Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Kwiecień 25, 2024, 11:43:32


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: [1] |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Skarby natury  (Przeczytany 5527 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« : Maj 27, 2010, 12:33:19 »

Ciekawym wielce, czy mamy na naszym forum osoby, które zbierają np. takie skarby:

Jedne z najpiękniejszych darów przyrody
2010-05-27 13:07:02

 

Agaty uważane są za fenomen przyrodniczy. Należą do jednych z najładniejszych i najciekawszych kamieni.

Ich nazwa wywodzi się ze starożytnego określenia sycylijskiej rzeki "Achates"  (obecnie Dirilio) znanej z występowania w niej minerału. Niektórzy badacze wskazują jednak, że termin jest jeszcze starszy i pochodzi od semickiej nazwy obfitujących w agaty okolic Medyny. Kamienie te są naturalnymi produktami przyrody zbudowanymi z włóknistego chalcedonu, czyli dwutlenku krzemu z domieszkami barwników, i należą do grupy kwarców. Składają się z naprzemianległych warstewek, odmiennie zabarwionych, o grubości do kilku milimetrów. Zdarza się jednak, że na jeden milimetr przypada ich kilkadziesiąt. "Czyste" agaty mają barwę od jasnoszaro-niebieskiej do białej, inne, w których występują domieszki minerałów, zawierają czasem wszystkie barwy tęczy. To powoduje, że powstaje fascynujący labirynt krętych linii tworząc wraz z grą barw niepowtarzalny, nieprzezroczysty rysunek, przemawiający do odbiorcy.

Agaty z zewnątrz zazwyczaj wyglądają zwykle i banalnie, a ich kształt jest kulisty, owalny lub płaski (szczelinowe). W środku po przecięciu i wyszlifowaniu otrzymujemy obraz namalowany ręką przyrody miliony lat temu. Istnieje ogromna różnorodność nazw "rysunków" powstałych z przecięcia agatów. Wszystko zależy od kierunku i kąta jego przecięcia.

Powstanie tych szczególnych minerałów wiąże się z procesami wulkanicznymi, jakie miały miejsce ok. 285 mln lat temu na terenach współczesnej Polski. Tworzą one wypełnienia pustek skalnych, do których są ściśle dopasowane kształtem. W wyniku stygnięcia magmy tworzyły się w niej pęcherze gazu, po ulotnieniu którego miejsce to wypełniały roztwory tzw. krzemionki (dwutlenek krzemu). Zawarte w nich substancje mineralne stopniowo się wytrącały zastygając i dając niekiedy setki kolorowych pasemek. W przypadku, gdy nie doszło do całkowitego wypełnienia krzemionką pustki, tworzyły się tzw. geody z pięknymi szczotkami kwarcowymi. Ich głównym składnikiem jest skrytokrystaliczny kwarc, zwany chalcedonem. W mniejszej ilości występuje kwarc grubiej uziarniony, natomiast domieszki tworzą inne minerały, w tym te powodujące zabarwienie kamieni jak np. tlenki żelaza i manganu. Agaty pojawiają się też w innych skałach i w pustych przestrzeniach różnych obiektów mających długi kontakt z podłożem skalnym, np. we wnętrzach skamieniałości.

...

http://interia360.pl/artykul/jedne-z-najpiekniejszych-darow-przyrody,35109
« Ostatnia zmiana: Maj 27, 2010, 12:34:54 wysłane przez Dariusz » Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #1 : Październik 13, 2011, 12:10:56 »

Trovantii – rumuńskie konkrecje z Cluj
5 kwi 2011

Dziwne formacje geologiczne, składające się głównie z krzemu, ale także i innych minerałów, rozrzucone są po całym rejonie Cluj w Rumunii. Uwagę zwraca ich niecodzienny wygląd, często przypominający jakieś dziwaczne i fantastyczne rośliny i stworzenia. Okoliczni chłopi nazywają te struktury skalne rosnącymi kamieniami bo wg. nich skały te nieustannie przybierają na wielkości i pączkują, dając kolejne odnogi – szczególnie po deszczu (!!!).

Kamieniom zwanym tu trovantii rzeczywiście nie brakuje urody. Niektóre osiągnęły naprawdę potężne rozmiary – mają średnicę 6-10 m. Jeśli odciąć jeden z takich „odrostów” można dostrzec w środku słoje przypominające te, które widać na pniu ściętego drzewa. Słoje te mają różną wielkość a także różne kolory.

Geolodzy widzą w tych kamiennych tworach przykład działania konkrecji (słowo trovant po rumuńsku oznacza właśnie konkrecję) podczas której minerały skupiają się w kulisty albo elipsoidalny kształt wokół jakiegoś obiektu w skale. Proces przypomina nieco tworzenie się perły a jego początek może dać jakiś inny otoczak a nawet ziarenko piasku.











konkrecje znalazłem na stronie: http://romaniamegalitica.blogspot.com/

http://nowaatlantyda.com/2011/04/05/trovantii-rumunskie-konkrecje-z-cluj/
Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #2 : Listopad 02, 2011, 22:07:44 »

Kamień słoneczny Wikingów
2 lis 2011



W sagach i legendach Wikingów można znaleźć wzmianki o tajemniczych słonecznych kamieniach, które służyły im do odnajdywania właściwej drogi na oceanie na długo przed wynalezieniem kompasu. Dziś wiadomo, że nie ma w tych wzmiankach ani odrobiny przesady i rzeczywiście Wikingowie używali do nawigacji wypolerowanych skaleni awenturynowych, zwanych słonecznymi kamieniami, dzieki ktorym byli w stanie dopłynąć do Ameryki na długo przed Kolumbem. Właściwości tych kamieni opisano w naukowym periodyku „Proceedings of the Royal Society A”

Wikingowie podobnie jak przed nimi Fenicjanie czy Irlandczycy, nawigowali po oceanie dzięki znajomości pozycji gwiazd na niebie. Umiejętność ta była jednak nieprzydatna podczas trwającego cała dobę dnia polarnego. Wówczas jedynym wskaźnikiem położenia łodzi Wikingów było Słońce.

Często jednak Słońce przykryte było grubą warstwą chmur lub mgłą i aby odszukać jego położenie na niebie, wikiński nawigator wyparywał go patrząc przez kamień słoneczny. Kiedy promień słońca trafił w taki kamień, ten zaczynał jarzyć się bladym światłem. Kamień taki był zazwyczaj naturalnym kryształem kalcytu w którym efekt jarzenia zachodził na wskutek zjawiska podwójnego załamania światła (tzw. dwójłomność) oraz polaryzacji światła, co ułatwiało wskazania pozycji Słońca schowanego nad chmurami a nawet za horyzontem.

Wikingowie wydobywali te cenne kamienie na Islandii, gdzie znajdowały się złoża krystalicznie czystego kalcytu (CaCO3) czyli islandzkiego szpatu.

http://nowaatlantyda.com/2011/11/02/kamien-sloneczny-wikingow/
Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #3 : Styczeń 28, 2012, 15:54:50 »

Diamenty są wieczne cz.1
22 lut 2010

W lutym 2003 roku, grupa włoskich złodziei włamała się do jednego z najbardziej strzeżonych miejsc na świecie – do sejfu Centrum Diamentowego w Antwerpii. Włamanie to okrzyknięto kradzieżą stulecia, bo z Centrum zniknęło 3/4 przechowywanych tam kamieni szlachetnych. Kradzieży dokonano w tak profesjonalny i wyrafinowany sposób, że ich brak zauważono dopiero następnego ranka.



Diamenty zawsze były przedmiotem pożądania. Te niewielkie błyszczące kamyki posiadają tak olbrzymią wartość, że często stają się walutą, która wspiera działalność organizacji przestępczych czy terrorystycznych. Wysoka cena diamentów sprawia również, że rozmaitego autoramentu organizacje wzniecają powstania antyrządowe po to tylko, by kontrolować kopalnie diamentów i czerpać zyski z ich wydobycia.

W 2003 roku, dokonano próby uregulowania handlu diamentami tak, aby wykluczyć z obrotu te kamienie, które zostały zdobyte w sposób nielegalny. Regulację nazwano Procesem Kimberley i polega ona na tym, że kraje w których wydobywa się diamenty wystawiają certyfikaty ich pochodzenia. Dzięki temu wydobycie kamieni miało być kontrolowane a same certyfikaty stworzono w ten sposób, by uniemożliwić ich sfałszowanie.

Cały przemysł diamentowy uznał to za idealne rozwiązane pozwalające wykluczyć z rynku tzw. „krwawe diamenty”, które zdobyto poprzez wojny, stosowanie przemocy czy innej niesprawiedliwości. Każdy kraj, który nie spełniał warunków zawartych w Procesie Kimberley był wykluczany z międzynarodowego obrotu diamentami. Nie kupowano więc diamentów od rebeliantów walczących przeciwko swojemu rządowi i z handlu kamieniami wyłączono takie kraje jak Sierra Leone, Angola czy Demokratyczna Republika Kongo, w których wydobycie stanowiło 5% światowego handlu diamentami. Dziś na czarnej liście pozostaje Wybrzeże Kości Słoniowej, gdzie wydobywa się 1% wszystkich diamentów na świecie.

Mimo, że dzięki Procesowi Kimberley stworzono doskonały system kontroli przepływu diamentów, ma on jednak poważną słabość, bo nie uwzględnia sytuacji, gdzie diamenty zdobywa się z pomocą przemocy, gwałtu i łamania praw człowieka przez legalnie wybrany rząd określonego kraju. Tak dzieje się np. w Zimbabwe. Diamenty w Zimbabwe odkryto w 2006 roku, co stało się przyczyną masowych morderstw, egzekucji i wykorzystywania do pracy dzieci. Wg. Procesu Kimberley, krwawymi diamentami z Zimbabwe można jednak legalnie handlować.

W wielu krajach afrykańskich diamenty zamiast zbawieniem, które powinno wyciągnąć je z nędzy i zacofania, stało się ich przekleństwem. Sierra Leone np. ma takie ilości diamentów, że powinna stać się krajem bogatszym niż Arabia Saudyjska. Sierra Leone jest krajem młodym, swoją niepodległość ogłosiła dopiero w 1960 roku, i od tego czasu pada ona ofiarą kolejnych chciwych i niekompetentnych dyktatorów, którzy dbają tylko o siebie i związaną z nimi elitę. Do tego chaosu dołączyła w latach 90-tych wojna domowa. Walczący z dyktaturą rebelianci z Rewolucyjnego Frontu Zjednoczenia zamiast stać się bojownikami o wolność swojego narodu, okazali się dobrze zorganizowaną i uzbrojoną mafią, której zależało jedyne na eksploatowaniu złóż diamentów. Wojna domowa ustała dopiero w 2002 roku, kiedy do Sierra Leone wkroczyły siły międzynarodowe i zorganizowano tam demokratyczne wybory. Rebelianci wystawili własnych kandydatów, próbując zdobyć sympatię tych, którym wcześniej odrąbywali maczetami dłonie. W wyborach rebelianci na szczęście przegrali z kretesem i zniknęli z politycznej sceny, a nowy rząd zdołał zapanować nad sytuacją. Jednak tysiące krwawych diamentów, trafiło z Afryki wprost do Antwerpii, która jest światowym centrum handlu tymi kamieniami.

Większość diamentów, które pysznią się na zaręczynowych pierścionkach, na którymś z etapów swojej podróży zaliczyło Antwerpię. Antwerpia jest diamentową stolicą już od XV w. Rzemieślnicy szlifujący kamienie w tym mieście stworzyli technologię umożliwiającą ich obróbkę i nadawanie im pięknych, iskrzących się światłem szlifów. Do szlifowania diamentów używa się innych diamentoów. W Antwerpii nadal obrabia się największe i najpiękniejsze okazy tych kamieni, bo od XV w. tylko tutejsi rzemieślnicy do perfekcji opanowali tą trudną sztukę. 80% wszystkich diamentów na świecie, przechodzi tym samym przez Antwerpię – reszta obrabiana jest w Indiach. Są to zazwyczaj najmniejsze kamienie o niewielkiej wartości, które szlifuje się obserwując cały proces przez mikroskop. Hindusi wyspecjalizowali się w tej technice do tego stopnia, że przez ich warsztaty przechodzą kamienie których wartość oceniano kiedyś na przemysłową a nie jubilerską.

W Antwerpii handlem diamentami zajmują się głownie Żydzi. W 1981 roku, po palestyńskim ataku terrorystycznym na dystrykt diamentów w tym mieście, wprowadzono wyrafinowany system zabezpieczeń i wyłączono tą część miasta z ruchu kołowego.

cdn

http://nowaatlantyda.com/2010/02/22/diamenty-cz-1/


Diamenty są wieczne cz.2

Diamenty są wieczne cz.3
Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #4 : Luty 04, 2012, 20:29:00 »

Diamenty są wieczne cz.2
23 lut 2010

Obrót diamentami to rzecz niezwykła sama w sobie. Gdyby nagle powstała moda aby pierścionki zaręczynowe ozdabiać innymi kamieniami szlachetnymi, to wartość diamentów z dnia na dzień spadłaby bardzo drastycznie. Mimo, że diamenty są piękne, wcale nie są takie rzadkie, jakby się wydawało, ale ich wysoka wartość rynkowa w sposób niezwykle umiejętny utrzymywana jest dzięki niepisanej umowie pomiędzy ludźmi, którzy żyją z handlu tymi kamieniami.



Diamenty były kamieniem wyjątkowym jeszcze w XIX w. Znajdowano je głównie w Brazylii, więc były unikalne i przez to ogromnie drogie. Na biżuterię ozdobioną takimi kamieniami mogły sobie pozwolić w tamtych czasach jedynie koronowane głowy. Jednak pod koniec XIX stulecia, wielką obfitość diamentów znaleziono w południowej Afryce, tak więc ich pojawienie się na rynku powinno poważnie wpłynąć na ich cenę. Tak się jednak nie stało. Jednym z najbardziej wpływowych Afrykanerów w tamtych czasach był Cecil Rhodes, którego ogromną prywatną posiadłość na Czarnym Lądzie nazywano od jego nazwiska Rodezją (dzisiejsze Zimbabwe). Rhodes powołał do życia firmę De Beers, której zadaniem było skupowanie wszystkich wydobytych na świecie diamentów. Dzięki stworzeniu monopolu diamentowego, można było kontrolować ich podaż a przez to także ich cenę, utrzymując ją na pożądanym poziomie. W ciągu pierwszych 35 lat działalności firma De Beers, kontrolowała 95% światowego rynku diamentów.

Diamenty skupowane przez firmę De Beers trafiały do Antwerpii, skąd były rozprowadzane po całym świecie, przynosząc swym właścicielom krociowe zyski. Sielankę przerwał perfekcyjnie przeprowadzony napad na antwerpskie Centrum Diamentów, z którego złodzieje skradli kamienie wartości 100 mln euro. Napadu dokonano 15 lutego 2003 roku, i przeprowadzono go tak sprawnie, że nie zadziałał żaden z 10 poziomów zabezpieczeń sejfu. Podczas napadu nie oddano ani jednego wystrzału, nikomu też nie wyrządzono żadnej fizycznej krzywdy.

Centrum Diamentów w Antwerpii to prawdziwa forteca. Jest ona położona w samym centrum diamentowego dystryktu, który zajmuje sobą powierzchnię ok. 1,5 km2, na którym operuje ok 1500 firm, sklepów, hurtowni i warsztatów jubilerskich obracających diamentami. Sprzedaje się tam wszelkie rodzaje tych kamieni: od jubilerskich po przemysłowe w ilościach detalicznych i hurtowych. Średnio każdego dnia w diamentowym dystrykcie ok. 200 karatów tych kamieni zmienia właściciela, co oznacza obrót rzędu 200 mln dolarów dziennie.

Cały obszar dystryktu zamyka się w trzech ulicach, połączonych ze sobą w kształcie litery ‘S”. Na obu końcach litery „S” znajdują się ruchome barykady uniemożliwiające nieautoryzowanym pojazdom wjazd na teren dystryktu. Cały jego obszar pilnują silne patrole policji, operujące z dwóch komisariatów położonych na terenie dystryktu. Patrolujący ten teren policjanci, w odróżnieniu od reszty antwerpskiej policji, są silnie uzbrojeni w broń automatyczną. Oprócz policji mundurowej, ulice pilnowane są także przez policję tajną, z którą współpracują agenci z prywatnych firm ochroniarskich, wynajmowanych przez poszczególne firmy prowadzące działalność na tym terenie.

Diamenty przywożone są z lotniska w opancerzonych samochodach i pilnowane przez ochroniarzy w kamizelkach kuloodpornych i uzbrojonych w broń maszynową. Diamentowy dystrykt jest także gęsto nafaszerowany kamerami przemysłowymi, które obserwują każdy centymetr kwadratowy tej części miasta.

Budynek Centrum Diamentów znajduje się w samym centrum tego systemu bezpieczeństwa i ma on oczywiście własne i niezależne zabezpieczenia. Oprócz pracujących 24 godziny na dobę kamer, wewnątrz budynku przebywa non stop 2 strażników, patrolujących regularnie jego korytarze. Każdy z policjantów stacjonuje w innym pomieszczeniu.

Diamenty ulokowane są w sejfie, który znajduje się 2 piętra pod ziemią. Aby otworzyć sejf trzeba pokonać ciężkie, pancerne, grube na 30 cm drzwi. Mają one dwa zamki. Jeden z nich otwiera się kluczem a drugi kombinacją szyfrową. Za tymi drzwiami znajdują się kolejne drzwi, które otwiera strażnik obserwujący i identyfikujący wchodzących przez kamerę. Wewnątrz sejfu znajduje się detektor ruchu, czujnik ciepła na podczerwień oraz czujnik światła. Całość do złudzenia przypomina film „Mission Impossible”.
Ściany i drzwi sejfu mają także alarm sejsmiczny, na wypadek gdyby ktoś chciał się do niego podkopać podziemnym tunelem i rozerwać jego ściany dynamitem. W samym środku sejfu znajduje się 189 skrzynek depozytowych, gdzie przechowywane są diamenty. Każda z tych skrzynek ma dwa zamki. Aby ją otworzyć właściciel musi użyć własnego klucza w asyście pracownika Centrum, który ma drugi klucz.

W opinii zarządu Centrum Diamentów, żaden złodziej nie mógł liczyć nawet na cień szansy, że uda mu się dostać do przechowywanych w sejfie kosztowności.

cdn

http://nowaatlantyda.com/2010/02/23/diamenty-sa-wieczne-cz-2/

Diamenty są wieczne cz.1
Diamenty są wieczne cz.3
Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #5 : Marzec 06, 2012, 21:12:32 »

Diamenty są wieczne cz.3
24 lut 2010

Złodzieje, którzy postanowili okraść antwerpskie Centrum Diamentów, byli Włochami, którzy sami siebie nazywali Szkołą Turyńską. Wszyscy pochodzili z tego samego miasta, znali się od lat i byli wysokiej klasy specjalistami w złodziejskim fachu.



Skarbiec diamentów w Antwerpii po raz pierwszy zwrócił ich uwagę w 1997 roku, kiedy to z biura wynajętego w diamentowym dystrykcie, próbowali okraść bank mieszczący się tuż poza tą strefą. Mimo, że kradzież ta się nie powiodła (na skutek przypadkowego włączenia alarmu), złodzieje zorientowali się w jaki sposób żyje diamentowy dystrykt. Zauważyli także pęknięcia w tym wydawałoby się szczelnym monolicie zabezpieczeń.

W 2001 roku, jeden ze złodziei – Leonardo Notarbartolo – podając się za kupca diamentów, założył sobie skrzynkę depozytową w sejfie Centrum. Dzięki temu mógł on przebywać w budynku tak często jak chciał. Notarbartolo miał nienaganne maniery i doskonale sprawdzał się w roli biznesmena. Płacił swoje rachunki na czas i był osobą lubianą przez pracowników Centrum. W tym samym czasie pracowicie nakręcał szpiegowską kamerą filmową elementy zabezpieczeń, które później analizowała reszta gangu. Najsłabszym ogniwem systemu bezpieczeństwa Centrum okazali się ludzie. Wpuścili oni lisa do kurnika, gdy otworzono Notarbartolo skrzynkę depozytową bez sprawdzenia jego przeszłości – a był on już w swoim życiu notowany w kartotekach policyjnych. Na rozpracowywanie Diamentowego Centrum Notarbartolo poświecił dwa lata.

Drzwi do sejfu były tak potężne, że zniechęciłyby każdego złodzieja, ale nie takiego ze Szkoły Turyńskiej. Drzwi zamykały dwa mechanizmy: jednym był klasyczny klucz a drugim zamek szyfrowy. Sam klucz był ogromnych rozmiarów i mierzył sobie ok. 25 cm. długości. Taki klucz byłby bardzo niewygodny w noszeniu, dlatego odczepiano od niego część otwierającą aby nosić ją wygodnie w kieszeni. Reszta klucza powinna znajdować się w pomieszczeniu strażnika. Ponieważ Centrum Diamentów nigdy nie było okradzione, czujność strażników pozostawiała wiele do życzenia. Klucza właściwie nigdy nie rozkładano na części i wisiał sobie w całości powieszony na haku. W samym sejfie znajdował się jednak czujnik termiczny i detektor ruchu, ale złodzieje szybko zorientowali się jak go unieszkodliwić. Notarbartolo jako klient Centrum miał dostęp do sejfu i mógł przebywać w nim samotnie, gdy uzupełniał zawartość swojej skrzynki. Obsługa Centrum była na tyle dyskretna, że nie zainstalowano tam kamer. Na kilka godzin przed akcją, tuż przed zamknięciem Centrum, Notarbartolo raz jeszcze odwiedził sejf i oślepił oba czujniki lakierem do włosów. Kiedy włamano się do wnętrza sejfu, dla pewności zastawiono je kawałkiem styropianu. Koszt unieszkodliwienia kosztownego sprzętu wynosił niecałe 10 dolarów.

Problem jednak przedstawiał alarm magnetyczny w drzwiach. Składał się on z dwóch magnesów, z których jeden był w drzwiach a drugi w pancernej futrynie. Kiedy drzwi do sejfu były zamknięte, oba magnesy będąc blisko siebie tworzyły pole magnetyczne, które uaktywniało alarm. Przerwanie pola poprzez otwarcie drzwi było odnotowane w firmie ochroniarskiej, będącej poza budynkiem. Okazało się jednak, że magnes w futrynie jest po prostu przekręcony do niej na śruby – wystarczyło go więc odkręcić, przymocować do drzwi i alarm nie reagował nawet po ich otwarciu. Jeden ze złodziei, korzystając z wejściówek Notarbartolo zakradł się do drzwi sejfu, powykręcał śruby na których zaczepiony był magnes, obciął je tak, że z zewnątrz widać było tylko ich łebki i przykleił magnes do ściany taśmą klejącą. Śruby były bardzo długie i miało to zaoszczędzić czas podczas włamania.

Do teraz nikt nie wie w jaki sposób złodzieje poradzili sobie z zaszyfrowanym kodem. Urządzenie było skonstruowane tak, że nie dało się podejrzeć numerów wciskanych na klawiaturze, po to, by otworzyć elektroniczny zamek. Prawdopodobnie jednak szyfr nie był wcale potrzebny, bo strażnicy dla wygody, nigdy nie kodowali tego zamka, po prostu zatrzaskując drzwi do sejfu i zamykając go na klucz.

Wewnętrzne drzwi wyłamano w tradycyjny złodziejski sposób – łomem. Te drzwi nie były pod alarmem i otwierał je strażnik przyciskiem ze swojego pokoju. Do pokonania pozostał więc jeszcze czujnik światła. Sejf otwarto w egipskich ciemnościach a sam czujnik okręcono czarną taśmą izolacyjną. Wtedy dopiero złodzieje mogli dobrać się do skrzynek depozytowych.

Musieli otworzyć w nich dwa zamki aby wydobyć diamenty i do tego celu zastosowali specjalnie w tym celu zrobiony klucz w kształcie korkociągu. Otworzono w ten sposób 109 skrzynek, w których oprócz diamentów znajdowały się także certyfikaty, dzięki którym złodzieje stawali się prawowitymi właścicielami kamieni. W skrzynkach znajdowały się także inne kamienie wartościowe i gotówka.

Oficjalnie łupem złodziei padły diamenty o wartości 100 mln euro. Nieoficjalnie jednak mówi się, że mogły mieć one wartość 4 razy większą. Wielu właścicieli depozytów nigdy nie przyznało się do ich zawartości.

Wyłuskiwanie diamentów ze skrzynek poszło tak sprawnie, że cała grupa nie niepokojona przez nikogo opuściła niezauważona budynek Centrum i bezpiecznie dotarła do wynajmowanego w Antwerpii mieszkania. Tam niezwłocznie złożono w workach na śmieci wszystkie przedmioty i ubrania, które użyto w czasie kradzieży. Wtedy to złodzieje, którzy tak precyzyjnie opracowywali każdy szczegół swojego skoku, popełnili kolosalny błąd. Do worków z kominiarkami i rękawiczkami wrzucili także zwykłe kuchenne śmieci. W tych śmieciach znajdowały się rachunki ze sklepów, gdzie kupowano jedzenie, ale także i sprzęt potrzebny do napadu.

Złodzieje wsiedli do auta i wyruszyli w stronę lotniska w Brukseli. Być może trzymane w napięciu emocje puściły ich wtedy, bo tuż przed lotniskiem zatrzymali się w niewielkim lasku, gdzie wypili kilka butelek szampana i porzucili worki ze śmieciami. Zapewne na worki te nikt by nie zwrócił uwagi i kradzież uszłaby im płazem, ale lasek ten był oczkiem w głowie pewnego emeryta, który za punkt honoru i cel reszty swojego życia postawił sobie ściganie wandali wyrzucających tam śmieci.

Kiedy o świcie zobaczył porozrzucane butelki po szampanie zawrzało w nim z wściekłości. Otwierał po kolei worki ze śmieciami szukając w nich jakichś szczegółów, które mogłyby ujawnić personalia śmieciarzy. Robił tak zawsze gdy znalazł porzucone w lasku śmieci i już kilka razy udało mu się znaleźć sprawców, dzięki znalezionym w śmieciach rachunkom telefonicznym. Tym razem oprócz zwykłych śmieci samozwańczy strażnik leśny natrafił na ubrania, narzędzia, kominiarki ale także garść szafirów i plik indyjskich rupii, które złodzieje porzucili nie chcąc zadawać sobie trudu z ich wymianą na europejską walutę.

Strażnik zadzwonił na policję, która natychmiast przyjechała do podbrukselskiego lasku. Efektem tego było aresztowanie uczestników napadu na Centrum Diamentów w Antwerpii. Diamentów jednak nigdy nie odzyskano.

http://nowaatlantyda.com/2010/02/24/diamenty-sa-wieczne-cz-3/
Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
Strony: [1] |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.445 sekund z 19 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

siri-ya-ny smallskill masterjayz-games black-for funnybunny