Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Maj 03, 2024, 19:30:24


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: 1 2 [3] 4 5 6 7 |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: DRUGA TWARZ CHRZEŚCIJAŃSTWA....  (Przeczytany 89490 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Kiara
Gość
« Odpowiedz #50 : Luty 02, 2012, 13:34:28 »

Watykan zawsze bał się odkrycia prawdy , waga posiadanych dokumentów jest tak duża iż boi się je zniszczyć , woli dysponować nimi ( znaczy się manipulować) bo dopóki są ogólnie nie znane można twierdzić iż w nich jest inna informacja niż jest i grać nią jak karta przetargową. a z drugiej strony jest w nich wiedza jak władać polami energetycznymi i jak tworzyć rzeczywistość a tym samych być władcą wszystkich ludzi. To prastara wiedza , wyzbyć się jej przez zniszczenie jest nieroztropnym posunięciem. Kto ją posiada staje się ważniejszy , bynajmniej we własnych oczach. Dlatego istnieje taka ogromna walka ze wszystkimi , którzy posiadają również tą wiedzę, dowartościowanie jej i tych ludzi, straszenie iż kto jej dotknie jest wyklęty... Dlaczego aż tak? Bo stał by się równy w wiedzy Watykanowi , stracił by Watykan swoja rangę mocy , a do tego dopuścić za nic na świecie nie chce.
Sekretem wiedzy jest kobieta , w niej jest depozyt wiedzy Stwórcy , zatem ona stała się wrogiem ideologii i ją zwalcza się jako największe zło.

Ot i cały sekret.

Jednak miłość i prawda zawsze zwyciężają , to tylko kwestia czasu na ponowne  odkrycie tych świetlistych wartości.

Kiara Uśmiech Uśmiech
« Ostatnia zmiana: Luty 02, 2012, 13:48:10 wysłane przez Kiara » Zapisane
quetzalcoatl44
Gość
« Odpowiedz #51 : Luty 02, 2012, 13:56:56 »

jasne ciekawe gdzie ta milosc ..Uśmiech
Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #52 : Luty 02, 2012, 14:04:22 »

Dobrych 80% wyznawcow KK nie zna historii swojej religii.
A ile % tych "złych" nie zna?  ;]  OK, byćmoże i tak, nie wiem. Zapewne podobna ilość co nie pamiętajacych historii swojego kraju. Na szczeście zdecydownie większy odsetek zna Ewangelie, a to do niej przede wszystkim winni się stosować. Oczywiście zaraz pojawia się kolejny schodek - znać to jedno, stosować się drugie...

Artqu-  co ty soba prezentujesz. Przekonaj mnie ze nie mam racji-prosze.
Rafaelo, masz prawo sądzić o mnie co uznasz za słuszne.

Artqu, wiara w Boga, poznanie zasad jakie Bog nam dal to jest jedno. Natomiast pakiet jaki ma i dalej niesie KK jest drugie.
Uważam inaczej, według mnie to spójne. Tyle tylko, że lwia część przeciwników stawia niestaty znak równości pomiędzy negatywnym zachowaniem danego księdza a Bogiem, jego wizją w KK, wiarą, zaleceniami. Ileż razy słyszałem: dlaczego mam dochowywać zalecanej czystości skoro wiadomo, że ten ksiądz ma kochankę. Nie dostzregają, że tym samym ksiądz zachowuje się wbrew zaleceniom i naukom KK, a nie zgodnie z nimi.
Pomijając już szereg argumentów natury psychologicznej i moralnej mogę powiedzieć bo: on odpowiada za swoje czyny, ty natomiast za swoje. Ale tak mi wygodniej, czują się usprawiedliwieni i zwolnieni z zaleceń aby jednak próbować sprostać poprzeczce.

[/quote]
Wlasnie, juz duzo razy zadawalam sobie pytanie "Czego boi sie Watykan" ze nie zniszczyl do tad  tego co trzyma w ukryciu w Watykanskich bibliotekach pod kluczem. To ciekawa sprawa.
Ano właśnie, te mityczne zbiory, ilez opowieści wokół nich narosło. Ale jakbym chciał dowiedzieć się jakie to dzieła Rafaelo masz konkretnie na myśli byłoby już gorzej... prawda?

Dotychczasowa "wiara" polegała na ślepym zaufaniu do tego, kto w danej chwili był przywódcą stada (tzw ojcem). Prawdziwa WIARA, to świadomość jednostki połączona z chęcią do ciągłych poszukiwań BOGA w sobie.
Uogólniasz Thotal, mocno uoguólniasz. Dlaczego uważasz, że stado (czyli wszyscy katolicy) ślepo (czyli bez zastonowienia) przyjmowali każde słowo bezkrytycznie? Będąc w środku tego "bezmyślnego stada" co chwilę słyszę i jestem w nim namawiany abym poszukiwał Boga, był otwarty, używał i umysłu i serca. Wiec jakoś mocno gryzie się to z tym co Ty twierdzisz, będąc... całkowicie z boku...
Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #53 : Luty 03, 2012, 13:52:49 »

Drażliwy temat dla katolicyzmu  małżeństwo Jezusa z MM , no bo jak Syn  Boga mógł by się ożenić z ziemską kobietą? No i co na ziemi jest teraz pełno pół Bogów ? Wszyscy spadkobiercy krwi nimi są nawet obecnie , a to jest zwyczajnie nie do przyjęcia w imię doktryny.

Szkoda iż katolicyzm zaprzecza sam sobie nie zdając sobie sprawy iż wszyscy Ludzie wedle tej doktryny ( i prawdy rzeczywistej) .dziećmi Boga zatem wszyscy jesteśmy Boscy.
Zatem małżeństwo jednego dziecka Stwórcy z innym dzieckiem Stwórcy jest jak najbardziej OK!
Ono się dokonało zaistniało i ze związku tego narodziło się ich troje dzieci, córka i dwóch synów. Imię Maria ma swoją rolę znaczeniową , dawniej nie było to imię a określenie żony.

http://ciemna-strona-dnia.blog.onet.pl/2,ID50952739,DA2005-10-29,index.html

Wesele w kanie Galilejskiej nie było weselem Jezusa z MM a uroczystością osiągnięcia wyższego stanu kapłańskiego , który dawał mu prawa "przemiany wody w wino" , to jest symbolika kontynuowana na mszach kościelnych obecnie również.

Kiara Uśmiech Uśmiech
Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #54 : Luty 03, 2012, 19:36:58 »

@Kiara
Cytuj
Szkoda iż katolicyzm zaprzecza sam sobie nie zdając sobie sprawy iż wszyscy Ludzie wedle tej doktryny ( i prawdy rzeczywistej) .dziećmi Boga zatem wszyscy jesteśmy Boscy.

Tak, ale tylko duchowymi dziećmi. COś takiego, jak fizyczne pochodzenie od nasienia boga-człowieka nie mieści się doktrynerom w głowach, jest dla nich zagrożeniem.
Na logikę biorąc Bóg musi się różnić czymś od człowieka, bo inaczej to albo nie byłby Bogiem, albo też każdy człowiek mógłby mieć cechy boskie i kim wtedy by się rządziło ?
 Cuda najlepiej się nadają do wyznaczenia linii rozdzielenia.

Najgroźniejszy wydaje się być pogląd, że żadnego rozdzielnia nie ma.
« Ostatnia zmiana: Luty 04, 2012, 00:35:39 wysłane przez east » Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #55 : Luty 03, 2012, 21:08:29 »

Kiaro, zaprawdę powiadam Ci trudna jest Twa mowa, i któż może jej słuchać...

co do bółbogów... to na ziemi nie wiem, ale za to na tym forum, zatrzęsienie...
Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #56 : Luty 29, 2012, 13:09:49 »

Moja mowa jest niezrozumiała dla tych , którzy nie chcą jej rozumieć ale być może mowa innych ludzi będzie bardziej czytelna.
zatem postanowiłam w odcinkach zamieścić pewną książkę.

Kiara Uśmiech Uśmiech

http://legaba.6te.net/katolicka_mafia.htm


Matthias Mettner

KATOLICKA MAFIA

 

 

 
Spis treści

 
PRZEDMOWA

KATOLICKA MAFIA Wprowadzenie, czyli “Cosa Nostra"

 

CZĘŚC I. Dojście do władzy                                 

 

Usankcjonowanie religijne podejrzanej władzy         

W natarciu     

“Skradzione" dzieci   

Elity na celowniku 

Bogotański komputer śmierci 

 

CZĘŚĆ II. Maski mafii 

 

Mentalność i “ogólne warunki umowy" 

Zacni panowie są bardzo tajemniczy 
Pod płaszczykiem grzeczności i ubóstwa       

Psia pokora   

Gdy ręka rękę myje   

Czarne pieniądze “Octopus Dei"       

 

CZĘŚĆ III. Religijny supermarket 

 

Popyt i podaż             

Fundamentalistyczna oferta zbawienia 

Tęsknota do nawrócenia                   

“Wykastrowana ewangelia"               

Niebezpieczeństwo zagrażające od środka     

 

CZĘŚĆ IV. Zorganizowany lęk przed życiem

 

W kleszczach totalitaryzmu     

Poławiacze dusz i łowcy ludzi             

Obsesja męczeństwa i poczucie przynależności do elity 

Przymus dziecięcej wiary 

Metodyka ujarzmiania 

Płciowy apartheid                   

Umartwianie grzesznego ciała           

Biada temu, kto chce odejść 

 

EPILOG

Życie jest gdzie indziej 

 

PRZYPISY

 

 

 

 

 

 

Matthias Mettner — Katolicka mafia Tytuł oryginału — Die katholische Mafia

Opracowanie graficzne: Andrzej Opoka

Redakcja i opracowanie: Iwona Slawik

Redaktor techniczny: Zygmunt Sułek

Copyright ©  1993, by Hoffman und Campe Yerlag,

Hamburg Copyright ©  for the Polish edition by Agencja Praw Autorskich

i Wydawictwo INTERART, Warszawa 1995 Copyright ©  for the Polish

translation by Barbara Ostrowska

 

ISBN 83-7060-188-X

 

Agencja Praw Autorskich i Wydawnictwo INTERART,

00-403 Warszawa, ul. Solec 30A/33

Ark. wyd. 18,ark. druk. 21,5

Fotoskład: studio COLLAGE, Warszawa, tel. 13-73-86

Druk i oprawa: Drukarnia Naukowo-Techniczna, Warszawa

 

 

 

 

Przedmowa

 

                “Kościół po prostu nie może inaczej, jak tylko być reakcyj­ny; Kościół po prostu nie może inaczej, jak tylko stać po stronie rządzących; (...) Kościół po prostu nie może inaczej, jak tylko popierać społeczeństwa hierarchiczne, w których porządku pil­nuje klasa rządząca; Kościół po prostu nie może inaczej, jak tyl­ko żywić odrazę do choćby najbardziej nieśmiałych przejawów niezależnego myślenia; (...) Kościół po prostu nie może inaczej, jak tylko działać w całkowitym oderwaniu od nauki ewangelii; Kościół po prostu nie może inaczej, jak tylko czysto formalnie powoływać się na Boga we wszystkich swoich decyzjach prak­tycznych, często zapominając nawet i o tym" — powiedział Pier Paolo Pasolini po przeczytaniu dwudziestu kilku “typowych" orzeczeń Roty Rzymskiej, jednego z trzech trybunałów watykańskich.

                Myli się jednak Pasolini, autor przejmującej ekranizacji “Ewangelii wg św. Mateusza": otóż Kościół może zupełnie ina­czej! Kościół może odnosić się do władzy krytycznie, może działać w duchu ewangelii sprawiedliwości, zbawienia i wyzwo­lenia, może się nawrócić na myślenie kategoriami praw człowie­ka. Wystarczy przypomnieć choćby o profetycznej krytyce, ja­kiej kobiety i mężczyźni Kościoła pierwotnego poddawali despotyczne rządy cesarstwa rzymskiego, o “ruchach ubogich" w średniowieczu, o reformacyjnych ruchach odnowy, o religijno-społecznym ruchu robotniczym, o siłach antyfaszystowskich i o pacyfistach chrześcijańskich, o sprzeciwie Kościoła wobec rasistowskiego reżimu Afryki Południowej, o solidarności Kościo­łów wyzwolenia z ubogimi w krajach Ameryki Łacińskiej, Afry­ki i Azji, o Kościele kobiet itd.

                Pamięć tych dobrych tradycji nie uchroni jednak Czytelnika niniejszej książki przed pokusą podzielenia opinii Pasoliniego. Uważam tę książkę za przykrą, lecz konieczną. Jest to jakby szkic do kościelnego koszmaru. Dla mnie jednak decydujące znaczenie ma ujawnienie mechanizmów i powiązań, które w sensie dosłownym są “zagrożeniem dla życia". Aby móc doma­gać się tego, co sprzyja życiu i właśnie to rozwijać, trzeba przede wszystkim wiedzieć, przeciwko czemu się jest czy też być powinno. Skromne wskazówki w tym kierunku staram się zamieścić nie tylko w “Epilogu".

                Są takie artykuły i książki, które się pisze chętnie. Tę książkę pisałem niechętnie, niekiedy ze wstrętem. Raz po raz przypomi­nałem sobie dewizę mojej rodziny: “Robimy to, co porządni lu­dzie robić powinni". Skoro mam coś do powiedzenia, to muszę to powiedzieć; w końcu chodzi też o elementarną przyzwoitość. Nikt nie pisze książki sam. Każda książka czerpie z poszuki­wań, analiz i tez innych autorów. Chciałbym im w tym miejscu serdecznie podziękować.

                Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mojej żonie byłoby przyje­mniej, gdybym napisał książkę o Pieśni nad Pieśniami czy też o świętach i uroczystościach żydowskich i chrześcijańskich. Ale jak wiadomo, na wszystko przychodzi czas. “Piekło i niebo" to zaba­wa, do której nieraz wciągały mnie dzieci — nie będę ukrywał, że pisząc o “katolickiej mafii" zacząłem patrzeć na tę grę inaczej.

 

Matthias Mettner

Wczesnym latem 1993 roku

 

 

 

KATOLICKA MAFIA

 

Wprowadzenie, czyli

“Cosa Nostra"

 

Pod sztandarami “świętego bezwstydu"


 

                Są potężne. Totalitarne ugrupowania i tajne stowarzyszenia w Kościele rzymskokatolickim, pchane do działania elitarnym obłę­dem posłannictwa bożego i obsesyjną żądzą panowania, rozporzą­dzające ogromnymi zasobami finansowymi, z wielką sympatią aprobowane i wspierane przez najwyższych reprezentantów mę­skiej hierarchii klerykalnej, sięgają po władzę. Już dawno zdoby­ły i obsadziły ważne ośrodki tej władzy i kluczowe stanowiska kościelne zarówno w Watykanie, jak i w diecezjach. W cieplar­nianym klimacie klerykalnej mentalności i lękliwego samoutwierdzania się, w sprzyjających warunkach centralistyczno-hierarchicznej struktury Kościoła, ruszyły do ofensywy pod sztandara­mi “świętego bezwstydu" i “świętego przymusu"1, pełne impertynenckiej pogardy dla ludzi, nietolerancyjne i agresywne. Kierują się tym, co otwarcie głosił założyciel Opus Dei: “Kompromisowa ustępliwość oznacza niewątpliwie brak zasad".2

                Już dawno temu stały się decydującym czynnikiem władzy. Przoduje wśród nich Opus Dei3, które doszło do finansowej po­tęgi i rozrosło się liczebnie za czasów faszystowskich rządów w Hiszpanii. Przez długi czas traktowane lekceważąco jako pozbawione wpływów ugrupowanie sekciarskie, w sposób niemal niepostrzeżony dla ogółu zbliżało się z roku na rok coraz bardziej do swego głównego celu: przejęcia kontroli nad Kurią Rzymską, czyli aparatem władzy religijnej Kościoła katolickiego. Człon­kowie, zwolennicy i sympatycy Opus Dei stanowią dziś poka­źny potencjał usłużnej inteligencji. Wewnętrzna struktura Dzieła Bożego jest patriarchalna, autorytarna i quasi-militarna. Kierownictwo wymaga od członków bezwzględnego oddania, które nie dopuszcza ani wątpliwości, ani nieufności, nie toleruje naj­mniejszej krytyki, a wszystkich mężczyzn i wszystkie kobiety w tej organizacji — w Hiszpanii, gdzie powstała, określanej jako Obra i “święta mafia" — łączy w zdyscyplinowany “oddział operacyjny".

                Widomym punktem kulminacyjnym ofensywy wewnątrzkościelnej Opus Dei stała się beatyfikacja jego założyciela, Jose-marii Escrivy de Balaguera, dokonana 17 maja 1992 roku przez papieża Jana Pawła II. “Wyniesienie" Escrivy “na ołtarze", jak się to określa w terminologii rzymskokatolickiej, stanowi arcydoniosłą decyzję w polityce Kościoła. Dlaczego bezprecedensowo szybką i tajemniczą procedurę zastosowano do beatyfikacji właśnie Escrivy, a nie papieża II Soboru Watykańskiego, Jana XXIII? Papieża, któremu wprawdzie nie starczyło czasu, żeby zreformować autorytarno-hierarchiczne i antydemokratyczne struktury Kościoła, ale który chciał zaryzykować “skok naprzód" i wyraźnie się dystansował od dogmatu o nieomylności urzędu papieskiego i od roszczenia do wyłączności, według którego po­za Kościołem katolickim nie ma zbawienia? Męża Kościoła, któ­ry wobec rozmaitości ludzkich modeli życia, kultur i religii z re­spektem odnosił się do suwerenności sumienia jednostki? Czło­wieka, który nie cenił skuteczności terroru psychicznego elitar­nych grup nacisku ani brutalności “pokuty milczenia", znamio­nującej pogardę dla języka i człowieka, lecz polegał na sile sło­wa i zdolności człowieka do poszanowania godności, potrzeb ży­ciowych i praw innych ludzi? Ten papież nie perorował abstrakcyjnie o “cywilizacji miłości", lecz chciał ponownego zwrócenia się Kościoła ku konkretnemu człowiekowi, ku jego lękom, cier­pieniom i pragnieniom życiowym, jego tęsknocie do zbawienia, wyzwolenia i pocieszenia w trudnej sytuacji społecznej i psy­chicznej, w przemocy i w ucisku. On poważnie traktował tę sta­rą księgę, krytycznie odnoszącą się do władzy, księgę opowiadającą o Bogu, który w swoim synu Jezusie Chrystusie bezpośrednio utożsamia się z ubogimi, spragnionymi, głodnymi, chorymi i przybyszami (Mt 25, 31-46). Jan XXIII rozumiał, że ewangelia zamieni się w ideologię władzy, jeśli pierwszym przykazaniem Kościoła będzie ugruntowywanie swoich własnych przywilejów, swoich stref wpływów i swojego własnego systemu. Odrzucał Kościół jako społeczność zamkniętą i odrzucał konfesjonalistyczne zawężanie katolicyzmu, tak jak odrzucał dominację chrześcijaństwa rzymskiego i eurocentrycznego.

                Wielkie znaczenie, jakie papież Jan Paweł II przykłada do kultu świętych i — co się z tym wiąże — do beatyfikowania i kanonizowania ludzi Kościoła, nie pozostawia wątpliwości co do tego, że zwierzchnik Kościoła, “namiestnik Chrystusa", po­chwala życie i dzieło Josemarii Escrivy de Balaguera jako za­chętę, wskazówkę i miarę, którą dziś powinno się mierzyć praw­dziwe chrześcijaństwo. Praktyka beatyfikacyjna i kanonizacyjna odzwierciedla na ogół stosunki panujące w Kościele. Przede wszystkim jednak ujawnia samorozumienie oraz religijny i społeczno-polityczny kurs, jaki najwyższe władze Kościoła obrały na przyszłość. W oczach obserwatorów beatyfikacja Escrivy oznacza poparcie i usankcjonowanie religijne “podejrzanej i nie­jasnej władzy w Kościele".

Fundamentalizm “ex cathedra"


 

                Beatyfikacja Escrivy jeszcze raz potwierdza słuszność trze­źwej oceny, sformułowanej przez rzymskokatolickiego znawcę prawa kanonicznego Knuta Walfa: “Istnieją zgodności płynące z duszy i z serca między obecnym zwierzchnictwem Kościoła ka­tolickiego a nurtami fundamentalistycznymi".4 Od czasu ponty­fikatu Jana Pawła II ugrupowania fundamentalistyczne najwyra­źniej nie muszą same podejmować działań w wielu sprawach. Ich interesami zajęło się zwierzchnictwo Kościoła.

                Rację mają obserwatorzy Kościoła, kiedy mówią o nowej fa­zie “oficjalnego fundamentalizmu", fundamentalizmu ex cathedra — porównywalnego ze zwalczaniem tak zwanego “moder­nizmu" na przełomie wieków, w którym Kuria Rzymska upatry­wała “siedliska wszelkich herezji". O rzeczywistym istnieniu fundamentalizmu ex cathedra w dzisiejszych czasach świadczą najdobitniej takie przykłady, jak papieska polityka personalna w obsadzaniu urzędów biskupich (mianuje się albo fundamentalistów, albo sympatyków fundamentalizmu), dyscyplinowanie kleru, zwalczanie krytycznie nastawionych i “odstępczych" teo­logów płci obojga, ciągłe deprecjonowanie i dyskryminacja ko­biet, pogłębiony centralizm, powrót do eurocentryzmu, zakaz tak zwanych “eksperymentów liturgicznych", uniformizacja na­uki kościelnej nie uwzględniająca jakichkolwiek odmienności kulturowych (wystarczy wspomnieć choćby o nowym “po­wszechnym" katechizmie) czy też lekceważenie skromnych ele­mentów kultury prawnej w razie konfliktów wewnątrzkościelnych. Już od dawna nie są to tylko mgliste przypuszczenia i podejrzenia, lecz fakty z życia realnie istniejącego, “empirycz­nego" Kościoła, które można poprzeć licznymi dowodami.

                Sprzeciw i opór “ludu Kościoła" najwyraźniej do niczego nie prowadzi, to znaczy — albo jest przez Kurię Rzymską ignoro­wany, albo w wielu wypadkach kończy się zastosowaniem sank­cji dyscyplinarnych wobec pracowników Kościoła. Osoby na­stawione krytycznie, o otwartych umysłach, pozbawia się prawa głosu, spycha na margines i eliminuje. Wobec pracowników Ko­ścioła nadal obowiązuje metoda selekcji negatywnej.

                Tymczasem niczym ośmiornica rozrasta się “Octopus Dei". Dzieło Boże oraz inne ugrupowania o zachowawczych tenden­cjach politycznych i teologicznych stanowią wielką fundamentalistyczną pokusę dla Kościoła katolickiego. Od kilkudziesięciu lat takie organizacje jak Opus Dei próbowały się zbliżyć do ko­lejnych pontifexów, oferując usługi “oddziału operacyjnego" o najsurowszej dyscyplinie i zasobnej kasie. Za Jana Pawła II nastały dla nich najwyraźniej dobre czasy. Wydaje się, że Kuria Rzymska w coraz większym stopniu traktuje ugrupowania typu fundamentalistycznego jako model dla całego Kościoła. Obecny papież nie skrywa sympatii do Opus Dei i podobnych ugrupo­wań integrystycznych, których wspólnym wyróżnikiem są ten­dencje totalitarne, zawłaszczające.

Fundamentalizm “twardy" i “miękki"

 

                Nazwy i szyldy firmowe ugrupowań należących do nomen­klatury fundamentalizmu “katolickiego" — mniej uzurpatorskie niż w wypadku Opus Dei — brzmią miło, a mówią niewiele. Oto niektóre z nich: Comunione e Liberazione, Opus Angelorum, Pro Ecclesia, Neokatechumenat, Focolari — Dzieło Maryi, Ruch Szensztacki, Legion Marii, Pro Occidente, Austria Catholica itd.

                Nie należy też zapominać o ruchu związanym z arcybisku­pem Marcelem Lefebvre. Gdy Lefebvre w 1988 roku z powodu podeszłego wieku udzielił bez zgody papieża trzem księżom święceń biskupich, został “automatycznie" ekskomunikowany. W ten sposób dokonało się oderwanie tego ruchu od Kościoła rzymskokatolickiego. Zanim jednak doszło do rozłamu, Waty­kan w sposób nieznośny próbował zjednać sobie Lefebvre'a, go­dząc się na daleko idące ustępstwa wobec roszczeń jego reakcyj­nego ugrupowania do sprawowania władzy wewnątrz Kościoła.

                Wszystkie te grupy, stowarzyszenia i związki cechuje funda­mentalizm — “twardy" lub “miękki". Za rozmaitymi nazwami, kulisami i maskami kryje się zawsze ta sama fundamentalistyczna mentalność i reakcyjno-konserwatywna umysłowość. Ich fundamentalizm różni się jedynie stopniem nasilenia, a nie istotą rzeczy.

                Należy też zauważyć, że stan świadomości i klimat w Ko­ściele katolickim, aż po końcową fazę pontyfikatu Piusa XII (1939-1958), były tak bardzo antydemokratyczne i politycznie reakcyjne, że myśl fundamentalistyczna stanowiła zjawisko wszechobecne, a nie wyjątkowe. Dzisiaj coraz więcej katolików zadaje sobie pytanie, czy z historycznego punktu widzenia to wewnątrzkościelne i społeczne otwarcie, jakie nastąpiło po So­borze Watykańskim II, nie było jedynie krótkim intermezzem, swego rodzaju “rzymską wiosną" dla władz Kościoła katolickie­go w Rzymie, które teraz sięgają po wszelkie dostępne środki władzy, żeby przywrócić stan poprzedni.

                W analizie fundamentalizmu katolickiego należy też wziąć pod uwagę fakt, że pojęcie “fundamentalizmu" w obecnym społeczno-politycznym znaczeniu5 dawniej nie funkcjonowało i nie można się było nim posłużyć. W polemikach katolickich długo używano pojęcia “integryzmu", które w gruncie rzeczy jest rów­noznaczne z “fundamentalizmem". W dalszym ciągu tej książki wymienię i opiszę główne cechy fundamentalizmu i integryzmu.

                Ugrupowania i organizacje fundamentalistyczne, które moż­na dziś spotkać w Kościele, stanowią w dużej mierze bezpośre­dnią lub pośrednią kontynuację wcześniejszych fenomenów te­go rodzaju, jak na przykład jednoznacznie faszystowskiej Action Frangaise.

Ukochanymi dziećmi papieża są Opus Dei i Comunione e Liberazione6. Między Opus Dei a wszystkimi innymi ugrupowa­niami twardego czy łagodnego fundamentalizmu zachodzi zasa­dnicza różnica, której oficjalnie się zaprzecza: otóż Dzieło Boże kanonicznie podlega bezpośrednio papieżowi. Podczas gdy inne kościelno-religijne grupy nacisku wplecione są w struktury hie­rarchiczne Kościoła rzymskokatolickiego i podlegają kontroli lokalnych biskupów, Opus Dei może działać w skali światowej i wielonarodowej bez względu na ograniczenia regionalne czy krajowe.

                W 1982 roku po raz pierwszy i jak dotąd jedyny wprowadzo­no kanonicznie status prałatury personalnej — “skrojony na mia­rę" Opus Dei. “Prałatura Świętego Krzyża i Opus Dei", bo tak brzmi jej pełna nazwa, ma strukturę analogiczną do struktury die­cezji, biskupstwa. W rzeczywistości prałatura personalna stano­wi biskupstwo oparte o zasadę personalną, a nie terytorialną.

                Krajowe Konferencje Episkopatów i poszczególni biskupi dostrzegają ostatnio coraz więcej oznak tego, że Watykan posługuje się Opus Dei jako instancją nadzorczą i kontrolną, jako bezpośrednim instrumentem dyscyplinującym, dławiącym już w zarodku krajowe czy regionalne formy praktyki kościelnej odbiegające od linii wytyczonej w Rzymie. “Boimy się ich i mamy przed nimi na baczności" — to zdanie często słyszałem podczas moich badań prowadzonych w środowisku klerykalno-kościelnym.

                Według danych Opus Dei, prałatura działa na pięciu konty­nentach. Liczy obecnie prawie 80 tyś. członków w 87 krajach. Liczba księży wynosi —jak podaje Biuro Informacyjne Prałatu­ry Opus Dei w Szwajcarii7 — w skali globalnej ponad 1400. Chociaż Dzieło Boże niestrudzenie prezentuje się jako “organi­zacja laicka", jego wewnętrzna struktura jednoznacznie zdomi­nowana jest przez kler. Wszystkie ważne kompetencje decydenckie i czołowe stanowiska są w gestii duchownych.

cd...
« Ostatnia zmiana: Luty 29, 2012, 13:14:39 wysłane przez Kiara » Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #57 : Luty 29, 2012, 13:19:22 »

Urosle w siłę w faszystowskiej Hiszpanii

 

                Od samego początku Opus Dei, założone w 1928 roku, sku­piało się w macierzystej Hiszpanii na rekrutacji elit intelektual­nych, a za faszystowskiego reżimu Franco, stało się “najbardziej wpływowym ruchem kolaboracjonistycznym w obrębie Kościo­ła".10 To “stowarzyszenie wierzących, zmierzających do dosko­nałości ewangelicznej" i żyjących w poczuciu “pobożnego, in­tymnego związku z Bogiem" — jak głosi oficjalna ideologia Opus Dei — co najmniej od początków lat pięćdziesiątych ob­sadzało swoimi członkami i sympatykami aparat państwowy i ważne instytucje społeczne w Hiszpanii. Kariera członków taj­nego Dzieła niemal we wszystkich ważnych resortach finanso­wych i polityczno-gospodarczych, a tym samym wzrost potęgi Opus Dei w następnych latach, zapierały dech. Bywało, że w rządzie caudilla Francisca Franco aż dziesięciu ministrów wy­wodziło się z Opus Dei. Zaiste “nadnaturalne", “duchowe" i “apostolskie" było to dzieło.

 

Opus Dei jako model

 

                Wiele wskazuje na to, że najwyższe władze rzymskokatolic­kie — papież i Kuria — uważają Opus Dei za rozwiązanie mo­delowe dla całego Kościoła. Dzieło Boże zdaje się wytyczać kierunek, w którym powinien pójść Kościół, zachowując sto­sowny dystans. Mimo wszystkich swych podejrzanych praktyk Opus Dei urasta w oczach wielu mężów Kościoła rzymskiego, zagrożonego utratą władzy, do rangi ostatniego bastionu i obiet­nicy przetrwania. Ten scenariusz przyszłości trzeba jednak trak­tować już tylko jako ostatni zryw zorganizowanej religii i insty­tucji znajdującej się w stanie rozkładu.

                Uważam Opus Dei i inne fundamentalistyczne ugrupowania w Kościele za dramatyczne symptomy choroby. Dzieło Boże, które samo siebie uważa za “wielką zbawczą interwencję bo­skiego lekarza", uosabia w moich oczach wszystkie te niechlub­ne tradycje w historii Kościoła, które w swej istocie odnoszą się z pogardą do człowieka i które z dziejów Kościoła uczyniły dzieje zbrodni.

                W Opus Dei niczym w lustrzanym odbiciu mógłby Kościół ujrzeć przyczynę, dla której żydowska sekta pierwotnego chrze­ścijaństwa jako religii wyzyskiwanych i ubogich, rządzonych i poniżonych rozwinęła się w system rzymskokatolicki. W jedy­nej w swoim rodzaju kontynuacji doświadczeń w historii Kościo­ła, Opus Dei zgromadziło w swojej strukturze i ideologii i dopro­wadziło poniekąd do perfekcji najrozmaitsze praktyki sprawowania władzy, metody ujarzmiania ludzi, internalizacji przymusu religijnego, technicznej modernizacji instytucjonalnych środków władzy. Pod tym względem Opus Dei bynajmniej nie jest trady­cjonalistyczne, lecz w najwyższym stopniu nowoczesne. Nie uprzedzając rezultatów analiz przeprowadzonych w dal­szej części niniejszego opracowania, chciałbym wymienić w tym miejscu w sposób wybiórczy i odpowiednio wyjaskrawiony istotne cechy charakterystyczne, które dostrzegam w Opus Dei. Łączy ono w sobie doskonale się wzajemnie uzupełniające ce­chy, elementy strukturalne i metody działania sekt i mafii, którymi zajmuję się w tej książce. Stanowi ona zarazem szkic z dziedziny psychologii społecznej, ukazujący mentalność fundamentalistyczną w jej skrajnej pseudochrześcijańskiej postaci. W tej chwili nie przeprowadzam jeszcze dowodu, lecz tylko wy­mieniam fakty. A oto niektóre z nich:

 

                * W swojej encyklice z 15 sierpnia 1864 roku papież Pius IX stwierdza: “Niesmaczne i fałszywe nauki czy głupstwa wygła­szane w obronie wolności sumienia są niezwykle szkodliwym błędem — zarazą, której bardziej niż czegokolwiek innego nale­ży się w państwie obawiać".11 Analizując pisma Opus Dei, za­równo wydawane do użytku wewnętrznego, jak i dla szerszego ogółu, nigdzie nie natrafiłem choćby na ślad tego, że należy re­spektować sumienie jako podstawowe prawo jednostki. Prze­ciwnie, z cytatem z Piusa IX Opus Dei pewnie by się zgodziło. Dla mnie jest w ogóle sprawą alarmującą, że w swoich pismach i zbiorze zasad Opus Dei nie wspomina o prawach konstytucyj­nych i prawach człowieka.

                * Za błyszczącą religijną fasadą, jaką prezentuje Opus Dei, dostrzegam tylko wiarę we władzę i w pieniądze. Kto po “reli­gijnej księdze budującej" zatytułowanej Droga autorstwa Escrivy, założyciela Opus Dei, oczekuje głębi duchowej, ten się prze­kona, że jest to “zbiór szorstkich, ostrych rozkazów marszo­wych".

                * Opus Dei wymusza tryb życia z gruntu wrogi cielesności i ujarzmiający płeć. Stworzyło ono system perfekcyjnego tłumie­nia potrzeb seksualnych. Członkowie Opus Dei maltretują swo­je ciało niczym masochiści za pomocą rozmaitych “praktyk umartwiających" (biczowania, pasów pokutnych, spania na po­sadzce itp.). “Poczynisz tylko tyle postępów, ile gwałtu sobie zadasz!", “Uświęcajmy cierpienie!"12 — w tych maksymach wy­raża się sposób życia okaleczający psychicznie i fizycznie.

                * W wewnętrznej strukturze i ideologii Opus Dei wyraźnie mamy do czynienia z seksizmem. Seksizm — władza mężczyzn nad kobietami ze względu na płeć — przejawia się w upośledza­niu i dyskryminacji kobiet w Opus Dei. Funkcje kierownicze to “męska sprawa". Rolę decydującą odgrywają księża. Sprzątanie, pranie i gotowanie — to najwyraźniej główne funkcje, jakie w domach Opus Dei wolno spełniać wyłącznie członkom płci żeń­skiej. Opus Dei uosabia apoteozę dawnej kultowej dominacji mężczyzny. Piśmiennictwo i zbiór zasad Opus Dei pełne są do­wodów męskiego szowinizmu, zwrotów z języka wojskowego i wojowniczych metafor. Nawet w architekturze siedzib Opus Dei (oddzielne klatki schodowe, zamknięte drzwi) przejawia się pewien rodzaj płciowego apartheidu, w którym psychologia spo­łeczna upatruje mechanizmów lękowo-obronnych wobec kobie­ty, rozwiniętych do skrajnej postaci wśród