East, właśnie takiej reakcji/odpowiedzi się spodziewałem i takich "argumentów".
To znaczy, że Tobie chodzi, aby przyznawać Tobie racje ? Ma być tak, jak Ty sprawę widzisz, czy o co Ci chodzi ?
Nie, chodzi o to aby po prostu widzieć związek przyczynowo-skutkowy zamiast dorabiać wygodne teorie.
A może to założenia były błędne , co ? Nie, no przecież jak to, obiecałeś/aś, do grobowej deski małżeństwo !!! . A przecież tu nie o instytucje i słowa chodzi, a o relację międzyludzką , tą poza słowami, tą wyrażoną czynami . Nie obietnicami, ale sprawdzeniem się w życiu. I tutaj krk nie ma monopolu na prawdę.
East, traktuję Cię poważnie a rozmawiasz ze mną jak z idiotą - ślub to przypieczętowanie i sakrament a nie automat do wyręczania nas.
Co by nie mówić rozstanie z osobą której wcześniej się mówiło "chcę z Tobą być", "kocham Cię" czy "jesteś moim światem" jest porażką i tyle.
To bzdurne wyobrażenia wpojone do umysłu i tyle. W toku życia one są weryfikowane i wychodzi ,że ani nie ma i nigdy nie było tego, który kocha, czy chce lub nie chce, ani MOJEGO świata nie ma. Po prostu świat jest, beze mnie/Ciebie. To nawet nie jest uczciwe zawłaszczać kogoś do swojego świata, albo świata poza tym kimś nie widzieć.
Sorry, ale kompletnie tej wypowiedzi nie rozumiem - jakaś kakofonia. Kto twierdził, że miłość to więzienie drugiej osoby. Zniknij Ty to zniknie i TWÓJ świat. Mówię o wyżynach miłości - gdy czasem łapiemy się na tym, ze stanowimy jedno, tak jesteśmy powiązani duchowo, czasami i fizycznie.
Czy bzdurą jest dotrzymywanie danego słowa/obietnic? a od kiedy?
Natomiast więź , oraz odpowiedzialność nigdy nie wygasają do końca i dopiero po rozwodzie cała prawda o tym się ujawnia. Albo ten związek widać, albo tak na prawdę zawsze był fikcją.
Ależ tak, przygasają a czasami wygasają - po rozwodzie/rozstaniu. Chyba że mylisz więź z powiązaniami...
Osoba która kochasz jest dla Ciebie najważniejszą, pragniesz jej dobra, jej szczęścia, chcesz dać siebie całego... East, nie da się służyć dwóm panom... Czyżbyś swój czas dzielił równiutko pomiędzy obie panie? (byłą i obecną?). A ewentualnie jak są dzieci z pierwszego związku? Czyż codziennie układasz je do snu, całujesz w czoło? Czyż rozstając się z ich matką nie stawiasz wyżej swojego dobra/pragnień niż ich?
I nie boję się sprawdzania tego, bo po odkopaniu większej czy mniejszej ilości warstw - tłumaczeń zawsze dochodzimy finalnie do tego co napisałem nieco wyżej.
To tylko Ty tak widzisz, bo inaczej postrzegać nie potrafisz. Będziesz widział to, co chcesz zobaczyć z powodu swoich przekonań, oczekiwań i wyobrażeń. Każde słowo zinterpretujesz na swoje kopyto. No czy nie tak to działa ? Ludzie mają jakieś powody, przedstawiają sytuację i pewnie spotkałeś się ze skrajnie odmiennymi sytuacjami, ale dla Ciebie to wszystko jedno i tylko potwierdza
ZAWSZE ( o!!! ) to co miałeś na myśli ? Gratuluje samozadowolenia.
Samozadowolenia? A niby z czego? Z nieszczęścia/tragedii i łez innych? Ciebie napawa to radością? Nie? To dlaczego uważasz, że może napawać innych?
Arteq a to już co innego. Jeśli mowa o KATOLICKICH WYTYCZNYCH to zapewne masz racje, ze zostały złamane. Ty jedynie się pod nie podpiąłeś , utożsamiłeś się z nimi , bo wszak piszesz MOJE . Od razu więc napisz, że nie chodzi o ludzi, tylko o "Twoje katolickie wytyczne" i będzie sprawa jasna.
East, a Ty z żadnymi wcześniej opisanymi, stosowanymi przez innych wartościami się nie utożsamiasz? Uczciwość, prawdomówność, wierność - toż to funkcjonowało i było opisane zanim się urodziłeś? Więc są Twoje czy też nie Twoje?
oj nie mów hop. Znam osobiście kobietę, która najlepiej i najpewniej czuje się, kiedy liczy na siebie. Mężczyzna nigdy nie będzie dość dobry, by sprostał małżeńskim oczekiwaniom więc .... wiadomo. Co nie przeszkadza jej utrzymywać normalne stosunki z mężczyznami-nie-mężami. Nawet tu na forum pewnie znajdą się Panie, którym małżeństwo nie gwarantuje żadnej stabilizacji ani pewności.
Po pierwsze nie myl braku zaradności z poczuciem oparcia, stabilności. Po drugie to bardzo chętnie porozmawiałbym z tą kobietą, bo skoro jak ognia unika pomocy innych, oparcia w mężczyźnie najprawdopodobniej ma to podłoże przeżytego zawodu - gdy ktoś ją poharatał emocjonalnie, ktoś komu zaufała, komu zawierzyła, w kim pokładała nadzieje.
Co więcej, długoletnie związki pozornie "niestabilne" okazują się bezcenne, bo są w pełni altruistyczne. Sytuacja jest czysta, bo nie otrzymujesz pomocy, zrozumienia, zaufania i uczucia w zamian ZA COŚ ,gwarantowanego przysiągą lub papierkiem, lecz po prostu bez żadnego oczekiwania wzajemności. W takich związkach po latach nie musisz się zastanawiać czy możesz jeszcze na niego/nią liczyć, bo to się po prostu wie.
Kolejny raz ślub sprowadzasz do poziomu zużytego papierka - śmiecia. Dla mnie ślub to sakrament, przypieczętowanie uczuć, miłości, obietnic. Jeżeli coś się zszargało to potem ciężko zrozumieć ile może to nieść w sobie piękna...
Dobrze, jeśli oboje partnerzy mają taki sam punkt widzenia i wtedy małżeństwo kwitnie, jest sielanka i ogólne szczęście choć ... z maleńkim zgrzytem. To , że Wy tak postrzegacie rzeczywistość nie uprawnia do użycia słowa KAŻDY. Wiadomo jaki jest promowany usilnie model rodziny. Patologią jest to, że kategoryzuje się to jako
jedynie słuszny model. Kiedyś nawet karano podatkiem bykowym mężczyzn wolnych po 35 rż. Bo model musiał być utrzymany. Jest to swoista urawniłowka. Dziś na parę les, albo homo patrzy się jak na jakieś wynaturzenia, a niektórzy nawet bogobojni katolicy pałają żądzą wymordowania takich .. co nie przeszkadza im brać udziału w marszu ochrony życia oczywiście
East, w kwestii postrzegania przez "nas", jak wynika z treści postrzegania nieobiektywnego już Ci podawałem przykłady - SUCHE STATYSTYKI. Myślę, że punkt widzenia polegający na wierności, miłości, dotrzymywaniu danego słowa, odpowiedzialności za inną osobę winni przejawiać wszyscy.
W kwestii związków "homo" - czy Ci się podoba czy nie to niestety jest to wynaturzenie - jeżeli nie wierzysz to popatrz na... naturę. Natura propagująca wyginięcie poszczególnych gatunków zwierząt z wyższych rzędów w przeciągu jednego pokolenia jest czy nie jest w zgodzie z sobą? I nie myl tutaj tolerancji z akceptacją/podzielaniem poglądów.
Naturalnie to są skrajności, ale nie zapominajmy ,że presja i oczekiwanie społeczne rodzą się w tzw dobrych domach o tradycyjnym modelu rodziny.
East, a teraz sobie odpowiedz - czy wolałbyś aby Twoje ewentualne dziecko/dzieci stworzyły heteroseksualny związek - i doczekały by się dzieci a Ty wnuków czy wręcz przeciwnie?
Podtrzymywanie tych tradycyjnych modeli też ma swoje wymierne ekonomiczne korzyści więc nie dziwota, iż jest podtrzymywane ochoczo zarówno przez religie (taca) jak i dostawców. W rodzinie tradycyjnej, jak zauważyłeś
Artku , kobieta oczekuje stabilizacji, pewności i bezpieczeństwa. To takie ABC, które dobrze odrobili wszelcy handlarze. Uwicie gniazdka kosztuje, autko by się przydało, ciepełko , wygody, pełne wyposażenie kuchni domowej (a nie ta jedna patelnia i niezbędnik jeszcze z wojska kawalera
) , wyprawki szkolne, wakacje dla dzieci, choinka na święta i worek prezentów ....
NIe rozumiem sugerowanego związku, bo napisałeś ni nie ni więcej niż to, że tradycyjny model rodziny = pogoń za pieniądzem/galopujący konsumpcjonizm. Aha, czyż osoby w związkach homo nie posiadają mieszkań, samochodów??? Otóż East "tradycyjne katolickie" rodziny nie gonią za pieniądzem, mają świadomość że konsumpcjonizm jest ślepym zaułkiem, hołdują innym wartościom.
Hejże, hola, zaraz. Nie było mowy o tym ,że stary związek w zapomnienie, a nowy związek cacy. Akurat ta wypowiedź dotyczyła starego związku po rozwodzie. Nie wszystko jest czarno-białe Arteq. Są rozwiedzeni, którzy na sobie wzajemnie mogą polegać dalej jak na przysłowiowym Zawiszy, tylko tyle, że pewne sfery życia nie są już wspólne. Niemniej jest więcej więzi, które łączą niż te ,które dzielą. Właściwie to nawet nie ma tego co dzieli, bo wszystko jest czyste i klarowne.
Gonisz już w piętkę, bo skoro nawzajem na sobie mogą polegać jak na - ho, ho - Zawiszy, więcej jest więzi które łączą niż dzielą, wszystko jest takie czyste, piękne - to po jaką cholerę się rozstawali??? Rozwaliłeś mnie tym dupochronem, w ten sposób usypiasz sumienie? że wcale jej nie skrzywdziłeś, że nawet rzucając ją/się wykazałeś się daleko idącym współczuciem, pomocą... miłością (?) East, jedyne wytłumaczenie takiego poglądu oznaczałoby, że musiałeś być strasznym draniem, skoro rozstanie się to była dla niej szczęście czy ulga...
I skoro raz/kilka razy nie wyszło, to skąd wiadomo, że tym razem wyjdzie? Statystyki - więc namacalny dowód - przeprowadzane w USA wyraźnie podają, że każdy kolejny związek jest statystycznie mniej trwały, im więcej rozstań tym większe prawdopodobieństwo, że właśnie w ten sposób skończą się kolejne związki.
Masz na myśli małżeństwa ? Jeśli tak, to widać, że z samą instytucją małżeństwa coś jest nie tak
Nie, nie z istotą małżeństwa - z ludźmi East, z ludźmi...
East, dlaczego mam bardziej wierzyć Tobie/Twoim zasadom skoro (jak się domyślam) nie zapewniły trwałości poprzedniego związku, niż moim które to zapewniają?
To nie jest kwestia wiary lub niewiary. Wierz sobie i bądź szczęśliwy, ale nie wytykaj innym, że są gorsi bo im nie wierzysz. Nie wierz, nie musisz.
Ależ tak naprawdę to nawet nie jest kwestia wiary lecz faktów i dowodów. I nie wiem w którym to momencie wytknąłem innym, że są gorsi - ich zasady na których się opierają i poglądy są znacznie mniej trafne...
Skoro nawet statystyki potwierdzają moje poglądy/zasady/wytyczne...
Jeśli chodzi o małżeństwa być może potwierdzają ,ale "związek" to znacznie szersze pojęcie.
[
Wiesz , z Twojego punktu widzenia racja . Życie jest poważne, rola męża to coś zaje.. poważnego, poprzeczka wysoko, wymagania i oczekiwania niebotyczne ... klasyczne więzienie . Utożsamienie na maxa i do oporu. Nie dziwi zatem, że szukasz potwierdzeń własnej postawy na forach w taki sposób, aby wykazywać ,że inni się mylą.
Nie ma nawet sensu ... tego dalej ciągnąć
Tak rola męża i ojca to coś baardzo odpowiedzialnego i niesamowicie budującego. To odpowiedzialność za życie i szczęście innych, to radość z dawania innym szczęścia, to w końcu odpowiedzialność za kształtowanie nowego człowieka - czyż może być większa odpowiedzialność i radość zarazem? Nie rozumiem gdzie Ty w tym widzisz więzienie? no chyba, że nie potrafisz sprostać tej roli - to wtedy fakt - wspólne życie to więzienie, a slub - zbędny papierek.
Co do teorii o szukanie przez mnie potwierdzeń włąsnej postawy na forach i to przez wykazywanie ich błędów - większej bzdury nie słyszałem dawno. Myślisz, że więcej znaczyłoby np. pochlebstwo zasłyszane ewentualnie na forum od uśmiechu i przytulenia dziecka? Albo od jego słów "jesteś super tatą"? Dlaczego myślisz - wmawiasz mi, że mógłbym mieć spokój sumienia gdybym stosował się do porad z forum, ale powodowałoby to smutek na twarzy bliskich niż gdy - tak jak jest teraz - stoję w opozycji od wielu stwierdzeń i opinii "uduchowionych" z tego forum, lecz widzę uśmiech i blask w oczach żony i dzieci? Że nie zgadzając się z Waszymi teoriami nie musiałem dawać żonie "wolności" i tego, że pomimo, że ja zostawiłem to wspaniałomyslnie pozwalam jej na sonie polegać?
Co do opowiedzi na postawione pytania East, to nie oczekuję odpowiedzi zgodnie z moim życzeniem - jak to sugerujesz. Oczekuje po prostu JAKIEJKOLWIEK odpowiedzi. Żeby nie być gołosłownym - wskaż mi gdzie padła odpowiedź (nie musisz jej udzielać, ale nie twierdź wówczas, że takowej udzieliłeś) czy brałeś ślub? Bo ja jedynie widziałem kiwnięcie/unik mający sprawiać wrażenie udzielonej odpowiedzi. Jeżeli się mylę - zamieść stosowny cytat.