Wielu tak zwanych sceptyków stoi z boku, przygląda się, i dołączy do reszty w odpowiednim czasie.
"Dobry czas", to taki moment, kiedy już nie można się cofnąć, albo rzeczy stają się tak oczywiste, że zainteresowany nie chcąc narazić się na śmieszność pozwala się (przy ogólnym aplauzie ) zaprosić i usadawia się w najbardziej wygodnym dla niego miejscu. Sceptycyzm bierze się z obawy przed opinią społeczną, sceptyk bardzo boi się szyderstwa, woli być w bezpiecznym położeniu, więc na razie poczeka, aż wszystko się wyjaśni...
Pozdrawiam - Thotal
Thotal, bardzo mi przykro, że w ten sposób zrozumiałeś moją wypowiedź. Strach przed ośmieszeniem nie jest powodem braku wiary, a przynajmniej nie zawsze. Widzisz, gdybym bała się ośmieszenia, to nie udzielałabym się na tym forum, gdyż obracam się głównie w towarzystiwe realistów, dla których tematu tutaj zawarte mogły by być tematem do śmiechu, a moje zainteresowanie forum nie pozostało przez nich nie zauważone. Powiedziałam "mogło by być tematem do śmiechu" - to powinno dać Ci do zrozumienia, że realiści będą mieli neutralny stosunek do takich zagadnień (w tym również do Twoich przekonań), oni to (Cię) tolerują, dlaczego Ty więc zarzucasz im brak wiary będący efektem strachu przed ośmieszeniem?
Twoje stwierdzenie, które w moim przekonaniu, zostało napisane do mojej osoby, jest dalece błędne i niesprawiedliwe.
Może napiszesz, że źle się wyraziłeś albo że nie miałeś tego na myśli, ale tak naprawdę to zrobiłeś. Nie zastanowiłeś się nad logiką swojej wypowiedzi, napisałeś, co Ci ślina na język przyniosła. W tej chwili mam tylko nadzieję, że nie wszyscy popierają Twoje zdanie.
Wyrażę się jaśniej odnośnie mojego poglądu. Wiem Chanell, że zbombardowałaś mnie wczoraj pytaniami, w co wierzę, ale byłam już zmęczona i nie chciałam się rozwijać, zostawiłam sobie to na dzisiaj.
W moim życiu miało miejsce wiele niewyjaśnionych zjawisk. Pojawiły się one po śmierci najdroższych mi osób, które odeszły w czasie jednego roku. Niektóre z tych zjawisk miały charakter bardzo gwałtowny, ale krótkotrwały, inne zaś trwają nieprzerwanie do dziś, ale straciły na sile. Gdybym śmiało takie zjawiska nazywała po imieniu tak jak Wy, pewnie nie starczyło by w mojej głowie miejsca na te rewelacje i zwariowałabym sześć lat temu. Jednak zachowałam zimną krew i wyszłam z tego, w czym się znajdowałam bez najmniejszych krzywd. Wielu innych by sobie z tym nie poradziło, tego jestem pewna, ponieważ nie byłam jedyną osobą uwikłaną w ten ciąg wydarzeń i widzę na co dzień, jak ta druga osoba codziennie musi podejmować z tym walkę. Różnica między mną a nią była jedna - ja starałam się badać, nie bać, wyjaśniać, wyjaśniać w jak najbardziej racjonalny sposób tak, abym mogła to zrozumieć i nauczyć się z tym żyć. Ona z kolei we wszystkim widziała to, co ja z góry odrzucałam.
To forum nie daje mi odpowiedzi na moje pytania, daje mi sugestie, na które odpowiadam sobie sama. Nie odbywa się to w sposób - przeczytałam więc wierzę, a w sposób - przeczytałam, teraz postaram się zebrać o tym jak najwięcej informacji, a po ich przeanalizowaniu uwierzę bądź nie. Mam naturę badacza, nie sceptyka. Nie neguję wszystkiego z góry.
Najpierw staram się jak najwięcej o tym dowiedzieć. Dla mnie najcenniejsza jest wiedza (choćby była mi nawet niepotrzebna). To ma odzwierciedlenie nawet w moim życiu codziennym. Jestem humanistką, a wybrałam ścisły kierunek studiów, jakim jest informatyka. Celem było przeobrażenie własnego "nie umiem" w "stać mnie na to".
Może i musiałam poświęcać więcej czasu na naukę niż inni, może i byłam jedyną dziewczyną na auli, trudno było ukryć to, w czym byłam naprawdę dobra (ponieważ nawet na informatyce w każdym semestrze miałam jeden humanistyczny przedmiot), wszyscy wiedzieli, że tam nie pasuję, ale pokazałam im, że stać mnie na to. Po obronie pracy chodziłam dumna jak paw jeszcze przez miesiąc. Udowodniłam sobie, że człowiek może jeśli chce. Wiedziałam, że mogę o wiele więcej i teraz przygotowuję się już do następnego kierunku (również nie humanistycznego). Kierunek humanistyczny zostawię sobie na sam koniec edukacji, jak smaczny deser po męczącym obiedzie. Jak ukoronowanie trudów nauki.
Do czego dążę? Ano do tego, że ludzie powinni zdobywać jak najbardziej wszechstronną wiedzę. Nawet taka, która może się na ten moment okazać nieprzydatna, w przyszłości może zaowocować.
Wiedza jest najistotniejsza w całym naszym życiu, a ja jestem chłonna informacji. Każdej bez wyjątku. Mniej czy bardziej ważnej. Chcę wiedzieć jak najwięcej, zbadać jak najwięcej i wyciągnąć z tych badań satysfakcjonujące mnie wnioski.
Nie jestem sceptykiem dlatego, że boję się ośmieszenia. Naprawdę mam poczucie humoru i jeśli ktoś chce się ze mnie pośmiać - śmiało - dołączę do niego. Byle by powód ku temu śmiechu był...
Nie uznaję półśrodków. Nie ma takich. Dla mnie wszystko dookoła da się zbadać, potwierdzić lub zanegować. Odpowiedź zależy od punktu odniesienia.
Nie dawajcie mi do zrozumienia, że pomyliłam fora. Nie macie takiej siły sprawczej, żeby mnie stąc usunąć, a ja mam w sobie za dużo pytań, żeby odejść bez odpowiedzi.
Żeby było jasne - Thotal, Chanell - nie mam Wam za złe Waszego zachowania wobec mojej osoby. Tak jak Wy macie prawo zadawania pytań, tak ja mam prawo stawiania odpowiedzi. W tym temacie powiedziałam, co myślę, wyraziłam się niestety przeciwnie do zdania wszystkich tutaj się wypowiadających. Nie dlatego, żeby zanegować to, w co wierzycie.
Skorzystałam z prawa użytkownika do wypowiedzenia się w każdym wątku na forum. Zrobiłam to kulturalnie.
Mam wrażenie, że to Wasze zachowanie bierze się ze strachu przed ośmieszeniem Was z mojej strony.
Wyglądało to schematowo. Pytanie: Czy wierzycie, 1 odpowiedź - "tak, bo bla bla bla", 2 odpowiedź - "tak, bo bla bla bla", 3 odpowiedź - "tak, bo bla bla bla", 4 odpowedź - "nie, bo bla bla bla", 5 odpowiedź - "nie wierzysz, bo się boisz".
Taki stosunek do mojego zdania wydaje się być obroną. Ale nie ma się przed czym bronić! Ja Was nie atakuję, mogę się z Wami nie zgadzać, mogę o tym głośno powiedzieć, nikt mi tego nie zabroni.
Trochę więcej tolerancji dla odmienności poglądowej
I wszystkim będzie żyło się lepiej.