Plutona zdegradowano z roli planety dopiero kilka lat temu. Jak długo żyję, zawsze wymieniany był w gronie planet Układu Słonecznego, ale widocznie komuś to teraz przeszkadzało. Sumerowie mieli na ten temat "swoją" wiedzę.
Pluton został zdegradowany nie bez kozery. Należy on do Pasa Kuipera, który jest niedostrzegalny z Ziemi. O jego obecności świadczą pośrednie obliczenia i obserwacje. Do pewnego czasu sądzono, że jest największy w tym pasie, na tyle duży, że może uchodzić za planetę. Niedawno (tak jak piszesz - kilka lat temu) dzięki nowszemu sprzętowi zdołano odkryć wiele innych obiektów w P.K., sporo większych od Plutona. Wtedy też nobilitowanie Plutona do rangi planety przestało mieć sens - dlatego został usunięty z grona planet, i obecnie uznawany jest już za planetoidę w pasie Kupiera.
W nauce takiej jak astronomia nie zmienia się "faktów" ot, tak, bo komuś coś przeszkadza. Usunięcie Plutona z grona planet jest konsekwencją postępującej myśli technicznej, poszerzania wiedzy. A skoro Sumerowie rzekomo mieli tak wielką, znacznie przewyższającą naszą wiedzę astronomiczną, powinni doskonale wiedzieć, czym jest Pluton. Dziwne, że nie wiedzieli, czyż nie?
Ale olejmy chwilowo Plutona. Na tabliczkach widnieją rysunki (które Sitchin uważał za dowód), na których siedzi człowiek/bóg/Annunaki, wokół którego krąży 12 obiektów - Sitchin utożsamił je z planetami. Wyjaśnił, że dlatego 12, gdyż oprócz 9 "tradycyjnych" planet, Sumerowie wiedzieli też o Marduku, a także za planety uznawali... Słońce i Księżyc!
Nie trzyma się to jednak kupy. Jak cywilizacja, która rzekomo miała wiedzę o niedostrzegalnych ani gołym, ani uzbrojonym okiem z Ziemi obiektach (jak Pluton), mogła nie wiedzieć, że Słońce nie jest planetą? Przecież różnica jest dostrzegalna od razu, dla każdego, kto wie, że planety obracają się wokół Słońca. Jak tak zaawansowana rzekomo cywilizacja mogła tego nie wiedzieć?
Ponadto, jak mogła NASZ Księżyc jedynie uznawać za planetę? Dlaczego nie uznała za planety również wszystkich księżyców Jowisza, Saturna itd? Przecież skoro wiedziała o istnieniu Plutona (mniejsza o to, czy jako planety, czy nie), to musiała wiedzieć też o księżycach innych planet, które nieraz są ogromne.
Innymi słowy, nie trzyma się to specjalnie kupy, a teoria aż wieje naciągactwem.
Co do wiarygodności Sitchina, to nie przeceniałbym faktu, że jakies tabliczki - spośród dziesiątek tysięcy odnalezionych - pominął w dowodzeniu słuszności swojej teorii. Mógł je uznać za napisane przez laików, choć akurat dokładnie nie wiem, w jaki sposób mogłyby te pominięte zaprzeczać historiom opisanym na innych tabliczkach.
Gdyby Sitchin pominął poszczególne tabliczki, to by było pół biedy. Niestety, Sitchin dowolnie wycinał WERSY z przytaczanych tabliczek. Przykładowo, jakiś tekst ma 10 wersów, z czego 8 pasuje mu do teorii - więc pozostałe 2 wycinał, tak, jakby ich nigdy nie było. Przy tym nie zaznaczał tego w tekście, albo zaznaczał jedynie poprzez "(...)", pomijając milczeniem.
A że te pominięte wersy zmieniały całość, można bardzo łatwo się dowiedzieć - w necie jest mnóstwo opracowań wykazujących kłamstwa Sitchina. Opracowań, które możesz bez problemu zweryfikować, kupując jeden z wielu dostępnych na rynku przekładów tabliczek sumeryjskich (najlepiej mieć ze 2, by nie było potem tłumaczenia, że "to przełożenie mogło być zmanipulowane").
Dlaczego o tym piszę - gdyż sam kiedyś przeczytałem kilka książek Sitchina, i byłem nimi urzeczony. Zdziwiły mnie głosy krytyczne, rzekomo go demaskujące. Więc postanowiłem zaopatrzeć się w 2 inne przekłądy (jeden polski, jeden angielski, różnych autorów, aby było rzetelnie) i sprawdzić te demaskujące Sitchina dane. Bardzo szybko okazało się, że demaskatorzy mieli rację - w miejscach, gdzie u Sitchina były "(...)" lub nawet był jednolity tekst (!!!) powycinane były fragmenty, które ewidentnie burzyły jego teorię, mocno jej zaprzeczając. Niestety, byłem mocno zawiedziony, gdyż mnie również niesamowicie zainspirowały "badania" Sitchina. Ale nie mam zamiaru naginać faktów do własnych upodobań - gdyż miałem dowód, że stroną kłamiącą był tu Sitchin, a nie jego demaskatorzy.
Mnie przede wszystkim zadziwia, że nikt dotąd przed Sitchinem i po nim w tak spójny, logiczny sposób nie powiązał faktów, zabytków i ikonografii tych czasów w jednolitą historię rodzaju ludzkiego, łącznie z terenami Środkowej i Południowej Ameryki. Nikt, tak jak on, nie wykazał istnienia wspólnych bogów dla tak odległych obszarów Ziemi.
Mylisz się. Wykazał to już choćby Max Freedom Long w swoich badaniach nad Huną.
Natomiast co do połączenia faktów w jedną, spójną całość - widzisz, moim zdaniem jest to iluzja. W zasadzie wszystkie fakty można sobie dowolnie łączyć, tworząc naprawdę spójne całości. Niestety, wielu ludzi wpada w pułapkę tej spójności. Uznają, że skoro wersja jest tak spójna, to musi być prawdziwa (lub że jest duża szansa, że jest prawdziwa). A niestety, spójność to dopiero pierwszy krok do stworzenia teorii. Kolejnym musi być wykazanie, ze to ta właśnie, a nie inne, teoria, jest poparta faktami, podczas gdy inne nie są. Bez tego mamy jedynie wesołą fantazję - spójną, fakt, ale nic więcej.
Natomiast co do off-topa: Uważam, że nie odchodzimy od tematu. Eksplorujemy wątki poboczne. Jest to konieczne, by dyskusja na temat główny posuwała się naprzód. Gdybyśmy zawsze mieli się ściśle trzymać tematu głownego, umknęłoby nam wiele pobocznych tematów, które muszą być omówione, by "główna" dyskusja miałą sens. To nieco jak przy załozeniach w równaniu z matmy. Jeżeli nie zatrzymamy się przy nich, i nie określimy, jakie założenia musi spełniać nasze rozwiązanie, dalsze rozwiązywanie nie ma specjalnie sensu - bo do czegokolwiek dojdziemy, zawsze może się okazać, ze bazujemy to na fałszywych danych.