary na codzienne życie zielonoświątkowców, prawosławnych, katolików i mahometan. Wszyscy poza zielonoświątkowcami poddawali się zwykłym sprawom: krowa chora, autobus się spóźnił, sąsiedzi pokłócili. A zielonoświątkowcy pracując śpiewali religijne pieśni, modlili się kilka razy w ciągu dnia, a ich bieżące komentarze miały odniesienia religijne. Np. jedziemy po zboże, na drodze pijany rowerzysta: „Pytają, gdzie piekło. Tu piekło. Czy trzeba siarki gorejącej?”. Albo chmurzy się, niedziela, a przez wieś toczą się furmanki: „Boga się nie boją, w niedzielę pracują. Jak siano zmoknie, to i wyschnie. Pan Bóg za wszystko odpowiada”. Ale tak praktykując religię całkowicie się izolowali od życia wiejskiego i popadali w anachronizm: mleka do mleczarni nie nosili, bo tam oszukują, nie można się do tego przykładać. Albo jak żniwa, to kombajnu nie wezmą, bo kierowca chciałby za to wódkę, a picie jest grzechem. W rezultacie nie mieli regularnych dochodów.

I takich wirtuozów religijnych nie akceptujemy?

Po prostu, żeby społeczeństwo trwało w swojej funkcjonalnej strukturze, świętych musi być mało. Wybieramy to, co jest łatwe do zaakceptowania. Wyobraźmy sobie, każdy z nas, własne środowisko pracy, do którego wkracza człowiek o intensywnej religijności. Co się dzieje? Dla wszystkich jest niewygodny ze względu na swoje odwoływanie się do wiary. W masie chcemy, żeby życie toczyło się gładko, czyli było zbudowane na oczywistościach. Kiedy pojawia się osoba takie oczywistości podważająca – a przecież nic nie jest oczywiste dla człowieka, który żyje tak, jakby miał umrzeć za chwilę – wszystkim komplikuje sprawy.

Albo w rodzinie: żona związała się z grupą charyzmatyczną, a mężowi wystarcza niedzielna Msza. W swoim rozumieniu jest wystarczająco religijny. Ale żona uważa inaczej, codziennie idzie z dziećmi do kościoła, wprowadza wspólne modlitwy przy posiłkach, wszystko komentuje językiem religijnym. To może doprowadzić nawet do rozpadu życia rodzinnego.

Z oczywistości wyznania powinna wynikać oczywistość co do prawd wiary. Jeśli tylko spróbować je wspomnieć w towarzyskiej rozmowie, atmosfera zrobi się gęsta.

Dlatego, że po prostu nie ma potrzeby takiej rozmowy. Być katolikiem to dla większości tak, jak wziąć parasol, kiedy pada. Kto najczęściej mówi o religii? Niewierzący. Bo różnią się od większości i muszą przed sobą argumentować ten wybór. A skoro dla większości wiara jest oczywistością, to znaczy też tyle, że nie jest żadnym intrygującym tematem do rozmowy. W wywiadzie młoda dziewczyna na pytanie o śmierć i wiarę powiedziała: „Nie, na razie o tym nie rozmawiamy. Ale na emeryturze, z koleżanką przy herbacie, wtedy tak, będziemy mówić o Bogu”. Wątpię, bo choć z wiekiem zaangażowanie religijne wzrasta, to wcale ludzie starsi więcej o wierze nie mówią; więcej czytają, ale nie dyskutują.

W łonie katolicyzmu w Polsce nie ma kultury dyskursu. Ciężko zresztą oceniać, co jest lepsze: rytuał czy debata. Socjologowie zajmujący się historią religii podkreślają, że o ile rytuał ma moc jednoczącą, o tyle rozwój doktryny niesie ze sobą rozłamy. Przenosząc to na doświadczenie społeczne: z obawy przed pęknięciem ludzie boją się spornych tematów. Poza tym, po ludzku patrząc, np. mówić o zmartwychwstaniu to mówić o śmierci. A tego nie lubimy.
Ale chętnie narzekamy na Kościół i na księży. Czy to nie paradoks, że jednocześnie nie zdarza się nam choćby trącić spraw duchowych?

Społeczny krytycyzm wobec ludzi Kościoła jest wysoki i paradoksalnie nie pociąga konsekwencji. Krytyka Kościoła przekłada się na krytykę wiary tylko wśród tych, którzy ją porzucają. Są rozczarowani nie księżmi w ogóle, ale konkretnym kapłanem. Poza tym antyklerykalizm wciąż jest silny w środowisku wiejskim, a nie kłóci się z chodzeniem na Mszę i dawaniem na tacę.

W tym wszystkim tkwi paradoks. Np. młodzież licealna krytykuje katechezę, ale z niej nie występuje. Uzasadnienia są pozamerytoryczne, to kwestia konformizmu: bo rodzice by się awanturowali, bo byłoby trudniej zawrzeć ślub kościelny itp. Krytyka Kościoła odsłania więc z jednej strony konformizm, a z drugiej chęć, by Kościół był lepszy, niż jest.

Narodzi się więc kultura debaty?

W Polsce ani Kościół, ani księża nie chcą debaty. To zresztą odbicie postawy także większości wiernych. Załatwianie spornych lub drażliwych kwestii za zamkniętymi drzwiami lub w zupełnej tajemnicy ma chronić przed dezintegracją i zapewniać spójność. Może więc to nie przypadek, że ludzie nie chcą rozmawiać o sprawach religijnych, bo tak samo nie rozmawia z nimi Kościół, ale ich naucza. Może więc zmiany będą następować w tych grupach równolegle?

Postępuje prywatyzacja wiary?

Ciężko o niej mówić, skoro była od zawsze. Ludzie postrzegają się jako katolicy, ale uważają np., że mogą współżyć seksualnie bez ślubu, a rozwody są dopuszczalne. Sfera moralności w znacznym stopniu nie podlega wpływom Kościoła. Prywatyzacja obejmuje też prawdy wiary: Bóg tak, ale jaki Bóg? Tylko dla części będzie to Bóg Trójjedyny, a dla reszty absolut, siła kosmiczna, energia, Bóg filozofów. Podobnie z Chrystusem: dla części to Syn Boży, dla innych reformator społeczny.

Po co więc wypełniać rytuały, skoro nie oczekuję ostatecznej nagrody, bo np. nie wierzę w zmartwychwstanie?

Ponieważ samo uczestnictwo w rytuale jest nagrodą – teraz szeroko dyskutowana jest rynkowa teoria religii, w której prawie wszystko jest kompensatą, czyli obietnicą nagrody nie do spełnienia na tym świecie. A jedyna rzeczywista nagroda to uczestnictwo we wspólnocie wierzących, co buduje poczucie bezpieczeństwa, zaś spełnianie rytuałów nadaje życiu ład i jest źródłem sensu mimo odsuwania myśli o śmierci i o tym, co po niej. Jest też religia kotwicą na czas burzy. Zygmunt Bauman używa metafory zabałaganionego placu zabaw, po którym bez kierunku i kotwicy toczy się życie ludzkie. Ale tak nie jest: w Polsce moim zdaniem widzimy, że społeczeństwo ma kotwicę – i jest nią religia.
Ale w tej masie, która płynie głównym traktem, wspólnota jest niemal wirtualna.

Nie, ponieważ wciąż 30 proc. społeczeństwa żyje na wsi, gdzie w parafiach ludzie się znają i gdzie następuje silna integracja poprzez sakralizację tożsamości: „my w parafii jesteśmy dobrymi ludźmi, wierzymy w Boga, dajemy temu przykłady: wyspowiadaliśmy się, byliśmy do komunii”. Słuchając Radia Maryja widać ten mechanizm w innej odsłonie. Jaka jest np. funkcja darmowego przekazywania sobie na antenie rzeczy? To demonstracja: „my, katolicy, jesteśmy szlachetni, za darmo dajemy: telewizor, ubrania dla dzieci, sadzonki floksów”. Życie społeczne toczy się na scenie i na scenie chcemy pokazać dobrze samych siebie, co samo w sobie także stanowi nagrodę.

Czy więc jest wiara w Polsce obciachem?

Paweł Załęcki próbował odpowiedzieć na pytanie, czy pozycja człowieka intensywnie religijnego oznacza przynależność do grupy mniejszościowej i społecznie prześladowanej. Przeprowadził badania wśród biskupów i liderów środowisk katolickich – niektórzy z nich byli przekonani, że odpowiedź jest twierdząca. To z jednej strony. Ale z drugiej strony mamy przecież ten szeroki trakt, którym płynie masa uznająca się za katolików. Ciężko więc, żeby coś tak powszechnego było obciachem. Chodzi więc raczej o barierę, na jaką natrafiają ludzie intensywnie religijni ze strony tych, którym zawsze wystarcza letnia herbata. Zresztą los wirtuozów religijnych we wszystkich religiach świata jest podobny, toczy się na boku.

Prof. Irena Borowik jest religioznawcą i socjologiem religii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Autorka badań i publikacji o religijności Polaków, dotyczących m.in. wpływu wiary na życie codzienne oraz zjawiska prywatyzacji wiary. Prezes zarządu wydawnictwa NOMOS.

http://religia.onet.pl/wywiady,8/nie-warto-rozmawiac,5172,page1.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 10, 2011, 21:01:07
                                                                      Którędy do nieba?

Małgorzata Szewczyk | Przewodnik Katolicki | 7 Czerwiec 2011 | Komentarze (1)

Do nieba nie idzie się z laptopem czy azymutem w ręku, wynajmując najlepszego maklera na giełdzie, robiąc zimne kalkulacje: to mi się opłaca, a to już nie, w to zainwestuję, a w to nie, podejmę ten wysiłek, a z tego nic nie będę miał. Przeciwnie! Trzeba oddać Bogu całego siebie.
Z pamiętnika sześciolatki, cz. 1

– A dokąd ty się wybierasz? – zapytała mnie mama, kiedy wyposażona w plecak, zimowe buty (a był to maj albo czerwiec) i płaszcz przeciwdeszczowy typu przezroczysta folia stanęłam w drzwiach naszego mieszkania. – Jak to dokąd? – zapytałam szczerze zdziwiona. – Idę zobaczyć, jak jest w niebie.

Jedna z moich pierwszych dziecięcych wypraw jak szybko się rozpoczęła, tak też i zaraz się skończyła, choć zainspirowała mnie do jej podjęcia... lekcja religii. Siostra, która uczyła nas katechezy, zadała następującą pracę domową: „Jak wyobrażacie sobie niebo?”. No, jak ja sobie je wyobrażam? Właśnie miałam je obejrzeć, a mama udaremniła moją ekspedycję. – Mamo, a dlaczego niebo jest niebieskie, a chmury białe? Czy w niebie będę musiała rozwiązywać zadania z matematyki? Czy będą mnie tam gryzły komary? Czy będę mogła jeść codziennie czekoladę? Czy ja się nie będę tam nudzić? Kiedy już miałam otrzymać odpowiedź, zadzwonił telefon...

„Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię...” (Rdz 1, 1)

W naszym doskonałym supermarketowym świecie każdego dnia przesuwamy granicę poznania, doświadczenia, czasu i przestrzeni, próbując odnaleźć szczęście, długowieczność i spełnienie. Chodzimy z nosami przy ziemi, szukając radości i wiecznej szczęśliwości tam, gdzie jej nie ma. Tylko od czasu do czasu zadzieramy głowy, by spojrzeć w niebo i sprawdzić, czy przypadkiem... nie spadnie deszcz albo śnieg. A przecież chrześcijanin powinien delektować się pojęciem nieba, smakować je i raz na zawsze wpisać w swój GPS jako najważniejszy cel ziemskiej podróży! Nie chodzi mi tutaj bynajmniej o przestrzeń kosmiczną, w której krążą przeróżne gwiazdy, ale o niebo jako źródło religijnego przeżycia i zachwytu.

Niebo nie przemawia już do nas jak rozpięty nad nami firmament, nie fascynuje. Może za wiele już powiedziano? Niegdyś objawiało potęgę i grozę świata i tajemniczą moc nim rządzącą. Różne religie umieszczały Boga w górze, zgodnie z symbolicznym wyobrażeniem miejsca wyjątkowego, przeznaczonego dla istoty wyższej. Wyobrażenie to obecne jest i w Starym, i w Nowym Testamencie. Określa świat położony „ponad ziemią”, sferę prowadzącą do właściwej siedziby Boga. Jezus uczy nas słów: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie”, a wstępując do nieba (Dz 1, 10), łączy się w chwale z Ojcem, by zasiadać po Jego prawicy „w niebiosach”. Wszystko, co w górze, odnosi się nie tylko do tego, co nad nami dominuje, ale do tego, co jest dobre.
Człowiek dawnych kultur potrafił odczytać pojawiające się na nieboskłonie znaki. Lazur czy czerwień nieba, groźne, granatowe chmury, Słońce, fazy Księżyca – wszystko to niosło ze sobą jakąś ważną informację lub ostrzeżenie. Pokora wobec nieba – te słowa chyba najczęściej pojawiały się na ustach ówczesnych ludzi. Blaise Pascal pisał: „Cisza nieskończonych przestrzeni przeraża mnie”, a półtora wieku po nim Immanuel Kant zwierzał się: „Dwie rzeczy napełniają moje serce wciąż nowym i wciąż rosnącym szacunkiem, im częściej i wytrwalej zastanawiam się nad nimi: niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie”.

Człowiek, patrząc w niebo, uzmysławiał sobie swoją nicość i kruchość. Uświadamiał potęgę świata i przypadkowość swojego bytu. A dzisiaj? Nasze wyobrażenia nieba po prostu nas nie poruszają, bo są nudne, banalne, mdłe i ckliwe. Jesteśmy znudzeni i wypaleni. Kilkadziesiąt lat temu radzieccy kosmonauci powrócili na Ziemię z wiadomością, że nie widzieli Boga, ani nawet anioła. Dzisiaj nadal z uporem maniaka bardziej szukamy planety, na której byłoby życie, niż Stwórcy wszechświata...

Wielu z nas, współczesnych zatraciło to, co było sensem i celem życia człowieka średniowiecza. Dla średniowiecznego chrześcijaństwa świat nadprzyrodzony nadawał doczesnemu światu decydujące znaczenie. „Ziemia była łonem nieba, niebo było sensem ziemi”, a człowiek dzieckiem Ojca, które wierzyło w ojcowską obietnicę, że zabierze je do domu.
We wczesnej fazie malarstwa gotyku niebo wyobrażano przez kościół gotycki albo bramę, u wrót której stał niekiedy św. Piotr witający zbawionych. Wszędzie i we wszystkim człowiek średniowiecza widział znaki niebiańskiej chwały. Obecnie średniowieczne obrazowanie, które nota bene niemal w całości jest obrazowaniem biblijnym, nie przemawia już do nas.
Ktoś wyrzucił do studni klucz do księgi średniowiecznych obrazów, stąd odczytanie ich w społeczeństwie nowoczesnej technologii – paradoksalnie – nie jest już możliwe. Dzisiaj straciliśmy nadzieję na niebo, zatraciliśmy umiłowanie nieba.

Z pamiętnika sześciolatki, cz. 2

No tak, telefon... i na pewno zaraz wyjdzie do sklepu i zapomni o mnie. Będę musiała sobie sama poradzić. Mama zdążyła mi tylko powiedzieć, że kiedyś wszyscy pójdziemy do tego „Siódmego nieba”. Tylko kiedy? Religię mam już jutro. Już wiem, narysuję niebo.

Wzięłam blok rysunkowy, kredki i zabrałam się do rysowania. Najpierw podzieliłam kartkę na różnej wielkości kwadraty i prostokąty. Pierwsze mieszkanie, drugie, trzecie... Dwa pokoje, cztery, salon, garaż, ukwiecony balkon... Każde „wyposażyłam” w najpotrzebniejsze meble i sprzęty domowe. Drzwi opatrzyłam tabliczkami z nazwiskami ich gospodarzy, a u samej góry kartki umieściłam mieszkanie Pana Boga, z którym, za pomocą sieci korytarzy, połączone były pozostałe mieszkania.
W końcu słyszałam, jak ksiądz na Mszy św. odprawianej w dniu pogrzebu prababci czytał Ewangelię, że w domu Pana Boga jest wiele mieszkań i że każdemu z nas jest ono przeznaczone, więc moje wyobrażenie na pewno będzie poprawne. Ciekawe tylko, jak jest w tym „Siódmym niebie”?
Wszystko i nic

Kiedyś słyszałam taką anegdotę: „Zdenerwowana stewardesa informuje podróżnych: Samolot ma awarię, proszę więc zapiąć pasy, gdyż niewykluczone, że zamiast na ziemi, wylądujemy w niebie. O, nie daj Boże!, zawołał podróżujący tym samolotem... ksiądz”. Czarny humor?

Ludzkie serce dąży do tego, co w górze, a niebo wyraża to, co przekracza wszelkie granice. Kiedy już się tam znajdziemy, nasza niebiańska wiedza będzie nieskończona. Zobaczymy tam pełną prawdę. „Słudzy Pana będą oglądać Jego oblicze, a imię Jego na ich czołach. (...) A nie potrzeba im światła lampy i światła słońca, bo Pan Bóg będzie świecił nad nimi i będą królować na wieki wieków” (Ap 22, 4–5). Niebo jest komunią z Bogiem, jest też komunią ludzi między sobą.

Warto uświadomić sobie, że już teraz uczestniczymy w tym, co czyni Chrystus, który łączy niebo z ziemią. On jest ciągle tak na ziemi, jak i w niebie. Droga do nieba jest jedna i jest nią tylko Jezus.
Nierzadko ludzie mówią, że czują obecność umarłych i że ci nad nimi czuwają. To prawda. Wierzymy bowiem w obcowanie świętych, które oznacza nie tylko ich obecność w niebie, ale miłość i porozumienie między Kościołem na ziemi a Kościołem triumfującym w niebie. W niebie panuje jasność, takie też będzie nasze odzienie po zmartwychwstaniu, o czym wspomina Pismo Święte (Mt 17, 2; Ap 3, 5; 3, 18; 7, 9; 19, 8).

Nic co wartościowe nie może być zagubione w niebie, wszystko tam jest zachowane i przemienione, ale trzeba pamiętać też o tym, że w niebie będziemy posiadali wszystko i nic. Żeby wejść do nieba, musimy nauczyć się oderwania od tego, do czego tutaj, na ziemi, jesteśmy przywiązani. Wspomina o tym św. Paweł, mówiąc, że można nic nie mieć, a jednak posiadać wszystko (2 Kor 6, 10), bo kiedy Bóg nas posiada, „wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus Boga” (1 Kor 3, 22–23).

Nieba nie można pojmować według rozmiarów fizycznych, ale za pomocą języka symboli (Ap 11, 1). Jest ono na tyle wielkie, by nikt z miliardów ludzi nie musiał się w nim tłoczyć, a każdy z nas ma przygotowane tam przez Boga wieczne mieszkanie dla siebie. Przeczytałam kiedyś, że nawet jeśli ktoś nie wejdzie do nieba, to jego mieszkanie pozostanie puste, nikt nie zajmie przeznaczonego dla niego miejsca. Niebo nie jest „miejscem do wynajęcia”, na chwilę. Jest samą rzeczywistością, bo jak pisał C.S. Levis: „Wszystko, co naprawdę realne, ma swoje miejsce w niebie. Wszystko, co chwiejne, zostanie zachwiane, a pozostanie tylko to, co się nie zachwieje”.

Gdzie jest niebo?

Analizując ten problem dosłownie, niebo jest ponad chmurami. Dlaczego więc nie możemy się tam dostać statkiem kosmicznym? Bo niebo jest tam, gdzie jest Bóg, a On nie jest zdeterminowany przestrzenią, przekracza ją i jest we wszystkich miejscach równocześnie.
Nasze ludzkie kryteria dotyczące tych, którzy dostają się do nieba, są zdecydowanie zbyt proste, ba, nawet zabobonne. Nie trzeba przygotowywać żadnej skomplikowanej ankiety, by usłyszeć odpowiedź, że dobrzy ludzie dostają się do nieba, a źli do piekła. Miliony ludzi na całym świecie czytały Pismo Święte, miliony słuchały homilii papieży i miliony uczestniczyły co niedzielę w nabożeństwach, ale miliony nie pojęły, o co tak naprawdę chodzi. Niby przyjmujemy prawdę o dobrej nowinie, że do końca czasów drzwi nieba są otwarte, że potrzebne jest tylko przyjęcie daru wiary, nadziei i miłości, że tym darem jest Chrystus. Ale, niemal natychmiast, zapominamy o tym, że wszystkie inne nasze własne drogi niezależne od naszych intencji, zamiarów, pragnień i te „na skróty” bez Niego są ślepe, prowadzą donikąd. „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 5).
Niebo nie jest miejscem, ale raczej stanem zjednoczenia człowieka z Bogiem.

Do nieba nie idzie się z laptopem czy azymutem w ręku, wynajmując najlepszego maklera na giełdzie, robiąc zimne kalkulacje: to mi się opłaca, a to już nie, w to zainwestuję, a w to nie, podejmę ten wysiłek, a z tego nic nie będę miał. Przeciwnie! Trzeba oddać Bogu całego siebie. Tego On wymaga, bo miłość nie zadowala się niczym innym. Jezus oczekuje całego naszego życia, a nie jednego, wybranego etapu.

Jak zauważa Bernard Sesboüé SJ, „nie powinniśmy zapominać, że niebo uwieczni wszystkie akty miłości i służby dokonane przez ludzi na ziemi. Zgodnie z Bożym zamysłem niebo będzie po części utworzone z tego, co uczyniliśmy”.

Z pamiętnika sześciolatki, cz. 3

No nareszcie! Tata powiedział, że idziemy dzisiaj do „Siódmego nieba”. Słyszałam, jak mówił, że tam jest „prawdziwe niebo w gębie”. No jak to?! Jeszcze nie wyszliśmy z domu, a ja już się przestraszyłam: jak można mieć niebo w gębie? Przecież to jest niemożliwe!

Idąc z rodzicami, analizowałam w myślach nazwę tego dziwnego przybytku. „Siódme niebo”, hm... To musi być jakieś wyjątkowe miejsce. Pewnie będzie ogromne, kolorowe, śliczne i zachwycające. W końcu to coś więcej niż „zwykłe”, niebieskie niebo.

Cóż, dobrze, że jednak sama się tam nie wybrałam, bo po pierwsze: wydawało mi się, że jest to bliżej – a szliśmy bardzo długo, po drugie: była to zwykła, mała restauracja, niewyróżniająca się niczym szczególnym, a po trzecie: na deser były tylko lody malinowe, a ja lubię czekoladowe. I co to było za „siódme niebo”?

Dzisiaj z przymrużeniem oka wspominam moje dziecięce wyobrażenia o niebie, ale – choć minęło wiele lat od przywołanych przeze mnie „okołoniebiańskich” wydarzeń – nie udaję, że obecnie znam wszystkie odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. „Pewna jestem tylko jednego: Niebo jest powrotem do domu”, bo tam jest nasza ojczyzna (por. Flp 3, 20).

Dlaczego więc je przywołałam?

Argumentem przemawiającym za tymi może nieco nieporadnymi obrazami niech będą słowa Jezusa: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18, 3).
Niebo zaczyna się już teraz i jest wiecznością, w której my już tutaj, na Ziemi, uczestniczymy.
Dzisiaj już wiem, że Bóg stworzył nas dla nieba, że nikt nie będzie tam zbyteczny, że niebo będzie wielkim szczęściem, że w „Górnej Krainie” – jeśli się tam dostanę – spotkam wszystkie bliskie mi osoby, że zaspokojone będą wszystkie moje pragnienia, że wszystko, czego oczekuję, będzie niewymownie wspanialsze i doskonalsze, niż się spodziewam. Bo, jak zaświadcza św. Paweł: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9).

I zapewniam: nie będziemy się nudzić, bo będziemy z Bogiem, a Bóg jest nieskończony.
Co powiem, kiedy Bóg zapyta, dlaczego miałbym (-łabym) dostać się do nieba.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/ktoredy-do-nieba,331,page1.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 11, 2011, 22:44:25

ks. pd, tk / ms | EKAI | 14 Lipiec 2011 | Komentarze (0)

                                                                       Skarb pod kościołem

Nielegalne wykopaliska w zabytkowym kościele w Marczowie prowadził 58-letni Kazimierz Ż., kapłan ze zgromadzenia michalitów oraz sześciu innych mężczyzn. Szukali skarbów, które – według miejscowej legendy – miałyby być ukryte pod kościołem.

Z przykrością przyjęliśmy fakt samowoli budowlanej – napisał w przekazanym KAI oświadczeniu rzecznik legnickiej Kurii ks. Piotr Duda.

Dołącz do nas na Facebooku

Rzecznik legnickiej Kurii podkreśla, że proboszcz parafii Pławna, który opiekował się także jej filią w Marczowie, nie zwracał się do żadnej instancji kościelnej ani do Wojewódzkiego Konserwatora Ochrony Zabytków o zgodę na prowadzenie jakichkolwiek prac.

Po dziesięciu latach pracy w parafii Pławna, proboszcz miał zmienić placówkę. W ubiegła niedzielę odprawił pożegnalną Mszę św. i nic nie wskazywało na to, by miało się coś jeszcze wydarzyć. Tymczasem następnego dnia w kościele rozkopana została część prezbiterium (oderwano deski podłogowe) i zaczęto prowadzić prace eksploracyjne. Również na zewnątrz kościoła w jego otoczeniu zostały prowadzone odwierty i wykopy.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Z informacji, jakie przekazał KAI wikariusz parafii wynika, że obecnie w kościele wszystko zostało uporządkowane i nie ma śladu po wykonywanych robotach. Uporządkowano także teren w otoczeniu kościoła, a doły zostały zasypane i wyrównane.

KAI nie udało się skontaktować z 58-letnim proboszczem – nie odpowiada na telefony. Księdzu i jego współpracownikom grozi nawet do 5 lat pozbawienia wolności.

Oto treść oświadczenia:

W związku z prowadzonymi przez Prokuraturę Rejonową w Lwówku Śląskim czynnościami procesowymi w sprawie uszkodzenia substancji obiektu zabytkowego – kościoła w Marczowie, pow. Lwówek Śląski, informujemy, że Referat ds. Sztuki Kościelnej Legnickiej Kurii Biskupiej nie posiada żadnego pisma od proboszcza z parafii Pławna, filia Marczów, ws. powadzenia prac w ww. obiekcie sakralnym oraz nie wydawał zgody na prowadzenie prac.

Z przykrością przyjęliśmy fakt samowoli budowlanej, tym bardziej że Referat ds. Sztuki Kościelnej dba o to, aby struktura obiektów zabytkowych była odnawiana zgodnie z zasadami sztuki konserwatorskiej i zawsze w porozumieniu z konserwatorem zabytków z danego terenu, po uprzednim zatwierdzeniu wymaganej dokumentacji.

Kościół w Marczowie został wybudowany w XIII w., do dzisiaj zachowało się prezbiterium z tego okresu. Po rozbudowaniu został oddany do użytku w 1707 r. Krążą legendy, że pod kościołem zostały złożone jakieś skarby. Oskarżonym: ks. proboszczowi i współudziałowcom zostały postawione zarzuty uszkodzenia zabytku oraz usiłowania kradzieży.

Ks. dr Piotr Duda
Rzecznik prasowy Diecezji Legnickiej
http://religia.onet.pl/kraj,19/skarb-pod-kosciolem,427.html
................................................................................................

Monika Spławska-Murmyło | Liberte.pl | 30 Sierpień 2011 | Komentarze (18)

                                                                            Islamofobia wynika z niewiedzy

Zorganizowany z okazji Dnia Kobiet protest przeciwko łamaniu praw kobiet w świecie muzułmańskim, Wrocław 2010 r. Fot. Krzysztof Gutkowski / Agencja Gazeta

Odsetek muzułmanów żyjących w Polsce należy do najniższych spośród wszystkich państw europejskich, jednak paradoksalnie Polacy przodują w Europie, jeśli chodzi o nastawienie antymuzułmańskie. Większą niechęć wobec wyznawców islamu przejawiają jedynie Włosi oraz Niemcy. Z dr. Mariuszem Turowskim, dyrektorem do spraw nauki w Instytucie Studiów nad Islamem we Wrocławiu rozmawia dr Monika Spławska – Murmyło.
Dr Monika Spławska – Murmyło: Czy z punktu widzenia wrocławskich muzułmanów mamy do czynienia z dyskryminacją wyznaniową i etniczną we Wrocławiu?

Dr Mariusz Turowski:Przypadki dyskryminacji wrocławskich i dolnośląskich wyznawców islamu mają charakter incydentalny. Nie ma mowy o istnieniu regularnych praktyk tego rodzaju, które sprawiałyby, że muzułmanie tu żyjący musieliby czuć się jak prześladowana, stygmatyzowana czy „gettoizowana” wspólnota. Z drugiej strony dają się zaobserwować – niestety, pojawiające z coraz większym nasileniem – mechanizmy, które prawdopodobnie będą przekładać się na wzrost częstotliwości występowania tego rodzaju aktów w przyszłości. Mechanizmy te – związane przede wszystkim z jakością debaty publicznej w naszym kraju – nie mają raczej charakteru regionalnego. Wrocław jest tu wręcz chlubnym wyjątkiem z tak dużą liczbą inicjatyw mających na celu kształtowanie postaw dialogicznych, a nie konfrontacyjnych, jeśli chodzi o relacje między poszczególnymi grupami społecznymi, kulturowymi, etnicznymi, wyznaniowymi itd.

Dołącz do nas na Facebooku

Kim są osoby otwarcie dyskryminujące muzułmanów?

Trudno jest mówić o cechach charakterologicznych czy społecznych osób dokonujących „aktów nienawiści” wobec muzułmanów. O fenomenie kuriozalnej antyislamskiej koalicji tradycjonalistów i nacjonalistów, członków jednego z odłamów buddyzmu oraz przedstawicieli środowisk ateistycznych przy okazji protestów przeciwko budowie Ośrodka Kultury Muzułmańskiej w Warszawie pisała swego czasu Joanna Rajkowska, która również, starając się zrealizować w Poznaniu projekt artystyczny mający na celu przekształcenie w „minaret” jednego ze starych fabrycznych kominów, stała się celem ataków ze strony islamofobów. Myślę, że podobnie w przypadku Wrocławia można by wskazać przykłady nastawienia dyskryminującego wobec muzułmanów zarówno wśród członków ugrupowań nacjonalistycznych, jawnie rasistowskich, jak i w gronie profesorów wyższych uczelni, tak wśród słuchaczy Radia Maryja, jak i w przypadku racjonalistyczno-oświeceniowymi agnostyków. Trudno określić, które z tych grup okazałyby się bardziej islamofobiczne, bo sama islamofobia może przybierać różny charakter – od irracjonalnego lęku wobec odmienności przez bardziej lub mniej systematyczne wywody na temat wyższości kultury europejskiej nad np. arabską po atakowanie islamu jako religii w imię ideologii sekularyzacji.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników
Czy akty dyskryminacji nasilają się w zależności od wydarzeń na świecie, takich jak atak na WTC lub zabicie Osamy ibn Ladena?

Z pewnością istnieje tego rodzaju zależność, jednak problemu nie upatrywałbym w konkretnych aktach, przejawach antymuzułmańskiego rasizmu, a raczej w ogólnej, obiektywnej strukturze „wytwarzania” tego rodzaju postaw. W reakcji na ataki z 11 września 2001 faktycznie, tak jak w wielu częściach świata, w Polsce doszło do kilku incydentów wymierzonych przeciwko islamowi, na przykład obrzucenia kamieniami meczetu w Gdańsku czy zwiększona liczba przypadków agresji słownej wobec polskich muzułmanów.

Po zamordowaniu przez talibów w Pakistanie Piotra Stańczaka również mogliśmy zaobserwować przypływ agresji islamofobicznej. Ważniejsze było jednak uaktywnienie się przy tej okazji środowisk takich jak te związane ze stowarzyszeniem Europa Przyszłości, wraz z jego portalem Euroislam.pl, czy pojawienie się serii artykułów w wiodących mediach – praktycznie bez względu na ich identyfikację polityczno-światopoglądową – szkalujących islam i przedstawiających jego zdeformowany obraz. Mogłoby się wydawać, że aktywność ta – realizowana w ramach niszowych przedsięwzięć – dotyczy problemu o niewielkim znaczeniu.

Odsetek muzułmanów żyjących w Polsce należy do najniższych spośród wszystkich państw europejskich, jednak paradoksalnie Polacy przodują w Europie, jeśli chodzi o nastawienie antymuzułmańskie. Większą niechęć wobec wyznawców islamu przejawiają jedynie Włosi oraz Niemcy. Działalność komentatorów, analityków, publicystów związanych ze wskazanymi powyżej inicjatywami należy uznać za wyjątkowo skuteczną.

Czy według Pana władze wrocławia w jakiś sposób przyczyniają się do walki ze stereotypami krzywdzącymi muzułmanów?

Cele tego rodzaju realizowane są głównie z inspiracji samych muzułmanów w ramach działalności np. Muzułmańskiego Centrum Kulturalno-Oświatowego: prowadzenie lekcji muzealnych dla dzieci i młodzieży oraz warsztatów i praktyk wielokulturowych dla studentów, oferta kursów kształceniowych dotyczących doktryny islamu, lekcje języka arabskiego i tureckiego oraz cieszące się ogromnym zainteresowaniem wrocławian organizowane corocznie Dni Kultury Muzułmańskiej czy w związku z inicjatywami takimi jak Wrocławska Konwencja na Rzecz Dialogu Międzyreligijnego. Praktycznie wszystkie te przedsięwzięcia są regularnie wspierane przez władze lokalne. Tak jak stwierdziłem wcześniej, Wrocław można uznać za chlubny przykład skuteczności w walce z samą strukturą, obiektywnymi warunkami, przyczyniającymi się do wytwarzania poglądów i postaw antymuzułmańskich, które z kolei prowadzą do konkretnych aktów dyskryminacji wobec wyznawców islamu.
Jak wygląda działalność ISNI jeśli chodzi o walkę ze stereotypowym postrzeganiem muzułmanów i dyskryminacją?

Z jednej strony ISNI nie jest instytucją nastawioną na bezpośrednie zwalczanie agresji czy uprzedzeń przeciwko muzułmanom i islamowi. Jednocześnie całą działalność Instytutu można uznać za poświęconą wyłącznie sprawie zmagania się z problemem dyskryminacji i stereotypów antymuzułmańskich czy wymierzonych przeciwko islamowi jako religii. Do problemu tego podchodzimy jednak nie przez pryzmat jego skutków, lecz zajmujemy się raczej jego przyczynami. Staramy się wypracowywać narzędzia do walki z samymi źródłami np. rasizmu antyarabskiego czy islamofobii, spośród których za najważniejsze należy uznać ignorancję.

Jeśli przyglądniemy się debatom publicznym dotyczącym islamu, które toczą się w naszym kraju, publikacjom prasowym i książkom na ten temat, zwrócimy uwagę – nie posiadając nawet specjalistycznej wiedzy – na ich zaskakująco niski poziom. Zapoznając się z tą „produkcją intelektualną” dojdziemy do wniosku, że problemy islamu jako religii i cywilizacji, jego dzieje, historia społeczeństw muzułmańskich, współczesna sytuacja polityczna i przemiany kulturowe, która mają tam miejsce dzisiaj, dają się wyrazić za pomocą kilku prostych formuł o słowach kluczowych takich jak „dżihad”, „burka”, „prześladowanie chrześcijan”, fanatyzm, ropa naftowa. ISNI stara się popularyzować wiedzę na temat islamu poza murami uniwersytetów, a jednocześnie nie skupia się wyłącznie na sferze praktycznej, pozostawiając działalność w dziedzinie wymiany i dialogu międzykulturowego innym instytucjom.

Dr Monika Spławska-Murmyło, nauczyciel w ZS nr 14 we Wrocławiu, absolwentka Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej we Wrocławiu, była dziennikarka "Gazety Wyborczej Wrocław".

Mariusz Turowski Doktor, filozof polityki, adiunkt Instytutu Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego. Publicysta i tłumacz współpracujący między innymi z Lewą Nogą, polską edycją miesięcznika Le Monde Diplomatique, oraz prowadzący serwis internetowy Forum filozofii politycznej i krytyki społecznej. Redaktor naczelny muzułmańskiego czasopisma kulturalno-społecznego As-Salam. Obecnie zajmuje się badaniami dla celów pracy habilitacyjnej, stanowiącej próbę rekonstrukcji głównych założeń liberalizmu, takich jak równość, wolność, własność, uprawnienia, jednostka – ze szczególnym uwzględnieniem tezy o indywidualizmie posesywnym C.B. Macphersona. Współredaktor książek: Demokracja – konflikt – wykluczenie (2007), Widma Trzeciego Świata (w druku).

http://religia.onet.pl/wywiady,8/islamofobia-wynika-z-niewiedzy,5114,page1.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 12, 2011, 19:59:39
Maciej Stańczyk | Onet.pl | 12 Wrzesień 2011 | Komentarze (0)

                                                                 Kto ma prawo do terapii dusz?

Monopol na odprawianie egzorcyzmów należy do Kościoła, ale na rynku funkcjonuje rzesza tzw. świeckich egzorcystów, którzy na wypędzaniu duchów z opętanych dusz zwietrzyli dobry interes. Wystarczy e-mail, żeby pozbyć się złych mocy i odzyskać wigor życia. Oczywiście trzeba za to zapłacić. Księża mówią krótko: - To oszustwo.
Bodaj najbardziej znaną świecką egzorcystką w Polsce jest Wanda Prątnicka. Z wykształcenia psycholog, egzorcyzmami zajmuje się już ponad trzydzieści lat. Jest autorką trzech książek o egzorcyzmach, pisze artykuły, chętnie udziela telewizyjnych wywiadów. Swój gabinet prowadzi w Trójmieście, a przez te wszystkie lata, z jej pomocy skorzystać miało kilkadziesiąt tysięcy osób z całego świata. Osób i duchów, bo Prątnicka twierdzi, że jej terapia pomaga i jednym, i drugim.
- I jedni i drudzy potrzebują takiej samej troski, zrozumienia i takiej samej dozy miłości – pisze na swojej stronie internetowej.

Dołącz do nas na Facebooku

Dalej pisze, że „to, czym się zajmuję może być panaceum na bardzo wiele nieszczęść naszego świata. Od wszelkich stanów zaburzeń psychiki, dewiacji, uzależnień, z ciężkimi chorobami psychicznymi wymagającymi odizolowania włącznie, po choroby chroniczne czy uznawane za nieuleczalne. Problematyka duchów dotyczy również różnych sytuacji dnia codziennego, takich jak uciążliwe zachowanie któregoś z domowników problemy z nauką, z najbliższymi, problemy w pracy czy w biznesie. Często prowadzą one do bezradności, samotności, wyizolowania lub do ciężkiej sytuacji finansowej, zdrowotnej, społecznej”.

W rozmowie z naszym reporterem Wanda Prątnicka dodaje: - W każdym wieku można zostać nawiedzonym przez duchy. One mogą się pojawić w każdym negatywnym momencie naszego życia, kiedy to do końca nie jesteśmy świadomi, kim jesteśmy. I przy alkoholu, i przy hazardzie – podaje przykłady.

Pomagała dwu, trzyletnim dzieciom opętanym przez duchy. Pomagała niepełnosprawnym, chorym psychicznie, takim na których medycyna postawiła już krzyżyk. I jak mówi, przywracała ich do normalnego życia.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

- Nie nawołuję, żeby rezygnować z lekarzy, leków, szpitali, żeby jedno zastąpić drugim. Uświadamiam tylko, że istnieją jeszcze inne przyczyny naszych problemów, o których do tej pory nie wiedzieliśmy. Warto więc wziąć je pod uwagę i sprawdzić np. przed operacją, czy guz faktycznie spowodowany jest przez raka, czy może przez duchy – podpowiada na swojej witrynie.

Wszystko sprawdzić można właściwie na odległość, bo Wanda Prątnicka nie potrzebuje spotkań z opętaną osobą. Wystarczy rozmowa telefoniczna lub e-mail a w nim: imię nazwisko, data urodzenia, dokładny adres zamieszkania, opis symptomów. Tyle. Choć jest jeszcze jeden ważny warunek, żeby w ogóle Prątnicka zdecydowała się pomóc – kandydat do procesu oczyszczenia obowiązkowo musi przeczytać jej pierwszą książkę.

- Po to, aby poddający się egzorcyzmom człowiek rozumiał przyczynę swojego problemu, co ułatwia proces odprowadzania duchów oraz zapobiega ich powracaniu – mówi nam Prątnicka.
Żyjemy w magicznych czasach. Z jednej strony ludzie odchodzą do kościoła, twierdzą, że wiara to średniowiecze, a zaraz potem idą do wróżek, bioenergoterapeutów, czy tzw. świeckich egzorcystów i wierzą w głoszone przez nich teorie, choćby najmniej prawdopodobne – mówi ks. Adam Siegieniewicz.

Jak egzorcysta, to tylko duchowny

Ksiądz Adam jest egzorcystą. Kapłanem mianowanym przez biskupa do pełnienia tej posługi. Zgodnie z nauką Kościoła katolickiego, tylko duchowny może odprawiać egzorcyzmy. Ksiądz Adam swoją posługę sprawuje w Białymstoku, w tamtejszej parafii pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny z Guadalupe.

- Często zdarza się, że przychodzą do nas osoby, które wcześniej korzystały z usług różnego rodzaju uzdrawiaczy, znachorów, czy właśnie tzw. świeckich egzorcystów. I to paradoksalnie właśnie po tych seansach może dojść do opętania. To nie jest zabawa. Ktoś kto nie ma za sobą modlitwy, kto nie prosi w imię Jezusa, by opętana osoba była wolna od złego, to w czyim imieniu to robi – pyta ksiądz Siegieniewicz.

Na retorycznie zadane pytanie przez białostockiego duchownego wprost odpowiada Katechizm Kościoła Katolickiego. Czytamy w nim, że o egzorcyzmach możemy mówić wtedy, gdy „Kościół publicznie i na mocy swojej władzy prosi w imię Jezusa Chrystusa, by jakaś osoba lub przedmiot były strzeżone od napaści Złego i wolne od jego panowania”.

Kościół gwarantując sobie monopol na odprawianie egzorcyzmów, jednocześnie wysoko stawia poprzeczkę duchownym, którzy mają „pracować” z opętanymi osobami. Kodeks Prawa Kanonicznego mówi wyraźnie, że egzorcyzmów nie może odprawiać każdy ksiądz, ale tylko ci kapłani, którzy otrzymali specjalną zgodę biskupa. Muszą przy tym wykazywać się „„pobożnością, wiedzą, roztropnością i nieskazitelnością życia”.

W Polsce egzorcyści działają w każdej diecezji, jest ich kilkudziesięciu. Wanda Prątnicka mówi jednak, że kiedy ona zaczynała swoją działalność egzorcystów w Europie można było policzyć na palcach jednej ręki.

- W Watykanie był jeden ksiądz na całe Włochy, w Europie zaledwie kilku. Teraz w Polsce jest ich około stu, ale to i tak kropla w morzu potrzeb. Gdyby egzorcystów było w Polsce nawet dziesięć tysięcy, to i tak mieliby co robić. Ludzie staliby do nich w kolejce – mówi Prątnicka.
Renesans egzorcyzmów

Czy problem jest aż tak poważny? Żadnych liczb, choćby szacunkowych, nie ma, ale duchowni mówią o renesansie tematu egzorcyzmów. Ich zdaniem ma to związek z modą na wszelkiego rodzaju praktyki okultystyczne, seanse spirytystyczne, niekonwencjonalne metody leczenia, korzystanie z usług wróżbitów i wszelkiej maści samozwańczych znachorów. Przybyło też osób, które czują na sobie piętno złych mocy.

To z jednej strony sprawiło, że kościelni egzorcyści mieli więcej pracy, a z drugiej uruchomiło lawinę otwierania gabinetów przez osoby, niezwiązane z Kościołem, które na wypędzaniu złych duchów zwyczajnie zwietrzyły interes.

Dzisiaj w sieci bez problemu można znaleźć oferty świeckich egzorcystów, choć nikt dokładnie nie wie, ilu ich funkcjonuje na naszym rynku. Z reguły obok wypędzania złych duchów proponują inne usługi - bioenergoterapii, parapsychologii, radiestezji, jasnowidztwa. Za sesje każą sobie oczywiście słono płacić, nawet po kilkaset złotych.

– Trzeba bardzo mocno podkreślić, żeby ludzie nie chodzili do świeckich egzorcystów, bo oni nie mają żadnego upoważnienia ze strony Kościoła. To jest forma oszustwa, oni zarabiają na biedzie i na naiwności ludzkiej – przestrzegał przed kilkoma laty w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego” ks. Marian Piątkowski, również egzorcysta. Swojego stanowiska Kościół nie zmienił do dziś.
Wanda Prątnicka również była bohaterka reportaży, w których dawna klientka i grupa lekarzy zarzucała jej oszustwo. W 2007 roku sprawą zajmowała się nawet prokuratura. Sama Prątnicka kierowała do sądu pozwy przeciw dziennikarzom opisującym jej praktyki. Z odprawiania egzorcyzmów nie zrezygnowała.

- Żaden ksiądz egzorcysta nigdy nie wystąpił przeciwko mnie. Źle mówią tylko ci księża, którzy nie zajmują się egzorcyzmami, albo nie wiedzą jak je odprawiać – mówi dzisiaj kobieta.

Świecki na pomoc

To, że osoby świeckie nie mają prawa odprawiać egzorcyzmów, nie znaczy, że w ogóle nie ma dla nich miejsca w procesie wypędzania złych mocy. Kościelne prawo dopuszcza tworzenie tzw. grup współpracujących z egzorcystą. Członkowie takiej wspólnoty odmawiają tzw. modlitwy o uwolnienie opętanej duszy. Kanonem stały się już konsultacje duchownych z lekarzami różnych profesji, głównie psychiatrami i psychologami, po to, żeby jeszcze przed odprawieniem egzorcyzmów odpowiedzieć na pytanie czy to rzeczywiście opętanie, czy może choroba psychiczna.

- My wysyłamy ludzi na konsultacje do lekarzy, lekarze z kolei do nas zwracają się o pomoc. Często też medycy obecni są podczas odprawiania egzorcyzmów – tłumaczy ksiądz Adam Siegieniewicz.

O odprawianiu egzorcyzmów przez telefon lub pocztę elektroniczną w kościele nie ma mowy.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/kto-ma-prawo-do-terapii-dusz,5194,page1.html
.........................................................


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Wrzesień 12, 2011, 21:55:06
Cytuj
Zwykle z gruntu potępiane są objawienia, których treść przeczy nauce Kościoła

Nawet, jakby były prawdziwe. Bo prawdziwa może być tylko nauka Kościoła- i nieomylna !! Zatem owieczki, do roboty i nie rozmyślać za dużo. A nie zapomnieć z  plonów swojej pracy oddać procent na tacę !!!!
I żadnych nie planowanych objawień !!! ;)


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 13, 2011, 13:30:35
                                                                                 Złoty środek

Maciej Müller | Tygodnik Powszechny | 13 Lipiec 2011 | Komentarze (0)
 
Benedyktyn w bramie klasztoru, Włochy. Fot. Getty Images/FPM

O. Notker Wolf, opat-prymas benedyktynów: Równowagę, do której zachęca reguła św. Benedykta, uzyskuje się prostymi sposobami: on nie wymagał nieludzkich wyrzeczeń, ale chciał, żeby rezygnować po odrobinie ze wszystkiego, co sprawia przyjemność. Trochę mniej spać, mniej jeść. I trochę więcej się modlić, ale nie za dużo. Żadnej przesady.
Maciej Müller: Da się chwalić Boga na gitarze elektrycznej? Według niektórych księży rock szkodzi życiu duchowemu...

O. Notker Wolf: Jeśli ktoś tak mówi, to znaczy, że nic z rocka nie rozumie. Pewnie, że istnieje nurt, który brnie w kierunku satanizmu, a młodzi ludzie przechodzą taki okres w życiu, kiedy fascynują się magią i eksperymentują z podobnymi doświadczeniami – ale to nie jest od razu tragedia. Sam byłem na koncercie Iron Maiden, słuchałem „Number of the Beast” i nie sadzę, żeby mi to zaszkodziło... Świat jest zbyt poważny, żeby wszystkie rzeczy poważnie traktować.

Dołącz do nas na Facebooku

To może warto wprowadzić na Msze kapele rockowe, na wzór np. takich nabożeństw jak z filmu „Blues Brothers”?

Bez przesady, wyobrażam sobie takie nabożeństwo, ale nie zaadaptowałbym rocka do Eucharystii. Wokalista i soliści zajmują tu zbyt centralną pozycję, a podczas Mszy w centrum ma być Bóg.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Rock o tyle pasuje do chrześcijaństwa, że ma w sobie duży potencjał protestu np. wobec wojny, kłamstwa rządzącego światem, przemocy, wykorzystywania kobiet czy niesprawiedliwego bogactwa. Choć w te dwie ostatnie sprawy wpisują się niestety sami artyści: tacy Stonesi należą do najbogatszych ludzi świata, a dla wielu rockmanów kobieta to tyle co gruppie.

Rock nie jest Ewangelią ani jej substytutem. To po prostu kawałek radości życia. Ten entuzjazm, ekspresja, którą czuje się na scenie...

Nie wydaje mi się, żeby to pochwalił Papież.

No tak, Benedykt XVI nie kocha specjalnie rocka. Ekspresja ciała raczej nie leży w jego wrażliwości... Jan Paweł II kiedyś na placu św. Piotra przysłuchiwał się, mimo deszczu, próbie muzyków, w Bolonii słuchał Boba Dylana. Interesował się światem młodych ludzi, bo wiele lat dzielił z nimi życie nie tylko w duszpasterstwie, ale i w sporcie, turystyce czy w teatrze. Obecny Papież nie miał takich doświadczeń, dlatego nie czuje rocka. Oczywiście nie ma co go do tego zmuszać; jest już chyba na rocka za stary...
Pisze Ojciec w swoich książkach, że świat byłby zdrowszy, gdyby wiara była czymś bardziej oczywistym. Łatwo utyskiwać „dawniej było lepiej”, ale co można z tym zrobić?

Żona naszego perkusisty Christopha Hiebera zaszła w ciążę. Zadzwonił do mnie i prosił o modlitwę, bo jej matka i siostra przeszły kilka poronień. Powiedziałem, żeby się nie martwili, że będę codziennie powierzał ich dziecko Bogu w modlitwie. I w ten sposób towarzyszyłem im przez całą ciążę. Także wtedy, gdy żona kolegi zaczęła otrzymywać środki na podtrzymanie ciąży i kiedy w 28. tygodniu musiała położyć się w szpitalu. W 33. tygodniu ciąży, o północy otrzymałem telefon, żeby się modlić, bo ich dziecko ma już przyjść na świat. Byłem wtedy w hotelu, zostawiłem walizki w pokoju i pobiegłem do kaplicy. Kilka dni później odwiedziłem ich w szpitalu w Monachium i pamiętam, jak szczęśliwa pani Hieber rzuciła mi się na szyję.

Podobnie towarzyszyłem modlitwą rodzinie naszego basisty, kiedy jego dziecko urodziło się z rozszczepieniem wargi, przez dwa lata przechodziło kolejne operacje, a pod koniec wszystkich badań okazało się, że ma również białaczkę. Ta rodzina nie jest specjalnie wierząca, ale też, zdruzgotani tą diagnozą, zadzwonili do mnie, a ja wsiadłem do samochodu i od razu do nich pojechałem. Te historie opowiedziałem kiedyś pewnej pani z ordynariatu Monachium, która odbierała mnie z lotniska. Ona na to: ja też jestem w ciąży i strasznie się boję porodu. Położyłem jej rękę na ramieniu i obiecałem pamięć w modlitwie w intencji jej dziecka. Później od jej znajomej dowiedziałem się, że od tego czasu przestała się bać.

Opowiadam to dlatego, aby wyjaśnić, co tak naprawdę jest zadaniem dla chrześcijan. Muszą mówić językiem, który ludzie zrozumieją, i chodzi nie tyle o mówienie o Bogu, co o życie z innymi. Jeśli uda nam się być dla siebie nawzajem, wiara na nowo stanie się czymś oczywistym, a nie tylko intelektualnym wyzwaniem. Wszyscy powinniśmy przekazywać sobie nawzajem radosną nowinę – w końcu tym właśnie jest Ewangelia.

Przesłanie Jezusa brzmi: „idźcie i uzdrawiajcie”. A więc też: czyńcie ludzi bardziej szczęśliwymi, radosnymi. Bez względu na funkcję, jaką się właśnie sprawuje.
Radzi Ojciec, żeby korzystać w życiu codziennym z porad Reguły św. Benedykta. Ale czy da się w ogóle osiągnąć w życiu rodzinnym taką harmonię i stabilność, jaka jest możliwa w klasztorze?

Tu nie chodzi o prosty schemat, w moim życiu np. nie ma żadnej stabilności, jako przedstawiciel zakonu głównie latam samolotami po całym świecie. Z kolei w średniowieczu mnisi iroszkoccy świadomie porzucali życie monastyczne i wyruszali w pielgrzymkę na kontynent, bo chcieli żyć według nauki Jezusa, który „nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć”. Chcieli doświadczyć bezdomności Jezusa, a nie stabilizacji w klasztorze.

To, co w każdym życiu da się z Reguły św. Benedykta urzeczywistnić, to pewna rozsądna równowaga. U mnicha to: modlitwa, praca i studiowanie. Radziłbym wszystkim, żeby, bez względu na sytuację życiową, rano po przebudzeniu poświęcili choćby krótki czas na rozmowę z Bogiem, samemu albo z żoną i dziećmi. Podobnie wieczorem warto podsumować miniony dzień, ofiarować go Bogu, być może poprosić o wybaczenie, jeśli coś poszło nie tak, jak powinno. To daje wewnętrzny pokój i jest najlepszym lekarstwem przeciwko syndromowi wypalenia. Ponieważ nadaję swojemu życiu sens.

Podobnie w dziedzinie pracy. Dużo piszę i wygłaszam sporo wykładów o sztuce zarządzania ludźmi. Św. Benedykt mówi, że opat powinien wiedzieć, iż podjął się trudnego zadania prowadzenia ludzi i że musi w związku z tym służyć wielu najróżniejszym charakterom. Także w przedsiębiorstwie szef tak naprawdę powinien być sługą. Zadbać o to, żeby każdy pracownik zajmował stanowisko odpowiadające jego możliwościom i potencjałowi. Dalej: musi pracowników chwalić za wykonane zadania, to dużo ważniejsze niż krytyka; najskuteczniejszą krytyką jest tak naprawdę właściwie wyrażona pochwała. I jest jeszcze jedna zasada zaczerpnięta z Reguły: przy trudnych kwestiach opat wzywa na radę wszystkich współbraci. Szef firmy i ojciec rodziny też może podobnie zrobić. Powinien wszystkich wysłuchać, bo Bóg czasem przemawia przez najmłodszego. Szeregowy sprzedawca dużo lepiej widzi, jakie są bieżące potrzeby rynku, niż menedżer wysokiego szczebla. Niestety, w firmach często obowiązuje zasada jednomyślności.

Benedykt pisze, że opat powinien tak prowadzić sprawy klasztoru, żeby mocni znaleźli to, czego szukają, a ci słabsi nie uciekli. Podobnie szef nie powinien przeciążać swoich ludzi, bo pewnego dnia wszystko może mu się zawalić. Nie może też być perfekcjonistą, jak pisze Benedykt, ani szorować naczynia tak mocno, aż ono pęknie.
To kilka bardzo prostych zasad do zastosowania w życiu każdego, bo wszystkie się wywodzą po prostu z głębokiej miłości do człowieka i z szacunku do tego, że ten drugi też jest stworzeniem Bożym.

Brzmi aż nazbyt prosto...

Jakiś czas temu byłem w Korei Północnej i prowadziłem negocjacje w sprawie założenia szpitala z przedstawicielem partii, twardogłowym komunistą. Ciężko szło, ale pomyślałem w końcu: ten człowiek jest tak samo stworzony przez Boga jak ja, a do tego tak samo przez Niego kochany. To bardzo zmieniło sytuację, bo po pewnym czasie on odczuł, że go szanuję. O to mi chodzi, kiedy mówię, że wiara może zmienić świat i że jest przede wszystkim służbą ludziom. Chrystus mówił: nie przyszedłem do zdrowych, ale do tych, co się źle mają. O tym niestety często zapominali ludzie Kościoła, żądający pocałunku w rękę. To służba daje radość, a nie stanowisko.

Wróćmy do tego, jak szukać harmonii. Żyjemy w czasach, kiedy gnamy do przodu i nie potrafimy się zatrzymać. Nie ma też momentu w życiu, by się o coś poważnie troskać, np. o zdrowie i bezpieczeństwo swoje i rodziny, stan konta, wyniki egzaminu. I tu ma wystarczyć modlitwa rano i wieczorem?

Kiedy dom mi się pali, muszę oczywiście biec. Ale kiedy dom już się spalił, nie ma po co, bo inni już tam są i niczego więcej nie zmienię.

Wewnętrzny pokój to nie kwestia zrealizowania jakiejś bardziej czy mniej skomplikowanej recepty. Pytanie zasadnicze brzmi: ile potrzebuję do życia. A reguła znowu jest prosta: chodzi o dystans do rzeczy materialnych. Wielu menedżerów jest uzależnionych od pieniędzy w takim stopniu jak alkoholicy od wódki. Myślę czasem, czy nie potrzebują terapii odstawienia... Oczywiście z dużą ilością pieniędzy można zrobić wiele dobra i są tacy, którym się to udaje, mający dystans do sum, którymi dysponują. Ale decydująca jest wewnętrzna prawość i właściwa miara.

To dla naszej wolności wyzwanie: jak znaleźć właściwą miarę, zastosować złoty środek, o którym pisze św. Benedykt. To w przypadku każdego będzie inna miara. Dlatego właśnie człowiek otrzymał rozum. Św. Benedykt nie wymagał nieludzkich wyrzeczeń: chciał np., żeby podczas postu mnisi rezygnowali po odrobinie ze wszystkiego, co sprawia przyjemność: trochę mniej spać, trochę mniej jeść, trochę mniej pić, a to, co się przy okazji zaoszczędzi, oddać biednym. I trochę więcej się modlić, ale z kolei nie za dużo. Żadnej przesady w każdej z dziedzin życia. Wewnętrzny pokój polega także na uświadomieniu sobie, że nikt nie jest doskonały, dlatego ja też nie muszę. I zaakceptowaniu własnych granic.
Św. Benedykt np. dopuszczał, żeby mnisi pili wino, bo, jak pisał, w dzisiejszych czasach (VI wieku!) nie dadzą się przekonać, aby zupełnie nie używać alkoholu. Co więcej, w upalnych dniach, kiedy muszą ciężko pracować, opat może pozwolić na więcej. Niemniej, jeżeli ktoś potrafi się alkoholu wyrzec, zasługuje na szczególną pochwałę, a w tych miejscach, gdzie winorośli się nie uprawia, zakonnicy powinni dziękować za to Bogu... Tak, Benedykt nie chce budować kategorycznych sformułowań – takich, że ani kroku dalej. To reguła, a nie przepisy: do zastosowania jej potrzeba zrozumienia – common sense, jak powiedzieliby Anglicy.

Chodzi więc o dystans do pragnień, do namiętności. O próbę spojrzenia na siebie, tak jak wyobrażam sobie, że patrzy na ludzi Bóg. Dla pokoju wewnętrznego ogromnie ważna jest też umiejętność wybaczania. Uraza w sercu nie pozwoli na równowagę. Jeśli nie wybaczę i nie odetnę się od wyrządzonego mi zła, ono będzie mnie dalej pustoszyło.

Do zasad Reguły, dziś zupełnie w życiu codziennym nieobecnych, na pewno należy milczenie.

Żyjemy w kulturze gadulstwa i to jeden z sym­ptomów braku pokoju. Potrzebujemy hałasu i nieustannego mówienia, rozmawiamy czasem tylko po to, żeby nie zapadła cisza, którą określamy jako krępującą. Mówimy za dużo, bo zbyt poważnie się traktujemy. A czegoś, co hałasu nie wywołuje i nie krzyczy o swoje, nie dostrzegamy. Tymczasem do życia wewnętrznego, do osiągnięcia pokoju nie potrzebujemy nieustannych inspiracji z zewnątrz. Cisza jest potrzebna, żeby móc się rozwijać. Inaczej nie wyjdziemy z pułapki zagonienia.

Od drugiej strony patrząc, pierwsze słowo Reguły brzmi: „słuchaj”. Tu znowu odwołam się do kwestii zarządzania: prowadzić oznacza w pierwszym rzędzie właśnie słuchać. Jeśli chcę osiągnąć sukces, muszę wiedzieć, czego klient tak naprawdę oczekuje, wsłuchiwać się w jego potrzeby. I w firmie, i w życiu rodzinnym człowiekowi często się wydaje, że wie wszystko pierwszy. Jeśli ktoś przychodzi z problemem, jestem gotów wyjąc mu pytanie z ust i odpowiedzieć natychmiast. Tymczasem gdy pozwolę mu się wyrazić, może się okazać, że sam znajdzie odpowiedź. I ona do niego trafi o wiele lepiej. Słuchanie to, używając nomenklatury chemicznej, katalizator.

Ale ciągle Ojciec mówi o sytuacji, kiedy człowiek ma możliwość posiadania w nadmiarze rzeczy czy pieniędzy. W jaki jednak sposób pokój wewnętrzny może osiągnąć osoba, której brak środków na utrzymanie, która żyje w permanentnym lęku, np. przed utratą pracy?
Tu zasada zabrzmi ponownie niezwykle prosto. Nie ma innego wyjścia, jak uznać, że takie troski jak konkurencja na rynku pracy, zagrożenie bezrobociem czy choroby to rzeczy, które po prostu są częścią życia. Trzeba to zaakceptować jako część „kontraktu” na ludzkie życie – i to będzie ten pierwszy krok w kierunku pokoju. Kiedy w ten sposób na siebie spojrzymy, uświadomimy sobie, że nie jesteśmy w tej sytuacji wyjątkowi. A jeśli byśmy tylko na tych problemach się skupiali, przestaniemy dostrzegać cokolwiek poza nimi. Wtedy tym trudniej się uspokoić i wyjść im naprzeciw.

Ja dystansu do problemów szukam też w muzyce. Kiedyś w wywiadzie powiedziałem, że kiedy gram, chcę wytupać ze swojego ciała frustrację. Dostałem wtedy list od pewnej pobożnej starszej pani, która mi radziła, żebym więcej się modlił. Odpisałem, że staram się, ale też, że jej bym moich sposobów na frustrację nie doradzał. Wolę zdenerwować kogoś, niż żebym się sam miał denerwować... Mój przeor kiedyś mi powiedział: nie traktuj niczego na tym świecie zbyt poważnie, a już na pewno nie siebie samego. To najlepsza recepta na pokój.

O. Notker Wolf OSB (ur. 1940 r. w Niemczech) jest opatem-prymasem, czyli najwyższym reprezentantem zakonu benedyktynów, liczącego na świecie ponad 800 klasztorów. W 1961 r. wstąpił do opactwa St. Ottilien w Bawarii. Studiował filozofię, teologię, zoologię, chemię i historię astronomii. Od 1971 r. wykładał filozofię w rzymskim Anselmianum. W 1977 r. został arcyopatem swojego klasztoru, w 2000 r. opatem-prymasem. Napisał książki „Uczyć się od mnichów” (Jedność 2009), zbiór felietonów „Z jasnego nieba” i wspólnie z s. Enricą Hosanną poradnik „Sztuka kierowania ludźmi” (Tyniec Wydawnictwo Benedyktynów 2010-11). Jest zaangażowany w dialog międzyreligijny, a także w działalność w Chinach i Korei Północnej, gdzie m.in. negocjował z władzami komunistycznymi w sprawie budowy szpitali.

http://religia.onet.pl/wywiady,8/zloty-srodek,422,page6.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 13, 2011, 21:29:13
Nadchodzą chwile grozy - szatan atakuje Polskę!
Super Express, wp.pl | dodane (07:09)

Szatan rośnie w siłę i atakuje coraz mocniej. W ciągu kilku zaledwie lat w Warszawie i okolicach podwoiła się liczba opętanych przez złe moce. Podobnie jest w innych miastach. Egzorcyści są przerażeni i biją na alarm - czytamy w "Super Expresie".

Zdaniem ks. Aleksander Posacki, egzorcysty i demonologa ze Stowarzyszenia ds. Posług Uwalniania najbardziej zagrożeni są młodzi ludzie uzależnieni od okultystycznych praktyk, czyli wróżbiarstwa, jasnowidztwa czy wywoływania duchów.

- Widać dziś pewną fascynację złem, więc problem będzie narastał - ostrzega demonolog. Najsłabsi są mieszkańcy dużych miast. Szczególnie zaś - stolicy. - Nad Warszawą "diabeł krąży jak lew ryczący, patrząc kogo by pożreć" - przywołuje słowa św. Piotra egzorcysta.

W Polsce jest 85 egzorcystów i zdaniem księdza Posackiego jest to wystarczająca liczba, aby walczyć ze złem.

....................................
Nergal: wybaczam biskupom, nie wiedzą co czynią
IVONA Webreader. Wciśnij Enter by rozpocząć odtwarzanie

Newsweek, wp.pl | dodane 1 godzinę i 10 minut temu

Adam Darski "Nergal", lider grupy Behemoth, juror programu "The Voice of Poland. Najlepszy głos" w TVP, uniewinniony od zarzutu obrazy uczuć religijnych za zniszczenie egzemplarza Biblii podczas koncertu, udzielił wywiadu "Newsweekowi". - Wybaczam biskupom - powiedział, odnosząc się do protestów biskupów przeciwko jego udziałowi w programie na antenie telewizji publicznej.

Darski mówił, że nie lubi skandali, ale skandale najwyraźniej lubią jego. - Odrobinę mi to wszystko schlebia i utwierdza w przekonaniu, że to, co robię, ma sens - mówił, dodając, że jedni protestują, a inni ślą do niego głosy poparcia.

Na pytanie "Newsweeka" o protesty biskupów i dziennikarzy katolickich Darski odrzekł, że oni mają swoją rację a on - swoją. - Ponoć żyjemy w demokracji i pluralizmie. Zgadza się, czy coś mi się pomyliło? - pytał. Jak powiedział, "nie ma o co kruszyć kopii". - Wybaczam im, albowiem nie wiedzą, co czynią.

"Nergal" uzasadnia, że biskupi popełniają błąd walcząc w obronie religii, której fundamentem jest wolny wybór. - W sumie to jest nawet zabawne, bo, parafrazując słynne słowa z "Fausta", są częścią tej siły, która wiecznie dobra pragnąc, zło czyni.

Odnosząc się do zarzutów, że telewizja "promuje satanistę" za pieniądze podatników "Nergal" odrzekł, że kościoły też buduje się z podatków i z nich "promuje się wartości" z którymi on walczy. Dodał, że gdyby rozpoczął głodówkę w proteście przeciwko temu, wszedłby na ten sam poziom dyskusji.
....................

                                         "To bluźnierca, satanista i miłośnik wcielonego zła"


wp.pl | dodane 2011-09-04 (12:58)

Występ lidera zespołu Behemoth Nergala czyli Adama Darskiego w muzycznym show TVP2 budzi nie tylko kontrowersje, ale też coraz więcej protestów. Biskup włocławski Wiesław Mering wystosował odezwę, w której napisał, że ten "bluźnierca, satanista i miłośnik wcielonego zła dostanie do dyspozycji ekran publicznej telewizji, by łatwiej mógł głosić swoje trucicielskie nauki". Biskup pisze, że jeśli wszelkie inne formy protestu nie przyniosą skutku, to w apel można włączyć się poprzez obywatelski protest niepłacenia za abonament.

Adam "Nergal" Darski zasiada w jury programu TVP2 "The voice of Poland", który zajmuje się odnalezieniem wśród rzesz Polaków prawdziwego muzycznego talentu. Pierwszy odcinek show TVP2 wyemitowała w sobotę.

Udział Darskiego w programie oprotestowało już Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy, które w swoim oświadczeniu napisało, że nie zgadza się na udział w programie TVP2 Nergala, który "jest zadeklarowanym satanistą i wrogiem chrześcijańskich wartości".

Teraz do protestu dołączył biskup włocławski. Jego apel ma być odczytany w kościołach diecezji w niedzielę 4 lub 11 września.

"Oniemiałem ze zdumienia: publiczna telewizja, utrzymywana z pieniędzy podatników, mająca respektować to, co się nazywa wartościami uniwersalnymi, a więc: prawdę, dobro, sprawiedliwość; która powinna służyć wszechstronnemu rozwojowi człowieka, budowaniu społecznego pokoju, obiektywizmowi i ładowi moralnemu – planuje udział 'Nergala' (Adama Darskiego) – nie kryjącego swojego zaangażowania w satanizm oraz pogardy dla chrześcijaństwa – w programie The Voice of Poland od jesieni 2011 roku, w Programie Drugim Telewizji Polskiej!" - napisał bp Mering w swojej odezwie.

"Nie wolno udawać, że nic się nie stało, nawet jeśli okrzyczą nas wstecznikami, nietolerancyjnymi katolikami, czy jakimiś tam 'beretami'! Nie! Jako obywatele mamy prawo ujawniać i głosić swoje zdanie" - czytamy w odezwie.

Biskup zachęca do podjęcia działań, takich jak m.in. wysyłanie protestów do TVP2, składania podpisów na stronie internetowej Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, wykorzystywania prasy i radia do akcji protestacyjnej oraz, gdyby to nie przyniosło rezultatu - obywatelskiego protestu niepłacenia za abonament.

"Nie możemy milczeć, kiedy w drastyczny sposób narusza się przywiązanie wiernych do chrześcijaństwa" - napisał ks. Mering.
............................
                                                  "To kompromitacja. Trzeba wyrzucić tego człowieka z TVP"
IAR, PAP | dodane 2011-09-12 (16:41)

Prawica Rzeczypospolitej wezwała TVP, by zaprzestała współpracy z muzykiem Adamem "Nergalem" Darskim. To kolejny tego typu protest; w ubiegłym tygodniu przeciw "Nergalowi" wystąpili biskupi, PiS i katoliccy dziennikarze. Zdaniem Marka Jurka prezesa Prawicy RP, taka sytuacja to kompromitacja telewizji publicznej.

WIECEJ   http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,To-kompromitacja-Trzeba-wyrzucic-tego-czlowieka-z-TVP,wid,13778365,wiadomosc.html
.............................................

                                                             "Heil Satan!" na Woronicza

Robert Wit Wyrostkiewicz | Areopag XXI | 5 Wrzesień 2011 | Komentarze (4)

Telewizja Polska odwołuje się do wartości chrześcijańskich, ale jednocześnie promuje satanizm. To ostre twierdzenie z oświadczenia Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, którego jestem jednym z sygnatariuszy.
Mocne słowa, ale w niczym nie przerysowane. Najpierw o tych wartościach. Tak, władze TVP od lat wycierają sobie przysłowiową gębę najróżniejszymi wartościami od tzw. wartości demokratycznych, tolerancji, wolności słowa na wartościach chrześcijańskich kończąc. Mamy nawet do dzisiaj obowiązującą uchwałę Zarządu TVP wprost mówiącą, że misja telewizji publicznej winna "respektować chrześcijański system wartości, za podstawę przyjmując uniwersalne zasady etyki".

Dołącz do nas na Facebooku

Słowa, słowa, słowa. Tymczasem 3 września w TVP2 w show o nazwie "The Voice of Poland" debiutował Adam "Nergal" Darski, znany z profanacji Biblii, noszenia różańca z odwróconym krzyżem i parafrazy nazistowskiego pozdrowienia, które w ustach celebryty z Woronicza brzmi nie inaczej jak "Heil Satan!" Darski kontynuuje zresztą promowanie satanizmu w programie TVP2. Podczas sesji zdjęciowej jury "The Voice of Poland" "Nergal" pozuje zazwyczaj trzymając rękę w satanistycznym geście.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Większość organizacji takich jak Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji czy Rada Etyki Mediów, które dużą część swojej aktywności poświęcają na dokuczanie mediom związanym z ojcem Tadeuszem Rydzykiem, w tym wypadku milczy. Głos za to - i to bardzo odważnie - zabrał bp Wiesław Mering, który w "odezwie do Braci Prezbiterów i Wiernych Świeckich diecezji włocławskiej" powiedział, że "nie wolno udawać, że nic się nie stało, nawet jeśli okrzyczą nas wstecznikami, nietolerancyjnymi katolikami, czy jakimiś tam „beretami”! Nie! Jako obywatele mamy prawo ujawniać i głosić swoje zdanie." Biskup zachęcił do:

"- ujawniania swojej niezgody na obecność Nergala w publicznej TVP poprzez protesty kierowane do Dyrekcji Programu Drugiego TVP;

- składania podpisów na stronie internetowej Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy: www.ksd.media.pl;

- modlitwy, zwłaszcza do św. Michała Archanioła, by w Polsce Imię Boga nie było publicznie obrażane; tą modlitwą obejmijmy także wspomnianego bluźniercę, „który nie wie, co czyni”;

- aktywnego włączenia się duchownych w akty protestu, pokierowanie nimi; jesteśmy pełnoprawnymi obywatelami naszego kraju i wolno nam ujawniać swoje poglądy;

- nagłośnienia tej sprawy w całej diecezji: z kulturą, ale równocześnie bardzo zdecydowanie;

- wykorzystania wszelkich publikatorów do akcji protestacyjnych, ambony, pism parafialnych, sal katechetycznych, lokalnych rozgłośni radiowych i telewizyjnych;

- uświadamiania wiernym, że mamy bardzo realne sposoby wpływu na to, co pojawia się na ekranach – choćby przez obywatelski protest niepłacenia za abonament, jeżeli prośby i apele pozostaną bez echa."

A w tym wszystkim klarownym znakiem neopogaństwa jest jeszcze dodatkowo ostatni wyrok sądu, który uznał, że darcie Biblii przez "Nergala" na koncercie jego zespołu nie obrażało uczuć chrześcijan i było li tylko "swoistym" wyrazem artystycznym. Kiedy przypomnę sobie podobne wyroki, jak np. uniewinnienie pseudoartyski Nieznalskiej i uznanie, że fallus na krzyżu nie uwłacza wierze wyznawców Chrystusa czy stwierdzenie innego sądu, że wtykanie przez Wojewódzkiego polskiej flagi w psie odchody nie uwłacza fladze narodowej, to myślę sobie, że mamy wymiar sprawiedliwości względem chrześcijan na poziomie gorszym niż orzecznictwo Piłata.

Robert Wit Wyrostkiewicz

wiceprezes Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.




Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Wrzesień 13, 2011, 21:32:19
Cytuj
Szatan rośnie w siłę i atakuje coraz mocniej. W ciągu kilku zaledwie lat w Warszawie i okolicach podwoiła się liczba opętanych przez złe moce. Podobnie jest w innych miastach. Egzorcyści są przerażeni i biją na alarm - czytamy w "Super Expresie".

Tak, to akurat jest bardzo widoczne, zwłaszcza w szeregach zwolenników ojca/dyrektora "maybacha" i "PIS'u". ;)


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 14, 2011, 13:58:52
Ola Miedziejko | Onet.pl | 29 Kwiecień 2011 | Komentarze (0)

                                                Dzięki papieżowi mieliśmy swój kawałek nieba na ziemi

- To właśnie dzięki Papieżowi mieliśmy swój kawałek nieba na ziemi - mówi Zbigniew Gumiński, założyciel Rodziny szkół imienia Jana Pawła II w Polsce.

Jan Paweł II, fot. PAP/Jerzy Ochoński
Zaczęło się w 1998 roku, kiedy to szkoła, do której chodziły dzieci pana Zbigniewa, przyjęła patronat polskiego papieża. - Pomyślałem wtedy, że byłoby dobrze, gdyby dzieci z całego kraju mogły spotkać się osobiście ze swoim patronem - wspomina pan Zbigniew. - Tak powstała nasza Rodzina. Przygotowywaliśmy się do pielgrzymki Jana Pawła II do Polski i udało nam się spotkać z nim w Łowiczu w 1999 roku. Przyjechało ponad 3 tysiące dzieci z 33 szkół jego imienia. Wcześniej przeprowadzaliśmy wśród naszych dzieci liczne konkursy na temat wiedzy o papieżu. Chcieliśmy, by dzieci były świadome swojego patrona, jego dokonań, jego słów, które do nas wszystkich kierował. Dzieci brały udział w konkursie plastycznym, w recytatorskim i z wiedzy o życiu papieża. Przecież jego droga może nas wszystkich wiele nauczyć.

- Moim zdaniem on był święty już za życia - twierdzi pan Zbigniew. Był ważny dla nas, rodziców, ale też ważny dla młodego pokolenia. To przecież niesłychane, że na spotkanie z nim, na Światowy Dzień Młodzieży w Ameryce południowej przyjechało 4 miliony młodych ludzi. Zawsze gromadził miliony ludzi wokół siebie. To pokazywało, jak wielka jest w młodzieży potrzeba posiadania autorytetu, jak mocno potrzebują też, żeby ktoś im imponował. Ktoś, kogo znają, mogą dotknąć, posłuchać.

Sam pan Zbigniew osobiście widział papieża w 2002 roku i do dziś utrzymuje, że było to dla niego bardzo głębokie, poruszające doświadczenie. - To nie było takie zwykłe spotkanie ze zwykłym człowiekiem - wspomina. Jego charyzma była namacalnie odczuwalna. Człowiek wracał ze spotkania z nim jakiś inny, odmieniony, wydaje mi się, że po prostu lepszy.

Dziś Rodzina liczy 1180 polskich szkół. Ich uczniowie spotykają się co roku w październiku na Jasnej Górze, wspominają Ojca Świętego, myślą o nim i o jego przesłaniu. Kontaktują się ze sobą poprzez swoją stronę internetową, organizują wspólne przedsięwzięcia. - To nieprawda, że dzieci nie są zainteresowane dziś niczym poza przyjemnościami, że są złe i agresywne - twierdzi Zbigniew Gumiński. - Widzę to, kiedy z nimi rozmawiam, kiedy razem przygotowujemy te naszą wspólną coroczną pielgrzymkę. Oczywiście, że ważny jest dla nich internet, komórka czy rozrywka, ale też prawdą jest, że wielu z nich szuka odpowiedzi na fundamentalne pytania, dlaczego żyjemy, dlaczego małe dzieci chorują na raka, dlaczego umieramy w cierpieniu. I kiedy wsłuchują się w Ojca Świętego, kiedy patrzą na jego życie, to znajdują w nim odpowiedzi właśnie na te trudne pytania. On był boski od zawsze, całe jego życie na to wskazuje, nawet to, jak publicznie pokazywał swoją chorobę Parkinsona, było znamienitym świadectwem jego boskości. On się z tą chorobą nie chował, nie wstydził się jej, pokazywał nam, jak należy cierpieć z godnością. Widzieliśmy go na wózku inwalidzkim, obserwowaliśmy, jak choroba się rozwija. Mogliśmy ją odnieść do naszych własnych nieszczęść. Nie znam osoby, która po spotkaniu z nim nie mówiłaby, że przeżyła coś niesamowitego, niezwykłego. To wielkie szczęście, że dane nam było mieć w jego osobie nasz kawałek nieba na ziemi.
- Gdy myślę sobie o tym, jakim Karol Wojtyła był człowiekiem, jak toczyły się jego losy, jak bardzo był otwarty na innych i na pomoc drugiemu człowiekowi, to jasne jest dla mnie, że nie można żyć tylko dla siebie - mówi pan Zbigniew, społecznik od lat, założyciel radomskiego Banku Żywności. I choć pracuje zawodowo, to wciąż znajduje czas, by organizować wspólne akcje z innymi i dla innych. Jak choćby Rodzina szkół imienia Jana Pawła II.

Teraz, gdy zbliża się beatyfikacja, pan Zbigniew, wraz z delegacją Rodziny szkół, jedzie do Rzymu, by przeżyć ten ważny dla Polaków dzień. Będziemy mieli swój baner, ale też przypięte do ubrań białe kokardki - wyjawia. - To taki nasz symbol tego, że w śmierci Papieża, która była przecież smutnym wydarzeniem, jest też coś jasnego, jest nadzieja, jest pewien odcień bieli.

- Wtedy, w kwietniu, gdy Jan Paweł II odchodził, płakaliśmy nie razem, płakaliśmy oddzielnie. Każdy z nas miał swoje łzy, swój ból - wspomina pan Zbigniew. – Dziś, gdy będziemy przeżywać jego beatyfikację, myślę, że będziemy razem. Obojętnie, czy ktoś jest z PiS-u czy z SLD, będziemy wspólnie świętować, modlić się i cieszyć, że Ojciec Święty, który dla wielu Polaków już od dawna jest święty, od dawna ludzie modlą się do niego, stanie się świętym w opinii Kościoła i Watykanu. To nie każdemu się zdarza, że miał okazję żyć w tym samym czasie, co człowiek uznany za świętego, jest przecież wielu świętych, ale czy mogliśmy się z nimi spotykać, rozmawiać? Nie - twierdzi pan Zbigniew.

- A potem? – zastanawia się głośno. Gdy już przeżyjemy beatyfikację? - A potem wrócimy do domów, będziemy robić, to ,co w naszym życiu najważniejsze i będziemy czekać na następny krok. To znaczy na kanonizację Jana Pawła II. W każdym razie ja będę czekał na pewno.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/dzieki-papiezowi-mielismy-swoj-kawalek-nieba-na-ziemi,175,page1.html
.................................................

Stefan Wilkanowicz | Tygodnik Powszechny | 9 Czerwiec 2011 | Komentarze (4)
 

                                                              Zejście z piedestału

- Panuje u nas daleko posunięty indywidualizm, a biskupi czują się utwierdzeni na swoich tronach, że wizja Kościoła soborowego nie jest im potrzebna - mówi w wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" bp Tadeusz Pieronek. - Trzeba bić na alarm: biskupstwa w Polsce to dwory. A dwór i służba to fałszywa wizja Kościoła - dodaje.

Bp Tadeusz Pieronek fot. Waldemar Kompała / Agencja Gazeta
Stefan Wilkanowicz: Podczas beatyfikacji Jana Pawła II jego następca zwracał uwagę, że Kard. Wojtyła był twórczo obecny na Soborze Watykańskim II, a jako papież wcielał w życie soborowego ducha. A przecież mam wrażenie, że duch Soboru nie wszedł w pełni do Kościoła w Polsce.

Bp Tadeusz Pieronek: Bo nie dojrzeliśmy do wykorzystania doświadczenia i dorobku Soboru! Panuje u nas daleko posunięty indywidualizm, a biskupi czują się tak utwierdzeni na swoich tronach, że wizja Kościoła soborowego nie jest im potrzebna. Bo mają władzę. I uważają, że lepiej myślą niż wszyscy ci, którymi rządzą, bo... sam nie wiem – myślą, że mają natchnienie? Rzecz nazwał po imieniu o. Ludwik Wiśniewski i hierarchowie mają mu to za złe. Sam napisałbym podobnie. Trzeba bić na alarm: biskupstwa to w Polsce dwory. A dwór i służba to fałszywa wizja Kościoła. Na Soborze powiedziano jasno: wiernymi Kościoła są wszyscy jego członkowie, od papieża po świeckiego. I odpowiedzialność za wspólnotę rozkłada się na wszystkich.

Te postanowienia Wojtyła planował wprowadzić w Polsce poprzez Synod Krakowski, zwołany w 1972 r.

To był synod duszpasterski, czyli obejmujący całość życia człowieka. To go odróżniało od dotychczasowych synodów jurydycznych, gdzie zbierało się duchowieństwo, aby ustawiać życie Kościoła zgodnie z własną wizją. A ponieważ uporządkować sprzeczne pomysły mógł tylko biskup-władca, synod polegał na tym, że świeccy-poddani słuchali, co ekscelencja ma do powiedzenia.

Dołącz do nas na Facebooku

Jak rewolucyjne było podejście Wojtyły, świadczą problemy, na jakie wcześniej napotkał. W 1971 r. zwrócił się do prymasa Stefana Wyszyńskiego z propozycją zwołania synodu plenarnego (ogólnopolskiego) – bez skutku. Nie zyskał poparcia. Poprosił więc jako metropolita krakowski o przeprowadzenie synodów w podległych diecezjach: częstochowskiej, krakowskiej, katowickiej, kieleckiej i tarnowskiej. Katowice zrobiły synod jako pierwsze, co wywołało dobrze rozumianą konkurencję. Kolejny był Kraków. Inne diecezje odpowiedziały, że nie mają zaplecza. Wtedy kardynał postanowił rzecz poprowadzić sam, w formie Duszpasterskiego Synodu Archidiecezji Krakowskiej.
Kiedy w 2003 r. skończyłem rozmowę z Janem Pawłem II o Ukrainie, zapytał: czy w Polsce pamięta się o Synodzie Krakowskim? Musiałbym udzielić przykrej odpowiedzi, więc wymijająco pokiwałem głową.

Papież wiązał z dziedzictwem tego Synodu wielkie nadzieje dla Kościoła w Polsce. Bo Synod, zwłaszcza na zebraniach plenarnych, kiedy gromadzili się ludzie z całej diecezji, był wielkim świętem: głosowania, Msza i agape. Wojtyła cenił to wydarzenie ze względu na jego podwójny efekt. Pierwszy – otwierał ludzi na siebie. I to w sensie szerokim, bo i w życiu cywilnym nie mieli okazji do takich spotkań, i w życiu religijnym częściej zapewne spotykali się z proboszczem niż z kolegami. Mieli więc satysfakcję, że mogą zabrać głos, do tej pory nikt się ich o nic nie pytał. Po drugie ludzie, którzy przeszli Synod, zdobyli doświadczenie dla życia obywatelskiego i wyzwań stojących przed Polską po 1989 r.

Mam doświadczenie nie tylko Synodu Krakowskiego, ale też późniejszych: Metropolitalnego i Plenarnego. Ten ostatni, zwołany w latach 90., został przez biskupów potraktowany jako zło konieczne. Szybko zaczęli go kontestować. Nie szło się ich doprosić o cokolwiek. Niektórzy mówili mi: „Nie, bo ja będę robić synod diecezjalny”. Na miłość boską! Rób sobie diecezjalny, ale wspomóż plenarny, bo to działanie ogólnopolskie.

Dlatego ważne było przezwyciężenie podejścia, że za Kościół odpowiadają duchowni, a wierni są petentami. Kard. Wojtyła dawał ten sygnał: wszyscy są odpowiedzialni za Kościół.

A pamiętajmy, jak dla duchownych istniejąca wówczas sytuacja była wygodna. Znajdowali się na piedestale, powołując się na władzę mogli wszystko. Tymczasem Sobór opisał służbę kapłańską przez ewangeliczny obraz umywania nóg. Kard. Wojtyła miał przekonanie przełomowe w Kościele, że także świeccy przekazują wiarę – w życiu rodzinnym, w pracy – więc trzeba ich słuchać. To była pierwsza myśl, którą wyraził w odpowiedzi na apel Jana XXIII o sugestie co do planowanego soboru. Wojtyła z jednej strony położył w niej nacisk na konieczność zmian instytucjonalnych (m.in. aby dać możliwość powrotu do Kościoła kapłanom, którzy kapłaństwo porzucili), a z drugiej strony snuł wizję odpowiedzialności za Kościół wszystkich, którzy do niego należą. Wykazał się oczytaniem w tzw. nowej teologii, która dążyła do otwarcia Kościoła na świat, a świata na Kościół. Wiarę religijną podważano niemal wszędzie. W krajach zniewolonych narzucano poglądy sprzeczne z chrześcijaństwem, w krajach zachodnich pieniądz zasłonił prawdy ostateczne.
Kard. Wojtyła miał szczęście, bo udało mu się z komunistycznej Polski wyjechać na wszystkie cztery, coroczne sesje Soboru.

Nie opuścił żadnych obrad Soboru. Chociaż raz był tego bliski. Gdy wypadła tygodniowa przerwa z okazji Wszystkich Świętych, pojechał na Sycylię. Spotkał się z abp. Katanii Guidem Luigim Bentivoglio. W dniu, w którym miał lecieć z powrotem na obrady, pojechał jeszcze zobaczyć Etnę. Schodząc z wulkanu, usiadł na kamieniu i zaczął odmawiać brewiarz. Zakłopotany kierowca ponaglał go, bo wkrótce miał odlecieć samolot, a Wojtyła spokojnie się modlił. Gdy w końcu dojechali na lotnisko, było 15 minut po planowanym odlocie. Ale okazało się, że na pokładzie znajduje się abp Bentivoglio, który spodziewając się w samolocie spotkać Wojtyłę, przekonał załogę, żeby poczekała.

Na szczęście! Bo podczas Soboru był jednym z nielicznych biskupów całkiem samodzielnie myślących. Na pierwszej sesji biskupi mieli swoje spotkania, podczas których Prymas Polski wyznaczał im tematy, na które mieli się wypowiadać. A Wojtyła mimo to wybierał dodatkowo te tematy, na których się znał. Sam swoje wypowiedzi i interwencje pisał i wygłaszał po łacinie. Dał się poznać. Dlatego powierzono mu pracę dotyczącą dwóch ważnych tematów.

Jeden to kwestia wolności religijnej. „Dignitatis Humanae” była deklaracją rewolucyjną – i Wojtyła ma w tym swój udział! Ludzie Kościoła robili z tej wolności karykaturę, narzucając wiarę siłą; tymczasem Bóg daje wiarę, ale to człowiek się na nią otwiera. Nie ma wartości to, co człowiek da Bogu z przymusu. Drugi temat zaowocował konstytucją „Gaudium et spes”, do której Wojtyła wniósł doświadczenie komunistycznego zniewolenia: ścierania się zła i dobra w sytuacji, w której to zło ma do dyspozycji wszystkie narzędzia – a mimo to dobro nie dało się stłumić. To nie były przelewki, bo ludzie ginęli za wiarę. Więc głównie tymi tematami zajmował się kardynał w przerwach Soboru. Wojtyła czuł się w Rzymie słuchaczem tego, co Bóg mówi do Kościoła.

Pamiętam, że już w czasie trwania Soboru mówiło się o wiośnie, która ma zawitać do Kościoła. Ale jednak w Polsce sprawa nie była tak oczywista, jak na Zachodzie, bo po prostu nie było pełnej możliwości informowania o działaniach i sensie soborowych prac.

Sobór propagandowo pokazywano jako walkę pomiędzy konserwatystami, rozumianymi jako Kościół, a nielicznymi progresistami, których utożsamiano ze zwolennikami marksizmu. Wojtyła wiedząc, że Sobór nie jest dla katolików w Polsce jasny, pisał z obrad listy do swoich diecezjan, informując o bieżących pracach. Kiedy przyjeżdżał do Krakowa z Rzymu, zawsze miał w kościele św. Anny wykład o ostatnich pracach Soboru.
A wokół Soboru rzeczywiście istniała specjalna, wiosenna atmosfera. Już ustalenia pierwszej sesji – odwrócenie ołtarza twarzą do ludzi i wprowadzenie języków narodowych – były rewolucją. Wierni nierozumiejący, co się mówi podczas Eucharystii, stali się aktywnymi uczestnikami Mszy. Dla Wojtyły to był znak działania Ducha Świętego poprzez Sobór. Mówił wprost, że ma poczucie zaciągania długu jako ten, kto został posłany, by służyć Chrystusowi (czyli Kościołowi).

Kard. Wojtyła po Soborze opracował studium „U podstaw odnowy” i starał się rozpocząć ogólnopolską inicjatywę dla realizacji soborowych uzgodnień.

Tyle że starania ogólnopolskie się nie powiodły. A książka była niejako podręcznikiem dla synodu – syntezą Soboru widzianego oczyma Wojtyły. Bo dokumenty Vaticanum II to obszerne, hermetyczne dzieło, więc sama lektura nie owocowała przyswojeniem. W 1971 r. Wojtyła stworzył komisję, która przez 12 miesięcy przygotowywała synod. Data została wybrana celowo: w 1979 r. przypadała 900. rocznica śmierci św. Stanisława, biskupa i męczennika, czczonego przez Wojtyłę patrona diecezji i Polski. Był on też znakiem sporu między państwem a Kościołem, ateizmem a wiarą: święty zabity przez króla za nieposłuszeństwo i upominanie się o prawa wiernych. Wojtyła skorzystał z tradycji pasterzowania Stanisława przez 7 lat – na tyle samo zaplanował synod. W takim czasie można było zmieścić poważny wysiłek duszpasterski, którego celem było przekazanie dorobku soborowego społeczeństwu polskiemu.

No właśnie: nie tylko wiernym, ale całemu społeczeństwu. Dlaczego?

Społeczeństwo było indoktrynowane, oficjalny pogląd na świat wykluczał religię, ludzie byli poranieni przez agresywny ateizm, cenzurę, represje. Ludzie byli niedoinformowani, skażeni doktryną komunistyczną, a przede wszystkim zastraszeni. Nie gromadzili się i nie rozmawiali na tematy gospodarcze, polityczne czy religijne, bo to było ścigane. Atmosfera braku wolności powodowała, że nie było instytucji, do której można było się zwrócić.

Tu wracamy do Synodu Krakowskiego: trzeba było stworzyć płaszczyznę, która byłaby miejscem do rozmowy i dialogu – niekoniecznie na tematy religijne – gdzie ludzie mogą się przed sobą otworzyć. Kard. Wojtyła działając religijnie, budząc poczucie godności i wolności człowieka, osiągnął cel nieoczekiwany, a może z nadzieją zakodowaną od początku? Że coś pęknie, ludzie przestaną się bać i zdecydują się wziąć odpowiedzialność za to, co się wokół nich dzieje. Z tego narodziła się myśl, by powstały zespoły synodalne. Zespołem miało być grono ludzi, którzy brali do ręki teksty soborowe, czytali je, komentowali, przy okazji także modlili się, czytali Pismo święte, ale też: poznawali się nawzajem i otwierali na siebie.
To był długi proces, który musiał odbywać się etapami. Dokumenty trzeba było wytłumaczyć, rozjaśnić, pokazać, dlaczego są ważne w życiu społecznym i prywatnym, jak w ich duchu działać. Ale teksty były po łacinie, a władza zezwoliła na wydrukowanie tłumaczenia zaledwie w 10 tysiącach egzemplarzy. Czyli gdyby cały nakład ściągnąć do Krakowa, zabrakłoby materiału dla zespołów. Zaczęto więc przepisywać je na maszynie przez kalkę. Jedni pisali, drudzy rozwozili, kolejni przekazywali dalej. Trudny był też dobór przewodniczących: musieli posiadać intuicję organizacyjną, umiejętność referowania i prowadzenia dyskusji. W tamtym czasie w Polsce nie było takich osób. Wojtyła wymyślił, żeby sięgnąć do przedwojennych grup Akcji Katolickiej. Szukaliśmy też jakichkolwiek, nawet różańcowych grup przyparafialnych, byleby ludzie już się znali i byli zorganizowani. Tak to się zaczęło.

Pamiętam, jak kard. Wojtyła szacował, że wszystkich zespołów uda się powołać, ostrożnie szacując, pięćdziesiąt. A powstało ich ok. 500. Zdarzały się oczywiście fikcyjne zespoły, ponieważ rozpadły się zaraz po założeniu, ale intensywnie pracowała minimum połowa.

Niektóre pracują nieformalnie do dziś! Motorem było kilkanaście osób, tzw. Komisja Główna. Przewodził bp Stanisław Smoleński, asystował i rządził kard. Wojtyła. Komisja musiała stworzyć koncepcję dokumentów synodalnych, ale nie zestaw nakazów, jak postępować – bo nie o to tu chodziło, tylko o drogę, jaką przebywamy, jak się zmieniamy, jak zmienia się Kościół.

Szkieletem okazała się nauka o kapłaństwie powszechnym, czyli wszystkich ochrzczonych, a więc o uczestnictwie każdego ochrzczonego w potrójnej misji Chrystusa. Chrystusa jako: Pasterza, Kapłana, Króla. Kluczem było uzasadnienie i zrozumienie tych zagadnień. Misja pasterska polega na uczestnictwie w trosce o Kościół, głównie przez przekaz wiary, i np. program na pierwszy rok prac mówił o przekazie wiary w rodzinie. Ludzie mogli to natychmiast wcielać w życie w domach. Rodzice usłyszeli, że ich zadaniem jest uczestnictwo w nauczaniu Kościoła, szczególnie w czasach, kiedy religia nie była obecna w szkole.

Każdy dokument był podzielony na trzy części. Pierwsza – to głos Boga i głos Soboru do człowieka. Druga – obraz sytuacji, jaka jest w tej dziedzinie w życiu ludzi (uczestników zespołu). Trzecia – wyciągnięcie wniosków, wskazanie, co robić, aby pogodzić wołanie Boga i życie codzienne. Wojtyła bardzo pilnował tego podziału. Nie chciał, aby wysunąć na pierwszy plan oceny sytuacji, bo to mogłoby doprowadzić do wypaczenia interpretacji części teologicznej, która jest mową Boga. Rzeczywistość socjologiczna jest zaś tak krzykliwa, że powoduje bunt i chęć zmian tego, co nam nie pasuje. Kardynał chciał, żeby najpierw wsłuchać się w słowo Boże, a dopiero potem harmonizować życie – spójne życie chrześcijańskie jest najważniejszym świadectwem Kościoła.
A do takiego świadectwa jako Kościół już dorośliśmy?

c.d.n



Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 14, 2011, 14:14:06
  cd                          A do takiego świadectwa jako Kościół już dorośliśmy?

To, co robimy – musi być wiarygodne. A żeby było wiarygodne, my musimy być inni. Co z tego, że ktoś wygłosi piękną homilię? To jest pytanie, coście przyszli widzieć: trzcinę chwiejącą się od wiatru, człowieka odzianego w miękkie szaty?

Kiedy przed laty w Paryżu obserwowałem miejscowych księży: w krawatach, z małymi krzyżykami w klapach marynarek, byłem zgorszony. Dziś widzę to jako protest. Póki nie nastąpi przełom wewnętrzny, wszelkie tego typu znaki są nieczytelne. Z czegoś trzeba zrezygnować – z czegoś, co nie jest istotne. Autentyczność polega też i na tym, że jeżeli coś jest preferowaną, sprawdzoną linią Kościoła, to trzeba się tego trzymać. A jeżeli słuchamy ludzi, ale i tak z góry wiemy, co zrobimy, bo „ludzie głupi, co mogą wiedzieć”? Trzeba ludzi wysłuchać, nawet jeśli nie mają racji. Tymczasem żadnej krytycznej opinii nie można w naszym Kościele przedstawić, bo jest to traktowane jako wyjście poza ortodoksję. Może jeszcze nie dorośliśmy, żeby to rozwiązać, ale zacznijmy myśleć, co z tym zrobić. Niestety, za daleko to zaszło...

Kościół musi być czytelny, nie może się chować za żadną gardę. Jak się pomyli – to się poprawia. Jak zgrzeszy – przeprasza. I powinien wzbudzać entuzjazm – bo być człowiekiem wierzącym to piękna sprawa. Ciężko sprzedawać wysiłek jako ciepłe bułeczki, a jednak widać, że młodzież chce być w Kościele. Trzeba wiarę traktować jako integralną część życia, a nie jako pójście do kościoła i zapalenie świeczki Panu Bogu.

Chyba jednak coś się w Polsce zmienia na lepsze?

Jeżeli brać jaskółkę za zapowiedź wiosny, to polityka w stosunku do rocznicy 10 kwietnia i katastrofy smoleńskiej była taką jaskółką. Uwikłanie się w politykę jest fatalne, fatalne jest Radio Maryja z tym uwikłaniem. To dwa mankamenty. Co więcej: próbuje się przy pomocy tekstów soborowych przekonywać, że biskupi są powołani do robienia polityki. Oczywiście, jeśli polityka to roztropna troska o dobro wspólne, to jasne, że powinni się w nią angażować wszyscy. Ale biskupi angażują się w to, kto ma rządzić, a to już wkroczenie na pole minowe. Poza tym – ten kościelny triumfalizm! W samym Krakowie mamy dziesięciu infułatów; kiedy idą razem, wyglądają jak orszak świętych polskich.
Wielu biskupów uważa, że ma władzę większą od papieża. Nie leży w ich mocy zwalnianie proboszczów przed wiekiem emerytalnym, więc posyłają do proboszcza siepaczy, którzy dyskutują z nimi, póki nie podpiszą rezygnacji. To straszliwy brak myślenia w długiej perspektywie: kryzys kapłaństwa już dotknął Polskę, będzie się pogłębiać, i starsi proboszczowie mogliby pracować jeszcze kilka lat. Ale młode wilki już skaczą na stanowiska. Tylko że znajdą się w końcu w sytuacji, kiedy nie będzie miał im kto pomóc, więc będą na parafii pracować sami.

Kluczowe są nominacje biskupie, bo w tym i następnym roku cały „stary” Episkopat odejdzie: Częstochowa, Łódź, Gliwice, Katowice, Łomża na biskupa czeka Lublin. Ale problem powinien widzieć nie tyle nuncjusz, co sami biskupi. Tymczasem na obradach Konferencji Episkopatu Polski... Często wstyd mi za te spotkania. Bo na czym polegają? Uchwalanie patronów, tytułów bazylik i wielu innych drobiazgów. Na miły Bóg, przecież trzeba się zająć ludzkimi problemami! Problemami tak trudnymi, że zęby bolą – ale my kultywujemy stary styl niedotykania tego, co trudne.

Jeżeli mówi się dziś o kryzysie Kościoła, może należałoby zwołać następny Sobór?

Sobór to wielkie wydarzenie religijne i społeczne o długofalowym działaniu. Sobór Watykański II skorzystał z wielu przemyśleń ludzi wiary i teologów, którzy przeżyli I i II wojnę światową, podążanie świata do materializmu w liberalnych systemach wolnościowych. Sobór był więc odpowiedzią na współczesność świata i jego błędną trajektorię. Naturalnie, że od 1965 r. działo się wiele rzeczy, których Sobór jeszcze nie znał, żeby wspomnieć tylko rewolucję seksualną 1968 r.; wydarzeń takich było wiele, ale wszystkie szły tą samą, zdiagnozowaną trajektorią. Dlatego Sobór nie stracił niczego ze swojej aktualności.

Najpierw więc trzeba go poznać i uczyć się nim żyć, bo to wspaniałe osiągnięcie – czego dowodem pontyfikat Jana Pawła II, głęboko zharmonizowany z nauczaniem soborowym. Nie wszystkim się to podobało, ale papież czerpał z Soboru pełną garścią. I to się okazało skuteczne. Weźmy wystąpienia w Ameryce Południowej, konfrontacje ze światem komunistycznym i z liberalizmem – to było zakorzenione i czerpało siłę z myśli soborowej. Myślmy więc, jak wykorzystać to, co już mamy. A potem będziemy się zastanawiać, co dalej – tymczasem sytuacja znów stanie się nowa, bo w takim tempie zmienia się świat.

Jestem przekonany od lat, że pomysł zwołania nowego Soboru jest chybiony, na tę chwilę wciąż niepotrzebny. Porzucić bogactwo, które Sobór nam dał, po to, żeby wejść w wymianę myśli i stawiać na boku to, co już jest przemyślane i dobre – to pomysł nieproduktywny.

Bp Tadeusz Pieronek (ur. 1934 r.) jest prawnikiem. W latach 1993-98 był sekretarzem generalnym Konferencji Episkopatu Polski, w latach 1998–2010 przewodniczącym Kościelnej Komisji Konkordatowej. Rektor Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie w latach 1998–2004.

http://religia.onet.pl/wywiady,8/zejscie-z-piedestalu,341,page1.html

=====================================================

Ojca Leona słów kilka - antykoncepcja

o. Leon Knabit | PSPO | 8 Wrzesień 2011 | Komentarze (0)
 
Często spotykam się z zarzutami, że my, ludzie kościoła wprowadzamy podziały między ludźmi.. Wydaje mi się, zarzut jest absurdalny. Niezależnie od opinii, ludzie dzielą się na mężczyzn i kobiety, małych i dużych, wykształconych i niewykształconych, wierzących i niewierzących itd. Cały problem leży chyba w tym, czy dzieląc ludzi, odmawiam niektórym z nich szacunku, wiarygodności, prawa do istnienia. Wiadomo, że nie wolno tego akceptować, jeśli podział przynosi za sobą takie konsekwencje.

Dlaczego mówię o tym, kiedy chcę powiedzieć parę słów o antykoncepcji? Dlatego, że będzie wielka różnica w podejściu do tego zagadnienia ze strony ludzi wierzących i niewierzących. Ludzie wierzący uznają, że Bóg jest stworzycielem, stworzył człowieka, dał mu duszę nieśmiertelną, prawa, które człowiek powinien najpierw znać, potem ich przestrzegać. Wierzą, że po śmierci będzie odpowiedzialny za swoje czyny, że człowieka nie można zrozumieć bez Chrystusa, że jest nieśmiertelność.

Dołącz do nas na Facebooku

Natomiast człowiek, który nie uznaje tego wszystkiego, może być etycznie lepszy od niejednego katolika. W tym przypadku podział nie idzie pomiędzy wierzącymi i niewierzącymi, ale przez serce każdego człowieka. Każdy z ludzi, bez względu na to, kim jest, ma skłonności do zła i dobra, ma w sobie jak każda rzeka, głębie i mielizny.

Różnica jest taka, że z człowiekiem wierzącym mogę rozmawiać na temat antykoncepcji powołując się na prawa boże. Bóg jest najwyższy, jest prawodawcą. Jeżeli ustanowił dwie płci, dał możność rodzenia, jeżeli mężczyzna, w przeciwieństwie do kobiety, jest zawsze płodny, wtedy jest jasne, że kontakt seksualny w małżeństwie ma sens nie tylko wtedy, kiedy poczyna się nowe życie, ale również dla powiększenia miłości małżeńskiej.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Jednocześnie znając organizm kobiety i organizm mężczyzny, współżyje się w zależności od tego, czy chce się mieć dziecko, czy nie. Można to regulować naturalnie, bez używania jakichkolwiek środków, które czynią stosunek "bezpłodnym". To jest dla katolika zrozumiałe, choć często bardzo trudne.

Blog Ojca Leona

Pewien sympatyczny pan powiedział mi „dobrze Ojcu gadać, jak ja z babą śpię”. Rzeczywiście, sprawa jest trudna, każdy przypadek jest inny, trzeba się zawsze głęboko zastanowić i nie osądzać człowieka.
Kiedyś, a propos regulacji poczęć, pani Półtawska opowiadała, że zwrócił się do niej pewien major i mówi: „Proszę mi powiedzieć dokładnie o co chodzi, ale proszę pamiętać, że jestem niewierzący.” A ona odpowiedziała „Panie majorze, to nie ma znaczenia. Jest pan człowiekiem, jeżeli naprawdę ma pan dosyć tego kontaktu seksualnego z żoną, to panu przynosi niesmak, to bardzo proszę.” Powiedziała mu o co chodzi ale uprzedziła, że to będzie bardzo trudne. A niewierzący pan major powiedział „jak się bardzo kocha to nie ma trudnych rzeczy”. I nie dość, że sam przyjął tę metodę i ją stosował, choć była bardzo trudna, to jeszcze uczył innych, podwładnych czy równych sobie.

Gdy się kocha, nie ma nic trudnego. Konsekwentna, pełna, nie wybiórcza wiara, miłość do Chrystusa sprawiają, że wszystkie, nawet największe trudności są do pokonania. Prawdziwy katolik, wierny nauce Boga, kochający Chrystusa, przystępujący do sakramentów, szanujący drugiego człowieka na pewno to rozumie i potrafi opanować nieczyste sumienie, bo miłość do Boga jest zawsze na pierwszym planie. To nie jest żadne okrucieństwo jak nam wmawiają ci, którzy nie znają Boga. On jest pełnią miłości i rozumie sens wyrzeczenia i tylko w ten sposób powinniśmy na to patrzymy.

W tym przypadku, jak się na początku nie powie o podziale na ludzi wierzących i niewierzących, to można ple ple gadać byle co. Wierzący wiedzą dlaczego antykoncepcja jest niedozwolona. To „dlaczego” nie istnieje u ludzi niewierzących, dla których życie doczesne jest jedynym celem i tu się spełniają. Jeżeli ludzie uważają, że mają prawo do seksu i przyjemności, a wszystkie inne prawa nie są ważne to nie można się im dziwić, że używają rozmaitych środków antykoncepcyjnych. Moja wola jest dla mnie prawdą, a moja przyjemność jest prawem.

W takim przypadku, mogę tłumaczyć, że się mylisz, ale siłą nie będę cię ciągnął. Tylko nie mów, że jesteś wiernym członkiem Kościoła katolickiego.

Szkoda tych, którzy tego nie rozumieją, ale szkoda i nas samych, katolików i pobożnych księży. Jeżeli za mało wierzymy Chrystusowi, często mamy i w tej dziedzinie postawy niejednoznaczne. Wzywam do tego, żebyśmy tłukli na ten temat w jeden bębenek i jednakowo uczyli ludzi, miłości, poświęcenia, ofiarności. Wtedy będzie się zmieniać oblicze tej ziemi.

http://religia.onet.pl/benedyktyni-tynieccy,38/ojca-leona-slow-kilka-antykoncepcja,5185,page1.html
......................................................

                                                                 Jak przyjmować Komunię?

RV / ms | EKAI | 13 Lipiec 2011 | Komentarze (2)

O szacunku i miłości do Najświętszego Sakramentu oraz sposobach przyjmowania Komunii i o osobistej wolności napisał abp Vincent Nichols w liście pasterskim, który odczytano w 214 brytyjskich parafiach.
Przewodniczący episkopatu Anglii i Walii napisał, że zwykłą praktyką stało się przyjmowanie Ciała Chrystusa na ręce w postawie stojącej i podobnie z Najświętszą Krwią, która spożywana jest z kielicha, także w postawie stojącej. Hierarcha podkreśla, że tamtejszą praktykę potwierdziła watykańska Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.

Dołącz do nas na Facebooku

Metropolita Londynu zwraca zarazem uwagę, że wierny ma pełną wolność w wyborze postawy, w której chce przyjąć Najświętszy Sakrament i może ją otrzymać na ręce lub do ust, w postawie klęczącej lub stojącej. List pasterski przypomina, że każda z tych postaw ma swe symboliczne i duchowe znaczenie, pomagające uświadomić, Kogo przyjmujemy i jaką wiarę z innymi dzielimy.

Abp Nichols przypomina katolikom o konieczności przestrzegania przynajmniej godzinnego postu eucharystycznego oraz otrzymania odpuszczenia grzechów ciężkich w sakramencie pojednania.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

List do brytyjskich katolików zachęca do komunii duchowej tych, którzy z różnych przyczyn nie mogą w pełni uczestniczyć w Eucharystii sakramentalnej.

Arcybiskup Westminsteru przypomina opinię papieskiego ceremoniarza ks. Guido Mariniego, który zwraca uwagę, że Benedykt XVI zachęca do przyjmowania Komunii świętej do ust i w postawie klęczącej. W jego przekonaniu postawa ta wyraża najgłębiej prawdę o prawdziwej obecności Chrystusa w Eucharystii.

http://religia.onet.pl/swiat,18/jak-przyjmowac-komunie,423.html

Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Wrzesień 15, 2011, 22:15:04
Posty o Jezusie jako "królu" Polski przeniosłem do: Jezus "królem" Polski?!? (http://www.cheops.darmowefora.pl/index.php?topic=7256.0)


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 17, 2011, 21:09:22
                                                 "Nie zgadzamy się na promowanie satanizmu"

bgk / pm | EKAI | 15 Wrzesień 2011 | Komentarze (3)

Prymas Polski Józef Kowalczyk

„Zadaniem Kościoła zawsze było, jest i będzie ostrzeganie ludzi przed zwodniczym działaniem przeciwnika Boga. Dlatego nie zgadzamy się na publiczne promowanie satanizmu" – napisał prymas Polski abp Józef Kowalczyk w przesłanym KAI oświadczeniu.
Poniżej pełny tekst oświadczenia:

Wielkim zadaniem Kościoła jest dziś przypominać, że Bóg nie jest mityczną postacią ani wytworem kultury, ale realną i kochającą Osobą, a katolicyzm nie jest rytualnym obrzędem, ale relacją ze Stwórcą i Zbawicielem. Bóg istnieje - a jeśli On istnieje, istnieje również cały świat duchowy, razem z aniołami i szatanem, który nie jest mitem, ale realną i groźną siłą, niosącą zagrożenie dla człowieka. Przypomniała o tym między innymi Kongregacja Nauki Wiary w wydanym w 1975 roku dokumencie „Wiara chrześcijańska a demonologia”.

Dołącz do nas na Facebooku

Jeśli traktujemy Boga poważnie, nie możemy lekceważyć szatana. Nie możemy również zapominać, że szatan jest mistrzem zła i kłamstwa. Jego celem jest ostateczne zniszczenie człowieka, nawet, jeśli dokonuje się ono na drodze dopuszczenia do mniejszego czy krótkotrwałego dobra. Jeżeli ktoś mówi dziś, że szatan zwyciężył, potwierdza tylko swoją krótkowzroczność, sięgającą nie dalej niż granica doczesności.

Szatan ostateczną walkę z Bogiem przegrał dwa tysiące lat temu, przegrał ją w śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. „Ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę”, czytamy w Księdze Rodzaju. Wszystkie obecne małe zwycięstwa szatana są tylko jego pełną nienawiści i rozpaczliwą próbą odwetu, próbą odebrania Bogu czegokolwiek, zanim nadejdzie pełne królowanie Boga – biblijnym „miażdżeniem pięty”. Niestety celem owych kierowanych na oślep ataków padają ludzie, którzy w swojej naiwności dają wiarę zapewnieniom szatana o jego sile i możliwościach, a którzy w ten sposób sami siebie ustawiają po stronie przegranej i sami siebie skazują na wieczne potępienie.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Kościół nie skazuje wyznawców szatana na piekło, na wieczne cierpienie – oni sami się na nie skazują. Zadaniem Kościoła zawsze jednak było, jest i będzie ostrzeganie ludzi przed zwodniczym działaniem przeciwnika Boga. Dlatego właśnie nie zgadzamy się na publiczne promowanie satanizmu, dlatego sprzeciwiamy się znakom, symbolom, muzyce i innym formom propagowania treści, które są niebezpieczne dla życia wiecznego.

Szatan jest istotą inteligentną i człowiek nie jest w stanie go przechytrzyć. Dlatego właśnie najrozsądniejszą rzeczą jest dla katolika trzymać się z daleka od wszystkiego, co może mieć związek z jego działaniem – łącznie z wyłączeniem telewizora i nie kupowaniem żadnych publikacji, w których ludzie jawnie opowiadający się po stronie szatana zabierają głos w roli mistrzów i autorytetów. Nikt nigdy nie może odebrać Kościołowi prawa głosu i ostrzegania: uważajcie, bo cokolwiek szatan wam mówi – kłamie. Gdyby nie kłamał, nie byłby szatanem, ale nadal aniołem. 

http://religia.onet.pl/kraj,19/nie-zgadzamy-sie-na-promowanie-satanizmu,5221.html
..........................................

                                                    "Nie milczmy, kiedy promuje się satanizm "

xao, lk / pm | EKAI | 12 Wrzesień 2011 | Komentarze (2)

Głosząc Boga, nie możemy milczeć, kiedy promuje się satanizm - mówił 11 września abp Józef Michalik podczas uroczystości 134. rocznicy objawień maryjnych w sanktuarium Matki Bożej w Gietrzwałdzie pod Olsztynem.

Abp Józef Michalik Fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta
Przybyło na nie ok. 40 tys. wiernych z archidiecezji warmińskiej i diecezji sąsiednich.
W uroczystościach uczestniczyli także przedstawiciele władz samorządowych, parlamentarzyści i przedstawiciele świata nauki.

We wprowadzeniu do mszy św. metropolita warmiński abp Wojciech Ziemba przypomniał, że "Matka Najświętsza podczas swoich objawień w Gietrzwałdzie 134 lata temu wzywała do modlitwy i pokuty. W sposób szczególny zachęcała do modlitwy różańcowej". - Jak co roku gromadzimy się w tym świętym miejscu, aby przypomnieć sobie i wypełnić w życiu to orędzie Matki Bożej - dodał hierarcha.

Dołącz do nas na Facebooku

Jak zauważył abp Ziemba, tegoroczny odpust w Gietrzwałdzie był szczególną okazją, aby podziękować Bogu za pamiętną pielgrzymkę Jana Pawła II do Olsztyna w 1991 r. Ponadto uroczystości odpustowe połączone były z archidiecezjalnymi dożynkami, dlatego metropolita warmiński wezwał wszystkich zebranych do modlitwy dziękczynnej za tegoroczne plony.

W homilii przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski przekonywał, że "Polska powinna zatroszczyć się o to, aby zginęło getto katolickie". Jego zdaniem "trzeba na tej drodze wytrwać" tak, aby "w każdej dziedzinie życia każdy obywatel miał równe prawa".

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Jednocześnie nie można dopuścić do promowania zła. - Głosząc Boga, nie możemy milczeć, kiedy promuje się satanizm - podkreślił, nawiązując do podarcia Biblii przez Adama "Nergala" Darskiego.

Metropolita przemyski zaważył, że dzisiaj niewygodny jest krzyż Chrystusa, "niewygodne jest Pismo Święte, które trzeba podeptać, podrzeć, znieważyć". Tłumaczył, że "to nie jest symbol", lecz "święty znak", gdyż zawarte jest w nim Słowo Boże.

Za dramat uznał fakt, że "w katolickiej Polsce próbuje się zepchnąć na margines, czyli zamknąć w getto myślowe i getto społeczne obecność Ewangelii, Bożego prawa, krzyża, Pisma Świętego". Ubolewał, iż "sądy udają, że się nic nie stało, jeśli się znieważyło Pismo Święte, czy krzyż". Jest to, zdaniem abp. Michalika, "bardzo wielki znak" trwającego zmagania "o serce Polaka, o katolickość, o chrześcijańskość naszego narodu".

Metropolita przemyski wziął także w obronę Radio Maryja, które jest oskarżane o to, że przyjmuje "takie, czy inne orientacje" społeczne. Podkreślił, że toruńskie radio "rozmodliło Polskę" i "pogłębiło modlitwę" słuchaczy.
Abp Michalik przypomniał także o zbliżających się wyborach parlamentarnych. Podkreślił, że chrześcijanin w Polsce musi wiedzieć, kogo chce obdarzyć zaufaniem. Od tego zależy bowiem czy będzie w niej "tylko edukacja zwykła czy wychowywanie w wartościach chrześcijańskich, czy będzie miejsce dla starego człowieka, dla inwalidy, dla chorego w rodzinach naszych".

Uroczystości w Gietrzwałdzie przygotowali Kanonicy Regularni Laterańscy, którzy od czasów powojennych są stróżami gietrzwałdzkiego sanktuarium.

Objawienia maryjne miały od 27 czerwca do 15 września 1877 r. dwunastoletnie Barbara Samulowska i Justyna Szafryńska. O fakcie objawień świadczyły także Katarzyna Wieczorek (21 lat) i Elżbieta Bilitewska (42 lata). Ostatecznie jednak Kościół uznał relacje jedynie Justyny i Barbary. Maryja, którą widziały dziewczęta, przedstawiała się jako Niepokalanie Poczęta, a same widzenia miały miejsce podczas modlitwy różańcowej.

Matka Boża rozmawiała z dziewczynkami po polsku. Warmia znajdowała się wówczas pod zaborem pruskim i od samego początku objawień i później była to dla wizjonerek bardzo trudna sytuacja. Były one bowiem szykanowane i dręczone przez władze pruskie. Podczas samych objawień dziewczęta pozostawały w stałym kontakcie z rodzicami i proboszczem ks. Augustynem Weichselem, na których polecenie zadawały Maryi różne pytania. Za każdym razem słyszały Jej wezwanie do modlitwy różańcowej oraz pokuty i słowa pociechy. Nie brakowało jednak także konkretnych odpowiedzi i wyjaśnień.

Barbarę Samulowską dla jej bezpieczeństwa umieszczono w domu sióstr szarytek w Lidzbarku Warmińskim. Gdy miała 18 lat, podjęła decyzję o rozpoczęciu życia zakonnego. Pierwsze śluby zakonne złożyła 2 lutego 1889 r., przyjmując imię zakonne Stanisława. W 1895 r. wyjechała do Gwatemali, gdzie w nowicjacie swego zgromadzenia została wychowawczynią. Podjęła następnie pracę jako przełożona sióstr w szpitalu w Antigua, a później również w szpitalu w Quetzaltenango. Ostatnie lata jej życia związane były z osobistym cierpieniem spowodowanym rakiem twarzy. Zmarła 6 grudnia 1950 r. w Gwatemali w wieku 85 lat, przepracowując ponad pół wieku w Ameryce Łacińskiej. Obecnie trwa jej proces beatyfikacyjny, którego diecezjalny etap trwał w latach 2005-2006.

http://religia.onet.pl/kraj,19/nie-milczmy-kiedy-promuje-sie-satanizm,5192,page1.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 18, 2011, 21:56:49
                                                                      Kosmiczne lustro

Tomasz Ponikło | Tygodnik Powszechny | 20 Czerwiec 2011 | Komentarze (3)
 
- Chcę ustanawiać swoje decyzje na mocnych filarach. Swoją życiową drogę betonować światłym betonem, a nie czarną magmą, która brudzi sumienie i mąci spokój myślenia - mówi raper Piotr „Vienio” Więcławski.
Tomasz Ponikło: W polskim hip-hopie, zwykle tematy duchowe są nieobecne. Nagrywając utwór „Różnice”, chciałeś przełamać tę barierę. Skąd taka potrzeba?

Piotr „Vienio” Więcławski: Raperzy w większości traktują hip-hop jako rozrywkę. Mnie zależy na tym, żeby pobudzać do myślenia. Widzę poważny problem: podziały religijne, wzajemną niechęć, a nawet nienawiść, śmierć serwowaną w imię Boga – to wielki skandal. Nie łamię żadnego tabu, o tym powszechnie się rozmawia. Opisałem więc uniwersalne zjawisko, które ma miejsce od tysięcy lat.

Dołącz do nas na Facebooku

Inni polscy raperzy też nagrali utwory o wierze, ale nie pozwalają zaufać własnym słowom. Ty jesteś wiarygodny?

Za to, że ludzie mówią jedno, a robią drugie, nie biorę żadnej odpowiedzialności. Tak już bywa, że ci, którzy chcą nam coś ważnego przekazać, często nie stosują się do własnych słów. Nie wiem, czy mnie samego ktoś złapał na hipokryzji. Działam teraz tak, żeby ludzie nie czuli żadnego dysonansu.

Jednak czuć go, słuchając „Etosu”, Twojego pierwszego solowego albumu, i przypominając sobie wcześniejsze nagrania z Molestą. Żałujesz czegoś w swoim dorobku?

Ludzie dojrzewają i się zmieniają. Po czasie rozumieją swoje zachowania sprzed lat, powody poczucia bycia nieszczęśliwym. Ludzie otwarci robią wszystko, żeby usuwać te przeszkody, które odgradzają ich od szczęścia. Moje myślenie zmieniło się diametralnie od debiutanckiej płyty „Skandal” z 1998 r., gdzie były tylko najebka, jointy, alkohol, balanga na osiedlu. Przebyłem ogromną drogę zrozumienia tego, co jest ważne, a co nie. Wtedy zarabiałem kasę i całość przepuszczałem na alkohol i używki. W ogóle nie myślałem, że będę mieć rodzinę, że będę musiał zapracować na dzieci. Że to ja będę musiał być tym Piotrem-Skałą, na którym buduje się dom. Teraz, chociaż jeszcze nie mam rodziny, myślę o tym intensywnie; a czas tak szybko leci... Patrzę na dorastające dzieci mojego kumpla Włodka i widzę, ile już straciłem. Mam połowę życia za sobą, 33 lata. Jaki będę, mając 66?
A jakiego chciałbyś zobaczyć?

Z rodziną. Człowiek bez dzieci jest niekompletny. Posiadam ten sam zapisany w nas głęboko obowiązek ludzki: miłość, którą dostałeś, musisz przelać dalej na potomka, zamknąć koło swojego życia. Rodzina jest najważniejsza we wszystkim, co robisz, bo w niej czujesz się bezpiecznie, masz oparcie. Poza tym, komu podaruję swoje płyty winylowe zbierane tyle lat?

Pamiętam, że sam jako nastoletni punk-rockowiec dawałem rodzicom popalić: noce poza domem, izby wytrzeźwień. Może późno zacząłem dojrzewać do etosu prawdziwej rodziny, rozumieć, że matka i ojciec dali mi miłość, wszystko to, czym teraz dysponuję: wychowanie, motywacje, wartości, które tak naprawdę prowadzą do szczęścia, jak uczciwość, prawość, brak złorzeczenia innym – nigdy nie było w moim domu zemsty; nie noszę w sobie takiego zła. A widzę, że ono jest w wielu ludziach nawet z mojego otoczenia. To nie tylko rozbite rodziny patologizują dzieci, bo są przecież świetne i miłosierne osoby z domu dziecka, gdzie miłości w ogóle nie było.

Zdałem sobie też sprawę z tego, że będę już starszym tatą. Ale lepiej, żebym do tego dorósł. Nie chcę zakładać rodziny w pędzie na łeb, na szyję. Moja Paulina jest młodsza ode mnie o dziesięć lat. Chcę, żeby skończyła studia, a może jeszcze ja sam pójdę na studia, nie spaliłem żadnych mostów i taki mam plan...

„Różnice” mówią o „pseudowiernych, którzy obrażają Boga”. Wiara jest Twoją osobistą sprawą, czy tylko obserwujesz i komentujesz?

Wiara jest we mnie, raduje mnie, inspiruje. Ale myślę o niej szeroko: ona jest w każdym, kto szuka dobra. Religie tworzą kręgosłup moralny świata. Nawet człowiek niewierzący musi liczyć się z tym, że mechanizm dekalogu go nie ominie, bo jest uniwersalny: jeśli zabije, sumienie zacznie działać. Jako ludzie jesteśmy wyposażeni w te same atrybuty i musimy sobie pozwolić zapracować na szczęście.

Bo wiara to moim zdaniem także szczęście: stan umysłu, świadomości, sposób, w jaki wszystko postrzegasz. Jedziesz samochodem, gość zajeżdża ci drogę. Klniesz na niego? Pewnie łapiesz się na tym tak samo jak ja, ale musisz wiedzieć, jak działają emocje, zapanować nad tym. Jeśli w Kościele katolickim nie znajdujesz odpowiedzi na swoje trudności, wystarczy zerknąć gdzie indziej, szukać może w innym Kościele, a może w buddyzmie.
Kosmiczne lustro

Tomasz Ponikło | Tygodnik Powszechny | 20 Czerwiec 2011 | Komentarze (3)
 

Kosmiczne lustro

Piotr "Vienio" Więcławski. Fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta

A Ty gdzie szukasz?

We wszystkich źródłach, które działają. Można powiedzieć, że chciałbym być specjalistą od odnajdywania tego, co wspólne – bo wiara to wielka masa światła, która jest dla wszystkich.

Jesteś katolikiem?

Jestem, choć stanowczo oddzielam wiarę od zbrukanej instytucji kościelnej. Ale też nie mogę i nie chcę postrzegać Kościoła ani przez wojny krzyżowe, ani przez księży pedofili. To instytucja, która ma dwa tysiące lat, wszystko jest do zrozumienia, człowiek popełnia błędy, a kapłani to nie aniołowie, tylko ludzie. Sam poznałem lata temu księdza, który był tak cudowny, że postanowiłem nagrać o nim film dokumentalny. Potem okazało się, że nici z jego celibatu, że narkotyki, wreszcie, że złapali go z dziewczynami i wydalili z Kościoła (i dobrze, bo zepsute jabłka trzeba szybko usuwać z podwórka). Ale to mnie trochę rozbiło.

W moim zespole wciąż prowadzimy teologiczne rozmowy, mam kumpli buddystów, muzułmanów. Wiem po nich, że człowieka nie wolno religijnie indoktrynować. Jak nie pasujesz do układanki, nie wklejaj się w nią; jak pasujesz, to fajnie, bo będzie ci dobrze. Ja sam nie chodzę teraz do kościoła, może próbuję tworzyć własną układankę.

Może tak Ci wygodniej.

Być może modlę się więcej niż ci, którzy chodzą do kościoła...

Tylko uspokajasz sumienie.

Jeśli chcesz wtłoczyć nauki Jezusa czy Buddy w swoje życie, nigdy nie będziesz spokojny. A traktuję je bardzo poważnie. I stosuję tak, żeby na swój sposób iść drogą, którą pokazał mi Chrystus.
A co ze sprawami ostatecznymi?

Pytasz, czy oczekuję zbawienia? Oczywiście, że tak. Bóg jest światłością i ja chcę iść do światła, nie chcę iść do mroku. Mrok jest nie dla mnie. I staram się sam świecić światłem, pokazywać tę drogę innym. Dlatego w związku z Pauliną, z którą jestem trzy lata, najważniejsza jest dla mnie pełna wierność i pełne zaufanie, już jak w małżeństwie. Widzę, że to tworzy zdrową relację, czuję się dzięki temu silny i chcę w tym trwać.

To nie jest tak, że raper pojedzie na koncert i upoluje fanki. To jakaś bzdura, nie dla mnie. Może jestem staroświecki, jakby powiedzieli inni. Ale ja chcę ustanawiać swoje wszystkie decyzje na mocnych filarach i swoją życiową drogę betonować zajebistym światłym betonem, a nie czarną magmą, która brudzi sumienie i mąci spokój myślenia. Taka magma to np. chęć zemsty: bo ktoś ci coś zabrał, nie dał kasy, a dla kasy jesteś już gotów ugodzić kogoś nożem. Może sam tak myślałem, kiedy byłem młodszy i gniewny, ale nie teraz.

Teraz zrozumiałem, że znacznie więcej mogę zyskać, pomagając innym. Pomaganie daje mi o wiele więcej przyjemności niż przyjemność ładowana w siebie: gadżety, kino itp. To, że mogę komuś pomóc, czy to, że udaje mi się wyjść z twarzą z różnych sytuacji, to rzeczy, które mnie budują.

O jakiej pomocy mówisz?

Nie o tej komercyjnej, kiedy pomagasz z myślą, że ten ktoś odwdzięczy ci się zaraz tym samym. Mówię o pomocy wypływającej z serca, spontanicznej. Facet nie miał pracy, podzwoniłem po kumplach, coś się znalazło i dlatego jestem zadowolony. Mam kolegę fotografa, który ściągnął mnie kiedyś do domu dziecka. Razem z innymi raperami na święta organizujemy dla tych dzieciaków rozdawanie prezentów, gramy koncerty. Ale kiedy chodzę do domu dziecka, żeby gotować z nimi obiady, to w kuchni chcę być Piotrkiem, a nie Vieniem. Po prostu: Maciek krój cebulę, Basia obieraj czosnek, dzisiaj robimy spaghetti. Próbuję się do nich zbliżyć, być dla nich człowiekiem, a nie raperem, bo ta bariera jest krępująca.
przebijasz ten mur?

To są młode dusze, niezabrudzone okrutnym światem, który je złapie, jak będą mieć po osiemnaście lat, zero na koncie i rachunki do opłacenia. Ponieważ nie mają miłości rodziców, to tak jakby ich pojemność na miłość jest większa. Wystarczy, że przyjdziesz, zagadasz, a już by się przytuliły, oddały całe serce, zostały z tobą. Wychowawcy nie mogą im dać takiej bliskości, bo każde dziecko musi być podobnie traktowane; mogą być co najwyżej jak ciocia czy wujek. To jest największy dramat, że nie ma jak dać tym dzieciom tego, co najważniejsze – rodzicielskiej miłości miłosiernej.

Ty masz w sobie tyle miłości, że możesz dawać ją innym?

Mam, ale to jest normalne, to jest zadanie każdego dobrego człowieka. Żeby przez gest, uśmiech, słowo było im lepiej; przez modlitwę, medytację. Jeśli zbadasz, jak działa szczęście, to zobaczysz, że rozdając miłość, też zyskujesz miłość. Wierzę, że lustro kosmiczne w ten sposób działa. Nie pomagam, żeby mieć pewność, że sam pomoc otrzymam. Ale gdzieś w duchu cichutko wierzę, że w trudnej sytuacji ze mną też ktoś będzie; wierzę, że ta miłość działa w świecie.

Ale ważna jest też modlitwa dziękczynna, radosna. Kiedy jesteś szczęśliwy, dziękuj za to i dalej inwestuj w szczęście. Mnie się teraz wreszcie wydaje, że swoje uczucia, potrzeby, swoje życie – dobrze zainwestowałem.

Co sądzisz o kolegach po fachu, którzy grają tzw. chrześcijański hip-hop, jak np. Elohim?

Albo Full Power Spirit. To świetne rzeczy, a każda metoda jest dobra, jak działa. Oni wybrali taką, która przynosi im spełnienie artystyczne, duchowe i być może jeszcze te kręgi, które wytwarzają, pozytywnie zarażają dzieciaki. Cieszę się, że jest sporo zespołów, które patrzą na świat podobnie jak ja i mogą się spełnić.

Swoją płytą, jak mówisz, składasz hołd kulturze hip-hop. Po przesłuchaniu „Etosu” pozostaje wrażenie, że chcesz zaczarować rzeczywistość, bo hip-hop z mediów to przeciwieństwo Twojego albumu – ma twarz 50 Centa.

Ta kultura jest złożona – to składy hiphopowe, b-boye i grafficiarze – ale nie możemy przez jednego człowieka oceniać wszystkich. Jest gangsta rap, ale jest też hip-hop radosny; są zespoły studenckie, są zaangażowane politycznie. Szkoda, że media pokazują głównie jako wzór, np. zepsutą gwiazdę gangsta rapu i to jako autorytet, a gość sam mówi, że handlował śmiercią i nie szanuje kobiet. To jest zupełnie nie moja bajka.
Kosmiczne lustro

Tomasz Ponikło | Tygodnik Powszechny | 20 Czerwiec 2011 | Komentarze (3)
 

Kosmiczne lustro

Piotr "Vienio" Więcławski. Fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta

Korzeniami siedzę w rapie ulicznym, ale chcę zapisać się do mentalnego rozwoju, nazwać to drogą światła, dobrego wyboru. Nie mam schizmy ze światem ulicy, jestem nadal jego integralną częścią – proponuję tylko zupełnie inne rozwiązania. Bo traktuję tę muzykę jako drogę i misję, sposób na życie, pasję i hobby, jako swoją powinność.

Ale jak znajdujesz wspólny język z tymi, którzy ubliżają innym, np. policji?

Mam wrażenie, że od pewnego momentu to manifest zbuntowanych nastolatków, nawet nie ze środowisk hip-hop, którzy działają na zasadzie: masz tiszert z takim hasłem, jesteś kozak. Z pewnymi osobami nie mam o czym rozmawiać. Nie mam też potrzeby, żeby zasłynąć na podwórku jako chojrak. Mam dużo więcej rzeczy do powiedzenia na dużo ciekawsze tematy. Na tego typu nagraniach słyszę tylko miałkie sformułowania, teksty, które niczego nie wnoszą do mojej kultury, do mojego mentalu ani do mentalu młodych ludzi. Wszystko to bzdury, jakieś pozy, czerstwe rymy i flow. Ale znam też ludzi bardzo rozwiniętych, którzy wywodzą się z hardcorowych i ulicznych korzeni, którzy nie wplatają w swoje teksty beznadziei i nie zatruwają młodych. Są ortodoksami z krwi i kości i tworzą rzeczy naprawdę nietuzinkowe. Nie podam przykładów ani dobrych, ani złych; nie chcę nikogo ustawiać ani wystawiać, po prostu medal ma dwie strony.

Fani hip-hopu czekali na Twój głos w sprawie Peji, który na koncercie wezwał do pobicia chłopaka spod sceny, pokazującego mu środkowy palec. Milczałeś.

Ale jak można takie zjawisko skomentować? Peja dał się sprowokować. Żeby to zrozumieć: jak wydaję płytę, to wiem, że na sto osób, które ją kupią, pięć zrobi to z niechęci do mnie, żeby przy możliwej okazji naubliżać mi i mnie niszczyć. Za kim staniesz: za tymi pięcioma czy 95 osobami? Wiadomo, że za fanami. A Peja dał się sprowokować tym pięciu osobom, stanął w walce z wiatrakami. Ten jeden fuck to był symbol. Tylu ludzi ubliża w internecie raperom. Czemu wybrał tamtą jedną ofiarę? Stał na scenie, adrenalina, stres, strach, że w oczach fanów się skompromituje, jeśli nie zareaguje.

Usprawiedliwiasz go?

Nie, bo po to na koncertach są ochroniarze, żeby wyprowadzić z imprezy kogoś, kto zachowuje się nieelegancko.

c.d.n

====================================================

Uliczny rap musi być dla Ciebie teraz jak garb.

Mam wrażenie, że płytami Molesty stworzyliśmy potwora. Jest mi dziś ciężko przewalczyć to, żeby słuchali mnie zwyczajni ludzie. Uliczny rap, chuligan... W pewnym momencie Molesta przestała być twarzą ulicznego rapu na rzecz kulturowego zaangażowania i bycia profesjonalnym zespołem, wytwórnią. Bardzo się cieszę, że spadliśmy z tego piedestału. Nie potrzebuję tej metki na swojej klacie. Ale ten potwór, którego powołaliśmy do życia, cały czas jest, ciągle nas goni, wali po plecach rózgą. I to jest kara, którą płacimy za tamte lata. Za wkręcenie się w niuanse tej branży, podejmowanie desperackich decyzji, za agresję i gniew. Walka trwa.

I jesteś w stanie odbić się od tego wszystkiego?

Walczę o to. Walczę i nie zmienię kursu. Najważniejsze, żeby iść do przodu. Nawet, jeśli cały czas dostaję za to w twarz. W pewnym momencie rozumiesz, że tak trzeba, bo jesteś autonomiczną osobą, w pełni wyposażoną, samodzielną, bo jesteś myślącym człowiekiem i najważniejszy jest dla ciebie własny naturalny rozwój. Ta droga wyświetla się człowiekowi po latach, chociaż z tego, co widać, nie każdemu.

I dzisiaj z Twoich ust płyną słowa potępienia dla pornografii, używek, nawet palenia papierosów...

Jestem chyba ostatnim pokoleniem, dla którego seks był tabu. To tabu zostało zerwane, ale doszliśmy do jakiegoś koszmaru: w telewizji po 22.00 widzę ostre pornoreklamy, w których tylko miejsca intymne są rozmazane. Dziecko nie zdąży porozmawiać o seksie z rodzicami, nie przejdzie w szkole przez wychowanie seksualne, a z telewizora i komputera jest tym zaatakowane.

A palenie? Przecież to nie daje haju, kosztuje kupę kasy, a jeszcze na paczce masz jasno napisane: to cię zabija. W dzisiejszych czasach trzeba być debilem, żeby chcieć palić. Dlatego sam rzuciłem papierosy w cholerę, w jeden dzień, w jedną chwilę.
Śpiewasz też o kraju, w którym „wóda jest mylona z chlebem”.

Żyjemy w świecie nadużywania alkoholu, wiem, bo zawsze na koncertach i imprezach alkohol się pojawia. W swoim domu nie widziałem ojca pijanego, ale widziałem, jak wracał z pracy zawsze z puszką piwa, którą wypijał przed telewizorem. Oczywiście sam korzystam z alkoholu, ale znam granice. Zdarzyło mi się parę razy przeholować na koncertach, że straciłem umysł. Więc korzystam ze starej zasady: jak kocham, to kocham; jak pracuję, to pracuję, jak piję to piję. Pewnych spraw już nie mieszam, nie mącę we własnym życiu.

A jak rozumieć Twoje słowa sprzeciwu wobec zepsutych raperów?

To zdanie do raperów amerykańskich, którzy doprowadzają mnie nieraz do wściekłości – oglądam program „MTV Cribs”, widzę jak gość typu Nelly czy inny szpanerski raper prezentuje swoją garderobę. I mówi, że ma sto par butów na sto dni, że zakłada je tylko raz. Przecież ci ludzie są zaledwie kilka pokoleń od swoich przodków wyrwanych z Afryki i nie pamiętają już o tamtejszej biedzie, już nie widzą tych dzieci, które tam cierpią głód? Tacy ignoranci mnie przerażają, to ludzie wpuszczeni w jakiś tunel materializmu, totalnego niezrozumienia tego, co dzieje się na świecie. Gość odbił się od dna i już nie pamięta, co to znaczy bieda; nie wie, że w Afryce wielu nie ma nawet tej jednej pary butów?

Dzisiaj jesteśmy generalnie bliżej sprzętu niż ludzi, żyjemy przedmiotami. Widzę, jak ludzie stali się otępiali, bo po prostu mają za dużo i w Polsce wpadli w ton wiecznego narzekania: jestem chory na wszystko, jak śpiewa Grabaż. Wciąż patrzymy w górę, unikamy spojrzenia w dół. Znajomi wracają z zagranicy i narzekają na Polskę, że nie jest jak Paryż czy Londyn, że u nas panuje nędza. Mówię im wtedy: no to jedź do Afryki, zobacz, jak wykorzystywani ludzie pracują w Chinach, zorientuj się w sprawie obozów śmierci na pewnej wyspie; zrozum, jakie mechanizmy rządzą dzisiaj światem. Kiedy np. w naszej firmie odzieżowej szyjemy koszulki, zawsze rozmawiamy z chłopakami o tym, skąd są materiały, kto dla nas szyje. I celowo, chociaż tak jest drożej, wszystko robimy w Polsce i na materiałach z Polski. To proste, tak samo jak wybór ziemniaków: biorę nasze, a nie hiszpańskie, bo w ten sposób pomagamy sobie wszyscy nawzajem.

I to wszystko mówi raper Vienio...

Ludzie pytają mnie zazwyczaj o to, na jakim sprzęcie zrobiłem płytę, dlatego bardzo się ucieszyłem, kiedy zadzwoniłeś. Bo wolałbym powiedzieć o tym, kim jest Piotrek, a nie kim jest Vienio – to wie każdy, kto kupuje moje płyty. A ja jestem również Piotrem Więcławskim.

PIOTR „VIENIO” WIĘCŁAWSKI (ur. 1977 r.), warszawski raper, jest współzałożycielem jednego z pierwszych zespołów hip-hopowych lat 90. Molesta Ewenement. Ma na koncie kilka płyt, w tym dwie złote. Ostatnio nagrał płyty „Ethos 2010” i „Wspólny mianownik”. W radiu Roxy Fm prowadzi audycję „Wysypisko”. Tworzy także filmy dokumentalne.

http://religia.onet.pl/wywiady,8/kosmiczne-lustro,355,page1.html
......................................................

Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 19, 2011, 21:18:32
                                                    Papieskie encykliki na smartfonie

pb (KAI/"La Croix") / ju. | EKAI | 10 Czerwiec 2011 | Komentarze (4)

Encykliki bł. Jana Pawła II i Benedykta XVI, a także adhortacje apostolskie obecnego papieża są już dostępne w formacie cyfrowym.

Fot. Getty Images/FPM
Dostosowane są do lektury na telefonach komórkowych, smartfonach, tabletach itp. Zawierają interaktywny spis treści i wyszukiwarkę ułatwiające obsługę. Teksty można samemu podkreślać i opatrywać notatkami.

- Chcemy dotrzeć do ludzi, którzy pragną mieć te teksty cały czas do dyspozycji i korzystać z nich także wtedy, gdy nie są podłączone do internetu – wyjaśnia Julien Gracia, odpowiedzialny za produkty cyfrowe w wydawnictwie Fleurus-Mame. Zapewnia, że od 1 maja, gdy tę ofertę wprowadzono do sklepów, sprzedaje się ona dobrze, choć jeszcze za wcześnie na podawanie dokładnych liczb.

Książki cyfrowe z papieskimi dokumentami są dostępne zarówno pojedynczo, jaki i w pakiecie. Np. 14 encyklik bł. Jana Pawła II można kupić za 14,99 euro. Ich współwydawcami są: Bayard, Cerf i Fleurus-Mame. Można je nabyć w internetowym sklepie Apple, a także w tradycyjnych księgarniach.
.......................................................

                                                                      Pierwsza chrystoteka w Łodzi

lg / pm | EKAI | 19 Wrzesień 2011 | Komentarze (0)

Sto osób wzięło udział 17 września w „chrystotece” czyli dyskotece ewangelizacyjnej w Łodzi. Jej uczestnicy uczcili w ten sposób patrona młodzieży - św. Stanisława Kostkę.
Najpierw była msza święta w kościele Matki Boskiej Fatimskiej przy ul. Kilińskiego. - Chcemy przez modlitwę i zabawę zamanifestować wolność i radość, którą daje mam Jezus. Coraz więcej młodzieży szuka takiej formy zabawy” - tłumaczy ks. Michał Misiak sens imprezy.

Dołącz do nas na Facebooku

Po liturgii młodzież ustawiła się w szpaler i krokiem poloneza przeszła do pobliskiego centrum rozrywki. Tam królowała już muzyka nieco mniej klasyczna, głównie latynoska. - Po doświadczeniach z dyskotekami ewangelizacyjnymi unikamy dużych klubów, w których na co dzień serwowany jest alkohol. Unikamy też muzyki klubowej i techno. Chcemy zapraszać młodzież na zabawy, ale nie wskazywać drogi pełnej zagrożeń - mówi ks. Misiak.

Młodzież tańczyła, ale w tym samym czasie mogła skorzystać z rozmowy z kapłanem. - To była piękna dyskoteka, ludzie bardzo dobrze się bawili. Będziemy organizować takie spotkania regularnie - ocenia ks. Misiak.

Niestety, nie udało się zdobyć funduszy na akcję ewangelizacyjną w łódzkich poprawczakach i aresztach. - Zebraliśmy za mało pieniędzy, bo sporo uczestników zaprosiliśmy nie żądając pieniędzy za wstęp - tłumaczy kapłan. Dyskoteka zakończyła się o północy.

http://religia.onet.pl/kraj,19/pierwsza-chrystoteka-w-lodzi,5244.html
.............................................................

                                                             BIBLIA w rodzinie i dla rodziny

Abp Marian Gołębiewski

Biblia jest księgą rodziny i dla rodziny. Mówi do wszystkich pokoleń i o wszystkich tworzących rodzinę, mówi o doświadczeniach ludzi, których historia spleciona jest z Bogiem, ale przede wszystkim pozwala odkryć miłość Boga, który rodzinę ustanowił i pobłogosławił

Henri Daniel-Rops mówił o Biblii: „Jest to księga jedyna w swoim rodzaju. Księga niewyczerpana, w której powiedziano wszystko o Bogu i wszystko o człowieku. Oto Biblia – Księga nad księgami, Księga człowieka i Księga Boga”. Do tego wyznania znakomitego biblisty można by dołączyć stwierdzenie: Biblia jest księgą rodziny i dla rodziny. Mówi do wszystkich pokoleń i o wszystkich tworzących rodzinę, mówi o doświadczeniach ludzi, których historia spleciona jest z Bogiem, ale przede wszystkim pozwala odkryć miłość Boga, który rodzinę ustanowił i pobłogosławił.

Biblia – rodzina

Najpierw kilka słów na temat tego, co Biblia mówi o rodzinie. Już na pierwszych stronicach Księgi Rodzaju kreśli ideał małżeństwa monogamicznego. Dalej ukazuje rodzinę izraelską, która ma charakter patriarchalny. Właściwym terminem na określenie rodziny jest wyrażenie „dom ojcowski” (Rdz 24,38; 46,31). Genealogie sporządzane są według linii ojca (Kpł 25,44). Mąż jest głową rodziny i żony. Rodzina składa się z tych, których łączy wspólnota krwi i wspólnota zamieszkania.
Wymiar społeczny rodziny wyraża się również w płaszczyźnie religijnej (Wj 12,3; 1 Sm 1,3). Liczne potomstwo w Starym Testamencie było znakiem błogosławieństwa Bożego. W Nowym Testamencie domy-rodziny stały się centrami życia chrześcijańskiego. Chrześcijanie są współmieszkańcami Boga, należą do Jego rodziny. Królestwo Boże ma prawo pierwszeństwa w stosunku do własnej rodziny (Mk 6,4; Mt 10,37; Łk 14,26). Chrystus broni nierozerwalności małżeństwa. Św. Paweł porównuje miłość małżonków do miłości Chrystusa względem Kościoła. Najwspanialszą rodziną przedstawioną na kartach Ewangelii jest, oczywiście, Rodzina z Nazaretu.

Biblia – dziecko – młodzież

Biblia mówi o dziecku i do dziecka. Sam Jezus stawia dziecko za wzór dla tych, którzy chcieliby wejść do królestwa Bożego. Czyni tak zapewne ze względu na naturalną spontaniczność dzieci, ich otwartość i zaufanie, jakim darzą rodziców. Samym zaś dzieciom nakazuje przede wszystkim szacunek wobec rodziców. Taka postawa będzie utrwalać się przez całe ich życie, również dorosłe, i będzie uczyć właściwego odniesienia do wszystkich ludzi. Biblia przeznaczona jest dla ludzi młodych. Młodość jest szczególnie intensywnie przeżywanym okresem życia. To czas wielkich odkryć, czas kształtowania się charakteru i dokonywania życiowych wyborów. Jakże istotne jest, by wyborów tych dokonywać na modlitwie z Biblią w ręku.
Młodzi odkrywają nade wszystko dar miłości. Istotne jest, by przez kontakt z Pismem Świętym odkryli źródło miłości – samego Boga, który „Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). Wyostrzona obserwacja i nadmierny czasem krytycyzm wieku młodzieńczego mogą być moderowane przez zetknięcie się z biblijną mądrością. Nie ogranicza się ona przecież do wiedzy, ale jest praktyczną zdolnością przeżywania życia w godności, na drogach, które wyznacza sam Bóg.
Prowadzone niedawno ankiety w liceach ogólnokształcących wykazały, że jeżeli młodzież sięga po Biblię, to po to, by uzyskać motywację dla wiary. Wiara doznaje umocnienia przez lekturę Biblii, więcej, niekiedy staje się światłem, którego młodzi poszukują. Spełnia się w nich słowo psalmisty: „Twoje słowo jest pochodnią dla stóp moich, Panie, i światłem na mojej ścieżce” (por. Ps 119,105). Właśnie w młodzieńczej lekturze Pisma Świętego wytwarza się nawyk, by traktować ją nie jako spotkanie z książką, ale jako spotkanie z samym Bogiem. Przez lekturę rozpoczyna się dialog, a jest to dialog modlitewny.
Obecne w sercu każdego młodego mężczyzny i młodej dziewczyny pragnienie sensu w dialogu tym znajduje zaspokojenie. A poza tym nie wolno zapominać, jak wiele rad autorzy natchnieni przekazali właśnie młodym! Chrystus uczy bogatego młodzieńca ewangelicznego radykalizmu, zalecając mu rozdanie majątku ubogim, a św. Paweł wypowie żywiołowe wyznanie: „Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus” (Flp 1,21). Właśnie w tak radykalnych postawach młodzi odnajdują siebie. Również dziewczęta znajdą w Biblii wezwania do praktykowania cnót roztropności, skromności, cichości czy czystości. Wskazanie na Matkę Chrystusa, która przecież poczęła Syna Bożego, mając kilkanaście lat, może stać się niezwykłym doświadczeniem w życiu dziewcząt szukających głębokiej relacji z Bogiem i właściwych odniesień do ludzi.

Biblia – człowiek dorosły

A ludzie dorośli, ukształtowani? Co oni mogą zyskać przez sięgnięcie po Pismo Święte? Przede wszystkim uczą się kształtować i właściwie wykorzystywać dar miłości i wolności. Zazwyczaj ich życie jest już w dużej mierze usystematyzowane, mają swoje obowiązki, znają zadania, pracują, dbają o rodziny. Pogłębiona i refleksyjna lektura Biblii w życiu człowieka dorosłego uczy odpowiedzialności. Właśnie dobrze pojęta odpowiedzialność, za siebie i za innych, odpowiedzialność złączona ze stawianiem wymagań – najpierw sobie, a potem osobom, które kochają lub z którymi związani są przez życiowe sytuacje – jest właściwym czynnikiem kształtującym wybory człowieka dojrzałego. Przeżywany kontakt z Bogiem podczas lektury Pisma Świętego pogłębia się i utrwala. Biblia może się stać także przedmiotem głębokiej refleksji w życiu ludzi w podeszłym wieku. Mogą oni patrzeć na minione doświadczenia swego życia przez pryzmat słów natchnionych i zyskaną w ten sposób mądrość przekazywać młodszym.

Biblijny kwadrans

Tak więc Biblia jest księgą rodziny i powinna być czytana w rodzinie. Niezwykle cenna jest praktyka tzw. biblijnego kwadransa w rodzinie. Chodzi o wspólną lekturę Pisma Świętego. W sobotni czy niedzielny wieczór można na kilkanaście minut wyłączyć telewizor, by w skupieniu oddać się głośnej lekturze fragmentów Biblii. Jeden z członków rodziny czyta wówczas dla wszystkich pozostałych, którzy w zamyśleniu pochylają głowy, by chłonąć słowo Boże. Choć chodzi tu przede wszystkim o odkrycie niezwykłej wartości słowa Bożego, nie można nie wspomnieć o integrującej roli takiej praktyki dla całej rodziny. Zazwyczaj wybiera się jeden z dwóch sposobów czytania. Jest to albo lektura ciągła, gdy czyta się wybraną księgę od początku do końca, albo tzw. lektura liturgiczna. W pierwszym przypadku dobrze jest rozpocząć od ksiąg łatwiejszych i bliższych nam mentalnościowo – od Ewangelii, Dziejów Apostolskich czy Listów Pawłowych, a dopiero później przejść do ksiąg trudniejszych, zwłaszcza Starego Testamentu. Drugi sposób wymaga znajomości czytań liturgicznych przeznaczonych na dany dzień. Dziś można je łatwo odnaleźć w katolickiej prasie (w „Niedzieli” – na stronach „Dodatku Liturgicznego”), na stronach internetowych czy w różnego rodzaju agendach i kalendarzach liturgicznych. Warto pomyśleć o tym, by przywrócić naszym rodzinom wspomniany już zwyczaj praktykowania kwadransa biblijnego. Jest to przecież jedna z dróg odrodzenia miłości i wzajemnego zaufania w naszych domach, droga zbliżenia się nie tylko do Boga, ale także do siebie nawzajem.
Rację miał niegdyś Tertulian, gdy pisał: „Pismo Święte powinno nam podać nie tylko znajomość tajemnic, lecz również wpływać na obyczaje i życie czytelników, (…) aby ci, co interesują się Pismem Świętym, znaleźli pouczenie nie tylko o tym, co się z kimś stało lub co on zrobił, lecz także o tym, jak oni sami mają postępować. W nim znajdujemy zasady postępowania i żywoty błogosławionych, przekazane nam na piśmie jako tchnące życiem wzory sposobu życia po Bożemu”.
Mówi się, że św. Augustyn tuż przed zbliżającą się śmiercią poprosił kogoś z najbliższego otoczenia, aby przed oczyma zawiesił mu teksty wybranych psalmów. Recytując te święte teksty, odszedł do Pana, o którym mu one przez całe życie chrześcijańskie mówiły. Lektura Pisma Świętego jest doskonałym przygotowaniem do ostatecznego odejścia.

http://www.niedziela.pl/artykul_w_niedzieli.php?doc=nd200721&nr=12

=====================================================

ks. Henryk Zieliński
Wszystko przez grzech

Grzechem pierworodnym można wyjaśnić prawie wszystko. Również stan mediów katolickich w Polsce. Bo że nie jest najlepiej, chyba każdy widzi. Napastowane przez lewaków, a nawet przez paru biskupów Radio Maryja gromadzi według oficjalnych badań niespełna 3 proc. ogółu słuchaczy. Jeśli dodać do tego rozgłośnie diecezjalne i należące do sieci Eurozet Radio Plus oraz kupione przez Zjednoczone Przedsiębiorstwa Rozrywkowe radio VOX FM, to i tak słuchalność wszystkich razem nie przekracza 7 procent. Niewiele, biorąc pod uwagę, że ponad 90 proc. Polaków deklaruje swój katolicyzm!

Z katolicką telewizją jest jeszcze gorzej. Nie wykorzystano pojawiającej się na początku lat 90. szansy na ogólnopolską częstotliwość naziemną. Próba uruchomienia Telewizji Familijnej na bazie koncesji dla franciszkańskiej Telewizji Niepokalanów już dwa razy skończyła się katastrofą. Sami franciszkanie chętnie by pewnie wymazali dziś z kronik klasztornych przygodę z Telewizją Puls, której sztandarowy program „Goło i wesoło” bynajmniej nie polega na promowaniu franciszkańskiego ubóstwa. Niszowej zarówno pod względem zasięgu, jak i programu TVN Religia nie można nazywać katolicką, a raczej religioznawczą. Dziurę na rynku próbuje łatać toruńska TV Trwam, ale nie ma szansy docierać do wszystkich zainteresowanych. Powszechnie dostępne są dzisiaj jedynie katolickie okienka w Telewizji Polskiej, ostatnio zepchnięte w większości na godziny przedpołudniowe, kiedy dzieci i młodzież są w szkole, a dorośli w pracy.

Niewiele lepiej jest z prasą katolicką. Pięć liczących się w Polsce tygodników katolickich rozchodzi się w około 350 tys. egzemplarzach łącznie. To prawie trzykrotnie mniej niż jednorazowy nakład jednego z najpopularniejszych u nas magazynów dla kobiet! Z dziennikiem jest jeszcze gorzej, bo identyfikujący się z Kościołem „Nasz Dziennik” to maleńka kropla w morzu prasy codziennej. Nie lepiej jest z internetem, z którym Kościół wiąże ostatnio wielkie nadzieje.

Winnych słabości katolickich środków społecznego przekazu można oczywiście szukać wśród masonów, postkomunistów i innych sił ciemności. Ale czy nie będzie to odwracanie uwagi od własnych błędów i zaniedbań? Nawet zarzut, że reklamodawcy omijają katolickie media, też w gruncie rzeczy nas obciąża. Bo dlaczego w innych krajach, z USA na czele, reklama w katolickich mediach to wiarygodność, prestiż i skuteczność, a u nas odważają się na nią tylko nieliczni?

Grzech pierworodny po stronie odbiorców sprawia, że łatwiej sięgają po zło. Nawet praktykujący katolicy częściej kupują gazety epatujące sensacją, przemocą lub seksem niż te, które usiłują budzić ich sumienia! Widząc zwiastun programu katolickiego, zmieniają kanał, jak podczas emisji reklam. Zaledwie co dwudziesty słucha katolickiego radia, chociaż można wybierać między różnymi stacjami.

Po stronie twórców i decydentów mediów katolickich jednym z przejawów grzechu pierworodnego jest zapewne odwieczne napięcie miedzy hierarchią i charyzmatem w Kościele. Dzisiejsza podejrzliwość niektórych hierachów wobec oddolnych inicjatyw medialnych, których przykładem jedynie są media o. Tadeusza Rydzyka, nie jest niczym nowym wobec trudności, z którymi zmagał się w swoim czasie św. Maksymilian czy bł. ks. Kłopotowski. Dobre media zawsze tworzą ludzie z charyzmatem. A charyzmatyk jest wyzwaniem: szansą albo utrapieniem.

Do sukcesu katolickich mediów bardziej niż pieniędzy potrzeba, moim zdaniem, nawrócenia ich odbiorców, twórców i decydentów.

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/idziemy201138_wstepniak.html
.............................................................

Przed nami Rok Ks. Piotra Skargi


Abp Józef Michalik objął patronatem wydarzenia związane z Rokiem Ks. Piotra Skargi. Sejm przyjął w piątek uchwałę o ustanowieniu roku 2012 Rokiem Janusza Korczaka, Józefa Ignacego Kraszewskiego i ks. Piotra Skargi.

„Chętnie obejmę honorowym patronatem wydarzenia związane z Rokiem Ks. Piotra Skargi, gdyż ufam, że będą one dobrą okazją zarówno do przypomnienia postaci wielkiego kapłana i zakonnika kochającego człowieka i Kościół, jak i uczenia stylu przejrzystości i odwagi w obronie praw Bożych" - napisał przewodniczący Episkopatu abp Józef Michalik w liście do o. Tomasza Kota, przełożonego prowincji wielkopolsko-mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego.

W przyszłym roku minie 400 lat od śmierci ks. Piotra Skargi. Był on kaznodzieją Zygmunta III Wazy, rektorem Kolegium Jezuitów w Wilnie, pierwszym rektorem Uniwersytetu Wileńskiego, założycielem kolegiów jezuickich w Połocku, Rydze i Dorpacie. W Krakowie zainicjował działalność charytatywną kilku instytucji (Bank Pobożny, Arcybractwo Miłosierdzia, Komora Potrzebnych). Był autorem wielu książek, w tym czytanych do dziś „Żywotów świętych", i kazań, z czego najbardziej znane są „Kazania sejmowe". Ks. Skarga zmarł 27 września 1612 r. w Krakowie i został pochowany w tamtejszym kościele św. Piotra i Pawła.

W uchwale dotyczącej ustanowienia Roku Ks. Piotra Skargi napisano: „Zapisał się na kartach historii jako czołowy polski przedstawiciel kontrreformacji, filantrop oraz ten, który w trosce o ojczyznę miał odwagę nazwać po imieniu największe polskie przywary. Nawoływał do zmian postaw rządzących, do reform, by nie doprowadzić Rzeczypospolitej do upadku". Przyjętą 16 września 2011 r. uchwałę przygotowała sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu.

http://jmichalik.episkopat.pl/wydarzenia/3963.1,Przed_nami_Rok_Ks_Piotra_Skargi.html
............................................................
O rodzinie

Każdy człowiek ma prawo do rodziny dobrej, zdrowej, gdzie czuje się bezpiecznie i dokąd chętnie wraca, aby regenerować siły do realizowania swych zadań.

Pierwszym warunkiem, który umożliwia rodzinie spełnienie swoich zadań, jest jej stałość. Bez mocnej jedności i stałości małżonków, zabraknie poczucia bezpieczeństwa im samym i ich dzieciom. [...] Nienaruszalne poczucie stałości naszych zasad jest nie tylko gwarancją porządku między ludźmi, ale i wprowadza człowieka w świat transcendencji, w nadprzyrodzoność Boga, który jest stały, niezmienny.


Drodzy Bracia i Siostry, małżeństwo to nie jest eksperyment, który przeprowadza się na swoim sercu i na uczuciach swego współmałżonka lub swego dziecka, przez rok czy dwa. [...] Śmiercią kończy się każde nieuczciwe eksperymentowanie.

 

Wiara jest w stanie rozbić fałszywe i negatywne poglądy na małżeństwo. Miłość pomoże wypełnić zdrową, radosną treścią związek małżeński, zbudowany na wierności prawom Bożym. Pamiętajmy, że w trudnych sytuacjach, są tylko trudne rozwiązania. Przykazania Boże są niekiedy wymagające, ale im twardszy grunt, na którym budujemy nasz dom, tym mocniejsza budowla [...]

 

Chciałbym jeszcze skierować słowo do tych wszystkich, którym małżeństwo się nie udało. Wielu z nich żyje samotnie, zachowując wierność danemu słowu i wierność Bożemu przykazaniu. Stają się w ten sposób cichymi świadkami Ewangelii. Ceńcie sobie tę drogę, bo jest ona pokornym wypełnieniem przykazań Bożych, jest drogą wierności sumieniu i doprowadzi nas do zbawienia.

 

Są też ludzie, [...] którzy po nieudanym małżeństwie związali się z innym człowiekiem, a dziś, mimo odczuwanego niepokoju sumienia, nie mają dość siły albo też, ze względu na nową sytuację (wychowanie dzieci), nie widzą możliwości natychmiastowego rozwiązania i trwają w związku niesakramentalnym, nie mogąc przystępować do Komunii świętej. Jakże często boleją nad tym stanem rzeczy! Ich duchowa rozterka i wewnętrzne zmaganie niech stanie się drogą do pogłębienia wiary w miłosierdzie Boże.

Współczujemy Wam szczerze, ale prosimy, waszym myśleniem i mową nie zacierajcie różnicy między Bożym nakazem i ludzką słabością. Raczej Wasz wewnętrzny ból niech będzie potwierdzeniem wartości sumienia, które szuka prawdy i strzeże jej nawet wbrew sobie. Zachowajcie wiarę i tym goręcej i często módlcie się wspólnie w waszym nowym kręgu rodzinnym o pomoc Bożą. A przyjdzie czas, że miłosierdzie Boże i w waszym życiu okaże się większe niż nasze grzechy. Są sytuacje, że błędy czy nieumiejętności ludzkie może naprawić tylko Bóg. Człowiek powinien być zawsze gotowy do współpracy z Nim.

[Fragmenty listu pasterskiego Metropolity Przemyskiego na Tydzień Miłosierdzia z dnia 2 października 1994 r. ]


Zob. też: Cały dokument

http://jmichalik.episkopat.pl/dokumenty/3138.1,Wiara_i_milosc_pomoze_rodzinie.html


Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 21, 2011, 09:26:25
Zamyśleni

O rodzinie

Każdy człowiek ma prawo do rodziny dobrej, zdrowej, gdzie czuje się bezpiecznie i dokąd chętnie wraca, aby regenerować siły do realizowania swych zadań.

Otwierać się na media

Trzeba się dzisiaj bezwzględnie otwierać na media. To jest środek komunikacji, czyli kontaktu z drugim człowiekiem.

Mieć czas dla dziecka

Dziecko trzeba traktować jako człowieka pełnego. Trzeba widzieć w nim partnera rozmowy.

Wspólnoty młodzieżowe

Wydaje się, że na młodzieżowe poszukiwania „mistrzów" i autorytetów Kościół musi odpowiedzieć próbą wprowadzenia w solidną formację intelektualno-duchową, która zachęci do sięgania po uniwersalizm chrześcijański.

Szkoła i wychowanie

Warto tak wychowywać naszych synów i córki, aby umiały dzielić się swymi zdobyczami i swoim czasem z innymi. To oni bowiem tworzą wizerunek Polaka i polskiej rodziny na dzisiejsze czasy.

U Matki Bożej

Nasza pobożność, nasza modlitwa, nasza obecność przed Matką Bożą jest częścią naszej wiary.

O młodych

Nie można przeoczyć faktu, iż tysiące młodzieży gromadzi się na modlitewnych spotkaniach braci z Taizè (...) i z entuzjazmem wypełnia place na zaproszenie Jana Pawła II.

Wstąpić do szkoły Maryi

Tak jak nasz lud, kochamy Maryję, kochamy Matkę Pana, bo wiemy, że najlepsza droga pogłębienia naszej wiary, to wstąpienie do szkoły maryjnej, to ta duchowa i fizyczna pielgrzymka przed Jej obraz.

Życiodajne źródła
Czas na refleksję i modlitwę pomoże ludziom zatrzymać się i pomoże żyć piękniej i radośniej także na co dzień.

Pielgrzymka szkołą wiary
Pielgrzymka to wielka szkoła charakteru, wielka szkoła człowieczeństwa...


W intencji trzeźwości

 Warto i trzeba podjąć wysiłek życia w trzeźwości, pochwały dla nowych zwyczajów bezalkoholowych, radosnej zabawy, gościnności bez wódki, trzeźwego wesela.

Na wakacje

Pamiętajmy, że okres wakacji nie zwalnia nas, ani naszych dzieci, ani naszych gości od obowiązków sumienia, od niedzielnej Mszy świętej, od przykazania szacunku dla starszych i  rodziców, od obowiązku zachowania czystości i wszystkich pięknych Bożych przykazań.

Życie jest święte

Największym orędownikiem prawdy o obronie życia jest Chrystus, przypominający o obowiązku zachowania wszystkich Bożych Przykazań.

O Komunii Świętej

Ci wszyscy, którzy nie mogą przystępować do sakramentalnej Komunii św., niech się czują w jedności Kościoła, niech kontaktują się z Chrystusem przez komunię pragnienia, komunię duchowej tęsknoty...

Nauka Kościoła jest wymagająca

Przestańmy wreszcie bać się być dobrzy i uczciwi! Przestańmy wstydzić się naszej wiary i naszego chrztu. Zacznijmy mówić i działać zgodnie z nauką Ewangelii i krzyża.

Duchu Święty przyjdź!

Wielką głębię Bożej wszechmocy odkrywam w codziennej modlitwie do Ducha Świętego, którego Jezus wysłużył i dał Kościołowi, czyli nam, słabym ludziom.

Triumf pokory

Wielkość Księdza Jerzego płynie z tego, że to był człowiek prostej, żywej wiary, że to był człowiek, który żył nauką kard. Stefana Wyszyńskiego i Jana Pawła II - nauką Kościoła.

O pobożności Maryjnej

Pobożność Maryi jest w Kościele nieustannie bardzo ważna i twórcza. Ze szkoły Maryjnej duchowości wyszli wszyscy święci. Także święci naszych czasów.

Na Dzień Matki

Bez matki nie da się odrodzić oblicza rodziny. Bez polskich matek nie da się odrodzić Polski - duchowo, moralnie, społecznie ...



O powołaniu kapłańskim

Nie ma na świecie misji piękniejszej i godniejszej jak posługiwanie w Bożym imieniu ...

http://jmichalik.episkopat.pl/varia/zamyslenia/3743.1,Swieto_Milodzierdzia_Bozego.html
................................
                                                               Więźniów nawiedzać

Urszula Buglewicz

Działania duszpasterskie, jakimi objęte są osoby pozbawione wolności, znajdują się w obszarze działań penitencjarnych. Wprawdzie w Kodeksie karnym wykonawczym, który stanowi podstawowy dokument regulujący status więźniów w zakładach karnych i aresztach śledczych, nie mówi się wprost o oddziaływaniu religijnym, ale art. 38 mówi o współdziałaniu ze społeczeństwem w procesie readaptacji skazanych. Na pierwszym miejscu wymienia się Kościoły i związki wyznaniowe. Obecnie w Polsce jest ok. 230 księży i zakonników, którzy pełnią posługę kapelanów więziennych. Ich pracę wspomaga rzesza ludzi dobrej woli, modląc się i podejmując konkretne działania na rzecz osadzonych. Wielu z nich to członkowie „Bractwa Więziennego”.

Najlepszy przewodnik

– Do więzienia przychodzą osoby wyalienowane i wyjałowione religijnie. Nie ma więc dla nich lepszego przewodnika niż kapłan – mówi w wywiadzie dla „Niedzieli” płk Jerzy Nikołajew, dyrektor Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Lublinie. Jego zdaniem, problemem ludzi, którzy trafiają do więzienia, jest ich mała wiara. – Do kapelanów zwracają się osoby, które Boga w swoim życiu tak naprawdę nigdy nie odnalazły. Środowiska, z których pochodzą, często są tak zaniedbane pod względem duchowym i uczuciowym, żyją w odrzuceniu wszelkich społecznych zasad i norm, że dopiero pobyt w więzieniu skłania ich do głębszej refleksji – wyjaśnia. – Im prędzej ksiądz dotrze do więźnia, tym większa szansa, że czas tu spędzony będzie spożytkowany godnie.
Przemiany ustrojowe, jakie dokonały się w Polsce po 1989 r., sprawiły, że więzienia przestały być instytucją zamkniętą. – Kiedyś nikt nie miał prawa wejść do więzienia, a życie za kratami miało swój własny, zamknięty rytm – mówi ks. Mirosław Flak, kapelan Aresztu Śledczego w Lublinie i archidiecezjalny referent ds. duszpasterstwa w zakładach karnych i aresztach śledczych. – Pierwsze przeobrażenia dokonały się w czasie stanu wojennego, gdy wśród osadzonych było wielu więźniów politycznych, którzy domagali się obecności kapłana. Po zmianach ustrojowych nastał czas wielkich akcji. Więzienia odwiedzali nie tylko kapłani różnych wyznań, ale także aktorzy i piosenkarze, którzy przez swoje występy artystyczne prowadzili resocjalizację.
Praca kapelanów nie ma znamion akcyjności, ale jest pracą stałą, nakierowaną na przemianę i nawrócenie konkretnej osoby, która w swoim życiu pogubiła się, a przebywając za kratami, ponosi karę za swoje czyny. O pomoc osób świeckich w pracy z więźniami zwrócił się Naczelny Kapelan Więziennictwa RP ks. Jan Sikorski, którego najbliższą współpracownicą była Janina (Nina) Szweycer-Grupińska (1914-94), współzałożycielka i pierwszy prezes „Bractwa Więziennego”.

Gotowi nieść pomoc

– W codziennej pracy pomagają nam członkowie „Bractwa Więziennego”, które swoją główną siedzibę ma w Warszawie, ale oddziały terenowe znajdują się w wielu miastach Polski – mówi ks. Flak. – Mogą do niego należeć odpowiednio przygotowani wierni. Specyfiką lubelskiego środowiska jest duży udział studentów w pracy wolontariackiej. Zasadniczo każda osoba, która chce odpowiedzieć na wezwanie Chrystusa: „Byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie” (Mt 25, 36), może w szeregach Bractwa odnaleźć miejsce dla siebie.
Głównym celem działalności „Bractwa Więziennego” jest niesienie osadzonym szeroko rozumianej pomocy ewangelicznej, terapeutycznej i socjalnej. W tej żmudnej pracy mogą odnaleźć się m.in. osoby uformowane duchowo w różnych wspólnotach i grupach modlitewnych, wprowadzone do pracy wolontariackiej przez kapelana danego zakładu karnego. Dla chętnych organizowane są specjalne szkolenia, na których omawiane są sprawy związane m.in. z regulaminem i bezpieczeństwem. – Kapelan odpowiada za duchowe przygotowanie kandydata, zaś służby więzienne i dział ochrony zajmują się wprowadzeniem procedur związanych z wymogami bezpieczeństwa – wyjaśnia ksiądz kapelan.
– Ci ludzie potrzebują zwykłej rozmowy – mówi Paulina Kamińska, studentka V roku psychologii na KUL-u, która przygotowuje się do pracy psychologa więziennego. – Osadzeni potrzebują kontaktów między sobą, ale także z osobami z zewnątrz, które po prostu zechcą ich wysłuchać. Bo trafiając do więzienia, zawsze traci się grunt pod nogami. – Zdarza się, że w więzieniach są i tacy, którzy są przestępcami z wyboru, jednak w naszej pracy nigdy nie patrzymy na „masę”, ale staramy się dostrzec konkretnego człowieka – wyjaśnia ks. Flak.

W więźniu dostrzec człowieka

Głównym obszarem działań kapelana jest sprawowanie sakramentów: celebracja Mszy św., słuchanie spowiedzi, przygotowanie osadzonych do przyjęcia sakramentu bierzmowania, a także głoszenie słowa Bożego. – Więźniowie najbardziej potrzebują indywidualnych rozmów. Wiele z nich kończy się katechezą, przystąpieniem do sakramentu pokuty, a w konsekwencji nawróceniem – ocenia kapelan. – Rozmawialiśmy z 18-letnią dziewczyną, która opowiedziała swoją okrutną historię. Od dziecka widziała tylko przemoc i w konsekwencji sama stała się współsprawcą przemocy. Chciała komuś o tym opowiedzieć, wyżalić się – opowiada Paulina, mając przy tym mnóstwo pomysłów, jak można realnie pomóc tej dziewczynie i innym osadzonym. Podstawą takich działań jest odpowiednie „widzenie” człowieka. – Kiedyś kapelan z Iławy dzielił się swoim doświadczeniem, mówiąc, że on w ogóle nie pyta osadzonych, za co są skazani. Po prostu patrzy na człowieka – mówi ks. Flak.
Więźniowie zazwyczaj są ludźmi przeklętymi przez społeczeństwo, raz na zawsze ocenionymi negatywnie, wykluczonymi ze swoich rodzin i środowisk, pozbawionymi kontaktów z najbliższymi. – Idąc do więzienia, staram się pamiętać słowa Jana Pawła II, który do więźniów w Płocku mówił, że są osadzeni, ale nie potępieni, że zawsze mają możliwość nawrócenia – mówi ksiądz kapelan. – Po 9 latach pracy widzę, że dla wielu osadzonych sam czyn przestępczy jest karą. Spotkałem kiedyś kobietę, która odbywała karę za zabójstwo. Jednak na początku dziwnie się zachowywała: była grubiańska, zdawała się w ogóle nie przejmować tym, co zrobiła, wypychała z pamięci dokonaną zbrodnię. Dopiero po dłuższym czasie przyznała się przed sobą do popełnienia zbrodni, zaczęła żałować, a owocem przemiany było m.in. przeproszenie rodziny.
Dla kapelanów i wolontariuszy posługujących w więzieniach każdy dzień przynosi kolejne dowody na to, że „gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska”.
– Jestem przekonany, że wielu przestępców doświadcza głębokiej przemiany życia. Dla wielu z nich więzienie jest miejscem wybawienia, bo przerywa łańcuch przestępstw, daje możliwość zatrzymania się i poprawy – zapewnia ks. Mirosław. Dlatego tak ważne są rozmowy indywidualne z więźniami, w czasie których nie muszą oni chować się za różnymi maskami, udawać przed współwięźniami nieczułych „twardzieli”. – My też jesteśmy słabi – mówi ks. Flak. – Podczas pierwszej Mszy św. sprawowanej w więzieniu uświadomiłem sobie, że znajduję się w grupie ok. 30 przestępców i po prostu zacząłem się bać. W czasie sprawowania Liturgii powiedziałem do nich, że chyba nie skończę tej Mszy św., bo się ich boję. Oni zaczęli się śmiać, mówiąc, że przecież nic mi nie zrobią. A ja, nawet o tym nie wiedząc, przyznaniem się do słabości „kupiłem ich”. Bo pokazałem, że jestem taki sam jak oni, pełen lęku. Więźniowie w większości tylko udają, że są twardzi.
Ze zrozumiałych względów wielu ludzi boi się przestępców, ale tylko niewielu dostrzega, że są to słabe, poranione osoby, oczekujące wsparcia. Bo każdy człowiek potrzebuje kogoś, kto go wysłucha i zrozumie. – Więźniowie nie są straszni. To przecież zwykli ludzie. I wcale nie trzeba być bohaterem, by się z nimi spotkać. Wystarczy odrobina chęci i postawa, w której nie ma nic z poczucia wyższości – zapewnia Paulina.

Miejsce dla każdego

– Wchodząc do więzienia, najpierw widziałem kraty, mury, cele, a teraz widzę tylko ludzi, którzy przez moją posługę doświadczają Pana Boga. I coraz mocniej dostrzegam, że właśnie w tym miejscu „rozlewa się łaska” – zapewnia ks. Mirosław. Podobnie odczuwają trzy małżeństwa z Drogi Neokatechumenalnej, które od 9 lat są częstymi gośćmi w lubelskim areszcie. Za zgodą ordynariusza w więzieniu powstała bowiem wspólnota, w której regularnie głoszone są katechezy. – Jest to wspólnota specyficzna, bo charakteryzuje się dużą rotacją sióstr i braci. Jedni więźniowie wracają do domów, inni są przenoszeni do nowych miejsc odosobnienia. Naszą wielką radością są ci, którzy po wyjściu na wolność kontynuują swoje spotkanie z Bogiem w parafialnych wspólnotach Drogi – opowiada ks. Flak. Zresztą, takim zakorzenionym w Drodze osobom łatwiej jest odnaleźć swoje miejsce w odzyskanym życiu. Wspólnota troszczy się bowiem także o to, by „syn marnotrawny” miał gdzie mieszkać i za co żyć, aby nie miał powodów do powrotu na drogę przestępstwa.
– Czasem naprawdę nie potrzeba wiele, by odrzucony przez najbliższych człowiek wrócił do świata przestępczego. Jedynego, gdzie zawsze jest chętnie widziany – ubolewa kapelan. – Niestety, w Polsce są tylko trzy domy (w Gdańsku, we Wrocławiu i w Warszawie), gdzie więźniowie mogą się zatrzymać po wyjściu na wolność. A wielu z nich tak naprawdę nie ma dokąd wracać.
Każda pomoc jest cenna. Wiele wspólnot i osób wspomagających pracę kapelanów organizuje np. zbiórki książek, różańców i medalików, których zawsze w więzieniach brakuje. Inni gromadzą środki na paczki dla osadzonych, ale także dla rodzin osób odbywających karę, często pozbawionych środków do życia. Przede wszystkim jednak nie można zapominać o modlitwie zanoszonej przez wspólnoty Legionu Maryi czy Rycerstwa Niepokalanej. Wielu chorych swoje cierpienia ofiarowuje w intencji nawrócenia grzeszników, często konkretnych osób. – Gdy idę do chorych, proszę ich, by modlili się za więźniów. Modlitwa zawsze przynosi owoce – zapewnia ks. Mirosław Flak. I serdecznie prosi, by każdy, kto usłyszy w sercu wezwanie, by „więźniów nawiedzać”, nie lękał się wypełnić miłosiernego uczynku.

Duszpasterstwo więzienne
Duszpasterstwo więzienne w Polsce obchodzi 20-lecie istnienia. W 1989 r. pierwszym naczelnym kapelanem więziennictwa został mianowany ks. prał. dr Jan Sikorski. Od 2001 r. funkcję tę sprawuje ks. prał. dr Paweł Wojtas. Jest on jednocześnie asystentem kościelnym Stowarzyszenia Ewangelicznej Pomocy Więźniom „Bractwo Więzienne”.
Obecnie krajowym prezesem Bractwa jest Bernarda Wojtkowska. Członkowie „Bractwa Więziennego” docierają do co trzeciego więzienia. Przychodzą przede wszystkim z pomocą duchową, ale również pomagają w rozwiązywaniu konfliktów rodzinnych, organizują pomoc dla dzieci więźniów i ich rodzin. W miarę możliwości pomagają swoim podopiecznym także po wyjściu na wolność: szukają dla nich mieszkań i pracy, spotykają się na modlitwie, umacniają ich na drodze przemiany życiowej. Dzięki ich bezinteresownej pracy wielu więźniów nawraca się, a niektórzy podejmują apostolat wśród towarzyszy z celi więziennej.
Więcej o „Bractwie Więziennym” – na stronie:  www.bractwowiezienne.ruchy.opoka.org.pl.








Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Wrzesień 21, 2011, 15:11:50
Mam jedno pytanie , Rafaelo, czy Ty tu chcesz wkleić nam całą Encyklikę Papieską ( ile ich tam by nie było ) na zasadzie zasypywania nie istniejącej dziury (kopiuj-wklej), przy okazji zniechęcając do jakiejkolwiek dyskusji  czy jednak może uszanujesz, że to forum dyskusyjne.  W obliczu takiej ilości materiału nie sposób się nad czymś zatrzymać by podyskutować, kiedy ostatni post interlokutora znajduje się 4 strony wstecz. To się po prostu mija z celem, a przesłania stają się martwe czym robisz niedźwiedzią przysługę Papieżowi.
IMO

pozdr


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 21, 2011, 19:25:41
Dziekuje Ci ze zwrociles uwage,  ze ten temat ciagle zyje. Na temat Papierza pisze w innym temacie. "Jan Pawel II" i " Z zycia KK w Polsce "sa tematami
ktore ja ciagle trzymam przy zyciu. Musze przyznac ze nie myslalam ze te tematy beda tak czesto czytane, to znaczy ze sa interesujace.
Czym dalej w las, tym wiecej drzew. musze przyznac ze nie spodziewalam sie sama ze w Polsce KK zyje pelna piersia. Oczywiscie mozna dyskutowac na rozne tematy i bardzo bym sie cieszyla  gdyby np. przciwnicy ktorzy byli tak liczni na tym forum , dzisiaj znikli , nie ma nikogo. Ja postanowilam
byc bezstronna  nie wybierajac artykulow na jakas strone. Te dwa tematy sa bardzo wazne w Polsce. Czesto na forum sa traktowane bardzo po macoszemu.
Jesli chodzi o Encyklike Papieska , to podalam adresy gdzie mozna ja samemu odczytac. Sa ludzie  ktorzy twierdzanze Encykliki Papieskie sa lepsze od Biblii.
Jesli masz cos przeciwko i inni tez, ze prowadze te dwa tematy mozna powiedziec w stylu informacyjnym, to prosze sie wypowiedziec.
Kazda wypowiedz wezme powaznie pod uwage. Pomijajac co o tym myslisz, musze zwrocic uwage ze te tematy przyciagaja wielu zainteresowanych
ktorzy odwiedzaja to forum i kozystaja tez z innych tematow.

Z powazaniem Rafaela



Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Wrzesień 21, 2011, 20:55:09
@Rafaela
Cytuj
Oczywiscie mozna dyskutowac na rozne tematy i bardzo bym sie cieszyla  gdyby np. przciwnicy ktorzy byli tak liczni na tym forum , dzisiaj znikli , nie ma nikogo.
Ależ są tu zapewne. Sam rozpoznaję kilku. Tylko problem nie leży w nich, a w tym,że przy takim nawale mega tekstu fizyczną niemożliwością jest odnieść się do czegokolwiek. To tak, jakby palacz sypał węgiel do kotła za każdym razem twierdząc, że każda szufla może być zatrzymana - ale każda leci bezrefleksyjnie i wszystko co miało być rozważone się spala . Nie potrafię tego bardziej obrazowo wytłumaczyć, przepraszam.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: arteq Wrzesień 21, 2011, 21:29:34
Czyli coś w stylu jak Kiary monologi o myślicielach? ;]


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 21, 2011, 21:32:20
Ja wiem o co Ci chodzi, i zgadzam sie z Twoimi uwagami. Moze byc, ze gdyby nie bylo takiej ilosci zainteresowanych, to na kilu informacjach
zakonczylabym  ciagniecie tego tematu.
Przygotowujac temat do wstawienia , czytam go sama dokladnie. Mimo ze jestem katoliczkoa, to o wielu sprawach naprawde nie mialam
pojecia. Te tematy mnie naprawde wciagnely. Kosciol  Katolicki w Polsce jest zupelnie inny jak w Niemczech. Koscioly sa otwarte dla ludzi przez caly dzien, zawsze mozna wejsc aby w spokoju i ciszy skontaktowac sie z Bogiem. Ludzi spotykaja rozne sytuacje zyciowe i napewno kontakt
z Bogiem , wiara w pomoc wielu ludziom pomaga w przezyciu tych ciezkich chwil.

Pozdrawiam serdecznie. Rafaela

Ps. Artku, czy mozesz sie wiecej i jasniej wypowiedziec.

===================================================

12:06, 21.09.2011 /tvn24.pl, TVN24
                                                          Posłanka PiS pisze do proboszczów i prosi o wsparcie
"MAMY OKRES WYBORÓW, A KSIĘŻA TO MOI WYBORCY"
TVN24
Maria Nowak, posłanka PiS ze Śląska wysłała do wszystkich parafii w swoim okręgu wyborczym list z prośbą o poparcie "w modlitwach i poprzez wzięcie udziału w wyborach". Prosi też księży o rozdanie jej ulotek wyborczych członkom grup modlitewnych w parafiach. - To jest mój prywatny list, a księża i siostry zakonne to moi wyborcy - mówi Nowak.
W listach, które wysłała Nowak, posłanka podkreśla, że 9 października będziemy decydować, o tym "czy naszym krajem rządzić będą osoby wierne Ewangelii czy też wpatrzone w ducha liberalizmu i samowoli".

Partia z Torunia na zapleczu PiS
Jeśli ktoś myślał, że ojciec Tadeusz Rydzyk w czasie tej kampanii wyborczej... czytaj więcej »
Nowak dodaje, że posłanką jest od 2001 r. i zawsze głosowała kierując się Ewangelią. "Byłam przeciwko liberalizacji ustawy antyaborcyjnej, przeciwko legalizacji związków homoseksualnych, przeciwko wprowadzeniu sprzedaży alkoholu na stadionach, za wprowadzeniem dania wolnego od pracy w święto Objawienia Pańskiego, za ochroną życia od poczęcia do naturalnej śmierci" - wylicza.

Dalej posłanka "ośmiela się prosić o poparcie tak w modlitwach, jak i poprzez aktywne uczestnictwo w wyborach i oddanie głosu na mnie". Nowak załącza też swoje ulotki wyborcze i prosi o rozdanie ich członkom grup modlitewnych działającym w parafii.

"To też wyborcy"

Reporter TVN24 zapytał posłankę Nowak, czy nie widzi nic niestosownego w prowadzeniu agitacji wśród duchownych. Tym bardziej, że Episkopat apelował, by Kościół nie brał angażował się politycznie.

- To jest mój prywatny list. Mówię tu o tym co jest dla mnie sprawą ważną i co dotychczas zrobiłam. Ja nie proszę o żadne informowanie z ambony, tylko o modlitwę. Prośba o rozdawanie ulotek, to tylko prośba, nie to że muszą rozdać - tłumaczy posłanka.
Kazania wyborcze tylko dla PiS
Drzwi niektórych wrocławskich kościołów stoją otworem dla kandydatów... czytaj więcej »


Jak dodaje, o tym, że listy są prywatne świadczy fakt, że każdy z nich podpisany jest własnoręcznie. - Wielu z tych księży znam osobiście - podkreśla.

Listy trafiły też do wielu sióstr zakonnych. - Siostry prosiły, żeby im pewne rzeczy przybliżyć, bo nie mają nawet czasu, by w tym wszystkim uczestniczyć. To są też obywatele i mają prawo głosować - ucina.

Bez komentarza

Działalności Nowak nie chcą komentować duchowni. Ks. Krzysztof Bąk, dyrektor Caritas Archidiecezji Katowickiej, a prywatnie znajomy Nowak, odmówił wypowiedzi na ten temat. Powiedział jedynie, że nie chce się tłumaczyć z tego, z kim się przyjaźni.

Komentarza odmówił też rzecznik kurii katowickiej ks. Artur Stopka.

ZOBACZ LIST POSŁANKI NOWAK DO KSIĘŻY
http://www.tvn24.pl/-1,1718134,0,1,poslanka-pis-pisze-do-proboszczow-i-prosi-o-wsparcie,wiadomosc.html
.............................................................
05:45, 21.09.2011 /TVN24
Partia z Torunia na zapleczu PiS
                                                                   "CZARNO NA BIAŁYM"
TVN24
Jeśli ktoś myślał, że ojciec Tadeusz Rydzyk w czasie tej kampanii wyborczej nie udzieli żadnej partii swojego błogosławieństwa - to był w błędzie. Redomptorysta z Torunia jest bardzo aktywny, a ostatnio lista - gości zapraszanych do jego rozgłośni radiowej czy telewizji powiązana jest z listą wyborczą Prawa i Sprawiedliwości.
Ojciec Rydzyk wymienia i namaszcza na swojej antenie kandydatów na nowych posłów. To głównie znane twarze, jak byłego ministra środowiska w rządzie PiS Jana Szyszko, byłego szefa ABW Bogdana Święczkowskiego, posła Zbigniewa Girzyńskiego, czy posłanki Anny Sobeckiej, ale mówi się, że w środowisku zbliżonym do Radia Maryja pojawiają się też młodzi ludzie. Jedną z nich ma być Ilona Klejnowska - kandydatka PiS do Sejmu i absolwentka uczelni toruńskiego redemptorysty.

Ona sama zaprzecza, jakoby dostała się na listę dzięki poparciu o. Rydzyka. - Żeby było jasne - ja uczelni się w żaden sposób nie wstydzę i nigdy się tego nie wyprę. To że kandyduję to tylko dlatego, że została doceniona moja ciężka praca – podkreśla.

Zły pomysł?

Również szef partii, Jarosław Kaczyński, zaprzecza jakoby był zależny od Torunia. Na niedawno postawione pytanie o to, czy i w jakim zakresie ojciec Tadeusz Rydzyk ma wpływ na kampanię wyborczą lub kształtowanie list PiS-u odpowiedział: - Pani redaktor ja na prawdę mam kłopoty z odpowiedziami na pytania, które odnoszą się nie do rzeczywistości, ale do pewnych mitów i stereotypów, no to jest jedno z takich pytań.

Taka reakcja prezesa PiS-u może dziwić, zwłaszcza gdy patrzy się na zdjęcia z lipca z Jasnej Góry, gdzie na pielgrzymce Radia Maryja pojawiła się pokaźna delegacja partii z jej szefem na czele.

Z drugiej jednak strony przedwyborcze badania pokazują, że chwalenie się sojuszem z ojcem dyrektorem to niezbyt dobry pomysł. Takie wnioski w PiS-ie wyciągnięto już rok temu - w czasie kampanii prezydenckiej.

- Zbyt duże zaangażowanie w mediach, czy też zbyt bliska współpraca z mediami ojca Rydzyka będą podejrzliwie odbierane przez ten elektorat. Elektorat centrowy, czyli ten niezdecydowany, który w ostatniej chwili praktycznie przesądza czy odda głos na tę lub inną partię – twierdzi Paweł Poncyljusz, dziś poseł PJN, a wówczas współautor kampanii Jarosława Kaczyńskiego.

Bez wyjścia

Z drugiej strony Radio Maryja i PiS mogą być na siebie skazane. Zdaniem publicysty i redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej” - Pawła Lisickiego - po katastrofie smoleńskiej partia Kaczyńskiego i ojciec Rydzyk stali się sobie jeszcze bliżsi. – To pragnienie wykazania, że tam się wydarzyło coś więcej niż katastrofa – wyjaśnia.

- „Nasz Dziennik”, Radio Maryja, czy ojciec Rydzyk stali się takimi osobami, które przyjęły i zaczęły propagować coś w rodzaju „ideologii smoleńskiej”. W oparciu o to nastąpiło zbliżenie przynajmniej z częścią PiS-u – analizuje.

http://www.tvn24.pl/12690,1718089,0,1,partia-z-torunia-na-zapleczu-pis,wiadomosc.html

Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: arteq Wrzesień 22, 2011, 19:02:37
Rafaelo, miałem na myśli, że wklejasz całe artykuły i może to być trudne do przełknięcia dla statystycznego forumowicza - to działania wybitnie odtwórcze - tak właśnie robi Kiara w przekazach od jakiś myślicieli (chociaż ostatnio chyba znalazła inny obiekt do przeklejania). Oczywiście jest kilka zasadniczych różnic - Ty nie żadasz wyłączności na wątek, nie obrażasz się i nie pyrgasz za słowa krytyki, nie uciekasz od dyskusji.

Owszem, treści, spostrzeżenia zawarte we wklejanym przez Ciebie tekście mogą być i ciekawe ale giną w natłoku tego tekstu. Myślę, że dużo lepiej byłoby gdybyś sama odniosła się do zamieszczonego tekstu, dodała swoje przemyślenia.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Wrzesień 22, 2011, 19:05:44
Dokładnie to samo miałem na myśli Arteq ,dziękuję.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 22, 2011, 20:35:32
Dziekuje bardzo za wypowiedzenie sie.
Przykro mi bardzo, ale jest tak duzo materialu do przekazania , mysle ze  ze bedziecie musieli panowie jeszcze troszke
uzbroic sie w cierpliwosc .
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie. Rafaela

==========================================

Na drogach posługiwania:                              Słowo w trosce o język

Refleksja o słowie i języku w kontekście Listu Pasterskiego KEP "Bezcenne dobro języka ojczystego". Tekst pochodzi z "Niedzieli" nr 7/2010.

Ostatnie listy pasterskie, zarówno ten o rodzinie, jak i o kulturze języka, sprowokowały kilka pozytywnych opinii. Biskupom zależało na tym, żeby list o języku ojczystym ukazał się w okresie kolędowym, bo mógł stać się on inspiracją duszpasterskich rozmów kolędowych, co stworzyłoby atmosferę życzliwą wobec problemów tam poruszonych, czyli odpowiedzialności za polską kulturę, zrodzoną i pogłębioną we wzajemnym związku z chrześcijaństwem.

Staraliśmy się unikać słów narzekania, a bardziej zwrócić uwagę na inicjatywy podejmowane w trosce o język. Kto wie, może ten tekst zainspiruje ludzi mających w Polsce możliwości i misję do podjęcia kolejnych kroków na drodze szerzenia kultury języka, nobilitacji ojczystej mowy... To słowa tworzą w nas ten cały świat pojęciowy, przez który próbujemy dochodzić do budowania hierarchii wartości, do wyrabiania kryteriów smaku artystycznego i wrażliwości duchowej. Jednocześnie słowo jest warunkiem kontaktu z drugim człowiekiem. Słowo może ranić, a może łagodzić relacje, tworzyć wspólnotę, jedność braterską, może też dzielić. Cały wewnętrzny świat naszych przeżyć, od tych zwyczajnych, do tych najwyższych, transcendentnych, budujemy przez słowa. Słowo jest też drogą i miejscem kontaktu z Bogiem. Przez przygotowanie „aparatu" intelektualno-uczuciowo-osobowego człowiek dochodzi do głębi kontaktu z drugim człowiekiem i z wartościami najwyższymi, z Nieskończonością.

Wydaje się, że rozejście się człowieka z Transcendencją, jakkolwiek ją rozumiemy, nieuchronnie prowadzi do utraty więzi i szacunku dla piękna języka. Czasy ateistycznego komunizmu doskonale to ujawniły, a perspektywa, z jakiej możemy na te czasy spojrzeć, potwierdza tę tezę. Język został okaleczony w swoich wartościowych treściach, a słowa perły zastąpiono słowami wytrychami. I okazało się, że ludzie zaczynają postępować podobnie. Zamiast używać słów do budowania wspólnoty, jedności, wykorzystują je do dzielenia i rozłamów. Warto przeanalizować „Folwark zwierzęcy" Orwella, aby się o tym przekonać. Stąd pewnie nie jest błędem mówić o bliskości słów modlitwy ze słowami codzienności.

Oto pewna refleksja, dotycząca giganta słowa - Bernanosa, zanotowana przez jego przyjaciela i czytelnika Hansa Ursa von Balthasara: „Wierzący Bernanos, który codziennie modlił się na różańcu «jak jakaś pobożna kobiecina» i nigdy nie kładł się spać bez odmówienia swojej Komplety, z taką samą prostotą traktował siebie, jako członka katolickiego Kościoła. Ale jest on także - o czym chyba nie trzeba mówić - wymagającym synem, który nigdy nie ustaje w piętnowaniu konformizmu, przyzwyczajenia, a nawet dobroduszności niektórych chrześcijan, uspokojonych swoimi praktykami religijnymi. Desperacko szuka świętego, który nada sens równocześnie jego egzystencji artysty, jak też chrześcijanina: «Czystość ludzkiego piękna spotyka się z nadprzyrodzonym pięknem»".

Wielu zwraca dzisiaj uwagę, że następuje dewaluacja słowa - że zostawia ono pustkę albo nawet ranę w relacjach międzyludzkich. Nasz język się brutalizuje, wulgaryzuje - to jest zły znak. Trzeba wydobywać z języka to, co piękne i dobre. Przenikanie zwrotów obcojęzycznych jest w dzisiejszym świecie nieuniknione i nie trzeba się tego obawiać, choć należy czuwać, żeby nie skaziły naszego języka.

Na koniec chciałbym zaprotestować przeciw szafowaniu pojęciami kultury wysokiej w odróżnieniu od tej jakoby przeznaczonej dla warstw niższych. To bardzo niebezpieczny podział, potęgujący rozziew między tymi, którzy jako „kapłani języka" mają nieść to, co w nim najpiękniejsze, wszystkim członkom ojczyźnianej wspólnoty. Uczestnictwo w kulturze to jest przede wszystkim pokora ducha - bez niej następuje zamknięcie na to, co najważniejsze w przeżyciu kontaktu z pięknem, z prawdą, z drugim człowiekiem. Kulturę wysoką tworzą także ludzie bardzo prości, zwyczajni, niekiedy niepełnosprawni - przez swoje postawy w sytuacjach krańcowych - często zdumiewający nas swoją dojrzałością i autentyczną głębią twórczej kultury. A niszczą ją niekiedy nieodpowiedzialni twórcy.

Warto jeszcze powiedzieć słowo o potrzebie szacunku dla książki, przytaczając cytat z książki hiszpańskiego pisarza Carlosa Ruiza Zafóna „Cień wiatru", który opowiada o tym, jak ojciec wprowadza syna w świat antykwariatu i wypowiada przepiękne słowa: „To miejsce jest tajemnicą i miejscem świętym. Każda znajdująca się tu książka, każdy tom, posiada własną duszę. I to zarówno duszę tego, kto daną książkę napisał, jak i dusze tych, którzy tę książkę przeczytali i tak mocno ją przeżyli, że zawładnęła ich wyobraźnią. Za każdym razem, gdy książka trafia w kolejne ręce, za każdym razem, gdy ktoś wodzi po jej stronicach wzrokiem, z każdym nowym czytelnikiem jej duch odradza się i staje się coraz silniejszy. (...) Kiedy jakaś biblioteka przestaje istnieć, kiedy jakaś księgarnia na zawsze zamyka podwoje, kiedy jakaś książka ginie w otchłani zapomnienia, ci, którzy znają to miejsce, my, strażnicy ich dusz, robimy, co w naszej mocy, aby te bezdomne książki trafiły tutaj. Bo tutaj książki, o których nikt już nie pamięta, książki, które zagubiły się w czasie, żyją nieustającą nadzieją, że pewnego dnia trafią do rąk nowego czytelnika, że zawładnie nimi nowy duch".

http://jmichalik.episkopat.pl/wypowiedzi/2811.1,Na_drogach_poslugiwania_Slowo_w_trosce_o_jezyk.html
..........................................
                     
 Jestem pod ogromnym wrazeniem  art. " Słowo w trosce o język"
Przepiekny i bardzo wartosciowy list pasterski ktory w bardzo dostepny i madry sposob wyraza co sie stalo w ostatnich latach z mowa polska :

"Wielu zwraca dzisiaj uwagę, że następuje dewaluacja słowa - że zostawia ono pustkę albo nawet ranę w relacjach międzyludzkich. Nasz język się brutalizuje, wulgaryzuje - to jest zły znak. Trzeba wydobywać z języka to, co piękne i dobre. Przenikanie zwrotów obcojęzycznych jest w dzisiejszym świecie nieuniknione i nie trzeba się tego obawiać, choć należy czuwać, żeby nie skaziły naszego języka."

Pozdrawiam serdecznie.Rafaela

Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 25, 2011, 21:17:47
Na czas studiowania

Trzeba mieć oczy, serce i umysł otwarte na to, co się dzieje wokół, na nową rzeczywistość, ale się nią nie przerażać...

Abp Michalik o czasie studiów i studentach:

Jak Ksiądz Arcybiskup zapamiętał swój czas studiowania?

JM: Dobrze wspominam swoje studia. Odkryłem, że jeśli człowiek daje z siebie wysiłek, to nauczy się czegoś, na czym będzie potem się opierał, stał. Dla mnie czas szkoły, studiów seminaryjnych był też okresem nawiązywania kontaktów, które trwają do dziś.

Na co radziłby Ksiądz Arcybiskup zwracać uwagę studentom przy zawiązywaniu przyjaźni?

JM: Niech będą bardzo obiektywni i krytyczni w doborze, ale niech jednak szukają tych kontaktów i przyjaźni z ludźmi. To może nas ubogacać lub ściągać w dół.

Jak się ma zachować młody człowiek rozpoczynający studia - wobec licznych rozrywek, propozycji, które oferuje mu świat?

JM: Lichy to człowiek, który duchowe wartości zostawia na rzecz tych ziemskich. Z drugiej strony nie można zupełnie lekceważyć tych ziemskich, bo widząc tylko jeden kierunek, człowiek zdziwaczeje.

Szczególnymi studentami są klerycy. Jakich wskazówek na czas bycia w seminarium udzieliłby im Ksiądz Arcybiskup?

JM: Kleryk powinien przede wszystkim wiedzieć, że na niego czekają ludzie. Niech już dziś się za nich modli - za tych, do których kiedyś będzie posłany. Kościół potrzebuje maksymalizmu ludzi poświęcających się Panu Bogu. Niech mają odwagę maksymalnie wymagać od siebie i maksymalnie być wyrozumiałymi, tolerancyjnymi dla innych; nie akceptując wad i błędów, ale próbując ich pozyskać do tego, co dobre. Tę troskę o tych, którzy będą powierzeni ich opiece powinni zaczynać już dziś, nie jutro. Już dziś powinni służyć maksymalnie.

Myślę, że największym wrogiem szczęścia w kapłaństwie jest pycha, egoizm, grzech, a największym sojusznikiem jest pokora, miłość konkretna, czysta, ofiarna, wierna; wiara coraz bardziej pogłębiana przez różne okoliczności życia.

Czego życzyłby Ksiądz Arcybiskup wszystkim rozpoczynającym niebawem studia?

JM: Żeby mieli oczy i serce i umysł otwarte na to, co się dzieje wokół, na nową rzeczywistość, w którą wchodzą, ale żeby się nią nie przerażali. Żeby z tym, co dotychczas niosą w sobie, umieli wejść w tę nową rzeczywistość, by to poszerzyć, pogłębić. Niech radośnie, twórczo i pięknie przeżywają ten czas. Mimo trudności, których każdy przecież doświadcza, to się na pewno uda!

http://jmichalik.episkopat.pl/varia/zamyslenia/3967.1,index.html

===================================================

ks. Marek Starowieyski
                                                       BAŚNIE CZY TEOLOGIA W OBRAZACH?

Czytelnik żywotów świętych, szczególnie starożytnych i średniowiecznych, spotyka się z dziesiątkami, a nawet z tysiącami cudów. Czyta je z niedowierzaniem właściwym sceptykowi naszego wieku, traktując je z przymrużeniem oka jako pewnego rodzaju skansen religijny. Nie wierzy, że mogłyby się one przydarzyć ani, tym bardziej, że zaistniały. Obydwie wątpliwości są naiwne i to z zupełnie różnych powodów
Cuda i sceptycy

Czy naprawdę nie mogły się one przydarzyć? Mogły, przynajmniej w wielkiej liczbie przypadków. Nasz sceptyk bowiem z irracjonalnym oporem nie przyjmuje do wiadomości, że w czasach współczesnych mają miejsce cuda, najbardziej fantastyczne: temu, kto nie wierzy, polecam jakikolwiek życiorys libańskiego świętego Gabriela Charbel czy bł. Ojca Pio. Cuda te są potwierdzone przez setki świadków, którzy je widzieli lub ich doznali, co można wyczytać z akt ostatnio beatyfikowanych i kanonizowanych błogosławionych i świętych, a zostały sprawdzone gruntownie przez wścibskich do granic przyzwoitości lekarzy Kongregacji do Spraw Świętych. Ale o nich z zażenowaniem milczy prasa, także katolicka, z obawy, by nie zostać posądzoną o niepostępowość, naiwność, staroświeckość, fundamentalizm itd. - że użyję tego współczesnego dziennikarsko-teologicznego bełkotu.

Tak nastawiony sceptyk wie, że cudów nie ma i być nie może. Zabiera się więc do lektury życiorysów świętych z uczuciem, z jakim oglądamy prymitywne świątki, nie bez wzruszenia wspominając swoje dziecinne modlitwy do aniołka czy św. Mikołaja.

Ale współczesny sceptyk ma jeszcze jeden poważny brak: jest realistą i nie tylko nie rozumie, ale i nie chce rozumieć języka symbolu, który przez lata był korzeniem i spoiwem świata myśli europejskiej (i czy tylko?). Symbol bywał dla ludzi ówczesnych bardziej realny niż otaczający świat materialny i stanowił jego osnowę, był kluczem do jego rozumienia. Alegoria, symbolika powraca stopniowo, choć bardzo wolno do świata wyposzczonego latami tak zwanej naukowości i racjonalizmu, które, mimo początkowych zasług, z wolna wyjałowiły myśl europejską.

To powiedziawszy można przystąpić do sprawy cudów.
Język cudów

Cuda, opisane w życiorysach świętych, były możliwe, choć ich weryfikacja historyczna jest obecnie bardzo trudna, o ile w ogóle możliwa. Nie traktujmy jednak ówczesnych ludzi jako naiwnych przygłupów, którzy nic nie rozumieli i w swej naiwności we wszystko wierzyli. Cuda spotykały się ze sprzeciwem ówczesnych sceptyków, przekonywały lub nie (podobnie jak dziś) i były w jakiś sposób weryfikowane przez ich odbiorców, choć dziś ta weryfikacja często nam się wymyka. Co innego, że były epoki, które szczególnie pasjonowały się cudami, ale czy i dzisiaj tak nie jest?

A więc po pierwsze, cuda miały miejsce, nie można ich wykluczyć, choć bardzo trudno zweryfikować, które z "cudownych" wydarzeń były nimi naprawdę.

Ale cuda miały jeszcze inne znaczenie, symboliczne. Istniał bowiem specyficzny język cudów, którego trzeba się nauczyć, bo bez nauczenia się go, teksty hagiograficzne stają się martwe.
Symbole

Symboli jest wiele. Na przykład liczby, często używane w Biblii, zazwyczaj wyrażają nie to, co my w nich widzimy. My widzimy w nich ilość. Ale jeśli Apokalipsa Janowa mówi o 144 000 opieczętowanych, to nie znaczy to bynajmniej, że ma ich być tylko tyle, a nie 144 001 lub 143 999, ale że liczba zbawionych, czyli opieczętowanych, jest ogromna. Dochodzi tu jeszcze znaczenie kombinacji świętej liczby dwanaście.

Podobnie rzecz ma się z cudami.
Baśnie?

Czytamy w życiorysach Ojców Pustyni o zwierzętach, które były im poddane, jak lew świętemu starcowi Gerazimowi, dowiadujemy się o mnichu, który na rozkaz swojego mistrza podlewał tak długo suchą gałąź na pustyni, aż zakwitła. Baśnie? Nie, po prostu twierdzenia teologiczne wypowiedziane poprzez obrazy. Spalona pustynia to symbol jałowości mocy szatana, na którą wychodzą mnisi, aby go tam pokonać. I oto królestwo szatana staje się, na skutek ich działalności, nowym rajem (neos paradeisos), i podobnie jak w raju, opisanym w Księdze Rodzaju, cała przyroda staje się posłuszna człowiekowi. Ten nowy świat na pustyni zapoczątkowała świętość mnichów. Kij, który zakwitł jest paradoksalnym symbolem siły, pokory i posłuszeństwa, tak jak ewangeliczny obraz wiary, która przenosi z miejsca na miejsce góry (tu nie mogę się powstrzymać, by nie zachęcić Czytelników do lektury złośliwej satyry B. Marshala "Cud Ojca Malachiasza" i zobaczenia, co wynikło z dosłownego zrozumienia tego wiersza Ewangelii!).
Słownik cudów

Są jeszcze inne sposoby odczytywania opisów hagiograficznych. Znajdujemy np. opis świętego, który nosi odzież z wełny wielbłądziej i je miód dziki. Znaczy to: jest podobny do Jana Chrzciciela. Kruki przynoszą mu chleb - jest nowym Eliaszem. Podobnie odczytujemy cuda dokonywane przez świętego a modelowane na opisach cudów Chrystusa - mówią one, że święty ten był tak ściśle związany z Chrystusem, że czynił cuda podobne do cudów swojego Mistrza. A więc często kluczem do zrozumienia tych cudownych wydarzeń jest po prostu Biblia.

Posiadamy liczne słowniki symboli liczb, rzeczy, atrybutów świętych. Jak bardzo potrzebny byłby słownik symboliki sytuacji teologicznych.
W poszukiwaniu klucza

Pozostaje jeszcze sens historyczny cudów. Mówią nam one bardzo wiele nie tylko o mentalności tamtych ludzi, ale i o wydarzeniach historycznych. Weźmy przykład mnichów. Ich żywoty często opisują cudowne uzdrowienia przez nich dokonywane. Tu akurat mamy możność konfrontacji z innymi źródłami pisanymi i materialnymi. Zachowało się mnóstwo opowiadań na temat uzdrowień dokonanych przez mnichów, o ich szpitalach, leprozariach, o zorganizowanych przez nich zakładach opieki lekarskiej. Kto wchodził na św. Krzyż od Słupi, przechodził koło polany o nazwie Apteka. Jest ona świadectwem plantacji ziół leczniczych mnichów benedyktyńskich. Opis uzdrowień dokonywanych przez mnichów (niekoniecznie rzeczywistych cudów) jest odbiciem tej ich gorliwej działalności lekarskiej.

Cuda rozmnożenia chleba, rozmnożenia jedzenia, spotykane w żywotach świętych, to nie tylko echo ewangelicznego rozmnożenia chleba, ale wskazanie na tę rzeczywistość, którą widzimy i dzisiaj w dziełach wielkich świętych współczesnych: św. Jana Bosko, Józefa Cottolendo czy bł. Alojzego Orione, którzy budowali nic nie posiadając i utrzymywali (i utrzymują) ogromne zakłady zdawszy się wyłącznie na Opatrzność. I dziś można więc nakarmić tysiące ludzi kilkoma chlebami i rybkami...

Oczywiście, istnieją również niemądre życiorysy świętych (mogę, niestety, przytoczyć ich sporą liczbę), których autorzy lubują się w opowiadaniu cudów, coraz fantastyczniejszych, (co ma być wabikiem dla czytelnika) i swoją głupotą przypominają niektóre ze współczesnych filmów o różnej maści supermenach.

Ale te dobre, piękne życiorysy świętych są lekturą dla inteligentnych, którzy mogą je czytać, ponieważ znają ich język. Co może zrobić niemądre odczytywanie języka obrazu, poetyckiego symbolu, niech świadczy spór o interpretację pierwszych trzech rozdziałów Księgi Rodzaju, wspaniałych i mądrych pełnych poezji hymnów - traktatów o świecie i człowieku, które na siłę odczytywano w kluczu przyrodniczym. Było to winą nie tylko przyrodników różnego autoramentu, którzy zabrali się do takiej interpretacji Księgi Rodzaju, ale i teologów, którzy dali się w to wciągnąć.

Utwory hagiograficzne trzeba czytać w tym języku i w tym kluczu, w jakim je pisali ich twórcy, szukać tylko tego, co oni chcieli powiedzieć. Nie należy patrzeć na nie przez nasze okulary i nasz sposób widzenia. I dopiero wtedy żywoty mnichów, "Złota Legenda" i inne dawne teksty o świętych, przepełnione cudownością zaczną do nas przemawiać mądrym językiem wiary.

ks. MAREK STAROWIEYSKI

Marek Starowiejski - kapłan archidiecezji warszawskiej, prof. Uniwersytetu Warszawskiego (Instytut Filologii Klasycznej-literatura chrześcijańska), Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie (patrologia), autor wielu książek i publikacji poświęconych patrologii

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/basnie.html

.......................................

Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Wrzesień 27, 2011, 21:15:36
Cytuj
Nasz sceptyk bowiem z irracjonalnym oporem nie przyjmuje do wiadomości, że w czasach współczesnych mają miejsce cuda, najbardziej fantastyczne: temu, kto nie wierzy, polecam jakikolwiek życiorys libańskiego świętego Gabriela Charbel czy bł. Ojca Pio. Cuda te są potwierdzone przez setki świadków, którzy je widzieli lub ich doznali, co można wyczytać z akt ostatnio beatyfikowanych i kanonizowanych błogosławionych i świętych, a zostały sprawdzone gruntownie przez wścibskich do granic przyzwoitości lekarzy Kongregacji do Spraw Świętych

O naiwny i głupi klecho. Technologia jaką posługiwali się Ci ludzie nigdy Ci się w głowie nie zmieści. Pisz swoje elaboraty egotyczne, odsądzaj od czci ,wiary i przyzwoitości. Siedź w ciemności skoro to wybrałeś. Cud to tylko ezoteryczna nazwa reguły , której jeszcze nie znamy ;)


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: arteq Wrzesień 27, 2011, 21:27:37
Skoro nie znamy to skąd wiemy, że to jednak reguła? Bo dla mnie logicznym jest, że skoro nie znamy danego zjawiska na wskroś to nie możemy stwierdzać z pewnością jego charakteru. Dodatkowo jeżeli Pio był pierwszego sortu ezoterykiem... to jakoś jego zachowanie i poglądy, wypowiedzi są sprzeczne z postawą/definicją ezoteryka.

East, dlatego z podobną dozą "pewności" czyli takimi samymi podstawami ktoś nieprzychylny ezoteryce i Twoim poglądom mógłby w miejsce klechy wlepić Twój nick, a w miejsce elaboratów egotycznych wpisać ezoterykę...   ;]


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Wrzesień 28, 2011, 21:09:18
Danuta Brüll
                                                            Czy Bóg miłuje rozwódkę?

On leczy złamanych na duchu...
Ps 147, 3

Rekolekcje parafialne. Podczas ogłoszeń ksiądz zaprasza na kolejne nauki: dla małżeństw, dla narzeczonych, dla młodzieży, dla studentów, dla osób stanu wolnego żyjących samotnie... Świetnie. Słucham i zastanawiam się, do jakiej grupy mam się podpiąć? Gdzie znajdę słowa krzepiące dla mnie?

Rekolekcjonista głośno akcentuje: Rozwód to tragedia chrześcijanina, to wielkie zło wyrządzone współmałżonkom i dzieciom. Bolało. Ale się z tym zgadzam. Myślę tak samo. Niestety, stało się. Mąż mnie opuścił, jestem sama z dzieckiem. I jak tu o sobie myśleć? Jestem stanu wolnego czy nie? Dla jednych tak, dla innych nie. Dla siebie — też nie. Nauka rekolekcyjna dla małżeństw jest w moim przypadku nieaktualna. Więc kim jestem? Kim jestem dla tego zgromadzenia? Wyrzutkiem? Trędowatą? Pod koniec homilii rekolekcjonista nie odpuszcza: Rozwodnik nie ma prawa przystępować do sakramentu Eucharystii, nie może przyjmować Komunii świętej! Czuję, jak krew napływa mi do głowy, serce wali z przejęcia jak młotem, w oczach pojawiają się łzy. Jestem paralitykiem, który nie potrafi się w tej chwili poruszyć. Msza trwa nadal. Nadchodzi moment Komunii św. Ostatkiem sił wstaję z ławki i zmierzam w kierunku kapłana. Czuję na sobie wzrok kilku znajomych. Zgorszenie? Mogę czy nie mogę? Zawirowanie lęku sprawia, że obawiam się, czy kapłan czasem nie odmówi mi komunikantu. Podał. Grom z jasnego nieba nie spadł na mnie, chociaż wracając, czuję na sobie niechciane i zgłupiałe spojrzenia tych, co mnie znają. Dotarłam na swoje miejsce bliska omdlenia. Klęczę w dziękczynieniu, a spokój powoli ogarnia mnie całą. Czemu tak się przejęłam? Przecież wiem, że mogę! Mogę przyjąć Komunię św., bo nie jestem w stanie grzechu ciężkiego, nie weszłam w nowy związek...

Spłycenie tematu do tego, że każdy rozwodnik (rozwódka) odcina się sam od Kościoła, jest głęboko raniące. Wiele kobiet i mężczyzn po rozwodzie, słysząc takie interpretacje, traci nadzieję na duchowy wzrost, traci chęć do trwania przy sakramentach świętych. Jeśli zostałam porzucona i zostawiona przez męża, lecz nie jestem z innym mężczyzną, mam pełne prawo do korzystania ze wszystkich sakramentów. To one wzmacniają nas do tego, by dalej normalnie żyć.

Nie przykleiłam sobie etykietki z napisem „rozwódka”. Żyję zwyczajnym życiem. Zajmuję się dzieckiem, domem, pracą, hobby. Nie słyszę, na szczęście, tego niefortunnego zdania: Ułóż sobie wreszcie życie! Moje życie jest ułożone! Jest takie, jakie jest. Całe w rękach Boga. Czy On powiedział: Bez męża/żony nie możesz żyć? Wręcz przeciwnie, pragnie ściągnąć z nas troski, mówiąc: Starajcie się naprzód o królestwo Boga i Jego sprawiedliwość, a wszystko [inne] będzie wam dodane (Mt 6, 33). A także: Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie (Mt 6, 34). Nie ma powodu przejmować się tym, że nasi znajomi postrzegają nasze życie jako nieszczęście, z którego musimy jak najszybciej wyjść. Czasem nawet niektórzy chrześcijanie idą na kompromis z Bożym prawem, namawiając nas: Szkoda, żebyś zmarnowała życie, znajdź sobie kogoś. Czyż nie jest to kuszenie z litości do stanu permanentnego grzechu?

Niestety, nie spotykamy w takich sytuacjach na swoich drogach ludzi, którzy nas skierują ku nadziei, ku przyjaźni z Bogiem. Brak duchowej opieki dla tych, którym z różnych przyczyn małżeństwo się rozpadło, lecz chcą trwać przy Bogu, jest ogromną luką Kościoła. Wiele osób jest spragnionych wiary, nadziei i miłości. Należą też do nich rozwodnicy. Nie znalazłam w swoim mieście, przy kościołach i parafialnych wspólnotach, żadnej informacji, która skierowałaby mnie w takie dobre ręce. A przecież Bóg umiłował każdego człowieka i przyszedł do tych, co się źle mają (Mt 9, 12). Nie ma zbyt dużo rozwodników na Mszy świętej. Rezygnują z życia sakramentalnego. Dlaczego? Jeśli rozwód jest dramatem, to Chrystus chce udzielić sił, dać nadzieję, podnieść na duchu, ukazać nowe możliwości, nową drogę... na której On będzie z każdym, kto chce przy Nim wytrwać. Mówi Pismo Święte: On leczy złamanych na duchu (Ps 147, 3) i A tego, co do Mnie przyjdzie, nie wyrzucę precz (J 6, 37). Odejście jednego współmałżonka (do innej lub innego) jest w pewnym sensie jego duchową śmiercią. Zostaję tym samym automatycznie „duchową wdową”. A Pan chroni sierotę i wdowę (Ps 146, 9). Bóg zawsze stawał po stronie słabych i opuszczonych, niesłusznie oskarżonych i zranionych. Dlaczego więc w przypadku niechcianego rozwodu miałoby być inaczej? Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam? (Rz 8, 31). Jako chrześcijanie, dzieci Boże, należymy do Boga, który jest miłością (1 J 4, 16). Dlatego mówi: Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie... (Iz 54, 10). Bóg jest żywy i działający także dziś, także w życiu samotnych z powodu rozwodu.

On uwalnia serce od bólu, rozpaczy i zniechęcenia, daje siły duchowe i fizyczne. Chrystus udziela łaski koniecznej do dalszego życia. Od Niego pochodzi też, niezrozumiała dla wielu ludzi, siła przebaczenia.

Jeśli rozwód (z różnych przyczyn) stał się naszym udziałem, nie warto tracić nadziei. Trzeba próbować wytrwać przy Słowie, dać Bogu szansę, by odmienił nasze życie, odmienił je według swojej woli. Nasz Pan jest większy i mocniejszy od wszelkich ludzkich dramatów. Życie w przyjaźni z Bogiem jest więcej warte niż „układanie go sobie na nowo”. Bóg jest hojny, daje więcej niż się spodziewamy, przywraca spokój duszy i serca, obdarza nas pełnym ciepła i zrozumienia uśmiechem. Warto Mu zaufać, zwłaszcza gdy zwyczajne marzenia o pełnej miłości rodzinie rozpadają się w gruzy. Bóg nawet z każdej tragedii potrafi wyprowadzić wiele dobra.

Nie wyczerpała się litość Pana, miłość nie zgasła (Lm 3, 22) i może się okazać, że Bóg pragnie, abyśmy wykonali wiele dobrych, a przygotowanych właśnie dla nas czynów, że pomoże nam przejść przez życie, zostawiając „świętą woń”.

Skoro jestem już sama, spróbuję posłuchać... Posłuchać nie głosów huczącego świata, lecz Boga, który może odezwać się do mnie tymi słowami: Zaiste, jak niewiastę porzuconą i zgnębioną na duchu, wezwał cię Pan! (Iz 54, 6a).

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/poslaniec2011_09_rozwodka.html

=============================================================

                                              Religijny patchwork

Cathy Lynn Grossman | Los Angeles Times | 29 Wrzesień 2011 | Komentarze (1)

Religijny patchwork

Przepis na własną religię jest prosty: weź te elementy, które ci pasują, a inne odrzuć. Tak wygląda wiara coraz większej ilości osób. Czy to oznacza, że kończy się epoka dogmatów, a nadchodzi świat, w którym będzie tyle wyznań, ile ludzi?

Fot. Getty Images/FPM
Gdyby Kate Smith, legenda amerykańskiej piosenki z czasów II wojny światowej, miała dziś uczynić z pieśni patriotycznej swój hymn, zapewne wybrałaby „Bogowie błogosławcie Amerykę”. Do takiego wniosku doszli autorzy najnowszego badania, z którego wynika, że Ameryka oddala się od wyraźnie zdefiniowanych, tradycyjnych systemów religijnych i coraz częściej wybiera wierzenia dopasowane do indywidualnych preferencji.

Dołącz do nas na Facebooku

Wierni, którzy Boga dostosowują do swoich bieżących potrzeb, idą ramię w ramię z tymi, którzy co prawda określają się jako chrześcijanie, ale nie odwracają się od tradycyjnych praktyk i wierzeń. Ekspert ds. statystyk religijnych, George Barna, bez zbytniej przesady powiada, że Ameryka jest na dobrej drodze, by stać się krajem „310 milionów ludzi i 310 milionów religii”. – Jesteśmy społeczeństwem designerskim. Chcemy, by wszystko – nasze ciuchy, jedzenie, edukacja – było dostosowane do naszych indywidualnych potrzeb – mówi naukowiec. A teraz do tego dochodzi religia.

W swojej najnowszej książce, poświęconej amerykańskiemu chrześcijaństwu, „Futurecast”, Barna na podstawie sondaży przeprowadzanych co roku wśród 1000 –1600 dorosłych Amerykanów analizuje zmiany, jakie zaszły w religijności w latach 1991–2011. Okazało się, że we wszystkich głównych trendach związanych z wierzeniami i zachowaniami religijnymi, jakie obserwował, nastąpiły spadki — z wyjątkiem dwóch. Więcej ludzi twierdzi dziś, że wierzy, iż Jezus jest ich zbawcą i spodziewa się po śmierci trafić do nieba. Więcej ankietowanych przyznaje też, że w ostatnich sześciu miesiącach nie było w kościele, z wyjątkiem specjalnych okazji, jak ślub czy pogrzeb. W 1991 do kościoła nie chodziło 24 proc. respondentów, dziś to już 37 proc.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Zdaniem Barny, winę za te zaskakująco sprzeczne odkrycia ponoszą księża. – Ludzie zewsząd słyszą: „Jezus jest odpowiedzią. Przyjmijcie Go. Módlcie się do Niego i nawracajcie”. Gdy okazuje się, że to tak nie działa, ludzie zaczynają się nudzić, wypalają się, ogarnia ich pustka – mówi badacz. – Patrzą na kościół i zastanawiają się: „Jezus umarł za coś takiego?”.

W konsekwencji, zauważa Barna, ginie spójność ważnych wskaźników więzi religijnej. Gdy przedstawicieli siedmiu najważniejszych doktryn skonfrontował z kanonem ich wierzeń, zdefiniowanym przez National Association of Evangelicals, tylko 7 proc. ankietowanych zmieściło się w swoich kategoriach. – Ludzie mówią: „Wierzę w Boga, wierzę, że Biblia to wielka księga, ale poza tym wierzę w to, co mi pasuje” – mówi Barna.
Jego odkrycia potwierdza instytut LifeWay Research: badanie przeprowadzone niedawno wśród 900 amerykańskich pastorów protestanckich wykazało, że 62 proc. z nich spodziewa się, że znaczenie identyfikacji z konkretnymi wyznaniami znacząco spadnie w ciągu najbliższych 10 lat.

Tego samego zdania jest Carol Christoffel z Zion w stanie Illinois. Kobieta w młodości próbowała odnaleźć się w głównych odłamach protestantyzmu, ale dobrze poczuła się dopiero w głoszącej pokój i jedność tradycji bahaizmu. Później jednak zainteresowały ją uzdrowicielskie praktyki Indian. Mimo tak barwnej przeszłości, nadal uważa się za chrześcijankę. – Jestem czymś w rodzaju pomostu między kulturami. Zgadzam się z nauczaniem Jezusa, znam wielu chrześcijan, którzy tak jak ja są wierni społecznemu przekazowi zawartemu w Biblii i którzy dbają o Ziemię i swoich bliźnich – tłumaczy Christoffel. – Popieram ludzi, którzy czynią dobro bez względu na wyznanie.

Nie tylko chrześcijanie praktykują taką duchową grę w klasy. W poświęconym judaizmowi magazynie „Moment” jest kolumna „Zapytaj rabinów”, gdzie problemy wiary analizowane są z 14 perspektyw. – We wrześniowym numerze „Moment” zadaliśmy pytanie: „Czy judaizm może istnieć bez Boga”. I większość odpowiedziała, że tak – mówi redaktor naczelna, Nadine Epstein. –To niesamowite. Żyjemy w czasach, gdy z doktryny wybiera się tę część, która naszym zdaniem ma sens i która nam odpowiada. Wspólnotę można odnaleźć dzięki historii i kulturze, niekoniecznie poprzez praktyki religijne.

Socjolog Robert Bellah zaobserwował to zjawisko już w latach 80. W książce, której jest współautorem, „Habits of the Heart”, opisuje przypadek Sheili, który wydaje się znajomy. Oto, co Sheila mówi o religii: „Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam w kościele. Od dawna żyję według wiary, która nazywa się Sheilaizm. Jedyne przykazanie brzmi: kochajcie siebie i bądźcie dla siebie łagodni. Innymi słowy, troszczcie się o siebie. Myślę, że Bóg chce, żebyśmy się o siebie troszczyli”.

Bellah, dziś już emerytowany profesor University of California-Berkeley, mówi: – W tamtym czasie słowa Sheili były dla niektórych szokiem. Ale dla wielu to nie był żaden wstząs, bo od dawna żyli w ten sposób. Nie idealizujmy przeszłości. Żarliwa religijność zawsze była w mniejszości. To, że ludzie pokazywali się w kościele, wcale nie oznaczało, że byli głęboko wierzący czy zaangażowani.

Bellah dostrzega dobre i złe strony nowego trendu, który można określić mianem „jeden człowiek – jedna religia”. Pozytywna to ta, że trudno o uprzedzenia i nietolerancję przeciwko grupom – religijnym, rasowym, seksualnym, płciowym – gdy każdy chce być traktowany jak indywidualna jednostka. – Minusem jest to, że nie sposób wytworzyć więzi wspólnotowych, bo praktycznie każdy żyje własnym życiem – wyjaśnia. Co więcej, ten szalony pęd za indywidualizmem wywołuje „coraz większą wrogość wobec grup zorganizowanych – rządów, przemysłu, a nawet religii”.
Dziś nawet bezbożnicy nie są zgodni co do tego, jak nie wierzyć, twierdzi Rusty Steil z Denver. Wychował się w rodzinie protestanckiej i zachował „silny kodeks moralny” rodziców, ale jak twierdzi, nie odpowiadają mu „starożytne mity o ludziach, próbujących odnaleźć sens w świecie”. – Nie mogę pogodzić się z wyobrażeniem o Bogu wszechmogącym, który pozwala ludziom głodować i dopuszcza do klęsk żywiołowych, czy tych wywołanych przez człowieka – mówi Steil.

Steil uważa się za „ateistę żyjącego i pozwalającego żyć innym”, w odróżnieniu od ateistów nastawionych zdecydowanie antyreligijnie, jak Christopher Hitchens czy Richard Dawkins, którzy „aktywnie promują niewiarę”.

Paul Morris, sanitariusz wojskowy z Fort Bragg w Północnej Karolinie, który sześć razy służył na Bliskim Wschodzie, mówi, że widział chrześcijaństwo, judaizm i islam w działaniu, dlatego woli sobie odpuścić. Morris dorastał w „klasycznej włoskiej rodzinie katolickiej”, ale nigdy nie poczuł, że znalazł odpowiedzi na pytania natury duchowej. – Zbadałem wszystkie duże systemy religijne, jakie są na świecie. W każdej religii są elementy, które mają sens, ale nie znalazłem żadnego konkretnego dogmatu czy doktryny, z którą tak naprawdę chciałbym się utożsamiać – tłumaczy Morris. – Dlatego dziś myślę o sobie jako o agnostyku. Wierzę, że zawsze można postępować właściwie. To zawsze działa.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/religijny-patchwork,5358,page1.html


                       A jak to wyglada u nas. Czy Kosciol Katolicki wypelnia wszystkie ludzkie oczekiwania? Co czujesz kiedy myslisz o swojej wierze,
czy Twoja wiara daje ci wewnetrzny spokoj, czy znasz ja dokladnie?, czy tylko robisz to co od ciebie oczekuje kosciol.
Jaki wplyw ma twoja wiara na twoje zycie i zycie w rodzinie. Mysle, ze mozna  zadawac duzo pytan i powinno sie zadawac.
Pozdrawiam serdecznie. Rafaela
 
Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Październik 02, 2011, 22:30:18
                                                                   Cykl: "Poznaj symbole liturgiczne"

MW | PSPO | 29 Wrzesień 2011 | Komentarze (5)
 
Serwis PS-PO rozpoczyna od 1 października cykl artykułów "Poznaj symbole liturgiczne". Benedyktyni z Tyńca, przez 40 kolejnych dni, prezentować będą konkretny symbol liturgiczny.
Serwis PS-PO stara się propagować wiedzę z zakresu tradycji i duchowości chrześcijańskiej. Duże zainteresowanie wakacyjnymi kursami spowodowało, że benedyktyni postanowili przedstawić użytkownikom kolejną propozycję. Do tej pory odbyły się dwa kursy: pierwszy dotyczył medytacji, drugi lektury Pisma Świętego. Teraz zapraszają do świata liturgii.

- Proponujemy Wam udział w kursie i - podobnie jak w przypadku poprzednich - nie będziecie musieli się zapisywać, liczba miejsc jest bowiem nieograniczona. Nie trzeba będzie nawet wychodzić z domu ani nigdzie jechać - kurs będzie prowadzony na stronie internetowej serwisu PS-PO -piszą autorzy przedsięwzięcia.

Liturgia w serwisie PS-PO

Począwszy od 1 października, przez 40 kolejnych dni, benedyktyni prezentować będą konkretny symbol liturgiczny. Będzie można dowiedzieć się między innymi o rodzajach błogosławieństw, ołtarzu, atrybutach świętych, będzie też o dzwonach, hostii, kadzidle czy muzyce, która nieodłącznie towarzyszy liturgii. Autorem cyklu jest znany liturgista, ks. prof. Bogusław Nadolski TChr.

Aby nie przeoczyć żadnego odcinka można zapisać się do listy mailingowej serwisu PSPO. Wówczas codziennie wieczorem każda część kursu będzie trafiać prosto skrzynki mailowej. Odcinki będą również dostępne na Facebooku.

http://religia.onet.pl/kraj,19/cykl-poznaj-symbole-liturgiczne,5361.html
........................................

                                                   Kościelny proces o nieważność małżeństwa, cz.1

dr Arletta Bolesta, mgr Juliusz Kola | Onet | 27 Wrzesień 2011 | Komentarze (0)

W serii artykułów zatytułowanych "Kościelny proces o nieważność małżeństwa. Informator praktyczny", spróbujemy wszystkim starającym się, bądź dopiero rozważającym orzeczenie nieważności swojego związku, przedstawić w zarysie najważniejsze informacje w tej dziedzinie. W dzisiejszym artykule przedstawimy kompetencje sądu w procesach orzekania nieważności małżeństwa.

Jednym z podstawowych pytań osób, stojących na progu wszczęcia procesu o stwierdzenie nieważności ich małżeństwa, jest to dotyczące instytucji, do której należy się zwrócić, aby mogła ona rozpatrzyć ich sprawę.

Dołącz do nas na Facebooku

Tą instytucja jest właściwy sąd kościelny: diecezjalny, metropolitalny, ewentualnie Rota Rzymska. Sądy te w praktyce polskiej posiadają różne nazwy: Sądy Duchowne, Sądy Biskupie, Trybunały Diecezjalne, Trybunały Metropolitalne, pod którymi wszak kryje się ta sama rzeczywistość.

Właściwość to kompetencja jednego z wielu sądów do rozpatrzenia sprawy. Z jednej strony, dotyczy to miejsca: wnieść sprawę w Warszawie,gdzie mieszkam, czy w Krakowie, gdzie mieszka małżonek? Z drugiej strony, dotyczy instancji: wnieść sprawę w sądzie diecezjalnym łomżyńskim czy od razu metropolitalnym łódzkim?

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

W sprawach kościelnych inaczej niż świeckich kwestia właściwości łączy w sobie oba czynniki, a więc miejsce i instancję. Dla porównania w sprawach świeckich prostsze sprawy rozpatrywane są przez sądy rejonowe, np. pobicie, a poważniejsze przez sądy okręgowe, np. morderstwo, gdzie właściwość terytorialna zależy od miejsca popełnienia czynu.

W prawie kanonicznym istnieją dwa podstawowe sposoby określania właściwości sądowej w sprawach o nieważność małżeństwa: miejsca zamieszkania strony pozwanej oraz miejsca zawarcia małżeństwa. Niezależnie od tego czy są to sądy diecezjalne, czy metropolitalne, to rozpatrują one sprawę w I instancji. Do tych więc sądów najczęściej zwracają się strony dla prowadzenia sprawy.

W tym momencie warto przyjrzeć się bliżej tym możliwościom, albowiem jak praktyka pokazuje, istnieją pewne wątpliwości na tym gruncie wśród osób starających się o orzeczenie nieważności zawartego związku.

Co prawda interpretacja przepisu o miejscu zawarcia związku nie budzi tylu pytań co kolejnego, niemniej warto jeszcze raz powtórzyć, że przyszła strona powodowa może skorzystać z możliwości przedstawienia swojej sprawy temu kościelnemu sądowi, na terenie kompetencji którego został zawarty związek małżeński. Innymi słowy, należy udać się do tego sądu danej diecezji czy archidiecezji, na obszarze których małżeństwo zostało zawarte. Zdarza się, iż dana diecezja może nie posiadać sądu kościelnego, ale wówczas posiada swój punkt konsultacyjny, z pomocy którego można skorzystać. Warto dopowiedzieć tylko, iż generalnie sądy kościelne znajdują się w budynku kurii biskupiej.
Przechodząc z kolei do drugiej możliwości, dowiadujemy się z niej, iż właściwym sądem kościelnym jest również ten, na terenie kompetencji którego mieszka strona nie wnosząca skargi powodowej, czyli współmałżonek. Chodzi zatem o ten sąd danej diecezji bądź archidiecezji, w której zamieszkuje przyszła strona pozwana. Przy tej możliwości czytamy o stałym lub tymczasowym miejscu zamieszkania, czego nie należy rozumieć w sensie miejsca zameldowania strony pozwanej, ono może być inne od miejsca jej zamieszkania tymczasowego czy stałego. Mówiąc o tymczasowym miejscu zamieszkania rozumiemy przez nie przynajmniej trzymiesięczny okres przebywania na terenie danej diecezji lub zamiar takiego przebywania, natomiast mówiąc o stałym miejscu zamieszkania chodzi o fakt pięcioletniego okresu przebywania na terenie określonej diecezji bądź również o taki zamiar.

Może pojawić się problem, jak postąpić w sytuacji, kiedy przyszłej stronie powodowej nie znane jest miejsce zamieszkania strony pozwanej, ale nie chce ona składać skargi w sądzie zawarcia małżeństwa. Jednym ze źródeł pomocy w ustaleniu miejsca zamieszkania jest na pewno rodzina, znajomi strony przeciwnej, innym z kolei jest skorzystanie z pomocy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, Departament Spraw Obywatelskich, Wydział Udostępniania Informacji znajdującego się w Warszawie 02-672 przy ul. Domaniewskiej 36/38. Naturalnie prośba do Ministerstwa o udostępnienie danych winna zostać odpowiednio umotywowana. Przyszła strona powodowa winna więc poprosić o udostępnienie adresu swojego współmałżonka, podając jak najwięcej jego jak i swoich danych, motywując to podjęciem przez nią czynności procesowych przed sądem kościelnym. Informacja ta jest płatna w kwocie wskazanej przez w/w urząd. Nawet jeśli nie zostanie ustalony adres, to same dowody poszukiwań przydadzą się na dalszym etapie procesu, gdy sąd będzie chciał skontaktować się z pozwanym, a w przypadku braku z jego strony odpowiedzi, uzna go za nieobecnego w procesie.

Przy tym mogą pojawić się też kolejne pytania: jak należy postąpić w sytuacji, kiedy strona pozwana nie ma, ani tymczasowego, ani stałego miejsca zamieszkania, a przyszła strona powodowa nie chce skorzystać z pierwszej możliwości, tj. ze złożenia skargi powodowej w trybunale miejsca zawarcia związku. W nakreślonej sytuacji strona powodowa, o ile naturalnie zna jakiekolwiek miejsce pobytu strony przeciwnej, może wnieść sprawę do tego trybunału, na terenie kompetencji którego aktualnie przebywa strona przeciwna.

Mając na względzie wymienione powyżej dwie możliwości miejsc złożenia powództwa, strona składająca je winna wziąć pod uwagę różne rodzaje argumentów przemawiających za przewagą jednego miejsca złożenia skargi nad drugim. Strona winna zatem rozważyć, na terenie kompetencji którego trybunału tak naprawdę znajduje się większość dowodów, aby móc łatwiej, tj. bezpośrednio i szybko przedkładać je sądowi. Strona składająca pozew winna wziąć pod uwagę przy wyborze trybunału także swoje pełne, czynne uczestnictwo w procesie, aby czasem miejsce prowadzenia sprawy (chodzi przede wszystkim o odległość) nie stało na przeszkodzie przy aktywnym zaangażowaniu się w sprawę. Naturalnie tak świadkowie jak i strony mogą zostać przesłuchane w trybunale swojego tymczasowego lub stałego miejsca zamieszkania. Przy tym strona powodowa, dokonując wyboru kompetentnego trybunału, na terenie właściwości którego ona również sama zamieszkuje, ułatwia sobie właśnie taki bezpośredni i częsty kontakt z tym sądem. Innym argumentem w dokonaniu wyboru może być też faktyczny czas trwania procesu w danym sądzie kościelnym (w jednych sądach normą jest rok, w innych trzy lata), a nawet i koszty procesowe. Warto zatem wziąć te wszystkie szczegóły sprawy pod swój osąd podczas podejmowania decyzji o wyborze sądu.
Nawet jeśli istnieje kilka sądów właściwych to sprawa może toczyć się tylko w jednym z nich.

Trzeba poruszyć jeszcze inną kwestię, która co prawda związana jest z zakończeniem procesu, tj. z wyrokiem, niemniej pozostaje ona w związku z problematyką kompetencji trybunałów. Nierzadko ma miejsce fakt, iż kilka trybunałów sądowych jest właściwych do prowadzenia danej sprawy. Nie powinna jednak mieć miejsce sytuacja, kiedy strony po otrzymaniu negatywnego wyroku, składają ten sam pozew, czyli pozew z tym samym tytułem bądź tytułami (inaczej przyczyną orzeczenia nieważności małżeństwa) w kolejnym kompetentnym trybunale. Mogą natomiast (pomijamy kwestię wniesienia nowego tytułu przy apelacji) wnieść skargę z nowym tytułem właśnie w innym właściwym sądzie.

Odnośnie sądu II instancji sprawa jest prostsza, gdyż tutaj działanie odbywa się automatycznie i sąd I instancji przy pozytywnym wyroku przekazuje sprawę odpowiedniemu sądowi. Z kolei przy negatywnym wyroku, strona (strony) mogą zadecydować czy będę apelować do ustalonego już Trybunału II instancji, czy też do Roty Rzymskiej.

Na zakończenie celem uzupełnienia tematu kompetencji sądów kościelnych w procesach małżeńskich przytoczmy pozostałe trzy możliwości, przy czym trzeba dodać, skorzystanie z nich związane jest konkretnymi wymogami, względnie z dodatkową procedurą w postaci uzyskania na nie zgody. A zatem oprócz wymienionych powyżej właściwych trybunałów w sprawach o nieważność małżeństwa, które nie są zarezerwowane Stolicy Apostolskiej, właściwe są: trybunał miejsca, w którym strona powodowa ma stałe zamieszkanie, jeżeli obydwie strony przebywają na terytorium tej samej Konferencji Episkopatu i wikariusz sądowy stałego zamieszkania strony pozwanej, po jej wysłuchaniu, wyraża na to zgodę, oraz trybunał miejsca, na którym faktycznie trzeba będzie zbierać większość dowodów, jeżeli wyrazi na to zgodę wikariusz sądowy stałego zamieszkania strony pozwanej, który wcześniej powinien ją o to zapytać, czy nie zgłasza czegoś, co należałoby wyłączyć. Stolicy Apostolskiej zarezerwowane są natomiast sprawy głowy państw, ewentualnie inne, które zostały przed nią wezwane, co w praktyce jest bardzo rzadkie.

Na zakończenie celem obrazowego przedstawienia rozważanej kwestii posłużmy się jeszcze kilkoma przykładami.

Przykład 1

Jan Kowalski pochodzący z Warszawy i Anna Nowak pochodząca z Lublina zawarli małżeństwo 1 maja 2007 r. w Zakopanem. Po ślubie mieszkali w Warszawie. Obecnie Jan chce rozpocząć proces. Anna, mimo iż nadal jest zameldowana na pobyt stały w Warszawie, wyjechała do Lublina i nie chce już nigdy wracać do Warszawy. Jan może złożyć skargę w Krakowie (archidiecezja zawarcia ślubu) lub w Lublinie, gdzie mieszka Anna. Może jednak starać się o prowadzenie procesu w Warszawie ze względu na swoje zamieszkanie i fakt, że większość świadków pochodzi z Warszawy.
Przykład 2

Jan Kowalski i Anna Nowak zawarli małżeństwo 1 maja 1991 r. w Legnicy, wówczas w archidiecezji wrocławskiej. W 1992 roku powstała diecezja legnicka, która od 2003 r. posiada własny sąd kościelny. Obecnie Anna chce rozpocząć proces. Ślub był zawierany w archidiecezji wrocławskiej, ale liczy się obecne położenie miejsca zawarcia ślubu, a więc diecezja legnicka. Właściwym jest zatem sąd legnicki.

Przykład 3

Jan Kowalski i Anna Nowak zawarli małżeństwo 1 maja 2000 r. w Warszawie. Po ślubie przeprowadzili się do Katowic. Obecnie Anna chce rozpocząć proces. W ciągu tygodnia Jan mieszka i pracuje w Katowicach, ale weekendy spędza w Krakowie i tam jest silniej związany z parafią (mieszka tam jego cywilna małżonka). Anna może złożyć skargę w Krakowie lub Katowicach ze względu na dwa miejsca zamieszkania Jana. Może także złożyć skargę w Warszawie w miejscu zawarcia ślubu

Tekst z serwisu Dziennikarstwo Obywatelskie

http://religia.onet.pl/porady,7/koscielny-proces-o-niewaznosc-malzenstwa-cz1,5343,page1.html

======================================================================

Groźne konsekwencje religijnej indoktrynacji

Miranda Celeste | Racjonalista | 23 Wrzesień 2011 | Komentarze (30)
 

Katolickie poczucie winy jest mrocznym cieniem przeszłości, okrutnym zły głosem szepczącym do ucha, przypominającym trudną lekcję dzieciństwa, mówiącym, że jesteśmy niegodni, nieudolni, że nie zasłużyliśmy na szczęście, że jesteśmy skalanymi grzesznikami, którzy muszą być karani, by odpokutować za grzechy, że jesteśmy niczym. Niczym.
Idea „katolickiego poczucia winy" brzmi jak banał, żart, truizm. Ale to poczucie winy jest prawdziwe. Dla tych, którzy doświadczyli w dzieciństwie katolickiej indoktrynacji religijnej, to katolickie poczucie winy jest niebezpiecznym i trudnym do pozbycia się obciążeniem, z poważnymi konsekwencjami na całe życie.

Dołącz do nas na Facebooku

Z tym wewnętrznym głosem nie można dyskutować. Pojawia się z głębi naszego mózgu odporny na racjonalizm. Bez trudu możemy użyć naszego rozumu, by odpowiedział na pytanie czy Bóg istnieje. Po prostu poszukujemy dowodów, a nie widząc żadnych, zdajemy sobie sprawę z tego, iż jedynym wyborem jest porzucenie wiary i zostanie agnostykiem bądź ateistą. Jednak katolickie poczucie winy jest czymś innym, tu irracjonalność przekazu otrzymanego w dzieciństwie nie ma znaczenia. Dowody i logika pozostają bezsilne wobec poczucia winy i wstydu, które są dominujące, wściekłe i uporczywe. Dla tych z nas, którzy wyrastali w ciągłej indoktrynacji, wiara w Boga jest opcjonalna, ale to katolickie poczucie winy nie jest opcjonalne.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Z psychologicznego punktu widzenia to katolickie poczucie winy jest zrozumiałe. Trudno się dziwić, że dziecko, któremu bez przerwy przypomina się, że jest grzeszne, skalane, niegodne, jako człowiek dorosły staje się kimś wiecznie walczącym z poczuciem winy i wstydu, kimś kto nigdy nie czuje się czysty, zasługujący na szczęście, na szacunek, kimś spełniającym oczekiwania. Dorosłym, który nigdy nie odczuwa spokoju.

Mimo tego, niewielu ludzi, nawet spośród psychologów, traktuje ten problem poważnie. W odróżnieniu od innych form traumy z dzieciństwa, to katolickie poczucie winy oraz inne konsekwencje religijnej indoktrynacji rzadko są analizowane z powagą na jaką te zjawiska zasługują. Mam wrażenie, że są tego dwa powody: po pierwsze, katolickie poczucie winy jest bardzo rozpowszechnione i dlatego łatwo je ignorować, po drugie przyznanie, że religijna indoktrynacja w dzieciństwie ma konsekwencje na całe życie, jest traktowane jako tabu.

Ja sama, ilekroć próbowałam dyskutować o trudnościach zwalczania tego katolickiego poczucia winy, byłam oskarżana o zwalanie winy na religię za moje własne problemie. Ludzie gotowi są wyśmiewać tę sprawę. I tu również tkwi problem — traktowanie tego katolickiego poczucia winy jako czegoś banalnego, co można obrócić w żart, tworzy atmosferę pozwalającą na wzruszenie ramionami. Dla tych z nas, którzy znają ten problem na co dzień, jest to dodatkowe obciążenie. Sądzę, że powinniśmy potraktować ten problem poważnie. Jest poważny, jest realny i jest odporny na logikę.

Rok za rokiem dzieci narażane są na doświadczanie indoktrynacji, które w ten lub inny sposób, będzie ścigać je przez całe życie. Jak długo społeczeństwo nie zrozumie, że religijna indoktrynacja w dzieciństwie może mieć poważne konsekwencje i nie zacznie poważnie dyskutować o tych konsekwencjach, dla tych, którzy borykają się z tym problemem, szanse na wyleczenie są ograniczone.

Co więcej, póki nie przestaniemy traktować problemu katolickiego poczucia winy jako czegoś banalnego, religijna indoktrynacja nie będzie postrzegana jako to, czym ona w istocie jest - emocjonalnym i psychicznym znęcaniem się nad dzieckiem. Nie daje się nawet zacząć walki przeciw religijnej indoktrynacji dzieci jak długo nie przyznamy, że wyrządza ona realne szkody i ma realne konsekwencje dla milionów ludzi doświadczających tych konsekwencji w życiu codziennym.

Nie wiem jak można do tego doprowadzić. Jak można zniwelować to katolickie poczucie winy, jak można przekonać, że nie jest tylko kiepskim żartem? Jak przekonuje się innych, że konsekwencje religijnej indoktrynacji w dzieciństwie mogą być poważne i trwałe? Być może musimy o tym dyskutować, zwracać na ten problem uwagę, pisać o naszych doświadczeniach. Ale uczciwie mówiąc nie wiem jak to zmienić...

Tłumaczenie: Andrzej Koraszewski

http://religia.onet.pl/racjonalisci,39/grozne-konsekwencje-religijnej-indoktrynacji,5322.html

Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Październik 06, 2011, 10:42:10
Zbigniew Kopczyński

                                Prawo do szczęścia


Związek partnerski — łatwy w zawarciu i jeszcze łatwiejszy w rozwiązaniu — jest idealnym narzędziem realizacji nie tyle szczęścia, ile wręcz zachcianek strony silniejszej. (...) W polskim systemie prawnym małżeństwo to przywileje, ale również obowiązki. Rozwód jest możliwy, wymaga jednak zachodu i kończy się rozliczeniem majątku i rozstrzygnięciem opieki nad dziećmi. W proponowanych związkach partnerskich nie ma tego problemu.

„Prawo gejów do szczęścia” to tytuł artykułu Roberta Biedronia (Rzeczpospolita 10.06.2011), w którym daje odpór krytykom eseldowskiego projektu ustawy o związkach partnerskich. Może nie warto byłoby komentować tej wypowiedzi, gdyby nie to, że jest bardzo dobrą ilustracją metod stosowanych przez zwolenników zmian obyczajowych. O ile krytycy projektu ukazują konsekwencje jego wprowadzenia, posługując się logiczną analizą jego poszczególnych zapisów, o tyle artykuł R. Biedronia jest podręcznikowym wręcz przykładem robienia czytelnikom wody z mózgu, przeinaczania faktów, celowych kłamstw i zwykłej demagogii. W zasadzie każde zdanie tego artykułu może być przedstawione jako przykład manipulacji. By jednak nie zanudzić, odniosę się do kilku przykładowych kwestii.

Biedroń zaczyna z grubej rury, wskazując, że autorzy tekstu „Przedwyborcza demolka małżeństwa” (Rz. 7.06) mylą się, twierdząc, że ustanowienie związków partnerskich jest deprecjonowaniem małżeństwa. Marek Domagalski i mec. Jerzy Naumann bardzo konkretnie argumentowali swoje zdanie, Biedroń nie zaprząta sobie argumentami głowy, stwierdzając jedynie, że się mylą. A skoro stwierdza, że się mylą, dyskusja z nimi jest zbędna. Innymi słowy: Biedroń locuta, causa finita.

Dalej Robert Biedroń odwołuje się do oświeceniowej koncepcji umowy społecznej, będącej — jego zdaniem — fundamentem nowoczesnych państw. Nie miejsce tu na dyskusję o filozoficznych podstawach współczesnych koncepcji państwa, przyjmijmy więc, jak Biedroń, za podstawę umowę społeczną. Z tej oświeceniowej zasady Biedroń wyciąga wniosek, że poruszając się według demokratycznych zasad państwa prawa, nie możemy doprowadzić do faworyzowania obywateli pozostających w związkach różnopłciowych. Mamy bowiem do czynienia z dyskryminacją ze względu na orientację seksualną. To już jest czyste odwracanie kota ogonem.

Umowa społeczna dopuszcza przywileje dla określonych osób lub grup w zamian za większe od innych obowiązki. Tak więc więcej wolno prezydentowi czy premierowi, posłowie cieszą się immunitetem ze względu na pełnione funkcje. Żołnierze i policjanci mają swoje przywileje w zamian za obowiązek narażania życia w obronie współobywateli. W podobny sposób małżonkowie nabywają określone przywileje w zamian za ponoszone koszty i trud wychowania nowych obywateli. Istota dokonanej przez Biedronia manipulacji polega na tym, że w demokratycznym państwie prawa podmiotem praw i obowiązków nie są hetero- czy homoseksualne związki obywateli, lecz sami obywatele. Robert Biedroń może skorzystać ze wszystkich przywilejów dostępnych żonatym mężczyznom, o ile zdecyduje się poślubić kobietę. Oczywiście, kwestią otwartą pozostaje, czy pan Biedroń zechce związać się z kobietą i czy znajdzie kobietę gotową iść z nim przez życie. Takie jednak dylematy mają również heteroseksualni mężczyźni. Nie ma tu więc mowy o jakiejkolwiek dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Natomiast działacze gejowscy wraz z popierającą ich lewicą usiłują wprowadzić projekt dający określonej grupie, czyli homoseksualistom, przywileje bez związanych z nimi obowiązków, kłamliwie nazywając ten sposób uprzywilejowania walką z dyskryminacją.

Domagając się dodatkowych praw Biedroń przytacza wypowiedź Ryszarda Kalisza: „państwo nie ma obywatelom narzucać jak żyć”. Święta racja i kolejny dowód na manipulację faktami zwolenników związków partnerskich. Wbrew ich twierdzeniom, projektowana ustawa nie zalegalizuje związków partnerskich, gdyż już dzisiaj nie są one nielegalne. Nie wiem, z kim żyje i jak żyje Robert Biedroń. Niezbyt mnie to interesuje, tak jak nie powinno interesować państwa. Jeśli jednak żyje z mężczyzną, nie ma w polskim prawie ani jednego zapisu, który by tego zabraniał. Co więcej, wiele wskazuje, że Robert Biedroń dobrze żyje z tego, jak żyje. Nie przeszkadza mu to ciągle skarżyć się na dyskryminację. To właśnie stosowanie równości wszystkich wobec prawa, bez względu na orientację seksualną, pozwala Biedroniowi robić to, co robi i domagać się większych przywilejów dla siebie i swoich towarzyszy, a nam — heteroseksualnej większości — nie uwzględniać ich zbyt daleko idących żądań.

Konstytucyjna zasada równości — pisze dalej Biedroń — oznacza także (...) że w procesie tworzenia prawa ustawodawca nie może kierować regulacji tylko do jednej grupy społecznej. Sama prawda! Jak jednak wytłumaczy teraz autor tych słów domaganie się regulacji związków i nadanie im specjalnych praw, małej w sumie grupie homoseksualistów? To tak, by zilustrować związek argumentacji Biedronia z logiką.

Robert Biedroń przytacza wprawdzie art. 18 Konstytucji RP, mówiący, że małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny (...) znajduje się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej. Wyciąga z niego jednak pokrętny wniosek, że nie jest to uznanie za małżeństwo związku kobiety i mężczyzny, lecz jedynie nadanie takiemu związkowi opieki i ochrony państwa. Zdając sobie chyba sprawę, że pokrętność jego argumentacji może być oczywista nawet dla mniej wyrobionego czytelnika, sięga po koronny argument lewicy — straszenie Kościołem katolickim.

Ponadto warto pamiętać o genezie tego zapisu — powstał on przy silnym lobbingu Kościoła katolickiego i został włączony pod jego presją. Typowe dla lewicy: jeśli coś jej nie odpowiada — oskarża Kościół. Autor zupełnie pomija fakt, ze projekt Konstytucji redagował zespół pod kierownictwem małokatolickiego Aleksandra Kwaśniewskiego, przyjął go lewicowy wtedy Parlament a zaakceptował naród w referendum. Zupełnie wybiórczo traktuje zapisy Konstytucji: jeśli mu odpowiadają są OK, jeśli nie — można je lekceważyć jako efekt przemożnej presji i nieograniczonych wpływów Kościoła. Wygodne, prawda?

Strasząc wpływami Kościoła, Robert Biedroń udaje, iż nie wiem, że, gdyby Kościół Katolicki naprawdę miał taki wpływ na życie polityczne i tworzenie prawa w Polsce, o jakie go oskarża, nie byłoby w Polsce ani aborcji, ani rozwodów, ani rządów SLD, ani Roberta Biedronia w życiu publicznym. Ponieważ wszystkie te zjawiska miały lub mają miejsce, słowa Biedronia są zwykłym kłamstwem.

Kolejny demagogiczny chwyt: Kwestie, które reguluje projekt, są fundamentalne, ale nie światopoglądowe. Dotykają bowiem sfery praw człowieka, poszanowania do życia prywatnego, naszej godności. itd. To łatwe zagranie typu: „Nie mieszajmy brudnych spraw ideologii czy polityki do czystych kwestii prywatnych”. Choć ładnie brzmi, jest totalnym fałszem. Sprawa związków międzyludzkich, jak mało co, jest konsekwencją przyjętego w danym społeczeństwie systemu wartości, czy — mówiąc językiem Biedronia — ideologii. To z powodu wyznawanego przez zdecydowaną większość naszego społeczeństwa katolickiego systemu wartości — choć do jego wyznawania wcale nie trzeba być katolikiem — żenimy się z kobietami na zasadzie dobrowolności oraz wspólnych praw i zobowiązań, a nie kupujemy żon na targu ani nie kolekcjonujemy je w haremach. Nie wierzę, by wieloletni działacz społeczny tego nie wiedział. On celowo propaguje nieprawdę.

Na koniec o tytułowym „szczęściu”. Widocznie naoglądał się Biedroń amerykańskich filmów a nie do końca zrozumiał, bo Amerykanie mówią w nich nie tyle o prawie do szczęścia — jak w brazylijskim projekcie zmian w konstytucji (z tego powodu należy Brazylijczykom współczuć) — co o prawie obywateli do dążenia do szczęścia. A to jest dość istotna różnica. Poza tym w głowie przeciętnego Amerykanina nie powstanie myśl, że można to szczęście realizować nie bacząc na prawa, interesy i szczęście innych. A prawo do szczęścia jednostki w rozumieniu Biedronia i obowiązek państwa do zapewnienia jej szczęścia — do tego właśnie prowadzi.

By sprawę strywializować: autor niniejszego tekstu odczuwa dużą, graniczącą ze szczęściem przyjemność obcując wieczorami z buteleczką dobrego koniaku. Czy, w związku z powyższym, państwo ma mieć obowiązek dostarczać mu codziennie buteleczkę odpowiedniej jakości? A jak pastwo ma realizować prawo do szczęścia pedofila?

Związek partnerski — łatwy w zawarciu i jeszcze łatwiejszy w rozwiązaniu — jest idealnym narzędziem realizacji nie tyle szczęścia, ile wręcz zachcianek strony silniejszej. Rzadko zdarza się związek idealnie równych partnerów, zwykle jedna ze stron jest silniejsza. Konserwatywne — a według Biedronia ciemnogrodzkie — prawo broni właśnie słabszych. W rodzinach częściej są to żony, a zwykle dzieci.

W polskim systemie prawnym małżeństwo to przywileje, ale również obowiązki. Rozwód jest możliwy, wymaga jednak zachodu i kończy się rozliczeniem majątku i rozstrzygnięciem opieki nad dziećmi. W proponowanych związkach partnerskich nie ma tego problemu. Wystarczy, że strona, która jest bardziej piękna, zdrowa i/lub bogata powie partnerce (partnerowi) „Spadaj!” i już może być szczęśliwa w nowym związku. Żadnych alimentów, żadnych zobowiązań.

A co z dziećmi? Robert Biedroń odżegnuje się od postulatu adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Uwierzyłbym mu, gdyby wskazał choć jeden kraj, w którym, po wprowadzeniu związków jednopłciowych, homoseksualiści zrezygnowali z ubiegania się o możliwość adoptowania dzieci. Dopóki takiego przypadku nie wskaże, jego zapewnienia będę traktować jako kolejny element manipulacji.

Mówienie o prawie do adoptowania dzieci, nawet jeśli rezygnuje się z jego wprowadzenia, to kolejna metoda robienia wody z mózgu. Tak ładnie i prosto to brzmi: heteroseksualiści mają takie prawo, a homo już nie — czysta dyskryminacja. W rzeczywistości nie ma czegoś takiego jak prawo do adopcji dziecka. Obojętnie czy chodzi o homo- czy heteroseksualistów. Procedura adopcyjna ma na celu zapewnienie dziecku prawa do wychowywania się w rodzinie, choć — ze względu na zwykle tragiczne okoliczności — nie może to być rodzina biologiczna.

Pary heteroseksualne nie mają prawa do adopcji. Nie wystarczy deklaracja chęci adoptowania dziecka. Sąd nie docieka, czy potencjalni rodzice chcą adoptować dziecko i czy będą z nim szczęśliwi, tylko czy dziecko będzie miało u nich odpowiednie warunki. Celem tej procedury nie jest szczęście adoptujących (choć go nie wyklucza), lecz szczęście i rozwój adoptowanych.

Homoseksualne lobby stawia sprawę na głowie i traktuje dzieci jako przedmioty zaspokajania ich potrzeb (według Biedronia — szczęścia). To jest nie do przyjęcia dla uczciwych ludzi. Dać dziecko gejowi, bo wtedy będzie szczęśliwy? A co, jeśli po jakimś czasie uzna, że szczęśliwszy był bez dziecka? Wystarczy wyrzucić dziecko z domu, czy trzeba je zutylizować, jak zużytą zabawkę? Dotyczy to również sytuacji, gdy heteroseksualista traktuje dziecko przedmiotowo. A tak traktują dzieci ci, którzy mówią o prawie do ich adopcji.

Rozpisałem się na temat artykułu Roberta Biedronia nie tylko dlatego, że podniósł mi adrenalinę. Takie wypowiedzi, projekt ustawy zgłoszony przez Sojusz Lewicy Demokratycznej i podobne działania nieukrywających lewicowych koneksji polityków dowodzą moralnego bankructwa współczesnej lewicy. Lewica XIX i początku XX wieku, cokolwiek by nie sądzić o jej filozoficznych podstawach, dążyła do obrony słabszych przed dominacją silniejszych. Słabszymi byli, pomimo liczebnej przewagi, robotnicy a silniejszymi właściciele środków produkcji. Dziś lewica usiłuje realizować prawo nie tyle do szczęścia, ile do zwykłych zachcianek silniejszych kosztem, a w wypadku aborcji dosłownie po trupach, słabszych.

Mieliśmy już w czasach najnowszych kilka lewicowych projektów wprowadzenia raju na Ziemi, uszczęśliwiania ludzi tu i teraz według ideologicznego schematu. Skończyły się fiaskiem, a kosztowały życie i cierpienia setek milionów niewinnych ofiar. Niepomni tych doświadczeń lewicowi ideolodzy usiłują zafundować nam nowy eksperyment, tym razem w miejsce stosunków własnościowych zrewolucjonizować chcę stosunki rodzinne. Tak, jak przed dwustu laty brzmi to ładnie i obiecująco, a skończy się tragicznie.

Z przykrością stwierdzam, że do tej skrajnej i nieskrajnej lewicy dołącza Platforma Obywatelska, partia określająca się do niedawna jako liberalno-konserwatywna. Mimo tej wolty cieszy się nadal poparciem większości wyborców. Czy naprawdę wyborcy PO gotowi są poprzeć lewackie projekty, byle tylko być przeciwko Kaczyńskiemu? A może warto przyjrzeć się, na kogo chcemy głosować i poznać jego prawdziwe zamiary? Apeluję o rachunek sumienia i wyciągnięcie wniosków z historii.

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PS/zko_prawoszcz.html

=========================================================

Terlikowski: Polska strategia na osłabienie Kościoła drukuj

Dodane przez: Tomasz Terlikowski Kategoria: Kościół 25 August 2011, 11:10

Kościół w Irlandii i USA osłabione zostały przez nadmuchane przez media skandale seksualne. W Polsce jednak taka strategia zwyczajnie się nie sprawdza. I dlatego od wielu miesięcy media karmią nas materiałami o przewałach finansowych. To one mają sprawić, że Polacy masowo porzucą Kościół lub przynajmniej stracą do niego zaufanie.

Od jakiegoś czasu nie ma niemal dnia, w którym „Gazeta Wyborcza”, jeden z lewicowych tygodników (a jest ci ich u nas dostatek) czy jedno z mediów koncernu ITI nie nakarmiło swoich odbiorców jakimś materiałem o pazernym klerze, co to odbiera ludziom własność. Komisja Majątkowa straszyła dość krótko, bo okazało się, że zarzuty są dęte, i że trudno jest zrobić z okradzionego złodzieja, błyskawicznie pojawili się jednak nowi wrogowie, którzy mają dowodzić, że polscy księża to skąpcy, którzy wyrywają majątek biednym staruszkom.

 

I trzeba sobie uświadomić, że to dopiero początek. Takich materiałów – czasem lepiej, a czasem gorzej udokumentowanych – będzie tylko przybywać. A że niestety działalność byłego ubeka Marka P. jest faktem, a jego powiązań z ważnymi duchownymi ze Śląska i Małopolski też nie da się ukryć, to przynajmniej część z zarzutów finansowych będzie miała podstawy – to jeszcze długo będzie o czym mówić. Potem zaś sięgnie się do innych spraw, które wprawdzie nie będą tak mocne, a i z ich prawdziwością będzie gorzej, ale nadal będą one rozpalać opinię publiczną, utwierdzając krzywdzący większość duchownych stereotyp skąpstwa i dusigroszostwa.


Wszystko to zaś będzie miało jeden cel: osłabić pozycję Kościoła, stworzyć wizerunek skąpej, zdzierającej z ludzi kaskę instytucji, której jedynym celem jest zbijanie kapitału. Każdy, kto zna Kościół od wewnątrz wie, że jest to nieprawda, ale wielu z Polaków da się kupić taką propagandą. I utwierdzać się będzie w swoim niechodzeniu do Kościoła właśnie takimi stereotypami. Strategia ta jest pierwszą, skutecznie inkulturowaną z Zachodu do Polski strategią niszczenia wiary. Gdy nasi rodzinni laicyzatorzy dostrzegli, że w Polsce skandale seksualne sprzedają się słabo, doszli do wniosku, że trzeba sięgnąć do inny oręż. Jest nim zaś właśnie pieniądz. Polski katolik, co wiadomo nie od dziś, jest bowiem w stanie wybaczyć księdzu gosposię czy parobka, ale nie wybaczy skąpstwa. Jeśli zatem chce się zniszczyć autorytet Kościoła, to zamiast uderzać w kwestie obyczajowe, lepiej zająć się ekonomicznymi. I to właśnie robią od jakiegoś czasu media.

 
Tomasz P. Terlikowski

http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/terlikowski:_polska_strategia_na_oslabienie_kosciola_15049/stro

Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Październik 08, 2011, 22:20:08
                                                                                                                             
                                                              MINISTRANTKI

Maciej Stańczyk | Onet | 7 Październik 2011 | Komentarze (6)
 

Dziewczyna będzie kusić, rozpraszać. Odciągnie chłopców od przyszłego kapłaństwa – mówią konserwatywni księża, którzy nie chcą dopuścić dziewczyn do roli ministrantów. Niemal w połowie polskich diecezji zgoda na takie rozwiązanie jednak już jest, choć i tam dziewczyn służące do mszy są w zdecydowanej mniejszości.
Po niedzielnej mszy córka Kariny Szafran zawsze zasypywała mamę pytaniami. Dlaczego ludzie klękają, dlaczego ksiądz nosi sutannę, co podaje ludziom do ust mówiąc „Ciało Chrystusa”. Którejś z kolei niedzieli padło jednak pytanie, na które Karina nie znała odpowiedzi – dlaczego przy ołtarzu stoją sami chłopcy?

Dołącz do nas na Facebooku

- Lekko mnie zamurowało. Odpowiedziałam, że taka jest tradycja, ale po powrocie do domu zaczęłam szukać. Okazało się, że tradycja jednak ewoluowała, że dziewczynki również mogą być ministrantami, że to dopuszczalna praktyka – opowiada Karina Szafran.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Do rozmowy z córką kobieta nie wracała, nawet wtedy, gdy Dominika w domu zaczęła zakładać białą sukienkę i bawić się w ministrantkę. Kiedy jednak do domu Szafranów zapukał kolędujący ksiądz Karina zdobyła się na odwagę i zapytała duchownego, czy córka może służyć do mszy.

- Chwilę milczał, a potem przecząco zaczął kręcić głową. Mówił, żebym nie rewolucjonizowała Kościoła, żebym nie czytała głupot w internecie. Dominikę zaprosił do śpiewania w chórze. Był miły, ale stanowczy. Zapowiedział, żebym więcej o to nie pytała – wspomina rozmowę z duchownym Karina.

- Na terenie naszej diecezji nie ma takiej możliwości, żeby dziewczynki mogły służyć do mszy świętej – wyjaśnia ksiądz Andrzej Sapieha, rzecznik kurii diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. – W tej materii Stolica Apostolska wydała zalecenia, żeby jednak chłopcom powierzać pełnienie służby liturgicznej. To naturalne środowisko budzenia powołań kapłańskich – dodaje.

Retusz kościelnego kanonu

Prawda leży jednak po środku. Ksiądz Sapieha ma racje mówiąc, że Watykan podkreśla konieczność kultywowania tradycji Kościoła, sugerując, żeby do służby liturgicznej w pierwszej kolejności powoływać chłopców. Rację ma też Karina Szafran, wskazując na retusz kościelnych kanonów, które dopuszczają możliwość służenia podczas mszy świętej również dziewcząt.

Dyskusja na ten temat zaczęła się już w latach siedemdziesiątych. Wtedy to, nowoczesne episkopaty Niemiec i Włoch, jako pierwsze zaczęły przyjmować dziewczyny w poczet ministrantów. Watykan zareagował nerwowo i stanowczo. W 1980 roku Jan Paweł II kategorycznie sprzeciwił się posłudze kobiet przy ołtarzu, ale z biegiem lat stopniowo zaczął zmieniać zdanie. W końcu, dokładnie w marcu 1994 roku, Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów wydała list okólny do przewodniczących Konferencji Biskupów na temat posługi świeckich w liturgii. Stolica Apostolska złagodziła swoje stanowisko o tyle, że pozwoliła dziewczętom służyć do mszy, ale ostateczną decyzję w tej kwestii zostawiła poszczególnym biskupom. W tym samym liście znalazła się też sugestia, o której mówi ksiądz Sapieha - ważne jest kultywowanie tradycji, z myślą o przyszłych powołaniach.
Według listu Kongregacji wprowadzenie posługi kobiet (dziewcząt) przy ołtarzu jest obecnie możliwe, jeśli wymagają tego prawdziwe potrzeby parafii i dobro wiernych. Zawsze jednak powinno być poprzedzone odpowiednim przygotowaniem całej wspólnoty. W żadnym wypadku o dopuszczeniu do służby przy ołtarzu tzw. ministrantek ani razem z chłopcami, ani oddzielnie od nich, nie może decydować proboszcz lecz jedynie biskup diecezjalny – pisze w swoim artykule dotyczącym liturgicznej służby ołtarza ksiądz Czesław Krakowiak.

Pół na pół

Decyzja Watykanu wprowadziła lekki zamęt. Na zachodzie Europy została odczytana jako przyzwolenie na koedukacyjne grona ministrantów. W Polsce do nowinek biskupi podeszli jednak ostrożnie. Na 41 diecezji, zgoda na uczestnictwo dziewczyn w roli ministrantów obowiązuje w mniej niż połowie. Nawet tam, gdzie biskup wyraził na to zgodę, często reformie sprzeciwiają się proboszczowie poszczególnych parafii. Entuzjazmu nie ma.

- Wszystko zależy od podejścia duszpasterza. Znam takich, którzy mówią wprost, że w ich parafii dziewczyna będzie służyła do mszy, dopiero po ich trupie, mimo, że biskup wyraził na to zgodę. W tej kwestii nie istnieje żadnej przymus – mówi nam ksiądz Damian Jurczak, duszpasterz liturgicznej służby ołtarza w diecezji opolskiej.

Podobna sytuacja panuje m.in. w diecezji warmińskiej. Tam również miejscowy biskup pozwolił na uczestnictwo dziewczyn w roli ministrantów. W niektórych parafiach dziewczynki rzeczywiście służą do mszy, w niektórych nie ma już po nich śladu, choć kilka lat temu stały jeszcze przy ołtarzu. Tak jest m.in. w parafii współkatedralnej Świętego Jakuba w Olsztynie.

- Nie spotkałem się z dziewczyną, która chciałaby zostać ministrantem. W naszej parafii już żadna nie służy do mszy – mówi ksiądz Łukasz Kowalski, opiekujący się ministrantami w olsztyńskiej parafii. Po chwili duchowny dodaje: - Są inne formy obecności kobiet w Eucharystii. Dziewczynki mogą zapisać się do scholii, do chóru. Mogą angażować się w przeróżne formy życia parafii, niekoniecznie muszą być ministrantkami.

Jeden z księży z diecezji łódzkiej: - Nie ma mowy, żeby w moim kościele dziewczynka służyła do mszy. Już na szkolnych pielgrzymkach widać, że chłopcy przy dziewczętach głupieją, popisują się, zachowują inaczej niż we własnym gronie. Znacznie łatwiej zapanować na jednorodną grupą, niż nad mieszanym towarzystwem. Gdybyśmy dopuścili dziewczynki do roli ministrantów mielibyśmy tylko zamęt, głupie żarty przy ołtarzu. A na takie zachowanie nie ma miejsca w kościele. Nie wszędzie możemy też stosować zasadę uprawnienia płci. Kościół na pewno nie jest do tego najlepszym miejscem.

Ksiądz Damian Jurczak z Opola zgadza się, co do jednego. Rzeczywiście duchownym znacznie trudniej zapanować nad mieszaną grupą ministrantów. Nie uważa jednak, żeby był to powód do tego, by dziewczyn nie powoływać do ich grona. - W naszej diecezji zgodę na przyjmowanie dziewczyn do liturgicznej służby ołtarza wydał jeszcze arcybiskup Alfons Nossol. Zasada ta funkcjonuje już od ładnych kilkunastu lat i doskonale się sprawdza. Oczywiście są takie parafię, w których dziewczyn nie ma w ogóle. Ale są też takie, w których dziewczyny stanowią większość – opowiada ks. Jurczak.
Zdaniem opolskiego duszpasterza chybiona jest też argumentacja przeciwników powoływania dziewczyn na ministrantki, z obawy przed jeszcze większym spadkiem kapłańskich powołań. Rzeczywiście, dziewięciu na dziesięciu kandydatów do seminariów duchownych to chłopcy z doświadczeniem ministrantów, ale według księdza Jurczaka służba dziewczyn nie ma większego wpływu na decyzje chłopców o przyszłym kapłaństwie. - Nawet jeśli ministrant zakocha się w ministrantce, to co z tego. Jeśli później dojrzeje do decyzji o kapłaństwie to jego wcześniejsze doświadczenia mogą tylko procentować na przyszłość – uważa duchowny.

Przykład płynie z Boguszyc

Przykładem, gdzie doskonale funkcjonuje mieszane grono ministrantów mogą być Boguszyce. W tamtejszej, liczącej blisko tysiąc mieszkańców parafii pod wezwaniem Trójcy Świętej, pierwsze ministrantki pojawiły się już kilkanaście lat temu i to zanim Watykan zapalił do tego zielone światło.

– Byliśmy chyba jedną z pierwszych diecezji, która zdecydowała się na taki eksperyment – ostrożnie ocenia ksiądz Joachim Kobienia, kanclerz opolskiej kurii cytowany przez tygodnik „Polityka”. - Wpływ na to na pewno miały bliskie związki z Kościołem niemieckim. Parafianie widzieli tam dziewczyny służące do mszy, a po powrocie pytali swoich proboszczów, dlaczego w naszych kościołach nie ma takich praktyk. Było więc przyzwolenie wiernych na złamanie kościelnej tradycji. Do tego, na początku lat 90., w wielu małych opolskich parafiach zaczęło brakować chłopców – z przyczyn demograficznych i w związku z wyjazdami do Niemiec. – Istniała więc realna potrzeba zaproszenia do pomocy przy ołtarzu dziewcząt – mówi w rozmowie z Janem Dziadulem ksiądz Kobienia.

W tym samym artykule ksiądz prof. Józef Mikołajec, proboszcz parafii w Boguszycach przyznaje, że coraz trudniej mu przekonać do posługi nowych kandydatów na ministrantów. Co ciekawe, płeć nie ma tu żadnego znaczenia. Chodzi bardziej o stanowisko rodziców, którzy do służby ministranckiej swoich dzieci podchodzą bardziej ostrożnie, niż przed laty. – Tłumaczą to tym, że dzieci mają coraz więcej obowiązków szkolnych i pozalekcyjnych i coraz mniej czasu – mówi ks. Mikołajec, cytowany przez „Politykę”.

W Boguszycach służy obecnie 20 ministrantów, w tym dwie dziewczyny. Ile takich dziewczyn jest w całej Polsce tego nie wiadomo, bo nikt nie prowadzi szczegółowych statystyk. Przed trzema laty badanie przeprowadziła opolska kuria. Duchowni policzyli, że na 12 tysięcy ministrantów, około 10 procent stanowią panie.

Nie wszędzie jednak stanowisko Kościoła jest takie otwarte na „liturgiczne nowinki” jak w Opolu. A szkoda, bo jak zauważył watykański dziennik „L’Osservatore Romano” dopuszczenie ministrantek do służby ołtarza zlikwidowało nierówność. Zdaniem publicystki dziennika „asystowanie przy ołtarzu to nie tylko służba, ale i przywilej oraz odpowiedzialna droga pogłębiania chrześcijańskiej tożsamości. Dla dzieci służba ministrantów to unikalne doświadczenie, które kształtuje wiarę”.

Zarówno chłopców, jak i dziewczynek.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/ministrantki,22656,page1.html

....................................................


                                       KOSCIOL  NIE  ZAMKNIE  SIE  W  ZAKRYSTII


RV / ms | EKAI | 6 Wrzesień 2011 | Komentarze (3)

- Wielu chciałoby dziś, aby Kościół milczał, stąd też każde jego słowo uznawane jest za ingerencję w życie publiczne czy polityczne. Kościół jednak nie może milczeć, ani "dogadywać się", gdy chodzi o niezbywalne wartości – powiedział przewodniczący włoskiego episkopatu, kard. Angelo Bagnasco

Słowa te wypowiedział przewodniczący episkopatu Włoch podczas inauguracji we Frascati pod Rzymem letniej szkoły włoskiej fundacji Magna Carta. Jest to prestiżowa inicjatywa, w której uczestniczą związani z prawicą przedstawiciele rządu, naukowcy, przedsiębiorcy, a także pisarze i intelektualiści. W swoim wykładzie metropolita Genui zaznaczył, że chrześcijanie muszą być „solą” także w odniesieniu do życia społecznego. Misja polityki nie polega bowiem tylko i wyłącznie na biernym rejestrowaniu zachodzących zmian, po to by je następnie zatwierdzić, ale na krytycznym spojrzeniu na dokonujące się przemiany społeczne i kulturowe. Kard. Angelo Bagnasco podkreślił, że Kościół musi być głosem krytycznym w społeczeństwie, w którym władzę zdają się przejmować „silniejsi i bardziej przebiegli”. Gdyby tak się stało, przyszłoby nam żyć w nieludzkim społeczeństwie – dodał purpurat.

Dołącz do nas na Facebooku

Podkreślił, że próby sprowadzania Kościoła tylko do obecności w zakrystii, ograniczającej się do modlitwy i ewentualnie – służących państwu – dzieł charytatywnych odzwierciedlają powszechną tendencję mówienia o wolności, przy jednoczesnym odbieraniu jej niektórym. Jakże inaczej można bowiem tłumaczyć postępowanie, które za świętość laickiego państwa uznaje wolność sumienia, a jednocześnie katolikom każe rezygnować z wartości wiary formującej ich sumienie? Kard. Bagnasco przypomniał zarazem, że głos, który jest bardziej obecny czy słyszalny, wcale nie musi być wiarygodny, bo dominacja nie równa się prawdzie.

http://religia.onet.pl/swiat,18/kosciol-nie-zamknie-sie-w-zakrystii,5168.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Październik 09, 2011, 22:18:31
                     POD  SKRZYDLAMI  KOSCIOLA

Krzysztof Pilawski | Przegląd | 26 Kwiecień 2011 | Komentarze (10)

Polska jest chyba najbardziej zdominowanym przez Kościół państwem w Europie. Na temat krzyży w salach szkolnych i spotkaniach opłatkowych w urzędach wypowiada się prof. Andrzej Zachariasz, dyrektor Międzywydziałowego Instytutu Filozofii Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Krzysztof Pilawski: Panie profesorze, czy Polska jest państwem religijnym?

Prof. Andrzej Zachariasz: Kościół katolicki odniósł liczne sukcesy na drodze do tzw. inkulturacji religii, czyli do podporządkowania państwa religii. Symbole religijne są wprowadzane do siedzib instytucji państwowych, organizuje się w nich obrzędy o charakterze religijnym (np. spotkania opłatkowe). Prezydent, parlamentarzyści, członkowie rządu, urzędnicy i funkcjonariusze państwowi mają opiekunów duchowych – kapelanów i duszpasterzy środowiskowych. Uroczystości państwowe odbywają się z udziałem duchowieństwa. Niewielu jest duchownych, którzy nie mają dostępu do publicznych pieniędzy. Gdy opowiadam o tym kolegom z Zachodu, słuchają z niedowierzaniem. Nie mieści im się w głowie, że takie rzeczy są możliwe. Nie można jednak powiedzieć, że mamy już państwo religijne przypominające państwa islamskie. Mamy państwo działające w dużej mierze pod opiekuńczymi skrzydłami Kościoła.

Dlaczego to stało się możliwe?

Państwo okazało się zbyt słabe, by się oprzeć Kościołowi i jego ambicjom. Osób, które doszły do władzy w 1989 r., nie łączyła wspólna idea. Kościół miał ideę i liczne atuty, w tym papieża Jana Pawła II, uznanego powszechnie za największego Polaka w dziejach. Czuł się powołany do urządzenia państwa.

Poddanie bez walki

On czuł się powołany jeszcze przed przełomem ustrojowym. Władza w latach 80. nie mogła liczyć na niezbędne do rządzenia poparcie społeczne, a opozycja – rozbita po wprowadzeniu stanu wojennego – nie była w stanie odbudować potęgi z karnawału "Solidarności". Kościół żywił się tą słabością – zbudował, za zgodą władz, rekordową liczbę obiektów sakralnych, które udostępniał także opozycji.

Kościół był najlepiej przygotowany organizacyjnie, kadrowo i ideowo do zmiany ustroju. W żadnym innym państwie socjalistycznym Kościół nie utrzymał tak silnych wpływów jak w Polsce. Umocniły się one gwałtownie w latach 80., a uchwalona na kilka tygodni przed wyborami 4 czerwca 1989 r. przez Sejm PRL ustawa o stosunku państwa do Kościoła katolickiego dawała Kościołowi niesłychanie silny status formalny. Powoływała komisję wspólną rządu i Episkopatu, Komisję Majątkową, zobowiązywała państwo do finansowania uczelni katolickich i opłacania duchownym składek na ubezpieczenie społeczne, zezwalała na zakładanie przez Kościół mediów elektronicznych, przyznawała mu ulgi podatkowe i celne. Ta ustawa sytuowała Kościół w nowej rzeczywistości, pomogła mu w odniesieniu zwycięstwa w walce o ideę. Zresztą nie miał on żadnego konkurenta. Marksizm został rozbity, wyrzekli się go sami marksiści. Żadnej innej idei nie było.

A idea liberalno-demokratyczna, która święciła triumfy w latach 90.?

Owszem, w 1989 r. liberałowie objęli władzę, zdołali przeprowadzić reformy gospodarcze, które – warto zauważyć – nie uderzyły w przywileje finansowe ani majątek Kościoła. Walkę o ideę liberałowie przegrali, a w zasadzie nawet jej nie podjęli. W 1990 r. rząd Tadeusza Mazowieckiego zrealizował postulat Kościoła, wyrażony na posiedzeniu komisji wspólnej, i przywrócił religię do szkół. W 1993 r., gdy premierem była należąca do liberalnej Unii Demokratycznej Hanna Suchocka – od 2001 r. ambasador RP przy Stolicy Apostolskiej – przyjęto ustawę zakazującą przerywania ciąży. Także w 1993 r. w imieniu rządu Suchockiej ówczesny minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski – pochowany w Panteonie Wielkich Polaków Świątyni Opatrzności Bożej – podpisał konkordat. Adam Michnik i "Gazeta Wyborcza" zbytnio uwierzyli, że uda się ułożyć z Kościołem, że w nowej rzeczywistości wywodzący się z opozycji ateiści zdołają dogadać się z hierarchami. Po przemianie ustrojowej ta dawna opozycja nie była Kościołowi do niczego potrzebna.
Aktem ideowej kapitulacji państwa był konkordat.

Zawierając konkordat, państwo nie tylko nie zadbało o swoją autonomię wobec Kościoła, ale wyraziło zgodę na jego dominację. Polska jest chyba najbardziej zdominowanym przez Kościół państwem w Europie. Myślę, że nawet w czasach Polski szlacheckiej nie było tak silnych związków między państwem a Kościołem, nie mówiąc o Polsce pod rządami Józefa Piłsudskiego, w kwestii którego – w przeciwieństwie do Lecha Kaczyńskiego – były problemy z uzyskaniem zgody władz kościelnych na pochówek na Wawelu. Mimo konstytucyjnego zapisu o rozdzielności państwa i Kościoła praktyka wygląda zupełnie inaczej.

Mamy kaplice w Pałacu Prezydenckim i w parlamencie, krzyże w urzędach.

Urząd państwowy powinien podkreślać neutralność światopoglądową brakiem jakichkolwiek symboli religijnych. Także dlatego, by nie stwarzać wrażenia, że może lepiej traktować wierzącego niż niewierzącego.

Na placu Piłsudskiego, w miejscu obchodów najważniejszych świąt państwowych z udziałem prezydenta, dwa lata temu ustawiono dziewięciometrowy krzyż, ufundowany przez władze stolicy. Jeśli rzeczywiście chodziło o upamiętnienie Jana Pawła II, można było postawić jego pomnik. A tak mamy kolejny symbol religijny w przestrzeni publicznej.

Są pewne wydarzenia w życiu narodu warte upamiętnienia. Do nich zaliczam mszę na dawnym placu Zwycięstwa, dziś Piłsudskiego, w czerwcu 1979 r. Jednak pomnik pewnie byłby bardziej związany z tym wydarzeniem niż krzyż. Kto za kilkadziesiąt lat będzie kojarzył krzyż na placu Piłsudskiego z papieżem Polakiem?

1 maja Jana Pawła II

W miejscowości, obok której mieszkam, po śmierci papieża zmieniono nazwę głównej ulicy z 1 Maja na Jana Pawła II. We Wrocławiu plac 1 Maja stał się placem Jana Pawła II. Obecnie już chyba żadna ulica, plac, park ani osiedle 1 Maja nie muszą się niczego obawiać...

Skoro Jan Paweł II zostanie beatyfikowany 1 maja, to i ten dzień musi być uświęcony.

W Polsce mamy święto kościelne związane z Karolem Wojtyłą – Dzień Papieski – przypadające w niedzielę poprzedzającą rocznicę wyboru na papieża, a także święto państwowe – Dzień Papieża Jana Pawła II 16 października. Jednak beatyfikacja odbędzie się 1 maja.

Myślę, że to nie przypadek. Inicjatywa zapewne należała do kogoś znającego polskie realia.

Chciano zagospodarować święto będące dniem wolnym od pracy, które od lat leży odłogiem – nie jest obchodzone przez władze państwowe. Przy okazji uzyska ono inny sens. To nie jest pierwszy krok w tym kierunku podejmowany przez Watykan. W 1956 r. Pius XII ustanowił 1 maja dniem św. Józefa robotnika. Karol Wojtyła także był robotnikiem – w czasie okupacji pracował w kamieniołomach.

Uświęcenie Karola Wojtyły doda argumentów Kościołowi, który przekonuje, że mitem założycielskim Polski po 1989 r. był wybór Polaka na papieża. Dzięki niemu powstała "Solidarność" i pokonano komunizm.

Za mojego życia historię przepisywano już kilka razy, więc zbytnio się tym nie przejmuję. Wszystko zależy od tego, jaka ta Polska będzie w przyszłości. Jeśli ludzie uznają, że to kraj, w którym żyje się dobrze, w którym czują się wolni i bezpieczni, podobny mit założycielski im pewnie nie przeszkodzi. Jeśli odrzucą Polskę, bo będzie im w niej źle, to żaden mit nie pomoże. Większość z tych, którzy próbowali zmienić ustrój przed 1989 r., nie wyobrażała sobie Polski takiej jak dziś – kilka milionów Polaków wyjechało za granicę, a mimo to w kraju nadal pracy nie wystarcza dla wszystkich. Boję się włączyć telewizor, bo patrząc na obrzucających się kalumniami polityków, przypominam sobie najgorsze okresy Polski. Jeśli taka Polska ma się dalej nazywać Polską katolicką, to źle wróżę Kościołowi.
Rozmawiamy w pałacu Małachowskich w Nałęczowie, który kojarzy się z polskim Oświeceniem, Komisją Edukacji Narodowej, przekształceniem szkolnictwa kościelnego w publiczne. Powrót religii do szkół w 1990 r. był pierwszym krokiem opanowywania ich przez Kościół. Czy religia nauczana w szkołach publicznych jest religią państwową?

Oczywiście, staje się oficjalną religią państwa. Szkoły publiczne, podobnie jak urzędy państwowe, powinny być neutralne światopoglądowo. Posłowie lewicy mówią o państwie świeckim. Ono jest niewłaściwe, bo świeckość oznacza także przyjęcie jakiegoś światopoglądu. Szkoła publiczna nie powinna być ani świecka, ani religijna, lecz neutralna.

Dzieci rodziców, którzy nie są katolikami, już od przedszkola znajdują się pod wpływem duchownych katolickich. Biskup kielecki, otwierając przed rokiem publiczne przedszkole, powiedział: "Wielka edukacja każdego człowieka rozpoczyna się od przedszkola". Kościół nie pozostaje wobec tej edukacji obojętny.

Ta sytuacja ma miejsce jedynie w Polsce. Wszystko ma swoje granice – także Kościół i religia powinny funkcjonować w pewnych ramach. Jeśli rodzice posyłają dzieci do placówek wyznaniowych, obecność w nich duchownych jest zrozumiała. Nie można odbierać religii ludziom, których życiu nadaje ona sens, ale nie można jej narzucać, wykorzystując instytucje publiczne.

Należałoby zatem wyprowadzić religię ze szkoły?

Miejsce religii jest w kościele. Szkoła to miejsce nauki. Chodziłem na religię do sali katechetycznej. Byłem znacznie bardziej religijny niż moi studenci, którzy mają za sobą lekcje religii od pierwszej klasy szkoły podstawowej do matury. W salach katechetycznych czuło się jakąś wspólnotę duchową. Teraz uczniowie myślą głównie o tym, jak się wymigać od lekcji religii.

W 1984 r. był skandal na całą Polskę, gdy uczniowie Zespołu Szkół Zawodowych we Włoszczowie usiłowali powiesić krzyże w klasach. Prezydent Lech Kaczyński przyznał uczestnikom tej akcji wysokie odznaczenia państwowe. Może w przyszłości państwo nagrodzi walczących o szkołę neutralną światopoglądowo?

Znam ówczesnego dyrektora szkoły, który zgodził się na zawieszenie krzyży. Kurator go usunął, bo postąpił wbrew prawu. W tej chwili trudno sobie wyobrazić akcję zdejmowania krzyży. Ale dostrzegam ciekawe zjawisko – w budynkach publicznych krzyże są coraz powszechniejsze, ale w domach prywatnych jest ich coraz mniej. Bywając w domach znajomych, coraz częściej zamiast krzyża widuję obrazy i rzeźby o tematyce świeckiej.

Religia w środku

Opanowaniu szkół publicznych przez Kościół służą nie tylko krzyże i lekcje religii, lecz także patroni religijni. Prym wiedzie Jan Paweł II, będący patronem kilkuset szkół publicznych. Taki patron zobowiązuje do równania do standardów katolickich, uroczystości religijnych, pielgrzymek na Jasną Górę, ślubowań papieskich, czczenia papieskich rocznic czy konkursów wiedzy o papieżu. Na stronie jednej z "papieskich" szkół znalazłem pytania konkursowe: "Co otrzymał Karol Wojtyła w dniu Pierwszej Komunii Świętej?", "Gdzie i w jakich okolicznościach senior Karol Wojtyła zabrał swojego syna Karola na pierwszą pielgrzymkę?". Takie szkoły nie sprzyjają wolnomyślicielstwu.

Nikt rozsądny nie będzie negował, że Karol Wojtyła to postać wybitna. Byłoby pięknie, gdyby młodzież ze szkół, którym patronuje, była przepojona duchem miłości i tolerancji, o co dopominał się papież. Moim zdaniem to nazewnictwo jest jedynie ornamentem, za którym niewiele się kryje. Nie przywiązywałbym wagi do tych wszystkich misteriów, choć na pewno nie sprzyjają one otwartości szkoły na różne światopoglądy i różne myślenie
Ten codzienny wieloletni kontakt z myśleniem religijnym w szkole musi mieć wpływ na postawy ludzi.

Przez ponad 40 lat próbowano na siłę wbijać ludziom do głowy marksizm i nic z tego nie wyszło. Dziś próbuje się na siłę uczyć religii, umieszcza się lekcje w środku zajęć, by uczniowie nie uciekli. Metody, które stosuje Kościół, nie spełniają swojej funkcji, rodzą opór młodzieży. Efekty tej edukacji religijnej są mizerne. Mimo powszechnego nauczania religii w szkołach państwowych trudno byłoby dowodzić wzrostu świadomości czy choćby wiedzy religijnej, nie mówiąc już o samej religijności. Uczniowie czerpią znacznie więcej wiedzy z internetu niż z lekcji religii. To zadziwiające, że po wielu latach nauki religii nie są w stanie odpowiedzieć na najprostsze pytanie dotyczące Starego lub Nowego Testamentu. Lekcje religii w szkołach nie podniosły bardzo niskiego poziomu wiedzy religijnej polskich katolików.

To nie zmienia jednak faktu, że w kraju, który szczyci się pierwszym w Europie ministerstwem oświaty, szkoły w coraz większym stopniu przechodzą pod kontrolę Kościoła. Obecnie, według statystyk kościelnych, w Polsce jest przeszło pół tysiąca szkół katolickich. Budowane są nowe. Nasila się proces przekazywania przez samorządy już "ukąszonych" przez katolicyzm szkół publicznych stowarzyszeniom, korzystają na tym stowarzyszenia katolickie. Oświata wraca do średniowiecza. Czy dotyczy to także uczelni państwowych?

Kościół jest obecny na uczelniach państwowych, stara się nasycić edukację akademicką treściami religijnymi. Temu służy duszpasterstwo akademickie, bezpośrednia działalność dydaktyczna duchownych oraz ich ingerencja w procesy dydaktyczne. Do programów nauczania wprowadza się zajęcia z tzw. filozofii chrześcijańskiej oraz teologii.

Teologia wypiera filozofię?

Tak się dzieje – szczególnie na mniejszych uczelniach w regionach, gdzie władza biskupa jest silna. Władze tych uczelni nie mają siły, by się oprzeć naciskom na zatrudnianie księży jako wykładowców – nie tylko teologii, lecz także matematyki, historii, prawa, pedagogiki i innych dyscyplin. O rozwoju teologii świadczy powstawanie na kolejnych uczelniach wydziałów i katedr teologii. Kościół chce powstrzymać sekularyzację społeczeństwa, dlatego podejmuje starania, by maksymalnie zwiększyć wpływy nie tylko na instytucje polityczne państwa i oświatę publiczną, lecz także na kulturę, sztukę i naukę, w tym filozofię.

Jaki jest cel zastąpienia filozofii teologią?

Należałoby o to spytać przedstawiciela Kościoła. Zapewne chodzi o religijne wytłumaczenie świata i interpretację rozmaitych prądów filozoficznych z perspektywy religii: czy dany kierunek filozoficzny jest zgodny z religią, czy też sprzeczny z nią. To, rzecz jasna, ma niewiele wspólnego z nauką.

Kościół walczy o dusze?

Sądzę, że tak odległe kwestie mniej go interesują. Toczy się raczej walka o świadomość, a także zyskanie oddanych stronników wiernie służących Kościołowi.

Kościół, wdzierając się w kolejne sfery życia, bierze na siebie coraz więcej odpowiedzialności. Bije w oczy jego obojętność, a może bezradność wobec zła, niesprawiedliwości, postępującego upadku bliskich chrześcijaństwu wartości etycznych.

Rzeczywiście, skoro Kościół już tak się zaangażował, to w tej nowej Polsce powinna spaść przestępczość, ludzie powinni być dla siebie milsi i życzliwsi. Jednak niczego takiego nie obserwuję – zarówno na szczytach władzy, jak i wśród zwykłych ludzi. Zresztą Kościół też ma problemy wewnętrzne, nie dzieje się w nim najlepiej. Jego potęga może się okazać iluzoryczna. W średniowieczu Kościół był tak wszechmocny, że wydawało się, iż nic nie jest w stanie mu zagrozić. Katolicka twierdza, jaką do niedawna była Hiszpania, upadła. Teraz to przodujące liberalne państwo europejskie. Nie przytłacza mnie widok tysięcy kościołów w Polsce. Przez kilkadziesiąt lat Polską rządziła partia, która ogłosiła się przewodnią siłą narodu. Miała go doprowadzić do ziemskiego raju. Ta partia też miała mnóstwo siedzib. Gdy upadła, główną z nich przerobiono na giełdę. Polska jest małym kawałkiem Europy, należymy do kultury zachodniej. Polacy lubią naśladować Amerykanów, Anglików, Niemców, Francuzów. Nie zanosi się na nawrócenie Zachodu na katolicyzm. Dlatego uważam, że przewodnikom polskiego Kościoła potrzebna jest chwila refleksji, bo obrany przez nich kierunek dla instytucji, którą reprezentują, może się skończyć katastrofą.

http://religia.onet.pl/wywiady,8/pod-skrzydlami-kosciola,59,page1.html

=======================================================

wtorek, 11 października 2011
Apel jasnogórski:                                   Ojciec Rydzyk prorokiem naszych czasów

Jak słuchacze Radia Maryja i część duchownych postrzegają ojca Tadeusza Rydzyka? Wystarczy odtworzyć fragment sobotniego apelu jasnogórskiego w kaplicy Cudownego Obrazu Matki Bożej, transmitowanego przez toruńską rozgłośnię:

- Modlimy się za chorych, biednych, opuszczonych, aby nie stracili sensu życia - czytał kapłan. - Modlimy się w szczególny sposób za Telewizję Trwam, Radio Maryja z ich dyrektorem ojcem Tadeuszem Rydzykiem, prorokiem naszych czasów, opatrznościowym człowiekiem dla Polski i dla Polonii świata. Dzięki TV Trwam i Radiu Maryja apel jasnogórski wraz z cudownym obrazem Matki Bożej jest przekazywany na wszystkie kraje świata.
(RM, sobota 8.10.11, godz. 21.19)

Jak nazwalibyście mówienie o o. Rydzyku jako proroku? To bałwochwalstwo?

PS: Dziękuję Pani Ani za informację o tym, co się działo w Częstochowie.

http://glosrydzyka.blox.pl/html
...................................................

Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Październik 12, 2011, 19:22:56
środa, 12 października 2011
                                                O. Rydzyk przerażony Ruchem Palikota w Sejmie. Posłuchaj!

Czekaliśmy, czekaliśmy i się doczekaliśmy. Mamy już pierwszy komentarz ojca Rydzyka po wyborach. Trochę nieskładny i nad podziw – jak na szefa Radia Maryja – delikatny. Najwyraźniej redemptorysta pogodził się z porażką PiS-u i uznał, że w obliczu kolejnej kadencji rządów Platformy, trzeba być nieco ostrożniejszym. Zobaczymy na jak długo.
W każdym razie po totalnym ataku na PO w kampanii wyborczej teraz o. Rydzyk skoncentrował się na krytyce Ruchu Palikota.

- Zobaczcie jak młodzież zagłosowała. Myślę, że oni sobie za przeproszeniem dla szpasu zrobili to, zagłosowali na tych ludzi, którzy ... nawet nie chcę mówić. Przecież to jest straszne! – martwił się o. Rydzyk. - Wchodzi do Sejmu mężczyzna, który stał się kobietą, transwestyta. Ja nie jestem przeciwko człowiekowi, ale widzimy jakie wartości on niesie. Wchodzą ludzie, jak ktoś nazwał, sodomici. Ludzie, to już jest bardzo poważna sprawa! Oczywiście my ich traktujemy jak ludzi, z szacunkiem dla człowieka. Ale i z szacunkiem podchodzimy do człowieka, który jest zbrodniarzem, lecz nie do jego zbrodni.
(RM 11.10.11, godz. 00.49)

- Jesteśmy rozpracowywani przecież od zakończeni wojny, najpierw ten trend z Moskwy, a teraz inny, Nowa Lewica, trzeba to wiedzieć – opowiadał ojciec dyrektor. - To zorganizowana sprawa, a my też się mamy organizować i nie poddawać się. Formować, organizować się gdzie się da teraz, zatrzymywać wszelką destrukcję gdzie się da, nikt nie może być obojętny. Gdzie się da: jeden człowiek, drugiego znajdziesz, trzeciego. Organizować się przy posłach, którzy weszli z tej prawicy niby. Nie myśleć, że wszyscy są idealni, również w tej opcji będą różni.

- Ale też tak samo bym nie przekreślał innych opcji, tam też są ludzie, to są też nasi bracia, nasze siostry – wypalił niespodziewanie zakonnik. - I też mają dusze, i też mają serca i wielu myśli podobnie, również w innych partiach nawet. Trzeba wokół tych ludzi się gromadzić, tylko nie dać się tej ideologii złej. Po prostu mamy jedną Polskę wszyscy.
(RM 11.10.11, godz. 00.39)

http://glosrydzyka.blox.pl/html

==========================================

czwartek, 13 października 2011
                                                     Nowy wróg numer jeden o. Rydzyka - Ruch Palikota

Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie wrogiem numer jeden o. Rydzyka i jego mediów nie będzie już Platforma Obywatelska, tylko Ruch Palikota. Ojciec dyrektor zawsze konsoliduje swoich sympatyków pokazując im przeciwnika i strasząc. Palikot na pewno zaciera ręce - bo na konfrontacji z o. Rydzykiem może tylko zyskać.

Palikot zapowiada batalię o zdjęcie krzyża z sejmowej sali obrad. Sprawę bagatelizuje poseł Platformy Małgorzata Kidawa-Błońska, mówiąc: Musimy się przyzwyczaić i cierpliwie to znosić
Palikot chce szokować

Maciej Walaszczyk

- W miejscu, gdzie się uchwala ustawy, nie powinno być krzyża - woła Janusz Palikot. To kolejny - po propozycji mianowania Wandy Nowickiej, agresywnej feministki i aborcjonistki, wicemarszałkiem Sejmu - znak, że po wyborach sytuacja w Polsce mocno się zmieniła. - Sami krzyża nie będziemy ściągać, ale zwrócimy się do marszałka Grzegorza Schetyny o to, by szanował Konstytucję - zapowiedział Palikot w rozmowie z TVN24. Zastrzegł też, że nie będzie z tego powodu wszczynał awantur. Jeżeli Sejm nie zgodzi się na zdjęcie krzyża, sprawa ma trafić do Trybunału Konstytucyjnego.

- To ruch wyhodowany przez Platformę i Bronisława Komorowskiego. Odpowiedzialność za to ponosi również Donald Tusk. Musimy mieć świadomość, że ze względu na jego destrukcyjne działania kadencja ta będzie szczególnie trudna i wymagająca szczególnego porozumienia całego obozu patriotycznego i katolickiego - ocenia poseł Antoni Macierewicz. Wszystko więc w rękach polityków PO, którzy najpierw wylansowali Palikota, zbudowali jego polityczną karierę, a dziś muszą się zdecydować, czy ograniczyć jego prowokacyjne happeningi. - Palikot potwierdza opinię, że jest jedynie skandalistą, któremu zależy tylko na szokowaniu opinii publicznej. Raz jeszcze przekreśla jakąkolwiek możliwość współpracy z nim jako politykiem, a także z jego partią - zastrzega Jarosław Gowin. Zapowiedzi Palikota bagatelizuje Małgorzata Kidawa-Błońska. W jej ocenie, są to tylko hasła rzucane przez lidera nowej partii, by zwracać na siebie uwagę. - Musimy się do tego przyzwyczaić i z cierpliwością to znosić - radzi posłanka Platformy Obywatelskiej. Według niej, jeśli Palikot będzie "działał konstruktywnie", nie ma konieczności izolowania go na forum parlamentu.
Czy jednak rzeczywiście jego działalność będzie tylko niegroźnym skandalizowaniem, do którego należy się po prostu przyzwyczaić? Zdaniem posła Artura Górskiego, to celowe działanie. - Palikot chce wywołać wojnę religijną w Polsce, by poprzez konflikt o krzyż w Sejmie przykryć prace nad budżetem i działania rządu w sferze finansowej - tłumaczy. Zdaniem Macierewicza, działania Palikota nastawione są na destrukcję parlamentaryzmu, obniżenie prestiżu Sejmu i budowanie mocnej pozycji prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Czy akcja Palikota ma szanse na finał w Trybunale Konstytucyjnym? W ocenie posła Górskiego szanse, by sędziowie Trybunału przychylili się do jego tezy o łamaniu świeckiego charakteru państwa, są niewielkie.
- Do tej pory kwestia ta nie budziła wątpliwości i orzeczenia zarówno polskiego, jak i europejskiego wymiaru sprawiedliwości uznały, że krzyż w miejscu publicznym nie narusza świeckości państwa. Jednak znając skład Trybunału, wszystko się może zdarzyć - dodaje poseł Górski.
Krzyż zawisł w sali sejmowej 14 lat temu. W październiku 1997 roku, niedługo po wygranych przez AWS wyborach, posłowie Tomasz Wójcik i Piotr Krutul powiesili go na sali plenarnej. Przynieśli go z kościoła św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, a więc z miejsca, gdzie pracował i służył Bogu bł. ks. Jerzy Popiełuszko, zakatowany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa w październiku 1984 roku. Posłowie SLD złożyli wówczas formalny protest przeciwko "ostentacyjnym działaniom posłów AWS, obliczonym na wywołanie politycznej awantury, dokonanym bez zgody marszałka seniora oraz bez pytania o zgodę posłów z innych ugrupowań politycznych". Oburzała się również "Gazeta Wyborcza", podkreślając bez końca, że krzyż zawieszono w nocy i ukradkiem. W 1997 r. politycy SLD poprzestali na proteście, stwierdzając, że "byłoby rzeczą najgorszą dla perspektyw Polski, gdyby rozpętano wojnę o symbole, zastępując nią spór o przyszłość kraju i Polaków". Dziś politycy Platformy Obywatelskiej każą nam się przyzwyczaić do ekscesów posła z Biłgoraja.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20111013&typ=po&id=po29.txt
..............................

                                       Nie chcą sprzedawać środków antykoncepcyjnych

Katolickie Stowarzyszenie Farmaceutów Polskich zbiera podpisy pod tzw. klauzulą sumienia, dzięki której aptekarze mogliby odmówić pacjentowi sprzedaży środków antykoncepcyjnych - informuje TOK FM. Na stronie Stowarzyszenia możemy przeczytać, że "farmaceuci są zmuszani do sprzedawania środków farmakologicznych niszczących ludzką płodność lub zabijających zarodek (...). To objaw poważnej dyskryminacji, której doświadczają polscy farmaceuci". Pomysł nie podoba się Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.

Polecamy:
Aptekarz nie chciał mi sprzedać testu ciążowego
"Odmówiono mi sprzedaży pigułek antykoncepcyjnych"

"Rada Europy dnia 7 października 2010 przyjęła rezolucję, pt. Prawo do klauzuli sumienia w ramach legalnej opieki medycznej. Wzywa ona do respektowania prawa pracowników medycznych do klauzuli sumienia. Z tego prawa korzystają w Polsce lekarze, jednak odmawia się go farmaceutom, głównie pracującym w polskich aptekach.
Farmaceuci są zmuszani do sprzedawania środków farmakologicznych niszczących ludzką płodność lub zabijających zarodek ludzki w początkach jego istnieniaSumienie-farm.pl
Farmaceuci są zmuszani do sprzedawania środków farmakologicznych niszczących ludzką płodność lub zabijających zarodek ludzki w początkach jego istnienia. Jest to objaw poważnej dyskryminacji, której doświadczają polscy farmaceuci, pozbawieni prawa do korzystania z klauzuli sumienia. Działanie takie jest także sprzeczne z Kodeksem Etycznym Aptekarza. W związku z powyższym zwracamy się do wszystkich ludzi dobrej woli o poparcie prawa farmaceutów do wolności wyboru oraz do odmowy promocji i sprzedaży środków niszczących płodność i ludzkie życie u jego początku” - brzmi komunikat na stronie Sumienie-farm.pl.

Małgorzata Prusak ze Stowarzyszenia Farmaceutów Katolickich z Gdańska wyjaśnia, że podobną klauzulę mają lekarze. - Chroni ich ona np. od wykonywania zabiegów aborcji - mówi. Dodaje także jeden z powodów: "chcielibyśmy mieć prawo do odmowy sprzedaży np. pigułek po stosunku, głównie z tego względu, że mogą one wpływać na zagnieżdżenie zarodka".

Farmaceuci ze Stowarzyszenia mówią, że mają już gotowy projekt ustawy, który ma trafić do sejmu na początku przyszłego roku.

Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny sprzeciwia się klauzuli sumienia dla farmaceutów. Jej zdaniem, klauzula naruszałaby prawa człowieka do decydowania o własnej prokreacji oraz praw pacjentek i pacjentów w korzystaniu z przysługującego im świadczenia medycznego, jakim jest swobodny dostęp do środków antykoncepcyjnych.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1347,title,Nie-chca-sprzedawac-srodkow-antykoncepcyjnych,wid,13893981,wiadomosc.html?ticaid=1d335#czytajdalej


Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Październik 13, 2011, 20:36:27
By nie było, że w jakikolwiek sposób się czepiam, by nie powiedzieć prześladuję więc przed scaleniem obu postów odeślę Cię do: (kliknij na ten niebieski tekst) (http://www.cheops.darmowefora.pl/index.php?topic=7345.msg85435#msg85435)


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Październik 14, 2011, 20:54:45

Tadeusz Bartoś | Przegląd | 5 Maj 2011 | Komentarze (148)

                                                                                       Cudu nie było

Kim był Jan Paweł II dla Polaków, skoro nie wyniósł nas na szczyty moralności? Jaką rolę odegrał w życiu naszego narodu?


Nie przyczynił się do gwałtownego wzrostu moralności Polaków, nasze zachowania zwłaszcza w sferze publicznej pozostawiają wiele do życzenia. Praktyki religijne, choć na tle innych krajów europejskich imponujące, to niewiele ponad 40% uczestniczących w niedzielnej mszy świętej. Do tego wybiórczy stosunek do nauczania Kościoła, niska świadomość religijna, kiepska znajomość prawd wiary.

Jesteśmy jednymi z najniebezpieczniejszych kierowców w Europie, w niepłaceniu podatków i wszelkich innych sposobach łamania prawa gospodarczego nie mamy zahamowań. Jedynie lęk przed karą, mandatem i sądem może mitygować Polaka. Jeśli tego brakuje – wszystko wolno. Moralność publiczna to nasza słabość. Wyraźny jest brak uwewnętrznienia społecznych norm moralności. Przykład z ostatnich tygodni – europosłowie podpisujący listy obecności, by zainkasować kilkaset euro mimo nieuczestniczenia w posiedzeniach komisji parlamentarnych. Jakby nieświadomi, że zachowują się jak zwykli oszuści (zdaje się, że tylko poseł Sonik uderzył się w pierś i przeprosił). Nikogo to nie razi, nie jest to sprawa, przez którą można stracić twarz, zapaść się ze wstydu pod ziemię (vide poseł Kowal). Inny radykalny przykład to masowość lewych zwolnień lekarskich – kto w Polsce pomyślałby, że to jest oszustwo, że to kradzież, że tak nie wolno, że to nieetyczne (wspominam o tym, nie by moralizować, lecz by rzecz opisać, świadom, iż sam jestem produktem naszej kultury). Tego typu kwestii nie znajdziemy w dyskursie społecznym, nie usłyszymy o tym na ambonie, nie powie tego biskup, nie wspomni katolicki głos w twoim domu. Mało konkretnie przedstawiał problemy społeczne papież.

Ogólna nieżyczliwość, napastliwość w życiu publicznym, wrogość i burkliwość, obojętność, wszechobecna walka, zawiść i frustracja, jeden z najniższych w Europie poziom zaufania społecznego (wyjście na ulicę, wyjazd samochodem równa się wyruszeniu na wojnę) – to kolejne elementy układanki. Chyba zbyteczne jest przywoływanie pozbawionego subtelności stylu uprawiania polityki. Świat publiczny nasycony jest u nas insynuacyjno-wrogo-podjudzającym dyskursem, którego głównymi generatorami są Kościół katolicki, reprezentowany przez Radio Maryja oraz występujących w tym duchu biskupów i proboszczów, a także partie polityczne z wyraźną obecnie dominacją PiS (choć nie miało ono i nie ma w tej materii monopolu).

Temu wszystkiemu nie zapobiegł pontyfikat Jana Pawła II. Nie wydał owoców przemiany. Pojedyncze uzdrowienia za sprawą papieża, o których głośno w prasie, byłyby niczym wobec cudu uzdrowienia chorej duszy polskiego narodu. Cudu jednak nie było. Na nic się nie zdały liczne pielgrzymki, na nic kazania, listy, encykliki, msze święte, rozdane w milionach sztuk komunikanty. Ziarno rzucone padło na kamień twardy i oporny: "Polacy kochają papieża, ale go nie słuchają", powiada się mądrze. Pozostaje pytanie, czy to jedynie naród twardego karku, czy też słowo papieskie słabe i nieskuteczne – marne ziarno. Odpowiedzi oczywiście nie będzie. Tyle wiemy, że trwała obecność i znaczenie papieża Polaka, jego misja i dzieło w polskim narodzie nie dokonały przemiany. Prawda to gorzka, lecz czas już spojrzeć w lustro i zobaczyć szpetną polską twarz. Przestać się narcystycznie łudzić. Zacząć pracę nad sobą.

Kim więc był papież dla Polaków, skoro nie wyniósł nas na szczyty moralności? Jaką rolę odegrał w życiu naszego narodu (bo jasne jest, że była to rola pierwszorzędna)? Wiemy, że był wsparciem w trudnym okresie schyłkowej PRL. Ale to przecież nie wszystko. Jest jeszcze coś więcej, coś bardziej intymnego, co łączy praktycznie każdego rodaka, od lewa do prawa, z postacią papieża.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/cudu-nie-bylo,250.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Październik 20, 2011, 13:01:28
                                                    Kardynał Dziwisz – kiler polskiego kościoła

Autor: polski spirit

Data dodania wpisu: 20 października 2011  13:47

Rok temu, mądrzy ludzie ostrzegali kardynała Dziwisza by za żadne (polityczne) skarby nie chował Lecha Kaczyńskiego na Wawelu. Podawali przy tym niezwykle proste  i logiczne uzasadnienie – temu zmarłemu od tego chwały nie przybędzie, a miejscu przyniesie poważną ujmę i obniżenie społecznego i religijnego prestiżu.

Wawel dotąd jest i będzie  narodowym Panteonem póki spoczywać w nim będą najgodniejsi Polacy, wyłącznie o nieprzemijającym historycznym formacie . Metropolita krakowski nie zadał sobie prostego pytania – co o tym pochówku powiedzą Polacy pod koniec tego wieku, w naturalny sposób już wolni od emocji smoleńskich.

Jestem pewien, że będą powszechnie drapali się ze zdziwienia w głowę, czemu obok świętych, królów, wieszczy i narodowych bohaterów, spoczywa nijaki urzędnik, najgorszy prezydent w historii Polski, który doprowadził naród do większego podziału i rozbicia niż obce zabory. Tłumaczenie, że leży tam bo zginął w katastrofie komunikacyjnej, sprokurowanej dodatkowo na własne życzenie, wyda się im wprost absurdalne, a nawet zabawne.

Mam nadzieję że na tyle, by w imię przywrócenia godności narodowej, już bez dzisiejszych emocji, przenieść prochy prezydenckiej pary do rodzinnego grobu Kaczyńskich na Powązkach, lub warszawskich katakumb archidiecezjalnych, gdzie spoczywają prochy prezydentów i prymasów niepodległej Rzeczypospolitej. To będzie na pewno najlepsze zakończenie tego skandalu w przestrzeni państwowej.

A w religijnej? Sądzę że w tej, błąd kardynała Dziwisza ma charakter absolutnie nieodwracalny, czyli już niemożliwy do naprawienia. Zwłaszcza przez Episkopat Polski pod wodzą jego i Michalika. Był on do naprawienia tuż po krakowskim buncie pod papieskimi oknami, kontestującym frywolną i arbitralną decyzję metropolity o pochówku. Dziwisz, wyraźnie uwierzywszy, że dogmat o nieomylności przeszedł z papieża na niego, arogancko zlekceważył wszelkie głosy rozsądku, swojej decyzji nie zmienił i w ten oto właśnie sposób stworzył podwaliny politycznej pomyślności Janusza Palikota, który sam tak to ocenia:

„ Smoleńsk był ostatecznym wyzwoleniem emocji odrzucenia Kościoła w polityce. Wcześniej sam do tego należałem przecież (…) To była taka wspólnota że się Kościoła nie atakowało, ale traktowało jak świętą krowę. (…)W 2010 roku ludzie zobaczyli że ten Kościół nie jest taki święty. Jest pazerną partią polityczną, która próbuje za wszelką cenę trzymać łapę na swoich interesach. To pochowanie na Wawelu było ekstrawagancją… Jestem pewien że Wojtyła by się nie zgodził na pochowanie Lecha Kaczyńskiego na Wawelu, bo myślałby dwa kroki dalej, a Dziwisz nie rozumiał, że wykonanie tego gestu nie tylko jest jakąś desakralizacją Wawelu, ale jest czymś więcej! Stawiał ludzi, którzy nie mogli się z tym pogodzić, pod ścianą i ci ludzie powiedzieli sobie, że Kościół jest „passe”. I ruch  Palikota jest największym beneficjentem tej zmiany. (…) Kościół sobie wtedy wykopał polityczny grób i pomalutku do niego wchodzi” (Wprost, nr 42)

Dokonując nieudanej, bo chwilowej i ograniczonej wyłącznie do pisowskiego zaścianka, sakralizacji Lecha Kaczyńskiego, Dziwisz w istocie doprowadził do powstania, dzisiaj już trzeciej siły politycznej, w której wreszcie znaleźli swoje wygodne miejsce chcący świeckiego państwa, z katolikami na czele.

Bo o to właśnie walczą. Żaden Bóg, także katolicki nie  przeszkadza im „ex definitione”, tylko jego nielegalna, absurdalna i archaiczna wszechobecność w przestrzeni publicznej. Stąd programowy postulat nie usuwania religii katolickiej i jej symboli, tylko ich koniecznego i jak najszybszego powrotu do kościołów, gdzie zgodnie z konstytucją jest ich miejsce.

Palikot jest  skazany na sukces przysparzający mu dalsze miliony szabel, a za kilka lat  być może nawet otwierający drogę na fotel premiera, lub prezydenta Polski.  Bo jego logika jest prosta, dla wszystkich zrozumiała i niemożliwa do obalenia nawet przez kardynała Dziwisza ( a u nas przez Sgosię – za swój święty upór wartą tu każdych pieniędzy i najwygodniejszego miejsca w niebie).

Sprawę krzyża w Sejmie, religii w szkołach i obecności kościoła katolickiego w polityce, Palikot wygra nawet jeżeli w pierwszym etapie wojny o świeckość państwa, nie uda mu się doprowadzić do ich szybkiego usunięcia na właściwe miejsce. Wówczas bowiem Palikot wprowadzi we wszystkie miejsca zdominowane dotąd wyłącznie przez kościół katolicki -inne religie wraz z ich znakami firmowymi.

Tego to już mu na pewno nikt nie zabroni, nawet Dziwisz. W dodatku zrobi on to całkowicie oficjalnie, uroczyście, w świetle kamer i fleszy, a nie wstydliwie, po kryjomu w nocy przy latarce. I tak, w Sejmie obok krzyża będzie wisiała gwiazda Dawida, krzyż prawosławny i kilkanaście symboli innych wierzeń. Podobnie w szkołach, na honorowych trybunach państwowych. Także w eterze, obok „Radia Maryja”. Co to będzie za rozkosz, zaraz obok żydożercy – prof. Roberta Nowaka, móc posłuchać „sąsiedniego” radia  - „Rada Rabina”.

Taka sytuacja doprowadzi do kompletnej dewaluacji nie tylko religii katolickiej, ale obecności jakiejkolwiek religii w przestrzeni publicznej, o co dokładnie walczy Ruch Palikota.  Dzięki temu Palikot, nie tylko na co najmniej dekadę, zdominuje polską politykę, ale wręcz przejdzie do historii Polski. Jako ten, któremu w polityce wewnętrznej udało się po raz pierwszy to, na czym sparzył się sam Piłsudski – praktyczne, a nie tylko prawne ustanowienie świeckiej Rzeczypospolitej, poprawiające nie tylko psychiczną kondycję narodu, ale także całkiem materialistyczne parametry i osiągnięcia gospodarcze.

Wielkie, historyczne i bezsprzeczne zasługi Palikota dla Rzeczypospolitej stanowić będą bezdyskusyjną przepustkę dla niego wprost  na… Wawel…

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/naluzie/590621,kardynal-dziwisz-%e2%80%93-kiler-polskiego-kosciola.html
....................................

                                                                    1% dla Kościoła

Autor: amazer

Data dodania wpisu: 19 października 2011  20:05

Kategoria: Społeczeństwo

Tagi: 1 procent, kościół, podatki

Biskupi polscy na spotkaniu w Przemyślu zaproponowali, by każdy obywatel miał prawo przekazać 1% swojego podatku na rzecz kościoła lub związku wyznaniowego, z którym czuje się najbardziej związany. Oczywiście podniosło się „święte” oburzenie, że to „okradanie państwa” z należnych mu pieniędzy. Niektórzy skrzętni księgowi szybko wyliczyli, ile to miliardów pozbawiłby Kościół obywateli naszego jeszcze niezbyt bogatego kraju…

Szanowni Państwo!

Czy nikt z Was nie dostrzegł jaka to wielka szansa?! Każdy szanujący się ateista, agnostyk, czy antyklerykał powinien skakać pod sufit z radości. W końcu będzie można świadomie i dobrowolnie powiedzieć NIE tej obmierzłej instytucji jaką w Waszych oczach jest Kościół Katolicki. Nareszcie miliony Polaków będą mogły pokazać klechom figę i przekazać swoje ciężko zarobione pieniądze na instytucję wyznaniową, która jest najbliższa ich sercu. W ostateczności nawet wspomóc Państwo rezygnując z przywileju przekazania 1% na któryś z kościołów. Skąd więc to oburzenie…?

Zwykle takie reakcje wywołuje strach. Przecież może być zupełnie inaczej. Może się okazać, że znakomita większość obywateli, zapewne zastraszona i zbałamucona wizją anatemy i wiecznego potępienia, zdecyduje się przekazać część swoich pieniędzy na rzecz spadkobierców wypraw krzyżowych i inkwizycji. I co wtedy…? Co z wizją „nowoczesnego, świeckiego państwa”, w którym każdy kościół powinien zamknąć się w swojej kruchcie, a ustawianie choinek w miejscach publicznych winno być zakazane?

A może lud wcale nie pragnie takiego Państwa? Może chce żyć w zgodzie z tradycją, w którą wpisany jest katolicyzm? I niezależnie jak mocno związany jest z lokalną parafią czuje, że k(K)ościół, to nie tylko najwyższy budynek w okolicy. I może właśnie to Was przeraża, a może wzbudza zazdrość…? Bo nie macie takiej siły oddziaływania, bo nie macie fundamentu, który Kościół żmudnie budował przez ponad 1000 lat naszej historii. I mimo, że nie wszystkie kamienie są w tym fundamencie równo poukładane, Polacy będą chcieli dokładać kolejne kamyczki i cegiełki…

Ale nie lękajcie się! Pieniądze, to nie wszystko…

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/spoleczenstwo/590529,1-dla-kosciola.html






Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Betti Październik 21, 2011, 13:49:51
Kremacja niewłaściwa dla katolika?

Ostatnie wypowiedzi arcybiskupa Stanisława Gądeckiego na temat warunków, które powinny być spełnione przy pochówku skremowanych prochów, wzbudziły wiele kontrowersji. Dlaczego Kościół katolicki z jednej strony dopuszcza taki obrzęd, a z drugiej stara się ograniczyć jego praktykowanie?
15 października na konferencji prasowej w Przemyślu wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski zapowiedział, że 13 listopada zostanie odczytany w świątyniach list pasterski zatytułowany "O szacunku dla ciała zmarłego i obrzędu pogrzebu związanych z kremacją zwłok", który zawiera kluczowe sformułowania dla tej kwestii, w szczególności mszy św. w obecności urny.

Kościół stawia warunki

Arcybiskup zaznaczył, że formą normalną, ordynaryjną jest pochówek ciała ludzkiego. - Ta forma jest najbardziej stosowna, odpowiednia dla chrześcijanina. Pochówek prochów jest smutną koniecznością nowego czasu. (...)

Mówi się o braku miejsca (na cmentarzach), że wzrosła liczba ludności. Ludzie idą za modą z Zachodu i także w Polsce zaczęto myśleć o tej drugiej formie pochowku - powiedział abp Gądecki.

Podkreślił, że Kościół może zgodzić się na pochówek w formie urny pod dwoma warunkami. Pierwszy przypadek, to kiedy czyjaś śmierć nastąpiła daleko od miejsca zamieszkania (np. za granicą) i kremacja ułatwia sprowadzenie doczesnych prochów.

- Drugi wyjątek dotyczy krewnych i znajomych, którzy przybyli na pogrzeb z daleka i trudno jest im uczestniczyć w jednej i drugiej czynności, tzn. we mszy św., i po kilku dniach, w samym pochówku prochów. Ten warunek zostaje dla rozsądnego rozważenia dla proboszczów - zaznaczył abp Gądecki.

Wyraz niewiary?

Hierarcha dodał, że Kościół nie może się absolutnie zgodzić na pochówek prochów ludzkich wtedy, gdy spopielenie ciała jest wyrazem nienawiści do wiary, albo niewiary w zmartwychwstanie.

Wiceprzewodniczący KEP powiedział także, że Kościół sprzeciwia się rozrzucaniu prochów ludzkich, np. w miejscach pamięci, czy w morzu. Zdaniem abp. Gądeckiego, taka praktyka nie wyraża szacunku wobec ludzkiego ciała.

- Ludzie (w ten sposób-red.) chcą się pozbawić kłopotu, swojego krewnego i nie mieć z nim więcej do czynienia. Ani się nie modlić, ani nie dbać o jego grób. Bardzo często jest to też wyraz niewiary w zmartwychwstanie - dodał.

Jak interpretować te wypowiedzi będące wstępem do listu pasterskiego biskupów?

Jezuita o. Marek Blaza pisze na portalu deon.pl, że Kościół w Polsce zaleca i popiera biblijny nakaz grzebania ciał zmarłych. Nie jest przeciwny kremacji, ale uważa, że obrzędy liturgicznego pożegnania powinny odbywać się w obecności ciała, a dopiero potem powinno się odbyć spopielenie i obrzęd pogrzebania urny.

Chrystus chciał być pogrzebany

We wprowadzeniu do obrzędów pogrzebu związanych z kremacją zwłok czytamy: "Kościół uczy, że ciała zmarłych powinny być traktowane z szacunkiem i miłością wypływającą z wiary i nadziei zmartwychwstania.

Zgodnie z biblijną tradycją, Kościół usilnie zaleca zachowanie dotychczasowego zwyczaju grzebania ciał zmarłych, dopuszcza jednak kremację zwłok, jeśli nie została dokonana z pobudek przeciwnych nauce chrześcijańskiej, a zwłaszcza jeśli nie podważa wiary w zmartwychwstanie ciała. (por. Kodeks Prawa Kanonicznego, kan. 1176; Katechizm Kościoła Katolickiego 2301)".

Dalej w tymże wprowadzeniu czytamy, że "przed kremacją należy odprawić obrzędy w kościele, kaplicy cmentarnej lub w pomieszczeniu krematorium według form podanych w rytuale. Zawsze jednak należy podkreślać pierwszeństwo grzebania ciał, które Kościół wyżej ceni, ponieważ sam Chrystus chciał być pogrzebany. Należy również unikać niebezpieczeństwa zgorszenia lub zdziwienia ze strony wiernych".

Takie są obowiązujące normy. Jednak gdy oddzieli się w czasie mszę pogrzebową, obrzęd ostatniego pożegnania i sam pogrzeb na cmentarzu, to w praktyce wiele osób przybędzie jedynie na sam pogrzeb.

Lepszy i gorszy pogrzeb?

Z pewnością dla niemałej liczby katolików, którzy do kościoła chodzą bardzo rzadko, a także dla pewnej przynajmniej części niekatolików, takie ograniczenia będą na rękę - uważa ojciec Blaza. Nie wiadomo jednak, czy rodzina zmarłego byłaby zadowolona z nieobecności żałobników na mszy pogrzebowej.

Drugi warunek pochówku prochów, który przedstawił abp Gądecki, dotyczy jednak tak znacznej ilości pogrzebów, że proboszcz prawdopodobnie z zasady będzie zezwalał na mszę pogrzebową, na której będą już tylko prochy zmarłego. W ten sposób pogrzeb prochów nie będzie różnił się od pogrzebu ciała, chociaż od strony teologiczno-liturgicznej traktowany będzie jako drugorzędny. Jednak z takim rozróżnieniem mamy już do czynienia chociażby w przypadku sakramentu chrztu. Według obowiązujących obecnie ksiąg liturgicznych, pierwszeństwo ma chrzest przez zanurzenie, a w praktyce powszechnie chrzci się przez polanie.

Ojciec Blaza podkreśla także, że skoro Kościół katolicki dystansuje się od uprawiania tzw. fizyki rzeczy ostatecznych, to wierzy, iż Pan Bóg "da sobie radę" ze zmartwychwstaniem także ciał skremowanych. Skremowani zostali nawet niektórzy święci, np. św. Maksymilian Maria Kolbe czy Edyta Stein.

Słowiańskie stosy

W tradycji słowiańskiej zmarły odziany w najlepsze szaty, biżuterię, nierzadko wyposażany w przedmioty codziennego użytku podlegał spaleniu na stosie. Prochy umieszczano w glinianych naczyniach (tzw. popielnicach) i zakopywano w grobach (zwykłych lub kurhanach).

Chrześcijaństwo tradycyjnie nie pochwalało kremacji zwłok z kilku powodów: ciało było uważane za uświęcone przez przyjęcie sakramentów; stanowiło jedność z zamieszkującą je za życia duszą; kremacja była praktyką rozpowszechnioną w religiach pogańskich, a więc odrzucaną; zaś Jezus został pochowany, a nie skremowany.

Mimo to, kremacja była praktykowana w krajach chrześcijańskich już we wczesnym średniowieczu i to na masową skalę w sytuacjach "wyższej konieczności", np. nagromadzenia dużej liczby zwłok z powodu wojny, zarazy lub klęski głodu. Zwłoki palono, aby uniknąć rozprzestrzeniania się "morowego powietrza".

W XVIII w. nasiliły się żądania ze strony racjonalistów, aby pozwolić na kremację. Spowodowało to tylko podkreślenie zakazu kremacji przez Kościół rzymskokatolicki.

Po II Wojnie Światowej palenie zwłok dodatkowo kojarzyło się z ludobójstwem masowo uprawianym przez hitlerowców w obozach zagłady.

Za zgodą biskupa

W latach 60. XX w. nastąpiło złagodzenie zakazu kremacji. W instrukcji "De cadaverum crematione" Stolica Apostolska pozwoliła na kremację zwłok w wyjątkowych, uzasadnionych ważnymi okolicznościami wypadkach i pod warunkiem, że nie jest ona traktowana jako manifestacja braku wiary w zmartwychwstanie ciał zmarłych. Instrukcja Kongregacji Nauki Wiary wyraźnie stwierdza, że w katolicyzmie odwieczny pobożny zwyczaj chowania ciał zmarłych powinien być podtrzymywany i że kremacja jest obca duchowi katolickiemu:

"Chrześcijański pogrzeb ciała wyraża wiarę, że nie zostało ono przez śmierć ostatecznie zniszczone, lecz w przyszłości będzie ono wskrzeszone do życia, na wzór zmartwychwstałego ciała Chrystusa. Dlatego zwyczajna liturgia pogrzebu nie może być stosowana w przypadku chowaniu popiołów".

Kongregacja ds. Kultu Bożego w styczniu 1977 r. stwierdziła:

"Nie chodzi o to, żeby potępić kremację, ale raczej zachować prawdziwość znaku w działaniu liturgicznym. Faktycznie popioły, które są znakiem zepsucia ciała ludzkiego, nie wyrażają odpowiednio charakteru (śmierci) jako zaśnięcia w oczekiwaniu Zmartwychwstania".

Mimo to, od 1997 pozwala się (za zgodą miejscowego biskupa) na odprawianie mszy pogrzebowej nad urną z prochami zmarłego. Współcześnie wiele cmentarzy katolickich posiada specjalnie wydzielone miejsca do pochówku urn z prochami (tzw. kolumbaria).

Dwa kilogramy prochu

Pierwsze współczesne krematorium w Europie uruchomiono w Mediolanie, w 1873 roku. Zwłoki palono tam w piecu elektrycznym. Wykorzystano w nim rozwiązania techniczne opracowane przez Friedricha Siemensa. W tym samym czasie kremację zwłok rozpoczęto w Stanach Zjednoczonych.

Proces spopielania odbywa się w nowoczesnych piecach, sterowanych przez komputery. Obecnie wszyscy producenci urządzeń kremacyjnych korzystają z zastosowanego jeszcze w XIX w. patentu generatora cieplnego. Współczesne piece spełniają bardzo surowe wymagania unijnych norm ochrony środowiska.

Ciało spopielane jest w trumnie, w temperaturze od 750 do 1200°C w silnie rozgrzanym powietrzu bez bezpośredniego oddziaływania na nie ognia. Po około dwóch godzinach pozostaje z niego dwa do trzech kilogramów prochów. Szczątki, po rozdrobnieniu ich w specjalnym urządzeniu, składane są do urny i przekazywane rodzinie zmarłego.

Według ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych z 1959 r., szczątki pochodzące ze spopielenia zwłok mogą być przechowywane w kolumbariach, składane w grobach ziemnych albo murowanych.

Według wykazu na stronie Open Intend w październiku 2011 działało w Polsce 13 krematoriów: w Bytomiu, Częstochowie, Gdańsku, Głogowie, Łodzi, Krakowie, Poznaniu, Pruszkowie, Rudzie Śląskiej, Szczecinie, Warszawie i Wrocławiu.

Przygotowywane jest także dziesięć nowych projektów, których celem ma być uruchomienie krematorium.

Liczba kremacji rośnie

Najczęściej wykonuje się kremacje w Poznaniu, gdzie już w 1993 r. zaczęło działać pierwsze w Polsce krematorium. Kremowanych jest tam 23 proc. zmarłych.

Wiele wskazuje na to, że kremacja będzie się w Polsce upowszechniała. Decydują o tym przede wszystkim względy higieniczne oraz ekonomiczne, a także zmniejszająca się liczba miejsc na cmentarzach. Nie bez znaczenia są również koszty pochówku.

Do szybszego wzrostu liczby kremacji w Polsce przyczyni się też zmniejszenie zasiłków pogrzebowych - uważa prezes Polskiego Stowarzyszenia Funeralnego Tomasz Salski.

Zgodnie z ustawą okołobudżetową w marcu 2011 zasiłek pogrzebowy obniżono z 6,5 tys. zł do 4 tys. zł.

Zdaniem Salskiego, nie należy spodziewać się obniżki cen w firmach pogrzebowych.

- Po prostu nie ma z czego obniżać. Usługi pogrzebowe wbrew pozorom są jednymi z tańszych ze względu na bardzo dużą konkurencję w branży. Przykładowo koszt usługi kremacji w Polsce oscyluje ok. 600 zł, zaś w Niemczech - ok. 600 euro. Nie wierzę, że tutaj będą jakieś zmiany - podkreślał Salski na V Targach Funeralnych Memento w listopadzie 2010 roku.

Urna czy trumna?

Salski tłumaczył, że obecnie w Polsce do kremacji dochodzi przy ponad 10 proc. pochówków (brak dokładnych danych), natomiast w Holandii - 50 proc., w Szwecji - 65 proc., w Czechach - 80 proc. Z analiz Polskiego Stowarzyszenia Funeralnego wynika, że ten wskaźnik powinien osiągnąć 30 proc.

- Wydaje mi się, że po prostu osiągniemy ten poziom szybciej. Kremacja jest tańsza, co prawda nie w samej firmie pogrzebowej, ale na cmentarzu - powiedział Salski.

Pracownicy wielu zakładów pogrzebowych przekonują, że pochówek urnowy jest tańszy od tradycyjnego średnio o 10 proc. Kremacja kosztuje wprawdzie 700 zł, a wykupienie niszy w kolumbarium 2675 zł, ale w tej cenie jest już opłata za miejsce, opłata eksploatacyjna (a więc np. codzienne sprzątanie) i granitowa tablica.

W przypadku składania urny do grobu ziemnego opłaty są podobne: miejsce na cmentarzu kosztuje 173 zł, opłata eksploatacyjna wynosi 780 zł, a wykopanie grobu to 210 zł w przypadku urny i 380 zł (najtańsza wersja) w przypadku trumny.

Inne koszty przy pochówku tradycyjnym (trumna od 1100 zł do 3000 zł, transport zwłok na cmentarz 200 zł, nagrobek od 2 tys. zł do 10 tys. zł) są już zdecydowanie wyższe nich przy pochówku urnowym (drewniana nielakierowana trumna ok. 500 zł, urna od 200 zł do 1100 zł).

Czy Kościół uwzględnił tendencję upowszechnienia się kremacji w Polsce? Zmiany zapowiadane przez abpa Gądeckiego oznaczają, że kapłan może nie zgodzić się na odprawienie nabożeństwa nad urną z prochami, gdyż ciało zmarłego podczas mszy musi być w trumnie. Jak przewiduje ojciec Blaza, zasady te uporządkuje pewnie sama praktyka duszpasterska.

Anna Mielczarek

INTERIA.PL
http://fakty.interia.pl/tylko_u_nas/news/kremacja-niewlasciwa-dla-katolika,1710436,3439


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: chanell Październik 22, 2011, 10:35:46
Nie wiem co kogo obchodzi jak ja chcę być pochowana ? Czy to ważne ? Przecież  dusza i tak wychodzi z ciała ,po co nam fizyczne gnijące  w ziemi ciało i tak nie będzie z nich zadnego pozytku  >:D Myslę że ludzie  źle pojmują zmartwychwstanie lub źle interpretują słowa P.Jezusa


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Październik 23, 2011, 13:06:47
Tak to jest, ze KK jest przeciwne paleniu zwlok. Jednak rozebranie kosci na relikwie - to jest OK. Cialo po smierci i tak jednoczy sie z ziemia, z prochem, tak powinno byc. Ja osobiscie jestem za paleniem zwlok , nie bardzo mi sie usmiech byc pozarta przez robactwo i gnic w zimnej ziemi.
Zreszta moje cialo bylo mi potrzebne do zycia na ziemi, kiedy pojde dalej to ta powloka nie bedzie mi potrzebna.


Chanel, ludzie tak naprawde nie maja pojecia na temat smierci i duszy. Smierc jest tematem schowanym do piwnicy. Wiedza tyle co im ksiadz
w kosciele powie. Natomiast osoby ktore chca mowic, rozmawiac  na temat smierci , traktuja jak pomylencow. Nawet umieranie w wiekszosci
wyprowadzili z domu do szpitala, uwazaja ze tam jest miejsce dla umierajacego. Ludzie czesto umieraja sami  oddzieleni  parawanem .
Za to pogzeb jest robiony z papa i w tym wypadku sa juz zasady ktore sa utrzymywane dla oka zyjacych. Zmarly tego nie potrzebuje.

Pozdrawiam Rafaela


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Betti Październik 23, 2011, 13:10:35
"Zalewa nas fala nowego pogaństwa"

Kościół jest domem Bożym i domem dla człowieka. Architektem i Konstruktorem tego domu jest sam Jezus Chrystus" - napisał nowy metropolita lubelski abp Stanisław Budzik w pierwszym liście pasterskim do wiernych. "Dziś zalewa nas fala nowego pogaństwa, dla którego krzyż stał się znakiem niewygodnym, głupstwem i zgorszeniem" - ostrzega abp Budzik. W sobotę odbył się uroczysty ingres abp. Budzika do archikatedry lubelskiej. Jego pierwszy list pasterski czytany jest w niedzielę w kościołach archidiecezji. Abp Budzik podkreślił w liście, że Kościół, "dom wyznawców Chrystusa jest gościnny i otwarty dla tych, którzy szczerze szukają prawdy i miłości". "Zaprasza tych, którzy czują, że wszelkie budowanie bez Boga kończy się destrukcją i kompromitacją, tak w życiu jednostki, jak i we wspólnocie rodzinnej, tak w państwie, jak i w wielkich strukturach międzynarodowych. Wydarzenia ostatnich miesięcy i dni tygodni są tego wymowną ilustracją" - napisał metropolita lubelski.

Abp Budzik przypomniał, że w sobotę minęła 33. rocznica inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II. Metropolita lubelski wskazał na aktualność apelu polskiego papieża: "Bracia i Siostry! Nie lękajcie się przygarnąć Chrystusa! Otwórzcie na oścież Chrystusowi drzwi! Otwórzcie drzwi Jego zbawczej władzy, otwórzcie jej granice państw, systemy ekonomiczne i polityczne, szerokie obszary kultury, cywilizacji i rozwoju. Nie lękajcie się".

"Błogosławiony Jan Paweł II sam stał się prawdziwym klucznikiem bramy domu Kościoła, rozwierając ją na cały świat i otwierając wszystkie ludzkie drzwi na Chrystusa" - zaznaczył abp Budzik.

"On, który tak istotnie pomógł nam odzyskać straconą wolność, chciał, abyśmy ją traktowali jako nieustające zadanie. Pragnął nas uczynić przykładem: nie tylko dla Wschodu, który wydobywał się spod gruzów komunizmu, ale także dla Zachodu, który pogrążał się w hedonistycznej cywilizacji śmierci" - napisał abp Budzik.

Abp Budzik wspomina w liście swojego poprzednika na stanowisku metropolity lubelskiego, zmarłego w lutym tego roku abp. Józefa Życińskiego, który był także biskupem tarnowskim. "Ciągle nie możemy się pogodzić z jego nagłym odejściem. Widzimy jednak wyraźnie, że ślady jego apostolskich stóp przetrwały go - mocno wyciśnięte w Tarnowie i w Lublinie, w Polsce i poza jej granicami, a przede wszystkim zapisane w ludzkich sercach" - zaznaczył abp Budzik.

"Z lękiem i drżeniem podejmuję jego dziedzictwo" - dodał abp Budzik.

Abp Budzik przypomniał, że jego biskupim zawołaniem są słowa wywodzące się z teologii św. Pawła: "In virtute crucis - W mocy Krzyża!".

"Znak Chrystusowego krzyża wpisał się na trwałe w życie każdego z nas. Towarzyszy nam od początku aż do końca. Od krzyża nakreślonego z wiarą na naszym czole w sakramencie chrztu aż po krzyż, który będzie postawiony na naszym grobie z nadzieją zmartwychwstania" - podkreślił.

"Dziś zalewa nas fala nowego pogaństwa, dla którego krzyż stał się znakiem niewygodnym, głupstwem i zgorszeniem. Niech pozostanie dla nas - którzyśmy uwierzyli - mocą i mądrością Bożą. Niech jego rozpostarte ramiona głoszą nam i całemu światu, że Bóg umiłował nas do końca i czeka na naszą odpowiedź. Stańmy pod Krzyżem z Maryją, Matką Bolesną. Uczmy się od niej niewzruszonej wiary, gorącej miłości Boga i człowieka i mocnej nadziei, która nie zawiedzie w żadnej sytuacji życiowej" - wezwał abp Budzik.

Pełny tekst listu został opublikowany na stronach internetowych Archidiecezji Lubelskiej.

(mj)
TopNews - najpopularniejsze materiały WP.PL

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1371,title,Zalewa-nas-fala-nowego-poganstwa,wid,13919965,wiadomosc.html?ticaid=1d406&_ticrsn=3


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: arteq Październik 23, 2011, 18:40:35
Tak to jest, ze KK jest przeciwne paleniu zwlok.
Nieprawdą jest, że KRK jest przeciwko paleniu zwłok. Ma jedynie pewne zalecenia co do obrzędu. Słuchałem kiedyś audycji (chyba ze 2 h) na ten temat gdzie wypowiadał się ksiądz upoważniony prze biskupa - nie było żadnego zakazu.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Październik 23, 2011, 21:37:28
                                       Relacje państwo - Kościół w III RP
Politycy w zakrystii
Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/kraj/analizy/302599,1,relacje-panstwo---kosciol-w-iii-rp.read#ixzz1bdhBvCCH

Przez 20 lat wolnej Polski Kościół katolicki osiągnął wszystko, co zamierzał, choć nie tyle w sferze duchowej, co politycznej. To politycy dali Kościołowi siłę, która teraz w nich samych budzi respekt. I zniechęca do rozpoczęcia debat, jakie kiedyś przedwcześnie zamknęli.

Na początku tego roku szkolnego, w jednej ze szkół podstawowych w Warszawie, rodzice zauważyli, że w planie lekcji pierwszej klasy przybyło godzin religii, a ubyło wychowania fizycznego. Wielce oburzeni i gotowi do walki poszli na wywiadówkę, a tam zastali księdza katechetę. Pytanie, na jakie było ich w tej sytuacji stać, było nagle ciche i brzmiało: czy nie można by dodać trochę lekcji wuefu? I to jest typowa, skupiona jak w soczewce, polska rozmowa o roli Kościoła w naszym życiu publicznym.

Kto z rodziców chce, by mu zapamiętano, że miał coś przeciw Kościołowi, kto nie boi się, że na końcu to dziecko może zapłacić karę negatywnej stygmatyzacji, kto wreszcie ma w sobie odwagę i gotowość, by toczyć na wywiadówce dla pierwszoroczniaków dysputę zasadniczą, której unikają wszyscy, od polityków rozpoczynając? Nikt zresztą nie upomina się o to, by w ogóle na te lekcje religii zaglądać i poddawać je jakiejkolwiek dyskusji. Kłócono się, co prawda, o umieszczanie na świadectwie szkolnym stopni z religii i nadanie jej statusu przedmiotu maturalnego, ale już nie o to, za co te stopnie miały być przyznawane.
To Kościół decyduje o programie szkolnym i o tym, kto naucza. Państwo nic do tego nie ma, choć świadectwa są państwowe, z orłem. Trudno tu w ogóle udawać, że mamy do czynienia z jakąkolwiek zasadą neutralności światopoglądowej państwa. To symbol bezradności.

Tak zwany kompromis

Grzech jest, można powiedzieć, pierworodny, bo powstał u zarania III RP, gdy rząd Mazowieckiego w 1990 r. na mocy tylko instrukcji ministra edukacji narodowej (czyli metodą – od zakrystii) wprowadził religię do szkół. Następnie Trybunał Konstytucyjny oddalił skargi dwóch kolejnych rzeczników praw obywatelskich, prof. prof. Ewy Łętowskiej i Tadeusza Zielińskiego, którzy protestowali przeciwko łamaniu przez tę instrukcję i idące za nią rozporządzenia reguł demokratycznych.

Dopiero w kwietniu 1992 r. zostało wydane rozporządzenie „w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach”. Wreszcie konstytucja z 1997 r. potwierdziła obecność religii w szkole i nikt już nie protestował, zwłaszcza że politycy wszystkich właściwie formacji przyczynili się do zawarcia tego tak zwanego kompromisu z Kościołem. Bo wszelkie ustępstwa i przywileje dla Kościoła, ideologiczne i te bardziej przyziemne (celne, podatkowe, dotyczące zwrotu majątków, dotacji itp.), rychło zaczęto nazywać kompromisem.

Każdy, kto kwestionował „kompromisowe” ustawy, był traktowany jak niebezpieczny radykał, który zajmuje się tematami zastępczymi i podnosi rękę na z takim trudem wypracowane porozumienie. A porozumienia wyglądały na ogół tak, że Kościół postulował, a politycy się zgadzali.

Jeszcze za życia Jana Pawła II Kościół w Polsce osiągnął właściwie wszystko, co chciał, tak prawnie (w 1993 r. podpisano konkordat, ratyfikowany przez Sejm w 1998 r.), ideologicznie, światopoglądowo i symbolicznie, jak i materialnie. A co najważniejsze, udało mu się określić granice i sposoby dyskusji o swoich sprawach i interesach tak, że się po prawdzie w ogóle nie dyskutuje.

Warto przypomnieć i inne zdarzenia z 20 lat na linii państwo–Kościół: zakamuflowane próby finansowania z budżetu budowy Świątyni Opatrzności Bożej, sejmową propozycję intronizacji Chrystusa Króla, apel biskupów z 1994 r. do twórców nowej konstytucji, aby ustawa zasadnicza gwarantowała prawo do życia od poczęcia, ostrzeżenia najwyższych hierarchów, jeszcze pod koniec lat 90., że wstąpienie Polski do UE grozi utratą suwerenności (potem, pod wpływem Jana Pawła, nastąpiła zmiana stanowiska, choć nie u wszystkich biskupów). W 2006 r. po cichu dofinansowano z budżetu państwa papieskie wydziały teologiczne – pojawiły się kontrowersje, ale zostały uciszone z antyklerykalnego paragrafu.
Księża wskazywali ugrupowania, na jakie nie należy głosować, a potem publicznie dziwili się, jak biskup kielecki w 2001 r., że w wierzącym w 90 proc. społeczeństwie wygrywa formacja (SLD), która „gardzi zbawieniem”. Właściwie nikt specjalnie nie prostował, że funkcjonują układy: konkordat za konstytucję, zwrot majątku za Unię, nieruszanie ustawy antyaborcyjnej za łagodzenie nastrojów społecznych w kryzysowych latach na początku dekady. Mało kto już dziś pamięta, jakie boje toczyły się o konstytucyjne pojęcie neutralności religijnej państwa, w końcu – na życzenie hierarchów – zastąpiono je słowem „bezstronność”.

Zapewne na początku III RP rządzący widzieli w Kościele autorytet, który może tonująco wpływać na życie społeczne okresu wielkiej transformacji. Partie dopiero się tworzyły, ideowe formacje musiały okrzepnąć, stąd ustępstwa wobec hierarchii, której zdolności negocjacyjne i koncyliacyjne potwierdził czas PRL. Ale ten okres trwał dłużej niż czas budowy demokratycznego państwa, przychylność Kościoła przyjęto uważać za warunek konieczny powodzenia wszelkich projektów: dokończenia transformacji, uchwalenia konstytucji, akcesu do Unii Europejskiej. A potem nastał PiS, który już otwarcie próbuje wciągnąć Kościół polski do polityki.
Wieczne interesy

Po 1989 r. Kościół nie uległ pokusie i nie poparł jakoś szczególnie i wyjątkowo inicjatyw utworzenia „partii chrześcijańskiej” – polskiej chadecji. Ale przypomnijmy, że Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe powstało już miesiąc po powołaniu rządu Mazowieckiego, a później było jeszcze wiele prób wykorzystania autorytetu Kościoła w walce politycznej, jak choćby Wyborcza Akcja Katolicka w 1991 r. Oczywiście, te inicjatywy znajdowały jakieś wsparcie Kościoła, ale koncepcja była inna. Chodziło o to, by racje Kościoła i jego interesy były realizowane nie przez jedną siłę, a przez większość partii, co okazało się bardzo wydajnym pomysłem.

Wiesław Chrzanowski, działacz ZChN i WAK, tak wspomina po latach w wywiadzie dla „Polityki” swoje zaangażowanie polityczne po stronie Kościoła: „Przeprowadziliśmy skuteczną kampanię w sprawie religii w szkołach, wprowadzono ustawę antyaborcyjną (...), udało się storpedować, między innymi w porozumieniu z liberałami, wniosek o opodatkowanie kościelnej tacy. W sumie to Kościół skorzystał, a my zapłaciliśmy wysoką cenę. Walczyliśmy o sprawy, które wówczas nie cieszyły się powszechnym uznaniem, były kontrowersyjne”. Chrzanowski zauważa, że kolejne wcielenie „partii kościelnej” – czyli Ojczyzna powstała przed wyborami w 1993 r. – już nie dostało większego poparcia hierarchów.

Chrzanowski stawia tu ciekawą hipotezę: „(...) wyraźnie zanosiło się na zwycięstwo lewicy, a toczyły się ważne dla Kościoła sprawy, jak choćby ratyfikacja konkordatu. Postanowiono więc, że lepiej się nie angażować”. Widać tu zatem dwie kwestie o kapitalnym znaczeniu dla zrozumienia politycznego istnienia Kościoła katolickiego w ostatnich 20 latach: po pierwsze, nie ma on, podobnie jak dawniej Imperium Brytyjskie, wiecznych sojuszników, a jedynie wieczne interesy; po drugie, politycy gotowi są do popierania jego postulatów, nawet ze świadomością, że angażują się w sprawy, których większość społeczeństwa nie popiera. Widocznie uważają, że per saldo kiedyś im się to jednak opłaci.

Bo, rzeczywiście, większość polityków, włącznie z postkomunistyczną lewicą, układała się z Kościołem po jego myśli, nie szła z nim na żadną wojnę, tak jak gdyby przyjęto żelazną zasadę, że tu frontów się nie buduje, tu trzeba się dogadać, czyli ustąpić. Do rytuału należały audiencje w Watykanie, publiczne dawanie świadectwa swojej wierze, uczestnictwa w mszach, wyjątkowe honorowanie hierarchów.

Kto tego nie przestrzegał, ryzykował, że zaprzepaści szanse w walce politycznej, choć bardzo dawno nikt nawet nie sprawdzał, czy rzeczywiście tak jest. Donald Tusk w 2005 r., kilka tygodni przed wyborami prezydenckimi, wziął ślub kościelny; w ten sposób zdjął z wokandy łatwy do przewidzenia zarzut, jakiego mógł się spodziewać ze strony obozu przeciwników, że nie zachowuje się i nie żyje jak prawdziwy Polak katolik.

Ale też nie rozpatrywano kwestii, czy dla realnego elektoratu Platformy, wielkomiejskiego, wykształconego, w dużej mierze zlaicyzowanego, ta kwestia ma w ogóle jakieś znaczenie. Tusk zrobił to na wszelki wypadek. Bo wobec Kościoła wszyscy coś robią na wszelki wypadek. Trudno oprzeć się wrażeniu, że mieliśmy i nadal mamy tu często do czynienia z grą pozorów i polityczną hipokryzją, z cynicznie realizowanym interesem: jeśli nawet nie ma co liczyć na sympatię hierarchów, to przynajmniej nie prowokujmy ich do okazywania niechęci i wspierania konkurentów. Ilu to chociażby polityków lewicy pokazywało swoje metryki chrztu i opowiadało o swoich posługach ministranckich w dzieciństwie?

Można w ciemno założyć, że Jarosław Kaczyński ma o ojcu Rydzyku opinię mniej więcej taką jak o Andrzeju Lepperze, ale przecież na luksus okazywania swoich uczuć i wyrażania szczerych myśli nie może sobie politycznie pozwolić. Więc będzie zachwycony wysłuchiwał tyrad ojca dyrektora w Częstochowie i kokietował zebranych tam pielgrzymów.
Prymas Rydzyk

Ta doczesna potęga miała zły wpływ na sam Kościół, który zamarł w jakimś letargu i w swojej zrutynizowanej obrzędowości. Niedawno Adam Szostkiewicz na łamach „Polityki” (15) pisał, że nieznane są dzisiaj ani cele Kościoła, ani środki do ich realizacji w sprawach społecznych, w duszpasterstwie, w kwestiach organizacyjnych i zarządzania.

Kościół, osierocony przez Jana Pawła II, nie ma dziś przywódcy. Faktycznym prymasem – najważniejszym duchownym w kraju – jest ojciec Tadeusz Rydzyk. Największą popularnością u samych hierarchów cieszy się arcybiskup Sławoj Leszek Głódź, a arcybiskup Życiński zamilkł w Lublinie, kardynał Dziwisz nadal uczy się Polski i celebruje pamięć po Janie Pawle II, a na co dzień aparatem rządzi arcybiskup Józef Michalik.

 

Kościół ma nadal wiernych, lecz nie potrafi łączyć ich we wspólnotę widoczną choćby w dniach żałoby po śmierci papieża Polaka. Afery obyczajowe i lustracyjne, kłótnie polityczne, prawicowość niechętna Europie, zaściankowość polityczna i umysłowa to fakty i fenomeny, które są świadectwami kryzysu. Kogo wysłuchiwać w polskim Kościele, z kim się intelektualnie spierać i debatować? A jeszcze nie tak dawno stamtąd płynęły słowa i myśli, które nakazywały nawet najbardziej zagorzałemu ateiście zatrzymać się choć na chwilę.

Teraz nie ma frapującego przekazu, jest tylko powtarzanie starych wyświechtanych formułek. Zapewne dlatego swoje habity na kołku zawiesiło kilku znanych teologów polskiego Kościoła i zapewne dlatego w role kaznodziejskie weszło kilku fundamentalistycznych publicystów katolickich, przy których choćby wspomniany abp Życiński jawi się jako lewicowy liberał. Jeśli Kościół się o coś nie upomni, to oni mu o tym przypomną.

Wierni także uprawiają hipokryzję. Z Kościołem walczyć nie chcą i nie będą, poddają się presji instytucji, czy to w szkole, czy w życiu codziennym, zwłaszcza gdy jest ona odczuwana bezpośrednio, a więc przede wszystkim na wsi i w małych miastach. Wierzący żyją i myślą po swojemu, co pokazują badania religijności Polaków i ich wybiórczego stosunku do nakazów Kościoła, także obyczajowych.

Kościół ideowo słabnie, ale jego wpływy i pozycja są niezmiennie olbrzymie. Obłuda, strach, lenistwo uśpiły sam Kościół i jakąkolwiek demokratyczną debatę o jego pozycji i roli. Na polityków nie ma co liczyć. Hipokryzja jest wygodna. Sami, często dalecy od nauki Kościoła, nigdy nie podważą jego postulatów.
Otworzyć zamknięte debaty

Kiedy Polska zadomawia się w Unii Europejskiej, przyjmuje wiele prawnych, cywilizacyjnych, technologicznych standardów, to w kwestiach kulturowych, obyczajowych, etycznych, instytucjonalnych kilka debat się jeszcze nie zaczęło albo uwiędły w zarodku. Dlatego Polska staje się ewenementem, widzianym przez innych – nie bez przesady – jako państwo wyznaniowe, gdzie Kościół narzuca politykom ustrojowe rozwiązania.

Oczywistością stały się religia w szkole, krzyż w parlamencie, restrykcyjne prawo aborcyjne, konkordat, potępienie metody in vitro (w tej sprawie biskupi napisali ostatnio list do parlamentu). O formalnych związkach homoseksualnych żaden polski polityk nie chce nawet rozpocząć rozmowy. Realizuje się wciąż model PiS: Polska nowoczesna technologicznie, ale zarazem tradycyjna, swojska, religijna, odcinająca się od „gorszących” nowinek, z Kościołem, który zwalnia polityków od ideowych dylematów. Ta utopia wciąż tkwi w głowach polityków wszystkich formacji. Historia wielu krajów pokazuje zaś, że nie da się stworzyć takiej otwarto-zamkniętej hybrydy.

A postulaty Kościoła wrosły w polskie prawo i życie publiczne wieloma gałęziami. Wciąż powraca spór o wolne niedziele w handlu, o kolejne wolne dni w święta kościelne. Od wielu lat nie może się rozstrzygnąć kwestia neutralnego religijnie wychowania seksualnego w szkołach. W publicznej służbie zdrowia kobiety nie mogą dokonać zabiegu aborcji, nawet jeśli jest to przypadek dozwolony przez restrykcyjną ustawę.

Lekarze, powołując się na klauzulę sumienia albo po prostu z chęci uniknięcia ewentualnych kłopotów, odmawiają przeprowadzenia badań prenatalnych, sabotują regulacje, odwlekają zabiegi, odsyłają do innych szpitali. To już jest groźne, bo może prowadzić do ludzkich tragedii. Odmawia się też z powodów religijnych przepisywania recept na środki antykoncepcyjne...

Czas zatem rozpocząć na nowo debaty, za szybko kiedyś zamknięte i opatrzone pieczęcią nietykalności. Dyskusja o roli Kościoła to nie domena ateistów (którzy czują się mniejszością i niedługo w Krakowie planują swój marsz jako coming out), ale przejaw odpowiedzialności za stan demokracji i niezgody na tabuizowanie całych pól publicznego życia. Sondaż zlecony niedawno przez „Politykę” pokazał, że w takich sprawach jak zapłodnienie in vitro czy antykoncepcja znaczna większość Polaków, w tym przecież także katolików, ma zupełnie inne zdanie, niż głosi nauka Kościoła. Ale ta większość ma marginalną reprezentację w polskim parlamencie. W kwestii liberalizacji prawa antyaborcyjnego jest pół na pół. Nawet za eutanazją opowiada się kilkadziesiąt procent respondentów, ale i tu nie ma mowy o żadnej legislacyjnej, choćby śladowej dyskusji.

Badania miesięcznika „Więź” sprzed roku ujawniły, że ponad 80 proc. społeczeństwa uważa, iż Kościół nie powinien mieszać się do polityki państwa. Z tych samych badań wynika, że Kościół najgorszą opinię w społeczeństwie miał w latach 1989–1993, kiedy toczyły się główne batalie światopoglądowe (religia w szkole, aborcja, konkordat). Od 1993 r. aprobata dla Kościoła wzrastała (choć nigdy nie wróciła do poziomu z końcówki PRL), ponieważ hierarchowie, wywalczywszy swoje priorytety i uczyniwszy je „oczywistymi”, zeszli z widocznego pola walki. Od tamtego czasu działają po cichu, odzyskują majątek, pozyskują swoich polityków, dbają o utrzymanie prawnego status quo. Kościół jawi się więc teraz jako instytucja spokojna i wyważona. Ta siła spokoju wynika z politycznego sukcesu.

Trzeba nawoływać polityków, aby przestali się na zapas bać opinii biskupów i traktować stanowisko Episkopatu jak wyrocznię. Polityczne elity wykazują się fałszywą troską o Kościół, bo za wszystkimi ustawowymi prezentami nie idzie ta prawdziwa siła Kościoła, nie ma większej religijności, powołań, zmiany poglądów społeczeństwa w kierunku większego respektu dla nakazów katechizmu. Przesuwanie całych sfer życia ze sfery wyboru i sumienia w obszar przymusu daje tylko złudzenie mocy.

Polska, rzecz jasna, nie jest państwem wyznaniowym, to zbyt duży i nadużywany skrót myślowy, który tylko ułatwia zakwalifikowanie takiej krytyki jako niepoważnej. Ale jest państwem, w którym wiele norm prawnych jest przesiąkniętych konfesyjnym widzeniem spraw. To zaczyna się na poziomie komisji sejmowych, gdzie posłowie rywalizują o miano najlepszego katolika, przez konsultacje ze starannie dobranymi organizacjami, po wzajemne szantaże na sali plenarnej, gdzie szafuje się „wartościami chrześcijańskimi” i „prawem naturalnym”. Wydaje się, że świetna formuła w preambule konstytucji, godząca wierzących i niewierzących, słabo przenika do tworzonego na jej podstawie prawa.

Trzeba jednak stwierdzić jasno: to nie Episkopat wprowadził religię do szkół, ale władze świeckiego państwa. To nie Kościół jest odpowiedzialny za umocnienie swoich wpływów, choć robi wiele, aby je zdobyć. Główny ciężar odpowiedzialności spada na polityków, którzy zamiast bronić wartości republikańskich, głos Kościoła – ważny przecież, potrzebny i wart analizy – bardzo często traktują jako causa finita. Można im powiedzieć: stańcie się partnerami Kościoła, a nie wykonawcami. Nie bójcie się.

Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/kraj/analizy/302599,1,relacje-panstwo---kosciol-w-iii-rp.read#ixzz1bdjEEcQy









Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Październik 24, 2011, 16:29:25
Cytuj
Od 1993 r. aprobata dla Kościoła wzrastała (choć nigdy nie wróciła do poziomu z końcówki PRL), ponieważ hierarchowie, wywalczywszy swoje priorytety i uczyniwszy je „oczywistymi”, zeszli z widocznego pola walki. Od tamtego czasu działają po cichu, odzyskują majątek, pozyskują swoich polityków, dbają o utrzymanie prawnego status quo
Kiedy Polacy byli bardziej PRZECIW PRL-owi  wówczas Kościół święcił triumfy. W takich czasach wychowywali się dzisiejsi politycy dobrze pamiętający czasy prześladowań oraz ochronę na plebanii, z której można też było dostać banany, albo słodycze z Zachodu. Nietrudno ( i tanio) było kupić Kościołowi wiernego sługę. Dzisiaj to procentuje co trafnie zostało pokazane w artykule. Ale widzimy też, że gdy po transformacji ludzie przestali się już bać to nastąpił powolny spadek popularności Kościoła i już nie zostanie odbudowany, chyba, ze ludzie znów poczują się niepewnie, albo wręcz stracą poczucie bezpieczeństwa. Czy nie dlatego Kościół tak popiera PiS ? bo raczej nie z miłości co artykuł świetnie pokazał  - rozgoryczenie przedstawiciela ZChN-u, kiedy Kościół bezwzględnie wykorzystał i porzucił swojego sojusznika. Dlatego, że
Cytuj
"nie ma on [Kościół], podobnie jak dawniej Imperium Brytyjskie, wiecznych sojuszników, a jedynie wieczne interesy"
Na szczęście ludzie nie są głupi i zaczynają to dobrze rozumieć, a rozwiązań na trudne czasy coraz częściej szukają wśród innych ludzi dobrej woli , a nie na plebanii. I bardzo dobrze.

ps. Rafaelo , to kolejny dowód  z Twojej strony, że zaczynasz rozumieć o co w tym wszystkim chodzi.
Pozdrawiam


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Październik 26, 2011, 09:52:48
Adam Szostkiewicz
16 października 2011

                                                                  Jak prawica straszyła nas szatanem

Oj dana, dana, łapaj szatana

Był taki dowcip, świetnie ilustrujący obecność szatana w naszej kampanii wyborczej. Ktoś puka do drzwi. Kto tam? – pyta gospodarz. – To ja, satanista. – Satanista? Nie wierzę. – No, jak Boga kocham!

Prawica z lustracyjnym zapałem od paru tygodni tropi jawnych i tajnych satanistów. To groteskowa mutacja polskiego piekła. Z okładki „Gazety Polskiej” spoglądają groźnie „ziomale Nergala”: prof. Tomasz Nałęcz i minister Sławomir Nowak z otoczenia prezydenta Komorowskiego oraz prezes TVP Juliusz Braun. W „strefie wolnego słowa”, jaką mianowała się „GP”, uznano ich za promotorów satanizmu. Niedorzeczne? Nie szkodzi.

Odgrzewana i podgrzewana afera z muzykiem Darskim okazała się politycznie użyteczna: pozwoliła prawicy zaatakować obóz Tuska – w gorącym kampanijnym okresie – pod hasłem obrony wartości chrześcijańskich. Sam prezes Kaczyński, i to na Jasnej Górze, ogłosił, że w Polsce trwa potężna kampania satanizmu. Niedorzeczne? Nie szkodzi.

W istocie jest dokładnie odwrotnie: to prawica polityczna i kościelna wypuściła demony, rozpętując satanistyczną nergalomanię w walce o władzę. Szatan stał się jedną z głównych figur polskiej kampanii wyborczej A.D. 2011. Śmieszy, tumani, przestrasza.

Znajomy ksiądz opowiadał redaktorowi naczelnemu „Gazety Polskiej” Tomaszowi Sakiewiczowi, że diabeł woli, jak ludzie w niego nie wierzą. Bo jeśli nie ma diabła, to nie ma i „osoby planującej zło”. Odpowiedzialność się rozmywa. Ale Sakiewicz nie jest niewiernym Tomaszem. Diabeł istnieje – przekonuje – konkretnie objawia się w elitach III RP. Wspólnie z nimi planuje spisek blokujący prawdę o Smoleńsku i o fatalnym stanie Polski Tuska. „Prawa ręka prezydenta to »ziomal Nergala«. A Nergal to czyj ziomal? Niczyj. Przecież nie ma diabła. A świat jest taki piękny. Niech żyje cenzura”.

Zaraz poniżej ciemnymi mocami straszy politycznie satyryk Marcin Wolski. Darskiego nazywa emisariuszem Behemota w telewizji publicznej. Diabeł na bank dostałby robotę u boku ministrów Grabarczyka i Rostowskiego. „Ślady kopytek” widać też w MSW i MSZ i to wyraźne „jak podpis cyrylicą”. Ale to nic w porównaniu ze skutkami „sabatu”, czyli wirtualnej koalicji PO-SLD-Ruchu Palikota. Wolski już widzi, jak dzięki parytetom połowa ministrów przyleci na obrady tego diabelskiego rządu na miotłach. A przed Pałacem Prezydenta stanie nowy krzyż – odwrócony, „jak to u satanistów”.

I tak przez prawie 10 stron. „Ostro protestujmy przeciwko satanizmowi i kampanii jego oswajania” – apeluje Piotr Lisiewicz. Europoseł Ryszard Czarnecki idzie dalej. Gdyby Polska była muzułmańska, a ktoś tu podarł Koran, to Polacy od razu wylegliby na ulice po modłach w meczecie i zrobiliby taką „jazdę po bandzie, łącznie z podpaleniem gmachu TVP, żeby do końca świata nikt takiego patafiana w żadnych mediach w naszym kraju nie zatrudnił. No ale my nie wierzymy w Allaha, więc ze słowiańskim spokojem znosimy upokorzenia”, kończy brukselski felietonista „GP”, głównego ideowego organu PiS. Chyba zasmucony, że Polska w walce z satanizmem nie sięga po metody islamistów. Czarneckiemu marzy się Polska fundamentalistycznie islamistycznie katolicka.

Jeden z jej orędowników, dr Terlikowski, teolog, potępia „masowe poparcie dla pop-nazisty”. Terlikowski zakłada Darskiemu podwójnego nelsona: nie dość, że satanista, to jeszcze nazista. Masowo – jego zdaniem – popierają Nergala i satanizm dziennikarze „Gazety Wyborczej”, prof. Środa, prezes Braun, kilkoro polityków Platformy i Prezydent RP. Na tej czarnej liście szczególnie uwiera Terlikowskiego prezydent Komorowski. Przecież chętnie odwołuje się on do swego katolicyzmu, a nie znalazł czasu, by zająć się sprawą i „przywołać do porządku wprowadzonych przez siebie do telewizji publicznej pracowników”. Skoro tak, dodaje Terlikowski, tym razem w tabloidzie „Gazeta Polska Codziennie”, to katolicy nie powinni płacić na „media, które nas obrażają”. W „GP” Marta Brzezińska dodaje, że Nergal został pieszczoszkiem salonów (naturalnie tych liberalno-lewicowych), ale jakby tylko śmiał podrzeć Koran (ulubiony argument) albo Torę, toby na pewno nie został. No cóż, trudno sprawdzić, czy Darski darł Biblię tak, by nie podrzeć Tory, a tylko Nowy Testament, ale nieważne. Ważne, by zdemaskować „pałkarzy politycznej poprawności”. Z czego to się bierze?

Terlikowski nie ma najmniejszych wątpliwości, że obecnie media i państwo wzięły na celownik chrześcijaństwo i Kościół. Jakie ma na to dowody? Ano Nergala na koncercie sprzed paru lat i krzyż z puszek po piwie sklecony rok temu przez „antysmoleńczyków”, tych od kucharza Tarasa. Dorzućmy jeszcze udział muzyka w programie rozrywkowym TVP i wyrok sądu nakazujący umorzenie sprawy zarzuconej mu obrazy uczuć religijnych. W kółko ten sam Nergal i ten sam incydent. Można zapytać: i kto tu promuje satanizm? W dodatku w jakiejś wersji politycznie zwulgaryzowanej. Bo sam temat jest o wiele ciekawszy niż urojona „sprawa Nergala”. Nergalomania mistyfikuje i banalizuje problem zła. W dzisiejszej teologii (i psychologii) ważne jest obnażanie mechanizmów wyzwalających zło w pojedynczym człowieku i świecie tworzonym przez ludzi.

Bóg i szatan tworzą w kulturze judeochrześcijańskiej nierozłączną parę od jej zarania. Szatański wąż asystuje prarodzicom w raju, szatan to anioł zbuntowany przeciwko Bogu, piekielnie inteligentny, przepełniony do granic pychą i żądzą wyrwania Bogu władzy nad światem. Szatan wystawia Jezusa na pustyni na pokuszenie, Jezus wypędza demony z opętanych.

Złe duchy budzące grozę służą w mitologiach ludzkości do radzenia sobie z fundamentalnym pytaniem – skąd bierze się zło i jak jego istnienie pogodzić z chrześcijańską wiarą we wszechmocnego i dobrego Boga, który jest miłością. Do czego Bogu potrzebny jest szatan, a szatanowi Bóg? Niezliczone dzieła teologii i sztuki – Biblia, Dante, Milton, Blake, Goethe, nasi wielcy romantycy, Dostojewski, Broch, Lagerkvist – próbują od wieków zgłębić tę zagadkę. Religijne mity różnych kultur próbują jakoś ją oswoić, by zdjąć z człowieka choć odrobinę lęku przed destrukcyjnymi siłami zła, których doświadcza w życiu.

Bo większość ludzi wciąż patrzy na świat jako arenę boju Dobra ze Złem, których symbolami w świecie ukształtowanym przez chrześcijaństwo są Bóg i szatan. Chrześcijanin też się lęka zła/grzechu, ale wierzy, że Chrystus go obroni i zwycięży ze złem, tak jak pokonał śmierć. Kto tak wierzy, traktuje kwestię zła diabelnie poważnie. I słusznie, bo ona na to zasługuje. Dziś wielu ludzi wyjaśnienia fenomenu zła szuka nie w teologii, tylko w antropologii, psychologii, naukach społecznych. Może nawet nigdy nie słuchali satanistycznego death metalu (jeśli już, to przeboju Skaldów ze słowami Agnieszki Osieckiej: „Oj dana, dana, nie ma szatana, a świat realny jest poznawalny”).

W świecie realnym archetyp diabła żyje i ma się dobrze, bo wciąż działa na wyobraźnię mas. Już nieraz przynosiło to skutki opłakane. Tysiące kobiet dręczono i zabijano pod zarzutem służenia szatanowi. To nie przypadek, że wciąż mówimy o polowaniach na czarownice w całkiem współczesnym kontekście walk polityczno-ideologicznych i idących często za nimi prześladowań. Za sługi szatana czarny PR kościelny i antyliberalny uważał masonów i Żydów, zwolenników idei innych niż dominujące, a także heretyków, czyli dysydentów, którzy śmieli podważać duchowy i religijny monopol chrześcijaństwa w kulturze zachodniej. Do dziś krążą opowieści o tajnym kulcie szatana, orgiach i mordach podczas tak zwanych czarnych mszy, hymnach do diabła, pentagramach, zaklęciach i inwokacjach szatańskich kapłanów czarnej magii.

Ale satanizm jako zjawisko kulturowe nie wyczerpuje się w tych mrożących krew w żyłach czarnych legendach. Ma bardzo stare korzenie sięgające czasów przedchrześcijańskich. Kościół za „satanistów” uważał swych duchowych rywali: gnostyków, katarów, bogomilców. Oni sami za satanistów nigdy by się nie podali, nie tylko z obawy przed taką czy inną inkwizycją, lecz dlatego, że po prostu nie byli czcicielami szatana. Wierzyli w inną religię niż ta, którą głosił Kościół. Na tym polegał problem. Z dzisiejszej perspektywy wszelkie podobne ruchy jawią się jako zagrożenie dla duchowej władzy Kościoła i całej tradycji judeochrześcijańskiej z jej systemem pojęć religijnych, filozoficznych i etycznych.

W naszych czasach duchowa talia kart jest znów w tasowaniu. Diabeł wyszedł z podziemi do królestwa kultury masowej. Polscy katolicy zwalczają Nergala tak, jakby nie widzieli, że jest infantylnym produktem popkultury. Szatan ma tu wygląd i styl bycia bohatera gier komputerowych i filmów fantasy. Walka z kreacjami popkultury nic nie da, jeśli zejdzie na jej poziom, tak jak w nergalomanii. Żeby walka miała sens, trzeba zrozumieć mechanizmy kultury masowej. Nie tłuc kropidłem komara. Kościół – ale jeszcze nie u nas – zaczyna to dostrzegać. Watykan wycofuje się rakiem z kampanii przeciwko filmom z Harrym Potterem. Baśnie o młodych adeptach białej magii są przecież tak naprawdę kołem ratunkowym dla młodych ludzi borykających się z traumami wchodzenia w dorosłość, na przykład stratą rodziców, samotnością, lękiem przed trudną do ogarnięcia rzeczywistością.

Współcześnie największy rozgłos zdobył Kościół Szatana założony w 1966 r. ponoć w noc Walpurgii, przez amerykańskiego okultystę Antona LaVeya. Inspiracją był dla niego angielski ekscentryk Aleister Crowley. Obaj nie żyją, choć ich niszowe idee przeniknęły do popkultury. LaVey był wizerunkowym protoplastą wszelkich Nergalów. Ekstremalny hedonista z pretensjami do bycia duchowym wyzwolicielem ludzkości. Na większą uwagę obaj nie zasługują. Media, podejmując ten temat, wpadają w pułapkę. Za dobrą monetę biorą konfabulacje rozpuszczane przez fanów albo adwersarzy. LaVey, autor „Biblii szatana” i satanistycznego anty-Dekalogu, pośmiertnie zdołał ściągnąć na czarną mszę raptem setkę wyznawców swej niby-religii.

Crowley, który rozgłaszał, że rocznie zabija 150 dzieci i potrafi zaklęciami sprowadzić Behemota i jego piekielne wojsko, był bardziej podziwiany na salonach paryskiej cyganerii i wśród niemieckich okultystów (część z nich poprze później nazizm) niż w Anglii, gdzie zmarł w opinii najbardziej zdeprawowanego człowieka świata. Nie ma tu czym straszyć, ale też czego podziwiać. Zabawy w satanistyczną subkulturę przestają być śmieszne, gdy ogłupiali młodzi ludzie dopuszczają się realnej przemocy (tak się u nas zdarzyło w Zabrzu w 1992 r. i w Rudzie Śląskiej w 1999 r.).

Tymczasem szkoła nie uczy, na czym polega popkultura i jak odsiewać ziarna od plew w Internecie. A Kościół w Polsce jakby nigdy nic szkoli egzorcystów, zamiast poprzeć wprowadzenie do szkół religioznawstwa, wiedzy o sektach i nowych ruchach religijnych. Watykan wypracował na ten temat całkiem wyważone stanowisko. Nie brak też nowoczesnych katolickich teologów odrzucających tradycyjny kościelny przekaz dotyczący diabła i piekła jako anachroniczny. Do współczesnego człowieka bardziej trafia mówienie o grzechu i złu. A przede wszystkim o Chrystusie, bo dziś można się spierać, czy wiara w diabła jest obowiązkiem chrześcijanina, ale wiara w Chrystusa jest nim bez dwu zdań. Tylko że za Benedykta XVI egzorcyści są w Kościele ważniejsi niż tak myślący teologowie.

Na nergalomańskiej fali, ale przytomnie, Ewa Czaczkowska przywołuje w „Rzeczpospolitej” słowa anglikańskiego konwertyty i konserwatysty C.S. Lewisa, znanego głównie z „Kronik Narnii”, że choć chrześcijanin nie powinien podważać wiary w istnienie diabła, to jednak równie niebezpieczne jest „przesadne, a zarazem niezdrowe zainteresowanie się nim”. Święte słowa.

Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1520040,2,jak-prawica-straszyla-nas-szatanem.read#ixzz1bsOYXmvf

==================================================

19.04.2011 13:20 Beatyfikacja Jana Pawła II
                                              105 891 zdjęć, z których stworzą portret JP II

    Wilanów

Na gigantyczny portret Jana Pawła II złoży się ponad 100 tysięcy zdjęć nadesłanych przez Polaków i Polonię. 1 maja, w dniu beatyfikacji, zawiśnie na Świątyni Opatrzności Bożej.
Dokładnie 105 891 zdjęć udało się do tej pory zebrać Centrum Opatrzności Bożej.
Stolica "Nie możemy dać pieniędzy na portret Jana Pawła II"
"Nie możemy dać pieniędzy na portret Jana Pawła II"

Warszawa przygotowuje się do uroczystości beatyfikacyjnych Jana Pawła II. Jednym z punktów scenariusza ma być stworzenie portretu papieża z tysięcy zdjęć.... WIĘCEJ »
- Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim, którzy przesłali swoje zdjęcia i tym samym przyczynili się do powstania tego pięknego wyrazu jedności Polaków. Poczucie wspólnoty, które odczuwaliśmy podczas pielgrzymek Jana Pawła II, stało się dziś po raz kolejny naszym udziałem – powiedział Kardynał Kazimierz Nycz, Metropolita Warszawski.
To nie koniec akcji
Organizatorzy przedsięwzięcia podkreślają jednak, że to nie koniec akcji. Nadal zbierają zdjęcia.
Należy wysłać SMS o treści P na numer 72551, a po otrzymaniu wiadomości zwrotnej, przesłać swoje zdjęcie za pomocą formularza na stronie www.portretjp2.pl lub jako MMS na numer 664 400 100.
myk/par

http://www.tvnwarszawa.pl/informacje,news,105-891-zdjec-z-ktorych-stworza-portret-jp-ii,170749.html

                     Ciekawa sprawa, czy ktos widzial ten portret Jana Pawla II zrobionego ze zdjec?
Bardzo prosze o opisanie jak to wyglada.

    Rafaela

Scaliłem posty
Darek


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Październik 29, 2011, 22:46:23
                                                             Ten weekend już jest tragiczny . 
Wiadomości dnia

    17 osób w tym aż 10 pieszych zginęło w 110 wypadkach, do których doszło w piątek - pierwszego dnia wydłużonego weekendu świątecznego - na polskich drogach. Policjanci apelują do kierowców o szczególną ostrożność i rozwagę.

Od piątku trwa policyjna akcja "Znicz 2011". Więcej funkcjonariuszy jest m.in. na drogach krajowych, wyjazdowych z miast i w okolicach cmentarzy. Sprawdzają prędkość, z jaką jadą kierowcy, ich trzeźwość, stan techniczny aut oraz m.in. to, czy najmłodsi są przewożeni w fotelikach.

- Ruch na drogach był w piątek bardzo duży. Widać było, że wiele osób zdecydowało się na wolny poniedziałek i wyjechało do swoich bliskich. Tłoczno było m.in. na trasach wyjazdowych z miast - powiedział rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski.

Jak poinformował, doszło w sumie do 110 wypadków. - Duża jest liczba ofiar tych wypadków. Zginęło aż 17 osób, w tym aż 10 pieszych. Szybciej zapada zmrok, jest gorsza widoczność. Na drogach mogą zalegać liście, więc wydłuża się droga hamowania. Możemy jedynie apelować do kierowców, by zwracali baczną uwagę na pieszych i do pieszych, by uważali - podkreślił rzecznik.

Zaapelował również, by piesi nosili przy sobie jakieś elementy odblaskowe lub nawet zwykłą latarkę. - Bez takiego elementu, po zapadnięciu zmroku, są widoczni z odległości 30, 40 m. Jeśli mają przy sobie jakiś element ta odległość wydłuża się nawet dziesięciokrotnie - mówił Sokołowski.

Policjanci cały czas apelują też, by nie przechodzić przez ulicę w niedozwolonych miejscach, korzystać z chodników i poboczy. - To jest bardzo ważne w związku z dniem Wszystkich Świętych. Przy cmentarzach może być bardzo tłoczno, będzie dużo aut. Zwracajmy uwagę na samochody, nie przebiegajmy, nie przechodźmy przez ulicę tuż przed nimi - dodał rzecznik.

Jak powiedział, policjanci ponadto zatrzymali w piątek 419 pijanych kierowców. - Mogę zapewnić, że nie będzie żadnej pobłażliwości dla tych, którzy zdecydują się wsiąść za kierownicę pod wpływem alkoholu. Okres świąteczny sprzyja spotkaniom rodzinnym, które często wiążą się z piciem alkoholu. Pamiętajmy jednak, że pijany kierowca ryzykuje zdrowie i życie swoich bliskich oraz innych użytkowników dróg - zaznaczył Sokołowski.

Z policyjnych doświadczeń wynika, że w wielu przypadkach zatrzymywani są nietrzeźwi kierowcy, którzy pili alkohol nie tuż przed jazdą, ale np. dzień wcześniej wieczorem. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, za jazdę po spożyciu alkoholu - gdy jego zawartość we krwi kierowcy wynosi od 0,2 do 0,5 promila - grozi zakaz prowadzenia pojazdów do trzech lat, do 30 dni aresztu i do 5 tys. zł grzywny; jeśli stężenie alkoholu przekracza 0,5 promila, kierowcy grozi do 2 lat więzienia i utrata prawa jazdy na 10 lat.

Rzecznik powtórzył też apel do kierowców, by pamiętali, że w pobliżu nekropolii w najbliższych dniach obowiązują zmiany w organizacji ruchu. - Nie jedźmy na pamięć, zwracajmy uwagę na znaki, słuchajmy poleceń służb porządkowych - m.in. policjantów. Nie szukajmy na siłę miejsca do parkowania tuż przed "bramą cmentarną", czasem lepiej zaparkować dalej i spokojnie dojść. Po prostu bądźmy cierpliwi - wzywał Sokołowski.

W policyjną akcję zaangażowane są m.in. śmigłowce i radiowozy z wideorejestratorami. W te dni codziennie nad bezpieczeństwem osób odwiedzających groby bliskich czuwać będzie ok. 10 tys. funkcjonariuszy. Policja spodziewa się, że powroty ze świątecznych wyjazdów rozpoczną się już w poniedziałek.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,84394,title,Ten-weekend-juz-jest-tragiczny,wid,13942929,wiadomosc.html#czytajdalej
         


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: krzysiek Październik 29, 2011, 23:34:06
To niewesołe informacje. Tylko jaki mają związek z życiem KK w Polsce? Będzie za rok więcej grobów do odwiedzenia? :(


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: greta Październik 30, 2011, 09:48:32
Co prawda nie jest to wiadomosc z zycia KK w Polsce ale w Niemczech.Powoli kurtyna sie podnosi.

Tu Kościół katolicki zarabia na pornografii i satanizmie

Niemcy Kościół katolik biskup wydawnictwo książka pornografia erotyka moralność zarobek
Tu Kościół katolicki zarabia na pornografii i satanizmie mat. prasowe

Skandal w Niemczech.

Największe niemieckie wydawnictwo "Weltbild" ma w swoim katalogu online ponad 2,5 tysiąca powieści erotycznych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w 100 proc. należy ono do niemieckiego Kościoła katolickiego - informuje businessinsider.com.

KOŚCIÓŁ INWESTUJE W PORNO. TA ZARABIA MILIONY>>

Niemiecki Kościół jest właścicielem wydawnictwa od 30 lat. Jednak mało kto zdawał sobie z tego sprawę. Bomba wybuchła dopiero w tym miesiącu, gdy specjalistyczne pismo, poświęcone rynkowi wydawniczemu, opublikowało raport o sprzedaży książek erotycznych.

ZOBACZ, ILE ZARABIA KOŚCIÓŁ W POLSCE>>

Poczynania "WeltBild budziły niepokój wielu katolików już 10 lat temu. Zwracali oni uwagę swoim hierarchom, że taka działalność nie przystoi biskupom. W 2008 roku przesłali nawet na ich ręce raport dotyczący działalności wydawnictwa. Teraz większość z biskupów nie przyznaje się nawet do jego otrzymania.

Roczny przychód "Weltbild", który oprócz erotyki ma także w swojej ofercie - jak informuje niemiecki "Die Welt" - książki z dziedziny ezoteryki, wydawnictwa satanistyczne a nawet skrytykowany przez Watykan "Kod Leonarda da Vinci" Dana Browna, wynosi 1,7 mld euro rocznie. Ma też 20-proc. udział w sprzedaży książek online, co stawia je na drugim miejscu za Amazon.com.

To jednak nie wszystkie "grzechy" niemieckich hierarchów. Niemiecki Kościół ma bowiem także 50 proc. udziałów w innym wydawnictwie, które również wydaje książki erotyczne - Droemer Knaur.

WB


www.sfora.pl


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Październik 30, 2011, 20:31:19
Witaj Krzysiu!
Troche masz racje, ale nie calkiem. Zanim podalam te informacje, to nieco przemyslalam ta sytuacje ktora powtarza sie co roku.
Pijani kierowcy, dlaczego alkochol sie leje podczas takiego swieta, przeciesz na drogach sa w wiekszosci  katolicy. Przed 30-tu laty jechalismy w
Polsce w dzien Zaduszny od mojej siostry ktora mieszkala 20 km. za Wroclawiem. Byla to godzina okolo 20-tej wieczorem. Jechalismy maluchem z dwojgiem dzieci. To dobrze ze moj maz byl ostroznym kierowca, w pewnym momecie zobaczyl jak pijany mezczyzna na czworakach wedrowal przez
jezdnie. Zamarlismy na moment oboje, tylko dzieki temu ze jechalismy naprawde przez jakas wies po malu, nie doszlo do wypadku.
To jest ogromna tragedia kazdego roku to samo, a jak taki kierowca zginal, to na pomniku czesto bylo napisane: Bog tak chcial.
Mysle ze wystarczy. Pozdrawiam . Rafaela


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: krzysiek Październik 31, 2011, 00:38:15
"Bóg tak chciał". Czyżby?

Nie jestem pewien, czy Bóg rozporządza naszym losem w taki sposób, by pijany kierowca zabijał trzeźwego pieszego, albo na odwrót. A może oboje byli trzeźwi lub pijani? TAKI Bóg mi osobiście NIE ODPOWIADA. To nie ma nic wspólnego z Bogiem. To są nasze słabości, nieodpowiedzialność i głupota!

A z tymi rzeszami katolików na naszych drogach też bym nie przesadzał. Co z tego, że większość Polaków deklaruje przynależność do tej wiary? To tylko deklaratywna statystyka. Moje obserwacje wynikające z dnia codziennego wykazują coś zupełnie innego. Prawdziwych katolików, takich 100-procentowych, to ze świecą szukać! Nawet w Sejmie, pod Krzyżem, o który teraz tyle sporów, "katoliccy" posłowie najchętniej udusiliby swoich oponentów. W mediach "katolicki" poseł PO gnoi równie "katolickiego" parlamentarzystę z PiS, a Chrystusową maksymę "Kto w ciebie rzuci kamieniem, ty podaj mu chleb" ma głęboko w d...

Wielu z nas "chodzi" do kościoła co niedzielę, a w dzień powszedni topi bliźniego swego w "łyżce wody". Wielu z nas stroi choinkę na Święta Bożego Narodzenia i maluje pisanki na Wielkanoc, a na codzień podstawia nogę koledze w pracy, żeby to kolegę zwolnili, a nie jego. Wielu z nas cudzołoży, kradnie i wydaje fałszywe świadectwo o bliźnim swoim. Jesteśmy bałwochwalcami gloryfikując różne baranki, kurczaczki i halloweenowe dynie. Takiej obłudy i próżności nie ma np. w Islamie. Kto z nas dałby się spalić na inkwizycyjnym stosie w imię swojej wiary?

Odwiedziłem wiele świątyń w Polsce, Chorwacji, Grecji, Egipcie, Turcji, Syrii, Izraelu, Jordani i Tunezji. Dotykałem własną ręką skały wzgóra Golgoty i miejsca posadowienia Krzyża, a także świątyni Grobu Pańskiego, byłem na Górze Mojżesza na Synaju oraz w wielu najważniejszych meczetach islamskich i prawosławnych świątyniach. Widziałem grób Aarona i Jana Chrzciciela, a także odwiedziłem miejsce pobytu Najświętszej Marii Panny koło Efezu, Św. Pawła w Tarsie i Abrahama w Syrii. To daje pewien dystans do kwestii wiary. Ona nie ma nic wspólnego z naszą codziennością. I pijanym facetem zataczającym się po zapadłej wsi.

Bóg z Nami... i Naszym sumieniem.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: kamil771 Październik 31, 2011, 12:07:40
Co prawda nie jest to wiadomosc z zycia KK w Polsce ale w Niemczech.Powoli kurtyna sie podnosi.

Tu Kościół katolicki zarabia na pornografii i satanizmie

Niemcy Kościół katolik biskup wydawnictwo książka pornografia erotyka moralność zarobek
Tu Kościół katolicki zarabia na pornografii i satanizmie mat. prasowe

Skandal w Niemczech.

Największe niemieckie wydawnictwo "Weltbild" ma w swoim katalogu online ponad 2,5 tysiąca powieści erotycznych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w 100 proc. należy ono do niemieckiego Kościoła katolickiego - informuje businessinsider.com.

KOŚCIÓŁ INWESTUJE W PORNO. TA ZARABIA MILIONY>>

Niemiecki Kościół jest właścicielem wydawnictwa od 30 lat. Jednak mało kto zdawał sobie z tego sprawę. Bomba wybuchła dopiero w tym miesiącu, gdy specjalistyczne pismo, poświęcone rynkowi wydawniczemu, opublikowało raport o sprzedaży książek erotycznych.

ZOBACZ, ILE ZARABIA KOŚCIÓŁ W POLSCE>>

Poczynania "WeltBild budziły niepokój wielu katolików już 10 lat temu. Zwracali oni uwagę swoim hierarchom, że taka działalność nie przystoi biskupom. W 2008 roku przesłali nawet na ich ręce raport dotyczący działalności wydawnictwa. Teraz większość z biskupów nie przyznaje się nawet do jego otrzymania.

Roczny przychód "Weltbild", który oprócz erotyki ma także w swojej ofercie - jak informuje niemiecki "Die Welt" - książki z dziedziny ezoteryki, wydawnictwa satanistyczne a nawet skrytykowany przez Watykan "Kod Leonarda da Vinci" Dana Browna, wynosi 1,7 mld euro rocznie. Ma też 20-proc. udział w sprzedaży książek online, co stawia je na drugim miejscu za Amazon.com.

To jednak nie wszystkie "grzechy" niemieckich hierarchów. Niemiecki Kościół ma bowiem także 50 proc. udziałów w innym wydawnictwie, które również wydaje książki erotyczne - Droemer Knaur.

WB


www.sfora.pl


Podane źródło informacji jest kompletnie niewiarygodne.
Zresztą jak większość tu podawanych.....


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Listopad 02, 2011, 13:14:57

                                                      Kremacja niewłaściwa dla katolika?

Anna Mielczarek
Środa, 19 października (17:23)
Ostatnie wypowiedzi arcybiskupa Stanisława Gądeckiego na temat warunków, które powinny być spełnione przy pochówku skremowanych prochów, wzbudziły wiele kontrowersji. Dlaczego Kościół katolicki z jednej strony dopuszcza taki obrzęd, a z drugiej stara się ograniczyć jego praktykowanie?
Proces spopielania ciał zmarłych odbywa się w nowoczesnych piecach, sterowanych przez komputery
Proces spopielania ciał zmarłych odbywa się w nowoczesnych piecach, sterowanych przez komputery /East News

15 października na konferencji prasowej w Przemyślu wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski zapowiedział, że 13 listopada zostanie odczytany w świątyniach list pasterski zatytułowany "O szacunku dla ciała zmarłego i obrzędu pogrzebu związanych z kremacją zwłok", który zawiera kluczowe sformułowania dla tej kwestii, w szczególności mszy św. w obecności urny.
Kościół stawia warunki

Arcybiskup zaznaczył, że formą normalną, ordynaryjną jest pochówek ciała ludzkiego. - Ta forma jest najbardziej stosowna, odpowiednia dla chrześcijanina. Pochówek prochów jest smutną koniecznością nowego czasu. (...)

Mówi się o braku miejsca (na cmentarzach), że wzrosła liczba ludności. Ludzie idą za modą z Zachodu i także w Polsce zaczęto myśleć o tej drugiej formie pochowku - powiedział abp Gądecki.

Podkreślił, że Kościół może zgodzić się na pochówek w formie urny pod dwoma warunkami. Pierwszy przypadek, to kiedy czyjaś śmierć nastąpiła daleko od miejsca zamieszkania (np. za granicą) i kremacja ułatwia sprowadzenie doczesnych prochów.

- Drugi wyjątek dotyczy krewnych i znajomych, którzy przybyli na pogrzeb z daleka i trudno jest im uczestniczyć w jednej i drugiej czynności, tzn. we mszy św., i po kilku dniach, w samym pochówku prochów. Ten warunek zostaje dla rozsądnego rozważenia dla proboszczów - zaznaczył abp Gądecki.
Wyraz niewiary?

Hierarcha dodał, że Kościół nie może się absolutnie zgodzić na pochówek prochów ludzkich wtedy, gdy spopielenie ciała jest wyrazem nienawiści do wiary, albo niewiary w zmartwychwstanie.

Wiceprzewodniczący KEP powiedział także, że Kościół sprzeciwia się rozrzucaniu prochów ludzkich, np. w miejscach pamięci, czy w morzu. Zdaniem abp. Gądeckiego, taka praktyka nie wyraża szacunku wobec ludzkiego ciała.

- Ludzie (w ten sposób-red.) chcą się pozbawić kłopotu, swojego krewnego i nie mieć z nim więcej do czynienia. Ani się nie modlić, ani nie dbać o jego grób. Bardzo często jest to też wyraz niewiary w zmartwychwstanie - dodał.

Jak interpretować te wypowiedzi będące wstępem do listu pasterskiego biskupów?

Jezuita o. Marek Blaza pisze na portalu deon.pl, że Kościół w Polsce zaleca i popiera biblijny nakaz grzebania ciał zmarłych. Nie jest przeciwny kremacji, ale uważa, że obrzędy liturgicznego pożegnania powinny odbywać się w obecności ciała, a dopiero potem powinno się odbyć spopielenie i obrzęd pogrzebania urny.
Chrystus chciał być pogrzebany

We wprowadzeniu do obrzędów pogrzebu związanych z kremacją zwłok czytamy: "Kościół uczy, że ciała zmarłych powinny być traktowane z szacunkiem i miłością wypływającą z wiary i nadziei zmartwychwstania.

Zgodnie z biblijną tradycją, Kościół usilnie zaleca zachowanie dotychczasowego zwyczaju grzebania ciał zmarłych, dopuszcza jednak kremację zwłok, jeśli nie została dokonana z pobudek przeciwnych nauce chrześcijańskiej, a zwłaszcza jeśli nie podważa wiary w zmartwychwstanie ciała. (por. Kodeks Prawa Kanonicznego, kan. 1176; Katechizm Kościoła Katolickiego 2301)".

Dalej w tymże wprowadzeniu czytamy, że "przed kremacją należy odprawić obrzędy w kościele, kaplicy cmentarnej lub w pomieszczeniu krematorium według form podanych w rytuale. Zawsze jednak należy podkreślać pierwszeństwo grzebania ciał, które Kościół wyżej ceni, ponieważ sam Chrystus chciał być pogrzebany. Należy również unikać niebezpieczeństwa zgorszenia lub zdziwienia ze strony wiernych".

Takie są obowiązujące normy. Jednak gdy oddzieli się w czasie mszę pogrzebową, obrzęd ostatniego pożegnania i sam pogrzeb na cmentarzu, to w praktyce wiele osób przybędzie jedynie na sam pogrzeb.
Lepszy i gorszy pogrzeb?

Z pewnością dla niemałej liczby katolików, którzy do kościoła chodzą bardzo rzadko, a także dla pewnej przynajmniej części niekatolików, takie ograniczenia będą na rękę - uważa ojciec Blaza. Nie wiadomo jednak, czy rodzina zmarłego byłaby zadowolona z nieobecności żałobników na mszy pogrzebowej.

Drugi warunek pochówku prochów, który przedstawił abp Gądecki, dotyczy jednak tak znacznej ilości pogrzebów, że proboszcz prawdopodobnie z zasady będzie zezwalał na mszę pogrzebową, na której będą już tylko prochy zmarłego. W ten sposób pogrzeb prochów nie będzie różnił się od pogrzebu ciała, chociaż od strony teologiczno-liturgicznej traktowany będzie jako drugorzędny. Jednak z takim rozróżnieniem mamy już do czynienia chociażby w przypadku sakramentu chrztu. Według obowiązujących obecnie ksiąg liturgicznych, pierwszeństwo ma chrzest przez zanurzenie, a w praktyce powszechnie chrzci się przez polanie.

Ojciec Blaza podkreśla także, że skoro Kościół katolicki dystansuje się od uprawiania tzw. fizyki rzeczy ostatecznych, to wierzy, iż Pan Bóg "da sobie radę" ze zmartwychwstaniem także ciał skremowanych. Skremowani zostali nawet niektórzy święci, np. św. Maksymilian Maria Kolbe czy Edyta Stein.

Słowiańskie stosy

W tradycji słowiańskiej zmarły odziany w najlepsze szaty, biżuterię, nierzadko wyposażany w przedmioty codziennego użytku podlegał spaleniu na stosie. Prochy umieszczano w glinianych naczyniach (tzw. popielnicach) i zakopywano w grobach (zwykłych lub kurhanach).

Chrześcijaństwo tradycyjnie nie pochwalało kremacji zwłok z kilku powodów: ciało było uważane za uświęcone przez przyjęcie sakramentów; stanowiło jedność z zamieszkującą je za życia duszą; kremacja była praktyką rozpowszechnioną w religiach pogańskich, a więc odrzucaną; zaś Jezus został pochowany, a nie skremowany.

Mimo to, kremacja była praktykowana w krajach chrześcijańskich już we wczesnym średniowieczu i to na masową skalę w sytuacjach "wyższej konieczności", np. nagromadzenia dużej liczby zwłok z powodu wojny, zarazy lub klęski głodu. Zwłoki palono, aby uniknąć rozprzestrzeniania się "morowego powietrza".

W XVIII w. nasiliły się żądania ze strony racjonalistów, aby pozwolić na kremację. Spowodowało to tylko podkreślenie zakazu kremacji przez Kościół rzymskokatolicki.

Po II Wojnie Światowej palenie zwłok dodatkowo kojarzyło się z ludobójstwem masowo uprawianym przez hitlerowców w obozach zagłady.
Za zgodą biskupa

W latach 60. XX w. nastąpiło złagodzenie zakazu kremacji. W instrukcji "De cadaverum crematione" Stolica Apostolska pozwoliła na kremację zwłok w wyjątkowych, uzasadnionych ważnymi okolicznościami wypadkach i pod warunkiem, że nie jest ona traktowana jako manifestacja braku wiary w zmartwychwstanie ciał zmarłych. Instrukcja Kongregacji Nauki Wiary wyraźnie stwierdza, że w katolicyzmie odwieczny pobożny zwyczaj chowania ciał zmarłych powinien być podtrzymywany i że kremacja jest obca duchowi katolickiemu:

"Chrześcijański pogrzeb ciała wyraża wiarę, że nie zostało ono przez śmierć ostatecznie zniszczone, lecz w przyszłości będzie ono wskrzeszone do życia, na wzór zmartwychwstałego ciała Chrystusa. Dlatego zwyczajna liturgia pogrzebu nie może być stosowana w przypadku chowaniu popiołów".

Kongregacja ds. Kultu Bożego w styczniu 1977 r. stwierdziła:

"Nie chodzi o to, żeby potępić kremację, ale raczej zachować prawdziwość znaku w działaniu liturgicznym. Faktycznie popioły, które są znakiem zepsucia ciała ludzkiego, nie wyrażają odpowiednio charakteru (śmierci) jako zaśnięcia w oczekiwaniu Zmartwychwstania".

Mimo to, od 1997 pozwala się (za zgodą miejscowego biskupa) na odprawianie mszy pogrzebowej nad urną z prochami zmarłego. Współcześnie wiele cmentarzy katolickich posiada specjalnie wydzielone miejsca do pochówku urn z prochami (tzw. kolumbaria).
Dwa kilogramy prochu

Pierwsze współczesne krematorium w Europie uruchomiono w Mediolanie, w 1873 roku. Zwłoki palono tam w piecu elektrycznym. Wykorzystano w nim rozwiązania techniczne opracowane przez Friedricha Siemensa. W tym samym czasie kremację zwłok rozpoczęto w Stanach Zjednoczonych.

Proces spopielania odbywa się w nowoczesnych piecach, sterowanych przez komputery. Obecnie wszyscy producenci urządzeń kremacyjnych korzystają z zastosowanego jeszcze w XIX w. patentu generatora cieplnego. Współczesne piece spełniają bardzo surowe wymagania unijnych norm ochrony środowiska.

Ciało spopielane jest w trumnie, w temperaturze od 750 do 1200°C w silnie rozgrzanym powietrzu bez bezpośredniego oddziaływania na nie ognia. Po około dwóch godzinach pozostaje z niego dwa do trzech kilogramów prochów. Szczątki, po rozdrobnieniu ich w specjalnym urządzeniu, składane są do urny i przekazywane rodzinie zmarłego.

Według ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych z 1959 r., szczątki pochodzące ze spopielenia zwłok mogą być przechowywane w kolumbariach, składane w grobach ziemnych albo murowanych.

Według wykazu na stronie Open Intend w październiku 2011 działało w Polsce 13 krematoriów: w Bytomiu, Częstochowie, Gdańsku, Głogowie, Łodzi, Krakowie, Poznaniu, Pruszkowie, Rudzie Śląskiej, Szczecinie, Warszawie i Wrocławiu.

Przygotowywane jest także dziesięć nowych projektów, których celem ma być uruchomienie krematorium.
Liczba kremacji rośnie

Najczęściej wykonuje się kremacje w Poznaniu, gdzie już w 1993 r. zaczęło działać pierwsze w Polsce krematorium. Kremowanych jest tam 23 proc. zmarłych.

Wiele wskazuje na to, że kremacja będzie się w Polsce upowszechniała. Decydują o tym przede wszystkim względy higieniczne oraz ekonomiczne, a także zmniejszająca się liczba miejsc na cmentarzach. Nie bez znaczenia są również koszty pochówku.

Do szybszego wzrostu liczby kremacji w Polsce przyczyni się też zmniejszenie zasiłków pogrzebowych - uważa prezes Polskiego Stowarzyszenia Funeralnego Tomasz Salski.

Zgodnie z ustawą okołobudżetową w marcu 2011 zasiłek pogrzebowy obniżono z 6,5 tys. zł do 4 tys. zł.

Zdaniem Salskiego, nie należy spodziewać się obniżki cen w firmach pogrzebowych.

- Po prostu nie ma z czego obniżać. Usługi pogrzebowe wbrew pozorom są jednymi z tańszych ze względu na bardzo dużą konkurencję w branży. Przykładowo koszt usługi kremacji w Polsce oscyluje ok. 600 zł, zaś w Niemczech - ok. 600 euro. Nie wierzę, że tutaj będą jakieś zmiany - podkreślał Salski na V Targach Funeralnych Memento w listopadzie 2010 roku.
Urna czy trumna?

Salski tłumaczył, że obecnie w Polsce do kremacji dochodzi przy ponad 10 proc. pochówków (brak dokładnych danych), natomiast w Holandii - 50 proc., w Szwecji - 65 proc., w Czechach - 80 proc. Z analiz Polskiego Stowarzyszenia Funeralnego wynika, że ten wskaźnik powinien osiągnąć 30 proc.

- Wydaje mi się, że po prostu osiągniemy ten poziom szybciej. Kremacja jest tańsza, co prawda nie w samej firmie pogrzebowej, ale na cmentarzu - powiedział Salski.

Pracownicy wielu zakładów pogrzebowych przekonują, że pochówek urnowy jest tańszy od tradycyjnego średnio o 10 proc. Kremacja kosztuje wprawdzie 700 zł, a wykupienie niszy w kolumbarium 2675 zł, ale w tej cenie jest już opłata za miejsce, opłata eksploatacyjna (a więc np. codzienne sprzątanie) i granitowa tablica.

W przypadku składania urny do grobu ziemnego opłaty są podobne: miejsce na cmentarzu kosztuje 173 zł, opłata eksploatacyjna wynosi 780 zł, a wykopanie grobu to 210 zł w przypadku urny i 380 zł (najtańsza wersja) w przypadku trumny.

Inne koszty przy pochówku tradycyjnym (trumna od 1100 zł do 3000 zł, transport zwłok na cmentarz 200 zł, nagrobek od 2 tys. zł do 10 tys. zł) są już zdecydowanie wyższe nich przy pochówku urnowym (drewniana nielakierowana trumna ok. 500 zł, urna od 200 zł do 1100 zł).

Czy Kościół uwzględnił tendencję upowszechnienia się kremacji w Polsce? Zmiany zapowiadane przez abpa Gądeckiego oznaczają, że kapłan może nie zgodzić się na odprawienie nabożeństwa nad urną z prochami, gdyż ciało zmarłego podczas mszy musi być w trumnie. Jak przewiduje ojciec Blaza, zasady te uporządkuje pewnie sama praktyka duszpasterska.

Anna Mielczarek

http://fakty.interia.pl/tylko_u_nas/news/kremacja-niewlasciwa-dla-katolika,1710436,3439


         


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Listopad 15, 2011, 20:57:16
                                Adam Edward Boniecki (ur. 25 lipca 1934 w Warszawie) – katolicki prezbiter, generał zakonu marianów w latach 1993-2000, redaktor naczelny Tygodnika Powszechnego w latach 1999-2011.

    1 Życiorys
    2 Odznaczenia i nagrody
    3 Zobacz też
    4 Przypisy
    5 Linki zewnętrzne

Życiorys

Brat dziennikarza i publicysty Tadeusza Fredro-Bonieckiego. W wieku 18 lat wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów (w roku 1993 został przełożonym generalnym Zgromadzenia). Święcenia kapłańskie otrzymał w 1960 r. W latach 1961-1964 studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Studiował też w Paryskim Instytucie Katolickim (1973-1974). Był m.in. katechetą licealnym w Grudziądzu, współpracował z duszpasterstwem akademickim na KUL-u i w kościele św. Anny w Krakowie. Od 1964 związany z Tygodnikiem Powszechnym. W 1979 na życzenie Jana Pawła II przygotowywał polskie wydanie dziennika L'Osservatore Romano i został redaktorem naczelnym pisma (1979-1991). Po powrocie do Tygodnika Powszechnego w 1991 r. został jego asystentem kościelnym, a po śmierci Jerzego Turowicza (1999) redaktorem naczelnym pisma. Od września 2007 r. współpracuje ze stacją Religia.tv należącą do grupy ITI.

Od 1999 do 2011 roku mieszkał przy Parafii św. Floriana w Krakowie. Od 14 lipca 2011 mieszka we wspólnocie Księży Marianów w dzielnicy Stegny w Warszawie.

W listopadzie 2011 otrzymał od prowincjała ks. Naumowicza nakaz ograniczenia wystąpień medialnych do Tygodnika Powszechnego[1].

Jest autorem wielu publikacji i książek, m.in. Rozmów niedokończonych, Notesu rzymskiego i Kalendarium życia Karola Wojtyły. 

http://pl.wikipedia.org/wiki/Adam_Boniecki_%28ksi%C4%85dz%29

......................................................................

                                          Cokolwiek robiłem, robiłem na polecenie zakonu

"Zniechęcam się, spotykając się z tępotą niektórych krytyków i cenzorów. Zabroniono mi mówienia na jeden z najbardziej naglących tematów obecnego czasu" - tak zaczyna się artykuł ks. Bonieckiego w nowym numerze "TP"...   

wiecej:http://tygodnik.onet.pl/32,0,70771,cokolwiek_robilem__robilem_na_polecenie_zakonu,artykul.html
.........................................................................

                                                         Głos, na który czekamy   

Droga Redakcjo!

Czytamy Tygodnik regularnie. To nasza podstawowa gazeta. A Redaktor Senior – to dla nas osoba bardzo ważna. Zawsze od jego słów rozpoczynamy czytanie Tygodnika.

Bardzo szanujemy ks. Adama Bonieckiego. Jego głos, w sprawach zasadniczych, kwestiach spornych, kontrowersyjnych jest jednym z tych na które czekamy. Gdy coś się wydarza Jego opinia, jego zdanie, to, co myśli jest bardzo istotne. Mogę napisać, w związku z tym,  że jest dla nas autorytetem, a wiadomo, że tak o nie trudno w naszych dziwnych czasach bez autorytetów.

wiecej:http://tygodnik.onet.pl/32,0,70769,glos__na_ktory_czekamy,artykul.html

.................................................................................

                                            Listy wsparcia dla ks. Adama Bonieckiego 

Redaktor - senior "TP" dostał od władz zakonu Marianów zakaz wypowiadania się w mediach. Jeśli chcą Państwo wyrazić wparcie bądź opinię na ten temat, zapraszamy do przesyłania listów: redakcja@tygodnik.com.pl

wiecej:http://tygodnik.onet.pl/14,739,listy_wsparcia_dla_ks_adama_bonieckiego,temat.html

.................................................................................

                                                       Głos Księdza Bonieckiego

"Człowiek pewny swojej ojczyzny nie będzie szalał na jej punkcie. Człowiek pewny swojej wiary nie będzie wszędzie węszył jej prześladowań. I odwrotnie. To niepewność własnych przekonań budzi agresję obronną u wszystkich stworzeń, które atakują, nie widząc innego ratunku" – pisze ks. Adam Boniecki w artykule wstępnym najnowszego numeru "TP", pt. „Nasza biedna agresja obronna”. 

wiecej:http://tygodnik.onet.pl/32,0,70416,glos_ksiedza_bonieckiego,artykul.html           


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: zodiakus71 Listopad 15, 2011, 22:15:55
Odnośnie postu o kremacji to czasem wydaje mi się , że biskupowie zapomnieli już czego sami uczą i mówią w środę popielcową w KK . Pomimo iż od dziecka jestem katolikiem rzymskim odkąd pamiętam zawsze bardziej pasowała mi forma spopielenia a nie procesów gnilnych .
  Biskupowie przyczepili się do pogrzebu ciała a zapomnieli , że wydając przyzwolenie na przeszczepy organów i nawoływanie w kościele o podpisywaniu karty dawcy profanują to ciało sami po śmierci . To takie moje prywatne zdanie .
 Kremacja niesie jednak zagrożenia tego typu , że w razie niejasności co do okoliczności śmierci nie można dokonać ekshumacji lub czasem może nie być pewne , że prochy są właśnie tej konkretnej osoby .


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Listopad 16, 2011, 10:08:05
                                                                    Kremacja — za i przeciw

Kremacja to sposób pogrzebu, polegający na spalaniu zwłok. To bardzo stara i powszechna forma pochówku — występowała już w Indiach, u Greków i Rzymian, a także wśród Słowian. Cywilizacja chrześcijańska przez całe wieki krytycznie odnosiła się do kremacji, obecnie jednak podejście do niej zaczyna się zmieniać. Również w Polsce, choć bardzo powoli.

Pierwsza w Europie współczesna spopielarnia powstała w 1873 roku w Mediolanie. Według danych z roku 2000, w Belgii odsetek kremacji wynosi 30,9 proc., w Danii 41 proc., a w Czechach aż 76 proc. W Polsce blisko 40 proc. rodaków akceptuje spopielanie ciał przed pogrzebem, ale decyduje się na to niewielu. We wspomnianym roku 2000 wykonano jedynie 6000 kremacji na blisko 400 tys. pogrzebów, co daje wskaźnik kremacji 1,5 proc. Obecnie, według jednego z domów pogrzebowych w Warszawie, wskaźnik ten sięga proc.

Po spopieleniu prochy zmarłego umieszcza się w urnie, którą można pogrzebać tradycyjnie w ziemi albo umieścić w specjalnej ścianie z niszami urnowymi, zwanej kolumbarium. Nie brak też takich, którzy rozrzucają prochy zmarłych w morzu.

W Polsce działa kilka spopielarni: w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu i Rudzie Śląskiej.

Jakie zająć stanowisko wobec tego coraz powszechniejszego zjawiska? Poniżej prezentujemy najbardziej popularne poglądy na ten temat.

    Przeciw

    Mała popularność kremacji w Polsce jest zrozumiała ze względu na nasze trudne doświadczenia historyczne — przypomina Polakom II wojnę światową i krematoria w obozach zagłady. Wolimy być dalecy od wszelkich tego typu skojarzeń.
    To pogrzeb drugiej kategorii. Kościół rzymskokatolicki, nawet jeśli od niedawna pozwala na kremację, to jej nie zaleca.
    Religia zobowiązuje chrześcijan do szacunku dla ludzkiego ciała, w tym do ciał osób zmarłych. Między innymi dlatego Kościół rzymskokatolicki sprzeciwiał się w przeszłości kremacji zwłok w sytauacjach, gdy była ona połączona z pogardą dla ciała lub wyrażała chęć zaprzeczenia prawdzie o zmartwychwstaniu ciał.
    Z wiarą w zmartwychwstanie wiąże się jeszcze jedno — łatwiej nam uwierzyć w zmartwychwstanie ciała złożonego do grobu niż w zmartwychwstanie z popiołów. A już w ogóle dla niektórych jest nie do pomyślenia zmartwychwstanie z popiołów rozrzuconych w morzu.
    Większość Polaków tego nie praktykuje, więc coś w tym musi być. Poza tym taką mamy tradycję — wolimy, by zostało po nas coś więcej niż tylko kupka popiołu; to tak, jakby człowiek zupełnie zniknął.
    Niektórzy obawiają się, że po śmierci, jako zmarli, będą odczuwali, że się palą.
    Spopielanie jest niewiele tańsze niż tradycyjny pogrzeb, choćby dlatego, że zmarłego spopiela się w trumnie, a do kosztów pogrzebu dochodzi koszt kremacji oraz zakupu urny.

    Za

    Względy higieniczno-ekologiczne. Jest nas coraz więcej. Niedługo zacznie brakować miejsc na cmentarzach. Rozkładające się zwłoki zanieczyszczają wody gruntowe. Współczesne piece nie stanowią najmniejszego zagrożenia dla środowiska ― spalają w sposób bezdymny i bezzapachowy. Kremacja odbywa się temperaturze  800-1000 stopni Celsjusza, w silnie rozgrzanym powietrzu, bez bezpośrredniego oddziaływania na ciało zmarłego.
    Względy ekonomiczne. Tradycyjna metoda pogrzebu jest droższa. Miejsce na grób i sam nagrobek muszą być większe, a więc i droższe. Kremacja pozwala zmniejszyć koszty, zwłaszcza gdy nie ma się wykupionego grobu. Urnę można też pochować w już istniejącym i zajętym grobie, nawet jeśli nie upłynęło jeszcze 20 lat od ostatniego pogrzebu. Oszczędność kosztów jest wtedy niewspółmierna do dodatkowych kosztów związanych z kremacją.
    Jeśli pojęcia kremacja i krematorium budzą jakieś negatywne skojarzenia, to wystarczy mówić o spalaniu i spalarni lub spopielaniu i spopielarni.
    Względy religijne. Kościół rzymskokatolicki od 1963 roku pozwala na kremację, o ile nie została celowo wybrana z pobudek przeciwnych nauce chrześcijańskiej. Ponadto sposób pochówku nie może wpływać na zachowanie lub pielęgnowanie pamięci o zmarłych.
    Obawy o zmartwychwstanie w przypadku kremacji są nieuzasadnione. Po pierwsze ― przeczą Bożej wszechmocy; po drugie — skremowani czy nie i tak wszyscy „z prochu powstali i w proch się obrócą”. O śmierci człowieka mówi się, że „proch wraca do prochu”, więc zmartwychwstanie, jakiekolwiek byłoby, i tak będzie zmartwychwstaniem z prochu.
    Równie nieuzasadnione są obawy o cielesne odczuwanie po śmierci samego faktu palenia się. Po pierwsze, gdyby nawet zmarli mieli zachowaną świadomość i czucie, to nie wiadomo, co jest gorsze — świadomość spalenia ciała czy toczenia go przez robactwo. Po drugie, obawa ta jest religijnie zupełnie nieuzasadniona, gdyż według Biblii umarli „nic nie wiedzą”.

Andrzej Siciński

 

[Artykuł został opublikowany w miesięczniku "Znaki Czasu" 11/2005].

Wiecej: http://www.eioba.pl/a/2nhq/kremacja-za-i-przeciw#ixzz1drEnK87B


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: VulkanVIV Listopad 16, 2011, 13:42:42
http://www.youtube.com/watch?v=K2isBQSYTl0  (http://www.youtube.com/watch?v=K2isBQSYTl0)
nie wiem czy było aczkolwiek ręce opadają.... nasuwa mi się tylko jedno powiedzenie ....
"Wybijmy ich wszystkich Bóg wybierze z nich swoich"


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Listopad 16, 2011, 15:34:40
VulkanVIV , nie bierz na siebie takich czynow, niech sobie zyja  /spokojnie/, dbaj o siebie i o Twoj swiat ktory masz wokolo siebie, reszta stanie sie
jak ma sie stac. Dzisiaj dla ciebie, jestes Ty najwazniejszy. Jesli bedziesz do siebie bral wszystko co widzisz, bedziesz tak samo opetany jak ten na filmiej.
Pozdrawiam serdecznie Rafaela


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: arteq Listopad 16, 2011, 15:53:35
Dlaczego uważacie, że człowiek na filmiku jest opętany?


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: zodiakus71 Listopad 16, 2011, 16:24:02
Jeśli to co mówi facet z filmiku jest choć w małej części prawdą to jest tylko objawem chorego państwa i urzędników sprawujących władzę w państwie . Trudno mieć pretensje do Kościoła i księży , że korzystają skoro państwo daje . To tak jak z niepłaceniem podatków , pobieraniem rent przez ludzi zupełnie zdrowych , nie zawieranie związku małżeńskiego i pobieranie dzięki temu zasiłku jako samotna matka i inne możliwości jakie daje nam aparat państwowy. Za czasów komuny państwo nie dotowało kościoła prawie wcale , nie było takiej opcji . Skoro obecne państwo chce dotować no cóż głupotą by było nie skorzystać .


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Listopad 16, 2011, 16:41:44
Artku, tak wlasnie tam pisze. Sluchajac go, mozna dojsc do wielu przemyslen, jesli ktos chce. Ja np. nie chce. Zodiakus71 ma racje. Jak sie daje,
to bierz, jak beda bic to uciekaj.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: arteq Listopad 16, 2011, 22:10:25
Rafaelo, nie widzę na tym filmiku symptomów opętania jako takiego. To, że ktoś dał taki opis to jeszcze o niczym nie świadczy.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: VulkanVIV Listopad 17, 2011, 08:36:35
Co do Pana na tym filmiku w ciekawy sposób przedstawia swoje zdanie w moim mniemaniu. JA i tak będę szedł swoją ścieżką no ale jak widzę taki paradoks jak księżą itp zbierają NA BIEDNYCH POKRZYWDZONYCH .. to ja pytam gdzie tu logika wśród ludzi? Paradoks ?! świątynie za grube pieniądze wyrastają a w około biedne rozpadające się domy ? Ja jestem tylko zdziwiony ludzką głupotą.. na marginesie pokazałem filmik mamie ... zero logiki analizy wręcz ślepe bronienie kościoła.
SKORO kościół wykorzystuje słabość państwa i urzędników to z racji wartości jakich broni prezentuje  z tych pieniędzy stworzył by świetne warunki dla potrzebujących.... a jak jest ?

PS. o szkole że to kościół wymyślił ;] AMEN


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: arteq Listopad 17, 2011, 09:48:26
KRK nie ma przed sobą innej opcji niż powrót do korzeni - do prawdziwej, żywej wiary. Docelowo zostaną prawdziwi księża i prawdziwi chrześcijanie, nie ma innej opcji. To już zaczeło się dziać, na szczęście. Widać to po pustoszejących kościołach, aktach apostazji. Dla mnie smutne jest, że ludzie którzy uważają się za bystrych stawiają znak równości pomiędzy księdzem a Bogiem i mówią wtedy - odejdę, bo ten ksiądz... Przecież w dzisiejszych czasach praktycznie w każdym domu jest auto - nie pasuje ten ksiądz, to 10 minut jazdy dalej jest inny. Niektórzy tak robią - widzę w "swoim" kościele sporo osób z sąsiedniej parafii, wyrażając w ten sposób protest. Czasami wydaje mi się, że w ramach KRK działają 2 kościoły - Kościół (jako wspólnota prawdziwych chrześcijan) i kościół jako hierarchia, przypominająca niekiedy strukturę firmy. Widzę jednak zmiany, powolone, ale mam nadzieję, że przyśpieszą. Cieżar na szczeście powoli się przenosi z kościoła na Kościół.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Listopad 17, 2011, 15:31:35
Masz racje, zaczelo sie to dziac. Prawdziwi wyznawcy nie opuszcza swojej wiary. Jednak jesli nie dociera do wladz ze dosc juz tego co znieksztalcilo
kosciol, calkiem normalnie przestaja brac udzial w tej maskaradzie. Cos co sie rodzi, przychodzi na swiat w bolach, tak tez zaczelo sie w KK.
Zycze pomyslnego porodu, a zmiany musza nastapic nie ma innego wyjscia.
Pozdrawiam serdecznie. Rafaela


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Listopad 23, 2011, 14:43:51
                                                                        Co będzie z Funduszem Kościelnym?

mp / ms | EKAI | 21 Listopad 2011 | Komentarze (1)

- Najlepszy system to taki, który daje ludziom możliwość w sposób wolny zadecydować, czy chcą wesprzeć Kościół, którego są członkami. A realizowane jest to często przez odpis części podatku. Abp Stanisław Budzik, szef Kościelnej Komisji Konkordatowej deklaruje, że Episkopat jest gotów do rozmów z rządem w sprawie przekształceń Funduszu.
Fundusz Kościelny został powołany na mocy art. 8 ustawy z dnia 20 marca 1950 r. o przejęciu przez Państwo dóbr martwej ręki, poręczeniu proboszczom posiadania gospodarstw rolnych i utworzeniu Funduszu Kościelnego jako formy rekompensaty dla kościołów za przejęte przez państwo nieruchomości ziemskie.

Dołącz do nas na Facebooku

Fundusz ten – w świetle ustawy – miał być funduszem rekompensacyjnym, działającym w ten sposób, że za przejęte dobra Kościół otrzymuje pieniądze na konkretne cele. Nigdy to nie zostało zrealizowane. W okresie komunistycznym Fundusz służył głównie na finansowanie działalności wymierzonej przeciwko Kościołowi, m.in. na wspomaganie księży patriotów. Po 1989 r. zasady działania Funduszu zostały zmienione, a większość jego wydatków obejmuje dopłaty do składek emerytalnych duchownych różnych wyznań. Jego budżet nie odnosi się w żaden sposób do wielkości dóbr zabranych Kościołowi, lecz stanowi wyłącznie wyraz uznaniowości ze strony państwa.

Ks. prof. Walencik wykazuje, że nieprawdą jest jakoby Kościołowi został zwrócony cały majątek na skutek działalności Komisji Majątkowej. Komisja ta zwracała wyłącznie nieruchomości, które zostały zabrane z pogwałceniem PRL-owskiego prawa. Roszczenia kościelnych osób prawnych zgłoszone do komisji opiewały na blisko 100 tys. ha, a Komisja Majątkowa zwróciła tylko nieco ponad 65 tys. ha. - A co z roszczeniami, które nie zostały w ogóle zgłoszone do Komisji Majątkowej? – pyta retorycznie.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Wyjaśnia ponadto, że przez lata wysokość budżetu Funduszu Kościelnego była niedoszacowana. Po zamknięciu Komisji Majątkowej i odliczeniu tego, co zwrócono, budżet Funduszu Kościelnego powinien wynosić nie 90 mln, ale około 200 mln zł. rocznie. Państwo polskie jest więc nadal wiele winne Kościołowi.

Fundusz Kościelny stanowi obecnie wyodrębnioną pozycję budżetu państwa w części: wyznania religijne oraz mniejszości narodowe i etniczne. Dysponentem jest minister właściwy do spraw wyznań religijnych oraz mniejszości narodowych i etnicznych – obecnie Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji.

Środki Funduszu, stosownie do art. 9 ust. 1 ustawy z 20 marca 1950 r. i rozporządzenia Rady Ministrów z 23 sierpnia 1990 r. w sprawie rozszerzenia celów Funduszu Kościelnego, teoretycznie mogą być przeznaczane na wspomaganie działalności charytatywnej, oświatowo-wychowawczej i opiekuńczo-wychowawczej, a w tym domy opieki społecznej, specjalistyczne zakłady dla głęboko upośledzonych dzieci i dorosłych, domy starców, domy samotnej matki, schroniska dla bezdomnych i jadłodajnie, oraz zakłady wychowawcze i specjalnej troski bądź domy dziecka prowadzone przez kościelne osoby prawne.

Dotacje z Funduszu mogą być ponadto udzielane na remonty i konserwację zabytkowych obiektów o charakterze sakralnym, ale tylko na podstawowe prace zabezpieczające.
Zgodnie z ustawą z 13 października 1998 r. o systemie ubezpieczeń społecznych Fundusz Kościelny finansuje składki na ubezpieczenie emerytalne, rentowe i wypadkowe duchownych, nie podlegających tym ubezpieczeniom z innych tytułów, w wysokości 80 proc., a za członków zakonów kontemplacyjnych klauzurowych i misjonarzy w okresach pracy na terenach misyjnych w 100 proc. Zatem każdy duchowny (który nie jest zatrudniony na umowę o pracę) sam płaci 20 proc. składki emerytalnej, a 80 proc. dopłaca do niej Fundusz Kościelny.

Według rzecznika ZUS z Funduszu Kościelnego finansowane są składki za 23 tys. duchownych różnych wyznań i 1,5 tys. alumnów, którzy mają finansowaną tylko składkę zdrowotną. Obejmuje to ok. 40 proc. duchownych katolickich, których w Polsce jest w sumie 52,5 tys. Wedle danych z 2009 r. jest w Polsce 24 tys. 455 księży diecezjalnych, 5 tys. 687 zakonnych, 1 tys. 149 braci zakonnych oraz 21 tys. 338 sióstr zakonnych.

Duchowni, którzy są zatrudnieni na podstawie umowy o pracę (np. jako katecheci, wykładowcy, kapelani np. więzienni, szpitalni, wojskowi, dziennikarze), sami opłacają składki emerytalne. W przypadku innych opłaty te pokrywane są z Funduszu Kościelnego. W 2011 r. na fundusz przekazano 89 mln zł, czyli 0,03 proc. budżetu państwa. W ostatnich latach Fundusz swe środki niemal w całości przeznacza na dopłaty do składek ubezpieczeniowych osób duchownych.

Warto zaznaczyć, że składki te płacone są od najniższego ustawowo obowiązującego wymiaru wynagrodzenia. W wyniku tego duchowni – za których składki opłaca Fundusz – otrzymują najniższe możliwe emerytury, w wysokości kilkuset złotych miesięcznie. Nie starcza to nawet na zaspokojenie ich najbardziej elementarnych potrzeb, nie mówiąc już o opiece niezbędnej w przypadku osób przewlekle chorych. Wszystkie diecezje zatem zmuszone są do finansowego wspomagania swych księży emerytów. Np. archidiecezja poznańska wspomaga każdego z księży emerytów (żyjących samodzielnie) kwotą 650 zł. miesięcznie, do czego dochodzi zwrot połowy wydatków na lekarstwa oraz równowartość stypendiów mszalnych, o ile ich stan zdrowia nie pozwala na sprawowanie mszy św.

Ks. prof. Walencik zaznacza, że jeśliby duchowni płacili składki na ZUS adekwatne do wysokości ich rzeczywistych zarobków, ich emerytury znacznie by wzrosły.

Ponadto stosownie do ustawy z 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych składki na ubezpieczenie zdrowotne duchownych oraz alumnów wyższych seminariów duchownych i teologicznych, z wyłączeniem duchownych będących podatnikami podatku dochodowego od osób fizycznych lub zryczałtowanego podatku dochodowego od przychodów osób duchownych, są finansowane także z Funduszu Kościelnego.

Jak mogłoby zatem dokonać się postulowane przez stronę kościelną przekształcenie Funduszu Kościelnego?

Ks. Walencik podkreśla, że jeśli istnieje wola polityczna pełnego uregulowania spraw finansowych Kościoła, to drogą ku temu jest realizacja przepisu art. 22 konkordatu. Dodaje, że nie trzeba renegocjować konkordatu, ale wystarczy go wypełnić. Winno to nastąpić na drodze współpracy komisji konkordatowych: państwowej i kościelnej. W wypracowaniu takich rozwiązań winien uczestniczyć także nuncjusz apostolski. - Wszystkie te strony winny przystąpić do odpowiednich negocjacji, by wypracować nowy, całościowy model finansowania związków wyznaniowych w Polsce – konstatuje ekspert.
Dodaje, że konkordat przewiduje możliwość dwojakich rozwiązań w tym zakresie. Może być to „umowa parcjalna” między Polską a Stolicą Apostolską nt. kwestii finansowych, bądź ustawa krajowa. W tym drugim wypadku negocjacje z rządem mogą być prowadzone przez Konferencję Episkopatu z upoważnienia Stolicy Apostolskiej. Wówczas – po podpisaniu odpowiedniej umowy między przedstawicielami KEP upoważnionymi przez Stolicę Apostolską a rządem – sprawy finansowe dotyczące Kościoła mogłyby zostać uregulowane w formie ustawy uchwalonej na podstawie tej umowy.

- Podkreślam, że strona kościelna zgadza się na przekształcenie Funduszu, gdyż jego funkcjonowanie było niezgodne z literą prawa. Zamiast służyć Kościołowi, przez całe lata służył walce z Kościołem – wyjaśnia z kolei abp Stanisław Budzik, przewodniczący Kościelnej Komisji Konkordatowej.

Abp Budzik dodaje, że w niemal każdym z demokratycznych krajów europejskich został przyjęty określony sposób finansowania Kościoła, umożliwiający realizację jego celów wobec społeczeństwa. - Najlepszy system – zdaniem arcybiskupa – to taki, który daje ludziom możliwość w sposób wolny zadecydować czy chcą wesprzeć Kościół, którego są członkami. A realizowane jest to często przez odpis części podatku.

- Nie chcemy obowiązkowego podatku kościelnego, jak w np. Niemczech - deklaruje abp Budzik. - Chcemy natomiast zachować to, co w tradycji polskiej zawsze istniało, czyli dobrowolne ofiary na Kościół.

- Chodzi o to, by obywatel, a zarazem wierny Kościoła, mógł zadecydować o tej małej cząstce swego podatku, którą mógłby odpisać na rzecz wybranego związku wyznaniowego. Jest to rozwiązanie istniejące już w Europie i z tych dobrych doświadczeń można by skorzystać – konstatuje przewodniczący Kościelnej Komisji Konkordatowej.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/co-bedzie-z-funduszem-koscielnym,23134,page1.html

.....................................................................

                                                                                        Pieniądze w parafii

Dyskusja na temat finansów Kościoła wywołuje niepotrzebne emocje, nie tylko zresztą w Polsce. „Benzyną” najczęściej dolewaną do ognia jest niewiedza i rodzące się z niej mity oraz stereotypy. Przyjrzyjmy się zatem niektórym faktom
Czym innym są finanse Kościoła jako instytucji, czym innym jest indywidualny zarobek księdza, a czym innym jest budżet każdej parafii. Ten ostatni interesuje ludzi chyba w największym stopniu, bo to głównie na nich spoczywa odpowiedzialność za utrzymanie kościołów i kaplic.

Cena czy inwestycja?

Ks. Alfred Szkróbka przez kilkadziesiąt lat pełnił funkcję proboszcza średniej wielkomiejskiej parafii. – Głównym źródłem zasilającym kasę parafialną jest coniedzielna taca – mówi. – Można powiedzieć, że średnio jedna złotówka przypada na parafianina, który w niedzielę uczestniczy we mszy św. Jeśli więc w danej wspólnocie do kościoła przychodzi 2 tys. osób, tyle samo pieniędzy jest w kasie parafialnej. Trzeba jednak pamiętać, że mniej więcej zbiórka z jednej niedzieli w miesiącu przeznaczana jest na cele Kościoła powszechnego czy też Kościoła diecezjalnego. Trzeba przecież wspomagać wydział teologiczny, seminarium duchowne, instytucje archidiecezjalne, media i misje.

Dołącz do nas na Facebooku

– Ja nawet zaryzykuję twierdzenie, że takie zbiórki miały miejsce częściej niż raz w miesiącu – twierdzi ks. Gerard Gulba, który zarządzał wielotysięczną parafią w centrum dużego miasta. – Sprawą, która przez lata spędzała mi sen z oczu, było opłacenie katechetek. W naszej parafii było wtedy aż siedem pełnych etatów, więc jeśli do comiesięcznego uposażenia doliczy się jeszcze koszty ubezpieczenia, potrzebne były specjalne kolekty na rzecz katechizacji.

Ks. Gulba jest pewny, że dzisiaj przerzucenie kosztów katechizacji na parafie byłoby obciążeniem nie do uniesienia. – Sam się dziwię – wspomina – że wtedy daliśmy radę. Ale ludzie doskonale wyczuwali potrzebę katechizacji. Wśród nich byli rodzice czy dziadkowie dzieci w wieku szkolnym, którzy życzyli sobie wychowania katolickiego, a pozostali parafianie zdawali sobie sprawę, że ludzie po dobrej formacji religijnej o wiele rzadziej trafiają do więzienia, rzadziej kradną czy stosują przemoc. Katechizacja jest więc dobrą inwestycją państwa na przyszłość, a nie zbędnym balastem.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

– Oprócz katechizacji, która przez lata obciążała parafie do granic możliwości, w dalszym ciągu mamy do czynienia z ciężarem etatów – twierdzi ks. Szkróbka. – Niektórzy formułują czasem nawet roszczenia, że na cmentarzu przydałby się stróż, a w domu parafialnym kawiarnia z prawdziwego zdarzenia. O ile można sobie pozwolić na podobne pomysły w dużej parafii, o tyle małe wspólnoty coraz częściej nie mogą związać końca z końcem.

Oprócz etatów obciążających parafialne budżety (np. kościelnego czy organisty) księża proboszczowie najczęściej wyliczają koszta: mediów (woda, prąd), ogrzewania, wywozu śmieci z cmentarza, ubezpieczeń.

– Nie wyobrażam sobie w dzisiejszych czasach jakichś wielkich inwestycji – mówi ks. Gulba. – Ceny materiałów i usług są tak horrendalne, że niezbędna jest daleko idąca ostrożność. – Do inwestycji trzeba było się przygotowywać przez dłuższy okres – dodaje ks. Gulba. – Na malowanie czy remont figur najczęściej zbieraliśmy przez długie lata.
„Codzienna Orkiestra Kościelnej Pomocy”

Ks. Zenon Drożdż o swoim budżecie mówi, że dopinany jest na bieżąco. – Księża nie mają wielkich oszczędności, muszą nieraz długo oszczędzać na remonty czy ewentualne zabezpieczenie nagłych napraw –mówi. – Niekiedy też, szczególnie jeśli mamy do czynienia z wielkim remontem, parafie przez jakiś czas muszą spłacać zaległe płatności.

Ks. Drożdż zwraca też uwagę na społeczne znaczenie parafii. O ile, jego zdaniem, cała Polska zachwyca się jednorazową akcją „Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy”, o tyle należałoby też oddać hołd „Codziennej Orkiestrze Kościelnej Pomocy”, która działa we wszystkich parafiach całej Polski. – W wielu miejscach przed laty wybudowano np. domy katechetyczne – mówi. – Dzisiaj nie zawsze mogą one służyć katechezie, ale niejednokrotnie wykorzystywane są przez różne grupy. U nas jest np. grupa „Sanis” dla starszych, schorowanych i niedowidzących – mogą u nas owocnie spędzić czas. Niekiedy Kościół wspomaga nawet konkretne szkoły, bo niektóre zajęcia odbywają się w kościelnych budynkach. Wreszcie należy tu wspomnieć o szerokiej działalności charytatywnej – dostarczamy pomieszczeń, szukamy wolontariuszy, którzy roznoszą żywność zapewnioną z pomocy unijnej.

Ks. Gulba wspomina o parafialnej ochronce, która przez dziesięciolecia wychowała wiele pokoleń dzieci z rodzin patologicznych. – Czasem można było liczyć na jakieś dofinansowanie – mówi. – Ale główny ciężar finansowania tego rodzaju inicjatywy spoczywał na parafianach. Niektórzy dobrodzieje co jakiś czas zabezpieczali mały posiłek, a wolontariusze każdego dnia odrabiali z dziećmi zadania i prowadzili działalność wychowawczą, ale rachunki za gaz, wodę i prąd trzeba było płacić samemu. Kiedy pojawiła się konieczność wymiany dachu, też nie można było liczyć na żadne dofinansowanie.

– Do tego dochodzą ogromne wydatki związane z dofinansowywaniem wyjazdów wakacyjnych – dodaje ks. Drożdż. – Każdego lata pojawiają się oazowicze czy ministranci, którzy potrzebują na rekolekcje. Niekiedy także parafie organizują wyjazdy. Niemal każdego dnia do probostw pukają też indywidualni parafianie, którzy nagle znaleźli się w trudnej sytuacji i trzeba im pomóc.

O organizowaniu takiej pomocy mogą tylko pomarzyć parafie biedne, których nie brakuje w wielu zakątkach Polski. – Jeśli jest się proboszczem w miejscowości, gdzie kiedyś ludzie pracowali w PGR-ze, a dzisiaj klepią biedę, nie można nawet marzyć o wielkiej działalności charytatywnej – mówi anonimowy ksiądz z zachodu Polski. – Organizujemy wprawdzie doraźną pomoc, ale głównie dzięki zasobom Caritas i innych organizacji. My staramy się jedynie dbać o kościelne budynki, by nie popadły w ruinę. Ludzie są u nas biedni.
To wszystko już było

Księża pamiętający czasy socjalizmu ze smutkiem wsłuchują się dziś w postulaty niektórych polityków. – Do dziś pamiętam kontrole państwowych urzędników – wspomina ks. Gulba. – Mimo że w wielu przypadkach ze strony indywidualnych osób spotykała nas życzliwość, generalnie mieliśmy do czynienia z opresyjną działalnością państwa, które także na drodze finansowych uregulowań próbowało podzielić duchowieństwo i za pomocą ulg skłonić je do lojalności wobec władzy ludowej.

– Nasze podatki płacimy także za osoby, które są wrogami Kościoła – dodaje ks. Drożdż. – Tam, gdzie są zameldowane, proboszcz jest zobowiązany zapłacić za nie podatek, bo jego wielkość naliczana jest nie od liczby osób, które chodzą co niedzielę do kościoła – nawet nie od liczby ochrzczonych – ale od liczby wszystkich mieszkańców parafii, również tych niewierzących.

Ks. Szkróbka wspomina czasy, kiedy księża nie mogli się ubezpieczyć. – W szpitalu czy przychodni trzeba się było leczyć prywatnie – mówi. – Nie było problemu z usunięciem zęba, ale już poważniejsze leczenie stawało się ogromnym wyzwaniem finansowym.

Dla wielu więc obserwatorów życia publicznego w Polsce pomysły polityków zmierzające do obciążania Kościoła na rzecz państwa są kuriozalne i nie mają logicznych podstaw. Sprawą oczywistą jest, że Kościół katolicki, jak każda inna wspólnota czy instytucja, potrzebuje do pełnienia swojej misji oprócz wolności także środków materialnych.

Jak wynika z ustaleń KAI, po 1918 r. Kościół posiadał 868 majątków o łącznej powierzchni 204640 ha. Ten stan posiadania w okresie międzywojennym wzrósł – głównie na skutek zwrotu części zagarniętych dóbr – do 382833 ha ziemi w 1939 r. Nieruchomości kościelne stanowiły 9,6 proc. ziemi w kraju.

Komunistyczne konfiskaty

Na skutek zmian terytorialnych po II wojnie światowej Kościół utracił bezpowrotnie dobra na terenach zagarniętych przez ZSRR. Na pozostałym obszarze władze przystąpiły do konfiskaty po kilku latach, chcąc w pierwszym rzędzie rozprawić się z konkurencyjnymi nurtami politycznymi. Mianowany przez Sowietów tzw. Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego ograniczył się do przejęcia lasów stanowiących własność instytucji kościelnych. Atak nastąpił w końcu lat czterdziestych. Pierwszym krokiem była likwidacja dzieł charytatywnych. Ustawa z 28 października 1948 r. o zakładach społecznych służby zdrowia upaństwowiła kościelne szpitale. 8 stycznia 1951 r. przejęto kościelne apteki. 23 stycznia 1950 r. poddano pod państwowy zarząd majątek Caritas.
20 marca 1950 r. Sejm przyjął „ustawę o przejęciu przez państwo dóbr martwej ręki, poręczeniu proboszczom oraz Funduszu Kościelnym”. Stanowiła ona, że upaństwowieniu bez odszkodowania podlegać będą grunty rolne Kościoła i innych związków wyznaniowych. Wyjątkiem miały być gospodarstwa proboszczowskie o powierzchni do 50 ha oraz do 100 ha na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Ponadto Episkopatowi, który podpisał porozumienie z rządem 14 kwietnia 1950 r., udało się wynegocjować pozostawienie po 5 ha dla każdego domu zakonnego, po 50 ha dla biskupów diecezjalnych oraz po 50 ha dla seminariów. Wyłączone spod konfiskaty miały być też budynki kościelne.

Konfiskowano jednak zazwyczaj wszystko. Zabrano Kościołowi do 150 tys. ha. W dwa lata później skonfiskowano majątek fundacji i stowarzyszeń religijnych. W kolejnych latach władze odbierały budynki w ramach np. „laicyzacji szkolnictwa”.
Do dnia dzisiejszego – w świetle szacunków – Kościół odzyskał niecałe 20 proc. zagarniętych nieruchomości.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/pieniadze-w-parafii,23035,page1.html




Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Listopad 23, 2011, 14:54:08
                                                                  "To kłamstwo, że Kościół nie płaci podatków"

rm / pm | EKAI | 17 Październik 2011 | Komentarze (17)


Kłamstwem w kampanii wyborczej było twierdzenie, że Kościół nie płaci podatków. Proboszczowie płacą podatek od liczby osób mieszkających na terenie parafii, nawet tych niewierzących - powiedział biskup Henryk Tomasik, odnosząc się do wypowiedzi Janusza Palikota.
Biskup radomski tłumaczył m.in. kwestie finansów Kościoła w cotygodniowej audycji „Kwadrans dla Pasterza” na antenie Radia Plus Radom.

Bp Tomasik stwierdził, że ostatnie wybory parlamentarne stawiają duże znaki zapytania i zmuszają nas do odpowiedzi na następujące pytanie: jakiej chcemy Polski, co ma być fundamentem życia społecznego, politycznego i gospodarczego oraz polskiej kultury. Stwierdził, że podczas wyborów nie powinna nas charakteryzować tylko postawa negacji.

Dołącz do nas na Facebooku

- Tak było teraz, w postawach wielu ludzi, także młodych. To był wybór protestu, który w dużym stopniu zdecydował o obecnym układzie sił w parlamencie - mówił biskup. - Zastanawia fakt, że bardzo łatwo Polakom można coś zasugerować, że można nawet posłużyć się kłamstwem - dodał, wskazując na hasła przedwyborcze np. o potrzebie opodatkowania Kościoła, który ich rzekomo nie płaci. - Wszyscy księża proboszczowie i wikariusze płacą podatki - tłumaczył bp Tomasik. - Jest to podatek zryczałtowany w zależności od mieszkańców przebywających na terenie parafii. To paradoks, że za osobę, która domaga się opodatkowania księży, proboszcz płaci podatek. Nawet gdyby połowa mieszkańców była niewierząca, to i tak parafia zapłaci podatek za wszystkich. To przykład, jak na kłamstwie można budować program wyborczy - powiedział biskup radomski.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Jednocześnie wyraził zaniepokojenie, że wszyscy w małym stopniu próbują dociekać prawdy. Z przykrością stwierdził też, że za mało jest dzisiaj refleksji nad wartościami i normami moralnymi, które powinny być priorytetem w dzisiejszym życiu społecznym.

Bp Tomasik mówił także, że potrzebne jest pogłębienie rozumienia Kościoła. Powiedział, że poważnym błędem, który popełniają dziennikarze i politycy oraz my sami, jest utożsamianie Kościoła z osobą księdza. - Kościół tworzą wszyscy wierni, świeccy i duchowni. Dlatego też stowarzyszenia i ruchy katolickie powinny dynamiczniej uczestniczyć w tworzeniu środowiska chrześcijańskiego. To jest zadanie Klubów Inteligencji Katolickiej, Akcji Katolickiej, czy Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Te organizacje mają bardzo ważny cel - kształtowanie życia społecznego w duchu katolickiej nauki społecznej. W pewnych sytuacjach te organizacje powinny być bardziej aktywne i pomagać innym w rozumieniu roli katolika w życiu i pomagać w kształtowaniu poczucia odpowiedzialności za ojczyznę - podkreślił bp Henryk Tomasik.
...................................................
                                                     Zasady zarządzania dobrami materialnymi Kościoła

st / pm | EKAI | 14 Październik 2011 | Komentarze (8)

Episkopat Polski postanowił utworzyć zespół, który opracuje zasady zarządzania finansami Kościoła w Polsce. Poinformował o tym biskupów zgromadzonych na Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu Polski w Przemyślu biskup tarnowski, Wiktor Skworc.
Bp Skworc w wypowiedzi dla KAI przypominał, że sprawa ta była już poruszana w sierpniu w Częstochowie na zebraniu biskupów diecezjalnych, gdyż to właśnie biskup diecezjalny jest odpowiedzialny za administrowanie majątkiem diecezjalnym. W Przemyślu poinformowano ogół konferencji episkopatu, że istnieje wola uporządkowania pewnych spraw.

Dołącz do nas na Facebooku

- Jeśli weźmiemy do ręki uchwały II Synodu Plenarnego, to nie znajdziemy tam ani słowa na temat spraw finansowych Kościoła - administracji majątkiem kościelnym. Trzeba opracować jakiś aneks, który byłby wskazaniem dla całej Polski - mówił bp Skworc.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

– Jeżeli chcemy jakiejś reformy finansów Kościoła w Polsce, to musimy je uporządkować. Posłuży to przejrzystości, ukazaniu finansów kościelnych zarówno na poziomie parafialnym jak i diecezjalnym. Przecież ci, którzy powierzają nam swoje ofiary mają prawo do tego, żeby wiedzieć jak są one administrowane, ja są wykorzystywane przez Kościół dla celów duszpasterskich! – powiedział biskup tarnowski. Zauważył zarazem, że wielu księży już to robi, zarówno proboszczów jak i biskupów – i wierni mają już wiele informacji na ten temat, dotyczy to zwłaszcza działalności charytatywnej.

Biskupi utworzą zespół, który opracuje wskazania, które po zatwierdzeniu przez Konferencję Episkopatu Polski będą obligatoryjne dla całego Kościoła w Polsce. Biskup tarnowski zaznaczył, że będzie to wymagało trochę czasu. Zespół ma wypracować dokument, który będzie dla biskupów diecezjalnych punktem odniesienia, żeby – jak się wyraził bp Skworc „te sprawy były jasne, żebyśmy nie potykali się ciągle o dziedzictwo PRL”.

- Chodzi też o to, żeby przełamać pewne mity, bo powtarzanie plotek o bogactwie Kościoła nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. My biskupi wiemy, z jakimi problemami borykają się diecezje i parafie. Dobrze, żeby tę rzeczywistość także od strony finansów poznali wierni i wszyscy obywatele naszego kraju. Bo przecież sprawy te nie są nikomu zastrzeżone. Możemy o tym mówić, sprawy jasno przedstawiać i o nich informować – podsumował sprawę bp Skworc.
.........................................................

Ile dajemy na tacę?

MW | KAI | 10 Listopad 2011 | Komentarze (48)

Ile dajemy na tacę?

Miesięcznie średnio 18,9 zł, czyli o 1,3 zł mniej niż trzy lata temu - wynika z najnowszych badań przeprowadzonych przez CBOS. Wzrósł odsetek osób, które nie wspierają finansowo parafii, do której należą.

Fot. Getty Images/FPM
W 2008 r. było to 20, obecnie 25 proc. ankietowanych pytanych przez CBOS o troskę o materialne potrzeby Kościoła. 57 proc. respondentów podała konkretną kwotę przeznaczaną miesięcznie na Kościół, 25 proc. badanych przyznało, że nie składa żadnej ofiary na tacę.

Dołącz do nas na Facebooku

Ankietowani przeznaczają na ofiarę od złotówki do 300 zł miesięcznie – średnio 18,9 zł. Wysokość datków na Kościół zależy od zaangażowania w praktyki religijne oraz od poziomu wykształcenia, sytuacji materialnej i zawodowej. Spośród osób, które zadeklarowały konkretne kwoty, stosunkowo najwięcej przeznaczają na tacę prywatni przedsiębiorcy, dalej gospodynie domowe, pracownicy usług, praktykujący kilka razy w tygodniu, osoby w wieku od 35 do 44 lat, zadowolone ze swojej sytuacji materialnej, o miesięcznym dochodzie od 751 zł do 1000 zł, o lewicowych poglądach, legitymujące się wyższym wykształceniem (średnio odpowiednio od 29,6 do 24,9 zł na miesiąc). Więcej na tacę przeznaczają mieszkańcy średnich i dużych miast.

Z badań wynika również, że ok. 95 proc. badanych deklaruje się jako katolicy, 92 proc. to osoby wierzące, a więcej niż połowa praktykuje regularnie. Powodzeniem cieszą się inicjatywy parafialne: pielgrzymki krajowe (najwięcej, bo 27 proc. ankietowanych) i zagraniczne, imprezy kulturalne i sportowo-turystyczne), a z formy pomocy korzystają dwie piąte badanych, także niewierzący i niepraktykujący.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Do nieodpłatnej pracy na rzecz parafii przyznaje się 31 proc. ankietowanych. Od 2005 r. zmalał odsetek praktykujących w lokalnej parafii, przybyło zaś osób, uczestniczących w praktykach religijnych poza swoim kościołem parafialnym. Od trzech lat nie zmieniła się grupa niepraktykujących – deklaruje tak 15 proc. badanych, o 5 proc. więcej niż w roku 2005. Okazuje się, że lokalna parafia jest centrum życia religijnego dla mieszkańców wsi i małych miast oraz dla osób często i regularnie praktykujących, w wieku minimum 65 lat, rolników, emerytów oraz o najniższych dochodach.

W różnych kościołach praktykują mieszkańcy największych miejscowości, przedstawiciele kadry kierowniczej i specjaliści wyższego szczebla, osoby z wyższym wykształceniem, młodzież studiująca i ucząca się. Najczęściej są to osoby nieregularnie praktykujące religijnie. Nieco ponad trzy czwarte ankietowanych nie ma wpływu ani aspiracji, by współdecydować o sprawach parafii. Zainteresowanych jest tym 12 proc. ankietowanych.
...

Mysle ze najpierw trzeba przeczytac wszystkie tematy ktore dzisiaj wstawilam. Jest to interesujace, jaki punkt widzenia ma kosciol na sprawy
dochodow, podatkow i kosztow. Cisnie sie pytanie, czy tak jest naprawde?.

Pozdrawiam serdecznie. Rafaela

                     .



Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Betti Listopad 23, 2011, 21:25:06
Tak rozliczają księży za granicą
Hierarchowie Belgii zarabiają nawet 37 tys. zł. Jednak większość księży na świecie musi się zadowolić pensją poniżej średniej krajowej i niską emeryturą. Czy zapowiedź premiera upodobni nasz system finansowania Kościoła do światowych standardów?

Opłacanie i opodatkowanie duchownych jest zróżnicowane w poszczególnych krajach. Księża dostają od kilkuset do 8,4 tys. euro (37 000 zł) miesięcznie. Ale już emerytury mogą być kilka razy niższe.
Belgia
W Belgii księża otrzymują od państwa pensję, a jej wysokość zależy od stanowiska. Najniższą 1600 euro pobierają proboszczowie, diakoni oraz księża i osoby laickie pomagające w parafiach. Wynagrodzenie rośnie wraz ze stopniem w hierarchii, ale jest zwykle niższe niż osób zatrudnionych poza prawem wyznaniowym. Nie dotyczy to hierarchów Kościoła, którzy zwykle zarabiają więcej niż osoby świeckie oraz duchowni innych wyznań. Biskupi otrzymają do 8400 euro brutto miesięcznie.

Państwo opłaca duchownym również emerytury. Ich wysokość jest równa ostatniej pensji.
Czechy
W Czechach emerytury duchownych wylicza się w ten sam sposób, co emerytury wszystkich obywateli. Nie istnieje żaden specjalny fundusz dla księży-emerytów.

Duchowni w Czechach są traktowani jak pracownicy sfery budżetowej, ale ich zarobki są nieco niższe od urzędników i wynoszą obecnie około 70 proc. średniej krajowej (ok. 16 tys. koron, czyli 2750 zł). Stąd też księża otrzymują niższe emerytury.
Hiszpania
W Hiszpanii składki emerytalne księży opłaca Kościół, potrącając im je z pensji.

Kościół otrzymuje z budżetu ok. 12 mln euro miesięcznie. Pieniądze te są przeznaczane na podstawowe potrzeby związane z utrzymaniem diecezji. Reszta środków pochodzi przede wszystkim z bezpośrednich ofiar wiernych. Od 2007 r. istnieje możliwość przekazania na Kościół 0,7 proc. podatku dochodowego. Według Centrum Studiów Socjologicznych (CIS) średnio co roku ok. 30 proc. podatników przekazuje swoje 0,7 proc. na Kościół katolicki, co daje ok. 150 mln euro rocznie.

Pensje wypłacane są przez kurie, które pokrywają najniższą składkę ubezpieczenia społecznego, co uprawnia księży do korzystania ze służby zdrowia, ale nie daje im prawa do zasiłku chorobowego
Francja
We Francji, gdzie od 1905 r. obowiązuje ścisły rozdział religii od państwa, dochody kościelne pochodzą wyłącznie z datków wiernych. Według dziennika "Le Figaro" średnia pensja księży, w tym biskupów, wynosi ok. 950 euro miesięcznie, czyli mniej niż płaca minimalna (blisko 1100 euro), przy czym duchowni mają zapewnione mieszkanie, ale muszą płacić za wyżywienie.

Księża katoliccy - podobnie jak duchowni innych wyznań, np. islamscy imamowie czy mnisi buddyjscy - podlegają od 1979 r. państwowemu systemowi emerytalnemu. Stworzono oddzielną kasę ubezpieczeń dla duchownych. Oprócz bardzo niskiej kwoty państwowej emerytury (350-650 euro) księża otrzymują specjalny dodatek, wypłacany bezpośrednio przez diecezje. W otrzymują ok. 880 euro miesięcznie (2010).
Niemcy
Składki na ubezpieczenie społeczne i emerytalne księży i pastorów płacą Kościoły. Składki trafiają na kościelne fundusze emerytalne, niezależne od państwowego systemu emerytalnego.

Kościoły opłacają uposażenia i emerytury księży i pastorów wyłącznie z własnych środków. Głównym źródłem dochodów jest dobrowolny podatek kościelny, pobierany od członków wspólnoty religijnej.

Obecnie w większości z 16 niemieckich krajów związkowych wynosi on 9 proc. podatku dochodowego, a w Bawarii i Badenii-Wirtembergii - 8 proc. Aby go nie płacić, trzeba wystąpić ze wspólnoty kościelnej, tracąc możliwość między innymi prawo do sakramentów.
Wielka Brytania
W Wielkiej Brytanii duchowni traktowani są jako osoby pracujące na własny rachunek i rozliczają się z przychodów jako indywidualni podatnicy. Kościół nie otrzymuje żadnych subwencji od państwa.

Z pensji automatycznie potrąca się im składkę na ubezpieczenie społeczne. Duchowni na ogólnych zasadach korzystają z ulg podatkowych. Opłacani są poniżej średniej krajowej, na poziomie nieco wyższym niż dwukrotna wysokość ustawowej płacy minimum.

Przychód z pogrzebów, ślubów, zbiórek itd. z poszczególnych parafii trafia do diecezji i przeznaczany jest głównie na fundusz płac. Jeśli duchowny osiąga dodatkowe dochody np. z nauczania czy publicystki, to musi to wykazać w swym corocznym zeznaniu podatkowym.
Stany Zjednoczone
W USA duchowni różnych wyznań otrzymują emerytury państwowe oraz kościelne, korzystają także z rozmaitych indywidualnych planów emerytalnych.

Księża katoliccy w USA, jak wszyscy obywatele, płacą podatki na federalny fundusz ubezpieczenia społecznego (Social Security) i z tego tytułu mają prawo do państwowej emerytury.

Ponieważ jak na warunki amerykańskie jest ona niewielka - wynosi niecałe 1000 dolarów miesięcznie - księża otrzymują też emeryturę z kościelnego funduszu emerytalnego. Jej wysokość zależy od diecezji, ale średnio wynosi 2000 dolarów miesięcznie. Na fundusz składają się sami księża w toku swej pracy duszpasterskiej oraz Kościół.

Poza emeryturą z Social Security zdecydowana większość pastorów otrzymuje emerytury z planów emerytalnych swoich Kościołów.

Włochy
Konferencja Episkopatu Włoch płaci duchownym od 883 do 1376 euro.

Pensje księżom są wypłacane z funduszu, zgromadzonego dzięki zasadzie "8 promili". Są to odpisy od podatku w tej wysokości, deklarowane przez obywateli na utrzymanie Kościoła katolickiego. Co roku włoski Kościół otrzymuje blisko miliard euro.

Dodatkowo budżety księży są zasilane dobrowolnymi składkami wiernych zbieranymi w oddzielnym funduszu. Z niego jednak finansuje się jedynie 5 proc. wynagrodzeń duchownych.

Poza tym księża płacą składki na przyszłą emeryturę, które gromadzi specjalny fundusz. Prawo do świadczenia nabywa się po ukończeniu 68. roku życia.
http://finanse.wp.pl/gid,14008524,galeria.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Grudzień 01, 2011, 08:58:42
                                     
                                            Kto usunął drugie przykazanie?

Dawid Wielgus | Racjonalista | 20 Czerwiec 2011 | Komentarze (164)
 

Przetrząsając wszystkie myśli w mojej głowie, nie jestem w stanie dokładnie podać daty, kiedy po raz pierwszy spotkałem się z zagadnieniem aborcji drugiego przykazania. Jak to możliwe? Bałwochwalstwo w Kościele!

Gorliwy katolik nigdy w to nie uwierzy, prędzej wyzwie nas od heretyków niż dopuści do siebie myśl, że Kościół i wierni szafarze słowa objawionego mogliby dokonać jakiejkolwiek manipulacji i nakazać czcić bałwany. Tylko protestanci mogli coś tak bluźnierczego wymyślić. Trudno nawet dziś, w XXI wieku mówić o tym otwarcie w Polsce. Wszak przecież często słyszy się o cudownych dokonaniach wszechmocnych figurek.

Zanim jednak zarzucimy Kościołowi wyrzucenie drugiego przykazania Dekalogu do śmietnika, mocą jego świętego autorytetu otrzymamy apologetyczną ripostę, która w polemice według ks. Andrzeja Siemieniewskiego brzmi:

Dołącz do nas na Facebooku

"KG: Jeśli ktoś może mi odpowiedzieć, dlaczego w Kościele katolickim usunięto drugie przykazanie 'nie czyń sobie żadnej podobizny rzeźbionej...', a dziesiąte przykazanie rozbito na 9 i 10, byłbym wdzięczny.

Ks. AS: Ciekawe, jak autor doszedł do tego, jak należy dzielić owe przykazania? W tekście hebrajskim pisano 'ciurkiem', to znaczy bez podziałów: słowa i zdania jedno za drugim. Dlatego sprawa podziału na osobnych 10 przykazań zależy do pewnego stopnia od czytelnika. Toteż zanim przejdziemy do odpowiedzi na pytanie 'dlaczego usunięto...', prosimy bardzo o odpowiedź: 'na jakiej podstawie sam autor pytania dzieli owych 10 przykazań?' Ze swojej strony zapewniam, że sposoby dzielenia tekstu Wj 20,1-17 były rozmaite, także wśród Izraelitów. Kościół jako Ciało Chrystusa ma potrzebny autorytet, aby takiego podziału dokonywać. Wypada nam więc zapytać, na jaki autorytet powołuje się autor pytania?"
Wszystko jasne? No chyba niezupełnie, widać bardzo dyplomatyczną odpowiedź strażnika wiary, pełną niejasności i uników. Powoływanie się na rzekomy autorytet i odpowiedź pytaniem na pytanie.

Cóż, należy zatem sięgnąć do początków, do samych korzeni, by przekonać się jak wygląda prawda. Ostatecznego podziału całej Biblii na wersety dokonał w 1555 r. Robert Estienne (Robertus Stephanus) podczas podróży z Paryża do Lyonu, by ułatwić i uprzyjemnić wiernym czytanie i odnajdywanie poszczególnych fragmentów. To nic, że księga ta już od kilkuset lat była zakazana do czytania dla parafian. W końcu dlaczego motłoch miał mieć dostęp do słów samego Boga.

Wracając do podziału z 1555 r., to teoretycznie dopiero od tejże chwili można było dokonać manipulacji w rozdzielaniu owych przykazań przez kler. Oficjalnie zrobił to jednak kardynał Pietro Gasparri (1852-1934) w 1917 roku. Był wykładowcą Prawa Kanonicznego i sekretarzem Komisji Kodyfikacyjnej.

Katechizm kardynała Gasparriego rozdz. IV, cz. I, art I, pkt 199:

"Czemu tedy Bóg w Starym Testamencie zabronił rzeźb i obrazów?

Bóg w Starym Testamencie nie zabronił rzeźb i obrazów bezwzględnie, lecz nie pozwolił ich używać do nabożeństwa sposobem pogańskim, aby nie doznała uszczerbku cześć Boga prawdziwego skutkiem oddawania czci Boskiej obrazom".

Póki co kult obrazów i relikwii ma się dobrze...

Autor korzystał z książki „Polemiki z protestującymi protestantami" ks. Andrzeja Siemieniewskiego

http://religia.onet.pl/racjonalisci,39/kto-usunal-drugie-przykazanie,352,page1.html

...................................................................




Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Grudzień 01, 2011, 12:47:36
Cytuj
"Czemu tedy Bóg w Starym Testamencie zabronił rzeźb i obrazów?

Bóg w Starym Testamencie nie zabronił rzeźb i obrazów bezwzględnie, lecz nie pozwolił ich używać do nabożeństwa sposobem pogańskim, aby nie doznała uszczerbku cześć Boga prawdziwego skutkiem oddawania czci Boskiej obrazom".

Nie tylko, że nie pozwalał używać swoich wizerunków do nabożeństw, ale nawet sam (jego Syn) nie napisał tego co mówił, pozwalając aby czynu in-formacji dokonali uczniowie Jezusa. Wszak Biblia to również rodzaj wizerunku


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: ptak Grudzień 01, 2011, 12:58:07
Cytat: east
Nie tylko, że nie pozwalał używać swoich wizerunków do nabożeństw, ale nawet sam (jego Syn) nie napisał tego co mówił, pozwalając aby czynu in-formacji dokonali uczniowie Jezusa. Wszak Biblia to również rodzaj wizerunku

Jeżeli na samym początku był tylko Bóg, to wszystko, co potem zaistniało jest jego
produktem/rozmnożeniem. Tym samym można uznać, że wizerunkiem. Jesteśmy jego wizytówką.

A że czcimy bałwany? A czy bałwany mogą czcić nas?  ;D


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Grudzień 01, 2011, 13:52:13
Dobrym pytaniem, byłoby czy ten Bóg tylko dał pierwszą iskrę ( np zestaw praw fizyki, pierwsza cząstka ) , a potem się już działo na zasadzie skutku i przyczyny ( i oto pojawił się w końcu człowiek), czy też akt stwarzania toczy się nieustannie na każdy możliwy sposób - a zatem i pomalowana deska może być czymś świętym. Tym bardziej żywe drzewo oraz ten człowiek, który się do deski modli.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: ptak Grudzień 01, 2011, 14:04:10
Wydaje mi się, że bez względu na początek, wciąż zachodzi akt kreacji.
Poprzez każdą świadomą istotę oraz przejaw intencji i wolnej woli.

Należałoby się również zastanowić, czy istnieje cokolwiek, co nie posiada
chociażby w minimalnym zakresie świadomości?


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Grudzień 01, 2011, 14:21:18
                                 W kościele zawisł obraz z proboszczem i jego gosposią

Dziennik Polski  PAP/Dziennik Polski | dodane (01:25)

Proboszcz z Tenczynka (gm. Krzeszowice) ks. Stanisław Salawa zlecił namalowanie do kościoła obrazu, na którym znalazł się bł. Jan Paweł II w towarzystwie kilku duchownych z diecezji, samego proboszcza, jego gosposi i kilku mieszkańców - informuje "Dziennik Polski".

Obraz zawisł w prezbiterium. Parafianie są oburzeni. Uważają, że ksiądz sobie z nich kpi. Ludzie ubolewają, że w innych parafiach śmieją się z nich, że modlą się do gospodyni proboszcza, a ona rządzi w parafii. Ks. Stanisław Salawa twierdzi, że na obrazie są ludzie zasłużeni dla Kościoła.

http://wiadomosci.wp.pl/wid,14039030,wiadomosc.html?ticaid=1d7af


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Grudzień 01, 2011, 14:34:47
Wydaje mi się, że bez względu na początek, wciąż zachodzi akt kreacji.
Poprzez każdą świadomą istotę oraz przejaw intencji i wolnej woli.

Należałoby się również zastanowić, czy istnieje cokolwiek, co nie posiada
chociażby w minimalnym zakresie świadomości?

Dokładnie w 100% sie z Tobą zgadzam.
I nie rozumiem w takim razie czemu się ludzie burzą , że nie chcą się modlić do gospodyni proboszcza. Modlą się już do syna cieśli, a w  czym gosposia miałaby być gorsza ?


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: ptak Grudzień 01, 2011, 14:42:25
                                 W kościele zawisł obraz z proboszczem i jego gosposią

Dziennik Polski  PAP/Dziennik Polski | dodane (01:25)

Proboszcz z Tenczynka (gm. Krzeszowice) ks. Stanisław Salawa zlecił namalowanie do kościoła obrazu, na którym znalazł się bł. Jan Paweł II w towarzystwie kilku duchownych z diecezji, samego proboszcza, jego gosposi i kilku mieszkańców - informuje "Dziennik Polski".

Obraz zawisł w prezbiterium. Parafianie są oburzeni. Uważają, że ksiądz sobie z nich kpi. Ludzie ubolewają, że w innych parafiach śmieją się z nich, że modlą się do gospodyni proboszcza, a ona rządzi w parafii. Ks. Stanisław Salawa twierdzi, że na obrazie są ludzie zasłużeni dla Kościoła.

http://wiadomosci.wp.pl/wid,14039030,wiadomosc.html?ticaid=1d7af

Nie rozumiem tych parafian. Wszak powinni cieszyć się z wyniesienia „zwykłego człowieka” na ołtarze.
Czy już tak została ograniczona ich świadomość, że owieczka nie dopuszcza nawet myśli
o równości z pasterzem oraz własnej świętości?
Implant o niezasługiwaniu i istnieniu różnych odcieni bieli śniegu (niezbędnego do lepienia bałwanów)
tworzy bałwanową hierarchię na ścianach kościołów. I jak się tu sprawiedliwie modlić?  ;D


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: east Grudzień 01, 2011, 15:39:43
@Ptak
Cytuj
I jak się tu sprawiedliwie modlić?

A jak się przy tym nie zacieszać  ;D ?


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: janneth Grudzień 05, 2011, 23:53:01
A jak się przy tym nie zacieszać  ;D ?

W odniesieniu do poniższego też bym mogła o to zapytać  :)

http://www.youtube.com/v/abGqYUd4c-g


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Grudzień 06, 2011, 10:07:08
                                                 Święty Mikołaj (kultura masowa)

Ujednoznacznienie Ten artykuł dotyczy postaci baśniowej. Zobacz też: św. Mikołaj z Miry.
Święty Mikołaj jako przyjaciel dzieci
Święty Mikołaj w Sanoku

Święty Mikołaj – postać starszego mężczyzny z brodą ubranego w czerwony strój, który wedle różnych legend i bajek w okresie świąt Bożego Narodzenia rozwozi dzieciom prezenty saniami ciągniętymi przez zaprzęg reniferów. Według różnych wersji zamieszkuje wraz z grupą elfów Laponię lub biegun północny.

Dzięki sprawnej promocji praktycznie zastąpił on w powszechnej świadomości tradycyjny wizerunek świętego Mikołaja biskupa.

Obecnie powszechna forma tej postaci wywodzi się z kultury brytyjskiej i amerykańskiej, gdzie jest jedną z atrakcji bożonarodzeniowych. W większej części Europy, w tym w Polsce, dzień Świętego Mikołaja obchodzony jest tradycyjnie 6 grudnia jako wspomnienie świętego Mikołaja, biskupa Miry. Rankiem tego dnia dzieci, które przez cały mijający rok były grzeczne, znajdują prezenty, ukryte pod poduszką, w buciku lub w innym specjalnie przygotowanym w tym celu miejscu (np. w skarpecie).

Na skutek przenikania do europejskiej tradycji elementów kultury anglosaskiej (w szczególności amerykańskiej) także w Europie święty mikołaj utożsamiany jest coraz częściej z Bożym Narodzeniem i świątecznymi prezentami.

Adres świętego mikołaja[edytuj]
Oficjalny urząd pocztowy św. mikołaja w mieście Drøbak, na południu Norwegii

Listy z życzeniami do świętego mikołaja dzieci mogą wysyłać na adresy trzech urzędów pocztowych:

    do Drøbak w południowej Norwegii:

        Julenissen’s Postkontor, Torget 4,
        1440 Drøbak, Norwegia

    do Rovaniemi w Finlandii:

        Santa Claus, Arctic Circle,
        96930 Rovaniemi, Finlandia

    do Kanady:

        Santa Claus, North Pole,
        Canada, H0H 0H0

 Kochani, jesli ktos ma inne adresy do Swietego Mikolaja to prosze o podanie.

Zycze Wszystkim slicznego dnia i zawiadamiam ze Sw.Mikolaj ma duzo pracy az do Sw.Bozego Narodzenia.

Rafaela


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Grudzień 12, 2011, 23:34:17
                                                  Czy chrzest może być szkodliwy?

Robert Prochowicz | Racjonalista | 9 Grudzień 2011 | Komentarze (40)

Chrzest jest w Polsce wielowiekową tradycją. Jednakże świat się zmienia, społeczeństwo się laicyzuje i wielu obojętnych religijnie rodziców w Polsce zaczynają nachodzić wątpliwości, co do celowości przestrzegania tej tradycji.
Targani wątpliwościami rodzice zadają sobie często takie oto pytanie "Dlaczego właściwie mamy tego nie zrobić? Przecież polanie wodą główki dziecka nie zaszkodzi mu!". Pomijając już aspekt higieniczno-biologiczny (czy ktoś bada wodę w chrzcielnicach?) można wymienić kilka argumentów dowodzących, że chrzest nie jest wcale taki nieszkodliwy.

Statystyki i wpływ Kościoła na politykę

Odsetek 95% katolików w Polsce podawany swego czasu przez GUS jest oficjalną wykładnią. Na jej podstawie mogą być podejmowane istotne decyzje.

Dołącz do nas na Facebooku

Główny Urząd Statystyczny nie zbiera samodzielnie danych statystycznych na temat liczby członków wyznań religijnych w Polsce — dane te są co roku dostarczane przez związki wyznaniowe w postaci dobrowolnej ankiety wyznaniowej. Jeśli chodzi o Kościół katolicki to tego typu dane statystyczne są zbierane, analizowane i przesyłane do GUS przez Instytut Statystyczny Kościoła Katolickiego. ISKK jednakże nie dostarcza GUS-owi danych o liczbie aktualnych członków Kościoła, a o liczbie osób ochrzczonych. Taka informacja jest zresztą zawsze podana małym drukiem pod tabelą w roczniku statystycznym. Nie jest więc ważne, czy dana osoba rzeczywiście jest osobą wierzącą i czy przestrzega w swym życiu zaleceń Kościoła. Ważne jest tylko to, czy była w dzieciństwie ochrzczona przez swych rodziców. Co istotne, nawet formalne wystąpienie z Kościoła nie gwarantuje, że nie będzie się policzonym w tych statystykach — nie wiemy czy ISKK uwzględnia apostatów (osoby występujące z Kościoła) w swych kalkulacjach.

Wszelkie badania, zarówno kościelne jak i świeckie, wskazują na powolny lecz postępujący proces laicyzacji społeczeństwa polskiego. W ciągu ostatnich 20 lat dwukrotnie (z 20 do 40%) wzrósł odsetek osób w wieku 18-24 lat, które w kościele bywają tylko kilka razy w roku. Mimo wszystko podawany co roku przez GUS odsetek katolików w Polsce pozostaje na stałym poziomie 90-95%. A wszystko dlatego, że liczba ta jest oparta na liczbie ochrzczonych, a nie wierzących.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Może nadszedł już czas, aby osoby nie czujące związku z religią katolicką przestały podtrzymywać katolicką tradycję chrztu? Wspierając ją osoby te zasilają fikcyjny odsetek 95% katolików w Polsce — ta liczba odbija się nam potem czkawką, gdy zżymamy się na polityków, którzy podejmują decyzje pod dyktando hierarchów kościelnych.

Problematyczne wystąpienie z Kościoła (apostazja)

Rodzice chrzczący dzieci czasem wychodzą z założenia, że dziecko kiedyś samo dokona wyboru. Mówią: "My je tylko ochrzcimy, ale nie będziemy zbytnio narzucać się z wiarą. Jeśli będzie chciało, to w przyszłości samo zdecyduje: zostać czy wystąpić z Kościoła". Niestety, kwestia wyjścia z Kościoła nie jest w naszym kraju uregulowana w sposób bezsporny. Nie jest ona uregulowana przez prawo świeckie, a sam Kościół w sposób jednoznaczny nie stwierdza czy jest to możliwe. Teoretycznie dokument Konferencji Episkopatu Polski z dnia 27-09-2008 pt. "Zasady postępowania w sprawie formalnego aktu wystąpienia z Kościoła" odnosi się do tej kwestii. Jest jednak pewne ale...
Kanonista P. Steczkowski z Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie opublikował w wydawnictwie Annales Canonici (2/2006) artykuł o wystąpieniu z Kościoła aktem formalnym. Stwierdza on, iż sformułowanie „wystąpienie z Kościoła katolickiego aktem formalnym" nie może oznaczać nic innego jak tylko specyficzną formę zerwania przez wiernego pełnej wspólnoty z Kościołem katolickim. Nie jest bowiem możliwe wyłączenie z Kościoła w sensie obiektywnym, ze względu na nieodwracalne ontologiczne skutki sakramentu chrztu. Ksiądz Steczkowski pisze też, że nawet po wystąpieniu z Kościoła aktem formalnym osoba taka nadal podlega prawu kanonicznemu, gdyż jest związana z Kościołem w sposób niepełny. Stanowisko to zostało potwierdzone wielokrotnie przez innych oficjeli Kościoła.

Mamy więc sytuację, gdzie prawo świeckie nie reguluje kwestii występowania z Kościoła, a sam Kościół nie pozwala całkowicie odciąć się od swej „pępowiny". Czyż w tej sytuacji nie byłoby najrozsądniej pozostawić decyzję o chrzcie samemu dziecku, gdy dorośnie? Po co ryzykować, że kiedyś to dziecko będzie miało do nas pretensje, że zapisaliśmy je do organizacji, z której nie ma wyjścia?

Wychowanie, które następuje po chrzcie

Rodzice czasem chrzczą dziecko pod ogromnym naciskiem rodziny. Mówią sobie: "ochrzczę je, żeby się odczepili, a później będę już wychowywał/a je zgodnie z własnymi przekonaniami. A następnego dziecka nie ochrzczę już na 100%". Takie podejście jest błędne. Siła i skuteczność nacisków rodziny po pierwszym „sukcesie" nie słabnie, a wręcz rośnie. Jeśli rodzice raz się ugną, to stworzą precedens i przy następnej okazji będzie jeszcze trudniej oprzeć się kolejnym, analogicznym naciskom. Wysłanie dziecka na religię, I Komunia, bierzmowanie, chrzest kolejnego dziecka — rodzina będzie już wiedziała, że taką osobę można przekonać, „przetłumaczyć", wymusić na niej decyzję. Rodzicom będzie się bardzo trudno racjonalnie wybronić, dlaczego wtedy się zgodzili, a teraz mówią „nie".

A co to oznacza dla dziecka? Ano oznacza to, że często obojętni religijnie rodzice wtłaczają swe dziecko w krąg 95% polskich katolików. Powielają schemat, któremu sami ulegli. Dziecko takie już od małego będzie straszone wizjami piekła i nieba, będzie uczone, że urodziło się z piętnem grzechu, będzie trawione nieracjonalnymi wyrzutami sumienia. Pierwsza spowiedź to czasem jedno z najbardziej traumatycznych wspomnień z dzieciństwa. Takie wychowanie i takie idee pozostawiają nieusuwalne ślady w psychice człowieka. Jakże trudno, nawet zatwardziałym ateistom, oduczyć się okrzyku „o Jezu!" w krytycznych sytuacjach. A wszystko to przez nieopatrznie wypowiedziane „no dobrze, ochrzcijmy je".

Wierność swoim przekonaniom

Chrzest może być szkodliwy nie tylko dla dziecka, ale i dla rodziców. Przyjrzyjmy się ceremonii w trakcie której kapłan pyta rodziców:

- Prosząc o Chrzest dla Waszego dziecka przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania go w wierze, aby zachowując Boże przykazania, miłował Boga i bliźniego, jak nauczył nas Jezus Chrystus. Czy jesteście świadomi tego obowiązku?

Rodzice powinni razem odpowiedzieć:

— Tak, jesteśmy tego świadomi. Lub: — Jesteśmy świadomi.

Kolejne pytanie kapłana jest skierowane do rodziców chrzestnych:

— A wy, Rodzice chrzestni, czy jesteście gotowi pomagać rodzicom tego dziecka w wypełnianiu obowiązku?

Rodzice chrzestni (lub chrzestny) odpowiadają:

— Jesteśmy gotowi.

Jeśli osoba obojętna religijnie bierze udział w takiej ceremonii to powinna uświadomić sobie, co w jej trakcie mówi i obiecuje. A jeśli już w tym momencie wie, że tych obietnic nie ma zamiaru dotrzymać to tego typu deklaracje wygłaszane pod chrzcielnicą można nazwać krzywoprzysięstwem. Świadome i publiczne krzywoprzysięstwo z jakim mamy tu do czynienia może podkopywać samoocenę takiej osoby. Snu z powiek to zapewne nikomu nie spędzi, ale niesmak pozostanie. Wierność swoim przekonaniom i umiejętność omijania kompromisów były zawsze cenionymi cechami. Giordano Bruno spłonął za to na stosie, ale w dzisiejszych czasach aż takie poświęcenia nie są konieczne. Czyż nie jest warto zachować czyste sumienie i z podniesionym czołem zapłacić za nie drobną cenę w postaci ewentualnego spięcia z rodziną i otoczeniem? Jakie cechy i wzorce chcemy przekazywać swoim dzieciom?

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/czy-chrzest-moze-byc-szkodliwy,23714,page1.html
 


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Styczeń 03, 2012, 23:01:15
                                                       Blog Roku 2011 - blogi religijne

Martyna Wnęk | Onet | 23 Grudzień 2011 | Komentarze (4)

Wytropiliśmy dla Was dziesięć blogów, które poruszają temat religii, wiary i duchowości. Wśród autorów m.in. ojciec czwórki dzieci, były dominikanin, Szymon Hołownia i o. Leon Knabit. Bez niepotrzebnego nadęcia opowiadają o tym co ich porusza, wkurza i zachwyca. Będzie o seksie, Afganistanie i teologii dziecięcej. Serdecznie zapraszamy.
Blog Roku 2011 – zgłoś swojego bloga i wygraj nagrody

1.O. Leon prawdę Wam powie

„Mamusia i Tatuś” - tak mówi o swoich rodzicach o. Leon Knabit, benedyktyn z Tyńca. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że brat ma ponad 80 lat. Pełen ciepła i życzliwości, nie boi się poruszać trudnych dla Kościoła tematów: homoseksualizm, aborcja, czy zapłodnienie in vitro – te problemy nie są mu straszne. A wszystko przystępnie i na temat.

2.Blogiem dookoła świata

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak wygląda cmentarz w Watykanie, co to jest pigułka z krzyżykiem albo co jedzą żołnierze w Afganistanie to ten blog jest dla Was. Zaciekawieni? No właśnie, dyrektor Religia.tv, ks. Kazimierz Sowa nie zanudzi Was teologiczną paplaniną tylko zabierze w podróż dookoła doczesnego świata.

3.Teologia dziecięca

Tomasz Dekert - doktor religioznawstwa, ojciec dwóch synów i dwóch córek. Na blogu tłumaczy swoim pociechom zawiłości teologii. Przebrniemy tu przez animowane opowieści biblijne, no i zakochamy się w wypowiedziach małej Marianki i Jagody. Dobry humor gwarantowany!

4.Z punktu widzenia

Komentować sprawy Kościoła ma chyba prawo jak nikt inny, wywodzi się bowiem ze środowiska duchownych. Filozof, publicysta i co najważniejsze były dominikanin, Tadeusz Bartoś, wprawionym okiem obserwuje relacje państwo - Kościół. Krytycznie wobec niektórych zjawisk, ale zawsze na poziomie.

5.Videoblog o. Franciszka i o. Leonarda

Wyróżnieni w konkursie Blog Roku 2010 przez ostatnich 12 miesięcy nie próżnowali. Blogowali ze wzmożoną siłą, aby znowu znaleźć się polecanej dziesiątce. A videoposty jak zwykle okraszone pozytywnymi i ciepłymi wibracjami, które płyną do nas z ekranu monitora.

6.Kościół, seks, moralność

Związany z „Tygodnikiem Powszechnym” dziennikarz Artur Sporniak z zacięciem godnym Sherlocka Holmesa tropi etyczny wymiar nauki Kościoła. Bloguje o stosunkach przerywanych, kryzysie małżeństwa i życiu erotycznym Polaków, a robi to w sposób godny pozazdroszczenia.

7.Osobowość dygresyjna w rozkwicie

Tego pana nikomu nie trzeba przedstawiać. Wprowadzał już sacrum w przestrzeń handlową, był prowadzącym znanego programu o talentach (bynajmniej nie tych biblijnych) a ostatnio także współautorem książki, m.in. o kasie i rock&rollu - niech jednak nie zmyli Was tytuł. Bloger Szymon Hołownia. Nic dodać, nic ująć.

8.Stukam.pl

Ks. Artur Stopka dość często stuka w swoją klawiaturę i trzeba przyznać, że wychodzi mu to świetnie. Autor snuje historie niczym pajęczą nić, a jego blog czyta się jak dobrą książkę. Bez zadęcia i niepotrzebnego pouczania. Zawsze pro-katolicku.

9.Rozważania z dachu

Refleksyjne teksty, pięknie zilustrowane zdjęciami autora. Coś dla duszy i dla ciała. Metafizyczny blog o duchowości i wierze. Głębokie przemyślenia skromnego człowieka.

10.Przyjazny blog ks. Karola

Rzeczywiście jest przyjaźnie, dostajemy fragment Biblii na każdy dzień, z merytorycznym komentarzem i ogromnym zaangażowaniem. Pasji blogowania można ks. Karolowi tylko pozazdrości, posty pojawiają się bowiem prawie codzienne.

Blog Roku 2011 – zgłoś swojego bloga i wygraj nagrody

http://religia.onet.pl/kraj,19/blog-roku-2011-blogi-religijne,27799.html

 


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Styczeń 07, 2012, 22:39:21
                                                                 Episkopat pomoże o. Rydzykowi

Sobota, 7 Styczeń 2012 375 Komentarze

O. Tadeusz Rydzyk nie będzie musiał samotnie zmagać się z KRRiT, która niedawno uznała, że w multipleksach cyfrowej telewizji naziemnej nie ma miejsca dla Telewizji Trwam. Sprawa zaniepokoiła bowiem Konferencję Episkopatu Polski, która domaga się, by media katolickie były traktowane na równi z innymi.
Niedawno KRRiT odmówiła przyznania Fundacji Lux Veritatis koncesji na nadawanie programów Telewizji Trwam poprzez multipleksy cyfrowej telewizji naziemnej. Decyzja ta wzbudziła wiele kontrowersji, a niektórzy biskupi już ogłosili, że katolicka telewizja o. Rydzyka padła ofiarą nieuczciwego traktowania.

    „Decyzję KRRiT przyjmujemy z wielkim bólem i wstydem, gdyż dyskryminuje ona katolickie media. Jednocześnie apelujemy do Krajowej Rady (której siedziba znajduje się w budynkach należących do Episkopatu Polski), aby pozytywnie ustosunkowała się do próśb tysięcy Polaków i przyznała Telewizji Trwam miejsce na multipleksie” - powiedział „Naszemu Dziennikowi” bp Edward Frankowski.
Bp Frankowski dodał, że Radio Maryja i Telewizja Trwam, głosząc Objawienie Boże, pomagają wielu Polakom. Usunięcie tych mediów z przestrzeni publicznej byłoby więc „katastrofą, niesprawiedliwością i klęską dla katolików w Polsce”.
Postanowienie KRRiT zaniepokoiło również wielu innych kapłanów katolickich, o czym świadczy reakcja Konferencji Episkopatu Polski, która ogłosiła, iż zbada sprawę Telewizji Trwam. Sekretarz generalny KEP ks. bp Grzegorz Polak zaznaczył, iż Kościół katolicki nie domaga się żadnych przywilejów dla mediów katolickich. Chce jedynie, by były one traktowane na równi z innymi stacjami.

Źródło: „Nasz Dziennik”
http://www.gadu-gadu.pl/episkopat-pomoze-o-rydzykowi

...................................................................................

                                                 Telewizja Rydzyka nie dostała koncesji

Czwartek, 5 Styczeń 2012 261 Komentarze

Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji odrzuciła wniosek TV Trwam o koncesję naziemnej telewizji cyfrowej. Oznacza to, że stacja ojca Rydzyka może zniknąć z kablówek - poinformowała "Rzeczpospolita".

Fundacja Lux Veritatis starała się o koncesję na multipleksach cyfrowej telewizji naziemnej dla telewizji Trwam. Koncesja daje prawo do nadawania programu w technologii cyfrowej, która w od sierpnia 2013 roku zastąpi tradycyjną telewizję analogową. Brak koncesji dla stacji ojca Rydzyka oznacza, że widzowie telewizji Trwam nie obejrzą jej w kablówkach.

KRRiT odrzuciła wniosek toruńskiej fundacji. Rzeczniczka Rady Katarzyna Twardowska wyjaśniła:

    Przy podejmowaniu decyzji dotyczącej przyznania koncesji brane pod uwagę było kryterium zapewnienia widzom różnorodnej oferty programowej. Ważnym kryterium było również zapewnienie powodzenia finansowego przedsięwzięcia, jakim jest uruchomienie nadawania przez wszystkie podmioty, które otrzymały koncesję.

Jednak Krajowa Rada nie chce zdradzić szczegółów odmowy wydania koncesji TV Trwam. Fundacja Lux Veritatis także odmówiła komentarza w tej sprawie. Wicedyrektor stacji ojciec Jan Król zapadł się pod ziemię - dowiedzieli się dziennikarze "Rzeczpospolitej", którzy poprosili o odniesienie się do decyzji KRRiT.

   Jest niedostępny i będzie niedostępny prawdopodobnie przez miesiąc - poinformowano gazetę w fundacji.

Źródła: rp.pl, tvn24.pl
http://www.gadu-gadu.pl/telewizja-rydzyka-nie-dostala-koncesji

...........................................................................

Przebadano słuchaczy Radia Maryja

Piątek, 30 Grudzień 2011 159 Komentarze

Kim są osoby słuchające Radia Maryja? "Gazeta Wyborcza" podaje, że wiele z nich to mieszkające na wsi emerytki i rencistki z wykształceniem podstawowym. Jednak aż jedna trzecia odbiorców toruńskiej rozgłośni posiada wykształcenie średnie lub wyższe. Co ciekawe, wśród słuchaczy Radia Maryja nie brakuje Polaków, którzy podczas ostatnich wyborów parlamentarnych i prezydenckich opowiedzieli się za PO.

Z przeprowadzonego przez CBOS badania wynika także, iż 25 proc. odbiorców toruńskiej rozgłośni uważa, że im i ich rodzinom „żyje się co najmniej dobrze”. Niespodzianką może być fakt, iż w drugiej turze ostatnich wyborów prezydenckich ponad jedna trzecia słuchaczy Radia Maryja poparła Bronisława Komorowskiego.

Pracownicy CBOS stwierdzili jednak, że odbiorcy radia o. Tadeusza Rydzyka mają w sobie średnio znacznie więcej zaufania do Jarosława Kaczyńskiego niż członkowie tzw. „zwykłej populacji”. Poziom ufności tej ostatniej w słowa prezesa PiS określać ma wskaźnik „-1,47”, podczas gdy średnią intensywność przekonania słuchaczy Radia Maryja o wiarygodności Kaczyńskiego oddawać ma wskaźnik „+1,99”.

Podczas ostatnich wyborów parlamentarnych aż 70 proc. odbiorców toruńskiej rozgłośni poparło kandydata PiS, jednak 14 proc. oddało swój głos na osobę wystawioną przez PO.

Badanie przeprowadzono na grupie, składającej się z 3145 dorosłych Polaków.

Czytaj więcej na stronach „Gazety Wyborczej”
http://www.gadu-gadu.pl/przebadano-sluchaczy-radia-maryja


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Styczeń 14, 2012, 18:44:14
                                                 „Wyciszeni”. Skandale w cieniu polskiego Kościoła

Maria Rąbek | Onet Religia | 13 Styczeń 2012 | Komentarze (1)

Sprzeniewierzyli się Bogu, skusiło ich bogactwo i sława. Ich spektakularne odejścia odbyły się w atmosferze skandalu. Oto najbardziej kontrowersyjni kościelni hierarchowie, którzy odeszli w niesławie.

„Wyolbrzymiana jest moja rola i rola agentów”

Sprawa związana z oskarżeniami o. Konrada Hejmy poruszyła całą Polskę. W kwietniu 2005 roku Leon Kieres, prezes Instytutu Pamięci Narodowej, ogłosił, że w latach 70. i 80. ksiądz Hejmo, funkcjonujący w aktach pod pseudonimami "Hejnał" i "Dominik", był tajnym informatorem Służb Bezpieczeństwa. Nikt nie spodziewał się, że bliski współpracownik Jana Pawła II, który w najbardziej krytycznych momentach informował o stanie jego zdrowia, mógł dopuścić się tak haniebnego czynu. Kiedy spogląda się na zapis dokonań księdza sprzed feralnego wiosennego dnia, trudno uwierzyć, że mógł działać na szkodę Kościoła.

Dołącz do nas na Facebooku

Dominikanin kształcił się w Krakowie – w Studium Generalnym Ojców Dominikanów. „Posłał mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie, abym uciśnionych odzyskał wolnymi”, czytamy na jego obrazku prymicyjnym. Z Krakowa przeniósł się do Warszawy, gdzie studiował w Prymasowskim Studium Życia Wewnętrznego. Jako duszpasterz pracował w Poznaniu, szefował miesięcznikowi „W drodze”, a także pełnił funkcję głównego duszpasterza akademickiego. Uwielbiany przez młodych ludzi, szanowany przez swoich współpracowników wspinał się po szczeblach kościelnej hierarchii. Z polecenia samego kardynała Stefana Wyszyńskiego pracował w Rzymie w Radiu Watykańskim, a następnie został szefem Ośrodka dla Pielgrzymów Polskich w Corda Cordi. Nobilitacją była dla niego nominacja na asystenta audiencji generalnych Jana Pawła II. Później angażował się w życie polskich emigrantów we Włoszech, a także regularnie współpracował z Radiem Maryja.
Kiedy usłyszał, że podejrzewa się go o współpracę z SB, tłumaczył, że to działanie będące częścią większej operacji mającej na celu zszarganie pamięci Jana Pawła II i jego otoczenia. – To jest większa robota, ja jestem dopiero jej początkiem. Teraz donoszą mi dobrze poinformowani księża z Warszawy, że szykuje się jeszcze jedna wielka afera, której celem ma być zburzenie wielkiego mitu Jana Pawła II. Trudno mi powiedzieć, kto za tym stoi, ale to ma zdaje się związek ze wszystkimi wyborami, które się zbliżają. Chodzi nie tylko o wybory parlamentarne i prezydenckie, ale także wybory nowego szefa IPN – oświadczył o. Hejmo.

Jednak zdaniem przedstawicieli IPN-u dominikanin współpracował z funkcjonariuszem wydziału XIV Departamentu I MSW, Andrzejem Madejczykiem, o pseudonimie „Lakar” przez co najmniej 13 lat (1975 – 1988). Przedstawiciele IPN-u twierdzili również, że posiadają materiały poświadczające współdziałanie o. Hejmo z IV Departamentem MSW, a po wyjeździe do Watykanu z I Departamentem.

O. Hejmo od początku temu zaprzeczał, twierdząc, że Andrzej Madejczyk rzeczywiście go odwiedzał, udawał polskiego uchodźca z Kolonii i za każdym razem nagrywał ich rozmowy na taśmy, ale dominikanin nie wiedział, że wykorzystuje je w niepożądany sposób. Przyznał, że nigdy nie miał dostępu do ważnych dokumentów kościelnych, które mogłyby się przydać SB, a także, że do momentu oskarżeń o pracę w SB, nie miał pojęcia, kim jest Madejczyk. – Odwiedzał mnie często z rodziną, wypytywał o różne rzeczy, a nawet kładł na stole magnetofon i zmuszał mnie do zwierzeń przy posiłkach. Kiedy mówiłem mu, żeby wyłączył magnetofon, on tłumaczył, że ma słabą pamięć i dlatego nagrywa moje wypowiedzi. Kiedyś zajrzałem na jego kartkę i tam były pytania, które mi zadawał, i jego notatki, to wyglądało jak ordynarny donos, teraz dopiero to sobie uświadamiam - mówił w wywiadzie dla PAP.

Sprawa ta powróciła w 2008 roku za sprawą publikacji „Moje życie i mój krzyż. Nie lękam się prawdy”, wywiadu-rzeki z duchownym, który przeprowadzili Andrzej Gass i Stefan Budzyński. Znowu rozpętała się burzę, ale na krótko. Okazało się bowiem, że opinia publiczna nie bardzo interesuje się już tym tematem.

O. Hejmo w wyjaśnieniu pisał: „Wyolbrzymiana jest moja rola i rola agentów, jakbyśmy mieli naszym działaniem przyczynić się do zagłady części ludzkości, a moje nagromadzone przez 27 lat luźne rozmowy, listy, spotkania przy kawie, nagrania przemówień, opracowania biurowe, miały zaszkodzić komukolwiek, a zwłaszcza Kościołowi, którego bramy piekielne i tak nie przemogą, choćby istniały kilometry takich "Teczek". Kto nigdy nie załatwiał spraw kościelnych w czasie panowania reżimu komunistycznego, ten nie zrozumie po ludzku takich raportów. Rzecz zadziwiająca, że najpierw dokonano bezprawnego zgilotynowania mnie, bez procesu, bez uwzględnienia moich praw ludzkich, bez wysłuchania drugiej strony, bez postawienia mi konkretnych zarzutów, niby za „donoszenie na Ojca Świętego”, żeby się lepiej nagłośniło, a potem zrobiono sąd ostateczny, za drobne informacje obiegowe, za plotki, nikomu nie przynoszące szkody, za rozmowy z urzędnikami PRL-u, którzy byli często również pracownikami SB, za rachunki niewiadomego pochodzenia”.
Jednocześnie prosił Boga, żeby – jeśli jego działanie nawet nieświadomie mogło zaszkodzić wizerunkowi Kościoła – przebaczył mu grzechy: „Nie byłem nigdy świadomym donosicielem, z zamiarem szkodzenia, tak osobom prywatnym, moim Współbraciom zakonnym, Hierarchii kościelnej, czy tym bardziej Kościołowi Świętemu. Wszelkie wypowiedzi, skrzętnie zarejestrowane przez agentów PRL-u, dotyczące osób z imienia, z okresu kilkunastu lat mojej pracy, są zwyczajnym, normalnym, dzieleniem się na temat spraw bieżących, znanych obiegowo, prawie wszystkim. Dlatego nie mają znamienia zdrady tajemnicy, co najwyżej są dowodem na, nie zawsze opanowane, gadulstwo i naiwną otwartość wobec ludzi. Gdyby jednak ktoś czuł się pokrzywdzony lub obrażony moimi wypowiedziami, najpierw błagam Pana Jezusa Miłosiernego o miłosierne przebaczenie, a następnie, z głębokim żalem, przepraszam wszystkich Współbraci w wierze i tych, którym moje słowa lub postawa utrudniły wejście do Wspólnoty Dzieci Bożych”.
Dziś media żyjące kilkudniowymi aferami, zapomniały o. Hejmo. Nie pojawia się w mediach, stroni od kontaktu z dziennikarzami, bo jak sam mówi, ma dość zgiełku. Winny czy niewinny? Na to pytanie będzie musiał odpowiedzieć sobie sam. Ale nie tylko on, bo w złym świetle postawieni zostali także inni hierarchowie.
Grzech w Pałacu Biskupim

To właśnie za sprawą tak zatytułowanego artykułu, który opublikował 22 lutego 2002 roku dziennik „Rzeczpospolita” cała Polska dowiedziała się o tym, że zwierzchnik poznańskiego kościoła, abp Juliusz Paetz molestował kleryków i młodych księży. Sprawa była tym bardziej szokująca, że według ustaleń dziennikarzy hierarchowie kościelni o całej sprawie mieli wiedzieć już od końca 1999 roku, kiedy to grupa kleryków z poznańskiego Seminarium Duchownego poinformowała "górę"o przypadkach molestowania seksualnego, którego miał się dopuszczać.

Na oficjalną reakcję czekać trzeba było kolejne dwa lata. Dopiero wtedy grupa duchownych i świeckich związanych ze środowiskiem poznańskiego Kościoła wysłała do obradujących w Rzymie delegatów KEP list opisujący niepokojące praktyki purpurata, które, w ich mniemaniu, szkodzić miały całej diecezji poznańskiej.

Na reakcję oskarżonego nie trzeba było czekać. Po zwołanym przez niego nadzwyczajnym zgromadzeniu dziekanów archidiecezji poznańskiej powstało oświadczenie biorące w obronę arcybiskupa „szkalowanego przez pewne osoby”. Była to kropla, która przelała czarę goryczy. Przez kilka lat Kościół w Poznaniu podzielony był na dwa obozy – obrońców godności i czci kleryków, którzy byli ofiarami molestowania i tych, którzy za wszelką cenę chcieli całą sprawę wyciszyć i przywrócić Paetzowi dobre imię.

Pierwszym pokrzywdzonym z powodu afery, oprócz upokorzonych młodych kapłanów, stał się redaktor „Przewodnika Katolickiego”, jednego z najbardziej poczytnych magazynów katolickich. Ks. Jacek Stępczak podpadł sympatyzującym z abp. duchownym odmową publikacji na łamach „Przewodnika” oświadczenia broniącego arcybiskupa. Za swą niesubordynację miał nie tylko stracić pracę. Ta odważna decyzja diametralnie zmieniła jego życie. Jego zwierzchnicy postanowili, że nieugięty duchowny swą decyzję przemyśleć powinien podczas posługi duszpasterskiej w Diecezjalnym Seminarium Misyjnym "Redemptoris Mater" w Kitwe w Zambii. Miesiąc później skruszony Stępczak wystosował oświadczenie, w którym odcinał się od swojego poprzedniego zachowania. Zbyt późno – oświadczenie wysłane zostało już z Afryki.

Na początku 2002 r. poważana i ciesząca się nieposzlakowaną opinią Wanda Półtawska, wieloletnia przyjaciółka zasiadającego wtedy na Stolicy Piotrowej papieża Jana Pawła II zawiadomiła go o problemach w łonie polskiego kościoła. Papież dał najwyraźniej wiarę słowom Półtawskiej, bo w kilka miesięcy później do Poznania przybyła z Watykanu specjalna komisja, która na miejscu miała ocenić powagę sytuacji.

W tym czasie aferą na Ostrowie Tumskim żyła już cała Polska. Media prześcigały się w insynuacjach, publikowaniu opinii, stanowisk i petycji. Na łamach „Gazety Wyborczej” Paetza w obronę wzięło poznańskie środowisko artystów, biznesmenów i naukowców. Wśród obrońców był m.in. najbogatszy Polak Jan Kulczyk, z którym arcybiskup miał liczne kontakty towarzyskie. Ówczesny arcybiskup znany był bowiem z tego, że lubił brylować na salonach, pojawiać się na wernisażach i premierach. Nawet po rezygnacji z funkcji nie umiał cofnąć się do drugiego szeregu. Wielu katolików oburzyła jego obecność na obchodach 60. rocznicy Poznańskiego Czerwca jako honorowego gościa koncelebrującego jubileuszową mszę. Równie źle przyjęte było przez opinię publiczną jego wylewne pożegnanie z kończącym pielgrzymkę do Polski papieżem Benedyktem XVI.

Ostatecznie w marcu 2002 Paetz złożył rezygnację z piastowanej funkcji. Została ona przyjęta przez Watykan. Wielu zarzucało wówczas papieżowi i polskiemu episkopatowi, że sprawa nigdy nie została wyjaśniona i że nikt skutecznie nie umiał pomóc poszkodowanym przez Paetza młodym kapłanom. Arcybiskup senior nie pozwala jednak o sobie zapomnieć, a jego obecność w mediach nie wróży nigdy niczego dobrego dla Kościoła.

W 2007 r. wybuchła bowiem następna afera. Na kartach książki „Księża wobec bezpieki” ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski oskarżył go o współpracę ze Służbami Bezpieczeństwa PRL. W tym samym mniej więcej czasie gazety doniosły o sprawie luksusowego apartamentu w najbardziej prestiżowej dzielnicy Wiecznego Miasta, którego właścicielem jest Paetz. To właśnie w tym mieszkaniu udało mu się znaleźć schronienie przed wścibskimi dziennikarzami i oskarżeniami, które będą go prześladować do końca życia.
Immunitet zamiast celibatu

O kontrowersyjnych hierarchach przypominamy nie bez powodu. Okazuje się, że wciąż, mimo skandali, które towarzyszą odejściom z Kościoła, wielu z nich decyduje się właśnie na ten krok, budząc ogromne zainteresowanie dziennikarzy. Sejm VII kadencji obfituje w niezwykłe osobistości. Byli sportowcy, celebryci, biznesmani, transseksualista. Do tej egzotycznej grupy zaliczyć też można bez wątpienia Romana Kotlińskiego, milionera, byłego księdza, zaciekłego krytyka kościoła. Kotliński wszedł do parlamentu z list Ruchu Palikota. Od momentu ogłoszenia wyników wyborów biografią Kotlińskiego zaczęły interesować się najpoważniejsze tytuły w kraju. Co o nim wiadomo? Najwięcej o jego życiu dowiedzieć się można z autobiograficznej książki „Byłem księdzem. Prawdziwe oblicze Kościoła katolickiego w Polsce”. Początkowo wydana była w nakładzie 10 tys. egzemplarzy. Do dziś sprzedano aż 600 tys. sztuk, a jej autor wydał dwie kolejne części pod wiele mówiącymi tytułami „Byłem księdzem. Część 2. Owce ofiarami pasterzy” i „Byłem księdzem. Część 3. Owoce zła”.
Kotliński opisuje nie tylko swoją młodość, ale przede wszystkim lata spędzone w Łódzkim Wyższym seminarium Duchownym oraz 3 lata posługi kapłańskiej, którą pełnił w parafiach w Ruścu, Aleksandrowie Łódzkim i Ozorkowie. Czas ten wspomina jednoznacznie - źle. W książkach znaleźć można opisy nadużyć, patologii mających według niego drążyć archidiecezję włocławską. Kotliński ujawnił w nich również wiele szczegółów z prywatnego życia księży. Od kiedy w 1996 r., po zaledwie trzech latach bycia duchownym, Kotliński odszedł z Kościoła, stał się jego nieprzejednanym wrogiem. Oprócz wspomnianych książek poseł Kotliński zaangażował się w wiele antyklerykalnych inicjatyw. Założone przez niego w końcu lat 90. Stowarzyszenie Odnowy Kościoła Rzymsko-Katolickiego na rzecz Osób Poszkodowanych przez Duchownych, skończyło swoją działalność, zanim w ogóle ją zaczęło. Z jego inicjatywy powstała też Antyklerykalna Partia Postępu RACJA, której przez moment przewodniczył.
W 2011 roku wszedł na pierwszym miejscu na listy wyborcze Ruchu Palikota. W Łodzi głosowało na niego ponad 17 000 osób. Według politologów gros elektoratu Kotlińskiego stanowią ludzie przyciągnięci przez jego jawnie antykościelną postawą. Najskuteczniejszą trybuną, na której (przed objęciem mandatu poselskiego) wygłaszał swoje poglądy, jest bez wątpienia gazeta „Fakty i Mity”, której od 2000 roku szefuje. Na łamach tego mocno lewicowego pisma publikują m.in. Janusz Palikot, Wanda Nowicka czy Maria Szyszkowska. „FiT” jako pierwsze doniosły o aferze seksualnej z abp. Paetzem w roli głównej. Opublikowały też wywiad z zabójcą księdza Jerzego Popiełuszki, Grzegorzem Piotrowskim.

Według materiałów ujawnionych przez IPN pod koniec lat 80. Roman Kotliński miał być tajnym i świadomym współpracownikiem Służb Bezpieczeństwa. Zwerbowany podczas studiów w Seminarium Duchownym młody kleryk pod pseudonimem TW „Janusz” donosić miał na łódzki Kościół. Poseł zdecydowanie zaprzecza tym pogłoskom, a działalność Instytut nazywa patologią.
Kościół w sprawie księdza-apostaty milczy lub wypowiada się niepochlebnie. Ksiądz Waldemar Kullbat porównał „FiT’ do innych słynnych pism antyklerykalnych, takich jak hitlerowski "Der Stürmer" czy bolszewicki "Bezbożnik". Samego Kotlińskiego, on i inni wypowiadający się na jego temat księża nazywają frustratem i buntownikiem. Wydaje się jednak, że zważywszy na pełnioną obecnie przez Kotlińskiego funkcję państwową Kościół coraz częściej zmuszany będzie do zajęcia stanowiska w sprawach poruszanych przez słynnego apostatę z immunitetem.

Oprócz barwnej przeszłości i radykalnych poglądów poseł Kotliński znany jest jeszcze z jednej rzeczy. Jak się okazało, należy on do grona najzamożniejszych parlamentarzystów. Z majątkiem szacowanym na 15 mln wyprzedza nawet swojego partyjnego szefa Janusza Palikota. Kotliński posiada między innymi pokaźnych rozmiarów dom oraz ośrodek wypoczynkowy wart 5 mln złotych. Źródłem dochodów byłego księdza jest głównie działalność wydawnicza.
Jezus i mateńka

Historię Betanek z Kazimierza Dolnego zna chyba każdy. Bunt, widzenia, ekskomunika, eksmisja – to właśnie te słowa najczęściej pojawiały się w kontekście tej sprawy. Jeden z najdotkliwszych konfliktów w łonie polskiego Kościoła katolickiego miał dwóch głównych bohaterów; przełożoną klasztoru siostrę Jadwigę Ligocką i byłego franciszkanina o. Romana Komaryczko. Ta dziwna para poznała się w latach 90., kiedy oboje studiowali na KUL. Połączyła ich fascynacja mistycyzmem i charyzmatycznymi ruchami religijnymi. Zakonnik nad swoje codzienne obowiązki przedkładał wizyty w kierowanym przez Ligocką domu sióstr Betanek w Kazimierzu Dolnym. Podobno jeździł tam, by pomagać przyjaciółce w „weryfikacji duchowej” nowicjuszek. Owa weryfikacja polegała, według słów dziewcząt, które przez nią przeszły, na intensywnym dotykaniu ciała kobiet. Praktyki te miały w opinii ojca Romana wzniecić żarliwą wiarę oraz przywiązanie do Kościoła i Boga. Mimo zakazu przebywania na terenie klasztoru wydanego przez ojców franciszkanów, ten dalej jeździł do Kazimierza pod pretekstem przeprowadzania praktyk energoterapeutycznych.

Wykluczony w końcu ze zgromadzenia za niesubordynację zakonnik, na stałe osiadł w rządzonym przez Ligocką domu zakonnym, gdzie za jej aprobatą kontynuował swoje działania. O tym okresie wiadomo bardzo niewiele. Jedynych świadectw dostarczyły Betanki, które zdecydowały się uciec z opanowanego przez duet przyjaciół domu. Według nich w kaplicy klasztornej odprawiano celebrowane w dziwnych, nieistniejących językach nabożeństwa, siostra przełożona decydowała niepodzielnie o życiu zgromadzenia na podstawie rzekomych objawień, a ojciec Roman, jako równoprawny przywódca, w najlepsze oddawał się swoim lubieżnym praktykom. W tym trwającym kilka lat okresie siostry odcięte zostały od świata. Zerwały kontakt z rodzinami, żyły w przekonaniu, że Jan Paweł II nie umarł, poddawane były przez ojca Romana „praniu mózgu”. Betanki zwracały się do swej przełożonej per mateńko, a do księdza per Jezus. Wszystko przybrało znamiona sekty. Sprawa miała bardzo głośny finał. Zmanipulowane zakonnice w 2006 r. zbuntowały się przeciwko decyzjom Episkopatu i Watykanu. Zostały wykluczone z zakonu i w 2007 r. zmuszone, na oczach milionów Polaków, do opuszczenia klasztoru.

Kazimierz Dolny opuścił również Komaryczko. Co stało się z nim później? Wykluczony z zakonu zachował święcenia kapłańskie. Już w 2008 roku władze diecezji łomżyńskiej, której podlega kapłan, skierowały go do posługi duszpasterskiej w parafii św. Rocha we wsi Długosiodło. Kontrowersyjny ksiądz, „ten od Betanek”, nie tylko spełniać miał obowiązki wikariusza, ale również uczyć religii w tamtejszej szkole. Krótko po ujawnieniu tej informacji, do wsi przyjechał prokurator. Poszukiwał on Komaryczki w sprawie ciążących na nim zarzutów. Zarzucono mu m.in. naruszenie miru domowego oraz domniemanego molestowania seksualnego i aktów przemocy, jakie miały mieć miejsce w zakonie betanek w Kazimierzu. Mimo ciążących na księdzu zarzutów ani dyrekcja szkoły, ani władze kościelne nie widziały w dopuszczeniu „Jezusa” do kontaktu z dziećmi niczego złego.

- Oto facet założył niemalże sektę w Kościele, przeciwstawiał się temu, co mówi Watykan, a teraz jest wikarym, jakby nic się nie stało - komentował całą sprawę Szymon Hołownia. Jedyną konsekwencją, jaka spotkała Komaryczko to wyrok 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata za bezprawne przebywanie w domu zakonnic w Kazimierzu Dolnym.

Ta historia jeszcze długo zostanie w pamięci. Zapomnieć będzie tym trudniej, że już niedługo odbędzie się premiera opartego na wydarzeniach w zakonie filmu Barbary Sass „W imieniu diabła”. Tymczasem ksiądz sprawę uważa za przebrzmiałą i żyje tak, jakby w przeszłości nie stało się nic poważnego, wciąż wierząc, że walczył w słusznej sprawie.

Wyciszeni

Te cztery przypadki odejść z Kościoła to tylko niewielki odsetek. Zdecydowana większość jest zazwyczaj wyciszana, by opinia publiczna nie miała szansy wygłoszenia swojego zdania na ten temat. Pisząc o apostatach, trudno nie wspomnieć o skandalicznym rozstaniu księdza Tomasza Węcławskiego (zanegował boskość Jezusa, dziś jest cenionym teologiem i wykładowcą na UAM-ie, przejął nazwisko żony – Polak) czy Stanisława Wielgusa (zarzuty o współpracę z służbami PRL, afera TW Greya rzuciły cień na jego postać, dlatego zrezygnował z pełnionej funkcji, przeniósł się do Lublina i wycofał z życia publicznego). Dziś bohaterowie sensacji żyją z dala od zgiełku. Sporadycznie pojawiają się w mediach, bo chcą o wszystkim zapomnieć. I choć czasem zdarza im się powracać w niezręczny sposób, akcentując swoją obecność na rozmaitych uroczystościach, nie myślą o tym, by znów trafiać na rozkładówki gazet.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/wyciszeni-skandale-w-cieniu-polskiego-kosciola,28016,page1.html



Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Styczeń 27, 2012, 13:22:46
                                                                     Świecka muzyka w Kościele? Dziwisz mówi "nie"

GK | TVN 24 | 25 Listopad 2011 | Komentarze (1)
 

Metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz poinformował w liście do muzyków kościelnych, że "kościół to nie jest miejsce na muzykę świecką".

Kardynał Dziwisz, Fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta
Choć wierni pozytywnie odbierają odejście od sztywnych zasad liturgii to zdaniem kard. Dziwisza koncerty muzyczne w świątyniach sprawiają, że "nieuszanowana jest sakralność miejsca".

Dołącz do nas na Facebooku

- Chcę także jasno powiedzieć, że nie jestem przeciwny koncertom muzyki kościelnej w naszych kościołach, ale zdecydowanie mówię "nie" dla praktyk wykorzystywania sakralnego miejsca do celów niezgodnych z zamierzeniem - powiedział kardynał.

Dla wiernych takie rozwiązanie oznacza nie tylko odejście od "rockowych mszy świętych", ale wycofanie koncertów muzyki klasycznej w świątyniach. Jak to przyjmują księża? - pytają dziennikarze TVN24.

http://religia.onet.pl/kraj,19/swiecka-muzyka-w-kosciele-dziwisz-mowi-nie,23203.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Luty 12, 2012, 14:34:30
                                                    Miłosierdzie Boże drugim imieniem miłości

Renata Fidor | Niedziela | 10 Luty 2012 | Komentarze (0)

Zbliża się szesnaste spotkanie młodzieży na Polach Lednickich. Wspólna modlitwa, taniec i śpiew, połączone z odkrywaniem głębi Bożego Miłosierdzia pozwolą na nowo uwierzyć, bo jak głosi tegoroczne hasło: "Miłość Cię znajdzie!". – Inicjatywa Lednicy – zapewnia o. Jan Góra – to przyszłość Ojczyzny i świata.
Renata Fidor: 2 czerwca 2012 r. młodzi ludzie będą mogli po raz kolejny wybrać Chrystusa. Jakie emocje towarzyszą organizacji kolejnego już spotkania? Co Ojciec czuje jako przewodnik i założyciel Lednicy?

Dołącz do nas na Facebooku

O. Jan Góra:Czuję odpowiedzialność za to, co robię. Wciąż myślę o tym, czy wystarczająco „nakarmię” tych, których zapraszam, czy godnie ukażę im sens życia, jakim jest sam Jezus Chrystus, i jakie będzie to miało konsekwencje w przyszłości. Po szesnastu latach skończył się przecież czas amatorszczyzny.

Jakim językiem powinno się mówić do młodych o wierze?

Przede wszystkim trzeba starać się mówić językiem wydarzenia. Musimy opowiadać o obecności Boga i tę obecność przeżywać, a nie tłumaczyć ludziom poszczególne pojęcia. Język wiary nie jest operacją na pojęciach.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Czy ten sposób przybliżania Boga lepiej wpływa na tak duże zainteresowanie Lednicą?

Mam nadzieję. Wierzę, że wydarzenie jest bardziej przekonujące niż wykład. Najważniejsze jest przecież doświadczenie duchowe, bo dzięki temu następuje wzrost osobowości. Trzeba nauczyć się dawać, brać i dzielić się wiarą. W ciągu kilku godzin musimy wyprzedzić czas i dokonać czegoś, co w normalnych warunkach trwałoby latami. Do zrobienia jest dużo, a czasu niewiele.

Czy można powiedzieć, że spotkanie młodych ludzi na Polach Lednickich, pod Bramą Rybą, jest odpowiedzią na problemy współczesnego Kościoła?

Między innymi. Lednica jest wielkim laboratorium wiary i przyszłości. Pokazuje nam wrażliwość młodego pokolenia oraz sposób transmitowania wiary. Na Lednicy nie ma czasu na gadanie, wygłaszanie przemówień. Lednica jest jednym wielkim doświadczeniem wiary. Wiele osób przystępuje do spowiedzi. To znaczy, że wciąż żyje w młodzieży pragnienie osobistego, intymnego spotkania z Chrystusem i Jego miłością. Podobnie przejście przez bramę stało się wydarzeniem o ogromnym ładunku treściowym i emocjonalnym. Pomysł ten wydawał mi się jednorazowy, a tymczasem on trwa. A cóż powiedzieć o adoracji. Kiedy w ciszy i na kolanach młodzi przeżywają intymność z Chrystusem. A cóż powiedzieć o wyborze Chrystusa, wyborze, który tam dokonuje się wśród młodych jako rezonans wyboru Mieszka.

Jakie są plany tegorocznego spotkania? Skąd pomysł na hasło i przewodnictwo s. Faustyny?

Tegoroczne spotkanie na Lednicy miało początkowo nosić tytuł: "Miłość i odpowiedzialność", ale niespodziewanie w nocy odezwał się mój wychowanek i powiadomił, że jeżeli tematem rozważań młodzieży będzie Boże Miłosierdzie, to on ufunduje wszystkim "Dzienniczek" s. Faustyny. To było niesamowite. Co roku każdy, kto przyjedzie na spotkanie, otrzymuje od nas jakiś podarunek. Ten wydaje się bardzo trafiony.

Nawiązaliśmy kontakt z siostrami z Łagiewnik i ustaliliśmy, że będą trzy wielkie części tegorocznego spotkania. Pierwsza to spotkanie z s. Faustyną przez ucałowanie jej relikwii, pierścienia i modlitwa za narzeczonych. Następnie odbędzie się spotkanie z Chrystusem w Eucharystii i wybór Chrystusa, wreszcie trzeci punkt programu: adoracja obrazu Jezusa Miłosiernego połączona zarówno z milczeniem, modlitwą, jak i tańcem oraz śpiewem. To wzruszające, że ludzie domagają się coraz dłuższej chwili uwielbienia w ciszy, kiedy bp Wojciech Polak niesie potężną, 3-metrową monstrancję. To znak, że dla wielu jest to najważniejszy czas kontaktu z Jezusem.

Dlaczego mówienie młodzieży o miłosierdziu jest tak ważne?

Dlatego, że słowo „miłość” wydaje się niekiedy zużyte i nienośne. Tymczasem miłosierdzie jest drugim imieniem niemodnego już słowa „miłość”. Akcentuje branie na siebie potrzeb drugiego i udzielanie przebaczenia. Mówienie o tym młodym ludziom jest konieczne, ponieważ widać wyraźnie, ile jest do roboty, do pomocy innym, do wzięcia na siebie ich potrzeb, a nie egoistycznego przeżywania słodkich chwil w miłym towarzystwie. Miłosierdzie jest postawą czynną, a nie konsumpcją przyjemności.

Czy czas i miejsce organizacji Lednicy ma jakieś znaczenie?

Spotkanie odbywa się zawsze w pierwszą sobotę czerwca ze wskazania kard. Stanisława Dziwisza. Jest to czas nawiązywania i wspomnienia wszystkich pielgrzymek Ojca Świętego Jana Pawła II do Polski. Miejsce jest także szczególne, bo przypomina o chrzcie naszej Ojczyzny. Wierzymy, że miał on miejsce na wyspie i tam bije to źródło, a Pola Lednickie są właśnie wielkim rezonatorem tego wydarzenia i tego miejsca. To się czuje do dziś.

Czy można uznać, że Jan Paweł II jest wciąż duchowym opiekunem Lednicy?

Nie tylko można, ale trzeba! To właśnie jego wyobraźnia, intuicja i siła sprawiły, że Lednica jest taka, jaka jest. Wszystko powstawało pod jego bezpośrednim wpływem i okiem. Ojciec Święty zawsze miał dla nas swoje przesłanie i błogosławił nam przed i w trakcie spotkania. Następnie oczekiwał relacji i sprawozdań. Teraz przewodzi nam z nieba, a patronat nad Lednicą przejęli Benedykt XVI i Prymas Polski. Nie zmienia to faktu, że Lednica była, jest i będzie papieska i kościelna.

Dlaczego tylu księży przyjeżdża na Lednicę? W ubiegłym roku było ich ponad dwa tysiące. Jaka jest ich rola?

Księża mają genialne wyczucie rzeczywistości Bożej, intuicję wiary i chcą być z młodzieżą, bo wiedzą, że to w nich tkwi siła przyszłości Ojczyzny i Kościoła, którą oni sami z dnia na dzień kształtują u siebie. Jesteśmy w końcu uczniami Jana Pawła II, który młodzież traktował poważnie, bo to właśnie jej powierzył przyszłość.

Jak Lednica zmieniła życie Ojca?

Poprzez ciągłe myśli o tym wielkim wydarzeniu wyeliminowałem wszystkie te zajęcia, które uniemożliwiały mi pełne, całkowite zaangażowanie dla Lednicy, która ostatecznie stała się osią mojego życia. Lednica uczy mnie odpowiedzialności. Kiedy stoję pod Bramą Rybą, to zawsze myślę o słowach Jezusa wypowiedzianych do Apostołów: "To wy dajcie im jeść". Ci wszyscy młodzi ludzie nie przyjeżdżają kilkaset kilometrów po nic. Chcą czegoś doświadczyć. Ja muszę dać im tę potrzebną do życia "kromkę sensu". Myślę, że Lednica poprzez to, że uczy mnie myślenia do przodu, jest zapowiedzią wiary jutra. Chciałbym, byśmy zawsze mogli się rozpoznać po „łamanym chlebie” i słyszeć wciąż niezagłuszone niczym słowa Apostołów idących do Emaus, którzy mówią do Jezusa: "Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił". A On został. "Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go".

Wierzę w to, że "łamanie chleba" na Lednicy, już po raz szesnasty, będzie niezwykle czytelnym znakiem obecności Chrystusa między nami, a także źródłem radości i pokoju dla następnego pokolenia. Młodzież lednicka to liderzy przyszłości – tego jestem pewien! A rozpoznawać się będą zawsze po pokoju i radości, które z nich będą promieniować.

http://religia.onet.pl/wywiady,8/milosierdzie-boze-drugim-imieniem-milosci,30856.html
...



 


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Luty 15, 2012, 15:47:21
                                                                                                        Zawód: ksiądz

o. Bernard Sawicki OSB | PSPO | 15 Luty 2012 


Coraz mniej ich widać na mieście. Boją się ujawniać – zwłaszcza w dużych miastach. Bo wcale nie jest bezpiecznie i miło przejść choćby ulicami Warszawy w sutannie czy w habicie. Można usłyszeć to czy owo, niekiedy nawet dostać w głowę. A przecież jest ich w Polsce ponad trzydzieści tysięcy! I wciąż wielu młodych ludzi przygotowuje się do tego, jak to ktoś powiedział, najbardziej męskiego zawodu świata.


Ich istnienie i postrzeganie w społeczeństwie ma chyba coś w sobie z ostrych społecznych reakcji. Oczywiście społeczeństwo bacznie obserwuje tak całą grupę, jak i poszczególne jednostki. I jest niekiedy bardzo bezlitosne – a zwłaszcza mass media. Ale też – zwłaszcza w Polsce – czasami bardzo wyrozumiałe. Ich postrzeganie jak rzadko która grupa społeczna uwikłane jest w liczne stereotypy. Tym bardziej i rozpaczliwiej szukają więc nowych form zaistnienia w mentalności społecznej. A i samo społeczeństwo – a zwłaszcza mass media – tak bardzo lubi "dobierać się" do nich. Na rozmaite sposoby.

No właśnie. Od zawsze intrygowali, zastanawiając lub wręcz denerwując. Pozostało to do dziś. "Księża na księżyc!", "Czarni!” to najbardziej klasyczne chyba hasła z naszych murów w ostatnim czasie. Z drugiej strony z całym szacunkiem mówi się o powołaniu księdza (obok powołania nauczyciela czy lekarza).

Dołącz do nas na Facebooku

Skąd się biorą? Po co są?

Zastanawiające jest, że wciąż tylu młodych ludzi (nade wszystko w Polsce – ale nie tylko) decyduje się na taki styl życia. Może imponuje im ekstrawagancja, szukają form awansu społecznego (wciąż jeszcze). Ale czy taka motywacja jest w stanie wystarczyć na całe życie? Proszę pomyśleć o starości księży emerytów, nie mają rodziny, która by się o nich zatroszczyła – także zakonnej. Nie zawsze są w stanie pracować na parafii do końca. Szczególnie smutna jest wizyta w domu księży emerytów!.

A ileż w ciągu całego życia momentów samotności, jałowej ludzkiej pustki emocjonalnej! Jeśli ktoś czuje się samotny, niech pomyśli o syndromie niedzielnego popołudnia i wieczoru księdza, kiedy to wszystkie nabożeństwa są już odprawione. Ludzie cieszą się urokami rodzinnego ogniska, a on? Owszem, można gdzieś pojechać, coś obejrzeć. Ale – dobrze wiemy – że to tylko namiastka prawdziwej bliskości z kochaną osobą. Inny obraz – po wspaniałym wyjeździe wakacyjnym, którego duszą jest właśnie ksiądz, na peronie wszystkie dzieci rozchodzą się do rodziców, do domów – a on zostaje sam. I niekiedy nie ma nawet komu opowiedzieć o przeżyciach z wyjazdu.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Po co więc takie męczarnie? Coraz więcej osób o to pyta – podejmując zwłaszcza problem sensowności (czy wręcz możliwości) celibatu. Oczywiście odpowiedzi jest wiele. Koncentrują się zasadniczo na postaci Pana Jezusa. Bo każdy ksiądz ma być "drugim – Chrystusem", jego uosobieniem dla wierzących. Ale co to oznacza w praktyce – i jak z tym ma żyć zwyczajny, niekiedy bardzo słaby i ograniczony człowiek? Problem nie jest banalny.

Tak jak Pan Jezus jest uosobieniem solidarności Boga z najbardziej opuszczonymi i cierpiącymi, tak ksiądz ową solidarność przedłuża i ukonkretnia w naszych czasach, szczególnie intensywnie dźwigając w swoim życiu całą wielkość i boleść ludzkiej egzystencji. Pomyślmy o dyspozycyjności, posłudze spowiedzi, otwartości i ofiarności dla ludzi, które powinny cechować księdza. A także o licznych przecież przejawach niedostawania do tych ideałów. Odnajdziemy wtedy samych siebie w naszej szarpaninie pomiędzy ideałami, a naszymi ograniczeniami. Ta szarpanina księdza odbywa się w pewnym sensie publicznie. Nasza – może na szczęście nie. Ale przynajmniej wiemy, że nie jesteśmy sami, że ktoś szarpie się także i dla nas. Jeśli to zobaczymy – to może warto powiedzieć idącemu na ulicy księdzu "Niech będzie pochwalony…", lub "Szczęść Boże!". Wciąż jest wszak w Polsce 96% katolików…
 
http://religia.onet.pl/benedyktyni-tynieccy,38/zawod-ksiadz,31743.html

....................................



Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Luty 21, 2012, 15:11:51
                                                          CZYNIC  KOSCIOL  DOMEM

ks. inf. Ireneusz Skubiś | Niedziela | 9 Styczeń 2012 | Komentarze (0)

Z arcybiskupem Wacławem Depo – nowym metropolitą częstochowskim – rozmawia ks. inf. Ireneusz Skubiś
Ks inf. Ireneusz Skubiś: Pragnę przede wszystkim wyrazić naszą ogromną radość z wyboru Waszej Ekscelencji na urząd Arcybiskupa Metropolity Częstochowskiego. Cieszą się kapłani i wierni, cieszy się redakcja „Niedzieli”... Pierwszy biskup częstochowski Teodor Kubina `mówił o sobie, że jest pierwszym ministrem Matki Bożej. Czy Ksiądz Arcybiskup także pragnie być ministrem Matki Bożej?

Dołącz do nas na Facebooku

Abp Wacław Depo: Serdecznie pozdrawiam wszystkich: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Tego pozdrowienia nauczyliśmy się jeszcze pod sercami naszych matek, w naszych rodzinach, i dlatego tym pozdrowieniem bardzo serdecznie witam każdego z Was i obejmuję modlitwą. Jestem wdzięczny Bogu za dar tej diecezji, a przede wszystkim osób, które ją stanowią – po Bogu, po Maryi. Chcę bardzo serdecznie podziękować za wszystkich pasterzy Kościoła częstochowskiego, poczynając od wspomnianego pierwszego biskupa diecezji Teodora Kubiny, po arcybiskupa Stanisława Nowaka i obecnych biskupów Antoniego i Jana. Częstochowa wraz z Jasną Górą i Obrazem Jasnogórskiej Pani jest dla nas zawsze miejscem szczególnego świadectwa i zawierzenia. Nie dziwię się, że bp Kubina określił siebie mianem ministra Matki Bożej, a więc kogoś, kto Jej służy. Ona jest przecież pierwszym świadkiem odwiecznej miłości Boga, który przez Nią zrodził swojego Syna, aby obdarzyć nas godnością dzieci Bożych. I to od Niej uczymy się odkrywać nasze własne tajemnice, tajemnice własnych wezwań przez Boga po imieniu, wsłuchiwania się w Jego słowo, w Jego głos, aby później okazać się nie tylko słuchaczem słowa, ale człowiekiem zawierzenia. Bo to słowo będzie dla mnie słowem kluczem, kiedy będę chciał odpowiedzieć sobą na tajemnicę współpracy z łaską. I potwierdzam to za Janem Pawłem II, z jego listu „Rosarium Virginis Mariae”, że brak wpatrywania się w Jej oblicze – a wraz z tym utrata prawdy o Chrystusie, który za sprawą Ducha Świętego z Maryi stał się człowiekiem – uniemożliwia nam wniknięcie w samą tajemnicę nie tylko istnienia Boga i Jego miłości, ale w tajemnicę zrozumienia siebie samego. Dlatego chcę być takim ministrem, który służy i daje siebie przez Maryję Bogu.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Jak Ekscelencja mógłby zdefiniować swoje pierwsze zadania w nowej archidiecezji?

Na pewno będę starał się wejść w program, który już rozpoczęliśmy, i który Arcybiskup Stanisław rozpoczął również w archidiecezji i metropolii częstochowskiej, żeby czynić Kościół domem. Co to oznacza? Przede wszystkim oznacza wspólnotę ludzi – „communio personarum” – którzy związani są z Bogiem i dlatego są związani między sobą. Jak bowiem przypomniał nam Kościół w dokumentach soborowych, spodobało się Bogu zbawiać ludzi nie tylko pojedynczo, osobno, ale utworzyć z nich lud. W związku z tym chciałbym, żeby każdy na nowo odnalazł swoje miejsce w Kościele – jak nam to zadał również bł. Jan Paweł II czy dzisiaj proponuje Benedykt XVI – przez dzieło nowej ewangelizacji. A to oznacza nowe przylgnięcie osobowe, umysłem i sercem, każdego z nas do Chrystusa.

Chciałbym bardzo mocno podkreślić, że nie mam tu na myśli tylko ludzi, którzy już przynależą do Kościoła i są w jego kręgu, ale chodzi o to, by rzeczywiście stwarzać przestrzeń prawdy i wolności, czyli wolnego wyboru dla wszystkich, którzy dzisiaj mogą być daleko od Kościoła albo patrzą nań bardzo krytycznie, a przecież oni też są ogarnięci miłością naszego Odkupiciela. Maryja z pewnością nie poskąpi im swojej macierzyńskiej troski i opieki w prowadzeniu ich do Boga. I to dzieło – nowej ewangelizacji – wydaje mi się pierwszym moim zadaniem, priorytetem. A później – zrozumienie siebie w tajemnicy Kościoła, w tym, oczywiście, posługa sakramentalna. To jest nieodzowne, bo bez realizmu spotkania i dotknięcia Chrystusowej łaski, zwłaszcza w sakramencie pokuty i Eucharystii, nie możemy doświadczyć bliskości Boga i Chrystusa, który jest naszym

Co Ksiądz Arcybiskup chciałby powiedzieć kapłanom nowo obejmowanej diecezji?

Pierwszym słowem, które chciałbym skierować do moich współbraci w kapłaństwie, jest zdanie, jakie zapisał Jan Paweł II w ostatnim swoim Liście do kapłanów, dosłownie na progu swojego przejścia do domu Ojca, a mianowicie, że poprzez nasze istnienie i poprzez naszą posługę wszyscy jesteśmy ukierunkowani na Chrystusa. To jest istnienie, które musi być wdzięczne za to, kim jest. I jeszcze to, co z kolei podkreślił Benedykt XVI, a ja chciałbym, żeby mocno do każdego z moich braci kapłanów dotarło – że Kościół jest Wam wdzięczny za to, kim jesteście. Najpierw za to, kim jesteście wobec Boga i wobec ludzi, a na drugim miejscu za to, co czynicie, stając się głosicielami, szafarzami i przewodnikami wspólnot Kościoła na każdym odcinku – czy to Kościoła lokalnego, czy powszechnego. Dlatego dziękuję Bogu za Was i bardzo proszę o ufną modlitwę, ażebym mógł Wam służyć jako ojciec, brat i przyjaciel.

Wiem, że z moją posługą wśród Was jest związana tajemnica czasu i tajemnica miejsca. Wchodzę do archidiecezji, która ma już swoje zręby, fundamenty, która już jest zbudowana na Chrystusie. Chcę dostrzec każdego z Was, konkretnego człowieka, i powiedzieć: Każdy z Was jest ważny w oczach Boga. Bo przecież Bóg chciał nas dla nas samych – jak to pięknie podkreśla „Gaudium et spes” (Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym). Dlatego do każdego spotkanego na mojej drodze posługi – na pielgrzymich szlakach, w aulach uniwersyteckich, w seminarium duchownym, które jest źrenicą oka biskupa i sercem diecezji, na różnych sympozjach, w różnych miejscach posługi, zwłaszcza wobec ludzi chorych, cierpiących – wypowiadam dzisiaj swoje słowo pozdrowienia i ufnej modlitwy i ślę wszystkim swoje błogosławieństwo. W szczególny sposób obejmuję również siostry zakonne, osoby życia konsekrowanego, wraz z domem Matki zawierzania na Jasnej Górze. Niech każdy z Was czuje się dotknięty moim spojrzeniem i moim błogosławieństwem.

Ekscelencjo, na wieść o nominacji Księdza Arcybiskupa na metropolitę częstochowskiego o. Izydor Matuszewski – generał Zakonu Paulinów odmówił modlitwę „Chwała Ojcu...”. Proszę o słowo do stróżów Jasnogórskiego Sanktuarium.

Jestem bardzo wzruszony i pomogę sobie fragmentem poematu jeszcze wtedy arcybiskupa Karola Wojtyły, kiedy nawiedzał Ziemię Świętą w czasie obrad Soboru Watykańskiego II. A pisał on: „Nie mogę po tobie tylko stąpać, muszę przyklęknąć. Przez to odciskam pieczęć i odchodzę stamtąd, i powracam jako świadek. Zostaniesz tutaj, a ja zabiorę ciebie i przeobrażę w sobie na miejsce nowego świadectwa” (por. „Wędrówka do miejsc świętych”).

To słowa wypowiedziane wobec tajemnicy miejsca, jakim jest Ziemia Święta, ziemia naszego Zbawiciela. Ale myślę, że w ten sam sposób, w tym samym duchu wiary będę chciał stawać na Jasnej Górze. Tam nie wolno tylko stawać, wpatrywać się i słuchać. Tam trzeba przyklęknąć i bardzo osobiście odbierać te zwiastowania, które Maryja, wskazując nam na Syna, będzie nam przekazywać, aby stamtąd odchodzić umocnionym jako świadek nadziei, której tak wszyscy bardzo dzisiaj pragniemy.
I za ponad 600-letnią posługę Jasnej Góry jestem Bogu wdzięczny całym sercem... Brakuje już słów dla wyrażenia tej wdzięczności.

pielgrzymom, słuchaczom Radia Maryja i Telewizji Trwam, Radia Fiat i Radia Jasna Góra oraz Czytelnikom „Niedzieli” w kraju i na świecie?

Bardzo serdecznie dziękuję za to miejsce, które jest miejscem twórczego niepokoju. Kiedy patrzymy na twarz Maryi, widzimy Jej niepokojące się oczy. Ale nie jest to niepokój, który burzy jakiś porządek serca i umysłu. To jest niepokój zatroskania. I tak jak uczył nas Ojciec Święty Jan Paweł II, pragnę powiedzieć, że przychodzimy, aby tutaj przykładać swoje serce i usłyszeć, jak biją nasze serca w sercu Matki. Trzeba to wołanie przyjąć, pomimo że ono nieraz jest niepokojące, trudne. Ale przecież do kogóż przyjdziemy, jeśli nie do Matki, która stale prowadzi nas do swojego Syna? Dlatego będę się starał być pierwszym wśród pielgrzymów i wszystkich ludzi, którzy dają swoją własną odpowiedź Bogu na Jego miłość miłosierną, dźwigającą nas i dotykającą każdej naszej ludzkiej rany, tej duchowej i tej fizycznej.

Już dzisiaj z serca błogosławię wszystkim, którzy stają na tym miejscu i którzy będą z ufną modlitwą przychodzić do Matki, aby przylgnąć do Jej Syna.

Prosimy o słowo do naszego arcybiskupa seniora Stanisława Nowaka...

Z serca dziękuję za dar osoby i posługi Księdza Arcybiskupa Stanisława. Miałem tę radość i szczęście poznać Księdza Arcybiskupa jeszcze jako rektora Seminarium w Krakowie, a później już arcybiskupa, szczególnie przez naszą współpracę na terenie metropolii częstochowskiej, kiedy posługiwałem jako rektor Seminarium w Radomiu. Zawsze z otwartym sercem i otwartymi ramionami byłem przyjmowany jako duchowy syn. Przyznam, że wspólną dla nas troską, obok Jasnej Góry i Matki Bożej Częstochowskiej, jest Matka Boża z Ludźmierza, Gaździna Podhala, pod której przewodem Ksiądz Arcybiskup zdobywał swoje pierwsze doświadczenie w posłudze kapłańskiej. Niejednokrotnie stawaliśmy przy Niej razem, ale Ksiądz Arcybiskup jako ten pierwszy, który zawsze z serca się wypowiadał i nas błogosławił. Dlatego dzisiaj wiem, że wchodzę tutaj w przestrzeń tajemnicy jego łaski, a jednocześnie przedłużenia serca w tej posłudze, również wobec mojej osoby jako swojego następcy. Ogarniam go swoją modlitwą i już dzisiaj zapraszam na wszelkie drogi mojej apostolskiej posługi w Kościele lokalnym.

Dziękuję za tę piękną wypowiedź – jeszcze na gorąco. Byłem obecny na spotkaniu 29 grudnia 2011 r., podczas którego abp Stanisław Nowak przedłożył pisma Nuncjatury Apostolskiej, informujące o nominacji Ekscelencji na arcybiskupa metropolitę częstochowskiego. Wszyscy świadkowie tego wydarzenia bardzo się ucieszyli. Przekazuję najserdeczniejsze życzenia i zapewniam o naszych otwartych ramionach. Podobną radość przeżywaliśmy m.in. 16 października 1978 r., gdy kard. Karol Wojtyła został posłany na Stolicę Piotrową...

Ta radość jest dla mnie wielkim zobowiązaniem, aby nie utracić nic z tych darów, które Pan Bóg przeze mnie chce Wam przekazać. Powiem słowa, którymi w ubiegłym roku zatytułowałem rekolekcje na Jasnej Górze dla ojców paulinów: „Wiem, Komu zawierzyliśmy, i niech Maryja prowadzi nas po drogach łaski”.

http://religia.onet.pl/wywiady,8/czynic-kosciol-domem,27966,page1.html
...
                                                              TAJEMNICE  ZAKONNIKOW.

Tajemnice zakonników. Jak zarobić na Kościele?

W Polsce żyje 31 mln katolików. Dla biznesmena to najlepszy target komercyjny. Osoby wykształcone i proste, bogaci i biedni, starcy i młodzież. Chętnych na to, by zarobić na Kościele jest wielu. Jak wygląda reklama i promocja?
Reklama? By przynajmniej raz w tygodniu pojawili się w kościele, nie trzeba telewizyjnych spotów ani billboardów. Akwizytorzy? Księża, zakonnice, katecheci, wreszcie rodzina działają lepiej niż najsprawniej wyreżyserowany marketing szeptany. Podaż? Wszystko - od dewocjonaliów po książki kucharskie i telefony komórkowe. Chętnych na to, by zarobić jest wielu.

Tajemnice kuchni zakonników

Moda na "gotowanie na ekranie" nie ominęła spokojnych i żyjących na uboczu zakonów żeńskich. Jak się okazuje, klasztorne kuchnie są skarbnicą wiedzy o staropolskich, tradycyjnych potrawach. Gotujące siostry za aprobatą swych przełożonych, dzielą się nią z milionami widzów, słuchaczy i czytelników.

Dołącz do nas na Facebooku

Telewizja ma jedną gwiazdę w habicie – siostrę Anielę Garecką. Jej "Anielską kuchnię" emituje stacja Religia.tv. Urocza salwatorianka dzieli się ze swoimi widzami nie tylko kulinarną wiedzą, ale również przemyśleniami moralnymi i religijnymi. Oprócz tego z jej programów można dowiedzieć się wielu ciekawostek o starych polskich zwyczajach. Głosem poczciwej babci zakonnica gawędzi o zasadach postu i radości karnawałowego obżarstwa.

W eterze niepodzielnie króluje inna gotująca zakonnica: legendarna już siostra Leonilla, która na antenie Radia Maryja prowadzi "Porady kulinarne". Loretanka specjalizuje się w kuchni prostej, sycącej, opartej przede wszystkim na polskich składnikach. Opowiada o nich w krótkich, zwięzłych zdaniach, tak, by słuchacze bez problemu mogli nadążyć z zapisywaniem receptur.

Wszyscy ci, którzy nie słuchają radia, przepisy siostry Leonilli znajdą w jej książkach kucharskich. Możemy znaleźć tam informacje o tych samych potrawach co w radiowych "Poradach kulinarnych", tyle że z drobnymi zmianami: ilości potrzebnych produktów są podawane w dekagramach, a nie jak mawia siostra w audycjach, "na wiadra".

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Drukowane porady z klasztornych kuchni idą jak woda. Wydawnictwo WAM podaje, że książki kucharskie autorstwa Anastazji Pustelnik ze Zgromadzenia Córek Bożej Miłości sprzedały się już w 3 mln. egzemplarzy. Równie dochodowe okazać się może prowadzenie restauracji, której szefem kuchni jest duchowny. Szczególnie, kiedy ma ona tak rewelacyjną lokalizację jak ta założona przez ojców benedyktynów w klasztorze w Tyńcu. Potraw przyrządzanych według tradycyjnych zakonnych receptur spróbować można nie tylko na miejscu. Ojcowie sprzedają swe specjały w ogólnopolskiej sieci sklepów z produktami benedyktyńskimi, które dostępne są również w internecie.

Jak zarobić na pielgrzymce

Dochodowym biznesem jest też turystyka religijna. Co roku setki tysięcy osób wyjeżdżają na zorganizowane pielgrzymki, objazdy, wycieczki do miejsc świętych. Ubożsi pątnicy wybierają eskapady do lokalnych miejsc kultu. W Polsce rekordy frekwencyjne biją niezmiennie Jasna Góra, Licheń, Wadowice i Łagiewniki. Do wybranego sanktuarium można jechać autokarem, rowerem, samochodem lub iść pieszo.

Wzdłuż najpopularniejszych szlaków stworzona została świetnie funkcjonująca infrastruktura obejmująca hotele, dormitoria, pola namiotowe, sklepy z pamiątkami czy restauracje. Oprócz Polaków korzystają z nich również turyści zza granicy. O każdej porze roku spotkać można rzesze Włochów i Hiszpanów (ich jest wśród religijnych turystów najwięcej), którzy przyjeżdżają do Polski, by odwiedzić miejsca związane z Janem Pawłem II – Kraków, Wadowice, Mazurskie Jeziora i Tatry.

Zamożniejsi polscy pielgrzymi wybierają się do Rzymu, Medjugorie, Fatimy czy do Ziemi Świętej. Rzadko kiedy są to wycieczki indywidualne. Częściej pątnicy korzystają z usług biur podróży specjalizujących się w obsłudze takiego ruchu turystycznego. Koszty takich wyjazdów są niemałe; 7-dniowy pobyt w Izraelu ze zwiedzaniem Nazaretu i Jerozolimy to wydatek co najmniej 3 000 PLN, Rzym i Watykan około 2 000 PLN.

Z podróży, szczególnie tej dalekiej warto przywieźć bliskim pamiątkę. We wszystkich, najmniejszych nawet sanktuariach, bez problemu można znaleźć sklepy z dewocjonaliami. Oferta jest bogata: różańce, figurki, obrazki, flakony na święconą wodę, t-shirty z religijnym nadrukiem, a także płyty z muzyką religijną i filmy na DVD.




Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Luty 21, 2012, 15:25:17
Papież my love

Papież Jan Paweł II, obok Jezusa i Marii jest niekwestionowaną ikoną polskiego katolicyzmu. Jeszcze za życia wierni postawili mu spiżowy pomnik złożony z milionów gadżetów z "naszym papieżem”. Jego śmierć była wielkim wydarzeniem medialnym; przez kilka kwietniowych dni 2006 roku uwaga wszystkich redakcji i odbiorców skupiła się na pogrzebie wielkiego Polaka. Był to początek niespotykanego dotąd fenomenu – głowa Kościoła katolickiego stała się obiektem nie tylko kultu religijnego, ale weszła również na arenę popkultury. Uśmiechnięta twarz Karola Wojtyły spogląda na nas z kubków, koszulek, okładek płyt, komiksów, parasolek, a nawet zniczy nagrobnych. O papieżu powstało kilkanaście filmów dokumentalnych i fabularnych, napisano dziesiątki piosenek, takich jak "Tak mówił papież" w wykonaniu Iwana Komarenki, a nawet góralska opera "Ojciec Święty Jan Paweł II na Podhalu", która swą premierę miała w zeszłym roku w Zakopanem.

Tu zrodzić się może pytanie o to, kto jest właścicielem "JP II trade mark". Przecież prawami do zdjęć innych znanych zmarłych postaci dysponują rodziny lub inni spadkobiercy. Mimo że od dawna nieżyjący, Marilyn Monroe czy Elvis Presley wciąż zarabiają miliony "użyczając" swojego wizerunku najróżniejszym kampaniom reklamowym. Jak wygląda to w przypadku Jana Pawła II? W 2009 r. Sekretariat Stanu Watykan wydał dokument "Deklaracja w sprawie ochrony wizerunku papieża", który miał regulować tę kwestię. W Polsce nie ma on jednak żadnej mocy prawnej.

Według krajowego Kodeksu Cywilnego dozwolone jest używanie wizerunku zmarłej osoby publicznej (np. głowy państwa) bez niczyjej zgody pod warunkiem, że jego wykorzystanie nie jest czysto komercyjne i wiąże się z wykonywaną przez tę osobę za życia funkcją. W praktyce każdy gadżet z postacią Jana Pawła II uznany być może za związany z piastowaniem przez Karola Wojtyłę funkcji następcy świętego Piotra. Nad Wisłą kwitnie więc lukratywny handel papieskimi popielniczkami, długopisami i breloczkami. Nie sposób nawet ocenić, ile tak naprawdę wart jest rynek produktów z wizerunkiem papieża Polaka.

Medialne imperium

Najbardziej znanym biznesmenem w sutannie jest bez wątpienia ojciec Rydzyk. O jego przedsiębiorczości zrobiło się głośno już w 1991 r., kiedy założył "Radio Maryja", katolicką rozgłośnię radiową, w której sprawuje funkcję jednoosobowego organu nadzorczego, zarządzającego i kontrolnego. Dziś imperium medialne redemptorysty rozrosło się kilkakrotnie i oprócz wyżej wspomnianego radia obejmuje m.in. "Twój Dziennik", "Telewizję Trwam" oraz "Miesięcznik Radia Maryja". Ojciec Tadeusz do tego stopnia zafascynowany jest światem mediów, że powołał do życia prywatną szkołę kształcącą przyszłych katolickich dziennikarzy. Działająca w Toruniu Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej prowadzi nabór na takie kierunki jak informatyka, dziennikarstwo i komunikacja społeczna czy politologia.

Oprócz tego ojciec Rydzyk zasiada we władzach "Fundacji Servire Veritati Instytut Edukacji Narodowej" i "Fundacji Lux Veritatis". O działalności tej drugiej ostatnio szeroko dyskutowano w mediach, a to za sprawą kilku projektów pilotowanych przez fundację. Głośno było choćby o odwiertach geotermalnych, które redemptorysta chciał finansować z funduszy europejskich. Mimo że rząd cofnął dotację, przedsiębiorczemu zakonnikowi i tak udało się dopiąć swego – w zeszłym roku w rurach instalacji geotermalnej zbudowanej przez fundację popłynęła ciepła woda. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już niedługo woda ta ogrzewać będzie Centrum Polonia in Tertio Millennio; kompleks złożony z kościoła wotywnego wznoszonego ku czci papieża Jana Pawła II oraz aquapark i hotel.

Zafascynowany możliwościami, jakie daje współczesna technika Rydzyk, rozszerzył działalność "Lux Veritatis" o telefonię komórkową "W Rodzinie". Interesy przynoszą dochody, co cieszy tym bardziej, że większość z nich nie jest opodatkowana. Jak to możliwe? Dzięki luce w prawie, która zwalnia z obowiązku płacenia podatków wszystkie kościelne osoby prawne, o ile dochód z ich działalności przeznaczany jest na cele kultu religijnego, oświatowo-wychowawcze, naukowe i kulturalne. Jak się nie trudno domyślić, niemal wszystkie interesy redemptorysty mają takie właśnie cele.

A jakie są dochody samego ojca Rydzyka? Oficjalnie oczywiście żadne, bo wszystko co posiada, nie jest jego własnością, a zakonu redemptorystów. Jak to się dzieje, że ojciec jeździ Maybachem, najdroższym produkowanym samochodem świata? Albo że wakacje spędza na Wyspach Kanaryjskich? Pytania o zamożność zbywane są najczęściej bon motem o bogactwie duchowym. Trudno też jednoznacznie orzec, jak faktycznie idą interesy ojca Rydzyka. Żadne wiarygodne dane nie są znane, bo dzięki przepisom jego fundacje nie muszą prowadzić pełnej dokumentacji podatkowej. I nawet jeśli liczba słuchaczy "Radia Maryja" regularnie spada, a "Nasz Dziennik" generuje straty, to przedsiębiorczy zakonnik zawsze może liczyć na hojność wiernych. Wszak wpłaty na konto fundacji sięgały już 5 mln. złotych rocznie, a obowiązki etatowych pracowników można powierzyć rzeszy wolontariuszy.

Zarobić na religijności

W dobie kryzysu każda inicjatywa nakręcająca koniunkturę i tworząca miejsca pracy jest na wagę złota. Jak pokazują liczne przykłady, polscy duchowni świetnie radzą sobie w świecie biznesu. Są obecni w mediach, tworzą dobrze funkcjonującą sieć dystrybucji wytwarzanych produktów, mają wiernych klientów zadowolonych z oferowanych usług. Prawdą jest, że to rynek bardzo specyficzny, rządzący się swoimi prawami. Ci, którzy chcą zarabiać na ludzkiej religijności powinni szczególnie dbać o biznesową etykę. Działając na wolnym rynku, nie sposób wyłącznie korzystać z jego dobrodziejstw, omijając przy tym wynikające z niego obciążenia.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/tajemnice-zakonnikow-jak-zarobic-na-kosciele,31819,page1.html

............................................................

                                                                  Sprawa TV TRWAM trafi na forum UE

W związku z odrzuceniem przez KRRiT wniosku fundacji Lux Veritatis, dotyczącego przyznania miejsca Telewizji Trwam na cyfrowym multipleksie, poseł do Parlamentu Europejskiego, prof. Mirosław Piotrowski wraz z eurodeputowanymi Solidarnej Polski oraz PiS skierował pytanie do Komisji Europejskiej.
Posłowie chcą się dowiedzieć, „jakie kroki zamierza podjąć Komisja Europejska w obszarze transparentności cyfryzacji i poszanowania równych zasad konkurencyjności podmiotów na rynku w Polsce”. Chcą też poznać opinię Komisji „w sprawie dyskryminowania mediów ze względu na ich katolicki charakter”. Komisja Europejska zobligowana jest do udzielenia odpowiedzi na to pytanie na piśmie.

Dołącz do nas na Facebooku

Zdaniem Piotrowskiego, decyzja Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji sprzeczna jest z poszanowaniem podstawowych wartości UE, do których należy m.in. zasada niedyskryminacji ze względu na poglądy religijne. – Celem podjętej akcji jest przede wszystkim zainteresowanie Komisji Europejskiej niedopuszczalnymi praktykami dyskryminującymi media katolickie w Polsce, kraju, który jest jednym z członków Unii Europejskiej. Kwestią cyfryzacji w Komisji Europejskiej zajmuje się pani komisarz Neelie Kroes. Spodziewamy się, że udzieli nam ona pisemnej odpowiedzi i że jej stanowisko zostanie uwzględnione w Polsce. Należy rozważyć, czy łamaniem zasad transparentności nie powinni zająć się również inni komisarze, np. komisarz ds. sprawiedliwości i praw podstawowych oraz ds. konkurencji – powiedział Piotrowski.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Odpowiedzi KE w sprawie „dyskryminacji TV Trwam” domaga się również poseł Janusz Wojciechowski. Przypomina on, że „Komisja Europejska wielokrotnie wypowiada się w kwestiach dotyczących wolności mediów na świecie, więc teraz niech się zajmie sprawą wolności mediów w kraju członkowskim Unii Europejskiej”.

Pod formularzem zgłoszenia pytania pisemnego podpisali się następujący eurodeputowani: Mirosław Piotrowski, Ryszard Czarnecki, Tomasz Poręba, Marek Gróbarczyk, Janusz Wojciechowski, Zbigniew Ziobro, Jacek Kurski oraz Tadeusz Cymański.

Reakcji Komisji Europejskiej należy spodziewać się w ciągu kilku tygodni.

http://religia.onet.pl/kraj,19/sprawa-tv-trwam-trafi-na-forum-ue,27993.html
.........................................
                                             "Alleluja i do przodu!". Słuchacze Radia Maryja wybrali piosenkę roku

MW | Gazeta.pl | 14 Luty 2012 | Komentarze (0)

Piosenka Macieja Wróblewskiego "Alleluja i do przodu!" o słudze bożym, małym rycerzu, co "obroni Toruń" został piosenką roku Radia Maryja - donosi portal gazeta.pl.
Piosenka "Alleluja i do przodu!" nagrana z okazji 20-lecia Radia Maryja zebrała najwięcej głosów słuchaczy. Wyniki plebiscytu zostały ogłoszone podczas audycji "Piosenka tygodnia".

Wróblewski wykonał swój utwór podczas grudniowej uroczystości z okazji urodzin stacji w kościele redemptorystów na toruńskich Bielanach. Zakonnicy często emitują go w swojej stacji. Słowa piosenki mówią o rozgłośni:

Jest takie radio co ma Bóg w opiece swej

w stajence lichej tak jak on zrodziło się.

Urosło w siłę i jak piękny młody las

pod swą koronę dziś przygarnia wszystkich nas.

Gdy ci doskwiera obojętność, strach, zły los

przekręcasz gałkę, pocieszenia słyszysz głos.

I sławią ojca Tadeusza Rydzyka:

Jest sługa boży, co go ojcem ludzie zwą

więc po ojcowsku zawiaduje stacją swą.

Jak "mały rycerz" co Jasnej bronił Góry

Dzierżąc w dłoni szabli piorun

On obroni Toruń !

W pierwszej trójce znalazły się również utwory: "Una Gran Senial" - w wykonaniu Kiko Argüello, założyciela Neokatechumenatu oraz "Strażnik raju" - Grzegorza Wilka.

Audycję "Piosenka tygodnia" można posłuchać w Radiu Maryja w każdą sobotę o godzinie 16.30.

http://religia.onet.pl/kraj,19/alleluja-i-do-przodu-sluchacze-radia-maryja-wybrali-piosenke-roku,31714.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Kwiecień 23, 2012, 19:02:19
Życie po habicie

Maciej Stańczyk | Onet Religia | 27 Marzec 2012 | Komentarze (717)

Życie po habicie

Walczę. Jestem po maturze, muszę znaleźć pracę, mieszkanie, muszę sama się utrzymać. Życie zaczynam od zera. Nie mam dosłownie nic i jestem zdana na siebie. To wszystko mnie przeraża. Mam lęki i obawy, ale wiem, że to jest moja droga. Mam dwadzieścia pięć lat, sześć lat byłam w klasztorze – pisze w przejmującym liście była zakonnica.

Z listu od S.:

Wcześniejsza decyzja była dla mnie o wiele łatwiejsza. Jak się jest na fali uczuć i zachwytu, to się zrobi wszystko żeby pójść, pokona się każdą trudność. Ale co jeśli, człowiek jest zrezygnowany i ma już tego wszystkiego dość? Tak, jak ja dzisiaj. Walczę. Jestem po maturze, muszę znaleźć pracę, mieszkanie, muszę sama się utrzymać. Życie zaczynam od zera. To wszystko mnie przeraża. Mam lęki i obawy, ale wiem, że to jest moja droga. Mam dwadzieścia pięć lat, sześć lat byłam w klasztorze.

Dołącz do nas na Facebooku

I dalej:

Dlaczego to piszę? Bo wydaje mi się, że to temat przemilczany. Sporo sióstr rezygnuje z życia zakonnego, jedne przed ślubami, inne w czasie junioratu, a jeszcze inne po ślubach wieczystych. W moim roczniku zaczynało nas dwanaście, po sześciu latach zostają cztery, ile dotrwa do końca, to wie tylko Pan... Różne są to odejścia. Ja czuję się normalną dziewczyną, nie uciekam z klasztoru z facetem, a już dziś wiem, że dużo ludzi spojrzy na mnie i będzie miało w głowie swoją wersję zdarzeń. Chcę kontynuować studia, ale będę musiała wytłumaczyć wszystkim na uczelni dlaczego na salę wykładową wchodzę "po świecku". Nie w habicie.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

S. nie zgadza się na to, żebym podał jej imię, ani nawet na to, żebym napisał z jakiego miasta pochodzi. Nie chce ujawnić nazwy zgromadzenia zakonnego, do którego należała, a właściwie wciąż należy, bo S., nadal czeka na zwolnienie ze ślubów. Nie chce też, żeby tekst był wymierzony w Kościół, w jego nauki, a tym bardziej w Boga. "Nie chcę rezygnować z relacji z Bogiem. Nie rozstaję się z Nim, opuszczam tylko zgromadzenie. Wiele się tam nauczyłam, ale widzę, że mój czas się wypełnił. Wiem, dla sióstr nie będę istniała, ale w Jego sercu pozostanę na zawsze!" – pisze S.

Powołanie

Miała szesnaście lat i modliła się podczas kolejnej już pielgrzymki na Jasną Górę, kiedy pierwszy raz pomyślała o powołaniu. Przelotna myśl, że habit to droga właśnie dla niej, choć zaraz zagłuszyć próbowała ją inna myśl – przecież ja się nie nadaje. Ziarno jednak już zostało zasiane. Myśl o wstąpieniu do zakonu nie dawała już jej spokoju.

Najpierw była rozmowa z księdzem, z jedną zakonnicą, potem z kolejną. Powołanie to łaska, trzeba ją dobrze rozeznać – słyszała nastolatka. O tym, że ma "iść tą drogą" usłyszała dopiero podczas wakacyjnych rekolekcji, na które zaprosiły ją siostry zakonne.

- Miałam wielkie nadzieje na życie dla Boga, a z Nim, dla innych. Bardzo się zaangażowałam. Co jakiś czas jechałam na skupienie do sióstr, było fajnie i miło. Przez cały okres liceum właściwie nie brałam pod uwagę innej drogi, niż wstąpienie do klasztoru. Teraz widzę to tak, jakbym już wtedy zamknęła się na inne możliwości. Maturę zdałam dobrze, na studia jednak nie poszłam. Moje serce mówiło: idź do klasztoru już teraz – pisze w swoim liście S.

Dopięła swego. Wstąpiła do klasztoru, na rok wyjechała na wieś. Ona, wtedy dziewiętnastolatka z dużego miasta, pracowała w ogrodzie i na polu. Było bardziej zabawnie, niż uciążliwie. Po roku – nowicjat. Dwa lata w odosobnieniu, pod ochroną mistrzyni, właściwie z utrudnionym kontaktem z innymi siostrami, tymi już po ślubach. Nowicjuszki miały czerpać tylko z jednego źródła. Po trzech latach w klasztorze – pierwsze śluby.

S: - Gdy dzisiaj wspominam ten dzień, to nawet nie umiem powiedzieć, czy był to dzień radości. Chyba bardziej cieszyłam się, że skończy się zamknięcie i w końcu wyjdę do ludzi, czego prawdziwie mi brakowało i za czym tęskniłam.

Posłuszeństwo

Pracowała w kuchni, jeździła do chorych w szpitalach. Z księdzem z parafii organizowała spotkania dla młodzieży. Stale było jednak coś nie tak. Z kuchni przełożona przeniosła ją do furty, z furty do biura, z biura do przedszkola, z przedszkola wyznaczyła do opieki nad starszymi, potem przeniosła do jadalni. I tak w kółko. Przez dwa lata. Pretensje nie milkły – przełożona wciąż była niezadowolona. S. a to za długo była w parafii, za późno wracała do klasztoru, za dużo brała na siebie. Siostra sugerowała nawet, że ma romans z księdzem. W końcu przeniosła ją do innego miasta, bo taka była "boża wola".

- W klasztorze wszystko może stać się wolą Boga. Często miałam i nadal mam wrażenie, że przełożone zasłaniają się tym wyrażeniem jak tarczą i stale go nadużywają, by "przepchnąć" swoje racje i pomysły, czasem nieracjonalne. Ale na tę wolę Boga zgadzać musiałam się nie jeden raz. Przecież ślubowałam posłuszeństwo – pisze S.

Magdalena (imię zmienione), której opowiadam o liście S., kiedy siedzimy nad kubkiem gorącej kawy kiwa tylko głową. Kobiety nie znają się, są w różnym wieku, w innym momencie swojego życia, ale to właśnie Magdalena, jak nikt inny może zrozumieć, to o czym pisze S. W zakonie spędziła ponad trzy lata. Chciała być bliżej Boga, oddychać Nim każdego dnia. Odeszła z nadszarpniętą wiarą, którą długo musiała odbudowywać.

- Jeszcze w klasztorze zastanawiałam się, jak może Bogu podobać się taka hipokryzja. Takie wysługiwanie się Jego wolą, Jego imieniem. Właściwie wszystko co mówiła mistrzyni, było wolą Boga. Mistrzyni doskonale wiedziała, czego chce Pan. Kiedy mam uprać bieliznę, kiedy umyć głowę, w jaki sposób jeść jabłko, czy jak siedzieć na krześle. To co nie podobało się mistrzyni, było złamaniem bożej woli – wspomina Magdalena.

Magdalena: - Dawałam sobie czas, żeby się przełamać, wmawiałam sobie, że potem będzie normalnie, ale im dłużej byłam w zakonie tym było trudniej.

Właściwie już w szkole średniej myślała o klasztorze, ale chciała dać sobie czas. Poszła na studia, ale zanim zdobyła dyplom była już przekonana, że wstąpi do zakonu. Wybór padł na klaryski. Na forum internetowym dla byłych duchownych, którzy zrzucili sutanny lub habity Magdalena napisała, że kilkuletni pobyt w zakonie kontemplacyjnym to prawdziwa szkoła życia. Napisała też, że "nigdzie tak szybko, jak w klauzurze, nie można stracić wiary".

- Dużo w pani żalu – pytam, a raczej mówię od siebie, kiedy rozmawiamy w cztery oczy. Magdalena szybko wyprowadza mnie z błędu.

- To nie jest żal, to nie są pretensję, czy utyskiwanie na formacje zakonne. Znam piękne i dobre wspólnoty, gdzie przede wszystkim liczy się człowiek. To co mówię, to raczej rozczarowanie. Nie byłam zauroczoną nastolatką, która wstąpiła do zakonu pod wpływem impulsu, tylko dwudziestokilkuletnią kobietą, po studiach i z jakimś tam życiowym bagażem. Myślałam, że będę bliżej Boga, że wejdę w środowisko, z którego wartościami będę się utożsamiać, że po ludzku będę szczęśliwa, że spełnię się jako kobieta, jako człowiek. Tym bardziej byłam rozczarowana, kiedy okazało się, że nic z tych rzeczy – tłumaczy Magdalena.

Pokusy i pokuty

To rozczarowanie swoim wyborem, bo właściwie nie było nikogo, kto powiedział - super Magda, świetna decyzja. Bliscy raczej odradzali, ale ona tego nie słuchała. To też rozczarowanie tym, że tak długo wahała się ze zrzuceniem habitu. Pierwsze wątpliwości pojawiły się szybko, po miesiącu, góra dwóch od przekroczenia progów klasztoru. Mistrzyni jednak tłumaczyła, że to pokusy, podszepty szatana, żeby zostawiła formację, odeszła. Mówiła, że Magda musi je zwalczyć, żarliwiej się modlić, ciężej pracować, że dopiero w obliczu śmierci będzie mogła powiedzieć, że zwyciężyła pokusy.

Magdalena: - Dawałam sobie czas, żeby się przełamać, wmawiałam sobie, że potem będzie normalnie, ale im dłużej byłam w zakonie tym było trudniej. Ponad trzy lata czekałam na ten moment, kiedy się przełamię. Myślałam, że będą to obłóczyny. Ale nawet w ich czasie czułam, że oszukuje siebie i Pana Boga.

To jednak przede wszystkim rozczarowanie klasztorną codziennością, relacjami panującymi zza murami zakonu, gdzie właściwie wszystko zależało od humoru mistrzyni. To strach przed rekreacją, czyli czasem gdy siostry mogły rozmawiać na forum, nigdy po kątach. Która nic nie mówiła, trafiała na dywanik, bo skoro nie odzywa się, to musi coś ukrywać, musi mieć nieczyste sumienie.

To rozczarowanie główną zasadą wpajaną każdego dnia – nie ufaj nikomu, bądź podejrzliwa. Tropienie, śledzenie, podsłuchiwanie, przeglądanie celi, szafki, sprawdzanie, czy pod habitem siostra nosi ciepłe majtki.

To pokuty, za wszystko albo za nic, za pomoc innej siostrze, bo przyjaźnie też były zakazane. Najgorsza ta na osła, na środku refektarza. Upokarzająca.

Magdalena opowiada, jak wyglądała taka pokuta: - Siostra, bez welonu na głowie, je obiad klęcząc na podłodze, a na szyi ma zawieszony sznur i tym sznurem przywiązana jest do nogi stołowej. Gra rolę osła. Z tego, co wiem, w niewielu klasztorach pozostał zwyczaj tych pokut, w moim - był. I wiedziałam o tym wstępując, tylko nie byłam świadoma, za co pokuty są nakładane. Dziś wiem, że ani w ten sposób nie pozbędziesz się pychy, ani nie dowiesz się prawdy o sobie.

Odeszła po ponad trzech latach, wypuszczona przed świtem, bez słowa pożegnania, bocznymi drzwiami, którymi wyrzuca się śmieci, albo wyprowadza zwłoki zmarłych sióstr. Poczuła ulgę i znów strach. Tym razem przed życiem na zewnątrz, przed światem, którego tak naprawdę musiała nauczyć się na nowo. Bankomaty, telefony komórkowe, internet – wszystko było nowe. Do tego ciekawskie spojrzenia sąsiadów, ukrywany wstyd rodziny, plotki i zaniżone poczucie własnej wartości.

- Długo nie chodziłam na msze do swojej parafii. Bałam się wścibskich spojrzeń, szeptów. Długo, naprawdę długo wracałam do siebie. Kilka miesięcy minęło zanim bez strachu wyszłam na ulicę, kilka lat minęło, zanim moje emocje wróciły do równowagi. I dziś rozumiem, naprawdę rozumiem każdego, kto odchodzi. Czy to z kapłaństwa, czy z zakonu. Rozumiem rozterki, wątpliwości, strach. Rozumiem lęk przed szukaniem pracy, przed pisaniem CV i pytaniami, co pani robiła po studiach – mówi Magdalena, dziś szczęśliwa żona i matka dwójki dzieci.

- Czy się boję – pyta S. w swoim liście. - Decyzja o odejściu była dla mnie o wiele trudniejsza niż ta o pójściu do klasztoru. Ale w końcu przyszedł ten dzień. Odważyłam się przed sobą uznać, że to nie dla mnie. Kosztowało mnie to wiele nieprzespanych nocy, wiele łez, trudnych rozmów. Pojechałam na rozmowę do wyższej przełożonej. Jedno co było dla mnie przykre, to fakt, że zostałam potraktowana jak tania siła robocza. "Musi siostra zostać do końca roku, bo praca…" - usłyszałam. Nikt nie zapytał, czy nie potrzebuję jakiejś duchowej pomocy, czegokolwiek.

Nie mam dosłownie nic i jestem zdana na siebie. Mam lęki i obawy, ale wiem, że to jest moja droga. Życie przede mną.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/zycie-po-habicie,35232,page1.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: chanell Maj 13, 2012, 14:14:52
Jak dużo wiedzą Polacy na temat Biblii?

http://www.youtube.com/v/3Dsbo_-lEMQ?version=3&amp;hl=pl_PL


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Przebiśnieg Maj 16, 2012, 08:22:49
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Seria-samobojstw-ksiezy,wid,14489049,wiadomosc.html


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 01, 2012, 20:37:04
Młodzieżowa ofensywa ojca Rydzyka

Adam Suwart | Przewodnik Katolicki | 26 Czerwiec 2012 |
 

Młodzieżowa ofensywa ojca Rydzyka

– Chcę, aby polska młodzież miała swoją telewizję, by sama ją tworzyła i by w ten sposób zbudowała medialną płaszczyznę autentycznego komunikowania – mówi "Przewodnikowi Katolickiemu" o. dr Tadeusz Rydzyk CSsR, zapowiadając założenie nowej stacji telewizyjnej TVM1.

Fot. Getty Images/FPM
Przed kilkoma dniami niejednego z nas zelektryzowała kolejna inicjatywa ujawniona przez toruńskiego redemptorystę. O. Tadeusz Rydzyk stwierdził, że zamierza doprowadzić do otwarcia nowego kanału telewizyjnego. Będzie on przeznaczony dla polskiej i katolickiej młodzieży, która, jak zauważa założyciel i dyrektor Radia Maryja, nie ma w polskiej przestrzeni medialnej własnej telewizji. – Jest zdumiewające, że polscy katolicy, szczególnie ci młodzi, nie mają do dziś telewizji, która odpowiadałaby na ich duchowe i intelektualne potrzeby i którą mogliby jednocześnie sami tworzyć – mówi o. Rydzyk. – Chcę więc stworzyć taki kanał i oddać go młodym, którzy są wspaniali, mają porywający entuzjazm i silną wiarę, co widzę na każdym kroku, choćby podczas ostatniego spotkania na Lednicy – dodaje redemptorysta.

Dołącz do nas na Facebooku

Na multipleks!

Nowa telewizja będzie się nazywać TVM1. Nie będzie częścią już istniejącej Telewizji Trwam, ale pozostanie w całości odrębnym kanałem telewizyjnym, oddanym młodzieży. Początkowo nowa stacja będzie nadawana przekazem satelitarnym, ale już dziś o. Rydzyk zapowiada, że TVM1 będzie się starać o miejsce na multipleksie, gdy tylko KRRiTV ogłosi kolejny konkurs dla nadawców ubiegających się o takie miejsca. Pytamy o. Tadeusza Rydzyka, czy nie jest pewną przekorą, że zapowiada starania o miejsce na multipleksie dla mającej dopiero powstać TVM1, w sytuacji gdy w ramach poprzedniego konkursu takiego miejsca Krajowa Rada nie przyznała Telewizji Trwam. – Oba kanały telewizyjne powinny być dostępne i nie mam wątpliwości, że takie jest oczekiwanie społeczne – odpowiada dyrektor Radia Maryja. – Proszę zwrócić uwagę, jak bardzo nadawcy lewicowo-liberalni opanowali rynek mediów, ile mają kanałów i jak są obecnie faworyzowani, podczas gdy dla Telewizji Trwam, która spełnia wszystkie oczekiwania i wymogi stawiane przez Krajową Radę, a nade wszystko jest popierana przez miliony Polaków, takiego miejsca odmówiono. Sądzę jednak, że to się zmieni – dodaje zakonnik.

Jak zauważa o. Rydzyk, polska młodzież jest pełna entuzjazmu, ambitna, chętna do podejmowania wyzwań, przepełniona wiarą. Żadna telewizja w Polsce nie potrafi jednak na to odpowiedzieć. W mediach kreowany jest wykrzywiony obraz młodzieży, który ma ją ośmieszać, kompromitować, wmawiać młodym ludziom, że są zdemoralizowani, a życie nie ma sensu.

- Dlatego tak ważne jest, by młodzi ludzie sami mogli zabrać głos, by mieli własną telewizję, która stanie się płaszczyzną komunikowania. Komunikowania przez prawdę – dodaje ojciec dyrektor.

Redemptorysta jest urzeczony aktywnością młodych w różnych formach duszpasterstwa i podkreśla, że liczy na ich wkład w stworzenie ramówki i konkretnych programów w nowej telewizji. – Proszę spojrzeć na liczne ruchy katolickie, na te oazy, na żywiołowość młodzieży lednickiej, wartościowość młodzieży skupionej w duszpasterstwach, w Odnowie w Duchu Świętym czy biorącej udział w Przystanku Jezus lub Światowych Dniach Młodzieży – wymienia o. Rydzyk, podkreślając, że wszyscy oni już od dawna potrzebują nowoczesnej telewizji dla młodzieży, telewizji opartej na wartościach. Wreszcie ojciec dyrektor wskazuje na studentów i absolwentów Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, gdzie – jak podkreśla – kształcą się przyszli dziennikarze różnych profili, także telewizyjni. – Również na nich bardzo liczę – dodaje.

O prawdziwy pluralizm

Nie wiadomo jeszcze dokładnie, kiedy TVM1 mogłaby zacząć działać. – Nastąpi to wtedy, gdy Krajowa Rada pozytywnie odniesie się do naszego wniosku i wyda zgodę na nadawanie – zaznacza o. Rydzyk. Miejsce na multipleksie dla TV Trwam i młodzieżowej TVM1 dyrektor Radia Maryja postrzega jako krok w kierunku pluralizacji mediów. Redemptorysta dodaje, że dziś takiego pluralizmu nie dostrzega, skoro przy "pierwszym rozdaniu' miejsca na multipleksie otrzymali nadawcy związani z jedną opcją światopoglądową, jednostronną propozycją programową i znacznie słabszymi niż w przypadku TV Trwam podstawami finansowymi. Tymczasem TV Trwam takiego miejsca nie otrzymała, a tym samym wyeliminowano z rynku medialnego miliony katolików, dla których na multipleksie nie zapewniono żadnej oferty programowej. Przeciwko takiej negatywnej dla TV Trwam decyzji Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji do 13 czerwca zaprotestowało, udostępniając swe dane osobowe i składając podpisy, co najmniej 2 mln 235 tys. 289 osób, a podpisy nadal są zbierane i wysyłane do Krajowej Rady w Warszawie.

Trudno rozstrzygnąć, jak do przyznania miejsc na multipleksie obu mediom – TV Trwam i planowanej TVM1 – odniesie się Krajowa Rada. Na razie bowiem nie zajmuje stanowiska w tej sprawie. Zapewne jednak niełatwo będzie zignorować wielomilionowe protesty wyrażone nie tylko w monitach obywatelskich wysyłanych pod adresem Krajowej Rady, ale także w dziesiątkach marszów protestacyjnych, które w ramach sprzeciwu wobec dyskryminacji katolickich mediów i tłamszenia wolności słowa przemierzają od wielu miesięcy ulice polskich miast. Nie wiadomo też jeszcze, kiedy TVM1 otrzyma pierwszą koncesję na nadawanie w systemie telewizji satelitarnej. To również zależy od decyzji Krajowej Rady.

O. Tadeusz Rydzyk zaznacza, że pomysł powstania TVM1, katolickiej telewizji dla polskiej młodzieży, nie zrodził się "przed pięcioma minutami". – Jest to idea głęboko przemyślana, zrodzona z refleksji nad stanem polskiej przestrzeni medialnej i nad potrzebami młodych ludzi. Nawet w zaproponowanej nazwie jest ukryty sens i przesłanie tej telewizji: TVM1 – "M" jak Maryja, młodzież i muzyka. Chcę, aby w TVM1 było dużo muzyki, którą młodzież kocha – planuje redemptorysta. – Polska muzyka, także ta młodzieżowa, jest piękna, tylko w dzisiejszej telewizji rzadko prezentowana. Proponuje się młodzieży tandetną papkę muzyczną. W TVM1 będzie inaczej, tam będzie dużo miejsca na wartościową muzykę polskiej młodzieży. No i rzecz jasna na wartościowe, życiowe programy. – Niech tworzy je młodzież, niech pokazuje poprzez tę telewizję swoje prawdziwe oblicze, niech ma swoją płaszczyznę komunikacji! Oddam im to medium, a młodzi nie potrzebują nadzoru, sterowania, bo sami są mądrzy i wrażliwy. I jeśli jest coś, na co tylko w tej telewizji bym się nie zgodził, to jest to zło – puentuje o. Tadeusz Rydzyk.

– Chcę stworzyć taki kanał i oddać go młodym, którzy są wspaniali, mają porywający entuzjazm i silną wiarę, co widzę na każdym kroku, choćby podczas ostatniego spotkania na Lednicy – powiedział o. Tadeusz Rydzyk


http://religia.onet.pl/publicystyka,6/mlodziezowa-ofensywa-ojca-rydzyka,43427.html
 





.


 


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 05, 2012, 21:20:54
                                                                   
                                                              Niektóre komplikacje małżeńskie i Prawo kościelne

Z życia wzięte
 
Wyjechałeś za granicę, by pomóc finansowo swojej rodzinie. Ciężko pracowałeś i posyłałeś od czasu do czasu pieniądze i paczki do Polski dla żony i dzieci. Planowałeś wrócić skoro tylko trochę odłożysz pieniędzy, albo chciałeś sprowadzić rodzinę, skoro tylko zmienią się przepisy wizowe. Z początku chodziłeś w miarę możliwości do kościoła, do sakramentu pojednania, przyjmowałeś komunię św. Jesteś przecież katolikiem z dziada pradziada. Ale na tym nie koniec...
 
Zupełnie „przypadkowo" uwikłałeś się w znajomość, a potem przyjaźń z inną kobietą. Ona też jest sama i czuje się samotna, bo jej mąż, był bardzo niedobry dla niej i wyjeżdżając za granicę chciała od niego uciec. Tęskni wprawdzie za swoimi dziećmi i chciałaby mieć je przy sobie, ale na razie nie mogą dostać wizy.
 
Dopuszczacie się zdrady małżeńskiej. Uświadamiacie sobie, że to grzech ciężki, idziecie do spowiedzi, a pomimo tego brniecie coraz dalej. By zaoszczędzić pieniądze na czynszu mieszkaniowym, zaczynacie żyć ze sobą w jednym mieszkaniu. Koledzy kiwają głowami i plotkują za waszymi plecami, ale nie poruszają tego tematu przy was w imię „tolerancji" i nie wtrącania się w wasze osobiste sprawy. W końcu przy którejś spowiedzi, kapłan uświadomił wam, że nie może dostać rozgrzeszenia, ponieważ żyjecie w stałej okazji do grzechu ciężkiego: żyjecie w stanie grzechu ciężkiego.
 
Po jakimś czasie, swoją grzeszną sytuację zaczynacie uważać za normalną i zaczynacie przedstawiać się jako para małżeńska. „Wszyscy przecież tak robią" - mówicie. Rodzi się dziecko. Jedno, dwoje... Zrywacie z rodziną w Polsce, załatwiacie tam rozwód cywilny i pobieracie się tu w obecności urzędnika państwowego.  By nie niepokoić swojego sumienia, rzadko chodzicie do kościoła. „Bo i po co, jeżeli nie możemy przyjąć komunii?" – mówicie. Pogniewaliście się na księży, bo jeden z nich robił wam trudności przy spowiedzi, a drugi przy chrzcie dzieci. „A w ogóle, ten Kościół katolicki jest taki wymagający!" – mówicie na swoje usprawiedliwienie. Od znajomych słyszycie sprzeczne opinie. Jedni pomimo, że żyją w podobnej grzesznej sytuacji jak wy, chodzą do komunii. „Widocznie trafili na spowiednika, który zna życie, nie jak ten u którego my byliśmy, który nie dał nam rozgrzeszenia" - spekulujecie. „A właściwie nie wiadomo, czy czasem Kościół już nie zmienił, albo zmieni w niedalekiej przyszłości swojego stanowiska odnośnie nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego, jak w wielu innych sprawach po soborze. Dawniej np. odprawiano Mszę św. po łacinie, a teraz w językach narodowych, zniesiono post piątkowy, itd." Jacyś znani politycy przyjmują komunię pomimo, że są za aborcją i jakoś im to uchodzi. W końcu nie wiecie, co o tym wszystkim myśleć. W głębi swojego serca i sumienia chcielibyście żyć w zgodzie z Bożymi przykazaniami i Kościołem. Czujecie się jak w matni i nie potraficie się z tego wyplątać.
 
Przykładów historii jak ta i jej podobnych można by podać bardzo wiele. A co na to Kościół? Jaka jest autentyczna nauka Chrystusa i konsekwentnie Jego Kościoła, na ten temat. Jakie są obiektywne zasady, które powinny kształtować sumienie katolika w tych sprawach? By lepiej poznać naukę Kościoła w tym względzie trzeba rozważyć kilka spraw. Po pierwsze, sprawę nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego. Następnie, sprawę ewentualnego starania się o orzeczenie (lub stwierdzenie) nieważności pierwszego związku. Po trzecie trzeba wyjaśnić możliwość rozwiązania pogmatwanych spraw małżeńskich na tzw. forum wewnętrznym.
 

Nierozerwalność ważnego małżeństwa
 
Małżeństwo ustanowione przez Boga (nasi pierwsi rodzice byli pierwszym małżeństwem, a nie rodzeństwem) jest instytucją wiernej, wyłącznej i trwałej unii mężczyzny i kobiety połączonych w intymnej wspólnocie życia i miłości. Ich wzajemne oddanie ma na celu: wzajemną pomoc oraz zrodzenie i wychowanie potomstwa (zobacz kanon 1055). Małżeństwo chrześcijańskie, podniesione przez Chrystusa do rangi sakramentu, ważnie zawarte jest nierozerwalne, ponieważ wynika to jasno z nauki Chrystusa przekazanej nam w Ewangeliach. Streszczenie nauczania Chrystusa zawiera się w jego krótkim powszechnie znanym zdaniu: „Co więc Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela." (zobacz Mt. 19, 1-9). Chrystus dodał także, że złamanie zasady nierozerwalności stanowi grzech cudzołóstwa: „kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo" (Mk 10, 11-12).
 
Kościół katolicki, wierny nauce swojego Boskiego założyciela, broni i zawsze będzie bronił zasady nierozerwalności małżeństwa. Np. w kanonie 1056 Kodeksu Prawa Kanonicznego czytamy: „Istotnymi przymiotami małżeństwa są jedność i nierozerwalność, które w małżeństwie chrześcijańskim nabierają szczególnej mocy z racji sakramentu."
 
Prawo kościelne mówi o „istotnych przymiotach małżeństwa" czyli bez nich prawdziwe małżeństwo nie może zaistnieć. Są nimi jedność, czyli monogamiczność; jeden mężczyzna z jedną kobietą oraz nierozerwalność, która jest zewnętrzna i wewnętrzna. Ważne małżeństwo sakramentalne nie może być rozwiązane niejako z zewnątrz decyzją władzy świeckiej czy religijnej, ani niejako od wewnątrz wolą jednego lub obydwu małżonków.
 
Narzeczeni wzajemnie sobie ślubują (dlatego cała ceremonia nazywa się ślubem lub zaślubinami): „miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci." (Obrzędy sakramentu małżeństwa).
 
Konsekwentnie każde zawinione, świadome i dobrowolne działanie, którego celem jest praktyczne zakwestionowanie jedności i nierozerwalności małżeństwa podobnie jak zaniedbanie działań chroniących jego nierozerwalność i jedność jest moralnie złe i może być nawet grzechem ciężkim.
 
Owszem, w niektórych wypadkach Kościół pozwala na separację małżonków. Może być ona usprawiedliwiona lub nawet konieczna, czy to ze względu na dobro samych małżonków, ich dzieci lub inne wyższe dobro. Oczywiście, tolerowanie separacji, lub nawet formalne pozwolenie na nią nie zawiera pozwolenia na zawarcie drugiego związku małżeńskiego nawet przez stronę niewinną lub pokrzywdzoną zaistniałą sytuacją.
 

Małżeństwo nieważne
 
By zaistniało ważne i sakramentalne małżeństwo, muszą zostać spełnione odpowiednie wymagania przewidziane w prawie kościelnym. Oprócz samego ślubu, narzeczeni muszą być wolni od przeszkody zrywającej, odpowiednio dysponowani psychicznie, duchowo i fizycznie oraz winna być zachowana przepisana prawem forma zawarcia małżeństwa. Jeżeli w momencie wymiany przysięgi małżeńskiej jakiś istotny warunek nie został zachowany, ślub był nieważny.
 
Trzeba sobie jednak jasno uświadomić, że późniejsze trudności i kryzysy w małżeństwie, takie jak choroba, nieporozumienia, kłótnie, czy nawet faktyczny rozkład rodziny i pożycia małżeńskiego nie unieważniają raz ważnie zawartego małżeństwa. Zakłada się, że małżeństwo zawiera się bezwarunkowo czyli jak się to mów popularnie, „na dobre i na złe." Nawet pary, które nie wyznają Wiary katolickiej zakładają, że ich miłość będzie trwać, a ich związek będzie permanentny.  Tym bardziej katolicy zawierający małżeństwo katolickie winni mieć tego świadomość. Niestety, coraz częściej na skutek odchodzenia ludzi od wary i załamania się chrześcijańskich tradycji oraz ogólnego pomieszania pojęć na temat małżeństwa i rodziny, zaciera się w świadomości wielu ludzi prawdziwy ideał małżeństwa chrześcijańskiego
Obecnie na ogół zachowuje się jeszcze tradycyjne i zewnętrzne formy zawierania małżeństwa, tj. młoda pani jest ubrana w białą długą suknię i welon (symbol jej dziewictwa?), są druhny, dużo gości, ustrojony kościół, Ave Maria - solo. W wielu wypadkach jednak jest to zewnętrzna li tylko pompa, puste formy pozbawione głębszych treści religijnych. Podstawowe warunki do zaistnienia ważnego małżeństwa, tak jak je rozumie Kościół katolicki są ignorowane lub nieznane. W rezultacie mamy nie tylko wiele nieszczęśliwych i rozbitych, ale także nieważnie zawartych małżeństw. Dlatego fakt zbyt wczesnego kryzysu w małżeństwie, czy całkowity rozpad danego małżeństwa winny być okazją do gruntownego zbadania w świetle prawa kościelnego, czy dany związek rzeczywiście był ważnie zawarty. Kompetentnym organem do przeprowadzenia takiego badania oraz autorytatywnego orzeczenia w tej sprawie jest sąd kościelny. Takie sądy kościelne, inaczej zwane trybunałami są w każdej niemalże diecezji. Którekolwiek z małżonków może się zwrócić do właściwego sądu kościelnego (zwykle za pośrednictwem swojego proboszcza) z formalną prośbą o stwierdzenie nieważności swojego związku, jeżeli w sposób uzasadniony żywi takie przekonanie.
 
Właściwym trybunałem do rozpatrzenia nieważności danego małżeństwa może być (1) trybunał diecezji, w której małżeństwo zostało zawarte; lub też (2) trybunał diecezji, w której mieszka na stałe lub tymczasowo strona pozwana; względnie (3) trybunał diecezji, w którym mieszka strona powodowa, ale pod pewnymi warunkami, wreszcie prośbę o stwierdzenie nieważności małżeństwa można złożyć w (4) trybunale diecezji, w której będzie się zbierać większość dowodów, też pod pewnymi warunkami. (zobacz kanon 1673 KPK).  Można przewidzieć, że większość spraw Polaków mieszkających za granicą, którzy pozostawili swoich współmałżonków w Polsce, a chcą starać się o orzeczenie nieważności swojego małżeństwa musi wnieść sprawę do sądu kościelnego diecezji, w której ich małżeństwo zostało zawarte lub diecezji w której aktualnie mieszka druga strona. W wypadku, gdy oboje mieszkają za granicą i w tej samej diecezji, wtedy sprawę można wnieść w miejscu ich zamieszkania.
 
W praktyce małżeństwo raz zawarte jest uważane za ważne niezależnie czy małżonkowie żyją razem lub osobno, czy wzięli rozwód cywilny i zawarli następny związek cywilny z innymi osobami, nawet gdyby taka sytuacja trwała całe lata. Nieważność małżeństwa trzeba udowodnić przed sądem kościelnym, a obowiązek takiego udowodnienia spoczywa na osobie, która tą ważność kwestionuje, czyli na stronie powodowej. Osoba, która twierdzi, że jej małżeństwo było nieważne i wniosła sprawę do sądu kościelnego musi przedstawić odpowiedni materiał dowodowy oraz świadków, by uwiarygodnić swoją opinię. Działa tu bowiem zasada „przywileju" jakim się w prawie katolickim cieszy małżeństwo. Kanon 1060 stwierdza: Małżeństwo cieszy się przychylnością prawa, dlatego w wątpliwości należy uważać je za ważne, dopóki nie udowodni się czegoś przeciwnego.
 
Tylko pozytywny wyrok sądu kościelnego, stwierdzający nieważność danego małżeństwa może uspokoić daną osobę w sumieniu (na forum wewnętrznym) i uregulować jej pozycję w Kościele na forum zewnętrznym. Innymi słowy, dana osoba może oficjalnie być uznana za niezwiązaną poprzednim węzłem małżeńskim i może zawrzeć następny ślub w kościele, przystępować do sakramentu pojednania i komunii św. oraz sprawować inne oficjalne funkcje kościelne.
 

Trudne do rozwiązania sytuacje
 
Niektórzy katolicy mają świadomość, że ich pierwsze, zawarte w kościele małżeństwo było ważne, chociaż z różnych powodów nie wytrzymało próby czasu. By uregulować sprawy cywilno-prawne postarali się o rozwód cywilny, ale nie wchodzą w następne związki, żyją samotnie i ewentualnie wychowują dzieci. Wierni będący w takiej sytuacji mogą przystępować do sakramentów św. Ta możliwość kończy się w momencie, gdy zwiążą się w inną osobą i rozpoczną z nią życie na sposób małżeński, niezależnie czy zawarli kontrakt cywilny, czy żyją w konkubinacie bez dopełnienia jakichkolwiek formalności. Ich drugi związek jest nielegalny z punktu widzenia Kościoła i moralnie zły w oczach Bożych. Jest to sytuacja cudzołóstwa, o której mówił Chrystus.
 
W niektórych jednak sytuacjach, osoby żyjące w takim związku nie mogą się rozejść z aktualnymi partnerami z różnych ważnych powodów. Na przykład, ze względu na wspólne dzieci, które potrzebują opieki obojga rodziców. Innym powodem może być: przeżyte wspólnie długie lata, podeszły wiek zainteresowanych lub niemożliwość rozejścia się z powodu choroby i potrzeby wzajemnej pomocy, ważne względy majątkowe, itp.
 
                                                                   cdn.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Lipiec 05, 2012, 21:24:15
Niekiedy jest rzeczą niemożliwą udowodnić w sądzie kościelnym nieważność pierwszego małżeństwa pomimo subiektywnego przekonania jednej lub obu stron o jego nieważności ze względu na brak świadków i dowodów. Nie chodzi oczywiście o zwykłe lenistwo lub opieszałość stron w wniesieniu swej sprawy przed trybunał kościelny. W takich jednak wypadkach „nikt nie jest sędzią we własnej sprawie" i nie może powoływać się na osąd własnego sumienia, wbrew obiektywnej prawdzie o swoim stanie. Wbrew pozorom, osoby, które działają na własną rękę robią krzywdę swojemu życiu duchowemu i społeczności, w której żyją. Jeszcze bardziej komplikują swoje sumienie przez próbę przeciwstawienia swojego subiektywnego osądu - często zaślepionego emocjami - obiektywnym normom moralnym i prawnym. Takie osoby wpadają w moralny relatywizm, zamykają sobie drogę do prawdziwego nawrócenia, żalu za grzechy, przyjęcia Bożego przebaczenia, nie widzą potrzeby poprawy życia i duchowego wzrostu. Są też powodem zgorszenia dla innych. Inni bowiem ludzie, którzy ich obserwują mogą ulec sugestii, że wszystko jest w porządku i czuć się tym samym zachęceni do naśladowania ich złego przykładu. Do takich odnosi się kanon 915 Kodeksu, który m. in. mówi, że do komunii nie należy dopuścić osoby trwające z uporem w jawnym grzechu ciężkim. Takie osoby nie mogą także dostać rozgrzeszenia z powodu życia w nieregularnym związku małżeńskim i w stanie grzechu.
 
Inni natomiast, chociaż z biegiem lat odzywa się w nich sumienie i nie daje im spokoju, a pragnienie przyjmowania Ciała Pańskiego ciągle w nich wzrasta, są ludźmi uczciwymi i nie chcą na własną rękę przyjmować komunii św. mając świadomość, że byłoby to świętokractwo i dodawanie grzechu do grzechu.
 
O tych trudnych sprawach mówił Papież Jan Paweł II przypominając wszystkim wiernym niezmienne nauczanie Kościoła katolickiego. Na przykład w Adhortacji Apostolskiej Familiaris Consortio poświęconej rodzinie Papież stwierdza m. in: (84)
 
Codzienne doświadczenie pokazuje, niestety, że ten, kto wnosi sprawę o rozwód, zamierza wejść w ponowny związek, oczywiście bez katolickiego ślubu kościelnego. Z uwagi na to, że rozwody są plagą, która na równi z innymi dotyka w coraz większym stopniu także środowiska katolickie, problem ten winien być potraktowany jako naglący. (...)  Niech wiedzą duszpasterze, że dla miłości prawdy mają obowiązek właściwego rozeznania sytuacji. Zachodzi bowiem różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo. Są wreszcie tacy, którzy zawarli nowy związek ze względu na wychowanie dzieci, często w sumieniu subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, zniszczone w sposób nieodwracalny, nigdy nie było ważne.
 
Papież nie chce jednak, by ludzie żyjący w nieregularnej sytuacji małżeńskiej czuli się odłączeni od Kościoła, ale by uczestniczyli w jego życiu na ile pozwala im na to ich sytuacja. Ojciec św. zachęca ich do:
 
słuchania Słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę.
 
Ojciec św. nie popada jednak w fałszywe współczucie lub sentymentalizm, nie zamyka oczu na obiektywną prawdę, ale stwierdza dosadnie:
 
Kościół jednak na nowo potwierdza swoją praktykę, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński. Nie mogą być dopuszczeni do komunii świętej od chwili, gdy ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eucharystia. Jest poza tym inny szczególny motyw duszpasterski: dopuszczenie ich do Eucharystii wprowadzałoby wiernych w błąd lub powodowałoby zamęt co do nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa.
 
Papież wspomina także o sakramencie pokuty stwierdzając, że może on być dostępny tylko dla tych, którzy żałując, że naruszyli znak Przymierza i wierności Chrystusowi, są szczerze gotowi na taką formę życia, która nie stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa.  Przy tej okazji Papież daje praktyczną radę, że sakrament pokuty (i konsekwentnie komunia św.) byłyby możliwa dla tych, którzy szczerze przyrzekną żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom. Papież ma zapewne na myśli rozwiązanie sprawy przyjmowania sakramentów pojednania i komunii św. wyłącznie na forum wewnętrznym. Jest to rozwiązanie dość ryzykowne i dlatego obwarowane warunkami, które muszą być spełnione, by nie doszło do jeszcze większego pomieszania pojęć, nadużyć i zgorszenia.
 
Zagadnienie dopuszczenia wiernych, którzy żyją w nielegalnych związkach, do przyjmowania sakramentów św. wyłącznie na forum wewnętrznym zostało podjęte przez Kongregację Doktryny Wiary w Liście do Biskupów z dnia 14 września 1994 roku. Nawiązując do nauczania Papieża dotyczącego katolików rozwiedzionych i żyjących w nowych cywilnych związkach, którzy jednak postanowią żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom. Kongregacja dodaje: W takich wypadkach mogą oni przyjmować komunię św. pod warunkiem, że unikną spowodowania zgorszenia. Zgorszenie, o którym tu mowa to czyn zewnętrzny, który daje innym zły przykład, deformuje sumienia innych, nawet gdy nie wywołuje już „zdziwienia".
 
Zgorszenie może zostać spowodowane nawet niechcąco. Jeżeli np. dana para szczerze postanowi żyć, jak „brat i siostra", pójdzie do spowiedzi, dostanie rozgrzeszenie i nagle zacznie chodzić do komunii św. - ciągle mieszkając pod jednym dachem - ich krewni i znajomi nie wiedząc o tym odniosą fałszywe wrażenie odnośnie zakazu przyjmowania Eucharystii w stanie grzechu ciężkiego oraz odnośnie nierozerwalności małżeństwa. Niektórzy w swojej naiwności, będą sadzić, że nauka Kościoła w tym punkcie zmieniła się po soborze i obecnie można przystępować do sakramentów w stanie grzechu ciężkiego.
 
Kilka uwag praktycznych. Po pierwsze, jak uniknąć spowodowania zgorszenia? Jeżeli ktoś żyjący w nielegalnym małżeństwie nie może się rozejść ze swoim partnerem z bardzo ważnych względów, ale oboje przyrzekną żyć jak „brat i siostra", przystąpi do spowiedzi św. i otrzyma rozgrzeszenia, niech przyjmuje komunię św. w kościele gdzie jest nieznany. Uniknie się w ten sposób niebezpieczeństwa zgorszenia. Gdy pomimo tej ostrożności znajomi lub krewni dowiedzą się o tym, niech stara się im wyjaśnić na czym cała rzecz polega. W razie gdy przeszkoda pierwszego ważnego małżeństwa przestanie istnieć (śmierci pierwszego małżonka lub uzyskane orzeczenia nieważności z sądu kościelnego), trzeba jak najszybciej wziąć ślub w cichej i prostej ceremonii w swojej parafii.
 
Nie powinno się iść do spowiedzi, kiedy jest długa kolejka i nie ma czasu na szersze wyjaśnienie sprawy i jej rozpatrzenie przez spowiednika. Gdy sądzisz, że dany spowiednik cię nie zrozumiał skontaktuj się z innym. Nigdy jednak nie rozstrzygaj sprawy sam. Trzeba zawsze pamiętać, że przystępowanie do sakramentów w takiej sytuacji jest rozwiązaniem wyjątkowym na forum tylko wewnętrznym i nie może podważać samej obiektywnej zasady, która mówi, że ludzie rozwiedzeni, którzy weszli w stałe związki po raz wtóry i nadal żyją w relacjach seksualnych nie powinni przyjmować sakramentów św. oraz pełnić pewnych publicznych funkcji kościelnych.
Trzeba się jednak bronić przed zredukowaniem praktyk religijnych do kwestii przyjmowania komunii św. To, że ktoś nie może przyjmować komunii św. nie zwalnia go od obowiązku uczestniczenia we Mszy św. niedzielnej, czytania i rozważania Słowa Bożego, ani od codziennej modlitwy i zachowywania innych przykazań Boskich i kościelnych, wychowania dzieci w wierze katolickiej itd. Praktykując naszą Wiarę na co dzień, staniemy się coraz bardziej dojrzali religijnie i gotowi na przyjęcie łaski prawdziwej poprawy.
 
ks. dr Józef Musioł SDS

http://www.katolik.pl/index1.php?st=artykuly&id=1029


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Rafaela Październik 26, 2012, 15:43:47
 Gazeta Wyborcza / Teksty
Krzysztof Luft o ojcu Rydzyku: Parodia kapłaństwa

Więcej... http://wyborcza.pl/1,76842,12668735,Krzysztof_Luft_o_ojcu_Rydzyku__Parodia_kaplanstwa.html#ixzz2APrmlNWv

Trzeba być wyjątkowo podłym i małym człowiekiem, żeby publicznie atakować prawie 90-letniego i niezwykle zasłużonego, także dla Kościoła, starszego pana w związku z działalnością jego syna - mówi Krzysztof Luft z KRRiT o Tadeuszu Rydzyku
W ubiegłym tygodniu w „Naszym Dzienniku” dyrektor Radia Maryja napisał: „Zwróciłbym się do tatusia pana Lufta. Może przemówi do syna”. „Rozumiem, że pan Luft, który jest w Krajowej Radzie, jest dorosły, ale dowiedziałem się, że tata uczy w seminarium archidiecezjalnym medycyny pastoralnej. Proszę zwrócić się do syna i powiedzieć: »Synu, co wyprawiasz? «". O. Rydzyk ma pretensje do KRRiT, że nie przyznała Telewizji Trwam miejsca na multipleksie”.

rozmowa z Krzysztofem Luftem, z KRRiT

http://wyborcza.pl/1,76842,12668735,Krzysztof_Luft_o_ojcu_Rydzyku__Parodia_kaplanstwa.html

Katarzyna Wiśniewska: O. Rydzyk "zlustrował" pana po rodzinie. Co pan na to?
Krzysztof Luft: Istotnie, mój ojciec, profesor reumatologii, przez 55 lat wykładał medycynę pastoralną [zagadnienia lekarskie ważne dla działalności księży] w wyższym seminarium w Warszawie. Jest autorem jedynego w Polsce podręcznika z tej dziedziny. Większość księży w archidiecezji warszawskiej była słuchaczami tych wykładów. Za tę działalność został nagrodzony przez papieża Jana Pawła II wysokim odznaczeniem Pro Ecclesia et Pontifice.

Trzeba być wyjątkowo podłym i małym człowiekiem, żeby publicznie atakować prawie 90-letniego i niezwykle zasłużonego, także dla Kościoła, starszego pana w związku z działalnością państwową jego syna. Co prawda w Polsce pojawiło się w ostatnich latach już kilku "lustratorów rodzinnych" cynicznie atakujących w ten sposób przeciwników, ale chyba po raz pierwszy robi to ksiądz i to w imię krzyża i Kościoła katolickiego. To jakaś ponura parodia kapłaństwa i katolicyzmu.

Żaden biskup nie zareagował, nie skrytykował o. Rydzyka. Podobnie było wcześniej.

- Wiem, że biskupi są w ocenie takich sytuacji podzieleni. Ale dziwi mnie, że Episkopat jako całość oficjalnie legitymizuje, wspiera, a tym samym bierze odpowiedzialność za działalność, która Kościół polski kompromituje.




Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Przebiśnieg Październik 28, 2012, 10:39:12
amin odwrotnie przeczytany to dopiero dziwny zbieg okoliczności - nima. ;D
ciekawym kogo lub czego nima ;D
to pa ;D


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: songo1970 Październik 28, 2012, 10:43:38
@Przebiśnieg coś mi przypomniał, ale jaja, ale skandal, takie rzeczy tylko w KRK ;D

"Dzieje grzechu. Historia sprawy abpa Paetza


Włodzimierz Bogaczyk, Dariusz Jaworski 2009-06-24, ostatnia aktualizacja 2009-06-24 20:49:45.0

Sobotnia "Rzeczpospolita" ujawniła skandal, który wstrząsnął Kościołem i całą Polską - arcybiskup poznański Juliusz Paetz molestował seksualnie kleryków i księży. Dotarliśmy do nowych dokumentów, rozmawialiśmy z kolejnymi świadkami. Opowiadają rzeczy wstrząsające (Artykuł archiwalny z 25.02.2002r.)
 Rzeczpospolita" napisała o przypadkach dwuznacznych pocałunków i uścisków, których dopuszczał się arcybiskup wobec powierzonych jego pieczy księży i kleryków. Opisała działania osób świeckich i duchownych, które od dłuższego czasu interweniowały u samego arcybiskupa i władz kościelnych, także w Watykanie.

 Informatorzy "Rzeczpospolitej" chcieli pozostać anonimowi. Także rozmówcy "Gazety" nie ujawniają nazwisk. - Proszę zrozumieć. My jesteśmy "mundurowi" - tłumaczą. - Obowiązuje nas posłuszeństwo wobec przełożonych, a ci każą milczeć.

Molestowanie według schematu

 - Arcybiskup molestował według schematu. Jeśli kleryk wpadł mu w oko, to starał się z nim umówić w cztery oczy. Pytał, czy kleryk nie ma jakiś problemów w seminarium, dawał numer komórki i prosił o telefon. Proponował przejście na "ty" - opowiada jeden z księży.

 Inny ksiądz: - Czasem wzywał do siebie. Niektórym obiecywał stypendium w Rzymie, innym wsparcie na studiach w Poznaniu. Potem było obejmowanie. Na początek takie, którego nie można jednoznacznie uznać za niewłaściwe. Jeśli nie było stanowczego protestu, ręce arcybiskupa zaczynały krążyć w okolicach pośladków i genitaliów kleryka. Jeśli protest był, od razu mówił, że to tylko lingua del corpo [po włosku - mowa ciała]. Często dodawał, że "nasz Pan jest miłosierny".

 Ksiądz z kurii: - Wiem, że niektórym klerykom arcybiskup dawał w prezencie czerwone majtki z napisem ROMA. I mówił, że to trzeba czytać od tyłu. Pytał: "Czy umiesz tak czytać?".

 Pracownik kurii: - Od początku było dla mnie dziwne, że za poprzedniego biskupa Jerzego Stroby w pałacu mieszkały również siostry elżbietanki i kapelan. A nowy metropolita wolał, żeby nikogo nie było.

 Młody ksiądz: - Gdy jeszcze byłem klerykiem, arcybiskup wezwał mnie i zaproponował pomoc w rozpoczęciu równoległych studiów na Akademii Sztuk Pięknych. Wiedział, że maluję. Powiedziałem, że tamte studia mnie nie interesują. Prosił, żebym się zastanowił, a na pożegnanie objął mnie i pocałował w taki sposób, że odruchowo go odepchnąłem. Chyba dość zdecydowanie, bo nigdy więcej to się nie zdarzyło.

 Inny z molestowanych księży: - Proszę zrozumieć, nie mogę o tym mówić głośno. W końcu jestem księdzem i składałem ślub posłuszeństwa mojemu biskupowi. Jeśli biskup powie, że mam się spakować i wyjechać na misję na drugi koniec świata, zrobię to.

Już w Łomży

 - Plotki o próbach wykorzystywania kleryków docierały do Poznania już wtedy, gdy Paetz był ordynariuszem diecezji łomżyńskiej [w latach 1983-96 - red.]. Ponoć w Łomży była nawet jakaś watykańska komisja, ale nie znam wyników jej prac. Wiem jedno: biskup Paetz nie został zdymisjonowany, lecz trafił do Poznania - mówi ksiądz z kurii.

 "Gazeta" dotarła do krążących po Poznaniu kserokopii dokumentów zamieszczonych w kanadyjskim czasopiśmie "Reflex" (poświęconym imigracji). Wynika z nich, że na początku lat 90. starał się o azyl w Kanadzie były kleryk z Polski. Argumentował, że w 1986 roku był jako student seminarium molestowany przez swego biskupa. Wszystkie nazwiska w artykule zostały wykropkowane, ale liczba kropek odpowiada liczbie liter nazwiska "Juliusz Paetz", a kropki w nazwie miejscowości, gdzie mieściło się seminarium, pasują do słowa "Łomża", gdzie Juliusz Paetz był wtedy biskupem. Ponadto dokument mówi o biskupie, że pracował on wcześniej jako prałat antykamery w Watykanie, który przygotowywał prywatne audiencje u kolejnych papieży - Pawła VI, Jana Pawła I i Jana Pawła II. Jedyną osobą, która była szefem antykamery u tych trzech papieży, jest abp Paetz.

 Kleryk zeznał też, że o sprawie powiadomił pewnego zakonnika. Udało nam się ustalić, kim jest ten człowiek, i porozmawiać z nim.

 - To prawda. Opiekowałem się tym młodym człowiekiem, dopóki nie wyjechał z Polski. Znam więcej przypadków wykorzystywania kleryków przez abp. Paetza. Sprawa ciągnie się od lat. Niektórzy wolą, żeby o tym głośno nie mówić, bo to zmartwi Ojca Świętego. A może on powinien się tym martwić? Może tak byłoby lepiej? - zastanawia się zakonnik.

Pierwsza interwencja

 Podobnych przypadków było na tyle dużo, że w grudniu 1999 r. rektor poznańskiego seminarium ksiądz Tomasz Karkosz decyduje się na rozmowę z arcybiskupem. W lutym 2000 r. u abp. Paetza interweniuje prof. Maciej Giertych, genetyk z PAN, znany działacz katolicki. Rezultatu nie ma.

 Kilku poznańskich duchownych postanawia zatem powiadomić Stolicę Apostolską. Listy o sprawie otrzymują osoby wysoko postawione w watykańskiej hierarchii: ks. biskup Stanisław Dziwisz (sekretarz papieski), kardynał Joseph Ratzinger (prefekt Kongregacji Nauki Wiary), wywodzący się z Poznania kardynał Zenon Grocholewski (prefekt Kongregacji Wychowania Katolickiego) i sekretarz stanu kardynał Angelo Sodano.

 Ten ostatni informuje nuncjusza apostolskiego w Polsce ks. arcybiskupa Józefa Kowalczyka. Nuncjusz żąda pisemnych oświadczeń molestowanych. W maju 2001 r. do nuncjatury trafiają cztery podpisane świadectwa księży i kleryków. Ale nuncjatura milczy.

List pięciu

 W tej sytuacji 10 września powstaje kolejny list do polskich biskupów-delegatów Episkopatu Polski na ubiegłoroczną sesję synodu w Rzymie poświęconą biskupiej posłudze: "Prosimy o podniesienie podczas obrad kwestii możliwości obrony Kościoła lokalnego przed niemoralnymi, błędnymi lub szkodliwymi działaniami miejscowego biskupa. Ośmielamy się o to prosić w związku z sytuacją, której od pewnego czasu doświadczamy w archidiecezji poznańskiej. Chodzi o działania Księdza Arcybiskupa Juliusza Paetza, które przez osoby bezpośrednio nimi dotknięte (w tym przez kleryków arcybiskupiego seminarium w Poznaniu) odbierane są jako homoseksualne". List podpisują: dziekan Wydziału Teologicznego UAM ks. prof. Tomasz Węcławski, rektor seminarium ks. Tadeusz Karkosz, redaktor naczelny tygodnika "Przewodnik Katolicki" ks. Jacek Stępczak, proboszcz ks. Marcin Węcławski i prezes Ogólnopolskiego Porozumienia Ruchów Obrony Życia Paweł Wosicki.

 Sygnatariusze martwią się, że sprawa może zostać upubliczniona: "Obawiając się wielkiej szkody dla Kościoła, od blisko dwu lat staraliśmy się zapobiec niebezpieczeństwu, także zwracając się z udokumentowanymi informacjami do Stolicy Apostolskiej. Czujemy się jednakże pozostawieni samym sobie i bezsilni".

 Arcybiskupi Tadeusz Grocholewski, Józef Michalik, Henryk Muszyński i biskup Antoni Dydycz nie poruszają tematu podczas synodu.

Pięciu potępionych

 Kopię "listu pięciu" otrzymuje nuncjusz Kowalczyk, który przekazuje ją... abp. Paetzowi. Ten udziela proboszczowi Węcławskiemu nagany kanonicznej. Ks. Węcławski odwołuje się, ale kara zostaje podtrzymana przez kardynała Darisa Castrillona Hoyosa, prefekta watykańskiej Kongregacji Duchowieństwa.

 Dotarliśmy do notatki z poznańskiej kurii streszczającej stanowisko abp. Kowalczyka: "Ks. Nuncjusz ocenia pismo negatywnie. Autorzy twierdzą, że złożyli udokumentowane informacje do Stolicy Apostolskiej. Skoro tak, to tu ich rola się kończy. Autorzy pisma argumentują, że kierują się dobrem Kościoła. Wydaje się, że obranie takiego sposobu >>obrony Kościoła<< bardzo mu szkodzi. Autorzy listu obdarzeni zaufaniem Arcybiskupa spełniają wysokie funkcje w archidiecezji. Rodzi się pytanie: czy w tej sytuacji mogą je nadal spełniać?".

Sprawa coraz bardziej znana

 Sprawa zaczyna być jednak znana coraz większej liczbie osób, także świeckich katolików. Opowiada przewodniczący "Solidarności" w poznańskich Zakładach Hipolita Cegielskiego Marek Lenartowski. - Wiele osób pytało mnie, co sądzić o postępowaniu arcybiskupa. Na początku mówiłem, żeby zapytali swoich proboszczów. A potem sam poszedłem porozmawiać z bp. pomocniczym Markiem Jędraszewskim. Proszę wybaczyć, ale traktuję tę rozmowę jak objętą tajemnicą podobną do tajemnicy spowiedzi.

 Praktyki arcybiskupa dotknęły też studentów archeologii pracujących w ostatnich latach przy wykopaliskach na Ostrowie Tumskim [gdzie w Poznaniu znajduje się katedra i kuria biskupia - red.]. - Arcybiskup zupełnie nie potrafił się opanować. Wchodził do wykopów, obłapiał co ładniejszych studentów, aż dr Andrzej Sikorski z Instytutu Archeologii UAM zaczął chodzić za nim krok w krok - opowiada jeden z księży.

 Sikorski: - Nie będę rozmawiał. Wiem jedno: Kościół jest instytucją, która przetrwała 2000 lat i z tą sprawą też sobie poradzi.

 Inny ksiądz: - Podczas oficjalnej kolacji w naszej parafii arcybiskup w ogóle nie był zainteresowany rozmową. Cały czas patrzył na dwóch wysokich kelnerów. Pytał, czy mają rodziny, a jednego złapał za ucho, w którym ten miał kolczyk.

 - Arcybiskup jest osobą chorą. To seksoholik o orientacji homoseksualnej. Wiem, że jednego kleryka zapytał, dlaczego do niego nie przychodzi, podczas mszy, którą odprawiał - opowiada inny duchowny.

 Kolejny ksiądz wzdycha: - Coraz więcej ludzi o tym wiedziało. I co ja miałem powiedzieć matce chłopaka, która płakała, że jej syn tak często jeździ do katedry, gdy arcybiskup odprawia mszę...

 Opinia o arcybiskupie dotyka cały poznański Kościół. - Bp pomocniczy Zdzisław Fortuniak święcił jeden z budynków w Poznaniu. Z tłumu ktoś krzyknął: "Pedał, pedał" - opowiada ksiądz z kurii.

 - Gdy jakiś kapłan wracał z zagranicznego stypendium załatwionego przez kurię, wielu patrzyło na niego jak na ofiarę arcybiskupa - mówią duchowni.

Oświadczenie w obronie arcybiskupa

 "Rzeczpospolita" opisała, jak w październiku arcybiskup zwołał dziekanów, czyli proboszczów reprezentujących kurię w dziesięciu parafiach. Poprosił o modlitwę w intencji jedności wszystkich księży diecezji ze swoim biskupem i wyszedł. Zostali biskupi pomocniczy, którzy powiedzieli, że dziekani powinni podpisać oświadczenie.

 Uczestnicy spotkania przekazali nam jego kopię: "Od pewnego czasu rozpowszechnia się w różnych środowiskach naszej archidiecezji zniesławiające opinie o naszym Pasterzu, Arcybiskupie Juliuszu. (...) Zdajemy sobie sprawę, że niektórzy mogą ulec tej wielce szkodliwej propagandzie, która godzi w dobro Kościoła poznańskiego. Dlatego my, biskupi pomocniczy i dziekani - jako najbliżsi współpracownicy Księdza Arcybiskupa Juliusza - pragniemy wyrazić słowa zaufania, solidarności i głębokiego oddania dla naszego Pasterza, który z całym zaangażowaniem i poświęceniem służy Ludowi Bożemu, czego owoce są dla wszystkich dostrzegalne".

 Nie było dyskusji, tylko jeden z proboszczów zapytał: "Czy my to musimy podpisać?".

 - Odpowiedź brzmiała: "Tak". Jeśli ktoś nie był przekonany, bp Jędraszewski mówił: "Podpisz dla dobra Kościoła" - opowiada jeden z uczestników spotkania.

 Inny uczestnik: - To było łamanie sumień.

 - Biskupi pomocniczy zawiedli nas. Mieliśmy nadzieję, że powiedzą arcybiskupowi o naszych prawdziwych poglądach, ale tak się nie stało - mówi ksiądz z kurii.

 Oświadczenie miało zostać odczytane we wszystkich kościołach diecezji. Zamiast tego jego kopia zostaje wysłana do Watykanu. Na wiadomość o tym czterech dziekanów podaje się do dymisji. Jeden z nich, ks. Roman Grocholski z dekanatu boreckiego, pisze do arcybiskupa Paetza: "Moje sumienie już wtedy podpowiadało mi, żeby tego dokumentu nie podpisywać, teraz mam jeszcze większe wątpliwości. Proszę przyjąć moją rezygnację z funkcji dziekana, co, jak mam nadzieję, choć częściowo uspokoi moje wnętrze. Od tamtego dnia nie mogę spokojnie spać, widząc, że postąpiłem lekkomyślnie i wbrew sumieniu".

 "Rzeczpospolita" ujawniła, że abp Paetz zażądał publikacji oświadczenia w podległym mu "Przewodniku Katolickim". Redaktor naczelny ks. Jacek Stępczak, sygnatariusz listu do synodu biskupów, odmawia. Wtedy metropolita odwołuje go z funkcji i zakazuje pracy duszpasterskiej w diecezji. W styczniu ksiądz Stępczak zostaje misjonarzem w Zambii.

 Treść oświadczenia poznają poznańscy klerycy, odczytuje im je podczas mszy świętej bp Fortuniak. - Podczas św. eucharystii, a przecież klerycy wiedzieli, jaka jest prawda! - oburza się jeden z duchownych. - Nie muszę mówić, jak wpłynęło to na pracę w seminarium.

Bunt wikariusza

 Jak dowiaduje się "Gazeta", nim doszło do spotkania z dziekanami, cytowane wyżej oświadczenie w obronie arcybiskupa miała podpisać ośmioosobowa rada biskupia, czyli biskupi pomocniczy (Zdzisław Fortuniak, Marek Jędraszewski i Grzegorz Balcerek), oraz pięciu wikariuszy biskupich. Jeden z nich, wikariusz ds. katechizacji ks. Romuald Niparko, odmawia i składa rezygnację. Pisze do arcybiskupa: "Przez długi czas [tę sprawę] pokrywało głuche milczenie mające sprawić wrażenie, jakoby się nic nie stało. Reakcje w formie pisemnych oświadczeń, które pochodzą od współpracowników Waszej Ekscelencji, noszą niestety znamiona klasycznej manipulacji. Tymczasem istnieje przeświadczenie, że mamy tu do czynienia z naganną rzeczywistością (...). Porusza to głęboko środowisko seminaryjne, szerokie kręgi duchownych i świeckich archidiecezjan, a także wiele osób spoza archidiecezji".

Papież wysyła komisję

 Nie wiadomo, jak dalej potoczyłaby się sprawa, gdyby nie interwencja kogoś, kogo "Rzeczpospolita" nazywa "ważną osobą z Krakowa" - wielo- letniego przyjaciela Ojca Świętego. Osobiście dociera on do Papieża. Jan Paweł II reaguje natychmiast. Do Poznania przybywa dwóch jego osobistych wysłanników.

 - W dwuosobowej komisji był ksiądz Antoni Stankiewicz, który od 20 lat pracuje w Rocie Rzymskiej. Mówił, że do tej pory nie spotkał się z sytuacją, by Papież sam wysyłał swoich przedstawicieli z pominięciem właściwych dla takich spraw instytucji watykańskich - opowiada nam jeden z księży.

 Komisja przesłuchuje kilkadziesiąt osób, większość potwierdza zarzuty. Z informacji "Gazety" wynika, że nie-którzy z przesłuchanych mówią o podobnych zachowaniach przynajmniej jeszcze jednej osoby z najbliższego otoczenia arcybiskupa.

 Na początku lutego arcybiskup wyjeżdża do Watykanu. Poruszone środowisko ma nadzieję, że to koniec jego pracy w diecezji. Tymczasem metropolita, po tygodniu, wraca do Poznania.


Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - http://wyborcza.pl/0,0.html © Agora SA"

PS. ROMA- wspak znaczy AMOR


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Przebiśnieg Październik 28, 2012, 19:19:35
Podobno wracając śpiewał : ,,Polacy nic się nie stało..." ;D
to pa ;D


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Przebiśnieg Listopad 19, 2012, 06:25:47
http://blogi.newsweek.pl/Tekst/polityka-polska/654722,abp-dziega---cynik-i-szantazysta.html
Akceptacja inności drugiego w/g KK w Polsce :)
to pa ;D


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Kiara Listopad 19, 2012, 09:05:54


pintapalec 18 listopada 2012 16:56
(@pintapalec

UWAGA!!! SEKTA!!!\

UWAGA!!! SEKTA!!! Na terenie naszego kraju działa groźna organizacja podszywająca się pod
działalność religijną. Sekta ingeruje w życie rodzin, wykorzystuje finansowo
swoje ofiary, a nawet manipuluje życiem całego kraju poprzez wpływanie na
stanowienie prawa. Organizacja ta jest potężnym międzynarodowym koncernem świadczącym usługi religijne i ma wielką sieć ośrodków na wszystkich
kontynentach.
Przeczytaj poniższe punkty, które charakteryzują działalność największej sekty.
I Ty na pewno musiałeś się z nią zetknąć!
1. Struktura władzy w sekcie jest niedemokratyczna.
Z jej struktur hierarchicznych wykluczone są wszystkie kobiety oraz żonaci mężczyź-
ni. Na życie sekty wpływ mają jedynie specjalnie dobrani i przeszkoleni nieżonaci
mężczyźni, którzy ślubują swoim zwierzchnikom ślepe posłuszeństwo. Główny
przywódca sekty, jej dyktator, który każe uważać się za nieomylnego, zarządza
niepoliczonymi bogactwami i mieszka w luksusowym pałacu na południu Europy.
2. Ludzie uzależnieni od sekty, zwani także wiernymi, nie mają żadnego wpływu
na ważne decyzje swojej organizacji. Nawet na zarządzanie pieniędzmi sekty, które
posłusznie jej przekazują.
3. Mimo że mężczyźni kierujący sektą słyną z rozwiązłego trybu życia, od
pozostałych członków organizacji żądają przestrzegania bardzo rygorystycznych
zasad. Zabraniają używać środków antykoncepcyjnych, potępiają seks pozamałżeń-
ski, zabraniają rozwodów i powtórnych małżeństw. Wszystkim, którzy nie akceptują
tych zasad, sekta grozi wiecznym potępieniem i już tu na ziemi piętnuje ich oraz
uprzykrza życie.
4. Wśród mężczyzn kierujących sektą na wszelkich szczeblach jej struktury
występuje zadziwiająco często skłonność do wykorzystywania seksualnego dzieci.
Sekta wymyśliła sprawny system chronienia przestępców seksualnych w swoich
szeregach. Przenosi ich z jednej placówki na inną, a gdy trzeba, ukrywa ich także
w odległych krajach.
5. Sekta zmusza swoich członków do regularnego samooskarżania się przed
duchownymi. W placówkach sekty ustawione są specjalne meble, w których
przeprowadza się rozmowy na temat intymnych spraw ludzi uzależnionych od
wpływów sekty. Ta poniżająca i uwłaczająca ludzkiej godności praktyka pomaga
sekcie manipulować swoimi ofiarami i trzymać je w ciągłym poczuciu winy. 6. Groźna organizacja, o której mowa, bardzo lubi ingerować w życie polityczne.
Poprzez usłużnych polityków próbuje stanowić takie zasady życia w kraju
(w Polsce i gdzie indziej), aby były zgodne z wierzeniami sekty. Obecnie na przykład
sekta prowadzi wielką kampanię, aby zdelegalizować zapłodnienie in vitro w Polsce.
7. W Polsce sekta dysponuje ogromnymi wpływami w mediach publicznych,
posiada swoje stacje telewizyjne, radiowe oraz czasopisma. Jedna z tych stacji,
szczególnie popularna, słynie z wyłudzania pieniędzy
od starszych kobiet. Dyrektor stacji jest uwikłany w różne podejrzane interesy, które
nigdy nie zostały wyjaśnione ani osądzone. Strach przed sektą paraliżuje nawet
wymiar sprawiedliwości.
8. W naszym kraju sekta wraz z władzami państwowymi stworzyła specjalną
strukturę, która pomaga jej przejmować nieruchomości służące dotąd całemu
społeczeństwu. Od decyzji struktury nie ma odwołania, a przejmuje ona
od państwa majątek wielomiliardowej wartości.
9. Sekta twierdzi, że działa jakoby z nakazu i upoważnienia Boga. Ma nawet
specjalną księgę, o której mówi, że jest natchnionym Słowem Boga. Jednak zasady
i obyczaje panujące w sekcie niewiele mają wspólnego z treścią tej księgi. Wszyscy,
którzy próbują zwrócić na to uwagę, są nazywani heretykami, uciszani lub wyrzucani
z sekty, a kiedyś, gdy organizacja miała wpływy polityczne większe niż obecnie, byli
także masowo mordowani (paleni na stosach) i torturowani.
10. Aby odwrócić uwagę od swojej zbrodniczej przeszłości, sekta sama lubi się
przedstawiać jako ofiara spisków i prześladowań. Tymczasem prawda jest taka,
że kiedy tylko miała okazję, to sama prześladowała tych, których uznała za swoich
wrogów: uczonych, wolnomyślicieli, kobiety. Te ostatnie mordowała masowo jako
rzekome czarownice. W pierwszej połowie XX wieku sekta współpracowała niemal
w całej Europie z faszystami. Do dziś wspiera chętnie dyktatury, także bardzo
krwawe, o ile ma z tego jakieś korzyści.




http://blogi.newsweek.pl/Tekst/polityka-polska/654722,abp-dziega---cynik-i-szantazysta.html


Kiara :) :)


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: songo1970 Listopad 19, 2012, 09:14:12
..tak się zastanawiam, chyba "Cobra" gdzieś pisał/a,-
że banksterzy wydają dziennie ~5 mld $ dla utrzymania iluzji swojego systemu bankowego na świecie jako jeszcze spełniającego swoje funkcje,-
w tym kontekście ciekawe ile może wydawać w/w sekta na utrzymanie swojego już marnego wizerunku?


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: Przebiśnieg Listopad 19, 2012, 12:15:13
Dodam do tego co piszecie szacowni, że no tak sekta cały czas zmienia swoje oblicze ;D
Ile wydaje ano ,,pokaźne sumki", które jej członkowie wpłacają ;D
to pa :)


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: blueray21 Listopad 19, 2012, 12:18:09
Songo, nic nie wydaje, bo pobiera od członków i bilans nie może wyjść na zero, zawsze musi coś zostać, w dowolnej formie.


Tytuł: Odp: Z zycia KK w Polsce.
Wiadomość wysłana przez: songo1970 Listopad 19, 2012, 12:22:23
Songo, nic nie wydaje, bo pobiera od członków i bilans nie może wyjść na zero, zawsze musi coś zostać, w dowolnej formie.

to jasne jak słońce, ale "PR"- to podstawa funkcjonowania dzisiaj każdej "firmy",-
nawet tak starej ;D


Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

xbustyx hkcz ania2018 opravsko telenovelas