Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Maj 04, 2024, 09:04:26


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: 1 2 [3] |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Zdrada, niewiernosc- czy potrafisz przebaczyc.  (Przeczytany 23044 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
wiki
Gość
« Odpowiedz #50 : Marzec 13, 2010, 13:43:16 »

Cytuj
Sarkazm Wiki także jest niepotrzebny, choć rozumiem, że jest spowodowany pewnym rozgoryczeniem oraz tym, że uważasz, że nie znam Twojej sytuacji a moje słowa Cię krzywdzą - nie jestem i nie uważam się za jakiś wzór, jestem świadom własnych ułomności i nie zaprzeczam ich.

Twoje słowa mnie nie krzywdzą  Chichot a to, że swoje małżeństwo i zachowanie w nim Twojej osoby stawiałeś wiele razy za wzór pozwala mi tylko przypuszczać, że jesteś doskonały


Cytuj
W życiu kieruję się pewnymi zasadami, które przynoszą pozytywne efekty i szczęście. Przedstawiam je, a nie generalizuję. Wielokrotnie te zasady były wyśmiewane na tym forum. Widzisz Wiki - podejrzewam na granicy z pewnością - że mógłbym wykazać, że wiele z wytycznych którymi się kieruję zostało przez Ciebie naruszonych, mógłbym spróbować wykazać, że to przyczyniło się do sytuacji z której chciałaś się wyrwać... Jednak niestosownym byłoby publicznie wchodzić w szczegóły Twojego życia.

 A więc w Twoim mniemaniu nie Ty, ale Twoje zasady są nieomylne i kryształowe,tak nie chodzę do kościoła, nawet nie wiem czy jest bóg, ale staram się jak tylko umiem szanować wybory i decyzję innych ludzi. Nie mi oceniać czy To Twoje zasady są słuszne czy moje, ponieważ ja czuję się szczęśliwą osobą i z tego co piszesz ty również, więc nie mam pojęcia co chcesz wykazać  Coś
Jestem szczęśliwa, wcześniej nie byłam czy wg Ciebie mam czuć się winna?

Masz rację, że rozwód nie bierze się  znikąd, ale jeżeli się w końcu bierze to zacytuję tu Ptaka, ponieważ mysle podobnie :

Cytuj
Czy w takiej sytuacji właściwym jest do końca życia brzmieć fałszywie? Tylko dlatego, że kiedyś w innych okolicznościach, będąc innym człowiekiem i mając do czynienia z inną osobą złożyło się przysięgę? Czy jej dochowanie nie jest zdradą siebie samego i tego, do czego doszliśmy i czym się staliśmy?
Oczywiście, że odejście będzie bolało. Ale, czy wspólne, nieharmonijne życie nie boli bardziej?
Zdrada siebie samego niesie najbardziej traumatyczne przeżycia, ciągły stres, rozbija nas od wewnątrz. Czy taką cenę trzeba płacić, by dochować przysięgi?

Pozdrawiam Uśmiech))
 i wkleję jeszcze raz słowa boga z książki Walscha

" Głoś chwałę tego, czym jesteś dziś, lecz nie potępiaj tego, czym byłeś wczoraj ani nie przekreślaj tego, czym możesz stać się jutro.
Zrozum, że gdy mówisz, że coś jest “słuszne", a co innego “naganne", coś jest “w porządku", a co innego “nie w porządku", dajesz tylko wyraz swym najnowszym preferencjom i wyobrażeniom. "

Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #51 : Marzec 14, 2010, 01:11:51 »

Odpowiadając Artkowi
Cytuj
Czy chcesz powiedzieć, że się oboje cieszyliście z rozwodu?
Pozwól , że w odpowiedzi Ptaka zacytuje
Cytuj
Czy w takiej sytuacji właściwym jest do końca życia brzmieć fałszywie?
Tylko dlatego, że kiedyś w innych okolicznościach, będąc innym człowiekiem i mając do czynienia z inną osobą złożyło się przysięgę?
Nie , nie cieszyliśmy się. Zrobiliśmy to, co było trzeba. Inaczej nie mogę Ci odpowiedzieć bez naruszania prywatności.
Cytuj
Że dziecko cieszyło się, że rodzice się rozstają?

Nie odwracaj kota ogonem. Nigdzie nie napisałem , że się cieszyło. Zrozumiało to. Dzieci nie postrzegają świata tak , jak dorośli. Czują to, kim dla niego są rodzice. Mama i Tata. W tym NIC się nie zmieniło z perspektywy dziecka.
Cytuj
Że nie będzie miało obojga rodziców przy sobie?

Są rodzice, którzy na zmianę zajmują się dziećmi z powodu pracy. Są tacy, którzy widzą swoje dzieci raz na tydzień czy miesiąc (np kierowcy tirów, albo marynarze ) , ale to , jak rozumiem , Artku, wg doktryny dalej oznacza "mieć rodziców przy sobie". Moje dziecko ma każdego  rodzica przy sobie kiedy tylko tego zapragnie i nawet obojga. Razem omawiamy nasze rodzinne sprawy. TAK - chociaż może Ci się to wydać szokujące, to rodzice w stosunku do swojego dziecka , zawsze będą stanowili rodzinę. Dziecko i wszystko , co je dotyczy to cała rodzina bez względu na to, jaki status urzędowy reprezentują rodziciele wobec siebie.

Cytuj
Słyszysz sam siebie?

Dobrze siebie słyszę i rozumiem. Rodzina to coś więcej niż zamieszkiwanie w jednym domu. Miłość to coś więcej niż dogadzanie sobie nawzajem w wiecznym tańcu godowym. To podstawowy dźwięk, częstotliwość bez której nic nie istnieje.

Cytuj
Dlaczego nagle teraz ma więcej?
Ma więcej ojca , ma więcej matki, ma więcej pewności rodziny , bo ona istnieje dla niego pomimo tego, że wszystko się zmienia.
Kod:
 Dlaczego nie miało mieć tego wszystkiego w żyjącej razem rodzinie? 
Szczegółów nie mogę tu niestety publicznie zdradzić. Kiedyś , jak się spotkamy, może Ci opowiem.

Cytuj
Czy to "więcej" to jednak nie podświadoma próba rekompensaty za - co by tu nie mówić - wyrządzoną mu krzywdę?

Nie ma żadnej krzywdy - co by tu nie mówić. Miłość nie ma wyznania, to nie jest kontrakt, ani umowa, czy przysięga małżeńska . Miłości nic nie warunkuje. Jeśli to wszystko dziecko czuje, ma dobre wyniki w nauce i wsparcie to powiedz mi, jaką miałoby odczuwać krzywdę ? Mój syn dzisiaj z podniesioną głową może powiedzieć "moi rodzice się rozwiedli" stwierdzając po prostu fakt. Ma już 12 lat i nie widzi w tym żadnego wstydu. Nie czuje się gorszy od rówieśników z tzw pełnych rodzin. To już sa zupełnie inne czasy Arteq, nie ma w tym względzie ostracyzmu społecznego na szczęście.
Cytuj
Żaden zdrowy i odczuwający człowiek nie czerpie radości z rozstania się z osobą która była mu bliska

Przecież tu nie chodzi o żadną radość z rozstania. Nie będę tego rozwijał bo musiałbym się podzielić szczegółami , których nie mogę upubliczniać bez zgody ex-żony. Jestem zdrowy , odczuwam i czuję radość z wielu powodów. Niech to Ci  wystarczy.

Co do samej przysięgi małżeńskiej to po prostu zacytuję Siostrę w rozumie Mrugnięcie :
Cytuj
Czy jej dochowanie nie jest zdradą siebie samego i tego, do czego doszliśmy i czym się staliśmy?

Co do Piotra. Kłamca jest świętym. Nie oznacza to , że go potępiam za ten trzykrotny czyn, ani za jakikolwiek inny. Co więcej - usprawiedliwiam go sytuacją i okolicznościami, którym nie podołał po wielekroć. Jego miłość do Jezusa była prawdziwa, a kiedy wszystko się zmieniło to zaparł się Go i to też jest takie bardzo ludzkie. Z tego nauka płynie, żebyśmy nie musieli się zapierać ludzi, kiedy wszystko się w życiu pogmatwa i pozmienia. Obyśmy potrafili wybaczyć i potrafili poprosić o wybaczenie. To przenosi relacje ludzkie na zupełnie inny wymiar duchowego połączenia, gdzie nawet zdrada uczy tego, jak kochać tych, którzy i tak są zawsze ze sobą połączeni.
Zapisane
Thotal
Gość
« Odpowiedz #52 : Marzec 14, 2010, 09:05:07 »

Wśród moich znajomych są dwie pary, które podjęły podobną próbę bycia ze sobą na odległość.
Mimo rozejścia są nadal mocno związani, często dzwonią do siebie, spędzają święta i wakacje. Być może nie jest to "układ" idealny, ale na pewno dużo lepszy od sytuacji gdzie zmuszeni byli żyć razem. Emocje opadły, więź pozostała, wybrali drogę najlepszą jaką na ten moment dyktowało im życie. Dzieci również dostosowały się do nowych warunków, ale wiedzą, że obydwoje rodzice je kochają, że mają w nich podporę.
Myślę, że emocjonalne niedopasowanie rodziców i stały konflikt w rodzinie ma dużo większy, niekorzystny wpływ na rozwój emocjonalny dziecka.



Pozdrawiam - Thotal Uśmiech
Zapisane
wiki
Gość
« Odpowiedz #53 : Marzec 14, 2010, 13:09:43 »

Polecam dość obszerny cytat z "Rozmów z Bogiem" na temat małżeństwa, zdrady i miłości



Jak mówiłem... rodzaj ludzki dąży do zaznania miłości, która jest nieograniczona, wieczna i wolna. Próba uwiecznienia miłości jest wasza instytucja małżeństwa. W ramach niej zgadzacie się zostać ze sobą na całe życie. Ale nie sprzyja ona miłości, która jest “nieograniczona" i “wolna".
Dlaczego? Jeśli żenimy się z wolnego wyboru, czy nie jest to przejawem wolności? A deklaracja, że z nikim innym prócz małżonka nie będzie się obcowało intymnie, to nie ograniczenie, lecz wybór. A wybór to nic innego jak użytek, jaki robimy z wolności.
Tak długo jak pozostaje wyborem, owszem. Musi pozostać. Taką złożyliśmy obietnicę. Tak – i w tym właśnie sęk.
 
Pomóż mi zrozumieć.
Posłuchaj, może przyjść czas, że zechcesz doświadczyć czegoś naprawdę szczególnego w związku z drugą osoba. I nie chodzi o to, czy jest ona kimś wyjątkowym, ale niepowtarzalny sposób, w jaki zamierzasz okazać miłość, jaka żywisz do wszystkich ludzi
-  i do samego życia – jest możliwy tylko z ta właśnie osoba.
W istocie sposób, w jaki wyrażasz swa miłość do każdej z osób, które kochasz, jest wyjątkowy. Nikogo nie kochasz tak samo. Ponieważ jesteś istota twórcza, cokolwiek tworzysz, jest niepowtarzalne. Twoje myśli, słowa, czyny powielać się po prostu nie mogą. Nie potrafisz powielać, potrafisz tworzyć.
Wiesz, dlaczego nie ma dwóch takich samych płatków śniegu? Ponieważ to jest niemożliwe. “Tworzenie" to nie “powielanie", a Stwórca może jedynie tworzyć.
Dlatego nie ma dwóch takich samych płatków śniegu, ludzi, myśli, związków – żadnych dwóch takich samych rzeczy.
Wszechświat – i wszystko, co się w nim znajduje
- jest jedyne i niepodobne do niczego innego.
Oto po raz kolejny Boska Dychotomia. Wszystko jest niepowtarzalne, mimo to wszystko jest Jednym.
Właśnie. Każdy palec u twej ręki jest inny, ale to ta sama ręka. Powietrze w twoim domu nie jest różne od powietrza gdzie indziej, lecz powietrze w poszczególnych pokojach nie jest takie same, czuje się wyraźna różnice.
Podobnie jest z ludźmi. Wszyscy są Jednym, lecz nie ma dwóch takich samych ludzi. Nie można wiec kochać dwóch osób w taki sam sposób, nawet gdyby się chciało – ale tego nigdy byś nie próbował, ponieważ miłość to jedyna i niepowtarzalna reakcja na to, co jedyne i niepowtarzalne.
Toteż kiedy okazujesz swa miłość jednej osobie, robisz to w sposób wyjątkowy, niemożliwy do powielenia wobec drugiej. Twoje myśli, słowa i czyny -twoje reakcje – są jedyne w swym rodzaju... tak jak osoba, do której są skierowane.
Jeśli zapragnąłeś okazać miłość w ten szczególny sposób wyłącznie z ta jedna osoba, wybierz to, ogłoś. Lecz niech twoje oświadczenie będzie nieustannie ponawiana deklaracja wolności, a nie wiążącym zobowiązaniem. Prawdziwa miłość zawsze jest wolna, nie do pogodzenia z obowiązkiem.
Jeśli zaś swą decyzje postrzegasz jako świętą obietnicę, której nie wolno złamać, może przyjść czas, że doświadczysz tej obietnicy jako zobowiązania – i będzie ci ona ciążyć. Lecz jeśli widzieć w niej będziesz nie jednorazowe przyrzeczenie, lecz wolny wybór, dokonywany wciąż na nowo, nigdy nie będzie dla ciebie uciążliwa.
Pamiętaj: Jedna tylko jest święta obietnica – abyś głosił swoją prawdę i nią żył. Wszystkie inne stanowią zaprzepaszczenie wolności, a to nie ma nic wspólnego ze świętością. Albowiem wolność jest twoją prawdziwą istotą. Gdy zaprzepaszczasz wolność, zaprzepaszczasz swą Jaźń. A to nie sakrament, to bluźnierstwo.
 
13
Mocne słowa! Twierdzisz więc, że nigdy nie powinniśmy składać obietnic – że nie powinniśmy niczego nikomu przyrzekać?
Patrząc na to, jakie życie wiedzie większość z was, w każdej obietnicy skrywa się kłamstwo. Skąd bowiem możecie dziś wiedzieć, jakie będą wasze uczucia i co będziecie chcieli zrobić w dowolnej chwili w przyszłości? Tego wiedzieć nie możecie, gdyż prowadzicie życie reaktywne. Tylko wtedy gdy staniecie się istotami prawdziwie kreatywnymi, możecie składać obietnice wolne od kłamstwa.
Istoty twórcze wiedza, co będą czuły wobec danej rzeczy w dowolnej chwili w przyszłości, ponieważ istoty twórcze stwarzają swoje uczucia, kształtują je, a nie po prostu przeżywają.
Dopóki nie potrafisz stworzyć swej przyszłości, dopóty nie możesz jej przewidzieć. Dopóki nie potrafisz przewidzieć swej przyszłości, dopóty nie możesz prawdziwie nic obiecać.
Ale nawet ten, kto zarówno tworzy jak i przewiduje swa przyszłość, ma władze – i prawo – aby ja zmienić. Zmiana jest niezbywalnym prawem wszelkich stworzeń. Nawet więcej niż “prawem", ponieważ “prawo" jest nadane. “Zmiana" jest tym, co Jest.
Zmiana jest.
Ty jesteś zmiana.
Nie można ci tego nadać. Ty jesteś tym.
 
Zatem skoro jesteś “zmiany" – skoro zmiana to w tobie jedyna stała rzecz – nie możesz obiecać, że zawsze będziesz taki sam, bo skłamiesz.
Chcesz powiedzieć, że we wszechświecie nie ma nic stałego? Że w całym stworzeniu nic nie pozostaje niezmienne?
Proces zwany życiem polega na stwarzaniu na nowo. Wszystko, co składa się na życie, ciągle stwarza się na nowo w każdej chwili teraźniejszości. 'Wyklucza to identyczność, jeśli coś jest identyczne, to wcale się nie zmieniło. Lecz chociaż identyczność jest niemożliwa, podobieństwo nie. Podobieństwo uzyskuje się dzięki procesowi przemiany przynoszącemu wynik zbieżny z poprzednim.
Gdy twórczość osiąga wysoki stopień podobieństwa, mówicie, że to identyczność. I z waszego niedoskonałego punktu widzenia, tak to się przedstawia.
Dlatego w ludzkiej percepcji wszechświat wydaje się w dużej mierze stały. To znaczy, rzeczy wyglądają na jednakowe, tak jak czyny i reakcje. Postrzegacie tu spójność.
To dobrze, ponieważ dzięki temu zyskujecie system odniesienia, w ramach którego możecie doświadczać istnienia w świecie fizykalnym i je rozważać.
Ale Ja powiadam ci: W perspektywie całości życia – zarówno fizykalnego jak niefizykalnego – pozory stałości znikają. Rzeczy doświadczane są takimi, jakimi są naprawdę: stale ulegającymi przemianie.
Wynika stąd, że zmiany czasami są tak subtelne, tak drobne, iż z naszego punktu widzenia rzeczy
wydają się takie same – niekiedy dokładnie takie same – podczas gdy w istocie nie są.
W istocie.
Nie ma czegoś takiego jak “identyczne bliźniaki". Otóż to. Świetnie to ująłeś.
Mimo to potrafimy stworzyć się na nowo w postaci dostatecznie zbliżonej, aby powstał efekt stałości.
Tak.
I możemy tego dokonywać w obrębie naszych związków, jeśli chodzi o nasze postępowanie i o to, za kogo się uważamy.
Owszem – chociaż większości przychodzi to niezwykle trudno.
Ponieważ stałość stanowi pogwałcenie naturalnego prawa i trzeba wielkiego mistrza, aby stworzyć nawet pozory identyczności.
Mistrz przezwycięża naturalna skłonność do zmiany po to, aby uchodzić za takiego samego. W rzeczywistości nie może on występować w takiej samej postaci. Potrafi jednak wystąpić w postaci na tyle zbliżonej, aby powstało wrażenie identyczności.
Ale ludzie, którym daleko do mistrzostwa, ciągle są tacy sami. Znam osoby, które są tak przewidywalne, że można postawić na nie swoje życie.
 
Ale celowe takie działanie wymaga wiele wysiłku.
Mistrz to ten, kto osiąga wysoki stopień podobieństwa (“spójności") w sposób zamierzony. Ucznia poznać po tym, że spójność, jaka przejawia, niekoniecznie jest zamierzona.
Ktoś, kto zawsze reaguje tak samo w określonych okolicznościach, często mówi: “Nie mogłem nic na to poradzić".
Tego mistrz nie powie nigdy.
Nawet gdy czyjaś reakcja przynosi wynik godny podziwu – coś, za co otrzymują pochwałę – słyszy się często w odpowiedzi: “To nic takiego. Działałem odruchowo. Każdy by tak postąpił".
Tak również nie zachowałby się mistrz.
Mistrz to ten, kto – całkiem dosłownie – wie, co robi.
Wie także dlaczego.
Dla ludzi, którzy nie wznieśli się na ten poziom, zagadka jest często i jedno, i drugie.
Dlatego tak trudno jest dotrzymać obietnicy?
Miedzy innymi. Jak mówiłem, dopóki nie potrafisz przewidzieć swojej przyszłości, dopóty nie możesz niczego prawdziwie przyrzekać.
Drugim powodem, dla którego trudno ludziom dotrzymać danego słowa jest to, że popadają przez to w konflikt ze swa autentycznością.
Co masz na myśli?
Chodzi mi o to, że ich prawda podlega ewolucji i różni się od tego, co jak przysięgali, na zawsze
pozostanie ich prawda. Prawda ta może dotyczyć różnych zjawisk. Powstaje wiec głęboki konflikt. Czemu mam być wierny – mojej prawdzie czy mojej przysiędze.
Twoja rada?
Dawałem wam ja już wcześniej:
Zdradzenie samego siebie po to, aby nie zdradzić drugiego, to mimo wszystko zdrada. To zdrada najwyższego rzędu.
Ale to spowodowałoby powszechne łamanie obietnic! Przestałoby się w ogóle liczyć słowo dane w jakiejkolwiek sprawie. Nie można byłoby na nikim polegać!
Zatem liczyłeś na innych – że dotrzymają danego słowa, tak? Nic dziwnego, że wciąż byłeś taki nieszczęśliwy.
Kto mówi, że byłem nieszczęśliwy?
Chcesz powiedzieć, że tak przedstawia się i zachowuje ktoś, kto jest szczęśliwy?
W porządku, zgoda. Bywałem nieszczęśliwy. Nieraz.
Wiele razy. Nawet kiedy miałeś wszelkie podstawy ku temu, aby być szczęśliwy, ty się unieszczęśli-wiałeś. Zamartwiałeś się tym, czy uda ci się zachować szczęście.
 
A martwiłeś się dlatego, że “zachowanie szczęścia" zależało w dużej mierze od dotrzymania obietnic przez innych.
Chcesz powiedzieć, że nie mam prawa oczekiwać albo chociaż mieć nadziei na to, że inni dotrzymają swego słowa?
Dlaczego chciałbyś mieć takie prawo?
Jeśli ktoś nie chce wywiązać się z obietnicy, to dlatego, że nie chce – albo uważa, że nie może, co na jedno wychodzi.
A jeśli ktoś nie chce lub uważa, że z jakiegoś powodu nie może, dotrzymać słowa, dlaczego chciałbyś, aby to zrobił?
Czy naprawdę zależy ci na tym, aby ktoś dotrzymał umowy, której nie chce dotrzymać? Czy naprawdę sadzisz, że powinno się zmuszać ludzi do robienia czegoś, czego ich zdaniem zrobić nie mogą?
Dlaczego chciałbyś zmuszać kogoś, aby robił coś wbrew swojej woli?
Może taki powód wystarczy: ponieważ puszczenie im tego płazem uderzyłoby we mnie – lub moją rodzinę.
Czyli aby uniknąć uderzenia, wolisz sam uderzyć.
Nie rozumiem, w jaki sposób może ktoś ucierpieć, gdy prosi się go po prostu o dotrzymanie słowa?
Niemniej on sam musi widzieć w tym uszczerbek dla siebie, bo inaczej z chęcią wywiązałby się z obietnicy.
Więc to ja powinienem doznać uszczerbku lub moje dzieci i rodzina, zamiast narażać na “cierpienie" kogoś, kto dał swoje słowo, przez żądanie, aby go dotrzymał?
Czy naprawdę uważasz, że jeśli wymusisz na kimś, aby wywiązał się z obietnicy, nie doznasz uszczerbku?
Powiadam ci: Więcej szkody wyrządzają drugim osoby zadręczające się skrycie (to znaczy, postępujecie tak, jak w swym mniemaniu “musza" postępować), aniżeli ci, którzy swobodnie oddają się temu, co chcą robić.
Kiedy dajesz komuś wolni} rękę, dusisz zagrożenie w zarodku, nie podsycasz go.
Owszem, może wyglądać tak, że zwolnienie kogoś z obietnicy czy zobowiązania na krótka metę przynosi ci szkodę, ale nigdy nie zaszkodzi ci w dłuższej perspektywie, albowiem kiedy dajesz komuś wolność, dajesz wolność również sobie. I w ten sposób uwalniasz się od ciepień, ataków na własną godność i poczucie własnej wartości, które nieuchronnie muszą nastąpić, gdy zmuszasz kogoś do dotrzymania obietnicy, której dotrzymać nie chce.
Czy ma to również odniesienie do biznesu? Czy można w taki sposób prowadzić interesy?
To jedyny rozsądny sposób na ich prowadzenie.
Problem z całym waszym społeczeństwem polega na tym, że opiera się ono na sile. “Mocy prawa" oraz, zbyt często niestety, na “sile pięści", czyli jak to nazywacie, “siłach zbrojnych".
Nie opanowaliście jeszcze sztuki perswazji.
 
Ale jak można wpłynąć na drugą stronę, aby dotrzymała warunków umowy, jeśli nie drogą sądową, “mocą prawa"?
Zważywszy na etykę panująca obecnie w waszym społeczeństwie, może nie być innego sposobu. Lecz gdy etyka społeczna się zmieni, sposób, w jaki teraz zapobiegacie odstępowaniu od umowy, wyda się prymitywny.
Mógłbyś to wytłumaczyć?
Obecnie wasza gwarancja, że umowa będzie przestrzegana, jest siła. Lecz ze zmiana etyki społecznej, kiedy uwzględnicie to, że wszyscy stanowicie Jedno, nigdy nie uciekniecie się do przemocy, ponieważ to zaszkodziłoby wam samym. Nie bije się lewej ręki prawa.
Nawet jeśli lewa ręka dusi cię za gardło?
Do czegoś takiego również by nie doszło. Skończyłoby się samookaleczanie, odgryzanie sobie nosa na złość cioci. Łamanie umów. Rzecz jasna, same umowy wyglądałyby zupełnie inaczej.
Przekazywanie wartości przestałoby się odbywać tylko i wyłącznie pod warunkiem otrzymania czegoś nie mniej wartościowego w zamian – jak to ma miejsce obecnie. Dzielenie się z innymi przestałoby się odbywać tylko i wyłącznie dla godziwego zysku.
Dawałbyś i dzielił się odruchowo, dlatego zawierano by i łamano znacznie mniej umów, ponieważ umowa dotyczy wymiany dóbr i usług, zaś twoje
życie polegałoby na dawaniu dóbr i świadczeniu usług, niezależnie od tego czy wymiana dojdzie czy nie dojdzie do skutku.
Lecz to właśnie w takim jednostronnym dawaniu musicie upatrywać zbawienia dla siebie, bo w ten sposób odkryjecie to, czego doświadczył Bóg: to, co dajesz drugiemu, dajesz samemu sobie. Co od ciebie wychodzi, trafia z powrotem do ciebie.
Wszystko, co płynie od ciebie, do ciebie powraca.
Z nawiązka. Nie trzeba się więc martwić tym, co dostanie się w zamian. Trzeba tylko myśleć o tym, co dać z siebie. W życiu chodzi o najwyższej jakości dawanie, a nie dostawanie.
Ten zwrot pociągnie za sobą gruntowne przewartościowanie pojęcia “sukcesu". Obecnie miara “sukcesu" w waszej kulturze jest to, ile “dostajesz", ile zgromadzisz zaszczytów, pieniędzy, władzy i majątku. W Nowej Kulturze twój “sukces" będzie mierzyć się tym, ile dzięki tobie zdołają zgromadzić inni.
Ironia polega na tym, że im więcej dzięki tobie zgromadza inni, tym więcej nabędziesz ty sam, bez żadnego wysiłku. Bez “kontraktów", “targów", “negocjacji", procesów, sadów czy innych form nacisku służących do wyegzekwowania od was, abyście dawali sobie nawzajem to, co “obiecaliście".
W gospodarce przyszłości nie będzie się działać dla własnego zysku lecz dla własnego rozwoju, który będzie stanowić twój zysk. Lecz przypadnie ci też w udziale “zysk" liczony w kategońach materialnych w miarę, jak będziesz stawał się coraz okazalsza, świetniejsza wersja siebie, Jakim Jesteś W Istocie.
 
Posługiwanie się. siłą w celu uzyskania od kogoś czegoś, co “obiecał", wyda się wtedy wam rzeczą niesłychanie prymitywną. Jeśli ktoś nie dotrzyma słowa, pozwolicie mu pójść swoja droga, dokonywać własnych wyborów i kształtować swoje doświadczenie siebie. I nie będzie ci brakowało tego, czego od nich nie otrzymałeś, gdyż będziesz wiedzieć, że “jest tego więcej tam, skąd to się wzięło" – i że to nie on jest tego źródłem, lecz ty.
Rozumiem. Ale chyba trochę odbiegliśmy od tematu. Punktem wyjścia do tej dyskusji było moje pytanie o miłość – czy ludzie kiedykolwiek pozwolą sobie na wyrażanie jej bez ograniczeń. Z tego wyniknęła kwestia małżeństwa otwartego. Potem nagle odbiegliśmy od tematu.
Niezupełnie. Wszystko, o czym teraz była mowa, jest jak najbardziej na miejscu, l ładnie wiąże sip z twym pytaniem o społeczeństwo oświecone czy też wyżej rozwinięte. Ponieważ w oświeconym społeczeństwie nie występuje ani “małżeństwo", ani “biznes" – ani żaden inny sztuczny twór wymyślony dla scalenia społeczeństwa.
Tak, racja, zaraz do tego przejdziemy. Chcę jednak doprowadzić tę dyskusję do końca. Kilka twoich spostrzeżeń mnie zaintrygowało. Jak ja to widzę, chodzi o to, że istoty ludzkie nie mogą dotrzymywać obietnic, zatem nie powinny ich składać. To podważa właściwie samą instytucję małżeństwa.
Podoba Mi się słowo “instytucja" w tym kontekście. Tak doświadcza tego większość ludzi żyjących w małżeństwie.
Albo jeszcze lepiej “zakład" – karny lub dla umysłowo chorych czy przynajmniej naukowy!
Właśnie. Dokładnie. To właśnie jest doświadczeniem ogółu ludzi.
Żarty żartami, ale chyba nie ogółu ludzi. Miliony ludzi kochają instytucję małżeństwa i chcą ją zachować.
Obstaję przy tym, co powiedziałem. Dla większości -ludzi małżeństwo to ciężka przeprawa, nie odpowiada im to, jak ono na nich wpływa.
Dowodzi tego rosnąca liczba rozwodów na świecie.
Czyli twierdzisz, że małżeństwo należy odstawić do lamusa?
Nie mam preferencji, jeśli o to chodzi, tylko -- wiem, wiem, dzielisz się spostrzeżeniami.
Brawo! Usiłujesz zrobić ze Mnie Boga, który ma swoje upodobania, a tak nie jest. Cieszę się, że próbujesz z tym skończyć.
Cóż, w ten sposób załatwiliśmy nie tylko małżeństwo ale i religię!
To prawda, że religie straciłyby racje bytu, gdyby ludzkość zrozumiała, że Bóg nie ma upodobań, ponieważ religia uchodzi za wierne odbicie Boskich preferencji.
 
' A jeśli nie masz swoich upodobań, to religia musi byś kłamstwem.
Kłamstwo to za ostre stówo. Nazwałbym ja fikcją. Waszym wymysłem.
Tak jak wymyśliliśmy sobie, że Bóg woli, kiedy zawieramy związek małżeński?
Zgadza się. Nie preferuje małżeństwa. Zauważam jednak, że wy tak.
Dlaczego? Dlaczego wolimy się żenić czy wychodzić za mąż, skoro wiemy, że to takie trudne wyzwanie?
Ponieważ nie potrafiliście w inny sposób zagwarantować swojemu doświadczeniu miłości stałości czy “wieczności".
Tylko w ten sposób kobieta mogła zapewnić sobie opiekę i przetrwanie; tylko w ten sposób mężczyzna mógł zapewnić sobie seks “na żądanie" i stałe towarzystwo.
Stworzono wiec normę społeczna. Zawarto umowę. Ja dam ci to, a ty mi tamto. Przypominało to transakcje handlowa. Ponieważ obu stronom zależało na tym, aby umowa miała “moc wiążąca", postanowiono, że jest to “święty związek" zawarty przed Bogiem – i kto go zerwie, poniesie karę.
Później, gdy to nie spełniło swego zadania, z pomocą praw ustanowionych przez ludzi próbowano wymóc na obu stronach, aby przestrzegały umowy.
Ale nawet to nie pomogło.
Ani tak zwane prawa Boskie, ani prawa stanowione nie powstrzymują ludzi przed łamaniem ślubów małżeńskich.
Jak to możliwe?
Ponieważ śluby małżeńskie w takiej postaci, jaka im nadaliście, są sprzeczne z jedynym prawem, jakie się Uczy.
Mianowicie?
Prawem naturalnym.
Ale w naturze rzeczy, życia leży wyrażanie Jedności. Czy nie taki wniosek płynie z tych wszystkich rozważań? A małżeństwo jest najpiękniejszym tego ludzkim przejawem. Sam wiesz – “Co Bóg złączył, niech żaden człowiek nie rozłącza", i tak da-lej.
Małżeństwo w waszym wydaniu nie należy do szczególnie powabnych rzeczy. Stanowi bowiem pogwałcenie dwóch z trzech podstawowych prawd ludzkiej natury.
Możemy to powtórzyć? Chyba wreszcie zaczyna mi się to układać w spójną całość.
Dobra. No to jazda.
Jesteście miłością, Tym Jesteście W Istocie.
Miłość jest nieograniczona, wieczna i wolna.
 
Zatem, tacy właśnie jesteście. To stanowi waszą naturę. Jesteście nieograniczeni, wieczni i wolni, z natury.
Co się zaś tyczy wszelkich sztucznych społecznych, moralnych, religijnych, filozoficznych, ekonomicznych czy politycznych ram godzących w wasza naturę, to naruszają one sama Jaźń – a przeciw temu zawsze będziecie się buntować.


Zapisane
wiki
Gość
« Odpowiedz #54 : Marzec 14, 2010, 13:51:36 »

Tak się obawiacie żyć – tak się obawiacie samego życia – że wyrzekliście się swej prawdziwej istoty na rzecz bezpieczeństwa. Instytucja zwana przez was małżeństwem to wasza próba zapewnienia sobie bezpieczeństwa, tak jak instytucja zwana przez was rządem – to jedno i to samo w dwóch postaciach, sztuczny twór społeczny, który ma na celu narzucanie określonych zachowań.
Wielkie nieba, nigdy tak o tym nie myślałem. Zawsze uważałem małżeństwo za najwyższy dowód miłości.
W twym własnym wyobrażeniu, owszem, ale nie w takiej formie, jaka mu nadaliście. W takiej formie, jaka mu nadaliście, stanowi najwyższy dowód lęku.
Gdyby małżeństwo pozwalało wam kochać w sposób nieograniczony, wieczny i swobodny, wówczas stanowiłoby najwyższy dowód miłości.
Jednak zważywszy na to, jak się rzeczy maja, bierzecie ślub po to, aby zniżyć swoja miłość do poziomu obietnicy czy gwarancji.
Małżeństwo ma być rękojmią, że tak, “jak jest", będzie zawsze. Gdyby nie zależało wam na takiej gwarancji, małżeństwo nie byłoby wam potrzebne. A do czego służy wam ta rękojmia? Po pierwsze, do zapewnienia sobie poczucia bezpieczeństwa (zamiast oprzeć je na tym, co płynie z waszego wnętrza), a po drugie, gdy to bezpieczeństwo nie jest zapewniane stale i na bieżąco, wykorzystujecie ja jako narzędzie kary. Albowiem odstąpienie od przysięgi małżeńskiej może stanowić podstawę postępowania sadowego.
Toteż małżeństwo okazało się nader przydatne -mimo że z niewłaściwych względów.
Przez małżeństwo usiłujecie też zastrzec sobie, że uczucia, jakie żywicie do siebie nawzajem, nigdy nie zostaną przeniesione na osoby trzecie. Albo przynajmniej wyrażone w taki sam sposób.
Czyli przez seks.
Czyli przez seks.
Wreszcie, małżeństwo w takiej postaci, jaka mu nadaliście, stanowi deklaracje: “Ten związek jest szczególny. Przedkładam go ponad wszystkie pozostałe".
Co w tym złego?
Nic. To nie jest kwestia “dobra" lub “zła". Chodzi o to, co wam służy. Co od nowa tworzy was na kolejny wyższy obraz i podobieństwo Waszej Prawdziwej Istoty.
 
Jeśli jesteś istotę, która oświadcza: “Ten jeden związek – ten właśnie, a nie inny – jest mi droższy od pozostałych", wtedy wasza forma małżeństwa doskonale spełnia swoje zadanie. Ciekawe jednak, że prawie nikt, kto jest uznany za duchowego mistrza, nie jest lub nie był żonaty lub zamężny.
No, tak, bo duchowi mistrzowie żyją w celibacie. Nie uprawiają seksu.
Nie. To dlatego, że mistrzowie nie mogą z czystym sumieniem złożyć oświadczenia, którego wymaga od nich wasza obecna postać małżeństwa: że jedna osoba jest im droższa od pozostałych.
Takie oświadczenie mistrzowi nie przystoi, nie przystoi również Bogu.
Prawda jest taka, że wasze małżeńskie śluby każą wom wypowiadać słowa przysięgi nie mającej z Bogiem nic wspólnego. Lecz jak na ironie uznajecie ją. zarazem za najświętszą, z obietnic, a Bóg takiej obietnicy nie złożyłby nigdy.
Po to, aby usprawiedliwić swoje obawy, wymyśliliście Boga, który postępuje dokładnie tak jak wy. To dlatego powołujecie się na “obietnice" Boga daną. “wybranemu ludowi" oraz na umowy miedzy Bogiem a tymi, których On kocha w sposób szczególny.
Nie możecie pogodzić się z tym, że Bóg nie kocha nikogo bardziej od pozostałych. Tworzycie wiec fikcje o Bogu, który darzy miłością pewnych ludzi z pewnych względów. I nadajecie im miano Religii. Dla mnie są one bluźnierstwem. Albewiem fałszem jest każda myśl, że przedkładam kogoś nad innych – a obrządek, który nakazuje tobie złożyć takie samo
oświadczenie, nie sakramentem jest, lecz świętokradztwem.
O, Boże, przestań. Przestań! Zabijasz we mnie wszelkie dobre myśli na temat małżeństwa! To nie może płynąć od Boga. Bóg nigdy by tak się nie wypowiadał o religii i małżeństwie!
Religia i małżeństwo w takiej postaci, jaką im nadaliście – o tym jest tutaj mowa. Wydaje ci się to zbyt ostre? Powiadam ci: Wypaczyliście Słowo Boga, aby usprawiedliwić swoje leki i uzasadnić obłęd, jaki panuje w waszych wzajemnych stosunkach.
Przypiszecie Bogu każde słowa, byle tylko móc dalej ograniczać siebie nawzajem, ranić, a nawet zabijać w imię Moje.
O, tak, od stuleci głosicie Moje imię, wymachujecie Moim sztandarem i zasłaniacie krzyżem na bitewnych polach, wszystko to na dowód, że Ja przedkładam jeden lud nad inne i domagam się, abyście dali tego świadectwo zabijając.
Lecz Ja oświadczam: Moja miłość jest bezkresna i bezwarunkowa.
Lecz tej jednej rzeczy nie możecie przyjąć do wiadomości, tej jednej prawdy nie możecie ścierpieć, albowiem jej wszechogarniający charakter burzy nie tylko instytucje małżeństwa (w waszym wydaniu), ale także każda z waszych religii oraz instytucji rządu.
Wy bowiem utworzyliście kulturę oparta na idei wyłączności, osadzona w kulturowym micie Boga, który wyklucza.
Lecz Boża kultura zasadza się na idei włączania. Miłość Boża ogarnia każdego. Do Królestwa Bożego zaproszeni są wszyscy.
 
I tę. prawdę wy zwiecie bluźnierstwem.
Musicie. Ponieważ jeśli to prawda, to przekreśla wszystko, co stworzyliście. Wszelkie ludzkie zwyczaje i wszelkie ludzkie wytwory obarczone są skaza w takiej mierze, w jakiej zaprzeczają temu, co nieograniczone, wieczne i wolne.


Rozmowa z Tobą schodzi na tak interesujące tematy, że czasem gubię pierwotny wątek. Lecz tym razem nie. Omawialiśmy małżeństwo. Omawialiśmy miłość i wymagania, jakie ze sobą pociąga.
Miłość nie stawia żadnych wymagań. Dlatego właśnie jest miłością.
Jeśli twoja miłość do drugiego niesie ze sobą wymagania, to wówczas wcale nie jest miłością, lecz jej imitacja.
To staram się tutaj tobie przekazać, na różne sposoby.
Na przykład, w ramach małżeństwa ślubujecie sobie nawzajem pewne rzeczy, czego miłość nigdy by się nie domagała. Ale wy się ich domagacie, ponieważ nie wiecie co to miłość. Dlatego każecie sobie nawzajem przysiąc to, o co miłość nigdy by nie prosiła.
A jednak jesteś przeciwny małżeństwu!
Nie jestem “przeciwny" niczemu. Opisuje tylko to, co dostrzegam.
Wy zaś możecie zmienić ten obraz. Możecie przekształcić instytucje społeczna zwana “małżeństwem" tak, aby nie żądała od was tego, o co Miłość nie prosiłaby nigdy, ale raczej ogłaszała to, co jedynie miłość mogłaby ogłosić.
Innymi słowy, zmieńcie małżeńską przysięgę.
Więcej. Zmieńcie oczekiwania, jakie leżą u podstaw tej przysięgi. To nie przyjdzie łatwo, ponieważ te oczekiwania stanowią wasze kulturowe dziedzictwo. Ono zaś wynika z mitów waszej kultury.
Widzę, że dręczy Cię ta kwestia kulturowych mitów.
Staram się tylko odpowiednio was ukierunkować. Widzę, dokąd chcecie zajść jako społeczeństwo, i próbuje dobrać słowa i określenia, które mogą was naprowadzić na te drogę.


  niestety nie można zrobić z tego jednej wiadomości, ponieważ liczba znaków jest przekroczona stąd posty jeden pod drugim
« Ostatnia zmiana: Marzec 14, 2010, 15:07:39 wysłane przez wiki » Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #55 : Marzec 14, 2010, 14:04:17 »

Piękna wypowiedź wiki. Wiele wypowiedzianych mądrości ze mną rezonuje.
Zapisane
Constantin
Gość