Rafaelo - tu trzeba kilka rzeczy sprostować. Nie twierdzę absolutnie, ze nie warto o tym pisać, wręcz przeciwnie. Jednak uważam, że nie można też od razu "demonizować" tabletek z tym środkiem. Zaraz napiszę, dlaczego:
1. Nie wiemy, czy środek ten sam w sobie spowodował daną chorobę - w sensie, czy dziewczyna ta nie miała wcześniej "predyspozycji" do jej powstania. To nieco tak, jak z paleniem tytoniu i zawałem - aby palenie tytoniu spowodowało zawał, musi być spelnione kilka innych kryteriów, które zwiększają ryzyko zawału (np. otyłość, wysoki poziom cholesterolu, nerwowy tryb życia). Palenie może zwiększyć ryzyko - jednak sam tytoń jako taki nie POWODUJE zawału. Nie wiemy, jak tutaj ma się sprawa.
2. Nie wiemy też, czy dziewczyna nie była szczególnie podatna na ten środek (czy raczej jego uboczne skutki). Yasminelle bierze wiele kobiet (obecnie najpopularniejsze tabletki dla młodych kobiet), i nie umierają masowo - trzeba więc zbadać, co jeszcze ma tu wpływ.
3. Jeśli chodzi o zgłoszenie się do lekarza, miałem coś innego na myśli. Ogólnie, kobieta biorąca pigułki antykoncepcyjne, jeśli czuje, że "coś jest nie tak" (a nie, gdy już czuje się fatalnie) powinna zgłosić się do lekarza, który powinien przepisać jej inne pigułki. Nie wiemy, w jakim STANIE zgłosiła się do lekarza ta dziewczyna (ani tego, czy symptomy pojawiły się nagle, czy długo czekała, zanim poszła do lekarza).
4. Co do obecności tych pigułek na rynku, to nie są one nowe. Najpierw powstały Yasmin, potem Yasminelle ( z mniejszą dawką hormonów). Yasminelle jest na rynku co najmniej od roku (tyle wiem), Yasmin sporo dłużej. A mowimy tu o Polsce, tak więc na rynku zagranicznym zapewne są sporo dłużej.
Ogólnie, nie chodzi mi o to, by "olać" temat, a o to, by nie wyciągać pochopnych wniosków (np nie odstawiać od razu pigułek, jeśli jest w nich substancja, o której mowa). I przede wszystkim - najpierw się dobrze przebadać, a potem dopiero brać pigułki.
Janneth:
Sprawa z szybkim działaniem jest dość prosta. MIanowicie chodzi o to, że pigułki antykoncepcyjne działają na trzech płaszczyznach:
1. Zagęszczają i zmieniają skład śluzu, przez co plemniki mają utrudniony dostęp do komórki jajowej, a ich czas przeżycia diametralnie maleje.
2. Hamują owulację, przez co plemnik, nawet, jeśli dotrze "na miejsce", to nie ma czego zapładniać - komórki jajowej po prostu nie ma.
3. Nie pozwalają na zagnieżdżenie się zapłodnionej komórki w macicy - więc jeśli nawet 2 pierwsze "ounkty" zawiodą, to i tak zarodek nie może się zagnieździć.
Jak nietrudno zauważyć, działąnia 1 i 3 możliwe są od pierwszego dnia stosowania (czy, dla bezpieczeństwa, od 1-go tygodnia). Natomiast, aby można było zahamować owulację, do owulacji nie może wcześniej dojść (czasu się nie cofnie
). Teoretycznie, owulacja może wystąpić już w pierwszym dniu miesiączki (w BARDZO skrajnych przypadkach). W takim wypadku pigułki i tak mają już mocne działanie - bo prawie uniemożliwiają dostanie się plemnika do komórki jajowej, jak i praktycznie uniemożliwiają zagnieżdzenia się ewentualnie zapłodnionej komórki. Jednak pełną skuteczność (choć nie 100%, a powyżej 99%) pigułka zyskuje, gdy do owulacji nie dojdzie. Aby to zapewnić, pigułka musi być wzięta w dzień pierwszego dnia miesiączki (aby wyeliminować nawet te ekstremalne przypadki bardzo wczesnej owulacji).
W praktyce, lekarze i ulotki podają różne informacje - jedni, ci bardzo, bardzo zapobiegliwi, mówią, że tak czy siak trzeba czekać miesiąc na działanie pigułek (dla pewności, dmuchając na zimne), inni z kolei mówią, że już od 1 tyg pigułka tak czy siak działa (nie licząc ekstremalnych przypadków). Tak więc nie ma tu pomyłki czy przesady - po prostu różne podejście