east
Gość
|
|
« Odpowiedz #3 : Lipiec 17, 2010, 00:59:53 » |
|
Pamiętam to jak dzisiaj. Zakręt na drodze, ja, świeżo upieczony kierowca, wiozę swoją całą rodzinę -ojca, matkę i brata, z Gdyni do Szczecina. Jestem szczęśliwy, że ojciec dał mi poprowadzić auto. Ma do mnie zaufanie. Doradza mi jak wyprzedzać auta, jak redukować biegi, dodawać gazu .. powtarzam te manewry co jakiś czas, coraz śmielej, nie boję się bo obok mnie spokojny głos ojca tłumaczy mi co mam robić. Kolejny raz - przede mną ciężarówka z piachem. Wyprzedzam. I nagle ten zakręt.. skąd się wziął ? Ojciec mi nie mówił, żebym nie wyprzedzał, dodaję gazu jak zwykle .. na zakręcie pojawia się z naprzeciwka TIR, a ja wyprzedzam ciężarówkę. Są lata 80 te, drogi są wąskie, bez poboczy, a tu na zakręcie trzy pojazdy. Dwa wielkie monstra, a między nimi fiat. Ta opowieść mogłaby mieć swój epilog w którejś lokalnej gazecie na ostatniej szpalcie pt " tragedia -śmierć całej rodziny w drodze do domu". Zakończyłby się mój ród, mój brat nie miałby dzieci, a ja syna. Do takiego scenariusza brakowało dosłownie po centymetrze z każdej strony auta. Nie pamiętam dokładnie jak się to udało zrobić. Mam tylko ciągle wrażenie tego, co wyczytałem w artykule podanym przez Dariusza " Zaś wszystko było bardzo spokojne, jasne i przyjemne..." Pamiętam ten wielki spokój, ciszę i pewność swoich ruchów. Wpatrzony w wąski tunel między dwoma ciężarówkami spokojnie dodałem gazu i uśmiechnąłem się. To wszystko trwało jakby na zwolnionym filmie ... niemalże czułem masę ogromnych aut między którymi usiłowałem się przecisnąć, ale nie patrzyłem na to .. widziałem światło. Światło w tunelu na drodze. Jakby czasoprzestrzeń zafalowała, ale ja byłem niezmiernie spokojny. Kiedy wyprzedziłem w końcu ciężarówkę , czas znowu powrócił do swojego kontinuum. Zdawało mi się, że nikt w samochodzie przez chwilę nawet nie oddychał, a potem ojciec powiedział, żebym już prowadził do końca. Nigdy o tym ze sobą nie rozmawialiśmy. Do dzisiaj nie wiem, co stało się na tamtej drodze. Racjonalny umysł podpowiada, że po prostu obie ciężarówki zjechały kołami na pobocze robiąc mi w środku miejsce. OK, ale to było na zakręcie, a przy prędkości 90 km/h taka zgodność reakcji i precyzji trzech kierowców wydaje się niemożliwością. Niemniej jednak żyję. Nie było to życie po śmierci, ale coś jakby doświadczenie życia poza przestrzenią. Miałem też dziwne uczucie panowania nad tą poza-przestrzenią. Nigdy tego nie zapomnę. Od tamtej pory jeżdżę bardzo ostrożnie i przewidująco. Rzadko zdarza mi się coś nieprzewidzianego na drodze. Życie jest czymś ogromnie cennym, jest darem, szkołą, drogą, prawdą ,wiedzą, radością, tańcem i upadkiem czasami i nawet śmierć tego nie zmieni. Kiedyś, na tamtej drodze przez mgnienie doświadczyłem tego, że TAM , poza fizycznością JEST coś więcej. ... byłem tam.Ja, myśl tylko. Ja dusza tylko.
|