Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Maj 02, 2024, 23:30:19


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: 1 2 [3] 4 5 6 7 8 9 |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Z zycia KK w Polsce.  (Przeczytany 99622 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
sza
Gość
« Odpowiedz #50 : Lipiec 25, 2011, 21:12:24 »

Coś?
Natanek robi bardzo dobrą robotę.... "zagania zagubione owieczki do zagrody" , dla kleru nie ma znaczenia jakimi sposobami to robi.
Liczy się efekt pracy.
Z całą pewnością może czuć się bezpieczny, nikt ze zwierzchników nie zareaguje by go powstrzymać.
Coś?
A jednak ktoś zareagował...
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #51 : Lipiec 25, 2011, 22:14:10 »

 ZAKONCZCIE WOJNE Z RADIEM MARYJA


Ks. bp Adam Lepa

Sytuacja jest paradoksalna: im bardziej Radio Maryja jest atakowane, tym wyraźniej odsłania swoje walory i znaczenie. Tak było zawsze, ale ostatnio agresja wobec tej rozgłośni osiągnęła szczyt i nosi znamiona akcji zorganizowanej. Odnosi się wrażenie, że tym razem działania są rezultatem "sił połączonych", które często stanowią jeden chór, choć melodia rozpisana jest na różne głosy, a główny dyrygent pozostaje wciąż anonimowy.

Lista ataków na Radio jest długa. Dziś, z perspektywy czasu, one śmieszą i są świadectwem żenującego poziomu polemiki, jeżeli w ogóle takie działania nazwać można czymś więcej niż nieudolnymi chwytami propagandy. Najczęściej są to kalki powielane pracowicie przez różne ośrodki. Są jeszcze jednym dowodem na to, że w Polsce po 1989 r. zmieniają się parlamenty, rządy, koalicje i partie, natomiast w tych samych rękach znajdują się najważniejsze centra opiniotwórcze. Pociesza fakt, że jest bardzo liczna grupa wybitnych dziennikarzy i publicystów, którzy nigdy nie zniżyli się do przypuszczania na Radio Maryja tego rodzaju ataków. Potwierdza się znana zasada, że aby być kimś, trzeba być najpierw sobą.

Gdy brakuje argumentów

Najbardziej niepokoi stosowana wobec Radia Maryja technika propagandy oparta na idei wroga. Wmawia się społeczeństwu, że Radio dzieli Kościół, biskupów i ogół obywateli, zieje nienawiścią i różnymi odmianami ksenofobii. Jest więc "wrogiem społecznym", a skoro tak, powinno się je zlikwidować. Dziś już nietrudno sprawdzić, że ten niebezpieczny chwyt jest rodem z propagandy bolszewickiej. Dlatego można by się nie dziwić, gdy posługuje się nim jakiś agresywny przedstawiciel lewicy postkomunistycznej. Tymczasem sięgają po niego reprezentanci innych ugrupowań, a nawet niektórzy katolicy. Tego nie da się wyjaśnić tylko histerią wywołaną strachem, choć zazwyczaj boją się także ci, którzy chorobliwie straszą innych.
Ostatnio w sposób rozpaczliwy podejmuje się jeszcze jedną próbę, która ma doprowadzić do "ostatecznego rozwiązania problemu Radia Maryja". Teraz ma to nastąpić w majestacie prawa poprzez projekty nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, które już w założeniach są kontrowersyjne i budzą niesmak. Tymczasem nie obchodzi tych panów fakt, że obowiązujące obecnie peerelowskie prawo prasowe kompromituje Polskę nie tylko w krajach Unii Europejskiej, że wciąż brakuje w ustawie medialnej zapisów gwarantujących bezpieczeństwo informacyjne państwa, że nadal funkcjonuje wyjątkowo szkodliwa ustawa o pornografii, że z dotychczasowej ustawy medialnej nie wynika postulat budowy społeczeństwa komunikacji, choć już od dawna wiadomo, że "informować" wcale nie znaczy "komunikować". To wszystko nie ma znaczenia. Najważniejszym celem "reformatorów" jest ugodzenie nowego "wroga ludu", który mimo doznawanej pogardy i polityki wykluczania pogłębia świadomość obywatelską Polaków i kształtuje w nich postawę służby wobec Narodu.

Z myślą o obywatelach

Znaczenie Radia wynika z wagi i zakresu spraw, które podejmuje na swoich falach. Kiedyś odwiedzałem w Lizbonie rozgłośnię katolickiego radia Renascen÷a. Przekonywano mnie, że tajemnica jego niezwykłej popularności na Półwyspie Iberyjskim tkwiła w fakcie, iż zajmowało się wyłącznie problemami, którymi żył na co dzień zwykły Portugalczyk. Wtedy Radia Maryja jeszcze nie było. Gdy powstało, przerosło najśmielsze oczekiwania, również co do podejmowanych tematów. Nie lęka się najbardziej niepopularnych i kontrowersyjnych problemów. Jest pierwszym katolickim radiem, które emituje program drogą satelitarną i dociera do środowisk polonijnych na całym świecie.
Należy podkreślić, że Radio Maryja jest ważne nie tylko dlatego, że się modli i uczy modlitwy; pogłębia wiedzę o Bogu i Kościele; ewangelizuje w sposób najbardziej skuteczny, bo jest miejscem ewangelizacji, a nie tylko jej narzędziem. Jest ono ważne również dlatego, że uczy społeczeństwo merytorycznej dysputy. Przyczynia się do ratowania równowagi medialnej, która jest zachwiana, a tym samym pozytywnie wpływa na ład informacyjny w państwie. Udowadnia, że można dziś w mediach iść pod prąd i nie ulegać poprawności politycznej, która jest przebiegle skrywaną cenzurą, a jednocześnie nie hołdować modzie, której w mediach jest coraz więcej. Dzięki pionierskiej interaktywności kształtuje sztukę dyskutowania i formułowania opinii na ważne tematy, co dziś staje się praktyką bezcenną wobec procesów powstawania "społeczeństwa opinii". Swoim aktywnym zaangażowaniem Radio Maryja przypomina Polsce i światu, że demokratyczny system masowego komunikowania opiera się na takich fundamentalnych właściwościach, jak: wolność wypowiedzi, nieskrępowany rozwój alternatywnych źródeł informacji, obiektywizm wynikający z respektowania prawdy. Swoim głosem przestrzega przed zjawiskiem wykluczania społecznego i politycznego pewnych grup Polaków, budowanego na mechanizmie spirali milczenia przy równoczesnym spadku odwagi cywilnej.
Warto jeszcze zaznaczyć, że rozgłośnie radiowe w Polsce mogłyby uczyć się od Radia Maryja, jak powinno realizować się podstawową misję radia w ujęciu Marshalla McLuhana: misję mobilizowania słuchaczy do wspólnych działań. Do tego jednak niezbędny jest charyzmat, nie wystarczają już profesjonalizm i wartości rynkowe. Przed II wojną światową niemal wszystkie lokalne rozgłośnie w Polsce tworzyły "rodziny radiowe". Rodzina Radia Maryja jest gigantyczną formą ucieleśnienia się tej ważnej i pożytecznej idei.

W trosce o Polskę

Narzuca się pytanie, kiedy wreszcie zakończy się wojna z Radiem Maryja. Ktoś, bagatelizując sprawę, może pocieszać, że to "tylko" wojna na słowa. Wybitni specjaliści przestrzegają przed taką sytuacją i mówią, że słowa wypowiadane publicznie mają szczególną moc, gdyż "mówić, znaczy stwarzać". A zatem nawet bełkot, jeżeli budowany jest na nienawiści, wpływa negatywnie na słuchającą publiczność. Ale jest też druga strona medalu, która najbardziej niepokoi. Walter J. Ong, jezuita amerykański, w oparciu o własne badania nad językiem twierdził, że cała sfera komunikowania się człowieka i jego sposób odzywania się do innych, formułowanie ataków, a w szczególności agresja słowna wpływają na sposób jego myślenia. Powstaje więc mechanizm błędnego koła. Jego pierwszą ofiarą jest agresor, który najczęściej nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie wyciągam dalszych wniosków, żeby kogoś nie dotknąć.
Wojna więc, poza subiektywną iluzją zwycięstwa, nikomu nie przynosi pożytku. Powoduje same straty. Również tzw. wojna polsko-polska. A taka jest wojna z Radiem Maryja.
Należy z wielkim uznaniem podkreślić, że Radio Maryja wiele uwagi poświęca formacji obywatelskiej Polaków, zachęcając ich do aktywnego udziału w życiu publicznym, ucząc myślenia politycznego. W sposób profesjonalny, z pomocą najwybitniejszych specjalistów, kształtuje u słuchaczy postawę patriotyzmu. Czytelnym drogowskazem w tej działalności są dla Radia Maryja słowa, które wygłosił Papież Benedykt XVI w 2005 r. w przemówieniu do biskupów polskich: "Jednym z ważnych zadań, które zrodził proces integracji europejskiej, jest odważna troska o zachowanie tożsamości katolickiej i narodowej Polaków". Radio jest zawsze wierne temu wyzwaniu. Należy mieć nadzieję, że jego głos na ten temat, wypowiadany zwłaszcza w okresie polskiej prezydencji w Unii Europejskiej, nie będzie głosem wołającego na puszczy.

Ksiądz bp Adam Lepa - biskup pomocniczy archidiecezji łódzkiej, w latach 1989-1994 przewodniczący Komisji Episkopatu Polski ds. Środków Społecznego Przekazu, obecnie jej członek. Wybitny medioznawca, prowadzi wykłady z pedagogiki mediów w Instytucie Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego oraz z pedagogiki mediów masowych w Wyższym Seminarium Duchownym w Łodzi. Autor m.in. książek: "Świat propagandy", "Świat manipulacji", "Pedagogika mass mediów", "Telewizja w rodzinie".

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110716&typ=my&id=my03.txt

=======================================================

Ksiadz Natanek przemawia w Czestochowie

http://www.youtube.com/watch?v=155Il-FAmYU&feature=related

ks PIOTR NATANEK I Jego Pustelnia...

http://www.youtube.com/watch?v=8FQ_-bNtGF8&feature=related

ścaliłem posty
Darek
« Ostatnia zmiana: Lipiec 26, 2011, 16:05:55 wysłane przez Dariusz » Zapisane
chanell


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 72
Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 3453



Zobacz profil
« Odpowiedz #52 : Lipiec 26, 2011, 10:04:18 »

Toż ta Pustelnia ,niczym ekskluzywny ośrodek wczasowy  Duży uśmiech
Zapisane

Na wszystkie sprawy pod niebem jest wyznaczona pora.

            Księga Koheleta 3,1
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #53 : Lipiec 26, 2011, 11:16:08 »

26 czerwca zalozylam ten temat. Zakladajac go, chcialam przesledzic sytuacje i nastroje jakie panuja w Polsce
Panstwo a KK. Musze przyznac ze zaskoczylo mnie to wszystko, otrzymalam obraz, ktorego sie nie spodziewalam.
Przepychanki na forum "Czy religie przetrwaja" niekiedy mi szly na nerwy. Bylo mowione duzo i nic. Dzisiaj moge sobie
odpowiedziec na rozne pytania. Stwierdzilam ze KK w Polsce zyje wybornie i angazuje sie na wszystkich fronatach  zycia
panstwa.  Nic mnie juz nie zaskakuje i nie chce zadnych sytuacji oceniac, bo nie chce nikogo zle ocenic lub obrazic.
Jedno jest pewne, ze nie wyglada na to ze Kosciol Katolicki w polsce i jego wyznawca beda zyc dlugo i mniej-czy wiecej szczesliwie. Temat bede prowadzila dalej, bo po malu jest to  moj ulubiony  dzial. Pozdrawiam Wszystkich bardzo serdecznie
w pierwsza miesiecznice "Rafaela
Zapisane
JACK
Gość
« Odpowiedz #54 : Lipiec 26, 2011, 11:49:33 »

26 czerwca zalozylam ten temat. Zakladajac go, chcialam przesledzic sytuacje i nastroje jakie panuja w Polsce
Panstwo a KK. Musze przyznac ze zaskoczylo mnie to wszystko, otrzymalam obraz, ktorego sie nie spodziewalam.
 Temat bede prowadzila dalej, bo po malu jest to  moj ulubiony  dzial. Pozdrawiam Wszystkich bardzo serdecznie
w pierwsza miesiecznice "Rafaela
Ta miesięcznicza to się trochę źle kojarzy.

Wg mnie najciekawszą i być może najważniejszą rzeczą jaka się obecnie dzieje wokół KK  to właśnie ów ruch, chcący ukoronować

Chrystusa na Króla Polski.


Episkopat broni się przed tym rękami i nogami, bo woli po staremu matkę na Królową, święcić nowe armaty, rakiety, walka, obrona itd.
Na odsłonięcie pomnika Jezusa w Świebodzinie wysłali tylko emerytowanego kardynała.

"Młodemu" nie chcą dać korony Polski, bo jak jakiś  naćpany hipis głupoty plutł, o  tym żeby kochać wrogów i nieprzyjaciół, nadstawiać drugi policzek i rozdawać innym co się ma, a Oni tego nie chcą.

Nie chcą, ale COŚ  lub KTOŚ z "GÓRY" może do tego doprowadzić,  bo czas leci -  2000 lat minęło, a jeszcze żaden kraj tych zasad Chrystusa nie wprowadził w życie.


No, a w "Kosmicznych Ogrodnikach"  Dolores Cannon  opisano  organizację  zaawansowanych cywilizacji, opartych na zasadach zbliżonych do nauk Chrystysa,  gdyż na wyższych poziomach  ziemskie prawo dżungli jest nie do zaakceptowania.


« Ostatnia zmiana: Lipiec 26, 2011, 12:05:06 wysłane przez JACK » Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #55 : Lipiec 27, 2011, 22:23:20 »

Ks. Natanek suspendowany

dodane 2011-07-22 14:01

www.diecezja.pl |

Dnia 20 lipca 2011 r., Ks. Kardynał Stanisław Dziwisz, Metropolita Krakowski, zgodnie z kanonem kan. 1371, 2º Kodeksu Prawa Kanonicznego nałożył na ks. dra hab. Piotra Natanka karę suspensy za ostentacyjnie okazywane nieposłuszeństwo, mimo decyzji i upomnień, jakie były do niego wielokrotnie kierowane.
Ks. Natanek suspendowany   Roman Koszowski/ Agencja GN Kard. Stanisław Dziwisz

W sprawie sankcji wobec ks. Natanka kard. Dziwisz wydał specjalny komunikat. Publikujemy jego pełną treść:

Zwracam się do Was, drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie, z trudną, ale równocześnie ważną wiadomością. Jako biskup Kościoła Krakowskiego, w poczuciu odpowiedzialności za Jego jedność, jak też za prawdę i wiarygodność przekazywanej w nim Ewangelii Jezusa Chrystusa, zmuszony byłem podjąć zasadnicze decyzje wobec kapłana naszej archidiecezji ks. dr. hab. Piotra Natanka i ukarać go suspensą, zgodnie z przepisem Kodeksu Prawa Kanonicznego (kan. 1371, 2º). Oznacza to, że ks. P. Natanek nie może sprawować żadnych czynności kapłańskich ani wykonywać władzy rządzenia.

Decyzja ta została podjęta po zignorowaniu przez ks. P. Natanka kanonicznych upomnień i dekretów dyscyplinarnych, niewywiązaniu się ze złożonych deklaracji respektowania ich postanowień, jak też wskutek odrzucenia przezeń propozycji rozmów z przełożonymi, do których był wielokrotnie wzywany. Każdy kapłan w dniu święceń przyrzeka cześć i posłuszeństwo swemu biskupowi oraz jego następcom. Ksiądz Natanek temu przyrzeczeniu się sprzeniewierzył.

Podstawą niniejszej decyzji jest ostentacyjnie okazywane przez ks. Piotra Natanka nieposłuszeństwo, polegające na uporczywym głoszeniu przezeń niezgodnych z nauką Kościoła poglądów dotyczących królowania Jezusa Chrystusa, opartych na prywatnych objawieniach oraz inspirowanych obcymi nauce Kościoła doktrynami sekt eschatologicznych. Ksiądz Piotr Natanek przeinacza w ten sposób nie tylko ugruntowaną naukę o skuteczności zbawienia w Kościele, ale nadto swoje specyficzne głoszenie kultu Matki Bożej, aniołów i świętych miesza z magicznie pojmowaną wiarą, co prowadzi do ośmieszania wyznania Kościoła. W swoim przekazie, rozpowszechnianym przez media elektroniczne, publicznie podważa autorytet biskupów i kapłanów, pomawiając ich o niewiarę i współdziałanie z wrogami Kościoła. W odpowiedzi na krytyczne uwagi swoich pasterzy i współbraci kapłanów podejmuje próby tworzenia własnych struktur, do których włącza pozyskanych zwolenników, odwodząc ich tym samym od wspólnoty Kościoła powszechnego i narażając na wielkie szkody duchowe i moralne. Swoją samowolę okazał w czerwcu br., kiedy to dopuścił się nieważnego asystowania przy zawarciu małżeństwa mimo braku uprawnień wymaganych przez prawo kościelne.

Zwracam się także do tych, którzy związali się z ks. Piotrem Natankiem. Niech pomogą mu powrócić do jedności z Kościołem i zgody ze swoim biskupem. Jeśli zaś będą nadal podzielali jego obecne przekonania, staną się współodpowiedzialni za powstające w Kościele zamieszanie i wynikłe stąd szkody w Jego wspólnocie.

Drodzy Bracia i Siostry! Decyzja, którą zgodnie z moją apostolską odpowiedzialnością musiałem podjąć, sprawia tak mnie, jak i całej wspólnocie Kościoła Krakowskiego prawdziwy ojcowski ból. Równocześnie jednak słowa te piszę z nadzieją, że ks. Piotr Natanek, po pozytywnym przyjęciu tej decyzji, powróci do pełnienia owocnej i gorliwej posługi we wspólnocie Kościoła katolickiego. Kara suspensy ma nakłonić winnego do poprawy. Jeśli ksiądz podporządkuje się wydanym poleceniom, podejmie drogę pokuty i naprawy wyrządzonego zła, może prosić o zwolnienie z kary.

Proszę także o nieustanną modlitwę o jedność, zgodę i wierność wszystkich pasterzy i wiernych w Kościele za przyczyną Maryi – Matki Kościoła, naszych świętych patronów, a szczególnie przez orędownictwo bł. Jana Pawła II.

Kraków, dnia 20 lipca 2011 r.

Stanisław kard. Dziwisz
Arcybiskup Metropolita Krakowski

Na kolejnej stronie publikujemy także pełną treść pisma, które przekazano ks. Natankowi.




Ks. Natanek suspendowany

dodane 2011-07-22 14:01

www.diecezja.pl |

Dnia 20 lipca 2011 r., Ks. Kardynał Stanisław Dziwisz, Metropolita Krakowski, zgodnie z kanonem kan. 1371, 2º Kodeksu Prawa Kanonicznego nałożył na ks. dra hab. Piotra Natanka karę suspensy za ostentacyjnie okazywane nieposłuszeństwo, mimo decyzji i upomnień, jakie były do niego wielokrotnie kierowane.
Ks. Natanek suspendowany   Roman Koszowski/ Agencja GN Kard. Stanisław Dziwisz

Kraków, dnia 20 lipca 2011 r.

Ks. dr hab. Piotr Natanek
w Grzechyni

Przekazuję Księdzu do wiadomości, że niniejszym dekretem, zgodnie z kanonem kan. 1371, 2º Kodeksu Prawa Kanonicznego wymierzam Księdzu karę suspensy za ostentacyjnie okazywane nieposłuszeństwo, mimo decyzji i upomnień, jakie były do Księdza kierowane. Oznacza to, że nie może Ksiądz sprawować żadnych czynności kapłańskich jak też i wykonywać władzy rządzenia.

Powyższą karę otrzymuje Ksiądz, ponieważ nie zastosował się do poleceń dyscyplinarnych zawartych w dekretach z dnia 28 stycznia 2010 r. (nr 213/2010 oraz 214/2010), zignorował upomnienia kanoniczne z dnia 25 maja 2007 r. (nr 1519/2007), z dnia 23 lutego 2009 r. (nr 392/2009) oraz z dnia 9 kwietnia 2010 r. (nr 867/2010), nie zareagował na wielokrotne wezwania do rozmowy z przełożonymi, kontynuuje szkodliwe wystąpienia, które zostały Księdzu zakazane, szerzy nieaprobowane przez Kościół poglądy, publicznie podważa autorytet pasterzy Kościoła, mimo zakazu w dalszym ciągu prowadzi działalność duszpasterską w Grzechyni, bezprawnie próbuje organizować nowe struktury kościelne, a ostatnio dopuścił się nieważnego asystowania przy zawarciu małżeństwa mimo braku stosownych uprawnień. Niech Ksiądz ma też na uwadze szkody, jakie swoim działaniem wyrządza gromadzonym wokół siebie wiernym i całej wspólnocie Kościoła.

Kara suspensy ma charakter poprawczy. Jeśli Ksiądz podporządkuje się decyzjom przełożonych kościelnych, podejmie drogę pokuty i naprawy wyrządzonego zła, może prosić o zwolnienie z kary.

Polecam Księdza Miłosierdziu Bożemu

Stanisław kard. Dziwisz
Arcybiskup Metropolita Krakowski

ks. Piotr Majer
Kanclerz Kurii

Ks. Natanek suspendowany

dodane 2011-07-22 14:01

www.diecezja.pl |

Dnia 20 lipca 2011 r., Ks. Kardynał Stanisław Dziwisz, Metropolita Krakowski, zgodnie z kanonem kan. 1371, 2º Kodeksu Prawa Kanonicznego nałożył na ks. dra hab. Piotra Natanka karę suspensy za ostentacyjnie okazywane nieposłuszeństwo, mimo decyzji i upomnień, jakie były do niego wielokrotnie kierowane.
Ks. Natanek suspendowany   Roman Koszowski/ Agencja GN Kard. Stanisław Dziwisz

Kraków, dnia 20 lipca 2011 r.

Ks. dr hab. Piotr Natanek
w Grzechyni

Przekazuję Księdzu do wiadomości, że niniejszym dekretem, zgodnie z kanonem kan. 1371, 2º Kodeksu Prawa Kanonicznego wymierzam Księdzu karę suspensy za ostentacyjnie okazywane nieposłuszeństwo, mimo decyzji i upomnień, jakie były do Księdza kierowane. Oznacza to, że nie może Ksiądz sprawować żadnych czynności kapłańskich jak też i wykonywać władzy rządzenia.

Powyższą karę otrzymuje Ksiądz, ponieważ nie zastosował się do poleceń dyscyplinarnych zawartych w dekretach z dnia 28 stycznia 2010 r. (nr 213/2010 oraz 214/2010), zignorował upomnienia kanoniczne z dnia 25 maja 2007 r. (nr 1519/2007), z dnia 23 lutego 2009 r. (nr 392/2009) oraz z dnia 9 kwietnia 2010 r. (nr 867/2010), nie zareagował na wielokrotne wezwania do rozmowy z przełożonymi, kontynuuje szkodliwe wystąpienia, które zostały Księdzu zakazane, szerzy nieaprobowane przez Kościół poglądy, publicznie podważa autorytet pasterzy Kościoła, mimo zakazu w dalszym ciągu prowadzi działalność duszpasterską w Grzechyni, bezprawnie próbuje organizować nowe struktury kościelne, a ostatnio dopuścił się nieważnego asystowania przy zawarciu małżeństwa mimo braku stosownych uprawnień. Niech Ksiądz ma też na uwadze szkody, jakie swoim działaniem wyrządza gromadzonym wokół siebie wiernym i całej wspólnocie Kościoła.

Kara suspensy ma charakter poprawczy. Jeśli Ksiądz podporządkuje się decyzjom przełożonych kościelnych, podejmie drogę pokuty i naprawy wyrządzonego zła, może prosić o zwolnienie z kary.

Polecam Księdza Miłosierdziu Bożemu

Stanisław kard. Dziwisz
Arcybiskup Metropolita Krakowski

ks. Piotr Majer
Kanclerz Kurii
Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #56 : Lipiec 28, 2011, 16:52:51 »

To teraz kolej na medialne imperium Rydzyka. Z tym będzie trudniej bo ma on pokaźne zaplecze, rzesze wiernych, sporo kasy i własną tubę - rozgłośnię. Pewnie dlatego się go biskupi boją.
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #57 : Lipiec 28, 2011, 21:38:44 »

Kaczyński: dziś próbuje się wypychać patriotów z życia
2011-07-10 | Ostatnia aktualizacja: 16:04 | Komentarze: 292
Tagi: Jasna Góra, Radio Maryja, Smoleńsk, kaczyński, katastrofa, pielgrzymka, pis

Jarosław Kaczyński na telebimie podczas pielgrzymki Radia Maryja

Jarosław Kaczyński na telebimie podczas pielgrzymki Radia Maryja Fot. Andrzej Grygiel / Polska Agencja Prasowa
Na pielgrzymce Radia Maryja na Jasną Górę Jarosław Kaczyński zaapelował o pamięć o polskiej historii, m.in. o katastrofie smoleńskiej. Jak mówił, prezydent Lech Kaczyński wiedział, jak zabiegać o Polskę - i za to go nienawidzono.

Prezes PiS uczestniczył tego dnia we mszy będącej głównym punktem tegorocznej 19. Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę. Jednym z punktów uroczystości było przekazanie do jasnogórskiego sanktuarium tablicy upamiętniającej ofiary katastrofy smoleńskiej, którą Rosjanie usunęli z miejsca tragedii w przeddzień pierwszej rocznicy tego wydarzenia

Po zakończeniu mszy Jarosław Kaczyński z murów Jasnej Góry dziękował za - jak mówił - ostatnie 15 miesięcy wsparcia przez Radio Maryja, Telewizję Trwam i Nasz Dziennik. "Bez tego wsparcia ci, którzy chcieli zabić prawdę pewnie by zwyciężyli, przynajmniej doraźnie by zwyciężyli. Nie dalibyśmy rady skutecznie tej prawdy bronić" - powiedział.

"Ten zamysł się nie udał w wielkiej mierze dzięki niezawodnemu ojcu dyrektorowi (), wszystkim, którzy pracują w Radiu Maryja, wszystkim wolontariuszom i dzięki wam, członkom tej wielkiej i pięknej rodziny" - dodał.

Prezes PiS stwierdził, że ludzie złej woli mówią, że przyjeżdża często na Jasną Górę ze względów politycznych. "Nie o politykę tu chodzi. Jestem tu dlatego, że spotyka się tu () wielka, ważna, czynna część polskiego Kościoła i chcę być razem z nią, bo nie ma takiego drugiego spotkania w ciągu całego roku" - zaznaczył.

"Jestem tutaj z wami, bo spotykają się tutaj ludzie, którzy kochają Polskę, polscy patrioci. I to też jest powód, dla którego chcę z wami być. Chcę was, korzystając z tej niezwykłej okazji, prosić - nie dajcie się wypchnąć z naszego życia, nie dajcie się wypchnąć jako polscy patrioci, bo dziś patriotów próbuje się z tego życia wypychać" - powiedział Kaczyński.

"To jest coś bardzo ważnego dla was, ale coś jeszcze ważniejszego dla Polski - dla naszej teraźniejszości, dla przyszłości, o której przede wszystkim musimy myśleć. Musimy myśleć o niej i wiedzieć, że aby ta przyszłość była wielka, to trzeba ocalić pamięć o naszej historii, o tym wszystkim, co było w niej wielkie, a także tym strasznym wydarzeniu, które miało miejsce dokładnie 15 miesięcy temu" - mówił.


"To już wojna domowa, w której część Kościoła wspiera PiS"

2011-07-12 | Ostatnia aktualizacja: 07:08 | Komentarze: 341
Tagi: Mokrzycki, Niesiołowski, Radio Maryja, kaczyński, rydzyk
O. Tadeusz Rydzyk podczas pielgrzymki Radia Maryja na Jasną Górę

O. Tadeusz Rydzyk podczas pielgrzymki Radia Maryja na Jasną Górę Fot. Andrzej Grygiel / Polska Agencja Prasowa
To komentarz jednego z polityków PO do pielgrzymki Radia Maryja na Jasną Górę. "Zawsze to samo: kłamstwo, nienawiść, agresja i głupota" – stwierdził.

W tak ostry sposób niedzielną pielgrzymkę komentował w "Kropce nad i" Stefan Niesiołowski, wicemarszałek Sejmu.

Niesiołowskiemu nie podobało się wystąpienie arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego. W homilii duchowny w ciepłych słowach pochwalił działalność rozgłośni o. Tadeusza Rydzyka – jako medium, które znacznej części społeczeństwa "pozbawionej dotąd możliwości wyrażenia swoich poglądów, nadziei, obaw" dało możliwość zaistnienia.

"Biskup mija się z prawdą. Taki biskup, który popiera zachowanie Rydzyka, jest kompromitacją Kościoła" – ocenił Niesiołowski, "Niech sobie znajdzie inne zajęcie. Po co biskup, który kłamie. Ten biskup jest szkodliwy dla Kościoła" – dodał. Jego zdaniem, Radio Maryja szkodzi Polsce, a niedziela była "smutnym dniem dla Polski".

Jak twierdzi polityk PO, część biskupów popiera Radio Maryja. "W tym sensie kłamią, że nie mówią całej prawdy o tej rozgłośni" – podkreślił Niesiołowski. I nie chodzi o wojnę z Kościołem lecz obronę Kościoła przed Radiem Maryja.

W "wojnie domowej", jaką rozpoczęło PiS, część Kościoła wspiera partię Jarosława Kaczyńskiego – uważa Stefan Niesiołowski. A czegoś takiego jeszcze nie było w polskim życiu politycznym. "Wygrana PiS w wyborach byłaby tragedią i nieszczęściem dla Polski" – podsumował wicemarszałek Sejmu


Gdyby zabrakło Radia Maryja.... Czarne wizje europosła PiS
2011-07-12 | Ostatnia aktualizacja: 11:08 | Komentarze: 114
Tagi: Radio Maryja, Wojciechowski, eruoposeł
O.Tadeusz Rydzyk

O.Tadeusz Rydzyk Fot. Maciej UrbanowskiAPP / Newspix
"Bez Radia Maryja mielibyśmy głowy tak wyprane, jak pewien znany polityk lewicy" - pisze Janusz Wojciechowski na swoim blogu w Onet.pl. Dalej wylicza atuty radia ojca Tadeusza Rydzyka.


"Fenomen Radia Maryja jest prosty – to Radio zwraca się do ludzi wykluczonych, do ludzi odrzuconych i wyszydzanych"- czytamy na blogu europosła

"Gdyby nie było Radia Maryja, byłoby mniej polskie dumy i godności narodowej" - pisze dalej Wojciechowski. Wyjaśnia, że to dzięki Radiu Maryja Polacy nie wstydzą się własnej historii. "Bez Radia Maryja mielibyśmy głowy tak wyprane, jak pewien znany polityk lewicy, który kilka dni temu w przypadkowej rozmowie próbował mnie przekonać, ze Gross napisał w swojej książce za mało, bo naprawdę to większość Polaków za okupacji szmalcowała" - pisze europoseł PiS.

I kontynuuje swoje wywody, pisząc, że bez Radia Maryja "Unii Europejskiej trzeba by się tylko kłaniać", a problemy polskiej wsi znalibyśmy wyłącznie z serialu „Ranczo”.

Zdaniem europosła największymi wrogami Radia są ci, którzy go nigdy nie słuchają. Wojciechowski broni też samego ojca Tadeusza Rydzyka i jego biznesowej działalności.

"Dzieła, które stworzył, są imponujące – radio, telewizja, ogólnopolski dziennik, wyższa uczelnia. Ale biznes to dla nie go żaden, do grobu go nie zabierze ani dzieciom w spadku nie zostawi. To co stworzył, pozostanie własnością Kościoła" - pisze Wojciechowski.

Polityk przyznaje na końcu, że ma szczególny sentyment do mediów Rydzyka - "Tylko tam mogę dziś mówić o sprawach polskiej wsi. (...) Dzięki Bogu, że jest to Radio, a ludzie złej woli niech nie próbują go zagłuszać - pisze na koniec Wojciechowski.


Niemiecka gazeta: Rydzyk powrócił jako grupa szturmowa Kaczyńskiego
2011-07-15 | Ostatnia aktualizacja: 12:33 | Komentarze: 148
Tagi: kościół, niemcy, polityka, polska, rydzyk
O. Tadeusz Rydzyk

O. Tadeusz Rydzyk Fot. Maciej UrbanowskiAPP / Newspix
Założyciel nacjonalistycznej rozgłośni Radio Maryja ojciec Tadeusz Rydzyk znów wprowadza zamieszanie do polskiej polityki - pisze w piątek z Warszawy niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung".

"Ostatnio był spokój wokół nacjonalistycznego Radia Maryja i jego dyrektora założyciela (...). Powołana pod naciskiem Watykanu rada, która miała zapobiec temu, by rozgłośnia znów uderzyła w ksenofobiczne i antysemickie tony, wydawała się dobrze funkcjonować. Jednak teraz Rydzyk i jego zwolennicy znów są na czołówkach gazet. Powrócili bowiem do polityki jako grupa szturmowa przywódcy opozycji Jarosława Kaczyńskiego, który światopoglądowo jest narodowym konserwatystą, ale gdy chodzi o politykę gospodarczą reprezentuje klasycznie socjaldemokratyczne stanowisko" - napisała w piątek "Sueddeutsche Zeitung".

Gazeta pisze o wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego podczas niedawnej pielgrzymki Radia Maryja do Częstochowy, a także o kontrowersjach wokół wypowiedzi ojca Rydzyka w Brukseli. Według korespondenta dziennika rządząca Platforma Obywatelska "wcale nie jest nieszczęśliwa z powodu otwartego mieszania się kłótliwego ojca do polityki". "Wprost przeciwnie. Uważa się, że sojusz Kaczyński-Rydzyk jest bez szans. Ostatnie wybory pokazały bowiem, że sukces odnoszą tylko te ugrupowania, które próbują zagospodarować polityczne centrum. Jeśli Kaczyński znów paktuje z Rydzykiem, oznacza to, że oddala się od centrum" - pisze "SZ".

W ocenie dziennika Rydzyk traktuje Kaczyńskiego niczym "syna marnotrawnego", bo cztery lata temu Kaczyńscy zerwali z Radiem Maryja, po ujawnieniu "tyrady" ojca Rydzyka, wygłoszonej podczas wykładu w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. O. Rydzyk mówił wówczas m.in., że czuje się oszukany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Według tygodnika "Wprost" pod adresem żony prezydenta miały paść słowa: "Ty czarownico! Ja ci dam! Jak zabijać ludzi, to sama się podstaw pierwsza".

Podczas zeszłorocznych wyborów prezydenckich Jarosław Kaczyński próbował obejść się bez Radia Maryja i prezentował się jako umiarkowany polityk, stawiający na kompromis zamiast konfrontacji - pisze "SZ". Jednak po nieznacznej przegranej wyciągnął konsekwencje: "Usunął wszystkich wiodących polityków PiS, którzy chcieli zwrotu w kierunku centrum i powrócił do dawnej wojowniczej retoryki" - dodaje dziennik, zauważając, że według sondaży taktyka ta się nie opłaciła. 


NO I NA KONIEC

Ojciec Rydzyk bierze się za świat mody. I krytykuje dyktatorów
2011-07-21 | Ostatnia aktualizacja: 16:04 | Komentarze: 95
Tagi: Radio Maryja, rydzyk
O. Tadeusz Rydzyk

O. Tadeusz Rydzyk Fot. Maciej UrbanowskiAPP / Newspix
Ojciec Tadeusz Rydzyk skrytykował dyktatorów mody.  Jak stwierdził na spotkaniu Rodziny Radia Maryja w parafii św. Jadwigi pod Radomiem "każą oni kobitom chodzić we wdziankach obcisłych, jak za przeproszeniem, salceson, parówki czy jakieś inne szynki".

Do wygłoszenia takiej opinii dyrektora Radia Maryja "sprowokowała" jedna ze słuchaczek, która przybyła na spotkanie Rodziny Radia Maryja w parafii św. Jadwigi w Odrzywole pod Radomiem. Słuchaczka miała na sobie opoczyński strój. O. Rydzyk wyraził swój podziw, że panie wytrzymują przy tej temperaturze w tak gustownym stroju. Później zaczął krytykować obowiązujące kanony mody.

"To takie bez gustu, jak widzę nieraz - oznajmił Rydzyk. I dodał, że kobiety pierwszy grzech popełniają przeciwko estetyce, żeby tylko ubrać się, jak pokazali w "telewizorni".

Ponadto ojciec Rydzyk stwierdził, że: "Tego lata, aby być trendy, słuchaczki Radia Maryja powinny nosić piękne, kolorowe stroje ludowe z Mazowsza. Może w nich trochę gorąco, ale efekt murowany".

Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #58 : Lipiec 29, 2011, 18:22:30 »

PODZIAŁ ADMINISTRACYJNY KOŚCIOŁA W POLSCE

W Polsce istnieją 44 diecezje, w tym dwie Kościoła bizantyńsko-ukraińskiego oraz ordynariat polowy, zrównany w prawach z diecezją. Diecezje łączą się w 15 metropolii.

Ostatnie zmiany w strukturze terytorialnej polskiego Kościoła miały miejsce w 2004 r., kiedy to powołano diecezję bydgoską i świdnicką oraz utworzono metropolię łódzką, którą stanowią archidiecezja łódzka i diecezja łowicka.

Zmiana ta stanowiła dopełnienie bulli Jana Pawła II "Totus Tuus Poloniae populus" z 1992 r., na mocy której utworzono 13 nowych diecezji i 8 nowych metropolii. Była to największa w historii Polski reorganizacja administracyjna Kościoła.

Cztery lata później, w 1996 r., utworzono metropolię bizantyńsko-ukraińską, w skład której weszły archieparchia (archidiecezja) przemysko-warszawska i eparchia (diecezja) wrocławsko-gdańska.

Wcześniej, bo w 1972 r., nastąpiła regulacja terytorialna na tzw. ziemiach odzyskanych. Stało się to za sprawą bulli "Episcopatus Poloniae coetus" papieża Pawła VI.

Pierwszą w Polsce porozbiorowej decyzją reorganizacyjną była bulla Piusa XI "Vixdum Poloniae unitas" z 1925 r.

Najmniejszą terytorialnie jednostką administracyjną w Kościele jest parafia. W chwili obecnej w Polsce istnieje 10 114 parafii i około 800 "innych ośrodków duszpasterskich". Parafie (około 10) łączą się w dekanaty, te zaś wchodzą w skład diecezji.
Uaktualniono dnia 1 marca 2010 r.


"Postawa księdza graniczy z chorobą psychiczną"
25 lip, 20:59 NP / "Fakty" TVN

Metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz nałożył karę suspensy na ks. Piotra Natanka - jednego z głównych propagatorów ruchu dążącego do intronizacji Chrystusa na Króla Polski. Nie może on sprawować żadnych czynności kapłańskich ani udzielać rozgrzeszenia.

- Powinien zamilknąć, zniknąć, odbyć pokutę. Wydaje mi się jednak, że w jego przypadku to niemożliwe, ponieważ to co robi, graniczy z chorobą psychiczną – mówi dominikanin o. Józef Puciłowski. Ks. Natanek mimo suspensu odprawia msze, a do Grzechyni pod Makowem Podhalańskim wciąż przybywają pielgrzymi.

       Ostra reakcja zwolenników księdza Natanka
dzisiaj, 12:44 Paulina Korbut / Polska The Times Polska The Times

"Gazeta Krakowska": Ponad 1400 zwolenników ks. Piotra Natanka, zbuntowanego duchownego z Grzechyni (pow. suski), podpisało się już pod listem do arcybiskupa Celestino Migliore, nuncjusza apostolskiego w Polsce. List zamieszczono na stronie internetowej księdza. Jego autorzy nie przebierają w słowach. Jeden z akapitów listu brzmi: "Zagrożeniem dla polskiego Kościoła nie jest ks. Piotr Natanek czy jemu podobni kapłani, ale hierarchia kościelna".

List jest odpowiedzią na suspensę, jaką w ubiegłym tygodniu nałożył na Natanka kard. Stanisław Dziwisz, metropolita krakowski. Jej konsekwencją jest całkowity zakaz odprawiania przez kapłana z Grzechyni mszy św., a także słuchania spowiedzi.

Pod odezwą z imienia i nazwiska podpisują się osoby z różnych części świata. Na długiej liście są zwolennicy ks. Natanka mieszkający w Polsce, ale też w USA, Australii, Szwajcarii czy Włoszech. - To bardzo sprytnie rozegrane posunięcie. List bowiem nie jest napisany w imieniu samego księdza Natanka, ale popierających go osób. Ma to pokazać, że za księdzem stoi konkretna grupa - zauważa Adam Szostkiewicz, dziennikarz "Polityki".

Suspensa dla ks. Piotra Natanka »

Mimo zakazu kardynała ksiądz Natanek w dalszym ciągu odprawia nabożeństwa, na których wygłasza płomienne kazania. W zeszłą niedzielę zarzucał hierarchom kościelnym, w tym samemu kard. Dziwiszowi, związki z masonerią. Stwierdził też, że nieżyjący abp Józef Życiński smaży się w piekle. Co zrobi krakowska kuria? - Nie chcę komentować tej sytuacji. Trzeba czekać na kolejne decyzje kardynała - podkreśla ks. Piotr Majer, kanclerz kurii.

Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, diecezja krakowska daje ks. Natankowi czas na opamiętanie się. Duchowni liczą na to, że suspensa otrzeźwi zbuntowanego kapłana. - Najistotniejsze dla Kościoła jest, że wierni wiedzą o tym, że sprawowana przez księdza Natanka msza święta i udzielana spowiedź jest nieważna - powiedział nam jeden z duchownych z krakowskiej kurii.

Autorzy listu do nucjusza i podpisane pod nim osoby liczą na to, że ich odezwa przyniesie skutek w Watykanie. - Jestem głęboko przekonany, że ten list nie znajdzie żadnego oddźwięku w stolicy apostolskiej. Wszystko dlatego, że Watykan stuprocentowo ufa kardynałowi Dziwiszowi i zupełnie się z nim solidaryzuje w tej sprawie - podkreśla Marcin Przeciszewski, szef Katolickiej Agencji Informacyjnej.

Podobnego zdania jest Adam Szostkiewicz, który uważa, że to właśnie kardynał Dziwisz - na polecenie nucjusza apostolskiego - wyznaczy ostateczną granicę, której przekroczenie będzie dla księdza Natanka końcem posługi. - Ksiądz będzie się musiał wtedy pożegnać ze stanem kapłańskim albo zostanie gdzieś przeniesiony. Jak się domyślam, przenosin odmówi, więc pewnie finałem będzie ekskomunika. To bardzo przykre dla Kościoła - ocenia dziennikarz.

Jak zauważa ks. Adam Boniecki, były redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego", zjawisko zbuntowanych liderów, to w historii Kościoła stale powracający motyw. - Wielokrotnie już się zdarzało, że charyzmatyczni przywódcy poczuwali się do obowiązku reformowania Kościoła katolickiego. Buntowali się przeciwko instytucji - jednak na tym nic trwałego nigdy nie zbudowano - podkreśla Boniecki.

Paulina Korbut, "Gazeta Krakowska"

(MBł)

Nie będzie ksiądz pluł nam w twarz
27 lip, 08:56 Jacek Gądek / Onet.pl
Roman Kotliński, fot. East News
Roman Kotliński, fot. East News

Czy, mówiąc obrazowo, księża plują Polakom w twarz? - Niektórzy plują i to dosłownie. Zwłaszcza księża na wsiach pomiatają ludźmi, mają ich za chamów, a w istocie sami nimi są. Częste są przypadki szantażu: jak nie dacie 1200 zł, to nie pochowam Kowalskiego - mówi były ksiądz, twórca najbardziej antyklerykalnej partii w Polsce.

Były ksiądz to Roman Kotliński. Założona przez niego partia, Racja Polskiej Lewicy, wciąż chce zetrzeć tę ślinę z twarzy Kowalskich. Ale jej nic nie wychodzi.

Dziś "ojciec chrzestny" Racji PL stoi z boku, prowadzi tygodnik "Fakty i Mity" i sprzedaje skandalizujące wspomnienia z plebanii. Partią kieruje ktoś inny - Ryszard Dąbrowski - który od prawie 30 lat prowadzi firmę instalacyjno-budowlaną. Teraz zabrał się za budowanie partii.

Zero przecinek

Ale na pomysł partii wpadł ten pierwszy. - Taką partię już dawno ktoś powinien założyć, bo akcja rodzi reakcję. Pierwszy entuzjazm po założeniu Antyklerykalnej Partii Postępu Racja tego dowiódł, później przyszło rozczarowanie, bo nie dało się od razu odmienić oblicza tej ziemi - mówi Roman Kotliński.

Dotychczasowe wyniki wyborcze Racji PL to porażki. W 2002 r. partia w ogóle nie mogła wystartować pod własnym szyldem przez słowo "antyklerykalna" w nazwie - nie chciał jej zarejestrować sąd. Ale jako komitet wyborczy wyborców antyklerykałowie zgarnęli 0,85 proc.

W kolejnych wyborach Racja PL uzyskiwała wyniki np.: 0,3 proc. (2004), 0,77 proc. wespół z komunistami i zielonymi (2005 r.), samodzielne 0,44 proc., gdy byli w bloku z SLD (2006). Poparcie śladowe, ale historia bogata i barwna. Ale na początku była…

... parafia i kobieta

12 lat był ministrantem, później 6 lat kształcił się w seminarium duchownym, a kolejne 3 już ksiądz Roman Kotliński spędził w trzech różnych kościołach.

Jako młodzian poszedł do seminarium, bo "został wychowany na wiernego katolika". Odszedł, bo "otwarły mu się oczy na rzeczywistość Kościoła". - Księża odchodzą, bo nie potrafią żyć w hipokryzji - co innego mówić wiernym, co innego myśleć, co innego robić. Męczy ich podwójne życie. Ale najczęściej główną decyzją jest spotkana kobieta i miłość lub dodatkowo dziecko. Taka jest prawda - stwierdza Kotliński. I tak było w jego przypadku.

Będąc na parafii w Ozorkowie wikary Kotliński poznał panią Ewę, starszą od siebie o dwa lata. Ona była młodą wdową. On był młodym księdzem. W czerwcu 1996 r. zapytał, czy zostanie jego żoną. "Tak". W sierpniu zrzucił sutannę. Ewa stała się jego żoną. Służbę księdza zamienił na zawód byłego księdza. Zapisał się też do SLD. Ale Sojusz szybko okazał się dla niego za mało antyklerykalny.

Pod pseudonimem Roman Jonasz napisał szybko książkę "Byłem księdzem", która mimo początkowo kiepskiej sprzedaży stała się bestsellerem. Powód? Wywiad z autorem trafił do "Super Expressu", a jej okładka na "jedynkę" tabloidu. Na fali popularności debiutu literackiego były ksiądz napisał kolejne części wspomnień z zakrystii. Efekt: ponad milion sprzedanych egzemplarzy. Sukces. Pieniądze.

Dlaczego wydał książkę pod takim pseudonimem? - Jonasz wzywał mieszkańców Niniwy do nawrócenia. Ja jestem księdzem nawróconym, a poprzez swoją działalność nawracam innych ze złej drogi - wyjaśnia.
Autor: Jacek Gądek Źródła: Onet.pl

     
Tagi: kard. Stanisław Dziwisz, Kościół katolicki, Księż

Ksiądz się buntuje. "Kard. Dziwisz to mason"25 lip, 07:34 RC / Gazeta Wyborcza, PAP

Kard. Stanisław Dziwisz, fot. AFP/Giuseppe Cacace
Kard. Stanisław Dziwisz, fot. AFP/Giuseppe Cacace

"Gazeta Wyborcza": nie kończą się problemy Kościoła ze zbuntowanym księdzem Piotrem Natankiem. Kapłan nie przejął się kardynalską suspensą i w niedzielę odprawił nabożeństwo dla kilkudziesięciu osób, wypowiadając posłuszeństwo kard. Dziwiszowi, który jego zdaniem jest masonem.

W piątek metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz nałożył na kontrowersyjnego kapłana suspensę, co oznacza, że ks. Natanek nie może odprawiać mszy, ani udzielać innych sakramentów.

Duchowny z decyzją kardynała się nie pogodził i w niedzielę odprawił mszę. Podczas nabożeństwa stwierdził, że rozpoczęła się z nim "wojna" i wypowiedział posłuszeństwo kard. Dziwiszowi.

Wyraził zdumienie, że nie zrozumiano, iż jego słowa: "abp Życiński wyje w piekle" były wypowiedziane w języku literackim. - Teraz mówię już dosłownie! Abp Życiński rzeczywiście przykuty jest grubym łańcuchem w piekle! Bo to masoni napisali za niego doktorat, ubrali go w sutannę i wyświęcili! - grzmiał z ambony.

Zdaniem Natanka, także kard. Dziwisz jest masonem.

Więcej w "Gazecie Wyborczej".

(tsz)

======================================

piątek, 29 lipca 2011
Radio Maryja: Szwedzi z Polsatu i moherowi obrońcy Jasnej Góry

Ojciec Rydzyk utrzymuje, że ekipa Polsatu, która usiłowała relacjonować pielgrzymkę Rodziny Radia Maryja do Częstochowy, zachowywała się jak Szwedzi napadający na Jasną Górę. Wtedy orężny czyn grupy moherowych beretów, która przy pomocy parasoli, drzewca biało-czerwonej flagi, łokci i kończyn górnych próbowała powstrzymać najeźdźcę, nie byłby atakiem na dziennikarzy, tylko słusznym przejawem patriotyzmu i wiary.
Problem w tym, że posłowie z komisji kultury inaczej zinterpretowali zajście na jasnogórskich błoniach, uznali, że uniemożliwianie pracy dziennikarzom to przejaw cenzury, potępili incydent i wskazali na odpowiedzialność organizatorów pielgrzymki. Jakby tego było mało, wezwali Radio Maryja i współpracujących ze stacją polityków do stonowania emocji budzących atmosferę nienawiści.

No to ojciec dyrektor pokazał im tonowanie emocji:
- Na Jasną Górę się wdarli! Tak jak Szwedzi! Szwedzi się tam wdzierali! – krzyczał o polsatowcach. - Ale Polacy obronili. A tutaj ten plac modlitewny. Trzeba zapamiętać nazwiska również tych tzw. dziennikarzy, którzy to są. Mówicie jedni drugim. Niech wiedzą sąsiedzi wszyscy, niech wszyscy wiedzą kto to jest. Jak tak można? Jak można bez akredytacji, bez zgody! My mamy prawo zapraszać sobie kogo chcemy. To jest nasze przyjęcie, nasza duchowa uczta, nasze świętowanie. A nie będziemy wszystkich, którzy chcą rozrabiać! Jaka to bezczelność jest, i tej komisji, i tej Krajowej Rady ... To jest bezczelność! ja się tylko dziwię, że to są katolicy!
(RM, 27.07.11, godz. 01.37)



A w ogóle, to nie słuchacze zaatakowali ekipę Polsatu, tylko ta prowokowała, a jak to nic nie dało, rzuciła się na sto tysięcy sympatyków ojca dyrektora:
- Jak można! To zamiast nas przeprosić, tego człowieka, którego kopali przeprosić, tych ludzi, którym przeszkadzali w modlitwie przeprosić – agresorów my mamy przepraszać. No ludzie, gdzie my jesteśmy – oburzał się o. Rydzyk. 
(RM, 27.07.11, godz. 01.31)

Później zakonnik zaapelował do „wszystkich prawdziwych słuchaczy Radia Maryja”, żeby pokazali posłom z komisji kultury, że nie dadzą zniszczyć rozgłośni:
- Musimy się ruszyć i zacząć pisać, będziemy podawali też numery faksu, numery telefonów, ale i chodźcie też do tych posłów. I wiedzcie o tym: wybory się zbliżają. Zapamiętajcie ich, kto robi krzywdę Polsce i kto występuje tak przeciwko Radiu Maryja. To jest do czasu. Zapamiętać i koniecznie iść do wyborów i właściwie zagłosować.
(RM, 27.07.11, godz. 01.40)

Oczywiście nie chodzi o parlamentarzystów PiS-u, bo ci nie wzięli udziału w głosowaniu nad opinią komisji w sprawie zajścia na Jasnej Górze. Nazwiska tych, którzy podpadli ojcu dyrektorowi odczytała na antenie posłanka z Torunia Anna Sobecka. Bo trzeba demaskować zło.

Tymczasem reporterka Polsatu News Ewa Żarska ośmieliła się zdemaskować zło w torunskiej rozgłośni i odpowiedziała ojcu Rydzykowi:
"Szanowny Panie, w odpowiedzi na Pana ostatnie wypowiedzi dotyczące m.in. mojej osoby i wydarzeń na Jasnej Górze 10 lipca 2011 pragnę poinformować Pana, że porównywanie naszej obecności w Częstochowie do oblężenia Jasnej Góry przez wojska szwedzkie z 1655 jest co najmniej niestosowne i zakrawa na braki w wiedzy historycznej (bo mimo wszystko nie chce podejrzewać urojeń). W przeciwieństwie do Szwedów, my w nieco mniejszej jednak liczbie - dwie osoby, przyjechaliśmy wykonywać nasze obowiązki zawodowe w wolnym demokratycznym kraju". 

Oświadczenie wydano w języku polskim, nie szwedzkim. Chociaż kto ich tam wie, może przetłumaczyli.

sobota, 23 lipca 2011
Z archiwum Głosu Rydzyka: Hicior Radia Maryja

Fani ojca Rydzyka mają nowy hymn. Światowa prapremiera kawałka napisanego przez Kapelę znad Baryczy odbyła się na antenie Radia Maryja w sobotę przed południem. Termin jest nieprzpadkowy. Utwór został skomponowany i nagrany specjalnie na XVI pielgrzymkę Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę, która odbyła się 12 i 13 lipca.
Wpadająca w ucho melodia i głęboki tekst gwarantują, że to będzie prawdziwy hicior - do słuchania na dancingach i prywatkach, w Ciechocinku i Chicago.



A refren leci tak:
Dziś tylko Radia Maryja mogę słuchać
i oglądam tylko telewizję Trwam.
Bo tylko ojcu Rydzykowi mogę ufać,
po Janie Pawle tylko on pozostał nam.
Radio Maryja póki my żyjemy
nie zginie nigdy, choć ma złego wroga.
Z ojcem Rydzykiem, rodziną staniemy,
za jego dziełem stoi Matka Boga.

Jesteście gotowi? No to jazda!

Chcecie więcej? Proszę bardzo - pierwsza zwrotka.

wtorek, 19 lipca 2011
Z Archiwum Głosu Rydzyka: CZY 0572 pozdrawia Radio Maryja

W pogodną, wtorkową noc słuchacze Radia Maryja mogli wysłuchać wspomnień z czasów młodości Tadeusza z Czeladzi - dla wtajemniczonych symbol „Ce Zet Igrek 0572”.

Tadeusz, który zatelefonował do toruńskiej rozgłośni wyznał ojcu prowadzącemu audycję, że ma niemal sto lat, a w jego rodzinnym domu w Białej Podlaskiej koło Terespola [w pobliżu Janowa Podlaskiego, gdzie są te konie arabskie (w Łomazach)] na stole zawsze był miesięcznik „Rycerz Niepokalanej”.
Rzecz - jak określił precyzyjnie CZY 0572 -  działa się w latach 40., przy końcu 50.
- Byłem wtedy taki malutki, miałem 12 albo 22 centymetry, nie pamiętam - relacjonował Tadeusz.
W każdym razie mamusia prosiła go, żeby w drodze do szkoły wpłacił pieniądze na wydawnictwo Teresin koło Sochaczewa.
- I także dzisiaj mamy ogromne zobowiązanie żeby wspierać polskie i katolickie media - podchwycił z entuzjazmem prowadzący audycję redemptorysta, który nie podał swojego symbolu.



- Ja wiem o co chodzi, mamusia wiedziała 50 lat temu i będę wdzięczny, jeśli będą wiedzieli o tym moi synowie i wnukowie - zgodził się z nim 0572. I pozdrowił o. Rydzyka i słuchaczy Radia Maryja.
My też wiemy o co chodzi. To tak tylko jakby co ;-)

Scaliłem posty
Darek
« Ostatnia zmiana: Lipiec 29, 2011, 19:21:25 wysłane przez Dariusz » Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #59 : Lipiec 29, 2011, 22:09:18 »

TYGODNIK  FAKTY I MITY

Bankierzy Pana Boga

                                    KOSCIOL  UBOGICH

Finanse polskiego kat. Kościoła nie podlegają żadnej kontroli
społecznej bądź państwowej i są najpilniej strzeżoną
tajemnicą. W państwie demokratycznym jest to absolutnie
niedopuszczalne.

http://faktyimity.pl/Portals/1/Files/pliki/poradnik/finanse.pdf


Ps. Postanowilam podac link do tego tematu, mysle ze temat jest bardzo ciekawy.


Zapisane
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #60 : Lipiec 29, 2011, 22:19:09 »

Cytat: Rafaela
Ps. Postanowilam podac link do tego tematu, mysle ze temat jest bardzo ciekawy.

Tak, temat ciekawy, ale co do linków, to powinnaś je wstawiać do każdego zamieszczonego fragmentu, >Rafaelo<.  Uśmiech
Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #61 : Sierpień 01, 2011, 09:42:59 »

                                                                      Homeopatia – uwikłanie w magię

Ks. dr hab. Aleksander Posacki

Za szerzenie pseudonauki odpowiedzialne są zwykle środki masowego przekazu kierujące się sensacją i motywacją komercyjną, a nie miłością prawdy czy uczciwością intelektualną. Szerzenie pseudonauki może być jednak związane ze zwykłą nieświadomością, a nawet z przekonaniem, że chodzi o zupełnie nowe, rewelacyjne odkrycia naukowe.

W tym kontekście ogłoszenie przez Naczelną Radę Lekarską 4 kwietnia 2008 r. tez o nienaukowości homeopatii i wynikających stąd zagrożeniach należy uznać za ważne, a może nawet przełomowe w Polsce wydarzenie, zwłaszcza że chodzi tu o interwencję na wysokim szczeblu, bardzo kompetentnych ludzi, bo przecież profesorów nauk medycznych. Do tej pory ingerowały pojedyncze jednostki, w tym takie osoby, jak prof. zw. dr hab. Andrzej Gregosiewicz, ale to nie było to samo, nawet jeśli z ust tego właśnie profesora medycyny padały poważne, merytoryczne argumenty, oparte na niezbitej logice i podawane z ogromną, pełną pasji demaskatorskiej, determinacją.

Taka interwencja polskich naukowców jest tym bardziej cenna, że wielu wybitych znawców przedmiotu pozostawało i pozostaje biernymi obserwatorami zatrważającej i ogromnie niebezpiecznej ekspansji pseudonauki, i to często w dziedzinie własnej kompetencji. Jedyne zaś, na co potrafią się zdobyć, to wyniosły, ironiczny i niezobowiązujący uśmiech, który nie zakłóca im “świętego” spokoju we własnej wieży z kości słoniowej, zaś krzywdy i krzyki ofiar pseudonauki nie przeszkadzają im spokojnie spać. Za jaką jednak cenę?
Nauka przeciwko homeopatii – od początku aż do dziś

Już na początku XIX w. homeopatia znalazła szeroki rezonans oraz szybko wzrastającą liczbę zwolenników. Proces ten rozwijał się przez cały XIX w. i także dzisiaj homeopatia należy do popularnych alternatywnych metod uzdrawiania, propagowanych również przez ruch New Age. Homeopatia ma faktycznie zadziwiającą historię oddziaływania i rozszerzania się, w związku z czym nie bez racji można mówić o “światowej historii homeopatii” (Dinges, 1996), nawet jeśli jej przyjęcie wśród lekarzy i pacjentów różni się w zależności od kraju. Ponieważ homeopatia klasyczna oddziałuje wyłącznie na podmiot – zarówno w wypróbowywaniu leków, jak i w ich rzekomo uzdrawiającym działaniu, nie potrafi dostarczyć żadnych obiektywnych danych w znaczeniu tradycyjnym, wykracza konsekwentnie poza ramy ugruntowanych nauk przyrodniczych. Od samego początku pojawiało się niemało głosów, które działanie homeopatii wyjaśniały przede wszystkim efektem sugestii, czyli efektem placebo. Na ten aspekt zwrócili uwagę lekarze profesorowie we wspomnianym apelu, choć – jak się wydaje – nie wyczerpuje on “tajemnicy” homeopatii, o czym jeszcze powiemy.

Reakcja polskich profesorów nie jest jednak niczym nowym. Już przed laty prof. Wolfgang Hopff, kierownik katedry w Instytucie Farmakologicznym przy uniwersytecie w Zurychu, rozprawiał się ze sprzecznościami, w których tkwi homeopatia w odniesieniu do ważnych zasad fizyki klasycznej, ale również do wszystkich przekonań i osiągnięć farmakologii (Hopff, 1991). Wspólnie z berlińskim kierownikiem Katedry Medycyny Sądowej o. Prokopem wydał on w 1990 r. oświadczenie na temat homeopatii składające się z dziesięciu punktów i kończące się konkluzją, że stosowanie homeopatii, jej rozpowszechnianie i nauczanie jest niedopuszczalnym nadużyciem (por. Prokop, 1995, 103).

To oświadczenie zostało podpisane przez wielu naukowców. W 1993 r. Uniwersytet w Marburgu opublikował ostatecznie tzw. Oświadczenie Marburgskie, w którym stwierdza się, że specjalizacja w dziedzinie Medycyny Człowieka na uniwersytecie w Marburgu odrzuca homeopatię jako całkowicie błędną pseudonaukę. “Jeśli nasz uniwersytet uległby presji i zaproponował przedmiot dydaktyczny ‘Homeopatia’ w znaczeniu neutralnym, zdradziłby swoją misję i zniszczyłby swoje intelektualne zasady” (tamże, 103-107).

Problem nienaukowości homeopatii nie dotyczy jednak tylko jej samej. Nie chodzi bowiem jedynie o problem specyficznego działania “lekarstw” homeopatycznych, lecz o podstawy nauk przyrodniczych, które dla homeopaty muszą przedstawiać się inaczej niż dla tradycyjnego fizyka. “Spór pomiędzy tzw. medycyną alternatywną a medycyną szkolną nie jest tylko sporem pomiędzy dwoma naukowymi poglądami medycznymi, lecz stawia on pytanie o ważność całej nauki”, twierdzi Martin Lambeck, kierownik Katedry Fizyki Uniwersytetu Technicznego w Berlinie. Przede wszystkim krytykowany jest fakt, że w homeopatii lekceważy się wszystkie trzy zasady termodynamiki oraz inne prawa fizyki i chemii, o czym wspominają polscy naukowcy.

“Homeopatia uważa, że podstawowe prawa natury, które do tej pory uznawano za prawdziwe, nie obowiązują” (Wolf, Windeler, 2000). Takie wnioski mają oczywiście konsekwencje nie tylko dla samej medycyny, ale także dla innych nauk dotyczących człowieka, jak np. psychologia. Ostatecznie posiadają następstwa dla całej kultury i sprzyjają masowemu szerzeniu się pseudonauki. Wszystko to osłabia zasady logiki, metodologii, otwierając drogę zgubnemu irracjonalizmowi, który staje się przez to coraz bardziej tolerowany we wszystkich obszarach kultury. Z powyższych racji sprzyjają też ekspansji ezoteryzmu i – bardziej praktycznego – okultyzmu, które opierają się na pseudonauce i skrzętnie wykorzystują ją w swojej propagandzie.

Krytyka pseudonauki jest słuszna, gdyż pseudonauka silnie wspiera okultyzm i wzajemnie, występując tą drogą przeciwko religii chrześcijańskiej.

Może to doprowadzić w następstwie nie tylko do dezinformacji w sferze umysłu i sumienia (o czym wspominają także polscy lekarze w kontekście “leczenia”), ale przede wszystkim do konkretnych zagrożeń czy zniewoleń duchowych, będących skutkiem przynależności do sekt czy otwarcia się na praktyki okultystyczne, co ściśle łączy się z homeopatią i jej propagandą.
Ezoteryczne i okultystyczne uwikłania homeopatii

Według polskich ekspertów, “stwierdzenie homeopatów, że działania ich leków nie da się wyjaśnić utartymi, obecnymi uniwersyteckimi wyobrażeniami powoduje, że często szukają oni tłumaczenia mechanizmu działania produktów homeopatycznych poprzez tworzenie spekulatywnych koncepcji, odwołujących się do magii”. Jest to stwierdzenie prawdziwe, ale należy je koniecznie uzupełnić.

Otóż homeopatia jest uwikłana w magię, spirytyzm, czyli ezoteryzm i okultyzm od samego początku. Co to oznacza? Powiedzieliśmy, że homeopatia nie spełnia praw natury, a więc jeśli nawet jest ona “skuteczna”, to na innej zasadzie niż zgodnie z naukowo uchwytnymi prawami natury. Jeśli nie są to siły natury, to może jakieś inne? Nie musi to być więc w każdej sytuacji efekt sugestii czy placebo, ale także skutek działania sił magiczno-spirytystycznych, które według chrześcijańskiego obrazu świata mogą istnieć i oddziaływać na człowieka. W obrębie psychologii i psychoterapii to samo dotyczy pseudonaukowej “terapii” Berta Hellingera – przenikającej nachalnie do polskiej psychologii – która otwiera się na szamanizm i spirytyzm.

Podobnie jest z homeopatią. Monachijski psychoterapeuta W. Schmidbauer plasuje homeopatię w pobliżu terapii szamańskich. Dla kuracji tych istotny jest zawsze związek z kosmosem i spirytyzmem. Uzdrowienie bez odniesienia się do kosmosu jest prawie niemożliwe. “Ten związek z kosmosem, to połączenie z obrazowym i jednocześnie metafizycznym systemem zachowało się przede wszystkim w grupach ezoterycznych (jak np. antropozofia), w astrologii i w homeopatii” (Schmidbauer, 2000, 44).

Nie jest więc przypadkiem, że wielu homeopatów to ezoterycy czy praktykujący okultyści. Wiele książek o paramedycznych praktykach alternatywnych łączy te terapie z myślą ezoteryczną (co można zauważyć w polskich księgarniach medycznych, które te ideologie bezprawnie i bezkarnie reklamują). “Tym samym medycyna ezoteryczna, mimo przeciwnych zapewnień niektórych uzdrowicieli, stała się w naszej kulturze ważnym prekursorem nowej religijności” (Bittner, Pfeiffer, 1996, 38).

Ta “religijność” wcale nie jest jednak nowa i jest to w istocie ezoteryzm i okultyzm. Według ks. Clemensa Pilara, który obronił doktorat na temat homeopatii na uniwersytecie w Wiedniu, 90 proc. homeopatów to ezoterycy. Zresztą dr A. Voegeli, słynny lekarz homeopata, potwierdził fakt, iż duży procent homeopatów posługuje się w swojej pracy wahadełkiem. Istnieją grupy, w których poszukiwania odbywają się podczas seansów spirytystycznych, za pośrednictwem mediów, które proszą przywoływane duchy o informacje. Zresztą największe współczesne medium i spirytysta, Edgar Cayce, popierał homeopatię, otrzymując wizję jej zastosowania w doświadczeniu transowym.

Ośrodki homeopatyczne np. w Niemczech czy Francji stale poszukują mediów do wytwarzania homeopatycznych środków. Także w antropozofii, opartej na doświadczeniu mediumicznym i nauczającym takiego sposobu poznania (także dzieci, przygotowywanych do inicjacji antropozoficznej w szkołach i przedszkolach waldorfskich!), występuje gloryfikacja medycyny homeopatycznej. W jednym z dużych i poważnych laboratoriów homeopatycznych we Francji dyrektor, zatrudniając pewną osobę, pytał ją najpierw, pod jakim znakiem astrologicznym się urodziła. Potem zaś chciał się dowiedzieć, czy jest ona medium spirytystycznym, gdyż sekretem praktyk owego przedsiębiorstwa był fakt, że “nowe leki poszukiwane były w trakcie seansów spirytystycznych za pośrednictwem osób obdarzonych siłami okultystycznymi (mediów), zdolnych wypytywać duchy” (H.J. Bopp).
Homeopatia jako tradycja inicjacyjna

Z punktu widzenia historii idei homeopatia oparta przede wszystkim na zasadzie podobieństwa (simila similibus curentur: leczenie podobnego podobnym – odrzucone przez polskich lekarzy jako nienaukowe!) nie jest nowa, i to nie tylko w kręgu kultury europejskiej (Paracelsus, Agrippa, G. Bruno, G. Della Porta), ale “myślenie magiczne” (magia sympatyczna) będące u jej podstaw było powszechnie obecne w tradycji ludów pierwotnych (J.G. Frazer, L. Lévy-Bruhl), a także w europejskich inicjacyjnych bractwach ezoterycznych (różokrzyżowcy, masoneria) oraz w zachodniej tradycji okultystycznej (H. Bławatska, A. Bailey, R. Steiner).

Z tego punku widzenia ideologia twórcy homeopatii S.F. Hahnemanna to odnowienie ezoterycznych wolnomularskich idei, homeopatia zaś nieprzypadkowo jest podstawową praktyką “leczniczą” w New Age. Kontrowersje powstałe obecnie wokół tej koncepcji wynikają także z faktu, że homeopatia należy do tych “terapii”, które czerpią swoją siłę i skuteczność z mocy symboli (C. Pilar). Mogłoby to wskazywać na fakt, że homeopatia to tradycja inicjacyjna (przekazywana przez ludzi i rzeczy-fetysze w formie “leku”), oparta jednocześnie na pseudoreligii i pseudonauce. Parareligijny i “symboliczny” charakter homeopatii udowadnia w swojej pracy doktorskiej ks. C. Pilar (Symbole der Heilung – Symbole des Heils?, Wien 2004).

W tego typu argumentacji bierze się też pod uwagę fakt, iż twórca homeopatii S.F. Hahnemann uwikłany był w tradycję ezoteryczną i inicjacyjną masonerii, mając także do samego Chrystusa stosunek niejasny czy nawet lekceważący. S.F. Hahnemann ponadto kontaktował się z F.A. Mesmerem, twórcą “magnetyzmu zwierzęcego” (prekursorem bionenergoterapii), który także miał panteistyczny obraz świata (związany z wiarą w astrologię), jego teorie zaś również były inspirowane przez tajemne doktryny masońskie (L. Chertok, R. de Sassure).
W rozeznaniu duchowym płynącym z poziomu teologii i wiary nie można nie dostrzec tych faktów, nawet jeśli należy być powściągliwym, gdy chodzi o interpretacje. Należy wszakże zauważyć, że nie chodzi tu przede wszystkim o osobiste relacje Hahnemanna czy Mesmera z masonerią (a także o relacje osobiste tych badaczy między sobą, co też mogłoby być przedmiotem osobnych badań), ale o merytoryczny związek ich teorii z tą właśnie ezoteryczną (inicjacyjną) doktryną. Stąd nieprzypadkowo także dzisiaj w celu znalezienia odpowiedniego leku, np. rośliny do przygotowania tynktury macierzystej (wyjściowej) preparatu homeopatycznego, poszukujący posługują się bardzo często praktykami okultystycznymi oraz sięgają do ideologii ezoterycznych.

Nic więc dziwnego, że stwierdza się występowanie problemów duchowych po używaniu środków homeopatycznych. Z tej racji egzorcyści polscy wspólnie (co zostało uradzone na jednym z ogólnopolskich zjazdów) odradzają używanie homeopatii, dostrzegając jej związek z grzechem bałwochwalstwa, a ponadto ze spirytyzmem pojętym jako działaniem duchów. Jeśli homeopatia jest rzeczywiście dziełem spirytyzmu, to korzystanie z tej “wiedzy” nie pozostanie “bezkarne” (J. Verlinde).

Z tego punktu widzenia homeopatia przekracza kompetencje lekarza (który dotyka w tym przypadku jedynie “wierzchołka góry lodowej”), gdyż jest uwikłana w pewien złożony światopogląd (całościową wizję świata) oraz w kryptoreligijny kult. W ideologii homeopatii występują bowiem idee gnostyckie, hermetyczne oraz orientalne, z dominującą ideą monizmu i panteizmu (światopogląd), gdzie ubóstwia się idolatrycznie (przynajmniej potencjalnie) każdy rodzaj stworzenia (kult).

Stąd też można stwierdzić, że także w tym przypadku (jak w wielu innych przypadkach tzw. medycyny alternatywnej) praktyka “medyczna” wyrasta z określonego systemu światopoglądowo-kultycznego (a nie tylko filozoficznego czy teozoficznego), co powoduje, iż homeopatia rzekomo pomagając w jakimś paśmie, może być niebezpieczna w obszarach znacznie bardziej istotnych, duchowych czy wewnętrznych (zwłaszcza że homeopata ingeruje w życie wewnętrzne człowieka, swoiście je interpretując).

Ks. Aleksander Posacki

http://www.aleksanderposacki.pl/pl/artykuly/ks-aleksander-posacki-sj-o-homeopatii


« Ostatnia zmiana: Sierpień 01, 2011, 09:43:37 wysłane przez Rafaela » Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #62 : Sierpień 01, 2011, 09:47:47 »

Czy wszystkie przeżycia duchowe pochodzą od Ducha Świętego? Wizjonerstwo jako zagrożenie dla wiary

Nadprzyrodzone doznania zwykle nie stanowiły dla Kościoła problemu, jeżeli dotyczyły - jako szczególna łaska życia kontemplacyjnego - indywidualnego rozwoju duchowego. Liczyły się wtedy kryteria subiektywne. Zarówno św. Teresa, jak i św. Katarzyna wskazują na owoce objawienia. Jeśli wizja ostatecznie przynosi pokój i "głód cnoty" - pochodzi od Boga. Jeśli wizjonera z początku opanowuje radość, "która przechodzi w zamęt i ciemność duchową" - to znak, że Bóg nie jest źródłem wizji. Duch Święty jest często "imitowany" przez złego ducha, co dotyczy najczęściej osób pobożnych, ale nie zawsze pokornych. Problem leży więc w pokorze.

Rzeczywistość była jednak bardziej złożona, gdy chodziło o wizje, przedstawiające jakieś nowe orędzia teologiczne. W takiej sytuacji Kościół czuwał nad wizjonerem poprzez kierowników duchowych dobrze znających naukę Kościoła. Istniały też kryteria, które pozwalały określić, czy wizja pochodzi od złego ducha (ewentualnie od samego wizjonera), czy od Boga.
Podstawowym kryterium był stosunek zjawy do instytucji Kościoła. Jeśli zjawa traktowała Kościół hierarchiczny z szacunkiem, tak jak Pan Jezus w wizjach św. Teresy, można było dalej badać, czy treść wizji nie jest sprzeczna z nauką Kościoła. Jeśli natomiast pojawiała się krytyka instytucji Kościoła, hierarchów czy kierowników duchowych, wizję traktowano jako fałszywą, bądź inspirowaną przez diabła. Bóg bowiem nie mógł podważać sensu Kościoła, który sam powołał do istnienia. Nie może burzyć czy niszczyć instytucji odpowiedzialnej za zbawienie wieczne. Problem tkwi więc w posłuszeństwie.
Wydaje się, że to podstawowe kryterium - wbrew ostrzeżeniom św. Faustyny - popadło dzisiaj w niełaskę i wielu wizjonerów za nic ma naukę Kościoła, a zwłaszcza posłuszeństwo.

Ogólne zasady weryfikacji objawień i wizji
Według św. Faustyny, szatan może okrywać się nawet płaszczem pokory, ale płaszcza posłuszeństwa nie może na siebie naciągnąć, i tu się wydaje cała jego robota (Dzienniczek, 939).
Przypomnijmy więc ogólne zasady, które obowiązują każdego katolika. Od strony merytorycznej (treść) podstawowym warunkiem i kryterium autentyczności objawień prywatnych (i uznania ich prawdziwości przez Kościół) jest ich zgodność z treścią Objawienia Bożego i Magisterium Kościoła, a od strony formalnej także sposób (forma) przekazywania przesłania (taki nierozerwalny związek formy z treścią jest zgodny z zasadami rozeznania duchów w tradycji chrześcijańskiej, które także tu winny mieć zastosowanie). Nie stanowią one rozwinięcia Objawienia publicznego (nie uzupełniają go o żadne nowe treści wiary), ale będąc przejawem czy rozwinięciem "charyzmatu proroctwa" mogą pomóc Kościołowi w lepszym rozumieniu i przyjęciu niezmiennych prawd wiary. "'Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie. Wszystko badajcie, a co szlachetne - zachowujcie' (1 Tes 5, 19-21). W każdym czasie dany jest Kościołowi charyzmat proroctwa, który należy badać, ale którego nie można też lekceważyć.
W tym kontekście należy pamiętać, że proroctwo w rozumieniu biblijnym nie oznacza przepowiadania przyszłości, ale wyjaśnianie woli Bożej na chwilę obecną, która wskazuje także właściwą drogę ku przyszłości. (...) W tym sensie można powiązać charyzmat proroctwa z pojęciem 'znaków czasu', na które rzucił nowe światło Sobór Watykański II: 'Umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, a jakże obecnego czasu nie rozpoznajecie?' (Łk 12, 56). W myśl tych słów Jezusa 'znaki czasu' należy rozumieć jako Jego własną drogę, Jego samego. Wyjaśniać znaki czasu w świetle wiary znaczy rozpoznawać obecność Chrystusa w każdym czasie. Taki jest właśnie cel objawień prywatnych uznanych przez Kościół" (Kard. J. Ratzinger, Komentarz teologiczny Kongregacji Nauki Wiary nt. orędzia fatimskiego, 26 VI 2000 r.).
Innymi słowy, chodzi tu głównie o przypomnienie ducha samej Ewangelii w jej prostocie i wezwaniu do nawrócenia (modlitwa, post, pokuta). Prorok głosi wolę Boga: przypomina znaczenie pierwszego przykazania Dekalogu (idolatria), głosząc orędzie o nawróceniu, lecz w horyzoncie alternatywy: nadziei zbawienia i możliwości jego utraty (tak było np. w Fatimie). Ten wyraźny kontekst soteriologiczny - ściśle dotyczący zbawienia, pozwala odróżnić tego rodzaju duchowe "widzenie wewnętrzne" np. od parapsychologicznego "jasnowidzenia", mistykę od mediumizmu, wiarę od gnozy.
W konsekwencji tradycja Kościoła katolickiego jest przekonana, że aby mówić o autentycznych objawieniach prywatnych, od strony "treści" musi zaistnieć: 1. zgodność z tzw. Objawieniem publicznym, czyli Pismem Świętym, które zostało zakończone wraz ze śmiercią ostatniego Apostoła (nie może być więc nic ujęte, zmienione, dodane). Stąd "wiara chrześcijańska nie może przyjąć 'objawień', zmierzających do przekroczenia czy poprawienia Objawienia, którego Chrystus jest wypełnieniem. Chodzi w tym wypadku o pewne religie niechrześcijańskie, a także o pewne ostatnio powstałe sekty, które opierają się na takich 'objawieniach' (KKK 67)"; 2. Zgodność z Tradycją i Magisterium Kościoła (dogmaty), które to Objawienie interpretuje, mając tzw. asystencję Ducha Świętego; 3. Zgodność z decyzjami hierarchii Kościoła (upoważnionej do rozeznania i decyzji w tej sprawie). Kluczowym kryterium - i w pierwszym rzędzie - jest tu posłuszeństwo (wizjonerów, słyszących) władzy Kościoła lokalnego (miejsce objawień), który to Magisterium reprezentuje.
Ten punkt jest najbardziej narażony na nadużycie zwłaszcza ze strony zwolenników objawień, którzy nadużywając ducha profetyzmu objawień, mogą niecierpliwie i tendencyjnie interpretować ostrożność działań rozeznającego Kościoła jako opór wobec nawrócenia, a co gorsza bunt przeciwko Bogu!
Badanie objawień rozpoczyna tylko lokalna i kompetentna władza kościelna (m.in. miejscowy biskup), natomiast ostateczne uznanie objawień za prawdziwe i pozwolenie na ich rozpowszechnianie należy wyłącznie do Stolicy Apostolskiej. Pozytywne orzeczenie władzy kościelnej - co ustalił już Prosper Lambertini (późniejszy Benedykt XIV) - nie jest obowiązujące (stąd wiara np. w liczne objawienia maryjne nie jest konieczna). Jeśli objawienia nie są autentyczne, obowiązuje zakaz ich szerzenia.
Z powyższego wynikają zasady, co do "formy" objawień: 1. Objawienia muszą być nie tylko prawdziwe (według powyższych kryteriów), ale również zasadniczo powściągliwe, a nawet krótkie i zwięzłe (nie powinny być "rozgadane" i zbyt hojne w szafowaniu tajemnicami, jak to jest w spirytyzmie), gdyż ich zadaniem jest tylko profetyczne przypomnienie treści Objawienia "publicznego" (głównie ducha Ewangelii); 2. Treści muszą być podane poważnie (nie mogą być śmieszne, ekstrawaganckie itd.), w sposób moralnie (obyczajowo) i logicznie poprawny oraz racjonalnie uzasadniony, co zakłada też pośrednio, że wizjonerzy powinni być zdrowi psychicznie i odznaczać się przymiotami moralnymi, a nawet cnotami duchowymi; 3. Mogą być jedynie warunkowe (a nie fatalistyczne), czyli zależne od woli (nawrócenia) człowieka i woli Boga (która się może zmienić np. pod wpływem modlitwy i nawrócenia człowieka). Nie powinny być więc zbyt szczegółowymi scenariuszami wydarzeń (co jest cechą wróżbiarstwa); 4. Powinny być zasadniczo potwierdzone wiarygodnymi cudami, rozeznanymi jako nadprzyrodzone, gdyż mogą być również "cuda fałszywe" (tu potrzebne są szczególna czujność i rozeznanie, gdyż objawienia prywatne bywają miejscem zwodzenia demonicznego, o czym się często zapomina); 5. Powinny przynosić "dobre owoce" wzrostu wiary, miłości Boga i bliźniego, szacunku do Kościoła, a nie "złe owoce" zwątpienia, zamętu, rozłamu czy nienawiści; 6. Zgodnie z powyższymi zasadami, a szczególnie z samymi zasadami wiary chrześcijańskiej, powinny być pozbawione przymusu i otwarte na weryfikację.

Posłuszeństwo decyzji Kościoła
Wierni i osoby widzące pozostawiają rozeznanie organom oficjalnym Kościoła, mając obowiązek przyjąć w uległości ich orzeczenie. Ale orzeczenie pozytywne Kościoła jest możliwe dopiero wtedy, gdy objawienia się skończą, ponieważ dopiero wtedy można całościowo i obiektywnie zbadać skutki objawień, wraz z losami wizjonerów (tu pojawia się problem np. z Medjugorie). Orzeczenie pozytywne następuje, kiedy wynik badań Urzędu Kościelnego jest pozytywny (według kard. J Ratzingera, pierwszym urzędem i niezastąpionym jest biskup ordynariusz miejsca).
Ostatnie uznane objawienia stały się takimi dzięki rozeznaniom (sprawa Cudownego Medalika - 1830 r.; La Salette - 1846; Lourdes - 1858; Fatima - 1917). W czasie trwania objawień Kościół nie wydaje oficjalnego rozeznania, zachowując postawę wyczekującą. Orzeczenie pozytywne zawsze następuje w jakiś czas po zakończeniu objawień. Wymienione powyżej objawienia są wielkim darem Bożym, złożone zostały w skarbcu Kościoła, znajdując się w spokojnym jego posiadaniu, i przynoszą ciągle owoce. Stanowią też wielką pomoc dla ludu Bożego w jego pielgrzymce wiary. Jednakże te objawienia, jako prywatne, nie obowiązują do wierzenia, ponieważ nie są dogmatami i prawdami wiary wyznawanymi np. w Credo.
Orzeczenie negatywne nie musi czekać aż seria objawień się skończy. Jeżeli w trakcie objawień wystąpią jednoznaczne negatywne cechy, Urząd Kościoła (Kongregacja Nauki i Wiary jest tu instancją najwyższą, a Urząd to najczęściej osoba biskupa danego miejsca) orzeka negatywnie w celu ostrzeżenia wiernych przed błędem, aby ich uchronić przed duchową szkodą. Przykładem są objawienia w Garabandal (będące według ks. J. Warszawskiego SJ demoniczną imitacją Fatimy) w Hiszpanii (w latach 1961-1965), które po orzeczeniu negatywnym ustały.
Świeższym przykładem są pisma i działalność Vassuli Ryden (popierającej Garabandal), o których orzekła Kongregacja Nauki Wiary w dniu 6 października 1995 r., stwierdzając, że zawierają błędy doktrynalne. Kongregacja wezwała biskupów, aby należycie pouczyli swoich wiernych i nie dopuszczali do szerzenia się jej pism. Kongregacja wezwała wiernych, by nie uznawali objawień i wypowiedzi Vassuli Ryden za nadprzyrodzone. Mimo że został podjęty dialog Watykanu z Vassulą Ryden, Nota Kongregacji Nauki Wiary nie została odwołana.
Oto fragment tego dokumentu zwracającego uwagę na problemy doktrynalne: "Uważna i spokojna analiza całej sprawy, dokonana przez Kongregację w celu 'zbadania duchów, czy są z Boga" (por. l J 4, l), ujawniła - obok aspektów pozytywnych - także cały zespół elementów o zasadniczym znaczeniu, które w świetle doktryny katolickiej należy ocenić negatywnie. Trzeba nie tylko zwrócić uwagę na podejrzany charakter zewnętrznych form, w jakich dokonują się owe rzekome objawienia, ale także podkreślić zawarte w nich pewne błędy doktrynalne [AP]. Mówią one między innymi o Osobach Trójcy Świętej, posługując się tak niejasnym językiem, że prowadzi to do pomieszania właściwych imion i funkcji Boskich Osób. Rzekome objawienia obwieszczają, że wkrótce w Kościele zapanuje Antychryst. W duchu milenarystycznym zapowiadają decydującą i chwalebną interwencję Boga, który ma jakoby ustanowić na ziemi, jeszcze przed ostatecznym przyjściem Chrystusa, erę pokoju i powszechnego dobrobytu. Przewidują też bliskie już powstanie Kościoła, który miałby być swego rodzaju wspólnotą panchrześcijańską, co jest niezgodne z doktryną katolicką. Fakt, że wymienione wyżej błędy nie pojawiają się w późniejszych pismach Vassuli Ryden, jest znakiem, że rzekome 'niebiańskie objawienia' są jedynie owocem prywatnych przemyśleń" (Watykan, 6 października 1995 r. w: L'Osservatore Romano, wyd. pol., 1/1996, s. 66).
Przyjęcie takiego orzeczenia najwyższego Urzędu Kościoła obowiązuje wiernych w sumieniu, a tym bardziej kapłanów i biskupów. Okazywanie sprzeciwu i zachęcanie do niego innych jest grzesznym nieposłuszeństwem i budzi u nich zgorszenie. Sprawa orzeczeń negatywnych jest o tyle poważna, że np. w latach 1933--1989 naliczono w Kościele katolickim 366 objawień przypisywanych Matce Bożej, ponadto pojawiały się krwawiące krzyże i płaczące figury (Syrakuzy 1953 r.), krwawiące obrazy (katedra w Lublinie 1949 r.). Nie mają one pozytywnych orzeczeń, ale wiele zostało odrzuconych jako nieprawdziwe (np. Oława). Inne zaś najpierw zyskały aprobatę i pozwolenie na druk (Imprimatur), ale po bliższym badaniu aprobatę cofnięto (pisma Vassuli czy objawienia w Montechiari - Italia). Trzeba uważnie nasłuchiwać głosu Kościoła - "sentire cum Ecclesia" (św. Ignacy Loyola).

Iluminizm i gnoza jako śmiertelne zagrożenie dla Kościoła
Pomimo że wiele z prywatnych objawień określanych jest jako "znaki czasu", to niejednokrotnie można w związku z nimi dostrzec też zagrożenia dla jedności Kościoła. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, kiedy biskupi nie mogą uznać ich autentyczności. Szczególną troskę budzi liczny napływ pielgrzymów do miejsc, w których Kościół wprawdzie nie zaprzeczył, ale też nie potwierdził autentyczności objawień.
Wizjonerstwo "poza" Kościołem, a nawet "przeciwko" Kościołowi od wieków było cechą gnozy, która w ukrytej pysze i bałwochwalczym ubóstwieniu człowieka głosiła tezy o bezpośredniej relacji z Bogiem, która może się obyć bez osądu teologicznego instytucji Kościoła. Ojcowie Kościoła widzieli w gnozie podstawowe i śmiertelne zagrożenie dla prawdziwej duchowości. Praktyka pokazuje, że pragnienie bezpośredniości poznania Boga - bez żadnych zapośredniczeń i weryfikacji - może być bardzo niebezpieczne, gdyż może być wykorzystane przez "przeciwnika", czyli diabła, który chętnie przemienia się w anioła światłości (2 Kor 11, 14).
W takim właśnie duchu, nieco później doktor mistyczny św. Jan od Krzyża ostrzegał przed każdą formą wizjonerstwa w duchu pseudomistycznego iluminizmu, będącego odmianą gnostyckiego błędu. Pożądanie wizji i objawień, co może stać się rodzajem przywiązania i zniewalającego nałogu, św. Jan nazywa dziełem diabła. Pisze on, że szatan aż dygoce z radości na widok duszy przyjmującej chętnie wizje i objawienia, a może i gotowej je uprzedzać. W taki sposób podsuwa on "truciznę błędu" i odwraca od "życia z wiary", które decyduje o zbawieniu wiecznym. Kto życzy sobie wizji i objawień, na pewno popadnie w ciężkie błędy, ostrzega hiszpański mistyk i doktor Kościoła, gdzie iluminizm łatwo przeciwstawia się posłuszeństwu, zaś gnoza wizjonerstwa niszczy wiarę. Albowiem "pożądanie tych objawień otwiera drogę szatanowi, by mógł duszę oszukiwać innymi widziadłami, które umie on bardzo dobrze naśladować i przedstawiać je duszy jako dobre" (św. Jan od Krzyża, Droga na górę Karmel, Kraków 1995, t. II, s.11).
Wiele grup chrześcijańskich ulega dziś pokusie wizjonerstwa, które przypomina ciekawskie wróżbiarstwo, degradując przez to swoją wiarę. Wizje same w sobie nie mogą dostarczać żadnej pewnej informacji. Raczej niepokoją umysł i odbierają pokój serca, gdy człowiek chce zamienić ciemność (i zasługę) wiary - w duchu gnozy - na iluministyczną jasność, której nigdy nie osiągnie. Zachłanność światła dowodów płynących z wizji jest wprost proporcjonalna do braku wiary. Brak pewności wewnętrznej płynącej z wiary koresponduje ściśle z poszukiwaniem zewnętrznych dowodów w wizjach, co jest ulotne i w istocie nie do zrealizowania.
Pragnienie nadzwyczajnego poznania jest dziś cechą wielu charyzmatyków. Istnieje w tych środowiskach potrzeba ustawicznego rozeznawania duchowego, aby rozpoznać odwieczną pokusę gnozy, zwodniczą propozycję węża. Istnieje demoniczny "dar języków" (K. Koch). "Spoczynek w Duchu" to nie musi być zawsze wydarzenie duchowe, ale może być psychologiczne lub okultystyczne (por. ks. kard. L. Suenens, "Spoczynek w Duchu" kontrowersyjne zjawisko, Kraków 2005 r.). "Dar poznania" - jako forma charyzmatu proroctwa (Ph. Madre) to nie gnoza czy wróżbiarstwo, które zniewala. Zdarzają się jednak takie nadużycia, gdy szuka się poznania w zbyt konkretnych i przyziemnych sprawach.
Dziś "pożądliwość poznawcza" gnozy przybiera formę mediumizmu, obecnego często w radiestezji, bioenergoterapii, a także w różnych formach pseudomedycznych i pseudopsychologicznych terapii czy "mentalnych" treningów "supernauczania". Stosuje się tam często tzw. wizualizacje, nie weryfikując zwodniczych podszeptów wyobraźni, swoiście i zbyt optymistycznie zdefiniowanej. W tym kontekście praktykuje się tu często wizualizacje "przewodników wewnętrznych" (praktyka stosowana od wieków w szamanizmie i w rozmaitych formach spirytyzmu i magii), co może - w całkiem niezamierzony sposób - otwierać na mediumiczny kontakt z duchami, które tylko pozornie są przyjazne (to zagrożenie dotyczy także dzieci).
W kontekście reaktywacji gnostyckiego myślenia należy zwrócić szczególną uwagę na pseudopsychologię podszywającą się pod neutralną psychologię, a stosującą w istocie ukryte założenia pozapsychologiczne. Prezentuje ona możliwości rozwoju umysłu-mózgu jako rzekomo czysto psychologiczne (np. Metoda Silvy czy NLP). Tymczasem owe techniki (nauczane często przez nie-psychologów) umocowane są nie w kontekście psychologii, ale w obszarze - podmieniającej ją - ideologii "gnostyckiej", traktującej człowieka jako "geniusza-boga" (problem grzechu idolatrii). Stąd tego rodzaju "przemiany osobowości", które rozpoczynają się od niewinnych propozycji poprawy umiejętności myślenia czy pamięci, kierowane są ku rozbudzaniu zdolności paranormalnych, traktowanych jako duchowe czy boskie. Powoduje to poważne spustoszenia duchowo-moralne, a nie tylko psychiczne.
Chodzi tu o doświadczenia i zniewolenia medialne. Według świadectw egzorcystów, są one związane nie tylko z satanizmem, ale także z magią, spirytyzmem (dziś także channelingiem czy doświadczeniami UFO). Do tego tematu można zaliczyć doświadczenia z aniołami czy duszami czyśćcowymi, które mogą być czasami prawdziwe. Tu należy włączyć doświadczenia z "pismem automatycznym", które są problematyczne w kontekście mistyki nadzwyczajnej, jak było widoczne w doświadczeniach Vassuli Ryden.
Nie wszyscy jesteśmy więc jednego Ducha, stąd "badajmy duchy czy są z Boga" (l J 4, l). Wizje mogą niszczyć wiarę, a iluminizm - posłuszeństwo, gdzie zerwanie więzi z Kościołem i jego nauką jest także zerwaniem ich z Duchem Świętym, co może być niebezpieczne dla naszego zbawienia. Jak przypomina bowiem Jan Paweł II, "sam Chrystus Pan w trosce o tę wierność dla prawdy Bożej przyobiecał Kościołowi specjalną pomoc Ducha Prawdy, wyposażył w dar nieomylności tych, którym zlecił przekazywanie tej prawdy, jej nauczanie - jak to dokładnie określił Sobór Watykański I, a powtórzył Sobór Watykański II" ("Redemptor hominis" 19).
ks. Aleksander Posacki SJ

Artykuł z: Nasz Dziennik; Sobota-Niedziela, 26-27 maja 2007, Nr 122 (2835)

http://www.aleksanderposacki.pl/pl/artykuly/czy-wszystkie-przezycia-duchowe-pochodza-od-ducha-swietego-wizjonerstwo-jako-zagrozenie-dla-wiary

Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #63 : Sierpień 01, 2011, 14:51:39 »

KrK sam się wykańcza po pierwsze kompromitująco się utożsamiając z interesem Wielkiej Farmacji , a po drugie szantażując Boga w takim zdaniu :
Cytuj
Bóg bowiem nie mógł podważać sensu Kościoła, który sam powołał do istnienia. Nie może burzyć czy niszczyć instytucji odpowiedzialnej za zbawienie wieczne. Problem tkwi więc w posłuszeństwie.

Buta aż wylewa się uszami.Oto ,ustami kościelnego, Bóg NIE MOŻE NISZCZYĆ INSTYTUCJI. Hehehe, a co by było, gdyby jednak Bóg okazał nieposłuszeństwo ?
Zapisane
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #64 : Sierpień 01, 2011, 17:54:47 »

Cytat: east
Hehehe, a co by było, gdyby jednak Bóg okazał nieposłuszeństwo ?

Zapewne coś by wymyślili.  Duży uśmiech
O, np. jakiś stosik, w tym mają wprawę. Tylko w tym przypadku musieliby pomyśleć o czymś przynajmniej atomowym.  Mrugnięcie
Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
Enigma
Gość
« Odpowiedz #65 : Sierpień 01, 2011, 20:30:01 »

Myśle ze conajwyżej pogrożono by Bogu palcem 'aby sie nie mieszał do polityki' i skończłoby sie na pouczeniu. Oczywiście pouczeniu narodu, co Bóg myśli, planuje, zamierza itp.


Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #66 : Sierpień 02, 2011, 10:31:41 »

Źródło: Przewodnik Katolicki
Marek Dziewiecki, Magdalena Guziak-Nowak


  SEKSUALNOSC  CZYSTA  Z  MILOSCI


Czy przed współżyciem małżonkowie powinni się modlić? Dlaczego w sypialni nie ma miejsca na kompromis? I jak antykoncepcja kamienuje współczesne kobiety? Na te i wiele innych pytań odpowiada ks. dr Marek Dziewiecki, psycholog, autor publikacji dotyczących kształtowania dojrzałej postawy wobec poszczególnych sfer ludzkiego życia, wychowania seksualnego, formacji sumienia i dojrzałej religijności. Rozmawia Magdalena Guziak-Nowak.

Sakrament małżeństwa jest jedynym, którego szafarzami są świeccy, a nie ksiądz...

— Fakt ten podkreśla autonomię mężczyzny i kobiety w wyborze małżonka. Nikt nie może im niczego w tym względzie narzucić. Nawet Bóg! Błędne jest przekonanie, że to Bóg zsyła komuś „drugą połówkę”, a zadaniem człowieka jest odnaleźć „tę” osobę. Miłość małżeńska to pomysł Boga, ale Stwórca respektuje wolność człowieka w wyborze żony czy męża. Podpowiada natomiast kryterium wyboru: powinna to być taka osoba, która potrafi kochać na zawsze. Roztropny człowiek konsultuje się z Bogiem, rodzicami, duszpasterzem, ale ostateczna decyzja — i związane z nią ryzyko! — spoczywa na narzeczonych.

Jaka jest rola księdza przy ołtarzu?

— Gdy narzeczeni ślubują sobie nieodwołalną miłość, kapłan jest urzędowym świadkiem tej ich decyzji. Zanim to nastąpi, jest on zobowiązany do solidnej weryfikacji tego, czy ona i on dorośli do wiernej miłości w dobrej i złej doli, na zawsze. Sakrament małżeństwa to nie jedno z praw obywatelskich, z którego każdy może korzystać. To spotkanie Boga z Jego przyjaciółmi, którzy z Jego pomocą ślubują sobie miłość z najwyższym, Bożym znakiem jakości.

W jednym ze swoich tekstów pisze Ksiądz, że dorastanie do miłości, jaką proponuje Bóg, nie jest spontaniczne. Ten brak spontaniczności trochę mi tu nie pasuje...

— Modne obecnie ideologie przeceniają możliwości człowieka i mówią o spontanicznej samorealizacji czy o wychowaniu bez stresów. Po grzechu pierworodnym to, co dobre, prawdziwe i piękne, jest trudne. Spontanicznie można się krzywdzić, ale nie rozwijać. Możliwa jest spontaniczna autodestrukcja, na przykład w postaci narkomanii, alkoholizmu czy egoizmu. Spontanicznie przychodzi nam uczenie się języka ojczystego, jedzenia czy poruszania się. Miłość, odpowiedzialność czy wolność to postawy, które wymagają od człowieka dyscypliny i wysiłku.

Współżycie seksualne jest chyba spontaniczne?

— Tak, ale wyłącznie wtedy, gdy jest przejawem popędu czy pożądania, a nie miłości. Jeśli jest ono wyrazem miłości, to wiąże się z rozwagą, delikatnością, wrażliwością na wrażliwość małżonka, a taka postawa nie jest czymś spontanicznym, lecz przemyślanym. Wymaga bogatego człowieczeństwa. Dla erotomana pójście do prostytutki jest spontaniczne. Jednak współżycie w małżeństwie, które wyraża miłość i czułość, a nie pożądanie, to coś zupełnie innego.

Co Biblia mówi o seksualności człowieka?

— Pierwsze polecenie, jakie Bóg kieruje do mężczyzny i kobiety, brzmi: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się” (Rdz 1, 28). Seksualność małżonków na kartach Pisma Świętego traktowana jest jako symbol bliskości i miłości Boga wobec człowieka. Jednocześnie Biblia tchnie realizmem, gdyż Bóg jest realistą, który nas rozumie, a nie tylko kocha. Właśnie dlatego Pismo Święte ukazuje sytuacje, w których współżycie seksualne staje się przekleństwem. Dzieje się tak wtedy, gdy ktoś redukuje siebie do ciała i popędu, a drugą osobę traktuje jak rzecz.

Wypaczenie seksualności grozi nawet ludziom, którzy osiągnęli wysoki poziom duchowy i religijny. Przykładem jest król Dawid, który służył Bogu szczerze i z radością, ale w godzinie kryzysu stał się cudzołożnikiem i mordercą. Ta sama seksualność, która w małżeństwie jest błogosławieństwem, poza nim może stać się źródłem przemocy, chorób, a nawet śmierci. Nawet świeckie systemy prawne zakazują większości wyobrażalnych zachowań seksualnych, gdyż prowadzą one do dramatycznych krzywd i cierpienia.

Jaki wiek jest lepszy na ślub: bliżej 18 czy bliżej 40 lat?

— Zdecydowanie bliżej 18! Optymalny okres to czas między 21. a 25. rokiem życia. Jeśli ktoś rozwija się prawidłowo, rośnie w łasce i mądrości u Boga i ludzi, to w tym wieku jest już na tyle dojrzały, by zawrzeć szczęśliwy i trwały związek małżeński. Dlaczego nie później? Choćby ze względu na zegar biologiczny: na tym świecie nie żyjemy wiecznie. Młodzi małżonkowie mają największe szanse na to, by tryskać wzajemną miłością z młodzieńczym entuzjazmem.

Zwraca Ksiądz uwagę na to, by w okresie przygotowania do małżeństwa „nie dochodziło do inicjacji seksualnej ani innych form krzywdy”. O jakie krzywdy tu chodzi?

— Krzywdą jest cudzołóstwo, czyli współżycie pozamałżeńskie. Nie istnieje coś takiego jak współżycie przedmałżeńskie, gdyż — jeśli doszło do współżycia przed ślubem — to ona i on nie mają gwarancji, że się pobiorą. Mogą mieć jedynie taką nadzieję, ale żadna ze stron nie jest do tego zobowiązana. Doświadczenie uczy, że po takim współżyciu mężczyzna często oddala się, znika. Większość ludzi chce pobrać się z kimś, kto szanuje samego siebie i kto przygotowuje się do małżeństwa, opierając się na miłości, a nie na seksualności. Również taki mężczyzna, który ma trudności w panowaniu nad popędem, nie chce żony, która współżyła z kimś przed ślubem. Choćby z nim! Jeśli dochodzi do współżycia przed ślubem, to wcześniej czy później ona i on zaczną mieć żal do siebie. Chowają się przed Bogiem, jak Adam. Do końca życia będą mieli wątpliwości, czy ta druga osoba zachowa wierność po ślubie.

Jan Paweł II mówi, że mężczyzna powinien rozwijać relację do kobiety, która jest seksualnie atrakcyjna, ale nie do jej seksualności.

— To bardzo trafna obserwacja! Wziąć dziewczynę za rękę to nie to samo, co wziąć rękę dziewczyny. W pierwszym przypadku chłopak skupia się na osobie, na jej przeżyciach i potrzebach, a w drugim — jedynie na jej ciele oraz na własnej przyjemności. Jeśli mąż poczuje podniecenie, może przytulić się do żony, szeptać jej czułe słowa i dawać znaki bliskości, które ją wzruszą. Ale jeśli zauważy, że żona nie chce dziś współżyć, uszanuje to.

Kilka lat temu jeden ze znajomych Włochów powiedział mi, że bardzo kocha żonę, ale ona od roku unika współżycia. On na razie nie ma odwagi wprost o tym z nią rozmawiać i cierpi, ale pozostaje jej wierny i ją szanuje. To sprawia mu wielką radość. Gdy ktoś twierdzi, że musi współżyć określoną liczbę razy w miesiącu, to jest niezdolny do miłości i pusty duchowo, gdyż duchowość zaczyna się od odkrycia, że nie jestem tylko ciałem.

Mówi się, że małżeństwo to sztuka kompromisów. W sprawach seksualnych też?

— Na kompromisy można godzić się jedynie w sprawach drugorzędnych — w kwestii gustów i smaków czy w kwestiach, które nie odnoszą się do zasad moralnych i sumienia. W miłości i moralności kompromisów być nie może. Rodzic może być tolerancyjny w kwestii tego, jakiego koloru czapkę włoży dziecko zimą: niebieską czy czerwoną, ale czapkę włożyć musi. Na kompromisy można pójść w kwestii spędzania wolnego czasu czy wyjazdu na wakacje. Jeśli natomiast żona czułaby się niekochana, gdyby mąż dążył do współżycia na przykład w sytuacji, w której ona ma poważne zmartwienie lub przeżywa uzasadniony żal do niego, to mąż powinien to respektować. Zmuszanie jej byłoby zaprzeczeniem miłości do niej.

Są tacy duszpasterze, którzy przekonują, że dla dobra małżeństwa żona powinna niemal zawsze ustępować...

— Dlaczego żona, a nie mąż?! Fundamentem małżeństwa jest miłość. Ustępowanie za cenę sumienia czy krzywdy to rezygnacja z miłości i początek kryzysu małżonków. Kochający mąż nigdy nie oczekuje kompromisów w sprawach regulowanych Dekalogiem czy innymi normami moralnymi.

Jeden z katolickich serwisów internetowych promuje gadżety urozmaicające życie seksualne. Myślałam, że Kościół tego nie popiera.

— Z pewnością nie popiera. Ta wiadomość mnie szokuje! Jest to stawianie seksu w centrum uwagi i kosztem miłości! To pośrednie promowanie uzależnień, a nawet patologii. Szukanie akcesoriów seksualnych to przejaw skupiania się na popędzie zamiast na kochanej osobie. Z gadżetów korzystają erotomani, u których stopniowo spada wrażliwość na dotychczasowe bodźce.

W małżeństwie atrakcyjna jest osoba, a nie współżycie. Nawet gdyby mąż miał problemy z erekcją, to najlepszą pomocą jest wtedy klimat bezpieczeństwa, który tworzy kochająca i wrażliwa żona. Współżycie w małżeństwie to nie skutek podniecenia, lecz jeden ze sposobów komunikowania miłości.

Czy Kościół boi się słowa „seks”?

— Nie boi się tego słowa, lecz demaskuje fakt, że odrywa ono seksualność od miłości i płodności. Narzeczeni deklarują, że chcą przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym Bóg ich obdarzy, a nie że będą bawić się „seksem”. Seks interesuje erotomana czy prostytutkę. Małżonków interesuje wzajemna miłość, czułość i płodność.

Zastanawiam się, jakim językiem mówić o „tych sprawach”. W kolorowych pismach mamy wulgaryzmy, na ambonie — „komunię osób” i „oblubieńczy akt małżeński”, które mają głębokie znaczenie teologiczne...

— ... ale są zrozumiałe jedynie dla fachowców. Trzeba unikać obydwu tych skrajności i naśladować Jezusa, który o wszystkim potrafił mówić językiem zwyczajnym, prostym i jednocześnie precyzyjnym.

Co Ksiądz sądzi o pomysłach ludzi młodych, by żyć w białym małżeństwie?

— To dziwny pomysł. Zawieranie małżeństwa z takim nastawieniem byłoby wręcz nieważne. Tym się różni małżeństwo od zwykłej przyjaźni, że małżonkowie cieszą się także fizyczną bliskością i chcą współżyć seksualnie. Idea białego małżeństwa wynika z błędnego przekonania, że seksualność małżonków to „gorszy” rodzaj czystości niż czystość osób, które nie zawierają małżeństw. Takie przekonanie jest sprzeczne z Biblią. Sens ma natomiast powstrzymywanie się od współżycia wtedy, gdy ktoś po rozwodzie żyje w związku cywilnym. Jest to warunek korzystania z sakramentów świętych.

Czy w sypialni jest miejsce na wstyd? W Księdze Rodzaju czytamy, że nie było go przed grzechem.

— Żyjemy po grzechu pierworodnym i zdrowe poczucie wstydu oraz potrzeba intymności są czymś pozytywnym i rozsądnym. Tylko człowiek prymitywny ma wszystko na pokaz.

A co z pornografią? Niektórzy twierdzą, że skoro po ślubie jest miejsce na współżycie, to i na pornografię.

— Jedno nie ma nic wspólnego z drugim! Człowiek, który kocha, nie pomyśli nawet o pornografii. Przeciwnie, cierpi wtedy, gdy widzi tych, którzy się poniżają przez nagrywanie treści pornograficznych albo korzystanie z nich.

Oglądanie pornografii i masturbacja są potrzebne na pewnym etapie rozwoju i nieszkodliwe: to jedna z „prawd” powtarzanych przez „nowoczesnych” seksuologów.

— Niektórzy z tych seksuologów są już skazani za pedofilię czy dziecięcą pornografię. Ich poglądy nie mają nic wspólnego z prawdą, miłością czy psychologią rozwojową, a za to wiele wspólnego z ich życiorysem albo z zaleceniami ich medialnych czy finansowych sponsorów.

Jakie jeszcze kłamstwa są często powtarzane?

— Choćby to, że trzeba się „sprawdzić” przed ślubem. W rzeczywistości przed ślubem trzeba sprawdzić dojrzałość i zdolność do miłości, bo to fundament dopasowania się męża i żony w każdej sferze życia!

Gdzie powinna szukać pomocy para, która ma problemy w dziedzinie seksualnej?

— Najpierw potrzebna jest trafna diagnoza. Zwykle trudności seksualne są objawem poważniejszego kryzysu: miłości, odpowiedzialności, wierności. Najlepszej pomocy udzielają małżonkom ci, którzy uczą kochać, nawracać się, odzyskiwać nadzieję. Trzeba przezwyciężać przyczyny, a nie jedynie symptomy problemu.

W jaki sposób budować dobre małżeństwo „po przejściach”, gdy narzeczeni mają za sobą kontakty z wieloma partnerami seksualnymi? Dużo mówi się w Kościele o zachowaniu czystości przedmałżeńskiej, a mniej o tych, którzy zbłądzili i potrzebują „drugiej szansy”.

— To prawda. Kapłani powinni wszystkim ludziom proponować optymalną drogę życia: w czystości i świętości, ale też pomagać wracać na tę drogę tym, którzy z niej zeszli. Ważne, by taki powrót nie wynikał ze strachu przed chorobami wenerycznymi czy zdradami, ale z miłości do Boga, z troski o samego siebie oraz z szacunku do drugiej osoby.

Na czym polega czystość małżeńska?

— Małżonkowie czyści współżyją wyłącznie wtedy, gdy jest to wyrazem ich wzajemnej miłości, a nie popędu czy potrzeb emocjonalnych. Czystość to nie lęk przed seksualnością, ale postawienie osoby i miłości ponad popędem i seksualnością.

Co najbardziej niszczy fizyczną bliskość między małżonkami?

— Egoizm, wulgarność, brak szacunku i delikatności, skupianie się na technice współżycia, a także oczekiwanie, że seksualność wystarczy komuś do szczęścia.

Jak się spowiadać z grzechów przeciwko VI przykazaniu?

— Szczerze, z prostotą i z miłości. Dojrzały ksiądz pomaga penitentom przez to, że o tych kwestiach mówi rzeczowo i pogodnie w czasie homilii, rekolekcji, w konfesjonale. Także w obliczu kogoś, kto bardzo zgrzeszył, spowiednik powinien pamiętać, że to człowiek, który cierpi i chce się zmienić. Zasługuje na szacunek i pomoc w przemianie życia.

Czy przed współżyciem trzeba się modlić?

— Można, podobnie jak można modlić się przed wspólnym robieniem zakupów czy wspólnym sprzątaniem domu. Współżycie seksualne małżonków to nie jakaś wyizolowana akcja, jak w przypadku prostytucji, lecz jeden z elementów ciągłego wyrażania wzajemnej miłości. Jeśli małżonkowie współżyją wieczorem, to naturalne jest, że wcześniej się modlą. Szczęśliwi małżonkowie każdego wieczoru chętnie modlą się razem!

Czy współżycie jest „usprawiedliwione” tylko wtedy, gdy potencjalnie może prowadzić do poczęcia dziecka?

— Pierwszym sensem współżycia jest komunikowanie miłości. Narzeczeni nie ślubują sobie płodności, lecz miłość. Z woli Stwórcy płodność obejmuje mniej niż jedną trzecią cyklu. Rodzicielstwo powinno być potwierdzeniem wzajemnej miłości małżonków i być ofiarne, gdyż nie istnieje rodzicielstwo wygodne.

A co z antykoncepcją hormonalną?

— To współczesna forma kamienowania kobiet. W Starym Testamencie współżyjących poza małżeństwem kamienowano, a dziś mężczyźni, dla których popęd jest ważniejszy niż człowiek, każą kobietom niszczyć zdrowie fizyczne i psychiczne przez przyjmowanie zbędnych dla organizmu hormonów. Odpowiedzialne rodzicielstwo powinno być osiągnięte odpowiedzialnymi metodami.

Co zrobić, gdy jedno z małżonków chce żyć zgodnie z nauką Kościoła, a drugie chce stosować antykoncepcję?

— Trzeba wtedy wyjaśnić, że antykoncepcja nie chroni przed niechcianą ciążą i że prowadzi do aborcji. Badania wykazują, że ponad 70 proc. kobiet poddających się aborcji, stale stosowało antykoncepcję. Dojrzali małżonkowie mają lepszą alternatywę: poznają cykl płodności i potrafią świadomie kierować seksualnością. Jeśli mimo takiej wiedzy ktoś przymusza do stosowania antykoncepcji, to druga osoba nie powinna godzić się na współżycie.

W jaki sposób rodzice powinni okazywać sobie miłość, aby być dla dzieci dobrym wzorem w „tych sprawach”?

— Czule i dyskretnie! Intymne znaki bliskości powinni rezerwować do kontaktów sam na sam. Dzieci nie potrzebują rodzicielskiego ekshibicjonizmu, lecz pomocy w uczeniu się szacunku dla osób drugiej płci i w komunikowaniu miłości w sposób czysty i taktowny.

Niektórzy pytają: na co możemy sobie pozwolić, by to nie było już grzechem?

— To mentalność przegranych. Ludzie mądrzy pytają Boga i ludzi o to, co jeszcze mogą uczynić, aby kochać bardziej niż dotąd.

opr. mg/mg


Copyright © by Przewodnik Katolicki (15/2011)

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/pk201115-seksualnosc.html
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #67 : Sierpień 02, 2011, 10:41:54 »

Jacek Prusak SJ

           NIE  MA  INNEGO  KOSCIOLA

W odróżnieniu od krytyków Soboru, środowisko „Tygodnika” stoi na stanowisku, że Kościół otwarty jest nie tylko aktualny, ale stanowi esencję katolickości. Przy czym dalszej refleksji wymagają kwestie sprawowania władzy w Kościele czy etyki seksualnej, które wyłączono z programu Soboru.

Zarówno zwolennicy Soboru, jak i jego krytycy zgadzają się z tezą historyka Kościoła Johna O'Malleya SJ, iż „nigdy wcześniej w historii katolicyzmu tak wiele i tak gwałtownych zmian nie doczekało się usankcjonowania prawnego i wprowadzenia ich w życie w taki sposób, że natychmiast miały one wpływ na życie wszystkich wierzących” („Tradition and Transition: Historical Perspectives on Vatican II”). Ale już zakres i tempo tych zmian budzą odmienne reakcje.

Tradycjonaliści postrzegają erę po Soborze jako czas odejścia od wiary, podpierając się przy tym różnymi teoriami spiskowymi, w skrajnym przypadku (lefebryści) — dokonaniem schizmy. Zwolennicy progresywnego odczytania Vaticanum II uważają (jak Karl Rahner), że dokonało się na nim „ostateczne zerwanie”, porównywalne jedynie z przejściem od judeochrześcijaństwa do chrześcijaństwa z dominacją dawnych pogan, które nastąpiło na Soborze Jerozolimskim w 49 r.

Obie interpretacje mają, także w Polsce, nadal swoich wyznawców. Prawdą jest, że w następstwie ostatniego Soboru powstało w Kościele wiele zawirowań. Historia Kościoła pokazuje jednak, że „do rzadkości należały sobory, po których nie dochodziłoby do jakiegoś poważniejszego zamętu”. Do takiego wniosku doszedł wyniesiony niedawno na ołtarze kard. John Henry Newman, analizując pięć z sześciu pierwszych soborów ekumenicznych. Z kolei kard. Henri de Lubac podkreślał, że częstym owocem soborów była jakaś jednostronność. Na przykład w wyniku Soboru Watykańskiego I, który położył ostateczny kres „koncyliaryzmowi” (nauce, że sobór stoi ponad papieżem), doszło do „nadużyć kurialnego papizmu”. Natomiast w wyniku odkrycia przez Sobór Watykański II, iż Kościół jest „Ludem Bożym”, pojawił się „integralizm (fałszywej) kolegialności (...) zmierzający w kierunku kolektywizmu demokratycznego”.
Krytycy Kościoła otwartego

Krytyka Kościoła otwartego ma w Polsce dwa oblicza: progresywne i konserwatywne. Oba „obozy” inaczej rozumieją soborowe aggiornamento. Prof. Stanisław Obirek doszedł nawet wniosku, że deklaracja „Dominus Iesus” (z 2000 r.) położyła kres istnieniu Kościoła otwartego, stąd przestał go interesować katolicyzm instytucjonalny i próbuje znaleźć dla siebie miejsce w ramach alternatywnych dyskursów „teologii otwartej”. To prawda, że dokument ten spowodował wiele dyskusji, nie jest on jednak zaprzeczeniem osiągnięć Soboru w dziedzinie ekumenii i dialogu międzyreligijnego, jakby tego chcieli progresywiści.

Inny wydźwięk mają natomiast zarzuty formułowane przez publicystów konserwatywnych. Tu do dobrego tonu należy krytyka Kościoła otwartego — zwłaszcza jeśli ma ona służyć ośmieszeniu środowisk, które budowały własną tożsamość w oparciu o soborowe reformy.

Publikacja książki Romana Graczyka „Cena przetrwania? SB wobec Tygodnika Powszechnego” stała się okazją nie tylko do sporów na temat inwigilacji tego środowiska przez tajne służby PRL, ale też pretekstem do wyrażenia osobistych antypatii wobec osób związanych z „Tygodnikiem”, oraz rozliczenia Soboru i środowisk reprezentujących jego reformy w Polsce za promocję „katolickiego socjalizmu”, a nawet komunizmu i marksizmu. Owi krytycy posługują się kliszami interpretacji konserwatywnych. Ich krytyka jest jednak politycznie zaangażowana, i politycznym celom służy.

Przedstawiciele „Frondy”, „Christianitas”, „Teologii Politycznej” i publicyści „Rzeczpospolitej” deklarują, że Kościół otwarty już się „wypalił”, co — ich zdaniem — uwiarygodnia krytyczny stosunek do Soboru i daje prawo do moralnego tryumfalizmu nad jego „zepsutym dzieckiem”, czyli „katolewicą” — a więc ludźmi, z którymi utożsamiają oni „Tygodnik”, „Znak” i „Więź”. Nie warto wchodzić w polemikę z pozycji argumentu odpowiedzialności zbiorowej, bo lustratorzy „Tygodnika” zapominają, że ma on takie samo zastosowanie do każdego innego środowiska, niewiele wnosząc do merytorycznej dyskusji nad Kościołem otwartym.

Z faktu, iż w historii chrześcijaństwa pojawiali się heretycy i schizmatycy, nie wynika, że Kościół ma się samorozwiązać albo że zdradził swoją misję. O ile krytycy „Tygodnika” zgodziliby się z tą konkluzją, nie potrafią takiego wniosku zaaplikować przy ocenie niektórych osób wyrosłych z krytykowanych środowisk, tylko przyjmują biało-czarne kategorie. Od roli samozwańczych kustoszy pamięci po założycielach „Tygodnika” przechodzą do roli inkwizytorów, rozprawiając się z rzekomą schizmą w redakcji. Ta wizja jest zbyt uproszczona, żeby traktować ją poważnie.

O Kościół otwarty warto jednak kruszyć kopie — trzeba tylko umieć odróżnić socjologiczne i teologiczne znaczenie owej formuły w zastosowaniu do katolickiego liberalizmu i społecznego katolicyzmu, charakteryzujących ludzi środowisk posoborowych.

                        KATOLICKI  LIBERALIZM

Świeckość przestała być utożsamiana z postępem i nowoczesnością, tracąc tym samym zaplecze swej ideowej atrakcyjności — w wymiarze globalnym sekularyzm traci bowiem swoje znaczenie. Pomimo jego postępu na Zachodzie, „na całym świecie żyje obecnie więcej osób o tradycyjnych poglądach religijnych niż kiedykolwiek przedtem — i stanowią oni coraz większy odsetek ludności świata” (P. Norris, R. Inglehart, „Sacrum i profanum: religia i polityka na świecie”). Z drugiej strony, i niejako w konsekwencji, z Kościołów o „nachyleniu liberalnym” odchodzą całe rzesze wyznawców. W Stanach Zjednoczonych należał kiedyś do nich co szósty Amerykanin, obecnie — co trzydziesty.

Dla „konserwatywnych” chrześcijan to argument do buntu przeciw Soborowi w „imię ortodoksji”. Krytycy „Tygodnika” i innych posoborowych środowisk zapominają jednak, że w Polsce nie były i nie są one związane z progresizmem — nawet jeśli przykleja im się taką etykietę — i z socjologicznego punktu widzenia reprezentują znacznie większe środowiska katolików niż „Fronda”, „Christianitas” i „Teologia polityczna” razem wzięte.

W Kościele funkcjonują dwie definicje katolickiego liberalizmu — jego przeciwników i zwolenników. Pierwszą reprezentuje papieski Syllabus Błędów. Drugą, z którą utożsamia się środowisko „Tygodnika”, trafnie sformułował Peter Steinfels: „Liberalny katolicyzm to po prostu nauczanie papieskie o sto lat za wcześnie”. Łączy on w sposób nierozerwalny projekt ewangelizacji społeczeństwa z kwestią wewnętrznej reformy Kościoła. Sprzeciwia się sojuszom tronu i ołtarza, domaga się wolności religijnej. Chodzi mu nie o areligijne (świeckie) społeczeństwo, ale uwolnienie Kościoła spod kurateli państwa i zniewalających reżimów, które utrzymywały władzę siłą, a nie — z poszanowaniem swobód obywatelskich. Zarazem uważa, że Kościół z definicji nie może być postępowy (jak chcą tego progresiści), bo rolą Kościoła nie jest zmienianie siebie poprzez dostosowywanie się do świata, ale zmienianie świata. Siebie zaś Kościół ma reformować.

Gdybyśmy bowiem wprowadzili kategorię postępu do eklezjologii, tak jak rozumiana jest ona w naukach społecznych, sugerowałoby to, że ciągle coś lepszego jest przed Kościołem, a to z ortodoksyjnego punktu widzenia jest nieprawdą, bo najlepsze już się dokonało w zbawczym „wydarzeniu” Jezusa. Kościół ma być postępowy tylko w tym sensie, że staje się zrozumiały ze swoim przekazem dla pokoleń coraz bardziej oddalonych historycznie od czasów Jezusa i Apostołów.

Pociąga to za sobą przyjęcie idei wolności sumienia, historycznego rozwoju dogmatów, a także zmiany treści nauczania Magisterium, pamiętając jednak o tym, że w historii Kościoła istnieje stała ciągłość z „wydarzeniem Jezusa”. Przemianom ulega instytucjonalny wymiar Kościoła, nie jego związek w pochodzeniu i przeznaczeniu z objawioną w wymiarze historycznym działalnością Trójcy Świętej. Zmiany treści nauczania w takich kwestiach, jak np. pogląd na temat doczesnej władzy papieża, odmówienie możliwości zbawienia tym, którzy nie należą do Kościoła katolickiego, kościelna akceptacja praktyki niewolnictwa, usankcjonowana przez orzeczenia czterech soborów, oraz zezwolenie na stosowanie tortur mających doprowadzić do przyznania się do winy; potępienie idei rozdzielenia państwa i Kościoła, odmowa uznania obiektywnego prawa do wolności religijnej czy identyfikowanie wyłącznie Kościoła katolickiego z mistycznym Ciałem Chrystusa oraz prymat sumienia — pokazują, że w teologii i przekazywaniu depozytu wiary możliwy jest rozwój w odczytywaniu przesłania Ewangelii, kto chce, niech nazywa to postępem.

Krytycy „Tygodnika” zapominają, że to, co należy dzisiaj do fundamentów Katolickiej Nauki Społecznej, 150 lat temu potępiane było jako największe zło liberalizmu i sankcjonowane groźbą wykluczenia z Kościoła, a nawet groźbą piekła. Potępiano wtedy poglądy, które dzisiaj są „społeczną twarzą” Kościoła.
Esencja

Kościół otwarty nie jest synonimem Kościoła bez granic czy bez tożsamości. Jego otwartość dotyczy powszechności zbawienia w Jezusie, co dla Kościoła oznacza wyjście do wszystkich ludzi, wszystkich klas społecznych, ras i kultur. W odróżnieniu od progresywnych i konserwatywnych krytyków Soboru, środowisko „Tygodnika” stoi na stanowisku, że Kościół otwarty stanowi samą esencję katolickości. Przy czym istnieją w nim kwestie, które pominięto lub wyłączono z programu sesji Soboru Watykańskiego II, takie jak sprawowanie władzy w Kościele i etyka seksualna, które domagają się dalszej refleksji i duszpasterskich rozwiązań. Zwolennicy Kościoła otwartego nie godzą się jednak na strategie reformy, które pogłębiają wewnętrzną w nim polaryzację, bądź propagują rezygnację z instytucjonalnej przynależności do Kościoła.

Zwolenników katolicyzmu o personalistycznym obliczu, skupionych wokół „Tygodnika”, „Znaku” i „Więzi”, charakteryzuje poszanowanie dla kultury i instytucji demokratycznych, wartości takich jak dialog, mediacja i kompromis, co wynika z doświadczenia związanego z pracą, rodziną i polityką, jaką do Kościoła wnoszą świeccy. Nie można tu nie wspomnieć o dziedzictwie zmagań europejskiego katolicyzmu z wolnością, Oświeceniem, totalitaryzmem i sekularyzmem, które miały wpływ na przebieg, dokumenty i recepcję Vaticanum II.

I to ich różni od „katolickiej lewicy”, która od początku była „rewolucyjna”, ponieważ opierała się na hasłach teologii
wyzwolenia.

   SOBOR  W  ROLI  KOZLA  OFIARNEGO

Ani „Tygodnik”, ani „Znak” i „Więź” nie wiązały się ideowo z teologią wyzwolenia, nie nawoływały do kontestacji Kościoła hierarchicznego, nie stały też w opozycji do nauczania ostatnich papieży. Takie osiągnięcia teologii wyzwolenia jak „opcja na rzecz ubogich” i analizy „strukturalnego grzechu” były akceptowane w Polsce, lecz przedstawiciele tych środowisk odcinali się od politycznych strategii walki zaaplikowanych przez niektórych teologów wyzwolenia. Natomiast w przypadku watykańskich oskarżeń teologii wyzwolenia o stosowanie „marksistowskich” kategorii w analizie sytuacji, jako podstawy do całkowitego jej odrzucenia, stanowiska przedstawicieli Kościoła otwartego były bardziej zniuansowane. Ze względów historycznych w Polsce zbyt pośpiesznie łączy się teologię wyzwolenia z marksizmem, albo „polskie doświadczenia z marksizmem” stawia za jedyne kryterium oceny teologii wyzwolenia.

Osobistych poglądów i stosunku reprezentantów środowisk posoborowych do kardynała Stefana Wyszyńskiego nie można brać za kryterium uległości wobec komunizmu — bo taka perspektywa nie oddaje sprawiedliwości ani jemu, ani jego krytykom wewnątrz Kościoła, natomiast ustawia Sobór w roli „kozła ofiarnego”, a z katolicyzmu społecznego robi niesłusznie „chrześcijański marksizm”. Ani Sobór, ani soborowi papieże nie popierali ateistycznego marksizmu. Szukanie przez środowiska posoborowe miejsca na dialog z marksizmem nie było jego promocją, ale pokazaniem światu podzielonemu na dwa zwalczające się systemy polityczne, że wiara i sprawiedliwość to jedno.

Krytycy „Tygodnika” zbyt dużo chcą wyczytać z książki Graczyka, stąd Sobór, „Tygodnik” i komunizm zlewają im się w jedno. Nie twierdzę, że nad „Tygodnikiem” i jego dziedzictwem nie trzeba dyskutować. Zaangażowanie jego krytyków pokazuje, że było ono i pozostaje wpływowe dla rozumienia powojennego katolicyzmu w Polsce. Róbmy to jednak z rozsądkiem i perspektywą nieograniczoną politycznymi sympatiami i fobiami.
Miejsce na tajemnicę

„Tygodnik” był i pozostanie kontrkulturowy, ponieważ zawsze był krytyczny wobec apoteozy mentalności późnego kapitalizmu. Jeśli wiara i sprawiedliwość nie idą w parze, chrześcijaństwo kuleje. Chrześcijańscy intelektualiści nie mogą być aspołeczni, nie mogą być też bezkrytyczni.

Freud oskarżał kiedyś Kościół o zadawanie tylko takich pytań, na które zna odpowiedzi. Zwolennicy „katolicyzmu przedsoborowego” promują zazwyczaj historie o duchowych zwycięstwach, nigdy o porażkach Kościoła, co tylko pogarsza sytuację tych, którzy stoją u progu świątyni, zmagając się z wątpliwościami. Misją „Tygodnika” od początku była wierność Zacheuszom — chodzi w niej o promocję przemyślanego katolicyzmu oraz wierność przekonaniu, że „łaska, tak jak woda, spływa do miejsc położonych najniżej”. Kościół, który pozostawia miejsce na tajemnicę i nie udaje, że może wyjaśnić to, czego sam Bóg nie wyjaśnił, tworzy klimat bardziej sprzyjający więzi z Nim, bo wielu Zacheuszów ani nie potrafi wierzyć, ani znaleźć zadowolenia w swojej niewierze.

Tak więc nie można przeciwstawiać soborowego otwarcia soborowemu powrotowi do korzeni katolicyzmu w Pismach, u Ojców Kościoła, w liturgii i filozofii. To dwie strony odnowy soborowej przywracającej zapomniane bądź zmarginalizowane dziedzictwo Tradycji oraz umożliwiającej jej przeszczepienie na „nową glebę” społecznej i kościelnej rzeczywistości.

Takiej misji „Tygodnik” był i pozostaje wierny, pomimo słabości i własnych ograniczeń. Dla osiągnięcia tego celu trzeba być trochę liberałem i trochę konserwatystą. Przeciwnicy „Tygodnika” twierdzą, że nie jest to możliwe. Jeśli jednak jest, to mogą to uczynić jedynie ludzie szanujący Sobór, a do takich zawsze należeli redaktorzy i czytelnicy tego pisma. „Kościół otwarty” pozostaje jedyną alternatywą dla tendencji zmierzających do polaryzacji katolicyzmu, której rzecznikami są krytycy „Tygodnika” i innych środowisk soborowych.

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/tp2011-14-prusak.html             

============================================================

11 pielgrzymów potrąconych przez samochód
IVONA Webreader. Wciśnij Enter by rozpocząć odtwarzanie
wp.pl, PAP | aktualizowane 49 minut temu


Jedenastu pielgrzymów zostało nad ranem potrąconych przez samochód osobowy w Dolnej k. Strzelec Opolskich - poinformowała komisarz Marzena Grzegorczyk z opolskiej policji.


Jedenastu pielgrzymów, którzy kierowali się w stronę Jasnej Góry, zostało nad ranem potrąconych przez samochód marki skoda fabia.
Do wypadku doszło, kiedy schodzili z niewielkiego wzniesienia na drodze nr 426 w miejscowości Dolna

- Kierowca skody fabia, 59-letni mężczyzna, zjeżdżając z wzniesienia wjechał w tył maszerującej grupy pielgrzymów. Obrażeń doznało jedenaście osób - powiedziała komisarz Marzena Grzegorczyk z opolskiej policji.

Do wypadku doszło o godz. 6.35. Kierowca był trzeźwy. Dziesięć osób trafiło do szpitala w Strzelcach Opolskich, jedna do Kędzierzyna-Koźla. - Ze wstępnych ustaleń wynika, że trzy osoby, które zostały przetransportowane do Strzelec Opolskich, są ciężko ranne - powiedziała Aleksandra Wnuk z zespołu prasowego opolskiej policji.

Przyczyny wypadku ustalają policja i prokuratura. - To mogła być nadmierna prędkość albo mgła. Trudno w tej chwili to ocenić - dodała Grzegorczyk.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,11-pielgrzymow-potraconych-przez-samochod,wid,13652366,wiadomosc.html

Scaliłem posty
Darek
« Ostatnia zmiana: Sierpień 04, 2011, 11:02:33 wysłane przez Dariusz » Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #68 : Sierpień 03, 2011, 10:02:17 »

Religia w szkole to nie parafialna katecheza
Z ks. prof. Bogusławem Milerskim* rozmawia Aleksandra Pezda
2008-01-09, ostatnia aktualizacja 2008-01-09 12:23

Religię wprowadzono do polskich szkół w 1990 r. bez dyskusji o aspektach edukacyjnych. I teraz mamy kłopot: Kościoły określają program nauczania, MEN nie ma na to wpływu. Jak więc zorganizować maturę z religii, która jest w końcu państwowym egzaminem?
Aleksandra Pezda: Czy jesteśmy w Polsce gotowi na egzamin maturalny z religii?

Ks.prof. Bogusław Milerski: Trzeba wypracować nowy model nauczania religii. I nie można go uzasadniać tak jak dotąd - katechizujemy w szkole, bo ok. 90 proc. społeczeństwa to wierzący. Można się przecież spodziewać, że procesy sekularyzacyjne będą postępować, a pozycja polityczna Kościoła słabnąć. Dlatego nauczanie religii trzeba oprzeć na solidnych, edukacyjnych podstawach.

Czyli jakich?

- Argumentowałbym za nauczaniem konfesyjnym, prowadzonym z perspektywy określonego wyznania, ale pod warunkiem pełnego zapoznawania ucznia z różnymi stanowiskami, np. Kościołów, religii czy tradycji humanistycznej. W nauczaniu chodzi o kształtowanie tożsamości człowieka, a to się dokonuje z jednej strony poprzez odniesienie do podstawowych form zakorzenienia ucznia w świecie m.in religii, z drugiej przez konfrontację z tym, co nowe i często obce.

Zarazem jednak ta pierwotna perspektywa, wynikająca z przynależności do danej wspólnoty, nie może być w szkole absolutyzowana, a raczej traktowana jako ważny, ale niejedyny sposób przedstawiania i uzasadniania zjawisk czy poglądów.

Jakie mogą być społeczne korzyści z nauczania religii?

- Skoro istotnym elementem życia społecznego, przynajmniej w Polsce, jest religia, to żywotnym interesem powinno być kształcenie w tym zakresie. Analfabetyzm religijny nie sprzyja budowaniu społeczeństwa demokratycznego. W tym sensie nie tylko Kościołom, ale także państwu powinno na tym zależeć. Zapytam tak: Czy uczniowie, z których większość deklaruje wiarę religijną, mogą stać się dojrzałymi obywatelami bez dojrzałości religijnej? Moim zdaniem nie.

Czy to znaczy, że ateista nie może być dobrym obywatelem?

- Truizmem byłoby stwierdzenie, że dobrym obywatelem, dobrym człowiekiem może być zarówno wierzący, jak i ateista. Chodzi mi bardziej o to, aby w odniesieniu do ludzi deklarujących przynależność kościelną pokazać związek pomiędzy ich dojrzałością religijną a społeczną. Odrębną kwestią jest przygotowanie alternatywnego przedmiotu dla niewierzących. Ważne jest, aby ta możliwość była realna.

Żeby zrozumieć, jak ważna jest dojrzałość religijna, wystarczy przywołać najnowsze konflikty, chociażby bałkański. Wojna wybuchła tam z powodów politycznych, ale przerodziła się w konflikt etniczny, w konsekwencji religijny.

W Niemczech od lat obowiązuje matura z religii. Co sprawdza - wiarę czy wiedzę?

- Jest taka tendencja we współczesnym świecie, żeby wszystko sprowadzać do mierzalnych kategorii. Ale pewnych kwestii, jak np. wrażliwości moralnej czy pytań o sens życia, nie jesteśmy w stanie zmierzyć. W argumentacji na rzecz religii w niemieckiej szkole podkreśla się, że w kształceniu szkolnym powinien istnieć obszar, gdzie uczeń konfrontuje się z pytaniami egzystencjalnymi, na które nie ma jednej doskonałej odpowiedzi. Tego nie weryfikuje się oceną. Ocenia się wiedzę, m.in. ze znajomość podstawowych tematów teologicznych czy etyczno-społecznych. Na maturze w Niemczech religia jest przedmiotem do wyboru. Sprawdzają ją egzaminatorzy tak samo przygotowani i według tych samych zasad jak z innych przedmiotów.

Jako szkolny przedmiot religia jest obowiązkowa?

- Tak i jest to obowiązek wpisany do niemieckiej konstytucji Republiki Weimarskiej z 1919 r., a następnie powtórzony przez prawo zasadnicze RFN z 1949 r. Wyjątkiem są tzw. szkoły neutralne światopoglądowo, tworzone w niewielkiej liczbie przez państwo jako jeden z warunków zachowania owej neutralności. Uczeń może wybrać przedmiot alternatywny, przygotowany dla niewierzących, ale nie może - jak w Polsce - zrezygnować w ogóle z nauczania religii bądź etyki. Jednak, mimo wielości wyznań i faktu, że konstytucja nie przesądza o profilu wyznaniowym nauczania religii, w praktyce lekcje religii w szkole koncentrują się wokół tzw. wyznań historycznych. A więc ewangelickiego, katolickiego, ale również np. religii żydowskiej. Z powodu m.in. wysokich wymogów merytorycznych mniejsze Kościoły i związki wyznaniowe nie podejmują wysiłku organizacyjnego związanego z prowadzeniem nauczania w szkole. Na przykład różne Kościoły protestanckie nie widzą przeszkód, aby ich wyznawcy uczestniczyli w szkole w nauczaniu religii ewangelickiej, skoro odwołuje się do tych samych reformacyjnych korzeni. Takiemu podejściu sprzyja fakt dużej otwartości programów nauczania. Obowiązuje też wysoka poprawność polityczna - np. wydawcy podręczników do religii pilnują, żeby bohaterowie na ilustracjach byli przedstawicielami różnych grup etnicznych.

Jak jest z islamem?

- Państwo stara się, żeby wprowadzić to wyznanie do szkół. Po to, żeby mieć wpływ, żeby z jednej strony nie dopuścić treści fundamentalistycznych, z drugiej - informować o całym spektrum tradycji religijnych. Poparły to Kościoły katolicki i ewangelicki. Państwo stawia jednak warunek - standardy nauczania i przygotowanie nauczycieli muszą być dokładnie takie same jak innych wyznań. To oznacza, że trzeba by i na tych lekcjach przekazywać wiedzę o innych religiach, i to w sposób obiektywny. Bronią się przed tym konserwatywni muzułmanie. Jednak niedawno uruchomiono kształcenie nauczycieli muzułmańskich na uniwersytetach w Münster i Erlandze-Norymberdze.

Jakie są niemieckie lekcje religii? W polskiej szkole często przypominają katechezę.

- Szkoła publiczna w państwie demokratycznym nie może prowadzić katechezy o charakterze parafialnym. Niemiecki model określamy często jako konfesyjno-dialogiczny. Co znaczy, że z jednej strony kształtowana jest tożsamość wyznaniowa ucznia, z drugiej - umiejętność obcowania i rozumienia odmienności. Podam przykład: na katechezie w polskiej szkole, gdy mówimy o dekalogu, zaczynamy od starotestamentowej narracji - czyli analizujemy przekaz biblijny, a następnie przechodzimy do normatywnego znaczenia dekalogu nie tylko dla członków Kościoła, lecz i dla życia społecznego. To spojrzenie w kategoriach ekskluzywnych. Komunikat jest taki: to właśnie chrześcijaństwo dysponuje nadrzędnym katalogiem wartości.

W Niemczech naukę o dekalogu często zaczyna się od np. omówienia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Z tego płynie nauka dla uczniów: takim samym katalogiem, na którym teraz buduje się nowoczesne społeczeństwa, religia chrześcijańska dysponowała znacznie wcześniej.

Na lekcjach religii omawia się zjawiska społeczne, np. fascynację futbolem i wiele rytuałów temu towarzyszących. Uświadamia się uczniom quasi-religijną strukturę zachowań kibiców, którzy - mówiąc obrazowo - modlitwę "Ojcze nasz" zastępują wyznaniem "Piłko nożna nasza". Stąd już krok do poważnej analizy funkcji religii w życiu codziennym człowieka.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Więcej... http://wyborcza.pl/1,87648,4822123.html#ixzz1TxFqXHiS
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #69 : Sierpień 03, 2011, 10:31:55 »

Nauka religii w szkole – podstawy prawne [1]

W polskich szkołach publicznych lekcje religii nie są obowiązkowe. Kto wymusza uczestnictwo Waszych dzieci w zajęciach katechetycznych czy kościelnych (np. otwarcie roku szkolnego w kościele) łamie prawo.

Zgodnie z Rozporządzeniem Min. Edukacji Narodowej z 14 kwietnia 1992 w sprawie organizowania nauki religii w szkołach publicznych (DzU z 1992 r. nr 36 poz.155) a także zgodnie z art. 12 pkt 1 konkordatu , to rodzice proszą dyrekcję przedszkola czy szkoły o lekcje religii. Po ukończeniu 18 lat z taką prośbą mogą wystąpić uczniowie. KTO NIE JEST ZAINTERESOWANY KATECHEZĄ – NIE MUSI PISAĆ ŻADNYCH OŚWIADCZEŃ. Domaganie się tego ze strony szkoły jest bezprawne tak samo jak umieszczenie kreski na świadectwie w pozycji etyka/religia, gdy w szkole nie ma zajęć z etyki. Takie postępowanie szkoły łamie konstytucyjną zasadę milczenia w sprawie przekonań religijnych (art. 53 pkt. 6 i 7 Konstytucji RP) oraz jest naruszeniem prywatności (art. 8 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności).

Zachęćcie dziecko do nieuczęszczania na religię. Jeżeli dziecko chodziło na religię bez Waszego pisemnego wniosku, można z niej zrezygnować w każdym momencie . Zostawcie jednak decyzję dziecku. Warto traktować dziecko z szacunkiem. Będzie mogło powiedzieć kolegom, że rodzice pozwolili mu podjąć decyzję samodzielnie. Jego prestiż wśród rówieśników wzrośnie, być może będą mu zazdrościć. Nie musicie pisać żadnych oświadczeń. Wystarczy zawiadomić szkołę ustnie. Nie pozwalajcie natomiast na siedzenie dziecka na korytarzu, wymagajcie dostępu do biblioteki albo religii na końcu lub początku zajęć szkolnych.

[Teresa Jakubowska]
Ustawa z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty

Art. 12

1. Publiczne przedszkola, szkoły podstawowe i gimnazja organizują naukę religii na życzenie rodziców, publiczne szkoły ponadgimnazjalne na życzenie bądź rodziców, bądź samych uczniów; po osiągnięciu pełnoletności o pobieraniu nauki religii decydują uczniowie.

2. Minister właściwy do spraw oświaty i wychowania w porozumieniu z władzami Kościoła Katolickiego i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych określa, w drodze rozporządzenia, warunki i sposób wykonywania przez szkoły zadań, o których mowa w ust. 1.
ROZPORZĄDZENIE MINISTRA EDUKACJI NARODOWEJ
z dnia 14 kwietnia 1992 r.
w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii
w publicznych przedszkolach i szkołach

tekst ujednolicony z uwzględnieniem zmian wprowadzonych 25 sierpnia 1993 r.

(Dz. U. 1993 nr 83 poz. 390) oraz 30 czerwca 1999 r. (Dz. U. 1999 nr 67 poz. 753),

wszedł w życie 1 września 2002 r.

Na podstawie art. 12 ust. 2 ustawy z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty (Dz. U. Nr 95, poz. 425 i z 1992 r. Nr 26, poz. 113) zarządza się, co następuje:

§ 1

1. W publicznych przedszkolach organizuje się, w ramach planu zajęć przedszkolnych, naukę religii na życzenie rodziców (opiekunów prawnych). W publicznych szkołach podstawowych, gimnazjach, ponadpodstawowych i ponadgimnazjalnych, zwanych dalej „szkołami”, organizuje się w ramach planu zajęć szkolnych naukę religii i etyki:

1) w szkołach podstawowych i gimnazjach – na życzenie rodziców (opiekunów prawnych),

2) w szkołach ponadpodstawowych i ponadgimnazjalnych – na życzenie bądź rodziców (opiekunów prawnych) bądź samych uczniów; po osiągnięciu pełnoletności o pobieraniu religii i etyki decydują sami uczniowie.

2. Życzenie, o którym mowa w ust. 1, jest wyrażane w najprostszej formie oświadczenia [przykład niżej], które nie musi być ponawiane w kolejnym roku szkolnym, może natomiast zostać zmienione.

3. Uczestniczenie lub nieuczestniczenie w przedszkolnej albo szkolnej nauce religii lub etyki nie może być powodem dyskryminacji przez kogokolwiek i w jakiejkolwiek formie.

§ 2

1. Przedszkole i szkoła mają obowiązek zorganizowania lekcji religii dla grupy nie mniejszej niż siedmiu uczniów danej klasy lub oddziału (wychowanków grupy przedszkolnej). Dla mniejszej liczby uczniów w klasie lub oddziale (wychowanków w grupie) lekcje religii w przedszkolu lub szkole powinny być organizowane w grupie międzyoddziałowej lub międzyklasowej.

2. Jeżeli w przedszkolu lub szkole na naukę religii danego wyznania lub wyznań wspólnie nauczających zgłosi się mniej niż siedmiu uczniów (wychowanków), organ prowadzący przedszkole lub szkołę, w porozumieniu z właściwym kościołem lub związkiem wyznaniowym, organizuje naukę religii w grupie międzyszkolnej lub w pozaszkolnym (pozaprzedszkolnym) punkcie katechetycznym. Liczba uczniów (wychowanków) w grupie lub punkcie katechetycznym nie powinna być mniejsza niż trzy.

3. Jeżeli w grupie międzyszkolnej lub pozaszkolnym (pozaprzedszkolnym) punkcie katechetycznym uczestniczą uczniowie szkół (wychowankowie przedszkoli) prowadzonych przez różne organy, organy te ustalają, w drodze porozumienia, zasady prowadzenia grup lub punktów katechetycznych.

4. W szczególnie uzasadnionych przypadkach organ prowadzący przedszkole lub szkołę, w ramach posiadanych środków, może — na wniosek kościoła lub związku wyznaniowego — zorganizować nauczanie religii danego wyznania w sposób odmienny niż określony w ust. 1—3.

5. Dopuszcza się nieodpłatne udostępnianie sal lekcyjnych na cele katechetyczne, w terminach wolnych od zajęć szkolnych, kościołom i związkom wyznaniowym również nie organizującym nauczania religii w ramach systemu oświatowego.

§3

1. Uczniom, których rodzice lub którzy sami wyrażą takie życzenie (§ 1 ust. 1), szkoła organizuje lekcje etyki w oparciu o programy dopuszczone do użytku szkolnego na zasadach określonych w art. 22 ust. 2 pkt 3 ustawy o systemie oświaty.

2. W zależności od liczby zgłoszonych uczniów zajęcia z etyki mogą być organizowane według zasad podanych w § 2.

3. Szkoła jest obowiązana zapewnić w czasie trwania lekcji religii lub etyki opiekę lub zajęcia wychowawcze uczniom, którzy nie korzystają z nauki religii lub etyki w szkole.

§ 4

Nauczanie religii odbywa się na podstawie programów opracowanych i zatwierdzonych przez właściwe władze kościołów i innych związków wyznaniowych i przedstawionych Ministrowi Edukacji Narodowej do wiadomości. Te same zasady stosuje się wobec podręczników do nauczania religii.

§ 5

1. Przedszkole lub szkoła zatrudnia nauczyciela religii, katechetę przedszkolnego lub szkolnego, zwanego dalej „nauczycielem religii”, wyłącznie na podstawie imiennego pisemnego skierowania do danego przedszkola lub szkoły, wydanego przez:

1) w przypadku Kościoła Katolickiego – właściwego biskupa diecezjalnego,

2) w przypadku pozostałych kościołów oraz innych związków wyznaniowych – właściwe władze zwierzchnie tych kościołów i związków wyznaniowych.

2. Cofnięcie skierowania, o którym mowa w ust. 1, jest równoznaczne z utratą uprawnień do nauczania religii w danym przedszkolu lub szkole. O cofnięciu skierowania właściwe władze kościołów lub innych związków wyznaniowych powiadamiają dyrektora przedszkola lub szkoły, oraz organ prowadzący. Na okres pozostały do końca roku szkolnego kościół lub inny związek wyznaniowy może skierować inną osobę do nauczania religii, z tym że równocześnie pokrywa on koszty z tym związane.

3. Nauczyciel religii prowadzący zajęcia w grupie międzyszkolnej lub pozaszkolnym (pozaprzedszkolnym) punkcie katechetycznym albo uczący na terenie kilku szkół lub przedszkoli jest zatrudniany przez dyrektora szkoły lub przedszkola wskazanego przez organ prowadzący, o którym mowa w § 2 ust. 2 lub przez organ wskazany w porozumieniu, o którym mowa w § 2 ust. 3.

4. Nauczycieli religii zatrudnia się zgodnie z Kartą Nauczyciela.

§ 6

Kwalifikacje zawodowe nauczycieli religii określają odpowiednio Konferencja Episkopatu Polski Kościoła Katolickiego oraz właściwe władze zwierzchnie kościołów lub innych związków wyznaniowych – w porozumieniu w Ministrem Edukacji Narodowej.

§ 7

1. Nauczyciel religii wchodzi w skład rady pedagogicznej szkoły, nie przyjmuje jednak obowiązków wychowawcy klasy.

2. Nauczyciel religii ma prawo do organizowania spotkań z rodzicami swoich uczniów również poza wyznaczonymi przez szkołę lub przedszkole zebraniami ogólnymi, wcześniej ustalając z dyrektorem szkoły lub przedszkola termin i miejsce planowanego spotkania.

3. Nauczyciel religii może prowadzić na terenie szkoły organizacje o charakterze społeczno-religijnym i ekumenicznym na zasadach określonych w art. 56 ustawy o systemie oświaty*. Z tytułu prowadzenia organizacji nie przysługuje mu dodatkowe wynagrodzenie.

4. Nauczyciel religii ma obowiązek wypełniania dziennika szkolnego.

5. Nauczyciel religii uczący w grupie międzyklasowej (międzyoddziałowej), międzyszkolnej oraz w punkcie katechetycznym ma obowiązek prowadzić odrębny dziennik zajęć, zawierający te same zapisy, które zawiera dziennik szkolny.

§ 8

1. Nauka religii w przedszkolach i szkołach publicznych wszystkich typów odbywa się w wymiarze dwóch zajęć przedszkolnych (właściwych dla danego poziomu nauczania) lub dwóch godzin lekcyjnych tygodniowo. Wymiar lekcji religii może być zmniejszony jedynie za zgodą biskupa diecezjalnego Kościoła katolickiego albo władz zwierzchnich pozostałych kościołów i innych związków wyznaniowych.

2. Tygodniowy wymiar godzin etyki ustala dyrektor szkoły.

§ 9

1. Ocena z religii lub etyki umieszczana jest na świadectwie szkolnym bezpośrednio po ocenie ze sprawowania. W celu wyeliminowania ewentualnych przejawów nietolerancji nie należy zamieszczać danych, z których wynikałoby, na zajęcia z jakiej religii (bądź etyki) uczeń uczęszczał.

2. Ocena z religii (etyki) nie ma wpływu na promowanie ucznia do następnej klasy.


Nauka religii w szkole – podstawy prawne [2]

3. Ocena z religii (etyki) jest wystawiana według skali ocen przyjętej w danej klasie.

4. Uczniowie korzystający z nauki religii lub etyki organizowanej przez organy prowadzące szkoły według zasad określonych w § 2 ust. 2-4 otrzymują ocenę z religii/etyki na świadectwie wydawanym przez szkołę, do której uczęszczają, na podstawie świadectwa katechety lub nauczyciela etyki.

§10

1. Uczniowie uczęszczający na naukę religii uzyskują trzy kolejne dni zwolnienia z zajęć szkolnych w celu odbycia rekolekcji wielkopostnych, jeżeli religia lub wyznanie, do którego należą, nakłada na swoich członków tego rodzaju obowiązek. Pieczę nad uczniami w tym czasie zapewniają katecheci. Szczegółowe zasady dotyczące organizacji są przedmiotem odrębnych ustaleń między organizującymi rekolekcje a szkołą.

2. O terminie rekolekcji dyrektor szkoły powinien być powiadomiony co najmniej miesiąc wcześniej.

3. Jeżeli na terenie szkoły prowadzona jest nauka religii więcej niż jednego wyznania, kościoły i związki wyznaniowe powinny dążyć do ustalenia wspólnego terminu rekolekcji wielkopostnych.

§ 11

1. Do wizytowania lekcji religii upoważnieni są odpowiednio wizytatorzy wyznaczeni przez biskupów diecezjalnych Kościoła Katolickiego i właściwe władze zwierzchnie pozostałych kościołów i innych związków wyznaniowych. Lista tych osób jest przekazana do wiadomości organom sprawującym nadzór pedagogiczny.

2. Nadzór pedagogiczny nad nauczaniem religii i etyki, w zakresie metodyki nauczania i zgodności z programem, prowadzą dyrektor szkoły (przedszkola) oraz pracownicy nadzoru pedagogicznego, na zasadach określonych odrębnymi przepisami.

3. W uzasadnionych przypadkach wnioski wynikające ze sprawowania nadzoru pedagogicznego mogą być przekazywane odpowiednio biskupowi diecezjalnemu Kościoła Katolickiego oraz właściwym władzom zwierzchnim pozostałych związków wyznaniowych.

§ 12

W pomieszczeniach szkolnych może być umieszczony krzyż. W szkole można także odmawiać modlitwę przed i po zajęciach. Odmawianie modlitwy w szkole powinno być wyrazem wspólnego dążenia uczniów oraz taktu i delikatności ze strony nauczycieli i wychowawców.
* Art. 56 Ustawy o systemie oświaty

1. W szkole i placówce mogą działać, z wyjątkiem partii i organizacji politycznych, stowarzyszenia i inne organizacje, a w szczególności organizacje harcerskie, których celem statutowym jest działalność wychowawcza albo rozszerzanie i wzbogacanie form działalności dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej szkoły lub placówki.

2. Podjęcie działalności w szkole lub placówce przez stowarzyszenie lub inną organizację, o których mowa w ust. 1, wymaga uzyskania zgody dyrektora szkoły lub placówki, wyrażonej po uprzednim uzgodnieniu warunków tej działalności oraz po uzyskaniu pozytywnej opinii rady szkoły lub placówki i rady rodziców.

3. W szkołach i placówkach, określonych w przepisach wydanych na podstawie art. 53 ust. 6, oraz w szkołach i placówkach, w których nie utworzono rady szkoły lub placówki, nie stosuje się wymogu uzyskania pozytywnej opinii odpowiednio rady szkoły lub placówki i rady rodziców, o których mowa w ust. 2.
O Ś W I A D C Z E N I E

My, opiekunowie prawni naszej córki (naszego syna)

…………………………………………………….

na podstawie art. 1 ust. 1 Rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z dnia 14 kwietnia 1992 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w szkołach publicznych z następnymi zmianami wyrażamy wolę udziału córki/syna w lekcjach religii w obrządku rzymskokatolickim w Państwa szkole do czasu ukończenia pobierania w niej nauki.

………………..…………     ………..……………….

Ojciec (Opiekun prawny)     Matka (Opiekun prawny)

miejscowość i data
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #70 : Sierpień 04, 2011, 09:09:24 »

                             
                           Czy demokracja jest katolicka ?

Papież Pius IX podjął i niestrudzenie ponawiał i poszerzał potępienia ogłaszane przez swego poprzednika. Papież ten z wielką wytrwałością demaskował Szatana we wszelkich jego przebraniach, mniej lub bardziej pomysłowych, które Szatan kolejno przywdziewał: naturalizm, racjonalizm, indyferentyzm, szerokość poglądów, amerykanizm, libe ralizm we właściwym słowa znaczeniu - były raz po raz demaskowane i piętnowane. Papież ten posunął swą troskę tak dalece, że do encykliki Quanta cura dołączył, dla większej klarowności i dogodności, ów katalog, zwany Syllabusem, w którym wyliczył osiemdziesiąt zdań skażo nych herezją lub poważnymi błędami już wytkniętymi w poprzednich dokumentach papieskich.

A propos naszego tematu przytoczmy tylko jedno zdanie potępione pod numerem 60: "Władza nie jest ni czym innym, jak sumą liczb i sił materialnych". W tym zdaniu potępiono wprost i bezpośrednio suwerenność ludu w jej praktycznym przejawie głosowania powszechnego, tego głosowania, które papież określił jako "kłamstwo powszechne", gdyż ewidentnym jego celem jest ustano wienie i sakralizacja wszechwładzy Liczby.

Suwerenność ludu jest diametralnie sprzeczna z chrześcijańskim pojęciem władzy. Dla udowodnienia słuszności tej tezy wystarczy skonfrontować z sobą pojęcie władzy demo kratyczne i chrześcijańskie, jak to zrobił, na przykład, ks. Charles Maignen w swojej świetnej broszurze, której dał tytuł Suwerenność ludu jest herezją(wykorzystam tu parę jej fragmentów).

Chrześcijaństwo stawia jako pierwszą i absolutną zasadę, wraz ze św. Piotrem i św. Pawłem, że "wszelka władza pochodzi od Boga", a więc aby była prawowitą, powinna być sprawowana zgodnie z prawami objawiony mi lub ustanowionymi; dalej, że wola Boga, jedynie nie zależna, zobowiązuje podporządkowaną wolę ludzi i że żadna decyzja, podjęta przez ich większość lub nawet jed­nomyślnie, nie ma żadnej wartości ani żadnej mocy we wnętrznie wiążącej, jeśli jest sprzeczna z prawami Boga. Tę podstawową zasadę przekazali nam apostołowie, a po nich wielokrotnie papieże: "Trzeba bardziej słuchać Boga, niż ludzi".
Krzysztof z Rumi

http://www.piotrnatanek.pl/czy-demokracja-jest-katolicka-      plus komentarze

-------------------------------
http://de.gloria.tv/?media=145373

marek: Odbijamy Europę-Ks.Natanek-opornik-czyli czyli dlugie rece Kurii Krakowskiej w Padwie

-------------------------------

==================================================

Kard. Dziwisz apeluje o pomoc dla dotkniętej suszą Afryki
There are no translations available.

W związku z katastrofalną suszą panującą w Afryce Wschodniej i w krajach tzw. Rogu Afryki (Somalia, Erytrea, Dżibuti, Etiopia), najpoważniejszą od 60 lat, Benedykt XVI zwrócił się z apelem o pomoc dla 12 mln głodujących. 17 lipca podczas modlitwy „Anioł Pański” powiedział: „Z głębokim zaniepokojeniem śledzę doniesienia nadchodzące z regionu Rogu Afryki, a w szczególności z Somalii, dotkniętej poważną suszą, a następnie, na niektórych obszarach, również obfitymi opadami, które są przyczyną katastrofy humanitarnej. Niezliczone osoby uciekają przed tą straszliwą klęską głodu w poszukiwaniu żywności i pomocy. Wyrażam życzenie, aby nasiliła się międzynarodowa mobilizacja w celu wysłania szybkiej pomocy tym naszym braciom i siostrom, i tak już dotkliwie doświadczonym, wśród których jest wiele dzieci. Niechaj cierpiącym mieszkańcom nie zabraknie naszej solidarności oraz konkretnego wsparcia ze strony wszystkich osób dobrej woli”.

O pomoc w przezwyciężeniu kryzysu humanitarnego zwrócili się również biskupi Wschodniej Afryki. Głód i pragnienie zmuszają tysiące ludzi do rozpaczliwego poszukiwania pomocy, także do ucieczki do sąsiednich krajów. W obozach dla uchodźców panują katastrofalne warunki żywieniowe i higieniczne. Śmiercią głodową zagrożone jest co najmniej pół miliona dzieci. Sytuację utrudniają konflikty zbrojne, spekulacje cenami żywności oraz korupcja.

Przewodniczący Episkopatu Polski abp Józef Michalik w imieniu Komisji ds. Misji i Caritas Polska zwrócił się do wszystkich diecezji polskich z prośbą o przeprowadzenie zbiórki na rzecz głodujących w Południowym Sudanie i Erytrei.

Odpowiadając na apel Ojca św. Benedykta XVI i przewodniczącego Episkopatu Polski, Ks. Kardynał Stanisław Dziwisz polecił, aby w niedzielę 14 sierpnia br. w każdym kościele i kaplicy Archidiecezji Krakowskiej (również w kościołach zakonnych) została przeprowadzona zbiórka do puszek jako pomoc dla głodującej Afryki.

Zebrane ofiary, w ciągu dwóch tygodni od przeprowadzenia zbiórki, należy przekazać na konto Caritas Archidiecezji Krakowskiej lub Kurii Metropolitalnej w Krakowie, z dopiskiem „pomoc dla Afryki”. Następnie pieniądze te zostaną przekazane do Caritas Polska.
 
http://www.diecezja.pl/en/wydarzenia/2681-kard-dziwisz-apeluje-o-pomoc-dla-dotknitej-susz-afryki

....................................

Pożar kościoła Chrystusa Króla w Warszawie
Warszawa, 05.08.2011

Przed południem w płomieniach stanął kościół Chrystusa Króla na Targówku w Warszawie.

W wyniku pożaru zawaliła się wieża świątyni, a ogień opanował także dach. Nie ma informacji, by ktoś został ranny. Na miejscu pracowało ok. 70. strażaków. Na razie nie wiadomo, co było przyczyną pożaru, ale niewykluczone, że ogień zaprószyli robotnicy pracujący na dachu.

Kościół Chrystusa Króla na Targówku to jedna z trzech świątyń obecnej diecezji warszawsko-praskiej, zbudowanych jako wotum wdzięczności za zwycięską bitwę z bolszewikami w 1920 r. Jest on zarazem pomnikiem ku czci poległych w obronie Ojczyzny.

http://www.opoka.org.pl/aktualnosci/news.php?id=38746&s=opoka

.......................

                                                           Ukraińcy odsłonią pomnik polskich ofiar


Kamienny krzyż z orłem i tablice z nazwiskami zostaną odsłonięte w sobotę w miejscu pochówku ponad 300 przedstawicieli polskiej inteligencji ze Stanisławowa zamordowanych przez Niemców w sierpniu 1941 r. na terenie tzw. Czarnego Lasu.

Uroczystość rozpocznie się mszą św. w miejscowym kościele katolickim. Główne uroczystości odbędą się w południe na polanie, na terenie tzw. Czarnego Lasu koło Stanisławowa, gdzie znajdują się masowe groby przedstawicieli inteligencji polskiej zamordowanych przez Niemców podczas II wojny. Zostanie tam poświęcony upamiętniający ofiary duży kamienny krzyż z orłem i z nazwiskami zamordowanych oraz ich zbiorowe mogiły.

- Zależało nam, by upamiętnić te ponad 300 ofiar z imienia i nazwiska. Byli to przedstawiciele polskiej inteligencji ze Stanisławowa i okolic - nauczyciele, lekarze, adwokaci, harcerze. W upamiętnienie tych ofiar zaangażowali się przedstawiciele miejscowej polonii z Towarzystwa Kultury Polskiej "Przyjaźń" w Stanisławowie przy wsparciu władz lokalnych - powiedział Maciej Dancewicz, naczelnik wydziału zagranicznego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, która przygotowała upamiętnienie.

Swój udział w uroczystości zapowiedzieli m.in. sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Kunert, przedstawiciele polskiego konsulatu we Lwowie, członkowie miejscowych władz, byli polscy mieszkańcy Stanisławowa oraz przedstawiciele władz Opola, gdzie przesiedlono wielu Polaków żyjących przed wojną w Stanisławowie.


Autor: GK Źródła: PAP

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/ukraincy-odslonia-pomnik-polskich-ofiar,1,4814537,wiadomosc.html

.................................



« Ostatnia zmiana: Sierpień 05, 2011, 21:16:46 wysłane przez Rafaela »    

Scaliłem posty
Darek
« Ostatnia zmiana: Sierpień 07, 2011, 22:37:19 wysłane przez Dariusz » Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #71 : Sierpień 05, 2011, 20:39:41 »

04 sierpnia 2011


J. Kaczyński prawdą gromi "Matoła i jego "dyplomatołków"a konsekwentna prawda O. Rydzyka ich poraża i przeraża
   
Poniższy tekst jest odpowiedzią na artykuł:
   
   Ostre słowa szefa PiS o sytuacji w Polsce

Jarosław Kaczyński podczas konferencji prasowej w Wałbrzychu w ostrych słowach zdiagnozował sytuację polityczną w Polsce. Prezes PiS mówił między innymi o "niesłychanie groźnym fałszowaniu wyborów", korupcji, przeszkadzaniu gospodarce w rozwoju oraz licznych innych "patologiach niszczących demokrację" w naszym kraju.

Dr Jarosław Kaczyński - miłość do Ojczyzny, roztropność, charyzma, prawdomówność

Ogólnopolski chaos we wszystkich dziedzinach życia gospodarczego, ekonomicznego i społeczno - politycznego a rząd Tuska utrwala PRL-kie zdobycze komunizmu metodami totalitarnymi, skopiowanymi z tamtego bolszewickiego systemu, by odwrócić uwagę od afer i nieudolności w sprawowaniu władzy.

Tusk: Koalicja nie jest zagrożona. Z Pawlakiem porozmawiam Nie możemy "skrewić", bo tow. Putin odbierze nam jurgielt, nie mówiąc o komisarzach UE

Obecnie tematami zastępczymi odwracającymi uwagę Polaków stały się wystąpienie O. Rydzyka w PE oraz przebadanie psychiatryczne dr J. Kaczyńskiego na bardzo polityczne polecenie niby niezawisłego sądu, jak też ostatnie bardzo krytyczne w stosunku do pustosłowia Tuska, merytoryczne i rzeczowe przemówienie pana Z. Ziobry.
We wszystkich tych przypadkach dało się zauważyć sprzężenie wszystkich postkomunistycznych sił, które w podjętych działaniach dobitnie wykazują bardzo złą wolę i perfidnie manipulują faktami

Oto przykłady.
Rzecznik MSZ w swych wystąpieniach publicznych nie powinien dezinformować opinii publicznej w Polsce co do treści wystąpienia o. Tadeusza Rydzyka w Brukseli, który nie mówił, że "Polska jest krajem niecywilizowanym i totalitarnym". Mówił jedynie, że konkretna, opisywana przez niego sytuacja administracyjnych utrudnień ze strony władz "jest totalitaryzmem", jest - skoro znamy sens tego słowa - sytuacją eliminowania środkami administracyjno-policyjnymi z życia społecznego, gospodarczego czy kulturalnego.
Nota MSZ do Państwa Watykańskiego jest tylko kolejnym dowodem tego zastraszającego totalitaryzmu. Nota zresztą wyrywała z kontekstu i przeinaczała sens wypowiedzi o. Tadeusza Rydzyka, zmieniając jej istotę w treści szczujące na ich autora i mające go ośmieszyć oraz poniżyć w oczach adresata noty - Ojca Świętego.

Ojciec Tadeusz Rydzyk mówi też, iż "Polską nie rządzą Polacy, bo nie mają polskich serc, i nie o krew tu chodzi, tylko o to, że nie mają polskich serc". Jest to oczywista, zrozumiała przenośnia i tylko przy dużym natężeniu złej woli i po wyjęciu słów z kontekstu można wmawiać innym, iż jest to wypowiedź ksenofobiczna.

Nota w prawie międzynarodowym jest efektem oficjalnego powiadomienia innego państwa o jakimś wydarzeniu czy fakcie, z którym prawo międzynarodowe wiąże określone skutki prawne. Na przykład nota o wystąpieniu z organizacji międzynarodowej, nota o utworzeniu jakiegoś państwa itp.
W omawianym przypadku instytucja noty została nadużyta do prywatnej, wewnątrzpolskiej walki z opozycją.

Szybka odpowiedź rzecznika Stolicy Apostolskiej przywróciła miarę rzeczy i ostudziła rozkręcane nastroje histerii. Rzecznik odpowiedział, iż wypowiedź o. Tadeusza Rydzyka w Brukseli na temat jego problemów z polskimi władzami w sprawach toruńskiej geotermii nie dotyczyła spraw Stolicy Apostolskiej ani polskiego Kościoła.
Rzecz oczywista, ale czy trzeba było notami dyplomatycznymi w tej sprawie "psuć wizerunek Polski"?
Czy polityczny sąd musiał zastosować totalitarną metodę rodem z PRL w stosunku do dr J. Kaczyńskiego?
Czy trzeba było aż tyle pomyj wylać na głowę pana Z. Ziobry za bardzo roztropne wystąpienie w PE ale krytykujące pustosłowie pana Tuska?

Komisja śledcza ds. śmierci Barbary Blidy, fot. PAP/Grzegorz Jakubowski

Czy R. Kalisz jest normalny?

Po "dziwacznym" raporcie pana posła Mirosława Sekuły z komisji hazardowej otrzymaliśmy niedawno kolejny wyjątkowo ohydny paszkwil rozzuchwalonego lewaka posła Ryszarda Kalisza, wpisującego się swoimi propagandowymi kłamstwami w nurt nocnej zmiany, w sprawie śmierci Barbary Blidy, gdzie przed Trybunał Stanu chcą postawić Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobrę. Obydwa raporty są świadectwem tego, że układ magdalenkowy, reprezentowany przez nocną zmianę D. Tuska i W. Pawlaka, obecnie rządzący Polską, nadal istnieje, a teraz dodatkowo przybrał faryzejską i obłudną postawę oskarżycielską.

Wojujący bezbożnicy, wszelkiej maści -iści, skupieni głównie w SLD i PO, czyli seksualnie "wyzwoleni postępowcy sodomici", gorliwi wyznawcy hasła, że "polskość to nienormalność", że "polska racjastanu jest trudna do zdefiniowania", że "Polska to brzydka panna bezposagu" wylewają pomyje obrzucają fekaliami i kamieniami medialnymi Ojcadr Tadeusza Rydzyka za jego charyzmatyczne i niezwykle potrzebne Narodowi Polskiemu dzieła medialne i toruńskie prekursorskie dzieło geotermalne oraz na przywódców PiS za zdecydowaną obronę Ojca Redemptorystę i jego dzieł.

Dlaczego właśnie oni?

Odpowiedź jest banalnie prosta. To całkowicie zburzyło ich porządek odziedziczony po PRL-u i kontynuowany obecnie przez postkomunistyczną nocną zmianę wespół z nową lewicą i PSL-em.

Nie spodziewali się, że dzielny Ojciec Redemptorysta odważy się pójść pod prąd poprawnie politycznym bezbożnym libertynom i lewakom i zdemaskować ich obłudne oblicze.

Czy to jest możliwe w postkomunistycznej Polsce?


Tadeusz Rydzyk

O dr Tadeusz Rydzyk - Piotr Skarga libertyńskich czasów  Polski XXI w.

Okazało się, że taki dodatkowo okazało się również bardzo proste.
Otóż dzielny i charyzmatyczny Redemptorysta Ojciec dr T. Rydzyk, przy pomocy dzieł medialnych o światowym zasięgu, które stworzył,  mówi głośno i zdecydowanie oraz bez żadnego lęku przed wielkimi tego świata -istami to, co myślą milionyPolek i Polaków:

- tych lżonych mianem "bydła" i "moherów",

- tych poniżanych Obrońców Krzyża,

- tych, którzy wyznają i dają jako wzór do naśladowania wątpliwej wartości moralnej autorytety,  wylansowane w "Świątyni AntyPiSa" na Czerskiej czyli plugawych dziadków, wulgarnych staruchów oraz  tych "wyzwolonych" z KC PZPR-u i tych od "ziemi czarnej" z PSL, czy wreszcie "Bolków" czyli wszelkiej maści tajnych współpracowników SB-ecji.

Nie zakrzyczy tej prawdy wrzaskliwe i nieprzyzwoite ujadanie internetowych najemników, że tylko obłudnicy nie oburzają się na słowa charyzmatycznego, toruńskiego duchownego.

Bo jak inaczej nazwać władzę, która bezlitośnie, z pomocą użytecznych jej, podobno "niezawisłych" sądów i chlubiących się wolnością niby demokratycznych mediów, niszczy w sposób demokratyczny wybraną opozycję.


Rydzyk w Parlamencie Europejskim: Od 1939 Polską nie rządzą Polacy

To właśnie O. dr T. Rydzyk jest wielkim demokratą oraz wolnym człowiekiem, który zdecydowanie przeciwstawia się  metodom walki rodem z PRL i dlatego utrwalacze komuny w Polsce chcą za wszelką cenę zamknąć mu usta, posuwając się do niegodnych i haniebnych metod, nic nie mających wspólnego z demokracją i wolnością.

Do tej grupy przyłączyli się również posłowie PJN na czele z jej szefem Michałem Kamińskim, który mimo nieustannego
nagłaśniania medialnego, jest skończonym bankrutem politycznym.

A "Chińczycy trzymają się mocno" i zrobili nieudolny rząd polski w "bambuko".

http://bronbar49.blog.onet.pl/2,ID432708125,index.html








« Ostatnia zmiana: Sierpień 05, 2011, 20:45:23 wysłane przez Rafaela » Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #72 : Sierpień 09, 2011, 20:15:23 »

Po wakacjach – Tydzień Wychowania
There are no translations available.

Decyzją Konferencji Episkopatu Polski we wrześniu będzie obchodzony Tydzień Wychowania. Nowa inicjatywa Kościoła ma podkreślić rolę wychowania, którego celem jest integralny rozwój człowieka.

Szkoła dziś zbyt często tylko kształci, a zapracowani rodzice poświęcają dzieciom zbyt mało czasu, troszcząc się przede wszystkim o zapewnienie potrzeb materialnych. – Jest pilna potrzeba, żeby się zająć sprawami wychowania – mówi bp Marek Mendyk, przewodniczący Komisji Wychowania. W dniach 12-18 września br. po raz pierwszy będzie obchodzony Tydzień Wychowania. Jego hasłem są słowa: „Wszyscy zacznijmy wychowywać”.

W kościołach w pierwszą niedzielę września (4.09) będzie odczytywany list biskupów zapowiadający Tydzień Wychowania. Komisja ds. Wychowania przygotowała materiały liturgiczne, m.in. teksty rozważań i modlitwy wiernych. Zachęca też duszpasterzy i katechetów do zorganizowania w czasie Tygodnia Wychowania spotkań z rodzicami. „Refleksja w czasie takiego spotkania powinna się koncentrować wokół problematyki sensu działalności wychowawczej i jej celu, odpowiedzialności rodziców za kształt wychowania ich dzieci, współpracy środowisk wychowawczych – rodziny, Kościoła i szkoły” – wyjaśniają organizatorzy. Katechezy w Tygodniu Wychowania będą poszukiwaniem przez dzieci odpowiedzi na pytanie, dlaczego być posłusznym, a młodzież będzie zastanawiać się nad samowychowaniem i rozwojem duchowym. W teczce z materiałami na Tydzień Wychowania znajdują się także wybrane teksty nauczania bł. Jana Pawła II o wychowaniu.

Tydzień Wychowania to inicjatywa, która nawiązuje do obchodzonych lokalnie kwartalnych dni modlitw za dzieci, młodzież i wychowawców. Tydzień Wychowania będzie obchodzony zawsze w tygodniu, w którym wypada święto św. Stanisława Kostki, patrona dzieci i młodzieży (przypada ono 18 września).

 .......................http://www.diecezja.pl/

Kard. Dziwisz: "Człowiek potrzebuje sensu i celu swojej ziemskiej wędrówki"
There are no translations available.

6 sierpnia w Święto Przemienienia Pańskiego wyruszyła z Wawelu pod hasłem „W komunii z Bogiem” już po raz 31 Krakowska Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę.

Zainaugurował ją kard. Stanisław Dziwisz, metropolita krakowski Mszą św. odprawioną na wzgórzu wawelskim.

W skład krakowskiej pielgrzymki wchodzi osiem wspólnot, które idą osobnymi szlakami, ale razem wchodzą na Jasną Górę. Tradycyjnie pielgrzymi modlić się będą w intencji papieża Benedykta XVI i Ojczyzny.

Po raz kolejny na trasę pielgrzymki wyruszyła grupa „Franciszkańska3”, skupiająca młodych ludzi wokół portalu społecznościowego Franciszkanska3.pl.

W swojej homilii ks. kardynał Stanisław Dziwisz przypomniał, że „w centrum naszego życia powinien być sam Bóg. To jest sprawa najważniejsza. Wiemy, że prawda ta jest często ignorowana w naszym świecie, w naszych środowiskach”.

Zauważył, że sekularyzm, czyli koncepcja życia jakby Bóg nie istniał, przenika systematycznie do wielu sfer naszego życia osobistego, rodzinnego i społecznego.

„Czy chcemy się z tym pogodzić? Czy chcemy akceptować taką zubożoną wizję życia człowieka, pozbawiającą go najgłębszych korzeni i fundamentów? Czy możemy sensownie żyć, wychowywać odpowiedzialnie nowe pokolenie i budować przyszłość bez Boga, bez Ewangelii, bez Kościoła jako wprawdzie ułomnej, ale przecież niezbędnej i świętej wspólnoty uczniów i uczennic ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Pana?” - pytał.

Odpowiadając na postawione pytania Kardynał powiedział, że „pielgrzymka jest odpowiedzią na te pytania. Jest odpowiedzią poważną, bo nie ogranicza się do słów. Każdy krok, każda godzina marszu, każda kropla waszego potu będzie świadczyć o tym, że nie samym chlebem żyje człowiek, nie samymi igrzyskami, nie samą doczesnością. Człowiek potrzebuje sensu i celu swojej ziemskiej wędrówki, a każda świadomie podjęta pielgrzymka staje się obrazem i syntezą tego, co w naszej chrześcijańskiej egzystencji najważniejsze”.

Tegoroczna pielgrzymka przypada w 30 rocznicę zorganizowania Białego Marszu w dniu 17 maja 1981 r., który dał początek naszemu pielgrzymowaniu i jest dziękczynieniem za beatyfikację Jana Pawła II.

W tym roku na trasie pielgrzymki będą niesione po raz pierwszy relikwie błogosławionego Jana Pawła II.

Metropolita krakowski prosił pielgrzymów, aby podczas drogi, a potem w Częstochowie dziękowali Matce Najświętszej za beatyfikację Jana Pawła II, prosząc równocześnie, by „nieodległy był dzień kanonizacji Pasterza, który ze Wzgórza Wawelskiego przeprowadził się na Wzgórze Watykańskie i którego przez dwadzieścia siedem lat nazywaliśmy Piotrem naszych czasów”.

Na zakończenie homilii kardynał Stanisław Dziwisz zawierzył tegoroczną pielgrzymkę błogosławionemu Janowi Pawłowi II.

„Niech on będzie waszym duchowym przewodnikiem. Niech was inspiruje do ewangelicznego stylu życia i służby. Niech was przekonuje, że świętość nie jest dodatkiem do życia dostępnym dla nielicznych, lecz jest powołaniem każdego prawdziwego ucznia Jezusa".

Zachęcił także pątników, aby w drodze na Jasną Górę zanieśli wszystkie ważne sprawy Archidiecezji Krakowskiej.

„Proście Pana żniwa o nowe i dobre powołania kapłańskie, zakonne i misyjne. Módlcie się za naszych nowych biskupów pomocniczych Grzegorza i Damiana, aby byli pasterzami według Serca Jezusa i Serca Maryi. Niech Jasnogórska Pani czuwa nad wami, byście bezpieczni dotarli przed Jej tron i by wasz trud przyniósł wielokrotny plon” - zakończył.

Inicjatywa pielgrzymowania krakowskiego jest kontynuacją "Białego Marszu", zorganizowanego 17 maja 1981 r., po zamachu na Jana Pawła II. Wówczas studenci Krakowa zorganizowali w duchowej jedności z Ojcem Świętym „Biały Marsz”. Przeszedł on 17 maja 1981 roku z Krakowskich Błoń - miejsca Mszy św. odprawionej przez Jana Pawła II w czasie pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny - do Rynku Głównego, gdzie Metropolita Krakowski ks. kardynał Franciszek Macharski odprawił Mszę św. Kilkaset tysięcy studentów, młodzieży i mieszkańców Krakowa modliło się wówczas w intencji Ojca Świętego. Idea „Białego Marszu” doprowadziła do zorganizowania Pieszej Pielgrzymki z Krakowa do Częstochowy na Jasną Górę.

ks. Robert Pietrzyk

....................

http://www.diecezja.pl/
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #73 : Sierpień 10, 2011, 10:32:28 »

                                                        Opinia na zlecenie
Fot. M. Borawski


Platforma Obywatelska próbuje wygenerować kolejny sztuczny problem z Radiem Maryja w roli głównej. Pretekstem jest incydent sprowokowany przez ekipę reporterów Polsat News, do którego doszło w trakcie ubiegłotygodniowej pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę. Operator stacji - jak podkreślają świadkowie - kopnął pielgrzyma, sądząc, że wywoła jego agresywną reakcję.

Na tę okoliczność szefowa sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu Iwona Śledzińska-Katarasińska sprokurowała naprędce rojący się od błędów merytorycznych projekt opinii wzywający do potępienia "władz Radia Maryja" i próbowała go przeforsować na zwołanym w trybie nagłym posiedzeniu. W dokumencie posłanka dokonała swego rodzaju inwersji, sytuując w miejscu opresora, jakim byli dziennikarze Polsatu, organizatorów peregrynacji. "Komisja Kultury i Środków Przekazu wyraża zaniepokojenie incydentami wywołanymi 9 lipca br. przez niektórych uczestników Pielgrzymki Radia Maryja na Jasną Górę. Czynna i słowna napaść na dziennikarzy mediów, zarówno elektronicznych, jak i drukowanych, tylko dlatego, że są one niezbyt lubiane w tym środowisku, była klasycznym przykładem ograniczenia możliwości wykonywania obowiązków zawodowych" - czytamy w projekcie opinii komisji w sprawie swobody wykonywania zawodu przez dziennikarzy.
Dalej jest mowa o tym, jak "szczególny niesmak" budzi to, że do zdarzenia doszło w miejscu, które powinno być wolne od przemocy i politykierstwa, oraz że doszło do niego w obecności osób, które "nie wahają się oskarżać państwa polskiego i jego władz - także na forum europejskim - o stosowanie praktyk totalitarnych i ograniczanie wolności wypowiedzi". Dokument podnosi też zarzut, że ze strony organizatorów pielgrzymki nie padły słowa "potępienia i przeprosin". Zgodnie z intencją autorów projekt komisji miałby trafić do MSWiA oraz Krajowej Rady Radiofoni i Telewizji. Tuż po zakończeniu posiedzenia komisji jej przewodnicząca Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO) w rozmowie z dziennikarzami zaznaczyła, że nic by się nie stało, gdyby słowa przeprosin ze strony władz Radia Maryja i Telewizji Trwam padły. Na słowa dziennikarzy, że to przecież nie Telewizja Trwam była organizatorem pielgrzymki, przewodnicząca komisji powiedziała, że jest ona jednak częścią pewnego medialnego koncernu. Odnosząc się do fragmentu tekstu dotyczącego "współpracującego z Radiem Maryja ugrupowania politycznego", Śledzińska-Katarasińska zastrzegła, że do takiej współpracy "nie każdy może się przyznać" i że projekt nie precyzuje, jakoby chodziło tu o Prawo i Sprawiedliwość. - Gdyby się przyznała Platforma Obywatelska, że blisko współpracuje z Telewizją Trwam i Radiem Maryja, to bym też oczekiwała, że Platforma przeprosi - mówiła. Jednocześnie stwierdziła, że "można przypuszczać", iż to PiS jest adresatem tego wezwania, gdyż w pielgrzymce uczestniczył jego prezes Jarosław Kaczyński. Dyskusję nad projektem odłożono do następnego posiedzenia Sejmu. Śledzińska-Katarasińska pytana, czy weźmie pod uwagę dalszy bieg tej sprawy w organach policji, stwierdziła lakonicznie: "Nie jesteśmy od śledztwa. Ja nie zajmuję się przestępstwami. Ja chcę uzyskać efekt wystąpienia w obronie swobody wykonywania zawodu przez dziennikarzy". Zapewniła, że sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu ujmie się za każdym skrzywdzonym żurnalistą. Argument ten, poparty przez jej klubowych kolegów, padał ze strony poseł PO niejednokrotnie podczas wczorajszego posiedzenia komisji. - Dziennikarz powinien posiadać pewien komfort pracy. I o to chodzi w tej opinii, a nie o ocenę określonej sytuacji - zaznaczyła Śledzińska-Katarasińska
- Jest oczywiste, że komisja, która w swojej nazwie ma dobro kultury i dobro środków przekazu, musi i powinna zajmować się sprawami, które temu szkodzą - mówili Andrzej Halicki (PO) i Tadeusz Sławecki (PSL). Halicki to ten sam poseł, który odmówił zajęcia się problemem utrudniania pracy dziennikarzom "Naszego Dziennika" na terenie Federacji Rosyjskiej. Projekt opinii skrytykowali posłowie Prawa i Sprawiedliwości. - Nie widać było tej dbałości z pani strony, kiedy w Moskwie dziennikarzom "Naszego Dziennika" został odebrany sprzęt. Tak samo, kiedy w rocznicę katastrofy smoleńskiej na Krakowskim Przedmieściu dziennikarz "Gazety Polskiej" został pobity przez funkcjonariuszy straży miejskiej. Skąd ta troska teraz? I dlaczego wzywa pani do przeprosin organizatorów pielgrzymki, a nie autorów incydentu? - pytała Anna Sikora. - Czy tamte wydarzenia były mniej ważne od tego, co rzekomo stało się na Jasnej Górze? - dopytywał Jan Dziedziczak. Warto zaznaczyć, że przez blisko pierwszy kwadrans posiedzenia posłowie PiS daremnie starali się uzyskać informację od szefowej komisji, kto właściwie jest autorem projektu. Po wielokrotnych indagacjach przewodnicząca komisji przyznała w końcu, że to ona jest jego autorem. - To nie jest uchwała ani ustawa. To jest opinia, którą komisja przyjmie bądź nie - próbowała się tłumaczyć Śledzińska-Katarasińska. Kiedy z sali padały głosy: "Ale kto przygotował projekt?", posłanka PO nieudolnie ripostowała: - To proszę powołać komisję śledczą, to wtedy będziemy rozmawiać, kto przygotował projekt. Ja zwołałam posiedzenie dla rozpatrzenia tej opinii. Autorem tego tekstu jestem ja. I nie widzę powodu, bym się tego autorstwa wypierała.
Po zakończeniu posiedzenia komisji Elżbieta Kruk (PiS) mówiła, że o terminie dowiedziała się dopiero w czwartek wieczorem, natomiast druk projektu, bez podpisu jego autora, w skrzynkach poselskich znalazł się w piątek rano. - Miałam wrażenie, że przewodnicząca zaskoczyła nawet posłów Platformy - przyznała Kruk. Jak zauważyła, nie dopytywali nawet o autora dokumentu.

Platforma nie wie, o co chodzi

Dokument, który próbowała przeforsować Śledzińska-Katarasińska, nie precyzuje, o jakie wydarzenia krępujące swobodę dziennikarską chodzi. Dopytywana o tę kwestię stwierdziła, że o incydencie, który określiła jako napaść na dziennikarzy Polsatu ze strony uczestników XIX Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę, powiedzieli jej dziennikarze, którzy tam byli i którzy zgłosili się do niej jako szefowej komisji z prośbą o zajęcie się sprawą. - Komisja nie może zajmować się sprawą na zasadzie, że jakaś pani powiedziała innej pani - komentowała Kruk. Powołała się tu na poniedziałkową publikację "Naszego Dziennika", w której rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Częstochowie, podinspektor Joanna Lazar, informowała, iż dziennikarka Polsatu Ewa Żarska podczas niedzielnego przesłuchania nie złożyła wniosku o ściganie za pobicie. - Tego wniosku nie mamy - potwierdziła wczoraj w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" podinspektor Lazar. Do Komendy Miejskiej Policji w Częstochowie wpłynęło natomiast pismo z jednej ze stacji telewizyjnych o wszczęcie postępowania w sprawie o uszkodzenie mienia, tj. elementów kamery telewizyjnej. Wczoraj policjanci z Komisariatu I w Częstochowie wszczęli postępowanie w tej sprawie. - Jest to postępowanie w sprawie, nie przeciwko osobie - zapewnia Lazar.
Warto zaznaczyć, że w trakcie burzliwej dyskusji na temat wnioskodawcy projektu Zbigniew Girzyński złożył wniosek formalny o odroczenie prac nad projektem do czasu uzyskania opinii prawnej biura legislacyjnego. Chodziło o sprawdzenie, czy nie ma kolizji między przedłożonym komisji dokumentem a przepisami konkordatu, a konkretnie zapisami odnoszącymi się do organizacji przedsięwzięć religijnych publicznych. Wniosek został jednak odrzucony głosami posłów PO i PSL. Tak samo jak wniosek Girzyńskiego o odwołanie Śledzińskiej-Katarasińskiej z funkcji przewodniczącej sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. Argumentem, jaki podnosił tu Girzyński, były krytyczne wypowiedzi poseł Platformy co do protestów studenckich w 1968 r. publikowanych w kwietniu 1968 r. na łamach "Dziennika Łódzkiego".

Nie kop pielgrzyma

Wobec wydarzeń na Jasnej Górze stanowisko bazujące na niezweryfikowanych doniesieniach Polsatu News wydał też wczoraj Jan Dworak, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Stwierdza w nim autorytatywnie, choć nie zadał sobie nawet trudu zasięgnięcia opinii pana Andrzeja z Katowic i innych pielgrzymów, świadków zajścia, jakoby "Uczestnicy pielgrzymki siłą uniemożliwili wykonywanie obowiązków dziennikarskiej ekipie jednej ze stacji telewizyjnych".
Dworak sformułował też złotą myśl, że "niedopuszczalne jest dzielenie mediów na dobre i złe, i decydowanie, komu wolno, a komu nie wolno wydarzeń takich relacjonować". I pouczył, że to na organizatorze "imprez o charakterze masowym" ciąży obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa wszystkim na nich obecnym, w tym dziennikarzom. Nie ma zaś ani słowa krytyki ekipy Polsat News, która nie wystąpiła do organizatorów z prośbą o akredytację i według relacji pielgrzymów przeszkadzała w godnym przeżywaniu Liturgii. Zabrakło też choćby ogólnego apelu do pracowników mediów, że nie należy kopać uczestników pielgrzymek, nawet gdyby w niektórych telewizjach uznawano to za metodę pracy.

Anna Ambroziak
........................

Maria Sodoma-Szklarczyk z Godzikowic:

Samego momentu kopania pielgrzyma przez kamerzystę stacji Polsat News nie widziałam, bo na początku siedzieliśmy z mężem na krzesełkch. Kiedy jednak w pobliżu zaczął się robić coraz większy szmer, wstałam i wówczas zobaczyłam tego mężczyznę i stojącego za nim operatora. I widać było, że wcześniej operator silnie pchnął lub kopnął pielgrzyma z flagą, bo ten poleciał z impetem do przodu. Przy czym na pewno nie było to jakieś nieświadome uderzenie. Kopnięty mężczyzna nie mógł też nikogo uderzyć, bo nie dość, że był odwrócony, to jeszcze znajdował się w jakiejś odległości od dziennikarzy, odrzucony siłą wymierzonego mu ciosu. Widziałam również, że koncentrował się wówczas na tym, by nie upaść. Na początku też nie wiedziałam, kim jest ten atakujący. Dowiedziałam się, że jest pracownikiem Polsatu, dopiero gdy podeszłam bliżej. A podeszłam dlatego, że byłam oburzona takim zachowaniem, i to jeszcze w miejscu modlitwy! Chciałam zapytać tego atakującego mężczyznę, dlaczego tak się zachowuje. Od samego początku miałam wrażenie, że jest to jakaś prowokacja. Z całą świadomością mogę powiedzieć, że zarówno operator, jak i dziennikarka stacji Polsat wyglądali tak, jakby byli przygotowani na całą prowokację. Ci ludzie byli bardzo spokojni w działaniu i dobrze do tego przygotowani. Samą bójkę poprzedziło ich skandaliczne wobec modlących się pielgrzymów zachowanie. Bardzo głośno rozmawiali i komentowali wszystko, co działo się przy głównym ołtarzu. Słyszałam, jak pielgrzymi wielokrotnie prosili ich, by się uspokoili i by pozwolili im wysłuchać przemawiających przedstawicieli rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Kiedy pracownicy stacji zaczęli ich bez zgody filmować, ludzie zaczęli zasłaniać rękoma obiektyw. Podobnie musiał zrobić pan Andrzej, po czym chyba otrzymał kopniaki. I jestem gotowa zaświadczyć to, co widziałam, bo jako były ławnik i żona prawnika muszę stać po stronie prawdy. Nie możemy pozwolić, by inni opierali się na wierutnych kłamstwach. Bo powielanie kłamstw, jakoby to pracownicy stacji Polsat zostali zaatakowani i pobici przez pielgrzymów, jest naprawdę oburzające.

not. MBZ

....................
                                     DOPISALI MNIE DO SCENARIUSZA
Ani w słowach, ani w czynach, ani nawet w myślach nie dopuściłem się przemocy wobec zaczepiającej mnie dziennikarki Polsatu News oraz jej operatora
Dopisali mnie do scenariusza
Fot. M. Borawski

Z panem Andrzejem z Katowic (nazwisko do wiadomości redakcji), pielgrzymem pobitym przez operatora stacji Polsat News, rozmawia Marta Ziarnik

W ostatnich dniach stał się Pan "bohaterem mediów", nawet sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu postanowiła poświęcić Panu posiedzenie...
- Pani redaktor, już teraz widać, kto był celem tej prowokacji i kto jest tym "bohaterem mediów". Ja w tych mediach jestem tylko tłem i pionkiem, a na pierwsze strony i na wokandę komisji został wyciągnięty niczemu niewinny ojciec Tadeusz Rydzyk. Właśnie o to mediom cały czas chodziło. Moja osoba była tylko tematem zastępczym, za pomocą którego chciano uderzyć w dyrektora Radia Maryja. Z pewnością rządzący wykorzystają to także w kampanii wyborczej.

Potwierdza to chociażby fakt, że wczoraj - pomimo wielu relacji świadków, że 10 lipca to ekipa stacji Polsat News wywołała incydent i dopuściła się wobec Pana rękoczynów - sejmowa komisja kultury próbowała skarcić nie winnych zajścia, tylko Radio Maryja, Telewizję Trwam oraz klub Prawa i Sprawiedliwości za - jak to ujęto w projekcie stanowiska - "czynną i słowną napaść na dziennikarzy".
- To jedynie potwierdza moje przypuszczenia. Dość szczegółowy opis zajścia wiernie przekazałem podczas mojego przesłuchania na policji w Częstochowie. Tymczasem zarzuty komisji są sprzeczne z prawdą. Podkreślam: ani w słowach, ani w czynach, ani nawet w myślach nie dopuściłem się przemocy wobec zaczepiającej mnie dziennikarki Polsatu oraz towarzyszącego jej operatora. Żadne tego typu oskarżenia nie zostały przez pracowników wspomnianej telewizji wobec mnie złożone - bo nic podobnego nie zrobiłem. Wraz z innymi pielgrzymami prosiliśmy ich jedynie, aby skoro nie mają akredytacji, usunęli się z miejsca pielgrzymki i nie zakłócali uroczystości. Mówiłem, żeby filmowali wszystko ze skraju placu, tak by nam nie przeszkadzać, bo przecież ich profesjonalny sprzęt jest w stanie ująć obraz nawet z bardzo daleka. Przekonywałem, że nie ma sensu, aby wpychali się w modlących się ludzi, przeszkadzając im w skupieniu. Dlatego działanie sejmowej komisji kultury odczytuję jako wciąganie Radia Maryja przez obecne władze w kampanię wyborczą partii rządzącej. Ten kolejny już atak pokazuje ich determinację, aby zniszczyć toruńską rozgłośnię.

Spodziewał się Pan, że posłowie bez żadnych dowodów potraktują Pana jako agresora?
- Nigdy. Ale to jest kłamstwo i można je udowodnić. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że najpoważniejszym "agresorem" politycy PO starają się okrzyknąć dyrektora Radia Maryja, który rzekomo wywołuje "atmosferę nienawiści". Tylko że ja nigdzie nie widziałem, żeby ktoś był w stanie poprzeć te absurdalne zarzuty dowodami. Wyraźnie widzimy, że tu nie chodzi o prawdę, tylko o konkretny cel. Przeraża mnie, że ci, którzy mają totalną władzę w Polsce, sądzą, iż wszystko im wolno. Zamiast od czterech lat rozwiązywać stojące przed Polską problemy, w tym chociażby zażegnać kryzys ekonomiczny, wyprzedawanie mienia i wynarodawianie, całą energię kierują na niszczenie ludzi o odmiennych, katolickich, konserwatywnych poglądach. Trwa kampania przeciw dyrektorowi Radia Maryja i inicjowanym przez tego odważnego duchownego projektom. Niszczono prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a teraz kontynuuje się to w stosunku do prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Doprawdy, ja jestem tylko małym pionkiem w ich nędznych rozgrywkach i zagrywkach wymierzonych w wyżej wymienione osoby.

W świetle tego, co mówią pielgrzymi, komisja kultury powinna się raczej jednoznacznie za Panem ująć...
- Ale śmiem twierdzić, że tej komisji nie chodzi o prawdę, a jedynie o nowy, bardzo medialny temat zastępczy. Na jakiej podstawie jakaś grupa polityków uzurpuje sobie prawo do orzekania, kto jest winny i kto ma przepraszać? Na jakiej podstawie mają oni doraźnie decydować, że dziennikarze zawsze mają prawo wstępu na prywatne zgromadzenia - nawet jeśli wchodzą tam tylko po to, by siać zamieszanie? Nie po to nadstawiałem za komuny swój kark, walcząc o wolną Polskę, by nam teraz te wywalczone prawa mógł wyszarpywać każdy, by można nam było kneblować usta i wsadzać nas za kraty za wierność ideom. Najgorsze jest to, że dziś tzw. standardów demokratycznych czy moralności mają nas uczyć ludzie o zaśmieconych życiorysach...
Jak można bezczelnie kłamać, trąbiąc o "budowaniu atmosfery nienawiści", skoro ekipa Polsatu spokojnie wchodziła i wychodziła z placu i żaden nienawistny, fanatyczny motłoch - jak nas opisywano - nie atakował agresorów? Dlaczego pozwala się, by mój wizerunek pojawiał się bez mojej zgody w mediach i by moja osoba była oczerniana i pomawiana o coś, czego w rzeczywistości nie zrobiłem? Chciałbym też zapytać, czy mnie wolno kopać tylko dlatego, że jestem katolikiem i utożsamiam się z Radiem Maryja, bardzo cenię jego założyciela? Czy w związku z powyższym nie mam już prawa do własnych poglądów, do wolności w wyznawaniu wiary, a także prawa do prywatności i nietykalności? Przecież to ja wraz z modlącymi się na Jasnej Górze pielgrzymami oraz Ojcowie Redemptoryści powinniśmy być przynajmniej przeproszeni przez stację Polsat i jej pracowników. Bo naprawdę mają nas oni za co przepraszać. Jeżeli ktoś kłamie w małej sprawie, skłamie też i w wielkiej.

Dziękuję za rozmowę.
.................................

                                     Kiedy agresor stylizuje się na ofiare

O. dr Tadeusz Rydzyk CSsR, dyrektor Radia Maryja:

To niezwykła przewrotność i bezczelność obca cywilizacji łacińskiej. Od kiedy to ci, którzy są poszkodowani, mają przepraszać? Czy pani przewodnicząca Komisji Kultury i Środków Przekazu kiedykolwiek zapytała o rzetelność dziennikarską w sytuacji, kiedy Radio Maryja było i jest atakowane przez tzw. dziennikarzy? To są rezultaty tego, że ci, którzy mieli władzę w komunizmie, zawładnęli szybko własnością Narodu, zawładnęli mediami. Okazuje się, że nic się nie skończyło, zmieniły się tylko metody walki, które przeniosły się m.in. na media. Jestem tym oburzony. Sądziłem, że w Sejmie są ludzie, którzy przynajmniej stwarzają jakieś pozory. A tu nie stwarza się żadnych pozorów. Rocznie pada przynajmniej trzy tysiące wypowiedzi przeciwko Radiu Maryja i ludziom posługującym w Radiu. Wypowiedzi, które nadają się do sądu. I mówię tu tylko o pismach. A co się dzieje w telewizjach, w stacjach radiowych, co się dzieje w kabaretach, jakie kłamstwa, pomówienia, jakie wyśmiewanie! Dlaczego Komisja Kultury i Środków Przekazu tym się nie zajmie? To samo odnosi się do polityków - jak zachowali się również po tej pielgrzymce, co mówili, czy tam była kultura? Pani przewodnicząca i wielu dziennikarzy to funkcjonariusze dawnego systemu, którzy są zaangażowani w mediach niszczących kulturę polską, szargających dobre imię Kościoła katolickiego. To jest bolszewizm, walka bez pardonu. To, co wydarzyło się w czasie tej pielgrzymki, było kolejnym podeptaniem praw obywatelskich do wolności, do gromadzenia się na modlitwie. Dziennikarze Polsatu nie mieli żadnej akredytacji, wtargnęli i zrobili prowokację. My mamy prawo do gromadzenia się i do modlitwy. I to oni nas powinni co najmniej przeprosić. Za takie zachowanie my możemy wystąpić na drogę prawną, domagając się zadośćuczynienia.

not. Amb

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110716&typ=po&id=po02.txt


Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #74 : Sierpień 11, 2011, 20:47:36 »

Marek Dziewiecki, Magdalena Guziak-Nowak
                                                             
                                                           Seksualność czysta z miłości


Czy przed współżyciem małżonkowie powinni się modlić? Dlaczego w sypialni nie ma miejsca na kompromis? I jak antykoncepcja kamienuje współczesne kobiety? Na te i wiele innych pytań odpowiada ks. dr Marek Dziewiecki, psycholog, autor publikacji dotyczących kształtowania dojrzałej postawy wobec poszczególnych sfer ludzkiego życia, wychowania seksualnego, formacji sumienia i dojrzałej religijności. Rozmawia Magdalena Guziak-Nowak.

Sakrament małżeństwa jest jedynym, którego szafarzami są świeccy, a nie ksiądz...

— Fakt ten podkreśla autonomię mężczyzny i kobiety w wyborze małżonka. Nikt nie może im niczego w tym względzie narzucić. Nawet Bóg! Błędne jest przekonanie, że to Bóg zsyła komuś „drugą połówkę”, a zadaniem człowieka jest odnaleźć „tę” osobę. Miłość małżeńska to pomysł Boga, ale Stwórca respektuje wolność człowieka w wyborze żony czy męża. Podpowiada natomiast kryterium wyboru: powinna to być taka osoba, która potrafi kochać na zawsze. Roztropny człowiek konsultuje się z Bogiem, rodzicami, duszpasterzem, ale ostateczna decyzja — i związane z nią ryzyko! — spoczywa na narzeczonych.

Jaka jest rola księdza przy ołtarzu?

— Gdy narzeczeni ślubują sobie nieodwołalną miłość, kapłan jest urzędowym świadkiem tej ich decyzji. Zanim to nastąpi, jest on zobowiązany do solidnej weryfikacji tego, czy ona i on dorośli do wiernej miłości w dobrej i złej doli, na zawsze. Sakrament małżeństwa to nie jedno z praw obywatelskich, z którego każdy może korzystać. To spotkanie Boga z Jego przyjaciółmi, którzy z Jego pomocą ślubują sobie miłość z najwyższym, Bożym znakiem jakości.

W jednym ze swoich tekstów pisze Ksiądz, że dorastanie do miłości, jaką proponuje Bóg, nie jest spontaniczne. Ten brak spontaniczności trochę mi tu nie pasuje...

— Modne obecnie ideologie przeceniają możliwości człowieka i mówią o spontanicznej samorealizacji czy o wychowaniu bez stresów. Po grzechu pierworodnym to, co dobre, prawdziwe i piękne, jest trudne. Spontanicznie można się krzywdzić, ale nie rozwijać. Możliwa jest spontaniczna autodestrukcja, na przykład w postaci narkomanii, alkoholizmu czy egoizmu. Spontanicznie przychodzi nam uczenie się języka ojczystego, jedzenia czy poruszania się. Miłość, odpowiedzialność czy wolność to postawy, które wymagają od człowieka dyscypliny i wysiłku.

Współżycie seksualne jest chyba spontaniczne?

— Tak, ale wyłącznie wtedy, gdy jest przejawem popędu czy pożądania, a nie miłości. Jeśli jest ono wyrazem miłości, to wiąże się z rozwagą, delikatnością, wrażliwością na wrażliwość małżonka, a taka postawa nie jest czymś spontanicznym, lecz przemyślanym. Wymaga bogatego człowieczeństwa. Dla erotomana pójście do prostytutki jest spontaniczne. Jednak współżycie w małżeństwie, które wyraża miłość i czułość, a nie pożądanie, to coś zupełnie innego.

Co Biblia mówi o seksualności człowieka?

— Pierwsze polecenie, jakie Bóg kieruje do mężczyzny i kobiety, brzmi: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się” (Rdz 1, 28). Seksualność małżonków na kartach Pisma Świętego traktowana jest jako symbol bliskości i miłości Boga wobec człowieka. Jednocześnie Biblia tchnie realizmem, gdyż Bóg jest realistą, który nas rozumie, a nie tylko kocha. Właśnie dlatego Pismo Święte ukazuje sytuacje, w których współżycie seksualne staje się przekleństwem. Dzieje się tak wtedy, gdy ktoś redukuje siebie do ciała i popędu, a drugą osobę traktuje jak rzecz.

Wypaczenie seksualności grozi nawet ludziom, którzy osiągnęli wysoki poziom duchowy i religijny. Przykładem jest król Dawid, który służył Bogu szczerze i z radością, ale w godzinie kryzysu stał się cudzołożnikiem i mordercą. Ta sama seksualność, która w małżeństwie jest błogosławieństwem, poza nim może stać się źródłem przemocy, chorób, a nawet śmierci. Nawet świeckie systemy prawne zakazują większości wyobrażalnych zachowań seksualnych, gdyż prowadzą one do dramatycznych krzywd i cierpienia.

Jaki wiek jest lepszy na ślub: bliżej 18 czy bliżej 40 lat?

— Zdecydowanie bliżej 18! Optymalny okres to czas między 21. a 25. rokiem życia. Jeśli ktoś rozwija się prawidłowo, rośnie w łasce i mądrości u Boga i ludzi, to w tym wieku jest już na tyle dojrzały, by zawrzeć szczęśliwy i trwały związek małżeński. Dlaczego nie później? Choćby ze względu na zegar biologiczny: na tym świecie nie żyjemy wiecznie. Młodzi małżonkowie mają największe szanse na to, by tryskać wzajemną miłością z młodzieńczym entuzjazmem.

Zwraca Ksiądz uwagę na to, by w okresie przygotowania do małżeństwa „nie dochodziło do inicjacji seksualnej ani innych form krzywdy”. O jakie krzywdy tu chodzi?

— Krzywdą jest cudzołóstwo, czyli współżycie pozamałżeńskie. Nie istnieje coś takiego jak współżycie przedmałżeńskie, gdyż — jeśli doszło do współżycia przed ślubem — to ona i on nie mają gwarancji, że się pobiorą. Mogą mieć jedynie taką nadzieję, ale żadna ze stron nie jest do tego zobowiązana. Doświadczenie uczy, że po takim współżyciu mężczyzna często oddala się, znika. Większość ludzi chce pobrać się z kimś, kto szanuje samego siebie i kto przygotowuje się do małżeństwa, opierając się na miłości, a nie na seksualności. Również taki mężczyzna, który ma trudności w panowaniu nad popędem, nie chce żony, która współżyła z kimś przed ślubem. Choćby z nim! Jeśli dochodzi do współżycia przed ślubem, to wcześniej czy później ona i on zaczną mieć żal do siebie. Chowają się przed Bogiem, jak Adam. Do końca życia będą mieli wątpliwości, czy ta druga osoba zachowa wierność po ślubie.

Jan Paweł II mówi, że mężczyzna powinien rozwijać relację do kobiety, która jest seksualnie atrakcyjna, ale nie do jej seksualności.

— To bardzo trafna obserwacja! Wziąć dziewczynę za rękę to nie to samo, co wziąć rękę dziewczyny. W pierwszym przypadku chłopak skupia się na osobie, na jej przeżyciach i potrzebach, a w drugim — jedynie na jej ciele oraz na własnej przyjemności. Jeśli mąż poczuje podniecenie, może przytulić się do żony, szeptać jej czułe słowa i dawać znaki bliskości, które ją wzruszą. Ale jeśli zauważy, że żona nie chce dziś współżyć, uszanuje to.

Kilka lat temu jeden ze znajomych Włochów powiedział mi, że bardzo kocha żonę, ale ona od roku unika współżycia. On na razie nie ma odwagi wprost o tym z nią rozmawiać i cierpi, ale pozostaje jej wierny i ją szanuje. To sprawia mu wielką radość. Gdy ktoś twierdzi, że musi współżyć określoną liczbę razy w miesiącu, to jest niezdolny do miłości i pusty duchowo, gdyż duchowość zaczyna się od odkrycia, że nie jestem tylko ciałem.

Mówi się, że małżeństwo to sztuka kompromisów. W sprawach seksualnych też?

— Na kompromisy można godzić się jedynie w sprawach drugorzędnych — w kwestii gustów i smaków czy w kwestiach, które nie odnoszą się do zasad moralnych i sumienia. W miłości i moralności kompromisów być nie może. Rodzic może być tolerancyjny w kwestii tego, jakiego koloru czapkę włoży dziecko zimą: niebieską czy czerwoną, ale czapkę włożyć musi. Na kompromisy można pójść w kwestii spędzania wolnego czasu czy wyjazdu na wakacje. Jeśli natomiast żona czułaby się niekochana, gdyby mąż dążył do współżycia na przykład w sytuacji, w której ona ma poważne zmartwienie lub przeżywa uzasadniony żal do niego, to mąż powinien to respektować. Zmuszanie jej byłoby zaprzeczeniem miłości do niej.

Są tacy duszpasterze, którzy przekonują, że dla dobra małżeństwa żona powinna niemal zawsze ustępować...

— Dlaczego żona, a nie mąż?! Fundamentem małżeństwa jest miłość. Ustępowanie za cenę sumienia czy krzywdy to rezygnacja z miłości i początek kryzysu małżonków. Kochający mąż nigdy nie oczekuje kompromisów w sprawach regulowanych Dekalogiem czy innymi normami moralnymi.

Jeden z katolickich serwisów internetowych promuje gadżety urozmaicające życie seksualne. Myślałam, że Kościół tego nie popiera.

— Z pewnością nie popiera. Ta wiadomość mnie szokuje! Jest to stawianie seksu w centrum uwagi i kosztem miłości! To pośrednie promowanie uzależnień, a nawet patologii. Szukanie akcesoriów seksualnych to przejaw skupiania się na popędzie zamiast na kochanej osobie. Z gadżetów korzystają erotomani, u których stopniowo spada wrażliwość na dotychczasowe bodźce.

W małżeństwie atrakcyjna jest osoba, a nie współżycie. Nawet gdyby mąż miał problemy z erekcją, to najlepszą pomocą jest wtedy klimat bezpieczeństwa, który tworzy kochająca i wrażliwa żona. Współżycie w małżeństwie to nie skutek podniecenia, lecz jeden ze sposobów komunikowania miłości.

Czy Kościół boi się słowa „seks”?

— Nie boi się tego słowa, lecz demaskuje fakt, że odrywa ono seksualność od miłości i płodności. Narzeczeni deklarują, że chcą przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym Bóg ich obdarzy, a nie że będą bawić się „seksem”. Seks interesuje erotomana czy prostytutkę. Małżonków interesuje wzajemna miłość, czułość i płodność.

Zastanawiam się, jakim językiem mówić o „tych sprawach”. W kolorowych pismach mamy wulgaryzmy, na ambonie — „komunię osób” i „oblubieńczy akt małżeński”, które mają głębokie znaczenie teologiczne...

— ... ale są zrozumiałe jedynie dla fachowców. Trzeba unikać obydwu tych skrajności i naśladować Jezusa, który o wszystkim potrafił mówić językiem zwyczajnym, prostym i jednocześnie precyzyjnym.

Co Ksiądz sądzi o pomysłach ludzi młodych, by żyć w białym małżeństwie?

— To dziwny pomysł. Zawieranie małżeństwa z takim nastawieniem byłoby wręcz nieważne. Tym się różni małżeństwo od zwykłej przyjaźni, że małżonkowie cieszą się także fizyczną bliskością i chcą współżyć seksualnie. Idea białego małżeństwa wynika z błędnego przekonania, że seksualność małżonków to „gorszy” rodzaj czystości niż czystość osób, które nie zawierają małżeństw. Takie przekonanie jest sprzeczne z Biblią. Sens ma natomiast powstrzymywanie się od współżycia wtedy, gdy ktoś po rozwodzie żyje w związku cywilnym. Jest to warunek korzystania z sakramentów świętych.

Czy w sypialni jest miejsce na wstyd? W Księdze Rodzaju czytamy, że nie było go przed grzechem.

— Żyjemy po grzechu pierworodnym i zdrowe poczucie wstydu oraz potrzeba intymności są czymś pozytywnym i rozsądnym. Tylko człowiek prymitywny ma wszystko na pokaz.

A co z pornografią? Niektórzy twierdzą, że skoro po ślubie jest miejsce na współżycie, to i na pornografię.

— Jedno nie ma nic wspólnego z drugim! Człowiek, który kocha, nie pomyśli nawet o pornografii. Przeciwnie, cierpi wtedy, gdy widzi tych, którzy się poniżają przez nagrywanie treści pornograficznych albo korzystanie z nich.

Oglądanie pornografii i masturbacja są potrzebne na pewnym etapie rozwoju i nieszkodliwe: to jedna z „prawd” powtarzanych przez „nowoczesnych” seksuologów.

— Niektórzy z tych seksuologów są już skazani za pedofilię czy dziecięcą pornografię. Ich poglądy nie mają nic wspólnego z prawdą, miłością czy psychologią rozwojową, a za to wiele wspólnego z ich życiorysem albo z zaleceniami ich medialnych czy finansowych sponsorów.

Jakie jeszcze kłamstwa są często powtarzane?

— Choćby to, że trzeba się „sprawdzić” przed ślubem. W rzeczywistości przed ślubem trzeba sprawdzić dojrzałość i zdolność do miłości, bo to fundament dopasowania się męża i żony w każdej sferze życia!

Gdzie powinna szukać pomocy para, która ma problemy w dziedzinie seksualnej?

— Najpierw potrzebna jest trafna diagnoza. Zwykle trudności seksualne są objawem poważniejszego kryzysu: miłości, odpowiedzialności, wierności. Najlepszej pomocy udzielają małżonkom ci, którzy uczą kochać, nawracać się, odzyskiwać nadzieję. Trzeba przezwyciężać przyczyny, a nie jedynie symptomy problemu.

W jaki sposób budować dobre małżeństwo „po przejściach”, gdy narzeczeni mają za sobą kontakty z wieloma partnerami seksualnymi? Dużo mówi się w Kościele o zachowaniu czystości przedmałżeńskiej, a mniej o tych, którzy zbłądzili i potrzebują „drugiej szansy”.

— To prawda. Kapłani powinni wszystkim ludziom proponować optymalną drogę życia: w czystości i świętości, ale też pomagać wracać na tę drogę tym, którzy z niej zeszli. Ważne, by taki powrót nie wynikał ze strachu przed chorobami wenerycznymi czy zdradami, ale z miłości do Boga, z troski o samego siebie oraz z szacunku do drugiej osoby.

Na czym polega czystość małżeńska?

— Małżonkowie czyści współżyją wyłącznie wtedy, gdy jest to wyrazem ich wzajemnej miłości, a nie popędu czy potrzeb emocjonalnych. Czystość to nie lęk przed seksualnością, ale postawienie osoby i miłości ponad popędem i seksualnością.

Co najbardziej niszczy fizyczną bliskość między małżonkami?

— Egoizm, wulgarność, brak szacunku i delikatności, skupianie się na technice współżycia, a także oczekiwanie, że seksualność wystarczy komuś do szczęścia.

Jak się spowiadać z grzechów przeciwko VI przykazaniu?

— Szczerze, z prostotą i z miłości. Dojrzały ksiądz pomaga penitentom przez to, że o tych kwestiach mówi rzeczowo i pogodnie w czasie homilii, rekolekcji, w konfesjonale. Także w obliczu kogoś, kto bardzo zgrzeszył, spowiednik powinien pamiętać, że to człowiek, który cierpi i chce się zmienić. Zasługuje na szacunek i pomoc w przemianie życia.

Czy przed współżyciem trzeba się modlić?

— Można, podobnie jak można modlić się przed wspólnym robieniem zakupów czy wspólnym sprzątaniem domu. Współżycie seksualne małżonków to nie jakaś wyizolowana akcja, jak w przypadku prostytucji, lecz jeden z elementów ciągłego wyrażania wzajemnej miłości. Jeśli małżonkowie współżyją wieczorem, to naturalne jest, że wcześniej się modlą. Szczęśliwi małżonkowie każdego wieczoru chętnie modlą się razem!

Czy współżycie jest „usprawiedliwione” tylko wtedy, gdy potencjalnie może prowadzić do poczęcia dziecka?

— Pierwszym sensem współżycia jest komunikowanie miłości. Narzeczeni nie ślubują sobie płodności, lecz miłość. Z woli Stwórcy płodność obejmuje mniej niż jedną trzecią cyklu. Rodzicielstwo powinno być potwierdzeniem wzajemnej miłości małżonków i być ofiarne, gdyż nie istnieje rodzicielstwo wygodne.

A co z antykoncepcją hormonalną?

— To współczesna forma kamienowania kobiet. W Starym Testamencie współżyjących poza małżeństwem kamienowano, a dziś mężczyźni, dla których popęd jest ważniejszy niż człowiek, każą kobietom niszczyć zdrowie fizyczne i psychiczne przez przyjmowanie zbędnych dla organizmu hormonów. Odpowiedzialne rodzicielstwo powinno być osiągnięte odpowiedzialnymi metodami.

Co zrobić, gdy jedno z małżonków chce żyć zgodnie z nauką Kościoła, a drugie chce stosować antykoncepcję?

— Trzeba wtedy wyjaśnić, że antykoncepcja nie chroni przed niechcianą ciążą i że prowadzi do aborcji. Badania wykazują, że ponad 70 proc. kobiet poddających się aborcji, stale stosowało antykoncepcję. Dojrzali małżonkowie mają lepszą alternatywę: poznają cykl płodności i potrafią świadomie kierować seksualnością. Jeśli mimo takiej wiedzy ktoś przymusza do stosowania antykoncepcji, to druga osoba nie powinna godzić się na współżycie.

W jaki sposób rodzice powinni okazywać sobie miłość, aby być dla dzieci dobrym wzorem w „tych sprawach”?

— Czule i dyskretnie! Intymne znaki bliskości powinni rezerwować do kontaktów sam na sam. Dzieci nie potrzebują rodzicielskiego ekshibicjonizmu, lecz pomocy w uczeniu się szacunku dla osób drugiej płci i w komunikowaniu miłości w sposób czysty i taktowny.

Niektórzy pytają: na co możemy sobie pozwolić, by to nie było już grzechem?

— To mentalność przegranych. Ludzie mądrzy pytają Boga i ludzi o to, co jeszcze mogą uczynić, aby kochać bardziej niż dotąd.

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/pk201115-seksualnosc.html
Zapisane
Strony: 1 2 [3] 4 5 6 7 8 9 |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.185 sekund z 19 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

batawia mexicanas chatka hkcz ania2018