Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Kwiecień 29, 2024, 00:37:20


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: 1 [2] 3 |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Zdrada, niewiernosc- czy potrafisz przebaczyc.  (Przeczytany 22989 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
east
Gość
« Odpowiedz #25 : Marzec 12, 2010, 15:04:31 »

Piękne zdanie Janneth.
Napisałaś coś bardzo, bardzo ważnego według mnie  :
Cytuj
"Bo jeśli się kogoś kocha East, to niełatwo jest pozwolić mu odejść. I ja ze swojej strony deklaruję, że o miłość walczyłabym dopóki czułabym, że druga osoba mnie kocha "

Nigdy nie jest łatwo pozwolić drugiej osobie odejść.

W innym wątku o filmach pisałem kiedyś o filmie pt ŹRÓDŁO , Aronofskyego. Wspomnę tu o tym tylko dlatego, żeby troszkę zwizualizować to, jak ciężko jest  .. pozwolić drugiej osobie odejść i jak beznadziejną jest czasami walka o to, aby ją zatrzymać. Przewijającą się przez cały film frazą jest zdanie "Dokończ to ". Kiedy usilnie o coś / kogoś walczymy , ta walka wtedy przesłania nam nawet wartość tej osoby. Walczymy o SWOJĄ miłość, o WŁASNE wyobrażenie na temat tej miłości.
 
Pamiętam jeszcze skowyt duszy porzucony przez swoją pierwszą poważną, studencką miłość Uśmiech O jakież życie było okrutne Mrugnięcie
O jakże ja walczyłem - ale nic to nie dało. O jakże przeklinałem los, o  jakże ja cierpiałem... pamiętacie jeszcze siebie z tamtych czasów ?
Kto wtedy cierpiał ? Kto przeżywał ? Czy ten ktoś wygrał tą walkę ? A kto był przegranym ..?
Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #26 : Marzec 12, 2010, 15:05:02 »

Sztuka jest pokazywac wlasne zdanie , nie pomniejszajac osob posiadajacych odmienne.

Czy wszyscy juz poznali owa sztuke , czy sa juz artystami w jej wyrazaniu?

Kiara Uśmiech Uśmiech


ps. Trzeba stracic wszystko , zeby zrozumiec iz strata , tak naprawde jest zyskiem.

Kiedy pisze sie nowa historie , nie uzywa sie do tego juz zapisanej kartki, trzeba ja calkowicie wybielic. Bo gdy napiszesz na poprzednim zapisie to czytelny nie bedzie, ni nowy ni stary.

Czas "wybielania" bywa rozumiany , odczowany jako strata , a czy jest nia w rzeczywistosci?
To tylko mozliwosc postrzegania i zrozumienia wszystkich procesow , ktore zaistniec musza.


A ze mnie nie rozumiesz janneth , jeszcze nie... , bardzo wiele osob czytajacych to forum  nie rozumie toku moich mysli , tak jest w rzeczywistosci.
« Ostatnia zmiana: Marzec 12, 2010, 21:02:22 wysłane przez Kiara » Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #27 : Marzec 12, 2010, 15:11:17 »

East, całkowicie wypaczyłeś sens i przesłanie mojej wypowiedzi. Porównania są chybione, całkowicie nie przystające i nie odzwierciedlające tematu.
Jak już wspomniałem na wszystko jest czas i pora. Każdy etap związku ma swoje radości, prawa i obowiązki. Gdy zaczynamy w tym gmerać i przestawiać wedle własnego widzi mi się [a raczej: jak mi dobrze] to efekty są jakie są. Wyśmiewane są pewne porady, a potem odwraca się kota ogonem i próbuje wybielać. Idziemy na skróty a potem dorabiamy teorię. Jest bardzo dużo czasu aby powiedzieć: "pomimo, że coś do Ciebie czuję, pomimo, że chciałam - to jednak mi nie po drodze z Tobą będzie". Można to zrobić z całym szacunkiem dla siebie i innej osoby - ale !!! - trzeba się i wcześniej z szacunkiem odnosić - nie brnąć w kolejne etapy gdy nie zakończyło się pozytywnie jednych. Bierz tyle ile potrafisz oddać, np. nie jesteś pewien, że chciałbyś aby ta kobieta była matką Twoich dzieci? - nie brnij w pewną intymność i sytuacje które mogą doprowadzić do tego. Nie potrafisz jej tego obiecać? - to nie bierz. Pohamuj swoje zapędy w imię uczciwości i szacunku do drugiej osoby. Przecież to proste i dla przyzwoitego człowieka jak najbardziej akceptowalne. Nikt od nikogo nie wymaga składania deklaracji czy obietnic, nie wymusza ich - natomiast mamy pełne prawo oczekiwać, żeby składać je odpowiedzialnie i z dużym przemyśleniem. Nie chcesz składać? - nie składaj. Złożyłeś? - dochowaj. Nie dochowałeś - nie wciskaj górnolotnych bredni. Proste.

Jestem świadomy, że zdarza się nie dotrzymać obietnic ale wykażmy wtedy absolutne minimum przyzwoitości i nazywajmy rzeczy po imieniu: był egoistą, okłamał, oszukał. Nie chowajmy się za bezczelne i podłe* [tak, mocne słowo, ale sytuacje jest jeszcze "mocniejsza"]: "wiesz, nie będziesz ze mną szczęśliwa..." [szkoda, że mówi to po tym jak z nią zamieszkał, czerpał z jej intymności i uczuć przez dłuższy okres czasu, no i dlaczego nie chce dać jej tego szczęścia] czy "muszę dać Ci wolność, jestem Ci to winien..." [a co stoi na przeszkodzie aby w związku cieszyła się dobrze pojmowaną wolnością?].

Idę o zakład, że szczególnie te osoby które same tak naprawdę miały "potknięcia" w związku szczególnie chętnie i łatwo chowają się za takie obrazy i górnolotne słówka "miłość się skończyła", "trzeba iść dalej i rozwijać się". Jest to udowodnione naukowo i doświadczalnie. Szczególnie w przypadku osób kreujących się czy mających wygórowane mniemanie o swojej wspaniałości i rozwoju. Za nic nie przyznają się do własnej porażki - zawsze będą chcieli szukać wykrętów, nawet tych karkołomnych. I to jest właśnie żałosne.

Natomiast zarzucanie mojej postawie oznak egoizmu jest co najmniej niezrozumiałe.

edit:
*zmiana skurw...kie na podłe
« Ostatnia zmiana: Marzec 12, 2010, 15:30:37 wysłane przez arteq » Zapisane
janneth

Skryba, jakich mało


Punkty Forum (pf): 23
Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 1642



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #28 : Marzec 12, 2010, 15:20:08 »

A ze mnie nie rozumiesz janneth , jeszcze nie... , bardzo wiele osob czytajacych to forum  nie rozumie toku moich mysli , tak jest w rzeczywistosci.

Ja się po prostu nie zgadzam z twoją opinią Kiaro. Nie mów więc proszę, że cię nie zrozumiałam, bo zrozumiałam. I to w moim mniemaniu - bardzo dobrze. Jestem tu na forum już wystarczająco długo, żeby poznać poglądy wielu użytkowników, w tym także twoje.
I doskonale wiem też, że zawsze gdy napotykasz na przeszkodę w postaci "ktoś ma inne zdanie od mojego" wmawiasz mu, że on jeszcze nie rozumie, że na niego jeszcze za wcześnie, że nie czas, ale kiedyś na pewno otworzy oczy... I gdzie tu to, co mówisz:

Sztuka jest pokazywac wlasne zdanie , nie pomniejszaja osob posiadajacych odmienne.

W pierwszej kolejności wymagaj od siebie. Pokaż innym, że można.
Zapisane

The Elum do grieve
The oak he do hate
The willow do walk
if ye travels late.
Thotal
Gość
« Odpowiedz #29 : Marzec 12, 2010, 15:36:17 »

Niektórym wydaje się, że siłą swej osobowości mogą kształtować życie innej istoty, ciągłą walkę o dominację nazywają "ewoluowaniem" miłości, a tak na prawdę wciskają swojego partnera w "kozi róg".

Wielu wywinie się od manipulacji, wielu zgodzi się na nią dla "dobra" małżeństwa dzieci i opinii publicznej, ilość rozwodów jednak dobitnie świadczy, że wolność dla człowieka jest równie ważna co miłość. Ludzie rozwodzą się, bo nie wiedzą co to jest miłość, nie nauczyli się szacunku, wynoszą z domów rodzinnych walkę o dominację i strach. Temat rzeka...


Pozdrawiam - Thotal Uśmiech
Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #30 : Marzec 12, 2010, 16:28:41 »

Ateq napisał  :
Cytuj
Za nic nie przyznają się do własnej porażki - zawsze będą chcieli szukać wykrętów, nawet tych karkołomnych. I to jest właśnie żałosne.
Każdy patrzy na życie przez taki filtr, jaki jest mu dostępny. Porażka .. wykręty ,.. podłość* ( z odnośnikiem to Twojego wyjaśnienia Arteq ) oszustwo, kłamstwo, hańba, wstyd , wykręty.., tam białe , a tu czarne. Konik, szabelka i naprzód rycerzyki  Uśmiech
I tak całe życie stawiamy granice, szarpiemy siebie i innych. O pardon - nazywamy rzeczy po imieniu , bo mamy jedynie słuszną rację i nigdy się nie ,mylimy. Po świecie chodzą anioły, albo oszuści i złodzieje. Tertium non datur.
ETAPY !! - jakże to proste, jak w grze komputerowej - nie ukończyłeś levela - dalej nie przechodzisz. Gdybyż tak w życiu było proste wszystko , jak w grze. Tam jest czarny charakter, a tu jest mój biały.
Podjąłeś zobowiązanie więc przekroczyłeś level, po którym już nie ma prawa NIC  się zmienić ?
A co jeśli sytuacja nagle się komplikuje ? W pewnym momencie świat dookoła Ciebie, na tym nowym levelu , nie zachowuje przewidująco. Dochodzą wymiary, których wcześniej tam nie było. Zwykła przyczyna i skutek już niczego nie wyjaśniają. Chciałbyś kogoś obwinić, nazwać oszustem, ale wiesz, że to nie takie proste. Mógłbyś zwalić wszystko na karb własnej winy , ale NIE CZUJESZ SIĘ WINNY. Stare wzorce usilnie szukają winnych, dopominają się , by wszystko jednoznacznie nazwać , określić, a jeśli sam nie wiesz już o co chodzi , to oddajesz sprawę innym - niech SĄD racje rozstrzygnie. To jest właśnie brak odpowiedzialności za swoje czyny , własne myśli , za siebie i swoją postawę, kiedy człowiek zagubi się, zapętli się w swoim "ja".
Piszę o tym , czego sam doświadczyłem, o tym jak ja sam się czułem, o tym, jak musiałem nauczyć się wyjść ze swojego "ego", aby rozpoznać i przyjąć odpowiedzialność.
Żeby było jasne Arteq - niczego Ci nie zarzucam. Ty masz swoją perspektywę , swój ogląd. Ja swój. Rozumiem ich relatywność, bo w obu odnajduję siebie. Mam nadzieję, że Ty również dostrzegasz relatywność. Egoizm łatwo się dostrzega u innych, gdy tymczasem wszyscy go posiadamy. Egoizm jest tym, co nas odróżnia od siebie na wzajem, chociaż można, przy odrobinie dobrej woli dostrzec, że jest on iluzoryczny. Wystarczy przestać nazywać, wyzywać i obnażać innych, dlatego że samemu nie chciałoby się zostać tak potraktowanym. Staram się traktować drugiego człowieka jak siebie samego. Jeśli chce odejść - jest wolny. Zaproszę ją kiedyś na pokaz swojego "szydełkowania" Uśmiech .
Ona/on  - To inny ja.
"cokolwiek uczyniliście braciom moim najmniejszym  - mnie żeście uczynili "
Cokolwiek uczynisz komukolwiek - to sobie uczyniłeś. To siebie nazwałeś po imieniu. To siebie oceniłeś. Walczysz o każdy dzień - to ze sobą walczysz cały czas.

Człowiek zwykle sądzi, że tak bardzo kocha , że uuuuch!- bardziej już nie można. Przecież tak się stara. W lot rozpoznajemy wszystkie potencjalne zagrożenia.  A tu na przykład druga "połówka" po latach małżeństwa spotyka miłość swojego życia. Rozumieją się bez słów, kontaktują po kryjomu, "coś" między nimi zaiskrza. Atmosfera robi się "elektryczna". Co wtedy robisz ?
Zwykle ktoś musi za to "beknąć" - zwykle ta druga osoba. A może sam siebie zaczynasz obwiniać ? Nie byłem dość dobry  - za słabo się starałem ... Co jeszcze zrobi twoje ego w imię miłości własnej ? Dlaczego nie pozwolić miłości być miłością nawet kosztem siebie samego ?

pozdrawiam
East "żałosny" Mrugnięcie

« Ostatnia zmiana: Marzec 12, 2010, 16:29:33 wysłane przez east » Zapisane
Thotal
Gość
« Odpowiedz #31 : Marzec 12, 2010, 17:03:23 »

Dobrze rozumiana ewolucja miłości...
http://www.sfora.pl/Meza-tez-mozna-wytresowac-Jak-psa-a17989


Pozdrawiam - Thotal Uśmiech
Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #32 : Marzec 12, 2010, 19:21:20 »

Ależ wielokrotnie twierdziłem, że właśnie życie człowieka to nie gra komputerowa, nie da się nagle rozpocząć go od nowa [jak twierdzą zwolennicy reinkarnacji].
Tak, uważam, że jeżeli ktoś do czegoś po prostu nie dorósł to nie powinien się w to pchać - szczególnie jeżeli w ten sposób mógłby poharatać inne osoby, np. zostanie ojcem może być piękne dla dojrzałego mężczyzny a traumą dla nastolatka, dlaczego? Bo po prostu nastolatek nie dorósł, wszedł w coś czego konsekwencji nie może udźwignąć, ale przecież słyszał, że miłość jest taka piękna, bliskość cudowna... Zmydlono oczy.
Zarówno zagrożenia jak i korzyści powinniśmy jasno artykułować - dla własnego i innych dobra.

Nie wiem co bym zrobił gdyby okazało się, że żona spotyka "drugą" połówkę. Długo upewnialiśmy się, że to my jesteśmy dla siebie tymi połówkami i robię wiele - i to z nieskrywaną radością - aby tak było. Rozumiemy się bez słów, łapiemy myśli i odczucia w lot, uwielbiamy ze sobą rozmawiać i spędzać razem czas... i tak od 11 lat małżeństwa. Jestem świadomy nad czym muszę jeszcze popracować i cieszę się, że ta praca raczej się nie skończy - uwielbiam przy niej stawać się coraz lepszym.

Według mnie ilość rozwodów spowodowana jest właśnie bardziej egoistycznym podejściem ludzi do siebie jak i do życia. Sięganiem zbyt wcześnie po pewne rzeczy które z tego powodu się dewaluują i już później nie cieszą tak jak powinny, powszednieją. Zamiast czekać i pielęgnować ludzie chcą mieć wszystko już i teraz.
Dookoła nam wiele przykładów dozgonnego życia ludzi którzy sobie to ślubowali - byli ze sobą w radościach, kłopotach czy nawet kłótniach, bo zdawali sobie sprawę z tego co życie niesie i byli wobec siebie uczciwi. Nie widziałem aby również musieli się ze sobą męczyć...

Nie rozumiem Thotal skąd u Ciebie taki upór aby sugerować, że u mnie w związku [lub osób o podobnych poglądach] żona musi być tłamszona, manipulowana czy wpędzana w kozi róg? Czy też jest w rodzinie/związku bo dzieci... Z czym masz problem?
No właśnie - tyle rozwodów - wśród boskich ludzi, wśród ludzi którzy są coraz bardziej uduchowieni...
Według mnie bo nasłuchali się bredni, bo zostali oszukani przez złudne wizje i porady.
« Ostatnia zmiana: Marzec 12, 2010, 19:24:11 wysłane przez arteq » Zapisane
Inteluminatis
Gość
« Odpowiedz #33 : Marzec 12, 2010, 21:21:38 »

Sztuka jest pokazywac wlasne zdanie , nie pomniejszaja osob posiadajacych odmienne.

Czy wszyscy juz poznali owa sztuke , czy sa juz artystami w jej wyrazaniu?

Kiara Uśmiech Uśmiech


ps. Trzeba stracic wszystko , zeby zrozumiec iz strata , tak naprawde jest zyskiem.

A ze mnie nie rozumiesz janneth , jeszcze nie... , bardzo wiele osob czytajacych to forum  nie rozumie toku moich mysli , tak jest w rzeczywistosci.

Teraz już wszyscy rozumieją tok twoich myśli, bo już każdy wie jaka jesteś naprawdę, a w rzeczywistości może być tak, że to Janneth ma rację podobnie jak "bardzo wiele osób czytających to forum", a to ty nie rozumiesz ich toku myśli. Istnieje też inna strona Twojego własnego odbicia i tego co tworzysz i możliwe, że to on jest rzeczywistym i prawdziwym obrazem Twojej własnej odsłony. Każdy medal ma dwie strony.

Jest to podstawą zrozumienia - "jeśli Ty ją prawdziwie rozumiesz, to wiesz, że i ona Ciebie rozumie i tylko na takiej zasadzie to polega" i jest to powszechną i uniwersalną regułą jedności w "świecie ducha" nas wszystkich.


*świat duchowy - sfera myśli, uczuć i emocji, które istnieją na "innej" płaszczyźnie egzystencji.

*innej - tej, która jest w Tobie i Tobą samą i to już pozostawiam wszystkim do przemyślenia i zrozumienia tego.



*To taki mój słowniczek szkolny Kiaro Mrugnięcie

Mnie również to się tyczy.

Dziękuję ślicznie






Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #34 : Marzec 12, 2010, 21:28:25 »

No coz , jezeli chcesz cokolwiek rozwazac janneth w kategoriach lepsze gorsze to rozwazaj , widac tego potrzebujesz.

Ja dyskutuje o odmiennosci , ktora istnieje i istniec bedzie , gdyz nie jestesmy idetyczni ni zewnetrznie , ni wewnetrznie.A co za tym idzie reprezetujemy inne poziomy ogladu zdarzen , oraz rozwiazywania zagadnien z nasza wiedza.

Co dla Ciebie jeszcze jest norma , dla mnie juz ie jest. Tam gdzie jest milosc i wolnosc , istnieje rowniez akceptacja wyborow innych ludzi bez oceniania ich, oceniac mozna sytuacje w kategoriach czy jest moim zdaniem dla mnie dobra , czy mnie buduje , czy pomniejsza?
Zatrzymywanie kogos obok siebie , tylko dlatego iz ja go kocham ( a on/ona mnie nie ) , jest czystym egoizmem , wlasna maloscia , oraz ograniczniem komus prawa do wolnosci.

Milosc takich rzeczy nie czyni, jezeli kogos kochasz naprawde , to jego wybory , jego szczescie , usmiech , sa rowniez twoim szczesciem i radoscia. Takie decyzje nalezy podejmowac ( zwrot wolnosci komus , wyjscie z kontraktu)z milosci do kochanej osoby , a nie z nienawisci , bo mnie  zostawia.

Przeciez matka nie ogranicza wolnosci dorastajacego dziecka , przeciez pomimo iz znajduje inna ukochana osobe , ona je kocha i obdarowywuje wszystkim co najlepsze.Zazwyczaj nie nienawidzi za to dziecko ze dorasta i uklada sobie samodzielne zycie z kims innym. Milosc to milosc , w niej jest radosc ze szczescia ukochanej osoby.
A czym roznia sie relacje na poziomie uczuc , mata dziecko , od partnerskiego?
I w jednym i drugim chciec powinnismy dobra i szczescia osoby , ktora kochamy , czy powinnismy ja nienawidziec za to iz spotkala kogos z kim bedzie jeszcze bardziej szczesliwa?

Nienawisc do partnera z powodu rozstania swiadczy o  niedojzalosci  uczuciowej osoby ktora nienawidzi i zlorzeczy.
Taka sytuacja jest tylko lustrem dla naszego mniemania o sobie.

Ale , tak naprawde jest to bardzo dluga droga poznawania siebie na tle zdarzen i zrozumienia tego iz prawdziwa milosc nigdy , ale to nigdy nie czyni niczego co moglo by kogos zranic.
Kiara Uśmiech Uśmiech
« Ostatnia zmiana: Marzec 12, 2010, 21:30:28 wysłane przez Kiara » Zapisane
Inteluminatis
Gość
« Odpowiedz #35 : Marzec 12, 2010, 22:04:33 »

No coz , jezeli chcesz cokolwiek rozwazac janneth w kategoriach lepsze gorsze to rozwazaj , widac tego potrzebujesz.

Ja dyskutuje o odmiennosci , ktora istnieje i istniec bedzie , gdyz nie jestesmy idetyczni ni zewnetrznie , ni wewnetrznie.A co za tym idzie reprezetujemy inne poziomy ogladu zdarzen , oraz rozwiazywania zagadnien z nasza wiedza.

Co dla Ciebie jeszcze jest norma , dla mnie juz ie jest. Tam gdzie jest milosc i wolnosc , istnieje rowniez akceptacja wyborow innych ludzi bez oceniania ich, oceniac mozna sytuacje w kategoriach czy jest moim zdaniem dla mnie dobra , czy mnie buduje , czy pomniejsza?
Zatrzymywanie kogos obok siebie , tylko dlatego iz ja go kocham ( a on/ona mnie nie ) , jest czystym egoizmem , wlasna maloscia , oraz ograniczniem komus prawa do wolnosci.

Milosc takich rzeczy nie czyni, jezeli kogos kochasz naprawde , to jego wybory , jego szczescie , usmiech , sa rowniez twoim szczesciem i radoscia. Takie decyzje nalezy podejmowac ( zwrot wolnosci komus , wyjscie z kontraktu)z milosci do kochanej osoby , a nie z nienawisci , bo mnie  zostawia.

Przeciez matka nie ogranicza wolnosci dorastajacego dziecka , przeciez pomimo iz znajduje inna ukochana osobe , ona je kocha i obdarowywuje wszystkim co najlepsze.Zazwyczaj nie nienawidzi za to dziecko ze dorasta i uklada sobie samodzielne zycie z kims innym. Milosc to milosc , w niej jest radosc ze szczescia ukochanej osoby.
A czym roznia sie relacje na poziomie uczuc , mata dziecko , od partnerskiego?
I w jednym i drugim chciec powinnismy dobra i szczescia osoby , ktora kochamy , czy powinnismy ja nienawidziec za to iz spotkala kogos z kim bedzie jeszcze bardziej szczesliwa?

Nienawisc do partnera z powodu rozstania swiadczy o  niedojzalosci  uczuciowej osoby ktora nienawidzi i zlorzeczy.
Taka sytuacja jest tylko lustrem dla naszego mniemania o sobie.

Ale , tak naprawde jest to bardzo dluga droga poznawania siebie na tle zdarzen i zrozumienia tego iz prawdziwa milosc nigdy , ale to nigdy nie czyni niczego co moglo by kogos zranic.
Kiara Uśmiech Uśmiech

Czy ta wypowiedź jest również czymś w stylu - nie rozumiesz mnie? Mrugnięcie

Rozumiem Cię Uśmiech

Polega to na tym, że jak każdy użytkownik tego forum, piszesz nam o czymś co zawsze wolno Ci tutaj powiedzieć Uśmiech

W końcu masz takie samo prawo do korzystania z niego, jak każdy inny jego zarejestrowany użytkownik, który logując się wpisując uprzednio swoje dane personalne, klika na dowolny temat w danym dziale i odpowiada na istniejący wątek, w którym poruszona jest rozmowa, na jaki w nim mowa. Uśmiech
« Ostatnia zmiana: Marzec 12, 2010, 22:29:48 wysłane przez Inteluminatis » Zapisane
janneth

Skryba, jakich mało


Punkty Forum (pf): 23
Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 1642



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #36 : Marzec 12, 2010, 22:06:53 »

No coz , jezeli chcesz cokolwiek rozwazac janneth w kategoriach lepsze gorsze to rozwazaj , widac tego potrzebujesz.

Nie robię drugiemu, co mnie niemiłe. I jeśli wierzysz w karmę, to doskonale zdajesz sobie sprawę, że co zasiejesz to zbierzesz. Temat tego wątku nie traktuje o tym, jak się uporać ze zdradą i dać człowiekowi odejść. A ty właśnie w ten sposób do tego podeszłaś.
Rozumiem więc, że jeśli kiedykolwiek (czego ci nie życzę, bo to ból niemiłosierny) twój ukochany postawi cię przed faktem dokonanym i powie: "Kochanie, miałem skok w bok", to ty już nie będziesz się zastanawiać nad tym, czy mu wybaczyć i żyć z nim dalej. Prosto z mostu powiesz, żeby sobie poszedł precz, bo całkowicie szanujesz jego wolną wolę i wybór jakiego dokonał zdradzając cię z inną.

Myślę, że nie o to do końca chodziło autorowi wątku. Jest zadane proste pytanie - czy potrafisz przebaczyć zdradę?
Nie wiem, czy zauważyłaś co napisałam, pozwól że te słowa ponownie zacytuję:

Bo jeśli się kogoś kocha East, to niełatwo jest pozwolić mu odejść. I ja ze swojej strony deklaruję, że o miłość walczyłabym dopóki czułabym, że druga osoba mnie kocha.

Czasami (choć to chyba jeszcze bardziej bolesne) jest tak, że ukochany mówi, że cię zdradził, bo... Choć to trywialnie zabrzmi - kocha cię i szanuje. Czuje się z tym, co zrobił źle, ale wie że nie może cofnąć czasu. Nie ma już szansy postąpić odwrotnie, choćby nawet bardzo chciał. Są osoby, które kochają tak mocno, że wybaczą (może nie zapomną, ale wybaczą) i będą stawały na głowie, żeby ten związek, ta miłość nad którą oboje przecież pracowali, trwała nadal. Ja nie wiem jak bym postąpiła i obym nigdy nie musiała stanąć przed takim wyborem. Ale jestem przekonana, że gdybym mimo wszystkich przeciwności losu i kłód rzucanych pod nogi, nadal czuła, że on mnie kocha, to bym zacisnęła zęby i próbowała załatać tą dziurę. I nie jest to ingerencją w wolną wolę.
Dla ciebie zaś zdrada jest już podjętym wyborem, decyzją. Ty wówczas byś odpowiedziała: "szanuję twoją wolną wolę i pozwalam ci odejść". Nie rozpatrujesz tego głębiej, nie myślisz że może być wiele kombinacji takiego wydarzenia. Dla ciebie jest czarno na białym i posługując się jedną prostą jak drut zasadą, możesz skrzywdzić siebie i ukochaną osobę.

Nie oceniam cię, choćbym mogła i może nawet chciała. Po prostu pokazuję ci, że ludzie są bardzo różni. Bardziej niż widocznie ci się wydaje. I każdy ma prawo do własnego zdania, do podejmowania własnych decyzji. Ty pisząc do mnie słowa:

A ze mnie nie rozumiesz janneth , jeszcze nie... , bardzo wiele osob czytajacych to forum  nie rozumie toku moich mysli , tak jest w rzeczywistosci.

dajesz mi dobitnie do zrozumienia, że to twój pogląd jest właściwy, że kiedyś i ja do niego dorosnę i będziemy wspólnie roztkliwiać się nad wolną wolą naszych ukochanych. Może i masz rację. Tylko krowa zdania nie zmienia. Nie wiem, co będę myślała za rok czy dwadzieścia... Ale wiem na pewno, że nigdy nie powiem osobie, która się ze mną nie zgadza i ośmiela mieć własne zdanie, że jeszcze nie dorosła do widzenia świara moimi oczyma.
Zapisane

The Elum do grieve
The oak he do hate
The willow do walk
if ye travels late.
Inteluminatis
Gość
« Odpowiedz #37 : Marzec 12, 2010, 22:23:34 »

No i widzisz Kiara takie życie  Uśmiech
Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #38 : Marzec 12, 2010, 22:32:24 »

" Może i masz rację. Tylko krowa zdania nie zmienia. Nie wiem, co będę myślała za rok czy dwadzieścia... Ale wiem na pewno, że nigdy nie powiem osobie, która się ze mną nie zgadza i ośmiela mieć własne zdanie, że jeszcze nie dorosła do widzenia świara moimi oczyma. "janneth

Takie jest Twoje zdanie na ten temat , moje jest inne. Dyskutowalismy w tym temacie rowniez o zgodzie na rozstanie w przyjazni i zrozumieniu woli drugiego czlowieka , gdy uczucia jednej ze stron sie "wypalily".

Wybaczenie to jeden aspekt , tej dyskusji a zgoda partnera na rozstanie z milosci do siebie i niego to drugi aspekt.

Jeszcze raz , prosze odnosic sie do tresci dyskusji i jej oceniania a nie moich domniemanych decyzji w takich sytuacjach.

Kiara Uśmiech Uśmiech
Zapisane
Inteluminatis
Gość
« Odpowiedz #39 : Marzec 12, 2010, 22:37:11 »

No i widzisz Janneth takie życie Uśmiech
Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #40 : Marzec 12, 2010, 22:49:20 »

Przeciez matka nie ogranicza wolnosci dorastajacego dziecka , przeciez pomimo iz znajduje inna ukochana osobe , ona je kocha i obdarowywuje wszystkim co najlepsze.Zazwyczaj nie nienawidzi za to dziecko ze dorasta i uklada sobie samodzielne zycie z kims innym. Milosc to milosc , w niej jest radosc ze szczescia ukochanej osoby.
A czym roznia sie relacje na poziomie uczuc , mata dziecko , od partnerskiego?

Przecieram oczy ze zdumienia bo nie wierzę. Jak można porównywać i stawiać znak równości pomiędzy odejściem dziecka z domu [no do kogo? - właśnie, do męża, żony] do porzucenia tejże żony czy męża? Przecież po to staramy się wychowywać tak dzieci aby były w życiu dobre i szczęśliwe, aby mogły założyć, a nie rozbić rodzinę. Porównanie jest absurdalne. Czy matka wychowuje dziecko "dla siebie"? Nie. Czy wchodząc w związek pielęgnujesz go dla ukochanej osoby i siebie? Tak.

Jest ponadto napisane: "dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem", próżno szukać zapisów, że "rozerwie to jedno ciało aby być z innym"...
Zapisane
Leszek
Gość
« Odpowiedz #41 : Marzec 12, 2010, 23:45:48 »

No i widzisz Janneth takie życie Uśmiech
Nie Itel... życie jest dokładnie odwrotne...
Tylko niektórzy po prostu je wykoślawiają...


« Ostatnia zmiana: Marzec 12, 2010, 23:51:16 wysłane przez Leszek » Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #42 : Marzec 13, 2010, 01:15:31 »

Arteq napisał
Cytuj
No właśnie - tyle rozwodów - wśród boskich ludzi, wśród ludzi którzy są coraz bardziej uduchowieni...
Według mnie bo nasłuchali się bredni, bo zostali oszukani przez złudne wizje i porady.

Rozwód wcale nie oznacza jakiejś tragedii. Nie oznacza, że ktoś został oszukany przez jakieś wizje czy porady. Wizje czy porady mają tu najmniej do uczynienia. Takie sprawy są zawsze bardzo konkretnie osadzone w indywidualnej sytuacji życiowej i w konkretnych powodach. Poczucie "uduchowienia" może Ci jedynie pomóc przez to przejść bez tragedii , strachu czy też nienawiści. Wydaje się, że jedyne, czego możesz być w miarę pewien to swoje  własne słowa i odpowiedzialność, która za nimi stoi.
Wypowiadając zdanie ""szanuję twoją wolną wolę i pozwalam ci odejść"-  jeśli zechcesz, bym dodał. Nie oznacza to od razu podjęcia wyboru. To jest określenie swojego stanowiska, tego z czym się liczysz , ale równie ważne jest to, czego chce Partner. Bo może wcale nie chce odejść. Wszystko da się jakoś poskładać, jeśli taka jest wola obojga skłaniająca ich ku byciu razem. Lecz jeśli jej nie ma u jednej z osób, to na nic lament i bicie piany, czy powoływanie się na Umowę sprzed iluś tam lat. Na nic roztrząsanie słów i dzieleniem ich na czworo .
Problem rozwodów wśród  ludzi, którzy czują się uduchowieni może polegać na tym, że oni nie walczą o swoje , bo ... nic do nich nie należy. Miłością obdarowujesz dlatego, że kochasz. Tu nie ma warunku oczekiwania w zamian , bo to nie jest handel wymienny. Moim zdaniem ważne jest wyrażenie przebaczenia zdrady czy niewierności, przy takich okazjach dlatego, że wtedy dokonuje się uwolnienie siebie i partnera od przyczyny konfliktu. Para może wtedy zbudować swoje życie na nowo, każde z osobna, albo nawet znowu razem. W tym drugim przypadku, uważam, musiałoby to być przebaczenie do końca prawdziwe przez co rozumiem nie rozdrapywanie przy każdej kłótni zadawnionych ran.
Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #43 : Marzec 13, 2010, 01:36:25 »

Zycie ludzi jest takie i tylko takie jakim systemem wartosci czlowiek  je  zbuduja.

Zycie nie jest zbudowane z superlatyw wlasnych a bledow cudzych , wrecz odwrotnie. Z bledow wlasnych a superlatyw cudzych.

Sztuka jest tylko ta kolejnosc  zauwazyc.

Kiara Uśmiech Uśmiech
« Ostatnia zmiana: Marzec 13, 2010, 01:37:38 wysłane przez Kiara » Zapisane
ptak
Gość
« Odpowiedz #44 : Marzec 13, 2010, 02:19:25 »

Nie Itel... życie jest dokładnie odwrotne...
Tylko niektórzy po prostu je wykoślawiają...

Jeśli o życiu już mowa, to przejawia się ono w każdym możliwym wariancie. I to my je tworzymy zgodnie z własnymi wyborami, zgodnie z tym, co nam w duszy gra.
Podstawą wchodzenia z kimś w związek jest na ogół obopólna miłość. To ona stanowi o wyjątkowości związku, jest jego fundamentem i fenomenem. Gdy miłość wygasa, związek traci swoją wyjątkowość, staje się układem. Można następnie układ modyfikować wg własnych lub wspólnych potrzeb, można poświęcić się dla drugiej osoby, rodziny. Będzie to rezygnacją z wyjątkowości dalszego przeżywania życia we dwoje. Rezygnacją również w jakiejś części z siebie samego.
Nie dajemy już tego, co najcenniejsze…
Tęsknota jednak do wyjątkowości przeżywania pozostaje. Nie da się siebie oszukać.

Czy słuszna jest rezygnacja z siebie dla zaspokojenia „potrzeb” partnera? Czy właściwe jest opuszczenie partnera wbrew wcześniejszym obietnicom? Czy uzasadnione jest trwanie w martwym uczuciowo związku?
Każdy wybierze wg własnej skali wartości. I każdy zapłaci cenę za niewłaściwy wybór. Choć tak naprawdę, każdy wybór będzie właściwy, bo wynikający z własnych na dany czas możliwości i dający szansę na głębsze zrozumienie siebie. Zaś bolesność doświadczenia świadczyć będzie o pozostawaniu z sobą samym w dysharmonii…
« Ostatnia zmiana: Marzec 13, 2010, 11:37:23 wysłane przez ptak » Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #45 : Marzec 13, 2010, 10:56:57 »

Rozwód wcale nie oznacza jakiejś tragedii. Nie oznacza, że ktoś został oszukany przez jakieś wizje czy porady. Wizje czy porady mają tu najmniej do uczynienia.
Zaskakujecie mnie coraz bardziej? Jak to rozwód nie jest tragedią? Czyli co? Mamy to rozpatrywać w kategoriach rozlanego mleka? To teraz naprawdę mnie nie dziwi skąd tyle rozwodów - jeżeli takie poglądy reprezentują rozwodzący się. Otóż zawsze rozwód jest tragedią, zawsze czyjeś uczucia na tym cierpią, zawsze oznacza to czyjś smutek i łzy, cierpienie - no ale jak rozumiem to też nie jest żadną tragedią... DZieci też zapewnie są zadowolone gdy rodzice się rozstają, wszak rozwód to żadna tragedia... Litości.
Nie znam żadnej szczęśliwej pary która rozwodząc siębyłaby zadowolona i szcześliwa - Ty znasz? Bo jeżeli nie to wypisujesz brednie.
 
Wypowiadając zdanie ""szanuję twoją wolną wolę i pozwalam ci odejść"-  jeśli zechcesz, bym dodał.
Powiedz to dzisiaj swojej żonie [jeżeli takową masz] i zaczekaj i obserwuj jej reakcję. Czy - z drugiej strony - ona powiedziałaby Ci "odchodzę, znalazłam szczęście" to również nie odczuwałbyś tego jako tragedię? Powiedziałbyś jedynie "OK, Twój wybór"? W takim razie dlaczego tak cierpiałeś po opisanym wcześniej przez Ciebie młodzieńczym zawodzie miłosnym, skoro to żadna tragedia? A jak rozumiem nie była to Twoja żona, nie mieliście dzieci... Oba stanowiska wzajemnie się wykluczają.

Lecz jeśli jej nie ma u jednej z osób, to na nic lament i bicie piany, czy powoływanie się na Umowę sprzed iluś tam lat. Na nic roztrząsanie słów i dzieleniem ich na czworo.
Zobacz jak niby sprytnie chcesz zdewaluować, pomniejszyć znaczenie przysięgi małżeńskiej i dnia który wiele osób określa jako najważniejszy dzień w życiu - używasz określenia "umowa", stawiasz na jednej półce z umową o kupno telewizora na raty czy wywóz śmieci... Otóż ja nie opieram swojego małżeństwa na tego typu "umowie". Opieram je na złożonej przysiędze która była jasnym i publicznym potwierdzeniem tego wszystkiego co wcześniej mówiłem żonie [wcześniej dziewczynie, nieco później narzeczonej]. Tę przysięgę - tylko w mniej uroczystej formie składam i potwierdzam każdego dnia - przynajmniej tak się staram.
I jeszcze mała uwaga: widzę, że na linię argumentacji przyjęliście "czy da się kogoś zatrzymać na siłę" i to staracie się udowodnić - dla mnie nie musicie, bo potwierdzę, że na siłę nie można nikogo zatrzymać. Natomiast wątek ściślej dotyczy zagadnienia zdrady - czyli niedotrzymania słów i obietnic. I co reprezentują sobą osoby które przed tym uciekają bądź tego nie dochowały, jak pewne zachowania należy po prostu określić, bez uciekania się w piękne słówka.
A to, że ktoś okazał się kłamcą [niedotrzymanie danego słowa to kłamstwo i nie podlega to żadnej dyskusji] i ucieka ze zwiazku, nie oznacza, że druga osoba z tego związku też jest nieuczciwą.
Zapisane
wiki
Gość
« Odpowiedz #46 : Marzec 13, 2010, 12:00:07 »

Cytuj
Zaskakujecie mnie coraz bardziej? Jak to rozwód nie jest tragedią? Czyli co? Mamy to rozpatrywać w kategoriach rozlanego mleka? To teraz naprawdę mnie nie dziwi skąd tyle rozwodów - jeżeli takie poglądy reprezentują rozwodzący się. Otóż zawsze rozwód jest tragedią, zawsze czyjeś uczucia na tym cierpią, zawsze oznacza to czyjś smutek i łzy, cierpienie - no ale jak rozumiem to też nie jest żadną tragedią... DZieci też zapewnie są zadowolone gdy rodzice się rozstają, wszak rozwód to żadna tragedia... Litości.
Nie znam żadnej szczęśliwej pary która rozwodząc siębyłaby zadowolona i szcześliwa - Ty znasz? Bo jeżeli nie to wypisujesz brednie.


Powiedz to jej.......




10-letnia dziewczynka uciekła od męża.
Najmłodsza rozwódka świata.

Co powiecie na widok młodej rozwódki, która z zachwytem opowiada, że cały dzień spędziła rzucając w innych śnieżnymi kulkami? Dziwne hobby jak na stateczną eks-mężatkę? Niekoniecznie. Pochodząca z Jemenu Nujood Ali ma bowiem dopiero 10 lat i jest najmłodszą rozwódką na świec


Jemenu Nujood Ali 10 lat i jest najmłodszą rozwódką na świecie fot. AP / Jason DeCrow

Została, z woli swojego ojca, poślubiona trzykrotnie starszemu mężczyźnie, pierwszy raz ujrzanemu w dniu ślubu. Noc poślubna minęła bez sensacji: panna młoda spędziła ją w towarzystwie rodziców i piętnaściorga rodzeństwa.

Niestety, małżeństwo nie było sielanką. Nujood padała ofiarą gwałtów i rękoczynów, postanowiła więc zakończyć związek. Uciekinierka samodzielnie pojechała do stolicy kraju, gdzie pojawiła się na sali sądowej i usiadła cichutko w kącie. Dopiero gdy budynek opustoszał w czasie przerwy na lunch, zauważył ją sędzia. Zapytana, po co przyszła, odparła "chcę się rozwieść". Mężczyzna zabrał ją do swojego domu
 i zachęcił, by pobawiła się z jego 8-letnią córką. Następnego dnia powódka dostała rozwód.

Historia nie zakończyła się w tym azjatyckim państwie. Dziewczynka stała się gwiazdą wielu artykułów, a "Glamour" przyznał jej tytuł kobiety roku. Wystawna ceremonia ozbyła się na Manhattanie, a gośćmi były między innymi Hillary Clinton i Condoleezza Rice.

uh
Time
źródło: dziennik.pl
http://nedds.pl/topic/162855-10-letnia-dziewczynka-uciekla-od-meza/


i jej też......

http://www.efakt.pl/Uciekla-od-meza-tyrana,artykuly,48658,1.html



Ludzie czy nie widzicie, że punk widzenia zależy od punktu siedzenia, błagam nie generalizujecie tak jak to robi na swoim przykładzie Arteq, cieszę się, że jesteś wspaniałym mężem i przykładem w swojej okolicy, ale nie wszyscy są tak doskonali jak Ty. Nie wszyscy tak dojrzale wchodzili w związki, nie wszyscy tak nieomylni, że pierwsze zauroczenie pomylili z miłością, niestety ja jestem omylna i nie raz sie oparzyłam, żałuję że nie jestem tak dojrzała i tak doskonała, ale jestem człowiekiem, który przynajmniej w stosunku do siebie jest uczciwy......

Jestem po rozwodzie wiem, że to jest najlepsza rzecz jaka mi się trafiła w życiu, moje dziecko jest wreszcie szczęśliwe, znalazłam miłość mojego życia, a tak tkwiłabym w zakłamanym układzie dziś, ale okolica by mówiła, że dobrze żyjemy bo się nie rozstajemy, ale czy na pewno? czy ktoś z boku wie wszystko co się dzieje u kogoś w domu?
Czy wystarczy być co niedziela w kościele z mężem pod pachą, aby sąsiedzi myśleli, że jesteśmy wspaniałą rodziną?

Pozdrawiam Uśmiech


To, że coś komuś nie mieści się w głowie nie znaczy, że tak być nie może...............





edit

" Głoś chwałę tego, czym jesteś dziś, lecz nie potępiaj tego, czym byłeś wczoraj ani nie przekreślaj tego, czym możesz stać się jutro.
Zrozum, że gdy mówisz, że coś jest “słuszne", a co innego “naganne", coś jest “w porządku", a co innego “nie w porządku", dajesz tylko wyraz swym najnowszym preferencjom i wyobrażeniom. "
« Ostatnia zmiana: Marzec 13, 2010, 13:00:11 wysłane przez wiki » Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #47 : Marzec 13, 2010, 12:05:55 »

Arteq  mało jeszcze wiesz o świecie , skoro piszesz takie rzeczy  :
Cytuj
Otóż zawsze rozwód jest tragedią, zawsze czyjeś uczucia na tym cierpią, zawsze oznacza to czyjś smutek i łzy, cierpienie - no ale jak rozumiem to też nie jest żadną tragedią... DZieci też zapewnie są zadowolone gdy rodzice się rozstają, wszak rozwód to żadna tragedia... Litości.
Nie znam żadnej szczęśliwej pary która rozwodząc siębyłaby zadowolona i szcześliwa - Ty znasz? Bo jeżeli nie to wypisujesz brednie.

Znam taką parę. To ja i moja była żona. Nikt nie cierpiał, nie lały się łzy, a mój syn jest zadowolony, że oboje rodzice go kochają, chociaż tata mieszka osobno. Ma teraz dwa domy i jeszcze dużo więcej , czego wcześniej nie doświadczał  ( i nie chodzi o sprawy materialne ). Brednie to są ciasne przekonania ,że ludzie muszą cierpieć , jak się rozstają.
Jeśli Cię to Arteq zaskakuje to cóż - człowiek całe życie się uczy ..


Cytuj
W takim razie dlaczego tak cierpiałeś po opisanym wcześniej przez Ciebie młodzieńczym zawodzie miłosnym, skoro to żadna tragedia?

A właśnie i tu dochodzimy do sedna. Cierpienie związane jest ściśle z ego, z przywiązaniem , z utożsamianiem się , zawłaszczaniem miłości. Młodzieniec, którym byłem uważał , że jEGO miłość została zdradzona, że jEGO świat runął w gruzy. Z perspektywy lat uśmiecham się na tamto wspomnienie. Tak, cierpiała cała moja konstrukcja psychiczna, którą sobie wybudowałem w oparciu o DRUGIEGO CZŁOWIEKA. Kiedy tego filaru zabrakło, to cała reszta mnie odczuła bolesne tąpnięcie - byłem przygnieciony ciężarem własnych zawiedzionych oczekiwań.
Po takich porażkach człowiek się hartuje, uczy się siebie, buduje silniejszą osobowość ( to jest zresztą sens każdej choroby ). Kiedy następnym razem zaufałem drugiej osobie to z pełną świadomością już raz przeżytego bólu. Wiem już jak boli koniec. To jest jak mała śmierć. Lecz kiedy raz przejdziesz przez "małą śmierć" to tym bardziej doceniasz czas współdzielenia i współtworzenia i każdą jedną przeżytą chwilę. Świadomość poradzenia sobie z utratą wszystkiego, co wydawało się ważne może na  zawsze uwolnić od strachu przed kolejną dekonstrukcją - bo po niej również rozkwita życie ( nieprzypadkowo najbujniejsze życie odradza się z popiołów po pożodze ). Tak się stało w moim przypadku.  Bardzo pomogła mi w tym świadomość, że wszyscy jesteśmy jednym źródłem. Wierzę w prawdziwość zdania "kto sieje wiatr, ten zbiera burzę ".
Cytuj
I co reprezentują sobą osoby które przed tym uciekają bądź tego nie dochowały, jak pewne zachowania należy po prostu określić, bez uciekania się w piękne słówka.
A to, że ktoś okazał się kłamcą [niedotrzymanie danego słowa to kłamstwo i nie podlega to żadnej dyskusji] i ucieka ze zwiazku, nie oznacza, że druga osoba z tego związku też jest nieuczciwą.

"Kto nie jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem " - chciałoby się napisać w odpowiedzi na powyższe. Uważam, że cały świat, wszystko , co mnie otacza nie dzieje się bez przypadku. To dzieje się również z mojego powodu. Wszystko jest ważne i wszystko ewoluuje, zmienia się, życie nie stoi w miejscu. Człowiek przysięga niezmiennie kochać na zawsze, ale kiedy to mówi to już kłamie bo nie wie jak życie i druga osoba mogą zmienić się w przyszłości i czy on sam się nie zmieni. Wszystko , co można zrobić, uważam, to tak jak piszesz Arteq - potwierdzać swoją miłość każdego dnia. Nie jutro , czy pojutrze, ale tu i teraz. Fajnie , jeśli druga osoba to również czuje i w ten sam sposób się odwzajemnia Tobie, ale wiesz - ja bym nie budował na tym zamku. Nawet ludzie , którzy deklarują miłość do Boga potrafią trzy razy się Go zaprzeć nim zapieje kur .Czy należy ich nazywać kłamcami, bo nie dochowali swoich obietnic ? Jeśli tak, to widać , że nawet kłamcy mogą stać się świętymi .

Zapisane
ptak
Gość
« Odpowiedz #48 : Marzec 13, 2010, 13:15:27 »

Cytat: Arteq
I jeszcze mała uwaga: widzę, że na linię argumentacji przyjęliście "czy da się kogoś zatrzymać na siłę" i to staracie się udowodnić - dla mnie nie musicie, bo potwierdzę, że na siłę nie można nikogo zatrzymać. Natomiast wątek ściślej dotyczy zagadnienia zdrady - czyli niedotrzymania słów i obietnic. I co reprezentują sobą osoby które przed tym uciekają bądź tego nie dochowały, jak pewne zachowania należy po prostu określić, bez uciekania się w piękne słówka.
A to, że ktoś okazał się kłamcą [niedotrzymanie danego słowa to kłamstwo i nie podlega to żadnej dyskusji] i ucieka ze zwiazku, nie oznacza, że druga osoba z tego związku też jest nieuczciwą.

A czym jest zdrada?
Przysięgając podczas ślubu, oddajemy niejako siebie całego, z całą sferą uczuciową, mentalną i fizyczną drugiej osobie i to na całe życie. Nakładamy na siebie obowiązek kochania, myślenia i współżycia tylko z tą, wybraną osobą. I OK. Na ten czas tak czuliśmy i myśleliśmy. Taką mieliśmy wolę a ta wynikała z tego kim wówczas byliśmy i kim był partner.
Życie jednak, to ciągła ewolucja, zmiany w myśleniu, które wymuszają zmiany w uczuciach. Inne wartości już nas zachwycają, innymi żyjemy. Jeżeli następuje zbyt duży rozdźwięk między partnerami, czy możliwe jest harmonijne współbrzmienie? Czy powiększający się dysonans nie brzmi fałszywą nutą? Nie ma już zestrojenia, słychać kakofonię… a ta rani nie tylko zmysły…

Czy w takiej sytuacji właściwym jest do końca życia brzmieć fałszywie? Tylko dlatego, że kiedyś w innych okolicznościach, będąc innym człowiekiem i mając do czynienia z inną osobą złożyło się przysięgę? Czy jej dochowanie nie jest zdradą siebie samego i tego, do czego doszliśmy i czym się staliśmy?
Oczywiście, że odejście będzie bolało. Ale, czy wspólne, nieharmonijne życie nie boli bardziej?
Zdrada siebie samego niesie najbardziej traumatyczne przeżycia, ciągły stres, rozbija nas od wewnątrz. Czy taką cenę trzeba płacić, by dochować przysięgi?

Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #49 : Marzec 13, 2010, 13:20:36 »

10-letnia dziewczynka uciekła od męża.
Najmłodsza rozwódka świata.
Co powiecie na widok młodej rozwódki, która z zachwytem opowiada, że cały dzień spędziła rzucając w innych śnieżnymi kulkami? Dziwne hobby jak na stateczną eks-mężatkę? Niekoniecznie. Pochodząca z Jemenu Nujood Ali ma bowiem dopiero 10 lat i jest najmłodszą rozwódką na świecie
Wiki, to tylko potwierdza to o czym mówię - na wszystko jest odpowiedni czas i miejsce, szczególnie w związku. Jak myślisz, czy ta dziewczynka sama wybrała sobie męża? Sama zadecydowała, że chce wyjść za mąż? Oczywiście, że nie - a przykład który podałaś jest patologią, straszliwą patologią. Decyzję podjęto ZA tą nieszczęśliwą dziewczynkę - "Została, z woli swojego ojca, poślubiona trzykrotnie starszemu mężczyźnie, pierwszy raz ujrzanemu w dniu ślubu" Taki ślub, czy przysięga jest po prostu nieważna, bo niesamodzielna i wymuszona.
Nie wiem jak ten przykład miałby obalać moje argumenty, skąd taki pomysł?  

Sarkazm Wiki także jest niepotrzebny, choć rozumiem, że jest spowodowany pewnym rozgoryczeniem oraz tym, że uważasz, że nie znam Twojej sytuacji a moje słowa Cię krzywdzą - nie jestem i nie uważam się za jakiś wzór, jestem świadom własnych ułomności i nie zaprzeczam ich. Natomiast staram się, po prostu staram się i nie pobłażam sobie, nie wybielam się i nie uciekam za nadmuchiwane słówka. Oczywiście, że są sytuacje z których nie jestem dumny i się ich wstydzę, ciężko mi się do nich przyznać - ale muszę się uczciwie do nich przyznać. To przecież ja twierdzę - wbrew licznym głosom na tym forum - że człowiek jest ułomny, więc i ja także. Apeluję aby temu po prostu w ramach uczciwości nie zaprzeczać. Chodzi mi aby tę świadomość wykorzystywać pozytywnie - w celu doskonalenia się.
W życiu kieruję się pewnymi zasadami, które przynoszą pozytywne efekty i szczęście. Przedstawiam je, a nie generalizuję. Wielokrotnie te zasady były wyśmiewane na tym forum. Widzisz Wiki - podejrzewam na granicy z pewnością - że mógłbym wykazać, że wiele z wytycznych którymi się kieruję zostało przez Ciebie naruszonych, mógłbym spróbować wykazać, że to przyczyniło się do sytuacji z której chciałaś się wyrwać... Jednak niestosownym byłoby publicznie wchodzić w szczegóły Twojego życia.
Rozwód nie bierze się z nikąd, nadal uparcie będę twierdził, że jest jest tragedią bądź wynikiem tragedii.
Dla jasności - powtórzę jeszcze raz: doskonale zdaję sobie sprawę, że są sytuacje w których jedna ze stron okazuje się potworem czy też to ona ucieka od danego słowa. Zdaję sobie sprawę z różnych okoliczności i gradacji "niedotrzymania" obietnicy.

Znam taką parę. To ja i moja była żona. Nikt nie cierpiał, nie lały się łzy, a mój syn jest zadowolony, że oboje rodzice go kochają, chociaż tata mieszka osobno. Ma teraz dwa domy i jeszcze dużo więcej , czego wcześniej nie doświadczał  ( i nie chodzi o sprawy materialne ). Brednie to są ciasne przekonania ,że ludzie muszą cierpieć , jak się rozstają.
Jeśli Cię to Arteq zaskakuje to cóż - człowiek całe życie się uczy ...
Twoje tłumaczenia mnie nie zaskakują, ich treść - owszem. Czy chcesz powiedzieć, że się oboje cieszyliście z rozwodu? Że dziecko cieszyło się, że rodzice się rozstają? Że nie będzie miało obojga rodziców przy sobie? Słyszysz sam siebie? Dlaczego nagle teraz ma więcej? Dlaczego nie miało mieć tego wszystkiego w żyjącej razem rodzinie? Czy to "więcej" to jednak nie podświadoma próba rekompensaty za - co by tu nie mówić - wyrządzoną mu krzywdę? Czy w tym "więcej" nie ma również udziału właśnie sumienie które się gdzieś tam odzywa?
Żaden zdrowy i odczuwający człowiek nie czerpie radości z rozstania się z osobą która była mu bliska. Oczywiście mogę zaraz usłyszeć - "nie Ty byłeś w mojej sytuacji, więc nie wiesz co czułem"... Nie zmienia to jednak pewnych faktów. Z perspektywy czasu pewne rzeczy wyglądają inaczej, o pewnych okolicznościach i odczuciach związanych z daną sytuacją zapominamy lub bledną, nie są już takie tragiczne.
Znam - moja niedaleka sąsiadka - dziewczynę która po sprawie rozwodowej poszła z byłym mężem, siostrą, znajomymi na... pizzę i piwo, grobowej atmosfery tam nie było. Oczywiście ktoś z boku powie to co Ty East - "zobaczcie, żadna tragedia, rozstają się bez kłótni, jakby w "przyjaźni"... natomiast wiem jaka tragedię przeżyła, ile łez wypłakała. Teraz ma drugą rodzinę, też stara się bagatelizować tamtą sytuację, rozstanie, rozwód... Czasami jednak tamte przeżycia wracają, pomimo, że bardzo głęboko schowane...
Jeżeli na kimś taka sytuacja nie generuje pewnej traumy to jest wyprany z pewnych uczuć. Ale sam je zagłusza - powodów jest wiele, niektóre z nich opisuję tutaj.

Nie jutro , czy pojutrze, ale tu i teraz. Fajnie , jeśli druga osoba to również czuje i w ten sam sposób się odwzajemnia Tobie, ale wiesz - ja bym nie budował na tym zamku.
East, to na czym Ty budujesz? Skoro nie na sercu i rozumie? Skoro nie na miłości i pracy włożonej w związek? Na czym zbudowałeś "poprzedni" zamek?

Nawet ludzie , którzy deklarują miłość do Boga potrafią trzy razy się Go zaprzeć nim zapieje kur .Czy należy ich nazywać kłamcami, bo nie dochowali swoich obietnic ? Jeśli tak, to widać , że nawet kłamcy mogą stać się świętymi .
Należy nazwać uczciwe każde z zachowań. Kiedy Piotr skłamał to skłamał - i nie ma co dorabiać dziwnych teorii do tamtej konkretnej sytuacji, owszem możemy rozpatrywać pewne okoliczności łagodzące, ale nie zmienia to faktu wyparcia się Jezusa.
Zauważ, że Piotr jako wzór nie jest również stawiany w oparciu o tamtą sytuację lecz inne czyny których dokonał - to one są wskazywane jako właściwe.
Zapisane
Strony: 1 [2] 3 |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.077 sekund z 19 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

kalinowatyper amigos akademiajazdykonnej telenovelasmundo devilssoldiers