Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Marzec 28, 2024, 12:05:52


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: [1] |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Uznani za zmarłych ...  (Przeczytany 8290 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« : Listopad 26, 2011, 18:04:31 »

Temat dość ciekawy coć chyba z kategorii "tabu".
Zancie podobne "opowiastki"?



Przedwcześnie uznani za zmarłych
PAP | dodano: 2011-11-10 (12:02)


(Thinkstockphotos)

Osoby poddane hipotermii mogą być przedwcześnie uznane za zmarłe, ponieważ czasami trudniej jest ustalić u nich śmierć mózgu. Lekarze mają też większe kłopoty z określeniem, czy wychodzą już ze śpiączki – ostrzega „Critical Care Medicine”.

Pismo przytacza przykład 55-letniego mężczyzny, którego uznano za martwego po nagłym zatrzymani akcji serca. Kiedy przeniesiono go do sali operacyjnej, by pobrać jego narządy do przeszczepu, anestezjolog zauważył, że wykazuje odruch kaszlowy, a zatem nadal żyje. Miał też tzw. odruch rogówkowy (powoduje, że powieki dotkniętego oka się zamykają), a potem zaczął samodzielnie oddychać.

Taką szokującą historię opisuje dr Adam Webb, neurolog Emory University School of Medicine w Atlancie, który sam uznał opisywanego mężczyznę za martwego. Pacjent wkrótce zmarł, ale to nie zmienia tego, że przedwcześnie uznano go za zmarłego. Nie ukrywa tego również dr Webb, który opisał całą historię w prasie medycznej ku przestrodze innych lekarzy.

Amerykański specjalista twierdzi, że do pomyłki doszło dlatego, że 55-letni mężczyzna po zatrzymaniu akcji serca został poddany hipotermii, procesowi schłodzenia ciała do temperatury poniżej 35 st. C (by zmniejszyć zapotrzebowanie na tlen tkanek i narządów, w tym szczególnie mózgu, co wydłuża szanse skutecznej akcji ratunkowej – PAP).

Taka metoda ratowania życia coraz częściej jest stosowana po pierwszej publikacji na ten temat w 2002 r., jaka ukazała się na łamach „New England Journal od Medicine” (od kilku lat wykorzystywana także w Polsce, m.in. w Katowicach). Stosuje się ją u osób po zatrzymaniu akcji, jeśli karetka lub szpital dysponują aparaturą do schładzania ciała (odprowadzana jest do niej krew, gdzie jest schładzana i ponownie wtłaczana do organizmu – PAP).

Według „New Scientist”, w USA nagłe zatrzymanie akcji serca przeżywa 15 proc. osób, z których 80 proc. zapada w śpiączkę. Spośród nich jedna trzecia odzyskuje świadomość, często też wykazują uszkodzenia mózgu z powodu jego niedotlenienia.

Lekarze określają stan pacjentów po hipotermii ratunkowej, którzy nie odzyskali świadomości, przy użyciu standardowych metod. Sprawdzają czy źrenice reagują na światło i występują spontaniczne ruchu gałek ocznych. Stosują impulsy elektryczne, by sprawdzić występują jakieś reakcje w mózgu. I badają poziom enolazy neronowej (NSE), enzymu uwalnianego podczas zamierania neuronów.

- Niestety, coraz więcej jest doniesień, że te metody nie zawsze są w pełni wiarygodne u pacjentów poddanych hipotermii – przyznaje w wypowiedzi dla „New Scientist” Christine Wijman ze Stanford Stroke Center w Palo Alto w Kalifornii.

Pismo przytacza badania 45 osób po hipotermii ratunkowej, spośród których dwie nie wykazywały odruchów oka, co zwykle sugeruje, że się już nie wybudzą. A mimo to odzyskali świadomość. Wybudziło się także 11 osób wykazujcąych słabe reakcje ruchowe. W innym badaniu odzyskało świadomość 4 pacjentów spośród 42, którzy mieli we krwi podwyższony poziom enolazy neuronowej.

Specjaliści podejrzewają, że ratunkowe schładzanie ciała hamuje destrukcje neuronów, ale może również opóźniać ich uaktywnienie.
- Neurony mogą być odurzone, ale nie są jeszcze martwe - twierdzi David Greer z Yale University School Medicine. Dodaje, że u takich osób także leki mogą wykazywać silniejsze działanie dopiero wtedy, gdy po hipotermii ponownie podwyższana jest temperatura ciała.

Z tego też mogą wynikać większe trudności z określeniem śmierci mózgu. Według dr Webba, w odniesieniu osób poddanych hipotermii należy nieco zmodyfikować kryteria jej określania. Uczony twierdzi, że o podobnych spostrzeżeniach informują go inni lekarze.

Andrea Rossetti z Uniwersytetu w Lozannie w Szwajcarii twierdzi, że u osób po hipotermii ratunkowej nie należy się spieszyć z orzeczeniem śmierci mózgowej, gdy temperatura ich ciała powróci do normalnego stanu. Brak typowych reakcji świadczących zwykle o śmierci mózgowej, w ich przypadku nie przesądza jeszcze, że się nie wybudzą, jeśli jest jeszcze choćby cień szansy, że może to nastąpić. (PAP)

zbw/ tot/

Nieskończone życie nieboszczyka

http://odkrywcy.pl/kat,111396,title,Przedwczesnie-uznani-za-zmarlych,wid,13976040,wiadomosc.html?_ticrsn=3&smg4sticaid=5d73a
Zapisane

Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #1 : Listopad 27, 2011, 20:57:21 »

                                                          Powrót Pożegnanych

V wydanie Polskiego życia po życiu. Relacji ludzi uratowanych ze stanu śmierci klinicznej, którego edytorem jest Nieznany Świat, znalazło się na pierwszym miejscu najlepiej sprzedających się książek w Księgarni NŚ w sierpniu br. W jego końcowym segmencie wydrukowany został m.in. reportaż Nieoczekiwany koniec karnawału, będący zapisem odbytego w 1995 r. pod patronatem naszego miesięcznika pierwszego w Polsce zjazdu osób, które przeżyły śmierć kliniczną. Sądzimy, że ze wszech miar interesujące okaże się porównanie go z innym zapisem faktologicznym przebiegu wspomnianej imprezy pióra Wojciecha Chudzińskiego i Tadeusza Oszubskiego, którzy jako dziennikarze również śledzili Zjazd przedwcześnie pożegnanych, zamieszczając swoją relację z niego najpierw w Expressie Bydgoskim, a następnie we wspólnym zbiorze reportaży Niewyjaśnione zjawiska w Polsce (Videograf II, Katowice 2003).

17 lutego 1996 roku, ostatnia sobota karnawału. Jednak ludzie ci zjechali z całej Polski do Warszawy nie dla zabawy. Przyjechali w jedno miejsce, aby rozmawiać o tym, co przydarzyło im się... po śmierci. A jest tych ludzi setka z okładem. Niektórzy z nich staną na mównicy sali widowiskowej warszawskiego kina „Grunwald”, aby publicznie relacjonować, co zarejestrowała ich świadomość, gdy doznali stanu zbliżonego do śmierci.

Opowieści tych osób różnią się w szczegółach. Jedni mówią o wędrówce mrocznym tunelem ku światłu i obcowaniu ze świetlistymi istotami, inni – o spotkaniach ze zmarłymi krewnymi, podróżach do krain szczęśliwości, rozmowach z aniołami oraz Jezusem. Wszystkich zaś łączy jedno: zdecydowali się ujawnić swe przeżycia i wziąć udział w pierwszym w Polsce tego rodzaju spotkaniu – w „Powrocie Pożegnanych”.
– Ludzie ci przez wiele lat byli bardzo samotni. Sama świadomość, że są inni, którzy przeżyli to samo, jest dla nich budująca. To wynika z treści ich listów – wyjaśnia Marek Rymuszko, redaktor naczelny miesięcznika „Nieznany Świat” i prezes ogólnopolskiego stowarzyszenia dziennikarskiego Krajowy Klub Reportażu. Tego dnia Rymuszko występuje w innej jeszcze roli: organizatora „Powrotu Pożegnanych” – odbywającego się właśnie zjazdu ludzi, którzy przeżyli śmierć kliniczną.
– Ważne było zebranie tych osób w jednym miejscu – kontynuuje Rymuszko – żeby się ze sobą poznały, skonfrontowały swe doświadczenia. By mogły o tych przeżyciach mówić, bo to wszystkim nam pomoże przełamać istniejącą wokół tego tematu zmowę milczenia. Oczywiście ich zdolność werbalizacji jest różna, różny jest też poziom intelektualny, ale widać, jak bardzo to spotkanie było im potrzebne. Co ciekawe, te wypowiedzi ujawniają pewne stałe punkty. Na przykład występujący zanik lęku przed śmiercią. Następnie niechęć do powrotu – mówią o tym wszyscy. Po trzecie: zmiana życia, zmiana hierarchii wartości i życiowych celów. Mimo że nadal wykonują tę samą pracę zawodową czy pełnią w życiu te same role, ludzie ci robią to już inaczej. Dla nich przestały się liczyć cele przyziemne, są rzeczy ważniejsze niż to, co zwykle ludzi pochłania – ta codzienna, banalna gonitwa za pieniędzmi. Ujawnia się jeszcze rzecz czwarta, którą nazwałbym poczuciem bezpieczeństwa. Oni mają poczucie bezpieczeństwa w sytuacjach, które inni odbierają jako permanentne zagrożenie. Dodajmy, że w ich przeżyciach ze stanu śmierci wszystko dzieje się jakby ponad religiami. {Image Charakter zjazdu pozostaje w niejakim dysonansie z tłem. W hallu warszawskiego kina „Grunwald”, mieszczącego na co dzień Stołeczny Klub Garnizonowy, wiszą rozliczne gabloty. W nich – suto opatrzone fotografiami relacje z wieczorków tanecznych i różnorakich imprez.
– Mówią, że kiedy się umiera, to tam jest zielona trawa, że każdy sobie rękę podaje. Że nie chcieli tu wracać. Tak się, panowie, wzruszyłam, że mi aż łzy pociekły – dzieli się swoimi wrażeniami podekscytowana szatniarka z „Grunwaldu”, osoba już wiekowa. – I tak serdecznie myślę o tym wszystkim, że to jednak jest prawdziwe. Do jednego pana powiedziałam: „To pan był u Boga?”. A on na to: „O, do Boga jeszcze było mi daleko. Ja byłem na przedpolu”. Śmiał się. W żart obracał. Ale potem mówił poważnie, że tam się bardzo dobrze czuł. Że zielona trawa piękna, ludzie dobrzy. Jakieś inne życie. Całkiem inne niż tu. A ja go pytam: „I chciałby pan jeszcze raz tam być?”. „No – mówi – jeszcze raz tam bym poszedł, bez pytania. Jak dwadzieścia sześć lat tu pracuję, to tutaj pierwsza taka impreza, taka optymistyczna.
Jacek Matlak z Bielska-Białej jest doktorem nauk medycznych, chirurgiem i homeopatą. Zajmuje się organizacją ochrony zdrowia. Doktor Matlak należy do osób, które przeszły śmierć kliniczną i doświadczyły przeżyć zbliżonych do śmierci.
– Reprezentuje pan grupę zawodową, która jest dość sceptycznie nastawiona do zjawisk opisywanych przez Raymonda Moody'ego w książce „Życie po życiu”.
– Mogę powiedzieć tak: jeśli jest to grupa bardzo sceptyczna, to dobrze, bo taką ma być — stwierdza dr Matlak. – Sceptyczne podejście do tych zagadnień gwarantuje obiektywizm. Nie ma nic gorszego jak zbytni entuzjazm, zwłaszcza w przypadkach, o których nie można za dużo powiedzieć, a racjonalnie – w szczególności. Jeśli o mnie chodzi, to miałem tego rodzaju przeżycie, co wcale nie znaczy, że nie odnoszę się do niego sceptycznie. Natomiast uważam, że można publicznie mówić o tym, co się zapamiętało czy też zarejestrowało we własnym umyśle.
– Czy doświadczenie śmierci klinicznej odmieniło pańskie życie?
– Wiele rzeczy przestało być dla mnie ważnych. Z kolei wiele spraw dotąd niezauważalnych wysunęło się na pierwszy plan. Przykładowo ludzi zacząłem brać takimi, jakimi są, a nie takimi, jakimi chciałbym, żeby byli.
– Wróćmy do sceptycyzmu lekarzy...
– Tego typu sprawy są opisywane przez Raymonda Moody'ego. On stał się już postacią koronną wśród tych, którzy te zagadnienia studiują. Jednak gdy ludzie, którzy przeżyli śmierć kliniczną czy byli w stanie ograniczonej świadomości opowiadają o tym w identycznych słowach, jest rzeczą oczywistą, że problem ten wymaga dogłębnych badań. Przy czym sceptycyzm wcale nie musi wyrażać się twierdzeniem, że czegoś takiego nie ma. Sceptyk, chcąc rozwikłać zagadkę przeżyć na granicy śmierci, musiałby założyć, że występuje tu jakieś zjawisko, którego nie znamy. Może jest tak, a może tak.
– Czy w Polsce prowadzi się badania zjawisk zachodzących podczas śmierci klinicznej?
– Wiem, że na przykład Uniwersytet Warszawski jakieś badania w tej materii podjął. Świadczy to, że ktoś potraktował rzecz poważnie i nie przygląda się jej wyłącznie z pozycji hecy. Dotąd ludzie, którzy przeżywali takie doświadczenia, po prostu bali się o nich mówić. To nic miłego zostać wykpionym przez własne środowisko. Ja sam zakładam, że może się okazać, iż doznania wynikające ze śmierci klinicznej to nic szczególnego. Byłoby jednak dobrze, żebyśmy – zanim odrzucimy je i zdyskredytujemy – wpierw to udowodnili.
– Sceptycy powiadają, że całe to „życie po życiu” to jedynie kwestia zaburzeń świadomości pojawiających się wskutek niedotlenienia mózgu.
– Owszem, znam ten pogląd. Równie dobrze może to być jednak przemieszczanie się w jakiś inny rodzaj bytu, który w moim przekonaniu istnieje. Ale jest to moje prywatne zdanie i inni nie muszą go podzielać.
– Jak na pańskie doświadczenia zareagowali pana koledzy po fachu – lekarze?
– Ich reakcje były raczej spokojne, wyważone. Chociaż z drugiej strony zdarzały się też paroksyzmy drwiny. Dlaczego tak? Może dlatego, że lekarze ocierają się o śmierć codziennie i muszą to jakoś odreagować...
W hallu i sali widowiskowej „Grunwaldu” zgromadziło się około trzech i pół setki osób. Ci, którzy otarli się o ostateczną tajemnicę, doznawszy stanów zbliżonych do śmierci, a także ćwierć tysiąca ludzi zainteresowanych tematem, w tym kilkudziesięciu dziennikarzy z prasy, radia i telewizji. W tłumie przewija się sporo znanych osób. Jest Andrzej Skarżyński, niegdyś „telewizyjna twarz”, a obecnie wydawca książek, jest poeta Jarosław Marek Rymkiewicz, jest Tadeusz Ross...
Aktora i satyryka pytamy, czy sam przeszedł śmierć kliniczną.
– Znam człowieka, który przez to przeszedł — mówi Tadeusz Ross. – Trochę razem współpracujemy. Tak więc, siłą rzeczy, zacząłem się tym zagadnieniem interesować.
– Jaki jest pana stosunek do podobnych zjawisk?
– Sceptyczny – odpowiada Ross, zaraz jednak rozwija myśl, aby precyzyjnie przedstawić swoje stanowisko: – Nie mogę powiedzieć, że w to wierzę, nie mogę też powiedzieć, że nie wierzę. Powiedzmy, że jestem otwarty i nie uznaję dogmatów. Być może naprawdę chcę w coś uwierzyć. Chcę, ale mam wątpliwości. Zazdroszczę osobom, które wierzą w coś naprawdę. Do takiego stanu chciałbym kiedyś dojrzeć.
– Czy, według pana, celowe jest organizowanie takich zjazdów jak ten?
– Tak. Bo w gruncie rzeczy człowiek jest pyłkiem miotanym między strachem a niepewnością. Nie wie, co go czeka i czy to cielesne życie jest jego życiem jedynym. Danie takiej furtki, takiej nadziei, że śmierć nie kończy wszystkiego, to jest, według mnie, wspaniały dar. Sam chciałbym tego doświadczyć. Naprawdę. Ale jednocześnie nie marzę wcale, aby znaleźć się w stanie śmierci klinicznej.
W hallu zaczyna być tłoczno, bo wielu uczestników zjazdu opuściło salę widowiskową; prowadzą teraz ożywione rozmowy w kuluarach. Tu spotykamy Piotra – bardzo wysokiego i szczupłego mężczyznę z Legionowa, który także doświadczył „życia po życiu”.
– Jakiego rodzaju było to przeżycie?
– Dziwne. Opisać byłoby to bardzo trudno – zamyśla się Piotr. – Przeżyłem coś takiego przy próbie samobójczej. Dla mnie były to: agresja, ironia i niezmierzona, czarna pustka. Żadnych łąk ani duchów, niczego takiego nie dostrzegłem. Czułem tylko czyjąś obecność. Obecność kogoś, kto ze mnie nieustannie kpił.
– Miał pan wyłącznie negatywne odczucia?
– Za pierwszym razem tak. Za drugim razem to była raczej eksterioryzacja niż śmierć kliniczna. Po prostu, w trakcie wypadku samochodowego, widziałem z zewnątrz obrazy z całego swojego życia.
– Jak odbiera pan wystąpienia innych osób, które doznały stanów zbliżonych do śmierci? Uważa pan ich opowieści za prawdopodobne?
– Nie wszystkie. Sądzę, że wiele w nich fantazji i urojeń. Ale trudno mi to ocenić. Każdy odbiera te sprawy inaczej. Opisanie tego, co się przytrafiło jest trudne, a czasem w ogóle niemożliwe – podkreśla młody człowiek.
Krzysztof Pietraszewski z Warszawy jest wydawcą książek i producentem telewizyjnym, jednak przede wszystkim to niebanalna osobowość, jak o tego rodzaju ludziach zwykło się mawiać. Na „Powrocie Pożegnanych” nie jest obserwatorem – stanów zbliżonych do śmierci doświadczył w swym życiu aż dwukrotnie.
– Sam nie wiem, dlaczego tak się stało, ale to wydarzyło się dwa razy w tym samym miejscu – na tej samej ulicy, o tej samej godzinie, przy takiej samej pogodzie – opowiada Krzysztof Pietraszewski. – W obu przypadkach trwało to nie więcej niż czterdzieści minut. Za pierwszym razem reanimował mnie Murzyn, a za drugim — rok później — chłopak, który obecnie mieszka niedaleko mnie.
– Czy tak dramatyczne doświadczenia zmieniły coś w pana życiu?
– To była duża zmiana. O sto osiemdziesiąt stopni. Oczywiście nie nastąpiła natychmiast, do transformacji nie doszło ani w ciągu miesiąca, ani dwóch. Odbywało się to przez osiem lat – powoli, acz systematycznie. Przede wszystkim, kiedy to się zdarzyło, byłem facetem, który podchodził do życia w sposób hedonistyczny. Dyskoteki, kobiety w dużych ilościach, alkohole i mocne papierosy – to było to, co mnie pociągało. Była też mocna kawa, nieprzespane noce i chroniczna niechęć do uczciwej pracy. Nie mówię, że postępowałem nieuczciwie, ale mój stosunek do życia był, mówiąc eufemistycznie, dosyć luźny. Dopiero po tych wydarzeniach doceniłem wagę pracy, doceniłem to, że przez pracę kształtuje się charakter, co jednocześnie pozwala uniknąć kłopotów w przyszłości. Przeżycia w śmierci klinicznej otworzyły mi oczy na duchową stronę życia, inaczej spojrzałem też na religię. Myślę, że po raz pierwszy uwierzyłem, że jest Bóg. Bo do tamtej pory to pojęcie było dla mnie mglistą abstrakcją. Odczułem poza tym wyraźnie, że to, co wiem o stronie duchowej, ma pewną logikę, ciągłość. To właśnie pozwoliło mi odnaleźć samego siebie. Przestałem palić papierosy, rzuciłem alkohol – ten stan trwa już od ponad dziesięciu lat. Ale zacząłem od tego, że stałem się wegetarianinem.
– Zmienił pan swój stosunek do życia, ale czy nie wynikało to ze strachu, że po śmierci będzie pan rozliczony z tego, jak pan żył?
– To co wtedy przeżywałem określiłbym raczej jako zdziwienie, nie strach. Ten mój „stan bez ciała to była fascynacja czymś, czego – zdawało mi się – doznaję pierwszy raz. Choć z drugiej strony czułem, że nie jest to odkrywanie nowego lądu. Raczej przypominanie sobie czegoś, co, gdzieś pod skórą, tkwiło we mnie cały czas. Nie mogę powiedzieć, że się śmierci nie boję w stu procentach. Nie odczuwam natomiast lęku przed tym, co zastanę po drugiej stronie. Dlaczego? Ponieważ wiem, co tam będzie.
– No właśnie, i co takiego pan tam zastanie?
– Człowiek jest istotą duchową i tu, na Ziemi, zostawia jedynie ciało. Ja stamtąd nie chciałem wracać – to pamiętam doskonale.
– Co pan tam zobaczył? Raj?
– To jest kwestia bardziej świadomości niż scenografii – odpowiada Pietraszewski. – Będąc tam, obserwowałem tutejszy świat, jakbym widział sceniczną dekorację. Od strony widowni bardzo piękną, kolorową, ale gdy wejdzie się za scenę – sztuczną i nieprawdziwą. I tak samo postrzegałem dziejące się tu wydarzenia. Jakbym odgrywał jakąś rolę w filmie. Trzeba ją odegrać, jednak rzecz w tym, by cena, jaką płaci się za poszczególne epizody, nie była zbyt wysoka.
– Czy po tamtej stronie zetknął się pan z jakąś istotą?
– Znalazłem się w świetlistej chmurze, która była jakby osobowością. Przez cały czas odczuwałem jej przewagę nade mną – intelektualną, duchową. Ale przy tym wszystkim bardzo mnie kochała. Teraz może określiłbym ją jako mojego anioła stróża lub nadświadomość. A że jestem raczej dość swawolny, więc ona rozmawiała ze mną moim językiem. Już na wstępie usłyszałem: „I co żeś zrobił, gamoniu?”. Bardzo się wstydziłem, choć z drugiej strony, w duchu, zacząłem nieprzytomnie chichotać. Bo ton i zestaw słów były naprawdę komiczne. Ja nawet nie wiedziałem, z kim mam do czynienia. A ta światłość przygarnęła mnie, objęła i rzekła: „No, głupku, pokażę ci parę spraw, żebyś wreszcie coś niecoś pojął...”. A potem nagle zobaczyłem swoją kłótnię z matką. Byłem bardzo brutalny w słowach i sprawiłem jej ból. Ten ból uderzył we mnie. Zrozumiałem, jakie skutki mogą wywoływać nasze słowa – nieprzemyślane czy wypowiedziane w emocjach. Pokazano mi też spotkanie, które przeze mnie nie doszło do skutku. Dziewczyna na mnie czekała, nie doczekała się – i wpadła w histerię. Poszła na imprezę, za dużo wypiła, złamała rękę – to był cały łańcuch tragicznych zdarzeń. Pojawiły się nawet wypadki, które dopiero miały mieć miejsce. Czułem, że część odpowiedzialności za to, co ona przechodzi, spada na moje barki.
– Czy zwierzał się pan ze swoich przeżyć lekarzowi lub psychologowi?
– Z tymi ludźmi nie ma w ogóle rozmowy – macha ręką Krzysztof Pietraszewski. – Miałem kiedyś teścia naukowca i gdy zaczynałem opowiadać o tym doświadczeniu, on pukał się wymownie w czoło. Taka postawa charakteryzuje, moim zdaniem, większość naukowców w tym kraju. Może coś zmieni się na lepsze, gdy do głosu dojdą młodzi – ludzie bardziej otwarci i tolerancyjni. Starsi boją się ośmieszenia w swoim środowisku. Nadszedł czas, aby pewne mózgi wreszcie odeszły do lamusa.
Marek Rymuszko, którego wypowiedź przytoczyliśmy na wstępie, zorganizował „Powrót Pożegnanych”. Pytamy go więc, skąd wziął się pomysł przygotowania tak niezwykłej imprezy.
 – Trzeba cofnąć się o kilka lat – wyjaśnia Rymuszko. – Gdy ruszaliśmy z „Nieznanym Światem”, bardzo ważną rubryką w tym piśmie było „Dotknięcie Nieznanego”. Zachęcaliśmy tam ludzi do tego, by się otwierali, by pisali o niezwykłych duchowych doznaniach, jakich doświadczyli. Zaczęliśmy w 1990 roku jesienią i dla ośmielenia, na pierwszy ogień poszła wypowiedź Adama Hanuszkiewicza. Spowodowało to, że z miejsca posypała się lawina interesujących wypowiedzi. Pośród listów, bardzo ciekawych, nieraz zupełnie zaskakujących, zaczęły napływać opisy doznań na granicy śmierci. Zorientowaliśmy się, że tworzą one osobną grupę tematyczną i zwróciliśmy na nie baczną uwagę.
– Co te relacje łączyło?
– Po pierwsze to, że część tych ludzi nie czytała książek Moody'ego, bo ich przeżycia nastąpiły, zanim mogli się z nimi zapoznać. Po drugie, pisali oni z różnych stron Polski, nie znali się nawzajem, wywodzili z różnych środowisk, mieli różny poziom wykształcenia – a mimo to ich opisy wykazywały ewidentne cechy wspólne. Analizując to, doszliśmy do wniosku, że trzeba te wypowiedzi archiwizować, że jest to coś ważnego. Tak zainaugurowaliśmy próbę odtworzenia polskiego „życia po życiu”.
 Image – Ile wpłynęło zgłoszeń na „Powrót Pożegnanych”?
– Zgłosiło się sto dwadzieścia osób, przyjechało trochę ponad sto.
Jako podsumowanie pierwszego w Polsce zjazdu tych, którzy przeżyli własną śmierć, zaplanowano wydanie książki. Publikacja miała zawierać relacje osób, które doświadczyły stanów zbliżonych do śmierci, otarły się o Tamtą Stronę. Pomysłodawcy słowa dotrzymali. U schyłku 1996 roku, nakładem Wydawnictwa „Nieznany Świat”, zbiór „Polskie życie po życiu” trafił do księgarń. O swoich doznaniach związanych z przekroczeniem granica życia napisało w książce siedemdziesięciu uczestników „Powrotu Pożegnanych”.
Relacje, wspomnienia, wyznania. Spoza śmierci. Z zaświatów. Można, oczywiście, założyć, że nie stanowią one dowodu, że po śmierci nadal żyjemy. Można twierdzić, iż to tylko omamy wywołane niedotlenieniem mózgu lub innymi procesami chemicznymi zachodzącymi w ludzkim organizmie. Można tak rzec oceniać... Jednak te liczne, bardzo osobiste wyznania, choćby się nawet tego nie chciało, zmuszają do refleksji. A wtedy gdzieś w człowieku, w miejscu gdzie stykają się umysł i dusza, nieśmiało rodzi się przepełniona nadzieją myśl: „Może jednak »życie po życiu« istnieje i z chwilą śmierci nie umieramy tak do końca?”. Może.

Wojciech Chudziński, Tadeusz Oszubski


Źródło: „Niewyjaśnione zjawiska w Polsce”. Zbiór reportaży. Wyd. VIDEOGRAF II, Katowice 2003 r.
Książka była nominowana do ogólnopolskiej nagrody dziennikarskiej Grand Press za rok 2003.
 

http://www.nieznanyswiat.pl/content/view/552/1/
« Ostatnia zmiana: Listopad 27, 2011, 20:59:16 wysłane przez Rafaela » Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #2 : Styczeń 10, 2012, 19:58:29 »

Interesujący materiał
http://www.youtube.com/watch?v=8GyUCglL_J4&feature=endscreen&NR=1

Kobieta relacjonuje ze szczegółami , włącznie z wyglądem narzędzi i konkretnymi zwrotami, przebieg operacji podczas, gdy jej EEG jest kompletnie płaskie. W sense medycznym jej mózg był martwy i nie mogła niczego słyszeć, ani czuć. A jednak ta operacja była opisana szczegółowo.

I jeszcze jeden, w którym opis podaje osoba niewidoma, która powróciła ze stanu śmierci klinicznej. Było to o tyle niesamowite, że ta osoba nie powinna była widzieć niczego, bo niczego nie widziała nigdy.
http://www.youtube.com/watch?v=-fGb5ptshIo&feature=endscreen&NR=1
Zapisane
chanell


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 72
Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 3453



Zobacz profil
« Odpowiedz #3 : Wrzesień 02, 2012, 09:35:36 »

Najlepsza znana relacja śmierci klinicznej


Poprzez światło
Mellen-Thomas Benedict jest artystą, który przeżył śmierć w 1982r. Był martwy przez ponad półtorej godziny, w ciągu której opuścił ciało i udał się w kierunku Światła. Ponieważ ciekawił go Wszechświat, został zabrany w jego odległe rejony, a nawet dalej – w energetyczną Pustkę Nicości poza Wielkim Wybuchem. Komentując jego doświadczenie, Dr. Kenneth Ring powiedział: “Jego historia jest jedną z najbardziej niezwykłych, z jakimi zetknąłem się w trakcie swoich rozległych badań nad doświadczeniami śmierci klinicznej”.

Droga ku śmierci

W 1982 doświadczyłem śmierci spowodowanej nieuleczalnym nowotworem, którego nie można było zoperować, a z kolei jakakolwiek chemioterapia zrobiłaby jedynie ze mnie warzywo. Lekarze dawali mi sześć do ośmiu miesięcy życia. W latach 70-tych interesowałem się informacją, czytając o kryzysie nuklearnym, ekologicznym i innych, stopniowo traciłem nadzieję i ogarniało mnie zniechęcenie. Ponieważ nie miałem podstaw duchowych, zacząłem wierzyć, że natura pomyliła się i że prawdopodobnie byliśmy rakiem na naszej planecie. Nie widziałem rozwiązania żadnego z problemów, które sami stworzyliśmy sobie i naszej planecie. Uważałem wszystkich ludzi za raka i dostałem raka. Właśnie to mnie zabiło. Uważaj, jaki masz pogląd na życie. Może się on odbić na tobie, zwłaszcza jeśli jest negatywny. Mój był bardzo negatywny. To właśnie doprowadziło do mojej śmierci. Wypróbowałem różne rodzaje alternatywnych metod leczenia, ale nic nie poskutkowało.

Tak więc postanowiłem, że to sprawa tylko miedzy mną a Bogiem. Nigdy wcześniej nie stanąłem twarzą twarz z Bogiem, nigdy nie miałem z nim do czynienia. Nie interesowałam się wówczas duchowością, ale wyruszyłem w podróż, by dowiedzieć się jak najwięcej na ten temat oraz na temat alternatywnych metod leczenia. Zacząłem czytać wszystko, co wpadło mi w ręce i zagłębiłem się w to, ponieważ nie chciałem, by spotkała mnie niespodzianka po drugiej stronie. Zacząłem więc czytać o różnych religiach i filozofiach. Wszystkie były bardzo interesujące i dawały nadzieję, że jest coś po drugiej stronie.

Z drugiej strony jako niezależny artysta tworzący witraże, nie miałem żadnego ubezpieczenia zdrowotnego. Oszczędności całego mojego życia wydałem w jednej chwili na badania medyczne. Następnie leczyłem się, nie mając ubezpieczenia. Nie chciałem narażać rodziny na problemy finansowe, zdecydowałem więc, że sam się tym zajmę. Ból nie trwał bez przerwy, ale były chwile, kiedy byłem zamroczony. Doszło do tego, że bałem się jeździć i w końcu wylądowałem w hospicjum. Miałem tam swoją opiekunkę, która była przy mnie w ostatnich chwilach. Obecność tego anioła, zesłanego mi przez Boga, była dla mnie błogosławieństwem. Trwało to około 18 miesięcy. Nie chciałem jednak brać leków przeciwbólowych, bo pragnąłem zachować świadomość na tyle, na ile to było możliwe. Następnie doświadczyłem takiego bólu, że nie istniało nic poza nim, na szczęście ataki trwały tylko po kilka dni.

Światło Boga

Pamiętam, że obudziłem się któregoś ranka w domu około 4:30 i po prostu wiedziałem, że nadszedł koniec. To był dzień, kiedy miałem umrzeć. Zadzwoniłem do kilku przyjaciół, aby się pożegnać. Obudziłem swoją opiekunkę z hospicjum i uprzedziłem ją. Ponieważ przeczytałem, że kiedy się umiera dzieją się różne ciekawe rzeczy, umówiłem się z nią, że po mojej śmierci zostawi moje ciało na sześć godzin. Znowu zasnąłem. Następne, co pamiętam, to początek typowej śmierci klinicznej. Nagle byłem w pełni świadomy i stałem, choć moje ciało spoczywało w łóżku. Otaczała mnie ciemność. Kiedy byłem poza ciałem, wszystko było bardziej wyraźne niż normalnie. Było tak wyraźne, że widziałem każdy pokój w domu, strych, okolice domu, i to, co znajdowało się pod nim.

Zobaczyłem Światło i zwróciłem się ku niemu. Było bardzo podobne do tego, które ludzie opisują w swoich relacjach o śmierci klinicznej. Było takie wspaniałe. Można go dotknąć, można go poczuć. Przyciąga do siebie – chcesz podejść do niego, tak jak podszedłbyś do idealnej matki lub ojca, by Cię przytulili. W miarę jak zbliżałem się do Światła, wiedziałem intuicyjnie, że jeśli wejdę w nie, to umrę. Tak więc zbliżając się, powiedziałem: “Proszę, poczekaj chwilę, moment. Chcę to przemyśleć; chciałbym z Tobą porozmawiać zanim pójdę dalej”.

Ku mojemu zaskoczeniu, całe doświadczenie zatrzymało się w tym punkcie. W rzeczywistości mamy kontrolę nad swoją śmiercią. To nie jest karuzela, której nie można zatrzymać. Moja prośba została spełniona i odbyłem klika rozmów ze Światłem. Światło przybierało różne postacie, np. Jezusa, Buddy, Kriszny, mandali, archetypów i znaków.

Zapytałem Światło: “Co tu się dzieje? Proszę, Światło, wyjaśnij mi, kim jesteś. Chcę wiedzieć, co jest rzeczywiste”.

Nie potrafię przytoczyć dokładnych słów, bo to był rodzaj telepatii. Światło odpowiedziało, przekazując mi informację, że to, co dzieje się, kiedy spotykamy się ze Światłem, zależy od naszych poglądów. Jeśli jesteś Buddystą, Katolikiem lub Muzułmańskim fundamentalistą, to dostajesz to, w co wierzysz. Masz szansę, by przyjrzeć się temu i zbadać to, ale większość ludzi z niej nie korzysta. Gdy objawiło się Światło, uświadomiłem sobie, że w rzeczywistości widzę matrycę Wyższego Ja. Mogę tylko powiedzieć, że przybrało postać matrycy, mandali ludzkich dusz, i ujrzałem, że to, co nazywamy Wyższym Ja, jest matrycą. Jest to również nasze połączenie ze Źródłem; każdy z nas pochodzi bezpośrednio ze Źródła, jest jego bezpośrednim doświadczeniem. Wszyscy mamy Wyższe Ja, coś, co stoi ponad naszą duszą. Objawiło mi się ono w swojej najprawdziwszej formie energetycznej. Mogę to jedynie opisać w taki sposób, że Wyższe Ja przypomina połączenie/przewód. Nie przypominało go z wyglądu, ale jest to bezpośrednie połączenie ze Źródłem, które jest w każdym z nas. Jesteśmy bezpośrednio połączeni ze Źródłem. Tak więc Światło pokazało mi matrycę Wyższego Ja. I uzmysłowiłem sobie wyraźnie, że wszystkie Wyższe Ja są połączone ze sobą w jedno, wszyscy ludzie są jednością, jesteśmy w rzeczywistości jedną istotą, różnymi jej aspektami. Nie chodziło tu o jakąś konkretną religię. Właśnie takie informacje dostałem. I zobaczyłem tę mandalę ludzkich dusz. To była najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem. Wszedłem w nią i całkowicie mnie pochłonęła. To było jakbyś otrzymał całą miłość, jakiej kiedykolwiek pragnąłeś, i to taką miłość, która leczy, uzdrawia i regeneruje.

Kiedy tak prosiłem Światło o wyjaśnienia, zrozumiałem, czym jest matryca Wyższego Ja. Wokół Ziemi istnieje sieć stworzona ze wszystkich połączonych ze sobą Wyższych Ja. To jak wielkie przedsiębiorstwo, kolejny wyższy poziom energii subtelnej otaczającej nas, jeśli można tak powiedzieć. Następnie, po kilku minutach, poprosiłem o dalsze wyjaśnienia. Naprawdę chciałem wiedzieć, o co chodzi we Wszechświecie, i tym razem byłem gotów do podróży.

Powiedziałem: “Jestem gotów, zabierz mnie”.

Wtedy Światło zamieniło się w najpiękniejszą rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem: w mandalę ludzkich dusz na tej planecie. Wcześniej podchodziłem do wszystkiego, co działo się na Ziemi, bardzo negatywnie. Kiedy więc poprosiłem Światło o wyjaśnienia, ujrzałem dzięki tej cudownej mandali, jak piękni wszyscy jesteśmy w swej istocie. Jesteśmy najpiękniejszymi stworzeniami. Ludzka dusza, ludzka matryca, którą wspólnie tworzymy jest absolutnie fantastyczna, elegancka, egzotyczna, jest wszystkim. Nie jestem w stanie wyrazić, jak zmieniło to mój pogląd na istoty ludzkie w tej chwili.

Powiedziałem: “Oh, Boże, nie wiedziałem, jacy jesteśmy piękni”.

Na jakimkolwiek jesteś poziomie, wysokim czy niskim, jakąkolwiek postać przybrałeś, jesteś najpiękniejszym stworzeniem, naprawdę. Zaskoczyło mnie to, że żadna dusza nie była zła.

Zapytałem: “Jak to możliwe?”.

W odpowiedzi usłyszałem, że żadna dusza nie jest z natury zła. Straszne rzeczy, które przydarzają się ludziom, sprawiają, że robią oni złe rzeczy, ale ich dusze nie są złe. Światło powiedziało mi, że to, czego wszyscy szukają, to, co daje im siłę, to miłość. To, co ich niszczy, to brak miłości.

Wydawało mi się, że objawieniom pochodzącym od światła nie ma końca i wtedy zapytałem Je: “Czy to znaczy, że ludzkość zostanie zbawiona?”.

Wtedy, jakby w dźwięku trąby pośród deszczu spiralnych świateł, Wielkie Światło przemówiło: “Pamiętaj i nigdy o tym nie zapominaj; sami się zbawiacie, ocalacie i leczycie. Zawsze tak było. Zawsze tak będzie. Zostaliście stworzeni tak, byście mieli tę moc jeszcze zanim powstał świat”.

W tej chwili zrozumiałem nawet więcej. Zrozumiałem, że JUŻ ZOSTALIŚMY ZBAWIENI, ocaliliśmy siebie, ponieważ zostaliśmy stworzeni tak, byśmy się sami udoskonalali i “naprawiali”, podobnie jak reszta Boskiego Wszechświata. Podziękowałem Boskiemu Światłu z całego serca. Przyszły mi jedynie na myśl te proste słowa absolutnej wdzięczności: “O drogi Boże, drogi Wszechświecie, droga Wspaniała Jaźni, kocham swoje Życie”. Wydawało się, że Światło wdycha mnie coraz głębiej. To było uczucie, jakby Światło wchłaniało mnie całkowicie. Po dziś dzień nie potrafię opisać Światła Miłości. Wszedłem w inny wymiar, jeszcze głębszy, i stałem się świadomy czegoś więcej, o wiele więcej. Był to potężny strumień Światła, wielki i pełny, głęboko w Sercu Życia.
Zapytałem: “Co to jest?”.

Światło odrzekło: “To jest RZEKA ŻYCIA. Wypełnij nią swe serce po brzegi”.

Tak zrobiłem. Wziąłem jeden duży łyk, potem następny. Pić Samo Życie! Byłem w ekstazie.

Wtedy Światło powiedziało: “Masz życzenie”.

Wiedziało wszystko o mnie, znało całą moją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

“Tak!” – wyszeptałem.


Chciałem zobaczyć resztę Wszechświata; to, co jest poza układem słonecznym, poza ludzkimi iluzjami. Wtedy Światło powiedziało mi, że mogę dać się ponieść Nurtowi. Tak zrobiłem i Światło przeniosło mnie na koniec tunelu. Poczułem i usłyszałem całą serię bardzo delikatnych uderzeń dźwiękowych*. Co za szybkość!
Pustka Nicości

Nagle zacząłem oddalać się z zawrotną prędkością od Ziemi z nurtem Życia, widząc, jak planeta znika mi z oczu. Układ słoneczny, w całym swym majestacie, śmignął mi przed oczami i zniknął. Poruszając się z prędkością szybszą od prędkości światła, przeleciałem przez środek galaktyki, dowiadując się po drodze nowych rzeczy. Przekonałem się, że ta galaktyka, jak i reszta Wszechświata, tętni ŻYCIEM, różnymi jego odmianami. Widziałem wiele światów. Dobra wiadomość – nie jesteśmy sami we Wszechświecie! Kiedy płynąłem strumieniem świadomości przez środek galaktyki, przekształcił się on w niezwykłą falę energetyczną zbudowaną z fraktali. Mijałem wielkie grupy galaktyk, zawierające w sobie starożytną mądrość. Najpierw myślałem, że dokądś zmierzam, podróżuję. Ale wtedy zrozumiałem, w miarę jak strumień powiększa się i rozszerza, poszerza się również moja świadomość, obejmując wszystko we Wszechświecie! Mijałem wszystko, co zostało stworzone. To był niewyobrażalny cud!

Wszystko, co zostało stworzone, zdawało się mijać mnie z zawrotną prędkością i znikać w Świetlnych cętkach. Niemal natychmiast pojawiało się kolejne Światło. Nadchodziło ze wszystkich stron i było tak odmienne; Światło stworzone z czegoś więcej niż wszystkie częstotliwości Wszechświata. Ponownie czułem i słyszałem kilka razy aksamitne uderzenia dźwiękowe. Moja świadomość, czy też istota, rozszerzała się, by połączyć się z całym Wszechświatem Holograficznym, a nawet czymś więcej. Kiedy mijałem drugie Światło, pojawiła się we mnie świadomość, że właśnie przekroczyłem Prawdę. Nie potrafię tego lepiej wyrazić słowami, ale postaram się to wyjaśnić. Kiedy wkroczyłem w strefę drugiego Światła, wyszedłem poza pierwsze Światło. Znalazłem się w głębokim bezruchu, poza wszelką ciszą. Widziałem i postrzegałem WIECZNOŚĆ, poza Nieskończonością.
Byłem w Pustce.

Byłem w tym, co istniało przed stworzeniem, przed Wielkim Wybuchem. Przekroczyłem początek czasu – Pierwszy Świat – Pierwszą Wibrację. Byłem w Oku Stworzenia. Czułem się, jakbym dotykał twarzy Boga. To nie było doznanie religijne. Po prostu stanowiłem jedność z Najwyższym Życiem i Świadomością.

Mówiąc, że widziałem lub postrzegałem wieczność, mam na myśli, że doświadczałem całego stworzenia tworzącego samego siebie. Nie było początku ani końca. To myśl, która poszerza umysł, prawda? Naukowcy uważają, że Wielki Wybuch był pojedynczym wydarzeniem, dzięki któremu powstał Świat. Ja widziałem, że Wielki Wybuch jest tylko jednym z nieskończenie wielu takich samych Wybuchów, poprzez które Wszechświaty stwarzane są nieustannie i jednocześnie. Jedyne obrazy w miarę bliskie naszym kategoriom, które to oddają, to obrazy tworzone za pomocą superkomputerów przy użyciu równań geometrii fraktali.

Starożytni wiedzieli o tym. Twierdzili, że Bóg co jakiś czas stwarza nowe Wszechświaty poprzez wydech i de-konstruuje inne poprzez wdech. Te epoki nazywane są Jugami. Współczesna nauka nazywa to Wielkim Wybuchem. Przebywałem w absolutnej, czystej świadomości. Widziałem, obserwowałem wszystkie Wielkie Wybuchy czy też Jugi tworzące i de-konstruujące siebie. Natychmiast wszedłem w nie wszystkie jednocześnie. Ujrzałem, że każda najmniejsza cząsteczka stworzenia posiada moc, by tworzyć. Bardzo trudno to wyjaśnić. Wciąż brak mi słów, by to wyrazić.

Dopiero po wielu latach od powrotu znalazłem jakieś słowa, które oddają doświadczenie Pustki. Teraz mogę wam powiedzieć: Pustka to mniej niż nic, a jednak to coś więcej niż wszystko, co istnieje! Pustka jest zerem absolutnym; chaosem, w którym powstają wszystkie możliwości. To jest Absolutna Świadomość; coś o wiele więcej niż nawet Uniwersalna Inteligencja.

cdn.
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 02, 2012, 09:49:31 wysłane przez chanell » Zapisane

Na wszystkie sprawy pod niebem jest wyznaczona pora.

            Księga Koheleta 3,1
chanell


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 72
Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 3453



Zobacz profil
« Odpowiedz #4 : Wrzesień 02, 2012, 09:40:55 »

cd...

Gdzie jest ta pustka? Wiem. Ta Pustka jest wewnątrz i na zewnątrz wszystkiego. Ty sam, właśnie teraz, choć żyjesz, zawsze jesteś jednocześnie wewnątrz i na zewnątrz pustki. Nie musisz nigdzie iść ani umierać, by się do niej dostać. Pustka jest próżnią lub nicością istniejącą pomiędzy wszystkim, co posiada formę fizyczną. PRZESTRZEŃ pomiędzy atomami i ich składnikami. Współczesna nauka zaczęła badać tę przestrzeń pomiędzy wszystkim. Nazywają to punktem zerowym (Zero-point). Gdy tylko próbują go zmierzyć, wskaźnikom przyrządów zaczyna brakować skali, innymi słowy – zmierzają ku nieskończoności. Jak na razie nie znają sposobu, by dokładnie zmierzyć nieskończoność. Więcej jest przestrzeni zerowej w twoim ciele i całym Wszechświecie niż czegokolwiek innego!

To, co mistycy nazywają Pustką, nie jest nią. Jest tak pełna energii, energii innego rodzaju, która stworzyła wszystko, czym jesteśmy. Od czasu Wielkiego Wybuchu wszystko jest wibracją, począwszy od pierwszego Słowa, które jest pierwszą wibracją. Po biblijnym “Jam Jest” w rzeczywistości jest znak zapytania. “Jam Jest – Czym Jestem?” Tak więc to, co istnieje, jest Bogiem, który poznaje Własną Jaźń w każdy sposób, jaki można sobie wyobrazić, w nieustannym nieskończonym procesie poznawania poprzez każdego z nas. Poprzez każdy włos na twojej głowie, poprzez każdy liść na każdym drzewie, poprzez każdy atom Bóg bada Boską Jaźń, wielkie “Jam Jest”. Ujrzałem, że wszystko, co istnieje, jest Jaźnią, dosłownie, twoją Jaźnią, moją Jaźnią. Wszystko jest wielką Jaźnią. Właśnie dlatego Bóg wie, nawet kiedy opada liść. Jest to możliwe, ponieważ gdziekolwiek jesteś, tam jest centrum Wszechświata. Gdziekolwiek znajduje się jakikolwiek atom, tam jest centrum Wszechświata. Jest w nim Bóg i jest Bóg w Pustce.
Kiedy poznawałem Pustkę i wszystkie Jugi, czy też całe stworzenie, istniałem całkowicie poza czasem i przestrzenią w takiej formie, w jakiej my je znamy. W tym stanie poszerzonej świadomości odkryłem, że to, co zostało stworzone, jest Absolutnie Czystą Świadomością lub Bogiem, Doświadczającym Życia takiego, jakim je znamy. Pustka sama w sobie pozbawiona jest doświadczenia. To stan przed-życiem, sprzed pierwszej wibracji. Bóg to coś więcej niż tylko Życie i Śmierć. Dlatego we Wszechświecie można doświadczać czegoś więcej niż tylko Życia i Śmierci!

Byłem w Pustce i byłem świadomy wszystkiego, co kiedykolwiek zostało stworzone. To było jakby patrzenie oczyma Boga. Stałem się Bogiem. Nagle nie byłem już sobą. Jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że patrzyłem oczyma Boga. Nagle znałem przyczynę istnienia każdego atomu i widziałem wszystko. Interesujące jest to, że kiedy wszedłem w Pustkę, powróciłem ze zrozumieniem, że Bóg nie istnieje gdzieś tam. Bóg jest tutaj. Właśnie o to chodzi. Ludzie ciągle gdzieś szukają Boga… a Bóg dał nam wszystko, wszystko jest tutaj, właśnie tutaj. I teraz jesteśmy Bogiem, który poprzez nas poznaje Samego Siebie. Ludzie są tak zajęci, próbując stać się Bogiem, że powinni zrozumieć, iż już jesteśmy Bogiem, a Bóg staje się nami. Właśnie o to chodzi w rzeczywistości.
Kiedy pojąłem to, nie miałem już co robić w Pustce i chciałem wrócić do stworzenia lub Jugi. Wydawało się to być naturalną koleją rzeczy. Wówczas nagle powróciłem poprzez drugie Światło lub Wielki Wybuch, słysząc kolejne aksamitne odgłosy uderzeń dźwiękowych. Poruszałem się wraz ze strumieniem świadomości z powrotem poprzez wszystko, co istniało – co to była za przejażdżka! Wielkie skupiska galaktyk przechodziły przeze mnie, a ja doświadczałem jeszcze więcej. Przekroczyłem centrum naszej galaktyki, które jest czarną dziurą. Czarne Dziury to wielkie procesory lub też urządzenia do przetwarzania Wszechświata. Wiecie co jest po drugiej stronie Czarnej Dziury? My; nasza galaktyka, która została przetworzona z innego Wszechświata. W swej całkowitej konfiguracji energetycznej galaktyka wyglądała jak fantastyczne świetlne miasto. Cała energia po tej stronie Wielkiego Wybuchu jest światłem. Każda cząsteczka, atom, gwiazda, planeta, nawet sama świadomość stworzona jest ze światła, posiada częstotliwość i/lub jest cząsteczką. Światło żyje. Wszystko stworzone jest ze światła, nawet kamienie. Tak więc wszystko żyje. Wszystko zostało stworzone ze Światła Boga; wszystko jest bardzo inteligentne.

Światło miłości

Kiedy tak podążałem z nurtem strumienia, zobaczyłem w końcu, jak zbliża się wielka Światłość. Wiedziałem, że to było Pierwsze Światło – Świetlna Matryca Wyższego Ja naszego układu słonecznego. Wtedy cały układ słoneczny pojawił się w Świetle, czemu towarzyszyły aksamitne uderzenia dźwiękowe.

Ujrzałem, że nasz układ słoneczny, w którym żyjemy, jest naszym większym, lokalnym ciałem. To nasze ciało lokalne i jesteśmy o wiele więksi, niż nam się wydaje. Zobaczyłem, że układ słoneczny to nasze ciało. Jestem jego częścią, a Ziemia jest nami, częścią tego czegoś wielkiego, co zostało stworzone, a my jesteśmy częścią tego, co wie, że istnieje. Ale jesteśmy tylko częścią. Nie jesteśmy wszystkim, ale jesteśmy tą częścią, która wie, że istnieje.Widziałem całą energię, jaką wytwarza nasz układ słoneczny, i jest to niewiarygodny pokaz świetlny! Słyszałem Muzykę Sfer. Nasz układ słoneczny, podobnie jak wszystkie inne ciała niebieskie, wytwarza unikalną matrycę światła, dźwięku oraz energii wibracji. Zaawansowane cywilizacje z innych systemów gwiezdnych umieją dostrzec we Wszechświecie życie, takie jak my je pojmujemy dzięki wibracyjnemu lub energetycznemu odciskowi matrycy. To dziecinna zabawa. Cudowne Dzieci Ziemi (ludzkie istoty) obecnie wytwarzają mnóstwo dźwięku, jak dzieci bawiące się na podwórku Wszechświata.

Bezpośrednio z nurtem strumienia dotarłem do środka Światła. Poczułem, jakby Światło mnie objęło, kiedy znowu wchłonęło mnie ono swym oddechem, po czym nastąpiła seria delikatnych uderzeń dźwiękowych.

Przebywałem w tym wielkim Świetle Miłości, a strumień życia przepływał przeze mnie. Muszę to powtórzyć: to najbardziej pełne miłości Światło, w którym nie ma ni cienia krytyki. To idealny rodzic dla Cudownego Dziecka.

“Co teraz?” – zastanawiałem się.

Światło wyjaśniło mi, że nie ma śmierci; jesteśmy nieśmiertelnymi istotami. Żyjemy od zawsze! Pojąłem, że jesteśmy częścią naturalnego systemu życia, który sam się odnawia nieustannie. Nigdy mi nie powiedziano, że muszę wrócić. Po prostu wiedziałem, że tak będzie. To było po prostu oczywiste, z tego, co widziałem.

Nie wiem jak długo przebywałem ze Światłem z punktu widzenia ziemskiego czasu. Lecz nadszedł moment, kiedy pojąłem, że dostałem odpowiedź na wszystkie swoje pytania i nadszedł czas powrotu. Mówiąc, że po tamtej stronie dostałem odpowiedź na wszystkie swoje pytania, dokładnie to mam na myśli. Dostałem odpowiedź na wszystkie pytania. Każdy człowiek ma inne życie i swój zestaw pytań, na które musi znaleźć odpowiedź. Niektóre pytania są uniwersalne, lecz każdy z nas bada to, co nazywamy Życiem, na swój własny, wyjątkowy sposób. To samo odnosi się do każdej innej formy życia, od gór do każdego listka na każdym drzewie.

Jest to bardzo ważne dla nas wszystkich w tym Wszechświecie, dlatego że wszystko składa się na Wielki Obraz, pełnię Życia. Jesteśmy Bogiem, w dosłownym tego znaczeniu, który bada Swoją Jaźń poprzez nieskończony Taniec Życia. Twoja wyjątkowość wspiera całość Życia.

Powrót na ziemię
Kiedy zacząłem powracać do tego cyklu życia, nigdy nie przyszło mi do głowy, nikt też mi tego nie powiedział, że powrócę do tego samego ciała. To po prostu nie miało znaczenia. Pokładałem całkowitą ufność w Świetle i procesie Życia. Kiedy strumień połączył się z wielkim Światłem poprosiłem o to, bym nigdy nie zapomniał tego, co zostało mi objawione ani odczuć tego, czego nauczyłem się po drugiej stronie.

Odpowiedź brzmiała: “Tak”.

Było to jak pocałunek dla mojej duszy.


Potem Światło zabrało mnie z powrotem w sferę wibracji. Cały proces przebiegł ponownie w odwrotnym kierunku i dowiedziałem się jeszcze więcej. Wróciłem do domu. To była lekcja na temat tego, jak działa reinkarnacja. Dostałem odpowiedź na wszystkie swoje pytania, choćby te najbardziej błahe: “Jak działa to? Jak działa tamto?”. Wiedziałem, że odrodzę się. Ziemia to wielki przetwarzacz energii, z którego indywidualna świadomość ewoluuje w każdego z nas. Po raz pierwszy pomyślałem o sobie jak o człowieku i byłem szczęśliwy, że nim jestem. Z tego, co widziałem, byłbym szczęśliwy, będąc atomem w tym Wszechświecie. Atomem. A być częścią Boga jako człowiek to… najwspanialsze błogosławieństwo. To błogosławieństwo, które przekracza nasze najśmielsze oczekiwania i pojęcie. Dla każdego z nas udział w tym doświadczeniu jako ludzka istota jest cudowny i wspaniały. Każdy z nas, bez względu na to gdzie jesteśmy, czy jesteśmy szczęśliwi czy nie, jest błogosławieństwem dla planety, właśnie tu gdzie jest.
Przeszedłem więc przez proces reinkarnacji, spodziewając się, że odrodzę się gdzieś jako niemowlę. Ale “dostałem nauczkę” w kwestii tego, jak indywidualna tożsamość i świadomość ewoluują. Wróciłem z powrotem do swojego ciała. Byłem bardzo zaskoczony, kiedy otworzyłem oczy. Nie wiem dlaczego, ale to była taka niespodzianka wrócić z powrotem do tego ciała, do mojego pokoju i zobaczyć kogoś, kto wypłakiwał sobie nade mną oczy. To była moja opiekunka z hospicjum. Poddała się półtorej godziny po tym, jak odnalazła mnie martwego. Była pewna, że nie żyję; były wszystkie oznaki śmierci – sztywniałem. Nie wiemy, jak długo byłem martwy, ale wiemy, że minęło półtorej godziny od momentu, kiedy mnie znalazła. Na tyle na ile mogła, uszanowała moje życzenie, by moje ciało zostawić tuż po śmierci na kilka godzin. Mieliśmy specjalny stetoskop i wiele sposobów kontroli podstawowych funkcji życiowych, by stwierdzić, co się działo. Może potwierdzić, że naprawdę byłem martwy. To nie była śmierć kliniczna. Przez co najmniej półtorej godziny doświadczyłem śmierci. Znalazła mnie martwego i zbadała przy pomocy stetoskopu, zbadała ciśnienie i monitorowała serce przez półtorej godziny. Potem przebudziłem się i zobaczyłem światło na zewnątrz. Próbowałem wstać, by podejść do niego, ale wypadłem z łóżka. Wtedy usłyszała głośny “łomot”, wbiegła do pokoju i znalazła mnie na podłodze.

Kiedy doszedłem do siebie, byłem bardzo zaskoczony, a jednocześnie zafascynowany tym, co mi się przytrafiło. Na początku nie pamiętałem nic z podróży, którą odbyłem. Byłem na wpół świadomy i ciągle pytałem: “Czy ja żyję?”. Ten świat był dla mnie bardziej snem niż tamten. W ciągu trzech dni zacząłem powracać do normy, czuć się normalnie, myśleć jaśniej, a mimo to czułem się inaczej niż w ciągu całego mojego życia. Pamięć mojej podróży powróciła później. Nie dostrzegałem zła w żadnej ludzkiej istocie. Wcześniej byłem bardzo krytyczny. Myślałem, że większość ludzi ma nierówno pod sufitem, w rzeczywistości myślałem, że wszyscy mają nierówno pod sufitem poza mną. Ale wszystko to mi się wyjaśniło.
Mniej więcej trzy miesiące później przyjaciel poradził mi, że powinienem przebadać się, więc poszedłem i zrobiłem wszystkie badania. Naprawdę czułem się dobrze, jednak bałem się, że wiadomości mogą być złe. Pamiętam jak lekarz w przychodni popatrzył na wyniki badań robionych przed i po tym wszystkim i powiedział: “Hm, ale teraz tu nic nie ma”.

Powiedziałem: “Naprawdę? To musi być cud”.

Odparł: “Nie, to się zdarza, nazywa się to samoistna remisja”.

Wydawało się, że nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Ale to był cud i ja byłem pod wrażeniem, nawet jeśli nikt inny nie był.

cdn.
Zapisane

Na wszystkie sprawy pod niebem jest wyznaczona pora.

            Księga Koheleta 3,1
chanell


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 72
Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 3453



Zobacz profil
« Odpowiedz #5 : Wrzesień 02, 2012, 09:47:21 »

cd...

Czego się nauczyłem


Tajemnica życia ma niewiele wspólnego z inteligencją. Wszechświat to wcale nie jest proces intelektualny. Intelekt jest pomocny, jest wspaniały, ale na razie wszystko przetwarzamy wyłącznie za jego pomocą, zamiast za pomocą naszych serc i mądrzejszej części nas samych.

Jądro Ziemi jest wielkim transmuterem energii, tak jak to jest przedstawione na obrazkach ziemskiego pola magnetycznego. To nasz cykl, ponowne przyciąganie reinkarnowanych dusz. Znakiem tego, że zaczynasz osiągać ludzki poziom, jest to, że zaczynasz ewoluować w indywidualną świadomość. Zwierzęta mają zbiorowa duszę, reinkarnują w zbiorowej duszy. Jeleń może na zawsze pozostać jeleniem. Ale jeśli urodzisz się jako człowiek, czy to kaleka czy geniusz, oznacza to, że jesteś na ścieżce do rozwoju indywidualnej świadomości. To z kolei tworzy część grupowej świadomości nazywanej ludzkością. Widziałem, że rasy są grupami osobowości. Narody, takie jak Francja, Niemcy, Chiny, każdy ma swoją własną osobowość. Miasta mają swoją własną osobowość, swoje lokalne zbiorowe dusze, które przyciągają pewnych ludzi. Rodziny mają grupowe dusze. Indywidualna tożsamość ewoluuje jak odgałęzienia fraktala; dusza zbiorowa rozwija się poprzez naszą indywidualność. Różne pytania, które ma każdy z nas, są bardzo bardzo ważne. Właśnie w taki sposób Bóg poznaje Swoją Jaźń – poprzez Ciebie. Zadaj swoje pytania, poszukuj. Odnajdziesz swoją Jaźń i odnajdziesz Boga w tej Jaźni, bo to jedyna Jaźń jaka istnieje.
Coś więcej, zacząłem dostrzegać, że my wszyscy, ludzie, tworzymy duchową jedność. Jesteśmy częścią tej samej duszy, rozgałęziającej się w formie fraktali w różnych kierunkach, ale wciąż tą samą. Teraz każdego człowieka postrzegam jako swego duchowego przyjaciela, przyjaciela mej duszy, tego, którego zawsze szukałem. Poza tym, najwspanialszym przyjacielem duchowym, którego będziesz miał zawsze, jesteś ty sam. W każdym z nas jest pierwiastek zarówno męski, jak i żeński. Doświadczamy tego w macicy i doświadczamy tego w trakcie reinkarnacji. Jeśli szukasz najlepszego, największego duchowego przyjaciela poza sobą, to być może nigdy go nie znajdziesz, bo go tam nie ma. Tak jak Boga nie ma “tam”. Bóg jest tutaj. Nie szukaj Boga “gdzieś tam”. Boga szukaj tutaj. Szukaj poprzez swoją Jaźń. Znajdź miłość swojego życia… swoją Jaźń. Dzięki temu wszystko pokochasz.

Zszedłem do czegoś, co można nazwać Piekłem i było to bardzo zaskakujące doświadczenie. Nie było w nim Szatana czy zła. Moje zejście do Piekła było zejściem w indywidualną ludzką niedolę, ignorancję i ciemność niewiedzy każdego człowieka. Wydawało się to być wiecznością nieszczęścia. Ale każda z tych milionów dusz, które mnie otaczały, zawsze miała gwiazdkę światła. Tyle, że nikt nie zauważał tego. Byli tak pochłonięci swoimi własnymi żalami, traumą i nieszczęściem. Lecz po czasie, który wydawał się być wiecznością, zacząłem wzywać Światło, jak dziecko, które woła rodzica, by mu pomogło. Wtedy Światło otworzyło się, tworząc tunel, który pojawił się tuż przy mnie i odizolował mnie od tego całego bólu i lęku. Właśnie tak wygląda Piekło. Teraz uczymy się, jak chwycić się za ręce i razem wyjść z niego. Wrota Piekieł są teraz otwarte. Połączymy się, chwycimy za ręce i wspólnie wyjdziemy z Piekła. Światło podeszło do mnie i przybrało postać wielkiego, złotego Anioła.

Zapytałem: “Czy jesteś aniołem śmierci?”.
Odpowiedziało mi, że jest moją wyższą duszą, matrycą mojego Wyższego Ja, najdawniejszą częścią mnie. I wtedy zostałem zabrany do Światła.

Wkrótce nasza nauka zmierzy ducha. Czyż to nie wspaniałe? Wymyślamy urządzenia, które są czułe na subtelną energię, energię duchową. Fizycy używają akceleratorów, po to by doprowadzać do zderzenia atomów i przekonać się, z czego są zbudowane. Doszli do kwarków i powabów** i całej reszty. Któregoś dnia dojdą do tego, co scala te cząsteczki i nazwą to… Bogiem. Za pomocą akceleratorów nie tylko badają budowę cząsteczek, ale również je tworzą. Dzięki Bogu, większość z nich istnieje zaledwie milisekundy i nanosekundy***. Zaczynamy dopiero pojmować, że również stwarzamy istniejąc. Kiedy zobaczyłem wieczność, wszedłem w sferę, w której istnieje punkt, w którym przekraczamy wszelką wiedzę i zaczynamy tworzyć kolejny fraktal, następny poziom. Poznając, mamy moc by tworzyć. To Sam Bóg, który poprzez nas rozprzestrzenia się.

Od czasu powrotu doświadczam Światła spontanicznie i nauczyłem się, jak dostać się w tę przestrzeń niemal w każdej chwili podczas medytacji. Każdy z Was może zrobić to samo. Nie musicie umierać, by to osiągnąć. To jest w zasięgu waszych możliwości, macie do tego wszystko, co potrzeba. Ciało to najwspanialsza istota Świetlna, jaka istnieje. Ciało to Wszechświat niewiarygodnego Światła. Duch nie popycha nas do tego, by nasze ciało rozpuściło się. To nie tak. Przestań próbować stać się Bogiem; Bóg staje się Tobą. Tutaj.

Umysł jest jak dziecko, które biega po Wszechświecie, stawiając żądania i uważając, że to ono stworzyło Wszechświat. Lecz zapytaj umysłu: “Co wspólnego z tym ma twoja matka?”. To kolejny poziom duchowej świadomości. Oh! Moja matka! Nagle rezygnujesz z ego, ponieważ nie jesteś jedyną dusza we Wszechświecie.
Jedno z pytań, które zadałem Bogu, brzmiało: “Czym jest Niebo?”. Zostałem oprowadzony po wszystkich niebach, jakie zostały stworzone: Nirwana, Kraina Wiecznych Łowów oraz wszystkich innych. Zwiedziłem je. To są myślokształty, które sami stworzyliśmy. W rzeczywistości nie idziemy do nieba; jesteśmy przetwarzani. Lecz cokolwiek stworzyliśmy, zostawiamy w tym cząstkę siebie. To jest prawdziwe, ale to nie jest całość duszy.

Zobaczyłem Niebo chrześcijan. Wyobrażamy sobie, że to piękne miejsce, w którym stoimy przed tronem Boga, oddając mu cześć po wsze czasy. Sprawdziłem. To nudy! Tylko to mamy robić? To dziecinne. Nie chcę nikogo obrażać. Niektóre Nieba są bardzo interesujące, a niektóre bardzo nudne. Według mnie starożytne nieba są bardziej interesujące, np. indiańska Kraina Wiecznych Łowów. Egipcjanie mają fantastyczne nieba. Nieba ciągną się i ciągną. Jest ich wiele. W każdym z nich jest fraktal, który jest twoją indywidualną interpretacją, chyba że jesteś częścią zbiorowej duszy, która wierzy tylko w Boga danej religii. Ale nawet wtedy każdy jest nieco inny. To ta część ciebie, którą tam zostawiasz. W Śmierci chodzi o Życie, a nie o Niebo.

Zapytałem Boga: “Jaka jest najlepsza religia na Ziemi? Która jest właściwa?”.

A Bóg odpowiedział z wielką miłością: “Dla mnie to nie ma znaczenia”.

To była niewiarygodna łaska. Oznaczało to, że to my jesteśmy istotami, dla których to ma znaczenie. Najwyższy Bóg wszystkich gwiazd mówi nam: “Nieważne jakiego jesteś wyznania”. Religie pojawiają się i znikają, zmieniają się. Buddyzm nie istniał od zawsze, katolicyzm tak samo, i we wszystkich wkrótce będzie więcej światła. Obecnie więcej światła dociera do wszystkich systemów. W duchowości nastąpi reformacja, równie dramatyczna jak Reformacja Protestancka. Wiele osób będzie walczyć z tego powodu, jedna religia przeciwko innej, a każdy będzie wierzył, że racja jest po jego stronie. Wszyscy myślą, że posiadają na własność Boga, religie i filozofie, zwłaszcza religie, ponieważ tworzą one wielkie organizacje skupione wokół filozofii. Kiedy Bóg powiedział: “Dla mnie to nie ma znaczenia”, natychmiast pojąłem, że to dla nas ma mieć znaczenie. To ważne, ponieważ to my jesteśmy istotami, którym zależy. Dla nas to ma znaczenie i dlatego jest ważne. Najwyższy Bóg nie dba o to, czy jesteś Protestantem, Buddystą lub kimkolwiek innym. Chciałbym, żeby wyznawcy wszystkich religii to zrozumieli i żyli obok siebie. To nie jest koniec żadnej religii, ale rozmawiamy o tym samym Bogu. Żyj i daj żyć innym. Każdy ma swój własny pogląd, który składa się na wielki obraz, wszystko jest ważne.

Zanim znalazłem się po drugiej stronie, miałem wiele obaw dotyczących toksycznych odpadów, pocisków nuklearnych, eksplozji demograficznej, wyrębu lasów tropikalnych. Kiedy wróciłem, pokochałem każdy z tych problemów. Kocham odpady toksyczne. Kocham grzyba nuklearnego; to najświętsza mandala, którą stworzyliśmy w postaci archetypu. Ona właśnie, bardziej niż jakakolwiek filozofia czy religia na świecie, zjednoczyła nas nagle, wznosząc na nowy poziom świadomości. Wiedząc, że możemy wysadzić planetę pięćdziesiąt lub pięćset razy, pojmujemy w końcu, że być może wszyscy jesteśmy tu teraz razem. Przez jakiś czas musieli odpalać bomby, by nam to uświadomić. Wtedy zaczęliśmy mówić: “już tego nie potrzebujemy”. Teraz żyjemy w świecie bezpieczniejszym niż kiedykolwiek wcześniej, a będzie jeszcze bezpieczniejszy. Powróciłem więc z miłością dla odpadów toksycznych, ponieważ one nas zjednoczyły. To takie ważne kwestie. Jak powiedziałby Peter Russel: te problemy przybrały “rozmiar duszy”. Czy mamy odpowiedź na miarę duszy? TAK!

Wyrąb lasów tropikalnych wkrótce zmniejszy się i za pięćdziesiąt lat będzie tyle drzew, ile od dawna już nie było na naszej planecie. Jeśli interesuje cię ekologia, zajmij się nią; jesteś częścią systemu, który staje się świadomy. Zaangażuj się w to tak mocno, jak tylko możesz, ale nie bądź przygnębiony. To część czegoś większego. Ziemia przechodzi proces oswajania samej siebie. Nigdy już nie będzie tak dzika jak niegdyś. Będą jednak wspaniałe, dzikie, niedostępne miejsca, w których natura przetrwa w swej pierwotnej postaci. Ogrodnictwo i rezerwaty będą ważne w przyszłości. Liczba ludności zbliża się do optymalnego poziomu energetycznego, by wywołać zmianę w świadomości. Ta zmiana zmieni politykę, pieniądze, energię.

Co dzieje się, kiedy śnimy? Jesteśmy wielowymiarowymi istotami. Mamy dostęp do innych wymiarów poprzez świadomy sen. W rzeczywistości ten Wszechświat jest snem Boga. Jedną z rzeczy, o których się przekonałem, było to, że jesteśmy punkcikiem na planecie, która jest punkcikiem w galaktyce, która też jest punkcikiem. Istnieją wielkie systemy, a my jesteśmy czymś w rodzaju przeciętnego systemu. Ale istoty ludzkie już stały się legendą w całym kosmosie świadomości. Niewielka, chaotyczna istota ludzka z Ziemi/Gaji stała się legendarna. Jedną z rzeczy, dzięki którym przeszliśmy do legendy, są sny. Jesteśmy Legendarnymi Śniącymi. W rzeczywistości cały kosmos poszukuje sensu życia, znaczenia wszystkiego. A to właśnie ta niewielka istota, która śni, znalazła najlepszą odpowiedź. Wyśniliśmy ją. Sny są więc ważne.

Po śmierci i po powrocie, naprawdę szanuję życie i śmierć. Być może dzięki eksperymentom na DNA otwarliśmy wrota do wielkiej tajemnicy. Wkrótce już będziemy mogli żyć w jednym ciele tak długo, jak tylko zapragniemy. Po około 150 latach dusza intuicyjnie wyczuje, że czas na zmianę kanału. Życie wieczne w jednym ciele nie jest tak twórcze jak reinkarnacja, jak transfer energetyczny w tym fantastycznym wirze energii, w którym jesteśmy. Ujrzymy mądrość życia i śmierci i spodoba nam się to. Żyjemy od zawsze, tak jak teraz. Ciało, w którym obecnie jesteście, żyje od zawsze. Pochodzi od wiecznego strumienia życia, powraca do Wielkiego Wybuchu i poza niego. To ciało daje życie następnemu życiu, w gęstej i subtelnej energii.

To ciało istnieje już od zawsze.

* W fizyce uderzenia dźwiękowe to zjawisko, które pojawia się przy przekraczaniu prędkości dźwięku.

** Rodzaj cząstek elementarnych.

*** nanosekunda – 1 ns = 0,000000001s; milisekunda – 1ms = 0,001s.

tłumaczenie: INDYGO, astraldynamics.pl

autor artykułu: Mellen-Thomas Benedict

źródło: http://www.rozwojduchowy.net/artykuly/1 ... iatlo.html
http://soulowicz.wordpress.com/2012/08/ ... linicznej/


Tekst może trochę długi ,ale moim zdanie warto przeczytać.W sam raz lektura na niedzielę.Życzę wszystkim miłych wrażeń i miłej niedzieli Uśmiech
Zapisane

Na wszystkie sprawy pod niebem jest wyznaczona pora.

            Księga Koheleta 3,1
songo1970


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 22
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 4934


KIN 213


Zobacz profil
« Odpowiedz #6 : Wrzesień 02, 2012, 10:30:59 »

Rzeka światła- tam rodzą się dusze Uśmiech
Zapisane

"Pustka to mniej niż nic, a jednak to coś więcej niż wszystko, co istnieje! Pustka jest zerem absolutnym; chaosem, w którym powstają wszystkie możliwości. To jest Absolutna Świadomość; coś o wiele więcej niż nawet Uniwersalna Inteligencja."
Strony: [1] |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.117 sekund z 21 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

companions wild-reign halotupsy world-anime madex