I bardzo słusznie, jeśli to zdanie dotyczy relacji człowiek-człowiek. Natomiast w relacji człowiek-Instytucja równości być nie może, bo jej nie ma.
W tej chwili wygląda to tak : "człowiek w służbie Bogu" - Bogu reprezentowanemu przez Instytucję, zauważmy. Nikt nie ma prawa interpretować oficjalnie Biblii i jej głosić niż pośrednicząca Instytucja. Kiedy mamy do czynienia z Instytucją, a nie z Księdzem-człowiekiem ?
Ano wtedy , kiedy jest hierarchia, dyscyplina, reguły, regulaminy, statuty, nakazy i zakazy, rejestry, przysięgi i świadkowie. Wszystko to w imię Boże oczywiście. Oto Instytucja , która uważa, że ma prawo interpretować ( choćby na kazaniach ) to , co Bóg miał na myśli. A ludzie muszą słuchać i nie marudzić.
I oni , wierni się z tym godzą. Skoro tak, to ich wybór, o ile w tym jakikolwiek prawdziwy , wolny wybór był.
Nie zgodzę się z tym, co piszesz. Byłoby tak, gdyby instytucja była monolitem, struktura oderwaną od czynnika ludzkiego. A tak nie jest. Instytucję tworzą ludzie, i jej żywot też podtrzymują. Istnieją, bo są ludzie, którzy przychodzą. I nie chodzi mi jedynie o wiernych, ale o WSZYSTKICH ludzi w danej instytucji.
Niestety, bardzo prosto nam myśleć, że np KK to manipulujący
kler i biedni, zmanipulowani
wierni. Tylko zapominamy, że kler nie powstał tak ot, z kapusty. Jedni księża umierają, inni przystają do KK. Zapominamy, że taki Ratzinger, dzisiaj zwany Benedyktem, też kiedyś był małym chłopcem, zwykłym wiernym. Że kiedyś był zwykłym księdzem. I tyczy się to każdego duchowego, od dołu do samej góry hierarchii. Zostali księżmi, bo widzieli w tym sens, wartość. Bo widzieli celowość tego, by interpretować Biblię tak, a nie inaczej.
Ergo, to są ludzie. Ludzie, którzy tworzą tą instytucje, pojedyncze jednostki, które tworzą grupę. Grupę niejednolitą, tak jak i ludzie nie są jednolici. Ludzie mający wiele różnych motywacji, charakterów, celów.
Dlatego uważam, że traktowanie KK jako monolit, a kontaktów z nim - jako kontaktów człowiek-instytucja, jakby KK był monolitem, jest bezzasadne. Ta grupa, od najprostszego wiernego do papieża, powstała dlatego, że ludzie wierzą w to, uznają to za sensowne, celowe.
W moim rozumieniu relacji człowiek-instytucja nie ma znaku równości. Instytucja ma SŁUŻYĆ człowiekowi jak maszyna, a nie zarządzać ludźmi. Instytucja musi być podrzędna.
Ale zapominasz, że tą instytucję też tworzą LUDZIE. Nie jest to bezosobowy twór, maszyna - ale grupa ludzi.
Warto wiedzieć i widzieć to, że w religii cały przekręt polega na tym, że człowiek ma służyć Bogu.
Gdyby tak było to po co miałbyś wolną wolę człowieku, po co Bóg by stwarzał Ciebie na "swój obraz i podobieństwo swoje " ?
Dla Ciebie nie ma to sensu. Dla mnie też nie. Ale są ludzie, dla których ma. A że nie możemy udowodnić istnienia takiego a nie innego bóstwa, nie uważam, byśmy mieli jakiekolwiek prawo negować czyjąś wiarę.
Dopiero religie zaczęły programować umysły pod kątem wiary. Nie wiemy kto lub co wymyśliło religię, ale to fascynujący wynalazek, który został dobrze przemyślany przez swojego twórcę. On bazuje na naturalnej,duchowej potrzebie człowieka. Nie wiemy kto jest twórcą, ale wiemy ,że są podobne wynalazki, opierające się na społecznych potrzebach gromadzenia się i zbiorowego wyrażania - Państwa, granice, partie polityczne, organizacje , fundacje , stowarzyszenia ..
I tu widzę kolejny błąd myślowy, lub też pewne nieuzasadnione założenie ad hoc.
Mianowicie, skąd teza, że istniał programator? Skąd teza, że ktoś konkretny stworzył religię? Wielokrotnie wykazywano, że rzeczy takie jak grupy wspólnie coś kultywujące, czy wyznające podobne poglądy, potrafią (tak, łącznie z hierarchią, etosem etc) powstawać samoistnie. Nie musi być żadnego programatora.
Dlatego uważam, że takie założenie jest błędne. Albo inaczej - że samo zakładanie istnienia inicjatora jest nieuzasadnione.
Problem w tym, że ów inicjator jest konieczną składową spiskowej teorii o celowym stworzeniu religii dla podporządkowania ludzi. Bez tego założenia - teoria upada. A nie ma żadnych dowodów na słuszność tegoż założenia, natomiast sporo dowodów na to, że samoistne powstanie jest jak najbardziej możliwe.
Religie upadną, kiedy człowiek zrozumie, że Wszechświat cały stoi do jego dyspozycji i na jego rozkazy. Dosłownie czeka na Twoją myśl, pomysł, intencję, aby ją wzmocnić.
Religie dobrze o tym wiedzą, dlatego manipulują ludźmi, aby swoją myśl oraz intencję kierowali oni poprzez portal danej wiary.
Znowu jest to założenie ad hoc. Skąd wiedza, że wiedzą? Skąd ta pewność? Manipulacja zakłada działanie celowe. A gdzie dowody na to, że takie jest to działanie - celowe? Równie możliwym jest, że sytuacja znowu zaistniała samoistnie - że człowiek sam założył sobie kajdany, i że całą heirarchia kościelna jest równie skuta nimi, co najpośledniejszy wierny.
Oczywiście nie chcę tutaj powiedzieć, że NA PEWNO jest, jak piszę. Ale jest to równie (nie)prawdopodobna teza, co teza o celowym działaniu i odgórnym stworzeniu. Na żadną z nich nie mamy bowiem dowodów, a jedynie osobiste przemyślenia i domysły.
========================
Czyli cale przeszlosc odgrywa niesamowita role w terazniejszosci , ktora tworzy przyszlosc.
Jeżeli ktoś cale swoje życie będzie opierał na niskim systemie wartości ( , kradł ,łajdaczył się i zabijał ), bo przynosi mu to korzyść i przyjemność , tak zbuduje swój świat. To próżno oczekiwać by pozniejsze życie wiódł prawe , godne i etyczne.
W jego świecie pewne zachowania , które stworzyły jego kręgosłup etyczno moralny przy nadarzającej się okazji i tak i tak pokażą jego twarz.
Przeszłość bowiem tak ukształtowała jego kręgosłup moralny iż jego norma są takie a nie inne zachowania.
Nie jest to do końca prawdą. Ogromny wpływ ma też aktualne środowisko. Wpływ tegoż środowiska świetnie przedstawia znany chyba wszystkim słynny "eksperyment więzienny" Zimbardo. W eksperymencie tym w ciągu 2 dni (!!!) ze zwykłych, nieagresywnych ludzi (zostało to wcześniej przebadane), powstała grupa brutalnych oprawców. Natomiast praktycznie od razu po zakończeniu eksperymentu, wszystko wróciło do normy.
Tak więc wyuczone wzorce to jedynie jeden z czynników. Drugim, mającym tak samo duże, jeśli nie większe znaczenie, jest AKTUALNA sytuacja, aktualne środowisko.
Tylko zdecydowane przeciwstawienie się dawnym zwyczajom i normom może to zmienić. Ale to nie jest proste , bo trzeba wyzerować przeszłość i to nie słowem a czynem.
Przeciwstawienie się brutalności za pomocą brutalności? To może teraz ja zacytuję pewną frazę: "Ten, który walczy z potworami, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich"...
I drugie przysłowie; " Po czynach ich poznacie...." , czyli po owocach , a nie po tym jak pięknie o czymś mówią.
Jeśli miałbym tak poznawać, musiałbym uznać, Kiaro, że praktykujesz
nienawiść bezwarunkową. Bo o miłości mówisz, a jadem plujesz.
EDIT:
I nie mówię tego z niechęci do Ciebie. Ale jeśli mam być szczery, to mam wrażenie, że widzisz przysłowiową drzazgę w oczach innych, ale belki w swoim nie zauważasz. Że mówisz o miłości, mając w sobie (co widać po postach) ogromne pokłady nienawiści. W dodatku - co dla rozwoju duchowego gorsze - wydajesz się absolutnie wypierać ze świadomości tą kwestię. Teoretycznie głosisz wolność, nieocenianie innych, suwerenność. Ale nie zauważasz chyba, że w Twoich postach wciąż pobrzmiewa wyższość, jakbyś uważała, że posiadasz wiedzę lepszą od innych, pochodzącą z wyższych niż inni poziomu świadomości, do której trzeba dojrzeć do Twojego (w rozumieniu - wyższego) poziomu świadomości.
Nie wiem, czy mam rację, ale zastanów się nad tym. Bo stawianie siebie w pozycji nauczyciela, nie dopuszczając do siebie myśli, że czasem warto być uczniem, może prowadzić jedynie do duchowej stagnacji, zapatrzenia w siebie, a zamknięcia na innych.
Scaliłem posty
Darek