kończy się pewna epoka, trochę szkoda..BRANŻA MUZYCZNA SKŁADA HOŁD CZŁONKOWI BEE GEES"Spoczywaj w pokoju, Robin. Dzięki za muzykę"
"Bardzo smutno słyszeć o kolejnym wielkim piosenkarzu, który umarł zbyt młodo" - napisał na Twitterze Bryan Adams. "Dobry przyjaciel, znakomity muzyk i człowiek, o którym wszyscy będziemy pamiętać" - dodał John Travolta. "Niech spoczywa w pokoju: Robin Gibb, muzyczny gigant" - nie krył podziwu piosenkarz Mick Hucknall. Współzałożyciel legendarnej grupy Bee Gees zmarł dziś w nocy, przegrał walkę z rakiem. Miał 62 lata.
"Rodzina Robina Gibba z wielkim smutkiem informuje, że Robin zmarł po długiej walce z rakiem. Prosi również o uszanowanie jej prywatności w tym ciężkim okresie" - czytamy w oficjalnym oświadczeniu prasowym opublikowanym na stronie internetowej artysty.
Jeden z trzech braci z Bee Gees zmarł w niedzielę Londynie. Przegrał z rakiem, który rozprzestrzenił się z jelita na wątrobę, a na kilka tygodni przed śmiercią muzyk miał zapalenie płuc i przez jakiś czas był w śpiączce. Od miesiąca przebywał w prywatnej klinice i nawet gdy odzyskał przytomność, jego stan był bardzo poważny, bo organizm osłabiony sesjami chemioterapii, nie potrafił walczyć z nową chorobą. U jego boku czuwali najbliżsi: żona Dwina Murphy, syn RJ oraz brat Barry z rodziną.
"Moje serce jest z jego rodziną w tym smutnym czasie"
Na wieść o jego śmierci nie tylko branża muzyczna oddała mu hołd. Wytwórnia Sony Music, dla której nagrywał jako solista, napisała w oświadczeniu: "Spoczywaj w pokoju, Robin. Dzięki za muzykę".
Były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, który przyjaźnił się z muzykiem, przyznał, że "bardzo brakuje mu przyjaciela". - Robin był nie tylko wyjątkowym muzykiem i kompozytorem. Był bardzo inteligentnym i pełnym pasji człowiekiem - powiedział polityk.
Wokalista Bryan Adams dołączył do grona gwiazd, które nie kryły emocji we wpisach na swoich internetowych kontach. "Bardzo smutno jest słyszeć o kolejnym wielkim piosenkarzu, który umarł tak młodo" - napisał na Twitterze Kanadyjczyk.
Justin Timberlake opisał Gibba jako "naprawdę genialnego muzyka", dodając: "To jeden z moich idoli. Moje serce jest z jego rodziną w tym smutnym czasie".
Zespół Duran Duran również opublikował kondolencje: "Przykro nam słyszeć o odejściu Robina Gibba z Bee Gees. Nasze kondolencje dla jego rodziny i przyjaciół".
Paul Gambaccini, znany w Wielkiej Brytanii dziennikarz muzyczny, określił piosenkarza jako "jedną z głównych postaci w historii muzyki brytyjskiej". - Każdy powinien mieć świadomość, że Bee Gees są po Lennonie i McCartney'u najlepszymi kompozytorami piosenek w brytyjskiej muzyce popularnej, a Robin nie tylko pisał hity dla siebie, ale dla wielu innych artystów: Barbry Streisand, Diany Ross, Dionne Warwick, Celine Dion, Destiny's Child, Dolly Parton... Lista jest długa - powiedział na antenie BBC Radio 1.
Inny dziennikarz, Mike Read, dodał: - Bee Gees zdobyli wszystkie nagrody pod słońcem. Każda ich płyta to złoto lub platyna, na listach przebojów wielkie taneczne hity, Grammy przyznawane nawet wtedy, gdy konkurencyjne zespoły już nie istniały... Ich ponadczasowe piosenki fascynowały ludzi przez dziesięciolecia. Grali tak długo i wciąż byli dobrzy.
Zapoczątkowali szał disco
Bracia Gibb byli ambasadorami ery disco. Ich taneczne hity i płaczliwe ballady "Massachusetts", "How Deep Is Your Love", "Stayin' Alive" i "Night Fever" zna cały świat. - Podczas gdy inni muzycy, jak Ray Davies z The Kinks, pisali o problemach społecznych, my pisaliśmy o emocjach. Ludzie lubią piosenki, które potrafią skleić ich złamane serce - powiedział Robin Gibb w ostatnim wywiadzie w ubiegłym roku.
Robin, jego brat bliźniak Maurice, ich starszy brat Barry i najmłodszy Andy od dziecka byli zachęcani do śpiewania przez rodziców: ojca perkusistę i matkę piosenkarkę. Chłopcy dorastali w Manchesterze, gdzie rodzina mieszkała w ubóstwie, i tam zadebiutowali na scenie jako kilkulatkowie. Choć nie było to planowane: mieli jedynie synchronizować ruch warg z cudzym podkładem muzycznym, ale gdy nagranie się urwało, zostali zmuszeni do śpiewania na poważnie.
Gdy w 1958 roku rodzina wyjechała do Australii, bracia już jako Bee Gees zaczęli tworzyć pierwsze przeboje i pojawiać się w telewizji. Ich sukces był na tyle duży, że w 1967 roku Robin, Maurice, Barry i Andy przenieśli się do Londynu i w ciągu kilku tygodni podpisali pierwszy kontrakt płytowy.
Kilka lat później podbili Amerykę. Ich ścieżka dźwiękowa do "Gorączki sobotniej nocy" z Johnem Travoltą w 1977 roku zapoczątkowała szał disco. Soundtrack stał się najlepiej sprzedającym się albumem w historii i wyprzedził go dopiero "Thriller" Michaela Jacksona.
- Po prostu pisałem piosenki ze wspaniałymi melodiami. Fakt, można do nich tańczyć, ale nigdy nie myślałem, że to dyskotekowe przeboje - mówił Robin w wywiadzie w 2010 roku.
Do końca wierzył, że wygra z nowotworem
Sprzedali ponad 100 milionów albumów, a sześć ich kolejnych singli było numerem jeden od 1977 do 1979 roku. W latach 80. popularność zespołu przygasła w Stanach Zjednoczonych, ale wciąż była duża za granicą. W 1988 roku zmarł Andy, który wcześniej zostawił braci dla solowej kariery - powodem była niewydolność serca po przedawkowaniu narkotyków. W tym czasie Robin wydał trzy solowe albumy, ale z ograniczonym sukcesem. Gdy w latach 90. wrócił do Bee Gees wylansował z braćmi kolejne przeboje, które doprowadziły grupę do Rock and Roll Hall of Fame w 1997 roku.
Jednak 6 lat później zespół przestaje istnieć. W wieku 53 lat zmarł Maurice z powodu powikłań związanych ze skrętem jelit, a bracia postanowili zawiesić działalność Bee Gees i zaangażować się w solowe projekty. Czasem występowali razem na koncertach charytatywnych, ale płyty nagrywali osobno.
Ostatni projekt, nad którym pracował Robin to album "The Titanic Requiem", który nagrał ze swoim synem, 29-letnim RJ-em. Jednak był tak chory, że nie wziął udziału w uroczystościach związanych z setną rocznicą katastrofy Titanica. 12 kwietnia miał w Londynie zaśpiewać swój nowy utwór "Don't Cry Alone" u boku Royal Philharmonic Orchestra, ale zamiast na scenę trafił do szpitala.
Do końca wierzył, że wygra z nowotworem. Mówił, że jest otwarty na możliwość powrotu do Bee Gees i występy zespołu bez Maurice'a: - To mogłoby się zdarzyć, jeśli tylko Barry czułby się z tym dobrze.
am//bgr/k
Artykuł TVN24.pl: