Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Kwiecień 18, 2024, 21:28:51


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 [9] |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Z zycia KK w Polsce.  (Przeczytany 98993 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #200 : Luty 12, 2012, 14:34:30 »

                                                    Miłosierdzie Boże drugim imieniem miłości

Renata Fidor | Niedziela | 10 Luty 2012 | Komentarze (0)

Zbliża się szesnaste spotkanie młodzieży na Polach Lednickich. Wspólna modlitwa, taniec i śpiew, połączone z odkrywaniem głębi Bożego Miłosierdzia pozwolą na nowo uwierzyć, bo jak głosi tegoroczne hasło: "Miłość Cię znajdzie!". – Inicjatywa Lednicy – zapewnia o. Jan Góra – to przyszłość Ojczyzny i świata.
Renata Fidor: 2 czerwca 2012 r. młodzi ludzie będą mogli po raz kolejny wybrać Chrystusa. Jakie emocje towarzyszą organizacji kolejnego już spotkania? Co Ojciec czuje jako przewodnik i założyciel Lednicy?

Dołącz do nas na Facebooku

O. Jan Góra:Czuję odpowiedzialność za to, co robię. Wciąż myślę o tym, czy wystarczająco „nakarmię” tych, których zapraszam, czy godnie ukażę im sens życia, jakim jest sam Jezus Chrystus, i jakie będzie to miało konsekwencje w przyszłości. Po szesnastu latach skończył się przecież czas amatorszczyzny.

Jakim językiem powinno się mówić do młodych o wierze?

Przede wszystkim trzeba starać się mówić językiem wydarzenia. Musimy opowiadać o obecności Boga i tę obecność przeżywać, a nie tłumaczyć ludziom poszczególne pojęcia. Język wiary nie jest operacją na pojęciach.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Czy ten sposób przybliżania Boga lepiej wpływa na tak duże zainteresowanie Lednicą?

Mam nadzieję. Wierzę, że wydarzenie jest bardziej przekonujące niż wykład. Najważniejsze jest przecież doświadczenie duchowe, bo dzięki temu następuje wzrost osobowości. Trzeba nauczyć się dawać, brać i dzielić się wiarą. W ciągu kilku godzin musimy wyprzedzić czas i dokonać czegoś, co w normalnych warunkach trwałoby latami. Do zrobienia jest dużo, a czasu niewiele.

Czy można powiedzieć, że spotkanie młodych ludzi na Polach Lednickich, pod Bramą Rybą, jest odpowiedzią na problemy współczesnego Kościoła?

Między innymi. Lednica jest wielkim laboratorium wiary i przyszłości. Pokazuje nam wrażliwość młodego pokolenia oraz sposób transmitowania wiary. Na Lednicy nie ma czasu na gadanie, wygłaszanie przemówień. Lednica jest jednym wielkim doświadczeniem wiary. Wiele osób przystępuje do spowiedzi. To znaczy, że wciąż żyje w młodzieży pragnienie osobistego, intymnego spotkania z Chrystusem i Jego miłością. Podobnie przejście przez bramę stało się wydarzeniem o ogromnym ładunku treściowym i emocjonalnym. Pomysł ten wydawał mi się jednorazowy, a tymczasem on trwa. A cóż powiedzieć o adoracji. Kiedy w ciszy i na kolanach młodzi przeżywają intymność z Chrystusem. A cóż powiedzieć o wyborze Chrystusa, wyborze, który tam dokonuje się wśród młodych jako rezonans wyboru Mieszka.

Jakie są plany tegorocznego spotkania? Skąd pomysł na hasło i przewodnictwo s. Faustyny?

Tegoroczne spotkanie na Lednicy miało początkowo nosić tytuł: "Miłość i odpowiedzialność", ale niespodziewanie w nocy odezwał się mój wychowanek i powiadomił, że jeżeli tematem rozważań młodzieży będzie Boże Miłosierdzie, to on ufunduje wszystkim "Dzienniczek" s. Faustyny. To było niesamowite. Co roku każdy, kto przyjedzie na spotkanie, otrzymuje od nas jakiś podarunek. Ten wydaje się bardzo trafiony.

Nawiązaliśmy kontakt z siostrami z Łagiewnik i ustaliliśmy, że będą trzy wielkie części tegorocznego spotkania. Pierwsza to spotkanie z s. Faustyną przez ucałowanie jej relikwii, pierścienia i modlitwa za narzeczonych. Następnie odbędzie się spotkanie z Chrystusem w Eucharystii i wybór Chrystusa, wreszcie trzeci punkt programu: adoracja obrazu Jezusa Miłosiernego połączona zarówno z milczeniem, modlitwą, jak i tańcem oraz śpiewem. To wzruszające, że ludzie domagają się coraz dłuższej chwili uwielbienia w ciszy, kiedy bp Wojciech Polak niesie potężną, 3-metrową monstrancję. To znak, że dla wielu jest to najważniejszy czas kontaktu z Jezusem.

Dlaczego mówienie młodzieży o miłosierdziu jest tak ważne?

Dlatego, że słowo „miłość” wydaje się niekiedy zużyte i nienośne. Tymczasem miłosierdzie jest drugim imieniem niemodnego już słowa „miłość”. Akcentuje branie na siebie potrzeb drugiego i udzielanie przebaczenia. Mówienie o tym młodym ludziom jest konieczne, ponieważ widać wyraźnie, ile jest do roboty, do pomocy innym, do wzięcia na siebie ich potrzeb, a nie egoistycznego przeżywania słodkich chwil w miłym towarzystwie. Miłosierdzie jest postawą czynną, a nie konsumpcją przyjemności.

Czy czas i miejsce organizacji Lednicy ma jakieś znaczenie?

Spotkanie odbywa się zawsze w pierwszą sobotę czerwca ze wskazania kard. Stanisława Dziwisza. Jest to czas nawiązywania i wspomnienia wszystkich pielgrzymek Ojca Świętego Jana Pawła II do Polski. Miejsce jest także szczególne, bo przypomina o chrzcie naszej Ojczyzny. Wierzymy, że miał on miejsce na wyspie i tam bije to źródło, a Pola Lednickie są właśnie wielkim rezonatorem tego wydarzenia i tego miejsca. To się czuje do dziś.

Czy można uznać, że Jan Paweł II jest wciąż duchowym opiekunem Lednicy?

Nie tylko można, ale trzeba! To właśnie jego wyobraźnia, intuicja i siła sprawiły, że Lednica jest taka, jaka jest. Wszystko powstawało pod jego bezpośrednim wpływem i okiem. Ojciec Święty zawsze miał dla nas swoje przesłanie i błogosławił nam przed i w trakcie spotkania. Następnie oczekiwał relacji i sprawozdań. Teraz przewodzi nam z nieba, a patronat nad Lednicą przejęli Benedykt XVI i Prymas Polski. Nie zmienia to faktu, że Lednica była, jest i będzie papieska i kościelna.

Dlaczego tylu księży przyjeżdża na Lednicę? W ubiegłym roku było ich ponad dwa tysiące. Jaka jest ich rola?

Księża mają genialne wyczucie rzeczywistości Bożej, intuicję wiary i chcą być z młodzieżą, bo wiedzą, że to w nich tkwi siła przyszłości Ojczyzny i Kościoła, którą oni sami z dnia na dzień kształtują u siebie. Jesteśmy w końcu uczniami Jana Pawła II, który młodzież traktował poważnie, bo to właśnie jej powierzył przyszłość.

Jak Lednica zmieniła życie Ojca?

Poprzez ciągłe myśli o tym wielkim wydarzeniu wyeliminowałem wszystkie te zajęcia, które uniemożliwiały mi pełne, całkowite zaangażowanie dla Lednicy, która ostatecznie stała się osią mojego życia. Lednica uczy mnie odpowiedzialności. Kiedy stoję pod Bramą Rybą, to zawsze myślę o słowach Jezusa wypowiedzianych do Apostołów: "To wy dajcie im jeść". Ci wszyscy młodzi ludzie nie przyjeżdżają kilkaset kilometrów po nic. Chcą czegoś doświadczyć. Ja muszę dać im tę potrzebną do życia "kromkę sensu". Myślę, że Lednica poprzez to, że uczy mnie myślenia do przodu, jest zapowiedzią wiary jutra. Chciałbym, byśmy zawsze mogli się rozpoznać po „łamanym chlebie” i słyszeć wciąż niezagłuszone niczym słowa Apostołów idących do Emaus, którzy mówią do Jezusa: "Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił". A On został. "Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go".

Wierzę w to, że "łamanie chleba" na Lednicy, już po raz szesnasty, będzie niezwykle czytelnym znakiem obecności Chrystusa między nami, a także źródłem radości i pokoju dla następnego pokolenia. Młodzież lednicka to liderzy przyszłości – tego jestem pewien! A rozpoznawać się będą zawsze po pokoju i radości, które z nich będą promieniować.

http://religia.onet.pl/wywiady,8/milosierdzie-boze-drugim-imieniem-milosci,30856.html
...



 
« Ostatnia zmiana: Luty 12, 2012, 14:38:43 wysłane przez Rafaela » Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #201 : Luty 15, 2012, 15:47:21 »

                                                                                                        Zawód: ksiądz

o. Bernard Sawicki OSB | PSPO | 15 Luty 2012 


Coraz mniej ich widać na mieście. Boją się ujawniać – zwłaszcza w dużych miastach. Bo wcale nie jest bezpiecznie i miło przejść choćby ulicami Warszawy w sutannie czy w habicie. Można usłyszeć to czy owo, niekiedy nawet dostać w głowę. A przecież jest ich w Polsce ponad trzydzieści tysięcy! I wciąż wielu młodych ludzi przygotowuje się do tego, jak to ktoś powiedział, najbardziej męskiego zawodu świata.


Ich istnienie i postrzeganie w społeczeństwie ma chyba coś w sobie z ostrych społecznych reakcji. Oczywiście społeczeństwo bacznie obserwuje tak całą grupę, jak i poszczególne jednostki. I jest niekiedy bardzo bezlitosne – a zwłaszcza mass media. Ale też – zwłaszcza w Polsce – czasami bardzo wyrozumiałe. Ich postrzeganie jak rzadko która grupa społeczna uwikłane jest w liczne stereotypy. Tym bardziej i rozpaczliwiej szukają więc nowych form zaistnienia w mentalności społecznej. A i samo społeczeństwo – a zwłaszcza mass media – tak bardzo lubi "dobierać się" do nich. Na rozmaite sposoby.

No właśnie. Od zawsze intrygowali, zastanawiając lub wręcz denerwując. Pozostało to do dziś. "Księża na księżyc!", "Czarni!” to najbardziej klasyczne chyba hasła z naszych murów w ostatnim czasie. Z drugiej strony z całym szacunkiem mówi się o powołaniu księdza (obok powołania nauczyciela czy lekarza).

Dołącz do nas na Facebooku

Skąd się biorą? Po co są?

Zastanawiające jest, że wciąż tylu młodych ludzi (nade wszystko w Polsce – ale nie tylko) decyduje się na taki styl życia. Może imponuje im ekstrawagancja, szukają form awansu społecznego (wciąż jeszcze). Ale czy taka motywacja jest w stanie wystarczyć na całe życie? Proszę pomyśleć o starości księży emerytów, nie mają rodziny, która by się o nich zatroszczyła – także zakonnej. Nie zawsze są w stanie pracować na parafii do końca. Szczególnie smutna jest wizyta w domu księży emerytów!.

A ileż w ciągu całego życia momentów samotności, jałowej ludzkiej pustki emocjonalnej! Jeśli ktoś czuje się samotny, niech pomyśli o syndromie niedzielnego popołudnia i wieczoru księdza, kiedy to wszystkie nabożeństwa są już odprawione. Ludzie cieszą się urokami rodzinnego ogniska, a on? Owszem, można gdzieś pojechać, coś obejrzeć. Ale – dobrze wiemy – że to tylko namiastka prawdziwej bliskości z kochaną osobą. Inny obraz – po wspaniałym wyjeździe wakacyjnym, którego duszą jest właśnie ksiądz, na peronie wszystkie dzieci rozchodzą się do rodziców, do domów – a on zostaje sam. I niekiedy nie ma nawet komu opowiedzieć o przeżyciach z wyjazdu.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Po co więc takie męczarnie? Coraz więcej osób o to pyta – podejmując zwłaszcza problem sensowności (czy wręcz możliwości) celibatu. Oczywiście odpowiedzi jest wiele. Koncentrują się zasadniczo na postaci Pana Jezusa. Bo każdy ksiądz ma być "drugim – Chrystusem", jego uosobieniem dla wierzących. Ale co to oznacza w praktyce – i jak z tym ma żyć zwyczajny, niekiedy bardzo słaby i ograniczony człowiek? Problem nie jest banalny.

Tak jak Pan Jezus jest uosobieniem solidarności Boga z najbardziej opuszczonymi i cierpiącymi, tak ksiądz ową solidarność przedłuża i ukonkretnia w naszych czasach, szczególnie intensywnie dźwigając w swoim życiu całą wielkość i boleść ludzkiej egzystencji. Pomyślmy o dyspozycyjności, posłudze spowiedzi, otwartości i ofiarności dla ludzi, które powinny cechować księdza. A także o licznych przecież przejawach niedostawania do tych ideałów. Odnajdziemy wtedy samych siebie w naszej szarpaninie pomiędzy ideałami, a naszymi ograniczeniami. Ta szarpanina księdza odbywa się w pewnym sensie publicznie. Nasza – może na szczęście nie. Ale przynajmniej wiemy, że nie jesteśmy sami, że ktoś szarpie się także i dla nas. Jeśli to zobaczymy – to może warto powiedzieć idącemu na ulicy księdzu "Niech będzie pochwalony…", lub "Szczęść Boże!". Wciąż jest wszak w Polsce 96% katolików…
 
http://religia.onet.pl/benedyktyni-tynieccy,38/zawod-ksiadz,31743.html

....................................

Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #202 : Luty 21, 2012, 15:11:51 »

                                                          CZYNIC  KOSCIOL  DOMEM

ks. inf. Ireneusz Skubiś | Niedziela | 9 Styczeń 2012 | Komentarze (0)

Z arcybiskupem Wacławem Depo – nowym metropolitą częstochowskim – rozmawia ks. inf. Ireneusz Skubiś
Ks inf. Ireneusz Skubiś: Pragnę przede wszystkim wyrazić naszą ogromną radość z wyboru Waszej Ekscelencji na urząd Arcybiskupa Metropolity Częstochowskiego. Cieszą się kapłani i wierni, cieszy się redakcja „Niedzieli”... Pierwszy biskup częstochowski Teodor Kubina `mówił o sobie, że jest pierwszym ministrem Matki Bożej. Czy Ksiądz Arcybiskup także pragnie być ministrem Matki Bożej?

Dołącz do nas na Facebooku

Abp Wacław Depo: Serdecznie pozdrawiam wszystkich: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Tego pozdrowienia nauczyliśmy się jeszcze pod sercami naszych matek, w naszych rodzinach, i dlatego tym pozdrowieniem bardzo serdecznie witam każdego z Was i obejmuję modlitwą. Jestem wdzięczny Bogu za dar tej diecezji, a przede wszystkim osób, które ją stanowią – po Bogu, po Maryi. Chcę bardzo serdecznie podziękować za wszystkich pasterzy Kościoła częstochowskiego, poczynając od wspomnianego pierwszego biskupa diecezji Teodora Kubiny, po arcybiskupa Stanisława Nowaka i obecnych biskupów Antoniego i Jana. Częstochowa wraz z Jasną Górą i Obrazem Jasnogórskiej Pani jest dla nas zawsze miejscem szczególnego świadectwa i zawierzenia. Nie dziwię się, że bp Kubina określił siebie mianem ministra Matki Bożej, a więc kogoś, kto Jej służy. Ona jest przecież pierwszym świadkiem odwiecznej miłości Boga, który przez Nią zrodził swojego Syna, aby obdarzyć nas godnością dzieci Bożych. I to od Niej uczymy się odkrywać nasze własne tajemnice, tajemnice własnych wezwań przez Boga po imieniu, wsłuchiwania się w Jego słowo, w Jego głos, aby później okazać się nie tylko słuchaczem słowa, ale człowiekiem zawierzenia. Bo to słowo będzie dla mnie słowem kluczem, kiedy będę chciał odpowiedzieć sobą na tajemnicę współpracy z łaską. I potwierdzam to za Janem Pawłem II, z jego listu „Rosarium Virginis Mariae”, że brak wpatrywania się w Jej oblicze – a wraz z tym utrata prawdy o Chrystusie, który za sprawą Ducha Świętego z Maryi stał się człowiekiem – uniemożliwia nam wniknięcie w samą tajemnicę nie tylko istnienia Boga i Jego miłości, ale w tajemnicę zrozumienia siebie samego. Dlatego chcę być takim ministrem, który służy i daje siebie przez Maryję Bogu.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Jak Ekscelencja mógłby zdefiniować swoje pierwsze zadania w nowej archidiecezji?

Na pewno będę starał się wejść w program, który już rozpoczęliśmy, i który Arcybiskup Stanisław rozpoczął również w archidiecezji i metropolii częstochowskiej, żeby czynić Kościół domem. Co to oznacza? Przede wszystkim oznacza wspólnotę ludzi – „communio personarum” – którzy związani są z Bogiem i dlatego są związani między sobą. Jak bowiem przypomniał nam Kościół w dokumentach soborowych, spodobało się Bogu zbawiać ludzi nie tylko pojedynczo, osobno, ale utworzyć z nich lud. W związku z tym chciałbym, żeby każdy na nowo odnalazł swoje miejsce w Kościele – jak nam to zadał również bł. Jan Paweł II czy dzisiaj proponuje Benedykt XVI – przez dzieło nowej ewangelizacji. A to oznacza nowe przylgnięcie osobowe, umysłem i sercem, każdego z nas do Chrystusa.

Chciałbym bardzo mocno podkreślić, że nie mam tu na myśli tylko ludzi, którzy już przynależą do Kościoła i są w jego kręgu, ale chodzi o to, by rzeczywiście stwarzać przestrzeń prawdy i wolności, czyli wolnego wyboru dla wszystkich, którzy dzisiaj mogą być daleko od Kościoła albo patrzą nań bardzo krytycznie, a przecież oni też są ogarnięci miłością naszego Odkupiciela. Maryja z pewnością nie poskąpi im swojej macierzyńskiej troski i opieki w prowadzeniu ich do Boga. I to dzieło – nowej ewangelizacji – wydaje mi się pierwszym moim zadaniem, priorytetem. A później – zrozumienie siebie w tajemnicy Kościoła, w tym, oczywiście, posługa sakramentalna. To jest nieodzowne, bo bez realizmu spotkania i dotknięcia Chrystusowej łaski, zwłaszcza w sakramencie pokuty i Eucharystii, nie możemy doświadczyć bliskości Boga i Chrystusa, który jest naszym

Co Ksiądz Arcybiskup chciałby powiedzieć kapłanom nowo obejmowanej diecezji?

Pierwszym słowem, które chciałbym skierować do moich współbraci w kapłaństwie, jest zdanie, jakie zapisał Jan Paweł II w ostatnim swoim Liście do kapłanów, dosłownie na progu swojego przejścia do domu Ojca, a mianowicie, że poprzez nasze istnienie i poprzez naszą posługę wszyscy jesteśmy ukierunkowani na Chrystusa. To jest istnienie, które musi być wdzięczne za to, kim jest. I jeszcze to, co z kolei podkreślił Benedykt XVI, a ja chciałbym, żeby mocno do każdego z moich braci kapłanów dotarło – że Kościół jest Wam wdzięczny za to, kim jesteście. Najpierw za to, kim jesteście wobec Boga i wobec ludzi, a na drugim miejscu za to, co czynicie, stając się głosicielami, szafarzami i przewodnikami wspólnot Kościoła na każdym odcinku – czy to Kościoła lokalnego, czy powszechnego. Dlatego dziękuję Bogu za Was i bardzo proszę o ufną modlitwę, ażebym mógł Wam służyć jako ojciec, brat i przyjaciel.

Wiem, że z moją posługą wśród Was jest związana tajemnica czasu i tajemnica miejsca. Wchodzę do archidiecezji, która ma już swoje zręby, fundamenty, która już jest zbudowana na Chrystusie. Chcę dostrzec każdego z Was, konkretnego człowieka, i powiedzieć: Każdy z Was jest ważny w oczach Boga. Bo przecież Bóg chciał nas dla nas samych – jak to pięknie podkreśla „Gaudium et spes” (Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym). Dlatego do każdego spotkanego na mojej drodze posługi – na pielgrzymich szlakach, w aulach uniwersyteckich, w seminarium duchownym, które jest źrenicą oka biskupa i sercem diecezji, na różnych sympozjach, w różnych miejscach posługi, zwłaszcza wobec ludzi chorych, cierpiących – wypowiadam dzisiaj swoje słowo pozdrowienia i ufnej modlitwy i ślę wszystkim swoje błogosławieństwo. W szczególny sposób obejmuję również siostry zakonne, osoby życia konsekrowanego, wraz z domem Matki zawierzania na Jasnej Górze. Niech każdy z Was czuje się dotknięty moim spojrzeniem i moim błogosławieństwem.

Ekscelencjo, na wieść o nominacji Księdza Arcybiskupa na metropolitę częstochowskiego o. Izydor Matuszewski – generał Zakonu Paulinów odmówił modlitwę „Chwała Ojcu...”. Proszę o słowo do stróżów Jasnogórskiego Sanktuarium.

Jestem bardzo wzruszony i pomogę sobie fragmentem poematu jeszcze wtedy arcybiskupa Karola Wojtyły, kiedy nawiedzał Ziemię Świętą w czasie obrad Soboru Watykańskiego II. A pisał on: „Nie mogę po tobie tylko stąpać, muszę przyklęknąć. Przez to odciskam pieczęć i odchodzę stamtąd, i powracam jako świadek. Zostaniesz tutaj, a ja zabiorę ciebie i przeobrażę w sobie na miejsce nowego świadectwa” (por. „Wędrówka do miejsc świętych”).

To słowa wypowiedziane wobec tajemnicy miejsca, jakim jest Ziemia Święta, ziemia naszego Zbawiciela. Ale myślę, że w ten sam sposób, w tym samym duchu wiary będę chciał stawać na Jasnej Górze. Tam nie wolno tylko stawać, wpatrywać się i słuchać. Tam trzeba przyklęknąć i bardzo osobiście odbierać te zwiastowania, które Maryja, wskazując nam na Syna, będzie nam przekazywać, aby stamtąd odchodzić umocnionym jako świadek nadziei, której tak wszyscy bardzo dzisiaj pragniemy.
I za ponad 600-letnią posługę Jasnej Góry jestem Bogu wdzięczny całym sercem... Brakuje już słów dla wyrażenia tej wdzięczności.

pielgrzymom, słuchaczom Radia Maryja i Telewizji Trwam, Radia Fiat i Radia Jasna Góra oraz Czytelnikom „Niedzieli” w kraju i na świecie?

Bardzo serdecznie dziękuję za to miejsce, które jest miejscem twórczego niepokoju. Kiedy patrzymy na twarz Maryi, widzimy Jej niepokojące się oczy. Ale nie jest to niepokój, który burzy jakiś porządek serca i umysłu. To jest niepokój zatroskania. I tak jak uczył nas Ojciec Święty Jan Paweł II, pragnę powiedzieć, że przychodzimy, aby tutaj przykładać swoje serce i usłyszeć, jak biją nasze serca w sercu Matki. Trzeba to wołanie przyjąć, pomimo że ono nieraz jest niepokojące, trudne. Ale przecież do kogóż przyjdziemy, jeśli nie do Matki, która stale prowadzi nas do swojego Syna? Dlatego będę się starał być pierwszym wśród pielgrzymów i wszystkich ludzi, którzy dają swoją własną odpowiedź Bogu na Jego miłość miłosierną, dźwigającą nas i dotykającą każdej naszej ludzkiej rany, tej duchowej i tej fizycznej.

Już dzisiaj z serca błogosławię wszystkim, którzy stają na tym miejscu i którzy będą z ufną modlitwą przychodzić do Matki, aby przylgnąć do Jej Syna.

Prosimy o słowo do naszego arcybiskupa seniora Stanisława Nowaka...

Z serca dziękuję za dar osoby i posługi Księdza Arcybiskupa Stanisława. Miałem tę radość i szczęście poznać Księdza Arcybiskupa jeszcze jako rektora Seminarium w Krakowie, a później już arcybiskupa, szczególnie przez naszą współpracę na terenie metropolii częstochowskiej, kiedy posługiwałem jako rektor Seminarium w Radomiu. Zawsze z otwartym sercem i otwartymi ramionami byłem przyjmowany jako duchowy syn. Przyznam, że wspólną dla nas troską, obok Jasnej Góry i Matki Bożej Częstochowskiej, jest Matka Boża z Ludźmierza, Gaździna Podhala, pod której przewodem Ksiądz Arcybiskup zdobywał swoje pierwsze doświadczenie w posłudze kapłańskiej. Niejednokrotnie stawaliśmy przy Niej razem, ale Ksiądz Arcybiskup jako ten pierwszy, który zawsze z serca się wypowiadał i nas błogosławił. Dlatego dzisiaj wiem, że wchodzę tutaj w przestrzeń tajemnicy jego łaski, a jednocześnie przedłużenia serca w tej posłudze, również wobec mojej osoby jako swojego następcy. Ogarniam go swoją modlitwą i już dzisiaj zapraszam na wszelkie drogi mojej apostolskiej posługi w Kościele lokalnym.

Dziękuję za tę piękną wypowiedź – jeszcze na gorąco. Byłem obecny na spotkaniu 29 grudnia 2011 r., podczas którego abp Stanisław Nowak przedłożył pisma Nuncjatury Apostolskiej, informujące o nominacji Ekscelencji na arcybiskupa metropolitę częstochowskiego. Wszyscy świadkowie tego wydarzenia bardzo się ucieszyli. Przekazuję najserdeczniejsze życzenia i zapewniam o naszych otwartych ramionach. Podobną radość przeżywaliśmy m.in. 16 października 1978 r., gdy kard. Karol Wojtyła został posłany na Stolicę Piotrową...

Ta radość jest dla mnie wielkim zobowiązaniem, aby nie utracić nic z tych darów, które Pan Bóg przeze mnie chce Wam przekazać. Powiem słowa, którymi w ubiegłym roku zatytułowałem rekolekcje na Jasnej Górze dla ojców paulinów: „Wiem, Komu zawierzyliśmy, i niech Maryja prowadzi nas po drogach łaski”.

http://religia.onet.pl/wywiady,8/czynic-kosciol-domem,27966,page1.html
...
                                                              TAJEMNICE  ZAKONNIKOW.

Tajemnice zakonników. Jak zarobić na Kościele?

W Polsce żyje 31 mln katolików. Dla biznesmena to najlepszy target komercyjny. Osoby wykształcone i proste, bogaci i biedni, starcy i młodzież. Chętnych na to, by zarobić na Kościele jest wielu. Jak wygląda reklama i promocja?
Reklama? By przynajmniej raz w tygodniu pojawili się w kościele, nie trzeba telewizyjnych spotów ani billboardów. Akwizytorzy? Księża, zakonnice, katecheci, wreszcie rodzina działają lepiej niż najsprawniej wyreżyserowany marketing szeptany. Podaż? Wszystko - od dewocjonaliów po książki kucharskie i telefony komórkowe. Chętnych na to, by zarobić jest wielu.

Tajemnice kuchni zakonników

Moda na "gotowanie na ekranie" nie ominęła spokojnych i żyjących na uboczu zakonów żeńskich. Jak się okazuje, klasztorne kuchnie są skarbnicą wiedzy o staropolskich, tradycyjnych potrawach. Gotujące siostry za aprobatą swych przełożonych, dzielą się nią z milionami widzów, słuchaczy i czytelników.

Dołącz do nas na Facebooku

Telewizja ma jedną gwiazdę w habicie – siostrę Anielę Garecką. Jej "Anielską kuchnię" emituje stacja Religia.tv. Urocza salwatorianka dzieli się ze swoimi widzami nie tylko kulinarną wiedzą, ale również przemyśleniami moralnymi i religijnymi. Oprócz tego z jej programów można dowiedzieć się wielu ciekawostek o starych polskich zwyczajach. Głosem poczciwej babci zakonnica gawędzi o zasadach postu i radości karnawałowego obżarstwa.

W eterze niepodzielnie króluje inna gotująca zakonnica: legendarna już siostra Leonilla, która na antenie Radia Maryja prowadzi "Porady kulinarne". Loretanka specjalizuje się w kuchni prostej, sycącej, opartej przede wszystkim na polskich składnikach. Opowiada o nich w krótkich, zwięzłych zdaniach, tak, by słuchacze bez problemu mogli nadążyć z zapisywaniem receptur.

Wszyscy ci, którzy nie słuchają radia, przepisy siostry Leonilli znajdą w jej książkach kucharskich. Możemy znaleźć tam informacje o tych samych potrawach co w radiowych "Poradach kulinarnych", tyle że z drobnymi zmianami: ilości potrzebnych produktów są podawane w dekagramach, a nie jak mawia siostra w audycjach, "na wiadra".

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Drukowane porady z klasztornych kuchni idą jak woda. Wydawnictwo WAM podaje, że książki kucharskie autorstwa Anastazji Pustelnik ze Zgromadzenia Córek Bożej Miłości sprzedały się już w 3 mln. egzemplarzy. Równie dochodowe okazać się może prowadzenie restauracji, której szefem kuchni jest duchowny. Szczególnie, kiedy ma ona tak rewelacyjną lokalizację jak ta założona przez ojców benedyktynów w klasztorze w Tyńcu. Potraw przyrządzanych według tradycyjnych zakonnych receptur spróbować można nie tylko na miejscu. Ojcowie sprzedają swe specjały w ogólnopolskiej sieci sklepów z produktami benedyktyńskimi, które dostępne są również w internecie.

Jak zarobić na pielgrzymce

Dochodowym biznesem jest też turystyka religijna. Co roku setki tysięcy osób wyjeżdżają na zorganizowane pielgrzymki, objazdy, wycieczki do miejsc świętych. Ubożsi pątnicy wybierają eskapady do lokalnych miejsc kultu. W Polsce rekordy frekwencyjne biją niezmiennie Jasna Góra, Licheń, Wadowice i Łagiewniki. Do wybranego sanktuarium można jechać autokarem, rowerem, samochodem lub iść pieszo.

Wzdłuż najpopularniejszych szlaków stworzona została świetnie funkcjonująca infrastruktura obejmująca hotele, dormitoria, pola namiotowe, sklepy z pamiątkami czy restauracje. Oprócz Polaków korzystają z nich również turyści zza granicy. O każdej porze roku spotkać można rzesze Włochów i Hiszpanów (ich jest wśród religijnych turystów najwięcej), którzy przyjeżdżają do Polski, by odwiedzić miejsca związane z Janem Pawłem II – Kraków, Wadowice, Mazurskie Jeziora i Tatry.

Zamożniejsi polscy pielgrzymi wybierają się do Rzymu, Medjugorie, Fatimy czy do Ziemi Świętej. Rzadko kiedy są to wycieczki indywidualne. Częściej pątnicy korzystają z usług biur podróży specjalizujących się w obsłudze takiego ruchu turystycznego. Koszty takich wyjazdów są niemałe; 7-dniowy pobyt w Izraelu ze zwiedzaniem Nazaretu i Jerozolimy to wydatek co najmniej 3 000 PLN, Rzym i Watykan około 2 000 PLN.

Z podróży, szczególnie tej dalekiej warto przywieźć bliskim pamiątkę. We wszystkich, najmniejszych nawet sanktuariach, bez problemu można znaleźć sklepy z dewocjonaliami. Oferta jest bogata: różańce, figurki, obrazki, flakony na święconą wodę, t-shirty z religijnym nadrukiem, a także płyty z muzyką religijną i filmy na DVD.


« Ostatnia zmiana: Luty 21, 2012, 15:18:14 wysłane przez Rafaela » Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #203 : Luty 21, 2012, 15:25:17 »

Papież my love

Papież Jan Paweł II, obok Jezusa i Marii jest niekwestionowaną ikoną polskiego katolicyzmu. Jeszcze za życia wierni postawili mu spiżowy pomnik złożony z milionów gadżetów z "naszym papieżem”. Jego śmierć była wielkim wydarzeniem medialnym; przez kilka kwietniowych dni 2006 roku uwaga wszystkich redakcji i odbiorców skupiła się na pogrzebie wielkiego Polaka. Był to początek niespotykanego dotąd fenomenu – głowa Kościoła katolickiego stała się obiektem nie tylko kultu religijnego, ale weszła również na arenę popkultury. Uśmiechnięta twarz Karola Wojtyły spogląda na nas z kubków, koszulek, okładek płyt, komiksów, parasolek, a nawet zniczy nagrobnych. O papieżu powstało kilkanaście filmów dokumentalnych i fabularnych, napisano dziesiątki piosenek, takich jak "Tak mówił papież" w wykonaniu Iwana Komarenki, a nawet góralska opera "Ojciec Święty Jan Paweł II na Podhalu", która swą premierę miała w zeszłym roku w Zakopanem.

Tu zrodzić się może pytanie o to, kto jest właścicielem "JP II trade mark". Przecież prawami do zdjęć innych znanych zmarłych postaci dysponują rodziny lub inni spadkobiercy. Mimo że od dawna nieżyjący, Marilyn Monroe czy Elvis Presley wciąż zarabiają miliony "użyczając" swojego wizerunku najróżniejszym kampaniom reklamowym. Jak wygląda to w przypadku Jana Pawła II? W 2009 r. Sekretariat Stanu Watykan wydał dokument "Deklaracja w sprawie ochrony wizerunku papieża", który miał regulować tę kwestię. W Polsce nie ma on jednak żadnej mocy prawnej.

Według krajowego Kodeksu Cywilnego dozwolone jest używanie wizerunku zmarłej osoby publicznej (np. głowy państwa) bez niczyjej zgody pod warunkiem, że jego wykorzystanie nie jest czysto komercyjne i wiąże się z wykonywaną przez tę osobę za życia funkcją. W praktyce każdy gadżet z postacią Jana Pawła II uznany być może za związany z piastowaniem przez Karola Wojtyłę funkcji następcy świętego Piotra. Nad Wisłą kwitnie więc lukratywny handel papieskimi popielniczkami, długopisami i breloczkami. Nie sposób nawet ocenić, ile tak naprawdę wart jest rynek produktów z wizerunkiem papieża Polaka.

Medialne imperium

Najbardziej znanym biznesmenem w sutannie jest bez wątpienia ojciec Rydzyk. O jego przedsiębiorczości zrobiło się głośno już w 1991 r., kiedy założył "Radio Maryja", katolicką rozgłośnię radiową, w której sprawuje funkcję jednoosobowego organu nadzorczego, zarządzającego i kontrolnego. Dziś imperium medialne redemptorysty rozrosło się kilkakrotnie i oprócz wyżej wspomnianego radia obejmuje m.in. "Twój Dziennik", "Telewizję Trwam" oraz "Miesięcznik Radia Maryja". Ojciec Tadeusz do tego stopnia zafascynowany jest światem mediów, że powołał do życia prywatną szkołę kształcącą przyszłych katolickich dziennikarzy. Działająca w Toruniu Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej prowadzi nabór na takie kierunki jak informatyka, dziennikarstwo i komunikacja społeczna czy politologia.

Oprócz tego ojciec Rydzyk zasiada we władzach "Fundacji Servire Veritati Instytut Edukacji Narodowej" i "Fundacji Lux Veritatis". O działalności tej drugiej ostatnio szeroko dyskutowano w mediach, a to za sprawą kilku projektów pilotowanych przez fundację. Głośno było choćby o odwiertach geotermalnych, które redemptorysta chciał finansować z funduszy europejskich. Mimo że rząd cofnął dotację, przedsiębiorczemu zakonnikowi i tak udało się dopiąć swego – w zeszłym roku w rurach instalacji geotermalnej zbudowanej przez fundację popłynęła ciepła woda. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już niedługo woda ta ogrzewać będzie Centrum Polonia in Tertio Millennio; kompleks złożony z kościoła wotywnego wznoszonego ku czci papieża Jana Pawła II oraz aquapark i hotel.

Zafascynowany możliwościami, jakie daje współczesna technika Rydzyk, rozszerzył działalność "Lux Veritatis" o telefonię komórkową "W Rodzinie". Interesy przynoszą dochody, co cieszy tym bardziej, że większość z nich nie jest opodatkowana. Jak to możliwe? Dzięki luce w prawie, która zwalnia z obowiązku płacenia podatków wszystkie kościelne osoby prawne, o ile dochód z ich działalności przeznaczany jest na cele kultu religijnego, oświatowo-wychowawcze, naukowe i kulturalne. Jak się nie trudno domyślić, niemal wszystkie interesy redemptorysty mają takie właśnie cele.

A jakie są dochody samego ojca Rydzyka? Oficjalnie oczywiście żadne, bo wszystko co posiada, nie jest jego własnością, a zakonu redemptorystów. Jak to się dzieje, że ojciec jeździ Maybachem, najdroższym produkowanym samochodem świata? Albo że wakacje spędza na Wyspach Kanaryjskich? Pytania o zamożność zbywane są najczęściej bon motem o bogactwie duchowym. Trudno też jednoznacznie orzec, jak faktycznie idą interesy ojca Rydzyka. Żadne wiarygodne dane nie są znane, bo dzięki przepisom jego fundacje nie muszą prowadzić pełnej dokumentacji podatkowej. I nawet jeśli liczba słuchaczy "Radia Maryja" regularnie spada, a "Nasz Dziennik" generuje straty, to przedsiębiorczy zakonnik zawsze może liczyć na hojność wiernych. Wszak wpłaty na konto fundacji sięgały już 5 mln. złotych rocznie, a obowiązki etatowych pracowników można powierzyć rzeszy wolontariuszy.

Zarobić na religijności

W dobie kryzysu każda inicjatywa nakręcająca koniunkturę i tworząca miejsca pracy jest na wagę złota. Jak pokazują liczne przykłady, polscy duchowni świetnie radzą sobie w świecie biznesu. Są obecni w mediach, tworzą dobrze funkcjonującą sieć dystrybucji wytwarzanych produktów, mają wiernych klientów zadowolonych z oferowanych usług. Prawdą jest, że to rynek bardzo specyficzny, rządzący się swoimi prawami. Ci, którzy chcą zarabiać na ludzkiej religijności powinni szczególnie dbać o biznesową etykę. Działając na wolnym rynku, nie sposób wyłącznie korzystać z jego dobrodziejstw, omijając przy tym wynikające z niego obciążenia.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/tajemnice-zakonnikow-jak-zarobic-na-kosciele,31819,page1.html

............................................................

                                                                  Sprawa TV TRWAM trafi na forum UE

W związku z odrzuceniem przez KRRiT wniosku fundacji Lux Veritatis, dotyczącego przyznania miejsca Telewizji Trwam na cyfrowym multipleksie, poseł do Parlamentu Europejskiego, prof. Mirosław Piotrowski wraz z eurodeputowanymi Solidarnej Polski oraz PiS skierował pytanie do Komisji Europejskiej.
Posłowie chcą się dowiedzieć, „jakie kroki zamierza podjąć Komisja Europejska w obszarze transparentności cyfryzacji i poszanowania równych zasad konkurencyjności podmiotów na rynku w Polsce”. Chcą też poznać opinię Komisji „w sprawie dyskryminowania mediów ze względu na ich katolicki charakter”. Komisja Europejska zobligowana jest do udzielenia odpowiedzi na to pytanie na piśmie.

Dołącz do nas na Facebooku

Zdaniem Piotrowskiego, decyzja Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji sprzeczna jest z poszanowaniem podstawowych wartości UE, do których należy m.in. zasada niedyskryminacji ze względu na poglądy religijne. – Celem podjętej akcji jest przede wszystkim zainteresowanie Komisji Europejskiej niedopuszczalnymi praktykami dyskryminującymi media katolickie w Polsce, kraju, który jest jednym z członków Unii Europejskiej. Kwestią cyfryzacji w Komisji Europejskiej zajmuje się pani komisarz Neelie Kroes. Spodziewamy się, że udzieli nam ona pisemnej odpowiedzi i że jej stanowisko zostanie uwzględnione w Polsce. Należy rozważyć, czy łamaniem zasad transparentności nie powinni zająć się również inni komisarze, np. komisarz ds. sprawiedliwości i praw podstawowych oraz ds. konkurencji – powiedział Piotrowski.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Odpowiedzi KE w sprawie „dyskryminacji TV Trwam” domaga się również poseł Janusz Wojciechowski. Przypomina on, że „Komisja Europejska wielokrotnie wypowiada się w kwestiach dotyczących wolności mediów na świecie, więc teraz niech się zajmie sprawą wolności mediów w kraju członkowskim Unii Europejskiej”.

Pod formularzem zgłoszenia pytania pisemnego podpisali się następujący eurodeputowani: Mirosław Piotrowski, Ryszard Czarnecki, Tomasz Poręba, Marek Gróbarczyk, Janusz Wojciechowski, Zbigniew Ziobro, Jacek Kurski oraz Tadeusz Cymański.

Reakcji Komisji Europejskiej należy spodziewać się w ciągu kilku tygodni.

http://religia.onet.pl/kraj,19/sprawa-tv-trwam-trafi-na-forum-ue,27993.html
.........................................
                                             "Alleluja i do przodu!". Słuchacze Radia Maryja wybrali piosenkę roku

MW | Gazeta.pl | 14 Luty 2012 | Komentarze (0)

Piosenka Macieja Wróblewskiego "Alleluja i do przodu!" o słudze bożym, małym rycerzu, co "obroni Toruń" został piosenką roku Radia Maryja - donosi portal gazeta.pl.
Piosenka "Alleluja i do przodu!" nagrana z okazji 20-lecia Radia Maryja zebrała najwięcej głosów słuchaczy. Wyniki plebiscytu zostały ogłoszone podczas audycji "Piosenka tygodnia".

Wróblewski wykonał swój utwór podczas grudniowej uroczystości z okazji urodzin stacji w kościele redemptorystów na toruńskich Bielanach. Zakonnicy często emitują go w swojej stacji. Słowa piosenki mówią o rozgłośni:

Jest takie radio co ma Bóg w opiece swej

w stajence lichej tak jak on zrodziło się.

Urosło w siłę i jak piękny młody las

pod swą koronę dziś przygarnia wszystkich nas.

Gdy ci doskwiera obojętność, strach, zły los

przekręcasz gałkę, pocieszenia słyszysz głos.

I sławią ojca Tadeusza Rydzyka:

Jest sługa boży, co go ojcem ludzie zwą

więc po ojcowsku zawiaduje stacją swą.

Jak "mały rycerz" co Jasnej bronił Góry

Dzierżąc w dłoni szabli piorun

On obroni Toruń !

W pierwszej trójce znalazły się również utwory: "Una Gran Senial" - w wykonaniu Kiko Argüello, założyciela Neokatechumenatu oraz "Strażnik raju" - Grzegorza Wilka.

Audycję "Piosenka tygodnia" można posłuchać w Radiu Maryja w każdą sobotę o godzinie 16.30.

http://religia.onet.pl/kraj,19/alleluja-i-do-przodu-sluchacze-radia-maryja-wybrali-piosenke-roku,31714.html
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #204 : Kwiecień 23, 2012, 19:02:19 »

Życie po habicie

Maciej Stańczyk | Onet Religia | 27 Marzec 2012 | Komentarze (717)

Życie po habicie

Walczę. Jestem po maturze, muszę znaleźć pracę, mieszkanie, muszę sama się utrzymać. Życie zaczynam od zera. Nie mam dosłownie nic i jestem zdana na siebie. To wszystko mnie przeraża. Mam lęki i obawy, ale wiem, że to jest moja droga. Mam dwadzieścia pięć lat, sześć lat byłam w klasztorze – pisze w przejmującym liście była zakonnica.

Z listu od S.:

Wcześniejsza decyzja była dla mnie o wiele łatwiejsza. Jak się jest na fali uczuć i zachwytu, to się zrobi wszystko żeby pójść, pokona się każdą trudność. Ale co jeśli, człowiek jest zrezygnowany i ma już tego wszystkiego dość? Tak, jak ja dzisiaj. Walczę. Jestem po maturze, muszę znaleźć pracę, mieszkanie, muszę sama się utrzymać. Życie zaczynam od zera. To wszystko mnie przeraża. Mam lęki i obawy, ale wiem, że to jest moja droga. Mam dwadzieścia pięć lat, sześć lat byłam w klasztorze.

Dołącz do nas na Facebooku

I dalej:

Dlaczego to piszę? Bo wydaje mi się, że to temat przemilczany. Sporo sióstr rezygnuje z życia zakonnego, jedne przed ślubami, inne w czasie junioratu, a jeszcze inne po ślubach wieczystych. W moim roczniku zaczynało nas dwanaście, po sześciu latach zostają cztery, ile dotrwa do końca, to wie tylko Pan... Różne są to odejścia. Ja czuję się normalną dziewczyną, nie uciekam z klasztoru z facetem, a już dziś wiem, że dużo ludzi spojrzy na mnie i będzie miało w głowie swoją wersję zdarzeń. Chcę kontynuować studia, ale będę musiała wytłumaczyć wszystkim na uczelni dlaczego na salę wykładową wchodzę "po świecku". Nie w habicie.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

S. nie zgadza się na to, żebym podał jej imię, ani nawet na to, żebym napisał z jakiego miasta pochodzi. Nie chce ujawnić nazwy zgromadzenia zakonnego, do którego należała, a właściwie wciąż należy, bo S., nadal czeka na zwolnienie ze ślubów. Nie chce też, żeby tekst był wymierzony w Kościół, w jego nauki, a tym bardziej w Boga. "Nie chcę rezygnować z relacji z Bogiem. Nie rozstaję się z Nim, opuszczam tylko zgromadzenie. Wiele się tam nauczyłam, ale widzę, że mój czas się wypełnił. Wiem, dla sióstr nie będę istniała, ale w Jego sercu pozostanę na zawsze!" – pisze S.

Powołanie

Miała szesnaście lat i modliła się podczas kolejnej już pielgrzymki na Jasną Górę, kiedy pierwszy raz pomyślała o powołaniu. Przelotna myśl, że habit to droga właśnie dla niej, choć zaraz zagłuszyć próbowała ją inna myśl – przecież ja się nie nadaje. Ziarno jednak już zostało zasiane. Myśl o wstąpieniu do zakonu nie dawała już jej spokoju.

Najpierw była rozmowa z księdzem, z jedną zakonnicą, potem z kolejną. Powołanie to łaska, trzeba ją dobrze rozeznać – słyszała nastolatka. O tym, że ma "iść tą drogą" usłyszała dopiero podczas wakacyjnych rekolekcji, na które zaprosiły ją siostry zakonne.

- Miałam wielkie nadzieje na życie dla Boga, a z Nim, dla innych. Bardzo się zaangażowałam. Co jakiś czas jechałam na skupienie do sióstr, było fajnie i miło. Przez cały okres liceum właściwie nie brałam pod uwagę innej drogi, niż wstąpienie do klasztoru. Teraz widzę to tak, jakbym już wtedy zamknęła się na inne możliwości. Maturę zdałam dobrze, na studia jednak nie poszłam. Moje serce mówiło: idź do klasztoru już teraz – pisze w swoim liście S.

Dopięła swego. Wstąpiła do klasztoru, na rok wyjechała na wieś. Ona, wtedy dziewiętnastolatka z dużego miasta, pracowała w ogrodzie i na polu. Było bardziej zabawnie, niż uciążliwie. Po roku – nowicjat. Dwa lata w odosobnieniu, pod ochroną mistrzyni, właściwie z utrudnionym kontaktem z innymi siostrami, tymi już po ślubach. Nowicjuszki miały czerpać tylko z jednego źródła. Po trzech latach w klasztorze – pierwsze śluby.

S: - Gdy dzisiaj wspominam ten dzień, to nawet nie umiem powiedzieć, czy był to dzień radości. Chyba bardziej cieszyłam się, że skończy się zamknięcie i w końcu wyjdę do ludzi, czego prawdziwie mi brakowało i za czym tęskniłam.

Posłuszeństwo

Pracowała w kuchni, jeździła do chorych w szpitalach. Z księdzem z parafii organizowała spotkania dla młodzieży. Stale było jednak coś nie tak. Z kuchni przełożona przeniosła ją do furty, z furty do biura, z biura do przedszkola, z przedszkola wyznaczyła do opieki nad starszymi, potem przeniosła do jadalni. I tak w kółko. Przez dwa lata. Pretensje nie milkły – przełożona wciąż była niezadowolona. S. a to za długo była w parafii, za późno wracała do klasztoru, za dużo brała na siebie. Siostra sugerowała nawet, że ma romans z księdzem. W końcu przeniosła ją do innego miasta, bo taka była "boża wola".

- W klasztorze wszystko może stać się wolą Boga. Często miałam i nadal mam wrażenie, że przełożone zasłaniają się tym wyrażeniem jak tarczą i stale go nadużywają, by "przepchnąć" swoje racje i pomysły, czasem nieracjonalne. Ale na tę wolę Boga zgadzać musiałam się nie jeden raz. Przecież ślubowałam posłuszeństwo – pisze S.

Magdalena (imię zmienione), której opowiadam o liście S., kiedy siedzimy nad kubkiem gorącej kawy kiwa tylko głową. Kobiety nie znają się, są w różnym wieku, w innym momencie swojego życia, ale to właśnie Magdalena, jak nikt inny może zrozumieć, to o czym pisze S. W zakonie spędziła ponad trzy lata. Chciała być bliżej Boga, oddychać Nim każdego dnia. Odeszła z nadszarpniętą wiarą, którą długo musiała odbudowywać.

- Jeszcze w klasztorze zastanawiałam się, jak może Bogu podobać się taka hipokryzja. Takie wysługiwanie się Jego wolą, Jego imieniem. Właściwie wszystko co mówiła mistrzyni, było wolą Boga. Mistrzyni doskonale wiedziała, czego chce Pan. Kiedy mam uprać bieliznę, kiedy umyć głowę, w jaki sposób jeść jabłko, czy jak siedzieć na krześle. To co nie podobało się mistrzyni, było złamaniem bożej woli – wspomina Magdalena.

Magdalena: - Dawałam sobie czas, żeby się przełamać, wmawiałam sobie, że potem będzie normalnie, ale im dłużej byłam w zakonie tym było trudniej.

Właściwie już w szkole średniej myślała o klasztorze, ale chciała dać sobie czas. Poszła na studia, ale zanim zdobyła dyplom była już przekonana, że wstąpi do zakonu. Wybór padł na klaryski. Na forum internetowym dla byłych duchownych, którzy zrzucili sutanny lub habity Magdalena napisała, że kilkuletni pobyt w zakonie kontemplacyjnym to prawdziwa szkoła życia. Napisała też, że "nigdzie tak szybko, jak w klauzurze, nie można stracić wiary".

- Dużo w pani żalu – pytam, a raczej mówię od siebie, kiedy rozmawiamy w cztery oczy. Magdalena szybko wyprowadza mnie z błędu.

- To nie jest żal, to nie są pretensję, czy utyskiwanie na formacje zakonne. Znam piękne i dobre wspólnoty, gdzie przede wszystkim liczy się człowiek. To co mówię, to raczej rozczarowanie. Nie byłam zauroczoną nastolatką, która wstąpiła do zakonu pod wpływem impulsu, tylko dwudziestokilkuletnią kobietą, po studiach i z jakimś tam życiowym bagażem. Myślałam, że będę bliżej Boga, że wejdę w środowisko, z którego wartościami będę się utożsamiać, że po ludzku będę szczęśliwa, że spełnię się jako kobieta, jako człowiek. Tym bardziej byłam rozczarowana, kiedy okazało się, że nic z tych rzeczy – tłumaczy Magdalena.

Pokusy i pokuty

To rozczarowanie swoim wyborem, bo właściwie nie było nikogo, kto powiedział - super Magda, świetna decyzja. Bliscy raczej odradzali, ale ona tego nie słuchała. To też rozczarowanie tym, że tak długo wahała się ze zrzuceniem habitu. Pierwsze wątpliwości pojawiły się szybko, po miesiącu, góra dwóch od przekroczenia progów klasztoru. Mistrzyni jednak tłumaczyła, że to pokusy, podszepty szatana, żeby zostawiła formację, odeszła. Mówiła, że Magda musi je zwalczyć, żarliwiej się modlić, ciężej pracować, że dopiero w obliczu śmierci będzie mogła powiedzieć, że zwyciężyła pokusy.

Magdalena: - Dawałam sobie czas, żeby się przełamać, wmawiałam sobie, że potem będzie normalnie, ale im dłużej byłam w zakonie tym było trudniej. Ponad trzy lata czekałam na ten moment, kiedy się przełamię. Myślałam, że będą to obłóczyny. Ale nawet w ich czasie czułam, że oszukuje siebie i Pana Boga.

To jednak przede wszystkim rozczarowanie klasztorną codziennością, relacjami panującymi zza murami zakonu, gdzie właściwie wszystko zależało od humoru mistrzyni. To strach przed rekreacją, czyli czasem gdy siostry mogły rozmawiać na forum, nigdy po kątach. Która nic nie mówiła, trafiała na dywanik, bo skoro nie odzywa się, to musi coś ukrywać, musi mieć nieczyste sumienie.

To rozczarowanie główną zasadą wpajaną każdego dnia – nie ufaj nikomu, bądź podejrzliwa. Tropienie, śledzenie, podsłuchiwanie, przeglądanie celi, szafki, sprawdzanie, czy pod habitem siostra nosi ciepłe majtki.

To pokuty, za wszystko albo za nic, za pomoc innej siostrze, bo przyjaźnie też były zakazane. Najgorsza ta na osła, na środku refektarza. Upokarzająca.

Magdalena opowiada, jak wyglądała taka pokuta: - Siostra, bez welonu na głowie, je obiad klęcząc na podłodze, a na szyi ma zawieszony sznur i tym sznurem przywiązana jest do nogi stołowej. Gra rolę osła. Z tego, co wiem, w niewielu klasztorach pozostał zwyczaj tych pokut, w moim - był. I wiedziałam o tym wstępując, tylko nie byłam świadoma, za co pokuty są nakładane. Dziś wiem, że ani w ten sposób nie pozbędziesz się pychy, ani nie dowiesz się prawdy o sobie.

Odeszła po ponad trzech latach, wypuszczona przed świtem, bez słowa pożegnania, bocznymi drzwiami, którymi wyrzuca się śmieci, albo wyprowadza zwłoki zmarłych sióstr. Poczuła ulgę i znów strach. Tym razem przed życiem na zewnątrz, przed światem, którego tak naprawdę musiała nauczyć się na nowo. Bankomaty, telefony komórkowe, internet – wszystko było nowe. Do tego ciekawskie spojrzenia sąsiadów, ukrywany wstyd rodziny, plotki i zaniżone poczucie własnej wartości.

- Długo nie chodziłam na msze do swojej parafii. Bałam się wścibskich spojrzeń, szeptów. Długo, naprawdę długo wracałam do siebie. Kilka miesięcy minęło zanim bez strachu wyszłam na ulicę, kilka lat minęło, zanim moje emocje wróciły do równowagi. I dziś rozumiem, naprawdę rozumiem każdego, kto odchodzi. Czy to z kapłaństwa, czy z zakonu. Rozumiem rozterki, wątpliwości, strach. Rozumiem lęk przed szukaniem pracy, przed pisaniem CV i pytaniami, co pani robiła po studiach – mówi Magdalena, dziś szczęśliwa żona i matka dwójki dzieci.

- Czy się boję – pyta S. w swoim liście. - Decyzja o odejściu była dla mnie o wiele trudniejsza niż ta o pójściu do klasztoru. Ale w końcu przyszedł ten dzień. Odważyłam się przed sobą uznać, że to nie dla mnie. Kosztowało mnie to wiele nieprzespanych nocy, wiele łez, trudnych rozmów. Pojechałam na rozmowę do wyższej przełożonej. Jedno co było dla mnie przykre, to fakt, że zostałam potraktowana jak tania siła robocza. "Musi siostra zostać do końca roku, bo praca…" - usłyszałam. Nikt nie zapytał, czy nie potrzebuję jakiejś duchowej pomocy, czegokolwiek.

Nie mam dosłownie nic i jestem zdana na siebie. Mam lęki i obawy, ale wiem, że to jest moja droga. Życie przede mną.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/zycie-po-habicie,35232,page1.html
Zapisane
chanell


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 72
Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 3453



Zobacz profil
« Odpowiedz #205 : Maj 13, 2012, 14:14:52 »

Jak dużo wiedzą Polacy na temat Biblii?

<a href="http://www.youtube.com/v/3Dsbo_-lEMQ?version=3&amp;amp;hl=pl_PL" target="_blank">http://www.youtube.com/v/3Dsbo_-lEMQ?version=3&amp;amp;hl=pl_PL</a>
Zapisane

Na wszystkie sprawy pod niebem jest wyznaczona pora.

            Księga Koheleta 3,1
Przebiśnieg
Gość
« Odpowiedz #206 : Maj 16, 2012, 08:22:49 »

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Seria-samobojstw-ksiezy,wid,14489049,wiadomosc.html
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #207 : Lipiec 01, 2012, 20:37:04 »

Młodzieżowa ofensywa ojca Rydzyka

Adam Suwart | Przewodnik Katolicki | 26 Czerwiec 2012 |
 

Młodzieżowa ofensywa ojca Rydzyka

– Chcę, aby polska młodzież miała swoją telewizję, by sama ją tworzyła i by w ten sposób zbudowała medialną płaszczyznę autentycznego komunikowania – mówi "Przewodnikowi Katolickiemu" o. dr Tadeusz Rydzyk CSsR, zapowiadając założenie nowej stacji telewizyjnej TVM1.

Fot. Getty Images/FPM
Przed kilkoma dniami niejednego z nas zelektryzowała kolejna inicjatywa ujawniona przez toruńskiego redemptorystę. O. Tadeusz Rydzyk stwierdził, że zamierza doprowadzić do otwarcia nowego kanału telewizyjnego. Będzie on przeznaczony dla polskiej i katolickiej młodzieży, która, jak zauważa założyciel i dyrektor Radia Maryja, nie ma w polskiej przestrzeni medialnej własnej telewizji. – Jest zdumiewające, że polscy katolicy, szczególnie ci młodzi, nie mają do dziś telewizji, która odpowiadałaby na ich duchowe i intelektualne potrzeby i którą mogliby jednocześnie sami tworzyć – mówi o. Rydzyk. – Chcę więc stworzyć taki kanał i oddać go młodym, którzy są wspaniali, mają porywający entuzjazm i silną wiarę, co widzę na każdym kroku, choćby podczas ostatniego spotkania na Lednicy – dodaje redemptorysta.

Dołącz do nas na Facebooku

Na multipleks!

Nowa telewizja będzie się nazywać TVM1. Nie będzie częścią już istniejącej Telewizji Trwam, ale pozostanie w całości odrębnym kanałem telewizyjnym, oddanym młodzieży. Początkowo nowa stacja będzie nadawana przekazem satelitarnym, ale już dziś o. Rydzyk zapowiada, że TVM1 będzie się starać o miejsce na multipleksie, gdy tylko KRRiTV ogłosi kolejny konkurs dla nadawców ubiegających się o takie miejsca. Pytamy o. Tadeusza Rydzyka, czy nie jest pewną przekorą, że zapowiada starania o miejsce na multipleksie dla mającej dopiero powstać TVM1, w sytuacji gdy w ramach poprzedniego konkursu takiego miejsca Krajowa Rada nie przyznała Telewizji Trwam. – Oba kanały telewizyjne powinny być dostępne i nie mam wątpliwości, że takie jest oczekiwanie społeczne – odpowiada dyrektor Radia Maryja. – Proszę zwrócić uwagę, jak bardzo nadawcy lewicowo-liberalni opanowali rynek mediów, ile mają kanałów i jak są obecnie faworyzowani, podczas gdy dla Telewizji Trwam, która spełnia wszystkie oczekiwania i wymogi stawiane przez Krajową Radę, a nade wszystko jest popierana przez miliony Polaków, takiego miejsca odmówiono. Sądzę jednak, że to się zmieni – dodaje zakonnik.

Jak zauważa o. Rydzyk, polska młodzież jest pełna entuzjazmu, ambitna, chętna do podejmowania wyzwań, przepełniona wiarą. Żadna telewizja w Polsce nie potrafi jednak na to odpowiedzieć. W mediach kreowany jest wykrzywiony obraz młodzieży, który ma ją ośmieszać, kompromitować, wmawiać młodym ludziom, że są zdemoralizowani, a życie nie ma sensu.

- Dlatego tak ważne jest, by młodzi ludzie sami mogli zabrać głos, by mieli własną telewizję, która stanie się płaszczyzną komunikowania. Komunikowania przez prawdę – dodaje ojciec dyrektor.

Redemptorysta jest urzeczony aktywnością młodych w różnych formach duszpasterstwa i podkreśla, że liczy na ich wkład w stworzenie ramówki i konkretnych programów w nowej telewizji. – Proszę spojrzeć na liczne ruchy katolickie, na te oazy, na żywiołowość młodzieży lednickiej, wartościowość młodzieży skupionej w duszpasterstwach, w Odnowie w Duchu Świętym czy biorącej udział w Przystanku Jezus lub Światowych Dniach Młodzieży – wymienia o. Rydzyk, podkreślając, że wszyscy oni już od dawna potrzebują nowoczesnej telewizji dla młodzieży, telewizji opartej na wartościach. Wreszcie ojciec dyrektor wskazuje na studentów i absolwentów Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, gdzie – jak podkreśla – kształcą się przyszli dziennikarze różnych profili, także telewizyjni. – Również na nich bardzo liczę – dodaje.

O prawdziwy pluralizm

Nie wiadomo jeszcze dokładnie, kiedy TVM1 mogłaby zacząć działać. – Nastąpi to wtedy, gdy Krajowa Rada pozytywnie odniesie się do naszego wniosku i wyda zgodę na nadawanie – zaznacza o. Rydzyk. Miejsce na multipleksie dla TV Trwam i młodzieżowej TVM1 dyrektor Radia Maryja postrzega jako krok w kierunku pluralizacji mediów. Redemptorysta dodaje, że dziś takiego pluralizmu nie dostrzega, skoro przy "pierwszym rozdaniu' miejsca na multipleksie otrzymali nadawcy związani z jedną opcją światopoglądową, jednostronną propozycją programową i znacznie słabszymi niż w przypadku TV Trwam podstawami finansowymi. Tymczasem TV Trwam takiego miejsca nie otrzymała, a tym samym wyeliminowano z rynku medialnego miliony katolików, dla których na multipleksie nie zapewniono żadnej oferty programowej. Przeciwko takiej negatywnej dla TV Trwam decyzji Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji do 13 czerwca zaprotestowało, udostępniając swe dane osobowe i składając podpisy, co najmniej 2 mln 235 tys. 289 osób, a podpisy nadal są zbierane i wysyłane do Krajowej Rady w Warszawie.

Trudno rozstrzygnąć, jak do przyznania miejsc na multipleksie obu mediom – TV Trwam i planowanej TVM1 – odniesie się Krajowa Rada. Na razie bowiem nie zajmuje stanowiska w tej sprawie. Zapewne jednak niełatwo będzie zignorować wielomilionowe protesty wyrażone nie tylko w monitach obywatelskich wysyłanych pod adresem Krajowej Rady, ale także w dziesiątkach marszów protestacyjnych, które w ramach sprzeciwu wobec dyskryminacji katolickich mediów i tłamszenia wolności słowa przemierzają od wielu miesięcy ulice polskich miast. Nie wiadomo też jeszcze, kiedy TVM1 otrzyma pierwszą koncesję na nadawanie w systemie telewizji satelitarnej. To również zależy od decyzji Krajowej Rady.

O. Tadeusz Rydzyk zaznacza, że pomysł powstania TVM1, katolickiej telewizji dla polskiej młodzieży, nie zrodził się "przed pięcioma minutami". – Jest to idea głęboko przemyślana, zrodzona z refleksji nad stanem polskiej przestrzeni medialnej i nad potrzebami młodych ludzi. Nawet w zaproponowanej nazwie jest ukryty sens i przesłanie tej telewizji: TVM1 – "M" jak Maryja, młodzież i muzyka. Chcę, aby w TVM1 było dużo muzyki, którą młodzież kocha – planuje redemptorysta. – Polska muzyka, także ta młodzieżowa, jest piękna, tylko w dzisiejszej telewizji rzadko prezentowana. Proponuje się młodzieży tandetną papkę muzyczną. W TVM1 będzie inaczej, tam będzie dużo miejsca na wartościową muzykę polskiej młodzieży. No i rzecz jasna na wartościowe, życiowe programy. – Niech tworzy je młodzież, niech pokazuje poprzez tę telewizję swoje prawdziwe oblicze, niech ma swoją płaszczyznę komunikacji! Oddam im to medium, a młodzi nie potrzebują nadzoru, sterowania, bo sami są mądrzy i wrażliwy. I jeśli jest coś, na co tylko w tej telewizji bym się nie zgodził, to jest to zło – puentuje o. Tadeusz Rydzyk.

– Chcę stworzyć taki kanał i oddać go młodym, którzy są wspaniali, mają porywający entuzjazm i silną wiarę, co widzę na każdym kroku, choćby podczas ostatniego spotkania na Lednicy – powiedział o. Tadeusz Rydzyk


http://religia.onet.pl/publicystyka,6/mlodziezowa-ofensywa-ojca-rydzyka,43427.html
 





.


 
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #208 : Lipiec 05, 2012, 21:20:54 »

                                                                   
                                                              Niektóre komplikacje małżeńskie i Prawo kościelne

Z życia wzięte
 
Wyjechałeś za granicę, by pomóc finansowo swojej rodzinie. Ciężko pracowałeś i posyłałeś od czasu do czasu pieniądze i paczki do Polski dla żony i dzieci. Planowałeś wrócić skoro tylko trochę odłożysz pieniędzy, albo chciałeś sprowadzić rodzinę, skoro tylko zmienią się przepisy wizowe. Z początku chodziłeś w miarę możliwości do kościoła, do sakramentu pojednania, przyjmowałeś komunię św. Jesteś przecież katolikiem z dziada pradziada. Ale na tym nie koniec...
 
Zupełnie „przypadkowo" uwikłałeś się w znajomość, a potem przyjaźń z inną kobietą. Ona też jest sama i czuje się samotna, bo jej mąż, był bardzo niedobry dla niej i wyjeżdżając za granicę chciała od niego uciec. Tęskni wprawdzie za swoimi dziećmi i chciałaby mieć je przy sobie, ale na razie nie mogą dostać wizy.
 
Dopuszczacie się zdrady małżeńskiej. Uświadamiacie sobie, że to grzech ciężki, idziecie do spowiedzi, a pomimo tego brniecie coraz dalej. By zaoszczędzić pieniądze na czynszu mieszkaniowym, zaczynacie żyć ze sobą w jednym mieszkaniu. Koledzy kiwają głowami i plotkują za waszymi plecami, ale nie poruszają tego tematu przy was w imię „tolerancji" i nie wtrącania się w wasze osobiste sprawy. W końcu przy którejś spowiedzi, kapłan uświadomił wam, że nie może dostać rozgrzeszenia, ponieważ żyjecie w stałej okazji do grzechu ciężkiego: żyjecie w stanie grzechu ciężkiego.
 
Po jakimś czasie, swoją grzeszną sytuację zaczynacie uważać za normalną i zaczynacie przedstawiać się jako para małżeńska. „Wszyscy przecież tak robią" - mówicie. Rodzi się dziecko. Jedno, dwoje... Zrywacie z rodziną w Polsce, załatwiacie tam rozwód cywilny i pobieracie się tu w obecności urzędnika państwowego.  By nie niepokoić swojego sumienia, rzadko chodzicie do kościoła. „Bo i po co, jeżeli nie możemy przyjąć komunii?" – mówicie. Pogniewaliście się na księży, bo jeden z nich robił wam trudności przy spowiedzi, a drugi przy chrzcie dzieci. „A w ogóle, ten Kościół katolicki jest taki wymagający!" – mówicie na swoje usprawiedliwienie. Od znajomych słyszycie sprzeczne opinie. Jedni pomimo, że żyją w podobnej grzesznej sytuacji jak wy, chodzą do komunii. „Widocznie trafili na spowiednika, który zna życie, nie jak ten u którego my byliśmy, który nie dał nam rozgrzeszenia" - spekulujecie. „A właściwie nie wiadomo, czy czasem Kościół już nie zmienił, albo zmieni w niedalekiej przyszłości swojego stanowiska odnośnie nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego, jak w wielu innych sprawach po soborze. Dawniej np. odprawiano Mszę św. po łacinie, a teraz w językach narodowych, zniesiono post piątkowy, itd." Jacyś znani politycy przyjmują komunię pomimo, że są za aborcją i jakoś im to uchodzi. W końcu nie wiecie, co o tym wszystkim myśleć. W głębi swojego serca i sumienia chcielibyście żyć w zgodzie z Bożymi przykazaniami i Kościołem. Czujecie się jak w matni i nie potraficie się z tego wyplątać.
 
Przykładów historii jak ta i jej podobnych można by podać bardzo wiele. A co na to Kościół? Jaka jest autentyczna nauka Chrystusa i konsekwentnie Jego Kościoła, na ten temat. Jakie są obiektywne zasady, które powinny kształtować sumienie katolika w tych sprawach? By lepiej poznać naukę Kościoła w tym względzie trzeba rozważyć kilka spraw. Po pierwsze, sprawę nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego. Następnie, sprawę ewentualnego starania się o orzeczenie (lub stwierdzenie) nieważności pierwszego związku. Po trzecie trzeba wyjaśnić możliwość rozwiązania pogmatwanych spraw małżeńskich na tzw. forum wewnętrznym.
 

Nierozerwalność ważnego małżeństwa
 
Małżeństwo ustanowione przez Boga (nasi pierwsi rodzice byli pierwszym małżeństwem, a nie rodzeństwem) jest instytucją wiernej, wyłącznej i trwałej unii mężczyzny i kobiety połączonych w intymnej wspólnocie życia i miłości. Ich wzajemne oddanie ma na celu: wzajemną pomoc oraz zrodzenie i wychowanie potomstwa (zobacz kanon 1055). Małżeństwo chrześcijańskie, podniesione przez Chrystusa do rangi sakramentu, ważnie zawarte jest nierozerwalne, ponieważ wynika to jasno z nauki Chrystusa przekazanej nam w Ewangeliach. Streszczenie nauczania Chrystusa zawiera się w jego krótkim powszechnie znanym zdaniu: „Co więc Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela." (zobacz Mt. 19, 1-9). Chrystus dodał także, że złamanie zasady nierozerwalności stanowi grzech cudzołóstwa: „kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo" (Mk 10, 11-12).
 
Kościół katolicki, wierny nauce swojego Boskiego założyciela, broni i zawsze będzie bronił zasady nierozerwalności małżeństwa. Np. w kanonie 1056 Kodeksu Prawa Kanonicznego czytamy: „Istotnymi przymiotami małżeństwa są jedność i nierozerwalność, które w małżeństwie chrześcijańskim nabierają szczególnej mocy z racji sakramentu."
 
Prawo kościelne mówi o „istotnych przymiotach małżeństwa" czyli bez nich prawdziwe małżeństwo nie może zaistnieć. Są nimi jedność, czyli monogamiczność; jeden mężczyzna z jedną kobietą oraz nierozerwalność, która jest zewnętrzna i wewnętrzna. Ważne małżeństwo sakramentalne nie może być rozwiązane niejako z zewnątrz decyzją władzy świeckiej czy religijnej, ani niejako od wewnątrz wolą jednego lub obydwu małżonków.
 
Narzeczeni wzajemnie sobie ślubują (dlatego cała ceremonia nazywa się ślubem lub zaślubinami): „miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci." (Obrzędy sakramentu małżeństwa).
 
Konsekwentnie każde zawinione, świadome i dobrowolne działanie, którego celem jest praktyczne zakwestionowanie jedności i nierozerwalności małżeństwa podobnie jak zaniedbanie działań chroniących jego nierozerwalność i jedność jest moralnie złe i może być nawet grzechem ciężkim.
 
Owszem, w niektórych wypadkach Kościół pozwala na separację małżonków. Może być ona usprawiedliwiona lub nawet konieczna, czy to ze względu na dobro samych małżonków, ich dzieci lub inne wyższe dobro. Oczywiście, tolerowanie separacji, lub nawet formalne pozwolenie na nią nie zawiera pozwolenia na zawarcie drugiego związku małżeńskiego nawet przez stronę niewinną lub pokrzywdzoną zaistniałą sytuacją.
 

Małżeństwo nieważne
 
By zaistniało ważne i sakramentalne małżeństwo, muszą zostać spełnione odpowiednie wymagania przewidziane w prawie kościelnym. Oprócz samego ślubu, narzeczeni muszą być wolni od przeszkody zrywającej, odpowiednio dysponowani psychicznie, duchowo i fizycznie oraz winna być zachowana przepisana prawem forma zawarcia małżeństwa. Jeżeli w momencie wymiany przysięgi małżeńskiej jakiś istotny warunek nie został zachowany, ślub był nieważny.
 
Trzeba sobie jednak jasno uświadomić, że późniejsze trudności i kryzysy w małżeństwie, takie jak choroba, nieporozumienia, kłótnie, czy nawet faktyczny rozkład rodziny i pożycia małżeńskiego nie unieważniają raz ważnie zawartego małżeństwa. Zakłada się, że małżeństwo zawiera się bezwarunkowo czyli jak się to mów popularnie, „na dobre i na złe." Nawet pary, które nie wyznają Wiary katolickiej zakładają, że ich miłość będzie trwać, a ich związek będzie permanentny.  Tym bardziej katolicy zawierający małżeństwo katolickie winni mieć tego świadomość. Niestety, coraz częściej na skutek odchodzenia ludzi od wary i załamania się chrześcijańskich tradycji oraz ogólnego pomieszania pojęć na temat małżeństwa i rodziny, zaciera się w świadomości wielu ludzi prawdziwy ideał małżeństwa chrześcijańskiego
Obecnie na ogół zachowuje się jeszcze tradycyjne i zewnętrzne formy zawierania małżeństwa, tj. młoda pani jest ubrana w białą długą suknię i welon (symbol jej dziewictwa?), są druhny, dużo gości, ustrojony kościół, Ave Maria - solo. W wielu wypadkach jednak jest to zewnętrzna li tylko pompa, puste formy pozbawione głębszych treści religijnych. Podstawowe warunki do zaistnienia ważnego małżeństwa, tak jak je rozumie Kościół katolicki są ignorowane lub nieznane. W rezultacie mamy nie tylko wiele nieszczęśliwych i rozbitych, ale także nieważnie zawartych małżeństw. Dlatego fakt zbyt wczesnego kryzysu w małżeństwie, czy całkowity rozpad danego małżeństwa winny być okazją do gruntownego zbadania w świetle prawa kościelnego, czy dany związek rzeczywiście był ważnie zawarty. Kompetentnym organem do przeprowadzenia takiego badania oraz autorytatywnego orzeczenia w tej sprawie jest sąd kościelny. Takie sądy kościelne, inaczej zwane trybunałami są w każdej niemalże diecezji. Którekolwiek z małżonków może się zwrócić do właściwego sądu kościelnego (zwykle za pośrednictwem swojego proboszcza) z formalną prośbą o stwierdzenie nieważności swojego związku, jeżeli w sposób uzasadniony żywi takie przekonanie.
 
Właściwym trybunałem do rozpatrzenia nieważności danego małżeństwa może być (1) trybunał diecezji, w której małżeństwo zostało zawarte; lub też (2) trybunał diecezji, w której mieszka na stałe lub tymczasowo strona pozwana; względnie (3) trybunał diecezji, w którym mieszka strona powodowa, ale pod pewnymi warunkami, wreszcie prośbę o stwierdzenie nieważności małżeństwa można złożyć w (4) trybunale diecezji, w której będzie się zbierać większość dowodów, też pod pewnymi warunkami. (zobacz kanon 1673 KPK).  Można przewidzieć, że większość spraw Polaków mieszkających za granicą, którzy pozostawili swoich współmałżonków w Polsce, a chcą starać się o orzeczenie nieważności swojego małżeństwa musi wnieść sprawę do sądu kościelnego diecezji, w której ich małżeństwo zostało zawarte lub diecezji w której aktualnie mieszka druga strona. W wypadku, gdy oboje mieszkają za granicą i w tej samej diecezji, wtedy sprawę można wnieść w miejscu ich zamieszkania.
 
W praktyce małżeństwo raz zawarte jest uważane za ważne niezależnie czy małżonkowie żyją razem lub osobno, czy wzięli rozwód cywilny i zawarli następny związek cywilny z innymi osobami, nawet gdyby taka sytuacja trwała całe lata. Nieważność małżeństwa trzeba udowodnić przed sądem kościelnym, a obowiązek takiego udowodnienia spoczywa na osobie, która tą ważność kwestionuje, czyli na stronie powodowej. Osoba, która twierdzi, że jej małżeństwo było nieważne i wniosła sprawę do sądu kościelnego musi przedstawić odpowiedni materiał dowodowy oraz świadków, by uwiarygodnić swoją opinię. Działa tu bowiem zasada „przywileju" jakim się w prawie katolickim cieszy małżeństwo. Kanon 1060 stwierdza: Małżeństwo cieszy się przychylnością prawa, dlatego w wątpliwości należy uważać je za ważne, dopóki nie udowodni się czegoś przeciwnego.
 
Tylko pozytywny wyrok sądu kościelnego, stwierdzający nieważność danego małżeństwa może uspokoić daną osobę w sumieniu (na forum wewnętrznym) i uregulować jej pozycję w Kościele na forum zewnętrznym. Innymi słowy, dana osoba może oficjalnie być uznana za niezwiązaną poprzednim węzłem małżeńskim i może zawrzeć następny ślub w kościele, przystępować do sakramentu pojednania i komunii św. oraz sprawować inne oficjalne funkcje kościelne.
 

Trudne do rozwiązania sytuacje
 
Niektórzy katolicy mają świadomość, że ich pierwsze, zawarte w kościele małżeństwo było ważne, chociaż z różnych powodów nie wytrzymało próby czasu. By uregulować sprawy cywilno-prawne postarali się o rozwód cywilny, ale nie wchodzą w następne związki, żyją samotnie i ewentualnie wychowują dzieci. Wierni będący w takiej sytuacji mogą przystępować do sakramentów św. Ta możliwość kończy się w momencie, gdy zwiążą się w inną osobą i rozpoczną z nią życie na sposób małżeński, niezależnie czy zawarli kontrakt cywilny, czy żyją w konkubinacie bez dopełnienia jakichkolwiek formalności. Ich drugi związek jest nielegalny z punktu widzenia Kościoła i moralnie zły w oczach Bożych. Jest to sytuacja cudzołóstwa, o której mówił Chrystus.
 
W niektórych jednak sytuacjach, osoby żyjące w takim związku nie mogą się rozejść z aktualnymi partnerami z różnych ważnych powodów. Na przykład, ze względu na wspólne dzieci, które potrzebują opieki obojga rodziców. Innym powodem może być: przeżyte wspólnie długie lata, podeszły wiek zainteresowanych lub niemożliwość rozejścia się z powodu choroby i potrzeby wzajemnej pomocy, ważne względy majątkowe, itp.
 
                                                                   cdn.
« Ostatnia zmiana: Lipiec 05, 2012, 21:22:28 wysłane przez Rafaela » Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #209 : Lipiec 05, 2012, 21:24:15 »

Niekiedy jest rzeczą niemożliwą udowodnić w sądzie kościelnym nieważność pierwszego małżeństwa pomimo subiektywnego przekonania jednej lub obu stron o jego nieważności ze względu na brak świadków i dowodów. Nie chodzi oczywiście o zwykłe lenistwo lub opieszałość stron w wniesieniu swej sprawy przed trybunał kościelny. W takich jednak wypadkach „nikt nie jest sędzią we własnej sprawie" i nie może powoływać się na osąd własnego sumienia, wbrew obiektywnej prawdzie o swoim stanie. Wbrew pozorom, osoby, które działają na własną rękę robią krzywdę swojemu życiu duchowemu i społeczności, w której żyją. Jeszcze bardziej komplikują swoje sumienie przez próbę przeciwstawienia swojego subiektywnego osądu - często zaślepionego emocjami - obiektywnym normom moralnym i prawnym. Takie osoby wpadają w moralny relatywizm, zamykają sobie drogę do prawdziwego nawrócenia, żalu za grzechy, przyjęcia Bożego przebaczenia, nie widzą potrzeby poprawy życia i duchowego wzrostu. Są też powodem zgorszenia dla innych. Inni bowiem ludzie, którzy ich obserwują mogą ulec sugestii, że wszystko jest w porządku i czuć się tym samym zachęceni do naśladowania ich złego przykładu. Do takich odnosi się kanon 915 Kodeksu, który m. in. mówi, że do komunii nie należy dopuścić osoby trwające z uporem w jawnym grzechu ciężkim. Takie osoby nie mogą także dostać rozgrzeszenia z powodu życia w nieregularnym związku małżeńskim i w stanie grzechu.
 
Inni natomiast, chociaż z biegiem lat odzywa się w nich sumienie i nie daje im spokoju, a pragnienie przyjmowania Ciała Pańskiego ciągle w nich wzrasta, są ludźmi uczciwymi i nie chcą na własną rękę przyjmować komunii św. mając świadomość, że byłoby to świętokractwo i dodawanie grzechu do grzechu.
 
O tych trudnych sprawach mówił Papież Jan Paweł II przypominając wszystkim wiernym niezmienne nauczanie Kościoła katolickiego. Na przykład w Adhortacji Apostolskiej Familiaris Consortio poświęconej rodzinie Papież stwierdza m. in: (84)
 
Codzienne doświadczenie pokazuje, niestety, że ten, kto wnosi sprawę o rozwód, zamierza wejść w ponowny związek, oczywiście bez katolickiego ślubu kościelnego. Z uwagi na to, że rozwody są plagą, która na równi z innymi dotyka w coraz większym stopniu także środowiska katolickie, problem ten winien być potraktowany jako naglący. (...)  Niech wiedzą duszpasterze, że dla miłości prawdy mają obowiązek właściwego rozeznania sytuacji. Zachodzi bowiem różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo. Są wreszcie tacy, którzy zawarli nowy związek ze względu na wychowanie dzieci, często w sumieniu subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, zniszczone w sposób nieodwracalny, nigdy nie było ważne.
 
Papież nie chce jednak, by ludzie żyjący w nieregularnej sytuacji małżeńskiej czuli się odłączeni od Kościoła, ale by uczestniczyli w jego życiu na ile pozwala im na to ich sytuacja. Ojciec św. zachęca ich do:
 
słuchania Słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę.
 
Ojciec św. nie popada jednak w fałszywe współczucie lub sentymentalizm, nie zamyka oczu na obiektywną prawdę, ale stwierdza dosadnie:
 
Kościół jednak na nowo potwierdza swoją praktykę, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński. Nie mogą być dopuszczeni do komunii świętej od chwili, gdy ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eucharystia. Jest poza tym inny szczególny motyw duszpasterski: dopuszczenie ich do Eucharystii wprowadzałoby wiernych w błąd lub powodowałoby zamęt co do nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa.
 
Papież wspomina także o sakramencie pokuty stwierdzając, że może on być dostępny tylko dla tych, którzy żałując, że naruszyli znak Przymierza i wierności Chrystusowi, są szczerze gotowi na taką formę życia, która nie stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa.  Przy tej okazji Papież daje praktyczną radę, że sakrament pokuty (i konsekwentnie komunia św.) byłyby możliwa dla tych, którzy szczerze przyrzekną żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom. Papież ma zapewne na myśli rozwiązanie sprawy przyjmowania sakramentów pojednania i komunii św. wyłącznie na forum wewnętrznym. Jest to rozwiązanie dość ryzykowne i dlatego obwarowane warunkami, które muszą być spełnione, by nie doszło do jeszcze większego pomieszania pojęć, nadużyć i zgorszenia.
 
Zagadnienie dopuszczenia wiernych, którzy żyją w nielegalnych związkach, do przyjmowania sakramentów św. wyłącznie na forum wewnętrznym zostało podjęte przez Kongregację Doktryny Wiary w Liście do Biskupów z dnia 14 września 1994 roku. Nawiązując do nauczania Papieża dotyczącego katolików rozwiedzionych i żyjących w nowych cywilnych związkach, którzy jednak postanowią żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom. Kongregacja dodaje: W takich wypadkach mogą oni przyjmować komunię św. pod warunkiem, że unikną spowodowania zgorszenia. Zgorszenie, o którym tu mowa to czyn zewnętrzny, który daje innym zły przykład, deformuje sumienia innych, nawet gdy nie wywołuje już „zdziwienia".
 
Zgorszenie może zostać spowodowane nawet niechcąco. Jeżeli np. dana para szczerze postanowi żyć, jak „brat i siostra", pójdzie do spowiedzi, dostanie rozgrzeszenie i nagle zacznie chodzić do komunii św. - ciągle mieszkając pod jednym dachem - ich krewni i znajomi nie wiedząc o tym odniosą fałszywe wrażenie odnośnie zakazu przyjmowania Eucharystii w stanie grzechu ciężkiego oraz odnośnie nierozerwalności małżeństwa. Niektórzy w swojej naiwności, będą sadzić, że nauka Kościoła w tym punkcie zmieniła się po soborze i obecnie można przystępować do sakramentów w stanie grzechu ciężkiego.
 
Kilka uwag praktycznych. Po pierwsze, jak uniknąć spowodowania zgorszenia? Jeżeli ktoś żyjący w nielegalnym małżeństwie nie może się rozejść ze swoim partnerem z bardzo ważnych względów, ale oboje przyrzekną żyć jak „brat i siostra", przystąpi do spowiedzi św. i otrzyma rozgrzeszenia, niech przyjmuje komunię św. w kościele gdzie jest nieznany. Uniknie się w ten sposób niebezpieczeństwa zgorszenia. Gdy pomimo tej ostrożności znajomi lub krewni dowiedzą się o tym, niech stara się im wyjaśnić na czym cała rzecz polega. W razie gdy przeszkoda pierwszego ważnego małżeństwa przestanie istnieć (śmierci pierwszego małżonka lub uzyskane orzeczenia nieważności z sądu kościelnego), trzeba jak najszybciej wziąć ślub w cichej i prostej ceremonii w swojej parafii.
 
Nie powinno się iść do spowiedzi, kiedy jest długa kolejka i nie ma czasu na szersze wyjaśnienie sprawy i jej rozpatrzenie przez spowiednika. Gdy sądzisz, że dany spowiednik cię nie zrozumiał skontaktuj się z innym. Nigdy jednak nie rozstrzygaj sprawy sam. Trzeba zawsze pamiętać, że przystępowanie do sakramentów w takiej sytuacji jest rozwiązaniem wyjątkowym na forum tylko wewnętrznym i nie może podważać samej obiektywnej zasady, która mówi, że ludzie rozwiedzeni, którzy weszli w stałe związki po raz wtóry i nadal żyją w relacjach seksualnych nie powinni przyjmować sakramentów św. oraz pełnić pewnych publicznych funkcji kościelnych.
Trzeba się jednak bronić przed zredukowaniem praktyk religijnych do kwestii przyjmowania komunii św. To, że ktoś nie może przyjmować komunii św. nie zwalnia go od obowiązku uczestniczenia we Mszy św. niedzielnej, czytania i rozważania Słowa Bożego, ani od codziennej modlitwy i zachowywania innych przykazań Boskich i kościelnych, wychowania dzieci w wierze katolickiej itd. Praktykując naszą Wiarę na co dzień, staniemy się coraz bardziej dojrzali religijnie i gotowi na przyjęcie łaski prawdziwej poprawy.
 
ks. dr Józef Musioł SDS

http://www.katolik.pl/index1.php?st=artykuly&id=1029
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #210 : Październik 26, 2012, 15:43:47 »

 Gazeta Wyborcza / Teksty
Krzysztof Luft o ojcu Rydzyku: Parodia kapłaństwa

Więcej... http://wyborcza.pl/1,76842,12668735,Krzysztof_Luft_o_ojcu_Rydzyku__Parodia_kaplanstwa.html#ixzz2APrmlNWv

Trzeba być wyjątkowo podłym i małym człowiekiem, żeby publicznie atakować prawie 90-letniego i niezwykle zasłużonego, także dla Kościoła, starszego pana w związku z działalnością jego syna - mówi Krzysztof Luft z KRRiT o Tadeuszu Rydzyku
W ubiegłym tygodniu w „Naszym Dzienniku” dyrektor Radia Maryja napisał: „Zwróciłbym się do tatusia pana Lufta. Może przemówi do syna”. „Rozumiem, że pan Luft, który jest w Krajowej Radzie, jest dorosły, ale dowiedziałem się, że tata uczy w seminarium archidiecezjalnym medycyny pastoralnej. Proszę zwrócić się do syna i powiedzieć: »Synu, co wyprawiasz? «". O. Rydzyk ma pretensje do KRRiT, że nie przyznała Telewizji Trwam miejsca na multipleksie”.

rozmowa z Krzysztofem Luftem, z KRRiT

http://wyborcza.pl/1,76842,12668735,Krzysztof_Luft_o_ojcu_Rydzyku__Parodia_kaplanstwa.html

Katarzyna Wiśniewska: O. Rydzyk "zlustrował" pana po rodzinie. Co pan na to?
Krzysztof Luft: Istotnie, mój ojciec, profesor reumatologii, przez 55 lat wykładał medycynę pastoralną [zagadnienia lekarskie ważne dla działalności księży] w wyższym seminarium w Warszawie. Jest autorem jedynego w Polsce podręcznika z tej dziedziny. Większość księży w archidiecezji warszawskiej była słuchaczami tych wykładów. Za tę działalność został nagrodzony przez papieża Jana Pawła II wysokim odznaczeniem Pro Ecclesia et Pontifice.

Trzeba być wyjątkowo podłym i małym człowiekiem, żeby publicznie atakować prawie 90-letniego i niezwykle zasłużonego, także dla Kościoła, starszego pana w związku z działalnością państwową jego syna. Co prawda w Polsce pojawiło się w ostatnich latach już kilku "lustratorów rodzinnych" cynicznie atakujących w ten sposób przeciwników, ale chyba po raz pierwszy robi to ksiądz i to w imię krzyża i Kościoła katolickiego. To jakaś ponura parodia kapłaństwa i katolicyzmu.

Żaden biskup nie zareagował, nie skrytykował o. Rydzyka. Podobnie było wcześniej.

- Wiem, że biskupi są w ocenie takich sytuacji podzieleni. Ale dziwi mnie, że Episkopat jako całość oficjalnie legitymizuje, wspiera, a tym samym bierze odpowiedzialność za działalność, która Kościół polski kompromituje.


Zapisane
Przebiśnieg
Gość
« Odpowiedz #211 : Październik 28, 2012, 10:39:12 »

amin odwrotnie przeczytany to dopiero dziwny zbieg okoliczności - nima. Duży uśmiech
ciekawym kogo lub czego nima Duży uśmiech
to pa Duży uśmiech
Zapisane
songo1970


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 22
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 4934


KIN 213


Zobacz profil
« Odpowiedz #212 : Październik 28, 2012, 10:43:38 »

@Przebiśnieg coś mi przypomniał, ale jaja, ale skandal, takie rzeczy tylko w KRK Duży uśmiech

"Dzieje grzechu. Historia sprawy abpa Paetza


Włodzimierz Bogaczyk, Dariusz Jaworski 2009-06-24, ostatnia aktualizacja 2009-06-24 20:49:45.0

Sobotnia "Rzeczpospolita" ujawniła skandal, który wstrząsnął Kościołem i całą Polską - arcybiskup poznański Juliusz Paetz molestował seksualnie kleryków i księży. Dotarliśmy do nowych dokumentów, rozmawialiśmy z kolejnymi świadkami. Opowiadają rzeczy wstrząsające (Artykuł archiwalny z 25.02.2002r.)
 Rzeczpospolita" napisała o przypadkach dwuznacznych pocałunków i uścisków, których dopuszczał się arcybiskup wobec powierzonych jego pieczy księży i kleryków. Opisała działania osób świeckich i duchownych, które od dłuższego czasu interweniowały u samego arcybiskupa i władz kościelnych, także w Watykanie.

 Informatorzy "Rzeczpospolitej" chcieli pozostać anonimowi. Także rozmówcy "Gazety" nie ujawniają nazwisk. - Proszę zrozumieć. My jesteśmy "mundurowi" - tłumaczą. - Obowiązuje nas posłuszeństwo wobec przełożonych, a ci każą milczeć.

Molestowanie według schematu

 - Arcybiskup molestował według schematu. Jeśli kleryk wpadł mu w oko, to starał się z nim umówić w cztery oczy. Pytał, czy kleryk nie ma jakiś problemów w seminarium, dawał numer komórki i prosił o telefon. Proponował przejście na "ty" - opowiada jeden z księży.

 Inny ksiądz: - Czasem wzywał do siebie. Niektórym obiecywał stypendium w Rzymie, innym wsparcie na studiach w Poznaniu. Potem było obejmowanie. Na początek takie, którego nie można jednoznacznie uznać za niewłaściwe. Jeśli nie było stanowczego protestu, ręce arcybiskupa zaczynały krążyć w okolicach pośladków i genitaliów kleryka. Jeśli protest był, od razu mówił, że to tylko lingua del corpo [po włosku - mowa ciała]. Często dodawał, że "nasz Pan jest miłosierny".

 Ksiądz z kurii: - Wiem, że niektórym klerykom arcybiskup dawał w prezencie czerwone majtki z napisem ROMA. I mówił, że to trzeba czytać od tyłu. Pytał: "Czy umiesz tak czytać?".

 Pracownik kurii: - Od początku było dla mnie dziwne, że za poprzedniego biskupa Jerzego Stroby w pałacu mieszkały również siostry elżbietanki i kapelan. A nowy metropolita wolał, żeby nikogo nie było.

 Młody ksiądz: - Gdy jeszcze byłem klerykiem, arcybiskup wezwał mnie i zaproponował pomoc w rozpoczęciu równoległych studiów na Akademii Sztuk Pięknych. Wiedział, że maluję. Powiedziałem, że tamte studia mnie nie interesują. Prosił, żebym się zastanowił, a na pożegnanie objął mnie i pocałował w taki sposób, że odruchowo go odepchnąłem. Chyba dość zdecydowanie, bo nigdy więcej to się nie zdarzyło.

 Inny z molestowanych księży: - Proszę zrozumieć, nie mogę o tym mówić głośno. W końcu jestem księdzem i składałem ślub posłuszeństwa mojemu biskupowi. Jeśli biskup powie, że mam się spakować i wyjechać na misję na drugi koniec świata, zrobię to.

Już w Łomży

 - Plotki o próbach wykorzystywania kleryków docierały do Poznania już wtedy, gdy Paetz był ordynariuszem diecezji łomżyńskiej [w latach 1983-96 - red.]. Ponoć w Łomży była nawet jakaś watykańska komisja, ale nie znam wyników jej prac. Wiem jedno: biskup Paetz nie został zdymisjonowany, lecz trafił do Poznania - mówi ksiądz z kurii.

 "Gazeta" dotarła do krążących po Poznaniu kserokopii dokumentów zamieszczonych w kanadyjskim czasopiśmie "Reflex" (poświęconym imigracji). Wynika z nich, że na początku lat 90. starał się o azyl w Kanadzie były kleryk z Polski. Argumentował, że w 1986 roku był jako student seminarium molestowany przez swego biskupa. Wszystkie nazwiska w artykule zostały wykropkowane, ale liczba kropek odpowiada liczbie liter nazwiska "Juliusz Paetz", a kropki w nazwie miejscowości, gdzie mieściło się seminarium, pasują do słowa "Łomża", gdzie Juliusz Paetz był wtedy biskupem. Ponadto dokument mówi o biskupie, że pracował on wcześniej jako prałat antykamery w Watykanie, który przygotowywał prywatne audiencje u kolejnych papieży - Pawła VI, Jana Pawła I i Jana Pawła II. Jedyną osobą, która była szefem antykamery u tych trzech papieży, jest abp Paetz.

 Kleryk zeznał też, że o sprawie powiadomił pewnego zakonnika. Udało nam się ustalić, kim jest ten człowiek, i porozmawiać z nim.

 - To prawda. Opiekowałem się tym młodym człowiekiem, dopóki nie wyjechał z Polski. Znam więcej przypadków wykorzystywania kleryków przez abp. Paetza. Sprawa ciągnie się od lat. Niektórzy wolą, żeby o tym głośno nie mówić, bo to zmartwi Ojca Świętego. A może on powinien się tym martwić? Może tak byłoby lepiej? - zastanawia się zakonnik.

Pierwsza interwencja

 Podobnych przypadków było na tyle dużo, że w grudniu 1999 r. rektor poznańskiego seminarium ksiądz Tomasz Karkosz decyduje się na rozmowę z arcybiskupem. W lutym 2000 r. u abp. Paetza interweniuje prof. Maciej Giertych, genetyk z PAN, znany działacz katolicki. Rezultatu nie ma.

 Kilku poznańskich duchownych postanawia zatem powiadomić Stolicę Apostolską. Listy o sprawie otrzymują osoby wysoko postawione w watykańskiej hierarchii: ks. biskup Stanisław Dziwisz (sekretarz papieski), kardynał Joseph Ratzinger (prefekt Kongregacji Nauki Wiary), wywodzący się z Poznania kardynał Zenon Grocholewski (prefekt Kongregacji Wychowania Katolickiego) i sekretarz stanu kardynał Angelo Sodano.

 Ten ostatni informuje nuncjusza apostolskiego w Polsce ks. arcybiskupa Józefa Kowalczyka. Nuncjusz żąda pisemnych oświadczeń molestowanych. W maju 2001 r. do nuncjatury trafiają cztery podpisane świadectwa księży i kleryków. Ale nuncjatura milczy.

List pięciu

 W tej sytuacji 10 września powstaje kolejny list do polskich biskupów-delegatów Episkopatu Polski na ubiegłoroczną sesję synodu w Rzymie poświęconą biskupiej posłudze: "Prosimy o podniesienie podczas obrad kwestii możliwości obrony Kościoła lokalnego przed niemoralnymi, błędnymi lub szkodliwymi działaniami miejscowego biskupa. Ośmielamy się o to prosić w związku z sytuacją, której od pewnego czasu doświadczamy w archidiecezji poznańskiej. Chodzi o działania Księdza Arcybiskupa Juliusza Paetza, które przez osoby bezpośrednio nimi dotknięte (w tym przez kleryków arcybiskupiego seminarium w Poznaniu) odbierane są jako homoseksualne". List podpisują: dziekan Wydziału Teologicznego UAM ks. prof. Tomasz Węcławski, rektor seminarium ks. Tadeusz Karkosz, redaktor naczelny tygodnika "Przewodnik Katolicki" ks. Jacek Stępczak, proboszcz ks. Marcin Węcławski i prezes Ogólnopolskiego Porozumienia Ruchów Obrony Życia Paweł Wosicki.

 Sygnatariusze martwią się, że sprawa może zostać upubliczniona: "Obawiając się wielkiej szkody dla Kościoła, od blisko dwu lat staraliśmy się zapobiec niebezpieczeństwu, także zwracając się z udokumentowanymi informacjami do Stolicy Apostolskiej. Czujemy się jednakże pozostawieni samym sobie i bezsilni".

 Arcybiskupi Tadeusz Grocholewski, Józef Michalik, Henryk Muszyński i biskup Antoni Dydycz nie poruszają tematu podczas synodu.

Pięciu potępionych

 Kopię "listu pięciu" otrzymuje nuncjusz Kowalczyk, który przekazuje ją... abp. Paetzowi. Ten udziela proboszczowi Węcławskiemu nagany kanonicznej. Ks. Węcławski odwołuje się, ale kara zostaje podtrzymana przez kardynała Darisa Castrillona Hoyosa, prefekta watykańskiej Kongregacji Duchowieństwa.

 Dotarliśmy do notatki z poznańskiej kurii streszczającej stanowisko abp. Kowalczyka: "Ks. Nuncjusz ocenia pismo negatywnie. Autorzy twierdzą, że złożyli udokumentowane informacje do Stolicy Apostolskiej. Skoro tak, to tu ich rola się kończy. Autorzy pisma argumentują, że kierują się dobrem Kościoła. Wydaje się, że obranie takiego sposobu >>obrony Kościoła<< bardzo mu szkodzi. Autorzy listu obdarzeni zaufaniem Arcybiskupa spełniają wysokie funkcje w archidiecezji. Rodzi się pytanie: czy w tej sytuacji mogą je nadal spełniać?".

Sprawa coraz bardziej znana

 Sprawa zaczyna być jednak znana coraz większej liczbie osób, także świeckich katolików. Opowiada przewodniczący "Solidarności" w poznańskich Zakładach Hipolita Cegielskiego Marek Lenartowski. - Wiele osób pytało mnie, co sądzić o postępowaniu arcybiskupa. Na początku mówiłem, żeby zapytali swoich proboszczów. A potem sam poszedłem porozmawiać z bp. pomocniczym Markiem Jędraszewskim. Proszę wybaczyć, ale traktuję tę rozmowę jak objętą tajemnicą podobną do tajemnicy spowiedzi.

 Praktyki arcybiskupa dotknęły też studentów archeologii pracujących w ostatnich latach przy wykopaliskach na Ostrowie Tumskim [gdzie w Poznaniu znajduje się katedra i kuria biskupia - red.]. - Arcybiskup zupełnie nie potrafił się opanować. Wchodził do wykopów, obłapiał co ładniejszych studentów, aż dr Andrzej Sikorski z Instytutu Archeologii UAM zaczął chodzić za nim krok w krok - opowiada jeden z księży.

 Sikorski: - Nie będę rozmawiał. Wiem jedno: Kościół jest instytucją, która przetrwała 2000 lat i z tą sprawą też sobie poradzi.

 Inny ksiądz: - Podczas oficjalnej kolacji w naszej parafii arcybiskup w ogóle nie był zainteresowany rozmową. Cały czas patrzył na dwóch wysokich kelnerów. Pytał, czy mają rodziny, a jednego złapał za ucho, w którym ten miał kolczyk.

 - Arcybiskup jest osobą chorą. To seksoholik o orientacji homoseksualnej. Wiem, że jednego kleryka zapytał, dlaczego do niego nie przychodzi, podczas mszy, którą odprawiał - opowiada inny duchowny.

 Kolejny ksiądz wzdycha: - Coraz więcej ludzi o tym wiedziało. I co ja miałem powiedzieć matce chłopaka, która płakała, że jej syn tak często jeździ do katedry, gdy arcybiskup odprawia mszę...

 Opinia o arcybiskupie dotyka cały poznański Kościół. - Bp pomocniczy Zdzisław Fortuniak święcił jeden z budynków w Poznaniu. Z tłumu ktoś krzyknął: "Pedał, pedał" - opowiada ksiądz z kurii.

 - Gdy jakiś kapłan wracał z zagranicznego stypendium załatwionego przez kurię, wielu patrzyło na niego jak na ofiarę arcybiskupa - mówią duchowni.

Oświadczenie w obronie arcybiskupa

 "Rzeczpospolita" opisała, jak w październiku arcybiskup zwołał dziekanów, czyli proboszczów reprezentujących kurię w dziesięciu parafiach. Poprosił o modlitwę w intencji jedności wszystkich księży diecezji ze swoim biskupem i wyszedł. Zostali biskupi pomocniczy, którzy powiedzieli, że dziekani powinni podpisać oświadczenie.

 Uczestnicy spotkania przekazali nam jego kopię: "Od pewnego czasu rozpowszechnia się w różnych środowiskach naszej archidiecezji zniesławiające opinie o naszym Pasterzu, Arcybiskupie Juliuszu. (...) Zdajemy sobie sprawę, że niektórzy mogą ulec tej wielce szkodliwej propagandzie, która godzi w dobro Kościoła poznańskiego. Dlatego my, biskupi pomocniczy i dziekani - jako najbliżsi współpracownicy Księdza Arcybiskupa Juliusza - pragniemy wyrazić słowa zaufania, solidarności i głębokiego oddania dla naszego Pasterza, który z całym zaangażowaniem i poświęceniem służy Ludowi Bożemu, czego owoce są dla wszystkich dostrzegalne".

 Nie było dyskusji, tylko jeden z proboszczów zapytał: "Czy my to musimy podpisać?".

 - Odpowiedź brzmiała: "Tak". Jeśli ktoś nie był przekonany, bp Jędraszewski mówił: "Podpisz dla dobra Kościoła" - opowiada jeden z uczestników spotkania.

 Inny uczestnik: - To było łamanie sumień.

 - Biskupi pomocniczy zawiedli nas. Mieliśmy nadzieję, że powiedzą arcybiskupowi o naszych prawdziwych poglądach, ale tak się nie stało - mówi ksiądz z kurii.

 Oświadczenie miało zostać odczytane we wszystkich kościołach diecezji. Zamiast tego jego kopia zostaje wysłana do Watykanu. Na wiadomość o tym czterech dziekanów podaje się do dymisji. Jeden z nich, ks. Roman Grocholski z dekanatu boreckiego, pisze do arcybiskupa Paetza: "Moje sumienie już wtedy podpowiadało mi, żeby tego dokumentu nie podpisywać, teraz mam jeszcze większe wątpliwości. Proszę przyjąć moją rezygnację z funkcji dziekana, co, jak mam nadzieję, choć częściowo uspokoi moje wnętrze. Od tamtego dnia nie mogę spokojnie spać, widząc, że postąpiłem lekkomyślnie i wbrew sumieniu".

 "Rzeczpospolita" ujawniła, że abp Paetz zażądał publikacji oświadczenia w podległym mu "Przewodniku Katolickim". Redaktor naczelny ks. Jacek Stępczak, sygnatariusz listu do synodu biskupów, odmawia. Wtedy metropolita odwołuje go z funkcji i zakazuje pracy duszpasterskiej w diecezji. W styczniu ksiądz Stępczak zostaje misjonarzem w Zambii.

 Treść oświadczenia poznają poznańscy klerycy, odczytuje im je podczas mszy świętej bp Fortuniak. - Podczas św. eucharystii, a przecież klerycy wiedzieli, jaka jest prawda! - oburza się jeden z duchownych. - Nie muszę mówić, jak wpłynęło to na pracę w seminarium.

Bunt wikariusza

 Jak dowiaduje się "Gazeta", nim doszło do spotkania z dziekanami, cytowane wyżej oświadczenie w obronie arcybiskupa miała podpisać ośmioosobowa rada biskupia, czyli biskupi pomocniczy (Zdzisław Fortuniak, Marek Jędraszewski i Grzegorz Balcerek), oraz pięciu wikariuszy biskupich. Jeden z nich, wikariusz ds. katechizacji ks. Romuald Niparko, odmawia i składa rezygnację. Pisze do arcybiskupa: "Przez długi czas [tę sprawę] pokrywało głuche milczenie mające sprawić wrażenie, jakoby się nic nie stało. Reakcje w formie pisemnych oświadczeń, które pochodzą od współpracowników Waszej Ekscelencji, noszą niestety znamiona klasycznej manipulacji. Tymczasem istnieje przeświadczenie, że mamy tu do czynienia z naganną rzeczywistością (...). Porusza to głęboko środowisko seminaryjne, szerokie kręgi duchownych i świeckich archidiecezjan, a także wiele osób spoza archidiecezji".

Papież wysyła komisję

 Nie wiadomo, jak dalej potoczyłaby się sprawa, gdyby nie interwencja kogoś, kogo "Rzeczpospolita" nazywa "ważną osobą z Krakowa" - wielo- letniego przyjaciela Ojca Świętego. Osobiście dociera on do Papieża. Jan Paweł II reaguje natychmiast. Do Poznania przybywa dwóch jego osobistych wysłanników.

 - W dwuosobowej komisji był ksiądz Antoni Stankiewicz, który od 20 lat pracuje w Rocie Rzymskiej. Mówił, że do tej pory nie spotkał się z sytuacją, by Papież sam wysyłał swoich przedstawicieli z pominięciem właściwych dla takich spraw instytucji watykańskich - opowiada nam jeden z księży.

 Komisja przesłuchuje kilkadziesiąt osób, większość potwierdza zarzuty. Z informacji "Gazety" wynika, że nie-którzy z przesłuchanych mówią o podobnych zachowaniach przynajmniej jeszcze jednej osoby z najbliższego otoczenia arcybiskupa.

 Na początku lutego arcybiskup wyjeżdża do Watykanu. Poruszone środowisko ma nadzieję, że to koniec jego pracy w diecezji. Tymczasem metropolita, po tygodniu, wraca do Poznania.


Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - http://wyborcza.pl/0,0.html © Agora SA"

PS. ROMA- wspak znaczy AMOR
« Ostatnia zmiana: Październik 28, 2012, 10:44:11 wysłane przez songo1970 » Zapisane

"Pustka to mniej niż nic, a jednak to coś więcej niż wszystko, co istnieje! Pustka jest zerem absolutnym; chaosem, w którym powstają wszystkie możliwości. To jest Absolutna Świadomość; coś o wiele więcej niż nawet Uniwersalna Inteligencja."
Przebiśnieg
Gość
« Odpowiedz #213 : Październik 28, 2012, 19:19:35 »

Podobno wracając śpiewał : ,,Polacy nic się nie stało..." Duży uśmiech
to pa Duży uśmiech
Zapisane
Przebiśnieg
Gość
« Odpowiedz #214 : Listopad 19, 2012, 06:25:47 »

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/polityka-polska/654722,abp-dziega---cynik-i-szantazysta.html
Akceptacja inności drugiego w/g KK w Polsce Uśmiech
to pa Duży uśmiech
Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #215 : Listopad 19, 2012, 09:05:54 »



pintapalec 18 listopada 2012 16:56
(@pintapalec

UWAGA!!! SEKTA!!!\

UWAGA!!! SEKTA!!! Na terenie naszego kraju działa groźna organizacja podszywająca się pod
działalność religijną. Sekta ingeruje w życie rodzin, wykorzystuje finansowo
swoje ofiary, a nawet manipuluje życiem całego kraju poprzez wpływanie na
stanowienie prawa. Organizacja ta jest potężnym międzynarodowym koncernem świadczącym usługi religijne i ma wielką sieć ośrodków na wszystkich
kontynentach.
Przeczytaj poniższe punkty, które charakteryzują działalność największej sekty.
I Ty na pewno musiałeś się z nią zetknąć!
1. Struktura władzy w sekcie jest niedemokratyczna.
Z jej struktur hierarchicznych wykluczone są wszystkie kobiety oraz żonaci mężczyź-
ni. Na życie sekty wpływ mają jedynie specjalnie dobrani i przeszkoleni nieżonaci
mężczyźni, którzy ślubują swoim zwierzchnikom ślepe posłuszeństwo. Główny
przywódca sekty, jej dyktator, który każe uważać się za nieomylnego, zarządza
niepoliczonymi bogactwami i mieszka w luksusowym pałacu na południu Europy.
2. Ludzie uzależnieni od sekty, zwani także wiernymi, nie mają żadnego wpływu
na ważne decyzje swojej organizacji. Nawet na zarządzanie pieniędzmi sekty, które
posłusznie jej przekazują.
3. Mimo że mężczyźni kierujący sektą słyną z rozwiązłego trybu życia, od
pozostałych członków organizacji żądają przestrzegania bardzo rygorystycznych
zasad. Zabraniają używać środków antykoncepcyjnych, potępiają seks pozamałżeń-
ski, zabraniają rozwodów i powtórnych małżeństw. Wszystkim, którzy nie akceptują
tych zasad, sekta grozi wiecznym potępieniem i już tu na ziemi piętnuje ich oraz
uprzykrza życie.
4. Wśród mężczyzn kierujących sektą na wszelkich szczeblach jej struktury
występuje zadziwiająco często skłonność do wykorzystywania seksualnego dzieci.
Sekta wymyśliła sprawny system chronienia przestępców seksualnych w swoich
szeregach. Przenosi ich z jednej placówki na inną, a gdy trzeba, ukrywa ich także
w odległych krajach.
5. Sekta zmusza swoich członków do regularnego samooskarżania się przed
duchownymi. W placówkach sekty ustawione są specjalne meble, w których
przeprowadza się rozmowy na temat intymnych spraw ludzi uzależnionych od
wpływów sekty. Ta poniżająca i uwłaczająca ludzkiej godności praktyka pomaga
sekcie manipulować swoimi ofiarami i trzymać je w ciągłym poczuciu winy. 6. Groźna organizacja, o której mowa, bardzo lubi ingerować w życie polityczne.
Poprzez usłużnych polityków próbuje stanowić takie zasady życia w kraju
(w Polsce i gdzie indziej), aby były zgodne z wierzeniami sekty. Obecnie na przykład
sekta prowadzi wielką kampanię, aby zdelegalizować zapłodnienie in vitro w Polsce.
7. W Polsce sekta dysponuje ogromnymi wpływami w mediach publicznych,
posiada swoje stacje telewizyjne, radiowe oraz czasopisma. Jedna z tych stacji,
szczególnie popularna, słynie z wyłudzania pieniędzy
od starszych kobiet. Dyrektor stacji jest uwikłany w różne podejrzane interesy, które
nigdy nie zostały wyjaśnione ani osądzone. Strach przed sektą paraliżuje nawet
wymiar sprawiedliwości.
8. W naszym kraju sekta wraz z władzami państwowymi stworzyła specjalną
strukturę, która pomaga jej przejmować nieruchomości służące dotąd całemu
społeczeństwu. Od decyzji struktury nie ma odwołania, a przejmuje ona
od państwa majątek wielomiliardowej wartości.
9. Sekta twierdzi, że działa jakoby z nakazu i upoważnienia Boga. Ma nawet
specjalną księgę, o której mówi, że jest natchnionym Słowem Boga. Jednak zasady
i obyczaje panujące w sekcie niewiele mają wspólnego z treścią tej księgi. Wszyscy,
którzy próbują zwrócić na to uwagę, są nazywani heretykami, uciszani lub wyrzucani
z sekty, a kiedyś, gdy organizacja miała wpływy polityczne większe niż obecnie, byli
także masowo mordowani (paleni na stosach) i torturowani.
10. Aby odwrócić uwagę od swojej zbrodniczej przeszłości, sekta sama lubi się
przedstawiać jako ofiara spisków i prześladowań. Tymczasem prawda jest taka,
że kiedy tylko miała okazję, to sama prześladowała tych, których uznała za swoich
wrogów: uczonych, wolnomyślicieli, kobiety. Te ostatnie mordowała masowo jako
rzekome czarownice. W pierwszej połowie XX wieku sekta współpracowała niemal
w całej Europie z faszystami. Do dziś wspiera chętnie dyktatury, także bardzo
krwawe, o ile ma z tego jakieś korzyści.




http://blogi.newsweek.pl/Tekst/polityka-polska/654722,abp-dziega---cynik-i-szantazysta.html


Kiara Uśmiech Uśmiech
Zapisane
songo1970


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 22
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 4934


KIN 213


Zobacz profil
« Odpowiedz #216 : Listopad 19, 2012, 09:14:12 »

..tak się zastanawiam, chyba "Cobra" gdzieś pisał/a,-
że banksterzy wydają dziennie ~5 mld $ dla utrzymania iluzji swojego systemu bankowego na świecie jako jeszcze spełniającego swoje funkcje,-
w tym kontekście ciekawe ile może wydawać w/w sekta na utrzymanie swojego już marnego wizerunku?
« Ostatnia zmiana: Listopad 19, 2012, 09:19:34 wysłane przez songo1970 » Zapisane

"Pustka to mniej niż nic, a jednak to coś więcej niż wszystko, co istnieje! Pustka jest zerem absolutnym; chaosem, w którym powstają wszystkie możliwości. To jest Absolutna Świadomość; coś o wiele więcej niż nawet Uniwersalna Inteligencja."
Przebiśnieg
Gość
« Odpowiedz #217 : Listopad 19, 2012, 12:15:13 »

Dodam do tego co piszecie szacowni, że no tak sekta cały czas zmienia swoje oblicze Duży uśmiech
Ile wydaje ano ,,pokaźne sumki", które jej członkowie wpłacają Duży uśmiech
to pa Uśmiech
Zapisane
blueray21

Skryba, jakich mało


Punkty Forum (pf): 32
Offline

Wiadomości: 1696



Zobacz profil
« Odpowiedz #218 : Listopad 19, 2012, 12:18:09 »

Songo, nic nie wydaje, bo pobiera od członków i bilans nie może wyjść na zero, zawsze musi coś zostać, w dowolnej formie.
Zapisane

Wiedza ochrania, ignorancja zagraża.
songo1970


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 22
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 4934


KIN 213


Zobacz profil
« Odpowiedz #219 : Listopad 19, 2012, 12:22:23 »

Songo, nic nie wydaje, bo pobiera od członków i bilans nie może wyjść na zero, zawsze musi coś zostać, w dowolnej formie.

to jasne jak słońce, ale "PR"- to podstawa funkcjonowania dzisiaj każdej "firmy",-
nawet tak starej Duży uśmiech
« Ostatnia zmiana: Listopad 19, 2012, 12:22:45 wysłane przez songo1970 » Zapisane

"Pustka to mniej niż nic, a jednak to coś więcej niż wszystko, co istnieje! Pustka jest zerem absolutnym; chaosem, w którym powstają wszystkie możliwości. To jest Absolutna Świadomość; coś o wiele więcej niż nawet Uniwersalna Inteligencja."
Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 [9] |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.237 sekund z 20 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

blackmoon turback 1sdh miastomorthal lolwfpolska