Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Kwiecień 24, 2024, 23:47:51


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: 1 [2] 3 4 5 6 7 8 9 |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Małżeństwo - związek zalegalizowany a miłość  (Przeczytany 86001 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
koliberek33
Gość
« Odpowiedz #25 : Wrzesień 01, 2009, 19:09:17 »

a to nie jest tak że przy małżeństwie zamyka się jakieś trzecie oko i czakry? ;P

Nie, nie jest tak napewno!!!
Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #26 : Wrzesień 01, 2009, 19:21:53 »

Nie mniej jednak prawdziwa milosc do istnienia nie potrzebuje gwarancji urzedowego przypieczetowania , ni zatwierdzenia jej prawnego. Jezeli jest to jest i z tym i bez tego.
Ludzie ze strachu iz obiekt moze wycofac sie ze zwiazku szukaja tych urzedowych praw dla siebie, nie da niej.
 Bo jak sie okazuje po ilosci rozwodow i one milosci dalszego trwania gwarantem nie sa.

Milosc to wolnosc , dana sobie oraz partnerowi, to nie zakaz , ni nakaz. Ale milosc nigdy nie krzywdzi wic jest trwa rowniez bez papierkowych gwarancji i metalowych kolek.

Kiara Uśmiech Uśmiech
Zapisane
zodiakus71
Gość
« Odpowiedz #27 : Wrzesień 01, 2009, 19:23:26 »

Zgadzam się z przedmówcą nie zamyka się trzecie oko i czakry , wręcz przeciwnie ale partnerka zazwyczaj życzy sobie zamykania pierwwszego i drugiego oka jak inna kobieta o miłej aparycji się zbliża  Duży uśmiech
Zapisane
chanell

Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 72
Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 3453



Zobacz profil
« Odpowiedz #28 : Wrzesień 01, 2009, 19:31:14 »

Zgadzam się z przedmówcą nie zamyka się trzecie oko i czakry , wręcz przeciwnie ale partnerka zazwyczaj życzy sobie zamykania pierwwszego i drugiego oka jak inna kobieta o miłej aparycji się zbliża  Duży uśmiech


Tiak........................................Mrugnięcie   bo wasze partnerki zawsze są dla was najpiekniejsze Język
Zapisane

Na wszystkie sprawy pod niebem jest wyznaczona pora.

            Księga Koheleta 3,1
arteq
Gość
« Odpowiedz #29 : Wrzesień 01, 2009, 20:44:28 »

sobie współczuj pseudohuno  Zły
braku mózgu bo gdybyś go miał to takich chamskich wypowiedzi byś uniknął, to tyle!
O, z tym się nie zgodzę. Robi z Was wała, a Wy nie załapaliście...
Zapisane
Kapłan 718
Gość
« Odpowiedz #30 : Wrzesień 01, 2009, 21:00:31 »

o! arteq A KIEDY Ty się z kimś zgodziłeś?CośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCośCoś?...

718'
Zapisane
kot
Gość
« Odpowiedz #31 : Wrzesień 01, 2009, 21:04:38 »

Dobre pytanie,choć odpowiedź znana. Uśmiech Uśmiech
Zapisane
janusz


Wielki gaduła ;)


Punkty Forum (pf): 29
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1370



Zobacz profil
« Odpowiedz #32 : Wrzesień 01, 2009, 22:03:38 »

Tematem tutaj poruszanym jest miłość w związkach zalegalizowanych i wolnych i tego się trzymajmy.W Polsce jest pięć milonów matek i ojców wychowujących samotnie dzieci.Powodem rozwodów jest sytuacja ekonomiczna tych rodzin.Praca zarobkowa jednego z rodziców za granicą powoduje,że długoletnia rozłąka i brak bezpośrednich kontaktów z rodziną doprowadza do jej rozpadu.Często zadawanym wtedy pytaniem jest - co stało się z łączącą te pary miłością.Nabardziej przeżywają tą sytuacje, nierozumiejące ją dzieci.Jest to problem coraz bardziej w naszym kraju narastający.
Przypominam tutaj piszącym aby nie używali wulgaryzmów i do nich nie prowokowali.To będzie karane usuwaniem postów.     
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 01, 2009, 22:16:09 wysłane przez janusz » Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #33 : Wrzesień 01, 2009, 23:13:34 »

Jeżeli obietnice wygłoszone przy świadkach w imię miłości, stwierdzające że: będę Cię szanowała, będę Ci wierna, uczciwa i pozostanę z Tobą do końca swoich/Twoich dni jest dla Ciebie nie do przyjęcia to o jakiej miłości mówisz?
Która z powyższych deklaracji stoi w opozycji do miłości?
Podpisem potwierdzasz, że takie zdarzenie - deklaracja - miała po prostu miejsce. Publiczne wyznanie miłości też jest nieodpowiednie?
Arteq rozumiem Twoją postawę. Myślałem kiedyś bardzo podobnie, jeśli nie identycznie. Przysięgałem w Kościele, przed Ołtarzem i ludźmi i  Bóg mi świadkiem ,że byłem wtedy szczery i wierzyłem w to co mówiłem.
"Do grobowej deski " ha ha ha  .
Jednakże człowiek nie zna swojej przyszłości , nikt  jej nie zna, nie można przewidzieć co się wydarzy w przyszłości oraz czy sami się nie zmienimy. Czasami dzieją się takie historie ,że nie można inaczej postąpić , jak tylko odwołać swoje śluby. W imię szacunku , uczciwości oraz miłości właśnie, tych prawd, które najbardziej cenisz - choć może to zabrzmieć niewiarygodnie. Nie ma sensu szukać winnych ( kto bardziej winny?).
Powiem z własnego doświadczenia : miłość nie ustaje nigdy. Nawet, gdy nie możesz inaczej postąpić jak się rozwieść, to nawet wtedy nie ustaje.

      Sam ślub to również czynności administracyjne. To kontrakt społeczny. Wiąże obie strony na wiele sposobów, a w tym także majątkiem. Stopień skomplikowania tych zależności czasami bywa tak duży, że nawet, gdy dwoje ludzi zgodnie już postanawia, że nie mogą ze sobą wspólnie żyć to i tak przychodzi im wspólnie stawić czoła niełatwym i kosztownym kwestiom prawnym ( wspólne kredyty, majątek do podziału, kwestia dzieci ), a co dopiero wtedy, gdy para rozstaje się w nieprzyjaźni. Czasami ludzi to przerasta i wolą już niczego nie rozwiązywać. Wiele osób żyje w fikcyjnych związkach małżeńskich,a tak na prawdę osobno. Przysięga małżeńska sprowadza się do zachowania  statystyki w urzędach i na plebanii.  Oczywiście to chora sytuacja i bardzo zakłamana, dlatego powinna być szybko i skutecznie rozwiązana, a jednak Instytucje (np KrK ) skutecznie i długotrwale blokują leczenie tej "choroby".
Powyższy akapit to nie jest na szczęście opowieścią  z mojego życia, ale znam takie historie. Po takich doświadczeniach ludzie stają się przeciwnikami małżeńskich kontraktów "na wszelki wypadek".
 
Ale i tak "głupieją", gdy znowu się zakochują. Dla osoby, którą się kocha zwykle traci się zupełnie głowę oraz tzw "zdrowy rozsądek" Uśmiech Gdy zażąda ona "dowodu" w postaci ślubu , to znowu staniemy na głowie, żeby tak się stało he he.

Z drugiej strony jeśli obojgu zakochanym za dowód wystarczy tylko ( i aż ) uczucie, to nie ma takiej siły, która mogłaby nakazać im zawierać kontrakty. Nic i nikt nie może w ten wybór ingerować.
Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #34 : Wrzesień 02, 2009, 00:21:08 »

Powiem tak: nie jesteś w stanie zmusić drugiej osoby do dochowania przysięgi, ale sam możesz w niej wytrwać.

Kiedyś był okres zapoznawczy, spotykanie się, następnie narzeczeństwo - ludzie mogli podejmować bardziej świadome decyzje. Teraz jest to wyśmiewane, są zamienniki w stylu "mieszkanie na próbę". W głupim sklepie wyśmieją Cię gdy poprosisz o żelazko na próbę na 2 tygodnie, a tutaj żąda się człowieka do prób...
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 02, 2009, 00:23:41 wysłane przez arteq » Zapisane
jeremiasz
Gość
« Odpowiedz #35 : Wrzesień 02, 2009, 09:29:03 »

Małżeństwo jako zalegalizowany związek (w ramach prawa cywilnego czy kościelego)  to jest w ogóle śmieszna sprawa.

Dlatego, że ludzie obiecują (o matko - przysięgają) sobie coś (miłość, wierność,itp) co i tak jest SKUTKIEM bycia w dobrym związku.

Tak naprawdę, dopiero kiedy związek się kończy można ocenić jego "wartość". Czy była tam miłość, czy była tam wiernosć, czy była tak przysłowiowa uczciwość małżeńska.

Jest to postawione na głowie.

Ludzie obiecują sobie miłość i to ma im zapewnić dobry związek.
A przecież miłość to skutek dobrego związku.

Nie możesz obiecać komuś miłości. Obiecać możesz, że wypierzesz skarperki albo wytrzepiesz dywan.
To jakaś kompletna paranoja.

To tak jakby komuś obiecać, że jak pójdziesz na nieznaną komedię do kina (nawet znanego reżysera) to będziesz się dobrze bawił.
Przecież to kompletna bzdura.
Możesz mieć nadzieję na dobrą zabawę ale pewności nigdy.

To tak, jakby idąc na wycieczkę w nieznane góry obiecywać, że widoki Cie zachwycą.

Obiecujemy, co gorzej, przysięgamy coś, czego NIE JESTEŚMY W STANIE obiecać.

Powinniśmy obiecywać NADZIEJĘ, że wytrwamy w miłości. Tak byłoby uczciwiej.

pozdrawiam
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 02, 2009, 09:47:52 wysłane przez jeremiasz » Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #36 : Wrzesień 02, 2009, 09:56:19 »

Tak naprawdę, dopiero kiedy związek się kończy można ocenić jego "wartość". Czy była tam miłość, czy była tam wiernosć, czy była tak przysłowiowa uczciwość małżeńska.
Według mnie wartość związku mozna okreslic w dowolnej chwili jego trwania.
Oczywiście ślub sam w sobie nie jest gwarantem miłości, miłość automatycznie nie pojawi się z chwilą wzięcia slubu, natomiast wynikiem prawdziwej miłości jest chęć bycia z wybrana osobą, związek z nią czyli małżeństwo.

Obiecujemy, co gorzej, przysięgamy coś, czego NIE JESTEŚMY W STANIE obiecać.
Jeremiasz, jeżeli uważasz, że nie jesteś/będziesz w stanie dotrzymać miłości, wiernosci i uczciwości to masz rację - nie obiecuj. Tylko uczciwym wtedy będzie abyś nie zawracał takiej osobie głowy. Powiedz jej wprost zanim zamieszkacie razem: istnieje możliwość, że Cie opuszczę, że nie wytrwam przy Tobie, MUSISZ to zaakceptować, pogodzić się z tym...
Robicie to? Czy też przemilaczacie jako "oczywistość"? 
Tak, ślub to jedna z najpowazniejszych decyzji w życiu, poprzeczka jest bardzo wysoko. Ludzie nie przygotowują się dobrze do wyzwania a potem zdziwienie, że są kontuzje i nie wyszło i pojawia się niechęć... do odpowiedzialnych deklaracji.

Co do porównań do filmówi wycieczek - okres spotykania się i narzeczeństwa jest po to abyś upewnił się, że będziesz zadowolony z "filmu" i "widoków". Tak ja to widzę.
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 02, 2009, 09:57:07 wysłane przez arteq » Zapisane
jeremiasz
Gość
« Odpowiedz #37 : Wrzesień 02, 2009, 11:05:09 »

Cytuj
Jeremiasz, jeżeli uważasz, że nie jesteś/będziesz w stanie dotrzymać miłości, wiernosci i uczciwości to masz rację - nie obiecuj.
A Ty jesteś stanie powiedzieć co będziesz czuł za 5,10,20 lat?...
NIE JESTEŚ.
Możesz mieć tylko nadzieję.
Owszem, możesz obiecać że będziesz wierny (czyli np. poskromisz swoją seksualność), możesz obiecać, że będziesz uczciwy (czli np. będziesz sie dzielił równo obowiązkami domowymi), ale nie możesz obiecać swoich EMOCJI.
One są poza zasięgiem twoich obietnic.
Chyba, że miłość rozumiesz jako intelektualną deklarację. Ot... "mam taki pogląd, że cię kocham" , coś na równi "jutro założe niebieską koszulę"

Cytuj
Tak, ślub to jedna z najpowazniejszych decyzji w życiu, poprzeczka jest bardzo wysoko. Ludzie nie przygotowują się dobrze do wyzwania a potem zdziwienie, że są kontuzje i nie wyszło i pojawia się niechęć... do odpowiedzialnych deklaracji.
Dzięki. Nie wiedziałem. Toś mi chłopie teraz przygadał.

Cytuj
Co do porównań do filmówi wycieczek - okres spotykania się i narzeczeństwa jest po to abyś upewnił się, że będziesz zadowolony z "filmu" i "widoków". Tak ja to widzę.

No wiesz Arteq, jeżeli przez 50 lat małżeństwa pozostaniesz takim samym człowiekiem, zero zmian, ani fizycznie (ani jeden siwy włosek), i psychicznie... to tylko pogratulować...  betonu.

Wiesz, moja żona miała identyczne poglądy jak Ty.
Do momentu kiedy musiała się rozwieść z poprzednim mężem.
Czego Tobie serdecznie nie życzę.

pozdrawiam
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 02, 2009, 11:15:57 wysłane przez jeremiasz » Zapisane
Kahuna
Gość
« Odpowiedz #38 : Wrzesień 02, 2009, 11:11:09 »

sobie współczuj pseudohuno 

braku mózgu bo gdybyś go miał to takich chamskich wypowiedzi byś uniknął, to tyle!

718'


Hmmm..jesli chodzi o chamstwo,to wystarczy spojrzec na twojego awatara,
a nad nim jest licznik chamstwa - punkty forum(-46).I to juz mowi
wszystko i jest niezbitym dowodem tegoz.No chyba,ze jest to jakas
kolejna,magiczna liczba ,oprocz 718,nad rozszyfrowaniem ktorej strawiles 9 lat zycia,.i ktora nikomu i do niczego sie nie przyda.
Nawet psu na bude..
Gratulacje!
Zapisane
koliberek33
Gość
« Odpowiedz #39 : Wrzesień 02, 2009, 12:50:48 »

To tak, jakby idąc na wycieczkę w nieznane góry obiecywać, że widoki Cie zachwycą.

pozdrawiam


Szanowny Jeremiaszu!

Gdy się czyta Twoje wywody, to sama prawda i logika. Jesteś, zdaje się mistrzem w intelektualizowaniu.  Nie mniej Twoje racje oparte są wciąż na ego.

A propos tej wycieczki, to nie trzeba znać gór, by zachwycić się widokiem. Dla człowieka wielkiej wrażliwości, a więc przestrzeni wewnętrznej, piękno jest we wszystkim. Bo, czyż wszystko w swej istocie nie ma "boskiej" natury?  Był nawet taki kierunek w poezji: turpizm, który uczył dostrzegać je w brzydocie, w najbardziej pospolitych przedmiotach codziennego użytku, etc. A czyż człowiek nie jest piękny w starzeniu, w codzienności. Nie dostrzeże tego ten, kto nie dojrzał do takich jakości.

Kilka dni temu opowiadano mi  o tragicznym losie chorej rencistki, której to odumarł konkubin, i który nie zdążył uregulować spraw majątkowych. Na  mieszkanie, które należało do niego, położyła łapę już wystarczająco zamożna, ale chciwa jego rodzinka; i w ten oto sposób wspomniana wyżej konkubinka stała się  z dnia na dzień żebraczką. Zamiast renty mogła mieć jego całkiem dobrą emeryturę...Jest w totalnej rozpaczy. A przecież mu zaufała, bo tak ją kochał...

Cytuj
Jeremiasz, jeżeli uważasz, że nie jesteś/będziesz w stanie dotrzymać miłości, wiernosci i uczciwości to masz rację - nie obiecuj.
A Ty jesteś stanie powiedzieć co będziesz czuł za 5,10,20 lat?...
(...) ale nie możesz obiecać swoich EMOCJI.
One są poza zasięgiem twoich obietnic.


Jeremiaszu, jeżeli "nie możesz obiecać swoich emocji", to nie wchodź w żaden związek. Nad emocjami trzeba pracować, jak mądrze piszesz: poskramiać. Małżeństwo jest lepszym testerem, aniżeli tzw. wolny związek, gdzie zawsze ma się tę "furtkę". Sztuką wielką bowiem, jest zobowiązać się być z kimś na poważnie i nie zawłaszczyć go do końca. W wolnym związku można pograć, bo (on, ona) może mnie w każdej chwili zostawić. Poczucie bezpieczeństwa jest wciąż zachwianie, co bardzo godzi w poczucie wartości partnera, rodzi nerwowość, niepewność...ale gra wciąż się toczy! Bywa, że niejedna panna sugeruje małżeństwo, a jej wielbliciel znika nagle niczym kamień w wodę. Czar prysł. Co najmniej zastanawiające!!!

W małżeństwie natomiast ludzie  myślą, że nie muszą już grać, ale z tego też powodu nierzadko przekraczają granice. I to jest doskonała lekcja na uważność, takt i ogromną mądrość zasadzającą się na świadomym szacunku do siebie i drugiej istoty. Tak dziwnie się składa, że tam gdzie nie ogranicza nas z pozoru nic, mamy tendencje do samoograniczania, lub tego drugiego. Warto zatem zaryzykować taką relację na poważnie i do końca. Wiele można się nauczyć, ale trzeba o tym wiedzieć, że to jedno z najdoskonalszych terytoriów.
Poza tym, to o ile pamiętam, w USC nie ma żadnych przysiąg, a tylko normalne zobowiązanie wzajemnego poszanowania, zapewnia to także regulację prawną nie tylko dot. kwestii majątkowej, spadkowej, ale dotyczy potem również i dzieci.

Myślę  jednak, że w Nowym Świecie nie będzie potrzeba  i takich nawet zobowiązań. Ale to już rozważania przekraczające obecny temat.



Z pozdrowieniami

koliberek po 33-kroć szlachetny Mrugnięcie

« Ostatnia zmiana: Wrzesień 02, 2009, 19:10:04 wysłane przez koliberek33 » Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #40 : Wrzesień 02, 2009, 15:19:43 »

Koliberku 33 sytuacja staruszki nie wyplywa z braku milosci jej partnera , a z braku ustaw prawnych uczciwie regulujacych takie sytuacje. Zreszta z tego co wiem to 5 lat zwiazku udokumetowanego w konkubinacie daje podstawy prawne do wielu rzeczy.

To ludzie ustala sami co chca obecnie doswiadczac , czy zwiazow papierkowych , czy zwiazkow nie papierkowych. A zycie pokaze , ktore sa naprawde bardziej trwale.
Te , ktore maja urzedowa "smycze", czy te , ktore sa polaczone miloscia , ktora z milosci nigdy nie tworzy uwiezi z wiezi.

Tak sobie pozwolilam napisac, a odpowie Ci zapewne jeremiasz.

Kiara Uśmiech Uśmiech

Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #41 : Wrzesień 02, 2009, 15:49:38 »

Koliberku 33 sytuacja staruszki nie wyplywa z braku milosci jej partnera , a z braku ustaw prawnych uczciwie regulujacych takie sytuacje.
Hmmm... są ustawy prawne regulujące te rzeczy, ale nie skorzystali z nich. Widać tutaj naocznie to na co zwracałem uwagę - miość to także odpowiedzialność i troska. Postąpili zgodnie z zaleceniami Kairy a wbrem moim - teraz kobieta płacze...
Patrzcie na owoce.
Zapisane
koliberek33
Gość
« Odpowiedz #42 : Wrzesień 02, 2009, 19:40:11 »

I owszem, po pięciu latach konkubin nabywa prawa. Los jest jednak nieprzewidywalny. Nie napisałam, że to była staruszka. Przy obecnych przemianach Pani Śmierć ma pełne ręce roboty i nie specjalnie zważa na wiek. Można nie doczekać i tych pięciu lat. Są i takie sytuacje, że razem budują gniazdko, potem  jedno odchodzi i trudno o sprawiedliwy podział.

Znam taki układ, gdzie on przedstawia sobą ogromny potencjał energetyczny, ale jest mniej praktyczny i obraca się doskonale w świecie inteletu i poza tą sferą już. Gorzej zaś z tzw. "materią".  Ona zaś "robi kasę"; wybudowała dom, ale dopiero wtedy, gdy go spotkała.... I nie zdaje sobie w ogóle sprawy, że intensywnie "jedzie na jego energii". Co jest widoczne dla postronnego, w miarę zorientowanego obserwatora.
Z tego też powodu zdarzył się u niego znaczny spadek energii, co uświadomił sobie wreszcie sam, że nie potrafił się bronić przed jej "wampiryzującymi" skłonnościami. Nie robił z tego tragedii, tylko próbował wyciągnąć wnioski. Jednakże ona postanowiła go porzucić, gdyż w jej mniemaniu, on "już nic nie wnosi do ich związku".

Byłam słuchaczem pokrętnych i żenujących usprawiedliwień tej modliszki.  A nie zdążyli oni  pomieszkać w tym domu razem te pięć lat. W jej opinii wszystko należy wyłącznie do niej, bez względu na to, że włożył on tam wiele swojej fizycznej pracy także, ale nie były to bezpośrednio jego pieniądze. On zajęty był ponadto opieką nad jej trudnym synem i chorą "zalzhaimeryzowaną"  matką. Takich sytuacji jak powyższa nie rozstrzygnie żaden sąd.

Dlatego od kliku lat upraszam o definicję miłości, przynajmniej na miarę tutejszych tęgich umysłów i speców, bo zdaje się mamy takich co najmniej kilku...
Bez tego fundamentu, ta dyskusja i niejedna tutaj, wydaje  się być bezprzedmiotowa.


z ukłonem wobec Szanownych Istności:

koliberek

« Ostatnia zmiana: Wrzesień 02, 2009, 20:48:43 wysłane przez koliberek33 » Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #43 : Wrzesień 02, 2009, 23:41:40 »

Ale co tu definiować , Koliberku, i o co tak na prawdę walczyć ?
Cóż On - niepraktyczny, uczyniłby z majątkiem ? A ona, wielce zaradna - po cóż jej majątek bez miłości ? Czy tym majątkiem poradzi sobie z trudnym synem i chorą matką ?
Bez małżeństwa w takim związku  rozstanie jest , jakby to nazwać "bardziej definitywnie skuteczne"  - szybko pozbawia złudzeń, ale też szybciej można zająć się tym, co na prawdę ważne - własnym rozwojem - zamiast tkwić w trudno rozwiązywalnym  i wciąż rozdrapującym rany układzie.

Postawię tu kontrowersyjną tezę, że w pewnym sensie małżeństwo to więzienie wewnątrz publicznie podjętych zobowiązań .
Kiedy człowiek jest zakochany to nie dostrzega tego więzienia , a jeśli nawet, to uważa je za słodką wolność.
Kiedy oboje są skupieni na sobie na wzajem to sam akt małżeński jest właściwie tylko dodatkiem do ich związku.
Wszystkim takich związków życzę.
Kiedy jednak , z rożnych przyczyn, ludzie dochodzą do wniosku, że nie mogą ze sobą być, to instytucja małżeństwa staje się ich gehenną. Muszą się z tego wyzwolić.
Uczucia nie mają nic wspólnego z konsekwencją dotrzymywania obietnic. Można oczywiście się uprzeć i w imię obietnicy trwać w czymś, co umarło, ale czy jest w tym jakikolwiek sens ? Czy można sobie nakazać kochanie ? A może wystarczy udawać, że wszystko jest OK ?
W każdym związku chodzi o to, aby dawać siebie i siebie angażować, współdzielić się sobą. Odpowiedzialność za dzieci również ponoszą obie strony bez względu na to, jaki jest ich status prawny , albo uczuciowy.
Zapisane
koliberek33
Gość
« Odpowiedz #44 : Wrzesień 03, 2009, 01:01:05 »

Jemu majątek nie jest potrzebny, to nie tego formatu mężczyzna. To dla niej ten majątek ma znaczenie. Zdobyty nie tylko jej wysiłkiem. Chodzi tu o instrumentalne traktowanie drugiego człowieka, o przyzwolenie sobie na to, gdyż "tak naprawdę to nie mamy wobec siebie żadnych zobowiązań i fora ze dwora!"

Jak to powiadają: " okazja czyni złodzieja i coś w tym jest". Może, nie istnieje takie pojęcie jak miłość? Uczucia i owszem. Ale jak twierdzisz - one umierają nierzadko. Dlaczego? Bo, druga strona nie spełniła naszych oczekiwań?  A czyż te nie biorą się z ego, wzajemnych utarczek o dominację itp... i wtedy następuje niedojrzałe "good by"?

Nie zamierzam oceniać takich postaw, bo błądzić jest rzeczą ludzką. Wynikałoby z tego, że  uczucia, które mogą obumrzeć, to nie miłość. Prędzej pożądanie oparte na wzajemnej atrakcyjności itp...Więc, cóż to jest miłość między dwojgiem. Cóż, to jest w ogóle miłość? Co jest gwarantem udanego związku? Lepsze dopasowanie, znalezienie drugiej połówki" Jak się okazuje, to wtajemniczeni powiadają, że można znaleźć drugą połówkę i zniszczyć z nią relację, by potem znów rozpaczliwie się szukać...

Widzisz, jeśli chodzi o wspomniany związek, to on zdał sobie sprawę, że jak masz energię, to jesteś potrzebny, więc wziął się w garść i znów są razem.  Przy tym, uczy się w tym usytuowaniu zadbać o swoje granice i potrzeby, a ona szacunku do jego samozaparcia i szerszego spojrzenia na rzeczywistość. Ponieważ jego życie było w śmiertelnym niebezpieczeństwie, wtedy właśnie robiła wszystko, by od niego odejść, co też i po części uczyniła uciekając na ten czas za granicę.

Jednakże zdumiała ją jego determinacja, umiejętność pracy ze sobą najpierw. Oraz to, że posiada rzeczywistych przyjaciół, którzy nie opuścili go  w potrzebie. Zatrzymała ją też przy nim jego tajemnica na "nieśmiertelność", gdyż wyraźnie przebija z niego ten potencjał, choć to ona teraz tryska zdrowiem...

Postawię tu kontrowersyjną tezę, że w pewnym sensie małżeństwo to więzienie wewnątrz publicznie podjętych zobowiązań .
Kiedy człowiek jest zakochany to nie dostrzega tego więzienia , a jeśli nawet, to uważa je za słodką wolność.
wspólnego z konsekwencją dotrzymywania obietnic.

Eaście!

Weź pod uwagę to wreszcie
iż wolnego wewętrznie człowieka
nie ograniczają żadne pęta, ni więzienie
 
Zniewolone zawsze czuje się i tylko ego.
resztę Drogi Kolego, pozostawiam do oglądu
przez Twe Wnętrze, czyli sumienie...*



Gwoli uzupełnienia dodam jeszcze, iż  bohater tej opowieści otrzymał  on niedługo potem dom w spadku i pieniądze; bowiem, mimo niestabilnego jeszcze stanu zdrowia opiekował się z całym oddaniem, chorą ciotką. Ma też mieszkanie. Nie zrezygnował jednak z tej relacji, gdyż kieruje nim zwyczajna empatia, zrozumienie i chęć świadomego uczestnictwa i doskonalenie się w układzie, który wcześniej stworzyli z tą kobietą.. Nie szukał innej, ani nie był urażony takim potraktowaniem. Dzisiaj w śnie przyszła do mnie informacja o ich rychłym malżeństwie. Kto wie, kto wie...

Z tej historii można wysnuć niejakie i to dość odważne wnioski... Ot i co!


koliberek uff!
 MrugnięcieUśmiech 2
* Szanowny Eaście!

 nie traktuj to jako osobisty przytyk, zbyt CIe szanuję, ale wiesz "licencja poetica" Mrugnięcie
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 03, 2009, 16:06:00 wysłane przez koliberek33 » Zapisane
jeremiasz
Gość
« Odpowiedz #45 : Wrzesień 03, 2009, 07:55:18 »

Cytuj
A propos tej wycieczki, to nie trzeba znać gór, by zachwycić się widokiem. Dla człowieka wielkiej wrażliwości, a więc przestrzeni wewnętrznej, piękno jest we wszystkim. Bo, czyż wszystko w swej istocie nie ma "boskiej" natury?  Był nawet taki kierunek w poezji: turpizm, który uczył dostrzegać je w brzydocie, w najbardziej pospolitych przedmiotach codziennego użytku, etc. A czyż człowiek nie jest piękny w starzeniu, w codzienności. Nie dostrzeże tego ten, kto nie dojrzał do takich jakości.
Masz 100% racji ale pod jednym warunkiem. Sam (Sama? - wybacz, nie znam Twojej płci a Koliber jest rodzaju męskiego) napisałeś "dla człowieka wielkiej wrażliwości".
Może precyzyjniej byłoby "dla człowieka odpowiednio rozwiniętego duchowo" - masz rację, taki człowiek we wszystkim znajdzie miłość, wszystko potrafi pokochać, i paradoksalnie, jest mu zupełnie obojętnie z kim pójdzie przez życie.
Bo dla niego samo pójście przez życie jest już wystarczającym cudem, od drugiego człowieka niczego nie oczekuje, każdą chwilę traktuje jak coś niezwykłego. Tak rozwinięty człowiek dosknale zna swoje ciało i umysł, umie przewidzieć ich reakcje, ich sztuczki, itp.. Dla takiego człowieka deklaracja, że będzie kochał całe życie.. jest oczywista.

Pytanie tylko - ilu jest takich ludzi?
Zwykły, przeciętny człowiek, czy tego chce, czy nie, kieruje się jakimś interesem podczas wchodzenia w związek. Może nawet nie uświadamia sobie tego interesu, tego, że oczekuje spełnienia jakiś swoich potrzeb.
Jemu się np. "podoba" jego dziewczyna. Nie rozumie nawet co to znaczy, że mu się "podoba".  A Ci którzy ustalają tekst przysięgi małżeńskiej oczekują od niego, że zrozumie sens słowa "miłość".
Bo jeżeli mam deklarować ŚWIADOMIE miłość na całe życie to chyba tylko wtedy kiedy WIEM co to jest.

Zapytaj ludzi na ulicy czy wiedzą co to miłość. I sam oceń wg tego jaki procent zawierał swoje małżeństwo świadomie.

Cytuj
Jeremiaszu, jeżeli "nie możesz obiecać swoich emocji", to nie wchodź w żaden związek. Nad emocjami trzeba pracować, jak mądrze piszesz: poskramiać. Małżeństwo jest lepszym testerem, aniżeli tzw. wolny związek, gdzie zawsze ma się tę "furtkę". Sztuką wielką bowiem, jest zobowiązać się być z kimś na poważnie i nie zawłaszczyć go do końca. W wolnym związku można pograć, bo (on, ona) może mnie w każdej chwili zostawić. Poczucie bezpieczeństwa jest wciąż zachwianie, co bardzo godzi w poczucie wartości partnera, rodzi nerwowość, niepewność...ale gra wciąż się toczy! Bywa, że niejedna panna sugeruje małżeństwo, a jej wielbliciel znika nagle niczym kamień w wodę. Czar prysł. Co najmniej zastanawiające!!!
Pozwolę się nie zgodzić.
Z tym małżeństwem jako formalny związek (obojętnie czy kościelny czy nie) to jest trochę tak, że owszem, daje pewne poczucie bezpieczeństwa, szczególnie kobiecie. Ona bowiem w okresie ciąży, porodu i wychowywania dziecka jest w dużym zakresie pozbawiona możliwości zarobkowania.  Więc, "papierek", w jakimś tam sensie jest "gwarancją", że ojciec dziecka się nie ulotni jak kamfora.
W tym sensie, mogę się jedynie zgodzić z tym, że jeżeli nie mam zamiaru wziąść odpowiedzialności za rodzinę (choćby finansowej) to fakt, lepiej nie wchodzić w formalny związek.

Jeszcze takie słówko co do emocji. Nie uważam, że należy je "poskarmiać", zbytnio przypomina mi to "tłumić".
Uważam, że powinno się je świadomie wyrażać, pozwalać na ich przepływ. Użyłem "poskromić swoją seksualność" w kontekście wierności. To też temat na zupełnie oddzielną dyskusję.

Piszesz, żę w małżeństwie ludzie myślą, że nie musza już grać.
Celne stwierdzenie.
Ale oznacza to także, że wcześniej ciąglę odgrywali komedyjkę. Że ich intencje nie były czyste. Od samego początku.
Że wchodzili w związek licząc na to jakie korzyści dla siebie osiągną z tego, że są z drugą osobą.
Wachlarz tych korzyści jest szeroki - a to bezpłatny seks, a to zabezpieczenie finansowe, a to podniesienie swojej stopy życiowej, a to dowartościowanie się, a to chęć zaimponowania otoczeniu swoim partnerem, itp, itp

Jest więc tak, że małżeństwa zawierane są już góry w pewnym interesie a okrasza się to pięknymi słowami o miłości, itp.
Smutne to wszystko.

pozdrawiam
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 03, 2009, 08:33:43 wysłane przez jeremiasz » Zapisane
koliberek33
Gość
« Odpowiedz #46 : Wrzesień 03, 2009, 12:07:06 »

Szlachetny Jeremiaszu!

Tu jestem koliber i to zdecydowanie wystarczy. Nie ma znaczenia moja płeć, ani pochodzenie, ale to co chcę przekazać.
Piszesz: "ilu jest takich świadomych?" Otóż, niewielu, ponoć o wiele więcej biorobotów. Ale to są ich wybory. Nie nam ich zbawiać, ale wskazać jedynie jak dojść do świadomości siebie samych. Zresztą to już było nieraz i dawno czynione.

Przerażające jest jednak to, co piszesz w trzeciej części. Ludzie, którzy  wiedzą, że się zwiążą nie muszą dodatkowo grać ( każdy z nas odgrywa jakieś role, ale to osobny aspekt) Grają ci, którzy nie wiedzą na czym stoją.
Poza tym jeżeli ktoś chce kosztem drugiej osoby realizować własne oczekiwania, to zrozumie prędzej, czy później, że nie tędy droga.

Piszesz też:
Bo jeżeli mam deklarować ŚWIADOMIE miłość na całe życie to chyba tylko wtedy kiedy WIEM co to jest.

No, właśnie: CO TO JEST? I  to jest tu najważniejszym zadaniem, a nie wchodzenie w spory, jak tu się nierzadko zdarza.

oraz:
W tym sensie, mogę się jedynie zgodzić z tym, że jeżeli nie mam zamiaru wziąść odpowiedzialności za rodzinę
(choćby finansowej) to fakt, lepiej nie wchodzić w formalny związek.


Jeśli się nie chce wziąć odpowiedzialności za rodzinę, to nie należy wchodzić w żaden związek! Takie jest moje zdanie. W wolnym związku mogę narazić rodzinę na upokorzenie porzucenia i zaniedbania?
I czyż w wolnym związku seks jest płatny, skoro w zalegalizowanym, jak piszesz "bezpłatny"?.

Piszemy o "poskromieniu emocji". Sądziłem, że zachodzi raczej proces skanalizowania emocji, bądź przetransformowanie ich na zdrowe uczucia, a nie tłumienie. Czyżbyś seks tłumił? To bardzo niebezpieczne dla zdrowia! Wiem, jakoś z tego wybrnąłeś, ale....A czy zabezpieczenie finansowe drugiej osoby i siebie także, to jakiś grzech, czy raczej przejaw troski i szacunku do siebie nawzajem? Liczenia się z potrzebami., które są gwarantem przeżycia, bądź godnego życia, a do tego ma każdy prawo. Wymieniamy się energią, choćby poprzez seks, to dobrze jeśli i tutaj wszystko też jest wspólne. I jaki tu interes? Raczej zdroworozsądkowe postawienie sprawy. Wszak "w zdrowym ciele, zdrowy duch."

Poza tym w razie czego, sąd rozstrzygający problem, wie na czym stoi. Ustało współżycie i ekonomia nas rozdziela, uczucia "umarły"...I sprawa jest jasna. Sąd pomógł w sprawiedliwym zazwyczaj rozdzieleniu i nie ma wzajemnych pretensji. A może jednak związek nie obumarł, tylko tak nam się wydaje. Przed sądem można nierzadko się otrząsnąć i opamiętać. Albo inaczej : wiele wspaniałych związków uległoby rozbiciu, bo poddali się kryzysowi, a wizja sądu oddaliła tę decyzję. I okazało się, że jednak są dla siebie stworzeni.

A jeśli ktoś "chce zaimponować swoim partnerem", to biada jemu, co nam do tego. To on podejmuje takie decyzje. To jednak osobna kwestia i uboczna tego, o czym traktujemy. Szpanować można wszędzie i w wolnym związku. To nie ma siły przetrwania.
Miło się z Tobą rozmawia Jeremiaszu, bo trzymasz tu poziom, ale smutne jest Twoje widzenie. Choć nie pozbawione w pewnym sensie, a przynajmniej częściowo podstaw.

Pozdrawiam

koliberek
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 03, 2009, 13:53:00 wysłane przez koliberek33 » Zapisane
PHIRIOORI
Gość
« Odpowiedz #47 : Wrzesień 03, 2009, 12:29:59 »

nie rozumiem tematu topika.

Piszesz, że ma Łże`ństwo
..Czy dobrze domyślam sie że chodzi ci o "podstawowa komorka" Łże Elity?


Czy chodzilo o jakies inne oszustwo?

ew. Któz jest POSIADACZEM ("ma") owo ŁŻE`ństwo?!..
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 04, 2009, 12:13:40 wysłane przez PHIRIOORI » Zapisane
Linda
Gość
« Odpowiedz #48 : Wrzesień 03, 2009, 12:42:08 »

 :)Uwazam ,ze chcac sie wypowiedziaec w tym temacie nie mozemy opierac sie na ocenach innych zwiazków..to nie fer...
  Kazdy wybiera własna droge...nie wazne czy to jest malżeństwo ,czy wolny zwiazek.Tu i tu trzeba byc poprostu uczciwym wobec siebie człowiekiem....to wszystko...zaufanie to najwazniejsza rzecz w kazdym zwiazku .Jesli zaufania zaczyna brakowac..to poczatek konca
Cytuj
Znam taki układ, gdzie on przedstawia sobą ogromny potencjał energetyczny, ale jest mniej praktyczny i obraca się doskonale w świecie inteletu i poza tą sferą już. Gorzej zaś z tzw. "materią".  Ona zaś "robi kasę"; wybudowała dom, ale dopiero wtedy, gdy go spotkała.... I nie zdaje sobie w ogóle sprawy, że intensywnie "jedzie na jego energii". Co jest widoczne dla postronnego, w miarę zorientowanego obserwatora

hmm....rzeczywiscie..wybudowac dom....bułka z masłem...poruszac sie w swiecie intelektu...pewnie ciezka praca...kto włozył spodnie,a kto fartuszek....?...Ale najwazniejsze..kto oceniony dobrze, a kto nie?
Tylko znowu ocena, ocena ,ocena i to w kwesti tak delikatnej jak cudzy zwiazek...Czy wogole jest to dopuszczalne?
Skad pochodzą potrzebne do takiej oceny informacje?.Ile razy zjadłas z nimi śniadanie ,moze kładlas sie z nimi do łozka ,kiedy rozwiazywałas z nimi mniejsze i wieksze problemy?
Nie wiem, skąd mozna wiedziec napewno...?Pewnie od skrzywdzonego faceta..Nie ma nic gorszego niz skarzacy sie na zwiazek  facet....to oznaka najwiekszej słabosci...Uwazam ,ze zwiazek powinno sie uzdrawiac samemu,za pomoca spokojnej analizy,kazdej nawet najbardziej absurdalnej sytuacji.Mozna skarzyc sie, a mozna tez spokojnie tłumaczyc i wyjasniac,bo wszystko dzieje sie po to bysmy doswiadczali.Trudne i zawiłe sytuacje sa po to ,bysmy sie albo bardziej do siebie zblizyli , ;)albo zobili krok ku rozstaniu.
To takie proste a jakze trudne.Zamiast tego lepiej sie poskarzyc i budowac niesprawiedliwe opinie.Dla mnie to jest swiadome życie  .Wszystko co mnie spotyka jest skutkiem czegos...Muszę wiec znalezc najlepszy sposób by to rozwiazac.
Jezeli tego nie robie, to poprostu ten zwiazek juz nie istnieje.
Cytuj
Byłam słuchaczem pokrętnych i żenujących usprawiedliwień tej modliszki
]bez  komentarza..
Cytuj
I nie zdaje sobie w ogóle sprawy, że intensywnie "jedzie na jego energii
masz sposób by to ocenic...chetnie poznam..
Cytat: Jeremiasz
Jeszcze takie słówko co do emocji. Nie uważam, że należy je "poskarmiać", zbytnio przypomina mi to "tłumić".
Uważam, że powinno się je świadomie wyrażać, pozwalać na ich przepływ.
Zgadzam się z Tobą całkowicie...tylko świadome wyrazane tego co w danej chwili boli ,może dokładnie oczyscic sytuację.
Budujmy wiec ocene udanych zwiazków, lub mniej udanych na podstawie swoich własnych.....unikniemy skrzywdzenia moze całkiem niewinnych ludzi.Dla mnie rzeczą najwazniejszą jest by w chwilach krytycznych ,które kazdemu zdarzają sie w zyciu ,móc w pełni liczyc na partnera,to podstawa.Niejeden związek takiego egzaminu niestety nie zdaje.
Zapisane
koliberek33
Gość
« Odpowiedz #49 : Wrzesień 03, 2009, 12:44:57 »

Drogi PHIRIOORI !

Ciekawe spojrzenie.  Skojarzenie samo w sobie ma swoje odniesienia i to każdy z nas dobrze wie. Jest taka metoda wyleczenia  z nałogu. Zapodaje się delikwentowi olbrzymie ilości używki, aż poczuje, że już więcej i nigdy nie zmoże się w tym parać.  Myślę, że i ta forma niesie w sobie taką odwagę i jak pisałem w Nowym Świecie żadne tego typu ustalenia: "wolny" związek", czy "małżeństwo" nie będą już potrzebne. Jednakże na tym etapie zaistnienia tej struktury, próbuję dopatrzeć się głębszego sensu. W tym ujęciu dotyczy to także i związków niezalegalizowanych...


Panno(ni) Lindo.

Nie wiem tego od skrzywdzonego przyjaciela, gdyż oboje jednako są moimi przyjaciómi. Opiekowałem się  nim w najtrudniejszym momencie. Był sekundy od śmierci, zapewniam. Poza tym nie jest on typem, który ubolewa i się skarży. To nie ten poziom, gdyż ma on świadomość konsekwencji własnych decyzji i odpowiedzialności za nie. Podkreśliłem pewne aspekty dla uwydatnienia problemu. Mam zbyt duży udział w tym, że są razem. Więc jak to Ty teraz ocenisz? Jeśli ktoś się skarżył, to przyjaciółka, a nie jej partner. Jednakże wyraźnie zaznaczyłem, że "każdy ma prawo błądzić". Tego nie dostrzegłaś w moim poście dotyczącym tej historii.

Piszesz, że nie wolno pisać o innych związkach, bo cóż o nich wiemy. A cóż wiemy, jak to jest w małżeństwie, czy w związku niezalegalizowanym. Czy na podstawie doświadczeń jedynie z własnego podwórka mamy prawo zabierać się za takie tematy?

Zapodałem tu pewien casus, daleko jestem od oceny tych dwojga. Bez względu na wszystko oboje są mi bardzo  bliscy. Zresztą, nie jestem jedynym opiniotwórcą w tej kwestii. Nie trzeba być z kimś w łóżku, żeby widzieć pewne rzeczy. Zresztą o sprawach łóżkowych też  byłem poinformowany. Zwłaszcza, gdy ktoś Ci zdaje dokładne relacje.
Jednakże nie popełnili oni żadnej zbrodni, by się tak oburzać. To są ludzkie i jakże częste sprawy. Występują oni tu anonimowo, ponadto. I mogą to być znajomi każdego z nas tutaj.... Znaczenie ma fakt zaistnienia takiego problemu.

Dodam, że on stał sie o wiele bardziej praktyczny, jej trudniej idzie przesterowanie się. Ale są razem. Ponadto, zmieniła swoją decyzję. Czyż to nie bardzo wiele? Też należy jej się szacunek, nie mniejszy. Wszystko jeszcze przed nimi. Ten fakt zaś wymyka się ocenie.

Wybudować dom rękami fachowców i po części partnera, to może i bułka z masłem. Na intelekt taki nie inny i to co poza nim, trzeba bardzo długo pracować. Często i niejedno życie. Tak jest w jego przypadku. Cóż, są wśród nas i modliszki. Nie tylko kobiety. Nazywam rzeczy po imieniu. (MOŻE TO WYBRZMIAŁO OCENIAJĄCO. NIE TAKI MIAŁEM JEDNAK CEL, BY DOKOPAĆ TEJ DZIEWCZYNIE. JEŚLI TAK TO WYGLĄDA, TO PODZIELAM TWOJE OBURZENIE) To nie jest trudne w zauważeniu. A jak się widzi, czy ktoś komuś zabiera energią? Także i to wymaga lat i wcieleń może, by to pojąć. W uzupełnieniu dodam, iż każde z nich znałem o wiele wcześniej z osobna i ta znajomość trwa lata, a TY chciałabyś gotowych rozwiązań? Niemniej wiesz, że można to wiedzieć, bo co byś robiła na takim forum?
Taką przynajmniej żywię nadzieję..

koliberek.
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 03, 2009, 21:24:20 wysłane przez koliberek33 » Zapisane
Strony: 1 [2] 3 4 5 6 7 8 9 |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.12 sekund z 19 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

bizancjum gry patologiczni gangsa loki