Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Maj 05, 2024, 23:51:28


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: 1 [2] 3 |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Karol Wojtyła -Jan Pawel II  (Przeczytany 36908 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #25 : Październik 12, 2011, 14:54:28 »

Polska.pl > Jan Paweł II >               


Jan Paweł - Pawłowi                    Anegdoty


Podczas pierwszej pielgrzymki do Niemiec zebranym na mszy tak spodobały się cytowane przez Papieża słowa św. Pawła, że przerwali mu i zaczęli bić brawo. Kiedy Ojciec Święty znów doszedł do głosu, przerywając przygotowaną mowę, stwierdził: "Dziękuję w imieniu świętego Pawła". 
"Jak się czuje piesek?"
Jeden z watykańskich prałatów chciał się nauczyć polskiego, więc sprowadził sobie nasz elementarz. Nauka była jednak tak pospieszna, że kiedy chciał się nową umiejętnością pochwalić przed Ojcem Świętym, coś mu się pomyliło i zamiast: "Jak się czuje Papież", rzekł: "Jak się czuje piesek?". Papież spojrzał na niego zdumiony, po czym odpalił: "Hau, hau". 
Papieskie wagary
Podczas powitania w Monachium Papież spytał licznie obecne dzieci: "Dano wam dziś wolne w szkole?". "Tak" - wrzasnęła z radością dzieciarnia. "To znaczy - skomentował Jan Paweł II - że papież powinien częściej tu przyjeżdżać". 
"Z wami dziecinnieję"
Podczas jednej ze swoich wizytacji rzymskich parafii Papież - jak to ma w zwyczaju - wdał się w rozmowę z dziećmi. - Wy jesteście młodzi, a ja już jestem stary - powiedział.
- Nie, nie jesteś stary - gromko zaprotestowały dzieci.
- Tak, ale jak jestem z wami, to dziecinnieję - replikował Papież
 
"Złość piękności szkodzi"
Przed kilku laty - wspomina watykański korespondent Telewizji Publicznej, Jacek Moskwa - po modlitwie "Anioł Pański" Jan Paweł II przemawiał, niemal krzycząc. Zaraz potem, podczas audiencji w Pałacu Apostolskim, Moskwa prosił Papieża, aby na siebie uważał, bo jego chrypka zaniepokoiła dziennikarzy.
- To ze złości - usprawiedliwiał się Papież.
A odchodząc dodał: - A złość piękności szkodzi. 
"Jakoś człapię"
Podczas czwartej pielgrzymki do Ojczyzny, w Olsztynie, dziennikarzowi "Gazety Wyborczej" udało się wychylić głowę ponad tłum i zapytać Jana Pawła II o zdrowie.
- A jakoś człapię - odpowiedział Papież. 
Opaleni kardynałowie
Pod koniec pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, w czerwcu 1979 roku, upływającej pod znakiem upałów, Papież oznajmił, że jej pierwszy efekt jest już widoczny - opalili się towarzyszący mu kardynałowie. 
"Więcej już nic nie mówię..."
Przed ponad 25 laty Papież w ten sposób zakończył pierwszą audiencję dla Polaków: "Więcej już nic nie mówię, bo jeszcze bym coś takiego powiedział, że później Kongregacja Nauki Wiary musiałaby się do mnie dobrać". 
"O cześć wam, panowie magnaci!"
Po jednym ze spotkań Papież pożegnał polskich biskupów słowami znanej pieśni: "O cześć wam, panowie magnaci!" 
Przeprosiny
Metropolita krakowski Karol Wojtyła przyjechał na pogrzeb sufragana częstochowskiego, biskupa Stanisława Czajki, niemal w ostatniej chwili. Witając się ze zgromadzonymi na uroczystości biskupami, jakoś pominął biskupa z Siedlec. Rychło jednak się spostrzegł, wrócił, podszedł do pominiętego i powiedział:
- Świnia jestem, nie przywitałem Księdza Biskupa! 
1  2  3  następne ›
Wykorzystano fragmenty książki "Kwiatki Jana Pawła II" Jana Turnaua i Janusza Poniewierskiego, Wydawnictwo Znak, Kraków 2003.
Polska.pl
................................

Polska.pl > Jan Paweł II >                Cytaty

Orędzie "Internet nowym forum głoszenia ewangelii", 2002
Dla Kościoła nowy świat cyberprzestrzeni jest wezwaniem do wielkiej przygody w posługiwaniu się jej potencjałem dla głoszenia orędzia ewangelicznego. To wyzwanie jest u początku tego tysiąclecia istotą znaczenia naśladowania Chrystusa i jego nakazu: "Duc in altum!" (Łk 5,4). (Orędzie "Internet nowym forum głoszenia ewangelii", 2002) 
Płock, 8 września 1991
Nigdy nie jest tak, żeby człowiek, czyniąc dobrze drugiemu, tylko sam był dobroczyńcą. Jest równocześnie obdarowywany, obdarowany tym, co ten drugi przyjmuje z miłością. (Płock, 8 września 1991) 
Plac św. Piotra, 22 października 1978
Nie lękajcie się! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Otwórzcie drzwi Jego zbawczej władzy, otwórzcie jej granice państw, systemy ekonomiczne i polityczne, szerokie obszary kultury, cywilizacji i rozwoju. Nie lękajcie się! Chrystus wie, co kryje się we wnętrzu człowieka. Jedynie On to wie! Dziś człowiek tak często nie wie, co nosi w sobie, w głębi swej duszy, swego serca. Jak często jest niepewny sensu swego życia na tej ziemi. Ogarnia go zwątpienie, które przeradza się w rozpacz. (Plac św. Piotra, 22 października 1978) 
Bukareszt, 8 maja 1999, Homilia do grekokatolików
Uzdrówcie rany przeszłości miłością. Niech wspólne cierpienie nie prowadzi do rozłamu, ale niech spowoduje cud pojednania. (Bukareszt, 8 maja 1999, Homilia do grekokatolików) 
Encyklika "Fides et ratio"
Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. Sam Bóg zaszczepił w ludzkim sercu pragnienie poznania jego samego, aby człowiek - poznając Go i miłując - mógł dotrzeć także do pełnej prawdy o sobie. (Encyklika "Fides et ratio") 
Tunis, 14 kwietnia 1996
Nikt nie może zabijać w imię Boga, nikt nie może akceptować odbierania życia braciom. (Tunis, 14 kwietnia 1996) 
Gniezno, 3 czerwca 1997
Po upadku jednego muru, tego widzialnego, jeszcze bardziej odsłonił się inny mur, niewidzialny, który nadal dzieli nasz kontynent - mur, który przebiega przez ludzkie serca. Jest on zbudowany z lęku i agresji, z braku zrozumienia dla ludzi o innym pochodzeniu, kolorze skóry, przekonaniach religijnych, z egoizmu politycznego i gospodarczego oraz z osłabienia wrażliwości na wartość życia ludzkiego i godność każdego człowieka. Nawet niewątpliwe osiągnięcia ostatniego okresu na polu gospodarczym, politycznym i społecznym nie przesłaniają istnienia tego muru. Jego cień kładzie się na całej Europie. (Gniezno, 3 czerwca 1997) 
Oświęcim, 7 czerwca 1979
Za wojnę są odpowiedzialni nie tylko ci, którzy ją bezpośrednio wywołują, ale również ci, którzy nie czynią wszystkiego co leży w ich mocy, aby jej przeszkodzi. (Oświęcim, 7 czerwca 1979) 
Jasna Góra, 19 czerwca 1983
Przebaczenie jest mocne mocą miłości. Przebaczenie nie jest słabością. Przebaczać nie oznacza rezygnować z prawdy i sprawiedliwości. Oznacza zmierzać do prawdy i sprawiedliwości drogą Ewangelii. (Jasna Góra, 19 czerwca 1983) 
Nowy Jork, 2 paździenika 1979
Troska o dziecko jest pierwszym i podstawowym sprawdzianem stosunku człowieka do człowieka. (Nowy Jork, 2 paździenika 1979) 
1  2  następne ›
....................

Polska.pl > Jan Paweł II >                 Strony www
strona: 1  2

Pielgrzymki do Polski Jana Pawła II
Pielgrzymki do Polski Jana Pawła II, Papież - życie, twórczość, biografia i testament Jana Pawła II. Jan Paweł II autorytet który na zawsze zostanie w pamięci. Legenda przełomu XX i XXI wieku. Człowiek, który zmienił historię współczesnego świata tu znajdziesz informacje na temat Jana Pawła II. Papież Jan Paweł II - Pope John Paul II
http://www.watykan.ovh.org/polski.htm
Serwis Papieski
Strona Serwisu Papieskiego. Na stronie: Poczet Papieży, Sobory Powszechne.
http://www.serwispapieski.katowice.opoka.org.pl/
Pomniki Jana Pawła II
Strona jest wynikiem zgromadzonych informacji o pomnikach Jana Pawła II, będącego odbiciem poszukiwań do pracy doktorskiej.
http://rilian.republika.pl/
Serwis papieski Parafii Najświętszej Maryi Panny w Andrespolu
Serwis Parafii Najświętszej Maryi Panny Nieustającej Pomocy w Andrespolu.
http://www.archidiecezja.lodz.pl/~andrespol/index.html
Serwis papieski Telewizji Polskiej
Życie i pontyfikat Jana Pawła II w archiwum TVP.
http://www.tvp.pl/papiez/
Ścieżkami Jana Pawła II
Kraków - jedyne miasto, które posiada zakątki związane z całym życiem papieża Jana Pawła II. 25 najważniejszych miejsc związanych z Ojcem Świętym.
http://www.krakow.pl/turystyka/trasy/?id=jpii/trasa.html
Katolicki Uniwersytet Lubelski
Serwis poświęcony Karolowi Wojtyle, niezwykłemu profesorowi tejże uczelni, który pozostawił niezatarty ślad we wdzięcznej pamięci swoich wychowanków.
http://www.kul.lublin.pl/papiez/
"Opoka" - Jan Paweł II
Strona w serwisie Fundacji Opoka, powołana przez Konferencję Episkopatu Polski, ktorej zadaniem jest służenie Kościołowi katolickiemu w Polsce w zakresie tworzenia systemu elektronicznej wymiany informacji oraz serwisu internetowego www.opoka.org.pl.
http://www.opoka.org.pl/zycie_kosciola/jan_pawel_ii/

http://papiez.polska.pl/  - tu znajdziecie Panstwo duzo informacji na temat
Jana Pawla II

=========================================================

Wspomnienia

Ola Miedziejko | Onet.pl | 29 Kwiecień 2011 | Komentarze (30)
 
                                                                 Ułożyłem dla Ciebie piosenkę Lolku...

Jan Paweł II i Egeniusz Mróz/ Archiwum prywatne

Papież Jan Paweł II miał 9 lat kiedy zmarła mu mama. Miał lat 14, kiedy zmarł jego starszy brat Mundek. Dlatego nikt tak dobrze jak on nie rozumiał słów, które widział na kościele z okna swego domu „Czas ucieka, wieczność czeka.”
Eugeniusz Mróz ma 91 lat i wyśmienitą pamięć. Gdy zamyka oczy widzi przed sobą Limanową w której się urodził, widzi też Wadowice do których przeniósł się z tatą - urzędnikiem skarbowym i widzi swojego sąsiada z kamienicy przy ulicy Rynek 2 - Lolka Wojtyłę.

To był pogodny, postawny chłopak z szerokimi barami - wspomina pan Eugeniusz. Od początku zapatrzony w mamę Emilię, słabego zdrowia kobietę, która nie pracowała, a jedynie dorabiała sobie szyciem. To zresztą mama kreśliła jako pierwsza znak krzyża na jego czole. Miał 9 lat gdy umarła na nerki i serce. Bardzo to przeżywał.Wcześniej zmarła jego maleńka siostrzyczka, a kilka lat później ukochany brat Mundek.

Edmund pracował w szpitalu, był świetnie zapowiadającym się lekarzem - mówi pan Eugeniusz. Zaraził się szkarlatyną i zmarł. Lolek został tylko z ojcem, surowym człowiekiem, emerytowanym oficerem Dwunastego Pułku Piechoty. Mundury przerabiał na bluzy i spodnie dla Lolka. To właśnie ojciec nauczył go odpowiedzialności, pilności i tego, że każdy dzień trzeba dokładnie zaplanować i sumiennie przepracować.

Miłość do piłki nożnej

Bo Lolek podobnie jak Mundek, uwielbiał grać w piłkę. Zazwyczaj grało się pod kościołem, ale odkąd stłukliśmy witraż, ksiądz stale nas stamtąd przeganiał - wspomina pan Mróz. No to szliśmy kopać na błonia, na uliczki. Nie było wtedy boisk, stadionów, nie było nawet bramek. My rozstawialiśmy je z kamieni, a Mundek zawsze ustawiał Lolka jako żywy słupek. Ile razy oberwał on piłką! Nigdy nie uciekał. Potem sam stał na bramce, miał barczyste ramiona, więc zasłaniał sobą jej połowę. Trudno było wrzepić mu gola, chociaż się zdarzało.

Karol Wojtyła grał zwykle godzinkę, może dwie. Potem leciał do domu, do nauki. Miał najlepsze oceny - opowiada pan Eugeniusz. Nie było od niego lepszych. Pracował na to godzinami, a trzeba pamiętać, że chodziliśmy do liceum klasycznego. Mieliśmy tam łacinę, grekę. Już po latach, kiedy spotkaliśmy się z nim jako Papieżem, potrafił recytować z pamięci swoją rolę Hajmona z „Antygony” Sofoklesa – grał ją w szkolnym teatrze. Pamięć miał wyśmienitą.

Inny niż wszyscy

Ja wiem, że to teraz brzmi niewiarygodnie, ale my naprawdę wyczuwaliśmy, że on jest inny niż my - wzdycha przyjaciel papieża. Na czym to polegało? On był taki solidarny, szlachetny. Wie pani, nie dawał ściągać, nie podpowiadał. Uważał, że to będzie ze szkodą dla ucznia, który ściągnie. Jak napisał klasówkę pierwszy w klasie, to czekał tak długo, aż wszyscy inni oddadzą, żeby nie było jaki on jest wspaniały.
Jak woźnego z liceum klasycznego zwanego przez chłopców Tercjanem przejechał samochód, to Lolek pierwszy pobiegł do księdza z prośbą, by ten szybko przyszedł na miejsce wypadku i udzielił konającemu panu Antoniemu ostatniego namaszczenia. Potem rozpoczął zbiórkę datków na osierocone dzieci i żonę Tercjana.

O dziewczynach pan Eugeniusz nie chce opowiadać. - Chodziliśmy na randki, całowaliśmy się, opowiadaliśmy sobie o tym, która dziewczyna się komu podoba. On nigdy nic nie mówił. Gdyby jakąś miał, to ja bym wiedział, na pewno. Był nie tylko moim sąsiadem, był przyjacielem… On wolał wyżywać się w sporcie, turystyce, w teatrze. Naprawdę...

Droga usłana kamieniami

Lolek pragnął zostać aktorem. Grał w przedstawieniach szkolnych, chodził do teatru. Miał do tego talent. Jego pierwsze kroki po maturze to rozpoczęte studia na polonistyce, przerwane przez wojnę. Dlaczego nie poszedł do wojska w czasie drugiej wojny światowej? Miał kategorię B, więc poszedł do pracy w kamieniołomach w fabryce Solvay. Angażował się za to w działalność podziemnej, katolickiej organizacji konspiracyjnej - Unii, oni też na swój sposób walczyli z faszyzmem, nie tylko Armia Krajowa. Ja byłem w Armii, tułałem się po kraju, do Wadowic już nie wróciłem i po wojnie osiadłem w Opolu - wspomina pan Mróz. Karol Wojtyła jeszcze w czasie wojny zaczął studia teologiczne. W 1941 roku zmarł jego ojciec i Lolek został sam. A potem zaczęła się jego droga ku wzgórzom Watykanu.

Eugeniusz Mróz skończył w tym czasie studia prawnicze i podjął pracę radcy prawnego w dużej firmie budowlanej. Ożenił się, urodziły mu się dzieci. Kontakt z Lolkiem utrzymywał jednak nadal. Pamiętam rok 1948, naszą dziesiątą rocznicę matury - wspomina. Usiedliśmy w naszej klasie, na swoich miejscach i dyrektor wyczytywał nas z nazwiska, tak jak na lekcjach. W dziesięciu przypadkach odpowiedziało mu milczenie, bo dziesięciu z nas zginęło w czasie wojny. Pozostało jeszcze trzydziestu. Dziś żyje nas już tylko trzech.

Potem spotykaliśmy się z Lolkiem zawsze w ostatnią niedzielę grudnia, u niego w Krakowie, w siedzibie Archidiecezji. Śpiewaliśmy pieśni, mieliśmy kilka ulubionych, w tym kolędę ”Oj maluśki, maluśki”. Ja zawsze przy tym przygrywałem na harmonijce ustnej. Lolek bardzo to lubił. Wspominaliśmy dawne czasy. Czy ktoś z nas mu zazdrościł, że zaszedł tak wysoko? Nie. A czego? Miał takie same problemy jak my. Martwił się, przeżywał różne rzeczy. Tyle miał na głowie. Raczej pamiętam, że to my dzięki niemu stawaliśmy się bardziej cierpliwi, wrażliwi na ból, na krzywdę ludzką. Tak to się jakoś działo.
Empatia papieża

Wiele razy odwiedzaliśmy Lolka w Watykanie, byliśmy też w Castel Gandolfo - uśmiecha się pan Eugeniusz. Pamiętam, że to wtedy zaczęliśmy do niego mówić Ojcze Święty, Lolku już nie wypadało. On bardzo lubił te nasze przyjazdy, wspomnienia z młodości, zawsze wiedział, co się u kogo dzieje. Także to, że zmarła moja córka, potem żona. Że syn zachorował na łuszczycę i teraz leży u mnie w mieszkaniu, w głębokiej depresji, powalony przez chorobę. Ma przykurcz rąk, sam nie może nic zrobić. Żona się od niego wyprowadziła i ja mając 91 lat opiekuję się 52 letnim synem. Wiem, czytałem gdzieś, że jest jakaś terapia na tę łuszczycę, kładzie się chorego do akwarium i specjalne rybki zjadają te jego łuski, ale mnie na to nie stać. Czasem myślę, że być może będę musiał sprzedać moje relikwie po Papieżu, a mam na przykład ponad sto listów od niego. Oddałbym je w dobre ręce w zamian za możliwość ratowania syna i wiem, że Lolek by to zrozumiał.

Jan Paweł II sam przeżył wiele, ale pochylał się nad nieszczęściami innych. Zdawał z nami maturę Witek Karpiński - mówi pan Eugeniusz. Potem po wojnie aresztowało go UB za to, że walczył na Wileńszczyźnie przeciw Ruskim. No i skazali go na 10 lat więzienia. Dostał za to nawet wyrok śmierci, ale potem go ułaskawiono. Kiedy Ojciec Święty był w Krakowie w 1986 roku, to po kolacji podszedł z nami do Witka i powiedział mu „Witek, wiedziałem, że to przeżyjesz, rozmawiałem z Tobą w myślach, wysyłałem Ci słowa otuchy. Byłem pewien, że dasz radę”.

Ostatnie spotkania

Kiedy spotkaliśmy się w czasie pielgrzymki papieża do Polski w 2002 roku, to wiedzieliśmy już, że jest bardzo chory - wzdycha pan Eugeniusz. W czasie kolacji nie było już wspominania, nie było tej atmosfery co przedtem. No i co najważniejsze, nie śpiewaliśmy już piosenek z lat młodości. Lolek nie chciał.Ostatni raz widziałem Go właśnie wtedy. Ojcze Święty, za rok nasza 65 rocznica matury, musisz na niej być - powiedziałem. On wtedy spojrzał na mnie tak jakoś uważniej niż zwykle, zamilkł i po chwili powiedział "Jak Bóg da, Gieniu, jak Bóg da"…

Niestety nie udało się. W 2004 r. pan Mróz pojechał jeszcze do Watykanu by modlić się o zdrowie papieża, ale On prosił już tylko o modlitwę wtedy, gdy odejdzie do Domu Ojca Swego. Wiedział, że umiera. Nie bał się śmierci, to dlatego mówił ludziom tak pewnym głosem „Nie lękajcie się”…
Piosenka dla Lolka

Dziś pan Eugeniusz także nie boi się śmierci. Mimo moich lat nigdzie mi się nie śpieszy - uśmiecha się niewinnie. Jeszcze mam tu do załatwienia parę spraw: wyleczyć syna, pobawić prawnuka. Ale jeśli będę odchodził to spokojnie, z pokorą i bez lęku. Choć wiem, że tak zaraz Lolka nie zobaczę. Bo on na pewno jest w niebie, a ja zasłużyłem na czyściec, ale po nim… kto wie…

Tuż po śmierci Jana Pawła II pan Eugeniusz wybrał się na Górę Świętej Anny i tam przy kapliczce położył kwiaty, pomodlił się, zapalił znicz. I zagrał na harmonijce tylko dla Lolka, dokładnie tak jak kiedyś. A potem zaśpiewał zwrotkę, którą sam ułożył dla niego na melodię ich ulubionej kolędy „Oj maluśki, maluśki” A szło to tak:

Módl się, Janie Pawle

O pomyślność świata

Niech twe wstawiennictwo

Wszystkich ludzi zbrata

Śpiewajmy i grajmy Mu

Znad Wisły do Watykanu

Znad Wisły do Watykanu…

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/ulozylem-dla-ciebie-piosenke-lolku,184,page1.html

Scaliłem posty
Darek
« Ostatnia zmiana: Październik 13, 2011, 20:30:42 wysłane przez Dariusz » Zapisane
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #26 : Październik 13, 2011, 20:33:25 »

>Rafaelo<,
kliknij na ten napis.  Duży uśmiech
Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #27 : Październik 14, 2011, 20:41:36 »


Milena Kindziuk | Niedziela | 6 Maj 2011 | Komentarze (0)

                                                                                       Tu serce mocniej biło

Nie ma na świecie drugiego zakątka, który był Papieżowi tak bliski jak Polska. Zgubił się człowiek z Polski, z Krakowa i jest w Rzymie! – mówił o sobie Jan Paweł II
Gdy księża z Polski przyjeżdżali do Watykanu, Ojciec Święty zawsze pytał: „Co na Wawelu?”. „Wszystko dobrze” – odpowiedział mu kiedyś jeden z kapłanów. A Papież na to: „Serce dzwonu Zygmunta pękło, a ty mówisz, że wszystko dobrze?!”.

Kiedyś postawiono papieżowi Janowi Pawłowi II zarzut, że tak wiele czasu poświęca sprawom polskim – chyba aż 60 procent. „Ile? 60 procent? Może nawet 60, przecież jestem Polakiem!” – odpowiedział Ojciec Święty.

W każdej niemal rozmowie dało się wyczuć ogromną nostalgię za Ojczyzną. Przez cały pontyfikat Papież powracał wspomnieniami do stron rodzinnych, do krajobrazów, górskich szlaków, ukochanych rzek. Z jednej strony został od tego wszystkiego raz na zawsze oderwany, ale jednocześnie nie było to oderwanie absolutne.

Nie ulega wątpliwości, że na tej mapie szczególne miejsce zajmował Kraków. „Tu mieszkam. Jak by się kto pytał: Franciszkańska 3” – mówił Ojciec Święty do młodzieży z okna krakowskiej Kurii.
Wówczas w pokoju Karola Wojtyły mieszkał jego następca – kard. Franciszek Macharski. Ale tak naprawdę obaj do końca nie ustalili, czyj to pokój. Bo kiedy kard. Macharski powiedział Papieżowi w czasie jednej z pielgrzymek, że tu może nocować, bo jest u siebie, Ojciec Święty zapytał: „Ale gdzie ty pójdziesz mieszkać, Franciszku?”.

Jednak to nie od Franciszkańskiej zaczęły się związki Karola Wojtyły z Krakowem. Pierwsze były Krakowskie Dębniki. To tam, przy ul. Tynieckiej, do dziś stoi jednopiętrowy budynek. Jedynie wisząca na bramie tabliczka z papieskim herbem wskazuje, że mieszkał tam kiedyś Karol Wojtyła – student polonistyki i robotnik Solvayu.

Z Tynieckiej jest blisko do kolejnego miejsca papieskiego w Krakowie – do kościoła Ojców Salezjanów. Młody Wojtyła często tam się modlił. Można było zobaczyć go zwłaszcza wczesnym rankiem na klęczniku. Odmawiał wtedy półgłosem jakieś modlitwy, a koledzy żartowali, że mruczy jak chrabąszcz – opowiada jeden z duchownych. Teraz Karola Wojtyłę w salezjańskiej świątyni upamiętnia tablica, na której wyryty jest napis: „Przed tym obrazem Wspomożycielki wymodlił sobie i ugruntował dar powołania kapłańskiego Karol Wojtyła, apostoł różańca, robotnik Solvayu, artysta słowa, Ojciec Święty Jan Paweł II”.
Jeszcze ciepłe, przyda się

Gdy w czasie okupacji młody Karol Wojtyła chodził do pracy w fabryce Solvay, mijał klasztor Matki Bożej Miłosierdzia w Łagiewnikach. Codziennie do niego zaglądał, lubił modlić się tam przed obrazem Jezusa Miłosiernego z napisem: „Jezu, ufam Tobie”. Interesował się też prowadzonym przez siostry ośrodkiem dla dziewcząt moralnie zagubionych, wielokrotnie odwiedzał zakład wychowawczy, a później – gdy władze państwowe odebrały siostrom zakład dla dziewcząt – świetlicę „Źródło”. Aż do wyboru na papieża co roku spotykał się z młodzieżą, zawsze w niedzielne popołudnie, w okolicach Trzech Króli. Ze wszystkimi łamał się opłatkiem, rozmawiał, a na zakończenie siadał obok młodych gitarzystów i prosił, by zagrali najnowsze przeboje. Błogosławił dzieci, którym pozwalał mówić na „ty”, przymierzać biret kardynalski i wspinać się na kolana, by potem wziąć je na ręce. Żartował przy tym: „U was zawsze jest podwójny program: ten starannie przygotowany i ten nieprzewidziany, spontaniczny”.

Wojtyła, na ile tylko mógł, wspierał ośrodek materialnie. Kiedyś podarował jednej z sióstr pieniądze, które otrzymał od jakiegoś proboszcza, i spytał: „Czy to wystarczy?”. I po chwili dodał: „A to z ręki do ręki, jeszcze ciepłe, przyda się”.

Siostra pójdzie do nieba, a „Dzienniczek” nie może zginąć

To miejsce było mu bliskie także w czasach, kiedy został biskupem w Krakowie. Włączył się wtedy osobiście w szerzenie kultu Miłosierdzia Bożego. Podejmował starania o zniesienie tzw. notyfikacji, czyli zakazu Stolicy Apostolskiej dotyczącego szerzenia kultu Bożego Miłosierdzia według form podanych przez s. Faustynę.

Nieżyjąca już s. Beata Piekut, wicepostulator sprawy beatyfikacji s. Faustyny, opowiadała, że gdy w roku 1962 udała się do abp. Wojtyły z prośbą o zbadanie w Rzymie sprawy objawień s. Faustyny, od razu otrzymała zapewnienie, że tym się zajmie. Wkrótce abp Wojtyła oznajmił siostrom, że pozwolono mu rozpocząć proces beatyfikacyjny s. Faustyny. „Musimy szybko brać się do roboty” – usłyszała wtedy s. Beata.

Z pracami nad przebiegiem procesu wiąże ona jeszcze jedno wspomnienie. Otóż, kiedy jeden z księży zażądał od niej, by dostarczyła mu oryginalne zapiski s. Faustyny, zapytała wówczas kard. Wojtyłę, jak ma postąpić. Powiedział: „Proszę powiedzieć Księdzu Profesorowi, że ja siostrze zabroniłem wynieść oryginał zapisków. Jeżeli Ksiądz Profesor chce coś sprawdzić, to niech się pofatyguje do Łagiewnik i u was, na miejscu, sprawdzi. A siostrze stanowczo zabraniam kiedykolwiek wynieść te zapiski za próg klasztoru. Będzie siostra jechała tramwajem, tramwaj się wykolei i «Dzienniczek» zginie. I siostra zginie, ale to nic, bo siostra pójdzie do nieba, a «Dzienniczek» nie może zginąć!”.
Od krypty Leonarda do serca Polski

Marek Cholewka, autor książki „Przez Podgórze na Watykan”, wspomina, że podczas jednej z papieskich pielgrzymek siedział w mieszkaniu proboszcza katedry wawelskiej, na pierwszym piętrze. Ustalali szczegóły przyjęcia Papieża na śniadanie. Nagle wpadł bp Stanisław Dziwisz i oznajmił, że starszemu już Papieżowi trudno będzie wejść po schodach na pierwsze piętro, śniadanie więc trzeba przygotować na parterze. – Ale na parterze mieszka dozorca – usłyszał od proboszcza. Dla Papieża nie był to jednak problem i zjadł śniadanie w mieszkaniu dozorcy.

Wawel to ukochane miejsce Papieża w Ojczyźnie. Jan Paweł II wiele razy mówił, że jak przekracza progi tej katedry, to serce mu bije mocniej. Tak jakby szykował się na wielki koncert, gdzie wszystko śpiewa i gra, gdzie tak silnie przemawia historia: św. Stanisław czy św. Jadwiga.

I tak stare mury królewskiej katedry pamiętają Wojtyłę jako studenta, który z upodobaniem siadał po prawej stronie, naprzeciw ołtarza św. Stanisława, i się modlił. Najbardziej ukochał jednak kryptę św. Leonarda. Z pewnością dlatego, że tam właśnie 2 listopada 1946 r. odprawił swoją Mszę św. prymicyjną.
Sercem Polski dla Wojtyły była również krypta Wieszczów Narodowych: Norwida i Mickiewicza. To ich dzieła znał na pamięć i chyba setki razy przywoływał podczas przemówień i homilii. Nic więc dziwnego, że gdy księża z Polski przyjeżdżali do Watykanu, Ojciec Święty zawsze pytał: „Co na Wawelu?”. „Wszystko dobrze” – odpowiedział mu kiedyś jeden z kapłanów. A Papież na to: „Serce dzwonu Zygmunta pękło, a ty mówisz, że wszystko dobrze?!”.

Widzisz, na co ci to przyszło!

Mówiąc o związkach Papieża z Ojczyzną, nie sposób pominąć podkrakowskiego Tyńca, a w nim klasztoru benedyktynów. „W Tyńcu bywałem parę razy w roku. Pamiętam o. Piotra Rostworowskiego i wszystkich benedyktynów z tamtych czasów...” – wspominał Papież, kiedy w 2002 r. odwiedził klasztor tyniecki. Zanim został papieżem, przyjeżdżał tutaj delektować się ciszą w myśl panującej tam starej zasady: „Ora et labora” – módl się i pracuj. I niezwykłym klimatem duchowym tego miejsca.

Karol Wojtyła lubił przemierzać drogę do benedyktyńskiego klasztoru, pod górę, wzdłuż grubych, średniowiecznych murów. W czasie okupacji przyjeżdżał tu rowerem. Po wojnie natomiast – pekaesem, ale tylko do Kostrza, a potem kilka kilometrów szedł pieszo do Tyńca.
Kiedy zjawił się w klasztorze po raz pierwszy – benedyktyni nie pamiętają. Pierwszy zapis w kronice pochodzi z września 1946 r.: „Dzisiaj odwiedził nas ks. Wojtyła z seminarium krakowskiego”. Było to na dwa miesiące przed jego święceniami. Ale na pewno bywał w Tyńcu wcześniej, gdy mieszkał na krakowskich Dębnikach. Z tamtych czasów pamiętał Wojtyłę zmarły w 2005 r. o. Augustyn Jankowski. Jako nowicjusz zamiatał akurat klasztorne schody. I wtedy nadszedł właśnie młody ksiądz Karol Wojtyła. „Widzisz, na co ci to przyszło!” – powiedział do o. Jankowskiego. Po latach obaj spotkali się na międzynarodowym kongresie naukowym w Rzymie. Papież, który miał doskonałą pamięć, przywitał zakonnika słowami: „Widzisz, na co ci to przyszło!”.

Ksiądz, a później biskup Wojtyła niekiedy całymi godzinami modlił się w tamtejszym kościele, klęcząc przed Najświętszym Sakramentem. A kiedy tu nocował, zawsze włączał się w klasztorny rytm dnia. Urzekał go łaciński śpiew monastyczny.
Z tamtych czasów pamięta w Tyńcu Wojtyłę o. Leon Knabit. – To do mnie Papież powiedział kiedyś żartem, szukając definicji mnicha: „kupa kości owiniętych w czarny materiał” – wspomina ze śmiechem benedyktyn.

Ślady papieskie w Tyńcu można odnaleźć także w tzw. Opatówce, czyli w Domu Gości, przylegającym do kościoła. Pokój numer 16, który zajmował na parterze, do dziś ma ten sam wystrój: łóżko, klęcznik, przy oknie stolik i cztery drewniane krzesła, a na ścianach XVII-wieczne linoryty i zabytkowy
krucyfiks. Lubił też spacerować po wałach wiślanych. Bo nurt płynącej w dole Wisły, w której przeglądał się klasztor, sprzyjał kontemplacji.

Pożegnanie z Ojczyzną

Miejscem bardzo bliskim Ojcu Świętemu jest grób jego rodziców na cmentarzu Rakowickim. Po raz ostatni Papież odwiedził go w 2002 r., podczas pielgrzymki, która stanowiła zarazem jego pożegnanie z Polską. Mówił wtedy z okna przy Franciszkańskiej: „Od pierwszego wieczornego spotkania w tym miejscu upłynęły 23 lata. I wszyscy są o 23 lata starsi – zarówno Papież, jak i ten Pietrek, co stoi pod oknem siedziby arcybiskupów. Zbliża się śmierć i ostateczne rozstanie. Koniec jest nieuchronny. Nic nie poradzimy. Jest tylko jedna rada. To jest Pan Jezus. «Jam jest zmartwychwstanie i życie». To znaczy, pomimo starości, pomimo śmierci – młodość w Bogu”.

Rozstanie nadeszło w 2005 r. Pod papieskie okno na Franciszkańskiej przyszły tłumy – jak wtedy, gdy pielgrzymował do Krakowa. Podobnie było na Błoniach, w Łagiewnikach i w Tyńcu.
Od śmierci Papieża minęło już sześć lat, ale w miejscach związanych z Karolem Wojtyłą w jego Ojczyźnie można spotkać „Pietrków”. Starszych i młodych. Z całego świata. Wszyscy oni przyjeżdżają do Polski, by lepiej poznać – a przez to lepiej zrozumieć – Człowieka, który odmienił ich życie

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/tu-serce-mocniej-bilo,254,page1.html.

 
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #28 : Październik 19, 2011, 11:09:27 »

                                                                                 Burzył mury

Łukasz Kaźmierczak | Przegląd Katolicki | 29 Kwiecień 2011 | Komentarze (1)

Sporo ich było. Te wielkie i prawie niewidoczne; grube, w które trzeba było uderzać z całej siły, i takie, które upadały od jednego papieskiego spojrzenia. Mury pontyfikatu Jana Pawła II.
Mur komunizmu
Na początek skojarzenie najbardziej oczywiste, wręcz dosłowne, bo dotyczące upadku muru berlińskiego. Dziś żaden szanujący się politolog nie ma już wątpliwości, że krach komunizmu był wypadkową dwóch czynników: nieubłaganych prawideł ziemskiej ekonomii – która nie pozwoliła na dalsze funkcjonowanie skrajnie niewydolnego systemu – oraz właśnie wpływu ekonomii wiary. Moc Ducha uosabiana przez papieża zza żelaznej kurtyny stała bowiem w tak wielkiej sprzeczności z komunistyczną fikcją propagandową, że całe to "imperium zła", prędzej czy później, musiało zawalić się niczym domek z kart. Od Berlina aż po Władywostok.
Miał więc rację radziecki gensek Leonid Breżniew, mówiąc do swojego polskiego odpowiednika Edwarda Gierka, w przeddzień pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny: "Radzę wam, nie przyjmujcie go, bo będziecie mieli z tego wielkie kłopoty". I kłopoty rzeczywiście były. Papieskie słowa wypowiadane w Warszawie, Oświęcimiu, Krakowie czy Gdańsku okazały się wielkimi gwoździami do politycznych trumien wszystkich tych żiwkowów, husaków, jaruzelskich i andropowów.
I tylko owej mocy Ducha Świętego zawdzięczać możemy, że cała ta bezprecedensowa rewolucja dokonała się w sposób niemalże bezkrwawy.

Mur ludzkich serc
Niewiele osób pamięta dziś, jak wyglądała Polska epoki późnego Gierka: marazm, apatia, zniechęcenie i raczkujące próby zorganizowania opozycji antykomunistycznej, zderzające się z szarą rzeczywistością walki o papier toaletowy i przydziałową szklankę. Dryfowanie. I wtedy pojawił się on. To dla niego ludzie wyszli na ulice w bezprecedensowym, oddolnym „Narodowym Spisie Powszechnym”. Polacy mogli wreszcie „policzyć się” i zobaczyć, jak wielką stanowią siłę jako solidarna zbiorowość. W jednej chwili papież zburzył w sercach Polaków mury ufundowane na nieufności, „tumiwisizmie”, braku wiary i niedostatkach odwagi.
A potem reanimował nas duchowo jeszcze wiele razy: w 1983 r., kiedy naród z przetrąconym przez stan wojenny kręgosłupem znów wyszedł na ulice po to, by przekonać się, że nadal „moc jest z nami”. I w wolnej Polsce, gdy po solidarnościowej euforii przyszło kolejne zniechęcenie, tym razem w zderzeniu z twardymi realiami gospodarki wolnorynkowej. Za każdym razem papieskie słowa przywracały nas jednak „do pionu”. Dopóki go nie zabrakło…

Mur getta
Stosunek Jana Pawła II do „starszych braci w wierze” bardzo łatwo można sprowadzić do ładnej ikonki oprawionej w zdanie: „pierwszy papież, który przekroczył próg synagogi”. Ale to byłoby zbyt wielkie uproszczenie, nieobejmujące w istocie ogromu pracy wykonanej przez papieża Polaka dla zburzenia wysokiego muru nieufności wyrosłego między katolikami i żydami.
Nie sztuką jest bowiem stanąć u podnóża jerozolimskiej Ściany Płaczu. Trzeba to jeszcze zrobić w taki sposób, aby nikt, nawet najbardziej zapiekły krytyk, nie mógł powiedzieć: to tylko tani chwyt, pusty gest obliczony na pokaz, bezwartościowa ekumeniczna „poprawność religijna”. Papieżowi udało się uniknąć tego wrażenia. Był maksymalnie autentyczny, bo stało za nim doświadczenie chłopca z małego polsko-żydowskiego miasteczka w Galicji, któremu w chwili dorastania przyszło patrzeć, jak cały ten świat ginie w szaleństwie Holokaustu.
I rzecz charakterystyczna: z woli samego papieża w owym odnowionym dialogu katolicko-żydowskim nie było programowej symetrii, określania warunków brzegowych ani domagania się „czegoś w zamian”. Papież kroczył ścieżką pojednania, nie oglądając się na innych i tak pewnie, jakby przemierzał swoje rodzinne, beskidzkie szlaki. „Pojednanie to droga jednokierunkowa” – zwykł mawiać.

Mur złotej klatki
Wbrew obiegowym opiniom Jan Paweł II nie był wcale pierwszym nowożytnym papieżem wyruszającym z apostolstwem poza mury Watykanu. Sporo pielgrzymował już Paweł VI, któremu udało się dotrzeć praktycznie na wszystkie kontynenty. Nikt jednak wcześniej nie robił tego na taką skalę i w tak spektakularny sposób jak papież Polak.
On wyraźnie i z premedytacją wkładał głowę do jaskini lwa. Pojawiał się w najbardziej zapalnych miejscach świata: na Bałkanach i w sfanatyzowanych krajach islamskich; wśród mieszkańców głodującej Afryki i stając twarzą w twarz z wojującymi antypapistami w państwach zachodniej Europy; na salonach światowej polityki i w fawelach brazylijskiej biedoty, w nędznych leprozoriach i w przepychu królewskich komnat. Każda zaś Janowopawłowa pielgrzymka była wydarzeniem arcyważnym, które przez wiele dni, miesięcy, czasem nawet lat odciskało swoje piętno na rzeczywistości odwiedzanego kraju.
Nie dane mu było jedynie złożyć swojego charakterystycznego pielgrzymiego pocałunku na surowej rosyjskiej ziemi…

Mur powagi
Pontyfikat Jana Pawła II nie bez przyczyny nazywany bywa „epoką kremówkową”. Wbrew pozorom nie jest to jednak wyłącznie przejaw taniego sentymentalizmu i banalizowania papieskiego nauczania. Raczej nieodzowne dopełnienie, bez którego trudno byłoby kolejnym pokoleniom zrozumieć fenomen magnetyzującej osobowości polskiego papieża.
Jak bowiem pomieścić w jednej postaci dwie tak skrajnie różne osoby? Z jednej strony poważnego, niezwykle głębokiego teologa, wychodzącego w swoich rozważaniach daleko poza granice pojmowania ludzkiego umysłu, a z drugiej swojskiego, tryskającego humorem górala Karola Wojtyłę z jego największym atutem: ujmującą bezpośredniością.
Bardzo dobrze ową dwoistość oddają słowa, jakie nowo wybrany papież miał wypowiedzieć chwilę po konklawe do swego sekretarza, ks. Stanisława Dziwisza: „Stasiu, kuniec z nartami”. Ale tym razem pomylił się – narty się nie skończyły. A przynajmniej nie w tym znaczeniu, jakie Jan Paweł II miał na myśli.
Bo to chyba naprawdę pierwszy biskup Rzymu, który nie będzie kojarzony wyłącznie z typowymi atrybutami papieskości, ale pewnie równie mocno z uchwyconymi przypadkowo przez fotografa „okularkami” zrobionymi z odwróconych Wojtyłowych dłoni.

Mur pokoleniowy
Słynne papieskie „szukałem was” brzmi dziś jak truizm i tysiące razy powtarzane hasło. Ale w czasach, gdy Karol Wojtyła jako młody kapłan zaczynał dopiero budować zręby swojego autorskiego sposobu na pracę z młodzieżą, była to postawa nietypowa, niemal niespotykana. W tamtych czasach królowały relacje oparte raczej na surowym rozgraniczeniu: nauczyciel–uczniowie.Przyszły papież postawił na zupełnie nowy rodzaj kontaktu i zupełnie nowy język: bezpośredni, naturalny, pozbawiony tematów tabu. Czyli jedyne w swoim rodzaju „duszpasterstwo plecakowo-kajakowe”. Wspaniale pokazuje to jedna ze scen filmu Karol, człowiek który został papieżem: „Wujek” rozmawia otwarcie ze swoimi podopiecznymi z duszpasterstwa na temat miłości i wagi relacji intymnych w sakramencie małżeństwa. I jest chyba jedyną osobą, która nie oblewa się przy tym rumieńcem.
Owo „szukanie was” trwa oczywiście również przez cały papieski pontyfikat – od Światowych Dni Młodzieży, przez lednickie pola, aż po Plac św. Piotra, pamiętnego 2005 r.

Mur niedowiarstwa
W historii Kościoła było wielu mistyków i „taumaturgów” – świętych czyniących cuda. Nigdy jednak nie zostali oni „dowartościowani” tak bardzo jak w czasach pontyfikatu Jana Pawła II. To nie jest żaden przypadek. We współczesnym świecie „bez religii” takie postaci jak św. Ojciec Pio z Pietrelciny czy św. siostra Faustyna Kowalska są po prostu bezcenne. Stanowią wszak namacalną „wizytówkę Boga” i poruszający znak Jego mocy i dobroci.
W tym kontekście łatwiej pewnie zrozumieć ogromną determinację papieża w staraniach o wyniesienie na ołtarze kapucyńskiego stygmatyka i niezwykłą estymę, jaką przywiązywał do objawień maryjnych i kultu Bożego Miłosierdzia. „Fatima, Lourdes, San Giovanni Rotondo, Łagiewniki, Częstochowa – tam znajdziecie najlepsze lekarstwo na ludzkie niedowiarstwo” – zdawał się mówić papież, który jak nikt inny potrafił wyczuwać ducha dzisiejszych „niewiernotomaszowych” czasów.
A teraz mamy jeszcze cuda za jego wstawiennictwem.

Mur własnego ego
To jakby synteza wszystkich wymienionych przed chwilą murów. „Wielki Chiński Mur”, mur murów, przebijany przez Karola Wojtyłę nieustannie, każdego dnia. Wielka lekcja tego, czym powinna być życiowa pokora. Zarówno ta zawierająca się w jego maryjnym zawołaniu Totus Tuus – „Cały Twój” , jak i w cierpliwym znoszeniu cierpienia, własnej niedołężności i postępującej na oczach całego świata „wstydliwej” choroby Parkinsona.
A także w pokornym stosunku do bliźniego – wyznaczanym nie z kuszących wyżyn i firmamentów papieskiej nieomylności, ale wypływającym z głębokiej i oczywistej potrzeby bliskiego kontaktu z drugim człowiekiem. Zamiast „niedościgłego wzorca” ubranego w biskupi fiolet, kardynalską purpurę i papieską biel, żywy człowiek z krwi i kości, proszący, by nazywać go nadal „Wujkiem”, „młodszym bratem w wierze” i „pokornym czcicielem” Bożego Miłosierdzia. Papież Wojtyła, wadowicki Lolek, pamiętający każdego dnia o napisie oglądanym przez wiele lat z okien rodzinnego domu: „czas ucieka, wieczność czeka”.

Mur śmierci
„Odchodzenie na oczach całego świata”. „Wielkie Świadectwo”, „Patrzcie, jak umiera człowiek”, „Najlepsze rekolekcje jego życia”– tak po śmierci papieża określano często w mediach wydarzenia z kwietnia 2005 r. Nie bez przyczyny. Bo to dzięki Janowi Pawłowi II na ekranach telewizorów zagościła po wielu latach prawdziwa śmierć – ta „Wielka Nieobecna” naszych czasów – by użyć niezwykle celnego określenia dziennikarki Aliny Petrowej-Wasilewicz. Papież unieważnił na chwilę niepisaną umowę współczesnej cywilizacji, swoiste tabu śmierci, nakazujące wstydliwe wypychanie jej za szpitalne parawany i nieprzepuszczalne zasłony. Tym samym dał swój ostatni, jasny i mocny przekaz: „Umieram. Nie wstydzę się tego. Ty też tak możesz”.
I chyba miał rację jeden z kapłanów w swoim, tylko z pozoru szokującym stwierdzeniu, że papież nigdy nie wydawał mu się tak święty i tak blisko Boga jak wówczas, gdy na kilka dni przed śmiercią, ze śliną ściekającą z kącika