Absurdy demokracjiAutor: GiaurIslamista
Czy demokracja jest systemem najlepszym z możliwych? Oczywiście, ale tylko pod warunkiem, że Tocqueville-owska tyrania większości byłaby cokolwiek lepsza niż tyrania mniejszości. A czy da się sprawić, by demokracja nie była tyranią większości? Właściwie nie.Demokracja to, zgodnie z etymologią jej nazwy, system politycznym, w którym władzę sprawuje lud. Samo to niewiele jednak mówi. Przecież władzę zawsze sprawują jacyś ludzie; zarówno monarcha jak i dyktator też są ludźmi. Konkretniej więc demokracja to system polityczny, w którym władza nie jest ograniczona do jakiejś grupy osób: rodziny, stanu, kasty czy partii, tylko jest dostępna wszystkim ludziom.
Jednak i to jeszcze nie wszystko wyjaśnia. Jak bowiem wszyscy ludzie mogą rządzić? I nie chodzi mi tu tylko o niemożliwość bezpośredniego rządzenia przez ogół, lecz również o niemożliwość rządzenia ogółu poprzez swoich przedstawicieli. Jak bowiem wszyscy mieliby uchwalać ustawy, wydawać rozporządzenia, stanowić prawo i wprowadzać przepisy. Kiedy wszyscy, czy też wszystkich przedstawiciele, rządzą, to na czym miałoby polegać takie rządzenie? Na konsensusie? Raczej nie jest on możliwy pośród milionów ludzi.
Demokracja siłą rzeczy jest więc systemem politycznym, w którym rządzi większość. Albo raczej większości, gdyż większość ta jest zmienna. I to nie tylko z kadencji na kadencję. Również większością w konkretnym momencie dziejów państwa demokratycznego nazywamy wąską mniejszość ludzi, którzy należą do rozmaitych większości. Obecnie w Polsce w większości są tradycjonaliści obyczajowi, ekonomiczni socjaliści, katolicy, pacyfiści, zwolennicy UE, mięsożercy, heteroseksualiści, mieszczuchy itd., przy czym osoby należące do wszystkich tych grup jednocześnie są w takiej mniejszości, że nie stanowią nawet 10% społeczeństwa.
Z większościami jest jednak tak, że nie różnią się one zbytnio od dyktatur, autorytaryzmów, monarchii czy tyranii. Co za różnica, czy niewoli mnie 51% osób, 10% szlachty, 1% członków partii, czy jedna rodzina królewska? Jedynie ilościowa: w demokracji jest więcej tyranów niż w tyrani. Dlatego niektórzy wpadli na pomysł, żeby demokracją nazywać system, w którym co prawda rządzi większość, ale w którym czyni to ona z poszanowaniem praw mniejszości. Problem w tym, że na ten pomysł wpadł ktoś o postępowych poglądach, a więc wolnomyślący i niedouczony…
Lewacy jak to lewacy, zawsze arogancko obstają przy swoim zamordyzmie we wszystkich dziedzinach życia, w których sobie tego zażyczą (
http://interia360.pl/artykul/neutralnosc-swiatopogladowa-panstwa,36941 ), jednocześnie mając pretensje do wolności w tych dziedzinach, w których jest im ona na rękę. Nic zatem dziwnego, że poszanowanie praw mniejszości przez większość, jakiej życzy sobie lewactwo, dotyczy właśnie tych mniejszości, które przez lewactwo są chełbione, choćby nie wiem jak nieistotne podziały wyłaniały te mniejszości.
W każdej grupie o liczebności n występuje g linii podziałów, gdzie [log2n]< g < n-1. Innymi słowy gdy jakąś grupę o liczebności n dzielić zawsze na pół, podziałów takich wystąpi [log2n], a gdy dzielić ją zawsze na daną osobę i pozostałe osoby, podziałów takich będzie n-1. Dla społeczeństwa o liczebności polskiego, linii podziałów występuje więc od 26 do ok. 38 000 000. Faktyczna liczba podziałów na nierówne grupy osiąga w naszym narodzie wielkość znajdującą się pomiędzy tymi dwoma.
Mniejszości wyłonione na podstawie prawie wszystkich podziałów występujących w polskim społeczeństwie lewacy olewają, hołubiąc jedynie mniejszości wyłonione na podstawie tych podziałów (historycznie zmiennych), które ich szczególnie interesują. I tak szczególnymi względami wśród lewaków cieszą się (obecnie) geje, kobiety i ateiści (do których sam należę), którzy zdeklasowali robotników i Żydów. Dlatego nikt nie proponuje ustanowić jako „hate crimes” (zbrodnie nienawiści), które byłyby specjalnie surowiej karane, dowcipów o onanistach, impotentach, łysych, grubasach czy wieśniakach, którzy nie mają u nas łatwego życia, a jedynie dowcipy o homoseksualistach.
Dlatego też nikt nie proponuje parytetów parlamentarnych dla osób młodych, pochodzących ze wsi czy nie posiadających wykształcenia, mimo że każda z tych grup jest w polskim parlamencie dużo bardziej niedoreprezentowana niż kobiety. Z tego samego powodu również nikt nie proponuje neutralności sportowej państwa, mimo że część społeczeństwa nie należy ani do grupy sportowców ani do grupy kibiców sportowych, natomiast wszyscy przekrzykują się jak zapewnić w państwie neutralność religijną. A czy słyszał ktoś kiedykolwiek o czymś takim jak antycyganizm, antyormianizm, antyczeczenizm, jako nienawiść wobec Cyganów, Ormian czy Czeczenów, którzy padali w historii ofiarami nie mniej okrutnych czystek niż Żydzi, czy jedynie o antysemityzmie (notabene nie określającym nawet nienawiści wobec wszystkich semitów, a jedynie wobec Żydów)?
Problem jest jednak głębszy niż samo tylko skrzywienie lewactwa. Jeżeliby bowiem nawet uzupełnić lewacką listę mniejszości tak, aby znalazły się na niej wszystkie mniejszości występujące w naszym kraju, i nakazać większości szanowanie tych wszystkich mniejszości, to okazałoby się, że demokracja nie byłaby w stanie wygenerować z siebie żadnej większości, a zatem stanowić dla społeczeństwa jakichkolwiek wspólnych praw.
Okazałoby się, że demokracja jest w stanie istnieć jedynie w warunkach pełnej wolności jednostki (i nie ingerowania jednych jednostek w wolność innych), czyli w warunkach libertariańskich czy nawet anarchokapitalistycznych, prawie bez podatków i prawie bez norm. I to faktycznie są warunki najbardziej korzystne zarówno dla człowieka jak i dla społeczeństwa. W takich warunkach panuje pełna demokratyczna wolność, pomijając oczywiście jedynie… władcę absolutnego stojącego na straży tej wolności…
http://interia360.pl/artykul/absurdy-demokracji,37360