Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Maj 02, 2024, 03:10:03


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: [1] |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Odp: Karol Wojtyła -Jan Pawel II  (Przeczytany 1717 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Rafaela
Gość
« : Październik 13, 2011, 20:27:39 »

Wspomnienia

Ola Miedziejko | Onet.pl | 29 Kwiecień 2011 | Komentarze (30)
 
                                                                 Ułożyłem dla Ciebie piosenkę Lolku...

Jan Paweł II i Egeniusz Mróz/ Archiwum prywatne

Papież Jan Paweł II miał 9 lat kiedy zmarła mu mama. Miał lat 14, kiedy zmarł jego starszy brat Mundek. Dlatego nikt tak dobrze jak on nie rozumiał słów, które widział na kościele z okna swego domu „Czas ucieka, wieczność czeka.”
Eugeniusz Mróz ma 91 lat i wyśmienitą pamięć. Gdy zamyka oczy widzi przed sobą Limanową w której się urodził, widzi też Wadowice do których przeniósł się z tatą - urzędnikiem skarbowym i widzi swojego sąsiada z kamienicy przy ulicy Rynek 2 - Lolka Wojtyłę.

To był pogodny, postawny chłopak z szerokimi barami - wspomina pan Eugeniusz. Od początku zapatrzony w mamę Emilię, słabego zdrowia kobietę, która nie pracowała, a jedynie dorabiała sobie szyciem. To zresztą mama kreśliła jako pierwsza znak krzyża na jego czole. Miał 9 lat gdy umarła na nerki i serce. Bardzo to przeżywał.Wcześniej zmarła jego maleńka siostrzyczka, a kilka lat później ukochany brat Mundek.

Edmund pracował w szpitalu, był świetnie zapowiadającym się lekarzem - mówi pan Eugeniusz. Zaraził się szkarlatyną i zmarł. Lolek został tylko z ojcem, surowym człowiekiem, emerytowanym oficerem Dwunastego Pułku Piechoty. Mundury przerabiał na bluzy i spodnie dla Lolka. To właśnie ojciec nauczył go odpowiedzialności, pilności i tego, że każdy dzień trzeba dokładnie zaplanować i sumiennie przepracować.

Miłość do piłki nożnej

Bo Lolek podobnie jak Mundek, uwielbiał grać w piłkę. Zazwyczaj grało się pod kościołem, ale odkąd stłukliśmy witraż, ksiądz stale nas stamtąd przeganiał - wspomina pan Mróz. No to szliśmy kopać na błonia, na uliczki. Nie było wtedy boisk, stadionów, nie było nawet bramek. My rozstawialiśmy je z kamieni, a Mundek zawsze ustawiał Lolka jako żywy słupek. Ile razy oberwał on piłką! Nigdy nie uciekał. Potem sam stał na bramce, miał barczyste ramiona, więc zasłaniał sobą jej połowę. Trudno było wrzepić mu gola, chociaż się zdarzało.

Karol Wojtyła grał zwykle godzinkę, może dwie. Potem leciał do domu, do nauki. Miał najlepsze oceny - opowiada pan Eugeniusz. Nie było od niego lepszych. Pracował na to godzinami, a trzeba pamiętać, że chodziliśmy do liceum klasycznego. Mieliśmy tam łacinę, grekę. Już po latach, kiedy spotkaliśmy się z nim jako Papieżem, potrafił recytować z pamięci swoją rolę Hajmona z „Antygony” Sofoklesa – grał ją w szkolnym teatrze. Pamięć miał wyśmienitą.

Inny niż wszyscy

Ja wiem, że to teraz brzmi niewiarygodnie, ale my naprawdę wyczuwaliśmy, że on jest inny niż my - wzdycha przyjaciel papieża. Na czym to polegało? On był taki solidarny, szlachetny. Wie pani, nie dawał ściągać, nie podpowiadał. Uważał, że to będzie ze szkodą dla ucznia, który ściągnie. Jak napisał klasówkę pierwszy w klasie, to czekał tak długo, aż wszyscy inni oddadzą, żeby nie było jaki on jest wspaniały.
Jak woźnego z liceum klasycznego zwanego przez chłopców Tercjanem przejechał samochód, to Lolek pierwszy pobiegł do księdza z prośbą, by ten szybko przyszedł na miejsce wypadku i udzielił konającemu panu Antoniemu ostatniego namaszczenia. Potem rozpoczął zbiórkę datków na osierocone dzieci i żonę Tercjana.

O dziewczynach pan Eugeniusz nie chce opowiadać. - Chodziliśmy na randki, całowaliśmy się, opowiadaliśmy sobie o tym, która dziewczyna się komu podoba. On nigdy nic nie mówił. Gdyby jakąś miał, to ja bym wiedział, na pewno. Był nie tylko moim sąsiadem, był przyjacielem… On wolał wyżywać się w sporcie, turystyce, w teatrze. Naprawdę...

Droga usłana kamieniami

Lolek pragnął zostać aktorem. Grał w przedstawieniach szkolnych, chodził do teatru. Miał do tego talent. Jego pierwsze kroki po maturze to rozpoczęte studia na polonistyce, przerwane przez wojnę. Dlaczego nie poszedł do wojska w czasie drugiej wojny światowej? Miał kategorię B, więc poszedł do pracy w kamieniołomach w fabryce Solvay. Angażował się za to w działalność podziemnej, katolickiej organizacji konspiracyjnej - Unii, oni też na swój sposób walczyli z faszyzmem, nie tylko Armia Krajowa. Ja byłem w Armii, tułałem się po kraju, do Wadowic już nie wróciłem i po wojnie osiadłem w Opolu - wspomina pan Mróz. Karol Wojtyła jeszcze w czasie wojny zaczął studia teologiczne. W 1941 roku zmarł jego ojciec i Lolek został sam. A potem zaczęła się jego droga ku wzgórzom Watykanu.

Eugeniusz Mróz skończył w tym czasie studia prawnicze i podjął pracę radcy prawnego w dużej firmie budowlanej. Ożenił się, urodziły mu się dzieci. Kontakt z Lolkiem utrzymywał jednak nadal. Pamiętam rok 1948, naszą dziesiątą rocznicę matury - wspomina. Usiedliśmy w naszej klasie, na swoich miejscach i dyrektor wyczytywał nas z nazwiska, tak jak na lekcjach. W dziesięciu przypadkach odpowiedziało mu milczenie, bo dziesięciu z nas zginęło w czasie wojny. Pozostało jeszcze trzydziestu. Dziś żyje nas już tylko trzech.

Potem spotykaliśmy się z Lolkiem zawsze w ostatnią niedzielę grudnia, u niego w Krakowie, w siedzibie Archidiecezji. Śpiewaliśmy pieśni, mieliśmy kilka ulubionych, w tym kolędę ”Oj maluśki, maluśki”. Ja zawsze przy tym przygrywałem na harmonijce ustnej. Lolek bardzo to lubił. Wspominaliśmy dawne czasy. Czy ktoś z nas mu zazdrościł, że zaszedł tak wysoko? Nie. A czego? Miał takie same problemy jak my. Martwił się, przeżywał różne rzeczy. Tyle miał na głowie. Raczej pamiętam, że to my dzięki niemu stawaliśmy się bardziej cierpliwi, wrażliwi na ból, na krzywdę ludzką. Tak to się jakoś działo.
Empatia papieża

Wiele razy odwiedzaliśmy Lolka w Watykanie, byliśmy też w Castel Gandolfo - uśmiecha się pan Eugeniusz. Pamiętam, że to wtedy zaczęliśmy do niego mówić Ojcze Święty, Lolku już nie wypadało. On bardzo lubił te nasze przyjazdy, wspomnienia z młodości, zawsze wiedział, co się u kogo dzieje. Także to, że zmarła moja córka, potem żona. Że syn zachorował na łuszczycę i teraz leży u mnie w mieszkaniu, w głębokiej depresji, powalony przez chorobę. Ma przykurcz rąk, sam nie może nic zrobić. Żona się od niego wyprowadziła i ja mając 91 lat opiekuję się 52 letnim synem. Wiem, czytałem gdzieś, że jest jakaś terapia na tę łuszczycę, kładzie się chorego do akwarium i specjalne rybki zjadają te jego łuski, ale mnie na to nie stać. Czasem myślę, że być może będę musiał sprzedać moje relikwie po Papieżu, a mam na przykład ponad sto listów od niego. Oddałbym je w dobre ręce w zamian za możliwość ratowania syna i wiem, że Lolek by to zrozumiał.

Jan Paweł II sam przeżył wiele, ale pochylał się nad nieszczęściami innych. Zdawał z nami maturę Witek Karpiński - mówi pan Eugeniusz. Potem po wojnie aresztowało go UB za to, że walczył na Wileńszczyźnie przeciw Ruskim. No i skazali go na 10 lat więzienia. Dostał za to nawet wyrok śmierci, ale potem go ułaskawiono. Kiedy Ojciec Święty był w Krakowie w 1986 roku, to po kolacji podszedł z nami do Witka i powiedział mu „Witek, wiedziałem, że to przeżyjesz, rozmawiałem z Tobą w myślach, wysyłałem Ci słowa otuchy. Byłem pewien, że dasz radę”.

Ostatnie spotkania

Kiedy spotkaliśmy się w czasie pielgrzymki papieża do Polski w 2002 roku, to wiedzieliśmy już, że jest bardzo chory - wzdycha pan Eugeniusz. W czasie kolacji nie było już wspominania, nie było tej atmosfery co przedtem. No i co najważniejsze, nie śpiewaliśmy już piosenek z lat młodości. Lolek nie chciał.Ostatni raz widziałem Go właśnie wtedy. Ojcze Święty, za rok nasza 65 rocznica matury, musisz na niej być - powiedziałem. On wtedy spojrzał na mnie tak jakoś uważniej niż zwykle, zamilkł i po chwili powiedział "Jak Bóg da, Gieniu, jak Bóg da"…

Niestety nie udało się. W 2004 r. pan Mróz pojechał jeszcze do Watykanu by modlić się o zdrowie papieża, ale On prosił już tylko o modlitwę wtedy, gdy odejdzie do Domu Ojca Swego. Wiedział, że umiera. Nie bał się śmierci, to dlatego mówił ludziom tak pewnym głosem „Nie lękajcie się”…
Piosenka dla Lolka

Dziś pan Eugeniusz także nie boi się śmierci. Mimo moich lat nigdzie mi się nie śpieszy - uśmiecha się niewinnie. Jeszcze mam tu do załatwienia parę spraw: wyleczyć syna, pobawić prawnuka. Ale jeśli będę odchodził to spokojnie, z pokorą i bez lęku. Choć wiem, że tak zaraz Lolka nie zobaczę. Bo on na pewno jest w niebie, a ja zasłużyłem na czyściec, ale po nim… kto wie…

Tuż po śmierci Jana Pawła II pan Eugeniusz wybrał się na Górę Świętej Anny i tam przy kapliczce położył kwiaty, pomodlił się, zapalił znicz. I zagrał na harmonijce tylko dla Lolka, dokładnie tak jak kiedyś. A potem zaśpiewał zwrotkę, którą sam ułożył dla niego na melodię ich ulubionej kolędy „Oj maluśki, maluśki” A szło to tak:

Módl się, Janie Pawle

O pomyślność świata

Niech twe wstawiennictwo

Wszystkich ludzi zbrata

Śpiewajmy i grajmy Mu

Znad Wisły do Watykanu

Znad Wisły do Watykanu…

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/ulozylem-dla-ciebie-piosenke-lolku,184,page1.html
Zapisane
Strony: [1] |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.363 sekund z 18 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

strefagier1 wrickenridge nawijka world-anime doggis