Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Maj 02, 2024, 00:14:18


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: 1 2 3 4 5 6 [7] 8 9 |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Z zycia KK w Polsce.  (Przeczytany 99573 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #150 : Październik 12, 2011, 19:22:56 »

środa, 12 października 2011
                                                O. Rydzyk przerażony Ruchem Palikota w Sejmie. Posłuchaj!

Czekaliśmy, czekaliśmy i się doczekaliśmy. Mamy już pierwszy komentarz ojca Rydzyka po wyborach. Trochę nieskładny i nad podziw – jak na szefa Radia Maryja – delikatny. Najwyraźniej redemptorysta pogodził się z porażką PiS-u i uznał, że w obliczu kolejnej kadencji rządów Platformy, trzeba być nieco ostrożniejszym. Zobaczymy na jak długo.
W każdym razie po totalnym ataku na PO w kampanii wyborczej teraz o. Rydzyk skoncentrował się na krytyce Ruchu Palikota.

- Zobaczcie jak młodzież zagłosowała. Myślę, że oni sobie za przeproszeniem dla szpasu zrobili to, zagłosowali na tych ludzi, którzy ... nawet nie chcę mówić. Przecież to jest straszne! – martwił się o. Rydzyk. - Wchodzi do Sejmu mężczyzna, który stał się kobietą, transwestyta. Ja nie jestem przeciwko człowiekowi, ale widzimy jakie wartości on niesie. Wchodzą ludzie, jak ktoś nazwał, sodomici. Ludzie, to już jest bardzo poważna sprawa! Oczywiście my ich traktujemy jak ludzi, z szacunkiem dla człowieka. Ale i z szacunkiem podchodzimy do człowieka, który jest zbrodniarzem, lecz nie do jego zbrodni.
(RM 11.10.11, godz. 00.49)

- Jesteśmy rozpracowywani przecież od zakończeni wojny, najpierw ten trend z Moskwy, a teraz inny, Nowa Lewica, trzeba to wiedzieć – opowiadał ojciec dyrektor. - To zorganizowana sprawa, a my też się mamy organizować i nie poddawać się. Formować, organizować się gdzie się da teraz, zatrzymywać wszelką destrukcję gdzie się da, nikt nie może być obojętny. Gdzie się da: jeden człowiek, drugiego znajdziesz, trzeciego. Organizować się przy posłach, którzy weszli z tej prawicy niby. Nie myśleć, że wszyscy są idealni, również w tej opcji będą różni.

- Ale też tak samo bym nie przekreślał innych opcji, tam też są ludzie, to są też nasi bracia, nasze siostry – wypalił niespodziewanie zakonnik. - I też mają dusze, i też mają serca i wielu myśli podobnie, również w innych partiach nawet. Trzeba wokół tych ludzi się gromadzić, tylko nie dać się tej ideologii złej. Po prostu mamy jedną Polskę wszyscy.
(RM 11.10.11, godz. 00.39)

http://glosrydzyka.blox.pl/html

==========================================

czwartek, 13 października 2011
                                                     Nowy wróg numer jeden o. Rydzyka - Ruch Palikota

Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie wrogiem numer jeden o. Rydzyka i jego mediów nie będzie już Platforma Obywatelska, tylko Ruch Palikota. Ojciec dyrektor zawsze konsoliduje swoich sympatyków pokazując im przeciwnika i strasząc. Palikot na pewno zaciera ręce - bo na konfrontacji z o. Rydzykiem może tylko zyskać.

Palikot zapowiada batalię o zdjęcie krzyża z sejmowej sali obrad. Sprawę bagatelizuje poseł Platformy Małgorzata Kidawa-Błońska, mówiąc: Musimy się przyzwyczaić i cierpliwie to znosić
Palikot chce szokować

Maciej Walaszczyk

- W miejscu, gdzie się uchwala ustawy, nie powinno być krzyża - woła Janusz Palikot. To kolejny - po propozycji mianowania Wandy Nowickiej, agresywnej feministki i aborcjonistki, wicemarszałkiem Sejmu - znak, że po wyborach sytuacja w Polsce mocno się zmieniła. - Sami krzyża nie będziemy ściągać, ale zwrócimy się do marszałka Grzegorza Schetyny o to, by szanował Konstytucję - zapowiedział Palikot w rozmowie z TVN24. Zastrzegł też, że nie będzie z tego powodu wszczynał awantur. Jeżeli Sejm nie zgodzi się na zdjęcie krzyża, sprawa ma trafić do Trybunału Konstytucyjnego.

- To ruch wyhodowany przez Platformę i Bronisława Komorowskiego. Odpowiedzialność za to ponosi również Donald Tusk. Musimy mieć świadomość, że ze względu na jego destrukcyjne działania kadencja ta będzie szczególnie trudna i wymagająca szczególnego porozumienia całego obozu patriotycznego i katolickiego - ocenia poseł Antoni Macierewicz. Wszystko więc w rękach polityków PO, którzy najpierw wylansowali Palikota, zbudowali jego polityczną karierę, a dziś muszą się zdecydować, czy ograniczyć jego prowokacyjne happeningi. - Palikot potwierdza opinię, że jest jedynie skandalistą, któremu zależy tylko na szokowaniu opinii publicznej. Raz jeszcze przekreśla jakąkolwiek możliwość współpracy z nim jako politykiem, a także z jego partią - zastrzega Jarosław Gowin. Zapowiedzi Palikota bagatelizuje Małgorzata Kidawa-Błońska. W jej ocenie, są to tylko hasła rzucane przez lidera nowej partii, by zwracać na siebie uwagę. - Musimy się do tego przyzwyczaić i z cierpliwością to znosić - radzi posłanka Platformy Obywatelskiej. Według niej, jeśli Palikot będzie "działał konstruktywnie", nie ma konieczności izolowania go na forum parlamentu.
Czy jednak rzeczywiście jego działalność będzie tylko niegroźnym skandalizowaniem, do którego należy się po prostu przyzwyczaić? Zdaniem posła Artura Górskiego, to celowe działanie. - Palikot chce wywołać wojnę religijną w Polsce, by poprzez konflikt o krzyż w Sejmie przykryć prace nad budżetem i działania rządu w sferze finansowej - tłumaczy. Zdaniem Macierewicza, działania Palikota nastawione są na destrukcję parlamentaryzmu, obniżenie prestiżu Sejmu i budowanie mocnej pozycji prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Czy akcja Palikota ma szanse na finał w Trybunale Konstytucyjnym? W ocenie posła Górskiego szanse, by sędziowie Trybunału przychylili się do jego tezy o łamaniu świeckiego charakteru państwa, są niewielkie.
- Do tej pory kwestia ta nie budziła wątpliwości i orzeczenia zarówno polskiego, jak i europejskiego wymiaru sprawiedliwości uznały, że krzyż w miejscu publicznym nie narusza świeckości państwa. Jednak znając skład Trybunału, wszystko się może zdarzyć - dodaje poseł Górski.
Krzyż zawisł w sali sejmowej 14 lat temu. W październiku 1997 roku, niedługo po wygranych przez AWS wyborach, posłowie Tomasz Wójcik i Piotr Krutul powiesili go na sali plenarnej. Przynieśli go z kościoła św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, a więc z miejsca, gdzie pracował i służył Bogu bł. ks. Jerzy Popiełuszko, zakatowany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa w październiku 1984 roku. Posłowie SLD złożyli wówczas formalny protest przeciwko "ostentacyjnym działaniom posłów AWS, obliczonym na wywołanie politycznej awantury, dokonanym bez zgody marszałka seniora oraz bez pytania o zgodę posłów z innych ugrupowań politycznych". Oburzała się również "Gazeta Wyborcza", podkreślając bez końca, że krzyż zawieszono w nocy i ukradkiem. W 1997 r. politycy SLD poprzestali na proteście, stwierdzając, że "byłoby rzeczą najgorszą dla perspektyw Polski, gdyby rozpętano wojnę o symbole, zastępując nią spór o przyszłość kraju i Polaków". Dziś politycy Platformy Obywatelskiej każą nam się przyzwyczaić do ekscesów posła z Biłgoraja.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20111013&typ=po&id=po29.txt
..............................

                                       Nie chcą sprzedawać środków antykoncepcyjnych

Katolickie Stowarzyszenie Farmaceutów Polskich zbiera podpisy pod tzw. klauzulą sumienia, dzięki której aptekarze mogliby odmówić pacjentowi sprzedaży środków antykoncepcyjnych - informuje TOK FM. Na stronie Stowarzyszenia możemy przeczytać, że "farmaceuci są zmuszani do sprzedawania środków farmakologicznych niszczących ludzką płodność lub zabijających zarodek (...). To objaw poważnej dyskryminacji, której doświadczają polscy farmaceuci". Pomysł nie podoba się Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.

Polecamy:
Aptekarz nie chciał mi sprzedać testu ciążowego
"Odmówiono mi sprzedaży pigułek antykoncepcyjnych"

"Rada Europy dnia 7 października 2010 przyjęła rezolucję, pt. Prawo do klauzuli sumienia w ramach legalnej opieki medycznej. Wzywa ona do respektowania prawa pracowników medycznych do klauzuli sumienia. Z tego prawa korzystają w Polsce lekarze, jednak odmawia się go farmaceutom, głównie pracującym w polskich aptekach.
Farmaceuci są zmuszani do sprzedawania środków farmakologicznych niszczących ludzką płodność lub zabijających zarodek ludzki w początkach jego istnieniaSumienie-farm.pl
Farmaceuci są zmuszani do sprzedawania środków farmakologicznych niszczących ludzką płodność lub zabijających zarodek ludzki w początkach jego istnienia. Jest to objaw poważnej dyskryminacji, której doświadczają polscy farmaceuci, pozbawieni prawa do korzystania z klauzuli sumienia. Działanie takie jest także sprzeczne z Kodeksem Etycznym Aptekarza. W związku z powyższym zwracamy się do wszystkich ludzi dobrej woli o poparcie prawa farmaceutów do wolności wyboru oraz do odmowy promocji i sprzedaży środków niszczących płodność i ludzkie życie u jego początku” - brzmi komunikat na stronie Sumienie-farm.pl.

Małgorzata Prusak ze Stowarzyszenia Farmaceutów Katolickich z Gdańska wyjaśnia, że podobną klauzulę mają lekarze. - Chroni ich ona np. od wykonywania zabiegów aborcji - mówi. Dodaje także jeden z powodów: "chcielibyśmy mieć prawo do odmowy sprzedaży np. pigułek po stosunku, głównie z tego względu, że mogą one wpływać na zagnieżdżenie zarodka".

Farmaceuci ze Stowarzyszenia mówią, że mają już gotowy projekt ustawy, który ma trafić do sejmu na początku przyszłego roku.

Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny sprzeciwia się klauzuli sumienia dla farmaceutów. Jej zdaniem, klauzula naruszałaby prawa człowieka do decydowania o własnej prokreacji oraz praw pacjentek i pacjentów w korzystaniu z przysługującego im świadczenia medycznego, jakim jest swobodny dostęp do środków antykoncepcyjnych.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1347,title,Nie-chca-sprzedawac-srodkow-antykoncepcyjnych,wid,13893981,wiadomosc.html?ticaid=1d335#czytajdalej


Scaliłem posty
Darek
« Ostatnia zmiana: Październik 14, 2011, 20:59:34 wysłane przez Dariusz » Zapisane
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #151 : Październik 13, 2011, 20:36:27 »

By nie było, że w jakikolwiek sposób się czepiam, by nie powiedzieć prześladuję więc przed scaleniem obu postów odeślę Cię do: (kliknij na ten niebieski tekst)
« Ostatnia zmiana: Październik 13, 2011, 20:37:13 wysłane przez Dariusz » Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #152 : Październik 14, 2011, 20:54:45 »


Tadeusz Bartoś | Przegląd | 5 Maj 2011 | Komentarze (148)

                                                                                       Cudu nie było

Kim był Jan Paweł II dla Polaków, skoro nie wyniósł nas na szczyty moralności? Jaką rolę odegrał w życiu naszego narodu?


Nie przyczynił się do gwałtownego wzrostu moralności Polaków, nasze zachowania zwłaszcza w sferze publicznej pozostawiają wiele do życzenia. Praktyki religijne, choć na tle innych krajów europejskich imponujące, to niewiele ponad 40% uczestniczących w niedzielnej mszy świętej. Do tego wybiórczy stosunek do nauczania Kościoła, niska świadomość religijna, kiepska znajomość prawd wiary.

Jesteśmy jednymi z najniebezpieczniejszych kierowców w Europie, w niepłaceniu podatków i wszelkich innych sposobach łamania prawa gospodarczego nie mamy zahamowań. Jedynie lęk przed karą, mandatem i sądem może mitygować Polaka. Jeśli tego brakuje – wszystko wolno. Moralność publiczna to nasza słabość. Wyraźny jest brak uwewnętrznienia społecznych norm moralności. Przykład z ostatnich tygodni – europosłowie podpisujący listy obecności, by zainkasować kilkaset euro mimo nieuczestniczenia w posiedzeniach komisji parlamentarnych. Jakby nieświadomi, że zachowują się jak zwykli oszuści (zdaje się, że tylko poseł Sonik uderzył się w pierś i przeprosił). Nikogo to nie razi, nie jest to sprawa, przez którą można stracić twarz, zapaść się ze wstydu pod ziemię (vide poseł Kowal). Inny radykalny przykład to masowość lewych zwolnień lekarskich – kto w Polsce pomyślałby, że to jest oszustwo, że to kradzież, że tak nie wolno, że to nieetyczne (wspominam o tym, nie by moralizować, lecz by rzecz opisać, świadom, iż sam jestem produktem naszej kultury). Tego typu kwestii nie znajdziemy w dyskursie społecznym, nie usłyszymy o tym na ambonie, nie powie tego biskup, nie wspomni katolicki głos w twoim domu. Mało konkretnie przedstawiał problemy społeczne papież.

Ogólna nieżyczliwość, napastliwość w życiu publicznym, wrogość i burkliwość, obojętność, wszechobecna walka, zawiść i frustracja, jeden z najniższych w Europie poziom zaufania społecznego (wyjście na ulicę, wyjazd samochodem równa się wyruszeniu na wojnę) – to kolejne elementy układanki. Chyba zbyteczne jest przywoływanie pozbawionego subtelności stylu uprawiania polityki. Świat publiczny nasycony jest u nas insynuacyjno-wrogo-podjudzającym dyskursem, którego głównymi generatorami są Kościół katolicki, reprezentowany przez Radio Maryja oraz występujących w tym duchu biskupów i proboszczów, a także partie polityczne z wyraźną obecnie dominacją PiS (choć nie miało ono i nie ma w tej materii monopolu).

Temu wszystkiemu nie zapobiegł pontyfikat Jana Pawła II. Nie wydał owoców przemiany. Pojedyncze uzdrowienia za sprawą papieża, o których głośno w prasie, byłyby niczym wobec cudu uzdrowienia chorej duszy polskiego narodu. Cudu jednak nie było. Na nic się nie zdały liczne pielgrzymki, na nic kazania, listy, encykliki, msze święte, rozdane w milionach sztuk komunikanty. Ziarno rzucone padło na kamień twardy i oporny: "Polacy kochają papieża, ale go nie słuchają", powiada się mądrze. Pozostaje pytanie, czy to jedynie naród twardego karku, czy też słowo papieskie słabe i nieskuteczne – marne ziarno. Odpowiedzi oczywiście nie będzie. Tyle wiemy, że trwała obecność i znaczenie papieża Polaka, jego misja i dzieło w polskim narodzie nie dokonały przemiany. Prawda to gorzka, lecz czas już spojrzeć w lustro i zobaczyć szpetną polską twarz. Przestać się narcystycznie łudzić. Zacząć pracę nad sobą.

Kim więc był papież dla Polaków, skoro nie wyniósł nas na szczyty moralności? Jaką rolę odegrał w życiu naszego narodu (bo jasne jest, że była to rola pierwszorzędna)? Wiemy, że był wsparciem w trudnym okresie schyłkowej PRL. Ale to przecież nie wszystko. Jest jeszcze coś więcej, coś bardziej intymnego, co łączy praktycznie każdego rodaka, od lewa do prawa, z postacią papieża.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/cudu-nie-bylo,250.html
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #153 : Październik 20, 2011, 13:01:28 »

                                                    Kardynał Dziwisz – kiler polskiego kościoła

Autor: polski spirit

Data dodania wpisu: 20 października 2011  13:47

Rok temu, mądrzy ludzie ostrzegali kardynała Dziwisza by za żadne (polityczne) skarby nie chował Lecha Kaczyńskiego na Wawelu. Podawali przy tym niezwykle proste  i logiczne uzasadnienie – temu zmarłemu od tego chwały nie przybędzie, a miejscu przyniesie poważną ujmę i obniżenie społecznego i religijnego prestiżu.

Wawel dotąd jest i będzie  narodowym Panteonem póki spoczywać w nim będą najgodniejsi Polacy, wyłącznie o nieprzemijającym historycznym formacie . Metropolita krakowski nie zadał sobie prostego pytania – co o tym pochówku powiedzą Polacy pod koniec tego wieku, w naturalny sposób już wolni od emocji smoleńskich.

Jestem pewien, że będą powszechnie drapali się ze zdziwienia w głowę, czemu obok świętych, królów, wieszczy i narodowych bohaterów, spoczywa nijaki urzędnik, najgorszy prezydent w historii Polski, który doprowadził naród do większego podziału i rozbicia niż obce zabory. Tłumaczenie, że leży tam bo zginął w katastrofie komunikacyjnej, sprokurowanej dodatkowo na własne życzenie, wyda się im wprost absurdalne, a nawet zabawne.

Mam nadzieję że na tyle, by w imię przywrócenia godności narodowej, już bez dzisiejszych emocji, przenieść prochy prezydenckiej pary do rodzinnego grobu Kaczyńskich na Powązkach, lub warszawskich katakumb archidiecezjalnych, gdzie spoczywają prochy prezydentów i prymasów niepodległej Rzeczypospolitej. To będzie na pewno najlepsze zakończenie tego skandalu w przestrzeni państwowej.

A w religijnej? Sądzę że w tej, błąd kardynała Dziwisza ma charakter absolutnie nieodwracalny, czyli już niemożliwy do naprawienia. Zwłaszcza przez Episkopat Polski pod wodzą jego i Michalika. Był on do naprawienia tuż po krakowskim buncie pod papieskimi oknami, kontestującym frywolną i arbitralną decyzję metropolity o pochówku. Dziwisz, wyraźnie uwierzywszy, że dogmat o nieomylności przeszedł z papieża na niego, arogancko zlekceważył wszelkie głosy rozsądku, swojej decyzji nie zmienił i w ten oto właśnie sposób stworzył podwaliny politycznej pomyślności Janusza Palikota, który sam tak to ocenia:

„ Smoleńsk był ostatecznym wyzwoleniem emocji odrzucenia Kościoła w polityce. Wcześniej sam do tego należałem przecież (…) To była taka wspólnota że się Kościoła nie atakowało, ale traktowało jak świętą krowę. (…)W 2010 roku ludzie zobaczyli że ten Kościół nie jest taki święty. Jest pazerną partią polityczną, która próbuje za wszelką cenę trzymać łapę na swoich interesach. To pochowanie na Wawelu było ekstrawagancją… Jestem pewien że Wojtyła by się nie zgodził na pochowanie Lecha Kaczyńskiego na Wawelu, bo myślałby dwa kroki dalej, a Dziwisz nie rozumiał, że wykonanie tego gestu nie tylko jest jakąś desakralizacją Wawelu, ale jest czymś więcej! Stawiał ludzi, którzy nie mogli się z tym pogodzić, pod ścianą i ci ludzie powiedzieli sobie, że Kościół jest „passe”. I ruch  Palikota jest największym beneficjentem tej zmiany. (…) Kościół sobie wtedy wykopał polityczny grób i pomalutku do niego wchodzi” (Wprost, nr 42)

Dokonując nieudanej, bo chwilowej i ograniczonej wyłącznie do pisowskiego zaścianka, sakralizacji Lecha Kaczyńskiego, Dziwisz w istocie doprowadził do powstania, dzisiaj już trzeciej siły politycznej, w której wreszcie znaleźli swoje wygodne miejsce chcący świeckiego państwa, z katolikami na czele.

Bo o to właśnie walczą. Żaden Bóg, także katolicki nie  przeszkadza im „ex definitione”, tylko jego nielegalna, absurdalna i archaiczna wszechobecność w przestrzeni publicznej. Stąd programowy postulat nie usuwania religii katolickiej i jej symboli, tylko ich koniecznego i jak najszybszego powrotu do kościołów, gdzie zgodnie z konstytucją jest ich miejsce.

Palikot jest  skazany na sukces przysparzający mu dalsze miliony szabel, a za kilka lat  być może nawet otwierający drogę na fotel premiera, lub prezydenta Polski.  Bo jego logika jest prosta, dla wszystkich zrozumiała i niemożliwa do obalenia nawet przez kardynała Dziwisza ( a u nas przez Sgosię – za swój święty upór wartą tu każdych pieniędzy i najwygodniejszego miejsca w niebie).

Sprawę krzyża w Sejmie, religii w szkołach i obecności kościoła katolickiego w polityce, Palikot wygra nawet jeżeli w pierwszym etapie wojny o świeckość państwa, nie uda mu się doprowadzić do ich szybkiego usunięcia na właściwe miejsce. Wówczas bowiem Palikot wprowadzi we wszystkie miejsca zdominowane dotąd wyłącznie przez kościół katolicki -inne religie wraz z ich znakami firmowymi.

Tego to już mu na pewno nikt nie zabroni, nawet Dziwisz. W dodatku zrobi on to całkowicie oficjalnie, uroczyście, w świetle kamer i fleszy, a nie wstydliwie, po kryjomu w nocy przy latarce. I tak, w Sejmie obok krzyża będzie wisiała gwiazda Dawida, krzyż prawosławny i kilkanaście symboli innych wierzeń. Podobnie w szkołach, na honorowych trybunach państwowych. Także w eterze, obok „Radia Maryja”. Co to będzie za rozkosz, zaraz obok żydożercy – prof. Roberta Nowaka, móc posłuchać „sąsiedniego” radia  - „Rada Rabina”.

Taka sytuacja doprowadzi do kompletnej dewaluacji nie tylko religii katolickiej, ale obecności jakiejkolwiek religii w przestrzeni publicznej, o co dokładnie walczy Ruch Palikota.  Dzięki temu Palikot, nie tylko na co najmniej dekadę, zdominuje polską politykę, ale wręcz przejdzie do historii Polski. Jako ten, któremu w polityce wewnętrznej udało się po raz pierwszy to, na czym sparzył się sam Piłsudski – praktyczne, a nie tylko prawne ustanowienie świeckiej Rzeczypospolitej, poprawiające nie tylko psychiczną kondycję narodu, ale także całkiem materialistyczne parametry i osiągnięcia gospodarcze.

Wielkie, historyczne i bezsprzeczne zasługi Palikota dla Rzeczypospolitej stanowić będą bezdyskusyjną przepustkę dla niego wprost  na… Wawel…

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/naluzie/590621,kardynal-dziwisz-%e2%80%93-kiler-polskiego-kosciola.html
....................................

                                                                    1% dla Kościoła

Autor: amazer

Data dodania wpisu: 19 października 2011  20:05

Kategoria: Społeczeństwo

Tagi: 1 procent, kościół, podatki

Biskupi polscy na spotkaniu w Przemyślu zaproponowali, by każdy obywatel miał prawo przekazać 1% swojego podatku na rzecz kościoła lub związku wyznaniowego, z którym czuje się najbardziej związany. Oczywiście podniosło się „święte” oburzenie, że to „okradanie państwa” z należnych mu pieniędzy. Niektórzy skrzętni księgowi szybko wyliczyli, ile to miliardów pozbawiłby Kościół obywateli naszego jeszcze niezbyt bogatego kraju…

Szanowni Państwo!

Czy nikt z Was nie dostrzegł jaka to wielka szansa?! Każdy szanujący się ateista, agnostyk, czy antyklerykał powinien skakać pod sufit z radości. W końcu będzie można świadomie i dobrowolnie powiedzieć NIE tej obmierzłej instytucji jaką w Waszych oczach jest Kościół Katolicki. Nareszcie miliony Polaków będą mogły pokazać klechom figę i przekazać swoje ciężko zarobione pieniądze na instytucję wyznaniową, która jest najbliższa ich sercu. W ostateczności nawet wspomóc Państwo rezygnując z przywileju przekazania 1% na któryś z kościołów. Skąd więc to oburzenie…?

Zwykle takie reakcje wywołuje strach. Przecież może być zupełnie inaczej. Może się okazać, że znakomita większość obywateli, zapewne zastraszona i zbałamucona wizją anatemy i wiecznego potępienia, zdecyduje się przekazać część swoich pieniędzy na rzecz spadkobierców wypraw krzyżowych i inkwizycji. I co wtedy…? Co z wizją „nowoczesnego, świeckiego państwa”, w którym każdy kościół powinien zamknąć się w swojej kruchcie, a ustawianie choinek w miejscach publicznych winno być zakazane?

A może lud wcale nie pragnie takiego Państwa? Może chce żyć w zgodzie z tradycją, w którą wpisany jest katolicyzm? I niezależnie jak mocno związany jest z lokalną parafią czuje, że k(K)ościół, to nie tylko najwyższy budynek w okolicy. I może właśnie to Was przeraża, a może wzbudza zazdrość…? Bo nie macie takiej siły oddziaływania, bo nie macie fundamentu, który Kościół żmudnie budował przez ponad 1000 lat naszej historii. I mimo, że nie wszystkie kamienie są w tym fundamencie równo poukładane, Polacy będą chcieli dokładać kolejne kamyczki i cegiełki…

Ale nie lękajcie się! Pieniądze, to nie wszystko…

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/spoleczenstwo/590529,1-dla-kosciola.html




Zapisane
Betti
Gość
« Odpowiedz #154 : Październik 21, 2011, 13:49:51 »

Kremacja niewłaściwa dla katolika?

Ostatnie wypowiedzi arcybiskupa Stanisława Gądeckiego na temat warunków, które powinny być spełnione przy pochówku skremowanych prochów, wzbudziły wiele kontrowersji. Dlaczego Kościół katolicki z jednej strony dopuszcza taki obrzęd, a z drugiej stara się ograniczyć jego praktykowanie?
15 października na konferencji prasowej w Przemyślu wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski zapowiedział, że 13 listopada zostanie odczytany w świątyniach list pasterski zatytułowany "O szacunku dla ciała zmarłego i obrzędu pogrzebu związanych z kremacją zwłok", który zawiera kluczowe sformułowania dla tej kwestii, w szczególności mszy św. w obecności urny.

Kościół stawia warunki

Arcybiskup zaznaczył, że formą normalną, ordynaryjną jest pochówek ciała ludzkiego. - Ta forma jest najbardziej stosowna, odpowiednia dla chrześcijanina. Pochówek prochów jest smutną koniecznością nowego czasu. (...)

Mówi się o braku miejsca (na cmentarzach), że wzrosła liczba ludności. Ludzie idą za modą z Zachodu i także w Polsce zaczęto myśleć o tej drugiej formie pochowku - powiedział abp Gądecki.

Podkreślił, że Kościół może zgodzić się na pochówek w formie urny pod dwoma warunkami. Pierwszy przypadek, to kiedy czyjaś śmierć nastąpiła daleko od miejsca zamieszkania (np. za granicą) i kremacja ułatwia sprowadzenie doczesnych prochów.

- Drugi wyjątek dotyczy krewnych i znajomych, którzy przybyli na pogrzeb z daleka i trudno jest im uczestniczyć w jednej i drugiej czynności, tzn. we mszy św., i po kilku dniach, w samym pochówku prochów. Ten warunek zostaje dla rozsądnego rozważenia dla proboszczów - zaznaczył abp Gądecki.

Wyraz niewiary?

Hierarcha dodał, że Kościół nie może się absolutnie zgodzić na pochówek prochów ludzkich wtedy, gdy spopielenie ciała jest wyrazem nienawiści do wiary, albo niewiary w zmartwychwstanie.

Wiceprzewodniczący KEP powiedział także, że Kościół sprzeciwia się rozrzucaniu prochów ludzkich, np. w miejscach pamięci, czy w morzu. Zdaniem abp. Gądeckiego, taka praktyka nie wyraża szacunku wobec ludzkiego ciała.

- Ludzie (w ten sposób-red.) chcą się pozbawić kłopotu, swojego krewnego i nie mieć z nim więcej do czynienia. Ani się nie modlić, ani nie dbać o jego grób. Bardzo często jest to też wyraz niewiary w zmartwychwstanie - dodał.

Jak interpretować te wypowiedzi będące wstępem do listu pasterskiego biskupów?

Jezuita o. Marek Blaza pisze na portalu deon.pl, że Kościół w Polsce zaleca i popiera biblijny nakaz grzebania ciał zmarłych. Nie jest przeciwny kremacji, ale uważa, że obrzędy liturgicznego pożegnania powinny odbywać się w obecności ciała, a dopiero potem powinno się odbyć spopielenie i obrzęd pogrzebania urny.

Chrystus chciał być pogrzebany

We wprowadzeniu do obrzędów pogrzebu związanych z kremacją zwłok czytamy: "Kościół uczy, że ciała zmarłych powinny być traktowane z szacunkiem i miłością wypływającą z wiary i nadziei zmartwychwstania.

Zgodnie z biblijną tradycją, Kościół usilnie zaleca zachowanie dotychczasowego zwyczaju grzebania ciał zmarłych, dopuszcza jednak kremację zwłok, jeśli nie została dokonana z pobudek przeciwnych nauce chrześcijańskiej, a zwłaszcza jeśli nie podważa wiary w zmartwychwstanie ciała. (por. Kodeks Prawa Kanonicznego, kan. 1176; Katechizm Kościoła Katolickiego 2301)".

Dalej w tymże wprowadzeniu czytamy, że "przed kremacją należy odprawić obrzędy w kościele, kaplicy cmentarnej lub w pomieszczeniu krematorium według form podanych w rytuale. Zawsze jednak należy podkreślać pierwszeństwo grzebania ciał, które Kościół wyżej ceni, ponieważ sam Chrystus chciał być pogrzebany. Należy również unikać niebezpieczeństwa zgorszenia lub zdziwienia ze strony wiernych".

Takie są obowiązujące normy. Jednak gdy oddzieli się w czasie mszę pogrzebową, obrzęd ostatniego pożegnania i sam pogrzeb na cmentarzu, to w praktyce wiele osób przybędzie jedynie na sam pogrzeb.

Lepszy i gorszy pogrzeb?

Z pewnością dla niemałej liczby katolików, którzy do kościoła chodzą bardzo rzadko, a także dla pewnej przynajmniej części niekatolików, takie ograniczenia będą na rękę - uważa ojciec Blaza. Nie wiadomo jednak, czy rodzina zmarłego byłaby zadowolona z nieobecności żałobników na mszy pogrzebowej.

Drugi warunek pochówku prochów, który przedstawił abp Gądecki, dotyczy jednak tak znacznej ilości pogrzebów, że proboszcz prawdopodobnie z zasady będzie zezwalał na mszę pogrzebową, na której będą już tylko prochy zmarłego. W ten sposób pogrzeb prochów nie będzie różnił się od pogrzebu ciała, chociaż od strony teologiczno-liturgicznej traktowany będzie jako drugorzędny. Jednak z takim rozróżnieniem mamy już do czynienia chociażby w przypadku sakramentu chrztu. Według obowiązujących obecnie ksiąg liturgicznych, pierwszeństwo ma chrzest przez zanurzenie, a w praktyce powszechnie chrzci się przez polanie.

Ojciec Blaza podkreśla także, że skoro Kościół katolicki dystansuje się od uprawiania tzw. fizyki rzeczy ostatecznych, to wierzy, iż Pan Bóg "da sobie radę" ze zmartwychwstaniem także ciał skremowanych. Skremowani zostali nawet niektórzy święci, np. św. Maksymilian Maria Kolbe czy Edyta Stein.

Słowiańskie stosy

W tradycji słowiańskiej zmarły odziany w najlepsze szaty, biżuterię, nierzadko wyposażany w przedmioty codziennego użytku podlegał spaleniu na stosie. Prochy umieszczano w glinianych naczyniach (tzw. popielnicach) i zakopywano w grobach (zwykłych lub kurhanach).

Chrześcijaństwo tradycyjnie nie pochwalało kremacji zwłok z kilku powodów: ciało było uważane za uświęcone przez przyjęcie sakramentów; stanowiło jedność z zamieszkującą je za życia duszą; kremacja była praktyką rozpowszechnioną w religiach pogańskich, a więc odrzucaną; zaś Jezus został pochowany, a nie skremowany.

Mimo to, kremacja była praktykowana w krajach chrześcijańskich już we wczesnym średniowieczu i to na masową skalę w sytuacjach "wyższej konieczności", np. nagromadzenia dużej liczby zwłok z powodu wojny, zarazy lub klęski głodu. Zwłoki palono, aby uniknąć rozprzestrzeniania się "morowego powietrza".

W XVIII w. nasiliły się żądania ze strony racjonalistów, aby pozwolić na kremację. Spowodowało to tylko podkreślenie zakazu kremacji przez Kościół rzymskokatolicki.

Po II Wojnie Światowej palenie zwłok dodatkowo kojarzyło się z ludobójstwem masowo uprawianym przez hitlerowców w obozach zagłady.

Za zgodą biskupa

W latach 60. XX w. nastąpiło złagodzenie zakazu kremacji. W instrukcji "De cadaverum crematione" Stolica Apostolska pozwoliła na kremację zwłok w wyjątkowych, uzasadnionych ważnymi okolicznościami wypadkach i pod warunkiem, że nie jest ona traktowana jako manifestacja braku wiary w zmartwychwstanie ciał zmarłych. Instrukcja Kongregacji Nauki Wiary wyraźnie stwierdza, że w katolicyzmie odwieczny pobożny zwyczaj chowania ciał zmarłych powinien być podtrzymywany i że kremacja jest obca duchowi katolickiemu:

"Chrześcijański pogrzeb ciała wyraża wiarę, że nie zostało ono przez śmierć ostatecznie zniszczone, lecz w przyszłości będzie ono wskrzeszone do życia, na wzór zmartwychwstałego ciała Chrystusa. Dlatego zwyczajna liturgia pogrzebu nie może być stosowana w przypadku chowaniu popiołów".

Kongregacja ds. Kultu Bożego w styczniu 1977 r. stwierdziła:

"Nie chodzi o to, żeby potępić kremację, ale raczej zachować prawdziwość znaku w działaniu liturgicznym. Faktycznie popioły, które są znakiem zepsucia ciała ludzkiego, nie wyrażają odpowiednio charakteru (śmierci) jako zaśnięcia w oczekiwaniu Zmartwychwstania".

Mimo to, od 1997 pozwala się (za zgodą miejscowego biskupa) na odprawianie mszy pogrzebowej nad urną z prochami zmarłego. Współcześnie wiele cmentarzy katolickich posiada specjalnie wydzielone miejsca do pochówku urn z prochami (tzw. kolumbaria).

Dwa kilogramy prochu

Pierwsze współczesne krematorium w Europie uruchomiono w Mediolanie, w 1873 roku. Zwłoki palono tam w piecu elektrycznym. Wykorzystano w nim rozwiązania techniczne opracowane przez Friedricha Siemensa. W tym samym czasie kremację zwłok rozpoczęto w Stanach Zjednoczonych.

Proces spopielania odbywa się w nowoczesnych piecach, sterowanych przez komputery. Obecnie wszyscy producenci urządzeń kremacyjnych korzystają z zastosowanego jeszcze w XIX w. patentu generatora cieplnego. Współczesne piece spełniają bardzo surowe wymagania unijnych norm ochrony środowiska.

Ciało spopielane jest w trumnie, w temperaturze od 750 do 1200°C w silnie rozgrzanym powietrzu bez bezpośredniego oddziaływania na nie ognia. Po około dwóch godzinach pozostaje z niego dwa do trzech kilogramów prochów. Szczątki, po rozdrobnieniu ich w specjalnym urządzeniu, składane są do urny i przekazywane rodzinie zmarłego.

Według ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych z 1959 r., szczątki pochodzące ze spopielenia zwłok mogą być przechowywane w kolumbariach, składane w grobach ziemnych albo murowanych.

Według wykazu na stronie Open Intend w październiku 2011 działało w Polsce 13 krematoriów: w Bytomiu, Częstochowie, Gdańsku, Głogowie, Łodzi, Krakowie, Poznaniu, Pruszkowie, Rudzie Śląskiej, Szczecinie, Warszawie i Wrocławiu.

Przygotowywane jest także dziesięć nowych projektów, których celem ma być uruchomienie krematorium.

Liczba kremacji rośnie

Najczęściej wykonuje się kremacje w Poznaniu, gdzie już w 1993 r. zaczęło działać pierwsze w Polsce krematorium. Kremowanych jest tam 23 proc. zmarłych.

Wiele wskazuje na to, że kremacja będzie się w Polsce upowszechniała. Decydują o tym przede wszystkim względy higieniczne oraz ekonomiczne, a także zmniejszająca się liczba miejsc na cmentarzach. Nie bez znaczenia są również koszty pochówku.

Do szybszego wzrostu liczby kremacji w Polsce przyczyni się też zmniejszenie zasiłków pogrzebowych - uważa prezes Polskiego Stowarzyszenia Funeralnego Tomasz Salski.

Zgodnie z ustawą okołobudżetową w marcu 2011 zasiłek pogrzebowy obniżono z 6,5 tys. zł do 4 tys. zł.

Zdaniem Salskiego, nie należy spodziewać się obniżki cen w firmach pogrzebowych.

- Po prostu nie ma z czego obniżać. Usługi pogrzebowe wbrew pozorom są jednymi z tańszych ze względu na bardzo dużą konkurencję w branży. Przykładowo koszt usługi kremacji w Polsce oscyluje ok. 600 zł, zaś w Niemczech - ok. 600 euro. Nie wierzę, że tutaj będą jakieś zmiany - podkreślał Salski na V Targach Funeralnych Memento w listopadzie 2010 roku.

Urna czy trumna?

Salski tłumaczył, że obecnie w Polsce do kremacji dochodzi przy ponad 10 proc. pochówków (brak dokładnych danych), natomiast w Holandii - 50 proc., w Szwecji - 65 proc., w Czechach - 80 proc. Z analiz Polskiego Stowarzyszenia Funeralnego wynika, że ten wskaźnik powinien osiągnąć 30 proc.

- Wydaje mi się, że po prostu osiągniemy ten poziom szybciej. Kremacja jest tańsza, co prawda nie w samej firmie pogrzebowej, ale na cmentarzu - powiedział Salski.

Pracownicy wielu zakładów pogrzebowych przekonują, że pochówek urnowy jest tańszy od tradycyjnego średnio o 10 proc. Kremacja kosztuje wprawdzie 700 zł, a wykupienie niszy w kolumbarium 2675 zł, ale w tej cenie jest już opłata za miejsce, opłata eksploatacyjna (a więc np. codzienne sprzątanie) i granitowa tablica.

W przypadku składania urny do grobu ziemnego opłaty są podobne: miejsce na cmentarzu kosztuje 173 zł, opłata eksploatacyjna wynosi 780 zł, a wykopanie grobu to 210 zł w przypadku urny i 380 zł (najtańsza wersja) w przypadku trumny.

Inne koszty przy pochówku tradycyjnym (trumna od 1100 zł do 3000 zł, transport zwłok na cmentarz 200 zł, nagrobek od 2 tys. zł do 10 tys. zł) są już zdecydowanie wyższe nich przy pochówku urnowym (drewniana nielakierowana trumna ok. 500 zł, urna od 200 zł do 1100 zł).

Czy Kościół uwzględnił tendencję upowszechnienia się kremacji w Polsce? Zmiany zapowiadane przez abpa Gądeckiego oznaczają, że kapłan może nie zgodzić się na odprawienie nabożeństwa nad urną z prochami, gdyż ciało zmarłego podczas mszy musi być w trumnie. Jak przewiduje ojciec Blaza, zasady te uporządkuje pewnie sama praktyka duszpasterska.

Anna Mielczarek

INTERIA.PL
http://fakty.interia.pl/tylko_u_nas/news/kremacja-niewlasciwa-dla-katolika,1710436,3439
Zapisane
chanell


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 72
Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 3453



Zobacz profil
« Odpowiedz #155 : Październik 22, 2011, 10:35:46 »

Nie wiem co kogo obchodzi jak ja chcę być pochowana ? Czy to ważne ? Przecież  dusza i tak wychodzi z ciała ,po co nam fizyczne gnijące  w ziemi ciało i tak nie będzie z nich zadnego pozytku  Zły Myslę że ludzie  źle pojmują zmartwychwstanie lub źle interpretują słowa P.Jezusa
« Ostatnia zmiana: Październik 22, 2011, 10:40:10 wysłane przez chanell » Zapisane

Na wszystkie sprawy pod niebem jest wyznaczona pora.

            Księga Koheleta 3,1
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #156 : Październik 23, 2011, 13:06:47 »

Tak to jest, ze KK jest przeciwne paleniu zwlok. Jednak rozebranie kosci na relikwie - to jest OK. Cialo po smierci i tak jednoczy sie z ziemia, z prochem, tak powinno byc. Ja osobiscie jestem za paleniem zwlok , nie bardzo mi sie usmiech byc pozarta przez robactwo i gnic w zimnej ziemi.
Zreszta moje cialo bylo mi potrzebne do zycia na ziemi, kiedy pojde dalej to ta powloka nie bedzie mi potrzebna.


Chanel, ludzie tak naprawde nie maja pojecia na temat smierci i duszy. Smierc jest tematem schowanym do piwnicy. Wiedza tyle co im ksiadz
w kosciele powie. Natomiast osoby ktore chca mowic, rozmawiac  na temat smierci , traktuja jak pomylencow. Nawet umieranie w wiekszosci
wyprowadzili z domu do szpitala, uwazaja ze tam jest miejsce dla umierajacego. Ludzie czesto umieraja sami  oddzieleni  parawanem .
Za to pogzeb jest robiony z papa i w tym wypadku sa juz zasady ktore sa utrzymywane dla oka zyjacych. Zmarly tego nie potrzebuje.

Pozdrawiam Rafaela
« Ostatnia zmiana: Październik 23, 2011, 13:14:38 wysłane przez Rafaela » Zapisane
Betti
Gość
« Odpowiedz #157 : Październik 23, 2011, 13:10:35 »

"Zalewa nas fala nowego pogaństwa"

Kościół jest domem Bożym i domem dla człowieka. Architektem i Konstruktorem tego domu jest sam Jezus Chrystus" - napisał nowy metropolita lubelski abp Stanisław Budzik w pierwszym liście pasterskim do wiernych. "Dziś zalewa nas fala nowego pogaństwa, dla którego krzyż stał się znakiem niewygodnym, głupstwem i zgorszeniem" - ostrzega abp Budzik. W sobotę odbył się uroczysty ingres abp. Budzika do archikatedry lubelskiej. Jego pierwszy list pasterski czytany jest w niedzielę w kościołach archidiecezji. Abp Budzik podkreślił w liście, że Kościół, "dom wyznawców Chrystusa jest gościnny i otwarty dla tych, którzy szczerze szukają prawdy i miłości". "Zaprasza tych, którzy czują, że wszelkie budowanie bez Boga kończy się destrukcją i kompromitacją, tak w życiu jednostki, jak i we wspólnocie rodzinnej, tak w państwie, jak i w wielkich strukturach międzynarodowych. Wydarzenia ostatnich miesięcy i dni tygodni są tego wymowną ilustracją" - napisał metropolita lubelski.

Abp Budzik przypomniał, że w sobotę minęła 33. rocznica inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II. Metropolita lubelski wskazał na aktualność apelu polskiego papieża: "Bracia i Siostry! Nie lękajcie się przygarnąć Chrystusa! Otwórzcie na oścież Chrystusowi drzwi! Otwórzcie drzwi Jego zbawczej władzy, otwórzcie jej granice państw, systemy ekonomiczne i polityczne, szerokie obszary kultury, cywilizacji i rozwoju. Nie lękajcie się".

"Błogosławiony Jan Paweł II sam stał się prawdziwym klucznikiem bramy domu Kościoła, rozwierając ją na cały świat i otwierając wszystkie ludzkie drzwi na Chrystusa" - zaznaczył abp Budzik.

"On, który tak istotnie pomógł nam odzyskać straconą wolność, chciał, abyśmy ją traktowali jako nieustające zadanie. Pragnął nas uczynić przykładem: nie tylko dla Wschodu, który wydobywał się spod gruzów komunizmu, ale także dla Zachodu, który pogrążał się w hedonistycznej cywilizacji śmierci" - napisał abp Budzik.

Abp Budzik wspomina w liście swojego poprzednika na stanowisku metropolity lubelskiego, zmarłego w lutym tego roku abp. Józefa Życińskiego, który był także biskupem tarnowskim. "Ciągle nie możemy się pogodzić z jego nagłym odejściem. Widzimy jednak wyraźnie, że ślady jego apostolskich stóp przetrwały go - mocno wyciśnięte w Tarnowie i w Lublinie, w Polsce i poza jej granicami, a przede wszystkim zapisane w ludzkich sercach" - zaznaczył abp Budzik.

"Z lękiem i drżeniem podejmuję jego dziedzictwo" - dodał abp Budzik.

Abp Budzik przypomniał, że jego biskupim zawołaniem są słowa wywodzące się z teologii św. Pawła: "In virtute crucis - W mocy Krzyża!".

"Znak Chrystusowego krzyża wpisał się na trwałe w życie każdego z nas. Towarzyszy nam od początku aż do końca. Od krzyża nakreślonego z wiarą na naszym czole w sakramencie chrztu aż po krzyż, który będzie postawiony na naszym grobie z nadzieją zmartwychwstania" - podkreślił.

"Dziś zalewa nas fala nowego pogaństwa, dla którego krzyż stał się znakiem niewygodnym, głupstwem i zgorszeniem. Niech pozostanie dla nas - którzyśmy uwierzyli - mocą i mądrością Bożą. Niech jego rozpostarte ramiona głoszą nam i całemu światu, że Bóg umiłował nas do końca i czeka na naszą odpowiedź. Stańmy pod Krzyżem z Maryją, Matką Bolesną. Uczmy się od niej niewzruszonej wiary, gorącej miłości Boga i człowieka i mocnej nadziei, która nie zawiedzie w żadnej sytuacji życiowej" - wezwał abp Budzik.

Pełny tekst listu został opublikowany na stronach internetowych Archidiecezji Lubelskiej.

(mj)
TopNews - najpopularniejsze materiały WP.PL

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1371,title,Zalewa-nas-fala-nowego-poganstwa,wid,13919965,wiadomosc.html?ticaid=1d406&_ticrsn=3
Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #158 : Październik 23, 2011, 18:40:35 »

Tak to jest, ze KK jest przeciwne paleniu zwlok.
Nieprawdą jest, że KRK jest przeciwko paleniu zwłok. Ma jedynie pewne zalecenia co do obrzędu. Słuchałem kiedyś audycji (chyba ze 2 h) na ten temat gdzie wypowiadał się ksiądz upoważniony prze biskupa - nie było żadnego zakazu.
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #159 : Październik 23, 2011, 21:37:28 »

                                       Relacje państwo - Kościół w III RP
Politycy w zakrystii
Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/kraj/analizy/302599,1,relacje-panstwo---kosciol-w-iii-rp.read#ixzz1bdhBvCCH

Przez 20 lat wolnej Polski Kościół katolicki osiągnął wszystko, co zamierzał, choć nie tyle w sferze duchowej, co politycznej. To politycy dali Kościołowi siłę, która teraz w nich samych budzi respekt. I zniechęca do rozpoczęcia debat, jakie kiedyś przedwcześnie zamknęli.

Na początku tego roku szkolnego, w jednej ze szkół podstawowych w Warszawie, rodzice zauważyli, że w planie lekcji pierwszej klasy przybyło godzin religii, a ubyło wychowania fizycznego. Wielce oburzeni i gotowi do walki poszli na wywiadówkę, a tam zastali księdza katechetę. Pytanie, na jakie było ich w tej sytuacji stać, było nagle ciche i brzmiało: czy nie można by dodać trochę lekcji wuefu? I to jest typowa, skupiona jak w soczewce, polska rozmowa o roli Kościoła w naszym życiu publicznym.

Kto z rodziców chce, by mu zapamiętano, że miał coś przeciw Kościołowi, kto nie boi się, że na końcu to dziecko może zapłacić karę negatywnej stygmatyzacji, kto wreszcie ma w sobie odwagę i gotowość, by toczyć na wywiadówce dla pierwszoroczniaków dysputę zasadniczą, której unikają wszyscy, od polityków rozpoczynając? Nikt zresztą nie upomina się o to, by w ogóle na te lekcje religii zaglądać i poddawać je jakiejkolwiek dyskusji. Kłócono się, co prawda, o umieszczanie na świadectwie szkolnym stopni z religii i nadanie jej statusu przedmiotu maturalnego, ale już nie o to, za co te stopnie miały być przyznawane.
To Kościół decyduje o programie szkolnym i o tym, kto naucza. Państwo nic do tego nie ma, choć świadectwa są państwowe, z orłem. Trudno tu w ogóle udawać, że mamy do czynienia z jakąkolwiek zasadą neutralności światopoglądowej państwa. To symbol bezradności.

Tak zwany kompromis

Grzech jest, można powiedzieć, pierworodny, bo powstał u zarania III RP, gdy rząd Mazowieckiego w 1990 r. na mocy tylko instrukcji ministra edukacji narodowej (czyli metodą – od zakrystii) wprowadził religię do szkół. Następnie Trybunał Konstytucyjny oddalił skargi dwóch kolejnych rzeczników praw obywatelskich, prof. prof. Ewy Łętowskiej i Tadeusza Zielińskiego, którzy protestowali przeciwko łamaniu przez tę instrukcję i idące za nią rozporządzenia reguł demokratycznych.

Dopiero w kwietniu 1992 r. zostało wydane rozporządzenie „w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach”. Wreszcie konstytucja z 1997 r. potwierdziła obecność religii w szkole i nikt już nie protestował, zwłaszcza że politycy wszystkich właściwie formacji przyczynili się do zawarcia tego tak zwanego kompromisu z Kościołem. Bo wszelkie ustępstwa i przywileje dla Kościoła, ideologiczne i te bardziej przyziemne (celne, podatkowe, dotyczące zwrotu majątków, dotacji itp.), rychło zaczęto nazywać kompromisem.

Każdy, kto kwestionował „kompromisowe” ustawy, był traktowany jak niebezpieczny radykał, który zajmuje się tematami zastępczymi i podnosi rękę na z takim trudem wypracowane porozumienie. A porozumienia wyglądały na ogół tak, że Kościół postulował, a politycy się zgadzali.

Jeszcze za życia Jana Pawła II Kościół w Polsce osiągnął właściwie wszystko, co chciał, tak prawnie (w 1993 r. podpisano konkordat, ratyfikowany przez Sejm w 1998 r.), ideologicznie, światopoglądowo i symbolicznie, jak i materialnie. A co najważniejsze, udało mu się określić granice i sposoby dyskusji o swoich sprawach i interesach tak, że się po prawdzie w ogóle nie dyskutuje.

Warto przypomnieć i inne zdarzenia z 20 lat na linii państwo–Kościół: zakamuflowane próby finansowania z budżetu budowy Świątyni Opatrzności Bożej, sejmową propozycję intronizacji Chrystusa Króla, apel biskupów z 1994 r. do twórców nowej konstytucji, aby ustawa zasadnicza gwarantowała prawo do życia od poczęcia, ostrzeżenia najwyższych hierarchów, jeszcze pod koniec lat 90., że wstąpienie Polski do UE grozi utratą suwerenności (potem, pod wpływem Jana Pawła, nastąpiła zmiana stanowiska, choć nie u wszystkich biskupów). W 2006 r. po cichu dofinansowano z budżetu państwa papieskie wydziały teologiczne – pojawiły się kontrowersje, ale zostały uciszone z antyklerykalnego paragrafu.
Księża wskazywali ugrupowania, na jakie nie należy głosować, a potem publicznie dziwili się, jak biskup kielecki w 2001 r., że w wierzącym w 90 proc. społeczeństwie wygrywa formacja (SLD), która „gardzi zbawieniem”. Właściwie nikt specjalnie nie prostował, że funkcjonują układy: konkordat za konstytucję, zwrot majątku za Unię, nieruszanie ustawy antyaborcyjnej za łagodzenie nastrojów społecznych w kryzysowych latach na początku dekady. Mało kto już dziś pamięta, jakie boje toczyły się o konstytucyjne pojęcie neutralności religijnej państwa, w końcu – na życzenie hierarchów – zastąpiono je słowem „bezstronność”.

Zapewne na początku III RP rządzący widzieli w Kościele autorytet, który może tonująco wpływać na życie społeczne okresu wielkiej transformacji. Partie dopiero się tworzyły, ideowe formacje musiały okrzepnąć, stąd ustępstwa wobec hierarchii, której zdolności negocjacyjne i koncyliacyjne potwierdził czas PRL. Ale ten okres trwał dłużej niż czas budowy demokratycznego państwa, przychylność Kościoła przyjęto uważać za warunek konieczny powodzenia wszelkich projektów: dokończenia transformacji, uchwalenia konstytucji, akcesu do Unii Europejskiej. A potem nastał PiS, który już otwarcie próbuje wciągnąć Kościół polski do polityki.
Wieczne interesy

Po 1989 r. Kościół nie uległ pokusie i nie poparł jakoś szczególnie i wyjątkowo inicjatyw utworzenia „partii chrześcijańskiej” – polskiej chadecji. Ale przypomnijmy, że Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe powstało już miesiąc po powołaniu rządu Mazowieckiego, a później było jeszcze wiele prób wykorzystania autorytetu Kościoła w walce politycznej, jak choćby Wyborcza Akcja Katolicka w 1991 r. Oczywiście, te inicjatywy znajdowały jakieś wsparcie Kościoła, ale koncepcja była inna. Chodziło o to, by racje Kościoła i jego interesy były realizowane nie przez jedną siłę, a przez większość partii, co okazało się bardzo wydajnym pomysłem.

Wiesław Chrzanowski, działacz ZChN i WAK, tak wspomina po latach w wywiadzie dla „Polityki” swoje zaangażowanie polityczne po stronie Kościoła: „Przeprowadziliśmy skuteczną kampanię w sprawie religii w szkołach, wprowadzono ustawę antyaborcyjną (...), udało się storpedować, między innymi w porozumieniu z liberałami, wniosek o opodatkowanie kościelnej tacy. W sumie to Kościół skorzystał, a my zapłaciliśmy wysoką cenę. Walczyliśmy o sprawy, które wówczas nie cieszyły się powszechnym uznaniem, były kontrowersyjne”. Chrzanowski zauważa, że kolejne wcielenie „partii kościelnej” – czyli Ojczyzna powstała przed wyborami w 1993 r. – już nie dostało większego poparcia hierarchów.

Chrzanowski stawia tu ciekawą hipotezę: „(...) wyraźnie zanosiło się na zwycięstwo lewicy, a toczyły się ważne dla Kościoła sprawy, jak choćby ratyfikacja konkordatu. Postanowiono więc, że lepiej się nie angażować”. Widać tu zatem dwie kwestie o kapitalnym znaczeniu dla zrozumienia politycznego istnienia Kościoła katolickiego w ostatnich 20 latach: po pierwsze, nie ma on, podobnie jak dawniej Imperium Brytyjskie, wiecznych sojuszników, a jedynie wieczne interesy; po drugie, politycy gotowi są do popierania jego postulatów, nawet ze świadomością, że angażują się w sprawy, których większość społeczeństwa nie popiera. Widocznie uważają, że per saldo kiedyś im się to jednak opłaci.

Bo, rzeczywiście, większość polityków, włącznie z postkomunistyczną lewicą, układała się z Kościołem po jego myśli, nie szła z nim na żadną wojnę, tak jak gdyby przyjęto żelazną zasadę, że tu frontów się nie buduje, tu trzeba się dogadać, czyli ustąpić. Do rytuału należały audiencje w Watykanie, publiczne dawanie świadectwa swojej wierze, uczestnictwa w mszach, wyjątkowe honorowanie hierarchów.

Kto tego nie przestrzegał, ryzykował, że zaprzepaści szanse w walce politycznej, choć bardzo dawno nikt nawet nie sprawdzał, czy rzeczywiście tak jest. Donald Tusk w 2005 r., kilka tygodni przed wyborami prezydenckimi, wziął ślub kościelny; w ten sposób zdjął z wokandy łatwy do przewidzenia zarzut, jakiego mógł się spodziewać ze strony obozu przeciwników, że nie zachowuje się i nie żyje jak prawdziwy Polak katolik.

Ale też nie rozpatrywano kwestii, czy dla realnego elektoratu Platformy, wielkomiejskiego, wykształconego, w dużej mierze zlaicyzowanego, ta kwestia ma w ogóle jakieś znaczenie. Tusk zrobił to na wszelki wypadek. Bo wobec Kościoła wszyscy coś robią na wszelki wypadek. Trudno oprzeć się wrażeniu, że mieliśmy i nadal mamy tu często do czynienia z grą pozorów i polityczną hipokryzją, z cynicznie realizowanym interesem: jeśli nawet nie ma co liczyć na sympatię hierarchów, to przynajmniej nie prowokujmy ich do okazywania niechęci i wspierania konkurentów. Ilu to chociażby polityków lewicy pokazywało swoje metryki chrztu i opowiadało o swoich posługach ministranckich w dzieciństwie?

Można w ciemno założyć, że Jarosław Kaczyński ma o ojcu Rydzyku opinię mniej więcej taką jak o Andrzeju Lepperze, ale przecież na luksus okazywania swoich uczuć i wyrażania szczerych myśli nie może sobie politycznie pozwolić. Więc będzie zachwycony wysłuchiwał tyrad ojca dyrektora w Częstochowie i kokietował zebranych tam pielgrzymów.
Prymas Rydzyk

Ta doczesna potęga miała zły wpływ na sam Kościół, który zamarł w jakimś letargu i w swojej zrutynizowanej obrzędowości. Niedawno Adam Szostkiewicz na łamach „Polityki” (15) pisał, że nieznane są dzisiaj ani cele Kościoła, ani środki do ich realizacji w sprawach społecznych, w duszpasterstwie, w kwestiach organizacyjnych i zarządzania.

Kościół, osierocony przez Jana Pawła II, nie ma dziś przywódcy. Faktycznym prymasem – najważniejszym duchownym w kraju – jest ojciec Tadeusz Rydzyk. Największą popularnością u samych hierarchów cieszy się arcybiskup Sławoj Leszek Głódź, a arcybiskup Życiński zamilkł w Lublinie, kardynał Dziwisz nadal uczy się Polski i celebruje pamięć po Janie Pawle II, a na co dzień aparatem rządzi arcybiskup Józef Michalik.

 

Kościół ma nadal wiernych, lecz nie potrafi łączyć ich we wspólnotę widoczną choćby w dniach żałoby po śmierci papieża Polaka. Afery obyczajowe i lustracyjne, kłótnie polityczne, prawicowość niechętna Europie, zaściankowość polityczna i umysłowa to fakty i fenomeny, które są świadectwami kryzysu. Kogo wysłuchiwać w polskim Kościele, z kim się intelektualnie spierać i debatować? A jeszcze nie tak dawno stamtąd płynęły słowa i myśli, które nakazywały nawet najbardziej zagorzałemu ateiście zatrzymać się choć na chwilę.

Teraz nie ma frapującego przekazu, jest tylko powtarzanie starych wyświechtanych formułek. Zapewne dlatego swoje habity na kołku zawiesiło kilku znanych teologów polskiego Kościoła i zapewne dlatego w role kaznodziejskie weszło kilku fundamentalistycznych publicystów katolickich, przy których choćby wspomniany abp Życiński jawi się jako lewicowy liberał. Jeśli Kościół się o coś nie upomni, to oni mu o tym przypomną.

Wierni także uprawiają hipokryzję. Z Kościołem walczyć nie chcą i nie będą, poddają się presji instytucji, czy to w szkole, czy w życiu codziennym, zwłaszcza gdy jest ona odczuwana bezpośrednio, a więc przede wszystkim na wsi i w małych miastach. Wierzący żyją i myślą po swojemu, co pokazują badania religijności Polaków i ich wybiórczego stosunku do nakazów Kościoła, także obyczajowych.

Kościół ideowo słabnie, ale jego wpływy i pozycja są niezmiennie olbrzymie. Obłuda, strach, lenistwo uśpiły sam Kościół i jakąkolwiek demokratyczną debatę o jego pozycji i roli. Na polityków nie ma co liczyć. Hipokryzja jest wygodna. Sami, często dalecy od nauki Kościoła, nigdy nie podważą jego postulatów.
Otworzyć zamknięte debaty

Kiedy Polska zadomawia się w Unii Europejskiej, przyjmuje wiele prawnych, cywilizacyjnych, technologicznych standardów, to w kwestiach kulturowych, obyczajowych, etycznych, instytucjonalnych kilka debat się jeszcze nie zaczęło albo uwiędły w zarodku. Dlatego Polska staje się ewenementem, widzianym przez innych – nie bez przesady – jako państwo wyznaniowe, gdzie Kościół narzuca politykom ustrojowe rozwiązania.

Oczywistością stały się religia w szkole, krzyż w parlamencie, restrykcyjne prawo aborcyjne, konkordat, potępienie metody in vitro (w tej sprawie biskupi napisali ostatnio list do parlamentu). O formalnych związkach homoseksualnych żaden polski polityk nie chce nawet rozpocząć rozmowy. Realizuje się wciąż model PiS: Polska nowoczesna technologicznie, ale zarazem tradycyjna, swojska, religijna, odcinająca się od „gorszących” nowinek, z Kościołem, który zwalnia polityków od ideowych dylematów. Ta utopia wciąż tkwi w głowach polityków wszystkich formacji. Historia wielu krajów pokazuje zaś, że nie da się stworzyć takiej otwarto-zamkniętej hybrydy.

A postulaty Kościoła wrosły w polskie prawo i życie publiczne wieloma gałęziami. Wciąż powraca spór o wolne niedziele w handlu, o kolejne wolne dni w święta kościelne. Od wielu lat nie może się rozstrzygnąć kwestia neutralnego religijnie wychowania seksualnego w szkołach. W publicznej służbie zdrowia kobiety nie mogą dokonać zabiegu aborcji, nawet jeśli jest to przypadek dozwolony przez restrykcyjną ustawę.

Lekarze, powołując się na klauzulę sumienia albo po prostu z chęci uniknięcia ewentualnych kłopotów, odmawiają przeprowadzenia badań prenatalnych, sabotują regulacje, odwlekają zabiegi, odsyłają do innych szpitali. To już jest groźne, bo może prowadzić do ludzkich tragedii. Odmawia się też z powodów religijnych przepisywania recept na środki antykoncepcyjne...

Czas zatem rozpocząć na nowo debaty, za szybko kiedyś zamknięte i opatrzone pieczęcią nietykalności. Dyskusja o roli Kościoła to nie domena ateistów (którzy czują się mniejszością i niedługo w Krakowie planują swój marsz jako coming out), ale przejaw odpowiedzialności za stan demokracji i niezgody na tabuizowanie całych pól publicznego życia. Sondaż zlecony niedawno przez „Politykę” pokazał, że w takich sprawach jak zapłodnienie in vitro czy antykoncepcja znaczna większość Polaków, w tym przecież także katolików, ma zupełnie inne zdanie, niż głosi nauka Kościoła. Ale ta większość ma marginalną reprezentację w polskim parlamencie. W kwestii liberalizacji prawa antyaborcyjnego jest pół na pół. Nawet za eutanazją opowiada się kilkadziesiąt procent respondentów, ale i tu nie ma mowy o żadnej legislacyjnej, choćby śladowej dyskusji.

Badania miesięcznika „Więź” sprzed roku ujawniły, że ponad 80 proc. społeczeństwa uważa, iż Kościół nie powinien mieszać się do polityki państwa. Z tych samych badań wynika, że Kościół najgorszą opinię w społeczeństwie miał w latach 1989–1993, kiedy toczyły się główne batalie światopoglądowe (religia w szkole, aborcja, konkordat). Od 1993 r. aprobata dla Kościoła wzrastała (choć nigdy nie wróciła do poziomu z końcówki PRL), ponieważ hierarchowie, wywalczywszy swoje priorytety i uczyniwszy je „oczywistymi”, zeszli z widocznego pola walki. Od tamtego czasu działają po cichu, odzyskują majątek, pozyskują swoich polityków, dbają o utrzymanie prawnego status quo. Kościół jawi się więc teraz jako instytucja spokojna i wyważona. Ta siła spokoju wynika z politycznego sukcesu.

Trzeba nawoływać polityków, aby przestali się na zapas bać opinii biskupów i traktować stanowisko Episkopatu jak wyrocznię. Polityczne elity wykazują się fałszywą troską o Kościół, bo za wszystkimi ustawowymi prezentami nie idzie ta prawdziwa siła Kościoła, nie ma większej religijności, powołań, zmiany poglądów społeczeństwa w kierunku większego respektu dla nakazów katechizmu. Przesuwanie całych sfer życia ze sfery wyboru i sumienia w obszar przymusu daje tylko złudzenie mocy.

Polska, rzecz jasna, nie jest państwem wyznaniowym, to zbyt duży i nadużywany skrót myślowy, który tylko ułatwia zakwalifikowanie takiej krytyki jako niepoważnej. Ale jest państwem, w którym wiele norm prawnych jest przesiąkniętych konfesyjnym widzeniem spraw. To zaczyna się na poziomie komisji sejmowych, gdzie posłowie rywalizują o miano najlepszego katolika, przez konsultacje ze starannie dobranymi organizacjami, po wzajemne szantaże na sali plenarnej, gdzie szafuje się „wartościami chrześcijańskimi” i „prawem naturalnym”. Wydaje się, że świetna formuła w preambule konstytucji, godząca wierzących i niewierzących, słabo przenika do tworzonego na jej podstawie prawa.

Trzeba jednak stwierdzić jasno: to nie Episkopat wprowadził religię do szkół, ale władze świeckiego państwa. To nie Kościół jest odpowiedzialny za umocnienie swoich wpływów, choć robi wiele, aby je zdobyć. Główny ciężar odpowiedzialności spada na polityków, którzy zamiast bronić wartości republikańskich, głos Kościoła – ważny przecież, potrzebny i wart analizy – bardzo często traktują jako causa finita. Można im powiedzieć: stańcie się partnerami Kościoła, a nie wykonawcami. Nie bójcie się.

Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/kraj/analizy/302599,1,relacje-panstwo---kosciol-w-iii-rp.read#ixzz1bdjEEcQy







« Ostatnia zmiana: Październik 23, 2011, 21:41:47 wysłane przez Rafaela » Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #160 : Październik 24, 2011, 16:29:25 »

Cytuj
Od 1993 r. aprobata dla Kościoła wzrastała (choć nigdy nie wróciła do poziomu z końcówki PRL), ponieważ hierarchowie, wywalczywszy swoje priorytety i uczyniwszy je „oczywistymi”, zeszli z widocznego pola walki. Od tamtego czasu działają po cichu, odzyskują majątek, pozyskują swoich polityków, dbają o utrzymanie prawnego status quo
Kiedy Polacy byli bardziej PRZECIW PRL-owi  wówczas Kościół święcił triumfy. W takich czasach wychowywali się dzisiejsi politycy dobrze pamiętający czasy prześladowań oraz ochronę na plebanii, z której można też było dostać banany, albo słodycze z Zachodu. Nietrudno ( i tanio) było kupić Kościołowi wiernego sługę. Dzisiaj to procentuje co trafnie zostało pokazane w artykule. Ale widzimy też, że gdy po transformacji ludzie przestali się już bać to nastąpił powolny spadek popularności Kościoła i już nie zostanie odbudowany, chyba, ze ludzie znów poczują się niepewnie, albo wręcz stracą poczucie bezpieczeństwa. Czy nie dlatego Kościół tak popiera PiS ? bo raczej nie z miłości co artykuł świetnie pokazał  - rozgoryczenie przedstawiciela ZChN-u, kiedy Kościół bezwzględnie wykorzystał i porzucił swojego sojusznika. Dlatego, że
Cytuj
"nie ma on [Kościół], podobnie jak dawniej Imperium Brytyjskie, wiecznych sojuszników, a jedynie wieczne interesy"
Na szczęście ludzie nie są głupi i zaczynają to dobrze rozumieć, a rozwiązań na trudne czasy coraz częściej szukają wśród innych ludzi dobrej woli , a nie na plebanii. I bardzo dobrze.

ps. Rafaelo , to kolejny dowód  z Twojej strony, że zaczynasz rozumieć o co w tym wszystkim chodzi.
Pozdrawiam
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #161 : Październik 26, 2011, 09:52:48 »

Adam Szostkiewicz
16 października 2011

                                                                  Jak prawica straszyła nas szatanem

Oj dana, dana, łapaj szatana

Był taki dowcip, świetnie ilustrujący obecność szatana w naszej kampanii wyborczej. Ktoś puka do drzwi. Kto tam? – pyta gospodarz. – To ja, satanista. – Satanista? Nie wierzę. – No, jak Boga kocham!

Prawica z lustracyjnym zapałem od paru tygodni tropi jawnych i tajnych satanistów. To groteskowa mutacja polskiego piekła. Z okładki „Gazety Polskiej” spoglądają groźnie „ziomale Nergala”: prof. Tomasz Nałęcz i minister Sławomir Nowak z otoczenia prezydenta Komorowskiego oraz prezes TVP Juliusz Braun. W „strefie wolnego słowa”, jaką mianowała się „GP”, uznano ich za promotorów satanizmu. Niedorzeczne? Nie szkodzi.

Odgrzewana i podgrzewana afera z muzykiem Darskim okazała się politycznie użyteczna: pozwoliła prawicy zaatakować obóz Tuska – w gorącym kampanijnym okresie – pod hasłem obrony wartości chrześcijańskich. Sam prezes Kaczyński, i to na Jasnej Górze, ogłosił, że w Polsce trwa potężna kampania satanizmu. Niedorzeczne? Nie szkodzi.

W istocie jest dokładnie odwrotnie: to prawica polityczna i kościelna wypuściła demony, rozpętując satanistyczną nergalomanię w walce o władzę. Szatan stał się jedną z głównych figur polskiej kampanii wyborczej A.D. 2011. Śmieszy, tumani, przestrasza.

Znajomy ksiądz opowiadał redaktorowi naczelnemu „Gazety Polskiej” Tomaszowi Sakiewiczowi, że diabeł woli, jak ludzie w niego nie wierzą. Bo jeśli nie ma diabła, to nie ma i „osoby planującej zło”. Odpowiedzialność się rozmywa. Ale Sakiewicz nie jest niewiernym Tomaszem. Diabeł istnieje – przekonuje – konkretnie objawia się w elitach III RP. Wspólnie z nimi planuje spisek blokujący prawdę o Smoleńsku i o fatalnym stanie Polski Tuska. „Prawa ręka prezydenta to »ziomal Nergala«. A Nergal to czyj ziomal? Niczyj. Przecież nie ma diabła. A świat jest taki piękny. Niech żyje cenzura”.

Zaraz poniżej ciemnymi mocami straszy politycznie satyryk Marcin Wolski. Darskiego nazywa emisariuszem Behemota w telewizji publicznej. Diabeł na bank dostałby robotę u boku ministrów Grabarczyka i Rostowskiego. „Ślady kopytek” widać też w MSW i MSZ i to wyraźne „jak podpis cyrylicą”. Ale to nic w porównaniu ze skutkami „sabatu”, czyli wirtualnej koalicji PO-SLD-Ruchu Palikota. Wolski już widzi, jak dzięki parytetom połowa ministrów przyleci na obrady tego diabelskiego rządu na miotłach. A przed Pałacem Prezydenta stanie nowy krzyż – odwrócony, „jak to u satanistów”.

I tak przez prawie 10 stron. „Ostro protestujmy przeciwko satanizmowi i kampanii jego oswajania” – apeluje Piotr Lisiewicz. Europoseł Ryszard Czarnecki idzie dalej. Gdyby Polska była muzułmańska, a ktoś tu podarł Koran, to Polacy od razu wylegliby na ulice po modłach w meczecie i zrobiliby taką „jazdę po bandzie, łącznie z podpaleniem gmachu TVP, żeby do końca świata nikt takiego patafiana w żadnych mediach w naszym kraju nie zatrudnił. No ale my nie wierzymy w Allaha, więc ze słowiańskim spokojem znosimy upokorzenia”, kończy brukselski felietonista „GP”, głównego ideowego organu PiS. Chyba zasmucony, że Polska w walce z satanizmem nie sięga po metody islamistów. Czarneckiemu marzy się Polska fundamentalistycznie islamistycznie katolicka.

Jeden z jej orędowników, dr Terlikowski, teolog, potępia „masowe poparcie dla pop-nazisty”. Terlikowski zakłada Darskiemu podwójnego nelsona: nie dość, że satanista, to jeszcze nazista. Masowo – jego zdaniem – popierają Nergala i satanizm dziennikarze „Gazety Wyborczej”, prof. Środa, prezes Braun, kilkoro polityków Platformy i Prezydent RP. Na tej czarnej liście szczególnie uwiera Terlikowskiego prezydent Komorowski. Przecież chętnie odwołuje się on do swego katolicyzmu, a nie znalazł czasu, by zająć się sprawą i „przywołać do porządku wprowadzonych przez siebie do telewizji publicznej pracowników”. Skoro tak, dodaje Terlikowski, tym razem w tabloidzie „Gazeta Polska Codziennie”, to katolicy nie powinni płacić na „media, które nas obrażają”. W „GP” Marta Brzezińska dodaje, że Nergal został pieszczoszkiem salonów (naturalnie tych liberalno-lewicowych), ale jakby tylko śmiał podrzeć Koran (ulubiony argument) albo Torę, toby na pewno nie został. No cóż, trudno sprawdzić, czy Darski darł Biblię tak, by nie podrzeć Tory, a tylko Nowy Testament, ale nieważne. Ważne, by zdemaskować „pałkarzy politycznej poprawności”. Z czego to się bierze?

Terlikowski nie ma najmniejszych wątpliwości, że obecnie media i państwo wzięły na celownik chrześcijaństwo i Kościół. Jakie ma na to dowody? Ano Nergala na koncercie sprzed paru lat i krzyż z puszek po piwie sklecony rok temu przez „antysmoleńczyków”, tych od kucharza Tarasa. Dorzućmy jeszcze udział muzyka w programie rozrywkowym TVP i wyrok sądu nakazujący umorzenie sprawy zarzuconej mu obrazy uczuć religijnych. W kółko ten sam Nergal i ten sam incydent. Można zapytać: i kto tu promuje satanizm? W dodatku w jakiejś wersji politycznie zwulgaryzowanej. Bo sam temat jest o wiele ciekawszy niż urojona „sprawa Nergala”. Nergalomania mistyfikuje i banalizuje problem zła. W dzisiejszej teologii (i psychologii) ważne jest obnażanie mechanizmów wyzwalających zło w pojedynczym człowieku i świecie tworzonym przez ludzi.

Bóg i szatan tworzą w kulturze judeochrześcijańskiej nierozłączną parę od jej zarania. Szatański wąż asystuje prarodzicom w raju, szatan to anioł zbuntowany przeciwko Bogu, piekielnie inteligentny, przepełniony do granic pychą i żądzą wyrwania Bogu władzy nad światem. Szatan wystawia Jezusa na pustyni na pokuszenie, Jezus wypędza demony z opętanych.

Złe duchy budzące grozę służą w mitologiach ludzkości do radzenia sobie z fundamentalnym pytaniem – skąd bierze się zło i jak jego istnienie pogodzić z chrześcijańską wiarą we wszechmocnego i dobrego Boga, który jest miłością. Do czego Bogu potrzebny jest szatan, a szatanowi Bóg? Niezliczone dzieła teologii i sztuki – Biblia, Dante, Milton, Blake, Goethe, nasi wielcy romantycy, Dostojewski, Broch, Lagerkvist – próbują od wieków zgłębić tę zagadkę. Religijne mity różnych kultur próbują jakoś ją oswoić, by zdjąć z człowieka choć odrobinę lęku przed destrukcyjnymi siłami zła, których doświadcza w życiu.

Bo większość ludzi wciąż patrzy na świat jako arenę boju Dobra ze Złem, których symbolami w świecie ukształtowanym przez chrześcijaństwo są Bóg i szatan. Chrześcijanin też się lęka zła/grzechu, ale wierzy, że Chrystus go obroni i zwycięży ze złem, tak jak pokonał śmierć. Kto tak wierzy, traktuje kwestię zła diabelnie poważnie. I słusznie, bo ona na to zasługuje. Dziś wielu ludzi wyjaśnienia fenomenu zła szuka nie w teologii, tylko w antropologii, psychologii, naukach społecznych. Może nawet nigdy nie słuchali satanistycznego death metalu (jeśli już, to przeboju Skaldów ze słowami Agnieszki Osieckiej: „Oj dana, dana, nie ma szatana, a świat realny jest poznawalny”).

W świecie realnym archetyp diabła żyje i ma się dobrze, bo wciąż działa na wyobraźnię mas. Już nieraz przynosiło to skutki opłakane. Tysiące kobiet dręczono i zabijano pod zarzutem służenia szatanowi. To nie przypadek, że wciąż mówimy o polowaniach na czarownice w całkiem współczesnym kontekście walk polityczno-ideologicznych i idących często za nimi prześladowań. Za sługi szatana czarny PR kościelny i antyliberalny uważał masonów i Żydów, zwolenników idei innych niż dominujące, a także heretyków, czyli dysydentów, którzy śmieli podważać duchowy i religijny monopol chrześcijaństwa w kulturze zachodniej. Do dziś krążą opowieści o tajnym kulcie szatana, orgiach i mordach podczas tak zwanych czarnych mszy, hymnach do diabła, pentagramach, zaklęciach i inwokacjach szatańskich kapłanów czarnej magii.

Ale satanizm jako zjawisko kulturowe nie wyczerpuje się w tych mrożących krew w żyłach czarnych legendach. Ma bardzo stare korzenie sięgające czasów przedchrześcijańskich. Kościół za „satanistów” uważał swych duchowych rywali: gnostyków, katarów, bogomilców. Oni sami za satanistów nigdy by się nie podali, nie tylko z obawy przed taką czy inną inkwizycją, lecz dlatego, że po prostu nie byli czcicielami szatana. Wierzyli w inną religię niż ta, którą głosił Kościół. Na tym polegał problem. Z dzisiejszej perspektywy wszelkie podobne ruchy jawią się jako zagrożenie dla duchowej władzy Kościoła i całej tradycji judeochrześcijańskiej z jej systemem pojęć religijnych, filozoficznych i etycznych.

W naszych czasach duchowa talia kart jest znów w tasowaniu. Diabeł wyszedł z podziemi do królestwa kultury masowej. Polscy katolicy zwalczają Nergala tak, jakby nie widzieli, że jest infantylnym produktem popkultury. Szatan ma tu wygląd i styl bycia bohatera gier komputerowych i filmów fantasy. Walka z kreacjami popkultury nic nie da, jeśli zejdzie na jej poziom, tak jak w nergalomanii. Żeby walka miała sens, trzeba zrozumieć mechanizmy kultury masowej. Nie tłuc kropidłem komara. Kościół – ale jeszcze nie u nas – zaczyna to dostrzegać. Watykan wycofuje się rakiem z kampanii przeciwko filmom z Harrym Potterem. Baśnie o młodych adeptach białej magii są przecież tak naprawdę kołem ratunkowym dla młodych ludzi borykających się z traumami wchodzenia w dorosłość, na przykład stratą rodziców, samotnością, lękiem przed trudną do ogarnięcia rzeczywistością.

Współcześnie największy rozgłos zdobył Kościół Szatana założony w 1966 r. ponoć w noc Walpurgii, przez amerykańskiego okultystę Antona LaVeya. Inspiracją był dla niego angielski ekscentryk Aleister Crowley. Obaj nie żyją, choć ich niszowe idee przeniknęły do popkultury. LaVey był wizerunkowym protoplastą wszelkich Nergalów. Ekstremalny hedonista z pretensjami do bycia duchowym wyzwolicielem ludzkości. Na większą uwagę obaj nie zasługują. Media, podejmując ten temat, wpadają w pułapkę. Za dobrą monetę biorą konfabulacje rozpuszczane przez fanów albo adwersarzy. LaVey, autor „Biblii szatana” i satanistycznego anty-Dekalogu, pośmiertnie zdołał ściągnąć na czarną mszę raptem setkę wyznawców swej niby-religii.

Crowley, który rozgłaszał, że rocznie zabija 150 dzieci i potrafi zaklęciami sprowadzić Behemota i jego piekielne wojsko, był bardziej podziwiany na salonach paryskiej cyganerii i wśród niemieckich okultystów (część z nich poprze później nazizm) niż w Anglii, gdzie zmarł w opinii najbardziej zdeprawowanego człowieka świata. Nie ma tu czym straszyć, ale też czego podziwiać. Zabawy w satanistyczną subkulturę przestają być śmieszne, gdy ogłupiali młodzi ludzie dopuszczają się realnej przemocy (tak się u nas zdarzyło w Zabrzu w 1992 r. i w Rudzie Śląskiej w 1999 r.).

Tymczasem szkoła nie uczy, na czym polega popkultura i jak odsiewać ziarna od plew w Internecie. A Kościół w Polsce jakby nigdy nic szkoli egzorcystów, zamiast poprzeć wprowadzenie do szkół religioznawstwa, wiedzy o sektach i nowych ruchach religijnych. Watykan wypracował na ten temat całkiem wyważone stanowisko. Nie brak też nowoczesnych katolickich teologów odrzucających tradycyjny kościelny przekaz dotyczący diabła i piekła jako anachroniczny. Do współczesnego człowieka bardziej trafia mówienie o grzechu i złu. A przede wszystkim o Chrystusie, bo dziś można się spierać, czy wiara w diabła jest obowiązkiem chrześcijanina, ale wiara w Chrystusa jest nim bez dwu zdań. Tylko że za Benedykta XVI egzorcyści są w Kościele ważniejsi niż tak myślący teologowie.

Na nergalomańskiej fali, ale przytomnie, Ewa Czaczkowska przywołuje w „Rzeczpospolitej” słowa anglikańskiego konwertyty i konserwatysty C.S. Lewisa, znanego głównie z „Kronik Narnii”, że choć chrześcijanin nie powinien podważać wiary w istnienie diabła, to jednak równie niebezpieczne jest „przesadne, a zarazem niezdrowe zainteresowanie się nim”. Święte słowa.

Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1520040,2,jak-prawica-straszyla-nas-szatanem.read#ixzz1bsOYXmvf

==================================================

19.04.2011 13:20 Beatyfikacja Jana Pawła II
                                              105 891 zdjęć, z których stworzą portret JP II

    Wilanów

Na gigantyczny portret Jana Pawła II złoży się ponad 100 tysięcy zdjęć nadesłanych przez Polaków i Polonię. 1 maja, w dniu beatyfikacji, zawiśnie na Świątyni Opatrzności Bożej.
Dokładnie 105 891 zdjęć udało się do tej pory zebrać Centrum Opatrzności Bożej.
Stolica "Nie możemy dać pieniędzy na portret Jana Pawła II"
"Nie możemy dać pieniędzy na portret Jana Pawła II"

Warszawa przygotowuje się do uroczystości beatyfikacyjnych Jana Pawła II. Jednym z punktów scenariusza ma być stworzenie portretu papieża z tysięcy zdjęć.... WIĘCEJ »
- Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim, którzy przesłali swoje zdjęcia i tym samym przyczynili się do powstania tego pięknego wyrazu jedności Polaków. Poczucie wspólnoty, które odczuwaliśmy podczas pielgrzymek Jana Pawła II, stało się dziś po raz kolejny naszym udziałem – powiedział Kardynał Kazimierz Nycz, Metropolita Warszawski.
To nie koniec akcji
Organizatorzy przedsięwzięcia podkreślają jednak, że to nie koniec akcji. Nadal zbierają zdjęcia.
Należy wysłać SMS o treści P na numer 72551, a po otrzymaniu wiadomości zwrotnej, przesłać swoje zdjęcie za pomocą formularza na stronie www.portretjp2.pl lub jako MMS na numer 664 400 100.
myk/par

http://www.tvnwarszawa.pl/informacje,news,105-891-zdjec-z-ktorych-stworza-portret-jp-ii,170749.html

                     Ciekawa sprawa, czy ktos widzial ten portret Jana Pawla II zrobionego ze zdjec?
Bardzo prosze o opisanie jak to wyglada.

    Rafaela

Scaliłem posty
Darek
« Ostatnia zmiana: Październik 29, 2011, 13:14:07 wysłane przez Dariusz » Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #162 : Październik 29, 2011, 22:46:23 »

                                                             Ten weekend już jest tragiczny . 
Wiadomości dnia

    17 osób w tym aż 10 pieszych zginęło w 110 wypadkach, do których doszło w piątek - pierwszego dnia wydłużonego weekendu świątecznego - na polskich drogach. Policjanci apelują do kierowców o szczególną ostrożność i rozwagę.

Od piątku trwa policyjna akcja "Znicz 2011". Więcej funkcjonariuszy jest m.in. na drogach krajowych, wyjazdowych z miast i w okolicach cmentarzy. Sprawdzają prędkość, z jaką jadą kierowcy, ich trzeźwość, stan techniczny aut oraz m.in. to, czy najmłodsi są przewożeni w fotelikach.

- Ruch na drogach był w piątek bardzo duży. Widać było, że wiele osób zdecydowało się na wolny poniedziałek i wyjechało do swoich bliskich. Tłoczno było m.in. na trasach wyjazdowych z miast - powiedział rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski.

Jak poinformował, doszło w sumie do 110 wypadków. - Duża jest liczba ofiar tych wypadków. Zginęło aż 17 osób, w tym aż 10 pieszych. Szybciej zapada zmrok, jest gorsza widoczność. Na drogach mogą zalegać liście, więc wydłuża się droga hamowania. Możemy jedynie apelować do kierowców, by zwracali baczną uwagę na pieszych i do pieszych, by uważali - podkreślił rzecznik.

Zaapelował również, by piesi nosili przy sobie jakieś elementy odblaskowe lub nawet zwykłą latarkę. - Bez takiego elementu, po zapadnięciu zmroku, są widoczni z odległości 30, 40 m. Jeśli mają przy sobie jakiś element ta odległość wydłuża się nawet dziesięciokrotnie - mówił Sokołowski.

Policjanci cały czas apelują też, by nie przechodzić przez ulicę w niedozwolonych miejscach, korzystać z chodników i poboczy. - To jest bardzo ważne w związku z dniem Wszystkich Świętych. Przy cmentarzach może być bardzo tłoczno, będzie dużo aut. Zwracajmy uwagę na samochody, nie przebiegajmy, nie przechodźmy przez ulicę tuż przed nimi - dodał rzecznik.

Jak powiedział, policjanci ponadto zatrzymali w piątek 419 pijanych kierowców. - Mogę zapewnić, że nie będzie żadnej pobłażliwości dla tych, którzy zdecydują się wsiąść za kierownicę pod wpływem alkoholu. Okres świąteczny sprzyja spotkaniom rodzinnym, które często wiążą się z piciem alkoholu. Pamiętajmy jednak, że pijany kierowca ryzykuje zdrowie i życie swoich bliskich oraz innych użytkowników dróg - zaznaczył Sokołowski.

Z policyjnych doświadczeń wynika, że w wielu przypadkach zatrzymywani są nietrzeźwi kierowcy, którzy pili alkohol nie tuż przed jazdą, ale np. dzień wcześniej wieczorem. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, za jazdę po spożyciu alkoholu - gdy jego zawartość we krwi kierowcy wynosi od 0,2 do 0,5 promila - grozi zakaz prowadzenia pojazdów do trzech lat, do 30 dni aresztu i do 5 tys. zł grzywny; jeśli stężenie alkoholu przekracza 0,5 promila, kierowcy grozi do 2 lat więzienia i utrata prawa jazdy na 10 lat.

Rzecznik powtórzył też apel do kierowców, by pamiętali, że w pobliżu nekropolii w najbliższych dniach obowiązują zmiany w organizacji ruchu. - Nie jedźmy na pamięć, zwracajmy uwagę na znaki, słuchajmy poleceń służb porządkowych - m.in. policjantów. Nie szukajmy na siłę miejsca do parkowania tuż przed "bramą cmentarną", czasem lepiej zaparkować dalej i spokojnie dojść. Po prostu bądźmy cierpliwi - wzywał Sokołowski.

W policyjną akcję zaangażowane są m.in. śmigłowce i radiowozy z wideorejestratorami. W te dni codziennie nad bezpieczeństwem osób odwiedzających groby bliskich czuwać będzie ok. 10 tys. funkcjonariuszy. Policja spodziewa się, że powroty ze świątecznych wyjazdów rozpoczną się już w poniedziałek.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,84394,title,Ten-weekend-juz-jest-tragiczny,wid,13942929,wiadomosc.html#czytajdalej
         
Zapisane
krzysiek
Gość
« Odpowiedz #163 : Październik 29, 2011, 23:34:06 »

To niewesołe informacje. Tylko jaki mają związek z życiem KK w Polsce? Będzie za rok więcej grobów do odwiedzenia? Smutny
« Ostatnia zmiana: Październik 30, 2011, 23:29:11 wysłane przez krzysiek » Zapisane
greta
Gość
« Odpowiedz #164 : Październik 30, 2011, 09:48:32 »

Co prawda nie jest to wiadomosc z zycia KK w Polsce ale w Niemczech.Powoli kurtyna sie podnosi.

Tu Kościół katolicki zarabia na pornografii i satanizmie

Niemcy Kościół katolik biskup wydawnictwo książka pornografia erotyka moralność zarobek
Tu Kościół katolicki zarabia na pornografii i satanizmie mat. prasowe

Skandal w Niemczech.

Największe niemieckie wydawnictwo "Weltbild" ma w swoim katalogu online ponad 2,5 tysiąca powieści erotycznych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w 100 proc. należy ono do niemieckiego Kościoła katolickiego - informuje businessinsider.com.

KOŚCIÓŁ INWESTUJE W PORNO. TA ZARABIA MILIONY>>

Niemiecki Kościół jest właścicielem wydawnictwa od 30 lat. Jednak mało kto zdawał sobie z tego sprawę. Bomba wybuchła dopiero w tym miesiącu, gdy specjalistyczne pismo, poświęcone rynkowi wydawniczemu, opublikowało raport o sprzedaży książek erotycznych.

ZOBACZ, ILE ZARABIA KOŚCIÓŁ W POLSCE>>

Poczynania "WeltBild budziły niepokój wielu katolików już 10 lat temu. Zwracali oni uwagę swoim hierarchom, że taka działalność nie przystoi biskupom. W 2008 roku przesłali nawet na ich ręce raport dotyczący działalności wydawnictwa. Teraz większość z biskupów nie przyznaje się nawet do jego otrzymania.

Roczny przychód "Weltbild", który oprócz erotyki ma także w swojej ofercie - jak informuje niemiecki "Die Welt" - książki z dziedziny ezoteryki, wydawnictwa satanistyczne a nawet skrytykowany przez Watykan "Kod Leonarda da Vinci" Dana Browna, wynosi 1,7 mld euro rocznie. Ma też 20-proc. udział w sprzedaży książek online, co stawia je na drugim miejscu za Amazon.com.

To jednak nie wszystkie "grzechy" niemieckich hierarchów. Niemiecki Kościół ma bowiem także 50 proc. udziałów w innym wydawnictwie, które również wydaje książki erotyczne - Droemer Knaur.

WB


www.sfora.pl
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #165 : Październik 30, 2011, 20:31:19 »

Witaj Krzysiu!
Troche masz racje, ale nie calkiem. Zanim podalam te informacje, to nieco przemyslalam ta sytuacje ktora powtarza sie co roku.
Pijani kierowcy, dlaczego alkochol sie leje podczas takiego swieta, przeciesz na drogach sa w wiekszosci  katolicy. Przed 30-tu laty jechalismy w
Polsce w dzien Zaduszny od mojej siostry ktora mieszkala 20 km. za Wroclawiem. Byla to godzina okolo 20-tej wieczorem. Jechalismy maluchem z dwojgiem dzieci. To dobrze ze moj maz byl ostroznym kierowca, w pewnym momecie zobaczyl jak pijany mezczyzna na czworakach wedrowal przez
jezdnie. Zamarlismy na moment oboje, tylko dzieki temu ze jechalismy naprawde przez jakas wies po malu, nie doszlo do wypadku.
To jest ogromna tragedia kazdego roku to samo, a jak taki kierowca zginal, to na pomniku czesto bylo napisane: Bog tak chcial.
Mysle ze wystarczy. Pozdrawiam . Rafaela
Zapisane
krzysiek
Gość
« Odpowiedz #166 : Październik 31, 2011, 00:38:15 »

"Bóg tak chciał". Czyżby?

Nie jestem pewien, czy Bóg rozporządza naszym losem w taki sposób, by pijany kierowca zabijał trzeźwego pieszego, albo na odwrót. A może oboje byli trzeźwi lub pijani? TAKI Bóg mi osobiście NIE ODPOWIADA. To nie ma nic wspólnego z Bogiem. To są nasze słabości, nieodpowiedzialność i głupota!

A z tymi rzeszami katolików na naszych drogach też bym nie przesadzał. Co z tego, że większość Polaków deklaruje przynależność do tej wiary? To tylko deklaratywna statystyka. Moje obserwacje wynikające z dnia codziennego wykazują coś zupełnie innego. Prawdziwych katolików, takich 100-procentowych, to ze świecą szukać! Nawet w Sejmie, pod Krzyżem, o który teraz tyle sporów, "katoliccy" posłowie najchętniej udusiliby swoich oponentów. W mediach "katolicki" poseł PO gnoi równie "katolickiego" parlamentarzystę z PiS, a Chrystusową maksymę "Kto w ciebie rzuci kamieniem, ty podaj mu chleb" ma głęboko w d...

Wielu z nas "chodzi" do kościoła co niedzielę, a w dzień powszedni topi bliźniego swego w "łyżce wody". Wielu z nas stroi choinkę na Święta Bożego Narodzenia i maluje pisanki na Wielkanoc, a na codzień podstawia nogę koledze w pracy, żeby to kolegę zwolnili, a nie jego. Wielu z nas cudzołoży, kradnie i wydaje fałszywe świadectwo o bliźnim swoim. Jesteśmy bałwochwalcami gloryfikując różne baranki, kurczaczki i halloweenowe dynie. Takiej obłudy i próżności nie ma np. w Islamie. Kto z nas dałby się spalić na inkwizycyjnym stosie w imię swojej wiary?

Odwiedziłem wiele świątyń w Polsce, Chorwacji, Grecji, Egipcie, Turcji, Syrii, Izraelu, Jordani i Tunezji. Dotykałem własną ręką skały wzgóra Golgoty i miejsca posadowienia Krzyża, a także świątyni Grobu Pańskiego, byłem na Górze Mojżesza na Synaju oraz w wielu najważniejszych meczetach islamskich i prawosławnych świątyniach. Widziałem grób Aarona i Jana Chrzciciela, a także odwiedziłem miejsce pobytu Najświętszej Marii Panny koło Efezu, Św. Pawła w Tarsie i Abrahama w Syrii. To daje pewien dystans do kwestii wiary. Ona nie ma nic wspólnego z naszą codziennością. I pijanym facetem zataczającym się po zapadłej wsi.

Bóg z Nami... i Naszym sumieniem.
Zapisane
kamil771
Gość
« Odpowiedz #167 : Październik 31, 2011, 12:07:40 »

Co prawda nie jest to wiadomosc z zycia KK w Polsce ale w Niemczech.Powoli kurtyna sie podnosi.

Tu Kościół katolicki zarabia na pornografii i satanizmie

Niemcy Kościół katolik biskup wydawnictwo książka pornografia erotyka moralność zarobek
Tu Kościół katolicki zarabia na pornografii i satanizmie mat. prasowe

Skandal w Niemczech.

Największe niemieckie wydawnictwo "Weltbild" ma w swoim katalogu online ponad 2,5 tysiąca powieści erotycznych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w 100 proc. należy ono do niemieckiego Kościoła katolickiego - informuje businessinsider.com.

KOŚCIÓŁ INWESTUJE W PORNO. TA ZARABIA MILIONY>>

Niemiecki Kościół jest właścicielem wydawnictwa od 30 lat. Jednak mało kto zdawał sobie z tego sprawę. Bomba wybuchła dopiero w tym miesiącu, gdy specjalistyczne pismo, poświęcone rynkowi wydawniczemu, opublikowało raport o sprzedaży książek erotycznych.

ZOBACZ, ILE ZARABIA KOŚCIÓŁ W POLSCE>>

Poczynania "WeltBild budziły niepokój wielu katolików już 10 lat temu. Zwracali oni uwagę swoim hierarchom, że taka działalność nie przystoi biskupom. W 2008 roku przesłali nawet na ich ręce raport dotyczący działalności wydawnictwa. Teraz większość z biskupów nie przyznaje się nawet do jego otrzymania.

Roczny przychód "Weltbild", który oprócz erotyki ma także w swojej ofercie - jak informuje niemiecki "Die Welt" - książki z dziedziny ezoteryki, wydawnictwa satanistyczne a nawet skrytykowany przez Watykan "Kod Leonarda da Vinci" Dana Browna, wynosi 1,7 mld euro rocznie. Ma też 20-proc. udział w sprzedaży książek online, co stawia je na drugim miejscu za Amazon.com.

To jednak nie wszystkie "grzechy" niemieckich hierarchów. Niemiecki Kościół ma bowiem także 50 proc. udziałów w innym wydawnictwie, które również wydaje książki erotyczne - Droemer Knaur.

WB


www.sfora.pl


Podane źródło informacji jest kompletnie niewiarygodne.
Zresztą jak większość tu podawanych.....
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #168 : Listopad 02, 2011, 13:14:57 »


                                                      Kremacja niewłaściwa dla katolika?

Anna Mielczarek
Środa, 19 października (17:23)
Ostatnie wypowiedzi arcybiskupa Stanisława Gądeckiego na temat warunków, które powinny być spełnione przy pochówku skremowanych prochów, wzbudziły wiele kontrowersji. Dlaczego Kościół katolicki z jednej strony dopuszcza taki obrzęd, a z drugiej stara się ograniczyć jego praktykowanie?
Proces spopielania ciał zmarłych odbywa się w nowoczesnych piecach, sterowanych przez komputery
Proces spopielania ciał zmarłych odbywa się w nowoczesnych piecach, sterowanych przez komputery /East News

15 października na konferencji prasowej w Przemyślu wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski zapowiedział, że 13 listopada zostanie odczytany w świątyniach list pasterski zatytułowany "O szacunku dla ciała zmarłego i obrzędu pogrzebu związanych z kremacją zwłok", który zawiera kluczowe sformułowania dla tej kwestii, w szczególności mszy św. w obecności urny.
Kościół stawia warunki

Arcybiskup zaznaczył, że formą normalną, ordynaryjną jest pochówek ciała ludzkiego. - Ta forma jest najbardziej stosowna, odpowiednia dla chrześcijanina. Pochówek prochów jest smutną koniecznością nowego czasu. (...)

Mówi się o braku miejsca (na cmentarzach), że wzrosła liczba ludności. Ludzie idą za modą z Zachodu i także w Polsce zaczęto myśleć o tej drugiej formie pochowku - powiedział abp Gądecki.

Podkreślił, że Kościół może zgodzić się na pochówek w formie urny pod dwoma warunkami. Pierwszy przypadek, to kiedy czyjaś śmierć nastąpiła daleko od miejsca zamieszkania (np. za granicą) i kremacja ułatwia sprowadzenie doczesnych prochów.

- Drugi wyjątek dotyczy krewnych i znajomych, którzy przybyli na pogrzeb z daleka i trudno jest im uczestniczyć w jednej i drugiej czynności, tzn. we mszy św., i po kilku dniach, w samym pochówku prochów. Ten warunek zostaje dla rozsądnego rozważenia dla proboszczów - zaznaczył abp Gądecki.
Wyraz niewiary?

Hierarcha dodał, że Kościół nie może się absolutnie zgodzić na pochówek prochów ludzkich wtedy, gdy spopielenie ciała jest wyrazem nienawiści do wiary, albo niewiary w zmartwychwstanie.

Wiceprzewodniczący KEP powiedział także, że Kościół sprzeciwia się rozrzucaniu prochów ludzkich, np. w miejscach pamięci, czy w morzu. Zdaniem abp. Gądeckiego, taka praktyka nie wyraża szacunku wobec ludzkiego ciała.

- Ludzie (w ten sposób-red.) chcą się pozbawić kłopotu, swojego krewnego i nie mieć z nim więcej do czynienia. Ani się nie modlić, ani nie dbać o jego grób. Bardzo często jest to też wyraz niewiary w zmartwychwstanie - dodał.

Jak interpretować te wypowiedzi będące wstępem do listu pasterskiego biskupów?

Jezuita o. Marek Blaza pisze na portalu deon.pl, że Kościół w Polsce zaleca i popiera biblijny nakaz grzebania ciał zmarłych. Nie jest przeciwny kremacji, ale uważa, że obrzędy liturgicznego pożegnania powinny odbywać się w obecności ciała, a dopiero potem powinno się odbyć spopielenie i obrzęd pogrzebania urny.
Chrystus chciał być pogrzebany

We wprowadzeniu do obrzędów pogrzebu związanych z kremacją zwłok czytamy: "Kościół uczy, że ciała zmarłych powinny być traktowane z szacunkiem i miłością wypływającą z wiary i nadziei zmartwychwstania.

Zgodnie z biblijną tradycją, Kościół usilnie zaleca zachowanie dotychczasowego zwyczaju grzebania ciał zmarłych, dopuszcza jednak kremację zwłok, jeśli nie została dokonana z pobudek przeciwnych nauce chrześcijańskiej, a zwłaszcza jeśli nie podważa wiary w zmartwychwstanie ciała. (por. Kodeks Prawa Kanonicznego, kan. 1176; Katechizm Kościoła Katolickiego 2301)".

Dalej w tymże wprowadzeniu czytamy, że "przed kremacją należy odprawić obrzędy w kościele, kaplicy cmentarnej lub w pomieszczeniu krematorium według form podanych w rytuale. Zawsze jednak należy podkreślać pierwszeństwo grzebania ciał, które Kościół wyżej ceni, ponieważ sam Chrystus chciał być pogrzebany. Należy również unikać niebezpieczeństwa zgorszenia lub zdziwienia ze strony wiernych".

Takie są obowiązujące normy. Jednak gdy oddzieli się w czasie mszę pogrzebową, obrzęd ostatniego pożegnania i sam pogrzeb na cmentarzu, to w praktyce wiele osób przybędzie jedynie na sam pogrzeb.
Lepszy i gorszy pogrzeb?

Z pewnością dla niemałej liczby katolików, którzy do kościoła chodzą bardzo rzadko, a także dla pewnej przynajmniej części niekatolików, takie ograniczenia będą na rękę - uważa ojciec Blaza. Nie wiadomo jednak, czy rodzina zmarłego byłaby zadowolona z nieobecności żałobników na mszy pogrzebowej.

Drugi warunek pochówku prochów, który przedstawił abp Gądecki, dotyczy jednak tak znacznej ilości pogrzebów, że proboszcz prawdopodobnie z zasady będzie zezwalał na mszę pogrzebową, na której będą już tylko prochy zmarłego. W ten sposób pogrzeb prochów nie będzie różnił się od pogrzebu ciała, chociaż od strony teologiczno-liturgicznej traktowany będzie jako drugorzędny. Jednak z takim rozróżnieniem mamy już do czynienia chociażby w przypadku sakramentu chrztu. Według obowiązujących obecnie ksiąg liturgicznych, pierwszeństwo ma chrzest przez zanurzenie, a w praktyce powszechnie chrzci się przez polanie.

Ojciec Blaza podkreśla także, że skoro Kościół katolicki dystansuje się od uprawiania tzw. fizyki rzeczy ostatecznych, to wierzy, iż Pan Bóg "da sobie radę" ze zmartwychwstaniem także ciał skremowanych. Skremowani zostali nawet niektórzy święci, np. św. Maksymilian Maria Kolbe czy Edyta Stein.

Słowiańskie stosy

W tradycji słowiańskiej zmarły odziany w najlepsze szaty, biżuterię, nierzadko wyposażany w przedmioty codziennego użytku podlegał spaleniu na stosie. Prochy umieszczano w glinianych naczyniach (tzw. popielnicach) i zakopywano w grobach (zwykłych lub kurhanach).

Chrześcijaństwo tradycyjnie nie pochwalało kremacji zwłok z kilku powodów: ciało było uważane za uświęcone przez przyjęcie sakramentów; stanowiło jedność z zamieszkującą je za życia duszą; kremacja była praktyką rozpowszechnioną w religiach pogańskich, a więc odrzucaną; zaś Jezus został pochowany, a nie skremowany.

Mimo to, kremacja była praktykowana w krajach chrześcijańskich już we wczesnym średniowieczu i to na masową skalę w sytuacjach "wyższej konieczności", np. nagromadzenia dużej liczby zwłok z powodu wojny, zarazy lub klęski głodu. Zwłoki palono, aby uniknąć rozprzestrzeniania się "morowego powietrza".

W XVIII w. nasiliły się żądania ze strony racjonalistów, aby pozwolić na kremację. Spowodowało to tylko podkreślenie zakazu kremacji przez Kościół rzymskokatolicki.

Po II Wojnie Światowej palenie zwłok dodatkowo kojarzyło się z ludobójstwem masowo uprawianym przez hitlerowców w obozach zagłady.
Za zgodą biskupa

W latach 60. XX w. nastąpiło złagodzenie zakazu kremacji. W instrukcji "De cadaverum crematione" Stolica Apostolska pozwoliła na kremację zwłok w wyjątkowych, uzasadnionych ważnymi okolicznościami wypadkach i pod warunkiem, że nie jest ona traktowana jako manifestacja braku wiary w zmartwychwstanie ciał zmarłych. Instrukcja Kongregacji Nauki Wiary wyraźnie stwierdza, że w katolicyzmie odwieczny pobożny zwyczaj chowania ciał zmarłych powinien być podtrzymywany i że kremacja jest obca duchowi katolickiemu:

"Chrześcijański pogrzeb ciała wyraża wiarę, że nie zostało ono przez śmierć ostatecznie zniszczone, lecz w przyszłości będzie ono wskrzeszone do życia, na wzór zmartwychwstałego ciała Chrystusa. Dlatego zwyczajna liturgia pogrzebu nie może być stosowana w przypadku chowaniu popiołów".

Kongregacja ds. Kultu Bożego w styczniu 1977 r. stwierdziła:

"Nie chodzi o to, żeby potępić kremację, ale raczej zachować prawdziwość znaku w działaniu liturgicznym. Faktycznie popioły, które są znakiem zepsucia ciała ludzkiego, nie wyrażają odpowiednio charakteru (śmierci) jako zaśnięcia w oczekiwaniu Zmartwychwstania".

Mimo to, od 1997 pozwala się (za zgodą miejscowego biskupa) na odprawianie mszy pogrzebowej nad urną z prochami zmarłego. Współcześnie wiele cmentarzy katolickich posiada specjalnie wydzielone miejsca do pochówku urn z prochami (tzw. kolumbaria).
Dwa kilogramy prochu

Pierwsze współczesne krematorium w Europie uruchomiono w Mediolanie, w 1873 roku. Zwłoki palono tam w piecu elektrycznym. Wykorzystano w nim rozwiązania techniczne opracowane przez Friedricha Siemensa. W tym samym czasie kremację zwłok rozpoczęto w Stanach Zjednoczonych.

Proces spopielania odbywa się w nowoczesnych piecach, sterowanych przez komputery. Obecnie wszyscy producenci urządzeń kremacyjnych korzystają z zastosowanego jeszcze w XIX w. patentu generatora cieplnego. Współczesne piece spełniają bardzo surowe wymagania unijnych norm ochrony środowiska.

Ciało spopielane jest w trumnie, w temperaturze od 750 do 1200°C w silnie rozgrzanym powietrzu bez bezpośredniego oddziaływania na nie ognia. Po około dwóch godzinach pozostaje z niego dwa do trzech kilogramów prochów. Szczątki, po rozdrobnieniu ich w specjalnym urządzeniu, składane są do urny i przekazywane rodzinie zmarłego.

Według ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych z 1959 r., szczątki pochodzące ze spopielenia zwłok mogą być przechowywane w kolumbariach, składane w grobach ziemnych albo murowanych.

Według wykazu na stronie Open Intend w październiku 2011 działało w Polsce 13 krematoriów: w Bytomiu, Częstochowie, Gdańsku, Głogowie, Łodzi, Krakowie, Poznaniu, Pruszkowie, Rudzie Śląskiej, Szczecinie, Warszawie i Wrocławiu.

Przygotowywane jest także dziesięć nowych projektów, których celem ma być uruchomienie krematorium.
Liczba kremacji rośnie

Najczęściej wykonuje się kremacje w Poznaniu, gdzie już w 1993 r. zaczęło działać pierwsze w Polsce krematorium. Kremowanych jest tam 23 proc. zmarłych.

Wiele wskazuje na to, że kremacja będzie się w Polsce upowszechniała. Decydują o tym przede wszystkim względy higieniczne oraz ekonomiczne, a także zmniejszająca się liczba miejsc na cmentarzach. Nie bez znaczenia są również koszty pochówku.

Do szybszego wzrostu liczby kremacji w Polsce przyczyni się też zmniejszenie zasiłków pogrzebowych - uważa prezes Polskiego Stowarzyszenia Funeralnego Tomasz Salski.

Zgodnie z ustawą okołobudżetową w marcu 2011 zasiłek pogrzebowy obniżono z 6,5 tys. zł do 4 tys. zł.

Zdaniem Salskiego, nie należy spodziewać się obniżki cen w firmach pogrzebowych.

- Po prostu nie ma z czego obniżać. Usługi pogrzebowe wbrew pozorom są jednymi z tańszych ze względu na bardzo dużą konkurencję w branży. Przykładowo koszt usługi kremacji w Polsce oscyluje ok. 600 zł, zaś w Niemczech - ok. 600 euro. Nie wierzę, że tutaj będą jakieś zmiany - podkreślał Salski na V Targach Funeralnych Memento w listopadzie 2010 roku.
Urna czy trumna?

Salski tłumaczył, że obecnie w Polsce do kremacji dochodzi przy ponad 10 proc. pochówków (brak dokładnych danych), natomiast w Holandii - 50 proc., w Szwecji - 65 proc., w Czechach - 80 proc. Z analiz Polskiego Stowarzyszenia Funeralnego wynika, że ten wskaźnik powinien osiągnąć 30 proc.

- Wydaje mi się, że po prostu osiągniemy ten poziom szybciej. Kremacja jest tańsza, co prawda nie w samej firmie pogrzebowej, ale na cmentarzu - powiedział Salski.

Pracownicy wielu zakładów pogrzebowych przekonują, że pochówek urnowy jest tańszy od tradycyjnego średnio o 10 proc. Kremacja kosztuje wprawdzie 700 zł, a wykupienie niszy w kolumbarium 2675 zł, ale w tej cenie jest już opłata za miejsce, opłata eksploatacyjna (a więc np. codzienne sprzątanie) i granitowa tablica.

W przypadku składania urny do grobu ziemnego opłaty są podobne: miejsce na cmentarzu kosztuje 173 zł, opłata eksploatacyjna wynosi 780 zł, a wykopanie grobu to 210 zł w przypadku urny i 380 zł (najtańsza wersja) w przypadku trumny.

Inne koszty przy pochówku tradycyjnym (trumna od 1100 zł do 3000 zł, transport zwłok na cmentarz 200 zł, nagrobek od 2 tys. zł do 10 tys. zł) są już zdecydowanie wyższe nich przy pochówku urnowym (drewniana nielakierowana trumna ok. 500 zł, urna od 200 zł do 1100 zł).

Czy Kościół uwzględnił tendencję upowszechnienia się kremacji w Polsce? Zmiany zapowiadane przez abpa Gądeckiego oznaczają, że kapłan może nie zgodzić się na odprawienie nabożeństwa nad urną z prochami, gdyż ciało zmarłego podczas mszy musi być w trumnie. Jak przewiduje ojciec Blaza, zasady te uporządkuje pewnie sama praktyka duszpasterska.

Anna Mielczarek

http://fakty.interia.pl/tylko_u_nas/news/kremacja-niewlasciwa-dla-katolika,1710436,3439


         
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #169 : Listopad 15, 2011, 20:57:16 »

                                Adam Edward Boniecki (ur. 25 lipca 1934 w Warszawie) – katolicki prezbiter, generał zakonu marianów w latach 1993-2000, redaktor naczelny Tygodnika Powszechnego w latach 1999-2011.

    1 Życiorys
    2 Odznaczenia i nagrody
    3 Zobacz też
    4 Przypisy
    5 Linki zewnętrzne

Życiorys

Brat dziennikarza i publicysty Tadeusza Fredro-Bonieckiego. W wieku 18 lat wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów (w roku 1993 został przełożonym generalnym Zgromadzenia). Święcenia kapłańskie otrzymał w 1960 r. W latach 1961-1964 studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Studiował też w Paryskim Instytucie Katolickim (1973-1974). Był m.in. katechetą licealnym w Grudziądzu, współpracował z duszpasterstwem akademickim na KUL-u i w kościele św. Anny w Krakowie. Od 1964 związany z Tygodnikiem Powszechnym. W 1979 na życzenie Jana Pawła II przygotowywał polskie wydanie dziennika L'Osservatore Romano i został redaktorem naczelnym pisma (1979-1991). Po powrocie do Tygodnika Powszechnego w 1991 r. został jego asystentem kościelnym, a po śmierci Jerzego Turowicza (1999) redaktorem naczelnym pisma. Od września 2007 r. współpracuje ze stacją Religia.tv należącą do grupy ITI.

Od 1999 do 2011 roku mieszkał przy Parafii św. Floriana w Krakowie. Od 14 lipca 2011 mieszka we wspólnocie Księży Marianów w dzielnicy Stegny w Warszawie.

W listopadzie 2011 otrzymał od prowincjała ks. Naumowicza nakaz ograniczenia wystąpień medialnych do Tygodnika Powszechnego[1].

Jest autorem wielu publikacji i książek, m.in. Rozmów niedokończonych, Notesu rzymskiego i Kalendarium życia Karola Wojtyły. 

http://pl.wikipedia.org/wiki/Adam_Boniecki_%28ksi%C4%85dz%29

......................................................................

                                          Cokolwiek robiłem, robiłem na polecenie zakonu

"Zniechęcam się, spotykając się z tępotą niektórych krytyków i cenzorów. Zabroniono mi mówienia na jeden z najbardziej naglących tematów obecnego czasu" - tak zaczyna się artykuł ks. Bonieckiego w nowym numerze "TP"...   

wiecej:http://tygodnik.onet.pl/32,0,70771,cokolwiek_robilem__robilem_na_polecenie_zakonu,artykul.html
.........................................................................

                                                         Głos, na który czekamy   

Droga Redakcjo!

Czytamy Tygodnik regularnie. To nasza podstawowa gazeta. A Redaktor Senior – to dla nas osoba bardzo ważna. Zawsze od jego słów rozpoczynamy czytanie Tygodnika.

Bardzo szanujemy ks. Adama Bonieckiego. Jego głos, w sprawach zasadniczych, kwestiach spornych, kontrowersyjnych jest jednym z tych na które czekamy. Gdy coś się wydarza Jego opinia, jego zdanie, to, co myśli jest bardzo istotne. Mogę napisać, w związku z tym,  że jest dla nas autorytetem, a wiadomo, że tak o nie trudno w naszych dziwnych czasach bez autorytetów.

wiecej:http://tygodnik.onet.pl/32,0,70769,glos__na_ktory_czekamy,artykul.html

.................................................................................

                                            Listy wsparcia dla ks. Adama Bonieckiego 

Redaktor - senior "TP" dostał od władz zakonu Marianów zakaz wypowiadania się w mediach. Jeśli chcą Państwo wyrazić wparcie bądź opinię na ten temat, zapraszamy do przesyłania listów: redakcja@tygodnik.com.pl

wiecej:http://tygodnik.onet.pl/14,739,listy_wsparcia_dla_ks_adama_bonieckiego,temat.html

.................................................................................

                                                       Głos Księdza Bonieckiego

"Człowiek pewny swojej ojczyzny nie będzie szalał na jej punkcie. Człowiek pewny swojej wiary nie będzie wszędzie węszył jej prześladowań. I odwrotnie. To niepewność własnych przekonań budzi agresję obronną u wszystkich stworzeń, które atakują, nie widząc innego ratunku" – pisze ks. Adam Boniecki w artykule wstępnym najnowszego numeru "TP", pt. „Nasza biedna agresja obronna”. 

wiecej:http://tygodnik.onet.pl/32,0,70416,glos_ksiedza_bonieckiego,artykul.html           
« Ostatnia zmiana: Listopad 15, 2011, 20:59:07 wysłane przez Rafaela » Zapisane
zodiakus71
Gość
« Odpowiedz #170 : Listopad 15, 2011, 22:15:55 »

Odnośnie postu o kremacji to czasem wydaje mi się , że biskupowie zapomnieli już czego sami uczą i mówią w środę popielcową w KK . Pomimo iż od dziecka jestem katolikiem rzymskim odkąd pamiętam zawsze bardziej pasowała mi forma spopielenia a nie procesów gnilnych .
  Biskupowie przyczepili się do pogrzebu ciała a zapomnieli , że wydając przyzwolenie na przeszczepy organów i nawoływanie w kościele o podpisywaniu karty dawcy profanują to ciało sami po śmierci . To takie moje prywatne zdanie .
 Kremacja niesie jednak zagrożenia tego typu , że w razie niejasności co do okoliczności śmierci nie można dokonać ekshumacji lub czasem może nie być pewne , że prochy są właśnie tej konkretnej osoby .
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #171 : Listopad 16, 2011, 10:08:05 »

                                                                    Kremacja — za i przeciw

Kremacja to sposób pogrzebu, polegający na spalaniu zwłok. To bardzo stara i powszechna forma pochówku — występowała już w Indiach, u Greków i Rzymian, a także wśród Słowian. Cywilizacja chrześcijańska przez całe wieki krytycznie odnosiła się do kremacji, obecnie jednak podejście do niej zaczyna się zmieniać. Również w Polsce, choć bardzo powoli.

Pierwsza w Europie współczesna spopielarnia powstała w 1873 roku w Mediolanie. Według danych z roku 2000, w Belgii odsetek kremacji wynosi 30,9 proc., w Danii 41 proc., a w Czechach aż 76 proc. W Polsce blisko 40 proc. rodaków akceptuje spopielanie ciał przed pogrzebem, ale decyduje się na to niewielu. We wspomnianym roku 2000 wykonano jedynie 6000 kremacji na blisko 400 tys. pogrzebów, co daje wskaźnik kremacji 1,5 proc. Obecnie, według jednego z domów pogrzebowych w Warszawie, wskaźnik ten sięga proc.

Po spopieleniu prochy zmarłego umieszcza się w urnie, którą można pogrzebać tradycyjnie w ziemi albo umieścić w specjalnej ścianie z niszami urnowymi, zwanej kolumbarium. Nie brak też takich, którzy rozrzucają prochy zmarłych w morzu.

W Polsce działa kilka spopielarni: w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu i Rudzie Śląskiej.

Jakie zająć stanowisko wobec tego coraz powszechniejszego zjawiska? Poniżej prezentujemy najbardziej popularne poglądy na ten temat.

    Przeciw

    Mała popularność kremacji w Polsce jest zrozumiała ze względu na nasze trudne doświadczenia historyczne — przypomina Polakom II wojnę światową i krematoria w obozach zagłady. Wolimy być dalecy od wszelkich tego typu skojarzeń.
    To pogrzeb drugiej kategorii. Kościół rzymskokatolicki, nawet jeśli od niedawna pozwala na kremację, to jej nie zaleca.
    Religia zobowiązuje chrześcijan do szacunku dla ludzkiego ciała, w tym do ciał osób zmarłych. Między innymi dlatego Kościół rzymskokatolicki sprzeciwiał się w przeszłości kremacji zwłok w sytauacjach, gdy była ona połączona z pogardą dla ciała lub wyrażała chęć zaprzeczenia prawdzie o zmartwychwstaniu ciał.
    Z wiarą w zmartwychwstanie wiąże się jeszcze jedno — łatwiej nam uwierzyć w zmartwychwstanie ciała złożonego do grobu niż w zmartwychwstanie z popiołów. A już w ogóle dla niektórych jest nie do pomyślenia zmartwychwstanie z popiołów rozrzuconych w morzu.
    Większość Polaków tego nie praktykuje, więc coś w tym musi być. Poza tym taką mamy tradycję — wolimy, by zostało po nas coś więcej niż tylko kupka popiołu; to tak, jakby człowiek zupełnie zniknął.
    Niektórzy obawiają się, że po śmierci, jako zmarli, będą odczuwali, że się palą.
    Spopielanie jest niewiele tańsze niż tradycyjny pogrzeb, choćby dlatego, że zmarłego spopiela się w trumnie, a do kosztów pogrzebu dochodzi koszt kremacji oraz zakupu urny.

    Za

    Względy higieniczno-ekologiczne. Jest nas coraz więcej. Niedługo zacznie brakować miejsc na cmentarzach. Rozkładające się zwłoki zanieczyszczają wody gruntowe. Współczesne piece nie stanowią najmniejszego zagrożenia dla środowiska ― spalają w sposób bezdymny i bezzapachowy. Kremacja odbywa się temperaturze  800-1000 stopni Celsjusza, w silnie rozgrzanym powietrzu, bez bezpośrredniego oddziaływania na ciało zmarłego.
    Względy ekonomiczne. Tradycyjna metoda pogrzebu jest droższa. Miejsce na grób i sam nagrobek muszą być większe, a więc i droższe. Kremacja pozwala zmniejszyć koszty, zwłaszcza gdy nie ma się wykupionego grobu. Urnę można też pochować w już istniejącym i zajętym grobie, nawet jeśli nie upłynęło jeszcze 20 lat od ostatniego pogrzebu. Oszczędność kosztów jest wtedy niewspółmierna do dodatkowych kosztów związanych z kremacją.
    Jeśli pojęcia kremacja i krematorium budzą jakieś negatywne skojarzenia, to wystarczy mówić o spalaniu i spalarni lub spopielaniu i spopielarni.
    Względy religijne. Kościół rzymskokatolicki od 1963 roku pozwala na kremację, o ile nie została celowo wybrana z pobudek przeciwnych nauce chrześcijańskiej. Ponadto sposób pochówku nie może wpływać na zachowanie lub pielęgnowanie pamięci o zmarłych.
    Obawy o zmartwychwstanie w przypadku kremacji są nieuzasadnione. Po pierwsze ― przeczą Bożej wszechmocy; po drugie — skremowani czy nie i tak wszyscy „z prochu powstali i w proch się obrócą”. O śmierci człowieka mówi się, że „proch wraca do prochu”, więc zmartwychwstanie, jakiekolwiek byłoby, i tak będzie zmartwychwstaniem z prochu.
    Równie nieuzasadnione są obawy o cielesne odczuwanie po śmierci samego faktu palenia się. Po pierwsze, gdyby nawet zmarli mieli zachowaną świadomość i czucie, to nie wiadomo, co jest gorsze — świadomość spalenia ciała czy toczenia go przez robactwo. Po drugie, obawa ta jest religijnie zupełnie nieuzasadniona, gdyż według Biblii umarli „nic nie wiedzą”.

Andrzej Siciński

 

[Artykuł został opublikowany w miesięczniku "Znaki Czasu" 11/2005].

Wiecej: http://www.eioba.pl/a/2nhq/kremacja-za-i-przeciw#ixzz1drEnK87B
Zapisane
VulkanVIV
Gość
« Odpowiedz #172 : Listopad 16, 2011, 13:42:42 »

http://www.youtube.com/watch?v=K2isBQSYTl0
nie wiem czy było aczkolwiek ręce opadają.... nasuwa mi się tylko jedno powiedzenie ....
"Wybijmy ich wszystkich Bóg wybierze z nich swoich"
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #173 : Listopad 16, 2011, 15:34:40 »

VulkanVIV , nie bierz na siebie takich czynow, niech sobie zyja  /spokojnie/, dbaj o siebie i o Twoj swiat ktory masz wokolo siebie, reszta stanie sie
jak ma sie stac. Dzisiaj dla ciebie, jestes Ty najwazniejszy. Jesli bedziesz do siebie bral wszystko co widzisz, bedziesz tak samo opetany jak ten na filmiej.
Pozdrawiam serdecznie Rafaela
Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #174 : Listopad 16, 2011, 15:53:35 »

Dlaczego uważacie, że człowiek na filmiku jest opętany?
Zapisane
Strony: 1 2 3 4 5 6 [7] 8 9 |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.342 sekund z 20 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

pifpaf wrickenridge doggis hobbit lolwfpolska