Melchior Wañkowicz - reporta¿e z za¶wiatów.
JACK:
W polskiej ezoteryce w latach 70-tych wydarzy³ siê pewien niezwyk³y epizod, moim zdaniem znacz±cy.
S± nimi autentyczne moim zdaniem reporta¿e zza grobu, z ¿ycia po ¶mierci.
Ich g³ównym autorem i zarazem bohaterem jest Melchior Wañkowicz - mistrz, ojciec polskiego reporta¿u.
cz³owiek o bardzo bogatej i barwnej biografii:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Melchior_Wa%C5%84kowicz
to on min rozs³awi³ bohaterstwo ¿o³nierzy pod Monte Cassino.
Jego imiê nosi np. Wy¿sza Szko³a Dziennikarstwa w Warszawie
Reporta¿y jest podobno 10. Zosta³y spisane pismem automatycznym w latach 1975-82 przez pani± Jasiewicz z Warszawy.
A by³o to tak.
Dok³adnie rok po ¶mierci Melchiora 10 wrze¶nia 1975 roku na jednym ze zdjêæ robionych przez pewnego studenta w Warszawie ukaza³a siê twarz Melchiora Wañkowicza.
A 3 pa¼dziernika 1975 jasnowidz±ca z Warszawy, pani Jasiewicz poczu³a czyj¶ dotyk na swojej d³oni , po czym od 9:30 do 14:30 ów duch podyktowa³ jej poni¿szy tekst.
Melchior Wañkowicz : reporta¿ z za¶wiatów nr 1
Pytanie pierwsze do ducha : Dlaczego w dniu 10 wrze¶nia 1975 r. w rocznicê ¶mierci ¶p. Melchiora Wañkowicza ukaza³a siê niespodziewanie jego twarz na fotografii?
Spisana odpowied¼:
Przyszed³em, by was przekonaæ, ¿e jestem,
ale to nie jest mej fantazji gestem.
Lecz to jest prawdy niezbitym dowodem,
¿e nadal istniejê za cia³a grobem.
A¿ dziw, ¿e siê tak szybko zbudzi³em
i z warunkami tymi oswoi³em.
Jaka to inno¶æ wszêdzie dooko³a,
jakbym u ramion mia³ skrzyd³a anio³a.
Jest mi tu lekko, ale nie rado¶nie.
Krajobraz mogê przyrównaæ tej wio¶nie,
jako na Ziemi zwykle panowa³a
i ludzkie serca oczarowywa³a.
Chcia³bym przedostaæ siê poza bariery,
których przede mn± jest jeszcze cztery.
A hen za nimi cudne krajobrazy,
jak gdyby ze ¶wiate³ utkane obrazy.
Czujê, jak by³bym czym¶ mocno zwi±zany
i do warunków tu przystosowany.
I pój¶æ nie mogê tam, do tych piêkno¶ci,
bym móg³ braæ udzia³ w szczê¶ciu i rado¶ci.
Choæ jest mi lekko, ale bardzo smutno
nad niemo¿liwo¶ci± t± moj± wierutn±:
Zastanawiam siê i szukam przyczyny.
Na pewno dotrê do o¶rodków winy.
Chocia¿ na Ziemi z³ego nie robi³em,
lecz najwa¿niejszy sens zgubi³em.
Có¿ mi pomog± teraz dzie³a moje,
gdym zaprzepa¶ci³ tam wzrastanie swoje?
Ca³e plejady przyjació³ po piórze
¿yj± i b³±dz± w swej dumnej naturze.
Rozdaj± skierki przyziemne i ma³e,
owoce wiedzy swej bardzo zwietrza³e.
Teraz dopiero widzê doskonale,
jak pracowa³em i ku czyjej chwale.
Zbiera³em plony, co Ziemia dawa³a,
która mej duszy tym nie wzbogaca³a.
Jestem tu licho odziany t± wiedz±.
Dumam nad ¿ycia zaniedban± miedz±.
Choæ wiem, ¿e dzie³a moje nie zagin±,
nie bêd± one rozwoju przyczyn±!
Pytanie drugie:
Czy mo¿na za pomoc± koncentracji my¶lowej na¶wietliæ kliszê fotograficzn±?
Odpowied¼:
Ten eksperyment mo¿ecie stosowaæ.
A mo¿e uda wam siê wywo³aæ?
Przy silnej woli i Bo¿ej pomocy,
mo¿e rozb³ysn±æ promieñ S³oñca w nocy.
Chcia³bym ucieszyæ to wasze pragnienie
i z tym zwi±zane niejedno westchnienie.
O, gdyby to siê jeszcze powtórzy³o,
to od zw±tpieñ by was uwolni³o.
Tutejsze prawo nas zobowi±zuje:
Do innego ka¿da dusza siê stosuje.
Tylko na Ziemi ludzie prawa ³ami±.
Szydz± z bli¼niego depcz± oraz k³ami±.
A mój Opiekun drogê m± prostuje:
On zna mnie na wskro¶ i wie co ja czujê.
Ci±gle zachêca mnie do wytrwa³o¶ci:
Radzi, bym pozby³ siê z duszy mi³o¶ci,
bo jestem jeszcze Ziemi± przesi±kniêty,
jeszcze s± we mnie i te momenty,
¿e rad bym uciec od tych piêkno¶ci
i zanurzyæ siê w ziemskiej szaro¶ci.
Pamiêtam chwile na Ziemi spêdzone,
mia³em przy boku ukochan± ¿onê,
która mi czêsto sprawia³a k³opoty,
ale j± kocham, bo to cz³owiek z³oty!
Tu jeszcze teraz nie jeste¶my razem.
Choæ ¿yjê w duszy jej uczuæ wyrazem,
ale mój mi³y opiekun powiedzia³,
¿e pójdê do niej, ¿ebym o tym wiedzia³.
Ona ju¿ wiele tu siê nauczy³a. (umar³a parê lat wcze¶niej)
Wiele tutejszej wiedzy zdoby³a:
Wie, ¿e przeszed³em poprzez cierpieñ bramy.
I, ¿e nied³ugo siê spotkamy,
bo w gronie m±drych osób tu przebywam.
Nauka wszystkich tu zobowi±zuje.
Niejeden w pocie czo³a tu pracuje.
Wiele zaniedbañ tu z Ziemi przynie¶li,
mroku i cieni z sob± wnie¶li,
lecz gdy kto¶ pragnie ¶wiat³a, ono op³ywa,
niejedn± bliznê koj±co przykrywa
.
Warszawa 3.10.1975
Melchior Wañkowicz : reporta¿ z za¶wiatów nr 2
Mówi³em, ¿e jeszcze siê kiedy¶ spotkamy
i o wra¿eniach mych pogadamy,
a jest ich wiele, ogromnie wiele,
nie takie kiedy mieszka³em w ciele.
Có¿ by to by³o, gdybym móg³ wiedzieæ
i bli¼nim móg³ o tym opowiedzieæ,
gdym jeszcze z wami bywa³ na Ziemi
w krêgu przyjació³ i znajomymi.
Opiekunowi wiele zawdziêczam,
do tych wynurzeñ on mnie zachêca,
z tego powodu jestem szczê¶liwy,
jest przyjacielski. Wielce ¿yczliwy.
Ja ze swej strony chêtnie go s³ucham,
w mej duszy dot±d noc by³a g³ucha
Mimo, ¿e Ziemskie m±dro¶ci fale,
iluzoryczne wskazywa³y dale,
które nietrwa³e, przemijaj±ce
i z³udnym blaskiem poci±gaj±ce.
A przes³aniaj±ce cel ¿ycia jasny:
cz³owiek zatraca kierunek w³asny.
Wiele rozmy¶lam, oceniam, wa¿ê.
Odró¿niam blichtry i z³ud mira¿e.
I zauwa¿am co jest niezbêdne,
a co jest p³ytkie i co dog³êbne!
Ch³onê to, co opiekun wskazuje,
¶wiadomo¶æ tego m± my¶l prostuje:
Rozp³ywaj±cej siê przeszkód bariery,
których przede mn± jest jeszcze cztery!
Rozp³ywaj± siê, gdy co¶ zrozumiem,
lecz jeszcze g³êbi poj±æ nie umiem.
Dlatego znów zagradzaj± drogê!
Wiem, ¿e je w koñcu przemogê.
Tyle tu nowo¶ci dooko³a,
wszystko u¶miecha siê, wszystko wo³a,
a wszystko takie potrzebne i jasne.
Och, gdyby nie to sumienie w³asne,
które mnie karci, b³êdy wskazuje!
Wydaje mi siê, ¿e to siê snuje.
Jak gdyby z jakiej¶ przestrzennej kuli
lub jakby z jakiej¶ szarawej szpuli.
Widzê tu tak¿e znajome twarze,
spowite w nieprzejrzyste mira¿e:
Oni mnie widz± ja ich poznajê –
skomplikowanych uczuæ doznajê!
Dlaczego stoj± oszo³omieni,
niepewni oraz mocno zdumieni?
Co ich tak bardzo teraz krêpuje
i ka¿dy z nich siê z sob± mocuje.
Nie jestem z siebie zadowolony
i równie¿ jestem nieco speszony,
lecz takich wiêzów mocnych nie czujê
i wy³amaæ siê z nich próbujê.
Wy³amaæ siê znaczy zrozumieæ!
Trzeba to chcieæ, pragn±æ, by umieæ
odczuæ zagadkê losu swej duszy,
z któr± siê ka¿dy spotkaæ musi.
Melchior Wañkowicz : reporta¿ z za¶wiatów nr 3
Wreszcie do ciebie mnie dopuszczono!
Obecnie tu jestem z moj± ¿on±.
Tak jak Opiekun to mi powiedzia³,
bym Mu zaufa³ i ¿ebym to wiedzia³,
¿e to co powie, to siê wype³ni,
¿e ka¿da moja my¶l tu siê spe³ni.
Istotnie, wszystko tu obserwujê:
Tu wszystko drga i dziwnie wiruje,
skrzy siê, jak jaka¶ wstêga têczowa,
ponagla jedno drugie od nowa,
a czasem zal¶ni seledynowo
i znów od nowa i znów na nowo!
Ja tu czujê siê dziwnie swoi¶cie,
bo tak jest piêknie i uroczy¶cie.
Czasem z oddali zabrzmi muzyka,
znajome twarze czasem spotykam
i tak swobodnie lekko tu chodziæ!
Móg³bym bez koñca w tym piêknie brodziæ.
Lecz moja ¿ona ci±gle narzeka,
ci±gle siê spieszy, ci±gle ucieka.
My¶lê, ¿e mo¿e nie widzi tego
krêgu wokó³ nas przecudownego?
Jest jaka¶ szara i zalêkniona,
ta ukochana przeze mnie ¿ona!
Wiêc jej t³umaczê i pokazujê:
Bo w tych rozterkach wielce wspó³czujê:
Chcia³bym, ¿eby to piêkno ujrza³a,
¿eby wyra¼niej na to spojrza³a.
Ona tu czuje siê zagubiona.
I t± inno¶ci± jakby strwo¿ona.
I dla mnie wszystko tu takie nowe,
czasem z³ociste, ró¿owo-p³owe,
ale ta nowo¶æ tak mnie poci±ga,
jak gdyby w swoje orbity wci±ga.
Chcia³bym pop³yn±æ w górê i w do³y,
gdzie stoj± rzêdem barwne anio³y!
Ale od ¿ony odej¶æ nie mogê,
mo¿e wprowadz± j± na sw± drogê.
I mo¿e moja my¶l j± uniesie
w jej smutn± duszê ¶wiadomo¶æ wzniesie
, ¿e przecie¿ razem tu istniejemy,
i ¿e w tym piêknie nie zaginiemy!
Tak chcia³bym ¿eby¶my mogli przej¶æ te bariery,
których przede mn± jest jeszcze cztery,
a które chcia³bym przej¶æ razem z ¿on±
i znale¼æ siê tam, gdzie znicze p³on±!
Wszystko oceniam i komentujê,
na ziemski sposób my¶leæ próbujê,
lecz w mojej duszy widzê to jasno,
¿e te wysi³ki tak szybko gasn±:
Inaczej my¶leæ trzeba w tym planie
i zapracowaæ tu trzeba na nie.
Tu jako¶ dziwnie siê rozwijamy
i jakby z ³usek siê wyzwalamy,
bo ci±gle z duszy co¶ jakby spada,
jakby skorupa jaka¶ odpada:
Dusza siê ci±gle z czego¶ wyzwala
i to co tkwi³o w niej, ci±gle spala.
Ja to wype³niam ze ¶wiadomo¶ci±,
która nape³nia duszê rado¶ci±,
bo czujê ¶wie¿o¶æ innego tchnienia,
które uwalnianie od my¶lenia.
Bo to co jest prawd±, ¿e nagrzeszy³em,
kiedy po szarej Ziemi chodzi³em
i teraz wiem, sk±d snuje siê w±tek
i sk±d cierpienie wziê³o pocz±tek,
co w koñcu ¿ycia dane mi by³o,
a¿ wreszcie duszê m± wyzwoli³o
z domu, w którym w¶ród was tyle ¿y³em
i poprzez nie tyle nabroi³em.
Nikt nie wierzy temu co piszê:
Tyle krytyki w¶ród was wci±¿ s³yszê,
¿e nie u¿ywam „dawnego stylu”!
Inno¶æ w¶ród ludzi nie ma… !
W ciele inaczej przecie¿ siê s±dzi
i przez to ka¿dy grzê¼nie i b³±dzi.
Ale gdy domek ju¿ opu¶cicie,
Nowe poza nim zaczniecie ¿ycie:
Wtedy to bielmo z oczu opadnie,
gdy siê ujrzycie w chaosie na dnie.
Tego, co sami ¿e¶cie stworzyli
i w tym w³a¶ciwy cel zagubili.
Ziemskie nawyki ze mnie spadaj±
i nowy polot mym my¶lom daj±,
bo widzê nowy horyzont jasny,
nie taki ziemski, szary i ciasny,
i rozg³os ziemski ju¿ mnie nie bawi!
Bo taki md³y jest, a¿ mnie to bawi!
Tyle na Ziemi tych lat spêdzi³em
i siê niczego nie nauczy³em:
Przyszed³em tutaj nagi i bosy,
choæ bieg³y za mn± wychwalañ g³osy:
„Jakie to Melchior dzie³a zostawi³”
i „jak siê swymi pracami ws³awi³”!
Przecie¿ na Ziemi wszystko zosta³o
co mi chwilow± rado¶æ sprawia³o:
Zaspokaja³o ambicjê duszy.
Do równowagi cz³owiek przyj¶æ musi,
aby pomy¶leæ, ¿e to siê skoñczy!
I co zostanie Duch bez opoñczy!
Bo siê dla niego nie pracowa³o,
ziemski interes nie przeciwstawia³o.
Ziemskie pochwa³y cel przes³oni³y!
Swoim blichtrem tak odurzy³y!
O tym co przyjdzie, cz³owiek zapomnia³.
Dopiero teraz… sobie przypomnia³,
gdy w pozaziemski region pop³yn±³,
a to co stworzy³ teraz omin±³:
Zobaczyæ krucho¶æ jego zwietrza³±
i swój wysi³ek, pracê niema³±…
Ale nic z tego nie mo¿e zabraæ!
Z pustymi d³oñmi trzeba tak zostaæ
a¿ siê przebudzi, a¿ to zrozumie,
ziarno od plewy odró¿niæ umie:
Odró¿ni trwa³e od nietrwa³ego
oraz postêpki ¿ycia ca³ego.
Bêdzie rozs±dzi³ i rozpatrywa³
i to co mroczne w nich wychwytywa³!
Ja tam os±du tu dokonujê
i swoje wady wci±¿ wychwytujê.
Bo chcê przekroczyæ wszystkie bariery,
których przede mn± jest ci±gle cztery!
Chocia¿ siê od wad uwolni³em,
lecz barier dot±d nie przekroczy³em!
Ci±gle siê uczê, wiedzê zdobywam,
jedn± po drugiej ³uskê odrywam,
lecz wiele jeszcze z nich pozosta³o
co mi cel ¿ycia tak przys³ania³o!
Lecz wierzê mocno, ¿e siê pozbêdê
i jak z kokonu wydobêdê.
Ta my¶l i takie moje pragnienie,
rozbudza w duszy jakby wzniesienie:
Jakby mi skrzyd³a u ramion ros³y
oraz spowija mnie w nastrój wznios³y,
który mnie w my¶lach tych podtrzymuje:
Wydaje mi siê, ¿e ju¿ szybujê!
Uczucie to m± duszê rozwija
i problem jeden za drugim mija!
Wydaj± mi siê tak nierealne
i w swej wa¿no¶ci niewyczuwalne
A tam na Ziemi „tak wa¿ne by³y”-
to najwa¿niejsze mi przys³oni³y!
Chcia³bym was jako¶ o tym przekonaæ.
Wy³omu w waszych my¶lach dokonaæ.
Choæ ¿ycie ziemskie wartko siê toczy,
Miejcie Szeroko Otwarte Oczy,
¿e dusze na tê Ziemiê Przychodz±
oraz Powtórnie siê na niej rodz±!
Etapy ¿ycia tu zrozumia³em.
Do wiadomo¶ci podaæ wam chcia³em,
¿eby¶cie temu nie zaprzeczali,
moich zrozumieñ nie odpychali:
Bo je¿eli teraz nie zrozumiecie,
bêdzie wam gorzko, gdy tu przyjdziecie!
Ja te¿ goryczy takiej zazna³em
Gdy siê z inno¶ci± tu zapozna³em.
Bo przecie¿ Jestem, wci±¿ nadal ¿yjê!
Skutek ziemskiego ¿ycia tu pijê,
które stworzy³o wielkie bariery:
Przede mn± stoi ich jeszcze Cztery,
ale zrozumiem tego przyczynê,
wtedy z ³atwo¶ci± wszystkie ominê!
Z tym zrozumieniem sp³ynê na Ziemiê,
by móc poci±gn±æ wzwy¿ ludzkie plemiê!
Na tym w³a¶ciwie polega ¿ycie,
chocia¿ wy jeszcze w to nie wierzycie.
Gonicie za tym co wci±¿ ucieka,
lecz ono kusi was i urzeka.
A ¿ycie szybko ucieknie do koñca.
Proszê przyjmijcie mnie jako goñca,
który w¶ród was przebywa³
i takie same troski prze¿ywa³.
Towarzyszy³a mu ludzka chwa³a
na Ziemi serce mu rozpiera³a!
I tak ¿y³ Melchior z dnia na dzieñ sobie,
a¿ stare cia³o z³o¿ono w grobie.
Ale mnie przecie¿ tam nie z³o¿ono,
ani wieñcem nie przyt³oczono:
Patrzy³em na to i podziwia³em,
o tym ¿e jestem znaki dawa³em!
Wszyscy woko³o przechodzili¶cie,
my¶l±c, ¿e mnie tam pochowali¶cie.
By³o mi smutno, ¿e nie widzicie,
¿e przecie¿ na tym nie koñczy siê ¿ycie.
Tylko siê szata zbyt zestarza³a,
która chwilowy schron mi dawa³a.
Ale ja jestem- wo³a³em – jestem!
To by³o wielkiej rado¶ci gestem.
Odeszli wszyscy – tak zasmuceni…
Zostawiaj±c mnie- w krainie cieni.
I w swoich my¶lach mnie pogrzebali.
Jedni wiêcej lub mniej ¿a³owali:
I ci±gle jedni drugich grzebiecie,
a¿ w³a¶ciwy sens ¿ycia znajdziecie.
¯ycie trwa wiecznie . Wiecznie siê snuje!
Znajd± siê ci, których siê mi³uje.
By razem zacz±æ od nowa ¿ycie,
w którym siê teraz czêsto trudzicie:
¯ycie od nowa znów powtarzacie.
Ja tak¿e d³ugów tych narobi³em,
chocia¿ poprzednich nie wyp³aci³em,(karma)
ale powtarzam teraz z uporem,
by w przysz³ym ¿yciu byæ dobrym wzorem!
Chcia³bym przej¶æ wiele, byæ wzorem mêstwa.
Walczyæ o dobro a¿ do zwyciêstwa!
Na tym zakoñczê w obecnej chwili.
Niechaj ten r±bek, którym uchyli³
przemówi do was, choæ odrobinê.
Ja jeszcze do was kiedy¶ przyp³ynê.
Za Twoj± pomoc, mi³a dziêkujê!
Tulê do siebie i obejmujê!
Warszawa 20.02.1976
Charakterystyczne s± przerwy czasowe pomiêdzy poszczególnymi raportami , gdy¿ dusza Melchiora potrzebowa³a sporo czasu na "aklimatyzacjê" do diametralnie innych, ni¿ ziemskie warunków .
cdn.
JACK:
cd.
Melchior Wañkowicz : reporta¿ z za¶wiatów nr 4
Gdy nie pomagaj± leki, mikstury,
dusza siê trzêsie jak na wietrze wióry: (umieranie M.W.bardzo przypomina OBE -silne drgania)
Jeszcze nie widzi, ale ju¿ wyczuwa,
¿e siê z materii powoli wysuwa.
Ja wszystkie stany przecie¿ prze¿ywa³em
i ca³± moc± cia³a siê trzyma³em.
Chocia¿ mnie ono wstrêtem napawa³o,
lecz jakie takie schronienie dawa³o.
Lecz jaka¶ si³a mnie wypycha³a:
Wiêzy ³±cz±ce z cia³em zerwa³a.
Ale gdy wszystko to siê zerwa³o,
co¶ mnie od cia³a tego oderwa³o.
Z pocz±tku by³em tak oszo³omiony
i t± przepraw± tak bardzo zmêczony,
¿e chocia¿ mia³em trochê ¶wiadomo¶ci
zapad³em siê w mrok tajemnej nico¶ci.
Ja nie wiem co mnie z tego wydoby³o,
bo siê w mej duszy trochê rozja¶ni³o:
We mnie i jednocze¶nie woko³o wytworzy³o
siê co¶, niby ko³o, które mnie sob± obejmowa³o.
Przyjemne ¶wiat³o i woñ stwarza³o:
Powoli sobie sprawê zdawa³em,
¿e z trudem siê sk±d¶ wydobywa³em.
Wiem, ¿e nie wszyscy temu wierz±,
a¿ kiedy¶ siê sami z tym przymierz±:
Kiedy przyjdzie ostatnia godzina.
Wtedy siê my¶leæ o tym zaczyna:
Lecz inne my¶li przychodz±:
Nie takie jak te, które was zwodz±,
w duszy siê k³êbi lêk oraz trwoga.
Wtedy dopiero wzywa siê Boga!
Bo ¿aden cz³owiek pomóc nie umie,
problemu nie zna i nie zrozumie.
A biedna dusza osamotniona
z lêku i trwogi powoli kona.
Czuje, ¿e co¶ siê wokó³ niej dzieje:
Odczuwa niby ulgê, nadziejê.
I z tej ciasnoty co¶ j± wyzwala,
nik³e ¶wiate³ko ujrzeæ pozwala.
Gdy siê zupe³nie dusza o¿ywi,
to poczuje siê jako ci ¿ywi.
Poruszaj± siê w przeró¿ne strony:
Nie ka¿dy z nich jest zadowolony!
To siê u nich we wzrok przebija,
jeden drugiego szybciutko mija.
Nie wszyscy szaty maj± przyjemne:
Jedni ja¶niejsze, a drudzy ciemne.
I twoja szata nie ca³kiem jasna:
Jest taka jak moja dusza w³asna:
Bêd±c na Ziemi nie rozumia³em,
¿e w³asn± duszê w mroku nurza³em.
Choæ tego teraz mocno ¿a³ujê,
bo mnie ¶wiadomo¶æ tego krêpuje.
I chcia³bym siebie ukaraæ,
bo jak¿e mog³em na to pozwoliæ.
Wiem, ¿e to wszystko trzeba odrobiæ,
¿eby na jasn± szatê zarobiæ.
By z duszy wyrwaæ ciemne ¿ale,
co cz³owiekowi los ciemny ¶ciele!
Jak¿e inaczej mo¿e byæ, ludzie:
Je¶li kto¶ ¿yje w przyziemnym brudzie?
Czy je¶li cia³o swoje porzuci,
to w jasno¶æ, piêkno dusza wróci?
Teraz, gdy sprawy te zrozumia³em.
Wiem, ¿e na Ziemi szaro¶æ stwarza³em:
Ol¶niewa³y mnie blichtru rozmiary,
bo by³em dzieckiem, choæ w ciele starym.
Z mej ziemskiej pracy có¿ mi zosta³o?
Nic, co by rado¶æ duszy sprawia³o!
Dlatego tyle progów przede mn± !
Nauczycielu! B±d¼ teraz ze mn±!
Wiem, ¿e na temat mój rozprawiano,
ziemskich dowodów siê domagano,
a mnie co ziemskie nic nie obchodzi,
bo moja dusza w ¿a³o¶ci chodzi!
o rad bym progi mieæ poza sob±
i byæ tu ¶wiat³±, jasn± osob±.
Jak wielu innych, których st±d widzê,
a ja siê mojej szaro¶ci wstydzê!
Chocia¿ tutejsz± wiedzê zdobywam,
lecz wiele braków w sobie odkrywam.
Choæ mój Opiekun b³êdy ³agodzi.
Ale ja ¿yjê w braków powodzi!
Czêsto mnie zapa³ wielki przejmuje
i swoje my¶li wci±¿ korygujê:
Rad bym zupe³nie siê przystosowaæ
i duszê moj± wymodelowaæ.
Na kszta³t, który tu wszêdzie panuje
i swoje piêkno wszystkim dyktuje,
a dyktuje je tak obrazowo:
³agodnie, prosto oraz rzeczowo.
Trudno mi to przekazaæ s³owami
oraz jakimi b±d¼ przyk³adami:
Tu inaczej siê my¶li i ¿yje,
bo ka¿dy czarê swych przewin pije.
A moja droga siostrzyczka mi³a,
która mi d³oni u¿yczy³a,
spisuje wszystko co podpowiadam,
bo ja ju¿ swoj± nie w³adam!
Jeszcze mam wiele do powiedzenia,
ale brak mi s³ów do okre¶lenia,
tego co widzê i tego co czujê.
Dlatego czasem siê buntujê,
¿em swoje ¿ycie ziemskie zmarnowa³,
¿em siê ³atwo do Ziemi stosowa³,
¿em nie odró¿nia³ ziarna od plewy,
¿em siê pogr±¿y³ w blichtru ulewy.
To wszystko teraz mnie prze¶laduje,
przysz³emu ¿yciu kary dyktuje,(karma)
bo kiedy¶ st±d na Ziemiê pop³ynê,
¿eby tych barier odkryæ przyczynê!
I z tego jestem zadowolony:
czujê, ¿e bêdê tym wyzwolony.
Ze ¿ycie ziemskie wezmê za bary,
bo bêdê duchem m³ody, nie stary!
Duchem siê przecie¿ nikt nie starzeje,
ale nim przejdzie ¿yciowe knieje,
¿ycie przycina go, zwala k³ody,
czujê siê stary choæ m³ody!
Na moj± sprawê kto¶ rzuca cienie!
Biedny, bo nie zna: Co to istnienie?
Nie wie: sk±d snuje siê ¿ycia w±tek
i co istnieniu da³o pocz±tek?
Nie wie, ¿e swoje ¿ycie marnuje,
na Przysz³e teraz mroki rozsnuje.
I bêdzie pytaæ: „Za co?”, „Dlaczego?”,
„Tyle mnie w ¿yciu spotyka z³ego?”
Te s³owa z mojej duszy siê snuj±:
¶wiadomie przysz³e ¿ycie buduj±,
bo ¿eñca zbiera swe w³asne plony
na ziemskiej drodze wci±¿ zagubione.
Tak my¶lê i przewidujê,
bo w takim regionie siê znajdujê,
gdzie pobieramy m±dre nauki,
by uczyæ siê ¿yciowej sztuki,
gdzie jest nas wielu o bardzo wielu,
mój czytelniku i przyjacielu!
Gdyby¶ móg³ widzieæ co teraz czujê:
jak duch siê z moj± dusz± mocuje:
Bo duch dyktuje ¿yciowe prawa twarde,
lecz m±dre! Tak chce ustawa,
któr± w zaraniu Bóg ustanowi³,
przez Swego Syna znów je ponowi³!
Lecz dusza ludzka krn±brna zawi³a
na Ziemi „prawa” ustanowi³a,
które mnie tak¿e oczarowa³y,
¿ycia prawdziwy cel przes³ania³y!
Teraz dopiero to widzê jasno,
jak± na Ziemi szed³em drog± ciasn±,
lecz postanawiam: Wszystko odrobiæ,
by siê wyzwoliæ i wolno¶æ zdobyæ!
Obecnie ¿egnam was przyjaciele,
którzy w tê oprawê wk³adacie wiele-
my¶li i serca! Bóg wam nagrodzi.
Niejeden umys³ siê wyswobodzi!
Teksty M.Wañkowicza , niemal pokrywaj± siê z tym co pisali R.Monroe i R.Steiner
Wokó³ Ziemi istniej± duchowe sferyczne pier¶cienie pe³ne niedorozwiniêtych dusz, uwik³anych w ziemsk± pêtlê reinkarnacyjn±.
To one stwarzaj± szaro¶æ na Ziemi.
Samodzielne, egoistyczne wyrwanie siê z tego krêgu jest w³a¶ciwie niemo¿liwe, wiêc ......
najlepszy sposób na w³asne wcielenie wg ducha Wañkowicza, czy Steinera to praca nad rozwojem ludzko¶ci i i w konsekwencji likwidacja Pier¶cieni Czy¶æcowych.
To najlepszy sposób na sp³atê d³ugów karmicznych wobec innych ludzi i ca³ej ludzko¶ci, która przyczyni³a siê do naszego rozwoju.
To najlepsza metoda na zmniejszenie ziemskiego przyci±gania i "duchowy odlot" do têczowych dali.
Melchior Wañkowicz : reporta¿ z za¶wiatów nr 5
U¿ycz mi swojej rêki kochanie,
a moje s³owo cia³em siê stanie:
Tak mi siê mi³o z tob± pracuje
i jako¶ pewnie z tob± siê czujê.
Ja nie chcê twoj± rêk± kierowaæ,
ani niczego tobie dyktowaæ,
lecz chcê przekazaæ co dusza czuje,
co teraz robiê i jak pracujê.
Coraz mnie bardziej wszystko ciekawi.
I w coraz nowym ¶wietle siê jawi
to wszystko co na Ziemi prze¿y³em
i czas co tak bezmy¶lnie trwoni³em.
Bo my¶lê, co mi z tego zosta³o,
co mnie tak wówczas anga¿owa³o?
I tak ju¿ wiernie siê zad³u¿y³em,
a przecie¿ dawnych ³ez nie op³aci³em.
Gdyby mi d³ugi tak nie ci±¿y³y,
to z³otych wrót, by nie przys³oni³y:
Móg³bym siê do nich przybli¿yæ ¶mia³o,
bo by mi w tym nic nie przeszkadza³o.
A tyle tych piêkno¶ci dooko³a!
My¶lê i wzrok mam bystry soko³a,
lecz mnie tak moje d³ugi krêpuj±:
My¶li do czynów tak nie pasuj±!
Nad wszystkim rozmy¶lam, segregujê.
Tu jako¶ wszystko odmiennie czujê:
Tu wszystko jasne i wyraziste,
wybitnie inne, wybitnie czyste.
Na Ziemi tego nie odczuwa³em,
w jedn± szufladê wszystko chowa³em:
Tam nie robi³o ¿adnej ró¿nicy,
mówi³em wiele i po pró¿nicy.
Spotykam wielu przyjació³ dawnych,
s± w sytuacjach jak ja zabawnych.
Choæ krzywdy bli¼nim nie czynili¶my,
to ¿yciem jak dzieci siê bawili¶my.
Teraz dopiero ¿ycie rozumiem
i jego wadê oceniæ umiem.
I wiem dlaczego dano i po co?
Opiekunowie to nam t³umacz±.
Bo tu nauka wre w ca³ej pe³ni,
gdy siê pobyt tu nasz wype³ni,
wtedy ka¿dy z nas i z w³asnej woli
przyjdzie do w³asnej wybranej doli.
Z uznaniem ch³onê ow± naukê,
by móc osi±gn±æ tê ¿ycia sztukê.
By wszystkie d³ugi zniwelowa³a,
wiêzy, co tak krêpuj±, zerwa³a.
Jak¿e ja by³bym teraz cierpliwy,
gdybym wewnêtrznie by³ kiedy¶ ¿ywy.
Lecz moja dusza wygodnie spa³a,
udzia³u w moim ¿yciu nie bra³a.
Gdybym wewnêtrznie by³ obudzony,
z pewno¶ci± zosta³bym obdarzony
jak±¶ wznio¶lejsz± my¶l± i czynem
nie goni³bym za tym ziemskim wawrzynem,(karmienie EGO)
który wydaje mi siê tak mierny,
tak powszedni, taki mizerny,
a który wówczas mi imponowa³,
bo po nim- i mnie bli¼ni taksowa³.
Tu wiele rzeczy mnie zastanawia
w zak³opotaniu i smutku stawia.
Bowiem nie widzê w gronie przyjació³, (inne zagubione dusze w pier¶cieniach czy¶æcowych)
by który zastanawiaæ siê zacz±³:
gdzie jest, dlaczego i po co?
I co te wszystkie inno¶ci znacz±?
Czy¿by ich nic tu nie zachwyca³o,
nic do my¶lenia nie pobudza³o?
S± osowiali, smutni, nieczuli:
ten byt tak inny ich nie rozczuli:
A mo¿e oni nie widz± tego,
patrz±c na wszystko z punktu swojego?
Ja do nich zbli¿yæ siê nie mogê,
pragnê, lecz przegradza mi drogê.
My¶l ta do nich nie dociera,
choæ ¿yczliwo¶ci wiele zawiera.
Chcia³bym pobudziæ ich do my¶lenia,
nad swoim losem zastanowienia,
by zrozumieli tutejsze cuda.
Czy ten wysi³ek mój mi siê uda?
W miejscu, gdzie pobieramy nauki
odró¿niania i my¶lenia sztuki,
którymi trzeba umieæ kierowaæ,
aby móc ¿yæ i dobrze pracowaæ.
Na Ziemi my¶li p³yn± jak rzeka,
jedna przegania drug± - nie czeka.
Ja tu spokojnie my¶l± kierujê
i harmonijnie z nimi pracujê:
Sp³ywaj± do mnie jak barwne ptaki.
Ka¿da zdumiewa w sposób dwojaki.
Podziwiam tony, rytm oraz wonie
i tê odleg³o¶æ, która w nich tonie,
lecz mnie odgradza jeszcze bariera,
która mi do nich drogê zawiera.
I obserwujê mych towarzyszy,
czy który z nich tu te tony s³yszy?
Niektórzy tylko s± zas³uchani,
inni w problemy swe zapl±tani,
¿e ci±gle zmienia siê ich aura,
jedni zieleni, drudzy w chmurach.
Ta ci±g³a ciemno¶æ tak ich okala,
¿e g³êbiej dojrzeæ im nie pozwala.
A wielu z nich jest w krwawej aurze,
albo br±zowo-szarej chmurze.
S± w odmianach bardziej przejrzystych,
ja¶niejszych, powiewniejszych i czystych.
Lecz aury te s± tak zmienne,
och gdyby wszystkich by³y promienne.
Na pewno przestrzeñ by³aby jasna,
nie taka szara, nie taka ciasna!
Ja na krawêdzi szaro¶ci stojê:
wysi³ki swojej duszy podwojê,
¿eby móc tê barierê pokonaæ,
muszê mozoln± pracê wykonaæ!
Czy mi siê uda, czy bêd± si³y?
Wiem, ¿e pomo¿e Opiekun mi³y.
Lecz czy siê w duszy tak rozja¶ni,
¿e nigdy wiêcej nie bêdzie wa¶ni?
Jeszcze mam w duszy wiek z przesz³o¶ci
z powi±zañ oraz z w³asnej mi³o¶ci.
Ju¿ bardzo wiele z siebie zrzuci³em,
ale cz±steczkê z nich zostawi³em.
I to mnie wi±¿e i przypomina,
têsknot± wzbieraæ w duszy zaczyna.
Ach gdybym móg³ to z siebie zrzuciæ
i do zupe³nej wolno¶ci wróciæ!
Wiele na ziemi ju¿ nagrzeszy³em
i ¶lad niejeden tam zostawi³em.
Tak czyni± niestety wszyscy ludzie,
Lecz odpracowaæ to przyjdzie w trudzie.
Na tej krawêdzi ju¿ sam nie stojê.
Gdy tak siê wmy¶lam to siê nie bojê,
tych dalszych trudów ani udrêki.
By siê uwolniæ od z³udzeñ mêki.
To wszystko, co na Ziemi zdoby³em
i co tak sobie wiele ceni³em.
To okaza³o siê z³udnym cieniem
wobec Wszech¶wiata i Wszechistnieniem!
Nie umiem modliæ siê ani prosiæ,
ani do góry swych r±k podnosiæ.
Bo nie o to najdro¿si chodzi,
ale czy w duszy zmiana zachodzi!
Na tej p³aszczy¼nie i w tym regionie,
w którym têczowe ¶wiate³ko p³onie.
Jest tu dusz wiele do mnie podobnych,
szarych, i skromnych, bardziej ozdobnych,
zafrasowanych lub niespokojnych ,
hardych i twardych, i ledwie hojnych,
którzy my¶lami tak promieniuj±
i my¶lokszta³ty ró¿ne buduj±.
Dobrze, ¿e na krawêdzi ju¿ jestem,
a nie w tym t³umie, gdzie z ci±g³ym chrzêstem,
jakby kolumny siê przesuwa³y obraz ogromu czy¶æca - pier¶cieni systemów przekonañ R.Monroe
albo siê jakie¶ moce zmaga³y.
A w mojej duszy nadzieja wzbiera:
zniknie przede mn± przeszkód bariera,
¿e j± pokonam, gdy SENS zrozumiem.
Pragnê, lecz tego jeszcze nie umiem.
Tak trudno swoje wnêtrze pokonaæ!
Lecz ¿eby móc siê o nich przekonaæ,
trzeba samemu przej¶æ przez te boje.
Nie pojmiesz tego, Kochanie moje!
Czasem ta sztuka mi siê udaje
i we mnie taka lekko¶æ nastaje:
zaczynam wtedy lepiej rozumieæ:
Chcê to zatrzymaæ w sobie!
Chcê umieæ,
lecz to siê jeszcze szybko rozprasza,
bo wiele nowych doznañ siê zg³asza.
A wszystkie tutaj takie odmienne
i b³yskotliwe, barwne, zmienne.
Ju¿ wiele razy postanawia³em
i do bariery siê przybli¿a³em,
lecz zrozumienie siê rozprasza³o,
we mnie i wokó³ siê poszarza³o.
Nadal z problemem tym siê borykam,
tê wielk± wadê sobie wytykam:
Na Ziemi muszê to wypracowaæ,
choæby to ¿ycie mia³o kosztowaæ! (wybór trudnego wcielenia)
Tu trzy bariery ju¿ pokona³em
i tê ostatni± pokonaæ chcia³em.
Ale niestety to prze¿yæ muszê,
¿eby uwolniæ od wiêzów duszê!
Wiêzów!
Ile¿ ich nagromadzi³em,
kiedy po Ziemi w ciele chodzi³em,
a teraz one tak przeszkadzaj±,
na wy¿szy stopieñ wej¶æ mi nie daj±!
Bo tu stopniowo dusza siê wznosi
i opiekuna o pomoc prosi,
¿eby rozja¶ni³ to co niejasne,
ale trzeba mieæ zas³ugi w³asne.
Gdy¿ tylko one drogê toruj±
i powik³ania rozprostowuj±,
ale tych zas³ug mam tak niewiele,
ma³o zebra³em, gdy by³em w ciele.
Widzê to jasno, wiele odczuwam,
gdy w twoje ziemskie ¿ycie siê wczuwam,
które w³a¶ciwie nic mi nie da³o,
lecz jeszcze bardziej ¿ycie spl±ta³o.
Bo teraz trzeba wszystko odrobiæ.
Aby na wolno¶æ duszy zarobiæ.
Trzeba wej¶æ w ziemskie tortury i znoje,
by móc posp³acaæ te d³ugi swoje.
My¶l o wolno¶ci duszê rozpiera,
mówi±c po ziemsku ”a¿ dech zapiera”.
Chcia³bym ju¿ sp³yn±æ w ziemskie bezdro¿a,
lecz tu kieruje wszystkim my¶l Bo¿a!
I pos³uszeñstwo obowi±zuje wobec tych praw!
Jak uczeñ tu siê czujê:
chcê wykonaæ wszystko dok³adnie,
promieñ Wszechmocny niech na mnie spadnie!
Dotychczas wiele wam powiedzia³em
o tym, czego siê dowiedzia³em.
Lecz to zaledwie cz±steczka ma³a,
która siê duszy mej ukaza³a.
Jeszcze niejedno mam wam powiedzieæ,
tego co chcia³bym dok³adnie wiedzieæ.
Wiêc chêtnie s³ucham i obserwujê,
w g³êbi mej duszy wszystko notujê.
A teraz mili moi ¿egnajcie,
na dalsze wypowiedzi czekajcie.
Przyjdê na pewno, to obiecujê,
gdy nowy przyp³yw wiedzy odczujê!
Warszawa 12.02.1977
cdn.
Widaæ wyra¼nie, ¿e dusza M.Wañkowicza nie jest pierwsz± lepsz±.
Jego ziemska s³awa nie wziê³a siê z niczego.
To bystry, inteligentny obserwator, bez dwóch zdañ - mistrz reporta¿u, tak¿e w za¶wiatach.
Jest ju¿ na górnej krawêdzi czy¶æca.
Reszta jego kolegów po piórze nic nie kapuje.
Brakuje im zrozumienia, zewnêtrzego spojrzenia.
B³±dz± w ogromie ziemskiego czy¶æca Wibruj±, negatywnymi emocjami, w ogóle nie widz±c "wy¿szych ¶wiatów" .
sfinks:
Jack ,pozdrawiam serdecznie i dziêkujê za wielk± niespodziankê jak± mimo woli sprawi³e¶ mi .Jednak s±dzê ¿e nie ma rzeczy przypadkowych i to ,¿e dzisiaj ,po wielu miesi±cach ,po prostu intuicyjnie zalogowa³am siê na tym forum ,¿eby zobaczyæ co¶ nowego i od razu trafi³am na Twój post. My¶la³am o tych reporta¿ach od dawna ,poniewa¿ czyta³am je w latach 70 tych i by³y one wtedy dla mnie jak objawienie .By³y to czasy kiedy ezoteryk± zajmowa³o siê niewiele osób ,a dla zwyk³ego zjadacza chleba by³y to sprawy niesamowite ,chocia¿ nios±ce wiele nadziei .Nie pamiêta³am ju¿ dok³adnie tre¶ci tego co przekaza³ Wañkowicz z za¶wiatów ,ale czu³am ,¿e to co¶ bardzo wa¿nego .Te wiadomo¶ci potrzebne s± mi dzisiaj bardzo poniewa¿ zajmujê siê pewnymi badaniami i analizami .Dziêkujê za trud w³o¿ony w umieszczeniu na forum tego reporta¿u.
Dariusz:
A mo¿e poci±gniesz dalej ten w±tek, >JACK< i zamie¶cisz dalsze jego przekazy?
sfinks:
Witam Ciê Dariusz ,dawno mnie tu nie by³o ,jestem za je¶li chodzi o dalsze przekazy Melchiora Wañkowicza ,s± one bardzo interesuj±ce i wydaj± siê prawdziwe .¯ycie jest magi± , w sferach pod¶wiadomo¶ci ,¶wiadomo¶ci i nad ¶wiadomo¶ci dziej± siê rzeczy o których nie ¶ni³o siê filozofom dawnych czasów.Ludzko¶æ osi±gnê³a ju¿ inny stopieñ postrzegania ,widaæ to na ka¿dym kroku i w ka¿dej dziedzinie ¿ycia . Kiedy czyta³am w latach 70 te reporta¿e z za¶wiatów ,by³y one dla mnie ca³kowicie nierealne ,chocia¿ serce zabi³o mi ¿ywiej ,¿e jednak jest co¶ wa¿nego ,tajemniczego i byæ mo¿e piêkniejszego ni¿ nasza szara rzeczywisto¶æ .
Nawigacja
[#] Nastêpna strona