Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Marzec 28, 2024, 12:57:11


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: [1] |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Wszystko o milosci  (Przeczytany 5780 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Rafaela
Gość
« : Sierpień 21, 2010, 20:08:44 »

                                                                  WSZYSTKO O MILOSCI


       „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił,
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje...”

Jest to najwyższa forma miłości. O takiej miłości pisał św. Paweł w Pierwszym liście do Koryntian:

===============================

Miłość

Miłość to pojęcie wielowymiarowe. Ma tyle powiązanych z sobą znaczeń, tyle różnych aspektów, że nie sposób zawrzeć jej w jednej zwięzłej definicji. Sławiona przez poetów, opisywana w powieściach, będąca inspiracją dla autorów scenariuszy filmowych, jest również przedmiotem rozważań socjologów, filozofów i teologów. Jej szeroki wachlarz znaczeń rozciąga się od miłości do lodów waniliowych poprzez miłość bliźniego aż do miłości do Stwórcy. Miłość oznacza zarówno uczucie jak i wartość etyczną, cnotę teologiczną czy rodzaj energii. W języku potocznym słowem tym oznacza się także fizyczne zbliżenie między mężczyzną i kobietą. W niektórych językach do określenia miłości stosuje się kilka odrębnych słów. Np. Grecy już od starożytności używali do tego celu trzech wyrazów: eros – dla opisania miłości między kobietą i mężczyzną, philia – dla wyodrębnienia miłości do rodziny i przyjaciół, agape – dla określenia miłości ogólnej czyniącej dobro bliźniemu. Łacińskimi odpowiednikami tych słów są: amor, amicita oraz caritas. Język polski (podobnie jak angielski) jest pod tym względem bardzo ubogi – musi tu wystarczyć tylko jedno słowo.

Aby się zmierzyć z pojęciem miłości, trzeba więc rozpatrzyć kolejno wszystkie jej aspekty i znaczenia.
Miłość własna

Miłość własna to miłość do samego siebie. W powszechnej opinii taka miłość jest uważana za coś złego, lub w najlepszym razie za coś niezbyt dobrego. Jest ona kojarzona z egoizmem, narcyzmem. Pragnienie dobra innych, nawet kosztem dobra własnego, jest uważane za wielką cnotę. Pragnienie dobra własnego jest prawie zawsze podejrzane o samolubstwo. Niesłusznie. Samolubstwem jest tylko to, co pragnie dobra własnego kosztem dobra innych. Człowiek ma prawo kochać samego siebie. Miłość bowiem, w tym również miłość własna, jest energią zasilającą jego życie i nadającą mu sens.

Powstaje pytanie, skąd wziął się, w kulturze zachodniej, taki niezbyt przychylny stosunek do kochania siebie? W dużej mierze miały na to wpływ religie chrześcijańskie, które głosiły i nadal głoszą, że człowiek jest z gruntu zły, grzeszny, a nawet, że jest tym obciążony dziedzicznie (grzech pierworodny). Głoszono, że życie nie jest po to, aby było przyjemnie, że jest to ciężka próba czy egzamin. Jeśli go zdamy, zostaniemy wpuszczeni do raju, jeśli nie – czekają nas wieczne męki w piekle. Zatem trzeba walczyć z własną grzesznością, a nawet odciąć własne grzeszne członki, bo lepiej jest dostać się do nieba po życiu pełnym cierpień, umartwień i wyrzeczeń, niż zostać wtrąconym do piekła. Dlatego bezpieczniej jest nie kochać siebie i za bardzo sobie nie dogadzać, bo kto wie? Szerzenie tego rodzaju poglądów owocowało powszechnym umartwianiem się, tworzeniem się grup biczowników, zakonów o surowej regule, itp. Taka postawa życiowa nie jest już dziś praktykowana (z niewielkimi wyjątkami). Jednak jej ślady ciągle tkwią w ludzkiej podświadomości i wpływają na pojmowanie miłości własnej. W kościele katolickim wciąż wypowiadana jest formuła: „Panie, nie jestem godzien...”. Jak więc mam siebie kochać, jeżeli nie jestem godzien?

Czas zerwać z takim myśleniem i uwierzyć, że jest się godnym. Trzeba zatem kochać samego siebie. Taka postawa ma swoje źródło również w chrześcijaństwie. Jezus bowiem powiedział: „Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego.”1 Miłość własna jest tu więc jak gdyby podstawą, układem odniesienia dla miłości bliźniego, która bez miłości do samego siebie nie byłaby w ogóle możliwa. Kochanie siebie jest zatem w świetle wypowiedzi Jezusa nie tylko prawem, ale i powinnością. Jeśli więc mamy się kochać, musimy pragnąć również swojego dobra, a nawet stawiać siebie na pierwszym miejscu. Pytaniem jest tylko: Co stanowi dobro własne? Odpowiedź zależy od stopnia duchowego rozwoju danej osoby. Ludzie prymitywni przedkładają dobro własne nad dobro innych, co prowadzi do egoizmu. Im bardziej ktoś jest rozwinięty, tym lepiej zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma podziału na „jego” i „innych”, że wszyscy stanowimy jedność, a w związku z tym, co ktoś czyni innym, czyni sobie. A więc to co jest naprawdę dobre dla niego, musi być również dobre dla innych.

Kto nie kocha siebie, nie potrafi też pokochać innych. Dlatego nie wyszukujmy w sobie wad, bo wynajdywanie ich nie tylko ich nie usunie, ale je umocni. Nie hodujmy w sobie poczucia winy, bo taka postawa również do niczego dobrego nas nie doprowadzi. Kochajmy siebie i z miłości do siebie stawajmy się lepsi niż dotychczas.
Miłość romantyczna

Większość ludzi zapytanych o miłość od razu kojarzy to pytanie z pojęciem miłości romantycznej. Jest to bowiem najbardziej powszechny sposób pojmowania miłości, opiewanej w pieśniach, będącej inspiracją dla artystów i przynoszącej duże zyski twórcom różnych „love story”. Ci, którzy choć raz w życiu byli zakochani wiedzą, że takiej miłości nie da się wymusić w żaden sposób, ani nawet przewidzieć kiedy nadejdzie. Spada ona nagle, jak grom z jasnego nieba. W jednej chwili czujemy, że coś się zmieniło, że jesteśmy zakochani. Dalszy rozwój wydarzeń zależy od okoliczności. Jeżeli obiekt naszej miłości jest nieosiągalny lub z jakichś powodów nie możemy się zdecydować na podjęcie jakichkolwiek działań (nieśmiałość, normy moralne, opinia środowiska, itp.), wówczas cierpimy w milczeniu. Jeśli jednak widzimy choć cień szansy powodzenia i mamy choć odrobinę wiary we własne siły, podejmujemy szereg czynności zwanych zdobywaniem partnera, których głównym celem jest zaskarbić sobie jego miłość2. Osiągnięcie sukcesu w tej dziedzinie prowadzi zwykle do powstania mniej lub bardziej trwałego związku, nierzadko zakończonego małżeństwem. Porażka równa się cierpieniu. Poszczególne etapy miłości romantycznej zostały opisane dokładnie w wielu powieściach i pokazane na wielu filmach, we wszystkich możliwych wariantach, nie ma więc sensu się nad nimi rozwodzić. Należy tylko podkreślić, że taka miłość, zwłaszcza w początkowej fazie, jest źródłem wielu bardzo silnych emocji. Nawet proste wyznanie: „Kocham cię”, może spowodować, że serce wali jak młotem, a głowa niemal pęka ze szczęścia. Tak silne emocje powodują w zakochanych zmiany postrzegania rzeczywistości. Miłość jest więc jak narkotyk, pod wpływem którego wszystko wydaje się lepsze i piękniejsze. W szczególny sposób zmienia się sposób widzenia partnera, który staje się ucieleśnieniem naszych marzeń na temat idealnego męża, idealnej żony, czy idealnych kochanków.

Miłość romantyczna jest więc czymś w rodzaju romantycznego zauroczenia, w którym patrzymy na swojego partnera przez różowe okulary i przez to widzimy go nie takim jakim jest, ale takim, jakim chcielibyśmy go widzieć. Nasz partner zwykle zdaje sobie z tego sprawę, na ogół podświadomie, ale czasem i świadomie. Stara się więc jeszcze bardziej uwiarygodnić to nasze widzenie zmieniając swoje zachowanie w taki sposób, aby dostosować je do naszych potrzeb. My, pragnąc zadowolić partnera i umocnić w ten sposób jego miłość do nas, robimy to samo. W ten sposób jednak coraz bardziej przestajemy być sobą, a stajemy się obrazem oczekiwań naszego partnera. Miłość romantyczna w rzeczywistości stanowi zatem rodzaj handlu wymiennego. Partnerzy stawiają na szalę coś co posiadają w zamian za coś, czego pożądają. Jest to więc miłość warunkowa, która mówi: „Jeżeli będziesz mnie traktować tak jak chcę być traktowany, wówczas będę cię kochać”. Pojawia się w odpowiedzi na zaspokojenie potrzeb. Ale jeśli kochasz kogoś za to, co ci daje, to tak naprawdę nie jego kochasz, ale kochasz siebie poprzez tę osobę. Miłość romantyczna jest więc w pewnym sensie swoistą iluzją - zakamuflowaną postacią miłości własnej.

Jednym z przejawów romantycznego zauroczenia jest nadmierne skupienie uwagi na partnerze, czasem przybierające wręcz formę obsesji. Co robi? Co mówi? Czego chce? O czym myśli? Czy mnie jeszcze kocha?, itp. To ostatnie pytanie często jest powodem wywierania nacisków na partnera, aby udowodnił swoją miłość, co prowadzi do jeszcze większych zmian w jego zachowaniu. W ten sposób dwoje ludzi zatraca się w takim związku. Nie chcąc zawieść tego drugiego próbują nagiąć się do jego oczekiwań, aż w końcu opadają z sił. Nie są już w stanie być obrazem tego, co chciałby widzieć w nich partner. Pojawia się poczucie krzywdy, czasem nawet i gniew. Wtedy zwykle mówimy, że się zmienili. Ale oni tylko przestali udawać, zaczęli z powrotem być sobą i działać zgodnie z tym, kim są naprawdę.

Ponieważ ludzie zwykle tworzą związki uczuciowe z myślą o tym, co mogą zyskać, a nie co mogą wnieść, wszystko, co mogłoby zmniejszyć ów zysk, stanowi dla nich poważne zagrożenie. Tak rodzi się zazdrość. Niektórzy uważają ją za nieodłączną cechę miłości. Pewna znana polska aktorka powiedziała nawet w jednym z wywiadów: „Nie wyobrażam sobie, żebym mogła kochać i nie być zazdrosna.” Są również i tacy, którzy nawet widzą w zazdrości wartość pozytywną. Jeżeli jest zazdrosny, mówią, to znaczy, że kocha. Grubo się jednak mylą. Zazdrość nie jest bowiem miernikiem miłości do partnera, lecz reakcją na to wszystko, co mogłoby zagrozić realizacji potrzeb i spełnieniu oczekiwań wobec tego partnera. Jest więc ona reakcją na groźbę utraty zysku płynącego ze związku z ta drugą osobą. Zwykle zagrożeniem jest ten trzeci lub ta trzecia, choć można być zazdrosnym dosłownie o wszystko, nawet o psa czy kota.

To prawda, że umiejętnie kontrolowaną i tylko w niewielkim stopniu podsycaną zazdrością można na jakiś czas przywiązać kogoś do siebie, ale skuteczność takich praktyk jest ograniczona w czasie. W ostatecznym rozrachunku zazdrość zawsze jest szkodliwa, czasami nawet bardzo. Jest to niekiedy tak niszczące, destruktywne uczucie, że w skrajnych przypadkach prowadzi do tragedii. Nierzadko z jej powodu popełniano zbrodnie. Jeśli nawet nie ginie człowiek, to umiera miłość. Tak więc niezaspokojone potrzeby, niespełnione oczekiwania i zazdrość w końcu zabijają miłość.

Miłość romantyczna jest więc nietrwałą formą miłości. Jeżeli w trakcie istnienia związku opartego na takiej miłości nie przekształci się ona w inną, trwalszą postać (np. miłość rodzinną czy bezwarunkową), to czy prędzej, czy później kończy się, a wraz z tym nierzadko kończy się związek. Czy to dobrze, czy źle? Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Są tacy, którzy uwielbiają ten dramatyzm, to napięcie, tą radość i to podniecenie, jakie dają tego rodzaju związki i pakują się w nie raz po raz, za każdym razem wierząc, że uda im się zachować tą miłość na długo. Niektórzy nawet nie wyobrażają sobie innej miłości. Nie ma w tym nic złego, dopóki ich to uszczęśliwia. Ale w życiu każdego może w końcu nastąpić taki moment, że uświadomi sobie iluzoryczność tego rodzaju szczęścia, a wtedy zapragnie czegoś trwalszego i jeszcze piękniejszego. To otwiera mu drogę do innych, wyższych form miłości.

Scaliłem posty
Darek
« Ostatnia zmiana: Styczeń 30, 2011, 14:32:34 wysłane przez Dariusz » Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #1 : Sierpień 21, 2010, 20:15:56 »

   MILOSC BEZWARUNKOWA

Miłość bezwarunkowa, to miłość, która nie zna potrzeb, oczekiwań i zazdrości. To miłość, która stara się nikomu nie zaszkodzić, nikogo nie skrzywdzić. To miłość, która nie rani, ale goi, która nie dzieli, a łączy, która nie krzywdzi, ale naprawia krzywdy, która nigdy nie przynosi smutku, ale zawsze jest źródłem szczęścia i radości. Miłość taka gdy jest dawana, zawsze powraca w zwielokrotnionym natężeniu. Neale Donald Walsh napisał3, że prawdziwa, czysta miłość to:


„Coś, co nie zna warunków, ograniczeń i potrzeb. Ponieważ nie zna warunków, nie wymaga niczego aby się wyrazić. Nie żąda niczego w zamian. Nie wstrzymuje niczego w odwecie.

Ponieważ nie zna ograniczeń, nie krępuje drugiego. Jest bez końca i trwa wiecznie. Nie doświadcza zapór i granic.

Ponieważ nie zna potrzeb, stara się nie brać niczego, co nie pochodzi z hojności serca. Stara się nie zatrzymywać niczego, co nie pragnie być zatrzymane. Stara się nie dawać niczego, co nie jest przyjmowane z radością.

I jest wolne. Miłość jest tym, co swobodne, albowiem wolność stanowi istotę Boga, a miłość to przejaw Boga.”


Miłość romantyczna powstaje spontanicznie, miłość rodzinna też zwykle tworzy się w sposób naturalny. W przeciwieństwie do nich, miłość bezwarunkowa jest sztuką, którą należy posiąść. Równocześnie jednak, nie można nic zrobić, aby ją posiąść. Wydaje się, że dwa ostatnie zdania są ze sobą sprzeczne. Jak można coś posiąść, jeśli nic nie da się zrobić, aby to posiąść? Ten paradoks jest tylko pozorny. Prawdziwa, czysta miłość nie jest wynikiem określonych warunków, jakie muszą wystąpić, aby mogła zaistnieć. Przeciwnie, to określone warunki powstają jako wynik miłości. Miłość warunkowa jest reakcją. Miłość bezwarunkowa jest decyzją. Twórczym postanowieniem nie wywołanym czynnikami zewnętrznymi, ale pochodzącym od wewnątrz. Opartym na tym, co w każdym jest najistotniejsze, na tym, co jest w nim obrazem i podobieństwem Stwórcy. Stwórca jest miłością, tego uczy prawie każda religia. Zatem to, co jest jego obrazem i podobieństwem, jest też miłością. Trzeba tylko o tym wiedzieć. A zatem posiąść miłość bezwarunkową, to uświadomić sobie, że się nią jest. Niczego nie trzeba więcej. Ale być miłością, to nie to samo co miłować. Kochać, to przemienić bycie miłością w jej doświadczenie. Doświadczenie miłości wyznacza określone warunki. Tak oto miłość stwarza warunki, a nie warunki – miłość.

Skoro w doświadczeniu miłości wychodzimy od siebie, a nie od warunków zewnętrznych, świadomi, że nasza wyższa jaźń jest miłością, to miłość nasza nie potrzebuje niczego z zewnątrz aby się wyrazić. Możemy więc kochać wszystkich i wszystko, nic od nich przy tym nie potrzebując i nic od nich nie oczekując w zamian. Nie występuje w nas również lęk, że coś lub ktoś zagraża tej miłości i że możemy ją utracić, ponieważ to czy i jak kochamy zależy tylko od nas. Czysta miłość nie stwarza więc nigdy warunków do wystąpienia zazdrości. Takiej miłości nie można też zranić.

Jeśli więc kochamy kogoś miłością bezwarunkową, to za to kim jest, a nie za to, co możemy dzięki niemu zyskać. Jeśli nawet pragniemy z nim być, to dla samego faktu bycia z nim, a nie z żadnych innych powodów. Jeśli nawet chcemy stworzyć związek z ta osobą, to nie jest dla nas ważne, ile wyniesiemy z tego związku, ale ile możemy do niego wnieść.

Miłość bezwarunkowa to miłość Stwórcy do stworzenia. Choć liczne religie to przyznają, to jednak w doktrynach religijnych jest wiele stwierdzeń, które temu przeczą. Według chrześcijańskich źródeł Bóg jest zazdrosny, mściwy, groźny4, uzależniający swoją miłość do człowieka od tego, czy człowiek będzie wypełniał jego wolę. W przeciwnym razie wtrąci go do piekła na wieczne męki. Chodzi tu nie tylko o teksty biblijne. Poglądy głoszące, że miłość boża jest warunkowa, wypowiada się również obecnie5.

Jak więc przeciętny chrześcijanin ma kochać miłością bezwarunkową, jeśli powiada mu się, że Ten, którego obraz i podobieństwo nosi w sobie, jest zazdrosny, mściwy i miłuje warunkowo? Zapytany o miłość bezwarunkową opisaną przez Pawła z Tarsu odpowiada: List do Koryntian? Nie, to dobre dla matek. Ja muszę zazdrościć, nie wyobrażam sobie niczego innego. I kocha miłością zazdrosną. I mści się. I czasem nawet zabija.

A przecież tak niewiele trzeba. Wystarczy odkryć czystą miłość w sobie. Wtedy będziemy zdolni pokochać siebie. Jeśli pokochamy siebie, pokochamy innych. Gdy pokochamy innych, pokochamy Życie. Gdy pokochamy Życie, pokochamy Boga. Wtedy zdamy sobie sprawę z tego, że On kocha nas tak samo, miłością czystą, bezwarunkową.
Pozostałe rodzaje miłości

Można jeszcze wyodrębnić miłość rodzinną, miłość w przyjaźni i koleżeństwie, ogólną miłość bliźniego, miłość do przyrody, do ojczyzny, a nawet do psa, kota czy kanarka. Właściwie można kochać wszystko i wszystkich. Cechą charakterystyczną tego rodzaju miłości jest to, że są one uwarunkowane w mniejszym, czasami nawet w znacznie mniejszym stopniu niż miłość romantyczna. Miłość macierzyńska jest uwarunkowana najmniej ze wszystkich wymienionych, choć nie jest w pełni wolna od wymagań czy oczekiwań. Matka zwykle kocha swoje dziecko nie w zależności od tego jakie jest, ale po prostu dlatego, że jest, nawet, gdy jest niepełnosprawne fizycznie czy umysłowo. Ale taka miłość różni się od miłości czystej tym, że często jest obłożona protokołem i że upatruje korzyści, które będą widoczne dopiero w przyszłości. Jest do niej jednak bardzo zbliżona. Miłość ojca do swych dzieci częściej zależy od tego, w jakim stopniu spełniają jego oczekiwania. Ogólna miłość bliźniego jest uwarunkowana pojmowaniem tego, kto jest, a kto nie jest bliźnim drugiego.

Cechą wyróżniającą wymienione rodzaje miłości jest to, że są one zwykle pozbawione pierwiastków seksualnych. W zamian za to obejmują przyjaźń, szacunek i życzliwe nastawienie. Jest tu także miejsce na upodobanie, zachwyt, przywiązanie, odczuwanie piękna i wszelkie inne możliwe ciepłe uczucia, docenianie, a także troskę, współczucie, odpowiedzialność. Inną cechą charakterystyczną takich miłości jest ich długotrwałość. Mogą one zaistnieć nawet na całe życie, a nawet przekroczyć barierę śmierci. Najważniejsze jednak jest to, że każda taka miłość może się rozwijać, stale wzbogacać o coś nowego, a nawet przekształcić w miłość bezwarunkową.
Miłość a seks

Słowo „miłość” jest niejednokrotnie kojarzone ze stosunkiem seksualnym, np. w takich zwrotach jak np. „uprawiać miłość” czy „miłość francuska”, ponieważ w wielu językach nie ma właściwych słów do określenia tego aktu, a te, które są w potocznym użyciu, to zwykle słowa wulgarne. W rzeczywistości, miłość i seks to różne pojęcia. Nie da się ich używać zamiennie, bowiem możliwa jest miłość bez seksu i seks bez miłości. Jednak seks często towarzyszy miłości. W przypadku miłości romantycznej jest jej celebracją i niemal nieodłącznym składnikiem. Zbliżenie seksualne może pozwolić na fizyczne doświadczenie miłości i w ten sposób ją dopełnić. Seks jest więc fizyczną nutą w akordzie miłości i jeżeli pozostaje w harmonii z innymi nutami, sprawia, że akord ten brzmi jeszcze piękniej.

Nastawienie do seksu zależy od regionu świata i kultury. Na wschodzie rozwijała się bogata sztuka erotyczna, co nawet owocowało powstaniem dzieł w rodzaju Kamasutry. Również kultura islamska jest bogata w tego rodzaju literaturę choć z praktyką jest tu znacznie gorzej. Chrześcijańska kultura Zachodu długo była nieufna wobec seksualności, gloryfikowała celibat, dziewictwo, powściągliwość seksualną, ustanowiła szereg zakazów i ograniczeń, a wszelkie urozmaicenia sztuki miłosnej utożsamiała z wyrafinowaniem, wyuzdaniem. Do pewnego stopnia tak jest nadal, zwłaszcza w kościele katolickim. W myśl doktryny, stosunki seksualne, dozwolone tylko w małżeństwie, mają służyć prokreacji, a wszelka antykoncepcja, z wyjątkiem tzw. metod naturalnych, jest zabroniona. Ci, który głoszą takie poglądy, nie chcą zauważyć, że w opozycji do doktryny, sztuka erotyczna Zachodu rozwinęła się w nie mniejszym stopniu niż w innych kulturach, a ograniczanie seksu do prokreacji nie wpłynęło prawie w ogóle na praktykę w tej dziedzinie. Aby zapewnić przetrwanie gatunku wystarczy przecież, aby każdy miał za sobą kilka lub co najwyżej kilkanaście zbliżeń w ciągu życia. W rzeczywistości przeciętny żonaty mężczyzna lub zamężna kobieta mają ich po kilka tysięcy.

Ci, co zmuszają ludzi do ograniczania seksu wyłącznie do prokreacji, zadają gwałt ludzkiej naturze. Nie rozumieją natury wszechświata. Nie dostrzegają, że z jednej strony polaryzacja, a z drugiej strony przyciąganie się przeciwieństw, jest cechą powszechną i dotyczy wszystkich aspektów rzeczywistości od elektronu i protonu zaczynając, a na mężczyźnie i kobiecie kończąc. Energia seksualna przyciąga i spaja ludzi, ponieważ we wszechświecie, podzielonym i zróżnicowanym, powszechne jest dążenie do jedności. Jakże pięknie to zostało powiedziane w słowach: „Będziecie dwoje jednym ciałem”6. Prokreacja nie jest więc celem zbliżenia fizycznego, ale raczej jednym z jego możliwych, szczęśliwych następstw.
  
=======================================

A co z seksem bez miłości? Zaspokojenie fizyczne bez głębszych uczuć jest też możliwe. Nie posuwa ono jednak naprzód w rozwoju. Ponadto od takiego seksu łatwo się uzależnić. Związki oparte tylko na przyciąganiu seksualnym są jeszcze mniej trwałe niż oparte na miłości romantycznej. Jedna ze stron może je łatwo wykorzystać do kontroli, manipulacji oraz osiągania różnych korzyści. Niektórzy (nawet nie związani z chrześcijaństwem) nauczyciele duchowi głoszą wyższość celibatu, dziewictwa i zalecają całkowitą rezygnację ze zbliżeń cielesnych, świadcząc o tym własnym przykładem. Dlaczego tak się dzieje? Oni po prostu nie wierzą, że można skutecznie kontrolować popęd seksualny, tak jak wielu nie wierzy, że można używać narkotyki bez popadnięcia w nałóg. Mówią, że energia seksualna jest najniższą formą energii jakiej może człowiek doświadczyć, która uzależniając człowieka przeszkadza w doświadczaniu energii wyższych i utrudnia w ten sposób bądź uniemożliwia rozwój duchowy. Ci nauczyciele jednak mylą się, przynajmniej częściowo. Nie jest możliwe skuteczne wyrzeczenie się seksu rozumiane jako samozaparcie. Istnieje bowiem prawo naturalne, które brzmi: „To, czemu się opierasz, umacniasz”. Zatem każde tłumienie popędu seksualnego w końcu zaowocuje pojawieniem się tego popędu w najmniej oczekiwanym momencie, w postaci trudnej do przezwyciężenia żądzy. Doświadczają tego zakonnicy i kapłani kościoła katolickiego, o czym świadczą wciąż wybuchające afery związane z molestowaniem czy wykorzystaniem seksualnym przez duchownych. Nie jest też prawdą, że seks, jako niska energia, utrudnia dojście do energii wyższych. Przeciwnie, niejednokrotnie dojść do tego co wysokie można tylko poprzez to co niskie. Wszak aby zdobyć szczyt górski trzeba zacząć od podstawy. Dlatego w życiu każdego człowieka seks może odegrać pozytywną rolę. Zdarza się jednak czasem, że gdy spełni już ową rolę, przestaje być czymś atrakcyjnym. I wówczas ktoś może go odstawić, jak dziecko odstawia zabawkę, z której już wyrosło, lub jak odkłada ubranie, które jest za ciasne, czy jak biesiadnik, który odsuwa kolejny deser od siebie, bo już naprawdę nie może więcej. Dzieje się to zwykle wtedy, gdy ów ktoś odkryje inne źródło szczęścia, radości i rozkoszy, przy którym seks wydaje się bladą imitacją. Nie jest to jednak w tym przypadku wyrzeczenie, ale odstawienie i wybór czegoś innego.

Cieszmy się zatem seksem i bawmy się nim, dopóki nas to bawi. Nie używajmy go jednak do kontroli, manipulacji, dominacji czy osiągania różnych korzyści. Pamiętajmy, że zbliżenie seksualne staje się dopiero wtedy naprawdę piękne, kiedy jest wyrazem miłości.
Czy można kochać wiele osób?

W przypadku licznego rodzeństwa czy wielu przyjaciół odpowiedź jest natychmiastowa: oczywiście, że można. Jednak w przypadku miłości romantycznej wielu odpowiedziałoby, że nie. Jeśli nawet można, to nie powinno się. Panuje bowiem dość powszechne przekonanie, że kochając nie tylko swojego partnera, ale i kogoś innego, w jakiś sposób się tego partnera zdradza. Taka dodatkowa miłość prawie zawsze traktowana jest jako zagrożenie i prawie zawsze wywołuje zazdrość. Czy jednak rzeczywiście można kochać tylko jednego i jakakolwiek nowa miłość niszczy starą? Jeśli nawet tak się dzieje, to nie dlatego, że nowa miłość oddziałuje destrukcyjnie na dotychczasową, ale dlatego, że starą miłość zabija zazdrość. Tak naprawdę można kochać wiele osób, w taki sposób kocha nas Stwórca. Przekonania, że są wybrani ludzie, czy wybrane narody, to tylko pobożne życzenia niektórych. Bóg kocha wszystkich jednakowo. W tym miejscu może się jednak pojawić protest: No dobrze, może można kochać wielu, lecz miłością bezwarunkową, ale nie w taki sposób, nie miłością romantyczną, nie z podtekstem seksualnym. Odpowiedź jest następująca: Czy się komu to podoba, czy nie, tak się zdarza w praktyce i to nie tylko w poligamicznych związkach islamskich czy mormońskich, ale również w szanowanych rodzinach chrześcijańskich. Jak już poprzednio powiedziano, miłość romantyczna pojawia się spontanicznie i zwykle nie ma się wpływu na to kiedy, jak i w kim powstaje. Mówiąc językiem poety7: „Serce nie sługa, nie zna co to pany i nie da się okuć przemocą w kajdany”. Dlatego nikt nie jest winny, że kocha. Nie ma i nie może być miłości zakazanej. Każda miłość jest święta, bo jest darem Stwórcy. Kochanie kogokolwiek nigdy nie może stanowić zdrady, nawet gdyby kochało się wielu. Pokochanie kogoś nie musi oznaczać zaprzestania kochania kogoś innego. Pogląd, że w sposób romantyczny można kochać tylko jedną osobę to mit.

Ale w tym miejscu zaczynają się problemy z uczciwością. Np. mąż, który oprócz żony kocha jeszcze inną, może żonie tego nie powiedzieć. Może w tajemnicy przed żoną utworzyć i konsumować drugi związek. To już jest zdrada, bowiem zdrada to nieuczciwość, to życie w kłamstwie. Tłumaczenie, że ukrywa swój drugi związek przed żoną, bo nie chce jej ranić, jest zwykłym wykrętem. Kochającej żonie zawsze należy się prawda. Zresztą każde kłamstwo ma krótkie nogi i taki ukrywany romans czy prędzej czy później się wyda.

Może być i odwrotna sytuacja. Zakochany podwójnie mąż nie chcąc łamać wyznawanych zasad moralnych stara się wyprzeć swojej drugiej miłości, stłumić ją, zepchnąć do podświadomości. Ze względu na wyznawane zasady czy religię, rezygnuje więc z niej. Ale to co robi, to jest „zakuwanie swojego serca w kajdany”, co nie jest w gruncie rzeczy możliwe. Wypierając się miłości, umacnia ją. Wypierając się miłości zdradza siebie. A zdradzenie samego siebie to też zdrada. Skutkiem takiego postępowania będzie to, że mąż albo nie wytrzyma i w końcu zdradzi żonę, albo będzie się przez lata zamartwiał po cichu, przez co w końcu wpędzi się w jakąś chorobę. Takie tłumienie w sobie miłości może również wypaczyć jego charakter, prowadząc do ujawnienia się zaborczości.

Najlepszym rozwiązaniem jest więc prawda. Powiedzenie żonie, że się kocha jeszcze kogoś innego to nie zdrada. To uczciwość. Dlatego im prędzej mąż to uczyni, tym lepiej. Taka sytuacja nie musi prowadzić do rozbicia małżeństwa. Każda ze stron w tym dramacie powinna sobie wówczas zadać pytanie: Jak postąpiłaby miłość? I to miłość nie tylko do tego jednego czy tej jednej, ale do wszystkich uczestników dramatu. Rozwiązania mogą być różne. Może mąż w imię miłości do żony postanowi nie tworzyć nowego erotycznego związku i jego miłość przekształci się w miłość platoniczną? W ten sposób nie wyprze się swojej miłości, ale tylko odsunie od siebie jej erotyczne aspekty. Może żona oświadczy, że taka sytuacja jest dla niej nie do przyjęcia i odejdzie? Może jednak da mężowi wolną rękę? A może ta druga, nie chcąc rozbijać małżeństwa, sama odejdzie? Każde rozwiązanie, które zostanie przyjęte, będzie dobrym rozwiązaniem pod warunkiem, że będzie to porozumienie wszystkich stron zawarte w imię miłości.

Reasumując należy stwierdzić, że można kochać wiele osób i to na wszystkie możliwe sposoby. Jednak, ze względu na istniejące uwarunkowania kulturowe i obyczajowe, kochanie wielu miłością romantyczną może stwarzać problemy. Jest więc najlepiej, gdy kocha się miłością bezwarunkową. W ten sposób można kochać wszystkich i wszystko bez przeszkód. Tak kocha nas Ten Który Jest.
Miłość jako energia

Wszechświat to wieczny ruch, wieczna zmiana, wieczne ewoluowanie. Fizycy już dawno spostrzegli, że nie jest możliwa jakakolwiek przemiana bez energii. Wprowadzenie w ruch, zatrzymanie ruchu, przemiana chemiczna, emisja światła, wytwarzanie dźwięku – wszystko to wymaga energii. Życie to też wieczny ruch, wieczna zmiana, wieczne ewoluowanie. O ile do wytwarzania zjawisk fizycznych potrzebna jest energia fizyczna, o tyle do zaistnienia, podtrzymania i przemieniania życia potrzebna jest energia psychiczna. Podstawą tej energii są uczucia. Uczuciami o największej sile oddziaływania są miłość i strach. Zjawiska psychiczne są właściwe wielu żyjącym formom, niektórzy nawet uważają, że w jakimś stopniu wszystkim formom. Podobno nawet rośliny lepiej rosną gdy są traktowane z miłością. Niemal każdy mały zaniepokojony owad reaguje strachem i ucieka lub nieruchomieje. Najłatwiej jednak zaobserwować uczucia w człowieku. Są one źródłem siły napędowej dla życia i nadają mu sens. Wszystko, cokolwiek człowiek robi, jest powodowane miłością lub strachem. Każde inne uczucie jest oparte na tych dwóch podstawowych. Np. smutek jest skutkiem braku, chwilowego zaniku lub niespełnienia miłości, pozwala on nam pogodzić się z utratą tego, co kochaliśmy, a także pogodzić się z tym, że nie objawiliśmy siebie w swojej najlepszej wersji i nie postąpiliśmy jak postąpiłaby miłość. Złościmy się, jeśli ktoś postąpił z nami tak jakby miłość nie postąpiła, złość pozwala nam również odmówić czegoś co nie wyraża miłości. Smutek czy złość może być też wyrazem lęku o miłość, zwłaszcza, gdy coś jej zagraża czy przeszkadza. Smucimy się, gdy jesteśmy przekonani, że już nie da się nic w danej sprawie zrobić. Złościmy się zwykle wtedy, gdy uważamy, że coś można jeszcze zmienić. Gniew, to emocjonalnie wyrażona wielka złość wywołana silnym lękiem spowodowanym np. zagrożeniem dla tego, co kochamy.

W najwyższym wymiarze wszystko jest wyrazem miłości, nawet strach. Czyż to, że matka się boi, iż dziecko może wyjść na ulicę i zostać przejechane przez samochód, lub że ktoś może go skrzywdzić, nie jest wyrazem miłości? Czyż to, że ktoś boi się, kiedy ukochany długo nie wraca, nie jest wyrazem miłości? W najwyższym wymiarze miłość stanowi wiązkę wszystkich uczuć. Jest to energia podobna do światła białego, którego widmo składa się z wielu barw. Ci, którzy potrafią widzieć więcej, tak właśnie ją widzą. Ci, którzy mieli przeżycia na granicy śmierci, również spotkali się z światłem, które jest miłością. Osoby zdolne do postrzegania pozazmysłowego widzą wokół człowieka świetlistą otoczkę zwaną „aurą”. Twierdzą one, że im więcej w człowieku jest miłości, tym jaśniejsza i bielsza jest ta aura. Może ta intuicyjna wiedza o aurze spowodowała, że świętym na obrazach zwykle domalowuje się aureolę. Badacze tamtej strony życia twierdzą, że istoty rozwinięte duchowo, będące już na końcu swej ziemskiej drogi, świecą oślepiająco białym światłem. Pamiętajmy, że również Jezus powiedział o sobie „Jestem światłością świata”. Nie była to tylko przenośnia.

Wszyscy mamy w sobie światło, wszyscy mamy w sobie miłość. Bez niej nie moglibyśmy istnieć. Nie ukrywajmy jednak tego światła pod korcem. Niech nasza miłość przemieni świat.

Scaliłem posty
Darek








« Ostatnia zmiana: Styczeń 30, 2011, 14:34:35 wysłane przez Dariusz » Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #2 : Sierpień 21, 2010, 20:38:05 »

Jałmużna

(Inspiracją do opracowania tego hasła było następujące zdanie: „Jałmużna jest miłością”, umieszczane na plakatach w drugiej połowie 2004 roku, przed kościołami katolickimi w Polsce.)


Jałmużna to wsparcie, zapomoga, udzielona komuś potrzebującemu, zwykle osobie biednej (lub podającej się za biedną). Słownik Języka Polskiego PWN podaje, że jest to „datek ofiarowany ubogiemu, jako uczynek miłosierny”, akcentując w ten sposób, iż ten akt darowizny jest motywowany uczuciowo.

Dzielenie się bogatych z biednymi swym dobrobytem jest praktykowane już od czasów, gdy wspólnota pierwotna została zastąpiona systemem opartym na własności prywatnej. Również obecnie, zwłaszcza w krajach, w których występują duże nierówności społeczne, jałmużna jest czymś zwyczajnym, a w islamie stanowi nawet nakaz i została wyniesiona do rangi jednego z filarów tej religii.

Trzeba w tym miejscu jednak zaznaczyć, że ludzka skłonność do pomagania innym jest niejednokrotnie wykorzystywana przez osoby, dla których żebranina stała się głównym źródłem utrzymania, a nawet zawodem. Niektórzy zbierają w ten sposób pieniądze na alkohol lub narkotyki. Ludzie tacy są zwykle dobrymi aktorami i potrafią skutecznie wzbudzać w innych litość i współczucie, symulując chorobę czy kalectwo. Z drugiej strony, ci, którzy naprawdę znaleźli się w tarapatach, często wstydzą się prosić o cokolwiek i cierpią swą biedę w milczeniu. Dlatego prawdziwą sztuką jest zdolność rozróżnienia, komu pomoc jest naprawdę potrzebna. Wydaje się, że gdy nie mamy co do tego całkowitej pewności, lepiej jest zbłądzić po stronie współczucia.

Nasuwają się tu różne pytania: Co powoduje, że ludzie pragną dawać coś biedniejszym od siebie? Jaki to ma wpływ na biorących i dających? Czy więc jałmużna - jak głosi kościół katolicki - jest rzeczywiście miłością?

Odpowiadając na te pytania musimy stwierdzić, że chociaż w myśl przytoczonej definicji jałmużna jest „uczynkiem miłosiernym”, to miłosierdzie, będąc reakcją współczucia i litości, nie jest tym samym co miłość, a już na pewno nie jest tym samym co miłość bezwarunkowa. Litość jest bowiem odpowiedzią naszego ego na opłakane warunki, w jakich znalazł się ktoś inny i wypływa nie – jak by się mogło wydawać – z miłości do tego kogoś, ale z miłości własnej. Po prostu wyobrażamy sobie, co by było, gdybyśmy się znaleźli na jego miejscu i powstałe wówczas uczucie nazywamy litością. Jeśli przyczyną litości jest czyjeś ubóstwo, to wyzwala to chęć ofiarowania owemu biednemu jakiegoś datku – czyli jałmużny. Gdy naszym jedynym celem jest udzielenie komuś wsparcia, to mamy do czynienia z pięknym przejawem utożsamienia się z cierpiącym niedostatek i chociaż nasza jałmużna nie jest wtedy - wbrew temu co głosi kościół1 – miłością2, to jednak może wypływać z miłości3, która w akcie solidarności z pokrzywdzonym przez los uznaje dobro innego za swoje dobro. Z drugiej strony, gdy kogoś kochamy prawdziwie i mocno, wówczas tego, co mu dajemy, nie uważamy za jałmużnę. Nasz ukochany też tak tego nie traktuje.

Jednak ludzkie ego nie jest zazwyczaj zdolne do czynów bezinteresownych. Nasze „ja” kieruje się najczęściej swoistą ekonomią, zmierzającą do wyciągnięcia ze swych działań wymiernych korzyści. W odniesieniu do jałmużny, najpospolitszą taką korzyścią jest duma z przejawionej w ten sposób dobroci i uzyskany dzięki temu wzrost poczucia własnej ważności. To poczucie może być jeszcze spotęgowane wówczas, gdy o naszej hojności dowiadują się inni i zaczynają spływać na nas ze wszystkich stron pochwały – niektórzy więc w tym celu podejmują regularną działalność charytatywną, z której korzystają w sposób powtarzalny pewne jednostki lub (przy dużych rozmiarach tej działalności) nawet określone grupy społeczne. Les Giblin napisał, że „siłą napędową dobroczynności jest przede wszystkim satysfakcja i przyjemność, jaka ofiarodawca odczuwa w chwili dawania, a nie dobroczynny skutek daru”. Powoduje to uzależnienie od darczyńców, którzy szybko spostrzegają, że daje im to władzę nad obdarowanymi. Jest to następna korzyść dla ich ego. Równocześnie jednak idea jałmużny ulega wypaczeniu, bo to co uzależnia, nie tylko nie pomaga, ale wręcz szkodzi. Znana jest przypowieść o żebraku, który działając w nadmorskim miasteczku portowym otrzymywał jałmużnę w postaci ryb, ofiarowywanych mu przez rybaków wracających z połowów. Pewnego razu zjawił się człowiek, którzy nauczył owego żebraka łowić ryby i ten przestał żebrać. Czyja pomoc była więc wartościowsza? Oczywiście ta ostatnia, bo przecież poprzednio rybacy tylko uzależniali tego żebraka od siebie zapewniając mu utrzymanie tylko na jeden dzień i w ten sposób go osłabiając, a ten ostatni postawił żebraka na nogi i zapewniając mu utrzymanie na całe życie, umocnił go. Podobnie, jak ci rybacy, postępują bogate państwa, które pomagają innym słabszym i biedniejszym krajom tylko w taki sposób, aby je uzależnić od siebie i w ten sposób uzyskać nad nimi władzę. Np. zamiast słać do Etiopii transporty z żywnością w okresie powtarzającej się tam co jakiś czas suszy i związanej z nią klęski głodu, najbogatsze państwa świata mogłyby skutecznie pomóc temu krajowi, np. w budowie sieci ujęć wody, zbiorników retencyjnych i systemów irygacyjnych, co zlikwidowałoby całkowicie problem. Jednak owe państwa tego nie czynią. Dlaczego?

Innym wypaczeniem jest sprowadzenie jałmużny do postaci obowiązku, jak to ma miejsce w islamie. Oczywiście to, co nie wynika z potrzeby serca, ale jest tylko stosowaniem się do nakazu, nie jest miłością, nie jest nawet miłosierdziem – jest jedynie zaliczeniem określonego wymogu.

Jałmużna jest to więc datek, który może być powodowany współczuciem, ale może też wypływać z pychy i samolubstwa, który na ogół bywa dobrowolny, ale jest czasem traktowany jako nakaz. Taka darowizna może pomóc obdarowanemu, lecz może także mu zaszkodzić. Datek ten może się się również dostać w ręce kogoś, komu się zupełnie nie należy. Wypowiadanie się o jałmużnie w sposób jednoznaczny jako o miłości wydaje się być więc niezbyt rozumne.

Z wypaczeń idei dawania jałmużny zdawał sobie w pełni sprawę Jezus i dlatego powiedział: „Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.” [Mt, 6, 2-4]

W podsumowaniu należy stwierdzić, że jałmużna rzadko wypływa z czystej miłości. O wiele częściej powodowana jest niezbyt chwalebną postacią miłości własnej czyli egoizmem i prowadzi do uzależnienia obdarowanych od dających. Prawdziwą miłością jest sprawić, aby jałmużna nie była potrzebna.



1 Takie kościelne sformułowania często wprowadzają w błąd. Dosłowne potraktowanie tego hasła może prowadzić do absurdalnych wniosków, co unaocznia następujące rozumowanie: „Jałmużna jest miłością”, ale też „Bóg jest miłością”, zatem „Bóg i jałmużna są tym samym (uczuciem)”.

2 Prawdziwa miłość nie daje tylko jałmużny, ale znacznie więcej – czasem nawet oddaje za kogoś życie.

3 Jest to wówczas najszlachetniejsza postać miłości własnej, która w cudzym szczęściu widzi własne szczęście, w radości innych – własną radość, a korzyść własną upatruje w korzyści dla wielu. Różnica między tak pojmowaną miłością do samego siebie i altruizmem zaciera się wtedy całkowicie.
Zapisane
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #3 : Styczeń 30, 2011, 14:37:29 »

Dążenie do zjednoczenia na wyższym poziomie

Z perspektywy duszy ludzie pragną ponownie złączyć się z Bogiem. Jako że każda osoba stanowi odbicie Boga, jednym ze sposobów na osiągnięcie unii z Bogiem jest związek z drugim człowiekiem.

Dotyczy to również stosunków nie ukierunkowanych na seks. Powiedzmy, że masz bliskiego przyjaciela zarówno wśród jednej płci jak i drugiej. Pragniecie wspólnie dzielić się miłością; jeśli jest to związek, w którym nie chodzi o seks, płaszczyzną zjednoczenia będzie potrzeba wspólnego tworzenia.

W przyjaźni energia osiąga największe natężenie, kiedy obie strony mają nowe pomysły i podnieca je myśl o wspólnym wprowadzaniu ich w życie. Jest to przykład wykorzystania energii czakry nasady. Wyższym celem stosunków łączących cię z przyjacielem czy przyjaciółką jest zawsze więź z Bogiem. Kochając się nawzajem, uczycie się widzieć siebie w swoim partnerze. Kiedy już potrafisz dostrzec w innych samego siebie, wkraczasz na drogę wiodącą do zjednoczenia z Bogiem.

Od niepamiętnych czasów usiłowano zdefiniować miłość. W idealnej postaci, miłość oznacza dostrzeganie w drugim samego siebie i pokochanie siebie przez to, co widzimy w drugim. W ostatecznym rozrachunku, miłość nie ma nic wspólnego z drugim, liczysz się ty sam. Jeśli poświęcasz się partnerowi kosztem własnego rodzaju, to nie jest to prawdziwa miłość. Kiedy starasz się być naprawdę sobą, w większym stopniu możesz obdarowywać miłością innych.

Ludzie szufladkują miłość. Dzielą ją na miłość erotyczną, miłość pozbawioną wymiaru erotycznego, miłość między rodzicami i dziećmi i miłość między rodzeństwem. Ale miłość jest tylko jedna! W gruncie rzeczy, miłość to częstotliwość, na której stajesz się całkowicie bezbronny i podatny na zranienie. Kiedy potrafisz zupełnie się odsłonić przed drugim człowiekiem, obnażyć się, dajesz mu największy możliwy dar – takim, jakim jesteś naprawdę, bez żadnych barier.

Nie ma znaczenia, czy miłość ma zabarwienie erotyczne czy nie. Twoja otwartość na zranienie w obecności drugiego, bycie prawdziwym sobą wobec niego, stanowi akt miłości. Możesz to osiągnąć z każdym – kochankiem, przyjacielem, członkiem rodziny czy człowiekiem spotkanym na ulicy. Miłość wymyka się definicjom, a przy tym, o ironio, wszystko w waszym świecie wynika z miłości.

Wspomniana wcześniej częstotliwość miłości to przejaw uniwersalnego języka geometrii. Zawierasz w sobie częstotliwość spirali złotego środka i sam jesteś w niej zawarty. To serce kosmosu – spajające wszystko ogniwo. Choćbyś nie wiem jak bardzo zaprzeczał miłości, nie możesz wyrzec się swego pochodzenia. Będziesz zawsze poszukiwał miłości (nawet pogrążony w ciemności). Miłość poprowadzi cię do domu, miejsca twego przeznaczenia.

Integrowanie pierwiastka żeńskiego i męskiego

...

Lissa Royal, Milenium r.11
Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
Kiara
Gość
« Odpowiedz #4 : Styczeń 30, 2011, 15:12:05 »

Wyjątkowo piękny i trafny opis miłości.

Ja dodam tylko iż Człowiek żeby mógł nią żyć wedle powyższego opisu musi osiągnąć mądrość serca.
Mądrość serca to wiedza o życiu miłością , o niekrzywdzeniu siebie oraz innych, tylko ten kto ją osiągnął może otworzyć serce swoje przed drugim takim samym Człowiekiem , nie wcześniej.
Bo tylko wówczas zaistnieje wewnętrzna i zewnętrzna harmonia , czyli miłość bezwarunkowa.

Kiara Uśmiech Uśmiech
« Ostatnia zmiana: Styczeń 30, 2011, 15:13:24 wysłane przez Kiara » Zapisane
quetzalcoatl44
Gość
« Odpowiedz #5 : Styczeń 30, 2011, 17:37:51 »

http://www.youtube.com/watch?v=9fdE1hXJKgY&feature=related

warto obejrzec Uśmiech
Zapisane
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #6 : Styczeń 30, 2011, 18:22:31 »

Warto, ale gdyby jeszcze było tłumaczenie, to ... .
Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
quetzalcoatl44
Gość
« Odpowiedz #7 : Styczeń 30, 2011, 19:41:45 »

niestety trzeba sciagnac chyba caly film ..Uśmiech kawalek moge wkleic

Za późno, Gelflingu! Przyszłaś za późno.| Wielkie Połączenie się zbliża.
{103468}{103581}Teraz Skeksowie przejmą władzę nad gwiazdami!
{103588}{103632}- Kiedy nastąpi Wielkie Połączenie?
{103636}{103747}- Już wkrótce...| Trzy słońca połączą się...
{103804}{103915}Idź Gelflingu!| Obawiam się, że na śmierć...
{104284}{104375}- Zejdź Phizgik. I bądź cicho.
{104475}{104556}- Byłeś bardzo pomocny.
{104811}{104870}- O nie!
{104907}{104982}- Gdzie ja jestem?!
{106489}{106569}- Czy to ten Kryształ?
{107353}{107396}- Aughra? Ty żyjesz!
{107400}{107492}- Nie ma czasu! Gdy pojedynczo świeci| potrójne słońce...
{107496}{107564}- Gdzie Kira?!
{107688}{107782}- Zbliża się Wielkie Połączenie!
{109248}{109323}- Tak! To Kryształ!
{110974}{111078}<Po to przyszedłem.| Ciemny Kryształ...
{111166}{111241}... Trzy słońca ...
{111310}{111381}... Odłamek ...>
{113419}{113513}- Zbliża się Wielkie Połączenie!
{113539}{113632}- Teraz będziemy żyli wiecznie!
{113683}{113767}- Będziemy żyli wiecznie!
{113947}{114006}- Cicho!
{114139}{114203}- Gelfling!
{114378}{114422}- Gelfling musi umrzeć!
{114426}{114493}- Złapcie ją!
{114522}{114609}- Gelflingu! Musisz umrzeć!
{114690}{114765}- Dwoje Gelflingów!
{114930}{114998}- Garthimowie!
{115362}{115421}- Nie!!!
{115481}{115543}- Odłamek!
{115577}{115661}- Odłamek należy do mnie!
{115745}{115852}- Idź stąd!| Ty... śmierdzące czupiradło!
{116033}{116105}- Ona ma odłamek!
{116129}{116197}- Zabierzcie jej! Teraz!
{116201}{116271}- Uważaj, Kira!
{116369}{116431}- Za tobą!
{116464}{116484}- Zostawcie ją!
{116488}{116556}- Dajcie nam odłamek, to uwolnimy was!
{116560}{116652}- Nie!| - Dobrze! Tylko nie róbcie jej krzywdy!
{116656}{116759}- Nie, Jen! Musisz naprawić| Kryształ!
{120181}{120261}- Jak się wydostałeś?!
{120349}{120408}- Chodź!
{122819}{122999}- "Co zostało rozbite i zniweczone - stanie się całością.| Części połączone będą w jedność".
{123155}{123245}- Przepowiednia się spełniła.
{123347}{123429}Znów jesteśmy jednością.
{123802}{123906}Wiele wieków temu| pełni buty i złudzeń
{123946}{124037}zniszczyliśmy Ciemny Kryształ.
{124066}{124153}I świat nasz się rozpadł...
{124186}{124293}Twoja odwaga i poświęcenie| scaliły go...
{124354}{124467}Przywróciło Krzyształowi jego| prawdziwą moc.
{124545}{124613}Weź ją w ramiona.
{124617}{124661}Ona jest częścią ciebie...
{124665}{124770}jak i każdy z nas jest częścią drugiego.
{125432}{125523}Zostawiamy ci Kryształ Prawdy.
{125576}{125677}Stwórz świat w świetle jego blasku...
{126775}{126819}K O N I E C
{126823}{126885}Wystąpili:
{128022}{128093}Głosów użyczyli:
{128789}{128880}Tekst polski| Renata Plamowska
Zapisane
janusz


Wielki gaduła ;)


Punkty Forum (pf): 29
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1370



Zobacz profil
« Odpowiedz #8 : Luty 13, 2011, 23:58:56 »

Z okazji Walentynek wszystkiego najlepszego ZAKOCHANYM

<a href="http://www.youtube.com/v/PNdrYByesqE?fs=1&amp;amp;hl=pl_PL&amp;amp;rel=0" target="_blank">http://www.youtube.com/v/PNdrYByesqE?fs=1&amp;amp;hl=pl_PL&amp;amp;rel=0</a>
Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #9 : Luty 14, 2011, 10:52:46 »

Walentynkowa dedykacja..... spełnionej miłości !!!


PROMYKI MIŁOŚCI.wmv

http://www.youtube.com/watch?v=ml0rRQb7JZY
Zapisane
Strony: [1] |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.083 sekund z 19 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

managerzuzlowy companions truegaming fifa11 halotupsy