Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Kwiecień 29, 2024, 20:28:49


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: 1 2 [3] 4 5 6 7 8 9 |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Małżeństwo - związek zalegalizowany a miłość  (Przeczytany 86053 razy)
0 użytkowników i 2 Gości przegląda ten wątek.
jeremiasz
Gość
« Odpowiedz #50 : Wrzesień 04, 2009, 10:33:03 »

Witaj Koliberku33,

przyznam że chyba się nie zrozumieliśmy.

Przede wszystkim, nie opisuje mojego związku i moich motywów wstępowania w związek. Po prostu pisze o moich przemyśleniach dotyczących związków w ogóle. Tak jak je widzę w społeczeństwie.

Po drugie, muszę się zgodzić z  Eastem - dla dobrego związku, opartego na prawdziwej miłości, żadne "papierki" nie są potrzebne.
Natomiast ludzie, którzy się boją o swoją przyszłość oczekują od partnerów różnych gwarancji.
Jaka bowiem może być przyczyna inna niż strach, że oczekuję od kogoś, że "potwierdzi" urzędowo lub kościelnie swój związek.

Zawarcie małżeństwa ma też kontekst społeczny. To trochę tak jakby wszystkim dookoła powiedzieć - tak, jesteśmy małżeństwem.
Tutaj także głównym motorem jest strach. Dawniej pewne rzeczy były możliwe tylko w małżeństwie. Chyba najważniejsza - seks. Zawracie małżeństwa oznaczało niejako społeczne przyzwolenie na to, że oni mogą ze sobą spółkować.
Odwracając - bez małżeństwa spółkowanie niedopuszczalne.
W wielu doktrynach religijnych czy społecznych seks małżeński jest ok, poza małżeński jest BE.
Zawarcie małeństwa pozwala nie bać się, co ludzie powiedzą, że "on ze mną sypia".

Cytuj
Bo jeżeli mam deklarować ŚWIADOMIE miłość na całe życie to chyba tylko wtedy kiedy WIEM co to jest.

No, właśnie: CO TO JEST? I  to jest tu najważniejszym zadaniem, a nie wchodzenie w spory, jak tu się nierzadko zdarza.

No właśnie - co to jest? Toż to swoisty paradoks - deklarujemy publicznie miłość do kogoś a nikt tak naprawdę nie wie o czym mowa.  Mrugnięcie

Cytuj
W tym sensie, mogę się jedynie zgodzić z tym, że jeżeli nie mam zamiaru wziąść odpowiedzialności za rodzinę
(choćby finansowej) to fakt, lepiej nie wchodzić w formalny związek.


Jeśli się nie chce wziąć odpowiedzialności za rodzinę, to nie należy wchodzić w żaden związek! Takie jest moje zdanie. W wolnym związku mogę narazić rodzinę na upokorzenie porzucenia i zaniedbania?
I czyż w wolnym związku seks jest płatny, skoro w zalegalizowanym, jak piszesz "bezpłatny"?.

1. Nie każdy związek to rodzina. Rodzina to zwykle rodzice+dzieci. Sama para to jeszcze nie rodzina.  Można być w związku i wcale nie mieć ochoty na potomstwo.
2. Wolny czy zarejestrowany nie ma nic współnego z upokorzeniem czy zaniedbaniem.
3. W wolnym związku seks jest także bezpłatny.  Punkt dla Ciebie. Ale już mniej społecznie akceptowalny.

Cytuj
Piszemy o "poskromieniu emocji". Sądziłem, że zachodzi raczej proces skanalizowania emocji, bądź przetransformowanie ich na zdrowe uczucia, a nie tłumienie. Czyżbyś seks tłumił? To bardzo niebezpieczne dla zdrowia! Wiem, jakoś z tego wybrnąłeś, ale...
Mi także chodzi o skanalizowanie emocji. Nie o tłumienie.
Fakt jest natomiast taki, że z tym skanalizowaniem np. popędu seksualnego w związkach (jakichkolwiek)  bywa różnie.
Tutaj wchodzimy na tematy wierności, niewiernosći, itp, itp - zupełnie inna dyskusja.

Cytuj
.A czy zabezpieczenie finansowe drugiej osoby i siebie także, to jakiś grzech, czy raczej przejaw troski i szacunku do siebie nawzajem? Liczenia się z potrzebami., które są gwarantem przeżycia, bądź godnego życia, a do tego ma każdy prawo.
Nigdzie nie pisałem, że to grzech.
Pisałem tylko że osoba zawierająca formalny związek często o ten byt materialny przestaje się martwić, ma go zabezpieczony niejako. A przynajmniej w takiej iluzji żyje.
Odpowiedzialny człowiek nie zostawia swojej rodziny obojętnie czy jest w wolnym czy formalnym związku.
To po prostu inna cecha.
Odpowiedzialny nie oznacza taki, który zawiera związek formalny. To zupełnie inne sprawy.

Zawarłem swoje małżeństwo po 3 latach mieszkania z rodziną.
Z powodów czysto hmm, prawnych. Po prostu, jako małżeństwo pary posiadają większe prawa.
Nie ja ustalałem te zasady, więc musiałem się temu podporządkować.

Natomiast jeżeli chodzi o uczucia to nie widzę żadnej zmiany. Było dobrze i jest dobrze.

W jednej ksiażce trafiłem na piękne zdanie:
w życiu robimy coś albo z miłości albo ze strachu

Uważam, że większość małżeństw zawieranych jest ze strachu. Niestety.

pozdrawiam


« Ostatnia zmiana: Wrzesień 04, 2009, 10:34:31 wysłane przez jeremiasz » Zapisane
Linda
Gość
« Odpowiedz #51 : Wrzesień 04, 2009, 11:10:35 »

 Uśmiech
Cytuj
(MOŻE TO WYBRZMIAŁO OCENIAJĄCO. NIE TAKI MIAŁEM JEDNAK CEL, BY DOKOPAĆ TEJ DZIEWCZYNIE. JEŚLI TAK TO WYGLĄDA, TO PODZIELAM TWOJE OBURZENIE) To nie jest trudne w zauważeniu.

Ja tez nie oceniam co myslałes...Próbowałam spojrzec na tą sytuacje z twojego punktu widzenia.Kobiety mysla inaczej ,mezczyzni inaczej.Róznica w ocenie pomiedzy mezczyznami a  kobietami jest dosc istotna.Tak tez odnosze sie do postów ,
biorac po uwage kto to pisze i jaki moze byc punkt widzenia danej osoby i jej ocena sytuacji..Natomiast w twoim przypadku jest to niemozliwe....Raz piszesz jako kobieta ..innym razem uzywasz rodzaju meskiego w odniesieniu do swojej osoby...Odpisując Tobie ,miałam problem natury czysto technicznej..napisac "myślałas ",czy   "myslałes..." Moim zdaniem to nie jest takie do konca fer.. Bo i po co robić sobie dodatkowe problemy? Nie bedziemy chyba dyskutowac na ten temat bez konca.Czasem trzeba zaakceptowac fakt ,że komus sie nie podoba to co napisałas i daje temu wyraz na forum....
Zapisane
PHIRIOORI
Gość
« Odpowiedz #52 : Wrzesień 04, 2009, 11:50:03 »

a zatem motywatorem "podstawowej komorki społecznej" jest strach.
A dokładniej nieuświadomiony, podskórny strach, któremu sie zaprzecza. tabu
A jeszcze większy strach przed uświadomieniem sobie tego leku.

Komu na tym zależy?
Kto za tym stoi?
I czemu to ma służyć?
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 04, 2009, 12:18:26 wysłane przez PHIRIOORI » Zapisane
koliberek33
Gość
« Odpowiedz #53 : Wrzesień 04, 2009, 11:50:27 »

Wiem, że nie opisujesz Jeremiaszu swojego związku, sposób zwracania się w taki sposób do Ciebie, to zwyczajny zabieg stylistyczny, a nie bezpośrednie odniesienie do Ciebie. Jakże bym śmiał. Uśmiech 2

Prawdą jest, że dla dobrego związku nic nie jest potrzebne, ale i też dobry związek niczego się boi. Nie ma dla niego żadnych ograniczeń. Takie jest mniej więcej moje podejście. Ale dlaczego to strach ma być przyczyną podjęcia wspólnych zobowiązań.

Może jest wręcz przeciwnie. Ludzie ze strachu boją się z sobą wiązać, bo a nuż coś nie wyjdzie. Nigdy nie słyszałem, od żadnego małżonka, że ożenił się, bo się bał. Zawsze jest jedna odpowiedż; "bo ją, czy jego kochałem(-am)".

Natomiast zdarzyło mi się usłyszeć nie raz zdanie:" Ależ my jesteśmy na próbę, bo nie wiemy co będzie dalej, bo szkoda pieniędzy na rozwód. Bo on będzie miał nade mną władzę, a tak będzie się ze mną musiał liczyć. A może spotkam kogoś bardziej interesującego". I czy to nie zaświadcza o większym wyrachowaniu jeszcze? Albo następny argument: "tyle kobiet jest bitych przez mężów, w wolnym związku, nie będzie śmiał na mnie podnieść ręki, a jeśli, to odejdę.". Albo: "po co się mamy rozwodzić się tak jak nasi rodzice, lepiej rozejść bez tych wszystkich sądowych ceregieli." Swoje wywody opieram na obserwacjach, rozmowach.

A propos; co ludzie powiedzą. Ci ludzie, to też my. Nie można niczego czynić pod publiczkę, ale też nie liczenie się zupełnie ze zdaniem innych, jest zwyczajnym przejawem społecznej arogancji i wyobcowania. Ale  to tylko dygresja.

Wielu opiera się na opisie miłości św. Pawła z Tarsu. Dotyczy to chrześcijan i starają się realizować te definicje, a wielu: "bo chcą ze sobą być", bo twierdzą, "że się kochają, są dla siebie stworzeni, nie mogą bez siebie żyć" itp deklaracje.... Jakie są tego efekty, wiemy. Stąd napomykam nie raz o świadomym budowaniu związku i zdefiniowaniu ostatecznym tego zasadniczego spoiwa.

To, że nie każdy związek, to rodzina, to nie ma większego znaczenia. Ale może się nią w każdej chwili stać. Może się nie udać i przyjdzie obojgu stanąć np. przed faktem wyboru: aborcja, czy też nie? Jakie to czyni spustoszenie w psychice kobiety, to już osobna kwestia.  

W środowisku, mieście w którym jestem, a znam też i małe miasteczka, gdzie ludzie już akceptują wolne związki. Nasze dzieci narzuciły nam taką modłę. A jest to przebojowe, jak wiadomo, pokolenie. Z moich obserwacji  wynika także, że wolne związki, a raczej ich zalążki, dość często się rozpadają. No, bo "nam nie wyszło" A najczęściej przyczyną tego jest, że ona spotkała bardziej zasobnego, albo on bardziej atrakcyjną.  Oczywiście upraszczam i  nie biorę się za ocenę tego faktu, to tylko spostrzeżenie....

Nie odważyłbym się napisać, że większość małżeństw zawartych jest z powodu strachu. Wolałbym się oprzeć na wypowiedziach tych ludzi. I to po długim dystansie małżeńskim. Mam za sobą  długi związek i nie narzekam. Różnie bywa ale najważniejszą sprawą jest świadomość tego, po co i jak jesteśmy ze sobą. Jeżeli ego zaczyna się panoszyć, zaczyna być gorzej, ale gdy się je poskromi, jest naprawdę bosko, i wcale lata nie mają nic do tego.

I nie istnieje coś takiego, że uczucia "umierają". To największa z iluzji. A może to wszechwładne ego rozpanoszyło się na tyle, albo nigdy nie byliśmy dla siebie.? Najzwyklejsze pożądanie, czyli " chemię " wzięliśmy za uczucia. Włożyłem teraz "kij w mrowisko" ( to nie do Ciebie Jeremiaszu.) Zapewniam, że  w każdym związku trzeba zwyczajnie"pracować", ale najpierw nad sobą. Wiem, to są już truizmy. Chyba, że ktoś wierzy  w wiecznie roztaczającą się woń "miłości", która zrobi za nas wszystko. A może jest to kwestia lepszego, lub gorszego dopasowania energetycznego ( w tym i fizycznego), a nad resztą zwyczajnie  trzeba i całkiem poważnie, acz z dystansem i humorem, się  pochylić. I oto cała tajemnica tzw. miłości w związku.


Lindo!

A podoba mi się Twój głos wcześniejszy, to że Ci wyjaśniam, nie znaczy, że się burzę.
Czyli, że "jest dobrze, nie najgorzej jest!" Mrugnięcie

Pozdrawiam.  Uśmiech

koliberek


 
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 04, 2009, 15:46:08 wysłane przez koliberek33 » Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #54 : Wrzesień 04, 2009, 12:24:42 »

a zatem motywatorem "podstawowej komorki społecznej" jest strach.
A dokładniej nieuświadomiony, podskórny strach, któremu sie zaprzecza. tabu
Byc moze dla Ciebie, dla mnie motywatorem jest to co czuję do drugiej osoby - miłość, jak również troska o nią. Moge dodać, że jeszcze w KK jest sakramentem - ale tego zdaje się nie zrozumiesz...

Po drugie, muszę się zgodzić z  Eastem - dla dobrego związku, opartego na prawdziwej miłości, żadne "papierki" nie są potrzebne.
Natomiast ludzie, którzy się boją o swoją przyszłość oczekują od partnerów różnych gwarancji.
Jaka bowiem może być przyczyna inna niż strach, że oczekuję od kogoś, że "potwierdzi" urzędowo lub kościelnie swój związek.
Ponieważ pewne argumenty nie trafiają do Ciebie to pominę pewne aspekty zawarcia małżeństwa [które są dla mnie ważne a dla Ciebie nie] i odwrócę nieco pytanie: czy boisz się składania deklaracji? Czy boisz się potwierdzić to o czym zapewniasz? Czy ten "papierek" przeszkadzałby Twojej "miłości", osłabiał ją? Czy uczciwy człowiek boi się potwierdzenia swojej uczciwości?
Dodatkowo jescze raz przypomnę o "doraźnych korzyściach" w postaci zabezpieczeń dla bliskich...

Tutaj także głównym motorem jest strach. Dawniej pewne rzeczy były możliwe tylko w małżeństwie. Chyba najważniejsza - seks. Zawracie małżeństwa oznaczało niejako społeczne przyzwolenie na to, że oni mogą ze sobą spółkować.
Odwracając - bez małżeństwa spółkowanie niedopuszczalne.
W wielu doktrynach religijnych czy społecznych seks małżeński jest ok, poza małżeński jest BE.
Byc może to także wpływało na "przyśpieszenie" decyzji o związku. Według mnie zalecanie aby do zbliżeń dochodziło w małżeństwie ma za zadanie ochronę człowieka i troskę jego dobro. Może Was to zdziwi ale małżeństwo automatycznie nie uprawnia do współżycia "kiedy się chce". Według mnie decydują się na współzycie należy wziąć pod uwagę możliwe konsekwencje - czyli np. ciążę. Decydując się na współżycie powinienes być gotowy na przyjęcie nowego zycia - jeżeli nie jesteś gotowy zalecane jest poczekanie. Widzimy ile tragedii ludzkich wynika z tego, że ludzie nie byli na to przygotowani - patrz np. aborcje. Skoro - jak wiele osób tutaj zapewnia - życie jest wartością najważniejszą i nalezy zapewnić mu możliwie optymalne warunki rozwoju i troski o nie.
Ślub i zwiazane z tym założenie rodziny ma za zadanie również chronić i wpomagać jej członków. Nawet podchodząc do ślubu wybitnie cynicznie - to deklarujac miłość chcemy rówineż chronić osobę przed przykrościami - więc aby nie narażac tej osoby na obgadywanie, wytykanie poprzez wredne otoczenie - podpisz ten papierek, skoro on i tak NIC dla Ciebie nie znaczy.

Jeżeli nie potrafię, ba nawet więcej - nie pragnę potwierdzić swojej domniemanej miłości poprzez deklaracje i czyny - nie powinienem zwodzić "wybranki". Nabiorę pewności - wrócę, o ile będzie to jeszcze możliwe 
Zapisane
PHIRIOORI
Gość
« Odpowiedz #55 : Wrzesień 04, 2009, 12:53:42 »

Cytat: arteq
Decydując się na współżycie powinienes być gotowy na przyjęcie nowego zycia - jeżeli nie jesteś gotowy zalecane jest poczekanie.
No ale przecież większosć katoholików nie jest przygotowana "na przyjęcie nowego zycia".
Jest natomiast DOSKONALE PRZYGOTOWANA na przyjęcie nowej śmierci.

..i ZABIJANIE NOWEGO ŻYCIA zaczyna się już na samym początku.

Rodzic jest doskonale przygotowany do rozpoznawania i odrózniania czym jest  STARA ŚMIERĆ i NOWE ZYCIE,
jednak bezwiednieukierunkowany jest na wybór STAREJ ŚMIERCI. A wszystko to podświadome programy.
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 09, 2009, 21:25:13 wysłane przez PHIRIOORI » Zapisane
koliberek33
Gość
« Odpowiedz #56 : Wrzesień 04, 2009, 12:54:07 »

Gwoli uzupełnienia mojej powyższej wypowiedzi.

Każda z religii, tudzież pozareligijne "tzw. ścieżki " rozwoju duchowego" i nie tylko, jak najbardziej zalecają dla dobra każdej jednostki, wstrzemięźliwość seksualną. By nie wytracać min. energii, obniżać wibracji, narażać na cierpienie partnera, który nam zaufał etc.. Małżeństwo jest zatem niezłym "poligonem". Jeśli ktoś się boi takich ograniczeń, to nie bardzo jeszcze wie, czego tak naprawdę chce. A raczej, chce jak najmniejszym kosztem poszaleć sobie jeszcze, co też nie jest wykluczone. I to bez ewentualnego obciążenia sumienia. Gdyż przeczuwa, że ono jest. Nie jest do tego potrzebna żadna religia. Bo, w przeciwnym razie, przed czym tak się wzdraga? Cóż, może tak naprawdę nas ograniczyć, prócz nas samych???
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 04, 2009, 14:58:59 wysłane przez koliberek33 » Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #57 : Wrzesień 04, 2009, 13:03:03 »

Phi, czy możesz poprzeć swoje teorie czyms bardziej konkretnym niz własne wymysły?
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #58 : Wrzesień 04, 2009, 13:15:38 »

MALZENSTWO- ogromna praca, poswiecenie, w ciagu wspolnych lat milosc przeradza sie w zupelnie inne uczucie ktore jeszcze bardziej wiaze wiarygodnych partnerow. To jest piekne kiedy razem sie starzeja, razem pokonuja rozne progi zycia, ich ciala sa nadal piekne dla nich. Nie jest to latwe, ale jezeli miedzy nimi byla naprawde prawdziwa milosc, wiec to byl bardzo dobry fundament do dalszego wspolnego zycia i wspolnych osiagniec. Taki zwiazek jest czyms nadzwyczajnym i niepowtazalnym. Nie czesto sie to zdaza, ale sie zdaza.
Czlowiek ktory zyje bez rytualow w swoim zyciu, jest biednym czlowiekiem.
Zapisane
PHIRIOORI
Gość
« Odpowiedz #59 : Wrzesień 04, 2009, 13:32:55 »

Cytuj
czyms bardziej konkretnym niz własne wymysły?
obserwacja faktów. obserwacja katolickiego umierania. obserwacja o życiu zapiewania.
Kto tak tęskni za życiem?... UMARŁY.

Owszem Rafaela, można sie podniecać wątpliwym "pieknem umierania", jak nazwałaś Nominalną faktyczną dewastację ŻYCIA, i niszczenie organizmu z premedytacją.

Wszystko ma swój UROK.
Ale sa i piękniejsze uroczyska!.. które sie filozofom i religiantom nie śniły

« Ostatnia zmiana: Wrzesień 04, 2009, 13:37:02 wysłane przez PHIRIOORI » Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #60 : Wrzesień 04, 2009, 13:48:12 »

Prowokujesz, ale nie masz pojecia o czym ja mowie, nie masz pojecia bo tez z kad?

Kazdy ma mozliwosci wyboru, jeden chce spokojnego zycia, wlasnych dzieci i wlasnych prawnukow z krwi i kosci. Innym jest obojetne czy sa to jego dzieci, czy jego prawnuki?
Hulaj dusza, piekla nie ma. Ja jestem bardzo wybredna jesli chodzi o wybor. Cenie sobie bardzo godne zycie, 
i jestem szczesliwa z tego co mam, to jest moja sprawa.
Jesli chodzi o umarlego, to jest najwiekszym szczesciazem.
        Zastanow sie nad swoja staroscia, to jest ciekawszy temat.
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 04, 2009, 13:49:41 wysłane przez Rafaela » Zapisane
PHIRIOORI
Gość
« Odpowiedz #61 : Wrzesień 04, 2009, 14:18:07 »

..no i teraz z butami mi wciskasz starość.

Dlatego wspominałem gdzieś o sile tego opętania. Dajesz fajne posty o Aniołach, czakrach, a jednocześnie jesteś niewolnikiem pewnych programów... i to entuziastycznym Mrugnięcie

Zachowaj sugestie Destrukcji ciała i duszy dla siebie - lub się z nich wylecz Mrugnięcie
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 04, 2009, 14:18:55 wysłane przez PHIRIOORI » Zapisane
koliberek33
Gość
« Odpowiedz #62 : Wrzesień 04, 2009, 15:37:27 »

Rafaela pięknie i zrozumiale pisze, ale to są już stare programy. W starym, należy po staremu, ale na nowe warto już się przygotowywać. Zdaje się, iż przeczuwam o jakich uroczyskach traktuje jej przedmóca, czyli PHIRIOORI . Wtedy się obaczy, który z wolnych związków, bądź małżeństwo przetrwa. 
 
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 04, 2009, 15:49:13 wysłane przez koliberek33 » Zapisane
Val Dee
Gość
« Odpowiedz #63 : Wrzesień 04, 2009, 15:55:38 »

a mi się wydaje że to ze strachu ludzie właśnie związków małżeńskich nie zawierają...
boją się że będą musieli się starać pielęgnować miłość
boją się odpowiedzialności
boją się utrzymywania wierności

ale jest światełko w tunelu
skoro tak niektórym przeszkadza małżeństwo i legalizacja związków - zaprawdę idźcie i nauczajcie o tym środowiska homoseksualne - niech nie popełniają tego błędu! niech nie wchodzą na drogę legalizacji swoich związków! niech miłością się dzielą w związkach wolnych tak jak to czynią obecnie!

przeciwnicy związków małżeńskich do dzieła!
Zapisane
PHIRIOORI
Gość
« Odpowiedz #64 : Wrzesień 04, 2009, 16:35:11 »

A nie mieści Ci sie w głowie bez związku małżeńskiego:

-starać pielęgnować miłość
-odpowiedzialność
-utrzymywanie wierności

Coś?
Bo cóż ma jedno do drugiego?! Chyba to ze mało tego w związkach ma łże`ńskich.


A Kto tu chce sie "przejechać na gapę"?

=================================================

A tu ciekawostka socjologiczna, okołotematyczna:
http://www.sfora.pl/Kobiety-sa-niewierne-Ale-dobrze-to-ukrywaja-a11108

Scaliłem posty
Darek
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 04, 2009, 16:49:18 wysłane przez Dariusz » Zapisane
Val Dee
Gość
« Odpowiedz #65 : Wrzesień 04, 2009, 17:12:35 »

no skoro nie ma zobowiązań to trudno mówić o odpowiedzialności, wierności itd prawda?
Zapisane
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #66 : Wrzesień 04, 2009, 17:19:31 »

no skoro nie ma zobowiązań to trudno mówić o odpowiedzialności, wierności itd prawda?

Nie do końca prawda.
Znam osobiście przykłady związków niezalegalizowanych, które są sobie wierne.
Znam tez bez liku związków zalegalizowanych w krórych wierność to pieśń przeszłości.
Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
Val Dee
Gość
« Odpowiedz #67 : Wrzesień 04, 2009, 17:21:18 »

no cóż...
widełki zawsze są

niemniej jednak znacznie więcej związków nielegalizowanych się rozpada niż małżeństw
Zapisane
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #68 : Wrzesień 04, 2009, 17:23:48 »

Ośmielę się z Tobą nie zgodzić.
Prędzej postawiłbym znak równości niźli skazywał na przegraną tych w niezalegalizowanych związkach.
Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
koliberek33
Gość
« Odpowiedz #69 : Wrzesień 04, 2009, 17:40:08 »

Związki niezalegalizowane, nie mają zbyt długiej "żywotności" w sensie  procederu społecznego. Małżeństwa tak. Myślę, że za wcześnie jest oceniać i porównywać. Osobiście znam takie wolne związki, które nie sprawdziły się. I znam takie, które jeszcze trwają.
Zapisane
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #70 : Wrzesień 04, 2009, 17:43:51 »

Tymi samymi kategoriami można również w drugą stronę (vice versa).
Napisałem to co osobiście znam i obserwuję.
Znam "wolne związki", które trwają juz dłuuugie lata, znam również małżeństwa, które po bardzo krótki czasie wspólnego pożycia rozleciały się, nie bacząc na przysięgi czy sakramenty.
Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
PHIRIOORI
Gość
« Odpowiedz #71 : Wrzesień 04, 2009, 17:51:48 »

stawiam na: Co ma piernik do wiatraka.

..i pasaŻĘRCÓW na gapę.
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 04, 2009, 17:52:20 wysłane przez PHIRIOORI » Zapisane
Val Dee
Gość
« Odpowiedz #72 : Wrzesień 04, 2009, 18:14:12 »

Ośmielę się z Tobą nie zgodzić.
Prędzej postawiłbym znak równości niźli skazywał na przegraną tych w niezalegalizowanych związkach.

no chyba żartujesz sobie ;P

ile małżeństw się rozpada? 30-50% (przyjmując ogólną statystykę dla Europy)
a związków nieformalnych?

łatwo obliczyć - każdy miał w życiu kilka - kilkanaście związków - z czego jedna, góra dwa małżeństwa (zazwyczaj)
to już daje ok 90% rozpadania się związków nieformalnych
Zapisane
PHIRIOORI
Gość
« Odpowiedz #73 : Wrzesień 04, 2009, 18:16:20 »

związki nieformalne czasem też się nierozpadają , a po prostu kończa w harmonii z naturalna strukturą czasOprzestrzenną.

Co lezy zapewne poza granicami twoich wyobrazeń

Małżeństwo natomiast może sie tylko rozpaść (dzięki swojej definicji - nie może zostać zakończone). Po uprzednim (najczesciej długotrwałym) rezonansie ze sztuczną strukturą czasOprzestrzenną, ku męczarniom podmiotów owego.

O czym ta rozmowa. Z demagogami. Szkoda czasu mi.
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 09, 2009, 21:27:21 wysłane przez PHIRIOORI » Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #74 : Wrzesień 04, 2009, 21:12:23 »

Koliberek napisal
Cytuj
Gwoli uzupełnienia dodam jeszcze, iż  bohater tej opowieści (..)  Nie zrezygnował jednak z tej relacji, gdyż kieruje nim zwyczajna empatia, zrozumienie i chęć świadomego uczestnictwa i doskonalenie się w układzie, który wcześniej stworzyli z tą kobietą.. Nie szukał innej, ani nie był urażony takim potraktowaniem
Na początek uwaga do Lindy .Potraktujmy tę opowieść Koliberka jak opowieść z książki, a nie jak życiową historię. Autorowi opowieści nikt nie stawia absurdalnych zarzutów, że dokonuje oceny postaci - od tego jest. Zresztą każda opowieść ( a przecież wszystko dookola jest jakąś opowieścią ) ma swojego autora, przez któego się przejawia - tego , który opowiada.  Duży uśmiech
Wracając do tematu.
Zwykle czlowiek odnosi się do swojej wlasnej relacji jeśli chodzi o związek z kobietą. Napisaleś wlasnie o czymś takim określając to tak " nie zrezygnowal z relacji, ktora stworzyl" oraz jako "doskonalenie się w ukladzie,który wcześniej stworzyl". Jest to calkiem naturalne, gdyż zawsze myślimy najpierw o sobie i swoim ukladzie. Postawa faceta z tej opowieści trochę wykracza poza "ja", "swoje", "wlasna relacja", gdyż bez względu na to co kobieta uczynila i co jeszcze uczyni on jest stabilny i pewny swoich uczuć. Jest to odpowiedź na twierdzenieArteqa w kwestii "wytrwania w postanowieniu" . I również tutaj nie widzę niezbędności zawarcia lub nie zawiązku malżeńskiego. Tego żadna instutucja nie ureguluje.
Natomiast proponuję rozwinąć nieco tę  opowieść o nowy wątek, który jest mi znany z rzeczywistości , ale równie dobrze móglby być fikcją. Ona zakochuje się w innym mężczyźnie ( i jest to autentyczna milość ), a na dodatek owocem tego krótkiego i burzliwego romansu jest dziecko. Jak to wplywa na naszego ŚWIADOMEGO siebie bohatera i jego wybory, gdy
a) pozostawalby z tą kobietą w związku malżeńskim
b) lączylby ich tylko konkubinat

Chodzi o to, że w nowej sytuacji nie ma już tylko dwóch zmiennych czyli ona-i-on.  Jest ona, on , nowa osoba i jeszcze dziecko.
Jest wiele możliwych dalszych scenariuszy w zależności od tego w jaki sposób calą sytuację postrzegać.
Natomiast nasz cierpliwy i świadomy , spokojny bohater najprawdopodobniej zaakceptuje wybór swojej wybranki bez względu na to jakie skutki to mialoby na nim wywrzeć. Gdyby byl kimś innym to możliwe, że rozpocząlby krucjatę wyniszczającą wszystkich uczestników tego dramatu nie wylączając malego dziecka.
Natomiast bez względu na osobiste odczucia bohatera w tej nowej sytuacji mamy dwie odslony scenariusza, które będą rzutować na wszystkich "aktorów".
Malżeństwo - z formalnego punktu widzenia - jest tu przeszkodą dla zawarcia nowego związku, chyba ,że zakochanej parze nie przeszkadza status prawny kobiety w tym ukladzie ( w co nie wierzę). W przypadku b. następuje nowe rozdanie bez ingerencji Instytucji i wszyscy mają szansę poukladać sobie szczęśliwie życie na nowo . W tym przypadku nikt nikogo nie będzie straszyl potępieniem i karą boską ( co Bóg zlączyl czlowiek niech się nie waży rozlączyć ). Milość może kwitnąć dalej, a co więcej - jest w niej miejsce dla każdego uczestnika, również dla naszego bohatera, o ile nikt nie zabroni mu wspierać bylej partnerki i jej rodziny tak, jakby sam byl częścią tej nowej rodziny.
Ktoś może mi tu zarzucić, że z rodziny uczynilem  jakaś komunę hippisowską  Mrugnięcie , ale zastanówcie się, z poziomu świadomości , a nie z poziomu ego ( którego nadrzędność mi zarzucil Koliberek  Duży uśmiech ). To o czym wlaśnie napisalem, to jest praktyczne doświadczanie rodziny w ogólnoludzkim sensie , a także milości bezwarunkowej. Tak sądzę.
Zapisane
Strony: 1 2 [3] 4 5 6 7 8 9 |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.086 sekund z 19 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

rekogrupastettin grotasmierci pyn kociaprzystan k-l