Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Kwiecień 27, 2024, 17:13:32


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: [1] |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Ostatnie namaszczenie  (Przeczytany 5359 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Rafaela
Gość
« : Luty 26, 2012, 12:23:19 »

List Jakuba 5,14-15
    Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone.

Ewangelia według św. Marka 6,13
    Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.

                                                         NAMASZCZENIE  CHORYCH

Namaszczenie chorych - sakrament w Kościele katolickim, starokatolickim, Cerkwi prawosławnej i Społeczności Chrystusa, udzielany wiernym w wypadku poważnej lub grożącej śmiercią choroby. Mogą go również przyjmować osoby w podeszłym wieku wielorazowo.

Namaszczenie chorych jest piątym z katalogu siedmiu sakramentów. Jego materię i formę reguluje w Kościele katolickim Konstytucja Apostolska papieża Pawła VI Sacram Unctionem Infirmorum z 30 listopada 1972 roku.

Namaszczenie chorych obok spowiedzi i komunii świętej (zwanej wtedy wiatykiem) jest nazywane sakramentem chorych. Jeżeli chory nie może się spowiadać, sakrament własną mocą odpuszcza grzechy o ile chory pragnie dostąpić przebaczenia.

Wbrew obiegowym opiniom nie jest to sakrament przeznaczony wyłącznie dla umierających. Używana dawniej nazwa tego sakramentu "Extrema unctio - Ostatnie namaszczenie" wprowadziła wiele niejasności i nieporozumień. Interpretuje się ją jako ostatni sakrament przyjmowany w życiu. Tymczasem określenie "Extrema unctio - Ostatnie namaszczenie" w teologii oznaczało ostatnie z serii namaszczeń sakramentalnych, które wierny może przyjąć i nie kojarzono go z momentem śmierci, gdyż sakrament ten ma przynieść choremu ulgę w cierpieniu lub uzdrowienie.

Namaszczenia chorym udziela także Kościół anglikański oraz niektóre kościoły protestanckie - lecz nie ma on tam charakteru sakramentu. W Kościele Katolickim Mariawitów (w Polsce) nie namaszcza się chorych olejem; poprzestaje się jedynie na udzieleniu komunii świętej.


Ostatnie namaszczenie

     Utrwaliio się przekonanie, że "ostatniego namaszczenia" udziela się tuż przed śmiercią. Tymczasem nie tyle jest to sakrament umierających, ile chorych. Należy go postrzegać jako element zwyczajnego duszpasterstwa, adresowany do poważnie cierpiących. Jednak obok pokuty namaszczenie chorych to drugi emocjonalnie trudny sakrament. I na pewno najrzadziej oglądany.

     A przecież choroba jest częstym zjawiskiem. Może stać się okazją do większego otwarcia na Boga i włączenia swoich cierpień w tajemnicę męki Chrystusa. Bo cierpienie ma strukturę sakramentalną: składa się ze znaków widzialnych - jak zmiany, ból, objawy, oraz z warstwy niewidzialnej - lęków, nadziei, pytań, decyzji. Dlatego, paradoksalnie, zly stan ciała może być twórczy dla zbawienia duszy. Łącząc się duchowo z ofiarą Jezusa na krzyżu, chory może znaleźć sens swojej sytuacji. Namaszczenie niejako konsekruje, wyróżnia czas choroby, pomagając przeżywać cierpienie jako świadomą ofiarę. Gdy obudzi się taka wiara, choroba uzyskuje wartość zbawczą.

     Chodzi też o przezwyciężenie lęku przed śmiercią i wyzwolenie chorego spod wpływu szatana. Niejeden lęk jest kuszeniem złego, który pragnie rzucić cierpiącego w rozpacz. Stany zagrożenia zdrowia bowiem jaskrawo pokazują, na kim - lub na czym - dotychczasowe życie się opierało. Pokusa karmi się lękiem. A lęk wystawia wiarę na próbę. "Człowiek musi rosnąć w czasie pokusy. Musi sam narzucić pokusie pole walki, a tym polem muszą być horyzonty wieczności." W świecie, w którym choroba i starość są tematami tabu, sakrament namaszczenia stanowi źródło pokoju,' mocy i nowej motywacji.

     Tego sakramentu może udzielić tylko kapłan. W czasie modlitwy namaszcza on czoto i ręce chorego olejem poświęconym przez biskupa w Wielki Czwartek. Bóg przez ten delikatny dotyk przygarnia człowieka. Benedyktyn o. Anselm Grun uczy, że jest to tkliwy "sakrament czułości", aby cierpiący fizycznie poczuł bliskość i wsparcie. Ważne, aby chory byt przytomny i nie było pośpiechu. Najbliżej chorego powinny znaleźć się osoby wierzące, które podejmą modlitwę. Istotne jest również to, by rodzina choremu wszystko przebaczyła.

     Nie warto ociągać się z przyjęciem sakramentu chorych. Świadome odwlekanie nawrócenia jest głęboką dewastacją sumienia, które szybko "uczy się naszych dróg" i zaakceptuje nawyki. Odkładając modlitwę i sakramenty, zakładamy, że dożyjemy starości, że będziemy przytomni i chwycimy za różaniec. Skąd jednak wiadomo, że będziemy mieć pamięć i silę, by go trzymać? Szczęśliwa śmierć jest wymodloną łaską. Obecność przy niej kapłana nie jest regułą, a o większości zmarłych mówi się, że odeszli przedwcześnie.

     I jeszcze jedno. Jak podaje Kodeks Prawa Kanonicznego: "Nie wolno udzielać namaszczenia chorych tym, którzy uparcie trwają w jawnym grzechu ciężkim" (1007).

http://adonai.pl/sakramenty/namaszczenie/?id=3

.......................................

Namaszczenie chorych
Wpisany przez Tomek   
środa, 16 kwietnia 2008 14:44
"Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, aby modlili się nad nim i namaścili go olejem w imię Pana" /Jk 5,14/

Niezbyt dobrze się on nam kojarzy. Mówimy o nim sakrament namaszczenia chorych, a niekiedy ostatnie namaszczenie. Sakrament chorych należy do trudnych sakramentów, który kojarzy się zazwyczaj ze śmiercią . To w nas tak mocno tkwi, że nie, kiedy widzimy kapłana idącego do chorych, pojawiają się w naszych głowach myśli, że to już do umierającego, do konającego. I często tak właśnie jest, że wzywamy księdza prosząc o "ostatnie namaszczenie" dla bliskich nam chorych osób, kiedy są one w stanie bardzo ciężkim czy nawet krytycznym. Rzeczywiście, wtedy jest to już ostatnie namaszczenie . Niekiedy zdarza się wezwanie do osób już nieżywych, a to już jest wyrazem nieznajomości wiary czy religijna ignorancją, gdyż musisz zapamiętać na całe życie, ze sakramenty są dla żywych a nie dla umarłych . To trudne, jak się wielu z was wydaje, spotkanie chorego z Chrystusem Panem przynosi choremu ogromne łaski , które są potrzebne do zbawienia. Czym jest ten sakrament i dlaczego jest taki ważny?

W ewangelii według Św. Marka czytamy: "Wyrzucali (Apostołowie) też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali". Dopełnieniem tego jest pouczenie św. Jakuba: "Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone". A więc można powiedzieć, że sakrament chorych jest spotkaniem człowieka chorego z Panem Bogiem , który poprzez święte namaszczenie olejem i modlitwę wiernych, uzdrawia ludzi złożonych niemocą. W ten sposób została dopełniona wielka troska Chrystusa o chorych. Tak jak za czasów, kiedy Jezus chodził po ziemi, tak i teraz, nie zostawił człowieka samego, ale poprzez sakramentalne znaki, troszczy się o jego wieczność. Dobrze jest by chory w sposób świadomy uczestniczył w tym sakramencie, co nie zawsze jest możliwe. Kapitalnie opisuje skutki sakramentu Sobór Trydencki: "Istota tego sakramentu jest łaską Ducha Świętego, który poprzez namaszczenie usuwa winy, które trzeba odpokutować, przynosi ulgę i umocnienie duszy, wzbudza wielką ufność w miłosierdzie Boże, pomaga znosić dolegliwości choroby, pomaga w łatwiejszym znoszeniu szatańskich pokus, a niekiedy pomaga odzyskać zdrowie ciała, o ile jest to pożyteczne dla zbawienia duszy" . Ostatni sobór - Watykański II uzupełnia skutki sakramentu chorych podkreślając również objawienie wielkiej mocy Trzeciej Osoby Trójcy Świętej - Ducha Świętego. Według dokumentów tego soboru, Duch Święty umacnia ufność w Boga, pomaga zwyciężać szatańskie pokusy i trwogę przed śmiercią. Dzięki pomocy Bożej chory łatwiej znosi dolegliwości choroby, przezwycięża je, odpuszczone zostają mu grzechy, a jeśli pożyteczne jest to dla niego - odzyskuje zdrowie.

Z tego, co dotychczas usłyszeliście, nasunąć się może wniosek, że ten sakrament pomaga ma sprawić uzdrowienie. A przecież z praktyki wiadomo, że większość chorych, którzy do sakramentalne namaszczenie przyjmuje, szybko odchodzi do wieczności. Jak to więc jest? Sakrament ten sprawia uzdrowienie czy nie? Tak - jest to z pewnością sakrament uzdrowienia , które jednak trzeba umieć odróżnić od wyleczenia z choroby. Uzdrowienie bowiem, polega na uwolnieniu się od ciężaru swojego cierpienia, choćby dolegliwości nadal trwały. Jednak dar pokoju, który chory otrzymuje w tym sakramencie od Pana Boga, pozwala mu na zaakceptowanie krzyża cierpienia oraz ofiarowania go w różnych intencjach . Bo trzeba nam pamiętać, że chorzy są wielkim skarbem i nadzieja Kościoła. Dzięki ich mękom i modlitwom świat jest przemieniany, tak jak to się stało przez mękę Chrystusa Pana. Jak ludzie wierzący zapamiętajcie sobie słowa Paula Cloudel'a: "Cierpienie nie ma sensu, Krzyż ma" . I to właśnie sprawia Bóg w sakramencie chorych: cierpienie ofiarowane Panu Bogu, w jakiejś intencji nabiera prawdziwego sensu i właściwego wymiaru. Kiedy jednak cierpienie pozbawimy wymiaru ofiary i zbawiennego krzyża, gdy pozbawimy je wartości nadprzyrodzonych - sięgamy po eutanazję - zabijając człowieka z litości.

SAKRAMENT CHORYCH UMACNIA UFNOŚĆ W BOGU - pomaga mieć niewzruszoną pewność, że pan Bóg go nie opuści, nie porzuci, nie zostawi samemu sobie. Namaszczenie bowiem daje poczucie pewności, że jesteśmy kochani przez pana Boga. Ono daje głębokie doświadczenie obecności Bożej.

SAKRAMENT CHORYCH DAJE UMOCNIENIE SERCA - polega to na uzdrowieniu relacji chorego z panem Bogiem i bliźnimi. Pierwszy etap poważnej choroby zawsze w człowieku wywołuje bunt, złość, zgorzknienie, a nawet nienawiść skierowaną ku Bogu i bliźnim. Oni staja się winni całej sytuacji, i ich obwinia się za ten stan. Pojawiają się pytania: "Boże dlaczego ja, dlaczego mi się to przydarzyło, co takiego zrobiłem złego w życiu, ze będę cierpiał"? Pojawia się tez odrzucenie bliźnich, często bliskich osób, których postawa współczucia odbierana jest jak litość. Sakrament chorych te zło w człowieku niszczy, dając pokój w sercu, objawiający się w miłości Boga i bliźnich. Przy chorym zawsze ważna jest obecność rodziny, a szczególnie w trakcie przyjmowania tego sakramentu. Rodzina w tym czasie ma trwać razem z kapłanem na modlitwie, a nie stać nad garnkami w kuchni, czy tkwić bezmyślnie przed telewizorem.

I warto zapytać dzisiaj siebie: co uczyniliśmy z tym sakramentem? Nazwaliśmy go "ostatnim namaszczeniem", i często robimy wszystko aby nasze, fałszywe pojęcie tego sakramentu znalazło potwierdzenie w praktyce. Czekamy na ostatnią minutę, na ostatnią chwilę, kiedy wręcz naocznie widać przychodząca do chorego śmierć. Dlaczego się boimy prosić o pomoc chorym? Czy nie jest to wyraz baraku miłości? Przecież to dla chorego, czy umierającego bardzo ważne, by dobrze przygotować się na spotkanie z panem Bogiem w wieczności. Czy masz świadomość tego, że opóźniając przybycie księdza do chorego narażasz go na jeszcze większe cierpienia? Czy masz świadomość, że w ten sposób czynisz źle? Sprowadzony został ten sakrament do magii, w którą nawet my nie wierzymy. Wezwany ksiądz ma po prostu do chorego przyjść, bo jak to śmierć bez "ostatniego namaszczenia", albo jak to potem będzie z pogrzebem? Możesz się bać widoku śmierci, ale ona nie jest dla ciebie groźna - przecież została pokonana przez Chrystusa. A może się po prostu boisz przemijania? Patrzenia w lustro, w kalendarz, liczenia i porównywania wieku twojego z wiekiem chorej osoby? Nie bój się śmierci. Żyj tak, by śmierć stała się jedynie pomostem do spotkania z Panem Bogiem.

ks.Tomasz Szałanda

http://www.nspj.com.pl/kanaan/artykuly/wiara/149.html
...

                                         Zalozylam ten temat z mysla ze wiele osob niewiele wie o tym sakramecie, ja tez chetnie zapoznam sie z tym tematem.

Pozdrawiam serdecznie. Rafaela

« Ostatnia zmiana: Luty 26, 2012, 12:34:00 wysłane przez Rafaela » Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #1 : Luty 27, 2012, 15:09:24 »

Ostatnie namaszczenie to tez niezwykle interesujące zagadnienie , przekierowanie świadomości w jedynie słusznym kierunku. Robi się to na wypadek gdyby w ciągu życia udało jej się nie daj Boże zboczyć  z jedynie słusznej drogi. Ufff co to to nie!

Zwróćcie uwagę na używana kolorystykę fioletu odpowiednie dewizki i zapachy podczas późniejszego pochówku. Przygotowana wcześniej Dusza korzysta z tych magicznych sygnałów , udając się w wyznaczoną  jej stronę.
Ostatnie namaszczenie jest ostatecznym zamknięciem rozwirowanych w trakcie życia czakr.

Kiara Uśmiech Uśmiech
Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #2 : Luty 27, 2012, 17:17:42 »

Zaniepokoiło mnie to zdanie :
Cytuj
Bo trzeba nam pamiętać, że chorzy są wielkim skarbem i nadzieja Kościoła. Dzięki ich mękom i modlitwom świat jest przemieniany
Chodzi o pobór energii ? Czyżby Morfeusz (nomen omen) z Matrixa wyraził to prościej, pokazując nam wyrób duracela , że dla maszyn jesteśmy TYM - czyli bateryjkami ?
Chcę wierzyć, ze nie , ponieważ nadzieję daje
Cytuj
modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone
Właściwie rozumiana modlitwa. Modlitwa, która otula nas nową , zdrową rzeczywistością, którą się stajemy. "Panem" w tym momencie jest niewcielona nasza energia, którą również jesteśmy.
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #3 : Luty 27, 2012, 22:25:00 »

Chrzest jest pierwszym sakramentem, ostatnim jest  "Ostatnie namaszczenie"

Sa to dwa bardzo wazne sakramenty. Tak naprawde to nigdy sie nie zastanawialam nad tym, jaka wage one maja w zyciu czlowieka.
W moim zyciu duzo razy slyszalam, "byl tak bardzo chory, dostal juz ostatnie namaszczenie i przyszedl do zdrowia" dlaczego tak
sie dzieje. Mysle ze wiara jest bardzo wazna w naszym zyciu. W jakims malym momecie czlowiek dostaje iskierke wiary ktora robi cuda.
Musze przyznac, ze bardzo sie ucieszylam, ze ostatnie namaszczenie nie jest tylko dla umierajacego, ale tez jako pomoc przyjscia do zdrowia.
Daja mi duzo do myslenia znaki ktore sa uzywane przy chrzcie /ktore sa juz omowione w temacie "Chrzest" i znaki przy ostatnim namaszczeniu.
Na codzien ludzie nie chca rozmawiac o ostatniej minucie swojego zycia, tak jak nie chca rozmawiac o starosci.
Dzisiaj wiem co oznacza starosc, ucze sie tez zyc w moim wieku. Taka jest prawda ze czas ktory mam w ciagu doby staram sie dobrze rozkladac, aby
nie forsowac sie niepotrzebnie. Zyje spokojnie i szczesliwie, choc i choroby ktore zebraly sie w ciagu zycia daja o sobie znac i potrzebuja tez
specjalnego postepowania.  Dzisiaj interesuje sie roznymi tematami na ktore wczesniej nie mialam potrzeby i czasu. Niekiedy pytam sie, czy inni w moim wieku maja podobne pytania. Niekiedy mysle, ze wiara jest tak jakby przytulanka dla czlowieka, nie kazdy potrafi lub umie pomedytowac, skupic sie spokojnie. Dlatego dla wierzacych w ich zyciu osobistym wiara tak naprawde odgrywa bardzo duza role, choc nie zawsze zdaja sobie sprawe.
Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #4 : Luty 28, 2012, 11:04:41 »

Dzięki Rafaelo za to czym się dzielisz. Każdego czekają podobne dylematy, kiedyś.
A "ostatnie namaszczenie" - w ujęciu ezoterycznym byłoby ostatnie , ponieważ więcej ich nie potrzeba . Przebudzić się można tylko raz Chichot
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #5 : Luty 29, 2012, 12:48:21 »

                                                                         Ostatnie namaszczenie

 
KS. RAMA P. COOMARASWAMY

 
                                          "Chrześcijanin przynajmniej otrzymuje na kilka godzin przed śmiercią ostatnie sakramenty"

                                                                                                                                                               Zygmunt Freud (1)

Źródłem poczucia bezpieczeństwa dla katolików była zawsze świadomość tego, że w sytuacji zagrożenia życia Kościół udzielał im zbawiennego Sakramentu najskuteczniejszego rodzaju. I rzeczywiście, niejedna katolicka rodzina zna historię o jakimś zaniedbanym religijnie członku rodziny, żyjącym przez lata a nawet dziesięciolecia bez sakramentów, który w ostatniej chwili prosił o księdza któryby mu udzielił "ostatniego namaszczenia". Czy w przyszłości będzie to możliwe? Można w to wątpić.

 
Jakie są skutki Ostatniego namaszczenia (udzielanego zwykle po przystąpieniu do spowiedzi i otrzymaniu Wiatyku albo Komunii Świętej)? Są one równie różnorodne co i potężne. Mówi się, że jego "przeznaczeniem" albo "celem" jest "doskonałe uzdrowienie duszy" i z pewnością posiada ono wewnętrzną moc do osiągnięcia swego celu w tych, którzy nie stawiają żadnych przeszkód łasce, jakiej on udziela. Jak wyjaśnia Sobór Trydencki: "Istotą bowiem (res) jest łaska Ducha Świętego. Jego to namaszczenie usuwa winy, jeśli są jeszcze do odpokutowania, oraz pozostałości grzechu; przynosi pociechę duszy chorego i umacnia wzbudzając w niej wielką ufność w miłosierdzie Boże. Chory pocieszony tą ufnością łatwiej znosi trudy i dolegliwości choroby, swobodniej opiera się pokusom szatana «czyhającego na piętę» (2), a niekiedy, odzyskuje zdrowie ciała, jeśli jest to przydatne do zbawienia duszy". Zwykle można pogrupować te skutki w czterech kategoriach.

 
Pierwszym skutkiem jest odpuszczenie grzechów, wypływające ze słów św. Jakuba: "a jeśliby był w grzechach, będą mu odpuszczone", co jest rzeczywiście potwierdzone przez samą "formę" Sakramentu, stwierdzającą "Indulgeat tibi Dominus... quidquid... deliquisti..." ("niechaj ci Bóg odpuści wszystko, w czymkolwiek przewiniłeś..."). Oczywiście prawdą jest, że grzechy śmiertelne zostają odpuszczone przez Spowiedź, Rozgrzeszenie i Pokutę – ale nie jest nadzwyczajną sytuacja, że chory będąc osłabiony lub nieprzytomny, nie może się wyspowiadać; wszakże pod warunkiem, że nie stawia żadnej przeszkody wlaniu do jego duszy Łaski (i domyślnie posiada właściwą intencję), to przez ten Sakrament – nawet jeśli nie może się wyspowiadać – zostaje oczyszczony z grzechu i odzyskuje swą chrzcielną niewinność. Ostatnie namaszczenie staje się dla takiej osoby filarem zbawienia. Można się spierać, że warunkowe Rozgrzeszenie eliminuje potrzebę tego ostatecznego Sakramentu, lecz byłoby to ignorowaniem pozostałych jego skutków.

Po drugie, sakrament ten powoduje darowanie kar doczesnych za grzechy. Jak mówi ks. Kilker, został on "ustanowiony w celu zupełnego uzdrowienia duszy mając na uwadze jej natychmiastowe przejście do chwały, o ile rzeczywiście wszechwiedzący Pan Życia i Śmierci nie uzna za właściwsze przywrócenie człowiekowi zdrowia cielesnego. A zatem, sakrament ten musi usunąć wszelką naszą niemoc, musi uczynić nas zdolnymi do bezzwłocznego wejścia do naszego niebiańskiego domu. Jeśliby tak nie było, to absurdalne byłoby twierdzenie, że jest on «consummativum spiritualis curationis»" (3). Nauki tej nie można jednak interpretować w ten sposób jakoby miała oznaczać, że po otrzymaniu ostatniego namaszczenia dokonuje się niechybnie darowanie całego doczesnego długu. Nieodpowiednie i stawiające przeszkodę łasce usposobienie danej osoby często blokuje pełnię skutku. Lecz, jeżeli wykazuje ona pod każdym względem właściwą dyspozycję i pobożność, to trzeba uważać, że otrzymuje plenissimam poenarum relaxationem – całkowite darowanie kary doczesnej.

 
Trzecim i to niesłychanie ważnym skutkiem jest to, co nazywa się confortatio animae: albo "pocieszenie duszy". Zbliżanie się śmierci wraz z dojmującymi bólami, fizycznym wyczerpaniem i towarzyszącym niepokojem umysłu może być prawdziwie przerażającym doświadczeniem. Niewiele rzeczy jest w stanie przerazić człowieka bardziej niż ta "chwila prawdy". Staną mu przed oczyma przeszłe czyny i jak to mówi Księga Mądrości: "trwogą napełni ich myśl o grzechach a ich nieprawości staną przed nimi by ich oskarżać". Jednocześnie zda sobie sprawę, że wkrótce będzie musiał stanąć przed Trybunałem Osądzającego Boga. Dokładnie w tym momencie szatan użyje wszystkich swych sił i podstępów do zaatakowania duszy. Jak mówi o tym Sobór Trydencki: "bo chociaż «przeciwnik nasz» w ciągu całego naszego życia szuka sposobności i zabiega, by jakimś sposobem «pożreć» nasze dusze, jednak nie ma chwili, w której by gwałtowniej natężał wszystkie siły swej chytrości dla zgubienia nas zupełnie i dla pozbawienia – gdyby mógł – nawet ufności w miłosierdzie Boże, jak wtedy gdy widzi zbliżający się koniec życia". Tak więc trzecim skutkiem tego sakramentu jest "wyswobodzenie umysłu wiernego z tego niepokoju i napełnienie duszy pobożną i świętą radością". Dostarcza on jeszcze "...wiernym oręża i siły... by mogli przełamać furię i zapalczywość napastnika i mogli odważnie z nim walczyć...". Któż z nas byłby tak zuchwałym by nie pragnąć żarliwie takiej pomocy?

 
Po czwarte, wiara nasza uczy nas, że jednym ze skutków ostatniego namaszczenia jest przywrócenie zdrowia fizycznego, o ile taka poprawa jest korzystna dla dobra duszy. Jako lekarz mogę to bez wahania potwierdzić.

 
Wreszcie – chociaż ściśle mówiąc nie jest to teologicznym skutkiem – udzielenie sakramentu w tradycyjnych okolicznościach sprawia, iż dla przyjmującego go człowieka oczywistym staje się fakt, że znalazł się w obliczu śmierci. Nie może już przed sobą dłużej ukrywać faktycznego stanu swej sytuacji. Zostaje on wprowadzony na pole bitwy i nie pozwala mu się na pogrążanie w jakimś łagodnie wspomaganym uśmierzającymi środkami śnie, w którym "wszystko będzie dobrze". I jakże często lekarze i krewni widzą cudowne skutki tego Sakramentu odciśnięte na duszach tych, którzy go otrzymali – obrócenie, niejako, ich ostatnich chwil na ziemi w przedsmak tego niebiańskiego pokoju i chwały, które stają się faktycznie udziałem każdej duszy.

                                                                           MATERIA SAKRAMENTU

Według ks. Kilkera, "dalszą materią" sakramentu ostatniego namaszczenia jest olej z oliwek, a "bliższą materią" olej z oliwek poświęcony przez biskupa. Zdefiniował to ostatecznie Sobór Trydencki. "Intellexit enim Ecclesia materiam esse oleum ab episcopo benedictum" (Sesja XIV). Nie ma wątpliwości co miał na myśli św. Jakub gdy mówił o "oleju" (V, 14). Początkowo olej chorych mógł być poświęcony przez kapłana, a nawet przez świątobliwego wiernego, ale od czasu Synodu z Châlons w 813 roku prawo kanoniczne wymaga, aby był poświęcony przez biskupa. W obrządku wschodnim zwyczajem jest, że kapłan święci olej w domu chorej osoby. W Kościele łacińskim zawsze istniał zwyczaj używania czystej, nieskażonej oliwy z oliwek, do której dodawano pachnącą mieszankę olejków nazywaną Balsamem. W niektórych obrządkach wschodnich długo była w zwyczaju praktyka dodawania małej ilości wody jako symbol Chrztu lub wina na pamiątkę miłosiernego Samarytanina albo nawet prochu z grobu jakiegoś świętego.

 
Olej ten jest teraz święcony w Wielki Tydzień przez biskupa podczas uroczystej Mszy Wielkiego Czwartku – Mszy tak podniosłej, że aby ją odprawić biskupowi tradycyjnie towarzyszy i usługuje dwunastu kapłanów, siedmiu diakonów i siedmiu subdiakonów. Odmawiana jest wtedy modlitwa: "Emitte, quaesumus Domine, Spiritum sanctum tuum Paraclitum de coelis in hanc pinguedinem olivae, quam de viridi ligno producere dignatus es ad refectionem mentis et corporis..." ("Wylej, Twego Ducha Świętego, Parakleta, z nieba na tę bogatą substancję oleju..."). Dla katolików dalszą materią sakramentu ostatniego namaszczenia pozostaje olej z oliwek, a bliższą materią "namaszczenie olejem poświęconym przez biskupa".

4) Odpowiedź brzmi, iż może to być dowolny olej roślinny – a zapytajmy – który olej ostatecznie nie jest pochodzenia roślinnego? Smar osiowy, wazelina i olej Mazola spełniają te wymagania. Co więcej, olej może być poświęcony przez dowolnego kapłana, który posiada "uprawnienia" i takie uprawnienie może zostać rozszerzone przez "biskupią komisję liturgiczną" na każdego kapłana "wszędzie tam gdzie przemawiają za tym dydaktyczne lub katechetyczne powody". Oczywiście samo błogosławieństwo również zostało zmienione. Już nie wzywa się Ducha Świętego; teraz czytamy: "Niech twe błogosławieństwo spłynie na wszystkich, którzy będą namaszczeni tym olejem, by zostali uwolnieni od bólu i choroby i ozdrowieli na ciele, umyśle i duszy". Zauważmy też, że nacisk jest niemal całkowicie położony na uleczenie z choroby, a nie na odpuszczenie grzechów.

 

Rozważmy teraz "formę" Sakramentu, czyli słowa, które kapłan wypowiada namaszczając chorego "w niebezpieczeństwie śmierci". Tradycyjna forma jest następująca: "PER ISTAM SANCTAM UNCTIONEM ET SUAM PIISSIMAM MISERICORDIAM, INDULGEAT TIBI DOMINUS QUIDQUID PER... DELIQUISTI" ("Przez to święte namaszczenie i najdobrotliwsze miłosierdzie swoje, niechaj ci Bóg odpuści wszystko, w czymkolwiek przewiniłeś wzrokiem [słuchem, powonieniem itd.]" – odpowiednio do namaszczanego organu). Zbytecznym jest dodawać, że również ta forma została zmieniona przez posoborowy kościół na: "PER ISTAM SANCTAM UNCTIONEM ET SUAM PIISSIMAM MISERICORDIAM ADIUVET TE DOMINUS GRATIA SPRITUS SANCTI, UT A PECCATIS LIBERATUM TE SOLVAT ADQUE PROPITIUS ALLEVIAT". Półoficjalne tłumaczenie ogłoszone przez Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej brzmi: "Przez to święte namaszczenie i Jego pełne miłości miłosierdzie, niech Pan wspiera cię łaską Ducha Świętego, aby, gdy zostaniesz uwolniony od swych grzechów, mógł cię wybawić i podźwignąć w swej dobroci". Inne tłumaczenie wyjęte z artykułu ks. Keatinga jest bliższe oryginału:

 Przez to święte namaszczenie i Jego wielką miłość do ciebie, niech Pan, który uwolnił cię z grzechu, uleczy cię i rozciągnie na ciebie swą zbawczą łaskę..." (5). Oficjalny przekład zawarty w DOL 408 jest następujący: "przez to święte namaszczenie niech Pan w Swej miłości i miłosierdziu dopomoże ci łaską Ducha Świętego. Niech Pan, który uwalnia cię od grzechu wybawi cię i podźwignie".

Kolejny raz musimy zapytać czy ta zmiana w formie jest zmianą substancjalną. Przedsoborowi teolodzy są praktycznie jednomyślni stwierdzając, że zasadnicze słowa formy – słowa, które niosą jej zasadnicze znaczenie i dlatego są "substancjalne" są następujące: "INDULGEAT TIBI DOMINUS" – niechaj ci Bóg odpuści. Większość podkreśla także "quidquid deliquisti" i "sanctam unctionem". Ostatecznie, jak to Leon XIII powiedział "sakramenty... powinny... oznaczać łaskę, której udzielają" jeżeli mają "dokonać tego co one oznaczają". I w obecnej sytuacji to zdrowie duszy jest rezultatem umocnienia duszy łaską i odpuszczenia grzechów..." (Summa Th., III, Suppl. 29, 1). A tymczasem, nowa forma POMIJA wszystkie te rozstrzygające słowa i zawiera jedynie prośbę do Boga o "uleczenie". Chociaż trzeba przyznać, że na przestrzeni wieków używano kilku ważnych form, to od Soboru Florenckiego forma została ustalona. I jeśli w niektórych alternatywnych formach używano słowa "parcat", "remittat" albo nawet "sanat" w miejsce "indulgeat", to w żaden sposób nie naruszało to istoty formy. Jednakże całkowite POMINIĘCIE decydującego wyrażenia oznacza pozbawienie "formy" zdolności rozgrzeszania. Wynikiem tego jest zmiana "znaczenia", a wprowadzenie zmiany o tak "znaczącym" charakterze niemal na pewno czyni formę nieważną. Nawet jeżeli "błogosławieństwo" poprzedzone jest ważnym rozgrzeszeniem – co w wielu przypadkach również jest wątpliwe – to konający zostaje pozbawiony innych, tak ważnych skutków sakramentalnych (6). Gdyby jakiś starszy kapłan chciał użyć formy tradycyjnej, to powinien wiedzieć, że zostało to wyraźnie zakazane w Konstytucji Apostolskiej Pawła VI.

Posoborowy obrzęd nazywany jest "Namaszczeniem chorych". Zrozumiałe jest zatem, że jeśli posoborowe "błogosławieństwo" dotyczy chorego, to ta namiastka sakramentu nie powinna już ograniczać się wyłącznie do znajdujących się "w niebezpieczeństwie śmierci". Podczas Vaticanum II ojcowie soborowi dwukrotnie odrzucili sugestię pominięcia "niebezpieczeństwa śmierci" jako wymogu do przyjęcia Namaszczenia. Jednakże – na co wskazuje ks. Keating – "nowy obrzęd dokonał tego, czego nie był w stanie zrobić Sobór" (7). W przeciwieństwie do negatywnego sformułowania kanonu 940 Kodeksu Prawa Kanonicznego, że "ostatnie namaszczenie nie może być udzielane jak tylko w przypadku tych wiernych, którzy osiągnąwszy używanie rozumu popadają w niebezpieczeństwo śmierci spowodowane chorobą lub wiekiem" nowy ryt można udzielać chorym i to już nie tylko tym, którzy znaleźli się w ostatecznym niebezpieczeństwie utraty życia. Ponadto, Konstytucja o Liturgii kładzie nacisk na to, że: "Ilekroć obrzędy, stosownie do ich własnej natury, wymagają odprawiania wspólnego, z obecnością i czynnym uczestnictwem wiernych, należy podkreślać, że o ile to możliwe, ma ono pierwszeństwo przed odprawianiem indywidualnym i niejako prywatnym". Wynika stąd, że oficjalnie, ten nowy tak zwany "sakrament" może być udzielany grupowo. I rzeczywiście, w wielu parafiach istnieje zwyczaj zbierania wszystkich niedomagających i sędziwych "seniorów" w sali parafialnej i udzielania im "błogosławieństwa" – po którym są zapraszani na kawę i ciastko! Trzeba przyznać, że Jakub Apostoł wymienił "chorych". "Choruje kto między wami? Niech wezwie kapłanów Kościoła i niech się modlą nad nim, namaszczając go olejem w imię Pańskie" (Jak. V, 14). Ale jest już kwestią zdrowego rozsądku, że nie można i nie powinno się wzywać kapłana do każdej błahej dolegliwości. Powszechnie obowiązującą przez wieki praktyką Kościoła było uważanie za "chorych" ludzi, którzy znaleźli się w niebezpieczeństwie śmierci – przed poważną operacją, po ataku serca itd. Udzielanie tego sakramentu szerszej kategorii "chorych" może jedynie spowodować w umysłach wiernych jego zbanalizowanie. I rzeczywiście, można to zauważyć, gdy pielęgniarki z rzekomo katolickim przygotowaniem rzadko, o ile w ogóle, kłopoczą się wzywaniem księdza nawet wtedy, gdy pacjent szpitala naprawdę znajdzie się w niebezpieczeństwie śmierci (Cool. Nie może to dziwić, kiedy uczy się je, że "Namaszczenie chorych to rytualna chwila, która uwidacznia i przedstawia chorym oraz całej wspólnocie obraz ukazujący, czym jako Kościół jesteśmy, tj. wspólnotą wzajemnego uzdrawiania się i wspierania" (9).

Obecna praktyka zezwala na kilka innych "modyfikacji". Według pewnego opracowania, "chory oraz wszyscy obecni mogą otrzymać komunię pod dwiema postaciami... Jeżeli dana osoba nie jest obłożnie chora, może przyjąć sakrament namaszczenia w kościele lub w jakimś innym stosownym miejscu, gdzie znajdzie się dla niej odpowiednio przygotowane miejsce i wystarczająca ilość przestrzeni dla towarzyszących jej krewnych i przyjaciół". Ten sam dokument stwierdza dalej, że "w szpitalach kapłan powinien zwrócić uwagę na innych chorych: czy powinni wziąć udział w ceremonii lub, jeśli nie są chrześcijanami czy nie mogą poczuć się dotknięci". Tak więc, nawet w złagodzonej formie "przewodniczący" musi uważać, by nie urazić protestantów, nawet jeżeli oznaczałoby to pozbawienie katolickiej duszy tego co uznaje ona za tak rozstrzygający sakrament! (10)

 W tradycyjnym obrzędzie kapłan przybywał do chorego w atmosferze skupienia, przynosząc w cyborium Najświętszy Sakrament i odzywał się tylko wtedy, kiedy było to konieczne. Wszyscy, którzy znali i rozumieli jego funkcję klękali przed nim (ponieważ przynosił Najświętszy Sakrament), a opiekujący się chorym przygotowywali przy jego łóżku stół z zapalonymi świecami oraz krucyfiks. Jeśli to tylko było możliwe kapłanowi towarzyszył ministrant, który dzwonił dzwonkiem, by czasem nie doszło do nieuszanowania naszego Pana przez wiernych. Po przybyciu kapłan odmawiał trzy krótkie modlitwy, Confiteor, (według potrzeby słuchał spowiedzi chorego i dawał mu Rozgrzeszenie) (11) i natychmiast udzielał Wiatyku. Po czym z prawą ręką uniesioną nad głową chorego mówił: "W imię Ojca + i Syna + i Ducha Świętego + niechaj ustanie wszelka moc szatana nad tobą przez włożenie rąk naszych i wezwanie chwalebnej i Świętej Bogarodzicy Dziewicy Maryi, przesławnego Jej oblubieńca Józefa i wszystkich Świętych Aniołów, Archaniołów, Patriarchów, Proroków, Apostołów, Męczenników, Wyznawców, Dziewic i wszystkich Świętych razem. Amen". Następnie kciukiem zanurzonym w Świętych Olejach znaczył znakiem Krzyża części ciała chorego wymienione powyżej w rycie. Po tym następowała krótka modlitwa responsoryjna (w tym Ojcze Nasz) i trzy dodatkowe, specjalne modlitwy w intencji chorego. Ponieważ kapłan miał ze sobą Ciało naszego Pana nie zatrzymywał się na pogawędki lub wypicie kawy, lecz tak szybko jak to tylko możliwe wracał do zakrystii.

cdn


 


« Ostatnia zmiana: Luty 29, 2012, 12:59:48 wysłane przez Rafaela » Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #6 : Luty 29, 2012, 13:04:55 »

W nowym rycie przybywający kapłan – już nawet niekoniecznie ubrany w strój duchowny – wita się ze wszystkimi w przyjacielski sposób. Następnie zamiast wykonać to, po co przyszedł, wygłasza mowę by wszyscy wiedzieli, dlaczego przybył. W miejsce Confiteor następuje "obrzęd pokutny". Zgodnie z instrukcjami "ilekroć jest to możliwe, Wiatyk powinien być udzielany w czasie mszy" (z czym oczywiście nie ma żadnego problemu jako że do Novus Ordo potrzebny jest tylko stół). Potem jest krótka litania, która może być odmówiona po namaszczeniu lub "w jakimś innym momencie". Teraz w milczeniu kładzie swe ręce na chorym, ponieważ różne wyżej wspomniane modlitwy nie są już wymagane. Co do namaszczenia, to ogranicza się ono do czoła i rąk i wypowiadane jest nowe "błogosławieństwo" o wątpliwej sakramentalnej skuteczności. Następuje potem modlitwa "najlepiej dopasowana do stanu danej osoby" (Hutton Gibson proponuje tu: "Teraz idę spać"). Ceremonia kończy się modlitwą Ojcze Nasz i błogosławieństwem.

 
Aby ten opis nie wydawał się przejaskrawionym, pozwólcie, że przytoczę proponowany przez ks. Richstattera – uznanego eksperta w praktyce liturgicznej – sposób działania. Po zasugerowaniu, że Spowiedź lub Wiatyk (Eucharystia) nie może być udzielany w tym samym czasie, co Sakrament Chorych, opisuje on nowy sposób postępowania:

 
"Obrzęd zaczyna się podobnie jak Msza: modlitwami, które stawiają nas w obecności Chrystusa i względem siebie nawzajem i które mają przypomnieć o naszej nieustannej potrzebie uzdrawiania. Użyta może być woda święcona, by przypomnieć nam, że zostaliśmy ochrzczeni w Chrystusie, który za nas cierpiał i przemienił nasze cierpienie w zwycięstwo. Wszystkie sakramenty zaczynają się czytaniami z Biblii. Ilość i długość czytań (oraz homilii i modlitw wstawienniczych) będzie zależeć od okoliczności. Obrzęd jest podobny do pierwszej części niedzielnej Mszy".

 
"Po litanii wstawienniczej kapłan kładzie ręce na głowie chorego. Razem ze wszystkimi obecnymi modli się po cichu o uzdrowienie. Następnie błogosławi Boga za dar oleju: «Boże wszelkiej pociechy... uczyń ten olej lekarstwem dla wszystkich, którzy są nim namaszczani; ulecz ich ciało, duszę i umysł i zachowaj ich od wszelkiego nieszczęścia». Potem kapłan namaszcza chorego poświęconym olejem. Najpierw robi na czole znak krzyża olejem mówiąc: «Przez to święte namaszczenie niech Pan w swej miłości i miłosierdziu wspomoże cię łaską Ducha Świętego». Wszyscy odpowiadają: «Amen». Kapłan poprosi, abyś wyciągnął do niego dłonie i namaści je znacząc znakiem krzyża: «niech Pan, który uwalnia cię od grzechu wybawi cię i podniesie». Wszyscy odpowiadają: «Amen». Pomocne może być potarcie rąk i modlitwa, tak, by w miarę jak olej będzie wnikał i koił skórę, uzdrowienie Chrystusa mogło przenikać i leczyć wszelką słabość lub dolegliwość".

 
I jeszcze kolejna zmiana! W minionych czasach kapłan mógł "warunkowo" namaścić i udzielić ostatniego namaszczenia osobie, która już zmarła – w ciągu ograniczonego czasu około trzech godzin. Było to rozsądne, ponieważ chory mógł umrzeć w czasie oczekiwania na przybycie kapłana i ponieważ nikt nie ośmielał się rozstrzygać, w którym konkretnie momencie dusza oddziela się od ciała (12). Obecnie, "kiedy kapłan zostanie wezwany do tych, którzy już umarli nie powinien on udzielać sakramentu namaszczenia. Zamiast tego, powinien się za nich pomodlić, prosząc Boga by wybaczył im grzechy i łaskawie przyjął ich do Królestwa". Można by sądzić, że jeśli nawet udzielający posługi osobiście nie wierzy w sakramentalne skutki obrzędu, to powinien go odprawić dla pocieszenia najbliższych krewnych. W każdym razie ci, którzy wierzą w skuteczność tego nowego obrzędu zrobią lepiej, jeśli wezwą go na czas.

 
Mimochodem warto przytoczyć opis nowego obrzędu dokonany przez Pawła VI. Według niego "na celebrację tego sakramentu składa się szczególnie włożenie rąk przez kapłana Kościoła, odmówienie modlitwy wiary i namaszczenie chorego olejem poświęconym Bożym błogosławieństwem". Ale nie powinno to budzić żadnych obaw, gdyż Paweł VI kontynuuje: "Obrzęd ten oznacza łaskę sakramentu i jej udziela". Mimo jego zapewnień można mieć całkiem uzasadnione wątpliwości czy nowy ryt udziela czegoś więcej niż tylko błogosławieństwa.

Nie powinno się uważać, że Kościół ma jakiekolwiek obiekcje wobec błogosławieństwa chorego. Rzeczywiście, rzymski rytuał zawiera trzy takie błogosławieństwa: istnieje rozbudowane błogosławieństwo relikwią prawdziwego Krzyża na cześć św. Benedykta i św. Maurycego i jest też "zwyczajne" błogosławieństwo zarówno dorosłych jak i dzieci (13). Jest to jeszcze jeden dowód na to, że nie było żadnej potrzeby zmiany Sakramentu w kolejną formę błogosławieństwa.

 Wracając do poważniejszych rozważań, zapamiętajmy, że żaden z nas nie może uniknąć możliwości znalezienia się w obliczu śmierci. Jeżeli mamy uwierzyć w "skutki" Sakramentu, to wypada byśmy również uwierzyli w potrzebę jego "ważności". Ważność z kolei wymaga pewnej integralności materii i formy, a stąd wypływa nasze prawo by ta integralność była zachowana przez Kościół, który został założony przez Chrystusa i Apostołów. Żaden tradycyjny katolik postawiony w sytuacji "in extremis" i proszący o kapłana, nie zgodziłby się na duchownego-baptystę – nawet jeśliby on wypowiedział właściwe słowa formy. A tymczasem tak w gruncie rzeczy, jaki jest pożytek z duchownego, który używa niepoprawnej i wątpliwej formy? Przychodzi w dodatku wyrazić wielkie zdziwienie przypatrując się nowemu gatunkowi duchownych, którzy w tak nieskrępowany sposób "igrają" sobie z tak potężnym Sakramentem. Udzielanie ostatniego namaszczenia musi być jednym z nadrzędnych i najbardziej satysfakcjonujących aspektów życia kapłana a ponadto czymś, w co z miłosierdziem i sprawiedliwością jest zobowiązany zaopatrywać wiernych. I cóż można sobie pomyśleć o "kościele", który oszukiwałby swych posłusznych i wiernych wyznawców, obrabowywałby ich z tej perły i odpłacał się powierzchownym błogosławieństwem? Doprawdy, żyjemy w niebezpiecznych czasach i sam świat znalazł się w sytuacji in extremis. Jeżeli nie zajmiemy stanowiska w takich sprawach, będziemy mieć niewielkie podstawy do zażalenia, gdy na łożu śmierci bez pomocy tych niezbędnych łask będziemy się przygotowywać do tego by stanąć przed obliczem naszego Pana i Sędziego.

 
Ks. Rama P. Coomaraswamy (2002)

 
Z języka angielskiego tłumaczył Mirosław Salawa

                                                                             http://www.ultramontes.pl/problemy_ostatnie_namaszczenie.htm

 
Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #7 : Luty 29, 2012, 17:00:22 »

Cytuj
udzielenie sakramentu w tradycyjnych okolicznościach sprawia, iż dla przyjmującego go człowieka oczywistym staje się fakt, że znalazł się w obliczu śmierci. Nie może już przed sobą dłużej ukrywać faktycznego stanu swej sytuacji. Zostaje on wprowadzony na pole bitwy i nie pozwala mu się na pogrążanie w jakimś łagodnie wspomaganym uśmierzającymi środkami śnie, w którym "wszystko będzie dobrze".
Cóż za waleczna retoryka  ? Nawet w stanie agonalnym nie dadzą człowiekowi spokoju eech .... Mrugnięcie
Nawet, gdyby człek potrafił wyzdrowieć - powiedzmy , że to taki przypadek extremis związany z chorobą - to się zaleca go nękać by nie pomyślał sobie czasem, że będzie dobrze .... ot miłość bliźniego.
Cytuj
Jeżeli mamy uwierzyć w "skutki" Sakramentu, to wypada byśmy również uwierzyli w potrzebę jego "ważności". Ważność z kolei wymaga pewnej integralności materii i formy, a stąd wypływa nasze prawo by ta integralność była zachowana przez Kościół,
Świetna definicja "Ważności" - krótko i węzłowato podane czemu - w ziemskim wymiarze, wobec żywych - ma służyć "ostatnie namaszczenie". To ważność Kościoła.

Cytuj
Żaden tradycyjny katolik postawiony w sytuacji "in extremis" i proszący o kapłana, nie zgodziłby się na duchownego-baptystę – nawet jeśliby on wypowiedział właściwe słowa formy
No i tu mamy "wisienkę na torcie". Ostatnie namaszczenie tak, ale nie przez baptystę ( o zgrozo !!  Zły ) Z tej wypowiedzi wynikałoby, że nie chodzi wcale o umierającego człowieka ,tylko o to ,kto ostatni paluch położy na stygnącym czole człowieka.
Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #8 : Luty 29, 2012, 18:32:04 »

A Ty myślałeś że o co chodzi? O podłączenie "sznureczka" po którym umierający pójdzie do właściwego egregora. Nie daj Bosze poszedł by do innego i straszna strata, uffff , co to, to nie!

Kiara Uśmiech Uśmiech
Zapisane
Strony: [1] |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.124 sekund z 18 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

rezerwat-mustangow x22-team szkolamagii playlifegames goldcraft