cd.
Melchior Wańkowicz : reportaż z zaświatów nr 4
Gdy nie pomagają leki, mikstury,
dusza się trzęsie jak na wietrze wióry: (umieranie M.W.bardzo przypomina OBE -silne drgania)
Jeszcze nie widzi, ale już wyczuwa,
że się z materii powoli wysuwa.
Ja wszystkie stany przecież przeżywałem
i
całą mocą ciała się trzymałem.Chociaż mnie ono wstrętem napawało,
lecz jakie takie schronienie dawało.
Lecz jakaś siła mnie wypychała:
Więzy łączące z ciałem zerwała.
Ale gdy wszystko to się zerwało,
coś mnie od ciała tego oderwało.
Z początku byłem tak oszołomiony
i tą przeprawą tak bardzo zmęczony,
że chociaż miałem trochę świadomości
zapadłem się w mrok tajemnej nicości.
Ja nie wiem co mnie z tego wydobyło,
bo się w mej duszy trochę rozjaśniło:
We mnie i jednocześnie wokoło wytworzyło
się coś,
niby koło, które mnie sobą obejmowało.
Przyjemne światło i woń stwarzało:Powoli sobie sprawę zdawałem,
że z trudem się skądś wydobywałem.
Wiem, że nie wszyscy temu wierzą,
aż kiedyś się sami z tym przymierzą:
Kiedy przyjdzie ostatnia godzina.
Wtedy się myśleć o tym zaczyna:
Lecz inne myśli przychodzą:
Nie takie jak te, które was zwodzą,
w duszy się kłębi lęk oraz trwoga.
Wtedy dopiero wzywa się Boga!Bo żaden człowiek pomóc nie umie,
problemu nie zna i nie zrozumie.
A
biedna dusza osamotniona
z lęku i trwogi powoli kona.
Czuje, że coś się wokół niej dzieje:
Odczuwa niby ulgę, nadzieję.
I z tej ciasnoty coś ją wyzwala,
nikłe światełko ujrzeć pozwala.
Gdy się zupełnie dusza ożywi,
to poczuje się jako ci żywi.
Poruszają się w przeróżne strony:
Nie każdy z nich jest zadowolony!
To się u nich we wzrok przebija,
jeden drugiego szybciutko mija.
Nie wszyscy szaty mają przyjemne:
Jedni jaśniejsze, a drudzy ciemne.
I twoja szata nie całkiem jasna:
Jest taka jak moja dusza własna:
Będąc
na Ziemi nie rozumiałem,
że
własną duszę w mroku nurzałem.
Choć tego teraz mocno żałuję,
bo mnie świadomość tego krępuje.
I chciałbym siebie ukarać,
bo jakże mogłem na to pozwolić.
Wiem, że to
wszystko trzeba odrobić,
żeby
na jasną szatę zarobić.
By z duszy wyrwać ciemne żale,
co człowiekowi los ciemny ściele!
Jakże inaczej może być, ludzie:
Jeśli ktoś żyje w przyziemnym brudzie?
Czy jeśli ciało swoje porzuci,
to w jasność, piękno dusza wróci?
Teraz, gdy sprawy te zrozumiałem.
Wiem, że na Ziemi szarość stwarzałem:
Olśniewały mnie blichtru rozmiary,
bo
byłem dzieckiem, choć w ciele starym.Z mej ziemskiej pracy cóż mi zostało?
Nic, co by radość duszy sprawiało!
Dlatego tyle progów przede mną !
Nauczycielu! Bądź teraz ze mną!
Wiem, że na temat mój rozprawiano,
ziemskich dowodów się domagano,
a mnie co ziemskie nic nie obchodzi,
bo moja dusza w żałości chodzi!
o rad bym progi mieć poza sobą
i być tu światłą, jasną osobą.
Jak wielu innych, których stąd widzę,
a
ja się mojej szarości wstydzę!Chociaż tutejszą wiedzę zdobywam,
lecz wiele braków w sobie odkrywam.
Choć mój Opiekun błędy łagodzi.
Ale
ja żyję w braków powodzi!Często mnie zapał wielki przejmuje
i swoje myśli wciąż koryguję:
Rad bym zupełnie się przystosować
i duszę moją wymodelować.
Na kształt, który tu wszędzie panuje
i swoje piękno wszystkim dyktuje,
a dyktuje je tak obrazowo:
łagodnie, prosto oraz rzeczowo.
Trudno mi to przekazać słowami
oraz jakimi bądź przykładami:
Tu inaczej się myśli i żyje,
bo
każdy czarę swych przewin pije.A moja droga siostrzyczka miła,
która mi dłoni użyczyła,
spisuje wszystko co podpowiadam,
bo ja już swoją nie władam!
Jeszcze mam wiele do powiedzenia,
ale brak mi słów do określenia,
tego co widzę i tego co czuję.
Dlatego czasem się buntuję,
żem
swoje życie ziemskie zmarnował,żem się łatwo do Ziemi stosował,
żem nie odróżniał ziarna od plewy,
żem się pogrążył w blichtru ulewy.
To
wszystko teraz mnie prześladuje,przyszłemu życiu kary dyktuje,(karma)
bo kiedyś stąd na Ziemię popłynę,
żeby tych barier odkryć przyczynę!
I z tego jestem zadowolony:
czuję, że
będę tym
wyzwolony.Ze
życie ziemskie wezmę za bary,bo będę duchem młody, nie stary!
Duchem się przecież nikt nie starzeje,
ale nim przejdzie życiowe knieje,
życie przycina go, zwala kłody,
czuję się stary choć młody!
Na moją sprawę ktoś rzuca cienie!
Biedny, bo nie zna: Co to istnienie?
Nie wie: skąd snuje się życia wątek
i co istnieniu dało początek?
Nie wie, że swoje życie marnuje,
na Przyszłe teraz mroki rozsnuje.
I będzie pytać: „Za co?”, „Dlaczego?”,
„Tyle mnie w życiu spotyka złego?”
Te słowa z mojej duszy się snują:
świadomie przyszłe życie budują,
bo żeńca zbiera swe własne plony
na ziemskiej drodze wciąż zagubione.
Tak myślę i przewiduję,
bo w takim regionie się znajduję,
gdzie pobieramy mądre nauki,
by uczyć się życiowej sztuki,
gdzie jest nas wielu o bardzo wielu,
mój czytelniku i przyjacielu!
Gdybyś mógł widzieć co teraz czuję:
jak duch się z moją duszą mocuje:
Bo duch dyktuje życiowe prawa twarde,
lecz mądre! Tak chce ustawa,
którą w zaraniu Bóg ustanowił,
przez Swego Syna znów je ponowił!
Lecz dusza ludzka krnąbrna zawiła
na Ziemi „prawa” ustanowiła,
które mnie także oczarowały,
życia prawdziwy cel przesłaniały!
Teraz dopiero to widzę jasno,
jaką na Ziemi szedłem drogą ciasną,
lecz postanawiam:
Wszystko odrobić,
by się
wyzwolić i wolność zdobyć!
Obecnie żegnam was przyjaciele,
którzy w tę oprawę wkładacie wiele-
myśli i serca! Bóg wam nagrodzi.
Niejeden umysł się wyswobodzi!
Teksty M.Wańkowicza , niemal pokrywają się z tym co pisali R.Monroe i R.Steiner
Wokół Ziemi istnieją duchowe sferyczne pierścienie pełne niedorozwiniętych dusz, uwikłanych w ziemską pętlę reinkarnacyjną.
To one stwarzają szarość na Ziemi.
Samodzielne, egoistyczne wyrwanie się z tego kręgu jest właściwie niemożliwe, więc ......
najlepszy sposób na własne wcielenie wg ducha Wańkowicza, czy Steinera to praca nad rozwojem ludzkości i i w konsekwencji likwidacja Pierścieni Czyśćcowych.
To najlepszy sposób na spłatę długów karmicznych wobec innych ludzi i całej ludzkości, która przyczyniła się do naszego rozwoju.
To najlepsza metoda na zmniejszenie ziemskiego przyciągania i "duchowy odlot" do tęczowych dali.
Melchior Wańkowicz :
reportaż z zaświatów nr 5Użycz mi swojej ręki kochanie,
a moje słowo ciałem się stanie:
Tak mi się miło z tobą pracuje
i jakoś pewnie z tobą się czuję.
Ja nie chcę twoją ręką kierować,
ani niczego tobie dyktować,
lecz chcę przekazać co dusza czuje,
co teraz robię i jak pracuję.
Coraz mnie bardziej wszystko ciekawi.
I w coraz nowym świetle się jawi
to wszystko co na Ziemi przeżyłem
i
czas co tak bezmyślnie trwoniłem.
Bo myślę,
co mi z tego zostało,
co mnie tak wówczas angażowało?
I tak już wiernie się zadłużyłem,
a przecież
dawnych łez nie opłaciłem.
Gdyby
mi długi tak nie ciążyły,
to złotych wrót, by nie przysłoniły:
Mógłbym się do nich przybliżyć śmiało,
bo by mi w tym nic nie przeszkadzało.
A tyle tych piękności dookoła!
Myślę i wzrok mam bystry sokoła,
lecz mnie tak moje
długi krępują:
Myśli do czynów tak nie pasują!Nad wszystkim rozmyślam, segreguję.
Tu jakoś wszystko odmiennie czuję:
Tu wszystko jasne i wyraziste,
wybitnie inne,
wybitnie czyste.
Na Ziemi tego nie odczuwałem,
w jedną szufladę wszystko chowałem:
Tam nie robiło żadnej różnicy,
mówiłem wiele i po próżnicy.
Spotykam wielu przyjaciół dawnych,
są w sytuacjach jak ja zabawnych.
Choć
krzywdy bliźnim nie czyniliśmy,
to życiem jak dzieci się bawiliśmy.
Teraz dopiero życie rozumiem
i jego wadę ocenić umiem.
I wiem dlaczego dano i po co?
Opiekunowie to nam tłumaczą.
Bo tu nauka wre w całej pełni,
gdy się pobyt tu nasz wypełni,
wtedy każdy z nas i
z własnej woliprzyjdzie do własnej
wybranej doli.Z uznaniem chłonę ową naukę,
by móc osiągnąć tę życia sztukę.
By wszystkie długi zniwelowała,
więzy, co tak krępują, zerwała.Jakże ja byłbym teraz cierpliwy,
gdybym wewnętrznie był kiedyś żywy.
Lecz moja dusza wygodnie spała,
udziału w moim życiu nie brała.
Gdybym wewnętrznie był obudzony,
z pewnością zostałbym obdarzony
jakąś wznioślejszą myślą i czynem
nie goniłbym za tym ziemskim wawrzynem,(karmienie EGO)
który wydaje mi się tak mierny,
tak powszedni, taki mizerny,
a który wówczas mi imponował,
bo po nim- i mnie bliźni taksował.
Tu wiele rzeczy mnie zastanawia
w zakłopotaniu i smutku stawia.
Bowiem nie widzę w gronie przyjaciół, (inne zagubione dusze w pierścieniach czyśćcowych)
by który zastanawiać się zaczął:
gdzie jest, dlaczego i po co?
I co te wszystkie inności znaczą?
Czyżby ich nic tu nie zachwycało,
nic do myślenia nie pobudzało?
Są osowiali, smutni, nieczuli:ten byt tak inny ich nie rozczuli:
A może oni nie widzą tego,
patrząc na wszystko z punktu swojego?
Ja do nich zbliżyć się nie mogę,
pragnę, lecz przegradza mi drogę.
Myśl ta do nich nie dociera,
choć życzliwości wiele zawiera.
Chciałbym pobudzić ich do myślenia,nad swoim losem zastanowienia,
by zrozumieli tutejsze cuda.Czy ten wysiłek mój mi się uda?
W miejscu, gdzie pobieramy nauki
odróżniania i myślenia sztuki,
którymi trzeba umieć kierować,
aby móc żyć i dobrze pracować.
Na Ziemi myśli płyną jak rzeka,
jedna przegania drugą - nie czeka.
Ja tu spokojnie myślą kieruję
i harmonijnie z nimi pracuję:
Spływają do mnie jak barwne ptaki.
Każda zdumiewa w sposób dwojaki.
Podziwiam tony, rytm oraz wonie
i tę odległość, która w nich tonie,
lecz mnie odgradza jeszcze bariera,
która mi do nich drogę zawiera.
I obserwuję mych towarzyszy,czy który z nich tu te tony słyszy?
Niektórzy tylko są zasłuchani,inni w problemy swe zaplątani,
że
ciągle zmienia się ich aura,
jedni zieleni, drudzy w chmurach.
Ta ciągła ciemność tak ich okala,
że głębiej dojrzeć im nie pozwala.
A wielu z nich jest w krwawej aurze,
albo brązowo-szarej chmurze.
Są w odmianach bardziej przejrzystych,
jaśniejszych, powiewniejszych i czystych.
Lecz
aury te są tak zmienne,
och gdyby wszystkich były promienne.Na pewno przestrzeń byłaby jasna,
nie taka szara, nie taka ciasna!
Ja na krawędzi szarości stoję:
wysiłki swojej duszy podwoję,
żeby móc tę barierę pokonać,
muszę mozolną pracę wykonać!
Czy mi się uda, czy będą siły?
Wiem, że pomoże Opiekun miły.
Lecz czy się w
duszy tak rozjaśni,
że nigdy więcej nie będzie waśni?Jeszcze mam w duszy wiek z przeszłości
z powiązań oraz z własnej miłości.
Już bardzo wiele z siebie zrzuciłem,
ale cząsteczkę z nich zostawiłem.
I to mnie wiąże i przypomina,
tęsknotą wzbierać w duszy zaczyna.
Ach gdybym mógł to z siebie zrzucić
i do zupełnej wolności wrócić!
Wiele na ziemi już nagrzeszyłemi ślad niejeden tam zostawiłem.
Tak czynią niestety wszyscy ludzie,
Lecz odpracować to przyjdzie w trudzie.Na tej krawędzi już sam nie stoję.
Gdy tak się wmyślam to się nie boję,
tych dalszych trudów ani udręki.
By się uwolnić od złudzeń męki.
To
wszystko, co na Ziemi zdobyłemi co tak sobie wiele ceniłem.
To
okazało się złudnym cieniemwobec Wszechświata i Wszechistnieniem!
Nie umiem modlić się ani prosić,
ani do góry swych rąk podnosić.
Bo nie o to najdrożsi
chodzi,ale
czy w duszy zmiana zachodzi!Na tej płaszczyźnie i w tym regionie,
w którym tęczowe światełko płonie.
Jest tu dusz wiele do mnie podobnych,
szarych, i skromnych, bardziej ozdobnych,
zafrasowanych lub niespokojnych ,
hardych i twardych, i ledwie hojnych,
którzy myślami tak promieniują
i myślokształty różne budują.
Dobrze, że na krawędzi już jestem,
a nie
w tym tłumie, gdzie z ciągłym chrzęstem,
jakby kolumny się przesuwały obraz ogromu czyśćca - pierścieni systemów przekonań R.Monroe
albo się jakieś moce zmagały.
A w mojej duszy nadzieja wzbiera:
zniknie przede mną przeszkód
bariera,że ją pokonam, gdy SENS zrozumiem.
Pragnę, lecz tego jeszcze nie umiem.
Tak trudno swoje wnętrze pokonać!
Lecz żeby móc się o nich przekonać,
trzeba samemu przejść przez te boje.
Nie pojmiesz tego, Kochanie moje!
Czasem ta sztuka mi się udaje
i we mnie taka lekkość nastaje:
zaczynam wtedy lepiej rozumieć:
Chcę to zatrzymać w sobie!
Chcę umieć,
lecz to się jeszcze szybko rozprasza,
bo wiele nowych doznań się zgłasza.
A wszystkie tutaj takie odmienne
i błyskotliwe, barwne, zmienne.
Już wiele razy postanawiałem
i do bariery się przybliżałem,
lecz zrozumienie się rozpraszało,
we mnie i wokół się poszarzało.
Nadal z problemem tym się borykam,
tę wielką wadę sobie wytykam:
Na Ziemi muszę to wypracować,
choćby to życie miało kosztować! (wybór trudnego wcielenia)
Tu trzy bariery już pokonałem
i tę ostatnią pokonać chciałem.
Ale niestety to przeżyć muszę,
żeby
uwolnić od więzów duszę!Więzów!
Ileż ich nagromadziłem,
kiedy po Ziemi w ciele chodziłem,
a teraz one tak przeszkadzają,
na wyższy stopień wejść mi nie dają!Bo tu stopniowo dusza się wznosi
i opiekuna o pomoc prosi,
żeby rozjaśnił to co niejasne,
ale trzeba mieć zasługi własne.
Gdyż tylko one drogę torują
i powikłania rozprostowują,
ale
tych zasług mam tak niewiele,mało zebrałem, gdy byłem w ciele.
Widzę to jasno, wiele odczuwam,
gdy w twoje ziemskie życie się wczuwam,
które właściwie nic mi nie dało,
lecz jeszcze bardziej życie splątało.
Bo
teraz trzeba wszystko odrobić.Aby na wolność duszy zarobić.
Trzeba wejść w ziemskie tortury i znoje,
by móc pospłacać te długi swoje.Myśl o wolności duszę rozpiera,
mówiąc po ziemsku ”aż dech zapiera”.
Chciałbym już spłynąć w ziemskie bezdroża,
lecz tu kieruje wszystkim myśl Boża!
I posłuszeństwo obowiązuje wobec tych praw!
Jak uczeń tu się czuję:
chcę wykonać wszystko dokładnie,promień Wszechmocny niech na mnie spadnie!
Dotychczas wiele wam powiedziałem
o tym, czego się dowiedziałem.
Lecz to zaledwie cząsteczka mała,
która się duszy mej ukazała.
Jeszcze niejedno mam wam powiedzieć,
tego co chciałbym dokładnie wiedzieć.
Więc chętnie słucham i obserwuję,
w głębi mej duszy wszystko notuję.
A teraz mili moi żegnajcie,
na dalsze wypowiedzi czekajcie.
Przyjdę na pewno, to obiecuję,
gdy nowy przypływ wiedzy odczuję!
Warszawa 12.02.1977
cdn.
Widać wyraźnie, że dusza M.Wańkowicza nie jest pierwszą lepszą.
Jego ziemska sława nie wzięła się z niczego.
To bystry, inteligentny obserwator, bez dwóch zdań - mistrz reportażu, także w zaświatach.
Jest już na górnej krawędzi czyśćca.
.
Brakuje im zrozumienia, zewnętrzego spojrzenia.
Błądzą w ogromie ziemskiego czyśćca Wibrują, negatywnymi emocjami, w ogóle nie widząc "wyższych światów" .