Niezależne Forum Projektu Cheops

Hydepark => POLSKA => Wątek zaczęty przez: greta Październik 30, 2011, 09:18:33



Tytuł: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: greta Październik 30, 2011, 09:18:33
Chociaż okrągła, 400. rocznica hołdu ruskiego przypada dopiero za kilka tygodni, piszę o tym już dzisiaj. Piszę, aby o tym absolutnie wyjątkowym triumfie nie zapomnieli: prezydent RP, premier i ministrowie polskiego rządu, wojskowi, posłowie i senatorowie, duchowieństwo, a także dziennikarze. Ich wszystkich, podobnie jak mnie, nikt w szkole ani na studiach nie uczył o hołdzie ruskim. Ale to nie oznacza, że takiego faktu historycznego nie było. Był! Został tylko bardzo starannie wykreślony, w imię rosyjskiej, a nie polskiej racji stanu.
Czterysta lat temu, 29 października 1611 roku, na Zamku Królewskim w Warszawie miał miejsce hołd ruski – największy triumf w dziejach Polski. Ze względu na okoliczności tego epokowego wydarzenia zostało ono całkowicie wymazane z naszej historii jeszcze przez cenzurę carską w XIX wieku, a komunistyczna cenzura PRL podtrzymała tamten rosyjski zapis. Hołd ruski i data 29 października 1611 roku nie istnieją nie tylko w podręcznikach, encyklopediach, książkach, ale zostały celowo usunięte ze świadomości i pamięci narodowej Polaków. To najdłużej istniejąca biała plama w dziejach Polski, nadal skutecznie utrzymywana przez agenturę rosyjską w Polsce, historyków złej woli oraz przez polityczną poprawność!
29 października 1611 roku wielki wódz i mąż stanu hetman Stanisław Żółkiewski, zdobywca Moskwy, przywiódł do Warszawy wziętych do niewoli wrogów Polski. Byli to car Rosji Wasyl IV, dowódca armii rosyjskiej wielki kniaź Dymitr oraz następca moskiewskiego tronu wielki książę Iwan. Pod łukiem triumfalnym przejechał najpierw zwycięski wódz i hetman Stanisław Żółkiewski, za nim inni dowódcy wojska polskiego, zwycięscy żołnierze, a na końcu car i jeńcy rosyjscy. W konwoju i pod eskortą polskich dragonów przez Krakowskie Przedmieście zostali doprowadzeni na Zamek Królewski, gdzie na uroczystej sesji zebrały się wspólnie Sejm i Senat Rzeczypospolitej. Obecni byli wszyscy posłowie i senatorowie, a także większość biskupów i wojewodów oraz najważniejsi politycy i dowódcy wojskowi. Na tronie zasiadł król w asyście Prymasa Polski i kanclerza wielkiego koronnego.
Car Rosji schylił się nisko do samej ziemi, tak że musiał prawą dłonią dotknąć podłogi, a następnie sam pocałował środek własnej dłoni. Następnie Wasyl IV złożył przysięgę i ukorzył się przed majestatem Rzeczypospolitej, uznał się za pokonanego i obiecał, że Rosja już nigdy więcej na Polskę nie napadnie. Dopiero po tej ceremonii król Polski Zygmunt III Waza podał klęczącemu przed nim rosyjskiemu carowi rękę do pocałowania. Z kolei wielki kniaź Dymitr, dowódca pobitej przez wojsko polskie pod Kłuszynem armii rosyjskiej, upadł na twarz i uderzył czołem przed polskim królem i Rzecząpospolitą, a następnie złożył taką samą przysięgę jak car. Wielki kniaź Iwan też upadł na twarz i trzy razy bił czołem o posadzkę Zamku Królewskiego, po czym złożył przysięgę, a na koniec rozpłakał się na oczach wszystkich obecnych. W trakcie całej ceremonii hołdu na podłodze przed zwycięskim hetmanem, królem i obecnymi dostojnikami Rzeczypospolitej leżały zdobyte na Kremlu rosyjskie sztandary, w tym najważniejszy – carski ze złowieszczym czarnym dwugłowym orłem. Ceremonia hołdu ruskiego zakończyła się uroczystą Mszą Świętą w sąsiadującym z Zamkiem kościele św. Jana (obecnie bazylika archikatedralna), zwanym wówczas kościołem Rzeczypospolitej.
To najdłużej istniejąca biała plama w dziejach Polski, nadal skutecznie utrzymywana przez agenturę rosyjską

www.zenobiuczblog.worldpress.com


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: acentaur Październik 30, 2011, 12:37:47
Rzeczywiscie niewiele mozna znalezc informacji na tan temat, ale calkowicie nie udalo sie ich wymazac.
Przytocze to co znalazlem, jako uzupelnienie postu Grety.

http://krzystofjaw.salon24.pl/358670,badzmy-dumni-z-polski-rosja-i-niemcy-juz-oddawali-jej-holdy#comment_5217226

<<4 lipca 1610 roku wojska polskie ówczesnego wojewody kijowskiego (późniejszego - od 1918 roku - hetmanem i kanclerza wielkiego koronnego) Stanisława Żółkiewskiego liczące około 7 tys. żołnierzy rozbiły 35 tys. armię rosyjską wspomaganą przez armię Szwedzką. Wkrótce potem doszło do rokowań, które rozpoczęły się 5 sierpnia, zakończonych układem z dnia 27 sierpnia, na mocy którego królewicz Władysław został uznany carem Rosji. W obręb moskiewskich murów wojska polskie wkroczyły 12 września, a 8 października Żółkiewski przybył na Kreml. Car Wasyl Szujski oraz jego bracia Dymitr Szujski i Iwan Szujski zostali więźniami hetmana. Natychmiast Wasyl Szujski uznał prawa królewicza Władysława Wazy do tronu rosyjskiego. Dowódcą wojsk polskich na Kremlu moskiewskim został Aleksander Korwin Gosiewski.  Była to jedyna w historii Rosji jej klęska, której wynikiem był upadek Moskwy i przejęcie jej przez wrogie jej wojska!
 
Rok później 29 października 1611 hetman Żółkiewski w uroczystym orszaku wkroczył ze swoim wojskiem do Warszawy wioząc ze sobą Wasyla Szujskiego oraz jego braci, którzy w obecności szlachty i senatu na Zamku Królewskim złożyli królowi Zygmuntowi III Wazie przysięgę wierności. Oddali pokłon polskiemu królowi i narodowi polskiemu uniżenie bijąc głową w posadzkę... Do dziś (jak przypomina Ob-Ciach intuicji) ""na cokole kolumny Zygmunta - od strony zachodniej – znajduje się tablica, na której widnieje łacińska inskrypcja (wolne tłumaczenie): „Zygmunt III Waza, na mocy wolnej elekcji król Polski, z tytułu dziedziczenia, następstwa i prawa – król Szwecji, w umiłowaniu pokoju i w sławie pierwszy pomiędzy królami, w wojnie i zwycięstwach nie ustępujący nikomu, wziął do niewoli wodzów moskiewskich, stolicę i ziemie moskiewskie zdobył, wojska rozgromił, odzyskał Smoleńsk, załamał pod Chocimiem potęgę turecką, panował przez czterdzieści cztery lata, w szeregu czterdziesty czwarty król, dorównał w chwale wszystkim i przyjął ją (chwałę) całą”". >>


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: acentaur Listopad 11, 2011, 19:51:18
Warto przypominac historie Polski, teraz bitwa pod Komarowem, ktora wymazano calkowicie z podrecznikow. Skopiowalem z blogu na salonie 24.

Pogrom Konarmii Budionnego
 

Bitwa pod Komarowem stoczona 31 sierpnia 1920 roku, w wyniku której rozbita została Konarmia Budionnego, była największą bitwą kawaleryjską w XX wieku.
 Wymarsz 25 sierpnia 1 Armii Konnej spod Lwowa w kierunku na Zamość i Lublin na odsiecz wojskom Tuchaczewskiego mógł okazać się bardzo groźny dla polskich oddziałów ścigających uciekających żołnierzy Frontu Zachodniego. Dlatego też Naczelne Dowództwo Wojska Polskiego zarządziło przygotowanie operacji mającej na celu zniszczenie szerzącej panikę wśród polskiej piechoty Konarmii Siemiona Budionnego. Powodzenie tej operacji pozwoliłoby na zintensyfikowanie działań ofensywnych w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu oraz szybkie wyparcie bolszewików za Zbrucz.
   
 Przeznaczone do walki z Konarmią polskiego ugrupowanie składało się z grupy gen. Stanisława Hallera (13 DP i 1 Dywizja Jazdy), 2 Dywizji Piechoty Legionów płk. Michała Żymierskiego, 10 DP gen. Lucjana Żeligowskiego oraz słabej liczebnie, ale bitnej ukraińskiej dywizji płk. Marko Bezruczki.
   
 Pod Zamość Budionny na czele swych 6 tysięcy żołnierzy dotarł dopiero 29 sierpnia. Garnizon miasta, składający się z 31 pp kpt. Mikołaja Bołtucia oraz wspomnianej dywizji ukraińskiej Bezrruczki, przez dwa dni odpierał kolejne ataki zdecydowanie silniejszego przeciwnika. Rankiem 31 sierpnia pod Zamość przybyły pierwsze jednostki 13 DP. Budionny zagrożony rozbiciem swej armii, podjął decyzję wycofania się w kierunku Hrubieszowa. W pościg za Konarmią wyruszyła polska 1 DJ płk. Juliusza Rómmla, składająca się z 6 BJ płk. Konstantego Plisowskiego (w jej skład wchodził słynny 1 Pułk Ułanów Krechowieckich płk. Sergiusza Zahorskiego oraz 12 Pułk Ułanów Podolskich rtm. Tadeusza Komorowskiego i 14 Pułk Ułanów Jazłowieckiech kpt. Michała Beliny-Prażmowskiego), 7 BK płk. Henryka Berezowskiego oraz 8 Pułku Ułanów im. Ks. Józefa Poniatowskiego rtm. Konela Krzeczunowicza. Polska dywizja liczyła ok. 1500 żołnierzy i dysponowała 70 ckm oraz 12 działami.
   
 Polscy ułani dotarli do Komarowa, którego ludność powitała im niezwykle serdecznie. „Nigdzie więcej nie spotkałem– wspominał Stefan Dembiński - takiej szczerej serdecznej przychylności dla żołnierza jak w tych stronach. Żaden ułan i koń nie opuścił głodny ich gościnnych progów, a co ważniejsza, unosił ze sobą cząstkę ich serca i świadomości, że walczy za wielką i sprawiedliwą sprawę”.Z kolei ppor. Bronisław Wojciechowski napisał:
„A zwycięstwo było nam w tym dniu pisane. Zwiastowało nam o tem nasze przeczucie własne, tajemne. Zwiastowały działa nasze, które grzmiały jakoś więcej tryumfalnie, niż dni ubiegłych. Zwiastowały dzwony zwycięstwo co biły w kościele pobliskim, gdzie przed godziną ksiądz z monstrancją błogosławił nas, jadących na bój śmiertelny. Klęczeli wieśniacy przed chatami błagając Pana Zastępów o zwycięstwo dla braci, szlochały kobiety, wyciągające ręce ku niebiosom i żegnając nas pobożnem <Boże błogosław>, kiedyśmy w pędzie już bitewnym gnali za wrogiem. A słońce jasne i piękne po raz pierwszy od dni wielu uśmiechało się ku nam w tysięcznych blaskach i wzniecało pełną radość życia”.
 
W wielkiej bitwie kawaleryjskiej, która trwała przez cały dzień 31 sierpnia, wzięło udział 6 pułków polskich oraz 10 bolszewickich (z 11 i 6 Dywizji Jazdy). Kronikarz tego boju, rotmistrz Kornel Krzeczunowicz, tak zapisał: „Owego dnia Dywizja Jazdy miała iść jako boczne ubezpieczenie 13 Dywizji Piechoty, w kierunku północnym na Cześniki. Już o godzinie 7 natyka się swoim pierwszym rzutem na oddziały armii konnej u zachodniego krańca bagien komarowskich we wsi Wolica Śniatycka i w ten sposób dochodzi na wyżynie na północ od linii bagien do największego w XX wieku, całodziennego boju konnego i śmiem twierdzić - największego od 1813 roku. Takiego boju nie było przez następne 107 lat”.
 
 
 Dla przebiegu bitwy pod Komarowem najbardziej istotne były szarże pułków 7 Brygady Jazdy, wykonane w godzinach rannych. Płk Brzezowski wspominał: „ Po zorientowaniu się w terenie i przestudiowaniu mapy wiedziałem, że muszę zająć jak najprędzej wzgórze 255, na północ od Wolicy Śniatyckiej. Był to punkt dominujący, który umożliwiał obserwację aż po Sitno. Posiadanie tego wzgórza zabezpieczało 6 Brygadzie podejście i dawało podstawę do rozpoczęcia właściwej naszej akcji, jednym słowem, wzgórze 255 było kluczem sytuacji. Na całym długim południowym stoku wzgórza 255, które ciągnie się w kierunku wschodnim na Śniatycze, nie mogłem na razie stwierdzić nieprzyjaciela; artyleria nieprzyjaciela strzelała z kierunku Cześniki. 2 Pułk Szwoleżerów i 8 ułanów zbierały się szybko. 9 pułku nie było, miałem więc tylko dwa pułki”.
 
Po zdobyciu wzgórza 255, bolszewicy podjęli kontratak, przeprowadzony wielkimi siłami. „Widziałem, że pułk ten– wspominał Henryk Berezowski - tak potężnego uderzenia wytrzymać nie jest w stanie i że będzie w krótkim czasie z dużymi stratami zepchnięty na Wolicę Śniatycką, a może nawet zawahać się i nawróci przed szarżą. A jednak ta szczupła garstka szwoleżerów ani na moment się nie zawahała: słyszę ich zdecydowany okrzyk "hurra" i już tworzy się jedna skłębiona masa - walka wręcz się rozpoczęła. (…) W tym tak krytycznym momencie podjeżdża do mnie galopem major Dembiński, d-ca 9 Pułku Ułanów, melduje swoje przybycie z pułkiem. Nocował w Tyszowcach, od godz. 5 jest w marszu i przebył już 20 km. Pokazuję mu, co się dzieje na wzgórzu i daję rozkaz do szarży. Major Dembiński galopem podjeżdża do swojego pułku, widać jak w galopie wyjeżdżają taczanki, a za nimi szykuje się pułk do natarcia. Obawiam się, że szwoleżerowie nie wytrzymają aż do przybycia 9 Pułku Ułanów i śledzę wciąż marsz tego pułku, a chociaż ułani szybko się posuwają, mam wrażenie, że trwa to bez końca. 2 Pułk Szwoleżerów wytrzymał. Szarżował raz po raz i podtrzymywał walkę konną z niezwykłym męstwem nie ustępując terenu. Walka się wzmogła”.
 
 Około godziny 10. uderzył 9 Pułk Ułanów po dowództwem majora Stefana Dembińskiego.Na jego rozkaz ruszył 1 i 2 szwadron. „Zawahały się szeregi bolszewickie,-wspominał Tadeusz Machalski -zamarł krzyk przeraźliwy, który przechodził już w nutę zwycięstwa. A kiedy oba szwadrony, nie zważając na przewagę liczebną rozsypanych na polu nieprzyjaciół, wbijają się między nich klinem - zawracają bolszewicy w pośpiesznej ucieczce ku Cześnikom. Mimo zmęczenia poprzednich dni pędzą za nimi nasi ułani. Już dopadają pojedynczych grupek nieprzyjaciół, sieką, biją, rąbią. Konie choć upadają na mokrej zaoranej ziemi, dobywają wszystkich sił, aby jeźdźcom swoim dać możność doścignięcia wroga. Zda się pościg zmieni się w klęskę zupełną bolszewików. Coraz bezładniejsze wielkie ich kupy uchodzą przed rozhukanym, choć słabszym liczebnie przeciwnikiem”.
 
Jednak bolszewicy rzucili do walki nowe siły i zepchnęli Polaków. „Kryzys osiągnął swój szczyt –wspominał Stefan Dembiński. Dowódca brygady wraz z rotmistrzem Morawskim kierują sami ogniem baterii. Artylerzyści z oparzonymi rękami obsługują działa, obok istna reduta karabinów maszynowych zieje żywym ogniem wprost przed siebie na wschodnią część Wolicy Śnatyckiej. Tam właśnie ześrodkowało się natarcie nieprzyjacielskie, szukające naszego skrzydła. Na szczęście bagnista łączka uniemożliwiała szybkie posuwanie się w konnym szyku. Ześrodkowany ogień zmusił nieprzyjaciela do szukania zasłony poza domami wsi. Na przedpolu kotłuje się nadal. Nie rozumiesz kto kogo bije, kto zwycięża, ale każdy doświadczony żołnierz czuje, że długo nie trzeba będzie czekać na załamanie - musi ono nastąpić lada chwila. Zdawałem sobie sprawę, że pułk poniósł bardzo ciężkie straty, że napięcie nerwowe jest ogromne, że jeżeli nastąpi załamanie i odwrót, to będzie on ucieczką, której się nie da tak łatwo opanować. Potrzebne będą do tego świeże oddziały. Osobiście nie miałem już żadnych odwodów, a zatem straciłem możność interwencji. Znając swoich oficerów wiedziałem, że nie ustąpią żywi z placu; dalsza ingerencja w walkę była bezcelowa. Doskoczyłem więc do moich karabinów maszynowych, zsiadłem ze swojej broczącej krwią kasztanki i postanowiłem tu pozostać dla zorganizowania ewentualnej osłony odwrotu. Do załamania szczęśliwie nie doszło”.
 
 W tym momencie na pole bitwy przybyły galopem 1 i 14 Pułk Ułanów. Jak huragan ruszyły do walki zmiatając przed sobą wszystko co napotkał. W słońcu błysnęły szable ułańskie. Jak łan maków zakwitły czerwone otoki Krechowiaków, którzy rozwinięci w ławę zbliżali się szybko wraz z Jazłowiakami. Jak nawałnica wpadli na pole bitwy i w ciągu kwadransa oczyścili cały plac z wojsk bolszewickich. „Pośpiesznie cofały się –pisał rtm.Wojciechowski -groźne przed chwilą watahy. Czego nie dokonały kule karabinów maszynowych i dział, kończyła szabla ułańska. Plac boju pozostał przy nas”.

Zdecydowane wkroczenie 6 Brygady doprowadza w krótkim czasie do zupełnego przełomu położenia, dając dywizji zwycięstwo.O godzinie 11.30 zakończyła się porannaI faza bitwy. Bohaterem tej bitwy była 7 Brygada płk Henryka Brzezowskiego, która wzięła na siebie główny ciężar walk i od rana walczyła na polu bitwy.
   
 Po kilku godzinach przerwy, bolszewicy podejmują nowy atak. „W ostatnich blaskach zachodzącego– opisuje Dembiński -słońca migotały krzywe szable, łopotały czerwone chorągwie, a groźne krzyki i dzikie wycia rozdzierały powietrze. Obraz mrożący krew w żyłach. Nie było innego wyjścia, jak tylko zawrócić całą Brygadą i szarżować. Wszyscy czuli to instynktownie, nikt nie czekał na rozkazy. Wszystkie karabiny maszynowe wytrysnęły na grzbiet wzgórza, które panowało nad całą okolicą i otworzyły ogień. Artyleria odprzodkowała i już widać było w zapadającym zmroku błyski jej wystrzałów. 9 Pułk Ułanów, który maszerując na ogonie kolumny był najbardziej narażony, dosiadł natychmiast koni. Padły ostre słowa komendy. Oficerowie z dobytymi szablami wyskoczyli przed front oddziałów. Za ich przykładem pułk ruszył w stronę przeciwnika, najpierw stępem, rozmyślnie szanując swoje konie, by w ostatniej fazie szarży wszystko z nich wydobyć. W między czasie nasze karabiny maszynowe zbierały krwawe żniwo. Nieprzyjaciel natychmiast zwolnił tempo”.
 
8 pułk ułanów rozpoczyna ostatnią szarżę: „rotmistrz Krzeczunowicz płazem szabli wprowadza swego przemęczonego deresza w cwał, i już pułk całym impetem rusza do szarży i w mgnieniu oka pokrywa odległość kilkudziesięciu zaledwie kroków, dzielącą go jeszcze od wroga. Tej niezwykle silnej szarży nie wytrzymał nieprzyjaciel. Przyjął ją salwą z pistoletów, ledwie dosłyszalną wśród naszych gromkich "hurra" i natychmiast podał tyły”.
 
Zakończenie bitwy nastąpiło już o zupełnym zmroku, czerwona kawaleria przepadła w ciemnościach przepadającej nocy. „Spokój, pustkę i kojącą ciszę –napisał Machalski -przyniosła nastająca noc, a ogromna biała tarcza księżyca rozlała swe mdłe i zimne światło na pola i gaje, na których odbywały się cały dzień tak gorąco zmagania tysięcy ludzi.Oto ostatnia walna bitwa, którą wydała sowiecka armia konna polskiej kawalerii. Bitwa została wygrana; siła bojowa armii konnej została tutaj złamana i więcej jej już nie odzyskała”.
 
 Pułkownik Juliusz Rómmel po zakończonej bitwie podziękował ułanom za bohaterską i zwycięską walkę, w której zginęło lub zostało rannych 300 kawalerzystów. Wszyscy oszołomieni byli sukcesem. Pokonali tego, który wcześniej siał panikę w ich szeregach. Zwycięstwo było jednym z najchlubniejszych wyczynów polskiej jazdy w kampanii przeciw bolszewikom.
   
   
 Wybrana literatura:
   
 T. Machalski – Ostatnia epopeja
 Epizody kawaleryjskie
 C. Leżeński – Zostały tylkoślady podków
 H. Berezowski – Bitwa pod Komarowem
 A. Wojda, B. Biszczan – Komarów. Ocalić od zapomnienia.
 A. Pragłowski - Wspomnienia


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: zodiakus71 Listopad 11, 2011, 21:16:46
Nastał "kapitalizm" i sprzedaliśmy Polskę po kawałku część wyjechała za granicę , tam pracują i żyją , budują inne państwa , dają dzieciom obce obywatelstwo i powoli kończy się historia naszego narodu ani prawdziwa ani zakazana tylko rzeczywista .


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: acentaur Listopad 11, 2011, 21:40:30
zodiakus71,
Cytuj
Nastał "kapitalizm" i sprzedaliśmy Polskę po kawałku część wyjechała za granicę , tam pracują i żyją ,
sprzedano i nas i innych wielokrotnie, ale jakoś można wyjść z tego. Nawet jak to czasem musi potrwać. Niestety te nieprzytomne sprzedawczyki, obrońcy "wartosci" wszelakich, z nieschodzącym uśmieszkiem na ustach, niekiedy rozmnażają się ponad stan, jak ta szarańcza. I jak nie widzą dlaczego
do takiego wysypu dochodzi tak i nie wiedzą co powoduje zagładę ich samych. To taki fenomen mądrej natury. Jeśli nawet nie natychmiast, to powoli trzeba tej naturze pomóc.


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: east Listopad 11, 2011, 23:32:39
I znów szarżować szable nurzając w ciałach wroga ?
Jakież to chwalebne polec, a jakież dumne walczyć by zabić "moskala". Tylko ta mądrość jakoś nie chce przyjść, a szablą jej nie zmusisz, bo co tu ciąć ?


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: acentaur Listopad 12, 2011, 20:33:04
east,
Cytuj
I znów szarżować szable nurzając w ciałach wroga ?
to Ty tak widzisz i nie możesz wyjść poza takie schematy. Rzeczywistość jest duzo bardziej bogata, tym bardziej, że jest pochodną Ducha.
Czy to tak trudno zauważyć wspólne źródło , wspólne metody, wspólne schematy wgrywania i oczywiście takie same rezultaty w postaci zachowań człowieka, grup ludzi czy jeszcze większych populacji. No, oczywiscie wtedy, jak ktoś nie ma w głowie jakiś kosmitów, faraonów, gęstości z jednej strony a kwantów, fraktali i strun, z drugiej strony.  ;D
Więc można zauważyć. Te samo źródło jest odpowiedzialne za "wiedzę" zarówno o kraju który Ciebie żywi, jak i za "wiedzę" o świecie, a szczególnie o tych wydarzeniach jak WTC, Irak, Libia....
Te samo źródło wpaja schematy zachowań, te samo źródło premiuje pożądane zachowania....jak w podręczniku psychologii. Nie ukrywam, że ta skala i dla mnie jest niepodzianka. Ciekawe co jeszcze można zrobić z człowieka? W kulturze i gospodarce już zrobiono swoje, więc pozostaje nagi czlowiek
do formowania.


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Listopad 12, 2011, 21:16:05
Cytat: acent
więc pozostaje nagi czlowiek
do formowania.

Tak, to daje ogromne możliwości. Tylko jak one zostaną wykorzystane i przez kogo?
Czy rzeźbiarzem samego siebie będę ja czy może ... kto inny? ;)


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: acentaur Listopad 12, 2011, 22:57:56
Darek,
Cytuj
Czy rzeźbiarzem samego siebie będę ja czy może ... kto inny?
ależ oczywiście , że Ty sam. O to zawsze chodziło i chodzi. Plan rzeźby zjesz razem z jakąs strawą albo będzie nadany na częstotliwości x, co to za różnica. Najważniejsze , że potem będziesz wykonywał dla systemu zadania a będziesz przekonany, że to dla dobra ludzkości. I nie będziesz wcale czekał az Cię poproszą. Samoprogramujący sie biorobot.  ;D


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Listopad 12, 2011, 23:02:25
Cytat: acent
Samoprogramujący sie biorobot. ;D

Uważam, że lepiej być samoprogramującym się niż zaprogramowanym przez "kogoś". ;D

Cytuj
Najważniejsze , że potem będziesz wykonywał dla systemu zadania a będziesz przekonany, że to dla dobra ludzkości.

Najważniejsze, że dziś wykonuję coś samodzielnie myśląc, że to dla ludzkości. co będzie potem ... zobaczymy. ;) ;D


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: acentaur Listopad 12, 2011, 23:25:35
Darek,
Cytuj
Uważam, że lepiej być samoprogramującym się niż zaprogramowanym przez "kogoś".
ale jak się kiedyś przypadkowo Twoja głowa spotka z sękatym kijem i na skutek tego zostaniesz nagle odblokowany, to jak się będziesz czuł, kiedy się dowiesz, że robiłeś brzydkie rzeczy tylko sam z siebie i bez przymusu ?  :(


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Listopad 13, 2011, 14:30:18
Zapewne małego kaca moralnego jakoś odczuję ale na pewno będzie to niezła nauka na kolejne "przygody." ;)
Ot życie. ;D


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: east Listopad 13, 2011, 21:16:43
east,
Cytuj
I znów szarżować szable nurzając w ciałach wroga ?
to Ty tak widzisz i nie możesz wyjść poza takie schematy. Rzeczywistość jest duzo bardziej bogata, tym bardziej, że jest pochodną Ducha.
Ależ prosze CIę. To nie ja tu przypominam chwalebne męstwo ułanów rąbiących moskala.

Cytuj
Czy to tak trudno zauważyć wspólne źródło , wspólne metody, wspólne schematy wgrywania i oczywiście takie same rezultaty w postaci zachowań człowieka, grup ludzi czy jeszcze większych populacji. No, oczywiscie wtedy, jak ktoś nie ma w głowie jakiś kosmitów, faraonów, gęstości z jednej strony a kwantów, fraktali i strun, z drugiej strony.  ;D

To wg Ciebie lepiej nie mieć tego w głowie, a co lepiej mieć ?
Skoro rzeczywistość to efekt Ducha, to marny, albo co najmniej niewłaściwie rozumiany ten Duch.

Cytuj
Więc można zauważyć. Te samo źródło jest odpowiedzialne za "wiedzę" zarówno o kraju który Ciebie żywi, jak i za "wiedzę" o świecie, a szczególnie o tych wydarzeniach jak WTC, Irak, Libia....
Te samo źródło wpaja schematy zachowań, te samo źródło premiuje pożądane zachowania....jak w podręczniku psychologii. Nie ukrywam, że ta skala i dla mnie jest niepodzianka. Ciekawe co jeszcze można zrobić z człowieka? W kulturze i gospodarce już zrobiono swoje, więc pozostaje nagi czlowiek
do formowania.
Taaa winne jest zawsze jakieś źródło, lecz nie historia ludzką krwią pisana. Nie my sami, którzy piszemy tę historię krwią, choćby i swoją, bo inaczej nie potrafimy. Trzeba siec i rąbać wroga i chwalić się tym po wieki wieków amen. Póki tak myśleć będziemy, póty "źródło" istnieć będzie i robić będzie z nami co zechce. Wpajać będzie, rzeźbić będzie, a ludzie jak te pajacyki z szablami do rąk przyklejonymi ciachać się będą w bratobójczych wojnach. I jeszcze dumni z tej historii będą polerować ordery wieszając je oprawione w domach, a i w Kościołach widziałem. Poświęcone, a jakże. Najpierw czyimś życiem, a potem kropidłem przypieczętowane. Cyrografy.
Czyż nie czas już zacząć się przyjrzeć uważnie, z dystansem i bez emocji temu źródłu ?

Być może nie znajdziemy winy w nim, ani  w sobie. Tylko same beznamiętne uwarunkowania do przecięcia.


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: acentaur Listopad 14, 2011, 22:47:14
east,
Cytuj
To wg Ciebie lepiej nie mieć tego w głowie, a co lepiej mieć ?
Skoro rzeczywistość to efekt Ducha, to marny, albo co najmniej niewłaściwie rozumiany ten Duch.
choroba wie co z tym Duchem, może jest ich wiele?  ;D no ale wątpię, czy któryś chciałby się uczyć
kitu, z którego nic nie wynika. Poza miniaturyzacją, co jest zasługą inzynierów, jakoś oprócz przypadkowych odkryć, ta nauka mało co zaoferowala a raczej powiedziałbym przysporzyła masę problemów na globalną skalę.
Cytuj
Wpajać będzie, rzeźbić będzie, a ludzie jak te pajacyki z szablami do rąk przyklejonymi ciachać się będą w bratobójczych wojnach. I jeszcze dumni z tej historii będą polerować ordery wieszając je oprawione w domach, a i w Kościołach widziałem. Poświęcone, a jakże. Najpierw czyimś życiem, a potem kropidłem przypieczętowane. Cyrografy.
Ty chyba masz jakiś ukryty uraz do pewnych wartości. Wiesz, mój wujek byl przedwojennym oficerem. Przeżył jakoś ostatnią wojnę na wschodnim froncie. Miał białą broń, jedna na parady wojskowe i uroczystości ( klinga prosta, niklowana, chyba koncerz czy coś takiego) a druga była do pracy.  ;D To była szabla specjalnie kuta, coś jak damascenska i piekielnie ostra.  ;D
Wyżsi oficerowie mieli zwykle zabytkową broń, dobrej klasy. Ona była specjalnie wyważana i różne jej częsci byly przeznaczone do cięcia z konia czy też w walce pieszo. Istne cudo.  ;D


Tytuł: Kazimierz III Wielki - cudotwórca
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Marzec 10, 2012, 18:13:35
Czas na uzmysłowienie nam wszystkim w jakim fałszu przedstawia się naszą narodową historię.
Nie będę się wysmętniał, wnioski wyciągnijcie sami:

Budowniczy III Wielki ?

Zastał drewnianą, zostawił murowaną. [slogan naukowy]

Sucha statystyka

Polska, a właściwie dzisiejsze ziemie zamieszkane przez Polaków są usiane pozostałościami po przodkach je zamieszkujących. Zdołałem wyłuskać ponad czterysta obiektów noszących miana warowni, twierdz, zamków, pałaców, dworów itp, a to dzięki nietypowej publikacji wydanej bodaj w latach 80-tych ubiegłego stulecia przez Państwowe Przedsiębiorstwo Wydawnictw Kartograficznych w formie mapy "Zamki w Polsce", gdzie część opisową opracowali panowie - Józef Matusik i Jerzy Miszalski. Zainteresowany byłem najstarszymi budowlami tego typu, a szczególnie budowanymi w wiekach od X do XV czyli polskim średniowieczem, bo przedtem nie było tu nic oprócz hord wałęsających się po lasach i mieszkających w ziemiankach. Podobno..., bo ruiny mówią, że w początkach naszej państwowości wcale nie ustępowaliśmy zachodowi i co ciekawe też potrafiliśmy budować nawet na bagnach.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/chrzelice.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/swierklaniec.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/czarnybor.jpg)
Próbki polskiego budownictwa "bagiennego" - Chrzelice, Świerklaniec i Czarny Bór

Zacznę od suchej statystyki, jako wyznacznika naszych czasów. Otóż wedle historyków wspomaganych archeologami od XIII do XV wieku na ziemiach naszych powstało około 359 zamków, z których inwestorem 43 był Kazimierz Wielki, 51 Krzyżacy, a 75 nie posiada ani ojca ani matki czyli albo zbudowali aniołowie (wersja angielska) lub diabli nadali (wersja polska). Reszta (180), to dzieła pomniejszych lokalnych książąt lub rodów. Najpopularniejszym budulcem jest kamień - 105 obiektów, potem cegła - 76, a kamienno-ceglanych naliczyłem -39. Z czego zbudowano 139 obiektów trudno ocenić, bo z reguły są w imię rekonstrukcji zapacykowane konserwatorskim tynkiem. Z konserwacją nie ma to nic wspólnego, a raczej z odbudową na tzw. nosa, a celem jest wytrącenie argumentów zadającym "głupie" pytania. Inna statystyka dotyczy ich obecnego stanu.

Powszechne mniemanie, że za zniszczenie zabytków jest odpowiedzialna II wojna światowa nie znajduje potwierdzenia. Ostatnia wojna zniszczyła ich tylko 8, natomiast rekordową liczbę zniszczeń odnotowali Szwedzi, odpowiedzialni za zniszczenie 57 obiektów, drugim w kolejności czynnikiem odpowiedzialnym za ruinę jest opuszczenie zamku i samozrujnowanie - 48 obiektów, pożary (samoistne lub wzniecone) - 21, 11 ruin zawdzięczamy Husytom, a 22 zostało rozebrane lub zniszczone przez mieszczan. Jaki był cel takich rozbiórek czy celowych zniszczeń? Ano taki sam jak egipskich - gniew ludu. Po dokonaniu obliczeń, do dziś winno funkcjonować 168 obiektów, z których lwią częścią przez okres PRL-u "opiekowały" się PGR-y i Gminne Rady Narodowe, a nieliczne tylko pełniły funkcję bibliotek, muzeów czy reprezentacyjnych apartamentów władzy (z reguły te najmniej zniszczone i łatwiejsze do zaadoptowania).

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/checiny.jpg)

Prawda jest zapewne inna, bo jak wiadomo polska archeologia i historycy mieli i mają głównie za zadanie udowodnienie polskości tych ziem i wszystkie działania podporządkowano temu celowi. Stąd badania prowadzone powierzchownie, niekompletnie i takież wnioski. Za przykład podam tylko kamienno-ceglany zamek w Chęcinach, gdzie praca badawcza ograniczyła się tylko do wysprzątania terenu i uznania go za obiekt zabytkowy chyba tylko po to, by okoliczna ludność nie uznała go za hurtownię taniego i doskonałego budulca. Każdy, kto choć raz był w tym zamku musiał zauważyć, że prace konserwatorskie ograniczono tylko do zabezpieczenia murów przed nasiąkaniem, natomiast nie odkopano wnętrza samego zamku spod zwałów ziemi. Do dziś nie wiadomo co kryje się od powierzchni ziemi po fundament. Bardzo możliwe, że u nas podobnie jak w zachodnich zamkach, podworce zamkowe były wyłożone kamieniami, co już jest wskazówką do jakiej głębokości należy machać łopatą. Może zamek stojący na wzgórzu z ogromną ilością ziemi w środku ma sugerować, że nanieśli ją turyści? W okresie powojennym najważniejsza dla naszych historyków była wioska Biskupin, gdzie do dziś szuka się dźwięków naszej mowy, by udowodnić Niemcom jej polskość. Sugerowanie narodowi, że swą egzystencję rozpoczynał od drewnianych warowni i kurnych chat jest najzwyklejszym oszustwem. Dlaczego nie prowadzi się systematycznych i dogłębnych (dosłownie) badań tego co widać jak na dłoni, a trwoni się fundusze na szukanie kurnych chat, ograbianie starożytnych grobów i ogłaszanie coraz to nowych "cywilizacji kaszy gryczanej", nie wiadomo.

To, że jesteśmy cywilizacją z marginesu historii zawdzięczamy naszym historykom. To oni chwaląc się tylko wygrzebanymi z ziemi szczątkami drewnianych chat i rozbitych skorup zbudowali nasz wizerunek na świecie. A kto na świecie będzie się liczył z narodem, który ma najwięcej kurnych chat, glinianych skorup i odpustowych gwizdków? Dlaczego to właśnie nam zachodnia Europa musiała stawiać kamienne i ceglane zamki? Swoją pozycję na szarym końcu zywilizacji europejskich zawdzięczamy tym, którzy nie mogąc przestać patrzeć pod nogi, nie zauważają tych wspaniałych stojących na wierzchu budowli świadczących o wysokich umiejętnościach naszych przodków. Płaszcząc się przed zachodem doskonale wypełniamy treść przysłowia "cudze chwalicie, swego nie znacie...". Dlaczego nie prowadzi się badań nad tym, co dał Polsce chrzest w roku 966? Czy dopiero w tym roku polskość wypadła sroce spod ogona? A gdzie nasza historia sprzed tego roku? Dlaczego naszą historię zaczęli pisać obcy, zachodni mnichowie i w obcym nam języku? Czy my nie umieliśmy wtedy mówić i pisać? Doskonale umieliśmy, mieliśmy bogate źródła i bogatą historię.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/mapa2.gif)

To właśnie w 966 roku wpadliśmy w tryby machiny zwanej "rzymskim chrześcijaństwem" i to właśnie polityka ówczesnego Rzymu "ukradła" nam wcześniejszą historię. To nikt inny jak Rzym narzucił nam nową mowę i nowy alfabet - łacinę. Trzeba było kilku wieków, by wychować na tym terenie ludzi całkowicie sprzyjających Rzymowi i piszących w alfabecie łacińskim. Tych co walczyli o własny język, tradycję i historię, uznawano za heretyckich pogan i zaciekle tępiono. Dlaczego tłumaczy się nam, że przyjęliśmy chrzest od Czechów tylko dlatego, by nie przyjąć go od Niemców? Przecież Czesi byli bardziej proniemieccy niż sami Niemcy. Ale takich badań prowadzić nie wolno, bo przewróciłoby naszą historię do góry nogami. Proszę też nie interpretować tego jako ataku na wiarę. Pokazuję działanie ówczesnego Rzymu, który prowadząc ekspansywną politykę terytorialną używał wiary jako pretekstu. W roku 966 padliśmy ofiarą konkwisty dokonanej przez Rzym. Znając efekty konkwisty hiszpańskiej w Ameryce możemy się tylko domyślać ile naszych skarbów narodowych zostało zniszczonych i spalonych w imię nowej ideologii i nowego europejskiego porządku.

Oglądając rozmieszczenie zamków na terenach dzisiejszej Polski daje się zauważyć pewną prawidłowość. W Polsce północno-wschodniej spotykamy zamki budowane przeważnie z cegły, natomiast na terenach południowo-zachodnich w przewadze są zamki budowane z kamienia. Jest to byc może związane z występowaniem i pozyskiwaniem surowca budowlanego, a także z jego transportem na miejsce budowy, ale może też być związane z poziomem techniki budowlanej w danym okresie. Nie jest to regułą, bo i wśród ceglanych budowli znajdują się kamienne i odwrotnie, jednak charakterystyczne jest, że kamienny budulec spotykamy najczęściej w najstarszych budowlach sakralnych istniejących do dzisiaj na naszych terenach - jak w Tumie pod Łęczycą gdzie znajduje się nie wykorzystywana dziś do niczego, ziejąca przeraźliwą pustką kolegiata romańska. Także wiele zamków budowanych z cegły stoi na potężnych, kamiennych fundamentach. Są też obiekty kamienno-ceglane mogące sugerować, że część ceglana została dobudowana. Przykładem tego mogą być zamki w Chęcinach i w Olsztynie pod Częstochową, a poza naszymi granicami zamek w Trokach czy Hammershus na Bornholmie. Ogólnie, kamienne budownictwo pokrywa się z zasięgiem tzw. "wpływów celtyckich" na terenie dzisiejszej Polski.

Pamiętać też należy, że kamienne i ceglane zamki to jeszcze nie wszystko. Do tej liczby należy doliczyć jeszcze większą liczbę kościołów i klasztorów, które "żyły" równolegle ze świeckim budownictwem. Czym były przed nową adaptacją po roku 966 tego nie wiemy ani się nie domyślamy, ale jedno co możemy przypuszczać - rodziły się razem z zamkami, budowane w tym samym stylu i z tego samego budulca.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/xxtum.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/xxgnojewo.jpg)

Do dziś są perłami architektury, ale nie wszystkie mają szczęście żyć własnym życiem. Niektóre opuszczone, ale ze statusem zabytku, ulegaja powolnej ruinie na naszych oczach, jak choćby wspomniana kolegiata w Tumie pod Łęczycą czy kościół w Gnojewie koło Malborka (na zdjęciach).

Takich zabytkowych "kalek" jest w Polsce dużo więcej. Jedne stały się ofiarami ideologii, drugie bezmyślnej polityki państwa. Są to przeważnie obiekty, które nie dają politycznego atutu przydatnego przy ustalaniu "odwiecznych praw" do polskości lub te, które sprzyjałyby umacnianiu kościoła w państwie. Zamienia się je w ulubione przez państwo "trwałe ruiny", które nie wymagają żadnych nakładów finansowych na renowację ani wydawania pieniędzy na historyczne badania. Proszę też nie uważać, że budowę najstarszych kościołów i klasztorów zawdzięczamy tylko zachodnim mnichom (innych nie było po przyjęciu chrztu). Oni także wchodzili "na gotowe" (tak samo jak Hiszpanie w Ameryce), mniej lub więcej zrujnowane posiadłości i przystosowanie budynków do własnych potrzeb zawdzięczają pracy własnej, a przede wszystkim okolicznej ludności. Nie mylmy też fundacji z budową. Ufundowanie klasztoru czy kościoła było tylko nadaniem kawałka ziemi wraz ze wszystkim co na niej stało. Fundator mógł co najwyżej wspomagać odbudowę czy pokrywać koszty wyposażenia.

cdn

http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kazimierz.htm


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Marzec 13, 2012, 21:26:03
Kazimierzowe budowanie

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/flakw.gif)

Kazimierz III zwany Wielkim, który panował w latach 1333-1370, został okrzyknięty przez historyków największym budowniczym w dziejach Polski. Jeden z największych strategów politycznych ówczesnych czasów wybudował najwięcej warowni, zamków i strażnic niż ktokolwiek w historii naszej państwowości. Zastał drewnianą, a zostawił murowaną - tak brzmi slogan wpajany wszystkim Polakom od maleńkości. Tak nam weszło to w krew, że nikt na poważnie nie jest w stanie podważyć tej maksymy, bo zostanie oskarżony o zdradę stanu. Pierwszy kaganiec jaki założyli nam historycy, to rok 966 i od niego zaczyna się "prawdziwa" historia Polski. Jeśli tak, to nie ma innych ram czasowych dla wszystkich zbudowanych w Polsce obiektów i to zgodnie z ideą postępu technicznego - najpierw budowle ziemne, potem drewniane i na końcu kamienne i ceglane.

Problem jest w tym, że jak zwykle trudno ustalic kolejność, co było pierwsze - jajko czy kura. Wszakże już kamienne budowle istniały za Mieszka I na Ostrowie Lednickim, a przed nim budowaliśmy ponoć tylko grody ziemno-drewniane z typowo "polskimi" hakami wałowymi, jak ten w Gnieźnie. Gdzie w tym układzie umieścić przedchrześcijańską rotundę z Wawelu, Cieszyna czy Gromnika? Na Ostrowie Lednickim kamienne otoczaki, a na Wawelu surowy, łupany kamień. Czy "salomonowym" wyjściem jest ogłoszenie, że chrzest przyjął tylko Mieszko i jego drużyna, a reszta tkwiła w pogaństwie i budowała jak chciała i co chciała? Chyba nie. Rotunda jest bardzo popularną budowlą ale w kręgu chrześcijaństwa bizantyjskiego, a nie rzymskiego i to nie przypadek, że zachowały się na południu Europy, gdyż przedłużeniem polityki Rzymu na wschodzie były Niemcy nie zainteresowane tamtym rejonem. Czy nasze pogaństwo miało charakter bizantyjski? Prawdopodobnie tak. I dlatego zostało zburzone, spalone lub zamurowane. Ręce Rzymu nie zdążyły tego zrobić w Dalmacji, na wschodzie czy w samym Bizancjum i dlatego tam mają dłuższą i bogatszą historię.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kwz_bobolice.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kwz_inowlodz.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kwz_lanckorona.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kwz_olsztyn.jpg)
Przykłady budownictwa kamiennego Kazimierza III - Bobolice, Inowłodz, Lanckorona i częstochowski Olsztyn

Kazimierz III objął tron Polski w roku 1333 po śmierci ojca Władysława Łokietka w dość nieciekawej sytuacji politycznej. Oczy króla skierowane były na Ruś Halicką, gdzie opustoszał tron po śmierci Trojdenowicza z rodziny Piastów (zapora przed Tatarami). By zabezpieczyć się od strony krzyżackiej, Kazimierz zawarł z nimi pokój oddając całe Pomorze Gdańskie w zamian za Kujawy i Ziemię Dobrzyńską. Umożliwiło mu to wyprawę na Ruś Halicką, gdzie zajął Lwów, Halicz, Chełm, Brześć i Włodzimierz, co znów spowodowało konflikt z Litwą walczącą o wpływy na Rusi. Jest ciekawe, że książęta śląscy będący podówczas lennikami króla czeskiego nie wykazywali zaborczych intencji wobec Polski, a pomimo to król buduje szereg kamiennych zamków na granicy ze Śląskiem, a ze strony największego wroga - Krzyżaków - zaledwie dwa - w Złotorii pod Toruniem i w Kruszwicy. Od strony Brandenburgii Polski broni tylko gród w Poznaniu, a od Litwy żaden. Czy to nie jest co najmniej dziwne? Dlaczego, jako ponoć wybitnie dalekowzroczny strateg, nie zabezpieczył się od północy gdzie urastał w siłę największy wróg Polaków - zakon krzyżacki? Dlaczego jako strateg nie zbudował sieci zamków broniących serca królestwa w oparciu o Wisłę? Owszem zbudował, powie ktoś. Tak, ale dziwnym trafem większośc na prawym brzegu Wisły, a więc od strony potencjalnego najeźdzcy, zamiast na lewym gdzie pierwszym pasem obrony byłaby sama Wisła.

Spójrzmy zatem szerzej. Od ujścia Wisły po jej prawej stronie znajdujemy zamki krzyżackie, kazimierzowe i niekazimierzowe. Tu widać jakąś myśl strategiczną, ale nie Kazimierza Wielkiego. Ktoś budował swą linię obronną w oparciu o największą rzekę i wnioskować można, że miała to być obrona przed inwazją z zachodu. Kogo i przed kim? Podobnie ma się rzecz z zamkami tworzącymi linię obrony na Odrze. Kto i kiedy zatem budował, skoro według uczonych w głąb historii już tylko drewno i ziemia? Rzecz ciekawa, którą można zaobserwować to ta, że największe skupiska zamków znajdują się po lewej stronie Odry oraz na... dzisiejszej Warmii i Mazurach.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/mapa.jpg)

Kazimierz Wielki sygnował swym nazwiskiem (wedle historyków) budowę co najmniej 43 zamków (Jasienica wspomina o 53). Panując 37 lat musiał organizować i opłacać budowę ponad jednego zamku rocznie. Czy średniowieczna Polska była aż tak bogata? Jak wiemy nie ma dwóch jednakowych zamków, a zatem projektantów musiało być więcej niż jeden. Gdzie zatem mieściły się kazimierzowe biura projektów? Gdzie pozyskiwano kamienny budulec i jaką siłę stanowił cech wysoko wykwalifikowanych kamieniarzy? Gdzie znajdowały się cegielnie produkujące ogromne ilości cegły na potrzeby budowy? Z ruin widać, że nie był to ręczny wyrób, czyli tzw. palcówka, a kilka rodzajów cegieł łącznie z długimi i płaskimi spotykanymi między innymi w rzymskim koloseum. Gdzie w końcu zachowały zapiski o tak praco- i finansowo chłonnych przedsięwzięciach gospodarczych króla, które niewątpliwie kosztowały krocie królewski skarb? Nie ma, po prostu nie ma. Ani słowa w kronikach, a przecież już umieliśmy pisać. Jest za to autorytatywne stwierdzenie historyków - zastał drewnianą, zostawił murowaną. I jest to zwykłe (choć efektowne medialnie) naukowe minięcie się z prawdą. Kazimierz Wielki nie zbudował żadnego zamku. Odziedziczył schedę po ojcu, na którego ziemi od wieków niszczały ruiny. Mógł je co najwyżej podremontować lub coś dobudować, by zapewnić je zamieszkującym w miarę możliwą egzystencję. Mógł uzupełnić mury obronne, by stanowiły jako taką ochronę dla załogi. Mógł zrobić tylko to, na co pozwolił mu stan skarbca, ilość posiadanych specjalistów i stan techniki w średniowiecznym państwie. I tylko tyle. Był Wielki, bo uchronił Polskę od zejścia w historyczny niebyt. I za to mu chwała.

Geograf Bawarski w dokumencie z roku 843 opisuje, że "Dziadoszyce posiadali dwadzieścia grodów, Opolanie tyleż samo. Golęszyce 5 grodów. Ślężanie mieli piętnaście grodów, a plemię słowiańskie mieszkające nad Wartą miało dziewięćdziesiąt osiem twierdz". Co zatem u człowieka z zachodu oznaczało słowo gród czy twierdza? Drewnianą zagrodę z Biskupina czy też zamki przypominające te potężne z Niemiec czy Francji? Naiwnością jest twierdzić, że wrażenie na nim mogły zrobić drewniane grody otoczone wałami ziemnymi. Można przypuszczać, że piszący te słowa frankoński skryba doskonale znał budownictwo zachodniej Europy. Dokument lokacyjny Krakowa z roku 1257, a więc na prawie 100 lat przed królowaniem Kazimierza III wymienia w samym tylko mieście (bez Wawelu) około dwudziestu kamiennych kościołów. Paweł Jasienica pisze, że jednocześnie Poznań, Sandomierz, Gniezno, Wrocław czy Wiślica liczyły ich po kilka. Szkoda, że nie pisało się wtedy o kamiennych grodach, bo i te zapewne już istniały. Brak wzmianek o zamkach możnaby wytłumaczyć tym, że ówczesna, pisać umiejąca inteligencja skupiona była przede wszystkim w miastach, wokół panujących i dostojników kościelnych. Pisała zatem o najbliższym otoczeniu i to co widziała wokół, pozostałe zaś opisy powstawały tylko podczas wypraw czy bitew i były zupełnie przypadkowe. Nikt w ówczesnej Polsce nie myślał o systematycznych badaniach spuścizny po przodkach, a przynajmniej o spisie powszechnym w dobrach królewskich.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kwz_bochotnica.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kwz_kolo.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kwz_leczyca.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kwz_zlotoria.jpg)
Przykłady budownictwa ceglanego Kazimierza III - Bochotnica, Koło, Łęczyca i Złotoria

Z owych 43 zamków zbudowanych przez Kazimierza Wielkiego, 17 jest z litego kamienia, 11 zbudowanych z cegły, 7 ceglano-kamiennych, a w ośmiu nie można się dopatrzyc budulca, bo albo ziemia całkowicie pokryła ruiny albo zostały przebudowane i pokryte "ochronnym" tynkiem. Proszę się zastanowić nad pytaniem - Czy Kazimierz Wielki mógł budować co chciał i gdzie chciał? Otóż nie. Robić to mógł tylko na terenie, który nazywamy dobrami królewskimi, a więc tam gdzie miał prawo własności prywatnej. Państwo nie było jego prywatnym dobrem. Granice jego państwa wyznaczały dobra prywatne tych, którzy dobrowolnie poddali się jego zwierzchności. Chronili się w ten sposób pod skrzydła silniejszego, ale za cenę pewnych ograniczeń i powinności na rzecz króla. Jeśli król chciał zbudować warownię na terenie poddanego musiał uzyskać jego zgodę i pokryć wszystkie koszta budowy. Jeśli poddany nie wyraził zgody, król mógł przenieść budowę do sąsiada albo ogłaszał opozycjonistę buntownikiem i osadzając go w więzieniu konfiskował jego dobra, zwykle natychmiast nadając je swojemu zwolennikowi. Książęta śląscy, chociaż lennicy proniemieckiego króla Czech, nie wykazywali chęci walki z Polską. Woleli spokój i pokój, choć istniało zagrożenie wojną, gdyby zarządał tego król Czech, lecz od tej strony Kazimierz zabezpieczył się politycznymi układami. Dlaczego więc buduje warownie na pograniczu ze Śląskiem zamiast na północy (Krzyżacy) czy południowym-wschodzie (Tatarzy)? Wydaje się, że "Orle Gniazda" stały od dawna, a na budowę nowych twierdz król po prostu nie miał pieniędzy, nie miał bazy ekonomicznej, nie miał rozwiniętej struktury gospodarczej i nie miał potrzebnej techniki do budowy takiej ilości zamków i do tego na tak rozległym obszarze. Kazimierz Wielki zostawił murowaną bo urodził się w murowanej, żył w murowanej i umarł w murowanej.

Stolica Kazimierzowa - Kraków, także stoi na potężnych kamiennych fundamentach i zapewne budowana była na długo przed tym nim pierwszy Piast zasiadł na wawelskim stolcu. Co ciekawsze - im sięgniemy niżej tym oglądamy większe i doskonalej obrobione bloki kamienne. Z jak wielkich zatem elementów wykonane są fundamenty wawelskich budowli? Niestety nie ma zdjęć, a miejsca, do których ma dostęp zwyczajny turysta zostały pięknie wytynkowane zasłaniając budulec. Przykładem może być krypta katedry wawelskiej, gdzie pochowano najznamienitszych Polaków. Pozostałe miejsca są skrzętnie skrywane przed obcym okiem za tabliczkami - "obiekt nie do zwiedzania", "prace konserwatorskie" itp.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/wawel/kam_wawel5.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/wawel/kam_wawel1.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/wawel/kam_wawel4.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/wawel/kam_wawel2.jpg)
Rotunda wawelska, fundamenty starego kościoła, wejście na dziedziniec i wieża katedralna

Jaka zatem nacja jest autorem podwalin Kazimierzowej stolicy? Kiedy żyli ludzie budujący na wawelskim wzgórzu i w samym Krakowie? W IX, X, XI czy XII w.? Kto w tych wiekach umiał tak doskonale obrabiać kamień, transportować go i precyzyjnie umieszczać na miejscu budowy? Jakich narzędzi używano w obróbce i przy budowie? Technika średniowiecza tego nie mogła zapewnić, bo takiej wtedy nie było.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/wawel/kam_wawel3.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/wawel/kam_krabar.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/wawel/kam_dominikanie.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/wawel/kam_wawel6.jpg)
Mury obronne Wawelu, fundament barbakanu, kościół dominikanów i kolumna z dziedzińca

Dzisiejszy wygląd Wawelu to zasługa ludzi żyjących w końcu XIX i XX w. Dopiero w roku 1880 można było zacząć myśleć o restauracji Wawelu zdewastowanego przez wojska austriackie a na dobre podjęto prace dopiero w roku 1905 po wyjściu Austriaków i to co dziś widać, to efekt stuletniej pracy historyków, archeologów i wszelkiej maści specjalistów, Czy Wawel tak wyglądał faktycznie? Z pewnością nie i nikt nie przywróci mu pierwotnego wyglądu, bo nikt nie ma pojęcia jak wyglądał. Sceptycznie także podchodzę do twierdzenia przebudowy zamku w stylu renesansowym, ponieważ przebudowa oznacza praktycznie rozebranie starego i budowanie od podstaw, bo jak wstawiać kamienne kolumny mające utrzymać ciężar ścian i budować kamienne czy ceglane łuki tak, by reszta muru nie zawaliła się na głowę?
Ciekawe, jaki dzisiejszy budowlaniec dokonałby tak karkołomnego wyczynu?

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/wawel/zal_wawel.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/wawel/zal_tum.jpg)

Historycy podjęli próbę zrekonstruowania pierwotnej wersji katedry na Wawelu i proszę zobaczyć co wyszło - różniąca się tylko w szczegółach (i trochę większa) kolegiata w Tumie pod Łęczycą. Przypadek czy dowód na to, że na terenach Polski budował ktoś na długo przed naszą oficjalną historią?

Przypatrzmy się pewnej "koincydencji" elementu budowlanego występującego w ogrodzienieckim zamku i jego odpowiedników w zamku wegierskim i hiszpańskim. Do czego miał służyć otwór o tak specyficznym kształcie? Otwór strzelniczy dla broni palnej chyba nie, bo w tych czasach nikt nie mógł nawet przewidzieć jej rozwoju. Może ktoś ma jakiś sensowny pomysł? Fakt jest faktem i jeśliby zamek powstawał za czasów Kazimierza Wielkiego, mogłoby to świadczyć o szerokich kontaktach polskiego budownictwa, a przynajmniej ówczesnych projektantów. O takowych zaś jest cicho.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/dz1.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/ogrodziura.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/dz2.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/dz3.jpg)
Podobne otwory w murach zamkowych Ogrodzieńca, w zamku węgierskim i hiszpańskim. Koincydencja?

Inna sprawa, to widoczne skutki zniszczeń. Aby dzisiaj zrównać z ziemią zamek wielkości zamku królewskiego w Warszawie należałoby zużyć kilka-kilkanaście tysięcy sztuk pocisków artyleryjskich średniego kalibru. Czy np. Szwedzi mieli takie możliwości? Absolutnie nie i to można wyczytać w opisie oblężenia Częstochowy, gdzie zdołali tylko zrobić wyłom w murze i trafić w dach klasztoru. Po drugie, by wydać rozkaz do niszczenia zamku należałoby mieć w tym ekonomiczny cel - zniszczenie strategicznych zapasów wojennych lub dużej liczby wojsk w obsadzie fortecy. I po trzecie, takie ostrzeliwanie fortecy musiało skutkować wielkimi pożarami, a proszę pokazać ślady pożarów na murach zamkowych kazimierzowych fortec. Jeśli nawet odnajdziemy, to zapewne niewiele ich będzie.

...

http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kazimierz.htm


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: janusz Marzec 15, 2012, 20:15:51
Konotopy. Wojna z Moskwą 1654-1667.

Z serii "Bitwy i wojny ważne dla nas a nieznane".

(http://www.eioba.org/files/user27736/a171560/230px-Iwan_Wyhowski.png)  Wszyscy chyba, którzy choć trochę interesują się historią albo zaczytywali się w Sienkiewiczu słyszeli o kozakach i Chmielnickim. O Szwedzkim Potopie zapewne też. Ale o tym, że w tym samym czasie bo w latach 1654-1667 ( z przerwami w wyniku rozejmów) Rzeczpospolita prowadziła wojnę z Rosją chyba już pamięta niewielu. Konflikt był bardzo poważny i dla tej części świata dość istotny a sam przebieg walk i szereg stoczonych bitew niezmiernie interesujący zarówno z przyczyn militarnych jak i politycznych. Gorąco zachęcam wszystkich pasjonatów do poznania tematu bo naprawdę warto. Spłycając bardzo przyczyny wybuchu wojny i upraszczając można stwierdzić, iż dotyczyła ona Ukrainy a konkretnie praw do panowania nad nią. Chmielnicki bowiem oddał się pod protekcję Moskwy a część kozaków tego nie zaakceptowała. Nie podobało się to również Polsce i tatarskiemu chanowi. I wojna gotowa. Po jednej stronie więc Rosja i część zaporoskich kozaków, po drugiej Rzeczpospolita wraz z częścią zaporoskich kozaków i Tatarami. Jak widać "przedmurze chrześcijaństwa" czasami dopuszczało do sojuszów i niewiernych.

Jak już wspomniałem przebieg walk i cała sytuacja poltyczna były bardzo interesujące. Jako ciekawostkę, która może skłoni kogoś do zapoznania się dokładniej z tymi wydarzeniami podam jakieś fakty. Stoczono ponad 20 dość poważnych bitew na bardzo rozległym terenie. 3 listopada 1656 roku podpisano traktat polsko-rosyjski, w którym uzgodniono, że car Aleksy zostanie wybrany na króla Polski jeszcze za życia obecnego polskiego władcy Jana Kazimierza. Ten jednak będzie mógł zachować swą władzę dożywotnio. Na szczęście późniejsze wydarzenia, między innymi wojna ze Szwecją, zniweczyły te plany. Sojusznik tatarski zachowywał się bardzo lojalnie wobec polskiego władcy, często militarnie wymuszjąc dla niego wiele korzystnych rozwiązań i decyzji...Zachowanie wojsk podległych hetmanowi Czarnieckiemu potwierdza tezy o o tym, że wojna nie zawsze prowadzona była "po rycersku" jak to w szkole uczyli. To znaczy przez stronę polską bo o innych uczyli. Krwawe pacyfikacje, miasteczko Stawiszcze po dwukrotnym buncie przeciwko polskiej władzy pozostało bez ani jednego mieszkańca a zwłoki Bogdana Chmielnickiego na rozkaz hetmana zostały wyrzucone z grobu. Ale nie o tym, jak jeszcze raz namawiam-zainteresowani niech sięgną do żródeł bo warto. Tyle wstępem.
 
W roku 1659 miejscowość Konotop oblegana była przez Rosjan w sile ponad 35 tysięcy, pod dowództwem księcia Trubeckiego. Przeciwko nim wyruszył hetman kozacki Iwan Wyhowski prowadząc (źródła podają różnie o sile wojsk kozackich i tatarskich ale na pewno nie mniej niż 29 tysięcy) i 1500 żołnierzy polskich. Na wieść o ich zbliżaniu się książe Trubecki dla ich zatrzymania wysyła około 5600 żołnierzy rosyjskiej jazdy i 2000 kozaków a dowodzi nimi Semen Pożarski. Wyhowski zaatakował Rosjan od czoła a bardzo ruchliwi Tatarzy obeszli zagonem i natarli na tyły. To zadecydowało o wyniku bitwy. Ponad 5 tysięcy Rosjan i sam Pożarski dostali się do niewoli. Jeńców oddano Tatarom. Sam Pożarski stanął przed chanem. Ten musiał go czymś sprowokować bowiem jeniec napluł władcy w twarz. To spowodowało wymordowanie wszystkich jeńców. Ponad 5 tysięcy ludzi.
 
Dziś na Ukrainie przez wielu historyków Konotopy uznawane są za miejsce największego zwycięstwa wojsk ukraińskich nad Rosjanami. O udziale w bitwie Polaków, Tatarów zbyt często się nie wspomina. O tym, że była to też walka bratobójcza, bo część kozaków popierało moskiewskiego cara również.
 
Sam Iwan Wyhowski był również ciekawą ale i tragiczną postacią. Kozak ale i posiadał polskie szlachectwo. W bitwie pod Żółtymi Wodami trafił do tatarskiej niewoli. Wykupił go sam Bohdan Chmielnicki i powierzył mu stanowisko pisarza generalnego wojska zaporoskiego. jak mozna się już było domyślić był zwolennikiem porozumienia kozacko-polskiego. Brał czynny udział w wojnie, o której tu wspominamy i odniósł wiele zwycięstw ( jeszcze raz plecam zapoznać się z tym fragmentem historii). Od 1660 roku sprawował urząd wojewody kijowskiego. Przez wrogów politycznych został oskarżony o sprzyjanie carowi. Bez wyjaśnienia i sądu został rozstrzelany przez polskie wojsko.
 
http://www.youtube.com/watch?v=RIIV_QGHM9Y&feature=related





Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Marzec 15, 2012, 21:17:31
Ciekawe, nieprawdaż? ;D
Ciekawym jest również fakt, że wielu rodaków ma "alergię" na niektóre, ciemne strony naszej, narodowej historii. ;) :'( Zrozumiałym jest fakt, że my, Polacy, chcieli byśmy uchodzić za przykład cnót i moralności ale fakty są niestety często inne od chcianych. O0
No dobra. dość wysmętniania się.
Powracam do wątku naszego "Wielkiego budowniczego' Rzeczypospolitej ;):

Bracia zakonni w akcji

Drugą grupą z najpłodniejszych budowniczych na dzisiejszych ziemiach Polski byli Krzyżacy czyli Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie. Wbrew mniemaniu nie był to zakon tułaczy. W XIII w. otrzymali nadania w południowych i środkowych Niemczech, we Włoszech, w Austrii, w Alzacji i Lotaryngii i w Czechach, tak że musiano dokonać podziału na 12 okręgów. Po sprowadzeniu części zakonu na Węgry zostali wypędzeni z Siedmiogrodu i dziwnym trafem znaleźli się w Polsce, oficjalnie na zaproszenie Konrada Mazowieckiego, choć kto wie czy nie leżało to w planach Rzymu i Cesarstwa Niemieckiego. Konrad "podarował" im ziemię dobrzyńską, lecz za jego plecami zostali obdarowani przez niemieckiego cesarza Fryderyka II zdobyczami w Prusach, co potwierdził również papież Grzegorz IX włączając w to także (bezprawnie) nadania książęce.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/mapakrz.jpg)

Jak widać Polska nie miała tu nic do powiedzenia. Wydaje mi się, że było to dalsze rozwinięcie krucjaty połabskiej zapoczątkowanej w XII w. przez papieża Eugeniusza III, gdzie ptretekstem było pogaństwo, a faktycznym celem zdobycie nowych terytoriów dla Rzymu i Niemiec łącznie z Polską. Łatwość z jaką Krzyżacy uzyskiwali poparcie Rzymu na to wskazuje i wydaję się, że Krzyżacy nie byli zachłanni - oni realizowali tylko wycinek szerszego planu.

Budowle krzyżackie łączone są zwykle z wykorzystaniem cegły i dlatego na początek przypomnę stanowisko historyków w rzeczonej sprawie. Z cegłą mamy już do czynienia w starożytnej Mezopotamii, gdzie ponoć wytwarzano ją z mułu rzecznego i słomy, susząc następnie na słońcu. Jak taka cegła nie rozsypała się pod ciężarem wysokich murów Babilonu nie mogę zrozumieć, bo ponoć cegła wypalana to wymysł dopiero IV w. pne. Rzymianie cegłę zaczęli wytwarzać w przydomowych warsztatach w II w. ne., co nie przeszkodziło im zbudować kolosseum już wiek wcześniej. Duże ilości cegły, a więc produkcję na skalę przemysłową zaczęto dopiero w XIX w. i tu napotykamy pierwszy problem - skąd w średniowieczu pozyskiwano cegłę na budowę takiej ilości zamków? Drugim problemem jest zaprawa murarska. Otóż jak głosi legenda, a za nią powtarzają poważni historycy - siła średniowiecznej zaprawy była uzależniona od drobiu, a szczególnie od wydajności niosek, gdyż jak wiadomo Krzyżacy do zaprawy dodawali ogromne ilości kurzego białka. Nie byli w tym odosobnieni - most Karola w Pradze stoi do dziś dzięki czeskim kurom, a im dalej na zachód tym zaprawy były bardziej "specyficzne", gdyż tam oprócz białka do zaprawy dodawano nawet ludzką krew. Nikt jeszcze nie wpadł na prosty i zarazem genialny pomysł by zbadać taką zaprawę w najzwyklejszym laboratorium chemicznym oraz ogłosić jej skład światu, tym bardziej, że białko jako związek organiczny powinno dać się datować nawet niedoskonałą metodą promieniotwórczego węgla.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kammalbork3.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kammalbork2a.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kammalbork2.jpg)
Wbrew pozorom w malborskim zamku jest sporo elementów kamiennych i to w kluczowych punktach budowy.

Wszyscy wiedzą zapewne, że Malbork jest największym kompleksem zamkowym na świecie (tak, bo co prawda francuskie Carcassonne jest większe, ale jest kompleksem miejskim i do tego zbudowanym z kamienia). Malbork stał się stolicą Krzyżaków nie od razu. Początkowo Krzyżacy budowali na ziemi dobrzyńskiej, potem jakiś czas mieszkali w Zantyrze i dopiero w roku 1272 rozpoczęli budowę zamku w Malborku i wedle historyków zamek wysoki postawili w ciągu 7 lat(sic!). Sprawa jest o tyle ciekawa, że budowano w terenie otoczonym przez bardzo nieprzychylnie nastawione Pomorze Gdańskie, Polskę, Prusów i miejscową ludność. Czy już w tym okresie nie można było uniemożliwić budowy zamku? Na ten temat historia milczy przebąkując tylko coś o skłóconych sąsiadach. Od czego zatem zaczęto? Od murów obronnych czy od razu od zamku? Jakie przedsiębiorstwo zaopatrywało budowę w setki tysięcy cegieł? Gdzie się ono znajdowało? Dziś na tym terenie prosperuje jedna cegielnia w Nadbrzeżu za Elblągiem (czyli ówcześnie w niepodbitych jeszcze Prusach), bo w okolicy Malborka nie ma surowca na cegły. A może było zupełnie inaczej? Tempo budowy i ilość surowca skłania mnie do hipotezy, że w Malborku już wtedy zamek istniał, tyle że w ruinie. W średniowieczu istniało powiedzenie, że "Mediolan jest z marmuru, Buda z kamienia, a Malbork z błota". "Błoto" nasi historycy zamienili na "cegłę" (bo cegłę wyrabia się przecież z błotnistej mazi) i przeszli nad tym do porządku dziennego. Ja sądzę, że ruiny zamku pokrywała warstwa ziemi, a cała praca Krzyżaków ograniczyła się do ich odkopania, oczyszczenia, odzyskania budulca i samej odbudowy. Stąd być może tak krótki czas budowy samego zamku wysokiego. Wskazówką, która przemawia za zasypaniem ziemią jest także to, że podziemia zamkowe są do dziś zasypane po początki łuków stropowych i nikomu się nie chce przekopać do podstaw zamkowych piwnic.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kammalbork1.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kammalbork5.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kamlidzbark.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kamswiecie.jpg)
                                  Malbork                                   Lidzbark Warmiński                     Świecie

Bardzo ciekawą korespondencję na temat zamku nadesłał pan Łukasz Papaj. On też ma szereg wątpliwości:
                                                                                                                                  
Niestety obecny wygląd zamku to raczej XIX i XX wieczna fantazja na temat, natomiast w samym zamku można zauważyć kilka ciekawych elementów:
• większość detali wykonana jest w kamieniu, a nie w cegle,
• o częściach podziemnych wiemy niewiele (oficjalnie z powodu wybuchowych niespodzianek),
• główny zamek zbudowano na wzgórzu wystającym 15 metrów nad poziom otaczających Żuław, na miejscu starej pogańskiej budowli, jest to jednocześnie jedyna częśc zamku, która się nie zapada,
• w całej budowli zastosowano rozwiązania nie spotykane w innych budowlach tamtego okresu - głównie mówię o hypokaustonie, czyli "rzymskim" systememie ogrzewania sal gorącym powietrzem,
• w pałacu Wielkiego Mistrza, szczególnie w zachodniej fasadzie kamienne elementy przypominają "arabskie" sklepienia stalaktytowe,
• odróżniają się partie, w których mocno zadbano o posadowienie budowli w warunkach żuławskich i te, w których tego nie zrobiono (mówi się ciągle o "murszejących dębowych balach wyjętych z wody", ale zmieniające się warunki wodne to normalka na Żuławach, każdy kto ma czas na obserwację to wie, a wznosząc taką budowlę nie robi się tego tak jak teraz, na 50 lat),
• samo umiejscowienie budowli - tereny są ogólnie mało zdrowe dla człowieka; woda i bagniska; jaki ma sens ma budowa wielkiego zamczyska, którego załoga w ciągu roku wykończy się na skutek chorób, nie mówiąc o gnijących zapasach. Tymczasem znowu anomalia - w 1410 choroby i brak żywności zmuszają Jagiełłę do odwrotu, podczas gdy pośpiesznie zebrana załoga zamku miała się świetnie,
• podczas wojny 13-letniej Malbork jest traktowany jako drugorzędna graniczna twierdza. Co w ciągu 45 lat zmieniło się w postrzeganiu roli zamku?

                                                                                                                                  

Możnaby było zaryzykować teorię o próbie przeniesienia skopiowanych (ukradzionych) elementów z jakiejś innej budowli oraz o istnieniu nieznanych instalacji. Dużo by dała eksploracja podziemi, ale cóż - "Achtung, minen!". Przełom XV i XVI wieku to zresztą czas innych dziwnych zmian:

                                                                                                                                  

• nagłe załamanie umiejętności budowlanych (naukowo mówi się o przejścu od gotyku do renesansu, ale porównajmy skalę założeń gotyckich i wczesorenesansowych; ciekawą sprawą są plany bazyliki św.Piotra - pierwotny plan przedstawia budowlę o filigranowych podporach - oficjalnie podaje się że Donato Bramante "nie rozumiał konstrukcji" dlatego poprzednicy musieli "dokonac korekt"; moje pytanie: nie rozumiał, czy też wykonawcy nie posiadali znanych mu umiejętności),
• sprawa higieny osobistej - wbrew mitowi "śmierdzącego średniowiecza" tak narody pochodzenia normańskiego jak i z normańskiego kręgu kulturowego (do którego należała wczesna Polska) oraz Arabowie przykładali do kąpieli i zadbanego wyglądu duże znaczenie. Tymczasem w okresie renesansu mamy doczynienia z epidemiami wszelkich chorób, i ogólnym wzorcem brudnego Europejczyka (np. relacje indyjskie z zażenowaniem opisujące wygląd angielskich marynarzy),
• choroby i leczenie ran: sagi normadzkie opisują bohaterów chwalących się odniesionymi ranami, tymczasem oficjalnie "medycyna" narodziła się w renesansie; Bitwy średniowieczne odznaczają się wysoką asymetrią strat: np. bitwa pod Crecy pochłonęła wszystkiego 100-300 ofiar brytyjskich (z 8-14 tysięcy wystawionych) i idące w tysiące straty Francuzów (1542 samych wysoko urodzonych plus nieznana ilość piechoty i kuszników - mówi się o połowie z wystawionych 20-40 tysięcy). Tak mała ilośc ofiar może sugerowac profesonalną opiekę medyczną po stronie wygranych (i bezlitosne traktowanie przegranych).

                                                                                                                                    

Pytanie więc - co stało się z tą wiedzą w okresie dżumy, skoro w renesansie wszystko odkrywano na nowo, by w wieku XIX kończyć niedokończone gotyckie budowle?

Czy można coś dodać? Nie, bo po co. Możnaby zapytac historyków o ich zdanie ale też po co. Historia Polski (jak i innych narodów) była (i jest) pisana pod dyktando polityków, a tam gdzie do prawdy miesza się polityka, prawda musi ustąpić. Polityczną historię wchłaniamy niemal z mlekiem matki i dlatego nawet dzisiaj każdy Polak na dźwięk słowa Krzyżacy natychmiast ogląda się za ostrym narzędziem. Wróćmy do zamków "zbudowanych" przez Krzyżaków. Historycy przypisują im zbudowanie około 51 zamków w przeciągu dwóch wieków, gdzie w 31 zasadniczym materiałem budowlanym była cegła. Czy te inwestycje państwa krzyżackiego mają jakieś odbicie w konkretnych, średniowiecznych dokumentach? O dziwo też nie, tak samo jak i u nas. Historycy chyba nie widzą różnicy między słowem "budowa" a "odbudowa", "przebudowa" czy "dobudowa". Dlatego też i Polacy i Krzyżacy pomimo ciągłych walk, średniowiecznej biedy i śiermiężnej techniki cały czas budowali, budowali i budowali. Z rozmachem, potężnie i wysoko. Pan Łukasz wspomina o tzw. hypokaustonie, czyli "rzymskim" systememie ogrzewania sal gorącym powietrzem. Jestem sceptycznie nastawiony co do "rzymskiego" źródła tego wynalazku, ale znalazłem ciekawostkę w książce Karola Górskiego "Dzieje Malborka" dotyczace tego zagadnienia. Otóż autor pisze:

Podziwiamy też urządzenia wewnętrzne, a więc centralne ogrzewanie gorącym powietrzem, które biegło kanałami z pieców, gdzie utrzymywano w wysokiej temperaturze wielkie kamienie - w ten sposób ogrzewano wielki refektarz zimowy i inne pomieszczenia. W XIX w. wypróbowano to ogrzewanie. Jeden z pieców został "poprawiony" przez zduna zgodnie z zasadami ówczesnej techniki i ten przestał działać.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/quaglio3.jpg)

Krzyżacy przybywają do Polski w roku 1225 i otrzymują w posiadanie ziemię chełmińską, na której budują swoje zamki w Toruniu i w Grudziądzu (zamki w Radzyniu, Brodnicy i Golubiu-Dobrzyniu budują dopiero w wieku XIV). Zgodnie z prawem zakonu w wielkich zamkach miało bywać z reguły 50-60 rycerzy, kilku księży oraz czeladź wraz ze służbą. W XIII w. liczbę wszystkich rycerzy zakonnych określa się na około 340, którymi musiano obsadzić 11 zamków łącznie z Malborkiem, co daje średnią około 30 rycerzy na zamek. Jak to się stało, że nie będąc jeszcze pewnym swych zdobyczy, Krzyżacy w Malborku od razu zbudowali zamek (mowa tylko o zamku wysokim) mogący pomieścić liczbę kilkadziesiąt razy większą? Jakoś ten rozmach kłóci się z możliwościami braci zakonnych, bo XIII wiek to nie tylko budowa zamku malborskiego ale także zamków w Bierzgłowie, Elblągu, Gniewie, Grudziądzu, Kowalewie Pomorskim, Papowie Biskupim, Pokrzywnie, Rogóźnie Pomorskim oraz w Starogrodzie i Toruniu. Skąd zatem fundusze, surowiec, specjaliści? Z zachodu? Historia wspomina tylko o ciągłym napływie rycerzy, których głównym zadaniem była walka. A może z Polski, bowiem niektóre założenia architektoniczne można spotkać nawet w Krakowie? Niemożliwe jest także ustalenie, czy zamki zbudowano jednocześnie czy też kolejno i w jakim czasie. Karol Górski pisze, że w roku 1233 Krzyżacy zakładają Chełmno i Toruń (a zatem stawiają tam i swoje zamki), w 1237 budują w Elblągu, w 1239 w Bałdze, w 1255 budują Królewiec a w 1265 Pokarmin czyli Brandenburg. Tempo jakiego nie spotyka się nawet współcześnie. W 32 lata sześć zamków i ani słowa o producencie cegieł.

Ponoć już w roku 1235 Krzyżacy zajmowali Zantyr w widłach Wisły i Nogatu. Na istnienie tej mieściny wskazuje tylko zapis, bo śladu samego grodu nigdy nie znaleziono, bo nawet nie usiłowano znaleźć (polityczne oblicze historii). W nim to ponoć rezydował biskup Chrystian z zakonem Dobrzyńców (też rycerze zachodni). Gród był drewniany ale o dziwo, kościół był murowany lub kamienny. Wisłą do Gdańska płynęło zboże i drewno (tutaj też ani słowa o cegłach) stanowiące podstawę ówczesnego handlu. Z Zantyra można było w sposób efektywny kontrolować handel zarówno na Wiśle i na Nogacie, co w końcowym efekcie mogło doprowadzić do upadku Gdańska. Dlaczego więc Krzyżacy porzucają Zantyr i budują nowy zamek w Malborku tracąc bezpowrotnie kontrolę nad wiślanym handlem? Dlaczego mając w swoim ręku Zantyr przez 37 lat nie zbudowali tu nawet skrawka muru obronnego? Strategiczne miejsce Malborka w ówczesnej sytuacji politycznej jest żadne i tak naprawdę nie wiadomo dlaczego "zamienił stryjek siekierkę na kijek". Sądzę, że Krzyżacy szukali czegoś bardziej warownego (najlepiej gotowego) i znaleźli zasypane ruiny w Malborku, który zaczęli odkopywać od roku 1272 a skończyli w 1280 (Malbork powstał z błota). To nie Krzyżacy zbudowali zamek, to malborski zamek "zbudował" Krzyżaków.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/quaglio1.jpg)

Dzisiejszy kształt zamku zawdzięczamy ostatnim dwustu latom i pracom dwóch nacji - Prusaków i Polaków, a w zasadzie tylko Polakom podnoszącym go z ruin po 1945 r. Malarz Domenico Quaglio, żyjący w latach 1787-1837, zdołał uwiecznić fragnemty zamku na dwóch swoich obrazach, które zapewne malował na początku XIX w. Jeśli malował z natury, to mam ogromne wątpliwości co do niemieckiego "ordnung muss sein". Co oznaczają miejskie zabudowania z "pruskiego muru" w pobliżu zamku? Czy mieszkali tam robotnicy pracujący w manufakturze działającej od roku 1718? Inne rzeczy są bardziej godne uwagi. Na pierwszym obrazie pałac wielkiego mistrza nie posiada jeszcze ani spadzistego dachu ani dachów na wieżyczkach (kołpaki na wieżach zamkowych "dorobiono" dopiero w XIX w.) i należy sądzić, że tak wyglądał pierwotnie. Tuż za nim widoczny budynek zamku średniego i ani śladu (nawet murów) zamku niskiego, choć wiadomo, że nie był doszczętnie zburzony do poziomu fundamentów. Sam pałac wielkiego mistrza przypomina wolno stojące zamki zachodniej Europy i diametralnie odbiega stylem od zabudowań zamku średniegoi wysokiego.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/quaglio2.jpg)



Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Marzec 15, 2012, 21:17:58
Drugi obraz to już zagadki. Proszę zwrócić uwagę na dwie wieże, które dziś uważa się za wieże mostowe. Nie leżą w jednej linii (co jest faktem), a pomiędzy nimi znajdują się schody. Wieże są jakby węższe, niejednakowej wysokości i w niczym nie przypominają dzisiejszych. Kolor ich skłania do wniosku, że początkowo były zbudowane z kamienia (dziś resztki kamienia znajdują się we współczesnych, ceglanych). Zwróćmy też uwagę na budowę dachu na zamku wysokim. Składa się z dwóch części, gdy dziś widac tylko jedną płaszczyznę dachową. Wieża zamkowa jest dużo wyższa (o trzy kondygnacje) lub jest to swobodna interpretacja artysty. Zwróćmy także na brak murów obronnych na półnoć od wież mostowych. Kto je rozebrał? Szwedzi czy Prusacy? W średniowieczu panował zwyczaj, że każde zdobyte miasto w dokumencie kapitulacyjnym było obowiązane w pierwszej kolejności do rozebrania murów obronnych. Polacy nigdy nie zdobyli zamku (wykupili go od zaciężnych w roku 1457), a nie sądzę by Szwedzi marnowali amunicję na ich wyburzenie strzelając z Kałdowa. Atakowali zresztą z drugiej strony, od strony Inflant. Może Krzyżacy w tym miejscu ich wcale nie wybudowali? Ostatnia zagadka mogąca postawić w wątpliwość rzeczywistość obrazu, to okrągła, żółta plama mająca chyba wyobrażać słońce (widać cienie na budowli, choć chyba nie od tego słońca). Kto był w Malborku wie, że takie położenie słońca jest niemożliwe, bo musiałoby zachodzić na... północy.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/luki.jpg)

Ciekawi mnie też w jakim odstępie czasu powstały te dwa obrazy, choćby z uwagi na dach pałacu wielkiego mistrza i zasadnicze różnice w zabudowaniach pomiędzy wieżami mostowymi a pałacem. Inna sprawa to sam styl budowy pałacu wielkiego mistrza. O ile zamek wysoki zaliczyć należy do gotyku, to w rzeczonym pałacu wcale go nie widać, a przynajmniej z wierzchu. Skąd ta zmiana stylu? Zamek ukończono około 1280 roku, pałac wiek później, ale i tak do renesansu było jeszcze daleko. Przebudowa? Chyba nie. Przebudowy dotyczyły przeważnie wejść, dzielenia pomieszczeń i dodawaniu narodowych akcentów, a nie jak się mniema całości. Krzyżakom, tak zamiłowanym w gotyku, nic nie przeszkadzało budować i w stylu romańskim, jak choćby dwie bramy w Bierzgłowie i Małej Nieszawce oparte o kamienne "rzymskie" łuki.

W pałacu wielkiego mistrza, w ścianę refektarza wmurowana jest armatnia kula, stanowiąca jakoby pamiątkę oblężemia zamku przez Jagiełłę w 1410 r. Sama kula nie stanowi żadnej osobliwości, ale już tłumaczenie jej wystrzelenia to istne curiosum nowożytnej myśli historycznej. Według nich kula (ponieważ miała większy kaliber niż stosowane wówczas puszki) została wystrzelona z dołka wykopanego w Kałdowie po drugiej stronie Nogatu. Kopano w ziemi dół pod odpowiednim kątem i kierunkiem, następnie od środka wykładano go gliną i po wyschnięciu (glina musiała schnąć kilka dni) "ładowano" prochem, na wierzch kładziono kulę, podpalano proch i oddawano strzał. Ręce opadają... W przebłysku "geniuszu" (być może nieświadomie) autor hipotezy zrobił z atakujących kompletnych durni. Taką hipotezę może wymyśleć tylko człowiek, który oddał być może parę strzałów z papierowej torebki po cukierkach. Możnaby wykonać taką próbę jako dowód ale jako człowiek mający w przeszłości do czynienia z materiałami miotającymi i wybuchowymi stanowczo odradzam nieprofesjonalistom, ręcząc jednocześnie, że strzał z takiego "działa" mógłby co najwyżej ogłuszyć ryby w Nogacie a już na pewno samych strzelających.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/00gniew.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/00lidzbark.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/00radzynchelm.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/00golub.jpg)
Bliźniaczo podobne krzyżackie zamki - Gniew, Lidzbark Warmiński, Radzyń Chełmiński i Golub-Dobrzyń

Jak to się stało, że "krzyżacki" gotyk był tak rozpowszechniony na terenach, gdzie Krzyżacy wogóle nie dotarli? Czy nie czas zbadać metodami bardziej naukowymi pozostałości tego "stylu budowlanego"? Dzisiejsza metoda jest podobna do najprostszego ustalania ojcostwa u dziecka - jeśli jest podobne do ojca to w porządku, a jeśli nie - zaczyna się podejrzliwie przyglądać sąsiadom. Czy nie można zmierzyć wielkości cegieł (oczywiście nie tych "powtykanych" przez konserwatorów) i sprawdzić ich wielkość? Czy nie można pobrać próbek i ustalić ich skład chemiczny? Jest to najprostszy sposób na stwierdzenie istnienia jakiegoś standardu lub nie, a także odpowiedzi na pytanie czy istniała wtedy jedna "recepta" na wytwarzanie czy też kilka ośrodków stosujących swoje metody wytwarzania cegły. Co zatem się może stać, gdyby okazało się, że cegły z Pyrzyc, Malborka, Warszawy czy Krakowa okazałyby się jednakowymi? Strach pomyśleć.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/br_malbork.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/sztum.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/br_pyrzyce.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/br_wawa.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/br_krakow.jpg)
Gotycka koincydencja - w Malborku (XIII w.), Sztumie (XIV w.), Pyrzycach (XIII w.), Warszawie (XIV w.) i Krakowie (XV w.)

Inną, niewyjaśnioną do końca sprawą jest krzyżacki most na Nogacie, umiejscawiany pomiędzy bramą mostową a tzw. Vogelsang'iem czyli umocnionym przyczółkiem na brzegu w dzisiejszym Kałdowie. Z przyczółka nie zostało nawet śladu a to dlatego, że ponoć był ziemno-drewniany (dlaczego nie murowany?). Dziwne. Dlaczego tak biegli w sztuce budowlanej mnisi zlekceważyli sobie tak żywotny dla zamku element? Dlaczego, budując tak wspaniały zamek, pożałowali cegły na jeden z najbardziej strategicznych elementów? Jest to już nie tylko zaniedbanie a wręcz bezmyślność. Dlaczego mając do dyspozycji taką ilość budulca nie wybudowali mostu ceglanego (podobnie jak ich pobratymcy w niemieckim Heidelbergu)? Odpowiedź może być tylko jedna - sami Krzyżacy nie potrafili budować i nie mieli pod dostatkiem innego budulca jak tylko drewno i ziemię. To być może dlatego nie zrobili nic dla umocnienia swej pierwszej siedziby w Zantyrze. Most był ponoć drewniany i przy okazji każdego zagrożenia palony, czemu nie ma się co dziwić, bo ziemno-drewniany przyczółek w Kałdowie wcale go nie chronił przed regularnym wojskiem.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/most5.jpg)

Jaki był to most? Prawdopodobnie nawet nie palowy, bo do dziś nie odnaleziono pozostałości pali wbitych w dno Nogatu, a jak wiemy żaden drewniany most nie spali się doszczętnie. Jest możliwe, że był to prymitywny most na łodziach, taki jaki można zobaczyć na rycinie z XIX wieku, łatwiejszy w budowie od mostu na palach, łatwy w rozbiórce i łatwy też do zniszczenia za pomocą branderów. Dziwne jest też, że za dokumentowanych już czasów mosty przez Nogat budowano zupełnie w innym miejscu, kilkadziesiąt metrów dalej w dół rzeki. Widać to na obrazku i mieszkańcy Malborka pamiętają zapewne stary drewniany most zbudowany przez radzieckich saperów jak i ten dzisiejszy zbudowane dokładnie w tym samym miejscu.

Sądzę, że wbrew pozorom i pobożnym życzeniom zwolenników ewolucji, sposób myślenia człowieka nie zmienił się i nie zmienia mimo upływu lat. Dlatego głównym zadaniem każdego okupanta jest zdobycie terenu, utrzymanie go i możliwie jak najszybsza i skuteczna eksploatacja. Który okupant w znanej historii budował dla okupowanego narodu? Jeśli zdobycze terytorialne miały być trwałe, to w pierwszym rzędzie należało wymienić ludność na "swoją" metodą kolonizacji i dopiero można było myśleć o budowaniu trwałych obiektów. Co przykładowo, oprócz obozów koncentracyjnych, zbudował w Polsce niemiecki okupant? Nic, i tak samo "budował" okupant z wielkiego Imperium Rzymskiego i tak samo budował okupant spod znaku "czarnego krzyża". Mentalność okupanta nie zmieniła się do dziś, zmieniły się tylko narzędzia walki i technika. Czy Krzyżacy mogli zbudować to, co im się przypisuje? Nie, i powtarza się ta sama sytuacja, co w wypadku Kazimierza Wielkiego - nie mieli dostatecznej bazy ekonomicznej, nie mieli rozwiniętej struktury gospodarczej (przecież były to biedne, pogańskie Prusy) i nie mieli odpowiedniej techniki. Ponadto działali w zbyt małej liczbie i na obcym dla siebie rozległym terenie, gdzie każde drogi transportu i każda budowa musiałaby być chroniona dużo większą liczbą ludzi niż zespoły powołane do budowania.

• • •

Około 890 roku Wulfstan, wysłany z misją przez króla Anglii Alfreda Wielkiego, wyruszył z Półwyspu Jutlandzkiego, by po siedmiu dniach nieprzerwanej żeglugi dopłynąć do pruskiego portu Truso (o nazwie Elbląg nie ma nawet wzmianki).

Wisła ta jest wielką rzeką i przez to dzieli Witland i kraj Słowian. A Witland należy do Estów. A taż Wisła wypływa z ziemi Słowian i spływa do Zalewu Estyjskiego, a ten Zalew Estyjski jest co najmniej piętnaście mil szeroki. [...] Kraj Estów jest bardzo duży i jest tam dużo miast, a w każdym mieście jest król.

Co właściwie widział Wulfstan? Podana szerokość Zalewu Estyjskiego pasuje do odległości od Helu do ujścia Wisły, więc może chodzi o zatokę Pucką? Wyglada też na to, że nie było wtedy Mierzei Wiślanej (może luźne wyspy?), a Truso (Elbląg?) leżało nad jeziorem, które wypełniało dzisiejszą depresję. Odkopana dziś drewniana osada rybacka nad jeziorem Drużno, okrzyknięta na wyrost Truso, nijak się ma do miana portu, do którego zawinął Wulfstan. Opisuje on kraj Estów (czy dzisiejsza Estonia, to resztki świetności?) jako kraj duży i pełen miast. Człowiek z zachodu, z Anglii (gdzie nawet wsie budowano z kamienia), będący w grupie elity społecznej zapewne doskonale odróżniał miasto od wsi, a królów od plemiennych wodzów. Jak zatem wyglądały miasta Estów, z których każde było siedzibą króla? Jaki to dziki kraj podbijali trzy wieki później Krzyżacy? Kto zatem jest budowniczym takiej ilości zamków w kraju Witland, którego część nazwano później Prusami?

Estowie mają taki zwyczaj: gdy umrze tam jakiś człowiek, niespalony leży on w swym domu u rodziny i przyjaciół jeden miesiąc lub niekiedy dwa; królowie zaś i inni wysoko postawieni ludzie o tyle dłużej, ile więcej mają bogactw; niekiedy przez pół roku nie są oni spaleni i leżą na wierzchu w swoich domach. [...] A Estowie posiadają taką umiejętność, że potrafią wytwarzać zimno. I dlatego nieboszczyk leży tam tak długo i nie rozkłada się, ponieważ działają na niego zimnem. A jeżeli postawi się dwa naczynia pełne piwa lub wody, potrafią oba zamrozić obojętnie czy jest lato, czy zima.

Angielska fantazja czy technika nie znana nam nawet dzisiaj? To nie było zjawisko naturalne, bo jak Wulfstan napisał - "potrafią wytwarzać zimno". Dziki, pogański kraj? Co zatem stało się na tych terenach w okresie tylko trzech wieków? Kto lub co jest przyczyną tak szybkiej degradacji? A może tekst Wulfstana to nie IX wiek? Przypuszczenie to żaden dowód. Przeczytajmy jeszcze fragment tekstu:

Słowiańszczyznę miał po prawej ręce, po lewej zaś Langland, Laeland, Falster i Skonie. Cała ta ziemia należała do Danii. Następnie mieliśmy po lewej stronie ziemię Burgundów; a ta posiada własnego króla. Dalej mieliśmy za ziemią Burgundów takie ziemie, jak się one idąc z lewej kolejno nazywają: Blekinge, Meore, Oland i Gotland, cała ta ziemia należy do Sweów. A Słowiańszczyznę mieliśmy aż do ujścia Wisły przez cały czas po prawej stronie.

Którędy zatem płynął mając po lewej stronie Oland i Gotland? Czy Skonie to dzisiejsza szwedzka Skania, a Oland i Gotland to dzisiejsze wyspy Olandia i Gotlandia? Jeśli płynął wzdłuż wybrzeży południowego Bałtyku, to jakim cudem widział Oland i Gotland? Gdzie wtedy leżał Bornholm? Jak się nazywał - Blekinge, Meore?

...

http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kazimierz.htm


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: east Marzec 16, 2012, 16:08:37
Cytuj
Słowiańszczyznę miał po prawej ręce, po lewej zaś Langland, Laeland, Falster i Skonie. Cała ta ziemia należała do Danii. Następnie mieliśmy po lewej stronie ziemię Burgundów; a ta posiada własnego króla. Dalej mieliśmy za ziemią Burgundów takie ziemie, jak się one idąc z lewej kolejno nazywają: Blekinge, Meore, Oland i Gotland, cała ta ziemia należy do Sweów. A Słowiańszczyznę mieliśmy aż do ujścia Wisły przez cały czas po prawej stronie.

Którędy zatem płynął mając po lewej stronie Oland i Gotland?

Po prostu halsował. Tzn zmieniał kurs wzgl wiatru ;)

Z tekstu wynika sugestia, że to Estowie zbudowali swoje warownie na Wiśle ( plus Malbork) ,  po wschodniej stronie rzeki tak, iż rzeka stanowiła naturalna zaporę przed Słowianami , a potem warownie.

Wynika z tego, że już w odległych czasach "dzikiego" pogaństwa znano kamień i sztukę wznoszenia budowli łącznie z takimi detalami jak ogrzewanie. Na długo zanim nastali nam tu "cywilizowani" chrześcijanie.
Po drugie wznoszono potężne warownie nie dla zabawy, a w ochronie przed równie potężnym przeciwnikiem, czyli przed Słowianami.
Zadziwiające są te opowieści żeglarza na temat potężnych Estów. Gdyby dobrze poszukać, to może znalazłoby się więcej podobnie szokujących relacji. A szukać należy raczej poza naszymi ziemiami, na przykład u Swedów  i ... na terenie dzisiejszej Estonii ?


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Marzec 16, 2012, 18:49:25
Później może trochę poszukamy po innych krainach, a teraz ciąg dalszy ;) ;D;

Sic transit gloria mundi...

Ktoś zapewne pomyśli - facet dostał (dyplomatycznie to ujmując) obsesji na temat wszystkich budowli i chce udowodnić, że wszystko pochodzi sprzed jakiegoś kataklizmu. Jest w tym sporo racji, ale tym razem nie będę niczego udowadniał. Po prostu postaram się tylko głośno pomyśleć. Wybudowanie czegoś wielkiego z kamienia czy cegły, to nie praca jednostek, a całego zespołu wysokiej klasy specjalistów i wykonana w jakimś konkretnym celu, a nie dla ozdobienia krajobrazu. Każdy most ma na celu ułatwienie przedostania się ludziom i pojazdom na drugą stronę rzeki bądź głębokiego parowu. Rzecz chyba nie podlegająca dyskusji. Podjęcie inicjatywy zbudowania mostu musi mieć głęboką motywację, szczególnie ekonomiczną, gdyż pochłania znacznie więcej środków niż zwykła drewniana kładka, po której dziennie przechodzi tylko kilku ludzi. Jeśli ma służyć wielu i przez długi okres czasu musi także być wykonany z trwałych materiałów.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/w_bytow.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/w_glaznoty.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/w_gradykruklaneckie.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/w_gradykruklaneckie2.jpg)
                            Bytów                                   Głaznoty                      Grądy Kruklaneckie

Proszę przypatrzeć się zdjęciom i spróbować odpowiedzieć sobie samemu na kilka pytań. Od średniowiecza po dzień dzisiejszy człowiek do transportu używa zarówno samego siebie jak i koni i pojazdów. Każdy most ma to do siebie, że powinien zapewniać ruch w obie strony bez żadnych zakłóceń. Każdy więc, kto projektuje most, musi zaczynać od szerokości jego korony, a więc od średniowiecza - szerokość pojazdu dwukonnego pomnożonego przez dwa plus margines bezpieczeństwa. Czy tak wyglądają przedstawione przeze mnie mosty? Czy te w Bytowie i Głaznotach zbudowano dopiero w XX wieku? Dlaczego więc użyto kamieni i cegieł zamiast znanego już, "łatwiejszego" i wytrzymalszego betonu? Dlaczego "most" w Grądach Kruklanieckich zbudowano z litego, profilowanego kamienia? Widzimy tu wybitnie "jednoosobową" kładkę, na której minięcie się grozi poważnymi konsekwencjami. Przypatrzmy się dokładnie koronie "mostu" - wygląda jak rynna do przepływu wody. Resztki stalowej balustrady, to już chyba współczesne przystosowanie. Dlaczego dla tak prozaicznego celu wykorzystano tak trwały i tak doskonale obrobiony budulec? Kogo było stać na koszty budowy w takiej, za przeproszeniem, głębokiej prowincji? Nie sugerujmy się dzisiejszym ich wykorzystaniem, bo to tylko efekt przystosowania do nowej sytuacji. Sądzę, że niektóre wąskie mosty czy wiadukty były w pierwotnej wersji akweduktami. Kto zatem i kiedy naprawdę je zbudował?

Czy ktoś podróżując polskimi kolejami zwracał uwagę na tzw. wieże ciśnień? Chyba bardzo rzadko, a jeśli już, to traktował je z pewnościa jako "przymusowy" element krajobrazu kolejowego. Wiek pary i rozwój kolejnictwa przypadł na dziewiętnaste stulecie znacząc swój rozwój kilometrami torów i obowiązkowymi zbiornikami na wodę dla parowozów. Jak to się jednak stało, że niektóre wieże ciśnień przypominają klejnoty architektury średniowiecznej (w odróżnieniu od niektórych obskurnych dworców)? Dlaczego tak wiele wysiłku wkładano w budowę czegoś, co miało służyć nie podróżnym, a zwyczajnej lokomotywie? Po co zwykłemu zbiornikowi na wodę romańskie okienka czy wykusze na wieżach? Oczywiście większość projektantów jest znana, ale można zapytać co właściwie zaprojektowali - budynek czy tylko zbiornik i instalację wodociągową?

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/wc.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/wcbiala.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/wckowalewo.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/wczawiercie.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/wctrawniki.jpg)
                                 Wrocław           Biała             Kowalewo      Zawiercie         Trawniki

Dlaczego dla tak prozaicznej czynności jaką jest wlanie wody do parowozu budowano "cacuszka" w rodzaju zameczków czy średniowiecznych wież zamkowych? Dlaczego wkładano tyle pracy i twórczej inwencji w budowę elementu systemu, który zwykle znajduje się poza stacją kolejową, gdzie nikt go nie ogląda? Jakoś nie mogę tego zrozumieć. Kolejarzom potrzebny był tylko zbiornik na wodę położony wysoko i takie, ekonomiczne możemy jeszcze dziś oglądać na prerii za oceanem. Proszę obejrzeć kilka wybranych wież. Czy nie przypominają średniowiecznych budowli? Dlaczego w Trawnikach wybudowano ozdobny kamienny portal dla wejścia, które zabetonowano? Jest jeszcze inny aspekt tej sprawy. Wieże ciśnień nie są pod ochroną prawną. Można je sprzedawać, kupować, zamieniać na urokliwe knajpy a nawet zniszczyć (bo to własność PKP) i pies z kulawą nogą o nie się nie upomni.

Jeszcze raz chcę zwrócić uwagę, o czym już pisałem, na sposób (metodę) budowania murów. Podstawową techniką budowlaną były grube mury z polnego kamienia, które niekiedy licowano wygładzonymi kamieniami, płytami kamiennymi lub cegłą. Wszystko to spajała mocna zaprawa, której składu nie zbadano do dzisiaj. Taką technikę spotykamy na całym świecie. Można ją zauważyć w budowie murów obronnych Rzymu, w murze Trajana a także w chińskim Wielkim Murze. Widać ją w polskich "Orlich Gniazdach", w piramidach Teotihuacan a także w megalitycznych grobach New Grande, Gawrinis czy Knowth. To nie jest żadna koincydencja, to była technologia rozpowszechniona na całym niemal świecie.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/m_knowth.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/m_irlandia.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/m_maja.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/m_hammershus.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/m_ostrow.jpg)
                   Irlandia               Majowie                Bornholm                   Ostrów Lednicki

Kto zatem stworzył tą technologię i kto ją rozpowszechnił po całym bez mała globie? Jak to się stało, że w użyciu była przez tak długi czas - od megalitycznych "grobów" po średniowiecze? Kiedy wreszcie jej używano? Przecież "rzymski cement" zszedł do grobu razem z Imperium, a nową, współczesną zaprawę zaczęto stosować dopiero po wynalezieniu cementu portlandzkiego w XIX wieku. Można mi zarzucić niczym nie uzasadnioną manipulację. Owszem można, ale dopiero wtedy gdy zbada się skład chemiczny zaprawy z tych wszystkich miejsc, ale tego na dziś nie można stwierdzić, bo nikt nie wpadł na tak prosty pomysł. Czy takie badanie jest zbyt drogie czy zbyt niebezpieczne... dla naszej historii?

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kb_bolczow.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kb_nidzica.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kb_sulejow.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kb_krzyztopor.jpg)
                     Bolczów                            Nidzica                              Sulejów                       Ujazd

Co może wyróżniać te piękne kamienne łuki? Na pierwszy rzut oka wydają się takie same, zbudowane podobną techniką i w tym samym stylu, ale według historyków zbudowano je w różnym czasie. Bolczów - w końcu XIV wieku, Nidzica - w drugiej połowie XIII wieku, Sulejów, początkowo klasztor cystersów - w pierwszej połowie XIII wieku, Ujazd, zamek Krzyżtopór - dopiero w XVII wieku. 400 lat niezmienionej techniki budowlanej i to w Polsce? Jeśli dołożyć do tego rotundę z Wawelu czy Cieszyna (obie z około X/XI wieku), to niezmienność stosowanej techniki wydłuża się do około 700 lat. Czyż to nie wspaniałe osiągnięcie polskiej sztuki budowlanej? Dziwi tylko dlaczego tak trwały i wspaniały sposób budowy zarzucono na rzecz betonu i wielkiej płyty.

Historia leży na samym wierzchu, ale widać się "opatrzyła" albo jest celowo niezauważana. Archeolog woli rozkopywać archaiczne, zabite deskami wsie i bawić się w hienę cmentarną na grobach dalekich przodków, co ułatwia mu nawet specjalnie skonstruowane prawo. Woli budować historię na podstawie wykopanych przypadkowo kości, odchodów i resztek niepotrzebnych nikomu skorup. Jakie wykopaliska - taka historia. Wielu ludzi wykonuje dobrą i niepotrzebną nikomu robotę. Ziemię rozgrzebuje się tylko po to, by zadowolić polityków i udowodnić ich prawo do nie swojej ziemi. Może się wydawać, że piszę kompletne bzdury. Jeśli tak, to proszę to niezbicie udowodnić, a niezbitym dowodem może być tylko wiek budulca, a właściwie czas jego zastosowania. Nie wiek jakiś kościotrupów czy innych organicznych lub nieorganicznych szczątków znajdowanych w pobliżu, bo te mogły tam trafić w różnym czasie. Nie żadne dokumenty pisane czy ludowe opowieści, bo jedne celowo mogą opisywać fałsz a drugie należeć do gatunku bajek. Jeśli nie będziemy potrafili określić wieku budowli, to zawsze i wszyscy będą mieli rację.
...

http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kazimierz.htm


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Marzec 20, 2012, 20:00:28
Kolejna porcja ciekawych, choć dla wielu ze względu na inne podejście do historii trudne do strawienia informacji:

Gdzie szukać klucza?

Wprowadzenie stylów budowy do dzielenia historii na mniejsze jednostki czasu wprowadziło wiele zamieszania w datowaniu obiektów. Utarło się, że najstarsze budowle muszą być romańskie, potem gotyk, renesans i tak dalej. Osobiście uważam, że lepszym kryterium byłoby uwzględnienie budulca oraz stopnia trudności w jego obróbce i użyciu czyli krótko mówiąc zastosowanej techniki. Jak to może wyglądać i jak faktycznie wygląda?

            • budowle z ogromnych kamiennych bloków ściśle do siebie dopasowanych,
            • budowle wycinane w litej skale,
            • budowle z mniejszych, obrabianych bloków kamiennych,
            • budowle z naturalnego, małego kamienia (jako wypełnienie) licowane kamieniem
               gładzonym,
            • budowle z cegły,
            • budowle z betonu.

Stawia to na głowie pojęcie postępu technicznego, bo z tego co widzimy im głębiej w historię tym większe techniczne możliwości budowniczych. Podobnie za błędny uważam podział stylów kapiteli kolumn. Greckie style - dorycki, joński czy koryncki są spotykane niemal na całym świecie i w budowlach z różnych okresów czasu.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kol_evora.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kol_chiny.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kol_notredame.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/kol_zeus.jpg)
                 Hiszpania                         Chiny                              Francja                          Rzym

Skąd zatem koryncki kapitel w świątyni w Evorze? Kto wykonał tem koryncko-joński kapitel w starożytnych Chinach? Jakim cudem znalażł się koryncki kapitel w średniowiecznej Notre Dame w Paryżu? Kiedy Grecy budowali w Rzymie? Z tym jak sądzę ani Grecy ani tym bardzie Rzymianie nie mają nic wspólnego.

Jeśli cegła ma być wyznacznikiem postępu technicznego, to należy się zastanowić nad wiekiem niektórych budowli. Jako materiał budowlany jest stosunkowo łatwa do wykonania, a co najważniejsze jest dopasowana do możliwości fizycznych człowieka. Ale cegła cegle nierówna. Dziś stosujemy cegłę standardową i jest to prawdopodobnie standard światowy jeśli chodzi o jej wymiary. Był jednak okres, gdy do budowy używano cegły płaskiej. Kiedy to było nie wiadomo, bo w takie szczegóły historycy się nie zagłębiają. Proszę obejrzeć zdjęcia.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/c_pompeie.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/c_conimbriga.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/c_mystras.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/c_dankow.jpg) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/c_cieplowody.jpg)
            Pompeje               Conimbriga              Monastyr grecki           Polska - Danków i Ciepłowody 

W jakim okresie używano płaskiej cegły, skoro znaleźć ją można w budowlach z okresu Imperium Rzymskiego, średniowiecznej Grecji a także w Polsce, w zamkach w Dankowie (XV w.) i Ciepłowodach (XIII/XIV w.)? Podobną płaską cegłę można odnaleźć też w budowlach Bizancjum czy w Sardes. Co zatem może zmieniać technologię budownictwa? Może to być wynalazek czegoś lepszego lub utrata już posiadanej technologii. Może też być to czynnik katastroficzny, niszczący technikę i zmuszający budowniczych do zmiany technologii.

Można odnieść wrażenie, że wszystko chcę umieścić w czasach sprzed kataklizmu 12,5 tysiąca lat temu. Być może tak wygląda. Jedno co chcę podkreślić to fakt, że okres średniowiecza nie miał żadnych predyspozycji do dokonania tak spektakularnych czynów w dziedzinie budownictwa. Tak myślą i inni historycy włączający do badań prawa ekonomii i znajomość techniki tamtych czasów. Ówczesny świat dysponował dziesiątą częścią dzisiejszego zaludnienia. Prowadzone walki każdego z każdym też nie ułatwiały ani postępu technicznego ani postępu naukowego. Wyższe uczelnie zakładane tu i ówdzie preferowały przede wszystkim prawo i nauki humanistyczne, a budowniczych zaliczano co najwyżej do cechu rzemieślniczego i bynajmniej nie najliczniejszego. Brak jest jednoznacznych dowodów pisanych określających poniesienia kosztów czy organizacji tak ogromnych przedsięwzięć gospodarczych. Brak jest dowodów na istnienie ogromnej organizacji techniczno-przemysłowej, która musiała wspierać te inwestycje. Nawet w epoce renesansu jeden geniusz Leonarda da Vinci nie spowodował epokowego skoku do przodu i nawet kilku geniuszy na raz nie jest w stanie odmienić losu narodu nie mówiąc o świecie. Gdzie tkwi błąd? Trudno powiedzieć. Zrzucenie wszystkiego na kataklizm i do tego tak odległy w czasie niczego nie załatwia. Przeczytajmy jeszcze raz słowa Platona: 

Miały bowiem miejsce w ciągu tych dziewięciu tysięcy lat liczne i okrutne potopy. Taki bowiem okres czasu dzieli dzisiejszą epokę od dawnej. [...] Najpierw, Akropol nie wyglądał tak, jak teraz. Teraz mianowicie jedna jedyna noc potopu roztopiła ziemię i obnażyła to miejsce do naga, podczas gdy w tym samym czasie wystąpiły trzęsienia ziemi i trzeci z rzędu zalew wody przed katastrofą z czasów Deukaliona.

Przyznam szczerze, że po raz drugi odkryłem to zdanie i zrozumiałem jego głębsze znaczenie. Platon pisze o czasach od kaklizmu, który zmiótł Atlantydę z powierzchni ziemi do czasów jemu współczesnych. Diodor pisze zaś, że:   

Grecy mylą się, przyjmując, że narodziny Heraklesa przypadają na jedno pokolenie przed wojną trojańską, gdyż stało się to w pierwszym okresie, gdy powstawali ludzie. Od tego czasu odliczono w Egipcie ponad dziesięć tysięcy lat, gdy tymczasem od wojny trojańskiej minęło ledwie tysiąc dwieście.

Diodor to I w. pne, a więc około 2000 lat temu. Dodając te 1200 lat otrzymujemy 3200 lat temu. Czy poszlaką może być sama Troja, której dotychczas nie odnaleziono? Czy jej ruiny leżą gdzieś na dnie morza? Grecy (oprócz Platona) nie mówią o żadnych kataklizmach. Czy współczesne pokolenie Greków nie jest tym, które walczyło pod Troją? To jest możliwe. A inni? Naukowcy mówią o transgresji morza Śródziemnego do morza Czarnego 8-9 tysięcy lat temu. "Słońca" Azteków trwały w okresach 4-5 tysięcy lat, ale nie wiemy, gdzie umiejscowić ich początek. Ile mogło być kataklizmów w ciągu tych 12,5 tysiąca lat? Platon wspomina o czterech potopach. W roku 1948 Claude Schaeffer, archeolog francuski, wystąpił z tezą o gwałtownych załamaniach kultur Bliskiego Wschodu w latach 2300, 1500 i 1200 r. pne. spowodowanych trzęsieniami ziemi. Czy to w bliższych nam czasach należy szukać budowniczych kamiennych i ceglanych zamków? Bardzo możliwe i wcale nie tak nieprawdopodobne. Bardzo możliwe, że przyczyn takich zniszczeń należy także szukać w czasach nie tak odległych, choć i tak liczonych w tysiącach lat. O ile historia nie ma problemów z rozszyfrowaniem ostatnich 300 lat, o tyle sama już epoka średniowiecza jest jednym wielkim domysłem.

Problem ustalenie czasu w naszej historii jest na razie problemem nie do rozwiązania, a to z powodu naszego światowego kalendarza - kalendarza gregoriańskiego. Nie dlatego, że jest niedokładny a wręcz przeciwnie jest najdokładniejszy ze wszystkich. Problem polega na tym, że nie można ustalić żadnej sensownej korelacji pomiędzy przekazami starożytnych, bo brak jest tzw. punktu zerowego czyli wydarzenia, które miałoby swoje odzwierciedlenie w co najmniej kilku przekazach. Nawet badania wieku węglem radioaktywnym nie spełnią swego zadania, bo nie wiemy czy data zostanie trafnie określona, szczególnie dla wydarzeń sprzed roku 1582. Istniejące dziś kalendarze to gregoriański - jako ulepszona kontynuacja kalendarza juliańskiego wprowadzonego przez Cezara w roku 45 pne. w miejsce poprzedniego "ab urbe condita" (czyli dziś byłby rok 2760). Drugi to chiński tradycyjny wprowadzony w roku 2698 pne., najmłodszy muzułmański, którego datą wyjściową jest ucieczka Mahometa z Mekki i najstarszy - żydowski, którego "datą zerową" ma być stworzenie świata, wprowadzony w roku 3761 pne. O ile kalendarze żydowski i "ab urbe condita" mają jakieś sensowne punkty wyjścia, to reszta jest "widzimisię" władców i bardziej określa ich pychę niż wiedzę, zgodnie z zasadą obowiązującą do dziś - "władza nie musi być mądra - władza musi być silna".

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kw/chrono1.jpg)

Nadto praca Herberta Illiga (brakujące 300 lat) stawia pod znakiem zapytania rzetelność określania czasu przez nasz kalendarz gregoriański, a wątpliwości nie zostaną rozwiane choćby z powodu uniemożliwienia dostępu do najważniejszych źródeł - archiwum watykańskiego. Do swojego schematu wprowadziłem tzw. Słońca czyli epoki z przekazów Azteckich, gdzie za koniec I Słońca przyjąłem kataklizm sprzed 12,5 tysiąca lat (u Azteków też potop) oraz dane o niektórych kataklizmach. Nie ma jednoznacznych wyników, chociaż można zauważyć zbieżność pomiędzy końcem trzeciego Słońca (około roku 690 pne.) a pierwszym kalendarzem rzymskim "ab urbe condita", które datę założenia Rzymu wskazuje na około 700 r. pne. Dlaczego jednak o tej dacie milczy starożytna Grecja już przecież istniejąca? Z drugiej jednak strony obok tej daty oscyluje najstarsza zapisana grecka data - pierwsza olimpiada w roku 776 pne. Czy ostatniego kataklizmu należy szukać wokół 700 r. pne.? Bardzo możliwe lecz proszę pamiętać, że to tylko głośne myślenie i na dodatek jednego tylko człowieka. Także prof. Pająk sądzi, że takie kataklizmy były możliwe i dwa z nich umieszcza 13,5 tysiąca lat temu oraz po roku 1178 ne. Inne pytanie dotyczy rodzaju kataklizmu. Mogło to być trzęsienie ziemi, na co wskazywałaby większość ruin, ale to nie jest jednoznaczne, gdyż mamy i wspaniałe zamki zachowane w całości. Może historię Europy zmieniały okresowe zarazy (średniowieczna dżuma zabiła 1/3 Europejczyków) czy nawet jakieś naturalne plagi (Popiela zjadły myszy, co można odczytać jako przenośnię wielkiego głodu). Trudno wyrokować, bo wymienione zdarzenia są zdarzeniami trwającymi krótko, a my przecież mamy do czynienia z wiekami. Brak źródeł pisanych jest tu przeszkodą nie do przebycia.

Historia to zlepek indywidualnych historii. My, żyjący dzisiaj, na bieżąco znamy swoją historię i częściowo historię własnych rodziców. Dzisiejszą historię państwa na bieżąco poznajemy z codziennych wiadomości, choć nigdy na bieżąco nie złożymy jej w logiczną całość bo nie mamy takiej możliwości. Im bardziej w głąb wieków, tym bardziej nasze poznanie jest uzależnione od słowa mówionego, pisanego czy innych nośników informacji. To właśnie z braku dostatecznej informacji mamy trudności nawet z ułożeniem własnego drzewa genealogicznego na kilka pokoleń do tyłu. 100 lat to tylko trzy pokolenia i jeśli historii poprzedników nie znają rodzice, nie pozna ich także dziecko. Jeśli pisana historia kraju zostanie skradziona bądź zniszczona, wszyscy tracą zbiorową świadomość swej tożsamości i należy odtwarzać ją od nowa lub zacząć pisać od nowa. Tak postąpiono i z nami w roku 966. Historię Polski zaczęto pisać na nowo i nie piórem Polaków. Dlatego to co mamy, zawdzięczamy Rzymowi, Krzyżakom i Bóg wie komu jeszcze, ale nie sobie. W roku 966 ukradziono nam historię i pismo. Narzucono łacinę, z której zrodziły się nowy język, nowe pismo, nowe obyczaje, nowe prawa i oczywiście nowa ale nieprawdziwa historia.

Bardzo możliwe, że zostały jeszcze dwie szanse na poznanie prawdy. Pierwsza, to otwarcie archiwum Watykanu a druga to odnalezienie dokumentów w egipskim Labiryncie. Pierwsza jest nie do zrealizowania, gdyż z pewnością kościół nie jest samobójcą i nie podważy swojej wiarygodności jako instytucji politycznej. Druga jest bardziej możliwa, o ile jako pierwsza nie dotrze tam mafia Zahi'ego i nie rozkradnie lub co gorsza nie poniszczy dokumentów. Póki co jesteśmy skazani na historię, którą dyktują politycy i władcy.

http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kazimierz.htm


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: janusz Marzec 20, 2012, 22:16:43
Mitoteka narodowa

Karmienie się mitami może dobrze wpływać na samopoczucie, ale na pewno negatywnie na zdolność do trzeźwej oceny rzeczywistości.

Jak każdy naród na świecie także i my lubimy słuchać o sobie, mile głaszczące nasze ego interpretacje historyczne, z których wynika, że nasze zasługi dla nas i przy okazji dla reszty świata są nie do przecenienia. Jednym z troskliwie pielęgnowanych mitów narodowych jest ten, który mówi, że Polska w listopadzie 1918 roku odzyskała niepodległość w wyniku trwających cały wiek XIX (i kawałek XVIII) powstań narodowych, tudzież dzięki Legionom Józefa Piłsudskiego, które przegnały zaborców z naszej ziemi precz. Prawda jest niestety mniej patetyczna, a konstruktywny stosunek do niej wymaga więcej dystansu, niż namiętności. Ojczyzna nasza zmartwychwstała, ponieważ bandyci którzy ją zamordowali pobili się pomiędzy sobą. Ta oczywista, wręcz trywialna prawda nie może jednak przejść przez gardło wielu historykom (także z profesorskimi tytułami), ani tym bardziej spłynąć z ich piór na kartę papieru
 
Na początku, zanim niektórzy okrzykną mnie infamisem i parricydą, chciałbym złożyć jak najpoważniejsze oświadczenie: z całym szacunkiem chylę głowę przed wolą niepodległości, jaką nasz naród wykazywał przez cały okres niewoli, przed bohaterstwem powstańców i hartem ducha polskich kobiet, które ich wspierały, z należną czcią odnoszę się do zbrojnego czynu legionów polskich, tak Jana Henryka, jak i Józefa. Uznanie dla męstwa ludzi z bronią w ręku walczących o wolność nie może jednak moim zdaniem oznaczać akceptacji dla krętactw polityków, którzy za plecami walczących załatwiali swoje małe interesy i zaspokajali chore ambicje oraz dla przykrawania faktów pod zapotrzebowanie polityczne.
 
Do kategorii faktów wstydliwych najnowszej historii powszechnej, chętnie pomijanych przez piewców legendy o naszej samodzielnej drodze do niepodległości, należy fakt uzyskania w tym samym czasie niepodległości przez inne kraje, które nigdy zbrojnie o nią nie zabiegały, że wymienię tylko z naszego kręgu geograficznego Finlandię i Czechosłowację.  Finowie swoją lojalność w stosunku do okupanta posunęli tak daleko, iż do tej pory Helsinki ozdabia pomnik ich ciemiężyciela imperatora Wszechrosji Aleksandra dwa bądź trzy (dokładnie nie pamiętam jego numeru porządkowego, a nie jest to aż tak ważne, aby mi się chciało sprawdzać), o lojalności Czechów w stosunku do każdego okupanta nie ma co nawet wspominać, z obrzydzeniem od wielu dziesiątków lat mówią o niej nasi trubadurzy patetycznych hekatomb. Stanowczo nie ma sprawiedliwości na tym świecie, jeżeli Polska musiała witać niepodległość w takim towarzystwie. Proponuję: Finlandia i Czechosłowacja do lustracji, jakoś przecież trzeba zmazać tę niepedagogiczną plamę.
 
Gdyby nie wojna powszechna, o którą od czasów Mickiewicza modliły się całe pokolenia Polaków moglibyśmy jeszcze długo czekać na cud wolności. Zorganizowana grupa przestępcza występująca m.in. pod ksywką Trzy Czarne Orły, która z większej części Europy uczyniła więzienie narodów, mogła upaść tylko tak, jak upadła – kiedy złodzieje pobili się o łupy. Takie są fakty i nic nie pomoże zasłanianie ich nawet najbardziej „słusznymi” fantazjami historycznymi. Jednakże w naszym polskim przypadku sam fakt wybuchu wojny światowej był zaledwie warunkiem koniecznym, ale niestety nie wystarczającym. Nasi bowiem rozbiorcy tak sprytnie podzielili się rolami, że bez względu na to która ze stron konfliktu by nie  wygrała, zawsze  w obozie zwycięskim byłby co najmniej jeden z nich, który już by zadbał o to, aby polskie aspiracje do niepodległości przykroić do właściwych wymiarów.
 
Widzę oczami naszych wybitnych przedstawicieli gatunku historical fiction, tę budującą scenę, kiedy to na cesarze niemiecki i austro-węgierski po wygranej przez nich wojnie uroczyście i ze skruchą zrzekają się zagrabionych w czasie rozbiorów ziem polskich i po złączeniu ich z odebraną podstępnym Kacapom częścią naszego terytorium wskrzeszają niezawisłą Rzeczpospolitą od morza do morza (nota bene kolejny to mit – Rzeczpospolita nigdy granic swoich o wybrzeża Morza Czarnego nie oparła). Równie porywająca i co ważniejsze bliższa realizacji jest wizja, w której to zwycięski Mikołaj II w Wersalu zrzeka się wszystkich naszych ziem ukradzionych od czasów pokoju andruszowskiego, a wzruszeni przywódcy Ententy  rzucają mu się na szyję i wszyscy razem płaczą ujęci jego szlachetnością. Niestety wtrąciła się w sprawę zdradziecka bolszewia i do tej pięknej sceny nigdy nie doszło. Jaka szkoda, łza się do prawdy w oku kręci.
 
Jakby nie spojrzeć na sprawę, to właśnie w wyniku Rewolucji Październikowej (obecnie wydarzenie to jest nazywane przez historyków, którym dwadzieścia lat temu w sposób cudowny spadły klapy z oczu i szczęśliwe mogli na nie przejrzeć, puczem lub w najlepszym przypadku przewrotem) Rosja zawarła odrębny pokój z Niemcami, co w sposób automatyczny wyłączyło ją z grona zwycięzców. Co więcej, głoszone przez bolszewików hasła i ich praktyczna realizacja spowodowały przeświadczenie o konieczności odsunięcia jej granic jak najdalej od „cywilizowanej” Europy. I dopiero w takich warunkach nasza niepodległość stała się do zaakceptowania przez zwycięską koalicję.
 
Gdyby nie konieczność stworzenia „kordonu sanitarnego” na nic by się nie zdały nawet najbardziej strzeliste akty naszego patriotyzmu, interes Rosji dla Francji i Anglii zawsze był ważniejszy niż nasze aspiracje (oba wymienione kraje jeszcze przed wojną zobowiązały się traktatowo wobec swojego rosyjskiego sojusznika traktować kwestię polską, jako wewnętrzną sprawę Rosji). Przypomnijmy – nawet w czasie wojny krymskiej, w której państwa te wystąpiły przeciwko Rosji, pomimo zabiegów naszej emigracyjnej dyplomacji, na Zachodzie nie chciano z nami mówić na temat naszej niepodległości. Dążenia Polaków w sposób dyskomfortowy zakłócały tak pięknie ułożony na Kongresie Wiedeńskim porządek europejski. Jest także wątpliwe, aby powstał  „trzynasty punkt” Wilsona, gdyby Mikołaj II w dalszym ciągu „zasiadał na majestacie”. W najlepszym przypadku moglibyśmy się doczekać czegoś w rodzaju Królestwa Kongresowego, okrojonego kadłubka z okrojoną suwerennością.
 
Takie zresztą plany miały w stosunku do nas państwa zaborcze. Chcąc pozyskać w toczącej się wojnie przychylność polskiego społeczeństwa i świeże mięso armatnie kokietowały Polaków wizjami autonomicznego państwa.  W tym kierunku zmierzał tzw. Akt 5 listopada wydany w 1916 roku przez cesarzy niemieckiego i austro-węgierskiego oraz wcześniejsza (z 14 sierpnia 1914 roku) odezwa wodza naczelnego armii rosyjskiej wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza. Nawet rząd tymczasowy, który powstał w Rosji w wyniku rewolucji lutowej przewidywał dla Polski jedynie ograniczoną suwerenność. O żadnej natomiast suwerenności nie chcieli nawet mówić białogwardyjscy dyktatorzy usiłujący w ciągu kilku lat bezskutecznie obalić bolszewicką władzę.
 
Zdawał sobie z tego sprawę Józef Piłsudski,  który odmówił mimo nacisków ze strony Francji współdziałania z Białymi przeciwko Czerwonym. W październiku 1919 roku, mimo dobrze rozwijającej się dla Polaków sytuacji w działaniach przeciwko Armii Czerwonej, zatrzymał on nasz front na rubieży słynnej Berezyny. Gdyby przyłączył się wtedy do ofensywy gen. Denikina Rosja Radziecka najprawdopodobniej wyzionęłaby ducha.  Ale tego właśnie Marszałek nie chciał. Legitymizowani biali generałowie w razie przejęcia władzy zażądaliby od swoich zachodnich sojuszników respektowania zobowiązania, że kwestia polska jest wewnętrzną sprawą Rosji.
 
Ale to wszystko miało miejsce później; wojna o granice, ofensywa 1919 roku, Bitwa Warszawska i odwrót bolszewików były następstwem upadku państw zaborczych wykrwawionych w wyniszczającej wojnie oraz upadku trzech zaborczych dynastii. I naprawdę nawet najbardziej bohaterskie czyny legionistów (a przykładów bohaterstwa dali wiele) czy dodatkowe dziesięć powstań narodowych w XIX wieku sytuacji by nie zmieniły. Za duża była dysproporcja sił, a i państwa zaborcze były dla Zachodu znacznie ważniejsze niż rozdarty na trzy części naród. Przykłady Finlandii i Czechosłowacji prawdę tą w pełni potwierdzają. Naszym natomiast „autorskim” sukcesem jest niewątpliwie wspomniana wojna o granice, powstania śląskie (niewykorzystane w pełni) i wielkopolskie (jedyne w naszej historii w pełni wykorzystane) oraz wygrana wojna bolszewicka.
 
Legionistów  w czasie I wojny było tylu ilu było, ale na pewno zdecydowanie za mało, aby pokonać choćby najsłabszego z zaborców, nie mówiąc już o wszystkich trzech naraz. Zaczęli się oni cudownie rozmnażać dopiero po ustaniu działań wojennych. W 1933 roku w Krakowie z okazji 250-tej rocznicy bitwy po Wiedniem odbył się zlot legionistów. Kiedy Marszałek wszedł na trybunę ustawioną na Błoniach i zobaczył owo morze głów oraz sztandarów, to zwracając się do swojego otoczenia powiedział z przekąsem:
 
– Gdybym miał ich tylu w 1920 roku, to bym do Moskwy doszedł.
 
Od tego czasu nic się nie zmieniło. W ten sam cudowny sposób do monstrualnych rozmiarów rozrósł się po ostatniej wojnie ZBoWiD, a potem obecne związki kombatanckie, gdzie można zaleźć ludzi, którzy walczyli z okupantem jako niemowlęta sikając mu na przekór w pieluszki (i to przez ponad miesiąc).
 
Innym z mitów wiążących się z odzyskaniem niepodległości jest tzw. Cud nad Wisłą wylansowany przez endecję i Kościół. W zamyśle skierowany był przeciwko socjaliście Piłsudskiemu, który wprawdzie wysiadł był z czerwonego tramwaju na przystanku niepodległość, ale dla prawicy i tak był nie do zaakceptowania. Koncepcja tego mitu zasadzała się na tezie, że bitwę warszawską w 1920 roku wygraliśmy tylko dzięki interwencji sił nadprzyrodzonych, a więc wpływ na zwycięstwo Pana Marszałka był żaden. Nie przejmowano się tym, że przy okazji poniżało to Wojsko Polskie, generalicję która nim dowodziła i w końcu naród, który stał za swoją armią murem. Okazywało się bowiem, że wszyscy Polacy razem wzięci byli za małymi Bolkami, aby wygrać samodzielnie z niezwyciężoną Armią Czerwoną. Prawda jest banalna – wygraliśmy bitwę, ponieważ w tym czasie i w tym miejscu byliśmy po prostu lepsi od przeciwnika. Historia wojen zna wiele takich zaskakujących zwrotów, ale z reguły ich autorstwo przypisuje się konkretnym ludziom, nie mieszając do tego Pana Boga, choćby dlatego że nie akceptuje on zabijania ludzi i na pewno do żadnej z jego form nie chciałby przykładać ręki (co innego wprawdzie wynika z lektury Pisma Świętego, ale nie bądźmy drobiazgowi).
 
Najnowszym wyhodowanym u nas mitem jest ten, jak to Polacy dzięki uzdolnieniom pewnego elektryka do skakania, obalili światowy komunizm. Jak powiedział Akbah-Ułan do pułkownika Kmicica (cytuję z pamięci): „Wojna effendi, jest po to, aby mężowie zbrojni łup brać mogli”. Jest to definicja, której jak sądzę nie powstydziłby się sam generał major von Clausewitz. Łupem, o który przez wiele dziesięcioleci prowadzona była wojna pomiędzy Moskwą a Waszyngtonem  były setki miliardów, a może nawet biliony dolarów i wszelkie polskie zabiegi na rozstrzygnięcie tej wojny miały naprawdę marginalny wpływ. Nie ta skala, a poza tym nie słyszałem jeszcze o wojnie po której zwycięscy musieliby płacić reperacje, a polskie społeczeństwo przecież je płaci – bezrobociem, dziećmi, które dostają tylko jeden posiłek dziennie, wyparciem nas ze światowych rynków, spauperyzowaniem większości społeczeństwa itd. itd..
 
Z mitami można próbować walczyć, ale rezultaty są mierne, ponieważ każdy woli widzieć się pięknym i bogatym, niż brzydkim i biednym. A poza tym zbyt wiele sił jest zainteresowanych ich eksploatacją dla własnych potrzeb. Mimo to jednak próbować trzeba.
 
I jeszcze na koniec korzystając z faktu, że jestem przy głosie chciałbym postawić pewne pytanie nie związane z tematem mojej wypowiedzi, ale dla mnie bardzo frapujące. Przy okazji ostatnich obchodów Wszystkich Świętych dowiedziałem się z mediów, że polskim Kościele istnieje funkcja kapelana dla rodzin, których bliscy polegli, bądź zostali pomordowani na Wschodzie. Otóż ciekaw jestem, czy jest także osobny kapelan dla rodzin, których bliscy polegli, bądź zostali pomordowani na Zachodzie. A jeżeli nie to dlaczego, czy śmierć z rąk niemieckich oprawców była mniejszą tragedią niż z rąk oprawców stalinowskich?
 
Wiecej: http://www.eioba.pl/a/3nxw/mitoteka-narodowa#ixzz1ph5AXWrt


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: east Marzec 21, 2012, 14:26:30
Cytuj
Z mitami można próbować walczyć, ale rezultaty są mierne, ponieważ każdy woli widzieć się pięknym i bogatym, niż brzydkim i biednym. A poza tym zbyt wiele sił jest zainteresowanych ich eksploatacją dla własnych potrzeb. Mimo to jednak próbować trzeba.

Tak, świetna diagnoza. Z tym , że kluczem nie jest walka z mitami, a odmitologizowanie samopostrzegania siebie. Nie chodzi nawet o te wizje , tylko o ich praprzyczynę - tego ,który emituje ten samogwałt a początek brzmi tak przecież niewinnie słusznie
Cytuj
.... próbować trzeba.
Niczym przymus dla poszukiwania sensu lub jego przeciwieństwa. By później to zinterpretować . Zadziwiające, że nawet, gdy następuje rozpoznanie mitu niewiele się na świecie zmienia. Jest jakiś Ktoś, komu to potrzebne ? ;)


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Marzec 21, 2012, 18:17:17
Ciekawe dlaczego pozmieniało fotki na jakieś reklamy w powyższych postach. Na stronie głównej również tak jest.

Superata po remanencie

Pisałem już o "złośliwych" Krzyżakach, którzy podrzucili rzymską monetę pod Gdańskiem chcąc zmienić naszą historię, lecz czujność polskich historyków udaremniła tę próbę. Nie będę rozwijał tematu, bo chcę zwrócić uwagę na inny aspekt dotyczacy starożytnych monet i sposobu ich wytwarzania. Widoczne poniżej monety pochodzą z różnych epok i różnych miejsc. Każda posiada wypukły relief na awersie i rewersie. Wartość monety nie zależy od tego co na niej napisano lub narysowano lecz od wartości materiału z jakiego je wykonano, ale do mojego wywodu potrzebna jest akurat ta bezwartościowa część. Monety charakteryzują się dużą ilością małych detali jak na przykład koraliki na obwodzie rysunku. Do wykonania monety potrzebne są tzw. stempel i matryca pomiędzy które wkłada się materiał na monetę i jednym potężnym uderzeniem wytłacza się rysunek od razu z dwóch stron. I teraz napotykamy na problem.

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/zbroja/moneta6.gif) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/zbroja/moneta3.gif) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/zbroja/moneta3.gif) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/zbroja/moneta7.gif) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/zbroja/moneta8.gif) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/zbroja/moneta5.gif)

Ponieważ monety "wybija" się w większych ilościach, dlatego i stempel i matryca muszą być wykonane z materiału trwalszego i twardszego niż kruszec na monety co nie ulega żadnej wątpliwości. Wykonanie rysunku dla awersu i rewersu na stemplu i matrycy wymaga z kolei precyzyjnych narzędzi zrobionych z jeszcze twardszego materiału niż stempel i matryca by móc na nich taki rysunek wygrawerować. Czy starożytne dymarki wytapiały metale o tak różnych stopniach twardości? Kto wykonał precyzyjne narzędzia do grawerowania rysunków o wielkości 1-2 cm? Proszę zwrócić uwagę na różnicę pomiędzy pięknie wykonanym rysunkiem zawartym w prawie idealnym kole, a niechlujnie i nierówno wyciętym materiałem, z którego zrobiono pieniądz. Proszę także zauważyć, że bijący monetę nie zawsze trafiał idealnie w środek a także na to, że wielkość monety nie jest dostosowana do wielkości rysunku. Dla mnie wniosek jest oczywisty. Matryce i stemple wykonał ktoś inny, ktoś stojący dużo wyżej technicznie od wykonawcy tych monet. A jeśli tak, to i sceny z monet należy przypisać zupełnie komuś innemu, a nie "naszym" starożytnym cywilizacjom. Inna sprawa to ta, że pomimo tak wielkiej ilości zachowanych starożytnych monet nie odnaleziono żadnej matrycy czy stempla. Nie odnaleziono czy...?

(http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/zbroja/helm3.gif) (http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/zbroja/helm1.gif)

A teraz kilka pytań dotyczących starożytnych części uzbrojenia. Jako przykład weźmy hełmy wykonane z brązu. Brązy starożytne wykonywano jako stopy miedzi przede wszystkim z cyną i w zależności od składu otrzymywano dwa ich rodzaje - dające się obrabiać poprzez kucie lub do wykonywania odlewów. Brązy kute to przede wszystkim broń - siekiery, miecze, ostrza strzał i włóczni. Jak zatem wykonywano hełmy z brązu? Wykuwano czy odlewano? Wykuwanie z pewnościa nie dałoby tak gładkiej powierzchni i pozostawiłoby ślady na powierzchni. A może wytłaczano, na co wskazywałby idealny kształt brązowych hełmów. Jeśli wytłaczano, to z czego wykonane były stempel i matryca? Czym wycinano otwory i inne skomplikowane kształty? Czym wreszcie wygładzano ostre krawędzie, by wojownik nie poranił się jeszcze przed walką? Tu znowuż występuje kwestia narzędzi do obróbki, bo musiały być twardsze od obrabianego brązu.

Jednak wypukłe reliefy na hełmie przemawiają raczej za ich odlewaniem, gdyż w ten sposób łatwiej je uzyskać. Stawia to dla odmiany pod znakiem zapytania dalszą obróbkę hełmu, a więc takie czynności jak choćby wycinanie otworów. Nawet dzisiaj jest niemożliwe odcięcie stalowymi nożycami kawałka odlanego dzwonu. Tak więc to, co oglądamy jest wytworem techniki i możliwości a także artyzmu ówczesnych mistrzów, jednak pomija się rzecz najważniejszą - narzędzia, za pomocą których wykonano te dzieła. Dlaczego? Bo okazałoby się, że ówczesne nie dawały żadnej możliwości ich wykonania. Jest to też paradoks naszej historii i archeologii - mamy dzieła ale nie mamy żadnych narzędzi, którymi je wykonano. Dlaczego nie można ich znaleźć, skoro powinno być ich co najmniej tyle samo co odnalezionych artefaktów?

http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kazimierz.htm


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: chanell Marzec 21, 2012, 23:55:05
Darku ,co  oznaczają te ogromne napisy  CBA.PL ? Przyznam że mnie denerwują i rozpraszają  i  choć mam ochotę przeczytac cały tekst ,to nie dam rady ,przez te napisy.
pozdr. D  :-[


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: songo1970 Marzec 22, 2012, 01:18:32
Darku ,co  oznaczają te ogromne napisy  CBA.PL ? Przyznam że mnie denerwują i rozpraszają  i  choć mam ochotę przeczytac cały tekst ,to nie dam rady ,przez te napisy.
pozdr. D  :-[

CBA- czyli Centralne Biuro Adresowe ;D


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: barneyos Marzec 22, 2012, 07:38:49
To jest serwer, z którego pochodzi ten tekst. Mają to jakoś tak zorganizowane, że jak wklejasz na innej stronie adres do zdjęć z serwrea cba.pl, to wyświetla się taka grafika zastępcza. Chyba chodzi im oto, coby nie kopiować na inne strony ich tekstów.


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: greta Marzec 22, 2012, 09:38:45
Największa zbrodnia Niemców wymierzona w Polaków. Jej konsekwencje odczuwamy do dziś
niewiarygodne.pl 21.03.2012 12:57


www.niewiarygodne.pl


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: barneyos Marzec 22, 2012, 10:34:23
Chciałbym podzielić się z Wami pewną historią związaną z jednym ze zdjęć z powyższego artykułu. Chodzi o zdjęcie:

(http://i.wp.pl/a/f/jpeg/28701/crimen1.jpeg)
Egzekucja Polaków przez Einsatzkommando w Lesznie, październik 1939 (fot. wikimedia commons)

Historię opowiedział mi mój stryj (brat mojego dziadka), który całe życie mieszkał w Lesznie. W 1918 roku, będąc jeszcze dzieckiem, był świadkiem eksodusu części Niemców z Leszna, co było związane z odzyskaniem niepodległości i powrotem Polaków. Stryj z kolegami zrywali wówczas owoce na przydrożnych drzewach, a widząc kolumnę Niemieckich mieszkańców maszerujących drogą, nazrywali pełno jabłek i podarowali im je (przede wszystkim dzieciom, część z nich była ich kolegami).

11 lat później, w październiku 1939 roku, już jako członek bojówki antyokupacyjnej bojówki, stryj stanął pod murem leszczyńskiego aresztu, czekając na egzekucję. W pewnej chwili podszedł do niego dowódca tej jednostki i powiedział: "idź, jesteś wolny, kiedyś Ty uratowałeś mi życie dając mi jedzenie..".

Historia ta krąży od wielu lat, nie jestem w stanie jej zweryfikować, gdyż stryj i jego rodzeństwo już dawno nie żyją.


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: east Marzec 22, 2012, 16:55:37
barneyos dzięki za tą historię. Niesie bardzo pozytywne przesłanie.

Moja babcia pracowała u Niemki podczas okupacji na gospodarstwie. Stary Niemiec  traktował dobrze robotników  tylko jak w pobliżu nie było żadnego innego Niemca. Coby nikt nie podkablował go. Kiedy widzieli inni Niemcy to śp. babcia nieraz dostała po głowie ot tak, za nic ,dla pokazówki, ale rozumiała to. To była taka gra. Ona grała wtedy przestraszoną niewolnicę , a Niemiec wielkiego Pana. Lecz kiedy nikt nie patrzył to nawet jedzeniem się Niemcy z Polakami dzielili przy jednym stole. Taki był to niepisany kodeks "ludzki".

Najgorsi ,jak wspominała babcia, byli ruscy "wyzwoliciele". Za nic potrafili człowieka zgnoić, dla zabawy, bez przyczyny i bez sensu, a w razie sprzeciwu rozstrzeliwali na miejscu bez ceregieli. A najgorsi byli dla swoich. To była dzicz.


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Marzec 22, 2012, 21:09:27
Darku ,co  oznaczają te ogromne napisy  CBA.PL ? Przyznam że mnie denerwują i rozpraszają  i  choć mam ochotę przeczytac cały tekst ,to nie dam rady ,przez te napisy.
pozdr. D  :-[

Poza wyjaśnieniami podanymi przez innych od siebie dodam, że nieco dziwią mnie takie zabiegi.
Na stronie, z której pobrałem tekst i obrazki ostatniej modyfikacji dokonano w 2006 czyli strona "umarła śmiercią naturalną". Trafiłem na nią przypadkiem, szukając zastępczych fotek do informacji zamieszczonych w wątku o Rzymie >> (http://www.cheops.darmowefora.pl/index.php?topic=7987.0), a link do niej znajdował się na którejś z rzędu stronie wyszukiwarki (teraz może i troszkę bliżej bom tam dość częstym gościem).
Książki pana Leszka Klimka nie należą do najpopularniejszych (osobiście nigdzie ich nie widziałem w sprzedaży) i to tym bardziej dziwna postawa.
Pan Leszek przekazuje naprawdę ciekawe informacje o naszej (ludzkiej nie tylko polskiej) historii ale forma blokad stosowana przez tę stronę nie przysparza mu popularności.
Mimo to uważam, że powinnaś pokusić się o przeczytanie tego materiału albo kliknij na link podany pod każdym postem i tam bez problemów uzupełnisz swoje informacje.;D


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: chanell Marzec 23, 2012, 00:11:29
Tak zrobiłam :) jest faktycznie ciekawie:) Zupełnie nowa historia ,ale jeszcze nie wszystko przeczytałam,więc nie będę się wypowiadać  ;)


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: Dariusz Kwiecień 07, 2012, 21:48:50
No i jak się podoba nieoficjalna część naszej historii? ;D


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: Kiara Kwiecień 19, 2012, 13:05:47
W związku z innymi obrazami naszej historii polecam gorąco książki które napisał  Zbigniew Święch.


http://lubimyczytac.pl/autor/16573/zbigniew-swiech






Książki autora
 (5)

    Budzenie Wawelskiej Pani Królowej Jadwigi - Zbigniew Święch
    Do biblioteczki...
    » sprawdź gdzie kupić
    Budzenie Wawelskiej Pani Królowej Jadwigi
    Zbigniew Święch
    czytelników: 1 | opinie: 0 | ocena: 7 (1 głos)

    Klątwy, mikroby i uczeni.Opowieść wawelska. Tom I. W ciszy otwieranych grobów - Zbigniew Święch
   
 
    Klątwy, mikroby i uczeni.Opowieść wawelska. Tom I. W ciszy otwieranych grobów
    Zbigniew Święch
    Ta książka jest zarazem reportażem, literaturą faktu i esejem popularnonaukowym. Punktem wyjścia frapującej opowieści jest moment otwarcia grobu króla Kazimierza Jagiellończyka (1973) Seria nagłych śm...
   

    Klątwy mikroby i uczeni. Tom III Ostatni krzyżowiec Europy. Cz. 1 Oddychający sarkofag Warneńczyka? - Zbigniew Święch
   

    Klątwy mikroby i uczeni. Tom III Ostatni krzyżowiec Europy. Cz. 1 Oddychający sarkofag Warneńczyka?
    Zbigniew Święch
    Z królem Władysławem pod Warną inaczej było wszystko! - napisała przed laty Kazimiera Iłłakowiczówna i bodaj trafiła w sedno. Skoro nasz władca i zarazem węgierski monarcha, Władysław III Warneńczyk n...
   

    Klątwy mikroby i uczeni. Tom II. Wileńska klątwa Jagiellończyka - Zbigniew Święch

    Klątwy mikroby i uczeni. Tom II. Wileńska klątwa Jagiellończyka
    Zbigniew Święch
    Ilu królów Polski i Wielkich Książąt Litwy, królowych, biskupów, architektów, budowniczych, malarzy i konserwatorów, którzy "tknęli się murów katedry w Wilnie" zaliczyć można do czarnego kręgu śmierci...

    Szkatuła z odkryciami - Zbigniew Święch
 
    Zbigniew Święch
    Autor przedstawia siebie jako reportera- dokumentalistę, który bierze udział w ważnych (archeologicznie i historycznie) wydarzeniach. Szkatuła z odkryciami zawiera 17 historii-wspomnień związanych ze...


Ja dodam od siebie niezmiernie ciekawy człowiek , przeolbrzymia wiedza i lekkość przekazu.

Kiara :) :)


Tytuł: Odp: HISTORIA POLSKI - zakłamana i zakazana
Wiadomość wysłana przez: greta Czerwiec 22, 2012, 09:02:41
Dzisiaj jest rocznica ustanowienie krzyza Virtuti Militari.
Zostal on pierwszy raz nadany 220 lat temu w 1792 roku.
Pierwszymi osobami,ktore go otrzymaly byli owczesny Krol Polski oraz Stanislaw Kosciuszko.

To tak gwoli przypomnienia.


Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

kalinowatyper zabojcy devilssoldiers pifpaf amigos