Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Maj 04, 2024, 12:33:28


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: [1] |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Wspolczesne trendy w swietle Ewangielii  (Przeczytany 1584 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Rafaela
Gość
« : Luty 15, 2011, 13:53:56 »

Istota przesłania Jezusa z Nazaretu

Żeby dobrze odpowiedzieć na podstawowe dla wierzącego czy poszukującego pytanie, czy i na ile społeczeństwa początku XXI wieku stosują się do zasad ewangelicznych, trzeba najpierw odnaleźć i zdefiniować istotę przesłania Jezusa z Nazaretu. Ewangelie synoptyczne podkreślają zgodnie, że nauka Jezusa jest prawdziwa, pochodzi z nieba, ponieważ głosił ją sam Bóg, który wcielił się w człowieka i włączył w bieg historii oraz całej ewolucji świata. Dwa najważniejsze przykazania, jakie przekazał, są niezmiernie proste, nie wymagają żadnych technik medytacyjnych, ani szczególnej ascezy: będziesz miłował Pana Boga twego, a bliźniego swego jak siebie samego. To jest serce Ewangelii, potwierdzone życiem Chrystusa, który nauczał ludzi prawdy wiecznej i uzdrawiał choroby, wcześniej przebaczając winy. Właściwie można rzec, że kto żyje miłością, żyje Ewangelią. Jan od Krzyża napisał, że pod wieczór życia będziemy sądzeni z miłości. Tylko tyle. Ale zarazem ta piękna prawda jakże trudna bywa w praktyce codzienności, począwszy od ustąpienia komuś miejsca w tramwaju po wielkie czyny miłosierdzia, pracę społeczną czy jakieś wolontariaty.

Największym wrogiem miłości wcale nie jest nienawiść. Biblia podaje, że trzeba być gorącym lub zimnym. Największym wrogiem miłości jest letniość i oziębłość egoizmu, który występuje dziś jako egocentryzm, zwykle miłość własna, aż po głębokie zaburzenia narcystyczne, które stanowią częstą przypadłość np. artystów, ludzi sławnych, osiągających sukcesy.

Brak chęci do zrobienia czegoś więcej

Na rękę współczesnym kapitalistom, którzy żerują na trudnej sytuacji ekonomicznej świata, jest osłabienie solidarności międzyludzkiej. Przejawia się to w słabiej działających związkach zawodowych, które nie mają już takiej siły, jak w czasach "Solidarności". Objawia się to wzrostem zaabsorbowania swoim życiem, przepychaniem się łokciami, czasem zupełnie dosłownie, czy brakiem chęci do zrobienia czegoś więcej niż się od nas wymaga, a co wynika z umowy o pracę. Jakże rzadko dziś spotkać można ludzi bezinteresownych, którzy potrafią i chcą zapomnieć choć na chwilę o sobie, swoim "ego", samorealizacji, samospełnieniu, potrafią wyjść z siebie, popatrzeć na ludzi od ich strony, zmienić perspektywę.

Podstawowym ustrojem gospodarczym w naszym kraju jest od czasu upadku socjalistycznej gospodarki nakazowo-rozdzielczej kapitalizm. Już 20 lat żyjemy w nowej rzeczywistości ekonomicznej. Naszą nadzieją przed laty był dobrobyt, dostrzegany na Zachodzie i w Ameryce, tam, dokąd wielu wyemigrowało za chlebem i lepszym życiem. Niszcząc pomniki Lenina, mieliśmy wszyscy nadzieję na sprawiedliwość społeczną, zmniejszenie, a docelowo likwidację biedy, usunięcie szarej strefy, walkę z patologiami i przestępczością.

Natura nie lubi próżni

Socjalizm był znienawidzony jako ustrój antyewangeliczny, oparty na złudnej równości i materializmie dialektycznym jako nadbudowie ideologicznej, który polegał na postrzeganiu dziejów jako ciągłem walki klas - wyzyskującej i wyzyskiwanej. Od czasów rewolucji francuskiej (1789) dokonywała się emancypacja klas niższych, potem kobiet, co jednak doprowadziło do okrutnych krzywd i zbrodni XX wieku - stulecia najbardziej okrutnego w całej historii ostatnich 2000 lat.

Słusznie zatem socjalizm musiał zniknąć. Jako, że natura nie lubi próżni, w miejsce znienawidzonego totalitaryzmu, pojawił się wolny rynek, oparty na kapitalistycznej wizji gospodarki. Gdzieś w głębi duszy czuliśmy, że kapitalizm przyniesie wszystkim szybko wzbogacenie, da szansę na dobrą pracę w prywatnych firmach, że wszyscy będą zadowoleni. Tak się nie stało. Być może nadejdzie dzień, kiedy kapitalizm ukaże ludzkie oblicze. Do tej pory jednak coś jest nie tak.

Powstaje tedy pytanie: czy kapitalizm, oparty na wolnym rynku, którego "niewidzialna ręka" reguluje wszystkie procesy produkcji, podaży i konsumpcji jest systemem sprawiedliwym? Czy odpowiada na apel Jezusa, który prosił, aby "ten, kto ma dwie suknie dał jedną temu, który nie ma żadnej"?

Prawda o współczesnym Zachodzie

Ekonomia to matematyka. Jeśli zarabiam więcej, to znaczy tyle, że ktoś inny zarobi mniej. Jeśli pracuję na trzech etatach, ktoś - choćby chciał dorobić – musi się zadowolić jednym etatem albo nie ma w ogóle pracy. Awans wiąże się ściśle z konkurencją, która w gorszym wydaniu, właściwym krajom nowo "nawróconym" na kapitalizm, bywa zwyczajną rywalizacją bądź po prostu brutalną walką o byt.

Człowieczeństwo wyrażać się musi w dzieleniu się: jeśli wykupię 2 litry mleka, to być może dla kogoś nie wystarczy ani jeden lub będzie musiał wystarczyć mu jeden litr. Jeśli daję łapówki, osłabiam gospodarkę, ponieważ wtedy produkuję "pusty pieniądz", na pokrycie którego wartości ktoś będzie musiał pracować za darmo.

Ewangelia wskazuje, że podstawą życia jest miłość, gotowa służyć, pomagać, dzielić się, być solidarnym w biedzie, wspierać biednych, "których zawsze macie między sobą". Skoro mam pracę, powinienem być za nią wdzięczny, bo ktoś inny jej nie ma. Prawda o współczesnym Zachodzie, do którego dołączamy, jest bolesna, ale konieczna.

Ktoś obliczył, że grupa najbogatszych państw (G20) mogłaby bez problemu zaradzić głodowi w Afryce i innych regionach świata. Marnowane są olbrzymie ilości jedzenia. Kiedyś pracując w jednym z zagranicznych marketów w Krakowie, byłem świadkiem, ile dobrego jeszcze jedzenia (nawet owoce egzotyczne!) szło do zgniatarki i na śmietnik. To woła do nieba wielkim głosem! Ile jedzenia zmarnowało się w mojej rodzinie, bo przez brak poznania naszych gustów kulinarnych, kupowaliśmy jedzenie, którego nie jedliśmy i trzeba je było wyrzucić! Martwimy się o los zwierząt, które dokarmiamy i słusznie, ale wokół są niedożywione dzieci, biedni emeryci, żyjący w nędzy renciści, ludzie niepełnosprawni, ludzie odrzuceni, byli więźniowie zakładów karnych bez pracy, sieroty i wdowy. Gdzie nasza wyobraźnia miłosierdzia?

Kapitał to wartość skończona

Dawniej płacono dziesięcinę, która nie służyła tylko ludziom Kościoła, lecz całemu społeczeństwu, a wywodziła się z reguły starotestamentalnej, nakazującej oddać Bogu dziesiątą część płodów czy dochodu. Płacimy podatki, które są zarządzane czasami lepiej, ale czasami po prostu fatalnie. Zamiast budować kolejny stadion, na którym będą latały butelki po piwie, czyż nie powinno się wprowadzić drugiego śniadania w szkołach, choćby podstawowych? Dofinansować rodziny wielodzietne, które są dziś wyśmiewane ("wpadli" to najsłabsze z impertynencji), lecz bez których nie byłoby rąk do pracy w przyszłości? Nie wolno śmiać się z wielodzietności, ponieważ płodność i dzietność są błogosławieństwem, a relacje w takich rodzinach są o wiele bogatsze niż w rodzinach bez dzieci lub jednym dzieckiem. A bogate relacje kształtują potrzebne w społeczeństwie umiejętności interpersonalne, ponieważ jest w takich rodzinach więcej rozmów, więcej emocji i więcej pozytywnych bodźców.

Kapitalizm opiera się na kapitale, czyli pieniądzu i finansach. Nieprzypadkowo sektor bankowości i usług finansowych rozwija się najszybciej poza informatyką. Kapitał to wartość skończona, to znaczy, że nie można w nieskończoność emitować środków płatniczych bez pokrycia. Dobrze znane jest to w socjalizmie, który nie szanował własności prywatnej, przez co nikomu nie zależało na jakości produkcji, dlatego trzeba było produkować bilety płatnicze – banknoty i monety – bez wartości nabywczej i siły pieniężnej. Efektem były długie kolejki do sklepów z pustymi półkami i samonapędzająca się inflacja. Nie było towaru – były fikcyjne pieniądze.

Dziś mamy do czynienia z drugą skrajnością: sklepy i markety, od spożywczych począwszy przez AGD-RTV po sklepy luksusowe uginają się od różnorodnego w ofercie towaru i mnogości dóbr materialnych, ale ludzie nie mają pieniędzy, bo wszystko drożeje. Podstawową potrzebą ludzką jest wyżywienie, schronienie i ubiór. Jeśli nie są zaspokojone te trzy prymarne potrzeby, to – jeśli wierzyć psychologii – nie ma co mówić o potrzebach wyższych.

Widzimy, że kapitalizm wprowadza silny rozdział między polaryzujące się grupy posiadające dobra materialne i coraz liczniejszą rzeszę ludzi, którzy mają mało lub zgoła nic. Bezdomność, bezrobocie, patologie, alkoholizm to nieodłączne dzieci kapitalizmu w wydaniu prymitywnym, nie zważającym na ekologię, także w szerszym rozumieniu – jako zważanie na otoczenie celu. Innymi słowy, menedżer powinien zadbać o to, by obrany przez firmę cel – najczęściej maksymalny zysk przy minimalnej inwestycji sił i środków – jest zgodny z interesami szerszego otoczenia. Obserwujemy egoistyczne i ekstensywne bogacenie się niewielkich grupek i gwałtowną pauperyzację całych warstw społecznych, które są najpierw marginalizowane, a potem wykluczane z obrotu ekonomicznego.

Odwrócona logika

Papierkiem lakmusowym jest też służba zdrowia. Bez zdrowia człowiek nie ma szans na rozwój i utrzymanie siebie oraz rodziny. Zdrowie kosztuje coraz więcej. Ludzie zapadają teraz już masowo na choroby psychiatryczne, somatyczne, nowotworowe i psychosomatyczne, a państwo każe płacić za coś, co powinno być naturalne, bo nikt nie jest winny, że choruje, a z drugiej strony nikt nie może powiedzieć: mam zdrowie, bo na to zasłużyłem! Publiczna służba zdrowia jest mitem. I nie chodzi tylko o wręczane łapówki, bo lekarze pracując po 400 godzin mają też prawo do godziwej zapłaty. Chodzi o źle dystrybuowane środki, niewłaściwy rozdział pieniędzy, źle pojętą konukurencję, brak celów długoterminowych oraz "jakoś – to – będzie", czyli krótkowzroczność polityki zdrowotnej.

W efekcie wielu mogłoby wyzdrowieć, ale skazani są na chorobę, za którą idzie z reguły nędza. Inni zapadną na chorobę, bo brakuje pieniędzy na edukację i profilaktykę. Chorzy stają się coraz bardziej chorzy, a zdrowi – jeszcze zdrowsi. Nie jest to ewangeliczny model życia. Kapitalizm to właściwie hasło: dbaj najpierw o siebie, promuj siebie, realizuj się, a potem ewentualnie inni. Odwrócona logika ewangeliczna to karykatura nauki Jezusa, który na pierwszym miejscu stawia zawsze "alter" – innego, a dopiero potem siebie. Gdy nie daję komuś czegoś, działam też na szkodę własną, bo przecież mógłbym otrzymać więcej niż myślę. Ktoś nie obdarowany przeze mnie wie o tym i cierpi, bo nie może mi się on z kolei odwdzięczyć.

Kapitalizm w obecnym wydaniu nie jest zgodny z Ewangelią. To wciąż kapitalizm dziewiętnastowieczny, w którym chodzi o maksymalne wykorzystanie, by nie rzec – wyzysk – ludzi pracy. Pracodawca ma interes w tym, żeby pracownik zrobił jak najwięcej, a otrzymał możliwie jak najmniej. Jest to logika kapitalistyczna, którą obserwuję w mojej firmie, gdzie ludzie nie otrzymują umów o pracę, tylko umowy zlecenia, w związku z czym mają marne szanse na jakąkolwiek emeryturę, nie są chronieni przed wypadkami czy chorobą lub inwalidztwem, nie mają gwarantowanego, płatnego urlopu. Zdarza się, że pracownik ma następujący dylemat: pracodawca płaci mu co prawda więcej, ale w umowie wpisuje tylko pół etatu, dzięki czemu może płacić mniejsze obowiązkowe składki lub wpisuje cały etat, lecz wtedy pracownik otrzymuje na rękę mniej. Jeśli w pierwszym wypadku pracownik nie otworzy sobie prywatnego funduszu emerytalnego, nie będzie miał z czego żyć pod koniec życia. Nieuczciwość pracodawcy godzi w długoterminowy interes pracowników, a także powiększa i tak sporą szarą strefę, czyli osłabia gospodarkę państwa i de facto jego pozycję ekonomiczną na rynku światowym.

To tyle w największym skrócie. Dodać trzeba jeszcze brak osłon socjalnych, pracę w nadgodzinach bez zwiększonej stawki (czasem firma oddaje nadgodziny w formie wolnego), złe warunki pracy, niebezpieczne warunki pracy, brak urlopu, przemęczanie pracowników i fatalną atmosferę w firmach, gdzie jeden drugiego traktuje jak wroga, a na pewno konkurenta. Osłabienie solidarności między pracownikami jest na rękę zarządom firm.

Zło jest krzykliwe i wyjątkowo nośne

Kultura. Jeśli o nią chodzi, to tutaj jest jeszcze gorzej. Głównym kanałem kultury współczesnej nie są już teatry, opery czy filharmonie, lecz media i to coraz bardziej multimedia elektroniczne. Reklamy oparte o apel do najbardziej pierwotnych instynktów ludzi, głównie z podtekstami erotycznymi, to standard. Twórcy reklam nie zadają sobie pytania, czy ich produkt nie zgorszy maluczkich, zresztą nie tylko dzieci, czy ich nie rozbudzi przedwcześnie. Liczy się szokowanie, epatowanie seksem, prymitywne scenki rodzajowe a la Eden plus jakaś obłudna scenka rodzinna z erotyką w tle. Gros reklam jest kierowanych do sektora singli. W wielu reklamach mamy singla lub singielkę w wielkim, nowocześnie urządzonym mieszkaniu, gdzie delektują się kawą lub najnowszym telewizorem LCD. W sytuacji, gdy rodziny nie mają mieszkań, pokazywanie singla, który żyje sam na sporej przestrzeni jest nieetyczne. Zamiast promować pełną, zdrową rodzinę, mamy popieranie egoistycznego stylu życia, które nie może być szczęśliwe.

Filmy stanowią bardzo mocny przekaz werbalny i niewerbalny. Operują obrazem ruchomym, dźwiękiem, słowem, gestem, dlatego można śmiało rzec, że film dobry to taki, który jest zgodny z nauką Chrystusa. Czy obowiązkowe sceny "łóżkowe" w każdym dziś filmie są zgodne z naukami ewangelicznymi? Przecież nastrój, jaki się wtedy wytwarza w przestrzeni publicznej, jaką jest kino, jest nieadekwatny do sytuacji. Nastrój podniecenia zgodny z sytuacją może mieć miejsce jedynie w przestrzeni prywatnej - w domu i rodzinie. Innym ważnym sprawdzianem są relacje. Jeżeli film pokazuje agresję, przemoc i zbrodnię, to należy zapytać, o co chodzi reżyserowi? Czy aby na pewno na świecie istnieje tylko przemoc? Zło jest krzykliwe i wyjątkowo nośne, ale film powinien pokazywać całość rzeczywistości, różne jej przejawy, a nie tylko jej mroczną stronę.

Podobnie dzieje się w literaturze, z tym, że powoli zmniejsza się oddziaływanie słowa. Któż dziś po przeczytaniu "Wertera" popełniłby samobójstwo, jak to się działo w czasach Goethego? Zmniejszenie czytelnictwa ma zatem i dobrą stronę - już nie wierzymy we wszystko, co się pisze. Problem w tym, że omijamy też zarazem wiele wartościowych książek. Bo nie wszystkie kierują się prymitywnymi żądzami, jak produkcje Dona Browna.

W nauce jest jeszcze gorzej. Nie jest zgodne z ewangelią manipulowanie życiem, klonowanie, większość wynalazków genetycznych. Zabawa w Stwórcę skończy się bardzo źle. Nie wolno ingerować w proces powstawania życia, bo proces ten sam się reguluje i optymalizuje. Bioetyka ma do spełnienia ważną rolę, z tym, że prawo wielu państw (zwłaszcza azjatyckich) będzie sprzyjać powstawaniu laboratoriów, gdzie życie traktowane jest jak pole do popisów genetycznych. Mówienie o korzyściach medycznych to zasłona dymna - tak naprawdę chodzi o stworzenie nowego człowieka, robota, który będzie idealny pod każdym względem i będzie mógł generować wysokie zyski, pracując non-stop. Fukuyama w książce "Koniec człowieka" bardzo poważnie obawia się o przyszłość człowieka, którego aż dotąd cechowała stała natura oraz wolna wola. Wyprodukowanie człowieka łamie podstawową cechę człowieka – wolną wolę oraz godzi w istnienie i stałość natury ludzkiej.

Zagrożone życie wieczne ludzkości

Przykłady można mnożyć. W dziedzinie humanistyki panuje postmodernizm, który wyklucza takie pojęcia, jak prawda, sens, cel, wartość, zasady pierwsze, traktując je jak wytwór określonej epoki. W gruncie rzeczy to zamaskowany come-back marksizmu w nowoczesnym wydaniu, pasującym lepiej do mentalności ludzi obecnych.

Nie ma takiej dziedziny życia dziś, która nie przynosiłaby przykładów anty-ewangelii i nie generowałaby cywilizacji śmierci. Tak naprawdę na świecie trwa walka nie tyle dobra ze złem, lecz raczej życia i śmierci. Coraz więcej przestępstw, mafijne układy, handel ludźmi i narkotykami, pedofilia, kłamstwa na porządku dziennym. Zagrożone jest życie wieczne ludzkości, zagrożone jest już nawet proste przetrwanie biologiczne. Wydaje się, że ciemności kryją ziemię, lecz czasami jak wiemy mrok gęstnieje przed świtem. Muszę żyć tak, jakby ode mnie zależało przetrwanie ludzkości. Dziś i codziennie stajemy już tylko przed fundamentalnym wyborem. Życie czy śmierć?

Rafał Sulikowski – absolwent polonistyki UJ, doktorant literatury współczesnej z zakresu kwestii metafizycznych,








Zapisane
Strony: [1] |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.2 sekund z 17 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

telenowele szkolamagii watahacienia x-cry zielone-wzgorze