Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Kwiecień 29, 2024, 20:17:49


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: 1 2 3 4 [5] 6 7 8 9 |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Małżeństwo - związek zalegalizowany a miłość  (Przeczytany 86051 razy)
0 użytkowników i 2 Gości przegląda ten wątek.
Thotal
Gość
« Odpowiedz #100 : Wrzesień 07, 2009, 00:58:15 »

Każdy człowiek potrzebuje miłości, a za tę chęć często się zatraca...


Pozdrawiam - Thotal Uśmiech
Zapisane
koliberek33
Gość
« Odpowiedz #101 : Wrzesień 07, 2009, 01:00:08 »

Jeśli się samemu nie umie dawać, to się i człowiek zatraca, ot i co! Smutny
Zapisane
Thotal
Gość
« Odpowiedz #102 : Wrzesień 07, 2009, 01:04:52 »

Albo zatraciwszy się zupełnie, nie wie, że może dać cokolwiek...


Pozdrawiam - Thotal Uśmiech
Zapisane
koliberek33
Gość
« Odpowiedz #103 : Wrzesień 07, 2009, 01:10:43 »

I w ten o to sposób mamy najzwyklejsze uzależnienie, czyli  "słodką" dysfunkcję rodzącą patologię.  Zły



I oczywiście jasne, że wciąż pozdrawiam, tylko żem w pisaniu leń! Duży uśmiech

koliberek.
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 07, 2009, 01:24:25 wysłane przez koliberek33 » Zapisane
Kahuna
Gość
« Odpowiedz #104 : Wrzesień 07, 2009, 01:58:46 »

Thotal.Karabiny same nie zabijaja.,sa tylko narzedziem w rekach ludzi.
To samo dzieje sie z pieniedzmi.Trudno jest obwiniac pieniadz
za nasze ulomnosci i dlatego musimy sie wciaz doskonalic,aby
wyeliminowac i karabiny i wzajemne zaleznosci.
Pozdrawiam.
Zapisane
jeremiasz
Gość
« Odpowiedz #105 : Wrzesień 08, 2009, 09:05:09 »

Przyglądam sie tej dyskusji i takie oto wyciągam wnioski.

Ci, którzy tak bardzo upierają się przy formalnych związkach jako argument często powołują się na odpowiedzialność, opiekę, zapewnienie warunków finansowych rodzinie, itp
Chciałbym zauważyć jednak, że odpowiedzialność czy opieka nad rodziną nie ma nic wspólnego z tym czy związek jest formalny czy nie.
Można bowiem wziąść odpowiedzialność za związek nieformalny i uchylać się od odpowiedzialności w związku formalnym. Przykłady na to widoczne są na każdym kroku.

Kolejny argument za związkiem formalnym - to tzw. deklaracja miłości. Informowanie wszem i wobec, że od tej pory ta para na zawsze już będzie razem.
W takim razie pytam - komu to jest potrzebne?
Jest taki mechanizm, który pomaga np. walczyć z nałogami. Powiedzieć o tym, ze np. postanawiam rzucić palenie swojej rodzinie. Wtedy czuję większą presję na wytrwaniu w tym zobowiązaniu, wtedy niejako rodzina mnie "wspiera", a raczej wspiera mnie samego wstyd, ktory będzie większy jeżeli złamię publiczną obietnicę, publiczne zobowiązanie.

Oczywiście, jest także druga strona medalu. Czyli  - jesteśmy szczęśliwi i chcemy aby cały świat się o tym dowiedział i cieszył się wraz z nami.

Czego jest więcej, każdy może sobie to ocenić.

Pojawił się zarzut, że wytrwanie w związku formalnym jest trudniejsze, a nieformalny tak łatwo zerwać, itp.
To mi przypomina taką sytuację, spotykają się dwie koleżanki. Jedna zamężna druga singielka.
- zobacz, ja tutaj muszę w tym chłopem siedzieć, nic nie robi cały dzień, pije, bije...  a co u Ciebie?
- no zerwałam z Maćkiem bo mnie okłamywał, ale spotykam się z Józkiem - odpowiada singielka
- no tak, ja to mam ciężkie życie, nie to co ty - mówi mężatka

Brutalnie powiem - jeżeli ktoś jako argument ZA związkiem formalnym podaje, że jest to trudniejsza sprawa, że trudniej się rozejść, itp to zachowuje się jak ktoś kto bierze 100kg wór na plecy i płacze - "patrzcie jak mi ciężko".
Jeżeli komuś imponuje zachowanie męczennika to jego sprawa, ale niech nie robi z tego filozofii, niech nie szuka jakiś dziwnych wytłumaczeń, itp - tylko powie wprost - "cierpię, bo lubię".

Dyskutowaliśmy także o strachu.
Że często ludzie nie biorą ślubu ze strachu, że żyją sobie razem "na próbę" żeby sprawdzić czy się uda.
To świetny przykład strachu uświadomionego. Wiem czego się boję i staram się unikać takich sytuacji - boję się wydatków przy rozwodzie, boję się problemów, sądów, itp.
No cóż. Ja także, ze strachu, nie dotykam przewodów pod napięciem. Mam świadomość tego jakie mogą być skutki.

Nieskończenie gorszy, jest NIEUŚWIADOMIONY strach.
Strach przed odrzuceniem przez społeczeństwo, rodzinę jeżeli zamieszka się razem przed ślubem. Bo przecież wszyscy porządni ludzie biorą ślub a nie żyją na kocią łapę.
Strach przed starością w samotności. Bo przecież latka lecą a nie ma niczego lepszego na oku.
Strach przed biedą, życiem w nędzy. Przecież on dobrze zarabia, a moja pensja to wystarczy jedynie na waciki...
Itp, itp..
Ten strach, wprogramowany w nas. np przez rodziców kiedy jako dzieci przysłuchiwaliśmy się ich rozmowom, to jakich określeń używali ("zdziwaczała stara panna", "robili TO przed ślubem - kto to widział", itp, itp)
ten strach siedzi w nas i popycha nas do robienia różnych rzeczy.

Znajdujemy na to różne wyjaśnienia, staramy się przekonać innych ludzi o swoich racjach, wypieramy się tej emocji.
Dlaczego?
Także ze strachu.
Bo inaczej uświadomilibyśmy sobie wtedy jak nędzne życie prowadziliśmy do tej pory. Spojrzelibyśmy prawdzie w oczy i łkalibyśmy przez tydzień, pierwszy raz rozumiejąc co zrobiliśmy ze swoim prawdziwym kochającym i pragnącym miłości JA.

Od tej pory nic już nie będzie takie samo.
Czego wszystkim serdecznie życzę.

pozdrawiam
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 08, 2009, 09:07:27 wysłane przez jeremiasz » Zapisane
Thotal
Gość
« Odpowiedz #106 : Wrzesień 08, 2009, 09:26:35 »

Kochające wewnętrzne JA najbardziej ceni sobie wolność.

Bo MIŁOŚĆ  =  WOLNOŚĆ


Wszystkie konflikty rodzinne polegają na wkraczaniu na "cudze terytoria", zawłaszczaniu sobie praw należących do współmałżonka, dzieci, rodzeństwa itd. Żaden "zniewalający" dokument nie jest w stanie dopilnować kochającego wewnętrznego JA przed buntem.



Pozdrawiam - Thotal Uśmiech
Zapisane
Val Dee
Gość
« Odpowiedz #107 : Wrzesień 08, 2009, 11:22:59 »

a mnie ciekawi jak wszyscy "single" tak mają złe komuś za to, że woli związek formalny... ;P

to jakiś kompleks jest czy coś?

jeremiaszu fajnie że mówisz o kochającym JA ale prawdziwa miłość to dbanie przede wszystkim nie o JA ale o NIĄ/NIEGO...

ja w małżeństwie nie widzę naprawdę nic złego - są to trwalsze związki a kto będzie chciał z niego odejść to odejdzie i tak

ja nie rozumiem jak można bać się rozwodów a nie bać się ślubu - przecież to znacznie większy stres...

ale problem widzę w tym, że tzw single nie zrozumieją żonatych/mężatych - bo nigdy w małżeństwie nie byli ;P
odwrotna sytuacja jest niemożliwa gdyż KAŻDY był kiedyś w związku nieformalnym - część postanowiła sobie jednak wyznać miłośc przed świadkami, Bogiem czy USC (do wyboru - do koloru) tym samym podnosząc związek o jeden szczebel Uśmiech
Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #108 : Wrzesień 08, 2009, 11:31:01 »

MILOSC rowna sie Wolnosc, - jakos mi to wszystko nie pasuje. Pierwsza milosc, wspolne mazenia, chec bycia z soba w kazdej minucie, oddychac soba, zamieszkac razem, chec mienia dziecka z tym kochajacym mezczyzna- kobieta, budowac razem przyszlosc i zestrzec sie razem. Jest to program majwiekszej milosci dwojga ludzi. Miedzy wierszami tego programu nie pisze jak to wszystko naprawde wyglada, wkradaja sie miedzy ten plan stare, niemodne przyzwyczajenia ktore czesto rozbrajaja ten przepiekny program naszej wymarzonej milosci, i to jest prawda ze zaden slub nie pomoze, jezeli lenistwo, naiwnosc, brak odpowiedzialnosci  zajma miejsce w tym programie. Ja mysle ze jezeli ja kogos kocham i jestem przekonana ze to jest ta osoba z ktora chce cale zycie przezyc, to musze wiedziec jak to sie stanie:
         Dzisiaj wiemy wszyscy ze musimy pracowac, tak wiec oboje wychodza rano do pracy i pod wieczor wracaja razem do domu, tak wiec razyem zarabiali na utrzymanie tego wspolnego gniazda. Uwazam ze  w dzisiejszych czasach nie moze istniec
dawne przyzwyczajenie ze pan po powrocie do domu siada i czyta gazete, a kobieta po calym dniu pracy, idzie dalej do pracy
gotuje obiad, podaje do stolu, potem pranie ,pracowanie, odkuzenie mieszkania, przygotowanie do pracy w nastepnym dniu- tak wiec nastepny etat ktory jest nigdy nie zaplacony. Tak wlasnie wkradaja sie nieporozumienia ktore niszcza ta wspaniala milosc.  Czesto miedzy tym dwojga jedno jest masywnie wykozystywane , czy to jest sprawoedliwe i jak dlugo moze ciagnac ta osoba wykozystywana taka sytuacje.
Zyjemy w czasach ze musimy razem pracowac, aby uzeczywistnic nasze marzenia, aby budowac nasze jutro razem i dzielic
je razem. To jest recepta na przetrwanie wspolnego zycia . Czlowiek musi ciagle sie uczyc , kazdego dnia musi miec oczy otwarte i widziec co jest do zrobienia, jak mozna wypoczac, ale razem, pomyslec obopolnie o przyjemnosciach, a kiedy przychodzi jakis zyciowy problem byc blisko tek ukochanej osoby i podac reke, nie zostawiac na lodzie. Obojetnie czy to jest
mezczyzna czy kobieta, oni ciagle powinni byc razem.

Ja mysle ze na milosc prawdziwa musi sie zlozyc duzo roznych  zyciowych skladnikow, aby mogla rosnac i rozwijac sie zdrowo, napewno wolnosc , zaufanie powinno byc na pierwszym niejscu.  Pozdrawiam Rafaela
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 08, 2009, 18:48:20 wysłane przez Rafaela » Zapisane
east
Gość
« Odpowiedz #109 : Wrzesień 08, 2009, 18:25:19 »

(..)  część postanowiła sobie jednak wyznać miłośc przed świadkami, Bogiem czy USC (do wyboru - do koloru) tym samym podnosząc związek o jeden szczebel Uśmiech
Czyli, że jak wyznam miłość do kobiety przed kolegami-świadkami, albo we własnym sercu, przed Bogiem, który widzi wszystko , albo przed starszyzną wioski, lub przed kapitanem na statku ( też ma uprawnienia administracyjne ), to znaczy, że podniosłem związek już o szczebel wyżej ?
Według mnie o tym kolejnym szczeblu świadczy raczej to, co napisała Rafeala o wspólnym życiu , a nie to przed kim się miłość wyznaje.
Należałoby osobno rozpatrywać małżeństwo jako akt administracyjny i osobno jako akt mistyczny, a jeszcze inaczej jako deklaracja własna.
Zapisane
Thotal
Gość
« Odpowiedz #110 : Wrzesień 08, 2009, 18:34:33 »

Rafaello potwierdzasz moją opinię, że miłość to wolność, człowiek wolny może wybierać każdego dnia miłość do swojego współmałżonka, czując się kochany oddaje miłość pomnożoną, angażując się w życie rodzinne, pracę, poświęcenie, wyrozumiałość.


Pozdrawiam - Thotal Uśmiech
Zapisane
jeremiasz
Gość
« Odpowiedz #111 : Wrzesień 09, 2009, 08:27:13 »

Cytuj
MILOSC rowna sie Wolnosc, - jakos mi to wszystko nie pasuje.
Może dlatego, że pierwsze skojarzenie między związek a wolność czyli "wolny związek" rozumiemy tak a nie inaczej.

Powiedz mi, co jest łatwiej zrobić?
Założyć komuś obrączkę, przywiązać go do siebie słowami "nie mogę bez ciebie żyć", "od tej pory tylko my na zawsze", itp..
czy może powiedzieć:
"jeżeli pasuje ci moje towarzystwo, to zapraszam, jeżeli nie - możesz bez wyrzutów się oddalić"

pomyśl teraz w drugą stronę,
chciałabyś aby ktoś Cię uwiązał do siebie, czy może aby Twoja obecność przy nim była Twoim wyborem?

pozdrawiam

=====================================

Cytuj
jeremiaszu fajnie że mówisz o kochającym JA ale prawdziwa miłość to dbanie przede wszystkim nie o JA ale o NIĄ/NIEGO...

Nieprawda.
powinieneś dbać o SIEBIE, o swoje szczęście. Jeżeli sam z siebie będziesz szczęśliwy, to obdzielisz tym szczęściem cały świat.
Twój partner/partnerka także powinien dbać o SIEBIE, o swoje szczęści. On/Ona także wtedy potrafi obdzielić szczęściem cały świat.
Jeżeli każdy z partnerów jest sam z siebie szczęśliwy to przy połączeniu dadzą jeszcze większe szczęście.

Uczą nas w szkołach, domach, że powinniśmy dbać o tę drugą stronę.
I można się zgodzić z tym tylko jeżeli chodzi o wsparcie, o pomoc przy wspólnych obowiązkach, o opiekę w czasie choroby - to jasne.

Natomiast nie dotyczy się to ogólnie przyjętego "szczęścia".
Dam Ci przykład:
Jako kawaler facet lubi chodzić z kumplami na piwo - taki ma zwyczaj, sprawia mu to frajdę i nie ma w tym nic złego.
Po ślubie żona próbuje wywrzeć na nim presję:
- a może byś wziął mnie ze sobą, a po co masz tam iść, przecież ja jestem w domu, itp
Zwykle  facet w imię "miłości" postanawia zmienić się, postanawia zarzuć dawny zwyczaj, który dawał mu frajdę.
Nie chodzi już z kolegami na piwo. -  "Bo miłość wymaga poświęceń".
A ona "zadowolna". Zamiast przyznać się sama przed sobą, że boi się tego co jej facet tam robi i przyjrzeć się tej emocji, woli wpłynąć na faceta. I tylko odracza wyrok.


Jego ulubionym ubiorem są jeansy i swetr, ale idą na przyjęcie do znajomych.
Zawsze chodził w jeansach i swetrze do tych znajomych, ale teraz idzie pierwszy raz z żoną.
I ona mu gdera - może byś ubrał marynarkę, może ubrał inne spodnie.
I facet rezygnuje. "Bo miłość wymaga poświęceń"
Idą na imprezę, facet źle się czuje w garniturze.
A ona "zadowolna". Znowu zamiast przyznać sama przed sobą, że boi się co powiedzą ludzie kiedy zobaczą ich rożnie ubranych (ona odstrzelona a on w starych jeansach) tylko odracza wyrok.

Facet wieczorami lubi kleić sobie samoloty. Małe, plastikowe. To jego hobby.
Ale żona - że może by się wziął do jakiejś roboty, że samolociki to kleją mali chłopcy a nie starzy faceci, że kto to widział.
I facet rezyguje ze swojego hobby, rezygnuje ze swoich pasji.
Bo to nie wypada, bo może ma rację, bo "miłość wymaga poświęceń"

A potem pewnego dnia poznaje kobietę, która akceptuje jego wyskoki do baru, akceptuje jego jeansy i jego samolociki.
I dopiero teraz zaczyna się dramat.

A wszystko dlatego, że z miłości do żony zrezygnował z samego siebie.

Ku przestrodze.

pozdrawiam
ps. przykład dotyczył faceta i jego "wrednej" żony, ale równie często jest dokładnie odwrotnie.

Scaliłem posty
Darek


« Ostatnia zmiana: Wrzesień 09, 2009, 09:00:48 wysłane przez Dariusz » Zapisane
Val Dee
Gość
« Odpowiedz #112 : Wrzesień 09, 2009, 09:05:59 »

no to teraz SPRAWDZAM!

napisać mi tu kto jest małżonkiem/żoną ;P

a kto żyje w wolnym związku ;P

tylko bez kłamstw i krętactw!

KAWA na ŁAWĘ!!! ;P

jeremiasz - a jak w domu jest małe dziecko i żona chce aby mąż pomógł i nieco ją odciążył a on sobie woli iść na piwo z kolegami to żona go ogranicza czy po prostu stara się mu dać do zrozumienia, że powinien się bardziej odpowiedzialnie zachowywać? (to odnośnie Twojego powyższego postu)
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 09, 2009, 09:07:39 wysłane przez Val Dee » Zapisane
jeremiasz
Gość
« Odpowiedz #113 : Wrzesień 09, 2009, 09:55:34 »

Cytuj
jeremiasz - a jak w domu jest małe dziecko i żona chce aby mąż pomógł i nieco ją odciążył a on sobie woli iść na piwo z kolegami to żona go ogranicza czy po prostu stara się mu dać do zrozumienia, że powinien się bardziej odpowiedzialnie zachowywać? (to odnośnie Twojego powyższego postu)

Jeżeli żona chce aby mąż pomógł bo jest małe dziecko to powinien pomóc żonie. Tutaj nie ma żadnej wątpliwości.
Chodzi o wspólną odpowiedzialność za potomstwo.
Zysk z tego, że mąż zostanie w domu jest taki, że np. mogą się podzielić obowiązkami.

Powiedz mi, co żona traciła albo zyskiwała kiedy mąż poszedł na piwo, kiedy ubrał jeansy albo sklejał samolot?
Niczego nie traciła ani niczego nie zyskiwała.
Utwierdzała się tylko w swoim strachu.

Inaczej mówiąc: nikomu nic by się nie stało, gdyby poszedł na piwo albo ubrał jeansy czy sklejał samoloty.
Kiedy zaś trzeba się opiekować dzieckiem, to piwo czy samolot idzie w odstawkę. Ale nie dlatego, że żona tego chce.
Dlatego, że opieka nad dzieckiem tego wymaga.

pozdrawiam

ps. żyję w zalegalizowanym związku
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 09, 2009, 10:02:54 wysłane przez jeremiasz » Zapisane
koliberek33
Gość
« Odpowiedz #114 : Wrzesień 09, 2009, 11:59:28 »

A propos tych jensów, samolocików etc...  Twierdzisz zatem, że wolny związek automatycznie wyeliminowałby te problemy i tak żyliby sobie wolni i szczęśliwi z większą szansą na przetrwanie, bo są wolni? Mam za ścianą taki wolny związek i tak się wciąż głośno kłócą, a raczej żrą, ( choć bardzo fajni ludzie z osobna), że jestem mimowolnym świadkiem tych przekraczających daleko zdrowy rozsądek awantur, że niejedno małżeństwo, aż tak nie ma. A też są za drugą ścianą, u góry, na dole... A ściany cienkie! A więc wszędzie i różnie bywa. Jako rzekłem, nie w formie się to zawiera, ale przede wszystkim w nas samych. Jak jesteś głupi, to nic cię i nikt człecze z tego nie wyzwoli, jeśli sam nie podejmiesz takiej decyzji. A jeśliście się rzeczywiście niedobrali, a ty stoisz na wysokości zadania wciąż i pracujesz ze sobą i nad sobą, to osoba niepożądana, leniwa, głupia, "zła" "odpadnie" w taki sposób, że cię to nie zaboli i ona nie będzie się czuła zraniona. Niejako " samo i bezboleśnie" się to wszystko dokona. A więc rwanie szat i granie roli cierpiętnika na nic i nikomu się nie zda.


koliberek święty Mrugnięcie


A propos pomagania żonie: to znałem w przeszłości takie małżeństwo, w którym kiedyś mąż rzekł do żony: "Kochanie wytarłem ci kurz z fortepianu", a ona jemu na to: "Kochanie jeśli wytrzesz mi kurz z mojej trumny, to wtedy mi o tym powiedz, dobrze?".

 Uśmiech
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 09, 2009, 12:07:02 wysłane przez koliberek33 » Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #115 : Wrzesień 09, 2009, 12:07:55 »

Piszac moja wiadomosc bralam pod uwage ludzi doroslych. Co ja teraz czytam, poprostu to co zawsze ma miejsce.
Ona mowi to, ona kaze mi to, ona tu, ona tam, a ja biedny robie wszystko z milosci ze az mam tego dosyc.-
A moze od pierwszego dnia rozpoczac inaczej zycie we dwoje. Kiedy idziecie razem do pracy i potem razem wracacie do domu, tak wiec razem nalezy myslec o pracach zwiazanych z domem i rodzina.  Planowanie co najpierw , a co potem, a kiedy wszytko
jest zalatwione , to mysle ze bez problemu on moze isc na piwo z kumplami, a ona do swojej mamy czy przyjaciolki.
Zapomnialam ze powinni zachowac swoje hobby i zmiescic je w rodzinie.
Drodzy panowie, wczesniej zalatwiala matka mase spraw, ze mogliscie robic na co mieliscie ochote. Teraz przyszedl czas ze ta zapracowana matka ma nareszcie czas dla siebie i niech biedaczka pozyje jeszcze pare lat w spokoju, niech spelni swoje marzenia, rozwinie swoje hobby i zobaczy jak wyglada swiat.
Trzeba prawdzie w oczy spojzec, szukacie zawsze kogos do wykozystania, najpierw matka, potem zona, a potem ta trzecia- ale pamietajcie nie na dlugo. A tak naprawde, to nalezy sie wstydzic za takie pojmowanie doroslego zycia pasozytniczego.
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 09, 2009, 12:08:12 wysłane przez Rafaela » Zapisane
jeremiasz
Gość
« Odpowiedz #116 : Wrzesień 09, 2009, 12:41:32 »

Cytuj
A propos tych jensów, samolocików etc...  Twierdzisz zatem, że wolny związek automatycznie wyeliminowałby te problemy i tak żyliby sobie wolni i szczęśliwi z większą szansą na przetrwanie, bo są wolni?
Nic takiego nie twierdzę.
Moja odpowiedź dotyczyła tego czy należy dbać o siebie czy o partnera. Obojętne czy w związku formalnym czy nie.

Może to nieporozumienie wynikło z tego, że w pierwszej części była odpowiedź na pytanie o wolność w związku.

pozdrawiam

« Ostatnia zmiana: Wrzesień 09, 2009, 12:44:04 wysłane przez jeremiasz » Zapisane
Rafaela
Gość
« Odpowiedz #117 : Wrzesień 09, 2009, 12:45:01 »

Moja odpowiedz jest jednoznaczna, jesli tworzy sie zwiazek , to nalezy dbac obopulnie, razem pracowac i razem wypoczywac, choc kazdy moze odpoczywac inaczej.



Jesli chodzi o wolnosc w zwiazku, to nalezy zapytac jaka wolnosc, takich wolnosci moze byc duzo. Jesli ktos chce zyc w wolnosci- to zwiazek  obojetnie jaki to juz przeszkoda. WOLNOSC to WOLNOSC
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 09, 2009, 12:47:51 wysłane przez Rafaela » Zapisane
jeremiasz
Gość
« Odpowiedz #118 : Wrzesień 09, 2009, 12:46:13 »

Cytuj
Trzeba prawdzie w oczy spojzec, szukacie zawsze kogos do wykozystania, najpierw matka, potem zona, a potem ta trzecia- ale pamietajcie nie na dlugo. A tak naprawde, to nalezy sie wstydzic za takie pojmowanie doroslego zycia pasozytniczego.
Kobieto, jakich Ty facetów spotykasz? Uśmiech

pozdrawiam
Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #119 : Wrzesień 09, 2009, 12:59:32 »

z forum?  :]
Zapisane
koliberek33
Gość
« Odpowiedz #120 : Wrzesień 09, 2009, 13:02:26 »

Zdaje się, że przedmówczyni Jeremiasza, to Rafaela. Jeśli się chce jakąś kobietę zdyskredytować, upokorzyć, to się mówi do niej właśnie per "kobieto". Dalej to już zmilczę sobie, bo bym się znowu zanadto rozpisał... Smutny

A w związku dobrze jest, jeśli dba się tak samo o siebie jak i o partnera, ( o jego, czy jej przestrzeń także). Czyli, jak to było? : "Miłuj bliźniego swego jak siebie samego"? "A z żoną swoją jednym ciałem od tej chwili jesteście?" Tak to mi się kojarzy, nie inaczej!
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 09, 2009, 17:00:39 wysłane przez koliberek33 » Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #121 : Wrzesień 09, 2009, 13:03:31 »

Zwrot "kobieto" upokarza?  Szok
Zapisane
koliberek33
Gość
« Odpowiedz #122 : Wrzesień 09, 2009, 13:11:17 »

Otóż i to! Kobiety, to subtelne istoty, może Ty byś wolał, gdyby do Ciebie, zwracać się per mężczyzno, zamiast po imieniu. Chociaż mężczyźni są tak obecni zniewieściali, że potraktowaliby to jako najwyższy komplement. Jak zatem mogą pojąć zwrot skierowany do kobiety. A "kobieta  wszak to nie człowiek" i takie tam inne nierzadko królujące jeszcze stereotypy. Na szczęście, już coraz bardziej śladowo i w kawałach się pojawiające, ale jednak....

Bardzo uprościłem, ale tak gorąco i nie chce mi się więcej uzasadniać. Szkoda dnia! Afro
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 09, 2009, 13:14:03 wysłane przez koliberek33 » Zapisane
Symeon
Gość
« Odpowiedz #123 : Wrzesień 09, 2009, 13:19:13 »

Zwrot "kobieto" według mnie jeszcze nie upokarza, gorsze jest powiedzenie o swej żonie "moja stara" Mrugnięcie
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 09, 2009, 13:19:52 wysłane przez Symeon » Zapisane
jeremiasz
Gość
« Odpowiedz #124 : Wrzesień 09, 2009, 15:19:29 »

Nie chciałem nawet w najmniejszym stopniu dokuczyć Rafaeli, przykro mi jeżeli to tak zostało odebrane.
Przepraszam.

pozdrawiam
Zapisane
Strony: 1 2 3 4 [5] 6 7 8 9 |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.036 sekund z 17 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

rekogrupastettin world-anime naprawiacze kociaprzystan grotasmierci