Tytuł: BoHaterowie naszych czasów Wiadomość wysłana przez: songo1970 Luty 03, 2012, 15:34:31 Zapomniany bohater, czyli człowiek, który ocalił Ziemię - płk
Stanislav Petrov 26 września 1983 roku system wczesnego ostrzegania w centrum dowodzenia radzieckich wojsk rakietowych uruchomił alarm jądrowy. Gdyby nie postawa pułkownika Stanisława Pietrowa, który złamał wydany wtedy rozkaz, 23 września mógł okazać się ostatnim dniem życia milionów ludzi na świecie. Pierwsza połowa lat 80. była jednym z najbardziej napiętych okresów zimnej wojny. Związek Radziecki dokonał inwazji na Afganistan, doszło do bojkotu Igrzysk Olimpijskich w Moskwie. Równocześnie, ze względu na produkcję przez ZSRR pocisków balistycznych SS-20, siły NATO zapowiadały znaczną ekspansję arsenału w bezpośrednim sąsiedztwie supermocarstwa. We wrześniu 1983, Armia Radziecka omyłkowo (prawdopodobnie) zestrzeliła cywilny lot Korean Air 007, co doprowadziło do jeszcze poważniejszej eskalacji konfliktu na arenie międzynarodowej i w odczuciu KGB przybliżało widmo niezapowiedzianego ataku nuklearnego ze strony Stanów Zjednoczonych. Zapowiadał się kolejny nocny dyżur - walka ze snem i czekanie na dzienną zmianę - gdy nagle na nieruchomym do tej pory ekranie zapaliła się pierwsza lampa i napis "atak rakietowy". Po sekundzie nie było wątpliwości - amerykańska rakieta zbliża się w kierunku ZSRR. Wkrótce następna, po kilku kolejnych sekundach komputer wskazywał już pięć rakiet - Stany Zjednoczone rozpoczynały atak jądrowy z bazy Malmstrom w Montanie. W sztabie rozległ się dźwięk syreny, a na pulpicie, przy którym siedział Pietrow migały już dwie lampki: "atak rakietowy" i "start". "Start" był komendą do odpalenia radzieckich pocisków nuklearnych. Losy globu znalazły się w rękach 44-letniego pułkownika Stanisława Pietrowa, oficera radzieckich wojsk rakietowych, trzymającego rękę nad atomowym guzikiem, który miał odpalić 5 tysięcy rakiet nuklearnych, wymierzonych w Stany Zjednoczone i ich sojuszników. Wada radzieckiej techniki komputerowej, czy początek "imperialistycznej agresji" USA, przed którą państwowa propaganda tak skutecznie straszyła radzieckiego człowieka? Stał przed wielką elektroniczną mapą Ameryki nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje. Był jedynym w całym kraju człowiekiem zdolnym wydać odpowiedni werdykt - atak czy fałsz? Po czym zgodnie z instrukcją natychmiast zawiadomić przywódcę ZSRR Jurija Andropowa, a po akceptacji rozpocząć odliczanie i wystrzelić rakiety. Kreml mógł się jedynie i wyłącznie kierować tylko jego orzeczeniem, dlatego tak ważna była decyzja Pietrowa. Zachował jednak zimną krew. Poczułem, że nogi mam jak z waty. Spojrzałem na swoich podwładnych - na początku cisza, widzę, jak ludzie się we mnie bezradnie wpatrują, a zaraz potem panika, krzyki, niemal nie zniszczą stanowisk. Zacząłem rzucać mięsem, kazałem im natychmiast wrócić do roboty, zaraz potem poczułem, że muszę podjąć chyba najważniejszą decyzję w życiu - mówi. Europa powoli kładła się spać. W Belgii zmarł były król Leopold III i media jak przed trzydziestoma laty znów snuły rozważania, czy kolaborował z niemieckim okupantem, czy też nie. W Anglii media podały sensacyjną wiadomość o spektakularnej ucieczce z pilnie strzeżonego więzienia Maze 38 członków Irlandzkiej Armii Republikańskiej. Wówczas był to problem, wydawałoby się, znacznie pilniejszy niż Sowieci i cały ich atomowy potencjał. Pietrow czekał, upływały kolejne sekundy, w ciągu pół godziny pierwsze rosyjskie miasta mogły zostać starte z powierzchni ziemi. On - do niedawna zwykły radziecki służbista, który ostatnie dziewięć lat przepracował w systemie wczesnego ostrzegania - mógł spowodować, że to samo stanie się z Nowym Jorkiem, czy Los Angeles. Później taki sam podpułkownik, po drugiej stronie Atlantyku, zobaczyłby podobny alarm i zapewne nie miałby żadnych podstaw, żeby się zawahać. Czy zawahałby się Ronald Reagan, zanim sięgałby po teczkę atomową? Czy po pierwszej odwetowej serii, Związek Radziecki zaprzestałby wojny? Tak czy inaczej, dziesiątkom milionów mieszkańców północnej półkuli pozostawałyby minuty, godziny życia. Nie było wątpliwości - komputer pokazywał atak, dziwny atak, bo kto rozpoczyna wojnę nuklearną pięcioma rakietami, ale dane nie pozostawiały wątpliwości. Między wielką mapą USA i wielką mapą ZSRR zapalały się kolejne światła. Minister obrony, sztab generalny i Kreml czekali na informację, a czas uciekał - wspomina Pietrow. Decyzja zapadła po trzech minutach rozważań. To musi być bzdura, błąd komputera, nie wierzę w to, krzyknąłem w słuchawkę. Po drugiej stronie odpowiedział ściszony i nie mniej przerażony głos oficera operacyjnego: Zrozumiano, pracujcie dalej. Dużo ryzykował. Nie miał 100 proc. pewności, że był to fałszywy alarm. Na zachodniej półkuli nikt nie mógł mieć nawet pojęcia, co dzieje się w sierpuchowskim bunkrze, w centrum odbierającym dane od radzieckich satelitów. W Ameryce, pod rządami Ronalda Reagana, trwało spokojne niedzielne popołudnie 25 września 1983. Wciąż pobrzmiewały jednak echa skandalu sprzed ponad trzech tygodni - zestrzelenia przez ZSRR południowokoreańskiego samolotu z 269 pasażerami na pokładzie. Powodów do spokoju nie było jednak nadal, tym razem dłużyły się kolejne minuty. Jeżeli Pietrow się pomylił, to amerykańskie pociski powinny spaść po około 25-30 minutach od momentu wystrzelenia. Nie było jednak żadnej informacji o potężnych eksplozjach. Kreml wciąż stał cały, wokół była spokojna noc z 25 na 26 września 1983 roku. Nie obeszło się jednak od paniki na wyższych szczeblach. Nazajutrz w centrum pojawiła się specjalna komisja mająca wyjaśnić, dlaczego radziecka technika, która przecież "niczym nie ustępuje amerykańskiej, a nawet pod pewnymi względami ją przewyższa" tym razem postawiła świat na skraju wojny. Komisja nic nie wyjaśniła, na trop pomyłki pół roku później wpadł jeden z młodych oficerów. Zdolny chłopak - wspomina Pietrow - zauważył, że istnieje pozycja, w której w bardzo niewielu przypadkach Ziemia może dać odbicie i wywołać właśnie taką reakcję systemu. System naprawiono, nigdy przedtem, ani nigdy później nie doszło do podobnego błędu. Przynajmniej ja o nim nic nie wiem. Okazało się, że miał rację. System satelitarny zawiódł z powodu odbicia się światła słonecznego od chmur, które tego dnia były nad Montaną. Po 26 września pułkownik został zepchnięty na boczny tor. Pietrowa okrzyknięto dopiero bohaterem w 1993 roku. Sam już dawno wyrzucił z pamięci wrześniową noc, gdy jego były dowódca, płk Jurij Wotincew przyznał w wywiadzie dla "Prawdy", że kompromitująca Związek Radziecki pomyłka miała miejsce i że jego podwładny zapobiegł wówczas najgorszemu. Nagle znalazłem się w centrum zainteresowania. Moja żona, której przez lata nie powiedziałem ani słowa, była przerażona - "to naprawdę o tobie piszą, no co ty, nie wygłupiaj się". Do domu zjeżdżali się dziennikarze, próbowali mi wmówić, że jestem jakimś wielkim człowiekiem, a ja po prostu wykonywałem swój obowiązek i akurat właśnie wtedy się znalazłem w pracy - mówi. Gdy Amerykanie dowiedzieli się o najdłuższej nocy zimnej wojny, okrzyknęli Pietrowa bohaterem. Jego imię znalazło się w encyklopediach, anglojęzyczna prasa na całym świecie co jakiś czas od nowa wraca do historii sprzed lat. "Wszyscy jesteśmy dłużnikami Stanisława Pietrowa, bohatera naszych czasów" - napisała organizacja Obywatele Świata, gdy w maju tego roku przyznała mu swoje wyróżnienie i nagrodę...1000 dolarów. Suma ta wywołała uśmieszki amerykańskich internautów, a o Pietrowie znów się zrobiło głośno. Ten facet zasługuje na p... Pokojową Nagrodę Nobla, a nie na jakieś śmieszne tysiąc baksów - napisał jeden z nich. Podpułkownik pieniędzmi jednak nie pogardził. 65-letni Pietrow od lat mieszka w zdewastowanym mieszkaniu w podmoskiewskim Friazinie. Jego emerytura to - przy rosyjskich cenach, wyższych niż w Polsce - równowartość około 650 złotych. I tak nie jest źle - uśmiecha się. Podwyżkę mi dali parę lat temu, wcześniej były zupełnie głodowe stawki - powiedział. Po wrześniowej nocy 1983 roku nie doczekał się żadnej nagrody. "Mołodiec" - powiedział mu jeden z badających sprawę generałów i tyle było pochwał. Gdy okazało się, że nagradzając Pietrowa wypadałoby jednocześnie kogoś innego ukarać, sprawę wyciszono. Odszedł z armii w 1984 roku. Skończyłem 45 lat i mogłem odejść. Gdy pytali, czy chcę zostać, odpowiedziałem, że jedyną rzeczą, jakiej od nich oczekuję, to żeby się ode mnie odczepili. Wolałem poświęcić się rodzinie, mieć więcej czasu dla siebie. Pracowałem w biurze konstrukcyjnym, potem w 1992 roku przestano nam płacić - poszedłem na emeryturę - mówi. Po chwili spogląda na odrapane ściany swojego mrocznego mieszkania. Remont tu kiedyś można by zrobić, bo wstyd ludzi przyjmować. Eee, to kiedyś. Na razie - pokazuje z dumą - zaoszczędziłem i kupiłem sobie prawdziwy odkurzacz. W 1993 roku po przejściu na emeryturę, zajmował się swoją żoną, która przeszła udar mózgu. Gdy zmarła, musiał pożyczyć pieniądze na jej pogrzeb. Ze względu na tajemnicę wojskową wydarzenia te były trzymane w tajemnicy do 1998 roku. Dopiero w ostatnich latach Pietrow został uznany za bohatera: w 2004 otrzymał nagrodę World Citizen Award, a w 2006 został uhonorowany przez Organizację Narodów Zjednoczonych. Niektóre źródła podają, że mimo że Pietrow zapobiegł katastrofie, liczyło się przede wszystkim to, że postąpił wbrew rozkazom swoich przełożonych i naruszył przyjęte procedury operacyjne. Został poddany intensywnym przesłuchaniom, a następnie odsunięty od służby i ukarany naganą, oficjalnie za nieprawidłowe wypełnienie dokumentacji. Dziś Stanisław Pietrow (Stanislav Petrov) mieszka w podmoskiewskim blokowisku miasta Friazin. Źródła: brightstarsound , salon24 , ceti , atomowe , wikipedia , logtv , tvp www.newworldorder.com.pl Tytuł: Odp: BoHaterowie naszych czasów Wiadomość wysłana przez: east Luty 03, 2012, 18:23:09 Cytuj Decyzja zapadła po trzech minutach rozważań. To musi być bzdura, błąd komputera, nie wierzę w to, I jeszcze raz zwyciężył człowiek. Dobrze, że za guzikiem nie sadzano histeryków.krzyknąłem w słuchawkę. EDIT : Jeszcze o bohaterach - ale innych. (art z Newsweeka ) Kiedy kilka miesięcy temu zaczęliśmy z grupką osób rozpowszechniać ideę Anonymouse, w Polsce prawie nikt o nas nie słyszał. Teraz doszliśmy do tego, że mamy wsparcie całego kraju, a ludzie nazywają nas bohaterami - móiw Label , jeden z moderatorów polskiego forum Anonymous. Bohaterowie mają jednak uciązliwe życie. Oprócz wielbicieli zawsze mają też wrogów. Dlatego Anon_White po rozmowie ze mną musi wyrzucić kartę SIM do studzienki kanalizacyjnej, a Label, który odpowiada mi na pytania za pomocą komunikatora Gadu-Gadu od razu po rozmowie kasuje konto. Nie chodzi tylko o bezpieczeństwo unikanie państwowych służb, które chciałyby ukarać ich za akcje w obronie wolności, Anonimowość to podstawa ruchu. Mają być wielką masą , bo korporacje i rządy łatwo mogą zatrzymać pojedynczego człowieka, ale nie zatrzymają tłumu. (...) Sami o sobie nie wiemy właściwie nic. Nie znamy swoich imion, wieku, szkół, miejsca zamieszkania , sytuacji rodzinnej. Możliwe, że współpracuję z sąsiadem , albo panią Grażynką ze sklepu, w którym kupuję bułki - opowiada Label.( ..) działamy międzynarodowo, bo internet to globalna wioska. Dzięki wspólnym akcjom można odzyskać wiarę , że ludzie różnych narodowości potrafią mówić jednym głosem i pomagać sobie nawzajem. Mam pewność, że nikt nikogo nie zostawia samego z problemem, czy chodzi o nasze ACTA, amerykańskie SOPA, czy cokolwiek innego (tłumaczy RainbowSix aktywnie działająca w Anonimowych ). ------------ Pomijając charakter ich działań (hakerzy?) zaskakuje mnie to, że młodzi ludzie dobrze czują sie w grupie anonimowo i że ufają sobie na wzajem jako ... masie ? Bo przecież nic o sobie nie wiedzą. Komu służą ? - podobno ogółowi. Już sama zasada anonimowości - o ile nie jest przykrywką tylko - wyklucza jakby interesowność. Bo jeśli jakaś grupa interesów, albo konkretni ludzie , na ich działaniach by mieli skorzystać, to już byłoby po anonimowości. Czyżby w internecie narodziła się zbiorowa świadomość ? Tytuł: Odp: BoHaterowie naszych czasów Wiadomość wysłana przez: chanell Październik 05, 2012, 19:02:22 Hakerzy powracają
Hakerzy Anonymous zablokowali szwedzkie strony internetowe Międzynarodowa grupa hakerów Anonymous zaatakował szwedzkie strony internetowe. Ta skoordynowana akcja prowadzona jest w obronie Juliana Assange'a, twórcy portalu WikiLeaks. Zapowiadany na godzinę 14.30 atak hakerów rozpoczął się przed czasem. Zaraz po 14.00 zablokowana została strona szwedzkiego parlamentu Riksdagu. Po niej unieruchamiane były kolejno: oficjalny portal informacyjny kraju "sweden.se", strony policji, kontrwywiadu cywilnego SAEPO i banku centralnego. Grupa Anonymous zapowiedziała również zablokowanie serwisu giełdy w Sztokholmie. Na wielu innych serwisach władz i urzędów państwowych, w tym prokuratury i sądów, zaczęły ukazywać się ostrzeżenia przed "technicznymi problemami" uniemożliwiającymi korzystanie z nich. Coraz więcej oficjalnych stron jest niedostępnych. Dzieje się tak, mimo że pojawiły się w internecie doniesienia, iż koordynujący ten atak hacker z grupy Anonymous, stara się wycofać z akcji w obawie przed aresztowaniem przez policję. Miały do niego dotrzeć informacje, iż władze są na jego tropie. Na razie nie wiadomo, w jakim kraju on przebywa i jaka policja miała by go zatrzymać. (mp, bart) http://konflikty.wp.pl/kat,1020223,title,Hakerzy-Anonymous-zablokowali-szwedzkie-strony-internetowe,wid,14985531,wiadomosc.html?ticaid=1f4ab Tytuł: Odp: BoHaterowie naszych czasów Wiadomość wysłana przez: east Październik 05, 2012, 20:20:48 Siła Anonymouse bierze się nie z wyczynów bohaterskich jednego hakera, ale z działań anonimowej masy , niemożliwej do pozamykania w więzieniach .
Ludzie dają głos. Nie ważne ,że wykorzystują dość kontrowersyjne narzędzia. Ważne że skuteczne. I że słychać głos sprzeciwu. Szkoda trochę, że nie ma za wiele narzędzi pokojowych , które nie da się wykorzystać przeciwko ludziom głosującym. Owszem są petycje, jest Avaaz.org ,ale to wciąż nie to. Brakuje uznania głosu ludzi przez władzę. Dla nich ANONIMOWI to jakieś boty, a tymczasem to ludzie z krwi i kości. Mają poparcie zwykłych ludzi. Władza powinna stworzyć kanał dialogu z anonimowym głosem ludu. Ten głos się odzywa zawsze wtedy, gdy dzieje się jawny przekręt i niesprawiedliwość. Assange, to człowiek, który ujawnił przekręty władzy i teraz próbują go zdyskredytować. Nawet , jeśli ten człowiek dopuścił się jakiegoś wykroczenia, to tym bardziej jest wart obrony bo nie jest botem , a po prostu człowiekiem z krwi i kości, który popełnia błędy . Można mu to wybaczyć. Są inne sposoby niż sądy i więzienia ,aby się rozprawić z rzeczami niechlubnymi. Każdy z nas popełnia błędy, ale też każdy ma szansę poprawy i wybaczenia. Tym się różnią Anonimowi , zwykli ludzie, od władzy, że my potrafimy wybaczać . Potrafimy też współpracować jak trzeba i władza powinna to w końcu poczuć realnie na sobie. Powinni poczuć, że my ich zaledwie tolerujemy o ile robią coś dobrego dla wspólnoty, a nie przeciwko niej. Tytuł: Odp: BoHaterowie naszych czasów Wiadomość wysłana przez: chanell Październik 05, 2012, 20:30:32 east ,gdybyśmy byli na facebooku ,kliknełabym "lubię to" pod twoim komentarzem ;D a tak napiszę tylko iz zgadzam się z tobą.Jednak nie zawsze wygrywamy z systemem ( władzą) Nasz protest na stronie Avaaz.org w sprawie publicznych zgromadzen nic nie dał.Wczoraj prezydent podpisał tą ustawę .
Tytuł: Odp: BoHaterowie naszych czasów Wiadomość wysłana przez: east Październik 05, 2012, 21:17:59 Nie zgodzę się , że nic nie dał.
Coraz wyraźniej głos słychać, niech się niesie . Nigdy nie wiesz, kiedy będzie kumulacja ;) Wierzę w moc intencji ludzkiej, channel, dlatego się nie martwię ;D Tytuł: Odp: BoHaterowie naszych czasów Wiadomość wysłana przez: Przebiśnieg Październik 11, 2012, 19:10:23 Hm nie to że się dziwie no ale kto głosuje w Twoim imieniu szacowny eascie :)
:P to pa ;D Tytuł: Odp: BoHaterowie naszych czasów Wiadomość wysłana przez: east Październik 12, 2012, 08:39:29 Przebiśniegu, nie ma mnie ;D A to , co oddaje głos to Świadomość poprzez formę "east". Tak samo niezniszczalni są Anonimowi, oni są wyrazem działania Świadomości.
|