Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Maj 03, 2024, 14:39:06


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: 1 [2] |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Zakazana archeologia  (Przeczytany 44612 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
chanell


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 72
Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 3453



Zobacz profil
« Odpowiedz #25 : Maj 16, 2010, 23:28:45 »

Instytut Smithsona

"Kto kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość.
Kto kontroluje teraźniejszość, kontroluje przeszłość".
                                                                                    George Orwell



Każdy, kto widział głośny film o przygodach Indiany Jonesa "Poszukiwacze zaginionej arki", pamięta zapewne jedną z ostatnich scen, w której słynna starożytna Arka Przymierza pochodząca ze świątyni w Jerozolimie zamknięta zostaje w skrzyni, która umieszczona zostaje pośród podobnych jej skrzyń w gigantycznym magazynie, aby już nigdy nie ujrzeć światła dziennego, dzięki czemu nie trzeba będzie pisać od nowa podręczników historii i żaden profesor nie będzie musiał zmieniać treści swoich wykładów, które powtarza od czterdziestu lat.

Choć film ten jest tylko fikcją, to jednak ta scena, w której tak ważne znalezisko archeologiczne zostaje zamknięte w magazynie, jest dla wielu badaczy bardzo bliska rzeczywistości. Ci, którzy zajmują się badaniem spraw związanych z utajnianiem archeologicznych odkryć, otrzymują od dawna niepokojące sygnały wskazujące, że najważniejsza w Stanach Zjednoczonych instytucja archeologiczna, niezależna agencja federalna, Instytut Smithsona, zajmuje się permanentnym ukrywaniem najciekawszych i najważniejszych odkryć archeologicznych dokonanych w obu Amerykach.

Watykan od dawna jest oskarżany o to, że przetrzymuje w swoich podziemiach różne cenne przedmioty i starożytne księgi, nie dopuszczając do nich nikogo z zewnątrz. Te tajemne skarby, często o kontrowersyjnej z historycznego lub religijnego punktu widzenia naturze, są przypuszczalnie ukrywane przez Kościół Katolicki dlatego, że ich ujawnienie mogłoby podważyć jego oficjalne doktryny. Co ciekawe i zarazem smutne, istnieją niezbite dowody na to, że coś podobnego ma miejsce w przypadku Instytutu Smithsona.

Instytut Smithsona założony został w roku 1829 po śmierci ekscentrycznego brytyjskiego milionera Jamesa Smithsona, który pozostawił po sobie 515169 dolarów. Zgodnie z jego wolą za pieniądze te miano utworzyć instytucję, której celem miało być "powiększanie i rozpowszechnianie wiedzy wśród ludzi". Niestety istnieją dowody wskazujące na to, że przez ostatnie sto lat Instytut Smithsona bardziej zajmował się zatajaniem wiedzy przed ludźmi niż jej rozpowszechnianiem.

Ukrywanie archeologicznych znalezisk zaczęło się pod koniec 1881 roku, kiedy to znany z badań Wielkiego Kanionu geolog John Powell wyznaczył C. Thomasa na stanowisko dyrektora Sekcji Wschodnich Kopców w Biurze Etnologii Instytutu Smithsona.

Kiedy Thomas przyszedł do Biura Etnologii "zdecydowanie wierzył w istnienie rasy Budowniczych Kopców, która nie należała do amerykańskich Indian". Dyrektor Biura Etnologii, John Wesley Powell, był jednak sympatykiem amerykańskich Indian i jako młody człowiek przez wiele lat mieszkał wśród pokojowo nastawionego szczepu Indian Winnebago w stanie Wisconsin. Uważał, że amerykańskich Indian niesłusznie postrzega się jako prymitywnych dzikusów.

Instytut Smithsona zaczął promować ideę, że rodowici Amerykanie, którzy byli w tym czasie eksterminowani w licznych toczonych z nimi wojnach, są potomkami jakiejś wysoko rozwiniętej cywilizacji i zasługują na szacunek i ochronę. Instytut zaczął równocześnie zatajać wszelkie archeologiczne dowody, które mogłyby przemawiać na rzecz koncepcji zwanej Dyfuzjonizmem, zgodnie z którą w ciągu całej ludzkiej historii rozprzestrzenianie się kultury i rozwój cywilizacji następował za sprawą podróży morskich odbywanych wzdłuż głównych szlaków handlowych.

Instytut Smithsona optował za opozycyjną szkołą zwaną Izolacjonizmem, według której większość społeczności pozostaje w stosunku do siebie w izolacji, w związku z czym zachodzi między nimi bardzo mało kontaktów, a zwłaszcza między tymi, które są oddzielone od siebie wielkimi wodami. Owocem tej intelektualnej wojny, która rozpoczęła się w latach osiemdziesiątych XIX wieku, było między innymi stwierdzenie, że nawet między cywilizacjami, jakie istniały w dolinach Ohio i Mississippi, bardzo rzadko dochodziło do kontaktów, a już na pewno nie miały one żadnych kontaktów z tak zaawansowanymi kulturami, jak kultura Majów, Tolteków czy Azteków, istniejącymi w Środkowej Ameryce. Biorąc pod uwagę fakt, że rzeka Mississippi wpada do Zatoki Meksykańskiej i że te kultury egzystowały wzdłuż jej przeciwległych brzegów, pogląd ten był trudny do zaakceptowania w świetle standardów Starego Świata. To tak jakby powiedzieć, że kultura znad Morza Czarnego nigdy nie miała styczności z kulturą śródziemnomorską.

Kiedy zbadano zawartość wielu starożytnych kopców i piramid znajdujących się na Środkowym Zachodzie, stwierdzono, że dawna kultura istniejąca w dolinie rzeki Mississippi, która je pozostawiła, była bardzo wyrafinowana i miała kontakt z Europą oraz innymi częściami świata. W wielu kopcach i nie tylko w nich znajdowano zwłoki ogromnych mężczyzn, mierzących czasem od siedmiu do ośmiu stóp (2,1-2,4 m) wzrostu, pochowanych w pełnej zbroi z mieczami i wspaniałymi kosztownościami.

Kiedy na przykład w roku 1930 odkopano Kopiec Spiro w Oklahomie, znaleziono w nim rosłego mężczyznę w pełnej zbroi razem z dzbankiem zawierającym tysiące pereł oraz innymi przedmiotami, które stanowiły największy skarb, jaki dotąd znaleziono i udokumentowano. Nie wiadomo, gdzie się obecnie znajduje ten mężczyzna w zbroi. Jest wielce prawdopodobne, że trafił do Instytutu Smithsona.

W czasie prywatnej rozmowy z bardzo znanym historykiem (który życzy sobie zachować anonimowość) okazało się, że były pracownik Instytutu Smithsona, który został zwolniony z niego za bronienie teorii dyfuzjonizmu w Ameryce (to znaczy herezji mówiącej, że inne starożytne cywilizacje mogły odwiedzać brzegi Północnej i Południowej Ameryki wiele stuleci przed Kolumbem), wyznał mu rzekomo, że ludzie z Instytutu Smithsona wynajęli swego czasu barkę, do której załadowali niezwykłe znaleziska i wypłynęli nią w głąb Oceanu Atlantyckiego, po czym cały ten ładunek zatopili.

Chociaż myśl, że Instytut Smithsona może ukrywać jakieś cenne archeologiczne znaleziska, jest trudna do zaakceptowania, to jednak istnieją liczne dowody na to, że instytut ten z premedytacją ukrywa i "gubi" cenne eksponaty. Wydawany przez Towarzystwo Gungywamp z Connecticut zajmujące się badaniem megalitów z Nowej Anglii biuletyn Stonewatch Newsletter zamieścił w swoim zimowym numerze z 1992 roku bardzo ciekawy artykuł opisujący odkrycie w 1892 roku w Alabamie drewnianych trumien, które zostały przesłane do Instytutu Smithsona, a następnie "gdzieś przepadły". Według Stonewatch Newslettera badacz Frederick J. Pohl napisał w roku 1950 intrygujący list do dziś już nieżyjącego brytyjskiego archeologa dr T. C. Lethbridge'a, w którym czytamy między innymi: "Pewien profesor geologii przesłał mi reprint tekstu należącego do Instytutu Smithsona - The Crumf Burial Cave autorstwa Franka Burnsa - który pochodzi z raportu Muzeum Narodowego Stanów Zjednoczonych z roku 1892, str. 451-454 (1984). Raport ten podaje, że w jaskini o nazwie Crumf, która stanowi część południowej odnogi rzeki Warrior i leży w dolinie Murphy'iego w okręgu Blount w Alabamie, dostępnej tylko z rzeki od strony zatoki Mobile znaleziono drewniane trumny wyżłobione za pomocą ognia oraz stalowych i miedzianych dłut. Osiem z nich zabrano do Instytutu Smithsona. Miały one 7,5 stopy (2,25 m) długości, 14-18 cali (35-45 cm) szerokości i 6-7 cali (15-17,5 cm) wysokości. Ich pokrywy były otwarte. Ostatnio napisałem w tej sprawie do Instytutu Smithsona i 11 marca otrzymałem odpowiedź podpisaną przez F. M. Setzlera, Głównego Kuratora Wydziału Antropologii. «Nie jesteśmy w stanie odnaleźć w naszej kolekcji powyższych trumien» - pisze Setzler - «mimo iż z rejestru wynika, że swego czasu takie trumny otrzymaliśmy»".

W roku 1992 David Barron, prezes Towarzystwa Gungywamp, został poinformowany przez Instytut Smithsona, że trumny te wyglądają obecnie jak drewniane koryta i nie mogą być udostępnione do oglądania, gdyż były składowane w zanieczyszczonym azbestem magazynie. Magazyn ten został zamknięty na najbliższe dziesięć lat i nikt poza personelem Instytutu nie ma do niego wstępu!

Znany zoolog Ivan T. Sanderson, który często gościł w latach sześćdziesiątych w programie Tonight Shaw Johnny'ego Carsona (zwykle razem z jakimś niezwykłym zwierzęciem, takim jak na przykład łuskowiec czy lemur) opowiedział ciekawą historię o pewnym liście, jaki otrzymał od jednego z inżynierów stacjonujących w czasie drugiej wojny światowej na wyspie Shemya w archipelagu Aleuckim. Podczas budowania pasa startowego kierowana przez niego ekipa splantowała kilka wzgórz i pod kilkoma warstwami osadowymi natknęła się na coś, co wyglądało jak ludzkie szczątki. Te alaskie kopce okazały się cmentarzyskiem gigantycznych ludzkich szczątków składających się z czaszek i długich kości nóg.

Znalezione czaszki mierzyły od 22 do 24 cali (55-60 cm) licząc od podstawy do wierzchołka. Ponieważ czaszka dorosłego człowieka mierzona od przodu do tyłu ma około 8 cali (20 cm), tak wielkie rozmiary znalezionych czaszek wskazują, że ludzie, do których one należały, musieli być ogromnej postury. Ponadto każda czaszka była poddana precyzyjnej trepanacji (to znaczy zabiegowi polegającemu na wycięciu otworu w górnej jej części).

Co ciekawe, zwyczaj spłaszczania czaszki noworodka, aby mogła ona przybierać w czasie wzrostu podłużny kształt, był praktykowany przez starożytnych Peruwiańczyków, Majów i Indian ze szczepu Płaskogłowych ze stanu Montana. Sanderson próbował zebrać dalsze dowody na temat tego znaleziska i w końcu otrzymał list od innego członka tej ekipy, który potwierdził to, czego się dowiedział wcześniej. Obydwa listy wskazywały, że te szczątki trafiły do Instytutu Smithsona i od tego czasu wszelki słuch o nich zaginął. Sanderson wydawał się być zadowolony, że się tam znalazły, i jednocześnie dziwił się, dlaczego Instytut nie opublikował na ten temat żadnych informacji. "...Czyżby oznaczało to, że ci ludzie nie zamierzają zrewidować swoich poglądów i napisać od nowa swoich książek?" - zapytuje.

W roku 1944 dokonano przypadkowego, niemniej kontrowersyjnego odkrycia. Jego autorem był Waldemar Julsrud, zaś odkrycie miało miejsce w Acámbaro w Meksyku. Acámbaro leży w stanie Guanajuato w odległości 175 mil (280 km) na północny zachód od stolicy Meksyku. W miejscu, gdzie dokonano tego dziwnego archeologicznego odkrycia, znajdowało się około 33 500 przedmiotów wykonanych z ceramiki, kamienia oraz jaspisu, a także noże z obsydianu (obsydian jest ostrzejszy od stali i do dzisiaj używa się go podczas chirurgicznych operacji serca). Wśród znalezionych przez Jalsruda, miejscowego prominentnego handlowca niemieckiego pochodzenia, statuetek o długości od 1 cala do 6 stóp (2,5-180,0 cm) znajdowały się również takie, które przedstawiały wielkie gady, niektóre nawet w towarzystwie ludzi - przeważnie jedzących je. Część tych statuetek przedstawiała motywy erotyczne. Obserwując te wielkie gady trudno się było oprzeć wrażeniu, że to dinozaury.

Jalsrud zapełnił tą kolekcją dwanaście pokoi swojego dużego domu. W kolekcji tej obok niezwykłego zbioru przedstawiającego Murzynów, Azjatów i brodatych przedstawicieli białej rasy, znajdowały się liczne przedmioty z motywami egipskimi i sumeryjskimi oraz wywodzącymi się z innych nieznanych dawnych cywilizacji. Były tam także posążki Wielkiej Stopy, wodnych stworzeń wyglądających jak potwory, dziwacznych zwierzęco-ludzkich hybryd oraz wielu innych nie dających się określić stworów. W tym samym miejscu znaleziono także zęby konia z epoki lodowcowej, szkielet mamuta i dużą ilość ludzkich czaszek.

W celu określenia wieku tych znalezisk poddano je badaniu na obecność węgla radioaktywnego oraz dodatkowym testom termoluminescencyjnym pozwalającym określić wiek ceramiki. Badania te przeprowadzono na Uniwersytecie Stanowym w Pensylwanii. W ich wyniku stwierdzono, że przedmioty te wykonano mniej więcej 6500 lat temu, to jest około 4500 lat p.n.e. Zespół ekspertów z innego uniwersytetu, któremu udostępniono do zbadania kilka figurek z kolekcji Jalsruda, nie mówiąc mu, skąd one pochodzą, wykluczył możliwość, aby były to jakieś współczesne repliki. Kiedy eksperci ci dowiedzieli się, skąd pochodzą te figurki, nabrali wody w usta.

W roku 1952 podjęto próbę zdyskredytowania tej niezwykłej kolekcji, która zdążyła już stać się sławna. Podjął się tego amerykański archeolog Charls C. DiPeso, który twierdził, że dokładnie zbadał 32000 figurek z kolekcji Jalsruda w czasie zaledwie czterech godzin, jakie spędził w jego domu. W mającej się ukazać książce badacz-archeolog John H. Tierney, który poświęcił temu znalezisku kilkadziesiąt lat swojego życia, podkreśla, że aby DiPeso mógł zbadać tak dużą ilość przedmiotów w ciągu czterech godzin, musiałby w ciągu jednej minuty starannie obejrzeć 133 figurki i to nie robiąc w tym czasie nic innego. Należy wiedzieć, że aby tylko posegregować taką ogromną ilość przedmiotów, trzeba by poświęcić na to kilka tygodni.

Tierney, który współpracował z nieżyjącym już profesorem Hapgoodem, Williamem N. Rusellem i innymi osobami, które poświęciły się tej sprawie, oskarża Instytut Smithsona i inne autorytety archeologiczne o prowadzenie kampanii dezinformacyjnej przeciw temu znalezisku. Już na samym początku narastania wokół tej sprawy kontrowersji Instytut Smithsona zdyskredytował odkrycie w Acámbaro nazywając je celowym oszustwem. Powołując się na Ustawę o Wolności Informacji Tierney odkrył, że wszystkie akta Instytutu Smithsona dotyczące odkrycia Julsurda gdzieś zniknęły.

Po odbyciu dwóch ekspedycji do Acámbaro w roku 1955 i 1968 profesor historii i antropologii Uniwersytetu Stanowego w New Hampshire Charles Hapgood opublikował rezultaty swoich osiemnastoletnich badań w wydanej własnym sumptem książce Mystery in Acámbaro (Zagadka z Acámbaro). Hapgood odnosił się początkowo ze sceptycyzmem do tego znaleziska, ale po swojej pierwszej wizycie w Acámbaro w roku 1955 zmienił zdanie. Był naocznym świadkiem odkopania części figurek i nawet sam wskazywał kopaczom, gdzie mają kopać.

Dodatkowym faktem podsycającym kontrowersyjność tej sprawy jest to, że Instytut Nacional de Antropologia e Historia (Narodowy Instytut Antropologii i Historii) przyznał za pośrednictwem jego nieżyjącego już Dyrektora Prekolumbijskich Monumentów, dr Eduarda Noguery (który jako szef oficjalnego zespołu prowadzącego badania w miejscu, gdzie dokonano odkrycia, sporządził raport, który Tierney zamierza zamieścić w swojej książce), że "znalezione obiekty zostały wydobyte zgodnie z naukowymi kryteriami". Mimo oczywistych dowodów przemawiających za autentycznością znaleziska oficjalna wersja brzmiała, że ze względu na jego "fantastyczną" naturę cała ta sprawa musi być jakimś żartem zrobionym Jalsrudowi.

Jakiś czas temu zawiedziony i jednocześnie pełen nadziei Jalsrud zmarł. Jego dom został sprzedany a kolekcja umieszczona w magazynie. Obecnie nie jest ona wystawiana na widok publiczny.

Przypuszczalnie najbardziej zadziwiającym przykładem ukrywania przez Instytut Smithsona faktów jest odkrycie egipskiego grobu w samym sercu Arizony. 5 kwietnia 1909 roku na pierwszej stronie gazety Phoenix Gazette ukazał się obszerny artykuł przedstawiający szczegółową relację z odkrycia przez ekspedycję kierowaną przez profesora S. A. Jordana z Instytutu Smithsona, wydrążonej w skale komory. Instytut oczywiście nic nie wie o tym odkryciu ani o jego odkrywcach.

Światowy Klub Odkrywców postanowił sprawdzić tę historię dzwoniąc do Instytutu Smithsona w Waszyngtonie nie licząc zbytnio na uzyskanie prawdziwych informacji. Po przedstawieniu się obsłudze centrali telefonicznej połączono ich z jednym z archeologów Instytutu. W słuchawce zabrzmiał kobiecy głos który przedstawił się telefonującym.

Powiedziano tej kobiecie o zainteresowaniu się sprawą o której pisała wychodząca w Phoenix gazeta w 1909 roku. Wyjaśniono jej, że chodzi o odkrycie w Wielkim Kanionie przez zespół archeologów z Instytutu Smithsona wydrążonych w skale komór, w których znaleziono egipskie przedmioty, i zapytano, czy Instytut mógłby udzielić dodatkowych informacji na ten temat.

"Po pierwsze, pragnę powiedzieć" - oznajmiła - "że żadne przedmioty pochodzenia egipskiego nigdy nie zostały odkryte ani znalezione zarówno w Północnej, jak i Południowej Ameryce. Przeto mogę pana zapewnić, że Instytut Smithsona nigdy nie prowadził tego rodzaju wykopalisk". Kobieta ta starała się być pomocna i grzeczna i ostatecznie niczego się od niej nie dowiedziano. Ani ona, ani nikt inny, z kim rozmawiano, nie mógł znaleźć żadnej wzmianki na temat tego odkrycia, a także G. F. Kinkaida i profesora S. A. Jordana.

Chociaż nie da się całkowicie wykluczyć, że ta historia jest kaczką dziennikarską, to jednak fakt, że opisano ją szczegółowo na kilku stronach zaczynając od strony tytułowej, a także powołano się na prestiżowy Instytut Smithsona, nadaje jej wiarygodności. Trudno w tej sytuacji uwierzyć, aby wzięła się ona z powietrza.

Czy Instytut Smithsona ukrywa ważne archeologiczne odkrycia ? Jeśli ta historia jest prawdziwa, może ona całkowicie zmienić obecnie obowiązujący pogląd, że w prekolumbijskich czasach nie było żadnych kontaktów z innymi kontynentami i że amerykańscy Indianie są potomkami odkrywców z Epoki Lodowcowej którzy przybyli do obu Ameryk przez Cieśninę Beringa.

Czy pogląd, że starożytni Egipcjanie przybyli kiedyś dawno temu w rejon Arizony, jest aż tak niestosowny i niedorzeczny, że przemawiające za nim dowody muszą być ukrywane ? Instytut Smithsona jest przypuszczalnie bardziej zainteresowany w utrzymaniu obecnego status quo niż propagowaniu nowych odkryć, które mogą zmusić świat nauki do zmiany dotychczas przyjętych poglądów.


Carl Hart, historyk, lingwista oraz wydawca World Explorera otrzymał z jednej z księgarń w Chicago mapę turystyczną Wielkiego Kanionu. Przeglądając ją ze zdziwieniem stwierdzono, że na północnej stronie kanionu znajduje się wiele egipskich nazw. Na obszarze wokół Ninety-four Mile Creek i Trinity Creek znajdują się miejsca (formacje skalne) noszące nazwy, jak Wieża Seta, Wieża Ra, Świątynia Horusa, Świątynia Ozyrysa i Świątynia Izis. Na obszarze Nawiedzonego Kanionu występują takie nazwy jak Piramida Cheopsa, Klasztor Buddy, Świątynia Buddy, Świątynia Manu i Świątynia Sziwy. Czy między tymi miejscami i wyżej wspomnianym odkryciem egipskiego grobu w Wielkim Kanionie istnieje jakiś związek ?

Zapytano o to stanowego archeologa zajmującego się Wielkim Kanionem który odpowiedział, że dawniejsi odkrywcy lubowali się w egipskich i hinduskich nazwach. Stwierdził on także, że ten rejon jest niedostępny dla turystów i innych ludzi "z powodu niebezpiecznych jaskiń".

Ten cały rejon z egipskimi i hinduskimi nazwami w Wielkim Kanionie jest rzeczywiście zakazaną strefą, do której nikt nie ma prawa wstępu.

Jak można przypuszczać, to właśnie tam znajdują się owe komory. Ten teren jest, o dziwo, niedostępny w znacznej mierze także dla personelu parku.

Gdyby choć niewielka część owych dowodów na "Smithsongate" okazała się prawdą, wówczas oznaczałoby to, że nasza najbardziej okrzyczana instytucja archeologiczna zajmuje się ukrywaniem dowodów na istnienie zaawansowanych kultur amerykańskich, na przybywanie do Ameryki przedstawicieli różnych kultur, na istnienie ludzkich gigantów i innych niezwykłych, nietypowych znalezisk - dowodów, które stoją w sprzeczności z oficjalnie obowiązującą doktryną na temat dziejów Ameryki Północnej.

Rada Regentów Instytutu Smithsona nadal odmawia wstępu na swoje posiedzenia przedstawicielom mass-mediów oraz publiczności. Ciekawe, jakie szkielety mogliby znaleźć Amerykanie, gdyby wpuszczono ich do tej "narodowej attyki", jak się często nazywa Instytut Smithsona ?

Według Davida H. Childress'a - Archeological Cover-Ups? (1995)

http://www.orion2012.pl/instytut_smithsona
Zapisane

Na wszystkie sprawy pod niebem jest wyznaczona pora.

            Księga Koheleta 3,1
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #26 : Czerwiec 03, 2010, 14:13:20 »

Posty o olbrzymach przeniosłem tu:

http://www.cheops.darmowefora.pl/index.php?topic=2982.0
Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
chanell


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 72
Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 3453



Zobacz profil
« Odpowiedz #27 : Sierpień 24, 2010, 19:15:18 »

Właściwie to nie mam pomysłu gdzie umieścic ten post ,wiec daję go tutaj. Songo1970 w dziale Egipt, podał link do ciekawej strony na której mozna znaleźć wiele ciekawych artykułów .
Oto jeden z nich:
Zakłamana historia

 Czytając mity, podań i legend ludów starożytnych z wszelkich zakątków świata, poznając treść Biblii i zawartość pism świętych innych religii najpierw dochodzi, się do wniosku, że wszystko tu jest pomieszane, zagmatwane i zwyczajnie „niekomaptybilne”. Ale to tylko pierwsze wrażenie. Im bardziej zagłębiamy się w ich treść wychodzą na jaw zadziwiające zbieżności, podobieństwa i schematy. Wyjaśnianie tego bogatą wyobraźnią ludów pierwotnych albo interpretowanie za pomocą religijnych dogmatów i wierzeń zwyczajnie nie wystarcza… Tamci „bogowie” nie byli wymysłem, a historia ludzkości jest zupełnie inna od tej prezentowanej nam przez oficjalną naukę.To co pozostawiły po sobie starożytne cywilizacje do dziś budzi podziw milionów ludzi na świecie, a także naukowców. Monumentalne budowle, wspaniała architektura, perfekcyjne wykonanie gwarantujące ich wielowiekowe istnienie… A jednak wciąż próbuje nam się wmówić, że te starożytne kultury były głupie, zacofane i prymitywne. Generalnie nie umiały wiele, nie wiele wiedziały, ale no, że jakiś tam faraon/władca zapragnął wznieść wielką budowlę to po zapędzeniu milionów robotników – chłopów powstała za pomocą prostych narzędzi… Coś tu śmierdzi. Puzzle nie pasujące do układanki.Dla zobrazowania tego idiotycznego podejścia podam kilka architekturalnych i matematycznych przykładów mówiących wiele o wiedzy i precyzji tych „prostych” budowniczych słynnej Piramidy Cheopsa. Otóż piramida ta stoi dokładnie na osi Północ – Południe, południk przebiegający przez piramidę dzieli kontynenty i oceany na dwie równe części, a sama ona leży w centrum masy lądu stałego Ziemi. Południk przechodzący przez jej środek tworzy z równoleżnikiem przechodzącym przez piramidę Mykerinosa z linią prostą łączącą te dwa punkty trójką pitagorejski. Jej waga wynosi 31200000, a stosunek długości jej boków do objętości odpowiada stosunkowi promienia do powierzchni koła… Jej kamienie zaś są jakby oszlifowane i tak ściśle do siebie przylegają nawet dziś, że trudno tak żyletkę wcisnąć… Gdyby dzisiaj chcieć zbudować piramidę Heopsa to trzeba byłoby około 50 lat pracy wszystkich narodów zjednoczonych, z użyciem najnowocześniejszej techniki, żeby postawić tę ogromną budowlę. Jeden z profesorów z instytutu w Miami, który przebadał skały piramid, odkrył, że są one odlane, są sztuczne, gdyż istnieją w nich pęcherzyki powietrza, odkrył w jednym z kamieni ludzki włos. I tak dalej i tak dalej, a to tylko część smaczków. Tak więc 2,600,000 bloków zostało wyciętych w kamieniołomach, oszlifowanych, przeniesionych i na miejscu budowy dopasowanych do siebie z dokładnością do milimetra, ułożonych zgodnie z wieloma proporcjami matematycznymi i odniesieniami astronomicznymi, a wszystko to zrobione zostało przez kilkaset tysięcy robotników-chłopów za pomocą lin, belek drzewa, prostych dźwigów….Coś tu naprawdę śmierdzi…A teraz z innego kontynentu. Majowie posiadali bardzo rozległą wiedzę astronomiczną i matematyczną, którą poznać możemy cząstkowo z zachowanego Kodeksu Drezdeńskiego (bo znajduje się w tym mieście) – źródło to jest jednym z niewielu ocalałych po niszczącej działalności hiszpańskich konkwistadorów. Kodeks ten zawiera wiele danych astronomicznych dotyczących Wenus! Z szeregu liczb i dat wynika, że Majom udało się wyliczyć długość roku wenusjańskiego, który wedle nich wynosił 583,92 dni. Liczbę tę zaokrąglili do 584 dni, lecz jej wielkość po przecinku regulowali co kilka dziesięcioleci – korygowali błąd. Dwie strony kodeksu Majowie poświęcili orbicie Marsa, cztery orbicie Jowisza oraz innym planetom naszego Układu Słonecznego oraz ich poszczególnym księżycom!To jeszcze nic. Majowie wyznaczyli okres obiegu Ziemi wokół Słońca z dokładnością do czwartego miejsca po przecinku – 365,2421 dni. Liczba ta jest znacznie dokładniejsza od liczby przyjętej przez Kalendarz Gregoriański tj. 365,2424, a dopiero komputerowo ustalono, że wynosi ona dokładnie 365,2422 dni! A pamiętajcie, że według oficjalnej wersji Majowie nie znali ani koła ani metalu, bo uznaje się ich za lud epoki kamiennej… hmmm…A najlepszym hitem jest to, że w takim oto mieście Majów zwanym Teotihuacan możemy na własne oczy zobaczyć największy na świecie model Układu Słonecznego, bowiem…całe one jest na nim rozplanowane! Ku zdumieniu naukowców Teotihuacan okazało się „kosmicznym modelem” schematem naszego układu planetarnego – wszystkie budynki są rozmieszczone w tak proporcjonalny sposób, jak planety są ułożone względem centrum – Słońca, łącznie z Plutonem, o którym lud ten nie powinien mieć żadnego pojęcia!!!Mało Wam jeszcze tajemnic i dziwnych faktów z naszej rzekomo wyjaśnionej przeszłości? No to podam jeszcze jeden przykład afrykańskiego plemienia Dogonów, żyjącego na płaskowyżu Bandiagara. Ten prymitywny lud wiedział o schemacie budowy układu Syriusza ? znali oni fakt, że jest to gwiazda podwójna i posiada „towarzyszkę” – Syriusza B i wiedzieli o tym od wieków. Opisywali oni ją nawet na tyle ile potrafili – twierdzą, że jest bardzo mała, ale bardzo ciężka, znali nawet okres jej okrążenia wokół Syriusza – 50 lat! Oczywiście nadmienię tylko, że Syriusz B został odkryty dopiero w XIX wieku i nie jest widoczny gołym okiem… To tylko naprawdę kilka niezwykłych faktów z naszej bogatej jak widać i wciąż niezbadanej rzetelnie przeszłości. I tu wkracza pan Erich von Daniken ze swoją bardzo oryginalną (choć nie przez niego „wynalezioną”) teorią, która budzi kontrowersje w świecie naukowym od lat. Daniken uważa, że cywilizacja ludzka powstała i rozwijała się z inspiracji przybyszów z kosmosu, zwanych w starożytnych przekazach bogami. Dla teologów i archeologów to najgorszy koszmar jako można sobie wyobrazić. Facet związany z branżą hotelową nie związany wcześniej z nauką bez ogródek wali w najczulsze punkty gatunkowej historiozofii. Najgorsze jest dla nich to, że Daniken nie podważa on powszechnie znanych faktów, lecz inaczej je interpretuje. W zasadzie jest on obrońcą starożytnych podań, mitów, Biblii i innych świętych pism religijnych, bo dla niego to bardzo ważne źródła wiedzy o naszej przeszłości.Świat nauki bardzo krytykuje pana Danikena, gdyż jego tezy i dowody nie pasują do historii podawanej nam w szkole. Tyle, że ludzie coraz więcej czytają, oglądają, podróżują, analizują i stawiają coraz to trudniejsze pytania. Widzą, że oficjalne wyjaśnienia są jakieś takie naciągane i zbyt prostackie. Wyczuwa się to na kilometr. Dlatego nie dziwmy się, skąd taka popularność książek Ericha von Danikena - ludzie po prostu zwyczajnie poczuli (i to całkiem słusznie), że w oficjalnej wersji przeszłości jest tyle bezsensownych, sprzecznych ze sobą stwierdzeń, że należy szukać innego wyjaśnienia. I tak Daniken pisząc w ciekawy i przystępny sposób tchnął nowego ducha w skostniałą wizję początków naszego gatunku i jego rozwoju cywilizacyjnego. Pokazał, że można spojrzeć na to wszystko z zupełnie innej strony i to logicznej strony. Bo logiki w teoriach pana Danikena z pewnością nie brakuje, nikt mi nie powie. To, że się pewnie mylił nie raz, to że kilkakroć jakiś fakt nadinterpretował i naginał do swej koncepcji nie oznacza, że cała jego teoria jest warta wyrzucenia do kosza…Taka właśnie jest strategia jego konserwatywnych oponentów - pseudonaukowców, którzy wynajdują nieistotne, drobne błędy i potknięcia, które są na ich rękę by go zdyskredytować, ale gdy on zadaje bardzo celne ciosy w ich teorie - milczą. To nie jest już nauka, to się nazywa religia. Religia niezmienialnych dogmatów naukowych. Jednym z najlepszych źródeł potwierdzających słuszny tok rozumowania Danikena jest święta księga indyjska – Mahabharata. Opisuje ona przygody, wojny bogów, którzy pojawili się na Ziemi, pomagali ludziom. Powstała co najmniej przed 5000 lat. Autor księgi opisał w niej broń, która była w stanie zabić wszystkich wojowników, noszących na sobie kawałki metalu. Przypomina to wybuch bomby atomowej. Najbardziej niezwykłą rzeczą jaką przedstawia Daniken jest pewna mapa tureckiego admirała. Na początku XVIII wieku w pałacu Topkapi w Istambule znaleziono stare mapy geograficzne należące do admirała Piri Reisa, oficera tureckiej armii. Amerykański kartograf Arlington H.Mallery zbadał te mapy i ze zdziwieniem zauważył, że co prawda wszystkie dane geograficzne są zaznaczone, ale nie są umieszczone we właściwych miejscach. Przy pomocy komputerów amerykańskiej armii naniesiono mapy na współczesny globus. Nagle dokonano sensacyjnego odkrycia, mapy okazały się bardzo dokładne i to nie tylko w odniesieniu do regionów Morza Śródziemnego. Na mapie znajdowały się także wybrzeża obydwu Ameryk, ale co dla naukowców było szokiem , kontury Antarktydy. Mapy ukazywały również łańcuchy górskie, szczyty, wyspy, rzeki i wyżyny. Wszystko było naniesione z niesamowitą dokładnością. Zaznaczone na mapach Reisa łańcuchy górskie odkryto na Antarktydzie dopiero w 1952 roku. Porównanie map Piri Reisa ze współczesnymi zdjęciami satelitarnymi kuli ziemskiej wykazało, że ich oryginały musiały być zdjęciami lotniczymi wykonanymi z bardzo dużej wysokości. Jak twierdzą naukowcy, mapy te nie są oryginałami, są kopiami z kopii, które były kopiami z jeszcze wcześniejszych kopii … Jedno nie ulega wątpliwości, ktokolwiek wykonał je przed tysiącami lat, musiał nie tylko unosić się w powietrzu, ale także fotografować. Kiedyś dawno temu albo byli na Ziemi kosmici, albo nasi przodkowie mieli statki kosmiczne. Ich możliwości techniczne musiały być takie, jakie mamy dzisiaj, bądź lepsze”.Tego typu dowodów i poszlak jest bardzo wiele, a Daniken właściwie tylko je zebrał, opisał, przeanalizował i świetnie o nich napisał. Praca Ericha von Daniken polegałą na tym, że zbadał on bardzo wnikliwie niezliczone fakty archeologiczne, kulturowe, historyczne i religijne, które nabierają sensu dopiero, gdy weźmie się pod uwagę możliwość pozaziemskich odwiedzin. Jego wielką zasługą jest jednak popularyzacja tematu. Daniken z wielką pasją poświęcił się badaniu prehistorii i dzięki jego książką świat po raz pierwszy na taką skalę mógł zapoznać się z zupełnie innym spojrzeniem na „bogów” starożytności.Być może jutro lub kiedyś w przyszłości niektóre tajemnice naszej przeszłości zostaną wyjaśnione, ale nie sądzę, by stało się tak prędko. Dlaczego? Bo uważam, że zbyt wielu tajemniczym siłom zależy, abyśmy nie znali prawdy o swojej przeszłości. Jest ona zakłamana, zafałszowana tak, byśmy wciąż tkwili w przekonaniu, że istniejemy jako gatunek przypadkiem oraz że żadne istoty z innych światów nie mogły i nie mogą istnieć – że jesteśmy w kosmosie sami uwięzieni w trójwymiarowej rzeczywistości. Tak, czuję w tym głębszy cel – ograniczenie naszej świadomości, naszego rozumowania do ściśle materialistycznych i przyziemnych kategorii. Zresztą każdy kto zapoznał się z tematem reptalian – czyli naszych gadzich ciemiężycieli – wie, że jest to całkiem ciekawa i intrygująca koncepcja, nawet jeśli w nią nie wierzy. Wiara w to nie jest istotna, trzeba badać temat ostrożnie nie popadając w schematy myślowe i narzucone nam stereotypy i kłamstwa opisujące to czym jesteśmy i gdzie żyjemy. Myślę, że istnieje siła chcąca trzymać nas w niewiedzy i ciemnocie, tak jak chciano byśmy nie wierzyli w kulistość Ziemi, heliocentryzm i inne tego typu rzeczy. Zasada rozwoju świadomości i pogłębiania wiedzy o rzeczywistości jest jedna: nie wyśmiewać z góry niczego nowego, nie uznawać, że już się wie wszystko („wiem, że nic nie wiem”) i spokojnie czytać i zapoznawać się z wszystkimi informacjami, nawet z tymi, które nakazuje nam się wyrzucić do kosza, zignorować i zapomnieć tylko dlatego, że nie pasują do oficjalnej wersji, bądź nie mieszczą się w naszym ustalonym sposobie pojmowania świata. A jest to bardzo trudne.Tak więc badajmy naszą przeszłość, zadawajmy trudne pytania, analizujmy i nie wchłaniajmy wszystkiego co podaje nam się w mediach zupełnie bezkrytycznie. Bo w oficjalnej wersji naszej przeszłości jest zawarte tyle niewiedzy, ignorancji oraz celowych kłamstw i manipulacji faktami, że musimy myśleć za siebie.
http://oroasor.wordpress.com/zaklamana-historia-/
« Ostatnia zmiana: Sierpień 24, 2010, 19:15:59 wysłane przez chanell » Zapisane

Na wszystkie sprawy pod niebem jest wyznaczona pora.

            Księga Koheleta 3,1
Betti
Gość
« Odpowiedz #28 : Styczeń 12, 2011, 14:43:20 »

Tabu Archeologii
Podstawy hipotez na temat prehistorycznych społeczno - kulturowych osiągnięć człowieka, które są podstawą nauczania archeologii i historii, napisane zostały ponad dwa wieki temu. Gdzie są odkrycia, badania, fakty, wykopaliska i dowody chociażby z ostatnich pięćdziesięciu lat?  
                    

Gdy autorzy książki Michael Cremo i Richard Thompson „Zakazana archeologia” przedstawili dowody na ogromną przepaść, która dzieli w łańcuchu ewolucji daty i fazy rozwoju homo sapiens oraz dowody na istnienie znacznie wcześniejszych cywilizacji o wysokim stopniu rozwoju (jak głosi oficjalna wersja) świat nauki omal nie rozpalił stosu i skazał ich za głoszenie herezji.Teoria dotycząca wielkiej piramidy przedstawiona w oficjalnej wersji naukowej mówi, że Cheops był jej budowniczym. Jednak inskrypcje znalezione na steli znalezionej, przez Jean Pierre Mariette w 1850 zaprzecza tej teorii i głosi, że piramidy i Sfinks istniały na długo wcześniej przed panowaniem tego faraona. Cheops wyremontował ją tylko dla bogini Izydy. Jednym z głównych dowodów, który jako pierwszy wskazał tego faraona na twórcę piramidy był kartusz z imieniem Chufu odkryty przez Howarda Vyse, który jak wiadomo jest falsyfikatem zawierającym błąd ortograficzny, napisanym przez samego odkrywcę. Nieliczni naukowcy i badacze, już dawno dowiedli, co potwierdzają najnowsze badania, że Cheops jako faraon był jedynie przechodnim właścicielem piramid i tak jak wszystko w jego państwie należały one do niego, jednak nie był ich budowniczym.

Według podręczników do archeologii potop ogólno światowy, który opisuje biblia, kalendarz Majów i religie wszystkich cywilizacji na całym globie to powodzie lokalne, a co najwyżej na skalę jednego państwa. Jednak badania geologiczne dowiodły, że archeolodzy nie mają racji a przekazy te z całą pewnością mówią prawdę.                                                                              

Inskrypcje na budowlach Majów, w którym zapisane są informacje o przesunięciu równika uważany przez, archeologów za mit również okazał się prawdą, co udowodnili geolodzy.


Dlaczego nie można uzupełnić podręczników do archeologii o odkrycia ostatniego półwiecza?

Środowiska naukowe nauczyły się tak manipulować opinią publiczną, że w podręcznikach, na wykładach i filmach popularno naukowych, w których archeolodzy, antropolodzy, genetycy i geolodzy na temat np. wspólnych cech budowli na wszystkich kontynentach, migracji ludów do Ameryki Południowej czy na wyspy Pacyfiku potrafią przedstawić kilka wzajemnie wykluczających się hipotez, jako prawidłowe. Każdy, kto ośmieli się podważyć naukową teorie jest napiętnowany i wypchnięty poza nawias, ośmieszony i poznaje, co oznacza siła autorytetu i śmierć zawodowa.

Mechanizmy, które doprowadziły nauczanie z zakresu archeologii do takiej recesji mają swoje źródło i początek w czasach, gdy rodziła się ta nauka. Badaniami i wykopaliskami w tym okresie zajmowali się nieliczni pionierzy. Pierwsi badacze zgłębiali wiedzę głównie o cywilizacji egipskiej, greckiej, rzymskiej. Właśnie w tym czasie powstała punktowa wiedza i teorie, które są niezmienne i obowiązują po dzień dzisiejszy. Kolejne pokolenia archeologów, które odkrywały i zajmowały się cywilizacjami Indii, Chin, Mezopotamii, obu Ameryk, wysp Pacyfiku i Atlantyku itd. miały również charakter punktowy, ponieważ wielkość autorytetów i wiedza z czasów pionierskich była już tak ugruntowana i rozbudowana, że nie dała się pogodzić z teoriami i odkryciami z reszty świata. Ta sytuacja doprowadziła do tego, że archeologia została podzielona na odrębne działy, w, których każdy naukowiec zajmuje się odrębną cywilizacją, migracją, religią, pismem, językiem, grupą budowli tylko z obrębu jednej cywilizacji. Nikt nie wchodzi w zakres nie swoich kompetencji i nie podważa autorytetu kolegów z innych działów. Odkrycia i tezy oparte na aktualnej wiedzy, faktach i dowodach, które nie pasują do oficjalnej wersji naukowej w danym getcie, są pomijane. Do tej pory wszystkim najwyraźniej odpowiadała taka sytuacja. Co prawda genetyka, geologia, astronomia i paleontologia programy i technologie komputerowe wywołały rewolucję i dostarczyły dowodów, których się nie da podważyć, ale jak widać i z tym problemem archeologia sobie poradziła.

Dlaczego archeologia dopuszcza tylko te dowody i badania genetyczne, geologiczne, językowe itd., które zgodne są z hipotezami propagowanymi dotychczas przez nią samą?
Problem z dowodami uzyskanymi dzięki tym badaniom polega na tym, iż archeologia zaksięgowała i zamknęła poszczególne cywilizacje i ludy oraz ich imigracje, a także osiągnięcia naukowe i architektoniczne, religijną i kulturową przeszłość człowieka w ściśle określonych ramach, grupach i obszarach geograficznych a nie w skali całego globu.

Uznanie wspólnych cech megalitów, pisma, języka, religii, oraz badań genetycznych dotyczących migracji ludów w skali globalnej wywoła efekt domina, który zburzy te grupy i granice a wraz z nimi obali wszystkie dotychczasowe teorie zbudowane wokół tych grup i granic. Bezwarunkowa akceptacja, kodów genetycznych sprawi, iż przodkowie ludów, którzy zasiedlili np. Pacyfik, Atlantyk, Amerykę Południową i Środkową pochodzą nie tylko z innych państw czy grup etnicznych niż utrzymują archeolodzy, ale nawet z innych kontynentów.

Środowiska naukowe w dziedzinie archeologii i historii dopuszczają do publikacji książkowych i podręczników:
    tylko wyniki tych badań, odkrycia, dowody i technologie z poszczególnych dziedzin nauki, które zgadzają się z hipotezami propagowanymi przez nich,
    przedstawiają kilka wzajemnie wykluczających się hipotez na jeden temat, każdą z nich uznając za prawidłową i słuszną,
    pomija fakty i dowody które obalają dotychczasowe hipotezy,
    badania genetyczne traktują, jako kolejną hipotezę a nie dowód,
    nie uwzględniają w podręcznikach i wykładach z własnych dziedzin wielopłaszczyznowych zmian wynikających z aktualnego stanu wiedzy naukowej, odkryć, zastosowań nowych technologii i narzędzi w innych dziedzinach wiedzy np. w archeologii i historii nie uwzględniają nowych danych z genetyki czy geologii.

Jak daleko wiedza wykładana na uniwersytetach w dziedzinie archeologii odbiega od aktualnych odkryć?

 Współczesne technologie i rozwój nauki sprawiły, iż genetycy, geolodzy, astronomowie, techniki i programy komputerowe, technicy kryminalni i medyczni itd. opierając się na dowodach i badaniach obalają teorie będące