Fizyka hiperprzestrzenna i siły wszechświata30 lis 2010
Niemalże każdy z nas przez skórę czuje nadchodząca zmianę. Nie wiemy jeszcze co to jest, ale wiemy że się zbliża. Aby tą zmianę pojąć trzeba również zmienić swoją własną świadomość – po to, by rozum mógł nadążyć za zmieniającym się raptownie światem. Problemy tego typu rozważa Mike Bara w swojej najnowszej książce „The Choice” („Wybór”).Mike Bara jest z wykształcenia inżynierem, który do niedawna pracował przy najbardziej zaawansowanych projektach firm lotniczych takich jak Lockheed Martin czy Boeing (między innymi brał udział w projektowaniu myśliwca F-35), dlatego jego sposób patrzenia na świat, choćby najbardziej metafizyczny – zawsze u swoich podstaw ma twardą fizykę. Bara również dostrzega, że ziemia podlega dynamicznej przemianie – zapowiedzianej choćby w kalendarzu Majów, czy w indyjskim cyklu jug. Nadciągają zmiany, które mimo, że są nieuniknione, to w dużej mierze zależą od nas, od naszego wyboru. Ziemia pod naszymi stopami tak w sensie dosłownym jaki w przenośni przestała być stabilna, co jest znakiem że zmierzamy w stronę apokalipsy. Jednak apokalipsa ta wcale nie musi oznaczać katastrofy o biblijnych proporcjach. Świat niekoniecznie się skończy, bo np. nastąpi przebiegunowanie w trakcie którego zginie większość ludzkości. Raczej na pewno nie będziemy świadkami tego, co pokazano na filmie „2012″. Apokalipsa bowiem nawet w swym greckim znaczeniu oznacza podniesienie zasłony, lub odkrycie prawdziwego znaczenia lub sensu czegoś. Dlatego mówiąc, że jesteśmy na skraju apokalipsy, powinniśmy wierzyć, że największe tajemnice świata lada chwila staną się dla nas zrozumiałe. Apokalipsa nie jest czymś co nam się przydarzy, ale to my sami będziemy w niej odgrywać istotną rolę i na koniec wybierzemy dla siebie jej ostateczny efekt. I na tym w skrócie polega fizyka metafizycznej zmiany Mike’a Bary, którą już teraz zaczynamy przechodzić.
Indianie Hopi mówią o naszym świecie, że jest czwartym światem człowieka. Każdy z poprzednich światów upadł i trzeba było zaczynać wszystko od nowa. Mike Bara uważa, że stało się tak dlatego, że ludzie z poprzednich światów wybrali klęskę – podjęli taką właśnie decyzję. Teraz jest nasza kolej aby zdecydować co dalej się stanie z tym czwartym światem. A świat, w którym żyjemy z pewnością nie jest perfekcyjny. Jest w nim wiele zła, ale też i wiele dobra. Autor książki nieoczekiwanie pojął, że życie nie tyle polega na gromadzeniu co na dawaniu. Za każdym razem to, co daje się światu jest w magiczny sposób odpłacane przez ten świat z nawiązką. Świat jest w swoim założeniu szczodry, kochający i chce szczęścia dla wszystkich. Jednak aby zaznać tej metafizycznej miłości trzeba pozbyć się egoizmu i pomyśleć o innych ludziach wokół nas (czyż to nie piękne przesłanie zwłaszcza gdy Święta na horyzoncie?). Ta szczodrość, to naturalna funkcja działania wszechświata, którą da się uzasadnić na gruncie fizyki hiperprzestrzennej.
Zapewne część czytelników uzna to co mówi Bara za pewien naiwny naturalizm, gdy tymczasem on sam będąc człowiekiem nauki – twardo stąpa po ziemi nie dając się łatwo zwieść ulotnej i atrakcyjnej metafizyce. Fizyka to nauka, która opisuje świat w rozmaitych wymiarach i każdy element w jednym wymiarze, ma swój odpowiednik w wymiarze wyższym. Prawa fizyki, o których uczyliśmy się w szkole są jak najbardziej prawdziwe, ale przestają obowiązywać gdy zastosować je w innym wymiarze. Dlatego jedyną fizyką, za pomocą której da się pojąć otaczający nas wszechświat jest
fizyka hiperprzestrzenna.
Taka fizyka utrzymuje, że wszystko co zawiera się w naszym wszechświecie jest połączone z czymś co funkcjonuje na wyższym stopniu istnienia. Energia, planety, gwiazdy, wszystkie żyjące istoty żyją w połączeniu z wyższą formą takiego istnienia. Tej wyższej formy istnienia czegoś, nie możemy zobaczyć ani tak naprawdę doświadczyć – bo jesteśmy niewolnikami trzech wymiarów. Być może jedynie przez akt śmierci jesteśmy w stanie wkroczyć w czwarty wymiar. Tego typu wizja hiperprzestrzennego świata wcale nie jest wynikiem marzeń, lecz efektem matematycznego rachunku, który wskazuje na istnienie – poza naszymi trzema – jeszcze 26 innych wymiarów. I jeśli nawet nie jesteśmy w stanie doświadczyć tych innych wymiarów, to możemy przynajmniej zobaczyć efekt ich działania na nasz trójwymiarowy wszechświat. Tak więc mamy tu do czynienia z teorią jedności pola, która uważa, że wszechświat nie ma limitów. Samo przenikanie się wymiarów może nastąpić dzięki rotacji, bo wszystko we wszechświecie obraca się wokół czegoś innego, będąc w nieustannym ruchu.
Mike Bara jest także zwolennikiem teorii brakującej planety w Układzie Słonecznym. Fizyka dzięki której funkcjonuje nasz świat jest fizyką lokalną. Ma na to wpływ szereg zjawisk zewnętrznych od ruchu planet w naszym systemie słonecznym, poprzez zmiany zachodzące w całej naszej galaktyce. Tworzy się wówczas tzw. moment kątowy, który tworzy unikalne warunki np. w miejscu takim jak Ziemia, wpływając na naszą świadomość, a także na zupełnie realne życie. Słońce w tym systemie jest oczywiście najważniejsze a same planety zawdzięczają swe istnienie Słońcu. Bara w przeciwieństwie do konwencjonalnej nauki wierzy, że przyczyną powstania planet było Słońce, które „wypluło” je z siebie na zewnątrz, tworząc harmonijny i stymulujący sam siebie układ planetarny. Wówczas tempo obrotu Słońca wokół własnej osi zostało w poważny sposób zredukowane, dzięki czemu na planetach takich jak Ziemia mogło powstać życie. Jednak dziś temu systemowi daleko do perfekcji, a powodem jest brak planety, która z nieznanych powodów przestała istnieć. Planeta ta orbitowała dookoła Słońca pomiędzy Marsem a Jowiszem. Nazywa się ją czasem Planetą V. Dziś zamiast niej jest tam pas asteroidów. Asteroidy to szczątki Planety V, która rozpadła się na kawałki i to przez nią zniszczone zostało życie na Marsie. Wiele wskazuje na to, że Mars nie był osobną planetą a księżycem krążącym dookoła gigantycznej Superplanety V. Tak więc tracąc istotną część Układu Słonecznego, naruszona została naturalna harmonia systemu słonecznego. Zgubił on przez to swoją siłę witalną i rezonans, i jest teraz na etapie dysonansu z resztą wszechświata.
Większość astrofizyków nie zgadza się z teorią istnienia dodatkowej planety w Układzie Słonecznym. Ci którzy popierają tą teorię nazywani są katastrofistami, bo wierzą, że zmiany zachodzą w sposób dramatyczny np. poprzez uderzenie potężnej asteroidy, która być może zniszczyła Planetę V. Naukowcy po przeciwnej stronie barykady twierdzą z kolei, że rzeczy następują poprzez powolną ewolucję. Wydaje się jednak, że ta druga teoria jest po to, aby wykluczyć Boga z całego procesu tworzenia. Oprócz tego, że w naszym Układzie Słonecznym brakuje jednej dużej planety, za to prawdopodobnie istnieje jedna lub dwie inne, o których nie mamy jeszcze pojęcia. Poruszają się one po zupełnie nieznanej nam trajektorii (jak planeta Nibiru) i mają doniosłą rolę do spełnienia w kształtowaniu naszej przyszłości.
http://nowaatlantyda.com/2010/11/30/fizyka-hiperprzestrzenna-i-sily-wszechswiata/