Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Kwiecień 18, 2024, 20:32:01


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: [1] |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Czas zaloby  (Przeczytany 4049 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Rafaela
Gość
« : Listopad 29, 2010, 20:34:54 »

Czas żałoby - Renata Skoraszewska
Drukuj | Email
Czy można być smutnym, rozdrażnionym, przygnębionym, apatycznym po czyjejś śmierci?

Potocznie żałobą nazywamy czas po śmierci bliskiej osoby. Przeżywamy wówczas żal, ból, smutek, pustkę, złość i bunt wobec osób i faktów, może nawet rozpacz. Jest to proces radzenia sobie z nieuniknioną rzeczywistością.
Ten czas może zacząć się jednak wcześniej - kiedy przewidujemy bliskość rozstania. Zdarza się to podczas zaawansowanej śmiertelnej choroby, gdy bliski od dłuższego czasu jest słaby i wycieńczony. Nie chcemy go stracić. To trudne i bolesne doświadczenie, więc możemy odczuwać niechęć i opór, bronić się przed uświadomieniem sobie, że chwila śmierci się zbliża. Boimy się doznawania bólu i bezradności.
Niełatwo rozstawać się, żegnać.
Czasem nasza niezgoda na rychłe rozstanie z chorym jest tak duża, że wysyłamy chorego na siłę do szpitala ignorując jego wolę pozostania w domu i umierania w otoczeniu rodziny. Czasami chcemy zatrzymać go jak długo się da, podtrzymywać jego funkcje życiowe za pomocą aparatury, choć wiadomo, że jest bardzo, bardzo słaby i w ten sposób tylko przedłużamy jego cierpienie. Forsowanie leczenia za wszelką cenę stwarza atmosferę niezrozumienia, obcości i skazuje każdą ze stron na osamotnienie w tym krytycznym czasie.
Zazwyczaj chory chce wiedzieć, jaki jest stan jego zdrowia i jakie ma szanse, chce też o tym rozmawiać. Zdarza się, że unikamy rozmów o nadchodzącej śmierci, o związanych z nią lękach z terminalnie chorym, zapewniamy, że wyzdrowieje, choć sami w to nie bardzo wierzymy. Być może w ten sposób bardziej chcemy uspokoić samych siebie. Jednak ograniczanie choremu dostępu do informacji medycznych, a tym bardziej ukrywanie przed nim złych wieści nie zapewni mu spokoju.
Szczere rozmowy, nie tylko o zdrowiu, są niezbędne dla uporządkowania wzajemnych relacji. Nawet gdy relacje były satysfakcjonujące, warto dopowiedzieć niedopowiedziane. Tym bardziej zaś, jeśli nosimy w sercu urazy. To ostatnia szansa na przeproszenie, przebaczenie, pojednanie. Dobre pożegnanie przed śmiercią to wypowiedzenie ważnych słów miłości, czułości, przebaczenia, na co wcześniej może nie starczyło odwagi. Pozwala to umierającemu odejść w spokoju ducha, a żywych pozostawia z przekazem, który słusznie można traktować jako testament czy błogosławieństwo.
W końcu nadchodzi moment śmierci. Z początku bliska rodzina przeżywa szok, trudno uwierzyć w fakty. Szczególnie intensywnie pojawia się to odczucie, gdy strata była nagła, ale nawet gdy bliski długo chorował, moment śmierci jest nieznany i zaskakuje nas, że to już...
Stajemy przed koniecznością rozstania, niezależnie od tego czy mieliśmy czas aby oswoić się z tą myślą czy też tego czasu nie było.
Tym, co pozwala stosunkowo szybko uporać się z szokiem, jest oglądanie ciała zmarłego. Często wydaje się nam, że dobrze będzie, jeśli oszczędzimy sobie dramatycznych przeżyć. Uciekamy od śmierci obok nas. O wiele łatwiej oglądamy śmierć w telewizji. Widok zmarłego konfrontuje nas z rzeczywistością. Zmarły nie oddycha, nie rusza się, szybko robi się siny i zimny. Widok ten z całą ostrością uświadamia nam, że zmarły nie ożyje. Trudno później oszukiwać się myśląc, że wyszedł do pracy czy wyjechał na wakacje i niedługo wróci do domu.
Przed wiadomością o śmierci i widokiem zmarłych chronimy szczególnie dzieci. Dlaczego odgradzamy je od rzeczywistości? Może boimy się, że tak jak my, dorośli, doznają szoku i będzie to dla nich tragiczne, zbyt bolesne przeżycie. Tymczasem jeżeli umiera dziadek, dziecko w wieku przedszkolnym nie do końca rozumie, co znaczy nigdy go nie zobaczyć. Nie do końca też zdaje sobie sprawę z tego, co traci wychowując się bez dziadka. Nie wie, ile dobrych chwil, które mogłyby się wydarzyć, nie będzie miało miejsca. To ograniczenie w pojmowaniu rzeczywistości śmierci chroni je przed traumą.
Czy można pozwolić sobie na żałobę, być smutnym, rozdrażnionym, przygnębionym, apatycznym po śmierci dziadka, mamy, współmałżonka, dziecka?
Przypomina się przypowieść o zabłąkanej owcy. Pasterz, któremu zginęła jedna ze stu owiec, przejmuje się swoją stratą, szuka owcy tak długo aż ją znajduje. O ileż większa i boleśniejsza jest strata bliskiego człowieka i dziwne by było gdyby jej nie uzewnętrzniać - zwłaszcza przed starszymi dziećmi, dla których mogłoby wydawać się niezrozumiałe a wręcz nieludzkie, że po stracie bliskiej osoby zachowujemy się tak, jakby nic się nie stało.
Dobrą okazją do uzewnętrznienia żalu i otrzymania wsparcia od rodziny, przyjaciół i znajomych jest uroczystość pogrzebowa. Ważna jest tutaj wspólna modlitwa, udział we Mszy Świętej w intencji zmarłego, rozmowy o nim. Towarzyszenie rodzinie w żałobie, oglądanie zdjęć, serdeczne wspomnienia, nowe, nie znane dotąd informacje o zmarłym, pomagają wyrazić i uporządkować myśli i uczucia.
Czasami ludzie obawiają się pokazywać swój smutek. Dzielenie się radością jest z pewnością łatwiejsze niż przeżywanie smutku. Większość osób, przeżywając smutek, ma skłonność do izolowania się i zamykania w sobie, czuje się bardziej bezbronna. Jesteśmy wtedy bardziej podatni na zranienie, skryci w obawie przed niezrozumieniem, tanim pocieszaniem czy dobrymi radami.
Wzwiązku ze śmiercią ludzie dość często przeżywają poczucie winy. Śmierci nie da się cofnąć i daje ona nową perspektywę patrzenia - niektóre fakty tracą na znaczeniu, inne zyskują. Poczucie winy można odczuwać nawet wtedy, gdy krótko przed śmiercią osoby odmówiliśmy jej prośbie albo zaniedbaliśmy, np. nie odwiedziliśmy jej. Mamy wtedy skłonność do brania na siebie nadmiernej odpowiedzialności, obwiniania się za jej śmierć. Wyrzucamy sobie, że nie dość wcześnie skłoniliśmy ją do wizyty lekarskiej lub wysłaliśmy w miejsce, gdzie spotkała ją śmierć.
Doświadczamy także sporo lęków. Obawiamy się, czy bliski bardzo cierpiał przed śmiercią, czy zrobiono przy nim co należy. Potrzebujemy informacji o okolicznościach śmierci, jej przyczynach, ewentualnie o rodzaju wykonanych zabiegów medycznych. Są to bardzo ważne informacje, których lekarze powinni udzielać. Zmniejszają one lęki, obawy, niepokój.
Kiedyś do poradni przyszła staruszka. W 1945 roku urodziła dziecko, które zmarło po porodzie. Miała wątpliwości czy procedura zastosowana przez lekarza położnika nie zaszkodziła dziecku. Niepokój nurtował ją przez pół wieku, dlatego skontaktowaliśmy ją z kompetentnym lekarzem, który wyjaśnił co mogło się wtedy zdarzyć.
Oprócz informacji także widok zwłok pomaga poradzić sobie z lękami. Nawet oglądanie ciała zdeformowanego, wyniszczonego chorobą albo uszkodzonego w wyniku wypadku pozwala na ucięcie wyobrażeń, które potrafią być straszniejsze od rzeczywistości np. po poronieniu dziecka z wadami rozwojowymi.
Godzenie się z bolesnymi a nieodwracalnymi faktami przebiega czasem burzliwie. Człowiek nie potrafi łatwo godzić się z dużą stratą, buntuje się, pyta: dlaczego, skoro był taki młody, dobry, mógł sobie jeszcze pożyć. Jest w tym procesie żałoby element bilansu, podsumowania tego, co wydarzyło się w związku z okolicznościami śmierci, a także z tym co działo się między mną a zmarłym za jego życia. Są także refleksje bardziej ogólnej natury nad sensem istnienia, tym, co w życiu jest naprawdę ważne.
Pytania stawiamy sobie, innym ludziom, a sporo z nich jest stawianych pod adresem Boga.
Odejście bliskiej osoby to poważna strata. Powstaje pustka, której nie da się łatwo i szybko zapełnić. Wcześniej spędzaliśmy z tą osobą sporo czasu, żywiliśmy do niej uczucia, łączyły nas więzy pokrewieństwa i/lub przyjaźni, była częścią naszego życia. Trudno bez niej przeżywać pierwsze święta lub znaczące wydarzenia w rodzinie. Istotnym elementem żałoby jest przeorganizowanie swojego życia. Musimy na nowo nauczyć się funkcjonować bez tej osoby, która do tej pory wypełniała nam część serca i sporo czasu.
Zwyczajowo czas żałoby po najbliższej osobie (rodzicu, współmałżonku) trwa rok. Może się to wydawać długo, jednak w tym czasie żałobnik wykonuje ważną i męczącą pracę.
Zwykle koło rocznicy śmierci, o tej samej porze roku na nowo odżywają bolesne wspomnienia. Określane są jako reakcje rocznicowe.
Teoretycznie przyjmuje się, że po około półtora roku żałoba powinna się zakończyć, a człowiek wrócić do swojej zwykłej aktywności.
Bywają okoliczności, które znacząco utrudniają odbycie żałoby. Jedną z nich jest niemożność uznania śmierci osoby. Zdarza się to w sytuacji zaginięcia bez wieści, np. w czasie wojny, klęski żywiołowej czy w innych niewyjaśnionych okolicznościach. Bliskim trudno jest być zawieszonym w niepewności co do śmierci bliskiego. Nawet minimalna szansa na to, że żyje, hamuje proces żałoby. Mimo że rodzina jest prawie pewna śmierci, np. osoby, która znajdowała się na pokładzie zatopionego statku, pozostaje cień niepewności co powoduje stan rozdarcia emocjonalnego. Ponadto brak ciała uniemożliwia pogrzeb.
Jedną z trudniejszych do opłakania jest strata dziecka. Jest ona odwróceniem naturalnego porządku świata, w którym rodzice umierają przed dziećmi, a dzieci zajmują się pogrzebem rodziców. Rodzice czują się zobowiązani do ochraniania dzieci przed niebezpieczeństwami i złem. Jeżeli dziecko umiera, często czują się winni, mają poczucie, że zawiedli jako rodzice. Mogą mieć wątpliwości czy potrafią być teraz dobrymi rodzicami. Mogą próbować pozbyć się nieznośnego poczucia winy obwiniając innych, np. siebie nawzajem. Bo ty kupiłeś mu rowerek, a ty nie dopilnowałaś... Przez to wiele par, które właśnie w tym czasie potrzebują swojej wspierającej obecności, przeżywa poważny kryzys.

                                                               c.d.n

============================================

W związku z doświadczeniem śmierci często pojawia się poczucie winy. Nieraz osoba dopuściła się rzeczywistego zaniedbania czy nadużycia, w wyniku czego przyczyniła się do śmierci np. zbyt szybko prowadziła samochód, doprowadzając do wypadku, w którym zginął pasażer będący członkiem rodziny.
Szczególnie silnie poczucie winy może być obecne w zetknięciu ze śmiercią samobójczą. Ludzie z bliskiego otoczenia zadają sobie pytanie, czy mogli zapobiec tragedii, co należało zrobić, a od czego powstrzymać się. Osoba o tendencjach samobójczych zwykle przeżywa poważne problemy życiowe i wysyła sygnały świadczące o swoich zamiarach. Nierozpoznanie ich przez osoby z bliskiego otoczenia, a przez to niepodjęcie działań, które mogłyby odwieść od samobójstwa jest ciężkim obciążeniem emocjonalnym. Bywa, że takie osoby mogą mieć pokusę popełnienia samobójstwa jako kary wymierzonej sobie lub w ramach fałszywie pojętej solidarności z ofiarą. Aby ulżyć sobie w tej trudnej sytuacji emocjonalnej, mogą one nieświadomie zmieniać swoją postawę wobec śmierci samobójczej myśląc o samobójstwie jako o jednym z możliwych rozwiązań w trudnych sytuacjach życiowych.
Kolejną okolicznością utrudniającą przeżywanie żałoby jest wcześniejsze życzenie bliskiej osobie śmierci. Czasami rodzic tak poważnie krzywdzi i zaniedbuje dziecko, że przeżywa ono prawie wyłącznie wstyd, złość, smutek, rozpacz. Ma poczucie krzywdy i brak nadziei na jakąkolwiek poprawę losu. Dorastającemu dziecku narzucają się myśli, że lepiej w ogóle nie mieć rodzica niż takiego, którego można się wstydzić .
Gdy potem rodzic zachoruje i umiera, to dziecko może przypisać sobie zbyt duży wpływ na jego los. „Gdybym mu nie życzył śmierci, to by się nie stało”.
Bliscy często poruszają w nas silne, ambiwalentne uczucia. Raz jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni z ich obecności, innym razem swoim postępowaniem budzą złość czy rozczarowanie. To normalne. Gdy jednak doznawane krzywdy są bolesne i częste, a jednocześnie bardzo mało jest pozytywnych doświadczeń, to złość i poczucie niesprawiedliwości utrwala się i wyraża poprzez pragnienie śmierci krzywdziciela.
Czy uda się żałować po śmierci rodzica, od którego doznawało się przede wszystkim krzywdy i braku zainteresowania?
Jeżeli nie był on akceptujący rozumiejący, wspierający... co straciliśmy wraz z jego odejściem?
Nastolatek czy dorosły, który stracił takiego rodzica, jest w pułapce poważnego konfliktu psychologicznego i moralnego.
Jedną z trudniejszych okoliczności skutkującą często patologiczną żałobą jest zarówno planowanie jak i przyczynienie się do śmierci. Zachodzi to w sytuacji aborcji.
Po abortowaniu dziecka rodzice rzadko uświadamiają sobie własne prawo do żalu - przecież sami tego chcieli. Nie uznają swojej straty. Dla wielu z nich dziecko nie było prawdziwym człowiekiem, ale pozbawionym cech ludzkich płodem, embrionem, zarodkiem. Rodzice przy poczęciu dziecka nie uważali się za rodziców. Uznają się nimi dopiero przy jego narodzinach.
Aborcji nie traktowali zwykle jak prawdziwą śmierć, ale nazywali przerwaniem ciąży czy pozbyciem się problemu.
Aby żałować po śmierci abortowanego dziecka trzeba uznać, że bezpowrotnie straciło się kogoś bliskiego, niepowtarzalnego i bezcennego. Bez świadomości, że jako rodzic przyczyniłem się do śmierci własnego bezbronnego i niewinnego dziecka, niemożliwe jest odbycie naturalnego procesu żałoby. Pomimo to często żal i smutek jest obecny, choć osoba nie kojarzy go ze stratą dziecka. Po aborcji zdarza się, że obniżony nastrój utrzymuje się i utrwala przechodząc w depresję wymagającą profesjonalnej pomocy.
Chociaż żałoba przede wszystkim kojarzy się nam ze śmiercią bliskiej osoby, jednak warto pamiętać, że jest to również reakcja na inną ważną stratę. Często zdarza się przeżywać żałobę na skutek trwałego okaleczenia, np. amputacji kończyny, zeszpecenia twarzy, na wiadomość o przewlekłej chorobie wymagającej długotrwałego uciążliwego leczenia i powodującej trwałe ograniczenia możliwości życiowych. Niełatwo godzić się z utratą władz fizycznych i utratą swojego wizerunku, jaki kształtował się od początku naszego istnienia. Człowiek jest ten sam a już nie taki sam.
Inne ważne straty to rozstanie lub znaczne ograniczenie kontaktów z bliskimi osobami.
Dla dziecka poważną stratą jest opuszczenie przez rodzica czy rodziców - wtedy dziecko traci także dom rodzinny, rozdzielenie rodzeństwa, które zostaje odesłane do różnych placówek opiekuńczych bądź rodzin adopcyjnych.
Rodzic może przeżywać stratę oddając dziecko do adopcji.
Doświadczając żałoby po stracie bliskiej osoby stykamy się ze śmiercią. Choć proces żałoby jest trudny i bolesny jest szansą na uświadomienie kruchości i przemijalności naszego życia. Pomaga także skupić się na tym, co jest najważniejsze i dobrze korzystać z danego nam czasu.

 Scaliłem posty
Darek


>Rafaelo<, podaj jeszcze linka do tego tekstu, chyba jest to Twoje opracowanie.
Darek

« Ostatnia zmiana: Listopad 30, 2010, 20:37:33 wysłane przez Dariusz » Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #1 : Październik 28, 2011, 22:09:31 »

                                                                                  Równi wobec Stwórcy

Milena Kindziuk | Niedziela | 27 Październik 2011 | Komentarze (0)


Obok zniczy: lalki, pluszowe misie, aniołki. Tak ozdobione groby wywierają mocne wrażenie na odwiedzających cmentarze. Dzieciom, także nienarodzonym, należy się godny pogrzeb i grób.

Karolina L., rocznik '75, drobna, filigranowa blondynka, siedzi na łóżku jak posąg. Przykurczona. Wzrok ma
utkwiony w dal. Pięć tygodni temu urodziła martwą, siedmiomiesięczną córkę. – Widziałam jej nóżki, potem lekarze zasłonili mnie prześcieradłem. Prosiłam, żeby pokazali mi twarz dziecka, ale nie chcieli mówiąc, że byłby to dla mnie zbyt duży szok – opowiada.

Dołącz do nas na Facebooku

Na drugi dzień wypisali ją ze szpitala. – Byłam w szoku, nie mogłam spać, cały czas myśli krążyły wokół śmierci mojego maleństwa. Poszłam do psychologa, który poradził mi, że najlepiej, gdybym je pochowała, bo to jest warunek dobrego przeżycia żałoby. I dalszego funkcjonowania. Ale gdy po dwóch tygodniach matka zgłosiła się do szpitala po ciało dziecka, było za późno. Przepisy pozwalają na wydanie zwłok w ciągu 48 godzin. Dziewczynka została więc już spalona. I dopiero teraz zaczął się dramat.

Do wiadra albo na śmietnik

Takich kobiet jak Karolina jest w Polsce tysiące. Zostawiają nienarodzone lub martwo urodzone dzieci w szpitalach, nie wiedząc, że mogą domagać się wydania ciała, aby je pochować. Albo są w tak wielkim szoku, że w ogóle o tym nie myślą. A w szpitalach często nikt o niczym rodziców nie informuje. Dopiero po jakimś czasie wracają do szpitala po dziecko. Nie mają już jednak po co wracać. – Bo dziecko zostało skremowane. A zdarza się, że trafia do wiadra albo na śmietnik – mówi Maria Bienkiewicz z Fundacji „Nazaret”, która od lat organizuje pogrzeby dzieci nienarodzonych i wie, jak ważne dla osieroconych rodziców jest pochowanie dziecka. Zna wiele rodzin, które po pogrzebie znalazły ukojenie, odzyskały wewnętrzny spokój. – Przy śmierci dziecka, nawet gdy ma ono za sobą kilka tygodni życia – istotne jest pożegnanie i zorganizowanie pogrzebu, dokładnie tak jak przy śmierci dorosłego – podkreśla Bienkiewicz.

Kto pyta nie błądzi - odpowiedz na pytania naszych użytkowników

Potwierdza to jedna z matek, czterdziestoletnia Ewa: – Gdy byłam w szóstym miesiącu ciąży, okazało się, że mój synek ma zespół Downa i przepuklinę, i nie ma żadnych szans na przeżycie. Także moje życie było zagrożone. Lekarze zdecydowali się na indukcję porodu. Wzięłam swe martwe dziecko na ręce. A potem owinięte w pieluszkę włożyłam do małej, białej trumienki, którą przywiózł mąż. Miało normalny pogrzeb, a teraz odwiedzamy je na cmentarzu i modlimy się za niego. Nasze pozostałe dzieci też chodzą z nami na grób braciszka i wiedzą, że kiedyś razem spotkamy się w niebie. Nie wyobrażam sobie, by mój synek trafił na śmietnik, nigdy nie pogodziłabym się z tym, że go nie pochowałam. Po pogrzebie jestem nieco spokojniejsza.
Psychologowie potwierdzają, że dla rodziców, a zwłaszcza dla matek, odebranie ciała nienarodzonego lub martwo urodzonego dziecka ze szpitala i zorganizowanie mu pogrzebu jest warunkiem normalnego funkcjonowania w dalszym życiu.

Te kobiety, które się na to nie zdecydowały (najczęściej dlatego, że nie wiedziały, iż istnieje taka możliwość prawna), latami chodzą później na różnego rodzaju terapie, przyjmują leki psychotropowe i bywa, że nigdy nie mogą wyzwolić się z depresji, koszmarów sennych i nerwicy. Ani też nie są w stanie urodzić więcej dzieci. „Nieprzepracowana” żałoba po dziecku negatywnie wpływa też na więź małżonków, a zdarza się, że prowadzi do rozwodu.

Zmarłe bez chrztu

Pochowanie dziecka jest ważne z religijnego punktu widzenia. Wpływa na duchowość rodziców, umacnia ich wiarę. Zresztą działania Fundacji „Nazaret” koncentrują się również wokół organizowania modlitw przed Najświętszym Sakramentem (wynagradzających – w przypadku aborcji). Ale fundacja pomaga przede wszystkim organizować dziecięce pogrzeby. Nie tylko rodzicom, którzy tego pragną. Także szpitalom. Bo jest mnóstwo dzieci, których ciał rodzice wcale nie chcą zabierać. Maria Bienkiewicz wyszukuje je w całej Polsce i – aby zapobiec skremowaniu, organizuje im pochówek. Jest to średnio kilka zbiorowych pogrzebów rocznie (na jednym ok. 50 ciał dzieci) oraz kilkanaście indywidualnych. Niewiele – jak na ponad 40 tys. poronień rocznie i 2 tys. dzieci martwo urodzonych.

Odprawiana jest wówczas msza św. w intencji rodziców zmarłego dziecka, o pomoc w przeżywaniu cierpienia i bólu. A potem odbywa się zwyczajna ceremonia żałobna, z tą różnicą, że kapłan ubrany jest w biały ornat, co podkreśla niewinność dziecka.
Pierwszy taki pogrzeb odbył się w 2005 r. w kościele św. Katarzyny na warszawskim Służewie. – Drugi był Białystok, a potem inne miasta Polski. Zajęłam się tym, gdyż znałam coraz więcej drastycznych przypadków pozbywania się ciał dzieci – twierdzi Maria Bienkiewicz. – Te maleńkie, kilkutygodniowe, z poronienia, były spuszczane w ubikacji, starsze natomiast, urodzone martwe albo w wyniku sztucznie przyspieszanych porodów, lądowały w zakładach do utylizacji albo godzinami umierały w miskach. Czasem przyjeżdżał samochód MPO i palono te ciała razem ze śmieciami, a z popiołu były potem robione kostki brukowe albo asfalt. Nikt tego oficjalnie nie potwierdzi, ale takie rzeczy nadal się zdarzają – przekonuje prezes Fundacji „Nazaret”. W uroczystość Wszystkich Świętych płonące znicze na grobach nienarodzonych dzieci mają więc podwójnie symboliczną wymowę.

Czy te dzieci, w większości przypadków nieochrzczone, zostaną zbawione? Kościół ufa, że tak. W „Katechizmie Kościoła Katolickiego” czytamy: „Jeśli chodzi o dzieci zmarłe bez chrztu, Kościół może tylko polecać je miłosierdziu Bożemu, jak czyni to podczas przeznaczonego dla nich obrzędu pogrzebu. Istotnie, wielkie miłosierdzie Boga, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni (por. 1 Tm 2, 4), i miłość Jezusa do dzieci, która kazała Mu powiedzieć: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im» (Mk 10, 14), pozwalają nam mieć nadzieję, że istnieje jakaś droga zbawienia dla dzieci zmarłych bez chrztu” (1261).

Papież Benedykt XVI w bulli „Spes orandi” (Modląca się nadzieja) stwierdza, że dzieci nienarodzone z przyczyn poronienia lub aborcji, mimo braku chrztu, dostąpią zbawienia i należy się im pogrzeb. – Dziecko poczęte i nienarodzone ma tę samą godność, co osoba urodzona. Godność, której nikt nie ma prawa nadać ani odebrać – przypomniał niedawno bp Wiesław Mering w Brześciu Kujawskim, w homilii podczas zbiorowego pogrzebu takich dzieci.

Do nauczania Kościoła na ten temat nawiązują też teksty modlitw podczas obrzędów pogrzebu, które zwracają uwagę na miłosierdzie Boże i podkreślają stan zbawienia dusz dzieci – przy założeniu, że rodzice chcieli je ochrzcić, ale nie zdążyli.

Europejskie standardy

Ostatnio od strony prawnej uproszczono pochówek dziecka martwo urodzonego – bez względu na czas trwania ciąży. Nie jest już wymagana adnotacja urzędu stanu cywilnego o zarejestrowaniu zgonu. Do wydania karty zgonu natomiast (wymaganej do organizacji pochówku) jest potrzebny akt urodzenia. A personel medyczny ma obowiązek poinformować kobietę, która poroniła lub urodziła martwe dziecko, o możliwości wydania ciała oraz musi wystawić akt zgonu. Rodzicom przysługuje też zasiłek pogrzebowy z ZUS.

Kobieta ma także prawo zobaczyć swoje martwe dziecko, aby je pożegnać. Personel medyczny nie może tego odmówić, jak twierdzi prof. Bogdan Chazan, dyrektor Szpitala Ginekologiczno-Położniczego im. Świętej Rodziny w Warszawie. W szpitalu tym, pod tym względem wzorcowym, jest zresztą służąca do tych celów izba pożegnań. Tam dziecko leży w białej trumience, rodzice mogą przy nim posiedzieć, a potem przyjeżdża karawan pogrzebowy i odbywa się wyprowadzenie ciała i pogrzeb. Zdaniem prof. Chazana, to normalna procedura, zgodna ze standardami europejskimi.

Natomiast odmowa wydania rodzicom zmarłego dziecka zawsze jest nadużyciem. – Podobnie jak nadużyciem jest oddawanie ciał dzieci w pudełkach czy słoikach z formaliną, a takie przypadki jeszcze, niestety, mają miejsce – podkreśla Bienkiewicz.
Gdy dziecko trafia w ręce rodziców w sposób godny, oni czują, że bycie człowiekiem oznacza coś wielkiego. Groby dzieci utraconych tę prawdę przypominają. I dobitnie świadczą, że wobec śmierci wszyscy jesteśmy równi. Niezależnie od tego, czy ktoś żył sto dni przed urodzeniem, czy sto lat po urodzeniu.

http://religia.onet.pl/publicystyka,6/rowni-wobec-stworcy,22927,page1.html
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #2 : Październik 29, 2011, 22:04:06 »

                                                                    Czas żałoby

Czy można być smutnym, rozdrażnionym, przygnębionym, apatycznym po czyjejś śmierci?
Renata Skoraszewska

Potocznie żałobą nazywamy czas po śmierci bliskiej osoby. Przeżywamy wówczas żal, ból, smutek, pustkę, złość i bunt wobec osób i faktów, może nawet rozpacz. Jest to proces radzenia sobie z nieuniknioną rzeczywistością.

Ten czas może zacząć się jednak wcześniej - kiedy przewidujemy bliskość rozstania. Zdarza się to podczas zaawansowanej śmiertelnej choroby, gdy bliski od dłuższego czasu jest słaby i wycieńczony. Nie chcemy go stracić. To trudne i bolesne doświadczenie, więc możemy odczuwać niechęć i opór, bronić się przed uświadomieniem sobie, że chwila śmierci się zbliża. Boimy się doznawania bólu i bezradności.

Niełatwo rozstawać się, żegnać.

Czasem nasza niezgoda na rychłe rozstanie z chorym jest tak duża, że wysyłamy chorego na siłę do szpitala ignorując jego wolę pozostania w domu i umierania w otoczeniu rodziny. Czasami chcemy zatrzymać go jak długo się da, podtrzymywać jego funkcje życiowe za pomocą aparatury, choć wiadomo, że jest bardzo, bardzo słaby i w ten sposób tylko przedłużamy jego cierpienie. Forsowanie leczenia za wszelką cenę stwarza atmosferę niezrozumienia, obcości i skazuje każdą ze stron na osamotnienie w tym krytycznym czasie.

     Zazwyczaj chory chce wiedzieć, jaki jest stan jego zdrowia i jakie ma szanse, chce też o tym rozmawiać. Zdarza się, że unikamy rozmów o nadchodzącej śmierci, o związanych z nią lękach z terminalnie chorym, zapewniamy, że wyzdrowieje, choć sami w to nie bardzo wierzymy. Być może w ten sposób bardziej chcemy uspokoić samych siebie. Jednak ograniczanie choremu dostępu do informacji medycznych, a tym bardziej ukrywanie przed nim złych wieści nie zapewni mu spokoju.

Szczere rozmowy, nie tylko o zdrowiu, są niezbędne dla uporządkowania wzajemnych relacji. Nawet gdy relacje były satysfakcjonujące, warto dopowiedzieć niedopowiedziane. Tym bardziej zaś, jeśli nosimy w sercu urazy. To ostatnia szansa na przeproszenie, przebaczenie, pojednanie. Dobre pożegnanie przed śmiercią to wypowiedzenie ważnych słów miłości, czułości, przebaczenia, na co wcześniej może nie starczyło odwagi. Pozwala to umierającemu odejść w spokoju ducha, a żywych pozostawia z przekazem, który słusznie można traktować jako testament czy błogosławieństwo.

Wkońcu nadchodzi moment śmierci. Z początku bliska rodzina przeżywa szok, trudno uwierzyć w fakty. Szczególnie intensywnie pojawia się to odczucie, gdy strata była nagła, ale nawet gdy bliski długo chorował, moment śmierci jest nieznany i zaskakuje nas, że to już...

Stajemy przed koniecznością rozstania, niezależnie od tego czy mieliśmy czas aby oswoić się z tą myślą czy też tego czasu nie było.

Tym, co pozwala stosunkowo szybko uporać się z szokiem, jest oglądanie ciała zmarłego. Często wydaje się nam, że dobrze będzie, jeśli oszczędzimy sobie dramatycznych przeżyć. Uciekamy od śmierci obok nas. O wiele łatwiej oglądamy śmierć w telewizji. Widok zmarłego konfrontuje nas z rzeczywistością. Zmarły nie oddycha, nie rusza się, szybko robi się siny i zimny. Widok ten z całą ostrością uświadamia nam, że zmarły nie ożyje. Trudno później oszukiwać się myśląc, że wyszedł do pracy czy wyjechał na wakacje i niedługo wróci do domu.

Przed wiadomością o śmierci i widokiem zmarłych chronimy szczególnie dzieci. Dlaczego odgradzamy je od rzeczywistości? Może boimy się, że tak jak my, dorośli, doznają szoku i będzie to dla nich tragiczne, zbyt bolesne przeżycie. Tymczasem jeżeli umiera dziadek, dziecko w wieku przedszkolnym nie do końca rozumie, co znaczy nigdy go nie zobaczyć. Nie do końca też zdaje sobie sprawę z tego, co traci wychowując się bez dziadka. Nie wie, ile dobrych chwil, które mogłyby się wydarzyć, nie będzie miało miejsca. To ograniczenie w pojmowaniu rzeczywistości śmierci chroni je przed traumą.

Czy można pozwolić sobie na żałobę, być smutnym, rozdrażnionym, przygnębionym, apatycznym po śmierci dziadka, mamy, współmałżonka, dziecka?

Przypomina się przypowieść o zabłąkanej owcy. Pasterz, któremu zginęła jedna ze stu owiec, przejmuje się swoją stratą, szuka owcy tak długo aż ją znajduje. O ileż większa i boleśniejsza jest strata bliskiego człowieka i dziwne by było gdyby jej nie uzewnętrzniać - zwłaszcza przed starszymi dziećmi, dla których mogłoby wydawać się niezrozumiałe a wręcz nieludzkie, że po stracie bliskiej osoby zachowujemy się tak, jakby nic się nie stało.

     Dobrą okazją do uzewnętrznienia żalu i otrzymania wsparcia od rodziny, przyjaciół i znajomych jest uroczystość pogrzebowa. Ważna jest tutaj wspólna modlitwa, udział we Mszy Świętej w intencji zmarłego, rozmowy o nim. Towarzyszenie rodzinie w żałobie, oglądanie zdjęć, serdeczne wspomnienia, nowe, nie znane dotąd informacje o zmarłym, pomagają wyrazić i uporządkować myśli i uczucia.

Czasami ludzie obawiają się pokazywać swój smutek. Dzielenie się radością jest z pewnością łatwiejsze niż przeżywanie smutku. Większość osób, przeżywając smutek, ma skłonność do izolowania się i zamykania w sobie, czuje się bardziej bezbronna. Jesteśmy wtedy bardziej podatni na zranienie, skryci w obawie przed niezrozumieniem, tanim pocieszaniem czy dobrymi radami.

Wzwiązku ze śmiercią ludzie dość często przeżywają poczucie winy. Śmierci nie da się cofnąć i daje ona nową perspektywę patrzenia - niektóre fakty tracą na znaczeniu, inne zyskują. Poczucie winy można odczuwać nawet wtedy, gdy krótko przed śmiercią osoby odmówiliśmy jej prośbie albo zaniedbaliśmy, np. nie odwiedziliśmy jej. Mamy wtedy skłonność do brania na siebie nadmiernej odpowiedzialności, obwiniania się za jej śmierć. Wyrzucamy sobie, że nie dość wcześnie skłoniliśmy ją do wizyty lekarskiej lub wysłaliśmy w miejsce, gdzie spotkała ją śmierć.

Doświadczamy także sporo lęków. Obawiamy się, czy bliski bardzo cierpiał przed śmiercią, czy zrobiono przy nim co należy. Potrzebujemy informacji o okolicznościach śmierci, jej przyczynach, ewentualnie o rodzaju wykonanych zabiegów medycznych. Są to bardzo ważne informacje, których lekarze powinni udzielać. Zmniejszają one lęki, obawy, niepokój.

Kiedyś do poradni przyszła staruszka. W 1945 roku urodziła dziecko, które zmarło po porodzie. Miała wątpliwości czy procedura zastosowana przez lekarza położnika nie zaszkodziła dziecku. Niepokój nurtował ją przez pół wieku, dlatego skontaktowaliśmy ją z kompetentnym lekarzem, który wyjaśnił co mogło się wtedy zdarzyć.

Oprócz informacji także widok zwłok pomaga poradzić sobie z lękami. Nawet oglądanie ciała zdeformowanego, wyniszczonego chorobą albo uszkodzonego w wyniku wypadku pozwala na ucięcie wyobrażeń, które potrafią być straszniejsze od rzeczywistości np. po poronieniu dziecka z wadami rozwojowymi.

Godzenie się z bolesnymi a nieodwracalnymi faktami przebiega czasem burzliwie. Człowiek nie potrafi łatwo godzić się z dużą stratą, buntuje się, pyta: dlaczego, skoro był taki młody, dobry, mógł sobie jeszcze pożyć. Jest w tym procesie żałoby element bilansu, podsumowania tego, co wydarzyło się w związku z okolicznościami śmierci, a także z tym co działo się między mną a zmarłym za jego życia. Są także refleksje bardziej ogólnej natury nad sensem istnienia, tym, co w życiu jest naprawdę ważne.

Pytania stawiamy sobie, innym ludziom, a sporo z nich jest stawianych pod adresem Boga.

Odejście bliskiej osoby to poważna strata. Powstaje pustka, której nie da się łatwo i szybko zapełnić. Wcześniej spędzaliśmy z tą osobą sporo czasu, żywiliśmy do niej uczucia, łączyły nas więzy pokrewieństwa i/lub przyjaźni, była częścią naszego życia. Trudno bez niej przeżywać pierwsze święta lub znaczące wydarzenia w rodzinie. Istotnym elementem żałoby jest przeorganizowanie swojego życia. Musimy na nowo nauczyć się funkcjonować bez tej osoby, która do tej pory wypełniała nam część serca i sporo czasu.

Zwyczajowo czas żałoby po najbliższej osobie (rodzicu, współmałżonku) trwa rok. Może się to wydawać długo, jednak w tym czasie żałobnik wykonuje ważną i męczącą pracę.

Zwykle koło rocznicy śmierci, o tej samej porze roku na nowo odżywają bolesne wspomnienia. Określane są jako reakcje rocznicowe.

Teoretycznie przyjmuje się, że po około półtora roku żałoba powinna się zakończyć, a człowiek wrócić do swojej zwykłej aktywności.

Bywają okoliczności, które znacząco utrudniają odbycie żałoby. Jedną z nich jest niemożność uznania śmierci osoby. Zdarza się to w sytuacji zaginięcia bez wieści, np. w czasie wojny, klęski żywiołowej czy w innych niewyjaśnionych okolicznościach. Bliskim trudno jest być zawieszonym w niepewności co do śmierci bliskiego. Nawet minimalna szansa na to, że żyje, hamuje proces żałoby. Mimo że rodzina jest prawie pewna śmierci, np. osoby, która znajdowała się na pokładzie zatopionego statku, pozostaje cień niepewności co powoduje stan rozdarcia emocjonalnego. Ponadto brak ciała uniemożliwia pogrzeb.

Jedną z trudniejszych do opłakania jest strata dziecka. Jest ona odwróceniem naturalnego porządku świata, w którym rodzice umierają przed dziećmi, a dzieci zajmują się pogrzebem rodziców. Rodzice czują się zobowiązani do ochraniania dzieci przed niebezpieczeństwami i złem. Jeżeli dziecko umiera, często czują się winni, mają poczucie, że zawiedli jako rodzice. Mogą mieć wątpliwości czy potrafią być teraz dobrymi rodzicami. Mogą próbować pozbyć się nieznośnego poczucia winy obwiniając innych, np. siebie nawzajem. Bo ty kupiłeś mu rowerek, a ty nie dopilnowałaś... Przez to wiele par, które właśnie w tym czasie potrzebują swojej wspierającej obecności, przeżywa poważny kryzys.

Wzwiązku z doświadczeniem śmierci często pojawia się poczucie winy. Nieraz osoba dopuściła się rzeczywistego zaniedbania czy nadużycia, w wyniku czego przyczyniła się do śmierci np. zbyt szybko prowadziła samochód, doprowadzając do wypadku, w którym zginął pasażer będący członkiem rodziny.

Szczególnie silnie poczucie winy może być obecne w zetknięciu ze śmiercią samobójczą. Ludzie z bliskiego otoczenia zadają sobie pytanie, czy mogli zapobiec tragedii, co należało zrobić, a od czego powstrzymać się. Osoba o tendencjach samobójczych zwykle przeżywa poważne problemy życiowe i wysyła sygnały świadczące o swoich zamiarach. Nierozpoznanie ich przez osoby z bliskiego otoczenia, a przez to niepodjęcie działań, które mogłyby odwieść od samobójstwa jest ciężkim obciążeniem emocjonalnym. Bywa, że takie osoby mogą mieć pokusę popełnienia samobójstwa jako kary wymierzonej sobie lub w ramach fałszywie pojętej solidarności z ofiarą. Aby ulżyć sobie w tej trudnej sytuacji emocjonalnej, mogą one nieświadomie zmieniać swoją postawę wobec śmierci samobójczej myśląc o samobójstwie jako o jednym z możliwych rozwiązań w trudnych sytuacjach życiowych.

Kolejną okolicznością utrudniającą przeżywanie żałoby jest wcześniejsze życzenie bliskiej osobie śmierci. Czasami rodzic tak poważnie krzywdzi i zaniedbuje dziecko, że przeżywa ono prawie wyłącznie wstyd, złość, smutek, rozpacz. Ma poczucie krzywdy i brak nadziei na jakąkolwiek poprawę losu. Dorastającemu dziecku narzucają się myśli, że lepiej w ogóle nie mieć rodzica niż takiego, którego można się wstydzić .

Gdy potem rodzic zachoruje i umiera, to dziecko może przypisać sobie zbyt duży wpływ na jego los. „Gdybym mu nie życzył śmierci, to by się nie stało”.

Bliscy często poruszają w nas silne, ambiwalentne uczucia. Raz jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni z ich obecności, innym razem swoim postępowaniem budzą złość czy rozczarowanie. To normalne. Gdy jednak doznawane krzywdy są bolesne i częste, a jednocześnie bardzo mało jest pozytywnych doświadczeń, to złość i poczucie niesprawiedliwości utrwala się i wyraża poprzez pragnienie śmierci krzywdziciela.

Czy uda się żałować po śmierci rodzica, od którego doznawało się przede wszystkim krzywdy i braku zainteresowania?

Jeżeli nie był on akceptujący rozumiejący, wspierający... co straciliśmy wraz z jego odejściem?

Nastolatek czy dorosły, który stracił takiego rodzica, jest w pułapce poważnego konfliktu psychologicznego i moralnego.

Jedną z trudniejszych okoliczności skutkującą często patologiczną żałobą jest zarówno planowanie jak i przyczynienie się do śmierci. Zachodzi to w sytuacji aborcji.

Po abortowaniu dziecka rodzice rzadko uświadamiają sobie własne prawo do żalu - przecież sami tego chcieli. Nie uznają swojej straty. Dla wielu z nich dziecko nie było prawdziwym człowiekiem, ale pozbawionym cech ludzkich płodem, embrionem, zarodkiem. Rodzice przy poczęciu dziecka nie uważali się za rodziców. Uznają się nimi dopiero przy jego narodzinach.

Aborcji nie traktowali zwykle jak prawdziwą śmierć, ale nazywali przerwaniem ciąży czy pozbyciem się problemu.

Aby żałować po śmierci abortowanego dziecka trzeba uznać, że bezpowrotnie straciło się kogoś bliskiego, niepowtarzalnego i bezcennego. Bez świadomości, że jako rodzic przyczyniłem się do śmierci własnego bezbronnego i niewinnego dziecka, niemożliwe jest odbycie naturalnego procesu żałoby. Pomimo to często żal i smutek jest obecny, choć osoba nie kojarzy go ze stratą dziecka. Po aborcji zdarza się, że obniżony nastrój utrzymuje się i utrwala przechodząc w depresję wymagającą profesjonalnej pomocy.

Chociaż żałoba przede wszystkim kojarzy się nam ze śmiercią bliskiej osoby, jednak warto pamiętać, że jest to również reakcja na inną ważną stratę. Często zdarza się przeżywać żałobę na skutek trwałego okaleczenia, np. amputacji kończyny, zeszpecenia twarzy, na wiadomość o przewlekłej chorobie wymagającej długotrwałego uciążliwego leczenia i powodującej trwałe ograniczenia możliwości życiowych. Niełatwo godzić się z utratą władz fizycznych i utratą swojego wizerunku, jaki kształtował się od początku naszego istnienia. Człowiek jest ten sam a już nie taki sam.

Inne ważne straty to rozstanie lub znaczne ograniczenie kontaktów z bliskimi osobami.

Dla dziecka poważną stratą jest opuszczenie przez rodzica czy rodziców - wtedy dziecko traci także dom rodzinny, rozdzielenie rodzeństwa, które zostaje odesłane do różnych placówek opiekuńczych bądź rodzin adopcyjnych.

Rodzic może przeżywać stratę oddając dziecko do adopcji.

Doświadczając żałoby po stracie bliskiej osoby stykamy się ze śmiercią. Choć proces żałoby jest trudny i bolesny jest szansą na uświadomienie kruchości i przemijalności naszego życia. Pomaga także skupić się na tym, co jest najważniejsze i dobrze korzystać z danego nam czasu.

http://www.wieczernik.oaza.pl/artykul.php?aid=484
« Ostatnia zmiana: Październik 29, 2011, 22:05:02 wysłane przez Rafaela » Zapisane
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #3 : Marzec 23, 2012, 19:02:40 »

Żałoba – do noszenia, czy się obnoszenia?

No więc mieliśmy kolejną Żałobę Narodową. Ale tak naprawdę: po kim?

Moja osobista żałoba wychodziła poza granice tamtych dwóch ustawowych dni 5 i 6 marca 2012. Mimo to, nosiłem ją w sobie, w sercu; nadal ją tam noszę. Lecz bynajmniej nie tyle po katastrofie pociągów pod Szczekocinem, co po Narodzie Polskim.

A noszę ją po Narodzie, gdyż ten najwyraźniej musi mieć wydane specjalne pozwolenie, by się zasmucić. Żałobę po Narodzie, który niczym lud Korei Północnej musi oficjalnie dostać znak do opłakiwania, a jego polityczni zwierzchnicy czują na sobie niewidzialną presję, by dokonywać obyczajowych gestów.



Noszę go po Narodzie, gdzie socjalizm góruje nad kapitalizmem, czyli gdzie wszystko jest wszystkich, bo o ile żałoba ofiar rozproszonych i pojedyńczych to rzecz osobista, to gdy ginie więcej luda w jednym miejscu i jednym czasie, to już rzecz narodowa.

Noszę go też po Narodzie, który po śmierci 16 osób w katastrofie pociągów ogłasza Żałobę Narodową, lecz po śmierci 18 osób w wypadku busa ogłasza żałobę „tylko“ w łódzkiem i mazowieckiem. Czy szalę przeważyła tu liczba rannych? Wszak tam zginęli wszyscy co do jednego, zero rannych… To może przeważyła waga strat materialnych? Co to jest jeden busik do całych dwóch pociągów…? A może to, że w zaśniedziałym zwrocie językowym, wyraz „katastrofa“ nie pasuje do „drogowa“? Przecież tamto to był „tylko“ wypadek…

Dodatkowo, noszę go po Narodzie, w którym jeden dekret Głowy Państwa - niczym w raporcie Kapuścińskiego - pozyskuje wpływy do kasy kwiaciarek, handlarzy zniczami, wyrobników czarnych opasek z krepy oraz właścicieli wypożyczalni filmów – dla równowagi, odbierając zarobek organizatorom wszelkich imprez kulturalnych, niekoniecznie rozrywkowych sensu stricte.

Noszę go również po Narodzie, który w pojęciu swej Władzy jest niegodny zaufania, bo Władza z góry wiedziała, że Naród nie pamiętałby, by na owych zabronionych imprezach uczcić ofiary katastrofy np. minutą ciszy.

Swoją żałobę noszę wreszcie po Narodzie, który umie się cudownie jednoczyć – pod warunkiem, że powodem zjednoczenia będzie albo wspólny wróg, albo jakaś spektakularna śmierć. Ale weź go zjednocz pod sztandarem wspólnego celu…

Na szczęście, temu Narodowi zawsze przyświecała maksyma „Polak potrafi“. W jej myśl, co niektórzy tym razem też zakombinowali i obejrzeli swoją porcję rozrywki – tyle że nie w TV, a na DVD. Jakaś różnica? Ktoś się od tego poczuł lepiej, że nie w TV?

Tylko czekać reakcji Prezydenta gdy np. w czasie EURO 2012 znów się wywali jakiś pociąg, np. pełen kibiców. Co tam jakaś fifa – trzeba będzie odwołać mecze… Choć będzie tego jeden duży plus: wszystkie ekipy wyjadą – my wygramy turniej walkowerem.

Lecz przede wszystkim, moja żałoba nie zna granic po Narodzie, u którego wszystko - a szczególnie żałoba - musi być nadzwyczajne, podniosłe, doniosłe i wzniosłe. Kraj musi się na te dni zatrzymać, paść na kolana, łączyć w bólu ze sobą (i niech będzie, że ze zmarłymi też) i pochylić głowy w zadumie. Chłopi mają zdjąć czapki, płaczki mają zawodzić – inaczej nie będzie po polsku, nie będzie po patriotycznemu. Nie będzie wcale dobrze. A Ty, innowierco, patrz się i ucz jak prawdziwie (ob)nosić żałobę!

===

PS: Ciąg dalszy nastąpi pt. „Ciecia pamięci nadobny pastisz“

http://www.eioba.pl/a/3nw0/zaloba-do-noszenia-czy-sie-obnoszenia
Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
Strony: [1] |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.077 sekund z 19 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

miastomorthal blackmoon artofwar improwicze 1sdh