Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Kwiecień 16, 2024, 21:15:07


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: 1 2 3 4 5 6 7 [8] 9 |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Małżeństwo - związek zalegalizowany a miłość  (Przeczytany 85820 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Kiara
Gość
« Odpowiedz #175 : Październik 09, 2012, 23:20:45 »

 Nie rób już z siebie głupa chociaż, bez tej przysięgi małżeństwa zawrzeć nie można , zatem czy ktoś chce czy nie musi ją złożyć żeby ślub był prawomocny. Dodatkowym uzupełnieniem tego wymuszenia prawnego jest tekst przysięgi , którego  możliwość  wypełnienia  nie jest  możliwa do zagwarantowania w  100% przez nikogo w dniu ślubu! Są to przypuszczenia i domniemania, oraz chęci być może szczere bardzo w danym momencie i nic więcej.

Złożenie takiej przysięgi jako warunek zawarcia ślubu jest wymuszeniem.

A ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie - ani na ziemię, bo jest tronem Bożym, ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz ani jednego włosa uczynić białym albo czarnym. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak, nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi" (Mt 5,33-37).

A co dopiero przewidzieć jak potoczą się twoje losy za kilka czy kilkadziesiąt lat.... Jezus to wiedział dlatego twierdził iż składanie takich przysiąg jest bezprawne.

Nie mniej ważna sprawa oparta na przysięgach to wszystkie śluby zakonne i przysięgi księży włącznie z życiem w celibacie, kto i jakim prawem wymusza od nich te przysięgi? I nie mów iż są dobrowolne, bo było by takimi  gdyby bez składania ich ludzie ci  mogli pełnić  wybrane przez siebie funkcje.


Kiara Uśmiech Uśmiech
« Ostatnia zmiana: Październik 09, 2012, 23:43:59 wysłane przez Kiara » Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #176 : Październik 10, 2012, 00:03:10 »

Kiaro, oczywiście mogę być i głupem, do tego robić z siebie jeszcze większego, nie pierwszyzna mi to słyszeć i zapewne nie koniec. W tym zapewne i z Twojej strony, nie szkodzi. Mamy  odmienne poglądy na wiele spraw, popatrzmy jednak na owoce... pierwsze z brzegu. Twierdziłaś, że Twoja wiedza jest pewna i prawdziwa, ale ileż to razy myliłaś się w ocenie faktów związanych ze mną - kim jestem, czym się zajmuję. Spokojnie czytałem Twoje wypowiedzi - zapowiedzi i przewidywałem na bazie bycia głupem które z nich są bzdurą i... te Twoje zapewnienia się nie potwierdziły, tak jak i zapowiedzi ekipy PCH.
Kolejnym jest różnica w poglądzie na istotę człowieka - Ty twierdzisz, że jesteśmy prawie bogami, ja wręcz odwrotnie - jesteśmy ułomni ale z ogromnym potencjałem. Teraz w sprzeczności do tych wcześniejszych zapewnień... napisałaś powyżej, że nie ma pewności aby dotrzymać danego słowa... jak to? Półbóg nie ma takiej możliwości?
Czy czasem nie dlatego walczysz z krk bo pomimo zapewnień o oświeceniu, uduchowieniu, kierowaniu się miłością w tym licznie bezwarunkową poprzeczka jest postawiona jednak za wysoko aby móc stroszyć piórka? Bo trzeba byłoby się przyznać do konkretnych porażek? Czyż nie jest tak, że dlatego tak teraz walczysz z przysięgą małżeńską bo... sama nie byłaś w stanie jej sprostać?
Fakt, nie wiem co mnie spotka za klika czy kilkadziesiąt lat, ale już wcześniej jak i teraz robię co tylko możliwe abym nie musiał się za swoje zachowanie wstydzić. Dużo wcześniej pracowałem aby zmaksymalizować szanse na dochowanie przysięgi, szczęśliwe dochowanie - nie mylić z poczuciem kajdan. Widzisz, praktycznie w swojej pracy nad sobą stosowałem diametralnie różne podejście niż to które zachwalasz. I od ponad 13 lat z rosnącą radością dochowuję tej przysięgi, a od ponad 19 obietnicy. Nie muszę dzisiaj chować się za "w imię miłości daliśmy sobie wolność"...
Może w wielu innych sprawach będę miał potknięcia - ale jestem świadomy swoich ułomności, nie kreuję się na kogoś kim nie jestem, będę wstawał. Aby szczęśliwie żyć i rozwijać siebie i bliskich nie muszę stosować żadnych sztuczek. Nie muszę budować sobie tarcz, piktogramów - znam swoje możliwości jak też i niebezpieczeństwa, dlatego nie mamią mnie świecidełka i nie chodzę na skróty. Nie muszę nikomu nawijać makaronu na uszy jaki to jestem wspaniały i co on może przy mnie osiągnąć aby się dowartościować czy wydębić korzyści. Nie kłamię, nie przestawiam faktów, nie konfabuluję - dlatego nie muszę uciekać od dyskusji z kimkolwiek, nie muszę rozmywać tematów aby tuszować swoje wpadki.


Żyj długo i szczęśliwie.
« Ostatnia zmiana: Październik 10, 2012, 00:05:57 wysłane przez arteq » Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #177 : Październik 10, 2012, 01:16:31 »

arteq nie interesują mnie twoje wyssane z palca dyrdymały na mój temat, ani historia twojego życia, chcesz sobie snuć te opowieści dziwnej treści to jest miejsce  "wyraź siebie".

W tym temacie proszę o konkretną potwierdzoną ustawą odpowiedz na poniższy  temat...

Nie rób już z siebie głupa chociaż, bez tej przysięgi małżeństwa zawrzeć nie można , zatem czy ktoś chce czy nie musi ją złożyć żeby ślub był prawomocny. Dodatkowym uzupełnieniem tego wymuszenia prawnego jest tekst przysięgi , którego  możliwość  wypełnienia  nie jest  możliwa do zagwarantowania w  100% przez nikogo w dniu ślubu! Są to przypuszczenia i domniemania, oraz chęci być może szczere bardzo w danym momencie i nic więcej.

Złożenie takiej przysięgi jako warunek zawarcia ślubu jest wymuszeniem.

A ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie - ani na ziemię, bo jest tronem Bożym, ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz ani jednego włosa uczynić białym albo czarnym. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak, nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi" (Mt 5,33-37).

A co dopiero przewidzieć jak potoczą się twoje losy za kilka czy kilkadziesiąt lat.... Jezus to wiedział dlatego twierdził iż składanie takich przysiąg jest bezprawne.

Nie mniej ważna sprawa oparta na przysięgach to wszystkie śluby zakonne i przysięgi księży włącznie z życiem w celibacie, kto i jakim prawem wymusza od nich te przysięgi? I nie mów iż są dobrowolne, bo było by takimi  gdyby bez składania ich ludzie ci  mogli pełnić  wybrane przez siebie funkcje.


Kiara  Uśmiech Uśmiech


Jeżeli zorganizowana religia władająca ludzkimi losami od prawie 2000 lat opiera swoje założenia na słowach Jezusa i nie honoruje ich , a wręcz przeciwnie manipuluje nimi i wymusza wbrew nim swoją opcję władzy, to jest karygodny proceder, zarówno w oczach prawa ludzkiego jak i Boskiego. 
Należy się zastanowić ilu set tysiącom ludzi zniszczono życie wymuszając przeróżne przysięgi w imię Boga i Jezusa  z których ludzie ci nie mogli się nigdy uwolnić.

Jak dla mnie jest to obrzydliwa manipulacja z wykorzystywaniem autorytetu Jezusa, który jedynie tej religij służy jako szyld.
Ja mówię temu NIE! NIE! NIE! STOP! i BASTA ! RAZ NA ZAWSZE!


Kiara Uśmiech Uśmiech
« Ostatnia zmiana: Październik 10, 2012, 01:26:22 wysłane przez Kiara » Zapisane
ptak
Gość
« Odpowiedz #178 : Październik 10, 2012, 10:24:37 »

Cytat: Kiara
Dodajmy do tego inne podobieństwa między regułą esseńczyków a naukami Jezusa, na przykład zestawmy następujący przekaz Józefa Flawiusza: "Odmawiają oni składania przysiąg, uważając je za rzecz gorszą od krzywoprzysięstwa, gdyż ich zdaniem ludzie, którym nie można ufać bez przysięgi na Boga, są już teraz potępieni"

Rozumiem, że ONI, którzy odmawiają składania przysiąg to esseńczycy, z których wywodził się Jezus?
I to ONI propagowali potępienie przez Boga tych, którym nie można ufać bez przysięgi?
Ciekawe i jakież humanitarne! Jakiż to Bóg potępiający? Czyż nie na miarę swoich wyznawców?
Czy współczesny człowiek, humanista, byłby w stanie wypromować takie prawo? Z potępieniem człowieka
za jego słabość?
Owa doktryna potępienia zaprzecza celowi i zasadności reinkarnacji, zaprzecza jej samej.
Zaprzecza możliwości samorozwoju, samo naprawy człowieka.
Dalsze wnioski? Chyba oczywiste i zbędne.

----------------------------

Co do przysięgi ‘małżeńskiej’. Jest ona składana nawet wówczas, gdy dwoje ludzi nie formalizuje
związku a pragnie wspólnie iść przez życie. Wyznanie miłości, bądź innych uczuć, czy nawet zwykłej
deklaracji opieki nad drugą osobą jest przysięgą.
Samo uczucie jest przysięgą, która nie musi być nawet zwerbalizowana.
Ważność przysięgi jest gwarantowana uczuciem i zamiarem. Gdy te giną, przysięga traci moc.
Tak rozumiem sens przysięgi. 
Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #179 : Październik 10, 2012, 10:38:03 »

Ktoś kto kocha prawdziwie nie musi składać żadnych przysięg , których dotrzymania nie jest pewien, bowiem wszystko jest zmienne, a wpływu na swoją  niezmienność nikt nie ma i mieć nie może.

A ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie - ani na ziemię, bo jest tronem Bożym, ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz ani jednego włosa uczynić białym albo czarnym. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak, nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi" (Mt 5,33-37).



Kiara Uśmiech Uśmiech
« Ostatnia zmiana: Październik 10, 2012, 10:39:05 wysłane przez Kiara » Zapisane
ptak
Gość
« Odpowiedz #180 : Październik 10, 2012, 10:52:21 »

Cytuj
A co nadto jest, od Złego pochodzi

A Myśliciele nauczali, że nie ma zła ani dobra. Jest tylko doświadczenie i wyrażenie.

To gdzie ten zły?  Chichot
I co z tym potępieniem człowieka, któremu nie można ufać bez przysięgi na Boga?  Duży uśmiech
Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #181 : Październik 10, 2012, 10:59:40 »

Myśliciele nauczali i nauczają iż wszystko co odczuwasz jako zło dla siebie jest nim, a ponadto iż wymuszanie czegoś wedle własnej woli  na kimś jest złem dla tego na kim dokonuje się wymuszeń ale rownież dla tego kto wymusza. Zatem nie można wymuszać niczego na nikim( przysięgami) jeżeli nie mamy pewności możliwości ich dotrzymania. Bowiem wówczas kodujemy w kimś poczucie winy gdy jej nie dotrzyma i bycie w sytuacji bardzo złej dla kogoś gdy usiłuje dotrzymać przysięgi pomimo zła które wypływa dla niego z bycia w takim stanie.

Każde wymuszenie jest złem.


Kiara Uśmiech Uśmiech
« Ostatnia zmiana: Październik 10, 2012, 12:51:57 wysłane przez Kiara » Zapisane
Fair Lady
Gość
« Odpowiedz #182 : Październik 10, 2012, 11:03:09 »

Co do przysiegi, to ja to widze inaczej. Chodzi o dotrzymanie obietnicy. Staram sie w zyciu dotrzymywac slowa, to moja dewiza, gdy przyrzekne komus, ze cos tam wykonam, bede na czas, zorganizje to jest to u mnie na pierwszym planie.
Taki mam swoj wlasny wewnetrzny kodeks.

Co do przysiegania publicznego - to chyba chodzi o rodzine, aby dzieci mialy mame i tate (potwierdzonych prawnie).

Jest jeszcze takie fajne zdanko po lacinie polecam Mrugnięcie

lex dubia non obligat
Zapisane
ptak
Gość
« Odpowiedz #183 : Październik 10, 2012, 11:13:16 »

Cytat: Kiara
Myśliciele nauczali i nauczają iż wszystko co odczuwasz jako zło dla siebie jest nim

Czyli subiektywne odczucie. A co z obiektywizmem?  Duży uśmiech

Co do wymuszania przysiąg, zgadzam się. Nie powinno być wymuszania.
Ale przyszli małżonkowie formalizując małżeństwo sami dobrowolnie deklarują się złożyć przysięgę.
Nikt ich nie zmusza do tego. Gdy nie chcą, mogą nie formalizować związku.

No i wciąż nie odnosisz się do doktryny potępienia, reprezentowanej przez esseńczyków.
Chociaż nie musisz, bo cóż tu można powiedzieć?  Chichot
Zapisane
Fair Lady
Gość
« Odpowiedz #184 : Październik 10, 2012, 11:39:17 »

Niektorzy lubia skaladac przysiege malzenska w najrozniejszych miejscach np. w Las Vegas, tam nie potrzeba zadnych ceregieli, nawet jezyka nie trzeba porzadnie znac. Zaznaczam, ze akt slubu jest wazny na calym swiecie. Wow!

A tak na marginesie to wsrod moich znajomych z realu jest mniej wiecej 50/50 czyli tych wytrwalych w przysiedze (oficjalnie) i tych co sie z okowow malzenskich wezlow uwolnili.
Tylko, ze na slub kupuje sie prezenty,a na rozwod nie.
Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #185 : Październik 10, 2012, 13:02:09 »

Esseńczycy jak i Myśliciele uznają iż wieź międzyludzką tworzy miłość, zatem ona i tylko ona  łączy związki prawdziwie. Gdy wygasa ( może to zaistnieć i nikt nie wie czy tak się stanie czy nie)  ludzie w związkach mają prawo do rozłączenia się. Co wcale nie zdejmuje z nich obowiązków wobec potrzebującego pomocy współmałżonka czy dzieci. To są już oddzielne sprawy i oddzielny temat uregulowań prawnych.
Oczywiście iż trzeba ponosić odpowiedzialność z danego słowa i wziętych na siebie obowiązkowa, ale nie jest to powód do wymuszania trwania związku , który chociaż by  przez jednego z partnerów jest już nie chciany.

Żadne więzienie ludzi nie jest ich dobrem , lepiej się rozstać i pozostać przyjaciółmi( o ile jest to możliwe) niż budować w życiu  z kimś ale tylko   obok nienawiść , złość i zgorzknienie.


Kiara Uśmiech Uśmiech
« Ostatnia zmiana: Październik 10, 2012, 14:57:09 wysłane przez Kiara » Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #186 : Październik 10, 2012, 14:31:12 »


Fakt, nie wiem co mnie spotka za klika czy kilkadziesiąt lat, ale już wcześniej jak i teraz robię co tylko możliwe abym nie musiał się za swoje zachowanie wstydzić. Dużo wcześniej pracowałem aby zmaksymalizować szanse na dochowanie przysięgi, szczęśliwe dochowanie - nie mylić z poczuciem kajdan.
No to masz cel życiowy i musisz wypaść jak najlepiej Duży uśmiech

Cytuj
Nie muszę dzisiaj chować się za "w imię miłości daliśmy sobie wolność"...
Chować się za tym ? Chłopie masz kupę wyobrażeń w głowie na ten temat, a rzecz wcale nie polega na unikaniu wyimaginowanych straszaków.
Jeśli twierdzisz, że kochasz z wzajemnością i jesteś szczęśliwy to nie ma powodu, aby Tobie nie wierzyć, ale tak samo nie ma powodów nie wierzyć w to, że ludzie dają sobie wolność aby móc dalej kochać ... choćby i dlatego, aby tzw sobą nie więzić drugiej osoby. To, że Tobie się to w pale nie mieści doprawdy nic nie znaczy.
A nie mieści Ci się, bo jak mantrę powtarzasz w kółko ten sam tekst o chowaniu się za .... o dupochronach, ... unikach , .... człowieku. Czego Ty się boisz ? W życiu na prawdę nie ma się czego bać Chichot
Cytuj
Nie kłamię, nie przestawiam faktów, nie konfabuluję - dlatego nie muszę uciekać od dyskusji z kimkolwiek, nie muszę rozmywać tematów aby tuszować swoje wpadki.
Słowem chłop z Ciebie szczery , otwarty, miłosierny , osz kurde że niemalże doskonały. I faktycznie, w swoim mniemaniu kimś takim jesteś. Swoje wpadki tylko Ty sam uznajesz za wpadki, o ile je dostrzeżesz, tak samo jak jedynie Ty sam masz o sobie mniemanie.
To bezpieczne ciepełko jednakże również jest iluzją. Nawet nie wiesz o tym ,no bo i skąd miałbyś to wiedzieć, że te obietnice małżeńskie (a nawet wszystko, co wydaje się takie stałe, czyste i niezmienne ) są kłamstwem, bo osadzone są w fałszywej i  zakłamanej rzeczywistości, co zdaje się w tej materii wykazywać Kiara .
Zapisane
Przebiśnieg
Gość
« Odpowiedz #187 : Październik 10, 2012, 17:11:07 »

Moim skromnym zdaniem związek dwojga ludzi (kobieta i facio o innych nie piszę Duży uśmiech) jest w porządku dopóki jest w nim miejsce na akceptację drugiego.
Pomocne bywa postawienie drugiego jako lustra i jeżeli coś w tym lustrze na nas działa negatywnie to wypadało by to u siebie sprawdzić.
Akceptacja inności drugiego pomaga też dlatego, że hm z punktu widzenia energetycznego to to co dla faceta jest sufitem dla kobiety jest podłogą i dlatego facet czując się hm ...gorszym może sięgnąć do przewagi fizycznej budowy ciała.
Więc kobieta powinna pierwsza ustąpić w/g starej zasady mądrzejszy głupszemu zawsze pierwszy ustąpi Duży uśmiech
Moim skromnym zdaniem nie trzeba sobie przysięgać ale jak już ktoś to zrobi to dlaczego nie samo w sobie nie jest złe chyba, że zadział wytrych tzn załączy się prawo własności, bo wtedy cóż ....
W każdym razie moim skromnym zdaniem za złamanie przysięgi małżeńskiej winowajce powinno się karać klasztorem Duży uśmiech lub kolonia karną  Duży uśmiech hm dybami.... Duży uśmiech
Albo przysięga albo nie a jak przysięga i nie dochowuje wierności to ...to na pustelnika za karę Duży uśmiech
to pa Duży uśmiech
Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #188 : Październik 10, 2012, 22:35:50 »

No to masz cel życiowy i musisz wypaść jak najlepiej
Nie muszę, ale chcę, to subtelna różnica. I nie rozumiem co jest nagannego czy do wyśmiania w tym, że ktoś chce wzrastać? Czyż nie o tym jest to forum?

Jeśli twierdzisz, że kochasz z wzajemnością i jesteś szczęśliwy to nie ma powodu, aby Tobie nie wierzyć, ale tak samo nie ma powodów nie wierzyć w to, że ludzie dają sobie wolność aby móc dalej kochać ... choćby i dlatego, aby tzw sobą nie więzić drugiej osoby. To, że Tobie się to w pale nie mieści doprawdy nic nie znaczy.
East, czyżbyś Ty także "dawał wolność"? Niestety takie rzeczy mi się mieszczą, tylko, że powody są odmienne do tych którymi staracie się podpierać... Ciężko mi tylko pojąć, że ni z tego ni z owego (bo przecież zapewniacie, ze rozstanie podyktowane jest... miłością) osoby które z powodu miłości zdecydowały się być ze sobą, kochają się nagle... muszą... khm... przepraszam w imię tejże miłości się rozstają. Więc albo to co ich połączyło nie było miłością (i  byc może zabrakło rozeznania/pewnej chronologii to zapewniającej), albo to co czują teraz nie jest miłością, albo powód rozstania jest taki, że nie mogą ze sobą już wytrzymać... ewentualnie dzięki wzajemnej "miłości" zmienili się na gorsze... Ale wtedy ględzenie o wznoszącym rozwoju duchowych idzie w las...

Przykład z poradni małżeńskiej. Mąż - jeszcze - mówi, że nie może już z zoną wytrzymać (przynajmniej nazwał uczciwie rzeczy po imieniu a nie smęcił o dawaniu wolności w imię miłości), że
żona uosabia wiele negatywnych cech i dalej narzekania. W końcu słowotok zostaje mu przerwany pytaniem: Panie, to po coś Pan z taką wiedźmą się żenił? Krótkie zdziwienie i wybełkotał: no ale jak się żeniłem to taka nie był, wręcz przeciwnie... W odpowiedzi na to usłyszał: w takim razie przy panu się tak zmieniła...  Mina człowieka zresetowanego... Powoli, powoli, to małżeństwo dało się uratować i jak stwierdził ponownie są szczęśliwi...
Tyle tylko, że trzeba uczciwie przyznać się do swoich błędów i chcieć je naprawić, zrezygnować z egoizmu, popracować, czyli... dokopać się chociaż do iskierki pierwotnego uczucia.

A nie mieści Ci się, bo jak mantrę powtarzasz w kółko ten sam tekst o chowaniu się za .... o dupochronach, ... unikach , .... człowieku. Czego Ty się boisz ? W życiu na prawdę nie ma się czego bać
Ależ ciągle te dupochrony są budowane. Co do strachu - niewielu rzeczy się boję, ale są takie. Natomiast unikanie obietnic, deklaracji, przyrzeczeń - jest właśnie strachem przed odpowiedzialnością i własną ułomnością (której to w świetle jupiterów bez zająknięcia się powtarza), antykoncepcja czy usuwanie ciąży - to nic innego jak strach przed dzieckiem, bezbronną istotą; tudzież strach przed pozbawieniem możliwości bezkonsekwencyjnego, w dowolnej chwili zaspokajania chęci na przyjemność... I Wy będziecie zarzucali mi strach? No proszę, darujcie...

Słowem chłop z Ciebie szczery , otwarty, miłosierny , osz kurde że niemalże doskonały. I faktycznie, w swoim mniemaniu kimś takim jesteś. Swoje wpadki tylko Ty sam uznajesz za wpadki, o ile je dostrzeżesz, tak samo jak jedynie Ty sam masz o sobie mniemanie.
Jestem świadomy swoich mocnych cech jak i ułomności i jako jeden z nielicznych, na tle tych wszystkich wspaniałych mam odwagę wprost, bez ogródek do niedoskonałości się przyznać. Szczerość jest tutaj również często niezbyt mile widziana, bo zaraz pojawiają się oskarżenia o chęć prowokowania sprzeczek, czy tez insynuowanie ograniczeń w pojmowaniu/postrzeganiu.

Jeżeli czegoś jestem ciekaw, istoty sprawy to ją analizuję, w tym uważnie patrzę na efekty. Także na tym forum przeczytałem wiele teorii, których potwierdzenia szukałem w otaczającym świecie czy też zachowaniu osób je propagujących. Niestety większość z tych teorii pozostała wyłącznie teoriami. Widzę czasami również, że ktoś ma lepszy pomysł, lepiej sobie radzi, a mi ciężko mi do tego dorównać, jednak wtedy nie ciągnę go w dół, nie wyśmiewam, że nie ma pojęcia o czym mówi, że ma chore wyobrażenia... Zabawne jest to, że wiele z moich zasad, schematów postępowania wyśmiewacie, a gdy pokazuję, że równanie w praktyce działa (w przeciwieństwie do wielu Waszych), nadal to czynicie - pisząc o przedstawionych owocach jako dyrdymałach, bleblaniach, czy też "nie obchodzi mnie to"... Ok, można i tak.

East, zastanawia mnie jedna rzecz - dlaczego od życia, realnego życia uciekłeś w zaprzeczanie istnienia czegokolwiek. To, że schowasz głowę w piasek/zamkniesz oczy nie oznacza, że świat przestaje istnieć... Skoro jak twierdzisz Ciebie nie ma, mnie nie ma... to nie ma też i moich wyobrażeń o czymkolwiek - a takowe (nietrafne) mi raczysz zarzucać.
Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #189 : Październik 11, 2012, 08:45:06 »


.. Ciężko mi tylko pojąć, że ni z tego ni z owego (bo przecież zapewniacie, ze rozstanie podyktowane jest... miłością) osoby które z powodu miłości zdecydowały się być ze sobą, kochają się nagle... muszą... khm... przepraszam w imię tejże miłości się rozstają. Więc albo to co ich połączyło nie było miłością (i  byc może zabrakło rozeznania/pewnej chronologii to zapewniającej), albo to co czują teraz nie jest miłością, albo powód rozstania jest taki, że nie mogą ze sobą już wytrzymać...


A nie pomyślałeś, że może to "rozstanie z miłości" to również etap wzrastania i to wykraczający poza tradycyjne pojęcie związku ?
Poza więzi typu MOJA kobieta, MÓJ facet. Czarno-biała klisza tradycyjnego rozumienia związku to jeszcze nie cały świat, Arteq . Zresztą od wieków miłość przekraczała tabu.
Może obejrzyj kilka filmów, albo poczytaj romanse takie jak Romeo i Julia. Z wielkiej miłości to nawet można zabić, wiedziałeś o tym ? Z miłości, a nie z nienawiści. A Ciebie oburza rozstanie z miłości, uwolnienie ... brak przywiązań. Co nie oznacza nieodpowiedzialności za dzieci.

Cytuj
Przykład z poradni małżeńskiej. Mąż - jeszcze - mówi, że nie może już z zoną wytrzymać (przynajmniej nazwał uczciwie rzeczy po imieniu a nie smęcił o dawaniu wolności w imię miłości), że
żona uosabia wiele negatywnych cech i dalej narzekania. W końcu słowotok zostaje mu przerwany pytaniem: Panie, to po coś Pan z taką wiedźmą się żenił? Krótkie zdziwienie i wybełkotał: no ale jak się żeniłem to taka nie był, wręcz przeciwnie... W odpowiedzi na to usłyszał: w takim razie przy panu się tak zmieniła...  Mina człowieka zresetowanego... Powoli, powoli, to małżeństwo dało się uratować i jak stwierdził ponownie są szczęśliwi...


No właśnie, ludzie nie wiedzą sami kim są, nie widzą nawet tego, co powodują ( ze wzajemnością zresztą) ,bo trzymają się wyobrażeń . Dla nich nawet URATOWANIE MAŁŻEŃSTWA to po prostu kolejne wcielenie wdrukowane i utożsamione , tylko że oni o tym nie wiedzą. Śnią swoje sny całe życie. Praca nad sobą to syzyfowa robota bo to jakby wiecznie rzeźbić kawałek drewna. Można ciągle z tego coś nowego wycinać co i tak nie ożywi rzeźby. Ale za to doradcy rzeźbiarza mają "pracę" (poradnie).
Cytuj
Tyle tylko, że trzeba uczciwie przyznać się do swoich błędów i chcieć je naprawić, zrezygnować z egoizmu, popracować, czyli... dokopać się chociaż do iskierki pierwotnego uczucia.

Dobrze, ale uczciwie, bez przyjmowania kolejnych protez wstawianych przez tzw autorytety od zwiazków. Nie bój się zobaczyć iluzji Chichot

.
Cytuj
Natomiast unikanie obietnic, deklaracji, przyrzeczeń - jest właśnie strachem przed odpowiedzialnością i własną ułomnością

Mylisz to z elementarną uczciwością. Nie można obiecać czegoś na co nie masz wpływu.
Cytuj
Jestem (..)
Nie , nie jesteś, ale to temat na inny wątek. Tutaj jest dyskusja o małżeństwie Duży uśmiech

Cytuj
East, zastanawia mnie jedna rzecz - dlaczego od życia, realnego życia uciekłeś w zaprzeczanie istnienia czegokolwiek.

Widzisz, to co projektujesz to są mniemania człowieka zaślepionego SOBĄ i swoimi wyobrażeniami. Nie ma ucieczki od niczego, za to jest rozpoznanie tego , co jest. To jest żywe, jest życiem, jest wszystkim, nikt temu nie zaprzecza (skąd to wyobrażenie w głowie Artka ?). Realne życie to poziomy dużo głębsze niż papier od instytucji państwowej lub kościelnej i usiłowanie podporządkowania temu całego życia. Bo tak robią wszyscy, bo tak JA czuję ?

 
Cytuj
To, że schowasz głowę w piasek/zamkniesz oczy nie oznacza, że świat przestaje istnieć...
Ale właśnie to TY zamykasz oczy na świat ,Ty chowasz głowę w piach trzymając się swoich wyobrażeń o tym co i jakie jest.

Największą ściemą jest JA, którym siebie widzisz. Popatrz, że ludzie w poradniach małżeńskich to odkrywają również, ale wnioski wyciągają nie do końca właściwe zatrzymując się w pół drogi. To, że odkrywają iż to z nimi jest coś nie tak, to tylko część prawdy. Całkowitą prawdą jest to, że JA nie istnieje. Jest fikcją. Błąd polega na budowaniu nowych uzależnień i nowych wizerunków siebie - tego co jest fałszem samo w sobie.
Cytuj
Skoro jak twierdzisz Ciebie nie ma, mnie nie ma... to nie ma też i moich wyobrażeń o czymkolwiek - a takowe (nietrafne) mi raczysz zarzucać.

To jest jak gra komputerowa w którą się bawi życie, udając ,że jest tym ludzikiem grającym w grę. Przekręt polega na tym, że nastąpiło utożsamienie z pionkiem na planszy. To tylko pionki tu się przerzucają ilością oczek i "najswoiszych" racji Duży uśmiech
Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #190 : Październik 11, 2012, 17:17:22 »

A nie pomyślałeś, że może to "rozstanie z miłości" to również etap wzrastania i to wykraczający poza tradycyjne pojęcie związku ?
Pomyślałem, że ktoś może w takie tłumaczenie uciekać szukając dla siebie usprawiedliwienia. Kolejny etap wzrastania poprzez pozostawienie ot tak, osób które się rzekomo kocha??? Jak rozumiem w takich sytuacjach wydaje się uroczyste przyjęcie, wszyscy są szczęśliwi, dzieci wprost rozpromienione... Kocham Cię, kocham dzieci, więc... Was porzucam... Słowo miłość niestety zostało mocno wyświechtane, a takie sytuacje właśnie mocno na to zapracowały... Do tego East, gdyby nawet na chwilę założyć, że takowe "rozstanie z miłości" to kolejny etap w miłości/doskonaleniu się, to człowiek po takim zabiegu nie powinien wiązać się już z inną osobą, bo byłaby to czystej wody hipokryzja - no wszak ten etap ma za sobą...
Daj spokój, wiem, że w pewnych przypadkach postrzegacie mnie jak idiotę, ale teraz..., no proszę...

Poza więzi typu MOJA kobieta, MÓJ facet. Czarno-biała klisza tradycyjnego rozumienia związku to jeszcze nie cały świat, Arteq . Zresztą od wieków miłość przekraczała tabu.
East, na temat tego przymiotnika już rozmawialiśmy, ale przypomnę. Niestety język polski nie ma tutaj szerszego pola manewru, ale dlaczego upierasz się w kontekście, że moja = niewolnicza własność? Wtedy zapytałem się Ciebie o alternatywne określenie dla "moja" które jednoznacznie ucinałoby podejrzenia o taki tak myślenia... pytałem jakim przymiotnikiem określiłbyś np. dzieci które począłeś... nie otrzymałem odpowiedzi.

Może obejrzyj kilka filmów, albo poczytaj romanse takie jak Romeo i Julia. Z wielkiej miłości to nawet można zabić, wiedziałeś o tym ? Z miłości, a nie z nienawiści. A Ciebie oburza rozstanie z miłości, uwolnienie ... brak przywiązań. Co nie oznacza nieodpowiedzialności za dzieci.
Kolejna bzdura, bo każesz mi wierzyć, że człowiek dokonując jednej z największych zbrodni - zabijając innego człowieka - ma wtedy w sercu miłość? Nią się kieruje? Według mnie wtedy nie ma krzty miłości, za to mogą władać nim wtedy zawiść, nienawiść, strach, żądza... Ponadto każesz mi wierzyć, jakoby kolejnym, wyższym etapem miłości jest... porzucenie/rozstanie??? Hmmm... to może było sobie kochać na odległość i nie zawracać komuś głowy... Albo - skoro popieracie ideę reinkarnacji - to może w tym życiu do końca zachowaj się już przyzwoicie (nie mówiąc o miłości) a kolejny szczebelek - wolność - zaplanujesz sobie na kolejne życie... Co do dzieci, to praktycznie każde (poza sytuacjami gdy rodzic jest katem) rozstanie rodziców jest krzywdzeniem ich, żadne dziecko nie chce rozstania rodziców. Każde chce pełnej, kochającej się rodziny. I to jest idealne środowisko do optymalnego wzrostu dziecka - szczególnie psychicznego. Każde odstępstwo od tego bardziej lub mniej lecz zawsze niekorzystnie wpływa na rozwój dziecka. Tłumaczenie, że będę dał o dzieci, bo zajrzę w weekend, czy w jakieś popołudnie "na tygodniu", zadzwonię, zabiorę na wakacje jest wyłącznie protezą.

No właśnie, ludzie nie wiedzą sami kim są, nie widzą nawet tego, co powodują ( ze wzajemnością zresztą) ,bo trzymają się wyobrażeń . Dla nich nawet URATOWANIE MAŁŻEŃSTWA to po prostu kolejne wcielenie wdrukowane i utożsamione , tylko że oni o tym nie wiedzą. Śnią swoje sny całe życie. Praca nad sobą to syzyfowa robota bo to jakby wiecznie rzeźbić kawałek drewna. Można ciągle z tego coś nowego wycinać co i tak nie ożywi rzeźby. Ale za to doradcy rzeźbiarza mają "pracę" (poradnie).
Tak, ludzie się gubią. Czasami uda im się pomóc odzyskać wzrok... Nie wiem dlaczego to powrót do szczęścia miałby być czymś negatywnym, dlaczego szczęście żony czującej, że mąż ponownie daje jej szczęście jest zły, dlaczego radość dzieci, że ojciec powraca do domu/przestaje się kłócić z matką jest nieodpowiednie? A osoba która w tym cokolwiek pomogła posądzana jest o małostkowość? Tak, East, praca nad sobą jest ciężką, a końca nie widać, no ale wszak zapewniacie że chodzi o doskonalenie się, wzrastanie...Więc jak to w końcu jest? Jeżeli samemu nie wystarcza Ci sił, chęci czy zapału aby "porzeźbić" to nie neguj pracy i pozytywnych chęci u innych.

Dobrze, ale uczciwie, bez przyjmowania kolejnych protez wstawianych przez tzw autorytety od zwiazków. Nie bój się zobaczyć iluzji Chichot
Dosyć pyszałkowatym byłoby stwierdzenie, że jesteśmy najmądrzejsi, wiemy wszystko najlepiej i nikt nie jest w stanie poradzić sobie z daną sprawą lepiej. A już ociera się o głupotę w sytuacji gdy dana sprawa jednak nas przerosła...

Mylisz to z elementarną uczciwością. Nie można obiecać czegoś na co nie masz wpływu.
Ależ ma się wpływ, gdy tylko się chce. Co najwyżej wymaga to wysiłku, no ale wysiłek w imię miłości jest słodyczą. Na co nie masz wpływu? Czyżbyś nie miał wpływu aby być np. uczciwym, przyzwoitym, starać się dawać szczęście, nie zdradzać, prawdomównym? Zawsze możesz być przyzwoitym człowiekiem, zawsze - czasami tylko cena za to jest znaczna.

Realne życie to poziomy dużo głębsze niż papier od instytucji państwowej lub kościelnej i usiłowanie podporządkowania temu całego życia. Bo tak robią wszyscy, bo tak JA czuję ?
East, smutne, że małżeństwo któryś raz przyrównujesz do papierka, jakoby on był wyłącznym czy też głównym gwarantem szczęścia w nim. "Papierek" to oficjalne potwierdzenie zamiarów, pragnień czasami papierek lakmusowy prawdziwych zamiarów - dla mnie małżeństwo to również sakrament i wypływająca z niego siła - pomoc Boża, co potwierdzają nawet suche statystyki jak również i słowa samych zainteresowanych.

Ale właśnie to TY zamykasz oczy na świat ,Ty chowasz głowę w piach trzymając się swoich wyobrażeń o tym co i jakie jest.
Hmmm... East, widzę efekty tych "wyobrażeń" jak również efekty wyobrażeń przeciwnych...

To jest jak gra komputerowa w którą się bawi życie, udając ,że jest tym ludzikiem grającym w grę. Przekręt polega na tym, że nastąpiło utożsamienie z pionkiem na planszy. To tylko pionki tu się przerzucają ilością oczek i "najswoiszych" racji Duży uśmiech
Nie przerzucam się, rozmawiam, bo można byłoby to wszystko szybko wyjaśnić mówiąc sprawdzam - do czego namawiam, ale wtedy zamiast "wyłożenia kart" słyszę - nie interesują nie "dyrdymały", bądź "to zamach na prywatność", etc...
Ponadto dziwnym jest, że jeżeli to gra, ściema, złudzenie i do tego - jak twierdzisz - jesteś tego świadomy... tak chętnie w tym grasz, dyskutujesz z kimś kogo nie ma... dyskutujesz z jego poglądami - które są podwójnym złudzeniem... Syndrom wyimaginowanego "kolegi"?

Jednak winny jestem Ci podziękowania, za rozmowę, wyłuszczenie swoich poglądów, racji - które to z każdym krokiem upewniają mnie co do poczynionych obserwacji i przypuszczeń. Dziękuję za to bez jakichkolwiek ukrytych podtekstów.
Zapisane
Przebiśnieg
Gość
« Odpowiedz #191 : Październik 11, 2012, 19:20:14 »

Ok arteq Duży uśmiech
A jak sobie radzisz z tym zjawiskiem Cool
Znaczy budzisz się i koło Ciebie ta sama twarz Duży uśmiech
Budzisz się po roku i znowu ta sama twarz Duży uśmiech
Budzisz się po kilku latach i znowu ta sama twarz Duży uśmiech
Podobno tez kobieta jest jak pocisk wpada w oko dziurawi kieszeń i wychodzi bokiem Duży uśmiech
to pa Duży uśmiech
Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #192 : Październik 11, 2012, 19:22:58 »

Cieszę się i nie wiem dlaczego opisujesz tą sytuację jako problem?
« Ostatnia zmiana: Październik 11, 2012, 19:23:33 wysłane przez arteq » Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #193 : Październik 12, 2012, 00:09:52 »

A nie pomyślałeś, że może to "rozstanie z miłości" to również etap wzrastania i to wykraczający poza tradycyjne pojęcie związku ?
Pomyślałem, że ktoś może w takie tłumaczenie uciekać szukając dla siebie usprawiedliwienia.
I tylko do takich wniosków jesteś zdolny ? No cóż, ale to nie dziwi, wszak JA nie jest w stanie wyjść poza własne ograniczenia. To co widzisz opisujesz własnym aparatem poznawczym, a więc -> "ucieczka w usprawiedliwienia".
 
Cytuj
Kolejny etap wzrastania poprzez pozostawienie ot tak, osób które się rzekomo kocha???

To, co postrzegasz jako pozostawienie "ot tak" wiąże się z najwyższym możliwym poświęceniem SIEBIE. A jednocześnie jest to logiczny krok we wzrastaniu. Porzucenie siebie i przywiązań między innymi dla innych, dla tych których się kocha, bo oni mają prawo do innych ścieżek - bo tak wybrali. Jednocześnie - to NIE oznacza porzucania ludzi w potrzebie, zatem nie dokonuj nadinterpretacji.

Cytuj
Jak rozumiem w takich sytuacjach wydaje się uroczyste przyjęcie, wszyscy są szczęśliwi, dzieci wprost rozpromienione...

Nie mieszaj do tego dzieci. Nie masz pojęcia jak dzieci postrzegają rodziców . Jeśli nie widzą nienawiści, jeśli każde okazuje dziecku miłość, a jednocześnie ani słowem na ex-małżonka nie narzeka, to różnica dla dziecka niewielka czy rodzice są razem czy nie. A dorośli faktycznie mogą wydać przyjęcie z powodu rozstania , a nawet są takie pary, które celebrują to bardziej intymnie Mrugnięcie
To znowu przekroczenie pewnych wyobrażeń i katolickich tabu w myśl których rozstający się rodzice czynią dziecku piekło, a sami powinni się pozabijać o parę groszy.

Cytuj
Kocham Cię, kocham dzieci, więc... Was porzucam...
Nie do końca, ale tak. Odchodzę, chociaż kocham , a nawet dlatego, ponieważ kocham i oni kochają również, tyle że inne obiekty Mrugnięcie Coś takiego jak brak zazdrości chyba się Tobie w głowie nie mieści również Arteq ?
I nie chodzi tu o porzucanie, bo porzucić to możesz sobie brudne buty. To słowo nie musi oddawać istoty rozstania.

Cytuj
Słowo miłość niestety zostało mocno wyświechtane, a takie sytuacje właśnie mocno na to zapracowały...

A Ty sobie zrobiłeś zeń ikonę. Miłość jest naturalnym stanem bycia człowieka. Nie zależy od kogoś drugiego , ani trzeciego.

Cytuj
Do tego East, gdyby nawet na chwilę założyć, że takowe "rozstanie z miłości" to kolejny etap w miłości/doskonaleniu się, to człowiek po takim zabiegu nie powinien wiązać się już z inną osobą, bo byłaby to czystej wody hipokryzja - no wszak ten etap ma za sobą...
Bez sensu założenie. Co ma miłość do wiązania lub nie wiązania się w pary ? Ludzie ze sobą bardziej lub mniej rezonują i to na bardzo wielu różnych płaszczyznach. Miłość niejedno ma imię i nie jest to atrybut do zawłaszczenia dla małżeństwa, a samo małżeństwo nie powinno być szczytem miłości.
Sprowadzanie Miłości do małżeństwa "po bożemu" to zawłaszczanie tej pięknej energii do celów podporządkowanych programowaniu społecznemu. Oczywiście są ludzie, jak Ty i Twoja małżonka ,którzy się realizują w 100% w małżeństwie i to jest też w porządku. Tylko ,że nie w porządku jest to, kiedy tacy ludzie zaczynają porządkować innym życie wg własnych reguł.

Państwo wspiera rzekomo małżeństwo (no bo ta pierwotna komórka społeczna napędza całą machinę ) poradniami i poradami specjalistów od socjotechniki. To już jest cały przemysł do urabiania  umysłów.

Tak czy inaczej utknięcie w utartych katolickich schematach bardzo blokuje , a wręcz zniewala samą Miłość. Bo ona jest tak na prawdę wolna i kpi sobie z prób jej ujarzmiania i kodyfikowania. I bardzo dobrze Chichot

Cytuj
... pytałem jakim przymiotnikiem określiłbyś np. dzieci które począłeś... nie otrzymałem odpowiedzi.
Po prostu DZIECI. Bez przymiotników.

Cytuj
Kolejna bzdura, bo każesz mi wierzyć, że człowiek dokonując jednej z największych zbrodni - zabijając innego człowieka - ma wtedy w sercu miłość? Nią się kieruje?

JA Ci każę ? Nie, po prostu dostarczam Ci materiałów do przemyśleń, bo nic nie jest takie jakie sobie poszufladkowałeś, a tym bardziej miłość. Miłość szalona bywa, czasami nieszczęśliwa, czasem przekracza nawet granice życia i śmierci, granice ważności własnej.
W czasach ekstremalnego zagrożenia ludzie idą zabijać z miłości. Z miłości do swojego kraju i swoich rodzin. Idą zabijać innych ojców i synów , dzieci takie same jak "własne". To wszystko z poczucia miłości, Arteq i to nawet wiedząc, że sami nie przeżyją. I nawet bez nienawiści do tzw wroga. To się w ogóle w głowie nie mieści, ale tak właśnie ludzie są urabiani, tak są wykorzystywani. Miłością się wygrywa brudne interesy klas nielicznych.

Cytuj
Według mnie wtedy nie ma krzty miłości, za to mogą władać nim wtedy zawiść, nienawiść, strach, żądza...
Łatwo tak zwalać na niskie wibracje aby obronić wyobrażenia o miłości.

Cytuj
Ponadto każesz mi wierzyć, jakoby kolejnym, wyższym etapem miłości jest... porzucenie/rozstanie???

Nie każę niczego. Chodzi o to, że ... wszystko się zmienia. Ulega rozszerzeniu, połączeniu, uwzniośleniu. Nie ma porzucenia, ale też nie ma uwięzienia. Ludzie wchodząc w różne relacje i w nowe związki nie muszą jednocześnie nienawidzić "starych" partnerów. Zresztą w pewnym sensie "stara miłość" nie rdzewieje Mrugnięcie . Dzieci nie muszą cierpieć, a odwrotnie, mogą doświadczyć że są kochane przez nawet większą rodzinę . Mają trzech dziadków i trzy babcie, albo i więcej hahaha. Czy to Ciebie strasznie razi ?
Cytuj
Hmmm... to może było sobie kochać na odległość i nie zawracać komuś głowy...

A to jest jeden z aspektów miłości. Są i takie związki nieskonsumowane hahaha Duży uśmiech
Co w tym złego ?

Cytuj
... Co do dzieci, to praktycznie każde (poza sytuacjami gdy rodzic jest katem) rozstanie rodziców jest krzywdzeniem ich, żadne dziecko nie chce rozstania rodziców. Każde chce pełnej, kochającej się rodziny. I to jest idealne środowisko do optymalnego wzrostu dziecka - szczególnie psychicznego. Każde odstępstwo od tego bardziej lub mniej lecz zawsze niekorzystnie wpływa na rozwój dziecka.

Ateq napakowałeś się różnymi przekonaniami ,których nawet osobiście nie sprawdziłeś, a jedynie postraszono Cię nimi w poradniach, w szkołach, albo z ambony. Nic z tego co piszesz nie jest prawdą ostateczną. To ,że rozstania pomiędzy ludźmi o wysokim stopniu przywiązania do SIEBIE ( do wyobrażeń i mniemań o sobie, albo o szczęściu dziecka)  teraz dominują , to efekt społecznego programowania określonego modelu rodziny , a nie jakaś reguła , czy norma. Statystyki tylko pokazują ludzkie zombie urobione przez tzw autorytety moralne, ale jest to tylko pokaz skali utożsamień z iluzorycznym , kłamliwym JA.

Przestań powtarzać wprogramowane do umysłu regułki bo świat się zmienia i nic nie będzie tak, jak to postrzegasz.
Cytuj
Tłumaczenie, że będę dał o dzieci, bo zajrzę w weekend, czy w jakieś popołudnie "na tygodniu", zadzwonię, zabiorę na wakacje jest wyłącznie protezą.
Są ludzie wychowani w takich właśnie rodzinach i wcale nie gorsi od tzw porządnych katolików. Dzieci nie należą do Ciebie, a ich styl i charakter niekoniecznie będzie pozytywny dlateo, że  będziesz ich nasączał swoją osobą 24h/24h. Ileż to dzieci z tzw "porządnych rodzin" popełnia przestępstwa lub wykroczenia ? Jest ich dużo.

Cytuj
. Nie wiem dlaczego to powrót do szczęścia miałby być czymś negatywnym, dlaczego szczęście żony czującej, że mąż ponownie daje jej szczęście jest zły, dlaczego radość dzieci, że ojciec powraca do domu/przestaje się kłócić z matką jest nieodpowiednie?
Ależ nic w tym złego O ILE właśnie tego człowiek oczekuje. Tyle, że nie szufladkuj tego podług swojego widzimisię i przyjętych z góry kryteriów ocen co do ludzkiego szczęścia . I tylko tyle.

Cytuj
Tak, East, praca nad sobą jest ciężką, a końca nie widać, no ale wszak zapewniacie że chodzi o doskonalenie się, wzrastanie...Więc jak to w końcu jest? Jeżeli samemu nie wystarcza Ci sił, chęci czy zapału aby "porzeźbić" to nie neguj pracy i pozytywnych chęci u innych.
Nie neguję , ale i Ty nie neguj dróg o których nie masz pojęcia. Swoje oceny sytuacji w oparciu o własne przekonania zostaw dla siebie. Nie dostaniesz końcowych wniosków na tacy, ani wyjaśnień bo nawet jakbyś takie dostał to na obecnym etapie odrzucisz je, albo nie zrozumiesz i nie ma w tym niczego złego.
Wzrastanie to wzrastanie a nie praca nad sobą, przynajmniej na pewnym etapie. Nie chodzi tu o etap wyższy czy lepszy w odniesieniu do Twojego. Po prostu to coś zupełnie innego.
Rzeźbienie siebie to nie kończąca się zabawa , a kiedy już przestaje bawić, to zmienia się postrzeganie, co nie znaczy, że musi być krzywdzenie kogokolwiek.

Cytuj
Dosyć pyszałkowatym byłoby stwierdzenie, że jesteśmy najmądrzejsi, wiemy wszystko najlepiej i nikt nie jest w stanie poradzić sobie z daną sprawą lepiej.

Tak, byłoby, ale nie chodzi o to, że lepiej czy że inni gorzej. To są inne etapy rozwoju i tyle.

Cytuj
A już ociera się o głupotę w sytuacji gdy dana sprawa jednak nas przerosła...
Nie czyń założeń nie do udowodnienia opierając się na niepełnych danych Duży uśmiech Twoje postrzeganie nie musi być wyrocznią dla innych, a to usiłujesz czynić teraz.

Cytuj
Mylisz to z elementarną uczciwością. Nie można obiecać czegoś na co nie masz wpływu.
Ależ ma się wpływ, gdy tylko się chce.
Pozory wpływu, a efekty mogą być opłakane dla każdej ze stron, ale przecież to nie ważne co nie? Byle mieć wpływ hahaha Duży uśmiech Jakikolwiek.
Cytuj
Co najwyżej wymaga to wysiłku, no ale wysiłek w imię miłości jest słodyczą.

Można się w to wkręcić pod warunkiem że się nie krzywdzi innych przy tym.

Cytuj
Na co nie masz wpływu? Czyżbyś nie miał wpływu aby być np. uczciwym, przyzwoitym, starać się dawać szczęście, nie zdradzać, prawdomównym?
Tak, na to też nie masz wpływu nawet jeśli uważasz teraz ,że to wszystko TY robisz.
Kiedy przyciśniesz dziecko do muru pytaniem gromowładnego ojca "DLACZEGO SKŁAMAŁEŚ?"  ono, kuląc się ze strachu, powie prawdę - " bo ten smok w głowie mówi mi skłam, skłam, skłam " .Ty nie przyjmiesz tego za wyjaśnienie, bo Ty musisz usłyszeć od dziecka, że to ONO skłamało, a nie jakiś tam smok w głowie. Nie rozumiesz tego, że dziecko mówi w tym momencie prawdę. Nie rozumiesz, bo zapomniałeś, bo sam tak robiłeś bo to widziałeś, bo w końcu stałeś się smokiem w głowie w ten sam sposób w jaki teraz wymuszasz na dziecku odpowiedź.
Nie pisz mi że to jakieś bzdury Arteq bo w głębi duszy wiesz, że tak jest. Tylko zapomniałeś o tym. I dziś wypierasz to nawet, kiedy dziecko to pokazuje. Na wiele rzeczy nie mamy wpływu, bo tak na prawdę to COŚ z czym się utożsamiliśmy ten wpływ przejmuje. I kreuje świat jaki ma być , jaki powinien być, a jaki nie powinien i będzie o to walczyć ze wszystkimi którzy widzą iluzję tych wyobrażeń.

JA jest ułomne, nieszczere, zdradza, kłamie i nieuczciwie postępuje. To widać. Walka z tym , lub wypieranie tego, poprzez pozornie odwrotne postępowanie, na siłę, na maksa, to jest ucieczka od przejrzenia na oczy , to budowanie własnego , niby porządnego wizerunku. Możesz czuć się super uczciwy, ale osądzając czyjąś postawę nie pomagasz.

Cytuj
Ale właśnie to TY zamykasz oczy na świat ,Ty chowasz głowę w piach trzymając się swoich wyobrażeń o tym co i jakie jest.
Hmmm... East, widzę efekty tych "wyobrażeń" jak również efekty wyobrażeń przeciwnych...
No cóż w Twoim życiu dostrzegasz to co chcesz widzieć i dopóki na prawdę nie przejrzysz na oczy to będziesz projektował tak dalej. To świetnie ,że się Tobie układa bo tak akurat się życie potoczyło. I niech ono Ciebie zawsze prowadzi w dobrą stronę, ale to nie daje Tobie prawa do ferowania wyroków.

Cytuj
można byłoby to wszystko szybko wyjaśnić mówiąc sprawdzam - do czego namawiam,
A co takiego chcesz sprawdzić ?
Czy rodzina z pięciorgiem bitych dzieci jest ważna BARDZIEJ niż ta z jedym, albo rodzina po rozwodzie z jednym szczęśliwym dzieckiem ? Jakie sprawdzanie i wg jakich kryteriów ? Twoich ulubionych ?Daruj sobie , Arteq i się nie ośmieszaj. Nie masz monopolu na rację ani na jedynie słuszne wartości.

Tematu dalej nie ma co ciągnąć.

Cytuj
Ponadto dziwnym jest, że jeżeli to gra, ściema, złudzenie i do tego - jak twierdzisz - jesteś tego świadomy... tak chętnie w tym grasz, dyskutujesz z kimś kogo nie ma... dyskutujesz z jego poglądami - które są podwójnym złudzeniem... Syndrom wyimaginowanego "kolegi"?
Nie. Nadzieja, że treść i słowa dotrą poza to , czym sądzisz, że jesteś i zarezonują.

Cytuj
Jednak winny jestem Ci podziękowania, za rozmowę, wyłuszczenie swoich poglądów, racji - które to z każdym krokiem upewniają mnie co do poczynionych obserwacji i przypuszczeń. Dziękuję za to bez jakichkolwiek ukrytych podtekstów.
TO było do przewidzenia, bo każde JA upewnia się w swoich racjach bez względu na argumenty. Ale nie dziękuj, ponieważ ziarno przebudzenia zostało zasiane a ONO , kiedy zakiełkuje, zniweczy Twój komfort poczucia SIEBIE.

Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #194 : Październik 14, 2012, 02:31:21 »

To, co postrzegasz jako pozostawienie "ot tak" wiąże się z najwyższym możliwym poświęceniem SIEBIE. A jednocześnie jest to logiczny krok we wzrastaniu.
East, już Ci napisałem - jest to czystą hipokryzją, jeżeli po takim "rozstaniu" przedstawianym przez Ciebie jako wzrost, oderwanie się od przywiązań... za chwilę ląduje w kolejnym  :]

Nie mieszaj do tego dzieci. Nie masz pojęcia jak dzieci postrzegają rodziców . Jeśli nie widzą nienawiści, jeśli każde okazuje dziecku miłość, a jednocześnie ani słowem na ex-małżonka nie narzeka, to różnica dla dziecka niewielka czy rodzice są razem czy nie. A dorośli faktycznie mogą wydać przyjęcie z powodu rozstania , a nawet są takie pary, które celebrują to bardziej intymnie Mrugnięcie To znowu przekroczenie pewnych wyobrażeń i katolickich tabu w myśl których rozstający się rodzice czynią dziecku piekło, a sami powinni się pozabijać o parę groszy.
Przecież dzieci "same" zostały wmieszane - uczestniczą w tym "uwolnieniu" i "wzroście" rodziców. Mam również pojęcie na temat tego jak dzieci potrafią postrzegać, jak wnikliwie oraz jak takie "dawanie miłości" przekłada się na ich rozwój, problemu, odczucia. I to dotyczy dzieci niezależnie od religii w której wyrastają.

Jeśli nie widzą nienawiści, jeśli każde okazuje dziecku miłość, a jednocześnie ani słowem na ex-małżonka nie narzeka, to różnica dla dziecka niewielka czy rodzice są razem czy nie
Jedna z większych bredni, do tego bardzo niebezpieczna. Czy zastanawiałeś się co wtedy myśli dziecko? - skoro rodzicie się kochają, ale jednak się rozstali - jaki jest tego powód, może ja? I zapewniam, że dziecko przez skórę wyczuje naciągane tłumaczenia w stylu "to w imię miłości", "kocham Was, zawsze będę Was kochał... ale muszę odejść"... Nawet to słowo "muszę" jest kłamstwem, prawdziwe słowo to "chcę z powodu..." - tyle tylko, ze mało kto potrafi uczciwie się do tego przyznać. Jeżeli ktoś nie wyprowadza Cię przemocą z domu, wbrew Twojej woli to powinieneś użyć słowa "chcę bo..."

Odchodzę, chociaż kocham , a nawet dlatego, ponieważ kocham i oni kochają również, tyle że inne obiekty Mrugnięcie
Wybacz, ale chyba winniśmy ustalić definicję słowa "kocham/miłość" bo jak widzę mylisz znaczenia. Jeżeli kochasz to chcesz jak najlepiej dla osoby obdarzanej tym uczuciem, jeżeli robisz jej krzywdę - zamiast uciekać - zmień się, (chociaż jeżeli kochasz to o jakiej krzywdzie mówimy?) - to bardzo łatwe - doskonalenie się w imię miłości.

Oczywiście są ludzie, jak Ty i Twoja małżonka ,którzy się realizują w 100% w małżeństwie i to jest też w porządku. Tylko ,że nie w porządku jest to, kiedy tacy ludzie zaczynają porządkować innym życie wg własnych reguł.
Ależ nie chodzi tylko o realizację w małżeństwie, chodzi o bycie etycznym człowiekiem, doskonalenie się. I - bardzo ważne - to nie są moje reguły, nie ja je wymyśliłem, one są uniwersalne bo... działają. Przyglądałem się bardzo, bardzo wielu przypadkom - i ludzie haratają się tym bardziej im dalej od nich się znajdują.

Państwo wspiera rzekomo małżeństwo (no bo ta pierwotna komórka społeczna napędza całą machinę ) poradniami i poradami specjalistów od socjotechniki. To już jest cały przemysł do urabiania  umysłów.
Według mnie Państwo co najwyżej udaje że wspiera rodziny, ale to temat na inna rozmowę. Co do specjalistów od socjotechniki - nie wiem gdzie z takowymi spotkałeś się w poradniach, ale jeżeli to ich główny "atut" to należy od nich uciekać, bo mogą co najwyżej zaleczyć na chwilę, a nie naprawdę trwale pomóc. To chyba też temat na ewentualny inny wątek.

Tak czy inaczej utknięcie w utartych katolickich schematach bardzo blokuje , a wręcz zniewala samą Miłość. Bo ona jest tak na prawdę wolna i kpi sobie z prób jej ujarzmiania i kodyfikowania. I bardzo dobrze
Juz mówiłem - pewne zasady są uniwersalne, niezależne od wiary, narodowości czy koloru skóry, a Ty ciągle katolicy i katolicy.

Cytuj
... pytałem jakim przymiotnikiem określiłbyś np. dzieci które począłeś... nie otrzymałem odpowiedzi.
Po prostu DZIECI. Bez przymiotników.
Wybieg i to kulawy. Przekombinowałeś. Wcześniej czy później użyjesz przymiotnika "moje" (co mogę udowodnić na nieskończonej ilości przykładów), co jak wspomniałem nie musi być równoznaczne z niewolniczym/przedmiotowym posiadaniem.

Cytuj
Kolejna bzdura, bo każesz mi wierzyć, że człowiek dokonując jednej z największych zbrodni - zabijając innego człowieka - ma wtedy w sercu miłość? Nią się kieruje?

JA Ci każę ? Nie, po prostu dostarczam Ci materiałów do przemyśleń, bo nic nie jest takie jakie sobie poszufladkowałeś, a tym bardziej miłość. Miłość szalona bywa, czasami nieszczęśliwa, czasem przekracza nawet granice życia i śmierci, granice ważności własnej.
Miłość tak, ale uczucia towarzyszące człowiekowi gdy odbiera życie innemu nie noszą oznak miłości. I nie wiem jakbyś się nie napinał, nie obronisz swojej tezy - zabić w imię/z miłości.

W czasach ekstremalnego zagrożenia ludzie idą zabijać z miłości. Z miłości do swojego kraju i swoich rodzin. Idą zabijać innych ojców i synów , dzieci takie same jak "własne". To wszystko z poczucia miłości, Arteq i to nawet wiedząc, że sami nie przeżyją. I nawet bez nienawiści do tzw wroga. To się w ogóle w głowie nie mieści, ale tak właśnie ludzie są urabiani, tak są wykorzystywani. Miłością się wygrywa brudne interesy klas nielicznych.
Nieprawda. Idą zabijać nie z miłości lecz ze STRACHU o własne rodziny, z obawy, ze złości, z nienawiści, ale nie z miłości.

Nie każę niczego. Chodzi o to, że ... wszystko się zmienia. Ulega rozszerzeniu, połączeniu, uwzniośleniu. Nie ma porzucenia, ale też nie ma uwięzienia. Ludzie wchodząc w różne relacje i w nowe związki nie muszą jednocześnie nienawidzić "starych" partnerów. Zresztą w pewnym sensie "stara miłość" nie rdzewieje Mrugnięcie . Dzieci nie muszą cierpieć, a odwrotnie, mogą doświadczyć że są kochane przez nawet większą rodzinę . Mają trzech dziadków i trzy babcie, albo i więcej hahaha. Czy to Ciebie strasznie razi ?
Rozstanie - połączenie?! Pozostawienie - uwznioślenie?! Oczywiście, lepiej chować się za eufenizmy... East, nie napisałem rozstanie = nienawiść, dyskutuję z tezą rozstanie (z rodziną) = miłość, wzrost. Zdałem pytanie już wcześniej - skoro była miłość, jest miłość i ogólnie wszystko cacy to skąd pomysł na odejście w imię tejże? Co w takim razie się zmieniło, dlaczego kiedyś w imię miłości postanowiłeś być razem, miłość trwa niby w najlepsze a nagle - koniec, ale konkretnie bez wodolejstwa w stylu "wzrost", "wyjście z powiązań" - co i dlaczego? Szczere, naprawdę szczere odpowiedzi wyłonią prawdziwy obraz


Cytuj
Hmmm... to może było sobie kochać na odległość i nie zawracać komuś głowy...

A to jest jeden z aspektów miłości. Są i takie związki nieskonsumowane hahaha Duży uśmiech Co w tym złego ?
W miłości platonicznej nie ma nic złego. Ale należy jednocześnie pamiętać - parafrazując: "że nie można "służyć" dwóm paniom jednocześnie".

Ateq napakowałeś się różnymi przekonaniami ,których nawet osobiście nie sprawdziłeś, a jedynie postraszono Cię nimi w poradniach, w szkołach, albo z ambony. Nic z tego co piszesz nie jest prawdą ostateczną. To ,że rozstania pomiędzy ludźmi o wysokim stopniu przywiązania do SIEBIE ( do wyobrażeń i mniemań o sobie, albo o szczęściu dziecka)  teraz dominują , to efekt społecznego programowania określonego modelu rodziny , a nie jakaś reguła , czy norma. Statystyki tylko pokazują ludzkie zombie urobione przez tzw autorytety moralne, ale jest to tylko pokaz skali utożsamień z iluzorycznym , kłamliwym JA.
East, zgadza się, na sobie nie sprawdziłem "rozstań w imię miłości" i nie zamierzam. Natomiast co do weryfikacji - niestety bardzo wiele osób sprawdziło to na sobie, często bardzo boleśnie. To fakty. I nie ma to nic wspólnego ze straszeniem. Mylisz najwyraźniej straszenie z ostrzeganiem. I właśnie na tej podstawie - obserwacji i doświadczenia - wiedziałem wcześniej jakich odpowiedzi będziesz udzielał, jaki słów używał i jaką linię "dyskusji" przyjmiesz... Tak samo jak wiem z obserwacji jaką pokręconą logikę potrafią przyjąć ludzie (najczęściej mężczyźni) aby usprawiedliwić swoje postępowanie...
Ale co tam moje wywody, jeżeli się odważysz - zapytaj dzieci - "powiedzcie szczerze chciałybyście abyśmy się nie rozstawali i byli razem jak wcześniej czy lepiej jak się jednak rozstaliśmy? Kiedy odczuwałyście więcej szczęście - wtedy czy teraz?"

Są ludzie wychowani w takich właśnie rodzinach i wcale nie gorsi od tzw porządnych katolików. Dzieci nie należą do Ciebie, a ich styl i charakter niekoniecznie będzie pozytywny dlateo, że  będziesz ich nasączał swoją osobą 24h/24h. Ileż to dzieci z tzw "porządnych rodzin" popełnia przestępstwa lub wykroczenia ? Jest ich dużo.
East, proszę nie manipuluj moimi słowami. Nigdzie nie napisałem, ze dzieci z rozbitych związków są gorsze, napisałem, że mają gorsze warunki do wzrastania niż w pełnej (za wyjątkiem patologii) rodzinie. To kolosalna różnica. Nie jest również moim, że właśnie dzieci z rozbitych rodzin mają później często trudności podczas bliskich relacji z płcią, której był rodzic którego zabrakło. To smutny fakt. Dzieci te mają znacznie gorzej na starcie - i to niezależnie od tego czy rodzic odszedł z nienawiści czy też z "miłości".
Co do popełniania wykroczeń dzieci z "porządnych" rodzin - tutaj również wskazałbym Ci na znaczne odstępstwa od zasad, które wyśmiewasz, negujesz (hmmm... może się mylę, ale czy to nie Ty swojego czasu twierdziłeś, że zakazy i nakazy w wychowywaniu dzieci są złe?)

Nie neguję , ale i Ty nie neguj dróg o których nie masz pojęcia. Swoje oceny sytuacji w oparciu o własne przekonania zostaw dla siebie. Nie dostaniesz końcowych wniosków na tacy, ani wyjaśnień bo nawet jakbyś takie dostał to na obecnym etapie odrzucisz je, albo nie zrozumiesz i nie ma w tym niczego złego.
Oczywiście mam własne przekonania, wypracowane na bazie wieloletnich doświadczeń i obserwacji, tylko "problem" w tym, że idealnie sprawdzają się/pasują do obserwowanych dookoła sytuacji. Nie oczekiwałem niczego na tacy - wręcz przeciwnie, czekałem na potwierdzenia, weryfikowałem, obserwowałem.

Wzrastanie to wzrastanie a nie praca nad sobą, przynajmniej na pewnym etapie. Nie chodzi tu o etap wyższy czy lepszy w odniesieniu do Twojego. Po prostu to coś zupełnie innego.
yyyy... a w jaki inny sposób niż pracą? Przyjdzie ktoś z czarodziejską różdżką, machnie i będę już lepszy, bardziej rozwinięty, świadomy? Ktoś odwali cała pracę za mnie? Chociaż... na tym forum bardzo wiele osób w to wierzy i łyka sterydy...

Cytuj
Na co nie masz wpływu? Czyżbyś nie miał wpływu aby być np. uczciwym, przyzwoitym, starać się dawać szczęście, nie zdradzać, prawdomównym?
Tak, na to też nie masz wpływu nawet jeśli uważasz teraz ,że to wszystko TY robisz.
Mam wolna wolę i mam wpływ na podejmowane decyzje, gdy takowe zachodzą.

Kiedy przyciśniesz dziecko do muru pytaniem gromowładnego ojca "DLACZEGO SKŁAMAŁEŚ?"  ono, kuląc się ze strachu, powie prawdę - " bo ten smok w głowie mówi mi skłam, skłam, skłam " .Ty nie przyjmiesz tego za wyjaśnienie, bo Ty musisz usłyszeć od dziecka, że to ONO skłamało, a nie jakiś tam smok w głowie. Nie rozumiesz tego, że dziecko mówi w tym momencie prawdę. Nie rozumiesz, bo zapomniałeś, bo sam tak robiłeś bo to widziałeś, bo w końcu stałeś się smokiem w głowie w ten sam sposób w jaki teraz wymuszasz na dziecku odpowiedź.
Takie zachowania są mi obce.
Czy rodzina z pięciorgiem bitych dzieci jest ważna BARDZIEJ niż ta z jedym, albo rodzina po rozwodzie z jednym szczęśliwym dzieckiem ? Jakie sprawdzanie i wg jakich kryteriów ? Twoich ulubionych ?Daruj sobie , Arteq i się nie ośmieszaj. Nie masz monopolu na rację ani na jedynie słuszne wartości.
Nie wiem do czego to napisałeś.
Zapisane
Przebiśnieg
Gość
« Odpowiedz #195 : Październik 19, 2012, 18:41:23 »

Szacowni a dlaczego nie zaakceptujecie faktu własnej inności Cool
Jestem cierpliwy więc cierpliwie powtórzę szacowny arteq wspaniale czuje się w stanie małżeńskim i moim skromny zdaniem jest to ok i tak samo szacowny east dobrze czuje się hm i tu jest problem bo deklaruje że go nie ma Duży uśmiech
W każdym razie każdy człowiek jest inny więc dla każdego co innego Duży uśmiech
topa Duży uśmiech
Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #196 : Październik 20, 2012, 00:12:57 »

wydaje mi się, że P. mylisz pojęcia - tolerancję z przyklaskiwaniem...
Zapisane
Przebiśnieg
Gość
« Odpowiedz #197 : Październik 22, 2012, 19:17:41 »

A może akceptuje inność drugiego.
A może żyje sam i daje żyć innym.
Może doświadczyłem, że nie ma przypadków.
Może akceptuje fakt prawa do indywidualnego rozwoju Człowieka.
I może wreszcie nauczyłem się że drogi do tego samego są inne.
I może staram się wstrzymywać ocenę drugiego
to pa Uśmiech
Zapisane
blueray21

Skryba, jakich mało


Punkty Forum (pf): 32
Offline

Wiadomości: 1696



Zobacz profil
« Odpowiedz #198 : Październik 22, 2012, 19:29:57 »

Przebisniegu, ten zestaw powinie wisieć na ścianie zamiast wiekszości ślubnych fotografii!
Zapisane

Wiedza ochrania, ignorancja zagraża.
east
Gość
« Odpowiedz #199 : Październik 22, 2012, 23:37:06 »

To, co postrzegasz jako pozostawienie "ot tak" wiąże się z najwyższym możliwym poświęceniem SIEBIE. A jednocześnie jest to logiczny krok we wzrastaniu.
East, już Ci napisałem - jest to czystą hipokryzją, jeżeli po takim "rozstaniu" przedstawianym przez Ciebie jako wzrost, oderwanie się od przywiązań... za chwilę ląduje w kolejnym  :]
Oj w wielu wielu przywiązaniach człowiek ląduje niezależnie od poczynionych wcześniej uwolnień. Nie przeciwko. Nie na złość Bogu, czy sobie ,czy innym ludziom o ile jesteś w stanie to pojąć. Jeśli nie , to choć przyjmij do wiadomości.
Cytuj
Nie mieszaj do tego dzieci. Nie masz pojęcia jak dzieci postrzegają rodziców . Jeśli nie widzą nienawiści, jeśli każde okazuje dziecku miłość, a jednocześnie ani słowem na ex-małżonka nie narzeka
Przecież dzieci "same" zostały wmieszane - uczestniczą w tym "uwolnieniu" i "wzroście" rodziców.

W pewnym sensie. Ty jednak nadajesz temu znaczenie pejoratywne. Bo tak się zafiksowałeś, a moze naoglądałeś tragedii .. nie wiem. To czym się chlubisz , czyli swoim obiektywizmem, jakoś wybiórczo działa.

Cytuj
Jeśli nie widzą nienawiści, jeśli każde okazuje dziecku miłość, a jednocześnie ani słowem na ex-małżonka nie narzeka, to różnica dla dziecka niewielka czy rodzice są razem czy nie
Jedna z większych bredni, do tego bardzo niebezpieczna. Czy zastanawiałeś się co wtedy myśli dziecko?


Nie ma nadziei ,że Twoje zabetonowane "Widzimisię" runie, więc tylko przyjmij taką możliwość - z doświadczenia życiowego easta , które stało się historią - że owa "niebezpieczna brednia" nie pogwałciła psychiki mojego dziecka (jak wg katolickich standardów powinno to wyglądać) .

 Wiem, co czuje i myśli MOJE dziecko, bo z nim o tym rozmawiam.

Cytuj
Jeżeli ktoś nie wyprowadza Cię przemocą z domu, wbrew Twojej woli to powinieneś użyć słowa "chcę bo..."
Zapewne naumiało CIę życie takiego postrzegania. Miej go sobie i żyj w tym ciepełku .

Cytuj
Odchodzę, chociaż kocham , a nawet dlatego, ponieważ kocham i oni kochają również, tyle że inne obiekty Mrugnięcie
Wybacz, ale chyba winniśmy ustalić definicję słowa "kocham/miłość" bo jak widzę mylisz znaczenia. Jeżeli kochasz to chcesz jak najlepiej dla osoby obdarzanej tym uczuciem, jeżeli robisz jej krzywdę - zamiast uciekać - zmień się, (chociaż jeżeli kochasz to o jakiej krzywdzie mówimy?) - to bardzo łatwe - doskonalenie się w imię miłości.
Czy Ty w ogóle czytasz ze zrozumieniem co się pisze ? Wciskasz człowiekowi jakieś ucieczki , dajesz jakieś oazowe porady typu "zmień się".... Tak ,zmiana nastąpiła. Nie ma komu się więcej zmieniać . Nie ma dokąd uciec , ani komu Duży uśmiech

Miłość istnieje zawsze, tylko nie ma tu już tego, który ją sobie zawłaszcza, ale tego to raczej nie próbuj komentować, bo Ci nie wychodzi .............


Cytuj
nie chodzi tylko o realizację w małżeństwie, chodzi o bycie etycznym człowiekiem, doskonalenie się. I - bardzo ważne - to nie są moje reguły, nie ja je wymyśliłem, one są uniwersalne bo... działają. Przyglądałem się bardzo, bardzo wielu przypadkom - i ludzie haratają się tym bardziej im dalej od nich się znajdują.
Oj tak. Haratają SIEBIE. Bo SIEBIE znajdują gdzieś dalej, albo bliżej od rzekomo uniwersalnych reguł ... stadnie uprawianych . Poharatani jak nie płyną z prądem, a ciśnienie stada wywiera presję  ... "zmień się , zmień się , zmień się " Duży uśmiech ........ bo jak nie to CIEBIE wytkniemy palcami ,będzie Ci wstyd Mrugnięcie
W imię uniwersalnych prawd , oczywiście. Amen.

Cytuj
Co do specjalistów od socjotechniki - nie wiem gdzie z takowymi spotkałeś się w poradniach
W tym kraju począwszy od ambony ,a na sklepie monopolowym skończywszy żyją sami specjaliści od cudzych problemów Mrugnięcie .... jakbyś nie zauważył.


Cytuj
Cytuj
... pytałem jakim przymiotnikiem określiłbyś np. dzieci które począłeś... nie otrzymałem odpowiedzi.
Po prostu DZIECI. Bez przymiotników.
Wybieg i to kulawy. Przekombinowałeś. Wcześniej czy później użyjesz przymiotnika "moje" (co mogę udowodnić na nieskończonej ilości przykładów)
Specjalnie dla TWOJEJ satysfakcji użyłem wczesniej przymiotnika MOJE dziecko. Ten zaimek jednak nic nie znaczy więc nie schlebiaj sobie Mrugnięcie
Cytuj
, co jak wspomniałem nie musi być równoznaczne z niewolniczym/przedmiotowym posiadaniem.
Co do tego nie ma złudzeń, że każde CZYJEŚ dziecko jest indoktrynowane tym czy innym światopoglądem, etyką, moralnością "jedynie słusznej opcji" . I nie odnosi się to jedynie do opcji katolickiej. Twoje chciejstwo, aby tego w ten sposób nie odczytywać  tu bynajmniej nie ma żadnego znaczenia - to zasłona dymna.

Cytuj
I nie wiem jakbyś się nie napinał, nie obronisz swojej tezy - zabić w imię/z miłości.
A jednak z miłości o piękną Helenę Troja spłonęła Duży uśmiech

Cytuj
Nieprawda. Idą zabijać nie z miłości lecz ze STRACHU o własne rodziny, z obawy, ze złości, z nienawiści, ale nie z miłości.
Prawda czy nie, nie Tobie oceniać. Masz inne zdanie i ok.
Cytuj
Rozstanie - połączenie?! Pozostawienie - uwznioślenie?! Oczywiście, lepiej chować się za eufenizmy..
.
Nie ma tu nawet komunikacji między nami, więc już daruj sobie.

Cytuj
Zdałem pytanie już wcześniej - skoro była miłość, jest miłość i ogólnie wszystko cacy to skąd pomysł na odejście w imię tejże? Co w takim razie się zmieniło, dlaczego kiedyś w imię miłości postanowiłeś być razem, miłość trwa niby w najlepsze a nagle - koniec, ale konkretnie bez wodolejstwa w stylu "wzrost", "wyjście z powiązań" - co i dlaczego? Szczere, naprawdę szczere odpowiedzi wyłonią prawdziwy obraz

Stop. Tu dalej nie będzie zwierzeń . Prawo do prywatności (ojej, jaki dupochron co nie ? )

 Ale może opiszę inny "przypadek". Przypadek jakich wiele. Zakochanie, chodzenie, związek, rozstanie. Być może też dla Ciebie niezrozumiały przypadek z powodu tego "rozstania" na końcu, ale uwierz, dość częsty wśród NORMALNYCH ludzi.
Ludzie wzrastają i wyrastają też ze związków bo jedno , obojętnie które, z parnterów, zwyczajnie wybiera inną drogę, nie wspólną. Ludzie się zmieniają. Tak po prostu. Uczucie związane z człowiekiem nie może istnieć bez tego człowieka - w sensie określonej konstrukcji psychicznej . Jeśli do tego partner również przechodzi metamorfozę, to uczucia się łatwo mogą rozjechać.
I teraz.
Albo mamy klasyczne "zmień się " , "ratuj związek" , albo pełne szacunku , a nawet uczucia, rozstanie.
Te rzeczy mogą być na prawdę proste, bez artkowego kombinowania , bez poradni i księdza w domu z krucjatą przed rozpadem związku, poradami rodziców i korowodem babć-zatroskanych, bez wyobrażeń o tragedii i nieszczęściu .

I nawet jeśli ów związek został "zapieczętowany" stułą to tak na prawdę liczą się tylko te osoby oraz ich relacja.

Nawet , bo byłem świadkiem u kolegi na jego rozwodzie kościelnym, tzw autorytety moralne , kiedy stwierdzają , że już nie ma miłości, to dają rozwód. W tym kościelny. Nie ma tragizowania i budowania wizerunku nieszczęśliwych ludzi po przejściach o ile Ci ludzie nie czują się nieszczęśliwie po rozstaniu.
Takie to proste.
A teraz się wyginaj , Arteq Mrugnięcie


Cytuj
Ale należy jednocześnie pamiętać - parafrazując: "że nie można "służyć" dwóm paniom jednocześnie".
Przecież służysz czy tego chcesz, czy nie Chichot


Cytuj
. I właśnie na tej podstawie - obserwacji i doświadczenia - wiedziałem wcześniej jakich odpowiedzi będziesz udzielał, jaki słów używał i jaką linię "dyskusji" przyjmiesz..
.
A nawet więcej Artku. Ty już wiedziałeś z góry , bo tak se założyłeś, że jakiekolwiek argumenty dyskutanta nie mają żadnej wartości. Stąd wynika ton wyższości oraz retoryka o kłamstwach.
Dyskutant jednak szanuje Twoje argumenty i Twoje poglądy na kwestie małżeństwa.

Cytuj
Ale co tam moje wywody, jeżeli się odważysz - zapytaj dzieci - "powiedzcie szczerze chciałybyście abyśmy się nie rozstawali i byli razem jak wcześniej czy lepiej jak się jednak rozstaliśmy? Kiedy odczuwałyście więcej szczęście - wtedy czy teraz?"
No pewnie, to może od razu zapytaj się  "kochane dziecko, czy bardziej czułoś się szczęśliwe ze mną w mieszkaniu ,czy beze mnie , ale z tym obcym facetem u boku mamy ?" . Gratuluje TOBIE takiego wymuszania tzw "Szczerości", panie "śledczy".

"Kiedy odczuwasz więcej szczęścia - z tatą czy bez taty ?" Nie widzisz w tym pytaniu czystej głupoty , Arteq ?
Tak, głupoty, ponieważ jak można tak sterować młodym człowiekiem ? Pytanie jest wręcz obrzydliwe ,bo nieważne jaka padnie odpowiedź , a będzie ona sprawiać, że dziecko nie poczuje szczęścia BARDZIEJ . Takie pytanie zabija rozumienie szczęścia,zabija samo pojęcie szczęścia.

Uzależnianie szczęścia dziecka od ustosunkowania się do braku lub nie braku ojca, czy matki jedynie pod kątem związku rodziców to paranoidalne jest. Dziecko ma prawo do szczęścia z każdym z rodziców z osobna tak samo, jakby byli razem. Koniec i kropka.

Cytuj
napisałem, że mają gorsze warunki do wzrastania niż w pełnej (za wyjątkiem patologii) rodzinie.

To jedynie założenie, że gorsze i to pominąwszy patologie. W porządnych domach gdzie niczego nie brakuje , a związek wręcz się stawia za przykład zgodnej rodziny bywają tragedie , bo ... na przykład brakuje uczuć. To przecież nie patologia, prawda ?

I odwrotnie - w rozbitej rodzinie dzieci wcale nie muszą odczuwać braku uczuć rodziców.

Skończ z tymi założeniami bez pokrycia ,z tymi stereotypami, Arteq.

Cytuj
Dzieci te mają znacznie gorzej na starcie - i to niezależnie od tego czy rodzic odszedł z nienawiści czy też z "miłości".
Gorzej ? Czemu gorzej ? Czyzby ZDROWE społeczeństwo dyskryminowało dzieci dzieląc je na pochodzenie z dobrych  bo pełnych ,i niedobrych -bo niepełnych rodzin ? Bo takie panuje przekonanie, ze trzeba dać im to odczuć ?
A wierz, ze z doświadczenia "szkolnego" przekonałem się , że tak właśnie jest.

Cytuj
Co do popełniania wykroczeń dzieci z "porządnych" rodzin - tutaj również wskazałbym Ci na znaczne odstępstwa od zasad, które wyśmiewasz, negujesz 
To zależy o jakich ODSTĘPSTWACH mówisz. Spotkałem dzieciaki, które wychowywały się na osiedlu. Nie wiem czy były z rozbitych rodzin, czy nie, ale miały poczucie sprawiedliwości, uczciwości, i poszanowania dla innych. Niektórzy "Pełni" rodzice nie znają swoich dzieci bo te wychowuja się na ulicy. Ulica, w powszechnym mniemaniu jest zła bo nie jest rodziną, ale to  tam dzieciaki uczą się życia i ulicę uznają za swoją prawdzią rodzinę  -bywa.

Cytuj
(hmmm... może się mylę, ale czy to nie Ty swojego czasu twierdziłeś, że zakazy i nakazy w wychowywaniu dzieci są złe?)
Może ...ale to temat na inny wątek

Cytuj
Oczywiście mam własne przekonania, wypracowane na bazie wieloletnich doświadczeń i obserwacji, tylko "problem" w tym, że idealnie sprawdzają się/pasują do obserwowanych dookoła sytuacji.
Nie. Tylko w Twoim domu i tyle możesz na prawdę uczciwie napisać.

Cytuj
... a w jaki inny sposób niż pracą? Przyjdzie ktoś z czarodziejską różdżką, machnie i będę już lepszy, bardziej rozwinięty, świadomy? Ktoś odwali cała pracę za mnie? Chociaż... na tym forum bardzo wiele osób w to wierzy i łyka sterydy...
Nie za Ciebie Chichot . Ty nie masz tu nic do rzeczy.

Jak przestaniesz się szamotać ze SOBĄ to znajdziesz odpowiedź.

Cytuj
w końcu stałeś się smokiem w głowie w ten sam sposób w jaki teraz wymuszasz na dziecku odpowiedź.
Takie zachowania są mi obce.
Patrz zatem wyżej w pytaniu o szczęście (kiedy było większe ) do dziecka. Nie są Ci obce takie zachowania.

Zapisane
Strony: 1 2 3 4 5 6 7 [8] 9 |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.309 sekund z 19 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

exoticsavanna wiedzmy lionesrp rozmowcy black-for