Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Maj 03, 2024, 21:33:47


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: 1 [2] |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: 100% - owa pewność  (Przeczytany 20162 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Fair Lady
Gość
« Odpowiedz #25 : Czerwiec 20, 2012, 20:15:09 »

Baba z wozu KONIU lzej! Tyle pamietam jeszcze z ... religiii:)Mrugnięcie


edit: czy "kij" koniowi, spytam Lucka tak slicznie na polski ... tlumaczy;)
« Ostatnia zmiana: Czerwiec 20, 2012, 20:16:04 wysłane przez Fair Lady » Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #26 : Czerwiec 20, 2012, 21:38:33 »

Dowody jakieś? Konkret. Kto , kiedy i gdzie napisał (oprócz Ciebie) ,że "dawanie wolności" równa się brakowi odpowiedzialności ? Czy to zresztą argument, czy opinia ? To, że taki "argument" podnoszą miliony nic nie znaczy, gdyż wystarczy jeden, który powie SPRAWDZAM i pokaże ,że jest inaczej, a Twoja argumentacja może się sprowadzić wyłącznie do stwierdzenia ,ze  "z tego co mi wiadomo to .."
Wiesz, miałbym zdecydowanie więcej szacunku dla osoby która rzetelnie stwierdziłaby "cóż, zawaliłem sprawę, zakończyło się rozstaniem/rozwodem..." niż właśnie dorabianie teorii do faktów - "tak, daliśmy sobie wolność", "przyszła pora na kolejny etap..." - tak często słyszane na tym forum w podobnych dyskusjach. Co by nie mówić rozstanie z osobą której wcześniej się mówiło "chcę z Tobą być", "kocham Cię" czy "jesteś moim światem" jest porażką i tyle. I nie boję się sprawdzania tego, bo po odkopaniu większej czy mniejszej ilości warstw - tłumaczeń zawsze dochodzimy finalnie do tego co napisałem nieco wyżej. Potem możemy zastanowić się dlaczego nie wyszło - i znowu - kto sobie życzy może powiedzieć sprawdzam - i zawsze wcześniej czy później dojdziemy to punktu gdzie moje "katolskie" wytyczne po prostu zostały złamane, ale oczywiście nie przeszkadza to licznym forumowiczom wyśmiewanie ich...

Zapewne chodzi Ci o jedynie słuszne  w Twoim mniemaniu kryterium stabilnego związku  małżeńskiego. Czy to kryterium by upadło, gdyby się okazało, że bez instytucji małżeństwa i bez wspólnego łoża da się wypracować "stabilny, długoletni związek z wzajemnością " ?
Być może i są takie przypadki, lecz baaardzo nieliczne, wyjątkowe. Jeżeli kobieta nie zabiła w sobie kobiecości (ewentualnie ktoś jej w tym nie pomógł) - to do pełni szczęścia potrzebuje ZAWSZE maksymalnej stabilizacji, pewności. Takie poczucie pewności daje jej silne uczucie, zaufanie i małżeństwo, związek na "bilet MPK" niestety takiej stabilizacji jej nie zapewni. Każdy mądry, odpowiedzialny i kochający mężczyzna po prostu to wie - to ABC kobiecej psychiki i udanych związków. Takze dla dzieci - idealnym miejscem rozwoju jest scementowana, kochająca się rodzina.

Otóż zanotuj sobie, iż istnieją relacje ludzkie po rozwodach ,które są stabilne, opierają się na zaufaniu ,są długoletnie i są z wzajemnością. I jeszcze coś . Te realacje opierają się na odpowiedzialności. Jakieś zarzuty do takich związków Arteq ?
Ależ to żaden argument, bo w takim razie co stało się ze stabilnością, zaufaniem i długoletniością w poprzednim/poprzednich związkach? I skoro raz/kilka razy nie wyszło, to skąd wiadomo, że tym razem wyjdzie? Statystyki - więc namacalny dowód - przeprowadzane w USA wyraźnie podają, że każdy kolejny związek jest statystycznie mniej trwały, im więcej rozstań tym większe prawdopodobieństwo, że właśnie w ten sposób skończą się kolejne związki.
East, dlaczego mam bardziej wierzyć Tobie/Twoim zasadom skoro (jak się domyślam) nie zapewniły trwałości poprzedniego związku, niż moim które to zapewniają? Skoro nawet statystyki potwierdzają moje poglądy/zasady/wytyczne...
Widzisz, wbrew głoszony tutaj wszem i wobec poglądom, ja swoje życie traktuję bardzo serio - jako coś niepowtarzalnego. Gdy zakładasz, że nie będziesz miał  kolejnej "próby" (jak w grze komputerowej) to tym samym poprzeczka jest bardzo wysoko, znacznie wyżej niż - "jakby co to zacznę sobie od nowa ten level". Takie podejście skłania do traktowania wielu rzeczy bardziej poważnie - w tym i związków, daje siły aby walczyć o nie, zmieniać się dla drugiej osoby, rezygnować z egoizmu...

Czy powyższe odpowiedzi Ciebie zadowalają ?
Nie padły odpowiedzi. Oczywiście nie musisz odpowiadać na zadane pytania - ale nie twierdź wówczas, że takowej odpowiedzi udzieliłeś.

związkiem/małżeństwem - czyli "niepotrzebne skreślić" ? Czy napisałeś tak zamiennie. To akurat ważne dla klarowności dalszej wypowiedzi w której już ani słowem nie ma o związku (zależy też jaką definicję związku przyjąć ), zaś pojawiło się słowo ŚLUB.
Dla mnie poważnym związkiem, jego finalizacją jest właśnie ślub. Czyżbyś nigdy nie brał ślubu?

Ten magiczny "ślub" wg Ciebie to najważniejsze kryterium związku ?
Zamiast słowa "magiczny" używam sakramentalny. Ślub sam w sobie nie daje nam licencji na szczęście - do niego winien dążyć każdy poważny, wypełniony miłością związek, ślub jest uroczystym przypieczętowaniem pragnień, deklaracji, słów, zapewnień...
« Ostatnia zmiana: Czerwiec 20, 2012, 21:38:51 wysłane przez arteq » Zapisane
Fair Lady
Gość
« Odpowiedz #27 : Czerwiec 20, 2012, 21:47:23 »

arteq cyt
Cytuj
Jeżeli kobieta nie zabiła w sobie kobiecości (ewentualnie ktoś jej w tym nie pomógł) - to do pełni szczęścia potrzebuje ZAWSZE maksymalnej stabilizacji, pewności. Takie poczucie pewności daje jej silne uczucie, zaufanie i małżeństwo, związek na "bilet MPK" niestety takiej stabilizacji jej nie zapewni. Każdy mądry, odpowiedzialny i kochający mężczyzna po prostu to wie - to ABC kobiecej psychiki i udanych związków.

Kiedys o tym tlumaczu ze skandynawskich sag wspominalam, wiec (Astre nie lubi) pozwole sobie na malutka dygresje.
Dziwi mnie np. zdanie "zyc po polsku"//po paalsk// ... na kocia lape,...
Kiedys pytalam o to, dlaczego tak nazywacie wolny zwiazek i dotarlam do historii przedwojennej, gdy glod i bieda wypychaly ludzisk z kraju i wtedy laczyli sie, aby BYC co widac u tamtejszych budzilo wstret.
Dzis u nas jest odwrotnie.
Jak to mowia "karta po polnocy sie odwraca"Mrugnięcie
Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #28 : Czerwiec 20, 2012, 23:18:08 »

Wiesz, miałbym zdecydowanie więcej szacunku dla osoby która rzetelnie stwierdziłaby "cóż, zawaliłem sprawę, zakończyło się rozstaniem/rozwodem..." niż właśnie dorabianie teorii do faktów - "tak, daliśmy sobie wolność", "przyszła pora na kolejny etap..." - tak często słyszane na tym forum w podobnych dyskusjach.
To znaczy, że Tobie chodzi, aby przyznawać Tobie racje ?
Ma być tak, jak Ty sprawę widzisz, czy o co Ci chodzi ?
Ludzie lubią szukać winnych , dopatrywać się winy u kogoś, albo u siebie, bo z założeń nic nie wyszło. A może to założenia były błędne , co ? Nie, no przecież jak to, obiecałeś/aś, do grobowej deski małżeństwo !!! . A przecież tu nie o instytucje i słowa chodzi, a o relację międzyludzką , tą poza słowami, tą wyrażoną czynami . Nie obietnicami, ale sprawdzeniem się w życiu. I tutaj krk nie ma monopolu na prawdę.

Cytuj
Co by nie mówić rozstanie z osobą której wcześniej się mówiło "chcę z Tobą być", "kocham Cię" czy "jesteś moim światem" jest porażką i tyle.

To bzdurne wyobrażenia wpojone do umysłu i tyle. W toku życia one są weryfikowane i wychodzi ,że ani nie ma i nigdy nie było tego, który kocha, czy chce lub nie chce, ani MOJEGO świata nie ma. Po prostu świat jest, beze mnie/Ciebie. To nawet nie jest uczciwe zawłaszczać kogoś do swojego świata, albo świata poza tym kimś nie widzieć.
Natomiast więź , oraz odpowiedzialność nigdy nie wygasają do końca i dopiero po rozwodzie cała prawda o tym się ujawnia. Albo ten związek widać, albo tak na prawdę zawsze był fikcją.

Cytuj
I nie boję się sprawdzania tego, bo po odkopaniu większej czy mniejszej ilości warstw - tłumaczeń zawsze dochodzimy finalnie do tego co napisałem nieco wyżej.
To tylko Ty tak widzisz, bo inaczej postrzegać nie potrafisz. Będziesz widział to, co chcesz zobaczyć z powodu swoich przekonań, oczekiwań i wyobrażeń. Każde słowo zinterpretujesz na swoje kopyto. No czy nie tak to działa ? Ludzie mają jakieś powody, przedstawiają sytuację i pewnie spotkałeś się ze skrajnie odmiennymi sytuacjami,  ale dla Ciebie to wszystko jedno i tylko potwierdza ZAWSZE ( o!!! ) to co miałeś na myśli ? Gratuluje samozadowolenia.
Cytuj
Potem możemy zastanowić się dlaczego nie wyszło - i znowu - kto sobie życzy może powiedzieć sprawdzam - i zawsze wcześniej czy później dojdziemy to punktu gdzie moje "katolskie" wytyczne po prostu zostały złamane
Arteq a to już co innego. Jeśli mowa o KATOLICKICH WYTYCZNYCH to zapewne masz racje, ze zostały złamane. Ty jedynie się pod nie podpiąłeś , utożsamiłeś się z nimi , bo wszak piszesz MOJE . Od razu więc napisz, że nie chodzi o ludzi, tylko o "Twoje katolickie wytyczne" i będzie sprawa jasna.

Cytuj
ale oczywiście nie przeszkadza to licznym forumowiczom wyśmiewanie ich...
Niektórzy je wyśmiewają, choć to strata energii .

Cytuj
Zapewne chodzi Ci o jedynie słuszne  w Twoim mniemaniu kryterium stabilnego związku  małżeńskiego. Czy to kryterium by upadło, gdyby się okazało, że bez instytucji małżeństwa i bez wspólnego łoża da się wypracować "stabilny, długoletni związek z wzajemnością " ?
Być może i są takie przypadki, lecz baaardzo nieliczne, wyjątkowe. Jeżeli kobieta nie zabiła w sobie kobiecości (ewentualnie ktoś jej w tym nie pomógł) - to do pełni szczęścia potrzebuje ZAWSZE maksymalnej stabilizacji, pewności. Takie poczucie pewności daje jej silne uczucie, zaufanie i małżeństwo,
oj nie mów hop.
Znam osobiście kobietę, która najlepiej i najpewniej czuje się, kiedy liczy na siebie. Mężczyzna nigdy nie będzie dość dobry, by sprostał małżeńskim oczekiwaniom więc .... wiadomo. Co nie przeszkadza jej utrzymywać normalne stosunki z mężczyznami-nie-mężami. Nawet tu na forum pewnie znajdą się Panie, którym małżeństwo nie gwarantuje żadnej stabilizacji ani pewności.
Co więcej, długoletnie związki pozornie "niestabilne" okazują się bezcenne, bo są w pełni altruistyczne. Sytuacja jest czysta, bo nie otrzymujesz pomocy, zrozumienia, zaufania i uczucia w zamian ZA COŚ ,gwarantowanego przysiągą lub papierkiem, lecz po prostu bez żadnego oczekiwania wzajemności. W takich związkach po latach nie musisz się zastanawiać czy możesz jeszcze na niego/nią liczyć, bo to się po prostu wie.

Cytuj
związek na "bilet MPK" niestety takiej stabilizacji jej nie zapewni. Każdy mądry, odpowiedzialny i kochający mężczyzna po prostu to wie - to ABC kobiecej psychiki i udanych związków. Takze dla dzieci - idealnym miejscem rozwoju jest scementowana, kochająca się rodzina.
Dobrze, jeśli oboje partnerzy mają taki sam punkt widzenia i wtedy małżeństwo kwitnie, jest sielanka i ogólne szczęście choć ... z maleńkim zgrzytem. To , że Wy tak postrzegacie rzeczywistość nie uprawnia do użycia słowa KAŻDY.
Wiadomo jaki jest promowany usilnie model rodziny. Patologią jest to, że kategoryzuje się to jako jedynie słuszny model. Kiedyś nawet karano podatkiem bykowym mężczyzn wolnych po 35 rż. Bo model musiał być utrzymany. Jest to swoista urawniłowka. Dziś na parę les, albo homo patrzy się jak na jakieś wynaturzenia, a niektórzy nawet bogobojni katolicy pałają żądzą wymordowania takich .. co nie przeszkadza im brać udziału w marszu ochrony życia oczywiście Mrugnięcie
Naturalnie  to są skrajności, ale nie zapominajmy ,że presja i oczekiwanie społeczne rodzą się w tzw dobrych domach o tradycyjnym modelu rodziny.
Podtrzymywanie tych tradycyjnych modeli też ma swoje wymierne ekonomiczne korzyści więc nie dziwota, iż jest podtrzymywane ochoczo zarówno przez religie (taca) jak i dostawców. W rodzinie tradycyjnej, jak zauważyłeś Artku , kobieta oczekuje stabilizacji, pewności i bezpieczeństwa. To takie ABC, które dobrze odrobili wszelcy handlarze. Uwicie gniazdka kosztuje, autko by się przydało, ciepełko , wygody, pełne wyposażenie kuchni domowej (a nie ta jedna patelnia i niezbędnik jeszcze z wojska kawalera Mrugnięcie ) , wyprawki szkolne, wakacje dla dzieci, choinka na święta i worek prezentów ....
Toż cała gospodarka na tym stoi.

Cytuj
Otóż zanotuj sobie, iż istnieją relacje ludzkie po rozwodach ,które są stabilne, opierają się na zaufaniu ,są długoletnie i są z wzajemnością. I jeszcze coś . Te realacje opierają się na odpowiedzialności. Jakieś zarzuty do takich związków Arteq ?
Ależ to żaden argument, bo w takim razie co stało się ze stabilnością, zaufaniem i długoletniością w poprzednim/poprzednich związkach?
Hejże, hola, zaraz. Nie było mowy o tym ,że stary związek w zapomnienie, a nowy związek cacy. Akurat ta wypowiedź dotyczyła starego związku po rozwodzie. Nie wszystko jest czarno-białe Arteq. Są rozwiedzeni, którzy na sobie wzajemnie mogą polegać dalej jak na przysłowiowym Zawiszy, tylko tyle, że pewne sfery życia nie są już wspólne. Niemniej jest więcej więzi, które łączą niż te ,które dzielą. Właściwie to nawet nie ma tego co dzieli, bo wszystko jest czyste i klarowne.
Cytuj
I skoro raz/kilka razy nie wyszło, to skąd wiadomo, że tym razem wyjdzie? Statystyki - więc namacalny dowód - przeprowadzane w USA wyraźnie podają, że każdy kolejny związek jest statystycznie mniej trwały, im więcej rozstań tym większe prawdopodobieństwo, że właśnie w ten sposób skończą się kolejne związki.
Masz na myśli małżeństwa ?
Jeśli tak, to widać, że z samą instytucją małżeństwa coś jest nie tak Mrugnięcie

Cytuj
East, dlaczego mam bardziej wierzyć Tobie/Twoim zasadom skoro (jak się domyślam) nie zapewniły trwałości poprzedniego związku, niż moim które to zapewniają?
To nie jest kwestia wiary lub niewiary. Wierz sobie i bądź szczęśliwy, ale nie wytykaj innym, że są gorsi bo im nie wierzysz. Nie wierz, nie musisz.

Cytuj
Skoro nawet statystyki potwierdzają moje poglądy/zasady/wytyczne...
Jeśli chodzi o małżeństwa być może potwierdzają ,ale "związek" to znacznie szersze pojęcie.

Cytuj
Widzisz, wbrew głoszony tutaj wszem i wobec poglądom, ja swoje życie traktuję bardzo serio - jako coś niepowtarzalnego. Gdy zakładasz, że nie będziesz miał  kolejnej "próby" (jak w grze komputerowej) to tym samym poprzeczka jest bardzo wysoko, znacznie wyżej niż - "jakby co to zacznę sobie od nowa ten level". Takie podejście skłania do traktowania wielu rzeczy bardziej poważnie - w tym i związków, daje siły aby walczyć o nie, zmieniać się dla drugiej osoby, rezygnować z egoizmu...
Wiesz , z Twojego punktu widzenia racja . Życie jest poważne, rola męża to coś zaje.. poważnego, poprzeczka wysoko, wymagania i oczekiwania niebotyczne ... klasyczne więzienie . Utożsamienie na maxa i do oporu. Nie dziwi zatem, że szukasz potwierdzeń własnej postawy na forach w taki sposób, aby wykazywać ,że inni się mylą.
Nie ma nawet sensu ... tego dalej ciągnąć



Cytuj
Czy powyższe odpowiedzi Ciebie zadowalają ?
Nie padły odpowiedzi.
Klasyczne. Nie padły odpowiedzi ... takie jakich oczekujesz, należałoby dodać. Racja.

Cytuj
związkiem/małżeństwem - czyli "niepotrzebne skreślić" ? Czy napisałeś tak zamiennie. To akurat ważne dla klarowności dalszej wypowiedzi w której już ani słowem nie ma o związku (zależy też jaką definicję związku przyjąć ), zaś pojawiło się słowo ŚLUB.
Dla mnie poważnym związkiem, jego finalizacją jest właśnie ślub. Czyżbyś nigdy nie brał ślubu?
Dla Ciebie ten ślub stał się nawet ważniejszy, niż ten związek ... ale to tylko ocena.
Cytuj
Ten magiczny "ślub" wg Ciebie to najważniejsze kryterium związku ?
Zamiast słowa "magiczny" używam sakramentalny. Ślub sam w sobie nie daje nam licencji na szczęście - do niego winien dążyć każdy poważny, wypełniony miłością związek, ślub jest uroczystym przypieczętowaniem pragnień, deklaracji, słów, zapewnień...
[/quote]
Pieczęć, sakrament, świętość ... boski szczyt. A później wszystko podporządkowane temu. Za każdą cenę ?
Zresztą , to nie jest ważne. Zaprogramowane ludzkie życie też moze być szczęśliwe.
Powodzenia.
Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #29 : Czerwiec 21, 2012, 20:30:55 »

East, właśnie takiej reakcji/odpowiedzi się spodziewałem i takich "argumentów".

To znaczy, że Tobie chodzi, aby przyznawać Tobie racje ? Ma być tak, jak Ty sprawę widzisz, czy o co Ci chodzi ?
Nie, chodzi o to aby po prostu widzieć związek przyczynowo-skutkowy zamiast dorabiać wygodne teorie.

A może to założenia były błędne , co ? Nie, no przecież jak to, obiecałeś/aś, do grobowej deski małżeństwo !!! . A przecież tu nie o instytucje i słowa chodzi, a o relację międzyludzką , tą poza słowami, tą wyrażoną czynami . Nie obietnicami, ale sprawdzeniem się w życiu. I tutaj krk nie ma monopolu na prawdę.
East, traktuję Cię poważnie a rozmawiasz ze mną jak z idiotą - ślub to przypieczętowanie i sakrament a nie automat do wyręczania nas.

Cytuj
Co by nie mówić rozstanie z osobą której wcześniej się mówiło "chcę z Tobą być", "kocham Cię" czy "jesteś moim światem" jest porażką i tyle.
To bzdurne wyobrażenia wpojone do umysłu i tyle. W toku życia one są weryfikowane i wychodzi ,że ani nie ma i nigdy nie było tego, który kocha, czy chce lub nie chce, ani MOJEGO świata nie ma. Po prostu świat jest, beze mnie/Ciebie. To nawet nie jest uczciwe zawłaszczać kogoś do swojego świata, albo świata poza tym kimś nie widzieć.
Sorry, ale kompletnie tej wypowiedzi nie rozumiem - jakaś kakofonia. Kto twierdził, że miłość to więzienie drugiej osoby. Zniknij Ty to zniknie i TWÓJ świat. Mówię o wyżynach miłości - gdy czasem łapiemy się na tym, ze stanowimy jedno, tak jesteśmy powiązani duchowo, czasami i fizycznie.
Czy bzdurą jest dotrzymywanie danego słowa/obietnic? a od kiedy?

Natomiast więź , oraz odpowiedzialność nigdy nie wygasają do końca i dopiero po rozwodzie cała prawda o tym się ujawnia. Albo ten związek widać, albo tak na prawdę zawsze był fikcją.
Ależ tak, przygasają a czasami wygasają - po rozwodzie/rozstaniu. Chyba że mylisz więź z powiązaniami...
Osoba która kochasz jest dla Ciebie najważniejszą, pragniesz jej dobra, jej szczęścia, chcesz dać siebie całego... East, nie da się służyć dwóm panom... Czyżbyś swój czas dzielił równiutko pomiędzy obie panie? (byłą i obecną?). A ewentualnie jak są dzieci z pierwszego związku? Czyż codziennie układasz je do snu, całujesz w czoło? Czyż rozstając się z ich matką nie stawiasz wyżej swojego dobra/pragnień niż ich?

Cytuj
I nie boję się sprawdzania tego, bo po odkopaniu większej czy mniejszej ilości warstw - tłumaczeń zawsze dochodzimy finalnie do tego co napisałem nieco wyżej.
To tylko Ty tak widzisz, bo inaczej postrzegać nie potrafisz. Będziesz widział to, co chcesz zobaczyć z powodu swoich przekonań, oczekiwań i wyobrażeń. Każde słowo zinterpretujesz na swoje kopyto. No czy nie tak to działa ? Ludzie mają jakieś powody, przedstawiają sytuację i pewnie spotkałeś się ze skrajnie odmiennymi sytuacjami,  ale dla Ciebie to wszystko jedno i tylko potwierdza ZAWSZE ( o!!! ) to co miałeś na myśli ? Gratuluje samozadowolenia.
Samozadowolenia? A niby z czego? Z nieszczęścia/tragedii i łez innych? Ciebie napawa to radością? Nie? To dlaczego uważasz, że może napawać innych?

Arteq a to już co innego. Jeśli mowa o KATOLICKICH WYTYCZNYCH to zapewne masz racje, ze zostały złamane. Ty jedynie się pod nie podpiąłeś , utożsamiłeś się z nimi , bo wszak piszesz MOJE . Od razu więc napisz, że nie chodzi o ludzi, tylko o "Twoje katolickie wytyczne" i będzie sprawa jasna.
East, a Ty z żadnymi wcześniej opisanymi, stosowanymi przez innych wartościami się nie utożsamiasz? Uczciwość, prawdomówność, wierność - toż to funkcjonowało i było opisane zanim się urodziłeś? Więc są Twoje czy też nie Twoje?

oj nie mów hop. Znam osobiście kobietę, która najlepiej i najpewniej czuje się, kiedy liczy na siebie. Mężczyzna nigdy nie będzie dość dobry, by sprostał małżeńskim oczekiwaniom więc .... wiadomo. Co nie przeszkadza jej utrzymywać normalne stosunki z mężczyznami-nie-mężami. Nawet tu na forum pewnie znajdą się Panie, którym małżeństwo nie gwarantuje żadnej stabilizacji ani pewności.
Po pierwsze nie myl braku zaradności z poczuciem oparcia, stabilności. Po drugie to  bardzo chętnie porozmawiałbym z tą kobietą, bo skoro jak ognia unika pomocy innych, oparcia w mężczyźnie najprawdopodobniej ma to podłoże przeżytego zawodu - gdy ktoś ją poharatał emocjonalnie, ktoś komu zaufała, komu zawierzyła, w kim pokładała nadzieje.

Co więcej, długoletnie związki pozornie "niestabilne" okazują się bezcenne, bo są w pełni altruistyczne. Sytuacja jest czysta, bo nie otrzymujesz pomocy, zrozumienia, zaufania i uczucia w zamian ZA COŚ ,gwarantowanego przysiągą lub papierkiem, lecz po prostu bez żadnego oczekiwania wzajemności. W takich związkach po latach nie musisz się zastanawiać czy możesz jeszcze na niego/nią liczyć, bo to się po prostu wie.
Kolejny raz ślub sprowadzasz do poziomu zużytego papierka - śmiecia. Dla mnie ślub to sakrament, przypieczętowanie uczuć, miłości, obietnic. Jeżeli coś się zszargało to potem ciężko zrozumieć ile może to nieść w sobie piękna...

Dobrze, jeśli oboje partnerzy mają taki sam punkt widzenia i wtedy małżeństwo kwitnie, jest sielanka i ogólne szczęście choć ... z maleńkim zgrzytem. To , że Wy tak postrzegacie rzeczywistość nie uprawnia do użycia słowa KAŻDY. Wiadomo jaki jest promowany usilnie model rodziny. Patologią jest to, że kategoryzuje się to jako jedynie słuszny model. Kiedyś nawet karano podatkiem bykowym mężczyzn wolnych po 35 rż. Bo model musiał być utrzymany. Jest to swoista urawniłowka. Dziś na parę les, albo homo patrzy się jak na jakieś wynaturzenia, a niektórzy nawet bogobojni katolicy pałają żądzą wymordowania takich .. co nie przeszkadza im brać udziału w marszu ochrony życia oczywiście Mrugnięcie
East, w kwestii postrzegania przez "nas", jak wynika z treści postrzegania nieobiektywnego już Ci podawałem przykłady - SUCHE STATYSTYKI. Myślę, że punkt widzenia polegający na wierności, miłości, dotrzymywaniu danego słowa, odpowiedzialności za inną osobę winni przejawiać wszyscy.
W kwestii związków "homo" - czy Ci się podoba czy nie to niestety jest to wynaturzenie - jeżeli nie wierzysz to popatrz na... naturę. Natura propagująca wyginięcie poszczególnych gatunków zwierząt z wyższych rzędów w przeciągu jednego pokolenia jest czy nie jest w zgodzie z sobą? I nie myl tutaj tolerancji z akceptacją/podzielaniem poglądów.

Naturalnie  to są skrajności, ale nie zapominajmy ,że presja i oczekiwanie społeczne rodzą się w tzw dobrych domach o tradycyjnym modelu rodziny.
East, a teraz sobie odpowiedz - czy wolałbyś aby Twoje ewentualne dziecko/dzieci stworzyły heteroseksualny związek - i doczekały by się dzieci a Ty wnuków czy wręcz przeciwnie?

Podtrzymywanie tych tradycyjnych modeli też ma swoje wymierne ekonomiczne korzyści więc nie dziwota, iż jest podtrzymywane ochoczo zarówno przez religie (taca) jak i dostawców. W rodzinie tradycyjnej, jak zauważyłeś Artku , kobieta oczekuje stabilizacji, pewności i bezpieczeństwa. To takie ABC, które dobrze odrobili wszelcy handlarze. Uwicie gniazdka kosztuje, autko by się przydało, ciepełko , wygody, pełne wyposażenie kuchni domowej (a nie ta jedna patelnia i niezbędnik jeszcze z wojska kawalera Mrugnięcie ) , wyprawki szkolne, wakacje dla dzieci, choinka na święta i worek prezentów ....
NIe rozumiem sugerowanego związku, bo napisałeś ni nie ni  więcej niż to, że tradycyjny model rodziny = pogoń za pieniądzem/galopujący konsumpcjonizm. Aha, czyż osoby w związkach homo nie posiadają mieszkań, samochodów??? Otóż East "tradycyjne katolickie" rodziny nie gonią za pieniądzem, mają świadomość że konsumpcjonizm jest ślepym zaułkiem, hołdują innym wartościom.

Hejże, hola, zaraz. Nie było mowy o tym ,że stary związek w zapomnienie, a nowy związek cacy. Akurat ta wypowiedź dotyczyła starego związku po rozwodzie. Nie wszystko jest czarno-białe Arteq. Są rozwiedzeni, którzy na sobie wzajemnie mogą polegać dalej jak na przysłowiowym Zawiszy, tylko tyle, że pewne sfery życia nie są już wspólne. Niemniej jest więcej więzi, które łączą niż te ,które dzielą. Właściwie to nawet nie ma tego co dzieli, bo wszystko jest czyste i klarowne.
Gonisz już w piętkę, bo skoro nawzajem na sobie mogą polegać jak na - ho, ho - Zawiszy, więcej jest więzi które łączą niż dzielą, wszystko jest takie czyste, piękne - to po jaką cholerę się rozstawali??? Rozwaliłeś mnie tym dupochronem, w ten sposób usypiasz sumienie? że wcale jej nie skrzywdziłeś, że nawet rzucając ją/się wykazałeś się daleko idącym współczuciem, pomocą... miłością (?) East, jedyne wytłumaczenie takiego poglądu oznaczałoby, że musiałeś być strasznym draniem, skoro rozstanie się to była dla niej szczęście czy ulga...



Cytuj
I skoro raz/kilka razy nie wyszło, to skąd wiadomo, że tym razem wyjdzie? Statystyki - więc namacalny dowód - przeprowadzane w USA wyraźnie podają, że każdy kolejny związek jest statystycznie mniej trwały, im więcej rozstań tym większe prawdopodobieństwo, że właśnie w ten sposób skończą się kolejne związki.
Masz na myśli małżeństwa ? Jeśli tak, to widać, że z samą instytucją małżeństwa coś jest nie tak Mrugnięcie
Nie, nie z istotą małżeństwa - z ludźmi East, z ludźmi...


Cytuj
East, dlaczego mam bardziej wierzyć Tobie/Twoim zasadom skoro (jak się domyślam) nie zapewniły trwałości poprzedniego związku, niż moim które to zapewniają?
To nie jest kwestia wiary lub niewiary. Wierz sobie i bądź szczęśliwy, ale nie wytykaj innym, że są gorsi bo im nie wierzysz. Nie wierz, nie musisz.
Ależ tak naprawdę to nawet nie jest kwestia wiary lecz faktów i dowodów. I nie wiem w którym to momencie wytknąłem innym, że są gorsi - ich zasady na których się opierają i poglądy są znacznie mniej trafne...

Cytuj
Skoro nawet statystyki potwierdzają moje poglądy/zasady/wytyczne...
Jeśli chodzi o małżeństwa być może potwierdzają ,ale "związek" to znacznie szersze pojęcie.

[
Wiesz , z Twojego punktu widzenia racja . Życie jest poważne, rola męża to coś zaje.. poważnego, poprzeczka wysoko, wymagania i oczekiwania niebotyczne ... klasyczne więzienie . Utożsamienie na maxa i do oporu. Nie dziwi zatem, że szukasz potwierdzeń własnej postawy na forach w taki sposób, aby wykazywać ,że inni się mylą.
Nie ma nawet sensu ... tego dalej ciągnąć
Tak rola męża i ojca to coś baardzo odpowiedzialnego i niesamowicie budującego. To odpowiedzialność za życie i szczęście innych, to radość z dawania innym szczęścia, to w końcu odpowiedzialność za kształtowanie nowego człowieka - czyż może być większa odpowiedzialność i radość zarazem? Nie rozumiem gdzie Ty w tym widzisz więzienie? no chyba, że nie potrafisz sprostać tej roli - to wtedy fakt - wspólne życie to więzienie, a slub - zbędny papierek.
Co do teorii o szukanie przez mnie potwierdzeń włąsnej postawy na forach i to przez wykazywanie ich błędów - większej bzdury nie słyszałem dawno. Myślisz, że więcej znaczyłoby np. pochlebstwo zasłyszane ewentualnie na forum od uśmiechu i przytulenia dziecka? Albo od jego słów "jesteś super tatą"? Dlaczego myślisz - wmawiasz mi, że mógłbym mieć spokój sumienia gdybym stosował się do porad z forum, ale powodowałoby to smutek na twarzy bliskich niż gdy - tak jak jest teraz - stoję w opozycji od wielu stwierdzeń i opinii "uduchowionych" z tego forum, lecz widzę uśmiech i blask w oczach żony i dzieci? Że nie zgadzając się z Waszymi teoriami nie musiałem dawać żonie "wolności" i tego, że pomimo, że ja zostawiłem to wspaniałomyslnie pozwalam jej na sonie polegać?

Co do opowiedzi na postawione pytania East, to nie oczekuję odpowiedzi zgodnie z moim życzeniem - jak to sugerujesz. Oczekuje po prostu JAKIEJKOLWIEK odpowiedzi. Żeby nie być gołosłownym - wskaż mi gdzie padła odpowiedź (nie musisz jej udzielać, ale nie twierdź wówczas, że takowej udzieliłeś) czy brałeś ślub? Bo ja jedynie widziałem kiwnięcie/unik mający sprawiać wrażenie udzielonej odpowiedzi. Jeżeli się mylę - zamieść stosowny cytat.
Zapisane
Fair Lady
Gość
« Odpowiedz #30 : Czerwiec 21, 2012, 22:21:31 »

Cytuj
cyt arteq
Osoba która kochasz jest dla Ciebie najważniejszą, pragniesz jej dobra, jej szczęścia, chcesz dać siebie całego...

To nie pisz osoba, lecz "slubna". Bo chyba o tym to cale gadanie.

edit:

arteq Twe slowa :

... i żyli długo i szczęśliwie.  - z happy endem

... władowali się w niezłe bagno z którego juz nie wyszli... ku przestrodze innych.  - mniej cukierkowa ale bliższa rzeczywistości.

krócej się nie da.

//watek wyjscie z OOBE//
« Ostatnia zmiana: Czerwiec 21, 2012, 22:26:12 wysłane przez Fair Lady » Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #31 : Czerwiec 21, 2012, 22:54:43 »

byłaby to nieścisłość, bo zanim została ślubna już ją przecież kochałem...
Zapisane
east
Gość