Poczucie humoru

(1/2) > >>

Dariusz:
Wiktor



Poczucie humoru ma ogromny wpływ na nasze życie. Osoby obdarzone dużym poczuciem humoru są postrzegane jako bardziej atrakcyjne, lubimy także przebywać w ich towarzystwie, zapominamy o kłopotach i troskach, a że nastrój bywa zaraźliwy nasze samopoczucie się znacznie poprawia.

Jedną z podstawowych cech osoby z poczuciem humoru to umiejętność opowiadania dowcipów, ale też umiejętność zwana humorem sytuacyjnym. Jak to w życiu bywa, niektórzy mają wrodzony talent, inni mają go mniej. Tych, którzy go mają z reguły szybciej zauważamy, zapamiętujemy i bardziej lubimy. Każdy z nas w swoim otoczeniu miał lub ma wesołka.

Bywają jednak ludzie absolutnie pozbawieni tej cechy. I o nich ten artykuł.

Dawno temu pracowałem w firmie zajmującej się projektowaniem i budową urządzeń dla przemysłu. Kilkudziesięciu ludzi, z reguły po politechnikach, lub technicy, z których znaczna część studiowała zaocznie lub wieczorowo. Średnia wieku poniżej trzydziestki. Los tak zrządził, że większość osobników płci obojga miała średnią poczucia tegoż humoru znacznie powyżej średniej krajowej.

Atmosfera była serdeczna, wręcz kabaretowa. Jednym z pracowników był Wiktor. Inżynier elektronik. Człowiek pełen zalet. Był szarmancki wobec kobiet, nie pił, nie palił, nie przeklnął ani razu, świetny fachowiec o umyśle wręcz błyskotliwie analitycznym, przy tym pasjonat literatury, filmu, teatru, koleżeński i bardzo miły. Bardzo elokwentny, z manierą ą,ę. IQ grubo powyżej setki. Jeśli dodać do tego staranność graniczącą wręcz z pedanterią w wykonywaniu swoich obowiązków można rzec ideał. I to nie jest żadna kpina z mojej strony. Wiktor naprawdę taki był. Był lubiany i szanowany.

Miał jednak cechę, która go wyróżniała. Nie miał kompletnie poczucia humoru.

Objawiało to tym, że po dowcipie opowiedzianym przez kogokolwiek Wiktor zaczynał swoją analizę. Zwracał uwagę na rażacy  brak logiki, brak konsekwencji, rzucającą się w oczy niezgodność z faktami historycznymi itp, no i brak jakichkolwiek podstaw do śmiechu. Bywało, że jego analizy były zabawniejsze od ich przyczyny. Bywało też, że Wiktor "zaskoczył" po minucie lub dwóch i "unikając tłoku" zaśmiewywał się krótko, cicho  i indywidualnie. Musiał być to jednak dowcip bardzo prosty w przekazie.

Firma przeżywała okres reorganizacji, spodziewano się zmian zaszeregowań, jakiś podwyżek. Wreszcie nastąpił ten dzień. Na tablicy ogłoszeń wisiała lista nazwisk, a obok nowe stawki płac. Część na tym skorzystała, inni mieli tyle samo, jeszcze inni stracili. Emocje trwały jednak krótko. Był to dzień 1 kwietnia i po minie szefa, który nie potrafił ukryć swej radochy zorientowaliśmy się, że wyciął nam wszystkim kawał primaaprilisowy. Wszystko wróciło do normy. Komentarzom nie było końca. Wszyscy zgodni byliśmy, że szefowi udało się nas inteligentnie zrobić w jajo. Wiktor znalazł się w grupie tych co stracili. Powoli zapominaliśmy o primaaprilisowym incydencie.

Około południa siedzący za swoim biurkiem milczący do tej pory Wiktor nagle wstał, złapał pojemnik z tuszem ( kreślił jakieś schematy) i wylał go na swoje papiery.

- Ku*wa za takie pieniądze ja pracować nie będę.

I poszedł do szefa. Cała wiara za nim. Szef tłumaczy:

- panie inżynierze to był żart. Dziś jest pierwszy kwietnia.

A Wiktor:

- panie kierowniku data jest nieistotna. Pracuję rzetelnie i uczciwie. Od dwóch lat nie dostałem podwyżki. W zamian za to pan mnie w ramach jakiegoś żartu degraduje. Moja decyzja jest ostateczna i nieodwołalna. Proszę o natychmiastowe zwolnienie.

Popatrzył na swoje utytłane tuszem ręce i mankiety ruszył do toalety, szef za nim, my za nimi. Wiktor myje ręce, pierze mankiety. Nieprzejednany.

Szef:

- panie Wiktorze, dziś jest prima aprilis. (śmiech)

Wiktor :

- i jeszcze do tego kpi pan sobie w żywe oczy po łacinie. I uważa się pan za dowcipnego. To jest wręcz karygodne.

Zaczęliśmy wszyscy go przekonywać, bezskutecznie. Wiktor był nieugięty. Ubrał się, zabrał swoją teczkę i poszedł głęboko dotknięty.

Jeden z kolegów pobiegł za nim. Na przystanku długo mu tłumaczył, czym jest prima aprilis, jego korzenie, tradycję. Pełny naukowy wykład poskutkował. Wiktor powrócił.

Zaczęły się mistrzostwa świata w piłce nożnej. Zorganizowano wewnętrzy prywatny totalizator. Wygrywał ten, kto obstawi prawidłowy wynik reprezentacji Polski. Piłką interesowali się wszyscy, wszyscy też obstawiali wyniki, łącznie z panią sprzątaczką.  Oprócz Wiktora. Sport dla niego nie istniał. Nikt nie przewidział takich sukcesów i nikt nie trafił kilka razy z rzędu. Kumulacja osiągnęła spory poziom. Mecz Polska - Haiti. Obstawiamy. Wiktor ile stawiasz?  Nic. No, co dychy ci szkoda.
- 7:0 dla naszych, rzucił dychę.
- hehe Wiktor piłka ci się z hokejem popieprzyła.

Następnego dnia Wiktor :

- i jak tam te mistrzostwa w hokeju?

I zgarnął miesięczną pensję.


Jedno z urządzeń zdaniem naszych bosów było na tyle dobre, że postanowiono nas wysłać na targi poznańskie. Nasza ekipa pojechała tydzień wcześniej, zamieszkaliśmy w hotelu. Z Wiktorem dzieliłem hotelowy pokój. Po czasie Wiktora zainteresowała jedna z recepcjonistek. On oddawał klucz, on też go pobierał. Chodził, wzdychał, łaził po holu. Był równie nieśmiały w stosunku do kobiet jak szarmancki. No cóż pomyślałem - dojrzałeś Wiktorku.

- Idź, zapytaj o której kończy pracę, umów się z nią np. do kina i już.

Wiktor doszedł do wniosku, że kino to takie banalne. Spacer, nie bo będę musiał mówić, a wiesz ona mnie trochę onieśmiela. Może by tak kolację?


- jasne, nie będziesz wiedział co powiedzieć wbijesz zęby w kotlet, albo umoczysz dziób w winie. Sprytne, ale droższe.

Chodził po pokoju i powtarzał. O której pani kończy? Czy moglibyśmy razem zjeść kolację?, albo kolacyjkę, co ty na to?
Lepiej chyba brzmi. No lepiej, tak delikatniej. Poprawił krawat, popryskał wodą kolońską i wreszcie polazł na dół.

Wrócił szybko z miną zbitego psa.

- co odmówiła, mężatka?

- nie, wiesz jaki ze mnie kretyn. Wiesz co ja narobiłem.
- co?
- no wiesz schodzę, powtarzam sobie wszystko. Pytam: o której pani kończy?

A ona:

- za dwie godziny. Dlaczego pan pyta?

A ja kretyn zamiast: może byśmy poszli na małą kolacyjkę to wymsknęło mi się kopulacyjkę. Kretyn, kretyn, jak ja wyglądam w jej oczach. Potraktowałem ją jak.....dziewczynę lekkich obyczajów. Nie mogę sobie tego wybaczyć.

- No, nieźle ci się wymsknęło, ty kopulacyjko. Kino było ci za banalne. Kolacyjek we dwoje ci się fujaro zachciało.

- I jak zareagowała?

- popukała się w głowę, obraziła się, naprawdę, wierz mi to przejęzyczenie. Naprawdę nie to miałem na myśli. Taką szansę  zmarnowałem. Taka fajna dziewczyna. Tak się zbłażnić.

- Dobra, weź się w garść, dzisiaj odpuść, niech ochłonie, jutro kupisz kwiatki, pójdziesz, przeprosisz i zobaczymy.

Pół nocy analizował swoją podświadomość biorąc na świadków Freuda, Junga i jeszcze paru współczesnych.

- wiesz, w przejęzyczeniach jest ukryta nasza podświadomość. W pewnym sensie to normalne, nie sądzisz? Zainteresowanie kobietami wypływa z naszej seksualności, no, ale zależy mi na jej opinii, tzn. wiesz nie chciałbym, aby pomyślała, że jestem gbur i cham. Takiego wstydu sobie narobiłem. Jak myślisz da się przeprosić?  A jak nie? Sam nie wiem jak to się stało. Wiesz...

- śpij już kopulacjo zamamrana, odpocznij, bo jutro znowu ci się coś wymsknie i się już nie wywiniesz.

Mam go na sumieniu. Skończyło się fatalnie. Pół roku później zostali małżeństwem.

Było nas tam chyba sześciu. Dwóch dyżurowało przy tym naszym straganie, reszta włóczyła się po zachodnich stoiskach. Tam dawali czekoladę, gdzie indziej kawę, ciastka, słodycze, breloczki, gadżety. My rozdawaliśmy wizytówki firmy, prospekty.

Nastąpił czas powrotu. Wiktor poprosił o urlop i został w Poznaniu. Po czasie do firmy zaczęły przychodzić paczki adresowane na nasze nazwiska, w tym na Wiktora. Prospekty dojarek, węży ogrodniczych, traktorów, pługów, linii produkcyjnych, kubków plastikowych, strzykawek, sztucznych nawozów, tokarek, frezarek, piecy martenowskich itp. Wreszcie zjawił się sam uszczęśliwiony Wiktor. Jeden z kolegów do niego:

- zobacz Wiktor swoje paczki. Dyrektor codziennie o ciebie pyta. Do firmy przyszły dojarki, dwa traktory, podobno jakiś statek z cytrusami wysłali, tokarki. Coś ty chłopie narobił. Kto za to zapłaci?

Wiktor się zaczerwienił, zmieszał i zaczął się tłumaczyć:

- ja, ja niczego nie zamawiałem, byli mili, ja też, częstowali kawą, ciastkami, dawałem im adres i nazwisko, no wiesz, tak kurtuazyjnie.

- no nieźle nas wszystkich ta kurtuazja będzie kosztować. Z pensji nam będą podobno ściągać. Masz szczęście, ż nie ma starego. Załatwia jakieś płatności w urzędzie celnym. Powiedział, że własnoręcznie się ukatrupi.

Wiktor się ulotnił. Na drugi dzień szef wysłał negocjatorów po niego. Długo musieli mu tłumaczyć, że takie prospekty to normalka po targach, a wszystko to było... żartem.  Nabrał zaufania i wrócił.


Wiele osób ma opory przed częstym i głośnym śmianiem się. Niepotrzebnie. Podobno nic tak dobrze nie wpływa na zdrowie jak szczery głośny, niczym nie skrępowany śmiech. Jest najlepszym lekarstwem na emocjonalne dołki. Należałoby go wpisać na listę leków refundowanych. Najwyższą formą poczucia humoru to umiejętność dystansu i śmiania się z samego siebie.

http://www.eioba.pl/a/3npn/wiktor




Astre:
Cytat: Fair Lady  Kwiecień 29, 2012, 22:03:36

Niestety (D) byle jaka.


Jak byle jaka (D), to i sex byle jaki.  :P

kot:
Cytat: Dariusz  Marzec 25, 2012, 12:40:37

Wiktor



Poczucie humoru ma ogromny wpływ na nasze życie. Osoby obdarzone dużym poczuciem humoru są postrzegane jako bardziej atrakcyjne, lubimy także przebywać w ich towarzystwie, zapominamy o kłopotach i troskach, a że nastrój bywa zaraźliwy nasze samopoczucie się znacznie poprawia.

Jedną z podstawowych cech osoby z poczuciem humoru to umiejętność opowiadania dowcipów, ale też umiejętność zwana humorem sytuacyjnym. Jak to w życiu bywa, niektórzy mają wrodzony talent, inni mają go mniej. Tych, którzy go mają z reguły szybciej zauważamy, zapamiętujemy i bardziej lubimy. Każdy z nas w swoim otoczeniu miał lub ma wesołka.

Bywają jednak ludzie absolutnie pozbawieni tej cechy. I o nich ten artykuł.

Dawno temu pracowałem w firmie zajmującej się projektowaniem i budową urządzeń dla przemysłu. Kilkudziesięciu ludzi, z reguły po politechnikach, lub technicy, z których znaczna część studiowała zaocznie lub wieczorowo. Średnia wieku poniżej trzydziestki. Los tak zrządził, że większość osobników płci obojga miała średnią poczucia tegoż humoru znacznie powyżej średniej krajowej.

Atmosfera była serdeczna, wręcz kabaretowa. Jednym z pracowników był Wiktor. Inżynier elektronik. Człowiek pełen zalet. Był szarmancki wobec kobiet, nie pił, nie palił, nie przeklnął ani razu, świetny fachowiec o umyśle wręcz błyskotliwie analitycznym, przy tym pasjonat literatury, filmu, teatru, koleżeński i bardzo miły. Bardzo elokwentny, z manierą ą,ę. IQ grubo powyżej setki. Jeśli dodać do tego staranność graniczącą wręcz z pedanterią w wykonywaniu swoich obowiązków można rzec ideał. I to nie jest żadna kpina z mojej strony. Wiktor naprawdę taki był. Był lubiany i szanowany.

Miał jednak cechę, która go wyróżniała. Nie miał kompletnie poczucia humoru.

Objawiało to tym, że po dowcipie opowiedzianym przez kogokolwiek Wiktor zaczynał swoją analizę. Zwracał uwagę na rażacy  brak logiki, brak konsekwencji, rzucającą się w oczy niezgodność z faktami historycznymi itp, no i brak jakichkolwiek podstaw do śmiechu. Bywało, że jego analizy były zabawniejsze od ich przyczyny. Bywało też, że Wiktor "zaskoczył" po minucie lub dwóch i "unikając tłoku" zaśmiewywał się krótko, cicho  i indywidualnie. Musiał być to jednak dowcip bardzo prosty w przekazie.

Firma przeżywała okres reorganizacji, spodziewano się zmian zaszeregowań, jakiś podwyżek. Wreszcie nastąpił ten dzień. Na tablicy ogłoszeń wisiała lista nazwisk, a obok nowe stawki płac. Część na tym skorzystała, inni mieli tyle samo, jeszcze inni stracili. Emocje trwały jednak krótko. Był to dzień 1 kwietnia i po minie szefa, który nie potrafił ukryć swej radochy zorientowaliśmy się, że wyciął nam wszystkim kawał primaaprilisowy. Wszystko wróciło do normy. Komentarzom nie było końca. Wszyscy zgodni byliśmy, że szefowi udało się nas inteligentnie zrobić w jajo. Wiktor znalazł się w grupie tych co stracili. Powoli zapominaliśmy o primaaprilisowym incydencie.

Około południa siedzący za swoim biurkiem milczący do tej pory Wiktor nagle wstał, złapał pojemnik z tuszem ( kreślił jakieś schematy) i wylał go na swoje papiery.

- Ku*wa za takie pieniądze ja pracować nie będę.

I poszedł do szefa. Cała wiara za nim. Szef tłumaczy:

- panie inżynierze to był żart. Dziś jest pierwszy kwietnia.

A Wiktor:

- panie kierowniku data jest nieistotna. Pracuję rzetelnie i uczciwie. Od dwóch lat nie dostałem podwyżki. W zamian za to pan mnie w ramach jakiegoś żartu degraduje. Moja decyzja jest ostateczna i nieodwołalna. Proszę o natychmiastowe zwolnienie.

Popatrzył na swoje utytłane tuszem ręce i mankiety ruszył do toalety, szef za nim, my za nimi. Wiktor myje ręce, pierze mankiety. Nieprzejednany.

Szef:

- panie Wiktorze, dziś jest prima aprilis. (śmiech)

Wiktor :

- i jeszcze do tego kpi pan sobie w żywe oczy po łacinie. I uważa się pan za dowcipnego. To jest wręcz karygodne.

Zaczęliśmy wszyscy go przekonywać, bezskutecznie. Wiktor był nieugięty. Ubrał się, zabrał swoją teczkę i poszedł głęboko dotknięty.

Jeden z kolegów pobiegł za nim. Na przystanku długo mu tłumaczył, czym jest prima aprilis, jego korzenie, tradycję. Pełny naukowy wykład poskutkował. Wiktor powrócił.

Zaczęły się mistrzostwa świata w piłce nożnej. Zorganizowano wewnętrzy prywatny totalizator. Wygrywał ten, kto obstawi prawidłowy wynik reprezentacji Polski. Piłką interesowali się wszyscy, wszyscy też obstawiali wyniki, łącznie z panią sprzątaczką.  Oprócz Wiktora. Sport dla niego nie istniał. Nikt nie przewidział takich sukcesów i nikt nie trafił kilka razy z rzędu. Kumulacja osiągnęła spory poziom. Mecz Polska - Haiti. Obstawiamy. Wiktor ile stawiasz?  Nic. No, co dychy ci szkoda.
- 7:0 dla naszych, rzucił dychę.
- hehe Wiktor piłka ci się z hokejem popieprzyła.

Następnego dnia Wiktor :

- i jak tam te mistrzostwa w hokeju?

I zgarnął miesięczną pensję.


Jedno z urządzeń zdaniem naszych bosów było na tyle dobre, że postanowiono nas wysłać na targi poznańskie. Nasza ekipa pojechała tydzień wcześniej, zamieszkaliśmy w hotelu. Z Wiktorem dzieliłem hotelowy pokój. Po czasie Wiktora zainteresowała jedna z recepcjonistek. On oddawał klucz, on też go pobierał. Chodził, wzdychał, łaził po holu. Był równie nieśmiały w stosunku do kobiet jak szarmancki. No cóż pomyślałem - dojrzałeś Wiktorku.

- Idź, zapytaj o której kończy pracę, umów się z nią np. do kina i już.

Wiktor doszedł do wniosku, że kino to takie banalne. Spacer, nie bo będę musiał mówić, a wiesz ona mnie trochę onieśmiela. Może by tak kolację?


- jasne, nie będziesz wiedział co powiedzieć wbijesz zęby w kotlet, albo umoczysz dziób w winie. Sprytne, ale droższe.

Chodził po pokoju i powtarzał. O której pani kończy? Czy moglibyśmy razem zjeść kolację?, albo kolacyjkę, co ty na to?
Lepiej chyba brzmi. No lepiej, tak delikatniej. Poprawił krawat, popryskał wodą kolońską i wreszcie polazł na dół.

Wrócił szybko z miną zbitego psa.

- co odmówiła, mężatka?

- nie, wiesz jaki ze mnie kretyn. Wiesz co ja narobiłem.
- co?
- no wiesz schodzę, powtarzam sobie wszystko. Pytam: o której pani kończy?

A ona:

- za dwie godziny. Dlaczego pan pyta?

A ja kretyn zamiast: może byśmy poszli na małą kolacyjkę to wymsknęło mi się kopulacyjkę. Kretyn, kretyn, jak ja wyglądam w jej oczach. Potraktowałem ją jak.....dziewczynę lekkich obyczajów. Nie mogę sobie tego wybaczyć.

- No, nieźle ci się wymsknęło, ty kopulacyjko. Kino było ci za banalne. Kolacyjek we dwoje ci się fujaro zachciało.

- I jak zareagowała?

- popukała się w głowę, obraziła się, naprawdę, wierz mi to przejęzyczenie. Naprawdę nie to miałem na myśli. Taką szansę  zmarnowałem. Taka fajna dziewczyna. Tak się zbłażnić.

- Dobra, weź się w garść, dzisiaj odpuść, niech ochłonie, jutro kupisz kwiatki, pójdziesz, przeprosisz i zobaczymy.

Pół nocy analizował swoją podświadomość biorąc na świadków Freuda, Junga i jeszcze paru współczesnych.

- wiesz, w przejęzyczeniach jest ukryta nasza podświadomość. W pewnym sensie to normalne, nie sądzisz? Zainteresowanie kobietami wypływa z naszej seksualności, no, ale zależy mi na jej opinii, tzn. wiesz nie chciałbym, aby pomyślała, że jestem gbur i cham. Takiego wstydu sobie narobiłem. Jak myślisz da się przeprosić?  A jak nie? Sam nie wiem jak to się stało. Wiesz...

- śpij już kopulacjo zamamrana, odpocznij, bo jutro znowu ci się coś wymsknie i się już nie wywiniesz.

Mam go na sumieniu. Skończyło się fatalnie. Pół roku później zostali małżeństwem.

Było nas tam chyba sześciu. Dwóch dyżurowało przy tym naszym straganie, reszta włóczyła się po zachodnich stoiskach. Tam dawali czekoladę, gdzie indziej kawę, ciastka, słodycze, breloczki, gadżety. My rozdawaliśmy wizytówki firmy, prospekty.

Nastąpił czas powrotu. Wiktor poprosił o urlop i został w Poznaniu. Po czasie do firmy zaczęły przychodzić paczki adresowane na nasze nazwiska, w tym na Wiktora. Prospekty dojarek, węży ogrodniczych, traktorów, pługów, linii produkcyjnych, kubków plastikowych, strzykawek, sztucznych nawozów, tokarek, frezarek, piecy martenowskich itp. Wreszcie zjawił się sam uszczęśliwiony Wiktor. Jeden z kolegów do niego:

- zobacz Wiktor swoje paczki. Dyrektor codziennie o ciebie pyta. Do firmy przyszły dojarki, dwa traktory, podobno jakiś statek z cytrusami wysłali, tokarki. Coś ty chłopie narobił. Kto za to zapłaci?

Wiktor się zaczerwienił, zmieszał i zaczął się tłumaczyć:

- ja, ja niczego nie zamawiałem, byli mili, ja też, częstowali kawą, ciastkami, dawałem im adres i nazwisko, no wiesz, tak kurtuazyjnie.

- no nieźle nas wszystkich ta kurtuazja będzie kosztować. Z pensji nam będą podobno ściągać. Masz szczęście, ż nie ma starego. Załatwia jakieś płatności w urzędzie celnym. Powiedział, że własnoręcznie się ukatrupi.

Wiktor się ulotnił. Na drugi dzień szef wysłał negocjatorów po niego. Długo musieli mu tłumaczyć, że takie prospekty to normalka po targach, a wszystko to było... żartem.  Nabrał zaufania i wrócił.


Wiele osób ma opory przed częstym i głośnym śmianiem się. Niepotrzebnie. Podobno nic tak dobrze nie wpływa na zdrowie jak szczery głośny, niczym nie skrępowany śmiech. Jest najlepszym lekarstwem na emocjonalne dołki. Należałoby go wpisać na listę leków refundowanych. Najwyższą formą poczucia humoru to umiejętność dystansu i śmiania się z samego siebie.

http://www.eioba.pl/a/3npn/wiktor








ten cały Wiktor,to zbyt długo w takim stanie pod ziemią być nie powinien...

Robin:
Cytuj

ten cały Wiktor,to zbyt długo w takim stanie pod ziemią być nie powinien...

Hej ,Kocie ,nie wiesz że " sztywniaki " są najlepsze ?  ;D

blueray21:
Dostałem to meilem. Może kogoś rozweseli.


Kobiety ... takie jesteśmy:)))

Nie czytam żadnych instrukcji. Wciskam guziki, aż zadziała.
 
Nie potrzebuję alkoholu, żeby narobić sobie obciachu. I bez alkoholu daję radę:-)

Nie jestem rozkapryszona, tylko "emocjonalnie elastyczna"!

Najpiekniejsze słowa świata: "Idę na zakupy" :-)

Nie mam żadnych dziwactw! To są "special effects"!
 
Kobiety powinny wyglądać jak kobiety, a nie wytapetowane kości!

Przebaczyć i zapomnieć? Ani nie jestem Jezusem, ani nie mam  Alzheimera!

My kobiety jesteśmy aniołami, a gdy się nam podetnie skrzydła,  lecimy
dalej - na miotle! Bo w końcu jesteśmy elastyczne!!!

To nie jest żaden tłuszcz! To "erotyczna powierzchnia  użytkowa"!

Gdy Bóg stworzył mężczyznę, obiecał, że idealnego faceta będzie  można
spotkać na każdym rogu....a potem uczynił ziemię okrągłą.

Na moim nagrobku niech będzie napis: "Co się głupio gapisz? Też  bym
wolała leżeć teraz na plaży!"

Tak tak...my kobiety jesteśmy bowiem jedyne w swoim  rodzaju... 

 
Prześlij tę  wiadomość do fajnych dziewczyn, a wtedy....
jak zwykle...nic się nie wydarzy :-) ale przynajmniej je rozśmieszysz:-)))
 

 Pozdrawia  Darek

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

glrp yourlifetoday imprezyizloty chatka ultrawinterfell